|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Hilsonka
Pacjent
Dołączył: 16 Maj 2009
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze wsi Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 10:23, 16 Maj 2009 Temat postu: My first fik |
|
|
Kategoria: love
To mój pierwszy fik tego rodzaju, mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie xD. Nie wiem, czy cenzura +13 jest słuszna, także jak uważacie inaczej to zaproponujcie zmianę No, to zaczynamy (nie ukrywam, że się stresuję, bo jedyne moje publikacje to blog z fikiem o Harrym Potterze kilka lat temu )
Wstęp
Hmm… Cameron mogłaby przestać się tak do mnie mizdrzyć. Po pierwsze Chase przez cały czas wychodzi z siebie, żeby zwróciła na niego uwagę, a poza tym, to zaczyna mnie to irytować. Chociaż to śmieszne- patrzeć Cam się produkuje i usiłuje posyłać mi pełne inteligencji spojrzenia. Ciekaw jestem jak by zareagowała, gdyby się dowiedziała, że jestem od pół roku z Wilsonem. Co prawda raz jedna z moich pacjentek (taka napalona czternastka) wparowała do gabinetu, kiedy ja i Wilson się całowaliśmy i od tego czasu po szpitalu krążą plotki, ale do tej pory nie zaszkodziło to mojemu jakże wspaniałemu wizerunkowi. Kiedy Foremna mnie o to zapytał odpowiedziałem mu lekceważąco, ale nie mogło to ich zdziwić bo zwykle tak odpowiadam. Trochę mi żal Cuddy, bo robiła sobie biedaczka poważniejsze niż Cameron nadzieje. No, ale trzeba czasem trochę pocierpieć, jeśli jest się obiektem westchnień i fantazji połowy kobiet w okolicy (i jak się okazało- facetów też)
Rozdział 1
obudził mnie tak uwielbiany przeze mnie i kojący prawie jak Vicodin zapach. Wilson leżał przylgnięty do mnie całym ciałem. Obejmował mnie i delikatnie głaskał po piersi i brzuchu. Kiedy zobaczył, że nie śpię, bez słowa pocałował mnie w szyję i uśmiechnął się.
-Przesunąłem nasze dyżury na później – powiedział z miną dziecka, które dostało cukierka.- Mamy duuużo czasu dla siebie.
-Najpierw coś zjemy- powiedziałem szczerząc zęby.
Chciałem go trochę powstrzymać, żeby mu się nie wydawało, że jestem uległy. Wilson uśmiechnął się drapieżnie, ale jednak dał za wygraną i poszedł do kuchni. Po chwili ja też się zebrałem i połykając porwany z szafki Vicodin podążyłem za nim. Ostatnio Wilson stał się bardziej uwodzicielski i chętny… Normalnie pomyślałbym, że ma romans i w ten sposób próbuje stłumić wyrzuty sumienia, ale zbyt mu ufam, żeby dopuścić do siebie takie myśli. Chociaż… to tak powiedziałbym każdemu pacjentowi…
Po chwili, kiedy Wilson już sprzątał po śniadaniu poszedłem do sypialnie i usiadłem na łóżku. Po upływie jakiś pięciu minut poczułem jak ugina się materac. Przestraszyłem się trochę, bo wyrwało mnie to z zamyślenia- James umie poruszać się bezszelestnie. Po chwili poczułem jego ciepły oddech na karku. Przebiegł po mnie przyjemny dreszcz. W końcu wyczułem jego usta na mojej szyi. Były tak miękkie… Obróciłem się twarzą w jego stronę. Widziałem w jego oczach pożądanie. Ale… coś jeszcze. Współczucie? Na dalsze zastanawianie się nie miałem czasu, bo James zdecydowanie objął mnie w pasie i zaczął z pasją całować. Tłumiąc zdziwienie dałem się ponieść pieszczotom i odwzajemniłem pocałunek. Jego dłonie błądziły po moim ciele. Cicho jęknął, gdy odnalazłem klamrę od jego paska.
Grr… tego już za wiele! Wilson puścił oczko do młodej studentki z praktyk! Wiem, że robił sobie tylko jaja, ale w takich momentach chciałbym tylko rzucić się na niego i pożądliwie pocałować na oczach takiej niani, co śmiała na niego zalotnie spojrzeć. Och… gdyby ktoś się dowiedział. Co by było z moją reputacją? Dr Gregory House chorobliwie zazdrosny? Sam siebie czasem zaskakuję.
Pod wieczór zacząłem w żartach zwymyślać Jamesowi, za podrywanie wszystkich dookoła. Po części rzeczywiście mnie to denerwowało, ale gniew mijał, gdy napotykałem jego czekoladowe spojrzenie. Miał minę zbitego psa. Rozpaliło mnie to na tyle, że nie miałbym nic przeciwko dzikiemu seksu na blacie kuchennego stołu, mimo, że James miał za chwilę jechać z powrotem do szpitala do swojej pacjentki. Na pożegnanie pocałował mnie w usta i spojrzał na mnie tym swoim spokojem zmieszanym z pożądaniem. I jak po czymś takim można źle spać? A jednak… można.
CDN
No, wstęp b. krótki, ale to tak na wstęp i początek. Niedługo postaram się wrzucić 2 rozdział. I co? Było tragicznie? Kolejne rozdziały będą raczej trochę dłuższe. Och, weno, przyjdź
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Hilsonka dnia Pon 17:25, 18 Maj 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
oliwka
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bo jak dwoje ludzi się kocha... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 10:46, 16 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Po pierwsze Chale przez cały czas wychodzi z siebie,...
Wiem to niby oczywiste o kogo chodzi, ale mi zajęło to chwile.(Tak dla upewnienia, chodzi o Chase)
Dr Gregory Mouse chorobliwie zazdrosny?
To Mouse jest tam specjalnie??
Całość fajna. Zazdrosny House jest taki słodki. Mam nadzieje, że Wilson go nie zdradza.
Czekam na ciąg dalszy i życzę dużo weny
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hilsonka
Pacjent
Dołączył: 16 Maj 2009
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze wsi Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 10:55, 16 Maj 2009 Temat postu: :D |
|
|
No cóż, ten kochany Word poprawia wszystko co napiszę P
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Narquelie
Pacjent
Dołączył: 25 Kwi 2009
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 11:45, 16 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | No cóż, ten kochany Word poprawia wszystko co napiszę P |
Nie chciałabym być złośliwa (ja? Skądże), ale jest o wiele, wiele lepiej, kiedy autorowi zdarzy się przeczytać chociaż z raz to, co napisał. Wtedy Word ma do powiedzenia jakby mniej. ;P
Weny,
Narb
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hilsonka
Pacjent
Dołączył: 16 Maj 2009
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze wsi Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 12:22, 16 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Narquelie napisał: | Cytat: | No cóż, ten kochany Word poprawia wszystko co napiszę P |
Nie chciałabym być złośliwa (ja? Skądże), ale jest o wiele, wiele lepiej, kiedy autorowi zdarzy się przeczytać chociaż z raz to, co napisał. Wtedy Word ma do powiedzenia jakby mniej. ;P
Narb |
Przeczytałam i to niejednokrotnie, ale (nie, żebym się tłumaczyła, nie? ) wcześniej kilka razy w wersji zeszytowej (żeby nie było suprajsa jak mi sczyści system, a ja tu kilka rozdziałów mam ), więc znałam już na pamięć prawie, a wtedy zwykle się przeskakuje wyrazy, a tym bardziej postaci. Ja się serio nie tłumaczę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 1:10, 17 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Co prawda raz jedna z moich pacjentek (taka napalona czternastka) wparowała do gabinetu, kiedy ja i Wilson się całowaliśmy i od tego czasu po szpitalu krążą plotki, ale do tej pory nie zaszkodziło to mojemu jakże wspaniałemu wizerunkowi.
to ^^ PLUS "drapieżnie uśmiechnięty" Wilson RÓWNA SIĘ happy Richie
ech ten fluff... nigdy mi się nie znudzi tak samo jak uwodzicielski Wilson i zazdrosny House
a klasyfikacja wiekowa w przyjemny sposób przechyla się w stronę +16
dooobra, przyznaję - rozpłynełam się, bo mam sentyment do fików pisanych z punktu widzenia House'a. One dają tyle możliwości, jeśli chodzi o opisywanie tego, jaki uroczy jest Wilson
PS. Ze względu na kilka błędów stylistycznych sugerowałabym znalezienie bety, bo tekst bardzo fajny, więc nie powinien straszyć drobnymi potknięciami.
Życzę dużo weny!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hilsonka
Pacjent
Dołączył: 16 Maj 2009
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze wsi Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 15:09, 17 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Wena się znalazła, więc jest i rozdział.Błędy stylistyczne... hmm.. niestety- jestem umysłem ścisłym i to u mnie normalka. A bety się boję, bo już raz naszukałam się jak dzika, znalazłam b. fajną, po czym okazało się, że założyła osobnego bloga, publikowała moje notki i zbanowali mnie za plagiat .
Rozdział 2
Całą noc strasznie bolała mnie nogo. Brałem Vicodin- nawet za dużo. Bałem się, że może mi zaszkodzić, ale ani nie zaszkodziło, ani nie pomogło. Co jakiś czas pojękiwałem z bólu jakby miało to mi dać jakąś ulgę. Nawet nie zauważyłem kiedy wrócił James. Zobaczył, że mam otwarte oczy, a nie odzywam się. Od razu wiedział o co chodzi. Kucnął przy mnie i spojrzał na mnie ze smutną miną dobrego wuja Sama. Kiedyś ono mnie wkurzało, ale teraz to inna sprawa.
- Chwila- wyszeptał i wyszedł do łazienki. Wrócił po krótkiej chwili i wsadził mi się pod kołdrę. Niechcący szturchnął moją bolącą nogę. Jęknąłem cicho. Po chwili przytulił się swoją nagą piersią do moich pleców i położył delikatnie rękę na mojej nodze. Był to niesamowicie kojący dotyk. Zaczął zataczać na zewnętrznej i wewnętrznej stronie uda małe kółka. Wśród jego zapachu i błogiej ciszy- zasnąłem.
Gdy rano się obudziłem, noga bolała już tylko tyle co zwykle. Delikatnie zdjąłem z uda rękę Jimmiego, bo nie chciałem go zbudzić. Pół nocy nie spał. Wszedłem do kuchni i od razu zauważyłem stojącą na stole chińszczyzną. James jest kochany- wie, że nawet zaparzenie herbaty jest dla mnie szczytem kulinarnych zdolności.
W szpitalu jak zwykle za wszelką cenę próbowałem unikać przychodni. Jednak musiałem przyjąć dwie wnerwiające dziewczynki. Pięknie się jako bliźniaczki dobrały- obie wegetarianki, jedna anemiczka, druga anorektyczka- jak zwykle brzydko je zjechałem. Ech… wegetarianie. Mimo wszystko od pewnego czasu jednak staram się po takich cechach nie oceniać ludzi. Trochę się na tym w końcu przejechałem. Nie, że moje tezy były co do nich mylna, ale przecież niedawno byłem bliski bycia homofobem. Co prawda nadal obrzydzają mnie pedały. Nie homoseksualiści, bo ja się ku nim bardziej chylę mimo mojego biseksualizmu. Pedały się malują i zakładają kiecki, a ja nie mam zamiaru łykać estrogenów, żeby mi urosła pupcia.
Czekałem z utęsknieniem na Jamesa, ale doczekałem się tylko wezwania od Cuddy z powodu zmieszania z błotem tych dziewczynek. Przynajmniej tak mi się zdawało. A jednak- myliłem się.
-Witam Cuddy! Czy ty też jesteś w lidze ochrony anorektyczek?
- Nie po to cię wzywałam, chociaż swoją drogą… Chodzi mi o Wilsona- powiedziała ostrożnie. Skąd ona to może wiedzieć? Zrobiło mi się duszno.
- Coś z nim nie tak? – zapytałem, żeby zachować pozory.
- Wiem, że ostatnimi czasy często spędza z tobą czas. Rozumiem, ze się przyjaźnicie, ale… powinniście się teraz mniej spotykać- moja mina musiała teraz zabawnie wyglądać.- Chodzi o to, że Wilson i Sally- ta anestezjolog- mają się ku sobie, a fajnie by było, jakby wreszcie znalazł sobie kogoś. Wciąż jest przybity po ostatniej żonie.
Poczułem jakby serce mi stanęło. Chwyciłem się kurczowo laski, po czym usiadłem na kanapie. Cuddy pewnie pomyślała, że to noga. Ona też bolała, ale o wiele bardziej bolało mnie to co usłyszałem.
- Nie ma sprawy- powiedziałem i już ze swoją zwyczajną miną wyszedłem.- I nie wystawiaj już tak tych swoich cycków. Nic dziwnego, ze Chase się ostatnio nie może skupić przy pracy. A myślałem, że to chodzi o Cameron- rzuciłem jeszcze przez ramię.
W tym momencie pierwszy raz od wielu lat miałem chęć się rozpłakać. Byłe uzależniony od Wilsona bardziej niż od Vicodinu. Jednak po chwili w mojej głowie rozbłysnął promyk nadziei. Przecież już doświadczyłem jak wiele często zdaje się kobietom. Gdybym nie protestował, to Cameron z pewnością wpakowałaby mi się do łóżka. Oczywiście sądziłaby, że sam ją zaprosiłem. Postanowiłem więc trochę Jamesa poobserwować, modląc się w duchu o to, żeby Cuddy się myliła. Kiedy go odnalazłem stał ze wspominaną już Sally przy pacjentce. Sally z nią rozmawiała, a James… patrzył na Sally i uśmiechał się do niej. Po chwili delikatnie objął ją w pasie i poklepał po biodrze. Szybko jednak zabrał rękę. Może mnie zauważył? Chciałem teraz do niego podbiec, popchnąć tą dziunię i objąć go, pocałować, zapomnieć o tym wszystkim. Chciałbym tego nie widzieć… Poszedłem do gabinetu Wilsona. Usiadłem twarzą do okna. Czekałem. Nie wiedziałem na co, ale czekałem. Po chwili drzwi się otworzyły.
- Co tu robisz?- zapytał Wilson z uśmiechem i pocałował mnie w skroń.
- Możesz mi to wyjaśnić?- zapytałem.- Chodzi mi o Sally.
- No bo… bo ona się rozwiodła i…
-Postanowiłeś jej zastąpić męża? Och… jakie to słodkie.
-Greg… Chodzi o to, że Cuddy jej zagroziła zwolnieniem , bo co chwila myli się przez emocje, nie może się skupić i…
- I postanowiłeś jej zrobić kompleksowo masaż?
- Pomagałem jej, bo ona też mi pomagała kiedy nie mogłem pracować, bo… byłem w tobie zakochany, a nie liczyłem na odwzajemnienie uczuć. Jesteś po prostu przewrażliwiony.
To co powiedział, zszokowało mnie. Nie był zdolny pracować. To było dla mnie dość jasne, ale coś we mnie właśnie wtedy pękło. Tyle mi wystarczyło. Nie wytrzymałem. Ku wyraźnemu zdziwieniu Jamesa rzuciłem się na niego i zacząłem gwałtownie go całować po szyi. Wybuchłem taką radością, że nie byłem w stanie trzeźwo myśleć. Moje ręce zaczęły bez opamiętania rozpinać guziki jego koszuli. Wilson przez chwilę miał opory, ale poddał się pieszczotom i pchnął mnie lekko na kanapę. Czułem jego ciepłe palce błądzące między fałdami mojej koszuli. Zapomnieliśmy o świecie. Całowałem Jamesa po piersi i brzuchu. Nagle usłyszeliśmy dźwięk otwierania drzwi. Oboje gwałtownie obróciliśmy głowy w ich stronę. Stał w nich Foremna z nosem w jakiś notatkach.
- Wilson, zrobiłem rezonans i…- przerwał, kiedy zauważył co robimy. Gdyby nie był czarny, to z pewnością zrobiłby się czerwony.- Ja…zapomniałem…bo Cameron…muszę iść.
I wyszedł. James miał zdezorientowaną minę.
-W końcu to musiało wyjść na jaw- powiedziałem.
- House! Ja MUSZĘ to oglądnąć!
- Mecz jest ważniejszy niż gadanina tych profesorków- mruknąłem mu do ucha i pocałowałem lubieżnie w szyję. Czułem, że już jest mój, więc poszedłem do kuchni po dwa piwa. Pierwszy raz od dawna obeszło się bez walki o pilota. Zdziwiło mnie to. Kiedy wróciłem, Jimmy patrzył na mnie badawczo.
- Greg…- zaczął niepewnie.- Może spróbujemy pozbyć się Vicodinu?
Wiele mógłbym zrobić, ale bez Vicodinu nie dałbym rady. Wilson patrzył na mnie z miną typu „proszęproszęproszę”, ale postanowiłem być twardy. Jednak przypomniałem sobie o czymś.
-No, spróbować zawsze można- zgodziłem się, ale tylko dlatego, że to by oznaczało, że James nie pojedzie na ten swój głupi zlot onkologów. Cztery dni bez niego? Co to, to nie!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
oliwka
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bo jak dwoje ludzi się kocha... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 21:09, 17 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Cudne. Uwielbiam zazdrosnego Housa. Wilson go chyba nie zdradza. Proszę tylko nie to. Mina Foremana musiała być bezcenna, chciała bym go zobaczyć. Rzucenie Vicodinu przez to takie nieprawdopodobne, ale czego to człowiek nie zrobi z miłości.
Czekam na następną część i życzę dużo weny
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hilsonka
Pacjent
Dołączył: 16 Maj 2009
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze wsi Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 16:01, 18 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | mam sentyment do fików pisanych z punktu widzenia House'a. One dają tyle możliwości, jeśli chodzi o opisywanie tego, jaki uroczy jest Wilson |
Też tak myślę, ale niestety ze dwa rozdziały jestem zmuszona pisać z perspektywy Jimmiego
Rozdział 3
- Jesteś… jesteś… gejem?- Cameron rozwarła usta ze zdziwienia.- Ja… przepraszam- chodziło jej pewnie o nieustanne podrywanie mnie.
- Nie martw się. Ktoś bardzo mądry wymyślił coś takiego jak biseksualizm. Nie wszystko stracone- powiedziałem uśmiechając się ironicznie. Cameron zrobiła się karmazynowa. Podszedł do mnie Chase, żeby- może dla rozładowania atmosfery- porozmawiać o pacjentce. Wtedy do gabinetu wkroczył James. Młodzi zrobili przestraszone miny.
- Jej! Nie bójcie się! Nie mamy zamiaru zerwać z siebie ubrań i się na siebie rzucić- powiedziałem robiąc ironiczną minę. Cała trójka odwróciła zawstydzona wzrok.
-Wyjdźmy Jimmy, bo Chase już się zdążył napalić- powiedziałem ciągnąc go za krawat.
Na korytarzu oparłem Jamesa o ścianę i zacząłem całować. On jednak przerwał.
-Myślę, że od dziś możemy zacząć detoks- powiedział, a ja złożyłem ręce na piersi i zarobiłem zawiedzioną minę.- Cuddy obiecała dać nam na ten czas wolne.
-Odwyk…- mruknąłem.- Kto to w ogóle wymyślił? Pewnie jakiś mądrala posiedział, podłubał w nosie, strzelił z kozy i wymyślił.
-Nie martw się- powiedział masując mi żebra.- Zajmę się tobą najlepiej jak umiem.
Obok nas przemknęła czerwona jak burak pielęgniarka. Stwierdziliśmy, że korytarz nie jest najlepszym miejscem do całowania i wróciliśmy do pracy. Wchodząc do gabinetu sięgnąłem do kieszeni po Vicodin, ale go tam nie było. Jimmy musiał go wyciągnąć. No tak. A ja myślałem, że złapał mnie za tyłek z uczucia a nie dla podstępu. Jak ja się mogłem zakochać w takim zdrajcy?
Był wieczór. Siedziałem na kanapie i wsłuchiwałem się w wesołe trzaskanie w kominku, gdy usłyszałem nieśmiałe pukanie do drzwi. Podchodząc, by je otworzyć, potknąłem się i wywaliłem na środku korytarza. Przeklinając spojrzałem przez wizjer. No tak. Jimmy. Otworzyłem drzwi i już miałem go zbesztać za to, że się wywaliłem, ale to co zobaczyłem, natychmiast odwiodło mnie od tych myśli. Ukazał mi się najżałośniejszy obraz jaki w życiu widziałem. Jimmy, cały mokry od deszczu i od…łez. Był blady, miał podkrążone i zaczerwienione oczy.
-M…mogę?- zająknął się. Bez słowa go wpuściłem i zdjąłem mu płaszcz.
-Siądź na kanapie, zaraz Ci dam coś suchego- powiedziałem z…troską w głosie. Podałem mu ubrania, a on skierował się do łazienki, żeby się przebrać. Kiedy wrócił, usiedliśmy na kanapie.
-A więc…- zaczął, widząc moje badawcze spojrzenie.- Właśnie straciłem kolejną żonę.
Toczyła się w nim wewnętrzna walka. Wiedziałem, że chciał się rozpłakać, ale… nie przy mnie. Zarzuciłem na niego koc i pozwoliłem się przytulić. Położył głowę na mojej piersi i cicho łkał. Gładziłem go po mokrych włosach. Po dłuższym czasie, kiedy się uspokoił, przyniosłem dwa piwa i chipsy. Włączyłem na mecz, który miałem zamiar obejrzeć. To był taki typowy męski wieczór.
Wspominki przerwał mi Foremna. Zaczęliśmy dyskutować o pacjentce.
-Musicie zrozumieć, że ona umiera. Nic na to nie możemy poradzić. Mnie od jutra na trochę może nie być, a sami jesteście zbyt strachliwi, by działać. Aha… i odsuńcie od tego Cameron, bo jak wiesz, to ona jest prawie nekrofilką. Lubi tych umierających.
Do wieczora brak Vicodinu już dawał się we znaki. Ból stawał się silniejszy. Jimmy kupił moje ulubione lody. Kiedy je jedliśmy, niechcący kopnął mnie pod stołem i syknąłem z bólu.
- To wszystko twoja wina!- powiedziałem celując w niego oskarżycielsko łyżeczką.- Twoja i tego durnego pomysłu z odwykiem!
James tylko słodko się uśmiechnął
-Aaa… zapomniałem dodać do lodów bitej śmietany. Poczekaj- powiedział i poszedł do lodówki. Te słowa wywołały u mnie salwę śmiechu. Po chwili wrócił mój skarb ze śmietaną.
-Hmm… Jimmy plus bita śmietana, równa się… Jimmy w bitej śmietanie?
James roześmiał się z moich kudłatych myśli.
-Ale wiesz co? To nie jest zły pomysł z tą śmietaną- dodałem w zamyśleniu.- Wiesz… tak dla osłodzenia wstępu do męczarni odwykowej- zrobiłem słodkie oczka. Jimmy za to zrobił się cały czerwony.
-Spooko. Żartowałem. Ale mimo wszystko nie pozwolę Ci tej nocy zasnąć- dodałem i uniosłem jedną brew. Gdy nie widziałem reakcji, złapałem go za krawat i całując pociągnąłem go do sypialni. Noga straszliwie bolała. Jimmy z pewnością to zauważył- rzucił mnie na łóżko i natychmiast zaczął rozpinać moje guziki. Jednak byłem mistrzem rozbierania- w kilka chwil był całkiem nagi. Jego ciało było rozpalone. Jednak on był mistrzem akcji. Raz po raz doprowadzał mnie do euforii. Co jak co, ale taki detoks mi się podoba.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Hilsonka dnia Pon 18:12, 18 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sovereign. ;)
Ratownik Medyczny
Dołączył: 16 Mar 2009
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 16:40, 18 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
klasyfikacja wiekowa zdecydowanie powinna wynosić +16 ; )
ale ogółem fik mi się baaaaardzo podoba ;D
pisz dalej już nie mogę się doczekać następnej części ;D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
oliwka
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bo jak dwoje ludzi się kocha... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 20:01, 18 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Świetna reakcja zespołu Housa. Tego można był się po nich spodziewać, całkowite zaskoczenie i ogłupienie Ciekawe wtrącenie z tym biednym, zapłakanym Wilsonem, niedobry Foreman musiał wszystko przerwać. Mam nadzieje, ta myśl pójdzie dalej i dowiemy się jak to wszystko się rozwinęło między chłopakami. I te kudłate myśli Housa jak tak ma wyglądać cały jego odwyk to będzie się działo
Czekam na następną część i życzę dużo weny.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hilsonka
Pacjent
Dołączył: 16 Maj 2009
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze wsi Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 15:42, 19 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Na początek chciałam dodać, że podzielam zboczenie House`a na temat oczy Wilsona (to, które jest zawarte w rozdziale)
Rozdział 4
Obudził mnie potworny ból nogi. Odruchowo sięgnąłem po Vicodin, ale przypomniałem sobie o odwyku. James jak zwykle już nie spał. Przyglądał mi się zafrasowany. Wiedziałem, że on cierpi przynajmniej tak jak ja. Nie wiedziałem jednak kogo ten odwyk szybciej uziemi. Jimmy przeczołgał się na łokciach bliżej mnie. Pocałował mnie w pierś. Zaczął powoli schodzić w dół. Był już prawie przy nodze, gdy podniósł głowę, żeby spytać spojrzeniem o pozwolenie. Przytaknąłem. Poczułem jego ciepłe usta na udzie. Całował najdelikatniej jak umiał, ale i tak sprawiało mi to ból. Ostatnio, kiedy tydzień powstrzymywałem się od Vicodinu, nie było tak źle, bo dawka była mniejsza…
Pierwszy raz w życiu na serio miałem ochotę się zabić. Miałem chęć zrobić coś nieodpowiedzialnego i absurdalnie głupiego. Jednak Wilson utrudniał mi to jak tylko mógł. Z każdym dniem mój stan pogarszał się. Stałem się chamski. Nie cyniczny, ale opryskliwy. Co chwila krytykowałem za jakieś bzdety Jamesa. Nie rozmawialiśmy wiele. Kiedy jednak się w czymś pomylił, wyśmiewałem go paskudnie. Raniłem go. Ale… to nie byłem ja. Byłem wtedy ludzkim wcieleniem głodu. Piątego dnia James wyglądał prawie tak źle jak ja. Miał podkrążone oczy, był blady i wychudły. Nie upominałem go. Nie kazałem zjeść, wyspać się. Ten głód mnie unicestwiał. Zabrał mi wszelkie uczucia, prócz cierpienia. A raczej mi ich nie odebrał, tylko zamienił je wszystkie w cierpienie. Nawet miłość do Jimmiego. Była teraz cierpieniem i nienawiścią do samego siebie- za to w jakim stanie on teraz był. W końcu pojawiły się halucynacje. Rozpruwałem poduszki, zaglądałem pod meble, grzebałem w szafkach. A to tylko po to, żeby znaleźć choć jedną tabletkę.
Któregoś dnia, Wilson w końcu padł z wyczerpania. Stracił przytomność i źle oddychał. Wiedziałem, że bez Vicodinu nie będę w stanie mu pomóc. Zadzwoniłem po ambulans. Kiedy przyjechali, ze środka wyskoczyła Cuddy i ze łzami w oczach rzuciła mi się na szyję. Moja noga odpowiedziała bólem.
-Już wystarczy mamusiu- powiedziałem z wymuszonym uśmiechem.
Wilson dość szybko dochodził do siebie. Nie mając zamiaru ciągnąć tego dłużej, wygrzebałem z jego ubrań Vicodin i drżącą ręką otworzyłem opakowanie. Wyciągnąłem jedną i powoli włożyłem do ust. Poczułem jego charakterystyczny smak. Po całym moim ciele rozpłynęła się fala ciepła. Postanowiłem zabrać Jimmiego do domu. Po trzech dniach spędzonych w domu w końcu przekonał mnie, że jest zdrowy i pozwoliłem mu iść do pracy.
-Co tam u Sally?- zapytałem, kiedy jechaliśmy do szpitala, chcąc sprawdzić jego reakcję.
-Sally?- wytrzeszczył oczy. Uwielbiałem patrzeć na jego oczy, gdy był zdziwiony, gniewał się, albo czymś się jarał. To było takie moje osobiste zboczenie.- Już u niej lepiej. Jest całkiem inna niż sądziłem. Prawdziwa hiszpanka- ma temperament.
Nie podobało mi się to. Jimmy jest podatny na takie kobiety. Skarciłem się w myśli. Mógłbym wreszcie zaufać Jimmiemu. Ale… on nie powinien ufać mi. Chciałem oczywiście jak zwykle narobić mu wstydu przy pacjencie. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, odczekałem pięć minut i stanąłem przed drzwiami do gabinetu Wilsona. Otworzyłem je kopniakiem i już miałem rzucić mój genialny tekst, gdy zobaczyłem Sally namiętnie całującą Jamesa. On energicznie machał ramionami, jakby chciał ją od siebie odpędzić. Gdy dziewczyna mnie zauważyła, odskoczyła od niego jak oparzona i wyszła z gabinetu mówiąc coś szybko po hiszpańsku.
- Znów ją pocieszałeś?- zapytałem paskudnym tonem.
- Ja… ona wbiegła i rzuciła się na mnie!- Jimmy miał przerażenie w oczach.- Zaskoczyła mnie.
- I nie byłeś w stanie jej odepchnąć?
- Przyssała się do mnie jak…
- Daruj sobie już te metafory!- przerwałem mu. Chciałem wierzyć w to co mówił. Objąłem go i krótko, delikatnie pocałowałem. Potem wyszedłem i zamknąłem drzwi.
-Ufam ci… Jimmy- wyszeptałem sam do siebie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
oliwka
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bo jak dwoje ludzi się kocha... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 16:23, 19 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Wiedziałam, że House długo nie wytrzyma bez vicodinu, a Wilson pieszczot
To całowanie się z pielęgniarką było dziwne mam nadzieje, że Wilson nie kłamał.
-Ufam ci… Jimmy- wyszeptałem sam do siebie.
Coś mi się zdaje, że House w to nie wierzy.
Życzę dużo weny i czekam na następną część
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sovereign. ;)
Ratownik Medyczny
Dołączył: 16 Mar 2009
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 17:23, 19 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
szkoda że House nie wytrzymał bez vicodinu ;p myślałam że teraz Wilson będzie 'jego vicodinem' xd ale w sumie bez Wilsona House długo nie wytrzyma ;D więc lepiej żeby Jimmy naprawdę mówił szczerze co do Sally;p pisz dalej
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hilsonka
Pacjent
Dołączył: 16 Maj 2009
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze wsi Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 18:01, 20 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Chciałam tak przy okazji napisać, że od wczoraj kocham Czejsa, bo oglądnęłam ponownie odc. 2x22 "forever" i b. mnie Czejs rozczulił jak się rozryczał i modlił nad tym dzieciątkiem. Zapomniałam mu wszystkie jego zUe czyny . Trzy dni temu znalazłam w mojej szafie taką fajną małą piłeczkę i się kapnęłam, że jest DOKŁADNIE TAKIEGO SAMEGO KOLORU I WIELKOŚCI co piłeczka, którą House zabrał w terminalu temu dziecku i się nią bawił potem i w następnym odcinku. Taka czerwona blada. No to tyle Dziś mniej optymistycznie
Rozdział 5
Kiedy wstałem, mój skarb jaszcze jak zwykle spał. Wymknąłem się do kuchni zrobić śniadanie. Kidy było gotowe, umyłem się, ogoliłem i ubrałem moją idealnie wyprasowaną koszulę. Potem poszedłem do szafy z krawatami. Chwilę się zastanawiałem, po czym wybrałem ciemnoczerwony. Poszedłem zbudzić moje kochanie.
- Greeg…- szepnąłem mu do ucha.- Wstawaj na śniadanie.
Przez chwilę patrzyłem w zamyśleniu jak się ubiera.
- Dziś jedziemy autem, a nie motocyklem, bo mam dużo rzeczy do wzięcia- powiedziałem podczas jedzenia.
-Mów za siebie- odparł Greg.- Mam dziś szatański plan. Chcę zaszokować dziś pół szpitala i przyjechać do pracy szybciej niż ty.
Roześmiałem się. Kiedy tylko skończyliśmy jeść, Greg zerwał się szybko od stołu, pocałował mnie i pobiegł na zewnątrz. Chciał pewnie uniknąć z mojej strony możliwości wkopania go w zmywanie naczyń. I tak bym mu na to nie pozwolił- ostatnio ucierpiała na tym połowa talerzy.
Kiedy przyjechałem do szpitala, od razu skierowałem się do gabinetu. Ledwie założyłem kitel, gdy wbiegła Sally. Chciałem ją natychmiast wygonić po ostatnim incydencie, kiedy nie byliśmy wstanie powstrzymać napięcia. Jednak zauważyłem, że jest cała we łzach.
-Najpierw on, teraz moja siostra- łkała.- Wszyscy mnie zawiedli.
- Och… nie martw się- powiedziałem i ostrożnie ją przytuliłem.- Wszystko się ułoży.
-A…a ty?- spojrzała mi prosto w oczy.- Ty mnie nie zawiedziesz… prawda?
Nie wiedziałem o co jej chodzi. Nagle Sally sięgnęła ręką za plecy i przekręciła klucz w zamku. Zadrżałem- ten dźwięk kojarzył mi się z momentem, w którym Greg zamykał drzwi, gdy mieliśmy się kochać. Sally powoli do mnie podeszła, objęła mnie i zaczęła całować. Nienawidząc się za to co robiłem, oddałem pocałunek. Jej dłonie krążyły po całym moim ciele. Była rozpalona. Powoli zaczęła mnie rozbierać. Kiedy zauważyła cień zawahania w moich oczach, odeszła ode mnie o krok i zaczęła zmysłowy taniec. Rozpinała po kolei guziczki od bluzki i po chwili była prawie całkiem naga. Miała piękne piersi i oliwkową cerę. Po chwili dokończyła rozbieranie mnie i położyła się na ziemi pociągając mnie za sobą. Dzięki Sally doznałem rozkoszy jak nigdy. W końcu, nienawidząc siebie jeszcze bardziej (o ile to w ogóle możliwe) wszedłem w nią. Krążyłem wewnątrz niej, a ona rozpływała się z przyjemności. Oboje doszliśmy w tym samym momencie. Z całej siły zacisnąłem zęby, żeby nie krzyczeć, a ona z zapałem szeptała coś po hiszpańsku. Po chwili zacząłem się ubierać. Co ja zrobiłem? Co ja najlepszego zrobiłem? Długo męczyłem się z tym pytaniem, a Sally przyglądał mi się i gładziła mnie po plecach, chcąc dodać mi otuchy. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Rozpoznałbym je wszędzie- House. Czyżby wiedział? Zwykle wchodził bez pukania. Sally pośpiesznie się ubrała i uciekła przez balkon. Otworzyłem drzwi. Stał w nich Greg. Jego mina świadczyła o tym, że o wszystkim wiedział.
- Greg…- wyszeptałem, ale urwałem, gdy uchwyciłem jego spojrzenie. Było w nim niedowierzanie i głęboki smutek.
- Dlaczego mi to zrobiłeś?- zapytał cicho. Pragnąłem, by mnie uderzył, nakrzyczał, zmieszał z błotem… A on tylko się we mnie wpatrywał z cierpieniem.
- Ja…nie wiem…nienawidzę siebie za to… ja…Przepraszam. Sam siebie za to nienawidzę. Rozumiem, że nie chcesz na mnie patrzeć. Jeszcze dziś wyjadę do innego stanu- powiedziałem i skierowałem się w stronę gabinetu Cuddy. Kiedy opanowałem łzy, otworzyłem drzwi.
- Przyszedłem złożyć wymówienie- powiedziałem twardo.- Dostałem ofertę nowej pracy.
- Myślisz, że ci uwierzę?- była wściekła jak osa. Po chwili jej oczy zapełniły łzy. Pewnie myślała, że to jej wina. Kilka minut coś próbowała mi najwyraźniej wytłumaczyć, ale nie słuchałem jej. Przeprosiłem ją i wyszedłem. Miałem zamiar wyjechać w miejsce, gdzie każdy przedmiot miałby jakiś związek z Gregiem. Chciałem o tym zapomnieć. Pobiegłem do swojego dawnego gabinetu i wziąłem kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Pobiegłem na parking i wsiadłem do auta. Zacząłem łkać. Mimo wszystko odpaliłem auto i pojechałem. Jechałem przed siebie, bez celu. Oby tylko jak najdalej. Prowadząc w takim stanie mogłem się zabić, ale szczególnie mnie to w tej chwili nie przejmowało. Jechałem cały dzień, jak i cały dzień płakałem. Wieczorem zjechałem do jakiegoś małego pubu. Miałem zamiar zapić się na śmierć.
- Coś mocnego- powiedziałem gorzko, kiedy wszedłem do baru.
- Nie wyglądasz dobrze. Dziewczyna cię rzuciła?- zapytała barmanka z obfitym biustem, porzucając ścierkę i sięgając w stronę trunków.
- Taa… tak jakby.
Nie liczyłem kolejek. Kiedy stwierdziłem, że prędzej się porzygam i zasnę niż umrę, rzuciłem trochę kasy na stół i wróciłem do auta. Nie miałem zamiaru jechać dalej, ale kiedy wsiadłem, instynktownie odpaliłem silnik. Nie byłem na tyle trzeźwy, żeby się powstrzymać. Zaczęło padać. Spojrzałem na fotel pasażera i przypomniało mi się: „to tutaj siedziałem, kiedy po raz pierwszy robiłem Gregowi loda”. Znów zacząłem ryczeć. Wyprzedzałem wszystkie samochody i wciąż przyspieszałem. Widziałem już tylko przemykające światła, gdy nagle poczułem szarpnięcie i usłyszałem klakson ciężarówki. Potem nie było już nic.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
oliwka
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bo jak dwoje ludzi się kocha... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 18:47, 20 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Jak Wilson mógł to zrobić Housowi. Zaczęło się tak słodko i nie winnie a potem buch zdrada. Ale mimo wszystko za to co zrobił nie powinien zginąć pod kołami samochodu. Jak można kończyć w takim momencie?? No niestety muszę się z tym pogodzić.
Czekam z zniecierpliwieniem na następną część i życzę dużo weny
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hilsonka
Pacjent
Dołączył: 16 Maj 2009
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze wsi Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 20:26, 22 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Nawet nie wiecie jak mnie House wzruszył . Oglądałam sobie teraz znów 3 serię i był odcinek z tą fotografką w ciąży . I jak go ta rączka za palec złapała Przez kilka chwil potrzebowałam intubacji z pewnością . Ale był podły jak Cuddy dowalił z tym macierzyństwem. Za to dodatkowo pokochałam Cuddy . Ach... życie jest piekne xD
Rozdział 6
-Obudź się- odezwał się znajomy mi głos. Kiedy otworzyłem oczy, uderzyło mnie jasne światło. Nade mną stała Cameron. Uśmiechała się.- Obudził się- zawołała szczęśliwa.
- Co…co mi jest?- zapytałem cicho. Cameron zrzedła mina.
-Miałeś wypadek. Wpadłeś pod ciężarówkę. To cud, że żyjesz. Masz niską saturację, ratujemy wciąż twoją nogę…- dalej coś mówiła, ale nie słuchałem. Nie miałem na to siły.
- Wybacz. Muszę spać- wyszeptałem jeszcze i odpłynąłem. Kiedy się budziłem, nie otwierałem oczu i przysłuchiwałem się to co nowym głosom kochanych osób. Brakowało tylko tego najsłodszego z nich. A należał on do Grega. Raz odwiedziła mnie Sally. Udawałem wtedy, że śpię…a ostatnimi czasy udawanie przychodziło mi z pewnością zbyt łatwo. Pewnego dnia, gdy- jak wywnioskowałem z rozmów lekarzy- moja noga została uratowana, poczułem się trochę lepiej. Mogłem normalnie rozmawiać, jeść…ale z dnia na dzień mój stan znów się pogarszał.
- Nie wiemy co ci jest- powiedziała pewnego dnia Cuddy.- Potrzebujemy dobrego… diagnosty.
- A Greg?- zapytałem, choć wiedziałem co usłyszę.
- On… nie chce twojego przypadku. Cam, Chase i Foremna robią co w ich mocy, ale wciąż cię tracimy. Czegoś ci trzeba, a my nie wiemy czego.
A więc tak jak powiedziała Cuddy, zaczęli mnie tracić. Znów musieli mnie karmić dożylnie, a ból palił moje wnętrzności. Wiedziałem, że żadna morfina nie pomoże, bo to był bardziej ból psychiczny, ale chciałem pozwolić im działać, by nie czuli się bezczynni. Pewnego popołudnia, gdy nie miałem nawet siły, by dać jakiś znak życia, usłyszałem hałas i szarpaninę. Uchyliłem powieki i zobaczyłem Cuddy i Cameron ciągnące w moją stronę Grega. Poczułem nową falę miłości i cierpienia. To było stanowczo za dużo. Znów straciłem przytomność. Śniła mi się jego twarz. Jego usta wciąż powtarzające: „Jak mogłeś mi to zrobić? Nienawidzę cię!”. Kiedy się wybudziłem, Greg siedział na krześle wsparty o laskę. Jego czujny wzrok obserwował każdy mój najmniejszy ruch. Wpatrywałem się w te oczy nieprzytomnym spojrzeniem i pogrążałem się we wspomnieniach.
To był prawdziwy męski wieczór. Koc Grega pięknie pachniał. Nie proszkiem, czy perfumami. To był zapach Grega. JEGO zapach z JEGO feromonami, które aktualnie atakowały moje nozdrza, próbując tym samym podważyć moją dotychczasową orientację seksualną. W pewnym momencie Greg oblał się piwem, więc musiał ściągnąć koszulkę i najwyraźniej nie miał najmniejszego zamiaru ubierać nowej. Spojrzałem na jego nagi tors. Reakcja mojego ciała była natychmiastowa. Założyłem nogę na nogę i zakryłem się szczelniej kocem. Na moją twarz wstąpił rumieniec. Greg raczej tego nie zauważył. Usiłowałem myśleć o czymś innym, ale okazało się to bardzo trudne biorąc pod uwagę, że wokół mnie było pełno Grega. To trudniejsze niż gra „A teraz nie myśl o małym, zielonym słoniku”.
Kiedy mecz się skończył, Greg zasnął. Przyglądałem się mu, a serce łomotało mi niemiłosiernie. Czułem motyle w brzuchu. Zupełnie jakbym się… zakochał. Nagle House otworzył oczy, rozejrzał się nieprzytomnie dookoła i zwinął się w kłębek jak mały kotek (albo raczej jak drapieżny kocurek), kładąc mi głowę na kolanach. Delikatnie się spod niego wyślizgnąłem, przykryłem mu nogi kocem i włożyłem pod głowę poduszkę. Potem usiadłem na ziemi i obserwowałem rytmiczny ruch jego klatki. Nie byłem w stanie ocenić, czy naprawdę miał takie mięśnie, czy to tylko urojenie związane z tym, że… podobał mi się. I… te usta. Czy one zawsze były takie kuszące? Zadrżałem. Upewniwszy się, że mój przyjaciel głęboko śpi, pochyliłem się na d nie, przebiegłem palcami po piersi i złożyłem na jego ustach delikatny pocałunek.
- Dobranoc House- szepnąłem i poszedłem spać.
Patrzyłem w te błękitne oczy i umierałem. Wolałbym umierać w jego objęciach, ale samo zatapianie się w jego spojrzeniu mi wystarczało. Usłyszałem spanikowane głosy. Z pewnością coś nie tak z akcją serca. Ale teraz liczyły się tylko te oczy. Najpiękniejsze, kochane. Nie liczyło się co było, jest, a nawet to, co będzie. Liczył się tylko Greg. Chciałem wyłapać go jak najwięcej zanim odejdę. Ale wciąż było mi mało. Kiedy powieki zaczęły mi się przymykać, Greg wstał powoli i zaczął do mnie podchodzić. Poddawał mnie torturze. Podszedł do mnie i pochylił się. Poczułem jego zapach. Starałem się myśleć o czymś innym. Tym razem dobrze mi to wychodziło. Nagle jego usta przylgnęły do moich. Nie chciałem cierpieć. Potraktowałem to jak sprawdzanie oddechu, czy inną funkcję „fizjologiczną”.
- On chyba nie kojarzy na tyle… To nie ma sensu- odezwał się głos Cameron.
- Nie… on jest świadomy…- w głosie Grega było wahanie.- To nie o to chodzi. Jimmy. Wybaczam ci. Kocham cię. Jesteś dupkiem, ale cię do cholery kocham, ale jak umrzesz, to ci nie wybaczę!- krzyknął i znów pochylił się by mnie pocałować. Całym ciałem i umysłem zmusiłem się, żeby objąć jego twarz i oddać pocałunek. Dookoła rozległy się okrzyki radości oznaczające, że moje serce się uspokoiło.
- On potrzebował witaminy „House”- roześmiała się Cuddy.- To dlatego nie umieliśmy go leczyć. Nie mamy jej w aptece.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
oliwka
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bo jak dwoje ludzi się kocha... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 20:42, 22 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Słodkie. Wilson tak potrzebuje Housa, że nie może bez niego żyć i to dosłownie, to takie cudne. I te słowa Housa takie rozczulające i dające nadzieje.
Czekam na następną część i życzę dużo weny
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hilsonka
Pacjent
Dołączył: 16 Maj 2009
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze wsi Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 20:16, 25 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Jeju przez te fiki co chwila jak oglądam Hałsa to się śmieję . Za każdym razem, jak się zwróci do Łilsona Jimmy, jak mówią sobie "-Goodnight Wilson -Goodnight House" i ten mega fragment (dziś właśnie sobie oglądałam ten odc.) jak Hałs mówi do Dżimiego "I love you". Aż mi serce podskoczyło . No to teraz czas na moje psychodele P
Rozdział 7
Wstałem rano i zrobiłem sobie śniadanie. Ubrałem się szybko i pojechałem do szpitala. Dziś miał być pierwszy dzień rehabilitacji nogi Jimmiego, chciałem przy tym być- ludzie strasznie śmiesznie wyglądają, kiedy próbują się poruszać o lasce. Okazało się jednak, że mogłem pospać dłużej, bo całkiem nieźle sobie radził.
- I to ja jestem chamski?- zapytałem udając oburzonego.- Specjalnie wcześnie wstałem i od razu przyjechałem, żeby zobaczyć jak się męczysz, a ty bezczelnie dobrze sobie radzisz?
Wilson się uśmiechnął i przykuśtykał do mnie. Objął mnie wolną ręką i zaczął całować. To było to piękne uczucie, jakiego mi brakowało. Usłyszałem chrząknięcie rehabilitanta, ale nie zwracałem na to uwagi i przytuliłem Jimmiego mocniej do siebie. Kiedy go puściłem, rehabilitant odetchnął z ulgą.
- Myślisz, że będę mógł jechać za tydzień do Brazylii Stan?- zapytał nagle Jimmy.
-Wykluczone- powiedzieliśmy naraz ja i rehabilitant.
- Och dajcie spokój. Greg, pojedziesz ze mną?- zapytał z nadzieją w głosie.- Są jakieś odkrycia co do leczenia raka piersi i bardzo bym chciał tam być. To tylko pięć dni. Nie będziesz musiał chodzić na wykłady. Nic mi się nie stanie jeśli będziesz przy mnie.
Już raz byłem z nim na zlocie onkologów. Mieliśmy własny apartament z widokiem na śliczne kelnerki, które co chwila przynosiły mi pyszne żarcie i drinki. Mimo naszego związku, nikt mi nie zakazuje patrzeć na melony pięknych pań typu Cuddy czy wspomniane już kelnerki.
- No… ewentualnie… Ale pod warunkiem, że nie będziesz mi kazał zwiedzać nudnych zabytków i nie pozwolisz mi w nocy zasnąć- na mojej twarzy pojawił się diabelski uśmieszek. Stan wyglądał jakby miał zwymiotować. Jimmy podskoczył ze szczęścia.
Po południu wybraliśmy się kupić Jimmiemu jakąś twarzową laskę. Koniecznie uparł się na ciemnobrązową ze złotymi fifrakami. Uparł się, że podkreśla kolor jego oczu. One zawsze są po prostu piękne, koloru czekolady z Milki i nic tego nie zmieni. Pewnie będzie ją codziennie polerował. Boże… z kim przyszło mi żyć. Dorobiłem przy motorze drugi uchwyt na laskę, bo miałem zamiar go zabrać do Brazylii. Tej nocy miałem dyżur, więc ścigaliśmy się z Wilsonem o lasce. Ale w pewnym momencie natknęliśmy się na Sally i miła atmosfera uciekła. Wybaczyłem Jimmiemu w stu procentach i nie podejrzewałem go o dalsze próby romansowania, ale mimo wszystko atmosfera leżała. Wilson skurczył się w sobie i najeżył. Zupełnie jak mały przestraszony kotek. Źrenice mu się zwężyły i tylko czekałem aż prychnie i się na nią rzuci z pazurami. Kiedy nas minęła, spojrzałem na Jimmiego. Miał tak żałosną minę, jak tego wieczoru kiedy przyszedł do mnie nocować po kłótni z ostatnią żoną.
Od tamtej nocy Wilson dziwnie się zachowywał. Robił się czerwony kiedy mówiłem jakieś kawały o gejach, był bardzo ostrożny rozmawiając ze mną i uważał na słowa. Był jednocześnie zdołowany i usiłował być miły dla mnie. Pewnego dnia zawołałem go do mojego gabinetu. Zacząłem opowiadać o mojej diagnozie pacjentki i podrzucałem piłkę. Jimmy schylił się po nią i powoli się wyprostował. Nasze twarze dzieliło kilka centymetrów. Zamarliśmy, wpatrując się sobie w oczy. Serce zaczęło mi z niewiadomych przyczyn mocniej bić i poczułem, że spociły mi się dłonie. Nagle do gabinetu wtargnęła Cuddy i oboje odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. Od tego momentu nigdy nie było między nami tak samo jak wcześniej. Niby nic się nie zdarzyło. Przez chwilę mieliśmy zwis, ale do niczego nie doszło. Jednak… ta chwila była na swój sposób magiczna. No nie!- skarciłem się w myślach.- Zaraz dojdzie do tego, że będę sobie zwalał myśląc o facecie! Co to, to nie.
Ta myśl oziębiła trochę to zajście w moim mniemaniu, ale mimo wszystko coś było nie tak. Wilson mi się podobał. To było pewne i niezaprzeczalne. Ale czyżbym się zakochał? Nie. To jest stanowczo niemożliwe.
Uśmiechnąłem się do swoich wspomnień i pomyślałem, że po tej zdradzie Jimmy zaczyna wszystko od nowa. To znaczy, że znów będziemy się musieli podchodzić i znów przeżywać pierwszy raz. No cóż, nie uskarżam się. Przyciągnąłem Jimmiego do siebie i pocałowałem w policzek, a on rozluźnił się i uśmiechnął. Odprowadziłem go do jego sali i czekałem aż zaśnie. Mogliby go już wypisać, ale chciałem go mieć na oku. Zostawianie go samego w domu nie byłoby mądre.
No... taki rozdział bez wyrazu co prawda, ale cieszcie się ich szczęściem, bo mam zamiar ich skrzywdzić niedługo poważnie P Także wybaczcie infantylność ich zachowań
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
oliwka
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bo jak dwoje ludzi się kocha... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 20:24, 25 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Część naprawdę słodka. Biedny rehabilitant, ale to nie mogło się obejść bez strat w ludziach. House martwiący się o Jmmiego też jest potwornie uroczy.
...bo mam zamiar ich skrzywdzić niedługo poważnie P
Dlaczego?? Oh dlaczego?? Mam nadzieje , że przed tym skrzywdzeniem będzie jeszcze jakaś słodka scenka
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hilsonka
Pacjent
Dołączył: 16 Maj 2009
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze wsi Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:47, 26 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Rozdział 8
- Jimmy… Czy mógłbyś się nie zachowywać jakbyś pierwszy raz w życiu leciał samolotem?- zapytałem, kiedy co chwila podskakiwał na swoim siedzeniu ze szczęścia, kiedy podobały mu się widoki.
- Przepraszam. Ale jak możesz tego nie podziwiać! Popatrz w dół- powiedział i wskazał na małe okienko.- Ty za to się zachowujesz jakbyś pierwszy raz miał obsługę. Wydałeś już kupę kasy na żarcie!
- Chyba ci to nie zaszkodzi?
- Mi nie, ale mojemu portfelowi, owszem.
Kłóciliśmy się o takie bzdurki przez całą drogę. Wygłupialiśmy się i co chwila powstawało między nami słodkie uniesienie, ale obiecywaliśmy sobie, że oszczędzimy współpasażerom oglądania tego jak się całujemy. Rozładowywałem to napięcie puszczając oczka do stewardess. Kiedy wylądowaliśmy, zamówiliśmy taksówkę, która podwiozła nas pod sam hotel. Od razu rzucił się do nas jakiś murzyn po walizki. Lobby było urządzone w stylu Wiktoriańskim. Poinformował mnie o tym oczywiście mój irytujący facet, który zna się na wszystkim, na czym znają się kobiety. Recepcjonistka trzykrotnie się upewniła, czy zarezerwowaliśmy pokój małżeński i czy nie było jakiejś pomyłki. Kiedy wreszcie wskazała nasz apartament, złapałem Jimmiego za rękę i pociągnąłem za sobą. Minęliśmy w drzwiach murzyna od walizek, który skłonił się nam nisko. Apartament był urządzony w stylu kolon. Być może Wilsonowi chodziło o styl kolonialny, gdy mnie o tym informował, jednak nie dałem mu możliwości dokończenia słowa. Nasze usta splótł gorący pocałunek. Nie odrywając się od siebie, skierowaliśmy się do domniemanej sypialni. Na samym środku stało wielkie łóżko, a po obu stronach pokoju były drzwi do łazienek. Jedna zwykła, męska, a druga cała różowa, z piórkami jako ozdobnikami i brylancikami na ramie lustra podświetlanymi żarówkami w kształcie serduszek. Ten widok rozbawił mnie do łez. Wypuściłem zaskoczonego Wilsona z objęć, usiadłem na łóżku schowałem twarz w dłoniach i ryczałem ze śmiechu.
- Ta różowa jest twoja- wyksztusiłem. Nagle dostałem w głowę wielką puchową poduszką. Obróciłem się z morderczym spojrzeniem w stronę napastnika. Był nim mój skarb z zapalonymi z podniecenia oczami. I jak małe dzieci przez bite (i to dosłownie) pół godziny okładaliśmy się poduszkami. Dookoła nas było pełno pierza. Usłyszeliśmy pukanie. Otrzepaliśmy się i poszliśmy otworzyć. Jimmy usiadł na kanapie i przybrał poważną minę, a ja spojrzałem przez wizjer. Za drzwiami stała pokojówka. Taka jak z marzeń każdego fetyszysty. Wpuściłem ją i poleciłem trochę ogarnąć sypialnię.
-Masz ochotę na loda?- zapytał Jimmy.
- Jasne- powiedziałem z diabelskim uśmieszkiem, ale mina mi zrzedła, kiedy Wilson zaciągnął mnie na deser lodowy do restauracji.
-Nie chodziło mi o takie lody- powiedziałem z przekąsem, kiedy dostałem wielki pucharek lodów z tropikalnymi owocami i rodzynkami. Jimmy prychnął ze śmiechu w swoje lody.
- Chyba nie liczyłeś na seks oralny w towarzystwie pokojówki?
- Owszem. Miałem na myśli jej czynny udział. Wygląda mi na taką, która nie lubi pozostawać bierna- uśmiechnąłem się.
- Dziś się zaczyna. Będzie jakiś wykład wstępny. Idziesz?- zapytał Jimmy, wiedząc co usłyszy.
- Naprawdę na to liczysz? Będę pływał w basenie i pił płonące drinki- powiedziałem z uśmiechem. Kiedy skończyliśmy jeść, a Wilson dogadał się co do uiszczenia zapłaty za deser i tą noc, zaciągnąłem go za krawat do łóżka. Nie miałem zamiaru dłużej czekać. Zacząłem powoli zdejmować mu krawat. On ściągał ze mnie koszulkę. Kiedy rozpiąłem kilka guzików jego ubrania, rozsunąłem materiał i zacząłem całować jego nagi tors. Zarzuciłem na nas satynową pościel. Schodziłem coraz niżej i niżej, aż dotarłem do spodni. Jednym ruchem je rozpiąłem i zacząłem je ściągać. Przeczołgałem się na łokciach, bo znów go całować. Czułem, jak ściąga mi spodnie. Przetoczył się na mnie i zaczął całować po szyi. Jego język pieścił moje ciało. Co chwila przymykałem oczy z rozkoszy. Schodził coraz niżej i niżej…
- Doktorze Wilson, taksówka już na pana czeka- usłyszałem nieśmiały głosik murzyna od walizek. Musiał tu stać od dłuższej chwili i czekać na moment, kiedy przestaniemy jęczeć. Uciekł i zostawił nas samych. Zrobiłem minę zbitego psa, więc Jimmy szybko wrócił do roboty i bez owijania w bawełnę, skończył pracę. Potem pozwolił jeszcze zająć się przez chwilę sobą i uciekł, by zaszyć się w swojej damskiej łazience. Wrócił ubrany o zapachu róży.
- To mydło ma strasznie mocny zapach- powiedział ze strachem w oczach.- Ratunku!
Uratowałem go jakimiś prawdopodobnie megadrogimi perfumami czy innym złem i wodą kolońską stojącą w mojej łazience. Pocałowałem go jeszcze czule i pozwoliłem iść. Ja tymczasem ubrałem kąpielowe gatki i poszedłem do jaccuzi. Siedziałem tam z laskami z wielkimi melonami. Co najlepsze- nie rozumiały z tego co mówię ani słowa. Gadały coś po hiszpańsku, albo portugalsku. Co chwila przybiegała jakaś blondyna z drinkami dla mnie. Kiedy ręce już całkiem mi się pomarszczyły, pożegnałem się z paniami grzecznie i wróciłem do naszego apartamentu. Poszedłem do łazienki Jimmiego, żeby poszukać ciekawych rzeczy. Maseczka wygładzająca, ujędrniająca, odświeżająca… Masakra do rzęs, jakieś szminki, woda toaletowa… Nic ciekawe… Plastry z woskiem do depilacji! Tego mi trzeba było. No Jimmy, wydepilujemy ci plecki! Nie mogłem się doczekać aż przyjdzie. Jednak mijały godziny, a Jimmiego wciąż nie było. Dzwoniłem kilka razy, ale nie odbierał. Pewnie jest na jakimś afterparty. Nagle moja komórka zadzwoniła. Odebrałem. Usłyszałem szorstki męski głos.
- Tu komenda policji. My w sprawie Jamesa Wilsona…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sovereign. ;)
Ratownik Medyczny
Dołączył: 16 Mar 2009
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:18, 26 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
zabiję cię za ten koniec xd jak mogłaś mi to zrobić? xd
ogółem - fantastyczna część
najbardziej mi się podobało gdy murzynek przyłapał Housa i Wilsonka w niezręcznej sytuacji:D lałam ze śmiechu wtedy:D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
oliwka
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bo jak dwoje ludzi się kocha... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:03, 26 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Świetne. Jak można kończyć w takim momencie??Ciekawe co Wilson przeskrobał. On jest takim grzecznym onkologiem, najwidoczniej tak House na niego wpływa. Biedny murzynek, nie obyło się bez strat w ludziach
Czekam na następną część i życzę dużo weny
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Revy Koto-san
Lekarz w trakcie specjalizacji
Dołączył: 05 Maj 2009
Posty: 535
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: spod tęczowego krawata w Wilson'owej krainie. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 20:23, 27 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
A może.. napad? Wypadek? o.O przerażam sama siebie..
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hilsonka
Pacjent
Dołączył: 16 Maj 2009
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze wsi Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 17:52, 29 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Ach Dziś oglądałam 4x14 jak się Wilson całował i tarzał z CB z rozpiętą koszulą. Mrrrr xDDD Demon seksu P. Przepraszam za to co zrobiłam chłopakom poniżej
Rozdział 9
Ubrałem się błyskawicznie i pobiegłem do murzyna od walizek po mój motor. Chciałem być tam jak najszybciej, choć bałem się panicznie tego, co miałem zobaczyć. Odpaliłem i pojechałem w stronę szpitala. Czułem palącą nienawiść do tych gnojów, którzy to zrobili. Czy oni go… Nie. Tego bym nie zniósł. Ale nienawidziłem też siebie, za to, że z nim tam nie poszedłem. Był przecież tak łatwym celem. Pojedynczy facet poruszający się o lasce. Wjechałem motorem do holu i poleciłem go pilnować recepcjonistce. Chciała zaprotestować, ale kiedy na mnie spojrzała, już wiedziała o co chodzi.
-Sala 15. Prosto i w prawo- powiedziała stanowczym, ale i pocieszającym głosem i zaczęła rozganiać pacjentów czekających do przychodni, których zaciekawiło moje wejście smoka. Stanąłem przed drzwiami i poczułem opanowującą mnie panikę. Nagle drzwi się otworzyły i pojawił się w nich jakiś lekarz.
-Pan do doktora Wilsona?- zapytał. Ton jego głosu świadczył o nadchodzących złych wieściach.- On… Nie tylko go pobili… Oprócz tego został zgwałcony.
Niemy krzyk rozerwał mi gardło. Osunąłem się po ścianie na podłogę. Łzy zaczęły płynąć mi strumieniami po policzkach. Zacząłem się trząść na całym ciele. Patrzyłem jak zaklęty na drzwi, za którymi siedział ktoś, kogo kochałem. Ktoś kto mnie potrzebował teraz tak jak jeszcze nigdy. Jednak tak bardzo bałem się tam wejść. Te gnoje zabrały mu człowieczeństwo… Został z niego strzępek i kontur namalowany na posadzce. Lekarz popatrzył na mnie ze współczuciem i taktownie udał, że ktoś go woła. Po chwili zniknął w którymś z gabinetów. Z trudem się podniosłem i opanowałem łzy. Pozwoliłem nogom zanieść się w stronę ukochanego Jimmiego. Delikatnie nacisnąłem na klamkę i uchyliłem drzwi. Na łóżku siedział skulony James. Mój Jimmy… Mój kochany Jimmy… Nie miałem pojęcia jak się zachować. Usiadłem powoli na jego łóżku. Po chwili podniósł na mnie wzrok i nasze spojrzenia się spotkały. Oczy miały nadal ten uroczy czekoladowy kolor, ale były obce. Nie krył się za nimi nikt. Jakby siedziało przede mną puste ciało. Marny strzępek mojego kochanego Jimmiego zmagał się ze sobą. Nie chciał sprawić mi zawodu, ale bał się na pewno jakiegokolwiek kontaktu fizycznego. Tak chciałem go przytulić. Musiał się panicznie bać. Nagle przełamał się i wtulił się we mnie mocno, jakby łapiąc łapczywie każdy fragment mnie. Jak małe dziecko, bojące się potwora spod łóżka. Położyłem mu dłoń na plecach, a ten odskoczył ze strachem. Po chwili się opamiętał i oparł rękę o mój tors, po czym przybliżył głowę, by posłuchać tak znanego mu mojego bicia serca. Nie dbałem o to, czy będę musiał sobie do końca życia zastępować seks onanizowaniem się i o to, czy jeszcze kiedyś poczuję słodki smak jego ust. Teraz liczyło się to, że on tu był i nadal mnie kochał. Lekarze po tej scenie uznali, że jestem mu bezwzględnie potrzebny do przetrwania, więc pozwolili mi go zabrać.
-Chcesz oddzielne łóżko?- To były moje pierwsze słowa skierowane do Jimmiego.
-Nie! Ja… ale… może nie śpijmy nago?- zapytał cicho zawstydzony. Słowa trudno przechodziły nam przez gardła. Każde zdanie było sztuczne i wymuszone. Kiedy tylko weszliśmy, murzyn od walizek zapalił w kominku, a ja owinąłem Jimmiego kocem. Chciałem powiedzieć coś, co rozładowałoby atmosferę… Cokolwiek… Jednak cały czas milczeliśmy. Każdy z nas dobrze wiedział, że inny temat niż gwałt byłby sztuczną zmianą tematu kolącą w oczy. Wieczorem, kiedy się ogarnęliśmy, poczułem, że nie wytrzymam ani chwili dłużej bez wyznania Jimmiemu, jak bardzo go kocham. Kiedy usiedliśmy na łóżku, chwyciłem go za ramiona. Czułem, że zaraz będę musiał powiedzieć… ech… słodką przemowę.
- Jimmy. Wybacz mi, że nie byłem tam z tobą i cię nie obroniłem. To moja wina, wiem. Kocham cię i nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić!
Te słowa wydały mi się marne jak brazylijska telenowela. Najwyraźniej rzeczywiście stworzyli mnie dziadek sarkazm i babcia ironia, co nie dało mi daru do słodkich dialogów. Jednak w moich ustach, słowa tak pospolite były nadzwyczajne. Do tego stopnia, że nabrały jakiejś magicznej mocy. Jimmy z wielkim trudem ujął moją twarz w dłonie i delikatnie pocałował w usta. Czułem jak drży. Nie śmiałem nawet rozchylić warg. Przelewałem w tą ostrożność moją miłość. W nocy, Jimmy kilka razy budził się z krzykiem, jak i krzyczał przez sen. Jednak ja go za każdym razem uspakajałem i szedł spać. Jednak w środku nocy, gdy otworzyłem oczy, Jimmiego nie było w łóżku…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|