|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Katty B.
Chodzący Deathfik
Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bunkier Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 20:23, 07 Wrz 2008 Temat postu: Między słowami [M] |
|
|
Kategoria: friendship
Zweryfikowane przez Autorkę.
A/N
Niee, nie obijam się z większym projektem. Po prostu doszłam do wniosku, ze zanim go zacznę wklejać, pomęczę Was trochę miniaturami. XD Tak więc oto kolejna. Wykorzystana piosenka to "Little White Lies" Jennifer Kae.
Za pomocoradę językową dziękuję Gusi. Ty = iLove, mimo iż nigdy tu nie trafisz. Ale wiedz.
Fik w całości dedykowany hilsonowym Tłumaczom oraz anyway, która traktuje nas hilsonowym fluffem. W podziękowaniu za Waszą pracę, kochani.
OSTRZEŻENIE: to-wcale-nie-musi-być-slash, ogólny lekki emo!fluff, songfic
Między słowami
Pomyślałem zrazu, że kłamię każdym słowem.
(Robert Browning, „Sir Roland Pod Mroczną Wieżą Stanął”)
Gregory House powiedział kiedyś, że nigdy nie kłamie. W takim wypadku można było śmiało powiedzieć, że James Wilson nigdy nie mówi prawdy. Kłamanie było niemalże jego drugą naturą. Przez lata nauczył się, że może to pomóc w rozwiązaniu problemów z drugą osobą: ratowało przed zranieniem bądź raniło, by prawda nie wyrządziła jeszcze większej krzywdy. Białe kłamstwo, tak to się chyba nazywało. Ha. Białe. Może i ono było białe gdzieś na początku, ale przez lata użytkowania to kłamstwo, którego używał Wilson, zdążyło się nieźle pobrudzić.
***
Storm these walls,
‘cos I’m not giving you the keys
let it go, let it go now, let me go and give me peace
as cold as stone we are
or skin and bones, it’s crazy
what’s done is done
so hate me
if it makes it easy?
***
Telefon zadzwonił raz. Potem zadzwonił drugi. Za trzecim Wilson jęknął i podniósł słuchawkę.
- Halo? – spytał sennie, jednocześnie patrząc na godzinę wyświetloną na budziku. 7:20. Niech to szlag. Kto do cholery dzwoni o takiej porze?
- James? – Oto wielki zwycięzca: Lisa Cuddy.
- Cuddy? – Wilson potarł twarz. – Coś się stało?
- Obudziłam cię? – Nie, jasne, że nie. – Przepraszam, ale mam mały kryzys. Mógłbyś przyjechać?
- Nie pracuję już dla ciebie – mruknął Wilson, chcąc odłożyć słuchawkę.
- Wiem – powiedziała szybko Cuddy. – Ale Brown to kretyn, House i jego Kaczątka nie mają pojęcia, co robić, a pacjentka umiera. - Wilson prychnął. – Ważna pacjentka.
Mężczyzna westchnął.
- W porządku. Będę za pół godziny.
Odłożył słuchawkę i zaczął się zgrzebywać z łóżka. Nawet nie pracowanie w PPTH okazywało się być wyzwaniem.
***
So it’s
good bye to your little white lies
it wouldn’t hurt to tell the truth sometimes
I’m sweet, yeah you better believe it
I’m not one to critizise
but you never had a smile that could reach the eyes
on three, on four
close the door as you’re leavin’
***
- Doktor James Wilson – powiedziała siedząca na łóżku blondynka, gdy tylko Wilson wszedł do pokoju. Mężczyzna zmarszczył brwi.
- Znamy się?
Kobieta wesoło zaprzeczyła.
- Nie – odparła – ale wiele o panu słyszałam.
- Mam nadzieję, że dobre rzeczy. – Wilson zdołał przywołać na twarz uśmiech. Otworzył otrzymaną przy wejściu od Cuddy kartę pacjentki i zaczął ją przeglądać. – Doktor Jackson – dodał, dostrzegając nazwisko na pierwszej stronie.
- Zależy, kogo się słucha. – Wilson spojrzał na kobietę, która uśmiechnęła się nieco tajemniczo. – I proszę mnie nie tytułować „doktorem”, jeszcze ktoś gotów pomyśleć, że jestem lekarzem.
- A z czego robiła pani doktorat, pani Jackson?
- Panno – poprawiła go kobieta. – Z kulturoznawstwa. – Zachichotała. - Znam dwadzieścia siedem języków, a jednak kiedy tu przyszłam czułam się jak na obcej planecie.
- Zdaje sobie pani sprawę, że pani stan jest poważny?
Kobieta przytaknęła.
- Mogę mieć raka, prawda? – spytała nieco cichszym głosem. – To dlatego pana ściągnęli.
Wilson zamrugał.
- Ściągnęli?
- Pan tu nie pracuje – odparła. – Tak… słyszałam.
- Oficjalnie przestaję tu pracować dopiero od poniedziałku – westchnął Wilson. – Ale w zasadzie ma pani rację.
- Dana.
- Słucham? – zapytał nieco zdziwiony onkolog, spoglądając na kobietę.
- Jestem Dana. – Kobieta wyciągnęła rękę w kierunku Wilsona. Mężczyzna spojrzał na nią podejrzliwie. – Hej, umieram. Nie ma nic złego w mówieniu mi po imieniu.
- W porządku. – Wilson ścisnął dłoń kobiety. – James.
- Wiesz jak daleko stąd jest kafeteria, James? – spytała nagle Dana.
- Dlaczego pyt…
Wilson nie skończył, bo powód pytania stanął w drzwiach. Gregory House trzymał w ręce kubek z kawą i przyglądał się Wilsonowi ze zdziwieniem.
- Wilson – zaczął, ale szybko się zreflektował i przyjął o wiele bardziej oficjalny ton. – Doktorze Wilson.
- Doktorze House.
Wilson podniósł kartę Dany i ukrył za nią głowę. House podszedł do stolika koło łóżka pacjentki i postawił tam kubek.
- Dzięki – powiedziała Dana, biorąc kawę. Wilson opuścił nieco kartę i zdołał zauważyć ruch głową, jaki House wykonał w jego kierunku. Dana potrząsnęła lekko głową. – My tylko… rozmawiamy.
- Je viendrai plus tard si tu es ocupee.
- Merci, Gregory.
House wykuśtykał z pokoju, a Wilson odłożył kartę na bok.
- Co się stało? – spytała Dana. Wilson spojrzał na nią, nie rozumiejąc o co kobiecie chodzi. – Między wami.
Wilson przełknął ślinę.
- Z czego wnioskujesz, że coś się stało?
Dana odwróciła głowę i wlepiła wzrok w drzwi, przez które przed chwilą wyszedł diagnostyk. Na jej ustach błąkał się delikatny uśmiech.
- Tak smutno na ciebie patrzy.
***
I have of late
considered how I feel
and every day, every day now
it’s becoming clear
I’m tired and wasted
and I can’t take it,
so go ahead and hate me
if it makes it easy
***
Mimo usilnych starań połączonych sztabów – Cuddy i Wilson wraz z House’m i Kaczątkami – wciąż nie udało im się rozgryźć, co zabija doktor Jackson. Dzień powoli zbliżał się ku końcowi, ostatni dzień w PPTH, wyżebrany rano przez Cuddy. Wilson powiedział jej jednak, że nie interesuje go dalszy rozwój wypadków. Lepsze to niż zostać i się zaangażować, niż dać Cuddy nadzieję, że może jednak zgodzi się wrócić.
…
Nie tylko Cuddy.
- Myślałem, że zabrałeś już swoje rzeczy.
Wilson nie musiał odwracać głowy, bo zorientować się, kto zauważył, że idzie w stronę szatni. Głos House’a był nie do zapomnienia i nie do pomylenia z czymkolwiek innym.
- Też tak myślałem – odparł cicho Wilson, zrywając przyklejone do drzwiczek szafki zdjęcie. (Od lewej: Gregory House, Lisa Cuddy, James Wilson, coroczny bal charytatywny, 1994 r.)
- Nie musisz wyjeżdżać – powiedział cicho House, podchodząc bliżej. Wilson zatrzasnął szafkę.
- Owszem, muszę.
- Nie wyjeżdżaj. – Ciszej.
- House…
- Proszę. – Niemal szeptem, prawie niedosłyszalnie. Wilson westchnął.
- Muszę coś zrobić ze swoim życiem. – Stanął obok diagnostyka. – A ty musisz coś zrobić ze swoim.
House spojrzał na niego (smutno) i zamrugał kilka razy.
- Je t'aime plus que la vie.
Po czym odwrócił się i odszedł ze spuszczoną głową. Zostawiając Wilsona z lekkim mętlikiem w głowie.
***
So it’s
good bye to your little white lies
it wouldn’t hurt to tell the truth sometimes
I’m sweet, yeah you better believe it
I’m not one to criticise
but you never had a smile that could reach the eyes
on three, on four
close the door as you’re leavin’
***
Po raz pierwszy od czasów dzieciństwa James Wilson pluł sobie w brodę, że nie przykładał się do nauki francuskiego i często nawiewał z lekcji. Oczywiście, powinien był się domyślić, że House francuski zna – mężczyzna był beczką bez dna, jeśli chodziło o imponujące umiejętności, dziwaczne informacje i nieprzydatną wiedzę. Powinien był również się domyślić, że House będzie myślał, że Wilson francuski również zna – w końcu wychował się w Montrealu, na litość boską! Wilson zaklął i ponownie spojrzał na leżącą przed nim karteczkę. House mu to powiedział. House nigdy nie mówił rzeczy bez znaczenia. To musiało mieć znaczenie. I gdyby w młodości przykładał się do nauki, wiedziałby…
Ży tem pli ky la wi.
Gdyby tylko znał kogoś poza House’m, dla którego to… Wilson klepnął się dłonią w czoło. Oczywiście. To było takie proste, czemu nie pomyślał o tym półtorej godziny wcześniej? Mężczyzna pochwycił swoją marynarkę i wyszedł z mieszkania, z zamiarem jak najszybszego dostania się do szpitala.
***
Oooohhh yeah
self pray, salvation
so damage inventation
I’m out of danger
from your rudy nature
so go ahead and hate me
if it makes it easy
***
- Myślałam, że już tu nie pracujesz.
- Nie pracuję – odpowiedział Wilson, zasuwając za sobą drzwi pokoju Dany. Podszedł do jej łóżka i położył na nim marynarkę, po czym usiadł w fotelu obok. Kobieta spojrzała na niego z zainteresowaniem. – Chciałem się zapytać, czy mogłabyś mi powiedzieć, co to znaczy – wytłumaczył, podając dziewczynie zmiętą karteczkę. Kobieta wzięła ją do ręki i wyprostowała, po czym ze zmarszczonymi brwiami przeczytała napis. Po chwili wzięła do ręki długopis i zaczęła coś notować.
- Skąd to masz? – spytała znad swojej pracy.
- Ja… Ktoś mi powiedział.
- Kto?
- Nieważne – odparł szybko Wilson. Dana westchnęła i odłożyła długopis.
- Bez tego ci nie pomogę.
- Przecież znasz francuski – zdziwił się Wilson,
- Tak – przyznała – ale to tylko wyrazy. W tłumaczeniu czyichś słów ważne jest również to, by znać człowieka, coś o nim wiedzieć. To równie dobrze może być sarkastyczna uwaga. Jeśli nie będę wiedziała, kto to jest i co dla ciebie znaczy, prawdziwy sens tej wypowiedzi zgubi się gdzieś w tłumaczeniu. Gdzieś między słowami.
- Dana… - zaczął Wilson, ale przeszkodziło mu wejście pielęgniarki.
- Doktorze Wilson, godziny odwiedzin już dawno temu się skończyły – powiedziała przysadzista kobieta. Wilson kiwnął głową i wziął z łóżka marynarkę, po czym zwrócił się jeszcze do Dany:
- Wrócę jutro.
Dana uśmiechnęła się wesoło.
- Dobranoc! – pozdrowiła wychodzącego onkologa.
***
Good bye to your little white lies
it wouldn’t hurt to tell the truth sometimes
I’m sweet, yeah you better believe it
and I’m not one to criticise
but you never had a smile that could reach the eyes
on three, on four
close the door as you’re leavin’
***
Około szóstej rano zadzwoniła Cuddy i grobowym głosem oznajmiła mu, że pół godziny wcześniej doktor Dana Jackson zmarła. Wilson powiedział, jak bardzo mu przykro i obiecał Cuddy, że wpadnie jeszcze przed wylotem. Co miało nastąpić za jakieś dziewięć godzin. Wilson zrezygnował więc z prób ponownego zaśnięcia – wstał, ubrał się i zaczął pakować ostatnie, najbardziej osobiste rzeczy. O dwunastej wpadł do szpitala, zobaczyć się jeszcze raz z ludźmi, z którymi przez tyle lat pracował. Kaczątkom powiedział, że są świetnymi lekarzami i że na pewno będą lepszymi. Cameron i Chase’owi oświadczył, że są cudowną parą i mają przed sobą wspólną sielankę. Cuddy zapewnił, że wszystko będzie dobrze. Z House’m się nie zobaczył, bo tak było lepiej dla nich obu. Małe, białe kłamstewka, mające poprawić samopoczucie, zarówno jego, jak i pozostałych osób. Małe, białe kłamstewka, tak obrzydliwie czarne ze składającej się na nie nieprawdy.
W szczególności to ostatnie.
***
Think that you should know
goodbye
‘cos this time, this time you better believe it
no more little white lies
no more little white lies
close the door as you’re leavin’
***
Wilson spokojnym krokiem wracał do domu. Nie mógł uwierzyć, że jest w Montrealu już od miesiąca. Nigdy nie przypuszczał, że kiedykolwiek wróci do tego miasta, a tymczasem to właśnie tu znalazł spokój. Świetną pracę i dobrych znajomych, ale przede wszystkim spokój. I poza okazjonalnymi telefonami praktycznie nic nie przypominało mu o Princeton i wszystkim, co tam zostawił.
- Dzień dobry! – powitał radośnie Marie, swoją gosposię.
- Doktorze James – odparła ciepłym głosem kobieta. – Jak minął dzień?
- Wspaniale, muszę przyznać. Robbie dobrze znosi chemię, a wyniki pani Orson są coraz lepsze.
- Rzeczywiście wspaniale. – Kobieta wzięła aktówkę Wilsona i zaniosła ją do gabinetu. – Zaniosłam dziś do pralni kilka pana garniturów.
- Mówiłem, że…
- … nie trzeba, wiem, doktorze. – Wilson pokręcił z rozbawieniem głową. – W jednej z marynarek znalazłam jakąś karteczkę.
- Karteczkę? – zdziwił się onkolog. Gosposia podała mu niewielki, pomięty świstek. Mężczyzna rozwinął karteczkę. Była tak pogięta, że trudno było cokolwiek odczytać… Chociaż...
Ży tem pli ky la wi.
Napisane przez niego. I poniżej drugie zdanie, napisane drobniejszym pismem. Zdanie, które posłało cały miesięczny spokój do Piekła i z powrotem.
z francuskiego: "kocham cię bardziej od życia"
***
Bye Bye
KONIEC
tłumaczenie dialogu francuskiego:
House: Przyjdę później, jeśli jesteś zajęta.
Dana: Dziękuję, Gregory.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Katty B. dnia Pią 23:19, 17 Paź 2008, w całości zmieniany 8 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 23:45, 07 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
House spojrzał na niego (smutno) i zamrugał kilka razy.
To właśnie robię teraz - siedzę, patrzę (smutno) w monitor i mrugam...
I zastanawiam się czy gdyby Autorka miała więcej litości (dla mnie) to napisałaby czarno na białym happy enda, czy coś, co byłoby dla mnie wymówką, żeby nie robić z tego fika lektury obowiązkowej...
(hehehe... jakby co, będę miała na kogo zwalić winę za treść 13. części "Gimme..." :smt002 )
Kat, znów stawiasz Wilsona w złym świetle... I wcale nie dlatego, że napisałaś, że "nigdy nie mówi prawdy" (trudno mi się z tym nie zgodzić), ale dlatego, że uciekał z lekcji francuskiego (Fikowy House miałby inne zdanie na ten temat :smt005 ) i że znowu, znowu, znowu, znowu ucieka od House'a :smt010
"kocham cię bardziej od życia"
...
czemu mam mimo wszystko przeczucie, że po wyjeździe Wilsona House zrobił sobie coś bardzo bardzo złego? (może dlatego, że skoro stracił to, co kochał bardziej od życia, przestało mu zależeć na życiu w ogóle...)
dziękuję za moją część dedykacji :smt058
heh... idę poszukać jakiejś pięknej ery *tup tup tup*
PS. No oczywiście, że mi się podobało (mimo wszystko) :smt003
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Nie 23:47, 07 Wrz 2008, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Any
Czekoladowy Miś
Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza zakrętu ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 7:20, 08 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
dziękuję, Katty za dedykację.
Chociaż to do mnie niepodobne, bardzo ucieszyłam się, że nie ma happy endu. Fik jest piękny taki, jaki jest. Nic więcej nie trzeba dodawać.
- Tak smutno na ciebie patrzy.
Dostrzegła to obca kobieta, a Wilson nie zdołał. Tak bardzo zależało mu na tym, żeby uciec od House'a, że przestał zwracać na niego uwagę (albo przynajmniej się starał)?
Ży tem pli ky la wi.
To było niezłe ;D Jak to dobrze, że ja nie nawiewałam z lekcji francuskiego. Zrozumiałam tekst przed Wilsonem.
- Nie musisz wyjeżdżać – powiedział cicho House, podchodząc bliżej. Wilson zatrzasnął szafkę.
- Owszem, muszę.
- Nie wyjeżdżaj. – Ciszej.
- House…
- Proszę. – Niemal szeptem, prawie niedosłyszalnie. Wilson westchnął.
- Muszę coś zrobić ze swoim życiem. – Stanął obok diagnostyka. – A ty musisz coś zrobić ze swoim.
House spojrzał na niego (smutno) i zamrugał kilka razy.
- Je t'aime plus que la vie.
Po czym odwrócił się i odszedł ze spuszczoną głową.
Wspaniały dialog. Taki cichy, smutny, kochający całym sobą House...zupełnie do siebie niepodobny, a jednak bardzo prawdziwy...
Z House’m się nie zobaczył, bo tak było lepiej dla nich obu.
Jak to lepiej? James, co z tobą?
tymczasem to właśnie tu znalazł spokój
Jasne, już to widzę.
z francuskiego: "kocham cię bardziej od życia"
Jimmy, teraz już wiesz? On cię kocha, a jeśli ty to popsułeś...
Świetna robota, Kat.
Duże gratulacje.
Cytat: | czemu mam mimo wszystko przeczucie, że po wyjeździe Wilsona House zrobił sobie coś bardzo bardzo złego? (może dlatego, że skoro stracił to, co kochał bardziej od życia, przestało mu zależeć na życiu w ogóle...) |
Richie, mam takie samo przeczucie. Skoro Wilson przez miesiąc nie wracał, House miał prawo uwierzyć, że nie wróci już nigdy, co było równoznaczne z utratą jakiegokolwiek sensu życia..
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Any dnia Pon 7:21, 08 Wrz 2008, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
motylek
Immunolog
Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Capri Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 11:01, 08 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
fik jest inny . dużo w nim czułości a koniec zaskakuje bardzo. spodobał mi się.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
marengo
Pediatra
Dołączył: 28 Lip 2008
Posty: 777
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 11:27, 08 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
A ja się jakoś szczególnie nie ucieszyłam, że nie ma happy endu, bo teraz mi smutno...
- Tak smutno na ciebie patrzy.
Wyobraziłam sobie tę sytuację, House'a, który widzi, że Wilson nie chce mieć z nim do czynienia, więc usuwa się z drogi, ułatwiając sprawę Wilsonowi. A Wilson... oczywiście myśli tylko o sobie.
I bardzo smutna rozmowa House'a z Wilsonem (zacytowana w poście powyżej, wiec nie będę powtarzać ). I House - widać, że zależy mu na Wilsonie. Bardzo bardzo. Świat Wilsona się rozpadł, a teraz rozpada się świat House'a. Z tym, że Wilsonowi łatwiej jest posklejać kawałki, o wiele łatwiej.
Ży tem pli ky la wi.
Gdy zobaczyłam ten piękny fonetyczny zapis, wybuchnęłam śmiechem.
A potem Dana zmarła. Świetnie. I przez to, że nie przetłumaczyła od razu jednego głupiego zdania i musiała dorabiać całą ideologię, mogło się wydarzyć duużo złego. (Miałam nadzieję, że jednak zostawiła karteczkę. Którą Wilson od razu znajdzie).
Cytat: | Cytat: | czemu mam mimo wszystko przeczucie, że po wyjeździe Wilsona House zrobił sobie coś bardzo bardzo złego? (może dlatego, że skoro stracił to, co kochał bardziej od życia, przestało mu zależeć na życiu w ogóle...) |
Richie, mam takie samo przeczucie. Skoro Wilson przez miesiąc nie wracał, House miał prawo uwierzyć, że nie wróci już nigdy, co było równoznaczne z utratą jakiegokolwiek sensu życia.. | Niee, ja się nie zgadzam! Skoro Wilson jest dla niego tak ważny i kocha go nad życie, niech właśnie dlatego żyje - z nadzieją, że kiedyś się wszystko ułoży. Niech żyje dla Wilsona. Bo nigdy nie wiadomo, co się może stać. (A ja jestem optymistką).
- Je viendrai plus tard si tu est ocupee.
A nie powinno być si tu es occupee?
(Dana nie ma przypadkiem brata Daniela? ;D)
(uparcie i skrycie och Wilson kocham cię kocham cię kocham cię nad życie/ chcę w twoim wzroku dojrzeć to światełko które sprawi że ty powiesz jak ja)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Any
Czekoladowy Miś
Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza zakrętu ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 13:33, 08 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
Cytat: | A nie powinno być si tu es occupee? |
Nie, moim zdaniem jest w porządku... Ale francuskiego uczę się dopiero rok, więc mogę się mylić.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Katty B.
Chodzący Deathfik
Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bunkier Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 14:34, 08 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
Oczywiście, marengo, masz rację. Boże, pomieszałam osobę drugą z trzecią. *kaja się* W zasadzie to się powinna korekta Łorda kajać, ale ona niewdzięczna i głupia, więc kajam się za nią. Już poprawione. (I tak w ogóle to tam powinien być akcent, ale to forum akcentów nie lubi, oj nie... I jakoś tak to "ocupee" dziwnie wygląda. XD Ja chcę akcenty i nie wierzę, że to przed chwilą napisałam, bo nie lubimy się z akcentami.)
Dana brata Daniela nie ma, ale świetne spostrzeżenie - owszem, pani doktor to taki mały, stargejtowy hołd dla mojej ukochanej postaci. Nawet ilość języków, którymi włada panna Jackson zgadza się z tym, co Dannyboy mówił w odcinku "200". XD
***
anyway napisał: | To było niezłe ;D Jak to dobrze, że ja nie nawiewałam z lekcji francuskiego. Zrozumiałam tekst przed Wilsonem. |
Ja też nigdy nie zwiałam. XD Szkoda, że moja nauczycielka z daaawnych lat się tego samego kodeksu nie trzymała i przez pięć miesięcy nie przychodziła do szkoły.
anyway napisał: | Jak to lepiej? James, co z tobą? |
Początkowy motyw białych kłamstw - łatwiej było powiedzieć, że dla nich obydwu będzie lepiej, jeśli już się nie zobaczą, niż tłumaczyć, że nie chciałem, nie mogłem...
***
Richie, nie wiń mnie! Wiń scenarzystów! To oni w trailerach/spojlerach do piątego sezonu zrobili z Wilsona tego złego (ja tam się zgadzam, pff XD). I naprawdę nie moja wina, że owe trailery/spojlery tak zaganiają plot!bunnies... XD
Richie117 napisał: | czemu mam mimo wszystko przeczucie, że po wyjeździe Wilsona House zrobił sobie coś bardzo bardzo złego? (może dlatego, że skoro stracił to, co kochał bardziej od życia, przestało mu zależeć na życiu w ogóle...) |
Jeden z powodów, dla którego postawiłam na takie, a nie inne zakończenie. Żeby każdy z tu obecnych sam sobie dopisał w myślach ciąg dalszy. Ja mam swoje przemyślenia i się nimi NIE podzielę, bo znów wyjdzie jakoś nie tak. XD Reasumując - skoro myślisz, droga Richie, że House sobie coś zrobił po wyjeździe Wilsona, to tak też się stało.
***
A nade wszystko, dziękuję wszystkim za komentarze!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Any
Czekoladowy Miś
Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza zakrętu ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 15:53, 08 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Oczywiście, marengo, masz rację. |
No, czyli się pomyliłam :smt003
Cytat: | przez pięć miesięcy nie przychodziła do szkoły. |
Słucham?! Cóż... ^^
Cytat: | łatwiej było powiedzieć, że dla nich obydwu będzie lepiej, jeśli już się nie zobaczą, niż tłumaczyć, że nie chciałem, nie mogłem... |
Musiał być naprawdę zdesperowany, skoro poszedł na łatwiznę.
Oj, Jimmy, Jimmy...
Cytat: | Reasumując - skoro myślisz, droga Richie, że House sobie coś zrobił po wyjeździe Wilsona, to tak też się stało. |
No świetnie. Czyli skoro ja myślę podobnie, to podobnie się stało. No nie... Poor House... I poor Wilson... chociaż. Dobrze mu tak (nie wierzę, że to powiedziałam).
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 16:22, 08 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
Katty B. napisał: | Richie, nie wiń mnie! Wiń scenarzystów! To oni w trailerach/spojlerach do piątego sezonu zrobili z Wilsona tego złego (ja tam się zgadzam, pff XD). I naprawdę nie moja wina, że owe trailery/spojlery tak zaganiają plot!bunnies... XD
Richie117 napisał: | czemu mam mimo wszystko przeczucie, że po wyjeździe Wilsona House zrobił sobie coś bardzo bardzo złego? (może dlatego, że skoro stracił to, co kochał bardziej od życia, przestało mu zależeć na życiu w ogóle...) |
Jeden z powodów, dla którego postawiłam na takie, a nie inne zakończenie. Żeby każdy z tu obecnych sam sobie dopisał w myślach ciąg dalszy. Ja mam swoje przemyślenia i się nimi NIE podzielę, bo znów wyjdzie jakoś nie tak. XD Reasumując - skoro myślisz, droga Richie, że House sobie coś zrobił po wyjeździe Wilsona, to tak też się stało.
|
no ja wieeem, że to wina scenarzystów... :smt090 gupi, gupi, gupi scenarzyści :smt089 właśnie obejrzałam jakieś promo sprzed tygodnia i jestem ZDO-ŁO-WA-NA :smt010 nie chcę tego oglądać, ani w ogóle o tym wiedzieć :smt010
wiem, jaki jest zasadniczy cel otwartych zakończeń... tylko że ja wbrew sobie widzę zawsze najczarniejsze scenariusze i dlatego ktoś musi mi napisać, że wszystko jest ok...
ale tak serio, to zanim przewinęłam stronę i zobaczyłam słowo "Koniec" miałam nadzieję, że Wilson znów rzuci wszysko i wróci do House'a :smt007 (kurde, moja skleroza mnie przeraża - zapomniałam, jaki tytuł ma ten Twój fik O.o )
A teraz to już nic nie myślę... And time stopped...
EDIT: a, no tak - "Nigdy nie mów żegnaj"... no tak... ;pp
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pon 16:24, 08 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Any
Czekoladowy Miś
Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza zakrętu ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 16:27, 08 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
Cytat: | właśnie obejrzałam jakieś promo sprzed tygodnia i jestem ZDO-ŁO-WA-NA nie chcę tego oglądać, ani w ogóle o tym wiedzieć |
O mamo, aż tak źle jest?? Może źle robię nie czytając żadnych spojlerów, bo nie jestem przygotowana na najgorsze?! Boję się... Jimmy nie może być aż tak podły... :smt090
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 16:34, 08 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
anyway... chyba nie ma lepszego przygotowania na najgorsze, niż czytanie płaczogennych fików pre 5x01...
nie wiem, czy było aż tak źle... już przywykłam, że w promo jest dużo szumu, a w epie to się rozmywa...
buuu... nadal nie chcę oglądać 5. sezonu...
poor Jimmy, poor House... :smt010
(Katty - sama prowokujesz off-topy pisząc takie fiki :smt077 )
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
marengo
Pediatra
Dołączył: 28 Lip 2008
Posty: 777
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 16:37, 08 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
Jak to dobrze, że przy tym zakończeniu uaktywniła się moja mała wewnętrzna optymistka. Bo ja doskonale wiem, jak naprawdę skończyła się ta historia. Wilson walnął się w głowę i nawet się nie pakując, wsiadł w pierwszy samolot do Princeton (czy też okolic). Odnalazł House'a w mieszkaniu. Żywego. Błagał o przebaczenie. (Bo House nie zginął, o nie! On czekał, czekał, czekał... aż jego życie znów nabierze sensu...). A potem żyli długo i szczęśliwie .
anyway, katastrofy nie będzie. Myśl pozytywnie! Będzie dobrze . Poza tym w podpisie napisałaś, że nie czytasz spojlerów. To może... obejrzyj?
Niee, wcale nie jest tak źle! No, może przez chwilę...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez marengo dnia Pon 16:39, 08 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Katty B.
Chodzący Deathfik
Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bunkier Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 16:37, 08 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
(Ależ ja nie mam nic do offtopów. XD)
I tak, anyway, podobno jest tak źle. Jeśli spojlery giganty okażą się prawdą, to ma szansę być nawet gorzej... I ja przywykłam już do faktu - w szczególności w okolicach końcówek ostatnich sezonów - że promo nie są nawet w połowie tak przerażające, jak same odcinki...
XD I'm the Queen of Angssst!
EDIT. any, możesz teraz wybierać między moim zdaniem, a marengo. XD
marengo, psst!: swój przydział happy endów na to półrocze wyczerpałam przy "Nigdy nie mów żegnaj". XD Więc tu widziałam nieco inną wersję, ale... Wolałam tego nie pisać. I tak wyszło wystarczająco angstowo. XD
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Katty B. dnia Pon 16:40, 08 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Any
Czekoladowy Miś
Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza zakrętu ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 16:39, 08 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
Jednak zdecydowanie wolę niepewność. Niech ten sezon się jeszcze nie ukazuje!! (ja to mówię?!)
Nie chcę, żeby ta przyjaźń się rozwaliła.
Cholera, Jimmy, opamiętaj się...
PS Richie, Ty nie widziałaś jaki gigantyczny off stworzyłyśmy z Poziomką w temacie "Bez powietrza". Niemiłosiernie perwersyjne (czt. ZBOCZONE), co najmniej 3-stronicowe głupoty ;D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Katty B.
Chodzący Deathfik
Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bunkier Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 16:42, 08 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
Offtopy rządzą, jeśli tylko mają tyci związek okołofabularny. XDDDD Tu jest, więc chyba OK. XD
anyway, jak możesz tak mówić?! Niech ten sezon się już zacznie! Im szybciej się zacznie, tym szybciej chłopcy się pogodzą.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 16:42, 08 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
Kat... prooooszę :smt010
ja się tu staram nie załamywać tak do końca... no JAK może być"gorzej", skoro oni MUSZĄ się pogodzić????
:smt089
ja chyba przestanę pojawiać się na forum i w ogóle w necie, bo mnie nerwy zjedzą...
:smt089
EDIT to powyżej dotyczy... tego powyżej :smt003
a do tego, co poniżej:
anyway - do "Bez powietrza" jeszcze nie dotarłam... ale się staram :smt003
Kat - w Hilsonie offy są na porządku dziennym. I ja im niczego nie zrobię :smt003
ja nie chcę i chcę 5. sezonu... I chciałabym i boję się... :smt010
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pon 16:47, 08 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
marengo
Pediatra
Dołączył: 28 Lip 2008
Posty: 777
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 16:43, 08 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
Ta przyjaźń aktualnie jest rozwalona - i tego jestem pewna. Ja właśnie czekam na 5 sezon i na naprawę stosunków House/Wilson .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Any
Czekoladowy Miś
Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza zakrętu ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 16:46, 08 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
Kat, a masz pewność, że się pogodzą? Bo ja się zaczynam bać...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 16:48, 08 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
No muuuuuszą się pogodzić!!!!!!!
bo nie będą się przecież fochać przez kolejne 3 sezony... :smt089
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
marengo
Pediatra
Dołączył: 28 Lip 2008
Posty: 777
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 16:48, 08 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
Przecież ich przyjaźń to siła napędowa serialu! Oni nie mogą się nie pogodzić. A poza tym... WIlson to Wilson. Da się przekonać
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Any
Czekoladowy Miś
Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza zakrętu ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 16:51, 08 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
ale tu nie chodzi o błahostkę... tu w końcu chodzi o kobietę, którą on (rzekomo) kochał...
No ale patrząc z drugiej strony - Z Amber spotykał się ile? 2 miesiące?
A z Housem przyjaźnił się kilkanaście lat!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 16:54, 08 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
tylko czemu, czemu, czemu to wszystko się w ogóle stało???
gupi scenarzyści :smt090
marengo - Twoje brutalne stwierdzenie, że "ich przyjaźć jest rozwalona" mnie dobiło... w głowie mi się to nie mieści :smt089
Boję się, że nagle siłą napędową serialu stanie się Huddy... :smt010
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Katty B.
Chodzący Deathfik
Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bunkier Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 16:55, 08 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
Z Amber spotykał się prawie tak długo, ile trwała jego żałoba po niej. XD
A poza tym, jestem pewna, ze się pogodzą. Shore obiecał, że się pogodzą, bo f-ship chłopców = podstawa serialu i ludzie bez tego UMRĄ!. Jeśli nie wierzymy Dave'owi, to nie możemy już wierzyć nikomu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
marengo
Pediatra
Dołączył: 28 Lip 2008
Posty: 777
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 16:59, 08 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
A nie jest? Ja myślę, że jest - ze strony Wilsona. Więc czekam na piąty sezon i na to, jak będą tę przyjaźń naprawiać.
Cytat: | Z Amber spotykał się ile? 2 miesiące?
A z Housem przyjaźnił się kilkanaście lat! | Wiesz, mnie się wydaje, że to, ile czasu ktoś się z kimś znał, nie zawsze ma znaczenie.
Aaa, Richie, gdzie sie podział Twój piękny avatar?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez marengo dnia Pon 17:00, 08 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Any
Czekoladowy Miś
Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza zakrętu ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 17:00, 08 Wrz 2008 Temat postu: |
|
|
Cytat: | tylko czemu, czemu, czemu to wszystko się w ogóle stało???
gupi scenarzyści |
Śmierć Amber mogli jakoś zorganizować, ale nie mieszać w to House'a... Tak to on by mogł pocieszać Jamesa i ta przyjaźń jeszcze by się pogłębiła.
A tak to...
Cytat: | Twoje brutalne stwierdzenie, że "ich przyjaźć jest rozwalona" mnie dobiło... w głowie mi się to nie mieści |
Richie, mnie też nie...ale tak chyba niestety jest
Cytat: | Boję się, że nagle siłą napędową serialu stanie się Huddy... |
tak, jeśli wolą tworzyć jakiś pochrzaniony związek bez szans na dłuższe istnienie,zamiast ratować przyjaźń chłopców, to się zdenerwuję ;/
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|