|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
soft
Pulmonolog
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tu te truskawki? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 7:00, 14 Paź 2009 Temat postu: Love hurts... [Z] |
|
|
Kategoria: love
Zweryfikowane przez soft
Elo, elo
Tak. W końcu postanowiłam, że i ten fick i "Niespodziewana" wrzucane będą wspólnie. "NW" i tak już zmierza ku końcowi, a z faktu, że na komputerze piszę je praktycznie razem to i razem mogę pokazywać je światu.
Tym razem nie tak wesoło i sielankowo jak w innych moich opowiadaniach. Nie bijcie *chowa się pod biurkiem*
Dedyyk i wielkie podziękowania dla Lady za naprawdę przecudowną betę i wymyślenie tytułu, na który ja pewnie nigdy bym nie wpadła. Żebyś szybko wracała do zdrowia, kochana.
Inspirowane [link widoczny dla zalogowanych] piosenką, co można zauważyć w cytacie poniżej ;P
Miłego czytania.
Rozdział I
"I promise never hurt you, but I hurt you so..."
Alone "Tearfall"
- Więc wróciłeś.
Spiął się, słysząc ten znajomy głos za swoimi plecami. Głos, za którego usłyszenie tyle by dał przez ostatnie pół roku. Teraz sam nie wiedział czy jest zadowolony czy nie z tego spotkania. Odwrócił się powoli. Bardzo powoli, próbując uspokoić rozszalałe serce, które biło z zawrotną szybkością. Stał tam, nonszalancko oparty o framugę drzwi. Nie zmienił się, ale kto się zmienia w ciągu sześciu miesięcy? W ręku trzymał nieodłączną laskę. Ten sam kilkudniowy zarost, ta sama wymięta koszula założona na równie wygnieciony t-shirt Stones'ów. Ale najważniejsze było TO spojrzenie. Para wściekle błękitnych tęczówek wpatrywała się w niego z taką czujnością, z takim wahaniem, z takim niedowierzaniem.
- Wróciłem - odparł przez zaciśnięte ze zdenerwowania gardło. Kontynuował swoją poprzednią czynność, czyli wyjmowaniu przeróżnych przedmiotów z kartonowego pudełka.
- Tak bardzo się stęskniłeś za najlepszym kumplem?
Tak, do jasnej cholery, to był jego największy problem. Stęsknił się. Dlatego wrócił do Princeton, które obiecał omijać szerokim łukiem, gdzie juz nigdy nie miała stanąć jego stopa.
- Nie, Cuddy prosiła mnie żebym wrócił - oh, Jimmy, Jimmy. Ładnie to tak kłamać? Choć... Była w tym nutka prawdy. W końcu przez pierwszy miesiąc administratorka szpitala dzwoniła do niego codziennie, próbując go przekonać do powrotu. Potem ograniczyła się do jednego telefonu na tydzień, ale nie dała mu spokoju.
- Wilson?
- Tak?
- Między nami wszystko w porządku?
Nie, House, między nami nigdy nie będzie w porządku. Przestało być w porządku odkąd stwierdziłem, że nie mogę bez ciebie żyć. Odkąd stałeś się najważniejszą osobą w moim życiu, kiedy się w tobie zakochałem.
- Wilson! Musisz mu powiedzieć!
- Przykro mi Liso, ale ja po prostu nie mogę... Nie chce zniszczyć naszej przyjaźni.
- Takim sposobem zniszczysz tylko siebie. James, musisz zrozumieć, że powiedzenie mu tego to jedyne wyjście.
- Nie, jest jeszcze jedno...
- Jakie?
- Wyjeżdżam. Znalazłem pracę w klinice specjalistycznej w Colorado.
- Przykro mi House, ale... – „bądź twardy James, bądź twardy.” - Ale między nami nigdy nie było w porządku.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - diagnosta natychmiast stanął za nim, złapał go za ramię i obrócił by stali twarzą do siebie. Wilson poczuł bolesny skurcz w okolicach serca, widząc żal i gniew w oczach House'a. Stali tak blisko, że wyraźnie czuł zapach jego wody kolońskiej, jego ciepło, jego przyjemny oddech na swojej twarzy... Oparł się lekko o biurko, bojąc się, że nogi zaraz się pod nim ugną. Nie możesz się rozmyślić James, odsunięcie się od niego to jedyny ratunek. Bolesny, ale jedyny.
- House... - zaczął, próbując odpowiednio dobrać słowa. - Ja... Myślę, że nie powinniśmy się już przyjaźnić. Po tym, co sobie powiedzieliśmy... Po prostu nie mogę.
- Jasna cholera, Wilson! Byłem zły i pijany, dobrze wiesz, że nie wiedziałem co mówię!
- Jesteś idiotą. Jesteś skończonym idiotą!
- Dlaczego? Bo zostawiam wielkiego diagnostę samego?
- Tak. Zostawiasz mnie samego! W ogóle pomyślałeś jak ja się poczuję?
- Już nie udawaj obrażonego! Cały czas się tobą opiekuję, bronie cię, sprzątam po tobie. Zachowuję się jak jakaś twoja pieprzona maskotka! House podrobił recepty? A co tam, dobry Jimmy go obroni! House nie chce jechać na pogrzeb ojca? A co tam, dobry Jimmy go zawiezie! House się znów się upił? Zadzwoni po dobrego Jimmy'iego! Z tym, że zamiast Jimmy'iego pojawia się jego dziewczyna aby potem umrzeć! Zastanawiałeś się kiedyś jak JA się czuje?
- Myślałem, że już o tym zapomniałeś...
- Takich rzeczy się nie zapomina, a przynajmniej ja nie potrafię. Tobie wystarczy tylko butelka szkockiej i dobry pornos!
- A ty może jesteś taki idealny? To nie ja przeleciałem większość pielęgniarek w szpitalu. To nie ja byłem trzy razy żonaty, z czego dwa małżeństwa rozpadły się z mojej winy. To nie ja sypiałem z Panienką Z Rakiem, to nie ja kłamałem policji, i byłem poszukiwany listem gończym!
- Pieprz się, House. Jesteś skończonym dupkiem.
- Obydwoje wiedzieliśmy co mówimy - powiedział, spoglądając w bok. „Tak, nieźle ci idzie James, tak trzymaj.” - Przepraszam, ale muszę dokończyć rozpakowywanie, a potem skoczyć do doktora Stone'a po teczki pacjentów - zgrabnie wysunął się sprzed House'a i poszedł po kolejne pudło stojące w rogu. Diagnosta spojrzał na niego z nieukrywaną złością i wyszedł głośno trzaskając drzwiami. Wilson wyprostował się natychmiastowo z żalem spoglądając na miejsce, gdzie przed chwilą stał jego, teraz już były przyjaciel. „Świetnie James”, powiedział jakiś tajemniczy głos w jego głowie. „Wszystko musisz zniszczyć.”
Oparł się o ścianę i ukrył twarz w dłoniach.
***
Drzwi do pokoju diagnostycznego otworzyły się gwałtownie. Szef oddziału wpadł do środka, nie zważając na Tauba, którego potrącił, omal go przy tym nie przewracając.
- House, szukaliśmy cię, stan pacjenta się pogarsza... - zaczął Foreman, siedząc na swoim tradycyjnym miejscu, czyli na końcu szklanego stołu.
- Nie obchodzi mnie to. Zróbcie mu wszystkie możliwe badania, zaczynając od tych najbardziej bolesnych i sami znajdźcie przyczynę. Nie będę wam patrzył na ręce do końca życia - warknął, wyciągając z kieszeni fiolkę z Vicodinem i wysypując na dłoń cztery białe tabletki.
- Ale..
- Żadne ale - powiedział, mordując wzrokiem przerażone Kaczuszki. Mruknął coś jeszcze i zniknął za drzwiami swojego gabinetu. Usiadł w fotelu i położył nogi na biurku. Był wściekły, naprawdę wściekły. Co Wilson sobie myśli? Najpierw wyjeżdża na pół roku, nie odzywa się, nie odbiera telefonów, nie odpisuje na maile. A teraz wraca sobie i twierdzi, że z ich przyjaźnią koniec. Coś tu nie gra. To nie był ten Jimmy, którego zdążył poznać przez te wszystkie, lepiej lub gorzej spędzone wspólnie lata. Musiało stać się naprawdę coś dziwnego, by onkolog zaczął się tak zachowywać.
***
Odkręcił wodę, mając nadzieję, że zmyje ona z niego brud i wszystkie wspomnienia dzisiejszego dnia. Ten ból w oczach House'a... Dokładnie taki sam widział w swoich, gdy patrzył w lustro. Co on w ogóle sobie myślał, chcąc wrócić? Dlaczego jego noga znów stanęła w tym pieprzonym Princeton, choć każdego dnia obiecywał sobie, że to się nie stanie? Dlaczego jego życie, dlaczego on stał się tak żałosny?
Odchylił głowę, oddychając głośno. Gdyby los nie był dla niego tak okrutny, zamiast samotnego prysznica, mógłby wraz z House'em zająć się dużo ciekawszą czynnością... Na samą myśl poczuł podniecenie. Walcząc ze sobą, odkleił jedną rękę od ściany i zacisnął ją na swoim budzącym się do życia członku. Jego dłoń powoli poruszyła się w górę i w dół. I jeszcze raz, szybciej, jeszcze szybciej... Zamknął oczy, czując łzy pod powiekami. Z każdym ruchem jego oddech stawał się bardziej chrapliwy, urywany. Czuł tętno bijące w całym ciele. Głośny jęk wydobył się z jego rozchylonych ust. Dlaczego? Dlaczego zamiast doświadczaćprawdziwej miłości musiał zadowalać się własną dłonią? Wyobraził sobie, że jego palce wcale nie należą do niego, tylko do House'a. Że diagnosta stoi za nim czując dokładnie to, co on. Doszedł z jego imieniem na ustach. Osunął się na kolana, przeklinając to, że się urodził...
cdn..
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez soft dnia Wto 8:02, 05 Sty 2010, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Atris
Knight of Zero
Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: A z centrum :D Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 7:40, 14 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Oh, tak, tak
Dobry tekst do przeczytania z samego rana, to najbardziej lubię
Tytuł, "Love hurts...", normalnie, cholerna prawda...
Cytat: |
- Wilson?
- Tak?
- Między nami wszystko w porządku?
|
Oh tak, błagam, niech będzie wszystko w porządku...
Cytat: | Nie, House, między nami nigdy nie będzie w porządku. |
No i nie wyszło
Cytat: |
- Wilson! Musisz mu powiedzieć!
- Przykro mi Liso, ale ja po prostu nie mogę... |
Czemu w tych waszych fickach, zawsze zwierzają się Cuddy Co w niej takiego jest? JA tam jej nie lubię...
Cytat: | „bądź twardy James, bądź twardy.” |
Czy tylko ja mam takie kosmate skojarzenia??
Cytat: | - Żadne ale - powiedział, mordując wzrokiem przerażone Kaczuszki. |
Dostałam istnego kociokwiku, jak sobie to wyobraziłam
Ale to się skończy dobrze, prawda? Prosim ładnie, bo ja nie mogę patrzeć, jak oni się kochają i nic z tym nie robią
Fick zaczyna się świetnie, piosenka jest cudowna, teraz będę ją przez ciebie musiała słuchać jak tylko włączę komputer
Weny Soft i niech ci jak najszybciej idzie to pisanie, bo nie mogę się już doczekać kolejnej części
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Atris dnia Śro 7:41, 14 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
soft
Pulmonolog
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tu te truskawki? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 7:56, 14 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Czy tylko ja mam takie kosmate skojarzenia?? |
Pewnie nie tylko ty. Ja sama miałam diaboliczny uśmieszek pisząc to, ale nie o taką twardość mi chodziło ;PP
Cytat: | Piosenka jest cudowna, teraz będę ją przez ciebie musiała słuchać jak tylko włączę komputer |
Ja wiem, że piosenka jest cudowna ;PP W końcu to moje ukochane chłopaki.
Cytat: | Czemu w tych waszych fickach, zawsze zwierzają się Cuddy Co w niej takiego jest? JA tam jej nie lubię... |
A ja lubię ;P Miałam do wyboru tak naprawdę ją albo Cam, a Cam nie trawię...
Cytat: | Dostałam istnego kociokwiku, jak sobie to wyobraziłam |
Taak.. Wyobrażasz to sobie? Kaczuszki schowane za ścianą z biurek, szafek i ekspresu do kawy i House miotający w nich laserem z oczu...
Po za tym to dziękuje bardzo
Następna część już czeka gotowa w zeszycie Teraz tylko ją przepisać. Choć wiesz, my się dziś spotykamy, więc jak przpadkiem wezmę zeszyt...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez soft dnia Śro 7:56, 14 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Atris
Knight of Zero
Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: A z centrum :D Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 8:02, 14 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Pewnie nie tylko ty. Ja sama miałam diaboliczny uśmieszek pisząc to, ale nie o taką twardość mi chodziło ;PP |
Wiem, wiem, ale cóż poradzić.
Cytat: | Miałam do wyboru tak naprawdę ją albo Cam, a Cam nie trawię... |
Wolę Cam, ale ona się nie nadaje do tego typu zwierzeń...to może cieszmy się, że zostało przy Cuddy
Cytat: | Taak.. Wyobrażasz to sobie? Kaczuszki schowane za ścianą z biurek, szafek i ekspresu do kawy i House miotający w nich laserem z oczu... |
Może nie do końca tak to sobie wyobrażałam, ale twoja wizja jest jeszcze zabawniejsza
House z laserem we wzroku, wyglądałby zabójczo Jak zwykle
Cytat: | Następna część już czeka gotowa w zeszycie Teraz tylko ją przepisać. |
Czekam niecierpliwie na ten moment
Cytat: | Choć wiesz, my się dziś spotykamy, więc jak przpadkiem wezmę zeszyt... |
Tak, tak! Weź zeszyt, weź
Będziemy czytać
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
soft
Pulmonolog
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tu te truskawki? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 8:09, 14 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | House z laserem we wzroku, wyglądałby zabójczo |
Taak.. Jak ten koleś z X-Man'ów W takich okularkach... *_* Jeez, chyba obśliniłam klawiaturę
Cytat: | Tak, tak! Weź zeszyt, weź. Będziemy czytać |
W kościele? A czemu nie. Schowa się w jakmiś konfesjonale, albo potem pożulujemy się na ławce w parku ;P Jak typowe dresy z Zarzewa
Cytat: | Wolę Cam, ale ona się nie nadaje do tego typu zwierzeń...to może cieszmy się, że zostało przy Cuddy |
Ja się cieszę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Atris
Knight of Zero
Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: A z centrum :D Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 8:12, 14 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Taak.. Jak ten koleś z X-Man'ów W takich okularkach... *_* Jeez, chyba obśliniłam klawiaturę |
Cichaj, cichaj, bo ja też zaślinię i jeszcze przestanie działać, i cóż ja wtedy, biedna pocznę??
Cytat: | W kościele? A czemu nie. Schowa się w jakmiś konfesjonale, |
Tekst odpowiedni, do czytania w kościele
Ale cóż ja pocznę, żem Hilsonka?
Cytat: | albo potem pożulujemy się na ławce w parku ;P Jak typowe dresy z Zarzewa |
W tą pogodę, to raczej się na ławce nie pożulujemy
Ale coś się znajdzie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
soft
Pulmonolog
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tu te truskawki? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 8:19, 14 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Cichaj, cichaj, bo ja też zaślinię i jeszcze przestanie działać, i cóż ja wtedy, biedna pocznę?? |
Dobrze, cicham ;P
Cytat: | W tą pogodę, to raczej się na ławce nie pożulujemy |
Bądźmy twarde jak chleb z Biedronki, jak to mawia Wojewódzki
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Agusss
Członek Anbu
Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: bierze się głupota?
|
Wysłany: Czw 13:28, 15 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Soft!
Eee zatkało mnie i dokładnie nie wiem co chce powiedzieć
Powróciłaś z działu Huddy z wielka pompą! xD Na nasze szczęście!
O mamuś... Nadal nie mam słów... Mimo, iż to takie smutne [te słowa Wilsona ranią nie tylko ich! mnie też...] To jest dobre. Pod każdym względem!
Czekam an kolejną część! I kolejną!
Wena
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Muniashek
Endokrynolog
Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a stąd <- Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 21:35, 15 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Mamo, Soft, w końcu to wrzuciłaś!
Nie będę cytować, bo za dużo tego.
Początek piękny. Cudownie opisane ich spotkanie i uczucia Wilsona. Niemal mi się nogi ugięły.
Potem, pytanie o to 'czy wszystko w porządku', rozmyślania Wilsona i odpowiedź 'Nie, między nami nigdy nie było w porządku' - straszne. Mam ochotę iść do Wilsona i kopnąć go w dupę. Szczerze.
Moment, w którym House zbliża się do Wilsona i znowu te cudownie opisane uczucia... Aww, pięknie! *czemu ja tak nie potrafię? Bu. *
Ich rozmowa, wspomnienie Wilsona... Bosh, House to dupek. Ale Wilson też. Się dobrali...
Cierpienie Wilsona, Matko Boska.
House wredny do Kaczątek. I Vicodin... *krzywi się* Nie lubię TAKIEGO House'a. To jest zło kompletne.
No i końcówka, którą już czytałam. Jak pisałam wtedy, to jest cudowne, a w odniesieniu do całego tekstu jeszcze cudowniejsze. Biedny Wilson, szkoda mi go, ale z drugiej strony mógł powiedzieć tę cholerną prawdę, byłoby lepiej... Tak myślę.
Soft, kocham Twoje pisactwo jeszcze bardziej, really. Piszesz pięknie, a uczucia są genialnie odwzorowane. Chciałabym chociaż w połowie tak te uczucia wsadzać do tekstów...
Czekam na cd. Mam wrażenie, że sielanki przez jakiś czas jeszcze nie będzie. Ale nie bądź okrutna, ok?
Pozdrawiam i życzę weny. Munio
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
soft
Pulmonolog
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tu te truskawki? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 5:32, 16 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Piszesz pięknie, a uczucia są genialnie odwzorowane. Chciałabym chociaż w połowie tak te uczucia wsadzać do tekstów... |
Cholera, a ja mam zawsze stresa, że moje opisy uczuć się banalne i takie w ogóle do bani.. Taki kompleks pisarza, nie?
I dziękuuuje bardzoo
Agusss dziękuje ślicznie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Muniashek
Endokrynolog
Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a stąd <- Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 8:25, 16 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Cholera, a ja mam zawsze stresa, że moje opisy uczuć się banalne i takie w ogóle do bani.. Taki kompleks pisarza, nie? |
Ano kompleks. Bo ja, czegokolwiek bym nie napisała, mam wrażenie że to jakieś sztywne, że mnóstwo błędów, że bez stylu... A i tak wrzucam
I ależ proszę bardzo
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
coolness
Jazda Próbna
Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 4481
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Krainy Marzeń Sennych, w które i tak nie wierzę Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 12:07, 16 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Wreszcie postanowiłam coś z działu Hilson skomentowac. Tak, żeby nie było, że czytam same Hameronki i Huddy - bo to właśnie Hilsonki uwielbiam najbardziej (taki to już jest wpływ czytania paroletniego snarry, drarry etc).
soft napisał: | Spiął się, słysząc ten znajomy głos za swoimi plecami. Głos, za którego usłyszenie tyle by dał przez ostatnie pół roku. Teraz sam nie wiedział czy jest zadowolony czy nie z tego spotkania. Odwrócił się powoli. Bardzo powoli, próbując uspokoić rozszalałe serce, które biło z zawrotną szybkością. |
Tak ślicznego opisu uczuc Wilsona jeszcze nie widziałam. To jest poprostu zbyt piękne aby mogło byc prawdziwe ;p
soft napisał: | Tak bardzo się stęskniłeś za najlepszym kumplem?
Tak, do jasnej cholery, to był jego największy problem. Stęsknił się. Dlatego wrócił do Princeton, które obiecał omijać szerokim łukiem, gdzie juz nigdy nie miała stanąć jego stopa.
- Nie, Cuddy prosiła mnie żebym wrócił - oh, Jimmy, Jimmy. Ładnie to tak kłamać? |
W końcu Jimmy uczył się od mistrza ;D
Dobra stop! Nie będę więcej cytowac fragmentów, bo musiałabym poprostu cały tekst zacytowac.
Czytając ten tekst wzruszyłam się tak, że przez parę minut nic nie mogłam wykrztusic. Bo to opowiadanie oddaje całą magię tej sytuacji. Jest zarazsem smutne i piękne. I jak tu wtedy nie kochac Hilsonka?!
Pozdrawiam i życzę weny,
jakastam
PS. Zakończy się szczęśliwie, prawda? <prosi>
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
soft
Pulmonolog
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tu te truskawki? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 15:11, 16 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Bo ja, czegokolwiek bym nie napisała, mam wrażenie że to jakieś sztywne, że mnóstwo błędów, że bez stylu... |
A wcale tak nie jest ;P
Cytat: | Tak ślicznego opisu uczuc Wilsona jeszcze nie widziałam. To jest poprostu zbyt piękne aby mogło byc prawdziwe ;p |
Jejku! Dziękuje ślicznie
Cytat: | Czytając ten tekst wzruszyłam się tak, że przez parę minut nic nie mogłam wykrztusic. Bo to opowiadanie oddaje całą magię tej sytuacji. |
Chyba niedługo cały komlpeks pisarza ucieknie.. ;P Strasznie mi miło czytać taakie komplementy. Heh, niedługo w samozachwyt popadnę.
Cytat: | PS. Zakończy się szczęśliwie, prawda? <prosi> |
Oczywiście! Ja to happyend'owski stwór jestem i bez owego szczęśliwego zakończenia to dla mnie mojego opowiadania nie ma. Powiem więcej, na koniec postaram z siebie wykrzesać trochę więcej ery ;P I ofc, dużo fluffu.
Ale najpierw trzeba chłopaków pomęczyć.
Dziękuję za bardzo miły komentarz )
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Muniashek
Endokrynolog
Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a stąd <- Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 15:53, 16 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | na koniec postaram z siebie wykrzesać trochę więcej ery ;P I ofc, dużo fluffu. |
Tak, tak! Ojjj, to będzie piękne
Cytat: | A wcale tak nie jest ;P |
Uznam to jako komplement *rumieni się*
Pisaj dalej, bom doczekać się nie mogę
Weeeny!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płaszczyk Bena ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 16:38, 16 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Szczęśliwie jestem już zdrowa, więc postanowiłam napisać ci, soft chociaż krótki komentarz
Bardzo mi było miło móc ci pomóc, naprawdę. Fik wyszedł ci zgrabnie. Tylko ten biedny Jimmy znowu ma najwięcej problemów
Mam nadzieję, że następny rozdział będzie szybko. W końcu dręczony Jimmy, to smutny Jimmy, a smutny Jimmy, to nieszczęście dla szpitala Więc, tak dla dobra pacjentów nie smuć go zbyt długo
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
coolness
Jazda Próbna
Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 4481
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Krainy Marzeń Sennych, w które i tak nie wierzę Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 21:56, 16 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
soft napisał: | Jejku! Dziękuje ślicznie |
Nie masz za co dziękowac, przecież ja szczerą prawdę mówię.
soft napisał: | Chyba niedługo cały komlpeks pisarza ucieknie.. ;P Strasznie mi miło czytać taakie komplementy. Heh, niedługo w samozachwyt popadnę.
|
Kompleksie pisarski - a psik mi stąd, nie chcemy cię tu!
A w samozachwyt możesz popadac, jeśli tego efektami mają byc takie cudne ffy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
soft
Pulmonolog
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tu te truskawki? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 6:32, 24 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Bum, soft powrca, żebyście nie myślały, że zapomniałam o moim ulubionym ficzku ;3
Powtórzę się po raz kolejny i pewnie będę się tak powtarzać i powtarzać:
Dziękuuję ślicznie Jesteście naprawdę kochane ;3
Tak więc, dziś serwuję wam kolejną część dręczenia naszych ukochanych chłopców, ale nie martwcie się, jak już pisałam, kiedyś wszystko zakończy się happy end'em, takim pełnym - z erą i fluffem
Enjoy!
Rozdział 2
Wilson oparł czoło na dłoniach. Jego gabinet opuściła właśnie młoda kobieta ze śmiertelnym rakiem mózgu. Czuł się podle, ale nie dlatego, że nie mógł jej pomóc, lecz dlatego, że od początku tej wizyty tak bardzo pragnął jej wyjścia. Był zmęczony i psychicznie i fizycznie. Pracował całe dnie, biorąc wszystkie możliwe dyżury i wszystkich możliwych pacjentów, by tylko nie wracać do domu, który przypominał mu o tym jaki jest żałosny i samotny. W końcu gdyby tak nie było, pewnie wracałby nie do swojego mieszkania, lecz do mieszkania House'a, gdzie spędzałby czas dużo ciekawiej niż na leżeniu na łóżku i myśleniu jakim jest nieudacznikiem...
Drzwi do gabinetu otworzyły się z cichym skrzypnięciem i do środka weszła Cuddy. Wyraz troski pojawił się na jej twarzy, gdy tylko na niego spojrzała. Nic w tym dziwnego. Sypiał praktycznie tylko po cztery godziny dziennie, prawie nie jadł, każde ubranie na nim wisiało. W czekoladowych oczach nie było już tych ciepłych, wesołych iskierek. Teraz wydawały się szare, bezbarwne, wypełnione bólem i cierpieniem, nieświadomie wołające o pomoc.
- James... - powiedziała miękko. Zamknęła cicho drzwi i usiadła naprzeciwko niego. - Jak długo masz zamiar tak się torturować?
Nie odpowiedział. Przymknął oczy, masując skronie. Dudniący ból wypełniał jego czaszkę od dobrych dwóch godzin. Jedyne do czego mógł porównać to uczucie to stado dzikich słoni biegających w jego głowie...
- Nie wiem ile jeszcze wytrzymasz, ale patrząc na ciebie to kwestia czasu... Jeśli się nie zagłodzisz, to brak snu cię wykończy, a jeśli nie, to uschniesz mi tu z tęsknoty... - złapała jego dłoń. Spojrzał jej w oczy. - Wiem, że cierpisz i najwyraźniej tego chcesz, ale pozwól sobie pomóc.
Pokręcił głową.
- Nie. Wszyscy chcą mi pomóc, ale nikt nie potrafi zrozumieć, że nie chce pomocy - jego spojrzenie nabrało nagłej stanowczości. - Lisa, ja naprawdę jestem już dużym chłopcem. Potrafię sobie poradzić!
Westchnęła, przewracając oczami. Czy oni obydwaj musieli być tacy uparci?
- Dobrze, ale nie każ mi patrzeć jak się głodzisz, albo padasz z wycięczenia. Za piętnaście minut spotykamy się w kafeterii, a potem uciekasz do domu i nie pokazujesz mi się w szpitalu przez następne siedem dni.
- Trzy?
- Pięć i to moje ostatnie słowo.
- No dobra, nigdy nie byłem dobry w targowaniu - na twarzy onkologa zagościł grymas, który najprawdopodobniej miał być parszywą namiastką uśmiechu. Administratorka ścisnęła mocniej jego dłoń i zostawiła samego, zamykając za sobą drzwi. Natychmiast powrócił do pozycji, w której go zastała. Już wiedział, że te pięć dni będzie dla niego torturą. Siedział tak jeszcze kilka minut, za nim z żalem stwierdził, że musi opuścić jedyne miejsce, w którym w ostatnim czasie nie było możliwości natknąć się na diagnostę. Podniósł się z krzesła, przejechał dłonią po włosach i wyszedł z gabinetu, próbując przypomnieć sobie jak się uśmiechać. Musiał dobrze grać, by Cuddy uwierzyła, że nie czuje się tak źle jak wygląda. W końcu nie czuł się źle. Czuł się gorzej...
Jak potrafił najszybciej, minął szklane ściany pokoju diagnostycznego, używając całej siły woli, by nie spojrzeć do wnętrza pomieszczenia. Odetchnął z ulgą, gdy mu się to udało i lżejszym krokiem udał się w stronę wind. Na jego wyjątkowe szczęście kabina właśnie podjechała i była całkowicie pusta. Wszedł do środka i stanął w kącie, wcześniej wciskając guzik parteru. Metalowe drzwi już się zamykały, gdy w szparę wsunął się gumowy koniec laski, zmuszając je do ponownego otwarcia. Wilson zaklął w duchu, wiedząc co, a raczej kogo, to oznacza. Tak dobrze znana mu osoba wkuśtykała do windy, stając na przeciwko niego.
Onkolog wtulił się w narożnik, zwieszając nisko głowę i modląc się by "podróż" minęła mu jak najszybciej. Urządzenie ruszyło. Jedno piętro, drugie... Nagle kabina zatrzęsła się niebezpiecznie i stanęła. Wilson jęknął, przeklinając wszystkich znanych mu bogów i producenta tej diabelskiej maszyny. Podszedł do panelu i wcisnął przycisk oznaczony napisem "ALARM", ale i to nic nie dało. Miał ochotę walnąć głową w ścianę.
- Odpręż się, Wilson. Nie mam zamiaru cię zgwałcić, klaustrofobii też nie masz, to i nie masz się czym martwić. Ja tam się na przykład cieszę... - powiedział diagnosta beztroskim głosem, wieszając laskę na metalowej rurce i siadając na podłodze kabiny. Wyciągnął z kieszeni fiolkę z Vicodinem. Wysypał sobie na rękę trzy białe tabletki i połknął. Spojrzał na Wilsona, wciąż stojącego w kącie. Był skulony w sobie, spięty. Nisko zwieszona głowa, wzrok wbity w czubki własnych butów, dłonie wsadzone głęboko w kieszenie lekarskiego kitla. House westchnął.
- Długo zamierzasz tak milczeć? - zapytał. Odpowiedziało mu ledwo zauważalne wzruszenie ramion.
- O tak.. Ten gest powiedział mi taaak wiele... - prychnął diagnosta.
Wilson odważył się delikatnie podnieść wzrok. Jego spojrzenie trafiło na usta diagnosty, wykrzywione w grymasie niezadowolenia. Ile razy słyszał z nich gorzkie słowa, sarkastyczną uwagę, najnowszą szpitalną plotkę albo kolejny komentarz na temat tyłka Cuddy? Nieważne. Jedyne, czego pragnął w tym momencie to pocałować je, poczuć ich dotyk na skórze wraz z szorstkimi opuszkami smukłych palców starszego mężczyzny, muskających jego twarz, ramiona, klatkę piersiową, brzuch... Niżej i niżej... Odrzucił od siebie te myśli, zwieszając głowę jeszcze bardziej by ukryć rumieniec powoli wpływający na jego policzki. Co się z nim działo? Dlaczego nie potrafił zapanować nad własnymi myślami? Odetchnął głęboko, mając nadzieję, że winda szybko ruszy z miejsca.
Tym razem jego nieme modlitwy zostały wysłuchane. Kabina ruszyła tak nagle jak się zatrzymała. Gdy tylko dotarła na parter wypadł z niej jak poparzony i nie oglądając się za siebie, prawie wbiegł do kafeterii. House odprowadzał go niemożliwie smutnym spojrzeniem, póki nie zniknął za białymi drzwiami stołówki.
Ciąg dalszy nastąpi...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Atris
Knight of Zero
Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: A z centrum :D Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 15:54, 24 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Tak więc, dziś serwuję wam kolejną część dręczenia naszych ukochanych chłopców, ale nie martwcie się, jak już pisałam, kiedyś wszystko zakończy się happy end'em, takim pełnym - z erą i fluffem |
Taaak, wreszcie jakiś miły fluff będzie
Cytat: | W czekoladowych oczach nie było już tych ciepłych, wesołych iskierek. |
Ohh, Jimmy, sam się w to wpakowałeś...
Cytat: | Onkolog wtulił się w narożnik, zwieszając nisko głowę i modląc się by "podróż" minęła mu jak najszybciej. |
Taka okazja, bo każdy wie co można robić w windzie, a ty chcesz, żeby to minęło jak najszybciej???
Cytat: | Nagle kabina zatrzęsła się niebezpiecznie i stanęła. |
Klasyka, kochana, stara, dobra klasyka
Cytat: | Nie mam zamiaru cię zgwałcić, |
Dlaczego? Dlaczego by nie??
Cytat: |
Jedyne, czego pragnął w tym momencie to pocałować je, poczuć ich dotyk na skórze wraz z szorstkimi opuszkami smukłych palców starszego mężczyzny, muskających jego twarz, ramiona, klatkę piersiową, brzuch... Niżej i niżej... |
Nooo, Jimmy, jeden krok i już! Ruszaj się
Cytat: | Tym razem jego nieme modlitwy zostały wysłuchane. Kabina ruszyła tak nagle jak się zatrzymała. |
Łeee.taka okazja, a wy ją zmarnowaliście, ach wy niewdzięcznicy!
Pięknie, pięknie...
Ja chcę już kolejną część! Soft, zlituj się
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Muniashek
Endokrynolog
Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a stąd <- Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 16:11, 24 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Tak więc, dziś serwuję wam kolejną część dręczenia naszych ukochanych chłopców, ale nie martwcie się, jak już pisałam, kiedyś wszystko zakończy się happy end'em, takim pełnym - z erą i fluffem |
To, co tygryski lubią najbardziej
Już się doczekać nie mogę^^
Cytat: | Czuł się podle, ale nie dlatego, że nie mógł jej pomóc, lecz dlatego, że od początku tej wizyty tak bardzo pragnął jej wyjścia. |
Jak to Jimmy, zawsze się przejmuje...
Cytat: | Sypiał praktycznie tylko po cztery godziny dziennie, prawie nie jadł, każde ubranie na nim wisiało. W czekoladowych oczach nie było już tych ciepłych, wesołych iskierek. Teraz wydawały się szare, bezbarwne, wypełnione bólem i cierpieniem, nieświadomie wołające o pomoc. |
Jimmy, nie marnuj się!
Cytat: | - James... - powiedziała miękko. Zamknęła cicho drzwi i usiadła naprzeciwko niego. - Jak długo masz zamiar tak się torturować? |
No właśnie, jak długo? Dlaczego w końcu nie pójdziesz do tego kulejącego faceta?!
Cytat: | Nie odpowiedział. Przymknął oczy, masując skronie. Dudniący ból wypełniał jego czaszkę od dobrych dwóch godzin. Jedyne do czego mógł porównać to uczucie to stado dzikich słoni biegających w jego głowie... |
Jimmy potrzebuje snu, na gwałt wręcz.
Cytat: | nie pokazujesz mi się w szpitalu przez następne siedem dni.
- Trzy?
- Pięć i to moje ostatnie słowo. |
Genialne
Cytat: | na twarzy onkologa zagościł grymas, który najprawdopodobniej miał być parszywą namiastką uśmiechu. |
Cytat: | Podniósł się z krzesła, przejechał dłonią po włosach i wyszedł z gabinetu, próbując przypomnieć sobie jak się uśmiechać. Musiał dobrze grać, by Cuddy uwierzyła, że nie czuje się tak źle jak wygląda. |
A i tak wiadomo, że jest źle.
Cytat: | W końcu nie czuł się źle. Czuł się gorzej... |
Ot, co!
Cytat: | Nie mam zamiaru cię zgwałcić |
A szkoda...
Cytat: | Spojrzał na Wilsona, wciąż stojącego w kącie. Był skulony w sobie, spięty. Nisko zwieszona głowa, wzrok wbity w czubki własnych butów, dłonie wsadzone głęboko w kieszenie lekarskiego kitla. |
Smutne, bardzo smutne, że Wilson tak się ma
Cytat: | - Długo zamierzasz tak milczeć? - zapytał. Odpowiedziało mu ledwo zauważalne wzruszenie ramion.
- O tak.. Ten gest powiedział mi taaak wiele... - prychnął diagnosta. |
Wilson, do cholery. House do Ciebie mówi, a Ty co?
Cytat: | Wilson odważył się delikatnie podnieść wzrok. Jego spojrzenie trafiło na usta diagnosty, wykrzywione w grymasie niezadowolenia. Ile razy słyszał z nich gorzkie słowa, sarkastyczną uwagę, najnowszą szpitalną plotkę albo kolejny komentarz na temat tyłka Cuddy? Nieważne. Jedyne, czego pragnął w tym momencie to pocałować je, poczuć ich dotyk na skórze wraz z szorstkimi opuszkami smukłych palców starszego mężczyzny, muskających jego twarz, ramiona, klatkę piersiową, brzuch... Niżej i niżej... |
No, w końcu ludzkie uczucia. I piękne uczucia. Jimmy, do ataku xD
Cytat: | Odrzucił od siebie te myśli, zwieszając głowę jeszcze bardziej by ukryć rumieniec powoli wpływający na jego policzki. Co się z nim działo? Dlaczego nie potrafił zapanować nad własnymi myślami? Odetchnął głęboko, mając nadzieję, że winda szybko ruszy z miejsca. |
Bo Wilson to duuupa jest. I tyle
Cytat: | Tym razem jego nieme modlitwy zostały wysłuchane. Kabina ruszyła tak nagle jak się zatrzymała. Gdy tylko dotarła na parter wypadł z niej jak poparzony i nie oglądając się za siebie, prawie wbiegł do kafeterii. House odprowadzał go niemożliwie smutnym spojrzeniem, póki nie zniknął za białymi drzwiami stołówki. |
A szkoda... Gdyby tak sobie winda postała przez kilka godzin, ciekawe rzeczy mogłyby z tego wyniknąć...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
suzanna
Pacjent
Dołączył: 05 Paź 2009
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:25, 27 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Obiecałam, że skomentuje, to goło słowna nie będę. trochę ciężko mi się połapać po czytaniu Huddy. Tak zdecydowanie jest to interesujący temat, nie da się tego ukryć. Powiem tak to dość interesujące postrzeganie przyjaźni pomiędzy Housem i Wilsonem. Dobra a tak po ludzku - supeeeer (osobiście użyła bym innego słowa, ale może to nie na forum ) będę czytać, dalej wiec pisz (chociaż mam taką cichą nadzieję, że na dziale Huddy też mogę na coś liczyć, dobrze Ci szło). No to jak mówiłam te dwie części super czekam na dalej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
soft
Pulmonolog
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tu te truskawki? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 7:52, 26 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
Dzień bry
Wiem, trochę się wyczekałyście, ale jeśli ktoś to przeczyta, to braadzo przepraszam. Brak czasu, brak wena i brak ochoty do wszystkiego nie sprzyjają pisaniu czegokolwiek, więc nie chcąc narażać was i siebie jakimiś głupotami, które mogłabym urodzić, postanowiłam zaczekać. I przyszło, więc..
Read'n'joy!
Rozdział 3
To było takie w stylu Wilsona uciekać od problemu, jakikolwiek on by nie był. Tak samo w jego stylu było zapomnieć laptopa. Uruchomił urządzenie, bezbłędnie odgadując hasło. Jeśli chciał się dowiedzieć o obecnym zachowaniu Wilsona musiał wykorzystać wszystkie źródła, niestety to, z którego wyciągnąć mógł najwięcej postanowiło nie puszczać pary z ust, więc musiał pobawić się we włamywanie do komputera onkologa. Musiał natrafić tu na jakiś ślad, wskazówkę, cokolwiek, co pomogłoby mu w rozwiązaniu tej przeklętej zagadki.
Zaczął od przeglądania skrzynki e-mail. Trochę spamu, listy z prośbą o konsultację, na pierwszy rzut oka nic ciekawego. Pogrzebał głębiej, zanurzając się w otchłań jaką były wiadomości zapisane. Z dziwnym uczuciem w sercu znalazł tam kilka swoich maili, na które nigdy nie otrzymał odpowiedzi. Reszta należała do Cuddy i do kogoś, prawdopodobnie kobiety, podpisanej Suzy. Te były świeższe, najwyżej sprzed tygodnia. Czyżby Wilson znalazł sobie kolejną miłość? Otworzył jeden z listów i przeczytał go pobieżnie. Nic nadzwyczajnego, lecz mógł z nich wywnioskować, że Suzy nazywała się Susan Brown, zajmowała stanowisko ordynatora dziecięcego oddziału w Specjalistycznej Klinice Onkologicznej w Colorado i podczas sześciu miesięcy, gdy Wilson u nich pracował, była dla niego kimś na kształt przyjaciółki. Wśród obowiązkowych pytań typu "Co u ciebie?", bądź "Jak się czujesz?", opisów jak bardzo jej sześcioletniej córce brakuje wujka Jimmy'iego oraz jak Tylor i McKenzie są niezadowoleni ze swoich nowych rezydentów, kilkakrotnie poruszony został temat tajemniczego „H”. Nie był na tyle głupi, żeby nie domyśleć się, że to o niego chodzi. Przeczytał każdą wzmiankę, łącznie z odpowiedziami Wilsona, lecz wszystko było zagmatwane, pisane strasznie ogólnikowo, skrótowo, najwyraźniej po to by nikt tego nie zrozumiał.
Przeczytanie wszystkiego zajęło mu pół godziny, jednak nie wyniósł z tego zbyt wiele. Wziął jedną z samoprzylepnych karteczek, leżących na biurku i zapisał na niej adres e-mail Brown z zamiarem napisania do niej ze swojego komputera, gdy tylko wróci do domu. Skoro Cuddy nie chciała mu powiedzieć co się dzieje, czemu nie mógł wykorzystać tej kobiety jak źródła potrzebnych informacji?
Spojrzał przez okno. Zima w Princeton nie należała do najmilszych rzeczy na tej planecie. Sam mokry, brejowaty śnieg nie wzbudzał w nikim przyjemnych uczuć, a jeśli dochodził do tego zimny, przenikliwy wiatr, ludzie jeżdżący jak banda kretynów i to białe coś ciągle sypiące się z nieba, wszyscy przeklinali tę porę roku. W tym wypadku nie należał do wyjątków. No cóż, jeszcze godzina i będzie mógł zwinąć się do domu, a tam czekała na niego wygodna kanapa, szklanka szkockiej oraz "praca" do wykonania. Z postanowieniem rozwikłania zagadki w piętnaście minut podniósł się z fotela przy biurku onkologa i opuścił jego gabinet, nie kłopocząc się schowaniem laptopa do szuflady, gdzie go znalazł, albo chociaż zamknięciem drzwi na klucz.
***
Ze zdumieniem spojrzał na migoczący znaczek nowej wiadomości. Nie spodziewał się odpowiedzi tak szybko, o ile w ogóle mógł się jej spodziewać. Kliknął w ikonę i list ukazał się w całej okazałości.
Od: susanbrown
Do: ghouse
Dziwie się, że pan do mnie napisał, doktorze House. Niestety chyba nie jestem upoważniona przez James'a do takich rozmów o nim samym... Przykro mi, ale on sam musi panu powiedzieć co go gryzie.
Żadnych nagłówków, od razu przeszła do rzeczy. Cuddy nie był w stanie przekonać, ale może ją mu się uda. Szybko wystukał odpowiedź.
Od: ghouse
Do: susanbrown
Założę się, że poznała pani Wilsona na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że on nic mi nie powie. Nie wiem co pani o mnie naopowiadał, ale pewnie wbrew temu wszystkiemu martwię się, a nikt nie chce powiedzieć mi o co chodzi.
Od: susanbrown
Do: ghouse
Porzućmy zbędne uprzejmości. Zwracanie się per "pan" i "pani" jest dość nużące.
Tak, poznałam go do tego stopnia. Z jego opowieści poznałam także Ciebie na tyle, by podejrzewać, że po prostu próbujesz rozwiązać zagadkę. Naprawdę obchodzi Cię, co czuje Jimmy?
Czy ona go prowokowała?
Od: ghouse
Do: susanbrown
Oczywiście, że mnie to obchodzi! Jest moim przyjacielem, a przynajmniej był...! Nie mam pojęcia co takiego zrobiłem, że unika mnie jak ognia, nie je, nie śpi, pracuje całe dnie i pewnie całe noce...
Od: susanbrown
Do: ghouse
Boże, nie wiedziałam, że jest tak źle..
W każdym razie, jak pisałam na początku, nie mogę Ci nic powiedzieć. Myślę, że szczera rozmowa będzie najlepszym wyjściem.
A teraz przepraszam, muszę położyć córkę spać. Mam nadzieję, że jeśli stan Wilsona Wilsona się pogorszy to dasz znać, przez telefon i mail nie jestem w stanie wyciągnąć z niego wszystkiego.
Dobranoc.
Od: ghouse
Do: susanbrown
Ta, jasne, dam znać.
Dziękuję i dobranoc.
Przynajmniej był uprzejmy. Wyłączył laptopa, czując powoli pochłaniającą go wściekłość. Szczera rozmowa? Jakim sposobem niby?! Na jego widok Wilson uciekał jak spłoszona sarna i zaszywał się Bóg wie gdzie. Opanowując się, wyciągnął ostatnią tabletkę z pomarańczowej fiolki i wrzucił sobie do ust. Poszedł do sypialni. Powiesił laskę na nocnej szafce i ściągnął z siebie ubranie, zostając w samych bokserkach i koszulce. Musiał być jakiś sposób na dowiedzenie się o co w tym wszystkim chodzi, a on miał zamiar go odnaleźć.
cdn..
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Atris
Knight of Zero
Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: A z centrum :D Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 15:38, 26 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
Ehh, głupia kobieta! Ma powiedzieć wszystko House'owi!
Boszzz, Soft, ty nas tak katujesz
Tyle każesz na siebie czekać, że musiałam przeczytać całe opowiadanie od początku, bynajmniej mi się nie nudził o
W każdym razie, to było jak zwykle cudowne. I zostawiasz nas w błogim stanie nieświadomości co do dalszego rozwoju zdarzeń. To źle! ZUa jesteś
WENY!!!!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
coolness
Jazda Próbna
Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 4481
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Krainy Marzeń Sennych, w które i tak nie wierzę Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 19:10, 26 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
Musiałam przeczytać całość od początku, bo ja dziecko specjalnej troski, zalatana przez szkołę już nic nie kojarzyłam.
Błędów się nie czepiam, bo nie mam siły, a po za tym ich nie zauważyłam.
Rzuciło mi się w oko tylko to:
Cytat: | Mam nadzieję, że jeśli stan Wilsona Wilsona się pogorszy to dasz znać, przez telefon i mail nie jestem w stanie wyciągnąć z niego wszystkiego. |
powtórzone Wilsona
Ogólnie co do treści jak zwykle cudna, boska i genialna
Nie wiem jak ty to robisz, ale piszesz geeeeniaaalnieeee. Człowieka zżera aż ciekawość co będzie dalej. Nie daj nam zbyt długo czekać.
Weny
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez coolness dnia Czw 19:10, 26 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
soft
Pulmonolog
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tu te truskawki? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 9:25, 27 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
Siem dobry.
Yeah, I'm come back.
Mam nadzieję, że już się przyzwyczaiłyście co do częstotliwości wrzucania. PO za tym, oznajmiam, że i to tak samo jak "Niespodziewana" zbliża się do nieuchronnego końca. *wyciąga chusteczkę i ociera łezkę*. Chyba szkoda.
Dzisiaj krótko. I ostrzegam, w następnej części era Jeśli wen się nie zbuntuje , ale obiecałam, że końcówka to będzie fluf i porn, więc mam zamiar się z tego wywiązać, jednak nie wiem z jakim skutkiem to wyjdzie. ;33
Dedykowane wszystkim. O. Taką mam zachciankę.
I z życzeniami dla mojej ukochanej bety, Cioci Lady, by szybko wróciła do zdrowia
Read'n'joy!
Rozdział 4
Odchylił głowę do tyłu i podrzucił piłkę. To już był chyba koniec. Przez trzy bite tygodnie nie dowiedział się nic co by mogło mu się przydać. Nic. Null. Zero. Nada.* Wilson i on funkcjonowali obok siebie, zamieniając czasem kilka zdań gdy musieli coś ze sobą skonsultować. Patrzył jak onkolog marnuje się i praktycznie niknie w oczach. Z każdym dniem wyglądał gorzej, jak stary człowiek naprawdę mocno zmęczony życiem. Ten widok sprawiał mu ból. Rozdzierał jego serce na strzępy. Nie pozwalał myśleć. Powodował, że chciał rzucić się korytarzem, złapać Wilsona i trzymać w swoich ramionach do końca świata, napawając się jego ciepłem. Jednak to było tylko senne marzenie, z każdym dniem tracące szanse na spełnienie. Zamknął oczy ciesząc się ciszą i spokojem. Szpital późnym wieczorem był miejscem, w którym mógłby po prostu wciąż mieszkać i nigdy nie wychodzić. Żadnych kłopotliwych pacjentów, żadnych irytujących Kaczuszek, żadnej pałętającej się pod nogami Cuddy, żadnego Wilsona, którego widok tak ranił...
Stop. Skoro on chciał wyrzucić go ze swojego życia powinien się z tym pogodzić. Tak, poddał się. Nie miał już siły na tą grę, na rozwiązanie tej zagadki. Próbował wszystkiego. Naprawdę wszystkiego, jednak nic nie dało odpowiedzi na kłębiące się w jego głowie pytania. Chyba był czas by powrócić do swojego życia, znaleźć sobie nowego najlepszego kumpla.
Jezu Chryste, co on bredził?! Nie znajdzie sobie nowego przyjaciela! Wilson był jedynym i jedyny pozostanie. Otworzył oczy, odłożył piłkę na bok i wstał z fotela. Nie kłopotał się ze zgaszeniem światła w gabinecie. Złapał tylko płaszcz i szalik z wieszaka, ubrał się pośpiesznie i silny w swym postanowieniu pokuśtykał w stronę wind, a następnie wyjścia ze szpitala. Na dworze panowała nieprzenikniona ciemność. Śnieg sypał obficie otulając wszystko swą białą puszystą kołderką. Ruszył do swojego samochodu, gdy coś przykuło jego uwagę. Na środku ulicy stała samotna, zgarbiona i znajoma postać, oświetlona pomarańczowym blaskiem latarni. Natychmiast porzucił kierunek w którym zmierzał. Z każdym krokiem jego pewność kim był ten człowiek rosła i przerażało go to. To był Wilson. Stał w rozpiętym płaszczu, ze śladami łez na policzku i dłońmi zaciśniętymi w piersi. Co gorsza z naprzeciwka nadjeżdżał samochód. Szybko.
W tym momencie jego zdolność do racjonalnego myślenia wyłączyła się automatycznie, ustępując miejsca instynktowi. Nie zważając na chorą nogę rzucił się do przodu, łapiąc Wilsona. Mężczyźni polecieli na spotkanie ziemi po drugiej stornie ulicy. Auto z zawrotną szybkością minęło ich, trąbiąc. Wpadli w śnieg, czując jak zimne płatki wsypały im się za kołnierze i pod koszule, drażniąc ciepłą skórę. Lecz House nie zauważał tego chwilowego dyskomfortu. Onkolog leżał pod nim, wtulając twarz w jego ramię i łkając cicho. Poczuł jak palce mężczyzny kurczowo zaciskają się na materiale jego płaszcza. Przytulił go do siebie, szepcząc jakieś uspokajające brednie. Ciało Wilsona trzęsło się od szlochu. Mówił coś, ale słowa zlewały się w bełkot. Trwali tak chwilę, za nim ręce James'a nie odepchnęły go od siebie, a sam ich właściciel nie zerwał się na równe nogi w ułamku sekundy.
- Co jest? - House podniósł się do pozycji siedzącej lekko oszołomiony.
- Dlaczego musisz wciąż pakować się w moje życie!? - krzyknął Wilson, stając nad nim z gniewem w czekoladowych oczach. Łzy wciąż błyszczały na jego policzkach, a głos pomimo wzburzenia i agresywnego tonu, lekko się łamał.
- O, przepraszam bardzo! Gdybym nie wpakował się teraz w twoje życie, pewnie byś je stracił! - diagnosta także wstał, chcąc rozmawiać na równi z nim. Dwie pary rozwścieczonych tęczówek walczyły ze sobą, jak gdyby od tego zależały życia dwóch skłóconych przyjaciół.
- A może ja chciałem stracić moje życie! To moje pieprzone, bezwartościowe, zasrane życie!
House otworzył i zamknął usta, czując, że język uciekł w całkowicie nie znane mu rejony jego ciała. Naprawdę nie miał pojęcia co odpowiedzieć. Czyli Wilson chciał... Dobry Boże...
- Tak! Tak! Tak! Chciałem to skończyć!
- Dlaczego? - zapytał słabo House. Onkolog oklapł, garbiąc się jeszcze bardziej.
- Dlaczego? Bo to wszystko nie ma sensu. Straciło go już dawno temu i nie jestem w stanie tego odzyskać. Stałem się marną namiastką samego siebie. Wkroczyłem na ścieżkę, z której nie ma już odwrotu, rozumiesz House? - głos Wilsona był niewiele głośniejszy od szeptu. Czekoladowe oczy straciły całą wściekłość i znów nabrały zagubionego, bolesnego wyrazu. Odetchnął głęboko i odszedł, pozostawiając diagnostę z jeszcze większym mętlikiem w głowie.
Ciąg dalszy nastąpi (Oh my God, jak w Pokemonach! ;D)
Gwiazdka:
Bez bicia przyznaję się, że całkowicie nielegalnie powiedzonko "Nic. Null. Zero. Nada." ukradłam Milo Strugisowi (detektywowi gejowi z książek Jonathana Kellermana ;3), którego wielbię.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
333bulletproof
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 827
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 11:42, 27 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
*333 znalazła nowy fik* Ahh! ^^
...a miałam nadrobić zaległości... God, moje postanowienia są beznadziejne!
W rozdziale z windą przez chwilę poczułam zawód, ale po odrzuceniu swoich prywatnych zboczeń doszłam do wniosku, że to tylko lepiej; bo było bardzo realistycznie i pewnie właśnie tak by się skończyło (a nie dzikim seksem, niestety ;_; )
I ten ostatni rozdział też bardzo mi się podoba, bo znowu nie padają sobie od razu w ramiona tylko Wilson jeszcze raz odrzuca House'a. I w ogóle cała ta scena jest taka *_* Mimo, że nie jest wcale słodka, to ma w sobie coś takiego, że chce się uśmiechać do ekranu i czytać od nowa ^^ *zastanawia się, czy to nie dziwne, że prawie-udane samobójstwo Jamesa jej się podoba*
No, ale nie męcz ich już dłużej...
Mam nadzieję, że szybko napiszesz 5 Tzn., nie żebym chciała już koniec, tylko jeśli ma być fluf i porn! *_*
Wybacz za mało konstruktywny komentarz, ale jestem koszmarnie niewyspana ^^'
Weny i czasu!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|