|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Revy Koto-san
Lekarz w trakcie specjalizacji
Dołączył: 05 Maj 2009
Posty: 535
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: spod tęczowego krawata w Wilson'owej krainie. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 18:37, 04 Cze 2010 Temat postu: Kitchen Table - Pierwsza w życiu Era Koto. [M, +18] |
|
|
Kategoria: love
Zweryfikowane przez Revy Koto-san
Cytat: | Oh my god, Koto napisała.. Erę?! Nie do pomyślenia, nie? Ale tak jest, nie inaczej. Wiem, to równie prawdopodobne, jak Justin Bieber zastępujący Hugh Lauriego w roli House'a.
Fabuły to raczej nie ma - House i Wilson któregoś dnia wracają z pracy, gdzie stało się coś bardzo super hiper świetnego genialnego - i to bardzo. Owszem, nie przeczę, jestem nawet zadowolona z tego opisu, jako że to mój pierwszy taki.
dedykacja dla soft, której obiecałam tego fika kilka tygodni temu.
krytykujcie ;3 |
Dom stał pusty. Obaj jego mieszkańcy wyszli i nie do końca wiedzieli, kiedy wrócą. Po raz kolejny, którąś już godzinę, płyta w odtwarzaczu zaczęła obracać się po raz kolejny, powtarzając do znudzenia kilka niewątpliwej urody piosenek. Cały sprzęt, nie, cały dom czekał na powrót dwóch lekarzy. A oczekiwanie na nich było niełatwe - ani jeden z nich bowiem nie był nigdy pewien, o której pojawi się na swoich śmieciach. Jednakże było coś, co ich różniło. Mianowicie, pierwszy z nich robił to z własnej, nieprzymuszonej woli, podczas gdy drugi zaspokajał jedynie swój medyczny głód wiedzy. Innym powodem, dla którego siedział do późna było to, że w odróżnieniu od pacjentów onkologii, jego przypadek często mógł zakończyć się w kilka minut. A on wolał przy tym być.
Jednak dzisiejszy powrót do domu nie miał obfitować w zniechęcenie i skrajne wyczerpanie. O nie, ten wieczór miał być zupełnie inny.
Dum! I stało się. Zegar wybijał północ, a płyta po raz trzynasty ruszyła z nową energią, kiedy przyciszone dźwięki gitar zagłuszyło trzaśnięcie ciężkimi drzwiami. Po nim zaś nastąpiła szamotanina, towarzysząca tak zwanemu bezwzrokowemu-pozbywaniu-się-wierzchniej-garderoby-przeciwdeszczowej. Sprzęty domowe przysłuchiwały się temu w milczeniu. Wierzcie mi, wszystkie były - mniej lub bardziej - przyzwyczajone do takiego dźwięku. Gdyby potrafiły się dziwić, wszystkie zamarłyby jednak, zaskoczone. Bowiem, zamiast ciężkiego odgłosu opadania na miękkie poduszki, usłyszały trzask otwieranych kuchennych drzwi. I kolejny, oznaczający ich zamknięcie. Nie potrafiły jednak zadziwić się należycie, więc zwyczajnie przyjęły to do wiadomości.
Cholera, gdyby wiedziały, ile je ominie..!
House uśmiechnął się, widząc jak jego przyjaciel bez oporów daje się wciągnąć do kuchni. Onkolog zwykle nalegałby, by Greg skończył z tym nonsensem i, jak człowiek, poszedł do sypialni. Ale dzisiaj nie było tak, jak zwykle. Jeśli kiedykolwiek odbiegali od codziennej rutyny, to właśnie tego pięknego wieczora. Tak czy inaczej - obaj trafili do kuchni, lekko czerwoni na twarzach i rozgrzani, po szalonym biegu do drzwi domu. Uśmiechnęli się do siebie, jakby bardziej znacząco niż zwykle. Zimnoniebieskie spojrzenie dotknęło czekoladowego brązu oczu Wilsona, przyciągając go do siebie. I z jakichś powodów choć raz nie miał żadnych obiekcji w tym temacie. Dał ciasno otoczyć się ramionami starszego lekarza, pchnąć w stronę stołu kuchennego, nie protestując ani słowem gdy ich ciała zetknęły się w mocnym uścisku. Więcej, widać było że cieszy go ten kontakt. Wargi House'a momentalnie rozciągnęły się w szerszym niż dotąd uśmiechu. Wbrew pozorom, cieszył go każdy gest ze strony Wilson'a, którym dawał mu znać, że podoba mu się obecna sytuacja. Tak, moi państwo. Jeśli był ktoś, kogo zdanie liczyło się dla Gregory'ego House'a, był to właśnie Jimmy. Jego Jimmy. Nie rozwodząc się już nad tym, diagnosta pochylił twarz ku policzkowi brązowowłosego mężczyzny. James opierał się o brzeg stołu. Z przyjemnością zbliżył usta do jego leciutko rozgrzanej skóry. Przesuwając ustami po policzku przyjaciela, zgrabnie pozwolił niewinnemu cmoknięciu w policzek przerodzić się w bynajmniej-nie-tak-niewinny pocałunek wprost w lekko rozchylone wargi onkologa.Obaj odrzucili na chwilę swoje lekkie uśmiechy, które i tak mogłyby się mocno zdeformować pod wpływem ruchów ich zbliżonych do siebie głów. Oj, bardzo mocno.
Diagnosta nie bez wysiłku wsunął dłoń pomiędzy ich rozgrzane ciała, chcąc dotrzeć tych irytujących, niechcących jak na złość się oderwać, guzików. Ot, złośliwość przedmiotów martwych. Wreszcie, z trudem, uwolnił klatkę piersiową Wilson'a od lekko wilgotnego materiału koszuli. Wciąż nie przerywając pocałunku, dłonią poruszał po jego zaognionej skórze. Bez pośpiechu poruszał palcami, chłonąc ciepło, bijące od Jimmy'ego każdą komórką ciała. Odszukał mocne, przyspieszone bicie jego serca. Zatrzymał tam rękę, wodząc opuszkami palców wokół skupiska uderzeń. Po chwili cofnął głowę, z uśmiechem patrząc na zaczerwienione policzki przyjaciela. Posyłając mu uroczy uśmiech, pochylił głowę i przysunął policzek do serca James'a. Nie zwracając uwagi na przyspieszony oddech swego towarzysza, wtulił się na moment w pierś onkologa.
Tak, mili państwo. Przygotujcie aparaty, oto House robiący coś nie-do-cna-sukińsyńskiego! Tylko zdjęcia proszę bez flesza, bo jeszcze go spłoszycie - i co to wtedy będzie?!
- House.. - ledwo słyszalny szept dotarł do ucha diagnosty, sprawiając że wszystkie włosy na jego ciele podniosły się, a on leciutko zadrżał. Ot, reakcja na najukochańszy głos na tym całym świecie. Otworzył błękitne ślepia, by, zmrużone, unieść je na tą równie ukochaną twarz, teraz wykrzywioną przez "mdlejący" uśmiech. Gdy tylko ich spojrzenia ponownie się zetknęły, młodszy z mężczyzn wyciągnął rękę, otaczając nią ramiona swego przyjaciela. Dłoń wylądowała w jego włosach, poruszając się rytmicznie, bawiąc pojedynczymi kosmykami. Elektryzujące spojrzenie diagnosty śledziło ruch każdego mięśnia na pięknej facjacie Wilson'a. Pytanie było jedno: ile wytrzyma, obserwując go, nim ponownie zabierze się do swojego ulubionego zajęcia, skutecznie zapełniającego mu wolny czas.
James nadal powtarzał cichym głosem nazwisko diagnosty, uśmiechając się lekko i przytulając go do siebie. House zaś, do tej pory jedynie swobodnie oparty o Wilson'a, zmienił odrobinę położenie, przybliżając usta do bijącej ciepłem, przyjemnie pachnącej skóry towarzysza. Monotonny szept onkologa szybko zmienił się w lekkie westchnienia, następujące po sobie nieregularnie, a jednak coraz częściej w miarę gdy House poruszał się po obszarze jego skóry. Diagnosta poczuł, jak Jimmy drży z chwilą, gdy język House'a trafia na jego sutek. Kimże więc by był, gdyby nie odpowiedział na tą niewypowiedzianą prośbę? Cóż, dość powiedzieć, że westchnienia stały się głębsze, a drugą ręką Greg wędrował w dół ciała przyjaciela, upewniając się wcześniej że nie pozostanie ani kawałek skóry Jamesa, którym wcześniej się nie zajął. Skórę na podbrzuszu młodszego mężczyzny, tworząc w miarę regularny kształt poniżej jego pępka, porastały niewielkie włoski. Diagnosta przesunął po nich delikatnie dłonią, celowo przeciągając moment przed tym, co obaj uważali za nieuniknione. Wreszcie, jego ręka odnalazła rozporek spodni onkologa, a on sam ponownie zrównał się głowami z Jimmym i wciągnął go w kolejny płomienny pocałunek. Jednocześnie rozprawił się z przeszkodą, oddzielającą go od jednej z jego ulubionych części ciała Wilson'a. Pchnął go delikatnie na stół kuchenny, o który do tej pory jedynie się opierali. Z wprawą pozbył się resztki zacnego odzienia swego kochanka, słuchając nieartykułowanych odgłosów płynących z jego ust, gdy tylko zahaczył palcem skórę w jakimś miejscu, gdzie stanowczo nie powinien. Greg odrzucił ubrania Wilson'a i pogładził delikatnie skórę jego członka. Przesunął dłonią po całej jego długości, z satysfakcją obserwując reakcję onkologa. Już wcześniej lekko zarumieniony, teraz Jimmy wyglądał, jakby spiekł raka. Zastanowiwszy się nad tym określeniem, House uśmiechnął się do siebie, postanawiając wykorzystać je, będąc na oddziale onkologii. Ale teraz - do rzeczy. Wilson patrzył na niego spod półprzymkniętych powiek, a jego tęczówki z czekoladowych zmieniły się niemalże w karmelowe. Pierwszy znak, że pora na serio zacząć zabawę. Dłoń House'a, otaczając erekcję jego przyjaciela, poruszała się równomiernie w tę i z powrotem. Każdy kolejny ruch wywoływał westchnienie z ust onkologa. Niebieskie oczy diagnosty napotkały spojrzenie Jimmy'ego, przekazując mu jasno "kocham cię". Dłoń diagnosty przyspieszyła, wywołując lekki dreszcz, który wstrząsnął Wilson'em. Ten zaś westchnął głośniej, niż wcześniej. Jego dłoń nakryła tę należącą do House'a, poruszając się wraz z nią. Starszy z mężczyzn wychylił się nad feralnym stołem (który tymczasowo pełnił też rolę.. łóżka?) i rozpoczął kolejny pocałunek, jednocześnie ponownie odrobinę przyspieszając. Z ust Jamesa wydobył się jęk, stłumiony przez wargi House'a. Onkolog drugą dłoń ułożył w miękkich włosach Grega, przysuwając go jeszcze bliżej siebie, o ile było to możliwe. Starszy mężczyzna z ochotą przystał na taki układ, zbliżając się do Jimmy'ego tak, że nie było pomiędzy nimi nawet pół centymetra odstępu. Lekko przygryzł dolną wargę Wilson'a, na co odpowiedzią było kolejne głębsze westchnienie.
Chwilę później diagnosta odsunął się powoli, zmuszając rękę kochanka do opuszczenia jego och-jakże-wygodnej czupryny. Na chwilę usta House'a przywarły do bijącej gorącem skóry na szyi przyjaciela. Z każdą chwilą ochy i achy Jimmy'ego stawały się głośniejsze, przeplatały się z częstszymi jekami. House przesunął się niżej, schodząc w dół zostawiał "ścieżkę" z pocałunków na ciele James'a. Gdy dotarł do swego celu, spojrzał ponownie w górę. Wilson patrzył na niego jeszcze mniej przytomnie, niż przedtem. Greg odsunął jego dłoń, sam też rozluźniając własną, do tej pory otaczającą erekcję młodszego. Zastąpiły ją jednak szybko usta House'a. Wilson głębiej wciągnął powietrze, a gdy diagnosta zaczął poruszać głową w przód i w tył, odchylił głowę do tyłu, wzdychając.
Co by to było, gdyby nagle ktoś wszedł do kuchni.. - taka była jedna z myśli starszego lekarza, której jednak kazał szybko odejść. Miał inne zajęcia.
Przyspieszył, przysłuchując się dźwiękom wydawanym przez Wilson'a. W pewnej chwili jęknął głośniej, niż poprzednio i doszedł.
Greg podniósł się, obejmując go ramionami. Na jego uśmiech odpowiedziało mu spojrzenie warte miliony. O ile codziennie tęczówki onkologa lśniły miłością i oddaniem, teraz te dwie cechy wręcz z nich wypływały i kapały na odsłonięte piersi ich obu.
- I widzisz, Jimmy.. Stół się trochę upaćkał. Nie będzie gdzie rano zjeść śniadania.. - mruknął House, podtrzymując odrobinę, cóż, wyczerpanego przyjaciela. Ich spojrzenia znów się spotkały. Diagnosta już bez słowa podniósł się, podtrzymując na własnym ramieniu swego przyjaciela. Łyknął kilka vicodinów, otoczył swoją szyję jego ramieniem, chwycił laskę i ruszyli do sypialni..
..gdzie w bardzo miły i przyjemny sposób spędzili resztę tej nocy.
koniec.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
soft
Pulmonolog
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tu te truskawki? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 19:04, 04 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
Okej, dorwalam sie do kompa, moge komentowac.
A wieccc...
*fanfary*
Zacznijmy od tego, ze nie cytuje, bo nie ma sensu cytowac calego.
Kocie moj najukochanszy! Nawet nie wiesz ile na to czekalam! Strasznie, strasznie Ci dziękuję za dedyka! Jesteś cudowa ;P
Co do opowiadania - czemuś ty z ta erą nie ujawniła się wcześniej! Huh, huh! Jedna z najcudowniejszych er jakie czytałam. Nie wiem jak ty to robisz, ale twoje opowiadania są tak niewiarygodnie wspaniałe, że ja kompleksów dostaje, noo...! Naprawde wyszło Ci ono niewiarygdnie świetnie. Moja pierwsza era na tysiac, ba milion procent nie była nawet w połowie tak dobra.
Wena, wena i jeszcze wiecej wena kochanie
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez soft dnia Pią 22:14, 04 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Narcyza
Student Medycyny
Dołączył: 03 Lut 2010
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza rogu Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 7:55, 05 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
Nie no... WOW!
Zacznę od tego, co pewnie powie Ci każdy kto skomentuje poniżej mojej wypowiedzi - po prostu cudowne! Dałaś temu charakter nieco żartobliwy, aczkolwiek pasujący do ogólnego klimatu (podczas czytania układałam komentarz i stwierdziłam, że nawet te kolokwializmy typu "facjata" bardzo pasują według mnie).
Znalazłam tylko dwa malutkie błędy:
Cytat: | (...)w lekko rozchylone wargi onkologa.Obaj odrzucili na chwilę(...) |
- tutaj powinnna być spacja
Cytat: | (...)pełnił też rolę.. łóżka? |
- a tutaj pełny wielokropek
Poza powyższymi, nie mam żadnych innych spostrzeżeń
Weny!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|