|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Any
Czekoladowy Miś
Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza zakrętu ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 14:08, 29 Sie 2009 Temat postu: Hold On |
|
|
Kategoria: friendship
Zweryfikowane przez autorkę.
Cytat: | Hm. Czeeeeeść. Pamiętacie mnie tu jeszcze? *rozgląda się nieśmiało*
...
Nie? Trudno.
No więc tak. Nie planowałam tego napisać. To znaczy, planowałam coś hilsonowego napisać, ale nie o takiej formie i na pewno nie o takiej treści. Ale dziś mnie coś natchnęło. I musiałam.
Tak samo jak muszę zadedykować to vicodin_addict (damn, to się jakoś odmienia?). W podziękowaniu za wszystko. I jeszcze raz w ramach przeprosin. Bo w życiu bym nie pomyślała, że spotkam kogoś takiego i to jeszcze na forum serialu, nawet tak wyjątkowego jakim jest House M.D. Vic, o kimś takim mogłam tylko marzyć. Nigdy nie uwierzyłabym, że taka przyjaźń istnieje. Dziękuję Ci.
Wiem, że tekst w niczym nie porywa, ale tak jak pisałam, nie planowałam go stworzyć. Ale muszę przyznać, że powrót po tylu miesiącach do pisania w Hilsonie (bo wierzę, że to nie koniec) sprawił mi sporo radości.
Nie bijcie, jeżeli się nie spodoba, co?
Piosenka użyta w tekście to Hold On zespołu Good Charlotte |
This world
This world is cold
But you don't
You don't have to go
You're feeling sad, you're feeling lonely and no one seems to care
Your mother's gone and your father hits you
This pain you cannot bear
Od dziecka był sam.
Oczywiście, miał mnóstwo kolegów i znajomych, ale nikogo takiego, kto pamiętałby kiedy ma urodziny czy też jak nazywają się jego rodzice. Co było tego przyczyną? Każdy, kto teraz miał sposobność znać doktora Gregory'ego House'e odpowiedziałby bez wahania: „Jest zarozumiałym, aroganckim dupkiem. Nic dziwnego, że ludzie nie mają ochoty się do niego zbliżać”. Sam zainteresowany uśmiechnąłby się gorzko. Nie, nie zawsze tak było. Nikt nie rodzi się zły. To otoczenie kształtuje człowieka, ma największy wpływ na jego osobowość.
Co więc miało największy wpływ na niego?
Czy panująca w domu atmosfera, życie pod ciągłą tyranią ojca, który, nieprzyzwyczajony do jakiegokolwiek nieposłuszeństwa, karał syna za najmniejsze przewinienia? Czy może to, że ze względu na ciągłe zmiany miejsca zamieszkania Greg nigdy nie znalazł prawdziwych przyjaciół? Może jedno i drugie. W każdym razie z dnia na dzień coraz bardziej wątpił w istnienie jakichkolwiek pozytywnych relacji międzyludzkich. Ale starał się, naprawdę starał się to w sobie zagłuszyć. Kumple tolerowali go, niejednokrotnie zabierali ze sobą na mecz, piwo, na imprezę. Ale to była tylko tolerancja. A on pragnął czegoś więcej. Pragnął przyjaźni, pełnej akceptacji. Szukał kogoś, przed kim mógłby być prawdziwie sobą. Nikt taki jednak się nie znalazł, w żadnym zakątku świata. Powoli przestawał więc szukać. Nie wysilał się już, by wkupić się w łaski znajomych. Przyjął zasadę, iż jeżeli oni jego nie potrzebują, to on ich tym bardziej. I stawał się taki, jaki był obecnie – obojętny, zimny, bezczelny.
But we all bleed the same way as you do
And we all have the same things to go through
Hold on if you feel like letting go
Hold on it gets better than you know
Dlaczego wybrał zawód lekarza?
Nie, nie z czystego altruizmu. Nie pragnął pomagać ludziom, a przynajmniej – to nie było jego priorytetem.
Studia medyczne były jednym z najtrudniejszych kierunków. Trzeba było nie lada wysiłku, by się na nie dostać i jeszcze więcej, by je ukończyć. Samo stwierdzenie „Jestem lekarzem” budziło w innych pewien rodzaj szacunku. A Gregory chciał być szanowany. Po wielu latach nic nie znaczenia chciał to zmienić. Z tego samego powodu również zrobił dwie specjalizacje. Teraz był kimś. Nie zależało mu już, albo przynajmniej sprawiał takie wrażenie, na sympatii ludzi, chciał pozyskać jedynie ich szacunek. I zdobył go, owszem. Jego nazwisko znane było w wielu zakątkach świata, ludzie z różnych stron przyjeżdżali do niego z prośbą o pomoc, kiedy inni lekarze rozkładali bezradnie ręce, on się nie poddawał. Działał – skutecznie.
Czego więcej mógłby chcieć? Spełniły się jego młodzieńcze marzenia. A jednak to nie zmieniło jego ponurego nastawienia do świata. Pacjenci, owszem, dziękowali mu za wyleczenie, ale w tych podziękowaniach nie było nic poza wdzięcznością za przywrócone zdrowie. Żadnych ciepłych słów, żadnego rzucania się na szyję jak to bywało w przypadku jego kolegów. Nie żeby mu na tym zależało, skąd. Po prostu kiedy zdarzało mu się bywać w gabinetach innych lekarzy i dostrzegał stojące na półkach czy biurku pluszowe maskotki czy niewielkie bukiety, czuł dziwne ukłucie zazdrości. Ale to nic. Był przecież najlepszy. Niczego innego nie potrzebował.
Był jeszcze jeden aspekt w byciu lekarzem, który przyciągnął go do tego zawodu.
Ludzie trafiali do szpitala chorzy. Chorzy, czyli nieszczęśliwi. Tak jak on. A on ich leczył. I choć z kamienną twarzą obserwował uśmiechy zdrowiejących pacjentów, to w jego sercu rodziła się dziwna nadzieja, że może i dla niego los przygotował jeszcze coś radosnego. A jeśli nie, to chociaż tak po prostu – dobrego.
Your days
You say they're way too long
And your nights
You can't sleep at all
Hold on
And you're not sure what you're waiting for but you don't want to no more
And you're not sure what you're looking for but you don't want to no more
To była zwykła konferencja medyczna. Nie pamiętał już, czego dotyczyła. Na pewno nie znalazł się na niej z własnej woli; Cuddy chciała go tam widzieć. Pojechał – i miał nigdy tego nie żałować. Tam bowiem znalazł jego – człowieka, którego szukał od zawsze. Prawdziwego przyjaciela.
Młody onkolog, zaraz po studiach. Od samego początku chodził przygnębiony, trzymając pod pachą dużą kopertę, na której Gregory dostrzegł nazwę jednej ze znanych kancelarii prawnych, trudniących się głównie rozwodami. Wystarczyło teraz ruszyć głową i znaleźć powód do zawarcia znajomości.
Ruszył. I znalazł.
Nie miał co prawda w planach wciągnięcia onkologa w aż takie kłopoty, jakimi okazała się konfrontacja z władzami stanowymi, ale udało mu się jakoś wykaraskać mężczyznę z całego zamieszania.
Później zaciągnął go do baru i tam wyciągnął z niego wszystko – od imienia i nazwiska, poprzez upodobania, aż do historii najbliższej rodziny. Po trzech godzinach przesłuchania już wiedział - nie musiał dłużej szukać.
James Wilson, tak bowiem nazywała się zdobycz diagnosty, nigdy nie potrafił odpowiedzieć, co tak bardzo zafascynowało go w House'ie. Czy to, że, mimo iż sporo starszy i z bogatszym doświadczeniem zawodowym, rozmawiał z nim jak równy z równym, czy może to, że był on pierwszą osobą, któremu przy pierwszej rozmowie tak szczegółowo opowiedział wszystko o sobie, czy też po prostu fakt, iż dostrzegł jego fatalny nastrój i potrafił dokonać cudu – bo przez cały wieczór Wilson nie myślał o pozwie rozwodowym leżącym na brzegu stolika. Nie zraziło go to, że musiał zapłacić za wszystkie piwa, jakie wypili. Nie zraziło do nawet, iż na włosku wisiała jego kariera medyczna. I wolność osobista zresztą też.
Tego dnia zasypiał w zupełnie innym nastroju od tego, w jakim był, kiedy rano wstawał z łóżka.
But we all bleed the same way as you do
And we all have the same things to go through
Hold on if you feel like letting go
Hold on it gets better than you know
Don't stop looking, you're one step closer
Don't stop searching, it's not over
Hold on
Tak rozpoczęła się ich przyjaźń.
Oparta na wariackich papierach, każdy to przyznawał. I każdy dziwił się, co takiego Wilson dostrzega w House'ie, że nie zwiewa gdzie pieprz rośnie na jego widok. Tylko on sam to wiedział.
Dzięki niemu znalazł pracę. W doskonale prosperującym, przynoszącym ogromne perspektywy szpitalu uniwersyteckim w Princeton. Nie mógł narzekać na pensję, kolegów, szefową, na nic.
Dzięki niemu poznał dwie swoje przyszłe żony. Bo nie spotkałby ich, gdyby się nie przeprowadził. Mimo iż z obiema się rozwiódł, nie mógł nie być wdzięcznym za dni spędzone z nimi. Były to naprawdę miłe kobiety... po prostu do siebie nie pasowali.
Ale przede wszystkim, znalazł przyjaciela. Przyjaciela, jakiego nigdy nie miał i wiedział, że nigdy mieć nie będzie. Przyjaciela szalonego, którego starsze panie odwiedzające przychodnię najchętniej pryskałyby wodą święconą, ale przyjaciela wiernego.
House bowiem nie zwykł zmieniać o kimś zdania. Raz wybrawszy Wilsona, nigdy tego nie żałował. Nieważne, jak tandetnie by to nie brzmiało, onkolog był spełnieniem jego wszystkich marzeń.
What are you looking for?
What are you waiting for?
Do you know what you're doing to me?
Go ahead...What are you waiting for?
Przede wszystkim, potrzebował go. Nie udawało mu się tego zamaskować żadnym żartem. House bez problemu dostrzegał delikatny półuśmiech chowający się za zniecierpliwioną miną Wilsona podczas niespodziewanych odwiedzin w jego gabinecie. Setki razy zastawał go na swoim progu z chińszczyzną na wynos i płytami dvd. Spędzanie czasu w towarzystwie diagnosty dawało młodemu mężczyźnie radość – nie umiał i nawet nie chciał tego ukrywać. I gwizdał na ludzi, którzy widząc to, stukali się w czoło.
W pełni go akceptował. Ze wszystkimi zaletami i przede wszystkim wadami. Nie zdołał policzyć, ile razy dawał Wilsonowi całkiem mocne powody do zerwania ich przyjaźni. Ile razy oszukiwał go, okłamywał, okradał. A on cały czas był. I chyba nawet nie domyślał się, ile ta obecność znaczyła dla House'a. Diagnosta nie budził się już z myślą, iż będzie to kolejny nudny dzień wypełniony bólem, zmaganiem się z nowymi zagadkami medycznymi i wywijaniem się od dyżuru w klinice. Jadąc do pracy już zastanawiał się, czym tym razem zaskoczy przyjaciela. I sam sobie dziwił się, jak bardzo te myśli go cieszyły.
Był jego sumieniem. Mimo iż cały czas powtarzał, że nie ma zamiaru dłużej grać tej roli, grał. I to też w pewnym stopniu przydawało się diagnoście. Choć zdawał się nie zwracać najmniejszej uwagi na moralizatorskie przemówienia onkologa, nierzadko chciał od niego dowiedzieć się, jak pewne jego zachowania postrzegane są przez zwykłych śmiertelników. Czasem nawet rezygnował z niektórych działań, kiedy miał pewność, że Wilson by ich nie pochwalił. Takie sytuacje zdarzały się sporadycznie – ale się zdarzały.
Nie zostawiał go. Nigdy. Ludzie odchodzili, odeszła Stacy - miłość jego życia, z którą w duchu wiązał całą swoją przyszłość, odchodzili inni znajomi, a onkolog trwał przy nim – można powiedzieć, na dobre i na złe. Gdy dochodził do siebie po zawale, powoli oswajając się z myślą, iż resztę życia będzie musiał spędzić na środkach przeciwbólowych, które i tak nie wyeliminują całego cierpienia, jedynie obecność przyjaciela powstrzymywała go od połknięcia o kilka tych cholernych tabletek za dużo. Na nim wyładowywał całą swoją złość, która zżerała go od środka. Później, kiedy udawało mu się ochłonąć i analizował swoje poprzednie zachowanie, mógł tylko bardziej podziwiać Wilsona. Zastanawiał się, czy sam zniósłby takie traktowanie.
Dawał nadzieję. Nadzieję, że ludzie nie są tak do końca źli. Że istnieją pozytywne uczucia, emocje. Że można kogoś kochać nie za coś, a mimo wszystko.
Hold on if you feel like letting go
Hold on it gets better than you know
Don't stop looking, you're one step closer
Don't stop searching, it's not over
Hold on if you feel like letting go
Hold on it gets better than you know
Hold on...
Wilson był dla niego wszystkim.
Powodem do rozpoczęcia każdego dnia, do uśmiechu. Nie wyobrażał sobie szpitala bez niego. Odpłacał mu się jak umiał i choć w oczach innych robił naprawdę niedużo, to wiedział, że onkolog rozumie, że w jego skali to cholernie dużo. Rozumie i docenia. I jest.
Nie ufał ludziom, z zasady. Doświadczenia z dzieciństwa i młodości przekonały go, iż tak niewielki procent populacji na to zasługuje, że nie warto próbować, bo rozczarowania bolą. Bardzo. A on miał już powyżej uszu bólu. Ale ten jeden jedyny raz zaryzykował, stawiając wszystko na jedną kartę i nigdy tego nie żałował – udało mu się znaleźć to, czego szukał od zawsze. I wiedział, że gdyby przyszła taka potrzeba, walczyłby o Wilsona kłami i pazurami. Nie mógł go stracić, ponieważ życie bez niego nie byłoby już nic warte.
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Any dnia Sob 14:20, 29 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Revy Koto-san
Lekarz w trakcie specjalizacji
Dołączył: 05 Maj 2009
Posty: 535
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: spod tęczowego krawata w Wilson'owej krainie. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 14:22, 29 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Anyyyyyyy... (':
To jest idealne!
Na nic więcej się chyba nie zdobędę.. Ale mam nadzieję, że zostałam zrozumiana
Wennu :3
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
vicodin_addict
Nefrologia i choroby zakaźne
Dołączył: 06 Sie 2008
Posty: 4562
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: I share my world with no one else. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 18:16, 29 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
O M F G.
...
Gawd, Any. Nie wiem, co powiedzieć.
A jak ja nie wiem, co powiedzieć to... hm. No właśnie, to co? o.O
Przede wszystkim dziękuję za dedykację. Za dedykację pod tym fikiem. I za samego fika też dziękuję - za tytuł, za użytą piosenkęm, za TREŚĆ. Miałaś rację, z każdym kolejnym słowem czułam się szczęśliwsza, coraz bardziej się usmiechałam. A na koniec się wzruszyłam. Piekny tekst, naprawdę, cudownie piszesz. I sam fakt, ze postanowiłaś napisać to... to jest niesamowite. Kocham song!fiki, naprawdę kocham i jeśli jest ktoś, kto umie je napisać, to na pewno jesteś to Ty.
I doskonale wiesz, że myślę o Tobie to samo. Dziękuję. Bardzo. Najbardziej na świecie.
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Any
Czekoladowy Miś
Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza zakrętu ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 18:26, 29 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Koto, dziękuuuuję,. Ale do ideału to temu daleko a nawet dalej, machnęłam to w godzinę i chyba nawet błędów nie sprawdzałam, więc sama rozumiesz...
Vic. Hm. *myśli co napisać*
Nie dziękuj. Proszę, nie dziękuj, bo naprawdę nie masz za co. W przeciwieństwie do mnie. Bo chyba nawet nie masz pojęcia, ile to, że jesteś dla mnie znaczy.
Kurcze, do tej pory się zastanawiam, co to było, to coś, co kazało mi tego fika napisać, przecież w życiu nie myślałam, siadając do komputera, że to stworzę. I to jeszcze do Hold on, którego z House'em nigdy nie wiązałam. Ale mniejsza. Jeśli fik Cię uśmiechnął, to ja czuję się szczęśliwa.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
vicodin_addict
Nefrologia i choroby zakaźne
Dołączył: 06 Sie 2008
Posty: 4562
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: I share my world with no one else. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 18:31, 29 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Muszę dziękować. To jest zbyt piekne, żeby nie dziękować. Za to wszystko. Po prostu muszę.
Hm. Co cię zmusiło?
...
Co powiesz na polączoną siłę wrednych umyslów: mojego i Benja?
...
Nie, no. Just kidding. Nie wiem, co. Ale cieszę się, ze jednak to napisałaś. Warto było.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Any
Czekoladowy Miś
Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza zakrętu ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 18:33, 29 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
No dasz już spokój? Bo się zrobię buraczanoczerwona.
I ja muszę bardziej. I nawet nie próbuj się sprzeciwiać.
Hmm... wiesz. W zasadzie to możliwe. Chwytam się każdego wyjaśnienia, które wygląda na *względnie* sensowne.
Dzięki.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
vicodin_addict
Nefrologia i choroby zakaźne
Dołączył: 06 Sie 2008
Posty: 4562
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 15 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: I share my world with no one else. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 18:54, 29 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Dobrze, ze dodałaś 'względnie'. Bo sensowne ono jednak nie jest.
I spoko, nie mam zamiaru się sprzeciwiać, i tak z tobą nie wygram.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płaszczyk Bena ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 10:05, 30 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Miałam skomentować to wczoraj, ale nie czułam się na siłach. Wybaczcie
Matko, any, jak ja za twoją twórczością tęskniłam. Pamiętasz te stare czasy, kiedy ty jeszcze publikowałaś seryjnie, a ja każdy rozdział komentowałam ci od góry do dołu łącznie z dywagacjami na temat podobieństwa do 'Mody na sukces'? *ciotka Lady wspomina dawne czasy*
Cieszę się, że wróciłaś do pisania. Ten ficzek był piękny. A szczególnie końcówka. Taka piękna przyjaźń jest między chłopcami, a mi się ciągle po nocach śni romans Nawet po twoim fiku mnie to nie opuszcza
Kochana any, życzę ci weny na następne opowiadania, w końu dzięki tobie ludzie mają co czytać. Po prostu przykuwasz ich uwagę, kobieto. Mi się to nigdy nie udawało.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Agusss
Członek Anbu
Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: bierze się głupota?
|
Wysłany: Nie 10:09, 30 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
O any coś napisała!!
Moja przygoda z Hilsonem zaczęła się od Twoich i Richie ficków więc jak widzę jakieś dzieło którejś z Was to muszę przeczytać!
To jest pięknie! Fajnie opisałaś to więcej nie potrafię napisać! Nie ma słów, które wyrażą co myślę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Any
Czekoladowy Miś
Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza zakrętu ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 12:56, 30 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Kurcze, po pierwsze przestańcie tworzyć ze mnie jakąś Hilsonową legendę, bo na to miano nie zasługuje absolutnie nikt prócz Richie!
A teraz tak.
Lady, jak to Ci się nie udawało? Zawsze bardzo lubiłam Twoje fiki, a przy Powinniśmy robić to częściej (mam nadzieję, że dobrze pamiętam tytuł) wciąż płaczę ze śmiechu. Twórz dalej, bo każdy nowy tekst to jedno świadectwo przywiązania do Hilsona więcej!
I oczywiście, że pamiętam. Do tej pory nie wiem, czy powinnam wierzyć w te porównania.
Bardzo Ci dziękuję za miłe słowa, naprawdę je doceniam.
Aguss, bardzo cieszę się, że tekst przypadł Ci do gustu.
Pozdrawiam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|