|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 9:47, 14 Lut 2014 Temat postu: Hilsontynki 2014 - dwa fluff!fiki [Z] |
|
|
Kategoria: love
Zweryfikowane przez Richie117
Cytat: | Wykorzystując to jakże romantyczne święto, chciałam sprawdzić tezę, że my - Hilsonki - jesteśmy przede wszystkim romantyczkami. Zatem wybaczcie, ale tym razem nie będzie żadnej ery
Jak możecie się domyślić z tytułów, oba fiki składają się z pięciu osobnych scenek, rozgrywających się w czasie wieloletniej znajomości chłopaków. Niektóre z tych scenek są zaczerpnięte wprost z serialu, więc dla formalności ostrzegam przed spoilerami Ostrzegam też przed odrobiną angstu, ale zakończenie w obu przypadkach będzie jak najbardziej happy
Enjoy!
PS. Taaak, pamiętam o moich dwóch niedokończonych tłumaczeniach i straaasznie mi wstyd, że od dawna nie miałam czasu nad nimi popracować Postaram się nadrobić zaległości najszybciej jak się da, więc czekajcie cierpliwie |
Tytuł: Cztery razy kiedy Wilson nie powiedział House'owi, że go kocha (i raz gdy to zrobił) ([link widoczny dla zalogowanych])
Autor: Balanced
Spoilery do: 5x04 "Birthmarks", 6x16 "Black Hole"; wzmianki o Huddy i Samsonie z 7. sezonu
1.
Jest późny sobotni wieczór, kiedy ona pojawia się przed jego drzwiami. To bez znaczenia, że miał zero kontaktu z Sam od czasu rozwodu, który odbył się pięć miesięcy wcześniej oraz że jest teraz w związku z kimś nowym - kiedy ona stoi przed nim, Wilson czuje przypływ emocji, których nie potrafi zidentyfikować. Sam trzyma duży brązowy karton, który bezceremonialnie upuszcza na podłogę u jego stóp.
- To twoje rzeczy - oznajmia mu, zakładając za ucho kosmyk blond włosów. Są dłuższe, niż Wilson je pamięta.
- Dzięki - mówi cicho. Szura nogami, niezdolny do spojrzenia jej w oczy.
Sam kiwa głową. - Żaden problem. - Następnie odwraca się. - Powinnam już iść.
- Sam - wyrzuca z siebie Wilson. Kobieta zatrzymuje się z ręką opartą na gałce drzwi. Przez długą chwilę żadne z nich nie ośmiela się odezwać. Potem on wzdycha, a ona znika w korytarzu.
Od jej odejścia minęło zaledwie dziesięć minut, gdy odgłos pukania ponownie dociera do jego uszu i Wilson ze zdziwieniem zastanawia się, czy otworzywszy drzwi, zobaczy jasnowłosą piękność. Jednak zamiast niej za progiem stoi House, trzymający w jednej ręce sześciopak piwa, a w drugiej pizzę. Wilson nie może sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz jego najlepszy przyjaciel przyszedł do niego z kolacją.
Ma świadomość, że musi wyglądać na odrobinę skołowanego, ponieważ House wpatruje się w niego zmrużonymi oczami.
- Czy ty... dobrze się czujesz? - pyta diagnosta.
Nawet nie przychodzi mu do głowy, żeby skłamać. - Przed chwilą Sam złożyła mi niespodziewaną wizytę.
House marszczy brwi i odkłada pizzę razem z piwem na stół. Wilson patrzy, jak House zaciska usta, po czym robi krok z powrotem w stronę drzwi.
- Chodźmy.
- Dokąd jedziemy? - pyta natarczywie onkolog, zajmując miejsce pasażera w samochodzie House'a.
Jego najlepszy przyjaciel odmawia udzielenia odpowiedzi i uruchamia silnik samochodu.
Nie odzywają się do siebie przez całą drogę, kiedy House prowadzi samochód przez skrzyżowania i wzdłuż ulicy, której Wilson nie rozpoznaje. Wreszcie House zwalnia i parkuje obok SUV-a, który jest Wilsonowi znajomy.
- Czy to...? - onkolog w zamyśleniu zawiesza głos.
- Samochód twojej eksżony? Owszem.
Wilson chrząka nerwowo i przypatruje się budynkowi, przed którym zaparkowali, zastanawiając się, który apartament należy do Sam.
- Skąd wiedziałeś, gdzie ona mieszka? Nawet ja tego nie wiedziałem.
House nonszalancko wzrusza ramionami, lecz nie patrzy Wilsonowi w oczy.
- Dowiedziałem się jakiś czas temu. Tak na wszelki wypadek. - Posyła Wilsonowi taksujące spojrzenie. - Tylko mi nie mów, że jesteś zaskoczony.
- Zdecydowanie nie. Ale ciągle nie wiem, dlaczego tutaj jesteśmy. Nie chcę się z nią widzieć.
Diagnosta przewraca oczami. - Taak, jakby to było na pierwszym miejscu mojej listy rzeczy-do-zrobienia - odpowiada sarkastycznie. Wyciąga coś z kieszeni i podaje to Wilsonowi.
Wilson podnosi przedmiot do oczu, by dokładniej mu się przyjrzeć. - O mój boże.
- Nie przesadzaj.
- To jest... nóż. Okej, nie mogę zabić Sam.
- Ty nie żartujesz. Definitywnie dałbyś się złapać. I prawdopodobnie przyznałbyś się do winy. - House milczy przez chwilę. - Ale naprawdę uważam, że powinieneś pociąć jedną z opon tej dziwce.
- Absolutnie nie. Nie ma mowy. - Lecz jego oczy wyrażają całkiem inną odpowiedź. Ochota, by zdać jej ból, by sprawić, że poczuje chociaż ułamek tego cierpienia, które on czuł, gdy podczas konferencji dostarczono mu papiery rozwodowe, wybucha w nim z taką siłą, że o mały włos nie realizuje planu House'a bez cienia wahania. Jednak w końcu zwyczajnie nie może tego zrobić. Wzdycha głęboko i wręcza ostrze z powrotem House'owi.
A ten obraca się z prędkością błyskawicy i własnoręcznie przedziurawia oponę. Rozlega się świst uchodzącego powietrza, a potem zapada cisza.
- To było trochę rozczarowujące - odzywa się wreszcie House, wyraźnie straciwszy zapał. Wilson prawie wybucha śmiechem na widok zawiedzionej miny na twarzy starszego lekarza, a po chwili uderza w niego lawina tak silnego uczucia do diagnosty, że niemal zwala go z nóg. Dwa słowa wdzierają się do jego głowy, chwytają go i nie chcą wypuścić ze swojego uścisku.
2.
Wchodzi na swój oddział i od razu wie, że coś jest bardzo nie w porządku. Jego asystentka Amy stoi przed jego gabinetem, przestępując z nogi na nogę i patrząc na niego ze smutnym milczeniem. Trzyma w rękach ciemnoniebieski folder, który podaje mu bez słowa, kiedy dzieli ich odległość wyciągniętego ramienia. Wilson zerka na nazwisko i czuje, jak jego żołądek zaczyna kipieć strachem.
- Jane Bradley - wypowiada głośno nazwisko i z wyrazu twarzy Amy odczytuje, że dziewczynka musiała umrzeć poprzedniej nocy. Wilson przypuszcza, że powinien lepiej sobie radzić z przyjmowaniem z marszu wiadomości o śmierci pacjentów (House zdecydowanie tak uważa), ale wie, że nigdy nie przywyknie do umierających dzieci. Szczególnie wtedy, kiedy odchodzi sześciolatka równie promienna i pełna optymizmu jak Jane.
- Przykro mi, doktorze Wilson - mówi cicho Amy. Onkolog wchodzi do gabinetu i zamyka za sobą drzwi, wiedząc, że asystentka zajmie się odbieraniem jego telefonów.
Z ciężkim westchnieniem zapada się w fotelu za swoim biurkiem. Ukrywa twarz w dłoniach i pozwala swobodnie płynąć łzom, które zbierają się w jego oczach. Naprawdę troszczył się o tę dziewczynkę. Była jego ulubioną pacjentką, możliwe, że najbardziej ulubioną ze wszystkich. I przegrała walkę z chorobą.
Jest tak zaabsorbowany swoimi myślami, że nie dociera do niego, iż ma widownię, dopóki znajomy głos nie sprawia, że wzdryga się gwałtownie w fotelu.
- Czyżby w kafeterii zabrakło [link widoczny dla zalogowanych]?
Wilson posyła House'owi rozgniewane spojrzenie, a jego rozdrażnienie narasta jeszcze bardziej, gdy serce nerwowo trzepocze mu w piersi, ponieważ jego oczy napotykały fascynujące błękitne tęczówki przyjaciela.
- House, proszę, wyjdź.
Zupełnie nie zważając na jego słowa, diagnosta siada na krześle naprzeciwko Wilsona i podaje mu kubek kawy.
- Napij się, Jimmy.
Wilson odtrąca dłonie drugiego mężczyzny i powtarza: - Idź sobie.
House przewraca oczami i wyjmuje z kieszeni talię kart. - Będziesz potrzebował sił, jeśli zamierzasz wygrać jakieś pieniądze.
Onkolog wpatruje się w House'a, przyswajając sobie całą tę scenę, pytając samego siebie, co naprawdę widzi.
- Skąd wiedziałeś, żeby przynieść karty? - pyta.
House wzrusza ramionami, lecz Wilson jest całkiem pewien, że dostrzega przelotne zakłopotanie na jego twarzy.
- Dzwoniłem. Pytałem o ciebie. Tej dziewczynie, Amy, trzeba przypomnieć, na czym polega tajemnica lekarska. Zdaje mi się, że wspomniała coś o tym, że droga panna Bradley odeszła z tego świata ubiegłej nocy.
Wilson rozważa tę informację, po czym z większą uwagą przygląda się swojemu przyjacielowi.
- Czyli mówisz, że jesteś tutaj... ponieważ chcesz być dobrym przyjacielem?
- Nie tak powiedziałem.
- Mój boże, chyba się zaraz rozpłaczę. - Czuje, że kąciki jego ust się unoszą, i nagle staje się dla niego jasne, że jest szczęśliwy, w pewnym sensie. Może nie tego dnia, ale tak ogólnie, i Wilson nie potrafi zignorować natrętnego wrażenia, że być może, chyba, prawdopodobnie zawdzięcza to House'owi.
3.
Z początku jest to żart. Obaj mężczyźni zostają przyłapani pod zwisającą wiązanką zieleniny przy głównym wejściu do szpitala, a Cuddy wykrzykuje:
- No dobra, chłopaki, znacie zasady.
Wilson mierzy administratorkę szpitala śmiercionośnym spojrzeniem, po czym ponownie skupia uwagę na swoim najlepszym przyjacielu, który stoi obok i patrzy na niego wyczekująco z drwiącym, wyzywającym uśmiechem na ustach. Mina na jego twarzy mówi jasno, że House uważa, iż Wilson za żadne skarby nie zachowa się zgodnie z tradycją. Z jakiegoś powodu onkolog czuje irytację - w przeszłości robił różne wyzywające rzeczy! Tak więc Wilson mówi sobie, że robi to wyłącznie po to, by zetrzeć ten zarozumiały uśmieszek z twarzy starszego mężczyzny, i robi jedyną rzecz, jaka przychodzi mu do głowy.
Czyli chwyta za poły marynarki diagnosty i ciągnie go w dół, by ich usta mogły się spotkać.
Po części spodziewa się, że House wyszarpnie się z jego rąk, lecz zamiast tego mokre wargi poruszają się badawczo po jego wargach. Szorstka skóra drapie mu usta, ale jego to nie obchodzi - za daleko zaszedł, by się tym przejmować. Jego ręce odruchowo przesuwają się na talię starszego mężczyzny i przyciągają go bliżej. Nagle Wilson wie, że znalazł się w całkiem poważnych tarapatach, że nigdy nie kochał House'a jako przyjaciela, że ten właśnie moment jest dokładnie tym, co chce robić przez resztę swojego życia.
To House w końcu się odsuwa (doprawdy, minęło tyle czasu, że musiało tak być) i gdy Wilson wreszcie jest w stanie poruszyć się, nie dygocząc przy tym, ryzykuje spojrzenie w oczy przyjaciela. Oczywiście dostrzega w nich skonsternowane zaskoczenie, ale czy coś jeszcze? A może jest to jedynie to, co on chce widzieć.
Przełykając z trudem ślinę, Wilson odwraca wzrok.
4.
- Kup jakieś meble.
Żądanie House'a wydaje się dosyć proste, w chwili kiedy Wilson je słyszy. Bądź co bądź, żyje już na tym świecie od... cóż, dobrych kilku lat. Zatem, jasne, Wilson oczekuje, że pójdzie do sklepu, jego oczy zatrzymają się na jakiejś zabytkowej lampie, a on z miejsca się w niej zakocha. Czego nie oczekuje to to, że spędzi dwie godziny przyglądając się różnym stołom, które - szczerze powiedziawszy - wszystkie wydają się być takie same. Kiedy siada na fotelu w kształcie gigantycznego O, czuje się trochę jak Alicja w samym środku Krainy Czarów.
Zatrudnienie dekoratorki wnętrz będzie dobrą inwestycją.
Jednak gdy dekoratorka kończy pracę, meble zostają dostarczone i ustawione w pokoju, Wilson gapi się na swój salon z rozczarowaniem. Czegoś tam brakuje, chociaż on nie do końca wie czego. Wychodzi z domu, żeby to znaleźć.
W chwili gdy jego wzrok pada na organy, Wilson wie bez cienia wątpliwości, jak perfekcyjny jest ten instrument. Są piękne, jakby je wyczarował, i okiem wyobraźni już widzi szczupłą sylwetkę House'a pochyloną nad ich klawiaturą. Płaci żądaną cenę, nie zwlekając ani minuty.
Gdy tego wieczoru House wchodzi do mieszkania, Wilson czuje nerwowe podniecenie. Był zupełnie pewny siebie, kiedy wręczał wspólnikowi sprzedawcy swoją kartę kredytową, lecz teraz jego zakup wydaje mu się nieprzemyślany. Fakty były niepodważalne. Organy mogłyby grać pierwsze takty "When I Fall In Love" i ich przekaz nie byłby bardziej oczywisty. Stanowią ewidentne wyznanie miłości.
Być może powinien był się zdecydować na kupno rury do tańca.
Wówczas House zdejmuje pokrowiec z instrumentu, a jego palce odnajdują klawiaturę. Szeroki uśmiech, który rozciąga się na twarzy starszego mężczyzny, jest dokładnie tym, na co Wilson liczył. Onkolog wypuszcza oddech, który nieświadomie wstrzymywał.
- Podoba mi się, co to mówi o tobie, Wilson.
Do nieskończoności
Od tygodnia ćwiczy przed lustrem. Prawie każdą chwilę, kiedy House'a nie ma w mieszkaniu, poświęca na wprawianie się w wypowiadaniu tych słów na głos. W różnych wersjach, ale każda z nich znaczy dokładnie to samo.
Kocham cię. Zawsze cię kochałem.
Ryzykuje wszystkim – jest tego świadomy. Mógł postawić na szalę wszystko, a jego najlepszy przyjaciel mógł go wyśmiać albo gorzej – odepchnąć go. Mógł stracić jedyną rzecz, która miała dla niego znaczenie, ale prawda jest taka, że Wilson po prostu nie może tego dłużej ciągnąć. Nie może przyglądać się, jak House spotyka się z kobietami, co do których Wilson wie, że nie są dla niego wystarczająco dobre; nie może patrzeć na swojego najlepszego przyjaciela, nie czując się przy tym jak kłębek nerwów. Musi to zrobić, jeśli jeszcze kiedyś chce się czuć normalnie.
Jest wreszcie przygotowany, kiedy wraca do domu w piątkowe popołudnie i znajduje swojego przyjaciela leżącego na kanapie, ściskającego obiema rękami chorą nogę, która sprawia mu nieopisany ból. W mgnieniu oka zjawia się przy starszym mężczyźnie, a niepokój o House'a przesłania wszystkie inne uczucia, jakie w sobie nosi.
- Jak mogę ci pomóc? - pyta cicho, nakazując sobie stanowczo, by nie wpadać w panikę. Przypomina sobie, że od zawsze wiedzieli, iż będą się zdarzały takie dni jak ten, nawet wiele lat po zawale mięśnia.
- Po prostu... posiedź ze mną - odpowiada House przez zaciśnięte zęby. - Nigdzie nie odchodź.
Wilson momentalnie siada na małej kanapie [ang. loveseat] – ironia tej nazwy nie uchodzi jego uwadze.
- Zajmij mnie czymś. Proszę. O czymś ze mną porozmawiaj.
Mógł poruszyć temat pogody. Od trzech dni lało jak z cebra. Mógł zacząć rozmowę o ostatnim pacjencie House'a, o tym, który miał drewnianą nogę jak pirat. Mógł mówić o teatrze, sztuce, monster truckach, ale – doprawdy – to nie jest w jego stylu.
- No więc, zakochałem się w tobie.
Głowa House'a podrywa się do góry z taką szybkością, że Wilson jest zaskoczony, iż nie wydała przy tym żadnego dźwięku.
- Zakochałem się w tobie i uważam, że powinieneś zostać moim chłopakiem, ponieważ jestem całkiem pewny, że odwzajemniasz moją miłość. - Robi przerwę, by dać przyjacielowi czas na przyswojenie sobie tej informacji, po czym pyta: - Co o tym myślisz?
I czeka, aż House w końcu odpowiada: - Czy to znaczy, że skończyłeś już z seryjnymi małżeństwami?
Wilson jest zbyt oszołomiony, by się odezwać.
- Bo mogę ci od razu powiedzieć, że to trochę potrwa, zanim zechcę się ustatkować - ciągnie House. - To znaczy, oczywiście nie mam nic przeciwko, jeśli chcesz się przenieść do mojej sypialni - obaj wiemy, że jest większa od twojej. Będę musiał opróżnić część moich półek na książki. Masz tyle cholernych powieści Agathy Christie*, że mogłyby zapełnić bibliotekę. Możliwe, że część z nich będziesz musiał się wywalić. Wybacz, ale ja zamierzam pozbywać się żadnej z moich książek o Sherlocku Holmesie...
- Poczekaj - przerywa mu Wilson. - O czym... O czym ty mówisz? - Czy to się dzieje naprawdę? Czy rzeczywiście słyszy to, co wydaje mu się, że słyszy?
House wzrusza ramionami. - Sam to powiedziałeś. Odwzajemniam twoją miłość. Zamieszkanie razem w jednym pokoju to chyba dobry początek. Jak inaczej mielibyśmy poświęcać każdą wolną chwilę na uprawianie pozamałżeńskiego seksu?
I tak po prostu Wilsona ogarnia pełna euforia i onkolog uświadamia sobie, że uśmiecha się od ucha do ucha.
- Nie musisz pozbywać się swojego Sherlocka Holmesa. Ale mógłbyś ograniczyć ilość książek Stephena Kinga. To znaczy, masz cztery egzemplarze "Lśnienia". Czy to naprawdę konieczne?
- Nie kwestionuj mojej kolekcji książek.
- Albo mógłbyś przenieść gdzieś sagę "Zmierzch".
- Coś ty właśnie powiedział?
- Hej, to była tylko sugestia.
- Nie mogę dyskutować z tobą na ten temat, kiedy gadasz jak wariat.
- Jesteś tego pewien, House? - pyta niespodziewanie Wilson, ponownie przywołując na twarz poważną minę.
Jego najlepszy przyjaciel patrzy mu w oczy i ich serca jednocześnie fikają koziołka.
- Absolutnie.
~koniec~
Cytat: | * Ja bym tu raczej wspomniała o [link widoczny dla zalogowanych], ale Autorka fika najwyraźniej chciała być dla Wilsona łaskawa |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Nie 8:33, 13 Kwi 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 9:53, 14 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Tytuł: Cztery razy kiedy House nie powiedział Wilsonowi, że go kocha (i raz gdy to zrobił) ([link widoczny dla zalogowanych])
Autor: Balanced
Spoilery do: 1x21 "Three Stories", 2x17 "All In"; wzmianki o Huddy i Samsonie z 7. sezonu
1.
Natychmiast po ponownym uruchomieniu swojego telefonu Wilson wie, że coś jest poważnie nie w porządku. Dziewięć wiadomości na poczcie głosowej. Pierwsza, od House'a, nie mówi mu zbyt wiele: "Wilson, to ja. Zadzwoń do mnie, kiedy wylądujesz". Druga, od Stacy, także jest ogólnikowa: "Wilson, mówi Stacy. Martwię się o nogę Grega. Jedziemy z powrotem do szpitala".
Dokładnie tyle wystarcza, żeby ciarki przeszły mu po plecach. Wilson nie zawraca sobie głowy odsłuchiwaniem reszty wiadomości i od razu wybiera numer telefonu komórkowego Stacy. Stanowczo nakazuje sobie, by nie wpadać w panikę, lecz dzielne słowa to za mało, żeby powstrzymać drżenie jego dłoni, kiedy w telefonie rozbrzmiewa sygnał nawiązywania połączenia.
- Wilson - rozlega się głos Stacy. - Musisz przyjechać do Princeton General. - Jej głos brzmi tak, jakby usiłowała nie płakać, co uruchamia alarm w głowie Wilsona.
Wilson próbuje zebrać w całość pytania, które cisną mu się na usta, ale wywołany strachem ucisk w gardle jest trudny do przezwyciężenia.
- Co... co się stało? - wykrztusza. Omija stanowisko odbioru bagażu i wychodzi na zewnątrz, żeby przywołać taksówkę.
- To był zawał mięśnia - odpowiada cicho Stacy. - On... Oni musieli operować. - Milknie na chwilę. - Wilson, on będzie cię tutaj potrzebował, kiedy się obudzi. - W jej tonie pobrzmiewa ostrzegawcza nuta, której Wilson nie potrafi rozszyfrować.
Tak więc Wilson wręcza taksówkarzowi całą gotówkę, którą ma przy sobie - 200 dolarów - aby dotrzeć do przyjaciela tak szybko, jak to możliwe. House wyjdzie z tego, powtarza sobie zawzięcie, przekraczając próg frontowych drzwi szpitala. Obudzi się, będzie czuł nieznaczny ból przez kilka dni, a potem pojedziemy na plażę, jak to zawsze planujemy. Jednak gdy w końcu odnajduje Stacy - stojącą przed pokojem swojego najlepszego przyjaciela i szlochającą z twarzą ukrytą w dłoniach - uświadamia sobie, że popełnił poważny błąd w ocenie sytuacji. Przez jeden przerażający moment Wilson myśli, że przybył zbyt późno i że House nie przeżył operacji, ale odsłonięte żaluzje zdradzają, że jego przyjaciel jest przytomny. Ich spojrzenia spotykają się przez szklaną ścianę - olśniewające błękitne oczy wpatrują się w ciepłe brązowe tęczówki. Wilson wie, że powinien porozmawiać ze Stacy, by być przygotowanym na to, z czym dokładnie będzie miał do czynienia, lecz to go nie obchodzi. Nie zerkając nawet w jej stronę, wchodzi do pokoju.
- House - odzywa się łagodnie, siłą woli powstrzymując się od płaczu. Jego przyjaciel nigdy nie miał cierpliwości do tego typu zachowań. Wilson próbuje powiedzieć coś więcej, lecz przyłapuje się na tym, że brakuje mu słów.
House podnosi wzrok i raz jeszcze patrzy mu w oczy.
- Zignorowała moje ścisłe polecenia - mówi ochrypłym głosem. - Wiedziała, że nie chcę tej operacji.
- Zawał mięśnia. - Uśmiech przemyka po ustach Wilsona. - To takie w twoim stylu, żeby postawić diagnozę samemu sobie. - Na jego oczach wyraz twarzy House'a łagodnieje odrobinę. Następnie, ku zdumieniu Wilsona, jego najlepszy przyjaciel bierze jego dłoń w swoją i ściska ją lekko.
- Cieszę się, że tu jesteś.
2.
Telefon dzwoni osiem razy, zanim zachrypnięty, wyczerpany głos Wilsona dociera do jego uszu. Nawet pomimo świadomości, że jest środek nocy i że onkolog będzie wkurzony, nie może zignorować fali ulgi, która go ogarnia. Teraz wszystko będzie dobrze.
- Halo?
- Wilson. - Wyobraża sobie, jak jego przyjaciel siada na łóżku i zapala światło. - Proszę, przyjedź. - Jego głos załamuje się zdradliwie.
Wsłuchuje się w głęboki oddech po drugiej stronie telefonu, w skrzypienie łóżka, kiedy Wilson wstaje.
- Dobrze się czujesz? - pyta go jego przyjaciel.
Oczy House'a przesuwają się na pustą fiolkę po tabletkach, leżącą na podłodze.
- Wziąłem... - Jego głos zamiera, nie potrafi dokończyć zdania. Słyszy w słuchawce gwałtowne zaczerpnięcie powietrza.
- Już jadę. House, posłuchaj mnie. Idź do łazienki i zwymiotuj wszystko. Nie rozłączę się.
House wykonuje polecenie, a kiedy kończy, spuszcza wodę w toalecie i ociera łzy z policzków.
- Wilson - wydusza z siebie pośród suchego łkania, które ściska jego klatkę piersiową.
- Już jadę.
House spędza czas na odliczaniu sekund, dopóki Wilson nie wchodzi do jego mieszkania. Dochodzi do 589 sekundy, kiedy drzwi otwierają się z rozmachem i oto jego najlepszy przyjaciel stoi przed nim, ubrany w dresowe spodnie i t-shirt, z miną, która zdaje się być permanentnie odciśnięta na jego twarzy w ciągu lat, jakie minęły, odkąd doznał zawału mięśnia. Wilson pokonuje pokój w czterech długich krokach i bierze House'a w ramiona, zgniatając go w mocnym uścisku. House wie, że powinien powiedzieć coś sarkastycznego, ale jakimś cudem przynosi mu to ulgę. Opiera głowę na ramieniu Wilsona, aż w końcu młodszy mężczyzna odsuwa się, by uważnie mu się przyjrzeć.
- Odbiło ci? - pyta ostro, ale nie nieprzyjaźnie. - Co ty sobie myślałeś? Nie możesz stale wykręcać takich numerów, House. Wiem, że w tej chwili to nie do zniesienia, ale już raz prawie cię straciłem. Nie dam rady znowu przez to przechodzić.
Niemal natychmiast House czuje, że wzbiera w nim wstyd.
- Przepraszam - mówi cicho, spuszczając wzrok.
Wilson raz jeszcze przyciąga go blisko do siebie i opiera swoje czoło o czoło House'a.
- Proszę, House, boże, proszę... Wytrzymaj dla mnie. Kocham cię. Jesteś moim najlepszym przyjacielem, potrzebuję cię, proszę.
House otacza ramionami młodszego lekarza. - W porządku. Już wszystko w porządku.
- Skończ z tym, House - odpowiada błagalnie Wilson. - Skończ z tymi zwariowanymi, autodestrukcyjnymi...
- W porządku - przerywa mu House. Patrzy mu w oczy, by Wilson wiedział, że mówi to szczerze. - Okej, już nie będę, obiecuję. Masz rację.
- Wiem, że ta dziwaczna przyjaźń może nie wydawać się bardzo znacząca - odzywa się bezładnie Wilson - ale ja po prostu...
House kiwa głową. - Wiem - powtarza.
- Przejdziemy przez to. Po prostu zajmie nam to trochę czasu.
- Wiem.
Onkolog wypuszcza oddech, który najwyraźniej wstrzymywał.
- Okej. Co ty na to, żebym przygotował nam coś do jedzenia?
I kiedy kładzie dłoń na ramieniu House'a, a potem idzie do kuchni, starszy lekarz spogląda za nim w milczeniu.
3.
Odkąd House miał sześć lat, jego matka zawsze piekła dla niego tort urodzinowy - czekoladowy tort według jej własnego przepisu. Z jakiegoś powodu wypieki Blythe House znacznie przewyższały produkty z [link widoczny dla zalogowanych].
Zatem Wilson naprawdę nie powinien być zaskoczony, kiedy wpada do diagnosty dwa dni przed jego urodzinami i znajduje jego mieszkanie w stanie totalnego nieładu.
- House - woła ostrożnie, uważnie stawiając stopy, by nie nadepnąć na stosy papierów, które zalegają na podłodze mieszkania jego przyjaciela. - Co ty, do diabła, wyprawiasz? - pyta, gdy House wystawia głowę zza rogu.
- Czytam niewidomym - brzmi sarkastyczna odpowiedź jego przyjaciela.
Wilson przewraca oczami. - Chodziło mi o to, czego szukasz?
House przerywa swoje poszukiwania i z rezygnacją opada na kanapę.
- Szukam jednego przepisu. Dzwoniłem do mojej mamy, ale powiedziała, że już pożyczyła komuś swój egzemplarz, a ja mógłbym przysiąc, że gdzieś tu miałem ten przepis.
- Przepis na co? - Wilson podaje mu butelkę piwa.
- Na nic - odpowiada House z nadąsaną miną. Nie ma ochoty na tę rozmowę. Prawdę powiedziawszy, i tak nie jest do końca pewien, co by zrobił, gdyby znalazł ten przepis. Zażądałby, żeby jego przyjaciel upiekł dla niego ten tort? No cóż, tak, prawdopodobnie.
Tak więc kiedy nadchodzi jedenasty czerwca, House nie oczekuje niczego. Z góry powiedział Wilsonowi, że nie chce żadnego prezentu i że jeśli Wilson wie, co jest dla niego dobre, to zostawi go tego dnia w spokoju. House chce tylko, żeby ten dzień przeminął, żeby mieć to już z głowy.
Ostre pukanie do drzwi zakłóca jego rozmyślania i z podejrzliwie zmarszczonym czołem House idzie otworzyć. To, co widzi, sprawia, że kąciki jego ust przesuwają się ku górze. Na progu stoi Wilson, całkowicie lekceważąc jego polecenie - ale nie ma w tym nic złego z powodu tego, co trzyma w rękach.
- Czy to...?
- Tort urodzinowy twojej matki? Oczywiście, że to on. Pożyczyłem sobie ten przepis jakieś dwa tygodnie temu. - Młodszy lekarz wchodzi do mieszkania i kładzie tort na kuchennym blacie. Zielony lukier na wierzchu układa się w słowa Wszystkiego najlepszego, Greg. - Chciałem napisać: "Wszystkiego najlepszego, Nieznośny Gburze", ale nie miałem aż tyle lukru.
House parska śmiechem i zanurza palec w torcie, żeby go spróbować. Unosi brwi z niedowierzaniem.
- Jest... dobry.
- To przepis twojej mamy.
- Taak, ale mogłeś go kompletnie spieprzyć. Jestem pod wrażeniem, Jimmy. - Spogląda przelotnie na swojego przyjaciela. - To najbardziej odlotowa rzecz, jaką dla mnie zrobiłeś.
Wilson odwraca się, lecz nie dość szybko, by House nie dostrzegł drobnego uśmiechu, który pojawia się na jego twarzy.
4.
Najdłuższy dzień w jego życiu dobiega końca. Uratował sześciolatka i raz na zawsze rozwiązał przypadek, który od dwunastu lat nie dawał mu spokoju. Ogarnia go lekka euforia.
Razem z Wilsonem siadają do ostatniego pokerowego stolika w sali, a House radośnie rozdaje karty.
- Wiedziałeś o tym, że - w stosunku do rozmiaru całego ciała - [link widoczny dla zalogowanych] mają największe penisy spośród wszystkich zwierząt? - Obaj zaczynają się śmiać.
- Chcesz pójść na śniadanie? - pyta House, kiedy kończą rozdanie.
Wilson przewraca oczami: - Chcę iść do łóżka.
- Próbuje się pan do mnie przystawiać, doktorze? - pyta zaczepnie House. Jego oczy tańczą.
- Gdybym próbował cię uwieść, nie musiałbyś zadawać takiego pytania.
Nieprzyzwyczajony do tego, że Wilson odwzajemnia jego flirty-dla-zabawy, House czuje, jak jego serce na moment gubi rytm. Uśmiecha się ironicznie, by ukryć swoje zaskoczenie.
- Obiecanki cacanki.
Wilson szczerzy zęby w uśmiechu i beztrosko wzrusza ramionami.
- Byłem trzykrotnie żonaty. Wiem, jak zapewnić komuś przyjemność.
- Taak, kiedy masz do czynienia z kobietą - odpowiada House.
- Wydaje ci się, że twój psychoanalityczny mózg jest zbyt skomplikowany? Znam cię od ponad dziesięciu lat. Myślę, że mógłbym sobie poradzić.
House podnosi wzrok na swojego przyjaciela. Wilson nadal uśmiecha się cynicznie, jednak House jest przekonany, że oczy onkologa wyrażają coś innego. Jest w nich mroczność, która sprawia, że włoski na przedramionach stają mu dęba. Szept uzasadnionego pożądania. I House zastanawia się, jakie to by było uczucie, gdyby usta Wilsona dotykały jego szyi, jego ramion. Gdyby dłonie Wilsona przesuwały się po jego plecach.
Chrząka nieco niezręcznie. - Może kiedyś mi to zademonstrujesz - mówi, po czym zmusza się do szerokiego uśmiechu i zmienia temat.
5.
Biorąc pod uwagę ich przeszłość, to niezwykłe, w jaki sposób wreszcie do tego dochodzi. Wilson spotyka się z Amber, a potem z Sam (znowu), a House spotyka się z Cuddy. Lecz te związki nie trwają długo, czym żaden z nich nie jest zaskoczony. Z jakiegoś powodu jest to całkowicie sensowne, że koniec końców siedzą razem na kanapie w apartamencie Wilsona, oglądając powtórki [link widoczny dla zalogowanych], ściszywszy dźwięk telewizora.
- Ależ mi ulżyło, kiedy Marissa umarła - komentuje Wilson, tylko po to żeby powiedzieć cokolwiek.
House wydaje wymijający pomruk. Prawdę mówiąc, on również był z tego zadowolony, jednak w tym momencie ostatnią rzeczą o jakiej myśli, jest Hrabstwo Orange. On i Wilson po raz pierwszy od dłuższego czasu są jednocześnie samotni i House jest zdeterminowany, by w pełni wykorzystać ten fakt. Pociąga kolejny łyk piwa, nerwowo obracając butelką w swej dłoni. W końcu odstawia butelkę - decyzja została podjęta. Nie odrywając oczu od ekranu, opuszcza rękę, lecz zamiast pozwolić jej wylądować na własnym kolanie, kieruje ją na kolano przyjaciela.
Wilson odwraca się w jego stronę i wpatruje się w House'a z takim pożądaniem w oczach, że zapuszcza ono korzenie w piersi starszego mężczyzny i zaciska je, aż uwalniają motylki w jego brzuchu. House nie potrafi nawet myśleć, kiedy jego przyjaciel patrzy na niego w ten sposób.
- House - mruczy Wilson.
House nawet nie mruga, gdy wyciąga drugą rękę i kładzie ją na policzku młodszego mężczyzny. Przełyka strach, który ściska mu gardło i przyciąga usta Wilsona do swoich ust.
Pierwszą rzeczą, jaka do niego dociera, jest to, jakie... władcze są pocałunki jego przyjaciela. Wilson napiera na niego z wigorem, badając każdy skrawek jego warg, zębów, podniebienia. Otacza ramionami talię House'a i przyciąga go bliżej. House czuje, że usta Wilsona pozostawiają za sobą gorący ślad, kiedy przesuwają się od jego warg w do jego ucha i szyi. Jego za małe o dwa rozmiary serce zdaje się rozrastać.
I wtedy nagle House dotyka już tylko powietrza, a jego najlepszy przyjaciel, zerwawszy się z kanapy, mierzy go groźnym spojrzeniem z drugiego końca pokoju.
- Co to, do diabła, było? - warczy Wilson. Jego mina wyraża poczucie czystej zdrady.
- Myślałem, że to oczywiste. - House stara się zabrzmieć dowcipnie, ale jego głos się załamuje. - Zrobiłem coś nie tak?
- Dlaczego mi to robisz? Uważasz, że to zabawne?
- Nie - odpowiada szczerze House. - To nie jest zabawne. - Wstaje i podchodzi do przyjaciela, ale wzdryga się, kiedy Wilson się odsuwa. - Porozmawiaj ze mną.
- Dlaczego ze mną pogrywasz? Przecież wiesz, co... co do ciebie czuję.
House słyszy, jak wali mu serce, zasycha mu w ustach. Czuje, że wyraz jego twarzy łagodnieje i przeklina się za to w duchu. Zachowuje się żałośnie.
- Nie pogrywam z tobą. I nie wiedziałem. Nie na pewno.
- Jeśli to ma być jakiś test...
- To nie jest żaden test! Do cholery, Wilson, kocham cię.
Słowa zawisają w powietrzu, żaden z mężczyzn nie ośmiela się poruszyć ani o cal. W tle słychać, jak Taylor w żarliwych słowach wyjaśnia Summer: Muszę go tylko nakłonić, by powiedział mi, że mnie kocha.
Wówczas, ku ogromnej uldze House'a, Wilson uśmiecha się szeroko. Robi krok naprzód, a potem jeszcze jeden.
- Ach tak? - pyta.
House podnosi oczy ku sufitowi w geście frustracji. Niemniej jednak, kiedy Wilson staje przed nim, łapie go za rękę.
- Tak, oczywiście. Żartujesz sobie? To ja czekałem na ciebie. - Z przyjemnością widzi, jak drugi mężczyzna się rumieni. - Ależ z ciebie dziewczyna.
- Ale to ty usychałeś z tęsknoty.
House marszczy brwi. - Ty też - mówi oskarżycielsko. Niech go szlag, jeśli Wilson sprawi, że będzie się czuł jak sentymentalny dupek.
Jego najlepszy przyjaciel, jego... druga... połówka (House krzywi się w duchu) pochyla się do przodu i, zanim ich usta ponownie się spotykają, Wilson szepcze:
- Ja też usychałem z tęsknoty.
~koniec~
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Wto 2:24, 18 Lut 2014, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
advantage
Otorynolaryngolog
Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 21:01, 17 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Ale jak toooo... przecież żeby było to takie really romantyczne, (już nie mówie, że era byłaby najbardziej romantyczna ) to powinno być cztery razy kiedy Wilson/House powiedział House'owi/Wilsonowi, że go kocha
Cytat: | - Ale naprawdę uważam, że powinieneś pociąć jedną z opon tej dziwce. | wszystkie najlepiej
Cytat: | - Czyli mówisz, że jesteś tutaj... ponieważ chcesz być dobrym przyjacielem? | a potem udowodnić, ze jest dobrym kochankiem
Cytat: | Czyli chwyta za poły marynarki diagnosty i ciągnie go w dół, by ich usta mogły się spotkać. | Me loves, że House jest wyższy
Cytat: | Szorstka skóra drapie mu usta, ale jego to nie obchodzi | podoba mu się to, niech nie kłamie
Cytat: | widzi szczupłą sylwetkę House'a pochyloną nad ich klawiaturą. | i siebie tuż za nim
Cytat: | Być może powinien był się zdecydować na kupno rury do tańca. | jak organy znaczą miłość, to rura tylko seks... dobrze wybrał
Cytat: | - Po prostu... posiedź ze mną - odpowiada House przez zaciśnięte zęby. - Nigdzie nie odchodź. | yaaay, romantyczny Greguś
Cytat: | - Zakochałem się w tobie i uważam, że powinieneś zostać moim chłopakiem, | loool, chłopakiem! Jakby mieli po 18 lat... widzę jak Wilson mówi coś takiego
Cytat: | - Albo mógłbyś przenieść gdzieś sagę "Zmierzch". | gorsze niż Jane Austen
Cytat: | - Musisz przyjechać do Princeton General. | Princeton Plainsboro?
Cytat: | - Czytam niewidomym - brzmi sarkastyczna odpowiedź jego przyjaciela. | albo niewidzialnym, skoro Wilson pytał
Cytat: | Chciałem napisać: "Wszystkiego najlepszego, Nieznośny Gburze", ale nie miałem aż tyle lukru. | "wyjdź za mnie" byłoby jeszcze krótsze
Cytat: | Wilson przewraca oczami: - Chcę iść do łóżka. | zapomniał dodać "z tobą"
Cytat: | -Wydaje ci się, że twój psychoanalityczny mózg jest zbyt skomplikowany? | co ten Wilson wymyśla, przecież to nie mózg ma dostawać te przyjemności!
Kiss w ostatniej części jest całkiem erowy! A jeśli tak, to fiki bez ery na walentynki też są spoko
Dziękować za walentynkowy prezencik Rozpakowany w piątek, komentowany teraz
I niech Ci nie będzie wstyd, my tu cierpliwie czekamy! No, to pozostaje mi jeszcze życzyć ogromnej weny na resztę tłumaczeń
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anai
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 21:24, 17 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | Wykorzystując to jakże romantyczne święto, chciałam sprawdzić tezę, że my - Hilsonki - jesteśmy przede wszystkim romantyczkami. | damn, i teraz te wszystkie lata udawania pozbawionego uczuć perwersa pójdą na marne
Cytat: | Wilson nie może sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz jego najlepszy przyjaciel przyszedł do niego z kolacją. | i dlatego to zapamięta i bardziej doceni; House dobrze wie, co robi
Cytat: | - To jest... nóż. Okej, nie mogę zabić Sam. | whoa, fakt, że to było jego pierwsze skojarzenie jest trochę niepokojący
Cytat: | - To było trochę rozczarowujące - odzywa się wreszcie House, wyraźnie straciwszy zapał. | poor House, ktoś powinien mu powiedzieć, że bomby dają bardziej spektakularne efekty
Cytat: | - Czyżby w kafeterii zabrakło lodów włoskich? | brak różnych rodzajów lodów to 100% uzasadniony powód to płaczu
Cytat: | Są piękne, jakby je wyczarował, i okiem wyobraźni już widzi szczupłą sylwetkę House'a pochyloną nad ich klawiaturą. | ja tam widzę ich obu pochylonych nad tą klawiaturą
Cytat: | Być może powinien był się zdecydować na kupno rury do tańca. | shh Wilson, na kupienie rury do tańca nigdy nie jest za późno
Richie117 napisał: | * Ja bym tu raczej wspomniała o Jane Austen, ale Autorka fika najwyraźniej chciała być dla Wilsona łaskawa | dla House'a jakoś łaskawa nie była; 'Zmierzch', serio?
Cytat: | - Wiedziałeś o tym, że - w stosunku do rozmiaru całego ciała - wąsonogi mają największe penisy spośród wszystkich zwierząt? | jak to miało być flirtowanie, to House powinien dodać coś w stylu "są prawie tak duże jak mój"
Cytat: | - Taak, kiedy masz do czynienia z kobietą - odpowiada House. | och, House gra trudnego do zdobycia, jakie to urocze
Cytat: | - Chciałem napisać: "Wszystkiego najlepszego, Nieznośny Gburze", ale nie miałem aż tyle lukru. | myślę, że cała moja krew właśnie zamieniła się w lukier, więc chętnie pożyczę
Aww, pamiętam, że bardzo dawno temu czytałam wilsonową część, ale i tak miło było sobie przypomnieć (no i hałsowa mi wtedy jakoś umknęła, a to byłaby strata, gdybym nigdy jej nie przeczytała) I przez Ciebie nie mogę się przestać szczerzyć do monitora, send help pls
Cii, nie przejmuj się zaległościami, fiki nie uciekną Thx za uroczy prezencik, weny na wszystko i idk, może magicznego rozciągnięcia doby tylko dla Ciebie, żebyś miała czas tę wenę wykorzystać?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 13:20, 24 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
advantage napisał: | Ale jak toooo... przecież żeby było to takie really romantyczne, (już nie mówie, że era byłaby najbardziej romantyczna ) to powinno być cztery razy kiedy Wilson/House powiedział House'owi/Wilsonowi, że go kocha | czyli co, nie podzielasz opinii House'a, że czyny (i przez czyny nie mam na myśli dzikiego seksu, Ty perwersie! ) mogą powiedzieć więcej niż słowa?
advantage napisał: | wszystkie najlepiej | łącznie z oponami mózgowo-rdzeniowymi?
advantage napisał: | a potem udowodnić, ze jest dobrym kochankiem | pfff, żeby takie coś udowodnić, House musiałby poważnie zaniżyć swoje możliwości Wyśmienitego Kochanka
advantage napisał: | Me loves, że House jest wyższy | Wilson loves it too, bo może ubierać buty na obcasie
advantage napisał: | podoba mu się to, niech nie kłamie | IMO trzeba kogoś naprawdę mocno kochać, żeby to drapanie się podobało
advantage napisał: | i siebie tuż za nim | żeby tylko nie wytrącał House'a z rytmu, jak tam będzie tak za nim stał
advantage napisał: | jak organy znaczą miłość, to rura tylko seks... dobrze wybrał | poza tym rura do tańca mogłaby przyciągnąć Cuddy jak lampa przyciąga ćmę, brrrr
advantage napisał: | loool, chłopakiem! Jakby mieli po 18 lat... widzę jak Wilson mówi coś takiego | 18?! raczej 8! and yeah, Wilson definitywnie powiedziałby coś takiego
advantage napisał: | gorsze niż Jane Austen | House w głębi duszy jest romantyczną nastolatką
advantage napisał: | Princeton Plainsboro? | tjaa, już wyjaśniam Autorka doszła do wniosku, że ten House'owy zawał nie wydarzył się w czasach PPTH i dlatego wstawiła Princeton General, chociaż imo to bez sensu, bo w PG Cuddy nie miałaby żadnej władzy, no i ona i Wilson nie chodziliby tam w kitlach.
advantage napisał: | albo niewidzialnym, skoro Wilson pytał | ugh, skojarzyło mi się to z wyhalucynowaną Amber, bleh
advantage napisał: | "wyjdź za mnie" byłoby jeszcze krótsze | a "fuck me" byłoby jeszczejeszcze krótsze
advantage napisał: | zapomniał dodać "z tobą" | nie zapomniał, oczywistych rzeczy nie trzeba dodawać
advantage napisał: | co ten Wilson wymyśla, przecież to nie mózg ma dostawać te przyjemności! | well, Chac z "Pstryka" twierdził, że cały seks odbywa się w mózgu...
advantage napisał: | Kiss w ostatniej części jest całkiem erowy! A jeśli tak, to fiki bez ery na walentynki też są spoko | specjalnie dałam część z tym kissem na koniec okeeej, soł za rok też znajdę jakiegoś fika BEZ ery
Cała przyjemność robienia prezentów po mojej stronie and nic nie szkodzi, widać, w jakim tempie ja teraz odpowiadam
dziękować very macz
***
Anai napisał: | damn, i teraz te wszystkie lata udawania pozbawionego uczuć perwersa pójdą na marne | damn, a ja tyle lat szukałam erowych fików, bo myślałam, że tylko z perwersami mam do czynienia... Teraz nareszcie sobie odpocznę
Anai napisał: | i dlatego to zapamięta i bardziej doceni; House dobrze wie, co robi | żeby tylko House nie stosował takiej filozofii w przypadku seksu, bo tego na pewno Wilson by nie docenił
Anai napisał: | whoa, fakt, że to było jego pierwsze skojarzenie jest trochę niepokojący | dark!Wilson mode on ale spoko, gdyby House nie zjawiłby się u niego z pizzą, to Wilson pewnie by pomyślał, że House chce, żeby mu zrobił kanapki
Anai napisał: | poor House, ktoś powinien mu powiedzieć, że bomby dają bardziej spektakularne efekty | albo zapałka wrzucona do baku z benzyną
Anai napisał: | brak różnych rodzajów lodów to 100% uzasadniony powód to płaczu | tjaa, zwłaszcza w przypadku jednego szczególnego rodzaju lodów
Anai napisał: | ja tam widzę ich obu pochylonych nad tą klawiaturą | omatko, mam chyba popsuty musk, bo dłuuugo mu zajęło skojarzenie, jak Ty to widzisz (ja raczej pomyślałam o House'ie pochylonym nad klawiaturą, na której leży Wilson )
Anai napisał: | shh Wilson, na kupienie rury do tańca nigdy nie jest za późno | Wilson celowo zaczął od kupna organów, żeby House miał mu na czym akompaniować do tańca, kiedy już kupi tę rurę
Anai napisał: | dla House'a jakoś łaskawa nie była; 'Zmierzch', serio? | oj tam, oj tam... Im bardziej złożony umysł, tym większa potrzeba prostej rozrywki Taki geniusz jak House ma prawo pooglądać General Hospital i poczytać Zmierzch dla beki
Anai napisał: | jak to miało być flirtowanie, to House powinien dodać coś w stylu "są prawie tak duże jak mój" | noooł, to by się House'owi nie przysłużyło wyczytałam, że penisy wąsonogów osiągają długość 15 cm (czyli mało jak na House'a), co stanowi ośmiokrotność długości ich ciała (czyli o wiele za dużo, jak na możliwości tyłka Wilsona)
Anai napisał: | och, House gra trudnego do zdobycia, jakie to urocze | a może właśnie nie? może House chciał dać Wilsonowi do zrozumienia, że z nim będzie o wiele prościej niż z kobietą, tylko Wilson go źle zrozumiał?
Anai napisał: | myślę, że cała moja krew właśnie zamieniła się w lukier, więc chętnie pożyczę | a w jaki sposób później odebrałabyś ten dług?
Anai napisał: | Aww, pamiętam, że bardzo dawno temu czytałam wilsonową część, ale i tak miło było sobie przypomnieć (no i hałsowa mi wtedy jakoś umknęła, a to byłaby strata, gdybym nigdy jej nie przeczytała) I przez Ciebie nie mogę się przestać szczerzyć do monitora, send help pls | uff, całe szczęście, że przynajmniej jeden z tych fików był dla Ciebie nowością, bo nie lubię dawać nieświeżych prezentów Ale jaką pomoc mam Ci posłać, żebyś przestała się szczerzyć? Bo jedno takie coś przychodzi mi do głowy, ale obawiam się, że wtedy nie mogłabyś przestać wymiotować na monitor
Anai napisał: | Cii, nie przejmuj się zaległościami, fiki nie uciekną Thx za uroczy prezencik, weny na wszystko i idk, może magicznego rozciągnięcia doby tylko dla Ciebie, żebyś miała czas tę wenę wykorzystać? | bardziej się boję, że WY mi pouciekacie
Thanks and thanks and yeah, that would be awesome *marzy*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Agusss
Członek Anbu
Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: bierze się głupota?
|
Wysłany: Wto 16:46, 25 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Och czyżby walentynki były w lutym? Nie żeby był koniec marca xD
Pierwszy tekst z Wilsona jest jak dla mnie zbyt grzeczny. Tak, za bardzo grzeczny xD House który zawiódł się odnośnie jakiegoś kawału? Dziwne. I czemu Wilson nie mówi tych słów, co? xD
Drugi. O tak, House opiekuńczy i wspaniały. To jest dokładnie to czego mi trzeba!
Ale i tak trzeci wygrywa z nim. Jemioła zawsze jest wspaniałym elementem każdego fica. Aż się dziwię, że nigdy nic z nią nie napisałam This is so romantiko
W czwartym to ostatnie zdanie rozwala wszystko. Tylko dziwi mnie to, że nie ma tam jakiegoś pięknego zakończenia, jak House podchodzi do Wilsona i go całuje. A potem bierze do łóżka Chyba wyobraźnia mnie poniosła
I ta wisienka na torcie. Tak pięknie Wilson odwraca uwagę House'a od nogi. Ach! Cała wypowiedź House'a o książkach wzbudziła u mnie taaaaki na twarzy, że szok Jezu jacy oni słodcy jak tak pertraktują o książkach xD
I House'owe tekściki xD
Och, Wilson taki martwiący się Taki jakiego kocham! I to zdanie na końcu z ust House'a!
Nie potrafię już nawet komentować! Te teksty są takie piękne *.*
House i połknięcie leków to takie typowe. Ta reakcja Wilsona. Rozmowa i nagły zwrot akcji na jedzenie. Hmm...
Tyle zachodu, aby upiec tort! Ja też bym chciała, aby ktoś tak dla mnie zrobił! Aaaa!!
To normalne, że oni ze sobą cały czas flirtowali. Czemu House jest nieprzyzwyczajony? o.O Plis House, ogarnij się! I czemu mówi, że kiedyś mu zademonstruje? No tak nie wykorzystać okazji!!
Jaka powolna gra wstępna! Niepozorna ręka na kolanie, jasneee xD CAŁUJEMY SIĘ! I takie typowe, że Wilson nagle dostaje jakiejś głupiej histerii. Czy on czasami myśli logicznie?
Ale na szczęście wszystko kończy się dobrze Aż miło przeczytać!
Więcej takich pięknych fluffów! xD
Przepraszam za ten nielogiczny, dziwny komentarz
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 11:50, 07 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Agusss napisał: | Och czyżby walentynki były w lutym? Nie żeby był koniec marca xD | oj tam, oj tam... Tutaj walentynki trwają przez okrągły rok, tylko 14. lutego trochę bardziej
Agusss napisał: | Pierwszy tekst z Wilsona jest jak dla mnie zbyt grzeczny. Tak, za bardzo grzeczny xD House który zawiódł się odnośnie jakiegoś kawału? Dziwne. I czemu Wilson nie mówi tych słów, co? xD | oj nooo... bo to tak na rozgrzewkę było, a chłopaki w tym tekście jeszcze zbyt krótko się znają rozczarowanie House'a faktycznie dziwne, a Wilson nic nie mówi, bo się wstydzi
Agusss napisał: | Drugi. O tak, House opiekuńczy i wspaniały. To jest dokładnie to czego mi trzeba! | a mi by było trzeba takiego House'a *sniff* Wilson to prawdziwy szczęściarz *zazdrości*
Agusss napisał: | Ale i tak trzeci wygrywa z nim. Jemioła zawsze jest wspaniałym elementem każdego fica. Aż się dziwię, że nigdy nic z nią nie napisałam This is so romantiko | nic straconego, w każdej chwili możesz napisać fika z jemiołą
Agusss napisał: | W czwartym to ostatnie zdanie rozwala wszystko. Tylko dziwi mnie to, że nie ma tam jakiegoś pięknego zakończenia, jak House podchodzi do Wilsona i go całuje. A potem bierze do łóżka Chyba wyobraźnia mnie poniosła | to ostatnie zdanie, jeśli mnie pamięć nie myli, zostało zaczerpnięte z serialu I już w serialu ta scena aż się prosiła o zakończenie jest spektakularnym kissem (ale przynajmniej dostaliśmy eye!sex ). Twoja wyobraźnia jest zbyt grzeczna! moja chciałaby zobaczyć, jak House bierze Wilsona na tych organach
Agusss napisał: | I ta wisienka na torcie. Tak pięknie Wilson odwraca uwagę House'a od nogi. Ach! Cała wypowiedź House'a o książkach wzbudziła u mnie taaaaki na twarzy, że szok Jezu jacy oni słodcy jak tak pertraktują o książkach xD | prawda? wielka szkoda, że w serialu zabrakło takiego odwracania uwagi tjaaa, skoro mieli taki problem z książkami, to o miejsce na półce w łazience też się pewnie posprzeczali
Agusss napisał: | I to zdanie na końcu z ust House'a! | nie wiedział, co mówi, bo był naćpany morfiną
Agusss napisał: | Tyle zachodu, aby upiec tort! Ja też bym chciała, aby ktoś tak dla mnie zrobił! Aaaa!! | nie jestem aż taka wymagająca - mi by wystarczyło, gdyby kogoś obchodziły moje urodziny, a tort mogę upiec sama
Agusss napisał: | I czemu mówi, że kiedyś mu zademonstruje? No tak nie wykorzystać okazji!! | za dużo ludzi się tam wtedy kręciło, żeby mogli wykorzystać okazję
Agusss napisał: | I takie typowe, że Wilson nagle dostaje jakiejś głupiej histerii. Czy on czasami myśli logicznie? | Wilson nie jest w stanie myśleć logicznie, kiedy w pobliżu jest napalony House
Agusss napisał: | Więcej takich pięknych fluffów! xD | fluffy na razie mi się skończyły Może być era zamiast fluffu?
A ja Ci dziękuję za ten nielogiczny, dziwny komentarz
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
advantage
Otorynolaryngolog
Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 18:42, 13 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | czyli co, nie podzielasz opinii House'a, że czyny (i przez czyny nie mam na myśli dzikiego seksu, Ty perwersie! ) mogą powiedzieć więcej niż słowa? | nie wiem mówienie też jest hot... soł nie mam odpowiedzi na takie pytanie
RIchie117 napisał: | łącznie z oponami mózgowo-rdzeniowymi? | to już zemsta na maksa
Richie117 napisał: | Wilson loves it too, bo może ubierać buty na obcasie | I wszyscy są zadowoleni
Richie117 napisał: | IMO trzeba kogoś naprawdę mocno kochać, żeby to drapanie się podobało | ryli? imo trzeba tylko lubić nieogolonych facetów
Richie117 napisał: | żeby tylko nie wytrącał House'a z rytmu, jak tam będzie tak za nim stał | ale jak już będzie stał w nim, to House nie będzie miał nic przeciwko
Richie117 napisał: | poza tym rura do tańca mogłaby przyciągnąć Cuddy jak lampa przyciąga ćmę, brrrr | no ale jakby ta rura była w ich mieszkaniu, to Cuddy tak łatwo by się nie pojawiła na niej
Richie117 napisał: | 18?! raczej 8! and yeah, Wilson definitywnie powiedziałby coś takiego | loooool masz rację i jeszcze mógłby się tak przytulić do niego, łapiąc go za szyję tak zaborczo
Richie117 napisał: | House w głębi duszy jest romantyczną nastolatką | jeszcze chwila i zmieni tapetę w sypialni na różową w serduszka
Richie117 napisał: | tjaa, już wyjaśniam Autorka doszła do wniosku, że ten House'owy zawał nie wydarzył się w czasach PPTH i dlatego wstawiła Princeton General, chociaż imo to bez sensu, bo w PG Cuddy nie miałaby żadnej władzy, no i ona i Wilson nie chodziliby tam w kitlach. | true, ale niech będzie. To i tak nie ma dość małe znaczenie przy całym fluffie w tym fiku
Richie117 napisał: | a "fuck me" byłoby jeszczejeszcze krótsze | ok, wolę Twoją wersję
Richie117 napisał: | nie zapomniał, oczywistych rzeczy nie trzeba dodawać | a jak House by stwierdził, ze Wilson chce po prostu spać, więc nie będzie mu przeszkadzał??
Richie117 napisał: | well, Chac z "Pstryka" twierdził, że cały seks odbywa się w mózgu... | musze doczytać, bo nie pamiętam dokładniej teorii, ale imo na pewno nie cały, część odbywa się niżej i to też jest ważne
Richie117 napisał: | specjalnie dałam część z tym kissem na koniec okeeej, soł za rok też znajdę jakiegoś fika BEZ ery | nooooł, od nadmiaru ery jeszcze gorszy jest niedosyt! A w sumie nie ma czegoś takiego jak nadmiar ery
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 2:38, 11 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
advantage napisał: | nie wiem mówienie też jest hot... soł nie mam odpowiedzi na takie pytanie | no to w takim razie dobrze, że w jednych fikach chłopaki mówią sobie takie rzeczy, a w innych załatwiają to inaczej
advantage napisał: | to już zemsta na maksa | właśnie taka należy się za skrzywdzenie Wilsonka
advantage napisał: | ryli? imo trzeba tylko lubić nieogolonych facetów | ech, sama już nie wiem... maybe przemawia przeze mnie uraz z dzieciństwa, kiedy to nie przepadałam za buziakami od mojego nieogolonego ojca, a bardziej aktualnych doświadczeń w tej materii nie mam
advantage napisał: | ale jak już będzie stał w nim, to House nie będzie miał nic przeciwko | bo jęki Wilsona zagłuszą wszystkie fałszywe akordy na organach?
advantage napisał: | no ale jakby ta rura była w ich mieszkaniu, to Cuddy tak łatwo by się nie pojawiła na niej | no nie wiem, nie wiem... jeśli Cuddy udało się wedrzeć do halucynacji House'a, to z mieszkaniem chłopaków też by sobie pewnie poradziła
advantage napisał: | i jeszcze mógłby się tak przytulić do niego, łapiąc go za szyję tak zaborczo | awwww
advantage napisał: | jeszcze chwila i zmieni tapetę w sypialni na różową w serduszka | chyba że znajdzie sklep z tapetami w różowe penisy
advantage napisał: | ok, wolę Twoją wersję | House też by ją wolał
advantage napisał: | a jak House by stwierdził, ze Wilson chce po prostu spać, więc nie będzie mu przeszkadzał?? | naaah, House wie, że Wilson nie może "po prostu spać", kiedy on jest w pobliżu
advantage napisał: | musze doczytać, bo nie pamiętam dokładniej teorii, ale imo na pewno nie cały, część odbywa się niżej i to też jest ważne | cusz, ja się jednak zgadzam z Chakiem, bo wiem po sobie, że sam mózg wystarczy do załatwienia spraw "niżej", a jak mózg nie współpracuje, to działając "niżej" niezbyt wiele się wskóra
advantage napisał: | nooooł, od nadmiaru ery jeszcze gorszy jest niedosyt! A w sumie nie ma czegoś takiego jak nadmiar ery | to macie pecha, bo znalazłam fajnego kandydata na walentynkowego fika and, well, maybe jednak przedawkowanie ery istnieje, bo ja coś ostatnio wolę mini-ficzki, gdzie najwyżej są kissy albo jakieś erowe sugestie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|