Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Gimme more of your love [35 A / 44] s. 55
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 34, 35, 36 ... 67, 68, 69  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Pytam tak z ciekawości... Co miałoby być?
chłopiec
49%
 49%  [ 37 ]
dziewczynka
50%
 50%  [ 38 ]
Wszystkich Głosów : 75

Autor Wiadomość
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Nie 14:00, 23 Sie 2009    Temat postu:

Czekanie na tę część się opłacało
Jak czyta się coś Twojego Richie to normalnie nic innego się wtedy nie liczy ^^

Cudo po prostu nie potrafię więcej powiedzieć


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płaszczyk Bena ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:16, 23 Sie 2009    Temat postu:

Matko, jak ja bym chciała aby moje fiki były tak rozchwytywane Richie, ty jesteś już marka sama w sobie

Cytat:
"Jeśli tak dalej pójdzie, Cuddy nie wyśle mnie na urlop, tylko zwyczajnie wyleje"

A wtedy przyjdzie House i jej wleje. A potem zdezynfekuje swoją laskę, gdyż miała kontakt z obiektem wielce radioaktywnym

Cytat:
(...)moment, w którym nareszcie będzie mógł skupić się wyłącznie na sobie i swoich nienarodzonych dzieciach.

Oraz na Housie. W końcu to jego potrzeby są tutaj najważniejsze

Cytat:
Już wtedy czuł się na tyle winny, że postanowił zrobić wszystko - a było kilka rzeczy, których wcześniej zdecydowanie odmawiał - byle tylko udowodnić House'owi, że go kocha i uważa go za najważniejszą osobę w swoim życiu.

Aha, a nie mówiłam? Już się zaczyna. Oj biedne te córeczki Wilsona, biedne. Mają tatusia, który bezwarunkowo rości sobie wszelkie prawa do ich mamusi.

Cytat:
- Gdybym teraz puścił cię samego, na sto procent zagadalibyście się do tego stopnia, że zapomniałbyś, że masz dom, a w nim kogoś, kto czeka na kolację

Przez co biedny, niezwykle wybredny żołądek House'a musiałby się zadowolić kanapką z masłem orzechowym, chipsami oraz butelką piwa

Cytat:
Wilson za każdym razem odpowiadał, że przez kilka najbliższych lat poradzą sobie z wychowaniem dzieci bez "kobiecej ręki", ale w duchu czuł ulgę, wiedząc, że ma się do kogo zwrócić w nagłych przypadkach.

"Kobieca ręka" faktycznie nie jest potrzebna, skoro Wilson ma do dyspozycji całą osobowość

Cytat:
Jeszcze większym zaskoczeniem było to, że niemowlak tak bardzo polubił swojego nowego "wujka", iż w ogóle nie miał ochoty wracać w ramiona swojej matki. Cameron była z tego powodu bardzo zażenowana.

No ja się nie dziwię. To może świadczyć, że na świecie rośnie kolejny potomek szatana

Cytat:
- Albo to ja potrzebuję waszych rad, jak być dobrym rodzicem.

Spytaj House'a. On pod tym względem jest tak obeznany, że powinien napisać książkę.

Cytat:
- Tak naprawdę Wilson postanowił pracować aż do samego... końca i chcieliśmy się dowiedzieć, na jakie udogodnienia może liczyć w ostatnich miesiącach ciąży

Biedna Cuddy, mogła pomyśleć, że to jakiś straszny koszmar, w którym się znlazła.

Cytat:
- Chcieliśmy cię tylko zapewnić, że żadna z naszych córek nie będzie miała na imię Lisa

*Lady ostentacyjnie milczy*

Cytat:
Chociaż miał świadomość, że ludzie nie wiedzą, co było powodem jego "nadwagi", nie było to przyjemne doświadczenie i Wilson nie chciał przeżywać tego nigdy więcej.

Biedny Jimmy, to wszystko sprawia wrażenie, jakby był on supermodelką, która musi się martwić o każdy dodatkowy gram.

Cytat:
- Ty też myślisz, że jestem dzielny?

Nie wiem, jak wy, ale ten chłopiec po prostu mnie rozczula. Kochany, mały Jack

Cytat:
to dziwne łaskotanie nie mogło być spowodowane niczym innym, tylko poruszaniem się dzieci!

Behold everyone! Oto wiekopomna chwila. Dzieciaki po raz pierwszy dają o sobie znać

Cytat:
Instynktownie położył dłoń na brzuchu i zamknął oczy, rozkoszując się tą pierwszą oznaką życia jego małych córeczek.

*czyta fika i instynktownie rozkoszuje się herbatą z miętą*

Cytat:
- Ja wiem, o co chodzi! - zawołał Jack. - Wujek Jimmy będzie miał dzidziusia!

Nigdy nie ignoruj inteligencji dziecka! Możesz potem tego żałować

Cytat:
- Widzisz, Jack... czasem ludzie robią tak dlatego, bo coś ich boli...

Boleć to cię dopiero będzie, poczekaj tylko kilka miesięcy.

Cytat:
- Nie ma sprawy, wujku Jimmy. Mam nadzieję, że kiedy wrócisz, nie będzie cię już boleć brzuch.

Matko, ten dzieciak naprawdę jest cudowny

Cytat:
Tylko House potrafił w taki sposób zmieniać w ułamku sekundy swoje nastawienie, chociaż robił to wyłącznie w odniesieniu do jedynej osoby, którą kochał.

Aż mnie samą fala czułości zalała. That's so true

Cytat:
A Wilson uważał się za szczęściarza, że to jemu przypadł w udziale zaszczyt bycia tą osobą.

Abstrahując od słów Petera Parkera; taki zaszczyt bywa również przekleństwem.

Cytat:
(...)ale dopiero teraz dotarło do niego, że przez najbliższe kilka miesięcy będzie musiał radzić sobie w pracy bez swojego przyjaciela.

A to oznacza, że będzie sobie musiał znaleźć kogoś innego do molestowania

Cytat:
- Chyba nie przejmujesz się jakimś dzieciakiem...

Pamiętacie co mówiłam o ignorowaniu dziecięcej inteligencji?

Cytat:
nasze dzieci będą potrzebowały przynajmniej jednego rodzica, którego nie będą musiały się wstydzić...

Co czyni House'a prawdziwą czarną owcą w rodzinie

Cytat:
Z tymi słowami pokonał ostatnie dzielące ich centymetry i złożył namiętny pocałunek na ustach diagnosty.

A ja mam cichą nadzieję, że następny rozdział również będzie namiętny

I co mam dalej napisać? Że rozdział świetny, chyba nie muszę. Aż trudno pomyśleć, że już tyle czasu towarzyszy nam, hilsonkom, to opowiadanie. Pewnie wszystkie z niecierpliwością oczekują sceny porodu. Ciekawa jestem, jak House się wtedy zachowa


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 3:49, 04 Wrz 2009    Temat postu:

soft, a ja się cieszę, że w końcu Ci się udało skomęcić

dziękować bardzo za komplementy i życzonka

PS. Jak myślę o tym, co nam zrobią z House'em, to Wilson w ciąży wydaje się o wiele bardziej prawdopodobny

***

Agusss, dziękuję

***

Lady no, nie dołuj się Pod Twoimi fikami jest więcej komentów niż pod niektórymi moimi (No i może niektórzy komentują mnie dlatego, żeby się pokazać przed modem... )

Lady M. napisał:
A potem zdezynfekuje swoją laskę, gdyż miała kontakt z obiektem wielce radioaktywnym

o ile rzeczona laska nie stopi się od samego kontaktu z obiektem

Lady M. napisał:
Oraz na Housie. W końcu to jego potrzeby są tutaj najważniejsze

na szczęście House nadal będzie chodził do pracy, więc Wilson wyrwie kilka godzin dla siebie

Lady M. napisał:
Oj biedne te córeczki Wilsona, biedne. Mają tatusia, który bezwarunkowo rości sobie wszelkie prawa do ich mamusi.

spokojna Twoja rozczochrana... już te małe diablątka sobie poradzą z House'em

Lady M. napisał:
Przez co biedny, niezwykle wybredny żołądek House'a musiałby się zadowolić kanapką z masłem orzechowym, chipsami oraz butelką piwa

heh... to już nie te lata, że House może jeść byle co Wilson za bardzo go rozpieścił

Lady M. napisał:
"Kobieca ręka" faktycznie nie jest potrzebna, skoro Wilson ma do dyspozycji całą osobowość

jesteś ZUA!!! A Jimmy poza osobowością ma tę kobiecą skłonność do rumienienia się... chyba by się spalił, mówiąc dziewczynkom o pewnych sprawach

Lady M. napisał:
Biedna Cuddy, mogła pomyśleć, że to jakiś straszny koszmar, w którym się znlazła.

"Biedna Cuddy"? ... Nie, takie coś nie występuje w moim słowniku

Lady M. napisał:
Biedny Jimmy, to wszystko sprawia wrażenie, jakby był on supermodelką, która musi się martwić o każdy dodatkowy gram.

Wilson jest Super Hero i w ogóle Boy Wonder... musi dbać o swój image

Lady M. napisał:
Nie wiem, jak wy, ale ten chłopiec po prostu mnie rozczula. Kochany, mały Jack

Bleh... I hate kids

Lady M. napisał:
Boleć to cię dopiero będzie, poczekaj tylko kilka miesięcy.

no tak, podobno szwy po operacji goją się długo i boleśnie, szczególnie jak się nie leży, tylko zajmuje całym domem

Lady M. napisał:
A to oznacza, że będzie sobie musiał znaleźć kogoś innego do molestowania

raczej że nabije spory rachunek telefoniczny, z powodu phone!sex - z Wilsonem oczywiście

Lady M. napisał:
A ja mam cichą nadzieję, że następny rozdział również będzie namiętny

no i Twoja nadzieja się niespodziewanie dla mnie spełniła I hope so...

Lady M. napisał:
Aż trudno pomyśleć, że już tyle czasu towarzyszy nam, hilsonkom, to opowiadanie.

sama nie mogę w to uwierzyć... miałam plan, żeby skończyć je jeszcze w 2008 roku...

Lady M. napisał:
Ciekawa jestem, jak House się wtedy zachowa

a ja już wiem, ale nie powiem, o


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pią 19:31, 04 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 4:03, 04 Wrz 2009    Temat postu:

Cytat:
Strzeżcie się, bo nie znacie dnia ani godziny, kiedy pojawi się nowe Gimme
A mówiąc poważnie – kornikom widocznie przygrzało słońce, bo chłopaki wyszli im strasznie OOC... Wilson przynajmniej ma na to usprawiedliwienie Co do House'a, to wybaczcie korniczkom, bo nie wiedzą, co czynią, gópie zwierzaki

Miłego czytania, mimo wszystko




Part 30 'b'


House i Wilson nie byliby sobą, gdyby zadowolili się tym jednym pocałunkiem, którym onkolog obdarzył swojego kochanka. Pomiędzy kilkoma krótkimi pocałunkami i delikatnymi pieszczotami, które nastąpiły zaraz potem, uzgodnili, że najpierw porozmawiają z Cuddy, a później kupią w kafeterii coś na wynos i spędzą przerwę na lunch w gabinecie onkologa. Ta perspektywa sprawiła, że na twarzy młodszego mężczyzny pojawił się radosny uśmiech, kiedy razem z House'em zmierzał w kierunku wind.

Zanim jednak dotarli na miejsce, Wilson uświadomił sobie, że przecież nie dokończył obchodu na swoim oddziale. Na jego czole pojawiła się pionowa zmarszczka konsternacji, a lewa dłoń automatycznie uniosła się do jego karku, kiedy rozważał, czy nie powinien najpierw wrócić na dziecięcą onkologię.

- Sądząc po twojej zbolałej minie, znów dopadł cię jakiś moralny dylemat - stwierdził House, popychając go do przodu, gdy metalowe drzwi wreszcie się przed nimi rozsunęły.

Wilson posłał mu poirytowane spojrzenie i poprawił fartuch. - Powiedziałem Jackowi, że wrócę do niego za kilka minut, tymczasem minęło już pół rodziny i upłynie kolejna, zanim załatwimy sprawę z Cuddy i zjemy lunch...

- Och, dałbyś już spokój, Wilson! - prychnął House. - To jest szpital, a ty jesteś lekarzem! Mogło cię zatrzymać milion spraw, jak choćby...

- Tylko nie proponuj mi historii o przyjacielu, który pomylił Vicodin z Viagrą! - przerwał mu Wilson. - Jack jest na to za mały, a poza tym nie będę go okłamywał!

- Jasne... Na temat ciąży też powiedziałeś mu całą prawdę?!...

Policzki onkologa oblały się lekkim rumieńcem. - To nie jest to samo...

- Taaa, to tylko niewinne kłamstewko w dobrej sprawie. - W głosie diagnosty zabrzmiała nutka drwiny. - Wiesz, że większość kłamców stosuje tę linię obrony?

Wilson otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale zamiast tego spojrzał na House'a z wyrzutem. Jego czekoladowe oczy robiły się coraz bardziej okrągłe i błyszczące od napływających łez.

- Na litość boską! - House nie mógł znieść tego widoku. - Przecież ja tylko żartowałem!

- Dobrze wiesz, co myślę o takich żartach! - burknął Wilson. Jego zdławiony głos nie pozostawiał wątpliwości, jak wiele wysiłku wkłada w to, żeby się nie rozpłakać.

House przewrócił oczami - ostatnią rzeczą jaka była mu w tej chwili potrzebna, to pojawienie się w holu szpitala w towarzystwie płaczącego Wilsona. Łamiąc swoje zasady, klepnął przyjaciela w ramię i skinął zachęcająco głową. Wilson popatrzył na niego z niedowierzaniem, robiąc przy tym jeszcze bardziej żałosną minę niż do tej pory. Diagnosta powtórzył swój gest i w mgnieniu oka Wilson przytulił się do niego, przyciskając twarz do boku jego szyi. House westchnął i niezdarnie poklepał go po plecach.

- Ta winda nie będzie jechać wiecznie, wiesz o tym, prawda? Jeśli ktoś nas tak zobaczy, wzbudzi to większą sensację, niż gdyby wiadomość o twojej ciąży wyszła na jaw.

Wilson jęknął na znak bezsilnego protestu. To było takie niesprawiedliwe, że tylko dlatego, iż on był facetem, a House... no cóż, był House'em, nie miał możliwości cieszyć się upragnionym kontaktem fizycznym tak długo, jak by chciał. Zaczerpnął powietrza, wdychając kojący zapach swojego kochanka. Nawet ta krótka chwila bliskości wystarczyła, żeby poczuł się lepiej. Kiedy winda zatrzymała się na parterze, onkolog stał już w stosownej odległości od drugiego mężczyzny i tylko jego lekko zaczerwienione oczy zdradzały, że przed chwilą był w totalnej rozsypce.

Idąc przez hol w kierunku biura administratorki, jak zawsze znaleźli się w centrum skrzętnie skrywanego zainteresowania. Wilson udawał, że nie zauważa skupionych na nim wymownych spojrzeń, House natomiast patrzył wyzywająco na wszystkie pielęgniarki, które mogły raz na zawsze zapomnieć o uwiedzeniu szefa onkologii.

Nic więc dziwnego, że to Wilson jako pierwszy dostrzegł, iż Cuddy nie jest sama w swoim gabinecie. Kobieta i mężczyzna siedzący naprzeciwko dyrektorki wydali mu się niezwykle znajomi i wkrótce uświadomił sobie, że jest to bogate małżeństwo, które hojnie obdarzało szpital swoimi pieniędzmi w ciągu ostatnich dwóch lat. Przeklął pod nosem swoje pokrzyżowane plany i złapał House'a za ramię, żeby odciągnąć go na bok.

- Nie możemy tam teraz wejść! - syknął, popychając diagnostę na ścianę i blokując mu drogę ucieczki własnym ciałem. - Cuddy naprawdę się wścieknie, jeśli przez nas straci tę dotację.

House prychnął kpiąco. - Więc co teraz? Zamierzasz tu sterczeć, aż ona skończy składać im raport o wszystkich wydatkach, jakie czekają szpital w najbliższym kwartale?! Do tego czasu nasze dzieci prawdopodobnie nauczą się chodzić.

- House, proszę... Znam tych ludzi, nie lubią owijania w bawełnę i za kwadrans już ich tu nie będzie - zapewnił Wilson. - Nie zależy ci, żeby Cuddy miała na tyle dobry humor, że bez mrugnięcia okiem zgodzi się na wszystko, o co poprosimy?

- I tak się zgodzi, nie ma innego wyboru. - Diagnosta wzruszył ramionami. - Za to jestem ciekawy, jak zareagowałoby tych dwoje, gdybym tam wszedł i powiedział, że chciałeś pogadać o warunkach urlopu macierzyńskiego.

Na te słowa dobre samopoczucie Wilsona prysło jak bańka mydlana. Wiedział, że House by mu tego nie zrobił, ale po incydencie z Jackiem nabrał przekonania, że każda osoba obdarzona przeciętną inteligencją, dzięki najbanalniejszej wskazówce będzie w stanie domyślić się, co jest przyczyną jego zaokrąglonego brzucha.

- Mógłbyś choć raz zachować się odpowiedzialnie?! - zapytał ostrzej, niż było to konieczne. - Nie chcę, żeby cztery miesiące ukrywania mojego stanu przed wszystkimi poszły na marne! Nie potrzebuję, żeby Cuddy odgrywała się na mnie za to, że ty miałeś ochotę ośmieszyć ją przed sponsorami! I nie wiem, czemu w ogóle bez przerwy szukam u ciebie pomocy, skoro jedyne co potrafisz robić, to pakować mnie w kłopoty!

Wilson pożałował swoich słów, gdy tylko wydostały się one z jego ust. Rozszerzonymi z przerażenia oczami patrzył na House'a, czekając na jego reakcję i zastanawiając się jak naprawi szkody, spowodowane tym, że dał się ponieść hormonalnej burzy i rozchwianemu nastrojowi - o ile było cokolwiek do naprawiania, bo w tym momencie “szkody” wyglądały raczej na permanentne zniszczenia.

Diagnosta nie poruszył się, ani nie odezwał – zszokowany równie mocno, co Wilson, zamarł w bezruchu, uwięziony pomiędzy ścianą, którą miał za plecami, a chwiejącym się na nogach onkologiem, stojącym niecały metr od niego. W jego głowie kotłowały się najróżniejsze myśli, od tych pierwotnych, nakazujących mu bez wahania unieść się honorem i odejść, aż po te dojrzalsze, wykształcone całkiem niedawno, które przypominały mu, że jego przyjaciel przechodzi teraz trudny okres i na pewno nie powiedział tego wszystkiego, bo rzeczywiście tak uważa. Poza tym wiedział, że w słowach Wilsona tkwi więcej niż ziarnko prawdy – dawanie wsparcia nigdy nie było jego mocną stroną, a większość jego działań sprowadzała kłopoty na niego i jego otoczenie, czy tego chciał, czy nie. Ale teraz sprawy zaczynały wyglądać zupełnie inaczej – nie był już sam, jedynie kilka miesięcy dzieliło go od posiadania prawdziwej rodziny i musiał przynajmniej spróbować się zmienić. Przełknął ślinę i wyciągnął rękę do ramienia młodszego mężczyzny.

- Wilson...

Onkolog zamrugał gwałtownie. Spojrzał na dłoń, delikatnie ściskającą jego ramię, a następnie w spokojne niebieskie oczy, w których jeszcze kilka sekund wcześniej nie spodziewał się zobaczyć niczego poza gniewem i niechęcią. Przez moment poczuł ulgę, że może nic się nie stało. Może tylko zdawało mu się, że wypowiedział na głos te okropne słowa, albo jakimś cudem House w ogóle ich nie usłyszał? Ale niedługo cieszył się tą nadzieją - w końcu znał House'a wystarczająco długo, by wiedzieć, że niewypowiedziane przez diagnostę słowa wcale nie musiały brzmieć "wszystko w porządku". O wiele bardziej prawdopodobnym i logicznym dokończeniem było "wszystko skończone" i ta świadomość sprawiła, że Wilson skulił się w sobie pod dotykiem starszego mężczyzny.

- House, przepraszam, tak bardzo cię przepraszam... Ja nigdy... przenigdy tak nie myślałem! Wiem, jak bardzo ci na mnie zależy, wiem, że mnie kochasz i ja też kocham cię jak jeszcze nigdy nikogo... Proszę, nie zostawiaj mnie teraz... nie poradzę sobie bez ciebie... Wybacz mi, że powiedziałem to wszystko... To przez ten ciągły strach, że ktoś się dowie... House... proszę, proszę, zapomnij o tym... Gdybym tylko mógł cofnąć czas... Nie zostawiaj mnie, House, proszę...

Wilson miał wrażenie, że to ciągle za mało, że powinien powiedzieć coś więcej, ale w głowie miał pustkę, a gardło ścisnęło mu się tak bardzo, że ledwie był w stanie oddychać. Nie zdawał sobie sprawy, że z jego oczu popłynęły łzy, dopóki nie poczuł, jak dłoń House'a dotyka z czułością jego policzka, a kciuk przesuwa się wzdłuż kości policzkowej, rozmazując wilgotne ślady.

- Wiem, Jimmy, wiem, że wcale tak nie myślisz – powiedział cicho. - I możesz być spokojny, nawet mi do głowy nie przyszło, żeby cię zostawić tylko dlatego, że plotłeś jakieś bzdury. W końcu robisz to, od kiedy się znamy, a ciągle jestem z tobą...

Ośmielony słowami przyjaciela, onkolog odważył się podnieść wzrok. - Naprawdę? - szepnął, wywołując uspokajający uśmiech na twarzy diagnosty.

- Naprawdę, Jimmy – odpowiedział House i pochylił się odrobinę, by dosięgnąć drżących ciągle ust onkologa.

Wilson nie mógł uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. W innych okolicznościach roześmiałby się i zapytał, czego House się naćpał albo kto mu zrobił pranie mózgu, ale w tej sytuacji po prostu pozwolił, żeby silne ramiona diagnosty otoczyły go w pasie i pociągnęły lekko do przodu, aż całym ciałem przywarł do swojego kochanka. House dał mu szansę na zaczerpnięcie jednego krótkiego oddechu, po czym wrócił do jego ust, przesuwając po nich czubkiem języka, przygryzając lekko dolną wargę, prosząc o wpuszczenie go do środka. Wilson był tak skołowany wydarzeniami ostatnich kilku minut, że zdążył zapomnieć, gdzie się znajduje i nie widział najmniejszego powodu, żeby odmówić przyjacielowi. Mrucząc cicho rozchylił usta, a House natychmiast pogłębił pocałunek, przyprawiając onkologa o zawrót głowy. Kiedy oderwali się od siebie, Wilson zauważył, że jednym ramieniem obejmuje diagnostę za szyję, a drugą dłoń oparł na jego barku. Brakowało tylko, żeby ugiął jedną nogę w kolanie, i wyglądaliby jak para zakochanych z kiczowatego romansidła.

- Przepraszam za tamto, House – wymamrotał, wpatrując się w niebieskie tęczówki kochanka.

House przewrócił oczami. - Ile razy mam ci jeszcze powiedzieć, że nic się nie stało? Właściwie to najlepiej będzie, jeśli przestanę traktować poważnie twoje słowa, dopóki nie przestaniesz pełnić roli inkubatora... Tak chyba będzie najlepiej dla nas obu.

Onkolog skrzywił się na wzmiankę o byciu inkubatorem, ale nie chciał wszczynać kolejnej się kłótni. Wolał podjąć wątek rozpoczęty przez House'a: - A jeśli powiem, że cię kocham? - zapytał podejrzliwie, chociaż obaj doskonale wiedzieli, jaki był prawdziwy sens tych słów.

- Wtedy będziesz musiał mi udowodnić, że mówisz poważnie – odparł, uśmiechając się figlarnie na widok spłoszonej miny onkologa. - Póki co, wystarczy ten obiecany lunch...

Wilson pokręcił głową, na jego ustach błąkał się uśmieszek niedowierzania. - No to chodźmy – powiedział i odwrócił się, by odejść, ale House w ostatniej chwili złapał go za ramię. - Co jest? Myślałem, że chcesz pójść na lunch...

- Bo chcę. Ale ty pójdziesz najpierw do łazienki i doprowadzisz się do porządku. Nie pokażę się z tobą nigdzie, dopóki nie przestaniesz wyglądać jak zapłakana kupka nieszczęścia.

Onkolog odruchowo podniósł dłoń do twarzy i skrzywił się, czując pod palcami ślady łez na policzkach i lekką opuchliznę pod oczami. House nie kłamał – Wilson nie musiał patrzeć w lustro, żeby wiedzieć, że wygląda naprawdę żałośnie.

- Okej, pójdę – odparł, próbując wymyślić, którędy powinien udać się do najbliższej toalety, żeby widziało go jak najmniej osób. - Spotkajmy się przed kafeterią za jakieś dziesięć minut.

- Byle nie dłużej, mój żołądek już zaczyna się niecierpliwić – zaznaczył House, prowokując onkologa do śmiechu.

- Zrobię, co w mojej mocy – obiecał Wilson i chichocząc cicho, ruszył do łazienki.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Sob 14:13, 05 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
oliwka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bo jak dwoje ludzi się kocha...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:48, 04 Wrz 2009    Temat postu:

Ale House się zmienił. Co ciąża robi z ludźmi? Nie mogę się już doczekać jak chłopaki będą wybierać meble do dziecięcego pokoju?? To będzie masakra xD

Życzę dużo weny i czekam na następna część.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
andzelika
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Gru 2008
Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:11, 04 Wrz 2009    Temat postu:

No proszę ciąża Wilsona zrobiła z House'a całkiem przyzwoitego faceta. Ciekawe czy tak samo czule będzie dbał o dzieci?
Uwielbiam tego fika! Mój zdecydowany numer 1 w dziele Hilson!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:49, 05 Wrz 2009    Temat postu:

Ja już się nie mogę doczekać momentu w którym dziewczynki pojawią się na świecie Kolejna ŚWIETNA część pozdrawiam

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płaszczyk Bena ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:15, 05 Wrz 2009    Temat postu:

Miałam napisać komenta, to piszę. Z miłą chęcią piszę. Dla ciebie, Richie wszystko
Póki co, nadal twierdzę, że w pisaniu jesteś o niebo lepsza ode mnie

Cytat:
- Sądząc po twojej zbolałej minie, znów dopadł cię jakiś moralny dylemat

Oczywiście, w końcu 'moralne dylematy' to, jakby nie było 'hobby' Wilsona. Dzień byłby dlań stracony bez 'moralnych dylematów'

Cytat:
- Powiedziałem Jackowi, że wrócę do niego za kilka minut, tymczasem minęło już pół rodziny i upłynie kolejna, zanim załatwimy sprawę z Cuddy i zjemy lunch...

Zawsze może powiedzieć, że w drodze na oddział się zgubił. W końcu to taki wielki szpital

Cytat:
- Och, dałbyś już spokój, Wilson! - prychnął House. - To jest szpital, a ty jesteś lekarzem! Mogło cię zatrzymać milion spraw, jak choćby...

Nagłe lądowanie kosmitów, które wymagało wyjęcia z szafy pancernej na trzecim piętrze specjalnej broni aby ocalić przed nimi świat

Cytat:
- Tylko nie proponuj mi historii o przyjacielu, który pomylił Vicodin z Viagrą!

Ja chętnie posłucham! *siada przy kominku i House otwiera księgę* "Dawno, dawno temu..."

Cytat:
Wilson otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale zamiast tego spojrzał na House'a z wyrzutem. Jego czekoladowe oczy robiły się coraz bardziej okrągłe i błyszczące od napływających łez.

Uwaga! Przygotować się do ucieczki! Hormony atakują!!!

Cytat:
- Dobrze wiesz, co myślę o takich żartach! - burknął Wilson. Jego zdławiony głos nie pozostawiał wątpliwości, jak wiele wysiłku wkłada w to, żeby się nie rozpłakać.

Wilsonowi przydałby sie taki profesjonalny 'przytulacz'. Jak House nie może, jestem pewna, że ktoś chętnie zajmie jego miejsce

Cytat:
Diagnosta powtórzył swój gest i w mgnieniu oka Wilson przytulił się do niego, przyciskając twarz do boku jego szyi. House westchnął i niezdarnie poklepał go po plecach.

Biedny ten House, widać za dużo od niego wymagają. A on tak bardzo się stara zadowolić wszystkich

Cytat:
- Ta winda nie będzie jechać wiecznie, wiesz o tym, prawda? Jeśli ktoś nas tak zobaczy, wzbudzi to większą sensację, niż gdyby wiadomość o twojej ciąży wyszła na jaw.

Doktor House tulący swojego ryczącego kochanka, toż to zasługuje na pierwszą stronę

Cytat:
To było takie niesprawiedliwe, że tylko dlatego, iż on był facetem, a House... no cóż, był House'em, nie miał możliwości cieszyć się upragnionym kontaktem fizycznym tak długo, jak by chciał.

Life is brutal Jimmy. Chociaż gdyby tak House'a skutecznie 'unieruchomić', to miałbyś swój kontakt fizyczny nawet 24 godziny na dobę

Cytat:
Idąc przez hol w kierunku biura administratorki, jak zawsze znaleźli się w centrum skrzętnie skrywanego zainteresowania.

Ehh, ci papparazzi potrafią być naprawdę irytujący

Cytat:
House natomiast patrzył wyzywająco na wszystkie pielęgniarki, które mogły raz na zawsze zapomnieć o uwiedzeniu szefa onkologii.

Już widzę, jak House obkleja Wilsona napisem: "Własność doktora House'a. Nie dotykać pod karą śmierci!"

Cytat:
- Cuddy naprawdę się wścieknie, jeśli przez nas straci tę dotację.

A wtedy okaże swoją prawdziwą twarz

Cytat:
- Więc co teraz? Zamierzasz tu sterczeć, aż ona skończy składać im raport o wszystkich wydatkach, jakie czekają szpital w najbliższym kwartale?!

To faktycznie mnóstwo czasu zajmie. Te wszystkie lizaki zjedzone przez House'a muszą być skrzętnie policzone

Cytat:
- Nie zależy ci, żeby Cuddy miała na tyle dobry humor, że bez mrugnięcia okiem zgodzi się na wszystko, o co poprosimy?

To takie coś jest możliwe?! Patrzcie tylko, czasami cuda się zdarzają

Cytat:
- Za to jestem ciekawy, jak zareagowałoby tych dwoje, gdybym tam wszedł i powiedział, że chciałeś pogadać o warunkach urlopu macierzyńskiego.

Już to sobie wyobrażam. Ku zdumieniu House'a i Cuddy zaczynają wypytywać Jimmiego o imiona dla dzieci

Cytat:
ale po incydencie z Jackiem nabrał przekonania, że każda osoba obdarzona przeciętną inteligencją, dzięki najbanalniejszej wskazówce będzie w stanie domyślić się, co jest przyczyną jego zaokrąglonego brzucha.

Trzeba się modlić, aby inteligencja tej pary była poniżej przeciętnej. Wtedy uwierzą nawet w połkniętą piłkę do kosza

Cytat:
I nie wiem, czemu w ogóle bez przerwy szukam u ciebie pomocy, skoro jedyne co potrafisz robić, to pakować mnie w kłopoty!

Widać, mamy już jedną osobę poniżej przeciętnej. Dopiero teraz do tego doszedłeś Jimmy?

Cytat:
Ale teraz sprawy zaczynały wyglądać zupełnie inaczej – nie był już sam, jedynie kilka miesięcy dzieliło go od posiadania prawdziwej rodziny i musiał przynajmniej spróbować się zmienić.

Właśnie zaczynam być z House'a dumna. Jak już teraz zaczyna to do niego dochodzić, to znaczy, że być może ta rodzinka jednak nie będzie aż tak patologiczna

Cytat:
- I możesz być spokojny, nawet mi do głowy nie przyszło, żeby cię zostawić tylko dlatego, że plotłeś jakieś bzdury. W końcu robisz to, od kiedy się znamy, a ciągle jestem z tobą...

I będę z tobą do końca życia, nawet jak przez twoje paplanie zamkną nas w kiciu, a dzieci oddadzą do rodziny zastępczej

Cytat:
Brakowało tylko, żeby ugiął jedną nogę w kolanie, i wyglądaliby jak para zakochanych z kiczowatego romansidła.

A w tle ćwierkałyby ptaszki, biegały jelonki, a w tle słychać by było ryki Cuddy

Cytat:
- A jeśli powiem, że cię kocham? (...)
- Wtedy będziesz musiał mi udowodnić, że mówisz poważnie

Już się boję na czym by to 'udowadniane' polegało. Biedny Jimmy

Cytat:
Nie pokażę się z tobą nigdzie, dopóki nie przestaniesz wyglądać jak zapłakana kupka nieszczęścia.

Ach ten House. Zawsze tak bardzo troszczy się o innych

Cytat:
- Okej, pójdę – odparł, próbując wymyślić, którędy powinien udać się do najbliższej toalety, żeby widziało go jak najmniej osób.

Tak, jak to robią prawdziwi profesjonaliści Jimmy. Szybem wentylacyjnym

Nawet nie wiecie, jak się boje nadejścia 6 sezonu. Bo skoro Wilson w ciąży to przy tym pikuś
Już sobie wyobrażam jak się okazuje, że House jest w ciąży, a ojcem jest Wilson, Cuddy zostaje uprowadzona przez kosmitów, a ojciec House'a wstaje z grobu i zakłada zespół Reggae

Gratulacje rozdziału Richie. Jak zwykle zafundowałam ci porządnego komenta, żebyś mogła się posmiać z mojego braku poczucia humoru


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Nie 11:55, 06 Wrz 2009    Temat postu:

O jak czytałam to nie mogłam się opanować od śmiechu
Jak ja bym chciała zobaczyć takiego Hilsona w serialu! marzenia...
Pięknie Richie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:09, 14 Wrz 2009    Temat postu:

oliwka napisał:
Ale House się zmienił. Co ciąża robi z ludźmi? Nie mogę się już doczekać jak chłopaki będą wybierać meble do dziecięcego pokoju??

jeszcze, nie-daj-bóg, House'owi urośnie brzuch i zacznie się bić z Wilsonem o ostatnią łyżkę lodów i ostatniego kiszonego ogórka
...
um... już raczej będą wybierać dziecięce meble do... sypialni House'a w końcu chłopaki nie przebiją się do sąsiadów, żeby mieć dodatkowy pokój

***

andzelika, dziękować bardzo
ech no, zobaczymy jak House'owi pójdzie opieka... może sam się postara o jakiś urlop tacierzyński czy coś

***

OLA336, ja też się nie mogę doczekać! wreszcie będę mogła odpocząć od Gimme, jak się dziewczynki "urodzą"

***

Lady, jak będziesz pisać tak długo jak ja, to sama będziesz o niebo lepsza

Lady M. napisał:
Nagłe lądowanie kosmitów, które wymagało wyjęcia z szafy pancernej na trzecim piętrze specjalnej broni aby ocalić przed nimi świat

eee tam, nagłe lądowanie kosmitów wymagałoby jedynie krótkiego telefonu do Torchwood Najwyżej potem Jack zająłby Wilsonowi trochę czasu w niecnym celu

Lady M. napisał:
Chociaż gdyby tak House'a skutecznie 'unieruchomić', to miałbyś swój kontakt fizyczny nawet 24 godziny na dobę

byle nie ZA SKUTECZNIE!!! Chyba jedna część anatomii House'a powinna zachować pełną ruchomość, na wypadek gdyby Jimmy'emu znudziły się same przytulanki

Lady M. napisał:
Już widzę, jak House obkleja Wilsona napisem: "Własność doktora House'a. Nie dotykać pod karą śmierci!"

tak, tak, ale to później - jak już Wilsona będzie chciała podotykać każda kobieta zauroczona facetem w ciąży

Lady M. napisał:
To takie coś jest możliwe?!

tak się tylko Wilsonowi wydaje

echhh, Lady, twoje poczucie humoru jest na miejscu Tylko poczucie własnej wartości zaginęło gdzieś w akcji

***

Agusss, też bym chciała coś takiego zobaczyć. A jeszcze bardziej chciałabym zobaczyć minę Cuddy, gdyby to zobaczyła Dzięki za komenta


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pią 18:20, 18 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:10, 18 Wrz 2009    Temat postu:

Cytat:
lolz, korniki wyrobiły się w dwa tygodnie I nawet nieźle im wyszło, jeśli mogę to ocenić

a w następnej części będzie era, podobno...

Enjoy!



Part 30 'c'


Kiedy dotarli do kafeterii, pora lunchu nie zaczęła się jeszcze na dobre i większość stolików była wolna. Wilson zapłacił i ruszył w głąb sali, prowadząc za sobą gderającego House'a.

- Dlaczego nie możemy po prostu usiąść tam, gdzie zawsze? To nie ty będziesz musiał potem uważać, gdzie stawiasz laskę, manewrując między tłumem idiotów...

- Bo ty akurat uważasz! - prychnął Wilson. - A poza tym muszę z tobą porozmawiać i nie chcę, żeby ktoś coś podsłuchał.

House skrzywił się, ale już nic więcej nie powiedział. Zajęli miejsca - Wilson przysunął swoje krzesło bliżej krzesła diagnosty - i przez chwilę zajmowali się zawartością własnych talerzy. Ciszę przerwało dopiero oburzone Hej! House'a, kiedy Wilson ukradł frytkę z jego talerza.

- Czy to nie ja powinienem podkradać twoje jedzenie?! - zapytał urażony, patrząc jak frytka znika w ustach młodszego mężczyzny. - Oczywiście gdybyś kupił cokolwiek, co nadaje się dla ludzi, a nie tylko dla królików...

Onkolog uśmiechnął się prowokacyjnie i jeszcze raz sięgnął do talerza House'a. - Ależ kochanie! Odmawiasz swoim dzieciom kilku frytek?!

- Myślałem, że minie jeszcze trochę czasu, zanim moje dzieci dorosną do jedzenia frytek. - House zrobił nadąsaną minę. - Ciekawe, co będzie wieczorem? Poprosisz mnie o kluczyki do motocykla, "bo dzieci mają ochotę na przejażdżkę"?!

Wilson zachichotał. - O to możesz się nie martwić. Prędzej zupełnie stracę rozum, niż pozwolę dziewczynkom zbliżyć się do tej piekielnej maszyny!

- A więc zostały ci jakieś resztki rozumu po tym, jak zdecydowałeś się zajść w ciążę, żeby zaspokoić swój instynkt macierzyński? - zapytał z udawanym zaskoczeniem House.

Onkolog ledwo powstrzymał się przed pokazaniem języka swojemu kochankowi. Zamiast tego zapytał: - House, naprawdę ani trochę nie cieszysz się z tego, że zostaniesz ojcem?

Diagnosta nie odpowiedział, tylko zapatrzył się w swój talerz, przesuwając po nim resztkę frytek. W końcu nabił jedną na widelec i bez słowa podsunął ją Wilsonowi.

Wilson uniósł brwi, patrząc na złocisty kawałek ziemniaka, po czym uśmiechając się lekko, spojrzał House'owi w oczy. - To znaczy, że się cieszysz?

House wyruszył ramionami. - Albo to to, albo straciłem ochotę na frytki...

Onkolog nie mógł ukryć radosnego uśmiechu, w który rozciągnęły się jego wargi. Nie mogąc znaleźć słów, żeby wyrazić miłość, którą czuł w tym momencie, otworzył usta, pozwalając diagnoście wsunąć w nie plastikowy widelec.

Wilsonowi nigdy wcześniej nie przyszło do głowy, że coś tak banalnego, może być równocześnie tak erotyczne. Spojrzenie House'a spoczywające na jego ustach sprawiło, że znajomy dreszcz przebiegł wzdłuż jego kręgosłupa, a w dole brzucha rozprzestrzeniło się przyjemne ciepło. Przytrzymał widelec wargami, mrużąc oczy. Jego lewa ręka zniknęła pod stolikiem i odnalazła kolano diagnosty. Obaj wzdrygnęli się na ten nagły kontakt, zupełnie jakby nigdy wcześniej nie flirtowali ze sobą w miejscu publicznym. Ośmielony krążącymi w jego organizmie hormonami, Wilson przesunął dłoń odrobinę w górę, dotykając wewnętrznej strony uda starszego mężczyzny. House wstrzymał na chwilę oddech, i onkolog był całkiem pewien, co odkryje, jeśli jego ręka będzie kontynuowała wędrówkę na północ.

- Wydawało mi się, że usiedliśmy tutaj, bo chciałeś porozmawiać... - Poprzedzona znaczącym chrząknięciem uwaga House'a przypomniała Wilsonowi, gdzie się znajduje i jak niestosowne jest jego zachowanie.

- Wybacz - mruknął speszony. Chciał zabrać rękę, ale diagnosta przytrzymał ją tam, gdzie była.

- Tylko jeżeli obiecasz, że wrócimy do tego w bardziej sprzyjających okolicznościach... - Oddech House'a połaskotał go w policzek, kiedy mężczyzna nachylił, by wyszeptać mu te słowa prosto do ucha.

Wilson skinął głową, przełykając ślinę. Łatwość, z jaką House przejmował kontrolę nad każdą erotyczną sytuacją, nie przestawała go zdumiewać. Usta House'a wciąż znajdowały się o milimetry od policzka onkologa, na tyle rozpraszając jego uwagę, że z początku nie poczuł, jak pod stołem House zaczął przesuwać jego rękę coraz bardziej ku górze. Uświadomił sobie, co się dzieje, kiedy pod opuszkami palców poczuł szorstki materiał jeansów, okrywający wyraźną wypukłość.

- I lepiej przygotuj się na dłuuugą noc, Jimmy... – szepnął uwodzicielsko diagnosta, wyzwalając nową falę ciepła, która w zawrotnym tempie rozlała się po ciele Wilsona, po czym wróciła do swojego źródła, znajdującego się dokładnie za rozporkiem spodni mężczyzny. Onkolog gwałtownym szarpnięciem uwolnił swoją rękę z uścisku przyjaciela i syknął z bólu, kiedy jego nadgarstek z impetem uderzył o krawędź stolika.

House skrzywił się, patrząc jak Wilson zaciska dłoń na stłuczonym przegubie. - Wszystko w porządku?

- Chyba tak, nie jestem przecież ze szkła. - Onkolog poruszył ostrożnie dłonią. Ostry ból zdołał przynajmniej zdusić w zarodku jego wcześniejszy problem. - Możemy przez chwilę porozmawiać poważnie?

- Kontuzje nadgarstka mogą mieć naprawdę poważne konsekwencje, jeśli wiesz, o co mi chodzi... - mruknął znacząco diagnosta i na wszelki wypadek spojrzał na przyjaciela w taki sposób, że Wilson pomimo pulsowania w nadgarstku ukrył twarz w dłoniach, starając się myśleć o wszystkich okropnościach, jakie tylko przyszły mu do głowy, żeby zapanować nad swoim ciałem.

Wysiłek okazał się daremny – głównie z powodu pożądliwego wzroku House'a, który onkolog wciąż czuł na sobie, chociaż szalejące w jego ciele hormony również miały w tym swój udział. Wilson jęknął bezsilnie i spojrzał błagalnie na przyjaciela.

- House... proszę... To ważne...

Diagnosta przewrócił oczami. - Dobra, w porządku. Więc co jest takiego ważnego i poważnego, że musimy rozmawiać o tym właśnie teraz? - zapytał znudzony, spodziewając się, że Wilson znów spróbuje wyciągnąć go na zakupy po nowe ubrania, albo – co gorsza – po wyprawkę dla dzieci.

- Chodzi o to, że... - Onkolog potarł kark zdrową ręką. - Nie wymyśliłem jeszcze niczego, co mógłbym powiedzieć ludziom w szpitalu, to znaczy na temat mojego urlopu... Nie mogę tak po prostu zniknąć na co najmniej sześć miesięcy...

Oczy House'a rozbłysły z rozbawienia. Gdyby istniała taka możliwość, House mógłby zarabiać na życie wymyślając ludziom wymówki na wykręcenie się od pracy. A Wilson nie musiał nawet oszukiwać swojej szefowej!

- Dlaczego po prostu nie powiesz, że wyjeżdżasz? - zaproponował, nie zastanawiając się nawet przez sekundę. - Nikt by się nie zdziwił, gdybyś powiedział, że jedziesz do Afryki szerzyć dobrą nowinę zachodniej medycyny. Albo możesz udawać, że jedziesz do Francji na obóz językowy...

Wilson prychnął. - Jasne, to by ich przekonało. Szczególnie że wszyscy wiedzą, że znam francuski. Ty zresztą też...

- Oczywiście, że wiem. Ale nie zaszkodziłoby ci, gdybyś poprawił kilka technik albo nauczył się kilku nowych...

Sugestywnie uniesione brwi, rozmarzony ton głosu House'a i Wilson znów poczuł, że cały się rumieni. I nie tylko... Przesunął się na krześle, szukając wygodniejszej pozycji, ale na widok złośliwego uśmieszku na twarzy swojego kochanka dał sobie z tym spokój.

- Jeśli chodzi ci o taki francuski, to wolałbym się go uczyć tutaj, gdzie mogę od razu ćwiczyć nowe umiejętności w praktyce - oświadczył z udawaną obojętnością, chociaż House'owi najwyraźniej wystarczyła sama sugestia owych "ćwiczeń", bo jego oczy zrobiły się nieco ciemniejsze, niż zwykle. - Zresztą i tak nie wiesz o wszystkim, co potrafię. Nie mogłem od razu odsłonić wszystkich kart, bo za szybko byś się mną znudził. - To powiedziawszy, onkolog przesunął czubkiem języka po górnej wardze w taki sposób, że House nerwowo przełknął ślinę.

Wilson wyszczerzył zęby w tryumfalnym uśmiechu, ale jego radość nie trwała długo. Szybko dotarło do niego, o czym właściwie rozmawiają i uświadomił sobie, jakie konsekwencje miałoby powiedzenie w szpitalu, że wyjeżdża. Zamrugał kilka razy, żeby odpędzić łzy, które niespodziewanie napłynęły mu do oczu.

- Hej, co się dzieje? - W głosie House'a zaskoczenie mieszało się z niepokojem.

- Nic... Ja tylko... - Wilson chrząknął, żeby odzyskać kontrolę nad łamiącym się głosem. - Nie chcę zostawiać swoich pacjentów na tak długo... Połowa z nich może nawet nie doczekać mojego powrotu... – Z ust onkologa wyrwał się cichy szloch. – I nie mogę udawać, że wyjeżdżam, bo nie chcę ukrywać się w domu przez cały ten czas...

Onkolog otarł wierzchem dłoni pojedynczą łzę, która spłynęła mu po policzku, a House rozejrzał się po zatłoczonej już kafeterii. Na szczęście ludzie byli zbyt zajęci własnymi sprawami, żeby zwracać na nich uwagę. Żeby nie pogarszać sytuacji, wolał nie pytać, czy Wilson naprawdę zamierza wychodzić gdziekolwiek, kiedy jego brzuch zacznie przypominać swoim rozmiarem piłkę do koszykówki. Bez słowa sięgnął do kieszeni kitla przyjaciela i wyciągnął opakowanie chusteczek. Podał je Wilsonowi, który uśmiechnął się słabo w podziękowaniu.

- Masz rację, to była marna wymówka – przyznał wbrew sobie. - Ale są inne...

- Na przykład? - zapytał z nadzieją Wilson.

House w ostatniej chwili powstrzymał się przed przewróceniem oczami. – Nie musisz od razu mówić, że nie będzie cię pół roku. Na początek powiedz, że musisz wziąć kilka tygodni wolnego z powodu kłopotów rodzinnych, a potem coś się wymyśli – odparł, zastanawiając się, czy będzie jakieś “potem”, skoro Wilson planował włóczyć się po mieście.

- To chyba ma sens. - Nastrój onkologa uległ wyraźnej poprawie. - Myślisz, że Cuddy się na to zgodzi?

- Powinno jej być wszystko jedno, dopóki będziesz trzymał swoją ciężarną osobę z daleka od szpitala. - House mrugnął do przyjaciela, który posłał mu w zamian ostre spojrzenie, i podniósł się ze swojego miejsca. - Chodź, im szybciej ją zapytasz, tym szybciej się dowiesz i przestaniesz się mazać z byle powodu. O ile to w ogóle możliwe – mruknął pod nosem.

- Um... A nie wydaje ci się, że tym razem ty powinieneś pójść najpierw do łazienki? - zapytał Wilson, spoglądając na przód spodni diagnosty. Jego brwi uniosły się ze zdziwieniem, kiedy nie dostrzegł nic, co zdradzałoby, że kilka minut temu rozmawiali na bardzo niestosowny, jak na szpitalną kafeterię, temat.

House tylko wzruszył ramionami. - Nie dziw się tak - prychnął lekko zirytowany. - Tuż przed wizytą u Cuddy nawet viagra przestałaby działać.

- W takim razie miejmy to już za sobą. - Wilson również wstał z krzesła. - Nie chcę, żebyś z powodu złych wspomnień nie spełnił swojej pogróżki o “długiej nocy”...

- O to możesz się nie martwić – zapewnił House. - Twoje przechwałki na temat znajomości francuskiego brzmiały zbyt kusząco, żebym miał się łatwo zniechęcić...

Wilson poczuł, że znowu robi mu się gorąco. - Możemy już iść? - zapytał, robiąc krok w stronę diagnosty. - Bo wygląda na to, że ciążowe hormony działają silniej od viagry i nawet Cuddy nie jest w stanie ich zneutralizować - dodał znacznie ciszej, sprawiając, że krótkie włosy na karku House'a stanęły dęba.

- Nienawidzę tego mówić, ale niektóre aspekty twojego stanu bardzo mi się podobają... - mruknął niechętnie, niby to przypadkiem przesuwając dłonią po pośladku kochanka i szybkim jak na swoje możliwości krokiem ruszył do wyjścia, zmuszając Wilsona, żeby gonił go aż do samych drzwi.


<center>***</center>

- Nie mogę się na to zgodzić!

- Wow, to było szybsze, niż się spodziewałem! - House nie mógł się powstrzymać.

Wilson posłał mu gniewne spojrzenie, po czym zwrócił się w stronę administratorki z błagalną miną: - Ale Cuddy...

- To moja ostateczna decyzja. - Cuddy wyprostowała się na fotelu i splotła dłonie przed sobą na biurku. - Rozumiem, czemu chciałbyś tak to rozegrać, ale tu chodzi nie tylko o twój oddział. Muszę wypisać wszystkie upoważnienia dla osoby, którą wyznaczysz na swojego zastępcę i wysłać notatkę do działu finansowego. Muszę powiedzieć radzie szpitala o twoim zwolnieniu... Co innego, gdybyś nie wiedział, ile cię nie będzie. Ale ty wiesz, więc nie ma powodu, żebym robiła zamieszanie w dokumentacji.

Wilson przygryzł wnętrze policzka i wbił wzrok w kant biurka dyrektorki. Nie tak wyobrażał sobie tą rozmowę, chociaż nie mógł nie przyznać Cuddy racji. Zerknął w bok na House'a, prosząc go, żeby powiedział cokolwiek. Sam podejrzewał, że nie będzie w stanie wykrztusić ani słowa.

- W takim razie, co proponujesz? - odezwał się House. - Bo przecież Wilson musi uzasadnić jakoś półroczną nieobecność...

- No cóż, też myślałam o jakimś wyjeździe, ale skoro taka opcja odpada... W takim razie uważam, że została już tylko jedna możliwość.

Nowy ton w głosie Cuddy kazał Wilsonowi podnieść wzrok na administratorkę. Przez moment łudził się nawet, że coś jednak potoczy się po jego myśli, ale następne słowa Cuddy rozwiały jego nadzieje.

- Wiem, że to ci się nie spodoba, Wilson, ale skoro jesteś onkologiem, to nikogo nie zdziwi, jeżeli weźmiesz urlop na podreperowanie swojego stanu psychicznego. Wszyscy wiedzą, że zajmujesz się najtrudniejszymi przypadkami, w tym głównie dziećmi. Większość lekarzy na twoim miejscu już dawno potrzebowałaby odpoczynku, a ty ledwo raz do roku bierzesz tydzień czy dwa wolnego...

Wilson przez kilka chwil siedział w bezruchu, z otwartymi ze zdumienia ustami, nie wierząc w to, co usłyszał.

- Więc co mam zrobić? - zapytał w końcu. - Zaczekać, aż umrze któryś z moich pacjentów, odegrać załamanie nerwowe i zniknąć ze szpitala?!

- Nie to miałam na myśli. Po prostu powiedz, że chcesz odpocząć. Albo w ogóle nic nie mów. Wiem, że to nie wina twoich obowiązków, tylko... stanu, w którym się znajdujesz, ale ostatnio zachowywałeś się trochę inaczej niż zwykle, byłeś zmęczony i podenerwowany... Nawet teraz masz lekko podpuchnięte oczy. Pozwól ludziom myśleć, że to wszystko były oznaki nadchodzącego kryzysu, że zauważyłeś je w porę i że postanowiłeś odciąć się od pracy na jakiś czas, zanim będzie za późno. To się nie może nie udać. - Cuddy zakończyła swój wywód i spojrzała na obu lekarzy, jakby czekała na pochwałę.

Wilson jednak pokręcił głową. - Nie mogę... nie chcę tego zrobić – powiedział cicho. - A jeśli moi pacjenci będą pytać, dlaczego mnie nie ma? Ilu z nich się załamie, kiedy zostaną poinformowani, że osoba, która dodawała im otuchy w najtrudniejszych chwilach, sama się poddała?

Cuddy przewróciła oczami, ale - na szczęście dla niej - Wilson wpatrywał się w podłogę przed sobą, a House patrzył na Wilsona z ledwie skrywanym wyrazem troski na twarzy, więc żaden z nich tego nie zauważył.

- Bardzo mi przykro, ale to wszystko, co mogę ci zaproponować – stwierdziła, zbierając rozłożone przed sobą dokumenty. - Na wypadek gdyby przyszedł wam do głowy jakiś inny pomysł na usprawiedliwienie tego urlopu, zostawię w formularzu wolne miejsce. Daty też nie wpiszę, chociaż mam nadzieję, że nie będziesz gotowy do przyszłego piątku. Jeśli to wszystko, to możecie wracać do swoich obowiązków.

Obaj mężczyźni wstali ze swoich miejsc. Wilson pierwszy ruszył do drzwi, obojętnym tonem rzucając przez ramię krótkie “Dzięki”. House podążył za nim bez słowa.

- Ach, jeszcze jedno...

Wilson stał już w progu, kiedy odwrócił się w stronę Cuddy, prawie wpadając na House'a.

- Pod twoją nieobecność będę musiała oddać twój gabinet twojemu zastępcy, więc spakuj swoje rzeczy osobiste.

- Co takiego?! - Tym razem House zareagował szybciej, niż jego przyjaciel. - Nie możesz oddać komuś biura Wilsona!

- Nie mogę też pozwolić, żeby osoba pełniąca obowiązki szefa oddziału pracowała na korytarzu czy w lekarskiej dyżurce - stwierdziła obojętnie Cuddy. - Z dwojga złego wolę jej oddać ten gabinet - dokończyła i wróciła do swoich papierów, chociaż House mógłby przysiąc, że dostrzegł cień złośliwego uśmieszku na jej ustach.

- Jeszcze zobaczymy, czy po tygodniu ów szczęśliwiec nie będzie wolał wynieść się na korytarz - wymamrotał gniewnie, po czym razem z Wilsonem wyszedł z gabinetu administratorki.

Nie odezwali się do siebie ani słowem, dopóki nie znaleźli się w windzie. Wilson wyglądał na naprawdę przybitego i House zaczął się obawiać, że znów będzie musiał go pocieszać. Żałował też, że w perspektywie nie czeka na niego wieczór z pizzą i piwem na poprawę humoru. Nawet na obiecany wcześniej seks nie bardzo liczył. Sfrustrowany, postukał laską o podłogę kabiny.

- To właśnie miałeś na myśli, twierdząc, że Cuddy zgodzi się na wszystko? - sarknął, nie patrząc na Wilsona. Kiedy nie doczekał się odpowiedzi, odwrócił się, żeby spojrzeć na przyjaciela. Onkolog, z ręką na swoim brzuchu i lekkim uśmiechem na ustach, stał oparty o ścianę. - No i co? Nagle jesteś z tego wszystkiego zadowolony?! - prychnął.

- Właśnie poczułem, że dziewczynki znowu się poruszyły - odpowiedział Wilson nie przestając się uśmiechać. - I chyba nic więcej się teraz dla mnie nie liczy.

Diagnosta przewrócił oczami, żeby zamaskować ukłucie zazdrości, ale Wilson i tak wiedział. Pokonał jednym krokiem odległość dzielącą go od przyjaciela i objął go w pasie.

- Ty i dziewczynki jesteście dla mnie najważniejsi - szepnął, stając na palcach, żeby dosięgnąć ust House'a.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pią 19:15, 18 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Este
Bad Wolf
Bad Wolf


Dołączył: 31 Maj 2008
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:04, 18 Wrz 2009    Temat postu:

Wiem, wiem. Powinnaś mnie pobić, wytargać za uszy, wychłostać (), albo co tam jeszcze za to, że się lenię i "Gimme..." nie komentowałam już od nie-pamiętam-kiedy. Ale w końcu się za to wzięłam. Mam nadzieję, że mi przebaczysz. Dobra, to ja już kończę i biorę się za czytanie.

<center>*****</center>

Cytat:
Ciszę przerwało dopiero oburzone Hej! House'a, kiedy Wilson ukradł frytkę z jego talerza.

Ratuj się, kto może! Apokalipsa w końcu nadeszła!

Cytat:
Onkolog ledwo powstrzymał się przed pokazaniem języka swojemu kochankowi. Zamiast tego zapytał: - House, naprawdę ani trochę nie cieszysz się z tego, że zostaniesz ojcem?

Diagnosta nie odpowiedział, tylko zapatrzył się w swój talerz, przesuwając po nim resztkę frytek. W końcu nabił jedną na widelec i bez słowa podsunął ją Wilsonowi.

*jeszcze większe * To który jeździec przybywa jako pierwszy?

Cytat:
Wilsonowi nigdy wcześniej nie przyszło do głowy, że coś tak banalnego, może być równocześnie tak erotyczne. Spojrzenie House'a spoczywające na jego ustach sprawiło, że znajomy dreszcz przebiegł wzdłuż jego kręgosłupa, a w dole brzucha rozprzestrzeniło się przyjemne ciepło. Przytrzymał widelec wargami, mrużąc oczy.

Mrauuu... Przy takich chłopkach jak oni okazuje się, że nawet zwykły ziemniak może się stać okazją do flirtu.

Cytat:
- Wydawało mi się, że usiedliśmy tutaj, bo chciałeś porozmawiać... - Poprzedzona znaczącym chrząknięciem uwaga House'a przypomniała Wilsonowi, gdzie się znajduje i jak niestosowne jest jego zachowanie.

Buahaha, jaki się nagle House zrobił porządnicki. Czyżby funkcja głowy rodziny tak na niego wpłynęła?

Cytat:
- Wybacz - mruknął speszony. Chciał zabrać rękę, ale diagnosta przytrzymał ją tam, gdzie była.

- Tylko jeżeli obiecasz, że wrócimy do tego w bardziej sprzyjających okolicznościach... - Oddech House'a połaskotał go w policzek, kiedy mężczyzna nachylił, by wyszeptać mu te słowa prosto do ucha.

Ufff, na szczęcie wszystko wróciło do normy.

Cytat:
- Kontuzje nadgarstka mogą mieć naprawdę poważne konsekwencje, jeśli wiesz, o co mi chodzi... - mruknął znacząco diagnosta i na wszelki wypadek spojrzał na przyjaciela w taki sposób, że Wilson pomimo pulsowania w nadgarstku ukrył twarz w dłoniach

Po co mu sprawny nadgarstek, House? W końcu od czegoś ma ciebie.

Cytat:
(...)Albo możesz udawać, że jedziesz do Francji na obóz językowy...

Wilson prychnął. - Jasne, to by ich przekonało. Szczególnie że wszyscy wiedzą, że znam francuski. Ty zresztą też...

- Oczywiście, że wiem. Ale nie zaszkodziłoby ci, gdybyś poprawił kilka technik albo nauczył się kilku nowych...

Taa, już widzę jak House pozwoliłby mu się szkolić u jakiegoś przystojnego instruktora...

Cytat:
Wilson wyszczerzył zęby w tryumfalnym uśmiechu, ale jego radość nie trwała długo. Szybko dotarło do niego, o czym właściwie rozmawiają i uświadomił sobie, jakie konsekwencje miałoby powiedzenie w szpitalu, że wyjeżdża.

Killjoy. A tak ładnie się zaczynało...

Cytat:
Bez słowa sięgnął do kieszeni kitla przyjaciela i wyciągnął opakowanie chusteczek.

Wilson - gotowy, zawsze ubezpieczony. Chusteczki higieniczne na otarcie łez, na wytarcie... innych mokrych plam. Ciekawe, czy nosi inne, bardziej płynne akcesoria z zestawu "faceta, którego partner ma niecne zamiary i próbuje je zrealizować przy każdej nadarzającej się okazji". *ma zue myśli*

Cytat:
- Wiem, że to ci się nie spodoba, Wilson, ale skoro jesteś onkologiem, to nikogo nie zdziwi, jeżeli weźmiesz urlop na podreperowanie swojego stanu psychicznego.

A bóóó. Poor Wilson. *hugsa Jimmy'ego* Ale z Cuddy wredota. Nie ma co - nie ułatwia chłopakom życia. Mam tylko nadzieję, że House "umili" jej życie, jeśli z jej powodu Wilson naprawdę wpadnie w doła psychicznego.

Cytat:
- Właśnie poczułem, że dziewczynki znowu się poruszyły - odpowiedział Wilson nie przestając się uśmiechać. - I chyba nic więcej się teraz dla mnie nie liczy.

Diagnosta przewrócił oczami, żeby zamaskować ukłucie zazdrości, ale Wilson i tak wiedział. Pokonał jednym krokiem odległość dzielącą go od przyjaciela i objął go w pasie.

- Ty i dziewczynki jesteście dla mnie najważniejsi - szepnął, stając na palcach, żeby dosięgnąć ust House'a.

A zresztą - olać Cuddy! Chłopaki jakoś dadzą sobie radę, mimo wszystko.

<center>*****</center>

Richie, słit i bjutiful kawałek. Rzuć korniczkom ode mnie jakiś smaczny patyk na pożarcie w nagrodę. Wena życzę. Całusy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
oliwka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bo jak dwoje ludzi się kocha...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:05, 20 Wrz 2009    Temat postu:

Wchodzę. Patrze, a tu nowa część "Gimme..." Richie szybko Ci poszło. Trzymam kciuki żeby następny part był równie szybko. Nie poszło ci nieźle, poszło ci cudnie Wiem, wiem strasznie słodzę, ale nie mogę się powstrzymać

Szkoda, że ta scena w kafeterii nie skończył się inaczej. Na przykład w jakimś przytulnym schowku

Ale Cuddy jest wredna powinna zrozumieć biednego Wilsona, a nie go dołować i wyrzucać z własnego gabinetu. Teraz będzie musiał udawać depresję, biedaczysko.
House się naprawdę postara uprzykrzyć życie nowemu onkologowi, czuje to po kościach. Chyba, że ów onkolog będzie bardzo podobny do Wilsona, może wtedy trochę spuści z tonu.

Pozdrawiam i życzę dużo weny:)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Pon 16:01, 21 Wrz 2009    Temat postu:

Richie! Wow no korniczki widzę wzięły się ostro za robotę I to za jak wspaniałą! Odwaliły kawał pięknej roboty
Czytałam, czytałam, czytałam i oderwać się nie mogłam! Nic nie istniało tylko "Gimme..." xD
Część w kafeterii jest powalająca, zachwycająca i w ogóle! xD
Część w gabinecie Cuddy.. Też ciekawa, ale jak ona tak może no! Czy ona nie ma serca?! Biedny Wilson! I do tego House! xD
Och i ta sytuacja w windzie aż się rozmarzyłam!

Richie! Kocham ten fic nie ma co!
Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
andzelika
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Gru 2008
Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:25, 25 Wrz 2009    Temat postu:

Kiedy doczekamy się kolejnego odcinka?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płaszczyk Bena ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:27, 04 Paź 2009    Temat postu:

No dobra, Ziemia nie wyleciała w powietrze, świat się nie zawalił a niebo nie spadło nam na głowy. A to oznacza, że pora wygrzebać się z nory i napisać porządnego komenta. Richie, mam nadzieję, że tym razem również mi wybaczysz. Czuje się okropnie, ale nie mogłabym sobie darować, gdybym przepuściła okazję do skomentowania chociaż jednego rozdziału twojego fika. Zbieram więc resztkę sił i do roboty

Cytat:
- Dlaczego nie możemy po prostu usiąść tam, gdzie zawsze? To nie ty będziesz musiał potem uważać, gdzie stawiasz laskę, manewrując między tłumem idiotów...

Zastanawiam się, kto tu niby jest w ciąży. Jak dla mnie to House zachowuje się jakby był w ciąży co najmniej z trojaczkami Chociaż, jakby na to nie spojrzeć, to on się tak zawsze zachowuje

Cytat:
- Czy to nie ja powinienem podkradać twoje jedzenie?!

Wiesz House, zawsze musi być ten pierwszy raz

Cytat:
Onkolog uśmiechnął się prowokacyjnie i jeszcze raz sięgnął do talerza House'a. - Ależ kochanie! Odmawiasz swoim dzieciom kilku frytek?!

No właśnie House, to co będzie, jak się dzieci urodzą? Wstydź się!

Cytat:
- Ciekawe, co będzie wieczorem? Poprosisz mnie o kluczyki do motocykla, "bo dzieci mają ochotę na przejażdżkę"?!

Lepiej, wyżre ci z lodówki cały zapas masła orzechowo, bo dzieci miały ochotę na 'coś słodkiego'

Cytat:
- House, naprawdę ani trochę nie cieszysz się z tego, że zostaniesz ojcem?

Nie martw się Jimmy, on po prostu tak dobrze ukrywa swoje prawdziwe uczucia. Gdyby mógł nosiłby cię na rękach

Cytat:
- To znaczy, że się cieszysz?

House wyruszył ramionami. - Albo to to, albo straciłem ochotę na frytki...

Hmm, za dużo frytek. House, musisz przejść na dietę

Cytat:
Jego lewa ręka zniknęła pod stolikiem i odnalazła kolano diagnosty. Obaj wzdrygnęli się na ten nagły kontakt, zupełnie jakby nigdy wcześniej nie flirtowali ze sobą w miejscu publicznym.

Może po prostu nigdy nie używali w tym celu plastikowych sztućców

Cytat:
House wstrzymał na chwilę oddech, i onkolog był całkiem pewien, co odkryje, jeśli jego ręka będzie kontynuowała wędrówkę na północ.

Tzw. "Wzgórze Nadziei"

Cytat:
- Wydawało mi się, że usiedliśmy tutaj, bo chciałeś porozmawiać...

Mój nauczyciel od historii zwykł mawiać, że jeśli coś ci się wydaje, nie jest z tobą za dobrze

Cytat:
Uświadomił sobie, co się dzieje, kiedy pod opuszkami palców poczuł szorstki materiał jeansów, okrywający wyraźną wypukłość.

I wtedy odkrył wspomniane wyżej 'Wzgórze Nadziei'

Cytat:
- I lepiej przygotuj się na dłuuugą noc, Jimmy...

Tak Jimmy, o ile House nie skapituluje pierwszy. W końcu jak się jest w 'tym wieku'...

Cytat:
- Kontuzje nadgarstka mogą mieć naprawdę poważne konsekwencje, jeśli wiesz, o co mi chodzi...

Właśnie, jak będziesz teraz House'a karmił?

Cytat:
Gdyby istniała taka możliwość, House mógłby zarabiać na życie wymyślając ludziom wymówki na wykręcenie się od pracy.

On i Jimmy w krótkim czasie zostaliby milionerami.

Cytat:
Zresztą i tak nie wiesz o wszystkim, co potrafię. Nie mogłem od razu odsłonić wszystkich kart, bo za szybko byś się mną znudził.

Ewentualnie zbytnio wyeksploatowany House dałby nogę i skarżył Wilsona o molestowanie

Cytat:
- Myślisz, że Cuddy się na to zgodzi?

- Powinno jej być wszystko jedno, dopóki będziesz trzymał swoją ciężarną osobę z daleka od szpitala.

Cuddy powinna postawić przed szpitalem znak: "Ciężarnym mężczyznom wstęp wzbroniony"

Cytat:
- Nie dziw się tak - prychnął lekko zirytowany. - Tuż przed wizytą u Cuddy nawet viagra przestałaby działać.

Tuż przed wizytą u Cuddy powinno się raczej brać silne leki uspokajające. Ewentualnie miotacz ognia.

Cytat:
- Nie chcę, żebyś z powodu złych wspomnień nie spełnił swojej pogróżki o “długiej nocy”...

Pewnie te wspomnienia doprowadziłyby do tego, że House moczyłby się w łóżku przez tydzień

Cytat:
- Twoje przechwałki na temat znajomości francuskiego brzmiały zbyt kusząco, żebym miał się łatwo zniechęcić...

To ciekawe co by było gdyby Wilson znał niemiecki?

Cytat:
- Nienawidzę tego mówić, ale niektóre aspekty twojego stanu bardzo mi się podobają...

Patrzcie tylko, czy przypadkiem kiedyś już o tym nie wspominałam? Przypadkiem?

Cytat:
- Wiem, że to ci się nie spodoba, Wilson, ale skoro jesteś onkologiem, to nikogo nie zdziwi, jeżeli weźmiesz urlop na podreperowanie swojego stanu psychicznego.

To się nazywa 'wyjechać do sanatorium'

Cytat:
- Zaczekać, aż umrze któryś z moich pacjentów, odegrać załamanie nerwowe i zniknąć ze szpitala?!

Skoro House nie doprowadził go do załamania to raczej nic już nie jest w stanie

Cytat:
Pozwól ludziom myśleć, że to wszystko były oznaki nadchodzącego kryzysu, że zauważyłeś je w porę i że postanowiłeś odciąć się od pracy na jakiś czas, zanim będzie za późno. To się nie może nie udać.

I przy okazji podaj im adres tego psychiatryka, żeby wiedzieli, gdzie paczki wysyłać

Cytat:
Cuddy przewróciła oczami,

Lisa Cuddy - Lord Vader w spódnicy.

Cytat:
- Z dwojga złego wolę jej oddać ten gabinet - dokończyła i wróciła do swoich papierów, chociaż House mógłby przysiąc, że dostrzegł cień złośliwego uśmieszku na jej ustach.

A wtedy zza pazuchy wyjął miotacz ognia

Cytat:
- Ty i dziewczynki jesteście dla mnie najważniejsi

Ehh, gdyby to House tak powiedział...

Kurczę Richie, ty chyba naprawdę nienawidzisz Cuddy, co nie? Toż to jest wcielenie zła w twoim fiku, jeszcze jej tylko brakuje straszliwego śmiechu Cruelli DeMon
Jeszcze raz wybacz, że tak późno, ale sama wiesz, jak się ostatnio czuję.
No i popatrz, jak się znowu rozpisałam. Kończę już, bo mnie to pisanie strasznie wykończyło. Czekam z niecierpliwością do następnego razu


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 5:10, 11 Paź 2009    Temat postu:

Kurcze, miałam zamiar poodpowiadać na komentarze, ale zaraz zabije mnie grypa, więc wolę po prostu wrzucić bezzwłocznie kolejny part. Ale za komenty straaasznie dziękuję

**************************

Cytat:
Jak prosiła Este kilka postów wyżej, rzuciłam kornikom patyka i chyba upadł tak niefortunnie, że zabił korniczkowego króla – stąd znów trzytygodniowa zwłoka

A poza tym to kolejny kawałek, którego miało nie być, ale skoro jakoś napisał się do połowy, to potem żal mi go było wyrzucać i przez dwa tygodnie męczyłam korniki, żeby napisały resztę. W końcu wyszło z tego straszne OOC, ale to najwidoczniej wpływ serialu, w którym trudno dopatrzeć się czegokolwiek znanego ze starych dobrych czasów

W każdym razie miłego czytania




Part 31 'a'


Od rozmowy z Cuddy do ostatniego dnia pracy przed długim urlopem dzieliło Wilsona dziewięć dni. Z początku onkolog zachowywał się zaskakująco normalnie i House zaczął mieć nadzieję, że udało mu się przejść do porządku dziennego nad podjętymi decyzjami. Może trochę za bardzo – jak na gust diagnosty - rozczulał się za każdym razem, kiedy poczuł najdelikatniejsze trzepotanie w swoim brzuchu, ale przynajmniej nie narzekał ze łzami w oczach, że będzie musiał zostawić swoich pacjentów, a personel będzie plotkował po kątach o jego załamaniu.

Ale ten spokój potrwał zaledwie do weekendu. House zauważył, że coś jest nie tak, kiedy w sobotni wieczór jego przyjaciel zamiast zajmować się jak zwykle kolacją, leżał na kanapie i wpatrując się w przestrzeń, gładził swój lekko zaokrąglony brzuch. House chrząknął, żeby zwrócić na siebie jego uwagę, ale nic to nie dało. Nie mając pojęcia, co innego mógłby zrobić (poza zdzieleniem go laską po głowie, lecz to wydawało mu się w tych warunkach nieodpowiednie), usiadł na brzegu kanapy i położył dłoń na przedramieniu onkologa.

Wilson wzdrygnął się, udowadniając, jak daleko odpłynął myślami, i spojrzał półprzytomnie na starszego mężczyznę. - Co się dzieje? - zapytał zmienionym głosem.

- Miałem nadzieję, że ty mi powiesz. Już prawie od godziny tkwisz na kanapie, jakbyś zamienił się w woskową figurę – odparł oskarżycielsko House.

Onkolog odruchowo spojrzał na stojący na półce zegar i zaklął pod nosem. - Przepraszam, House, nie wiedziałem, że już tak późno. Kolacja będzie za kwadrans, muszę tylko wstawić zapiekankę do piekarnika... - Spróbował wstać z kanapy, ale House powstrzymał go, kładąc mu dłoń na piersi.

- Nie tak szybko! Bardziej od jakiejś cholernej zapiekanki interesuje mnie, co jest grane, więc nigdzie nie pójdziesz, dopóki mi tego nie wyjaśnisz.

- Nie wiem, co masz na myśli, House. - Wilson spojrzał z nieudolnie maskowanym niepokojem na diagnostę, a potem na jego dłoń na swojej klatce piersiowej. - Wszystko w porządku, nie mam czego wyjaśniać. Pozwól mi wstać...

- Nie – przerwał mu House. - Nigdzie nie pójdziesz, dopóki nie dowiem się, co się z tobą dzieje.

Zdecydowanie w głosie starszego mężczyzny zmroziło Wilsona do szpiku kości. House najwyraźniej nie żartował – nie miał zamiaru się ruszyć, póki nie uzyska odpowiedzi. Onkolog zapadł się jeszcze bardziej w poduszki kanapy i zamknął oczy.

- Chyba zaczyna do mnie docierać, że popełniłem błąd. To znaczy z tym, że chciałem mieć dziecko – odezwał się po chwili, tak cicho, że jego słowa ledwie docierały do uszu House'a. - Nie chodzi mi o to, że się rozmyśliłem, tylko... to zmieni całe moje życie... Już jedno dziecko oznaczałoby wielkie zmiany, a ja spodziewam się bliźniaków. Nie mam pojęcia jak mam to pogodzić z pracą, z nocnymi dyżurami albo z zostawaniem po godzinach w nagłych przypadkach. Chyba nie jestem gotowy, żeby zrezygnować ze swojego życia... Boję się, że nigdy nie będę na to gotowy... Spieprzyłem to, House... Tak bardzo, jak jeszcze nic nigdy w moim życiu...

Wilson przerwał swoje nieskładne tłumaczenie, ale nie mógł powstrzymać pojedynczego szlochu, który wezbrał w jego piersi. Jedyne, czego teraz pragnął, to zwinąć się w kłębek, żeby ukryć swój wstyd przed swoim kochankiem, ale przy pierwszej próbie odwrócenia się plecami do starszego mężczyzny, został powstrzymany przez silną dłoń, która zacisnęła się na jego ramieniu. Wiedział, że nie ma wystarczająco dużo siły, żeby spróbować kolejny raz, więc zakrył twarz dłonią i wkrótce poczuł, że jego policzki zrobiły się mokre od łez. Nawet z tym nie miał siły walczyć i, prawdę mówiąc, było mu w tej chwili wszystko jedno.

- Nie licz na to, że zacznę cię pocieszać, mówiąc, że twoja decyzja była właściwa - powiedział obojętnie House. Jego uścisk na ramieniu onkologa zelżał, ale nie zniknął całkowicie.

Wilson spróbował zaczerpnąć głębszy oddech i zakrztusił się łzami. Oczywiście, że na to nie liczył. W rzeczywistości podejrzewał, że gdyby nie znajdowali się w mieszkaniu House'a, to diagnosta wyszedłby teraz, nie oglądając się za siebie, a on nawet nie miałby mu tego za złe. Nie wiedząc, co innego mógłby zrobić, skinął głową, przyznając House'owi rację i równocześnie zgadzając się z tym, co spodziewał się zaraz usłyszeć. Miał tylko nadzieję, że House da mu kilka dni na znalezienie nowego lokum, nawet jeśli do tego czasu musiałby spać na kanapie i zachowywać się, jakby nic ich nie łączyło. Ale następne słowa diagnosty zaskoczyły go tak bardzo, że opuścił rękę, którą zasłaniał twarz i mrugając gwałtownie, patrzył ze zdumieniem na drugiego mężczyznę.

- Z drugiej strony, nawet jeśli popełniłeś największy idiotyzm w swoim życiu, sprawy zaszły już za daleko, żebyś mógł się wycofać, więc będzie lepiej, jeśli przestaniesz myśleć o tym, co tracisz, a zaczniesz myśleć o tym, co zyskasz - stwierdził mentorskim tonem House, tłumiąc figlarny uśmieszek, na widok oszołomionej miny onkologa. - Najwyższy czas, żebyś przestał martwić się o innych i pomyślał o sobie i dziewczynkach - dodał, tym razem głosem, w którym niemal słychać było czułość.

Wilson był pewien, że to mu się śni. Nerwowym ruchem przetarł wilgotne oczy i policzki, i przełknął ślinę, żeby odzyskać głos. - Mówisz... mówisz poważnie? - wykrztusił.

House przewrócił oczami. - A co? Spodziewałeś się, że każę ci się pakować i wynosić?

Wilson odwrócił wzrok, czując się jak kompletny idiota. - Prawdę mówiąc... tak – wymamrotał pod nosem. Po części żałował, że to powiedział, ale w tym momencie przytłaczała go świadomość, że rzeczywistość, do której przywykł, staje na głowie, i nie mógł oprzeć się pokusie sprowokowania House'a, by po raz kolejny zapewnił go o tym, że przynajmniej między nimi wszystko było jak zawsze. O tym, że House mógłby zawieść jego oczekiwania, wolał nawet nie myśleć.

Na szczęście dla Wilsona, House jak zwykle bezbłędnie odgadł jego intencje i nie zamierzał ich ignorować. Przesunął się na kanapie, żeby nie obciążać swojego prawego uda i nachylił się nad Wilsonem.

- To przez tamten wieczór, zgadza się? - zapytał, głaszcząc kciukiem skroń przyjaciela.

Onkolog nie miał wątpliwości, o którym wieczorze mówi House. Zaskoczyło go to, bo nigdy nie zastanawiał się nad źródłem swoich obaw, ale skoro House przywołał to wspomnienie, niespodziewanie okazało się ono brakującym elementem układanki, dzięki któremu cały obraz nabrał nowego sensu. Przygryzł wargę i skinął głową.

House oparł się przedramieniem o kanapę i pochylił się niżej, likwidując dystans dzielący ich usta. Powieki onkologa opadły natychmiast, kiedy poddał się temu delikatnemu, uspokajającemu pocałunkowi.

- Chciałbym, żebyś mógł o tym zapomnieć - powiedział cicho diagnosta, prawie nie odrywając warg od ust drugiego mężczyzny.

Wilson otworzył oczy, żeby na niego spojrzeć. Zanim zdążył wymyślić jakąś odpowiedź, House zaczął mówić dalej:

- Ja... nawet nie pamiętam, co sobie wtedy pomyślałem. Kompletnie mnie zaskoczyłeś, więc zareagowałem w jedyny sposób, jaki przyszedł mi do głowy. I pewnie dziś zachowałbym się tak samo, bo nadal nie znoszę sytuacji, w których ktoś robi coś za moimi plecami... - urwał, spoglądając w czekoladowe oczy, szukając w nich zrozumienia.

Chociaż w tych słowach nie kryły się żadne pretensje, Wilson oblał się rumieńcem. Zdecydowanie zbyt często zapominał, że ogromna część winy za tamtą sytuację leżała po jego stronie. Otworzył usta, żeby przeprosić, ale House znów nie dopuścił go do głosu:

- Teraz jednak chciałbym, żebyś wiedział, że tamto to już przeszłość. Najwyraźniej okazałem się na tyle wielkim egoistą, że nie potrafiłbym rozstać się z jedynym człowiekiem na świecie, który daje mi szczęście. Nawet jeśli przez to muszę być częścią jego szalonego marzenia – powiedział i, na wypadek gdyby Wilson miał wątpliwości, o jakie szalone marzenie chodzi, zabrał rękę z przedramienia mężczyzny i położył ją na jego zaokrąglonym brzuchu.

To wyznanie przepełniło Wilsona tym szczególnym rodzajem ciepła, którego nie czuł od bardzo dawna. Skupiony na dotyku dłoni swojego kochanka i wpatrzony w jasnobłękitne oczy, ledwie mógł sobie przypomnieć, od czego zaczęła się ta rozmowa, a to, co pamiętał, w tym momencie wydawało mu się zbyt absurdalne, żeby mogło być prawdą. Jego obie ręce były teraz wolne i jakby kierowane własną wolą powędrowały leniwie w górę, aż splotły się na karku starszego mężczyzny.

- To była jedna z najsłodszych rzeczy, jakie od ciebie usłyszałem - zamruczał, przyciągając House'a do siebie, dopóki górna połowa ciała diagnosty nie spoczęła całym ciężarem na jego piersi.

House nie potrzebował lepszej zachęty. Tak jak chwilę wcześniej, nakrył usta Wilsona swoimi, całując go ostrożnie, jakby robił to po raz pierwszy w życiu. Przymkniętymi oczyma obserwował, jak całe napięcie znika z twarzy młodszego mężczyzny, a jego tęczówki nabierają barwy ciemnej czekolady, kiedy raz za razem przesuwał czubkiem języka po miękkich wargach onkologa, czekając cierpliwie, aż przyjaciel pozwoli mu dostać się do środka.

Wilson jak zwykle nie był w stanie długo opierać się sugestywnym pieszczotom House'a. Wystarczyło kilkadziesiąt sekund, żeby z cichym, seksownym jękiem rozchylił usta, zapraszając swojego kochanka do głębokiego pocałunku. W pozycji w jakiej się znajdował, nie zamierzał nawet próbować walczyć o dominację, ale zanurzył palce w krótkich włosach diagnosty, by zachować choć odrobinę kontroli. House zamruczał gardłowo, kiedy kciuki onkologa musnęły wrażliwą skórę za jego uszami. “Wielka szkoda, że Wilson nie zaczekał z tym załamaniem do czasu, kiedy leżelibyśmy w łóżku”, przemknęło mu przez głowę, gdy poczuł, że w jego jeansach niedługo może zabraknąć wolnego miejsca. Żeby oderwać myśli od rosnącego podniecenia, ponownie skupił się na reakcjach swojego kochanka, któremu najwyraźniej znudziła się całkowita uległość i bezskutecznie próbował oddać pocałunek. To tylko zachęciło House'a, by sięgnąć językiem jeszcze głębiej w usta onkologa i z większą pasją przylgnąć do jego warg, nie dając mu żadnych szans na rewanż.

Kiedy w końcu się rozdzielili, przez dobrą minutę w pokoju słychać było jedynie ich płytkie, przyspieszone oddechy. House jako pierwszy doszedł do siebie i spojrzał zamglonym wzrokiem na ofiarę swojego pożądania.

- Sypialnia?... - zasugerował, nie podejrzewając nawet, że Wilson mógłby mu odmówić. Jednak czekało go rozczarowanie.

- Najpierw kolacja. Umieram z głodu - odparł onkolog głosem wciąż pozbawionym tchu. - Ale możemy jeszcze przez chwilę zostać tutaj, jeśli chcesz...

Diagnosta prychnął, okazując swoje niezadowolenie, ale bez słowa opadł na klatkę piersiową swojego przyjaciela i przytulił twarz do jego szyi. Ramiona onkologa natychmiast zamknęły się wokół niego i House nie musiał nawet widzieć jego twarzy, żeby wiedzieć, że na ustach, które przed chwilą całował, zagościł błogi uśmiech.

- A zatem już wszystko w porządku? - zapytał od niechcenia, przesuwając wolną ręką wzdłuż boku Wilsona, a na koniec objął go nią w pasie.

Onkolog westchnął, zastanawiając się nad odpowiedzią. - Podejrzewam, że będziemy musieli to jeszcze kiedyś powtórzyć - odezwał się po namyśle - ale póki co... tak, chyba wszystko w porządku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
andzelika
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Gru 2008
Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:02, 12 Paź 2009    Temat postu: jak zwykle ślicznie...

Przecieram oczy z niedowierzania....Na reszcie pojawił się tak długo wyczekiwany part
O tym jak świetnie jest napisany z pewnością nie muszę Ci przypominać
Spodobała mi się troskliwość i cierpliwość House'a w stosunku do naszego "marudki" Wilsona..Ciekawe czy House wykaże się podobną opiekuńczością i wrażliwością gdy na świecie pojawią się dziewczynki?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Wto 9:33, 13 Paź 2009    Temat postu:

Och Richie! Pada do Twych nóg i do Twych korniczków!

Warto czekać tyle na kolejne części

Rozmarzyłam sie przy tej części^^ Takie to wszystko pięęękne i urocze No takie sceny chciałabym zobaczyć w serialu!

Niech moc będzie z Toba i kornikami! xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Shetanka
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 436
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:48, 16 Paź 2009    Temat postu:

Kolejne części "Gimme" są po prostu świetne, bezkonkurencyjne, cudowne, amazing i tak dalej *__*

uzależniłam się od tego fika O;


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sovereign. ;)
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 16 Mar 2009
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 9:36, 19 Paź 2009    Temat postu:

po pierwsze: Richie- Twój av.
po drugie: wahanie Wilsona - mega słodkie!!
po trzecie: zmiana House'a - jeszcze bardziej słodka xd
po czwarte: pocałunek - najsłodszy!!
po piąte: Wilson mnie teraz zdenerwował. Dlaczego on nie poszedł z Housem do sypialni??
po szóste: kiedy kolejna część? xd


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 6:14, 25 Paź 2009    Temat postu:

andzelika napisał:
Ciekawe czy House wykaże się podobną opiekuńczością i wrażliwością gdy na świecie pojawią się dziewczynki?

taaa, też mnie to zastanawia. Ale w razie gdyby House chciał zachowywać się jak wyrodny ojciec, Wilson zawsze może go zaszantażować odcięciem od naleśników albo ery... To zmotywuje House'a z pewnością do właściwego zachowania

***

Agusss napisał:
Niech moc będzie z Toba i kornikami! xD

dziękować

***

Shetanka napisał:
uzależniłam się od tego fika O;

hmmm... to znaczy, że jak fik się skończy, będę Ci musiała poszukać miejsca w jakiejś dobrej placówce odwykowej

***

Sovereign. napisał:
po pierwsze: Richie- Twój av.

słodki, co nie?

Sovereign. napisał:
po piąte: Wilson mnie teraz zdenerwował. Dlaczego on nie poszedł z Housem do sypialni??

um... bo nie chciał stracić z głodu przytomności w kulminacyjnym momencie? Albo nie chciał, żeby burczenie w żołądku zagłuszało jęki House'a...

Sovereign. napisał:
po szóste: kiedy kolejna część? xd

no, tego... tak jakby już


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 6:17, 25 Paź 2009    Temat postu:

A/N: Niniejszą część dedykuję wczorajszej Solenizantce. Z najlepszymi życzeniami.



Part 31 'b'


Wilson omiótł wzrokiem swój gabinet, żeby upewnić się, że nie zapomniał niczego spakować. Czy tego chciał czy nie (okej - nieważne, jak bardzo tego nie chciał), jego ostatni dyżur dobiegł końca i nie miał już więcej powodów, by zwlekać z udaniem się do House'a, a później do domu. Zdając sobie sprawę, że House ma już dosyć jego skwaszonej miny, spróbował się uśmiechnąć, ale szybko dał sobie z tym spokój. Przewiesił płaszcz przez ramię, a aktówkę położył na wierzchu wypełnionego po brzegi kartonu, po czym podniósł go ze swojego fotela i wyszedł na korytarz, nie oglądając się już więcej za siebie.

House siedział za biurkiem z nogami na blacie i bezmyślnie podrzucał swoją wielką piłkę do tenisa, chwytając ją w locie z mistrzowską precyzją. Onkolog obserwował go przez chwilę, zapisując w pamięci ten obraz - jeszcze jeden element swojej codziennej rutyny, za którym będzie tęsknił przez najbliższe miesiące. Rzucił jeszcze okiem na opustoszały pokój konferencyjny i przestąpił próg gabinetu przyjaciela.

- Gotowy na najdłuższe wakacje w twoim życiu?

Niespodziewane pytanie uświadomiło Wilsonowi, że przez cały czas znajdował się pod ścisłą obserwacją. Skrzywił się na myśl, że House prędzej czy później zacznie kpić z jego mazgajowatego zachowania. Radosny ton głosu starszego mężczyzny tylko pogłębił ten grymas.

- Taa, tylko to tu zostawię i możemy jechać - odparł markotnie, ustawiając karton na dolnej półce regału. Potem jednak, zamiast założyć płaszcz i przestępując z nogi na nogę poganiać House'a, jak robił to zazwyczaj, rzucił swoje rzeczy na jedno z krzeseł stojących naprzeciwko biurka, a sam opadł na drugie i potarł dłońmi zmęczone oczy. To była jedyna pozytywna strona tego wszystkiego - po całym tygodniu wypełnionym pacjentami, papierkową robotą, ustalaniem wszystkiego ze swoimi podwładnymi i załatwianiem całej masy innych spraw był tak wykończony, że jedyne co miał zamiar robić przez najbliższe dni, to spać.

House nawet nie ruszył się ze swojego miejsca. Spojrzał badawczo na przyniesione przez Wilsona pudło, a na koniec przeniósł wzrok na onkologa.

- Jesteś pewien, że zabrałeś z szuflady wszystkie nasze zabawki? Twojemu zastępcy mogłoby zrobić się głupio, gdybym wpadł do niego pewnego dnia, pytając czy ich nie znalazł. Szczególnie gdyby stało się to w trakcie jego rozmowy z pacjentem... - dodał z niewinną miną, która niezmiennie sprawiała, że Wilson wzdrygał się nerwowo.

Tym razem jednak zaniepokojenie onkologa objawiło się jedynie w ledwo zauważalnym skurczu, który przemknął po jego twarzy.

- Po pierwsze, tak, jestem pewien, że wszystko zabrałem - powiedział z naciskiem, choć w duchu chichotał na myśl o tym, co ma House'owi do przekazania. - A po drugie, nie będę miał “zastępcy”, tylko zastępczynię.

Na to stwierdzenie House zmarszczył brwi, skonsternowany, że umknął mu tak istotny szczegół przygotowań powziętych przez jego przyjaciela. Do tego musiał dodać istotny fakt, że Wilson z pewnością zrobił to specjalnie, wiedząc, że szczątkowe poczucie przyzwoitości diagnosty nie pozwoli mu tak po prostu gnębić tymczasowej szefowej onkologii. Wyzywający uśmieszek na ustach Wilsona powiedział House'owi, że drugi mężczyzna doskonale wie, w jakim kierunku zmierzają jego rozważania, więc wydął wargi, przybierając nadąsaną minę zdradzonego kochanka.

- Zawiodłem się na tobie, Jimmy - stwierdził z wyrzutem. - Nie sądziłem, że w tej kwestii staniesz po stronie Cuddy.

- Nie stanąłem po niczyjej stronie, House. - Wilson podjął grę z rosnącym podekscytowaniem, bo wciąż miał do ujawnienia swojego ostatniego asa. - Zastanawiałem się po prostu, kto z mojego zespołu najlepiej zadba o oddział pod moją nieobecność i na szczycie listy znalazła się Janice Morgan.

House potrzebował kilku sekund na przeanalizowanie, czy Wilson zwyczajnie go nie wkręca. Niestety dla niego, nic w języku onkologa na to nie wskazywało.

- Wybrałeś Żelazną Janice?! - wykrztusił w końcu. - Nie mówisz poważnie...

Wilson natychmiast rozwiał jego nadzieje. - Oczywiście, że mówię poważnie. Janice jest inteligentna, ma ogromne zdolności kierownicze, a przede wszystkim nie pozwoli ci wejść sobie na głowę. To idealna kandydatka.

Z ust House'a wyrwało się pogardliwe prychnięcie. - To, że jako jedyna kobieta w tym szpitalu oparła się twojemu chłopięcemu urokowi, nie oznacza jeszcze, że nie ugnie się przede mną – powiedział z takim przekonaniem, że każdego zbiłoby to z tropu. Każdego, oprócz Wilsona.

- Już z nią o tym rozmawiałem. Powiedziała, że dopóki nie zaczniesz jej podrywać, to z resztą jakoś sobie poradzi – odparł, nie ukrywając, że jest dumny ze swojej protegowanej.

House parsknął śmiechem. - W takim razie mam nadzieję, że na twojej liście znajduje się jeszcze kilka osób, bo Janice najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy, z kim będzie miała do czynienia i muszę jej to uświadomić.

Wilsonowi powoli przestawało być wesoło. Zamiast tego zaczynał współczuć House'owi. Zdawał sobie sprawę, że najbliższe miesiące w pewnym sensie będą dla diagnosty równie trudne, co dla niego samego. House był uzależniony od płatania ludziom irytujących figli tak samo, jak od rozwiązywania medycznych zagadek, a uprzykrzanie życia osobie zajmującej sąsiedni gabinet było stałym punktem jego rozkładu dnia. Wilson natomiast – pomijając sytuacje, gdy padał ofiarą unikalnego humoru przyjaciela w naprawdę nieodpowiednich momentach – znajdował w tym taką samą przyjemność i chociaż nigdy nie przyznał tego na głos, wiedział, że House jest tego świadomy.

Z Janice miało być zdecydowanie inaczej. Nawet jeśli w relacjach z pacjentami potrafiła wykrzesać z siebie odrobinę serdeczności, to w kontaktach zawodowych była zimna jak kostka lodu. O ile Wilsonowi było wiadomo, życia prywatnego nie miała w ogóle. Pogłoski krążące po oddziale donosiły, że wychowywała się bardzo konserwatywnej rodzinie i miała trzech starszych braci – dlatego od dzieciństwa musiała sama walczyć o to, co jej się należało, a wszystko, co osiągnęła, zawdzięczała jedynie własnej ciężkiej pracy. Teraz Wilson przypomniał sobie pewien drobny szczegół, który wcześniej całkowicie zignorował – kiedy złożył jej propozycję półrocznego zastępstwa, w jej oczach na moment pojawiła się determinacja drapieżnika, który dojrzał upragnioną ofiarę. Stało się dla niego jasne, że doktor Morgan potraktuje to jako szansę na dostanie się na wyższy szczebel swojej kariery. Nie obawiał się, że kobieta spróbuje zająć jego stanowisko, ale dobrze ocenione wypełnianie obowiązków szefa oddziału z pewnością miało być cennym punktem w jej CV, wysłanym do innych szpitali. I tu na drodze Janice do sukcesu stał House, który będzie próbował ją ośmieszyć, poniżyć i wykazać jej niekompetencję, jedynie po to, żeby z podkulonym ogonem wyniosła się z gabinetu jego przyjaciela. Wilson wiedział, że Janice zrobi wszystko, żeby do tego nie dopuścić. Przed jego oczami pojawił się nagle obraz zrównanego z ziemią szpitala, ze stojącymi pośród zgliszczy House'em i doktor Morgan, przygotowującymi się do ostatecznego starcia.

"Może jednak Janice nie była takim dobrym wyborem, jak mi się wydawało?", przemknęło mu przez głowę, ale było już zbyt późno, a on był zbyt zmęczony, żeby cokolwiek zmieniać. Z tego powodu zignorował zamyśloną minę diagnosty i wolno podniósł się z krzesła.

- House, mógłbyś odłożyć planowanie zdobycia władzy nad światem do czasu, aż będziemy w domu? - zapytał, sięgając po swój płaszcz. - To był koszmarny tydzień i chciałbym stąd wyjść, póki jestem zbyt wykończony, żeby mogło mi zależeć... - dodał, nie wspominając na głos o dokuczającym mu od jakiegoś czasu bólu pleców, ani o tym, że z radością pozbędzie się francuskich butów oraz zamieni garnitur i krawat na wygodny dres.

- W porządku, ale pod jednym warunkiem...

Odpowiedź House'a w jednej sekundzie uruchomiła wszystkie systemy alarmowe onkologa. Zastygł w bezruchu z jedną ręką wsuniętą w rękaw płaszcza i spojrzał z niepokojem na przyjaciela, czekając aż ogłosi mu swoje żądanie.

Reakcja Wilsona oczywiście nie uszła uwadze diagnosty i House przewrócił oczami. - Spokojnie, Jimmy, nie zamierzałem proponować ci pożegnalnego numerka na moim biurku. Chyba że sam masz ochotę?... - Na moment wyszczerzył zęby w prowokacyjnym uśmiechu. - Chciałem tylko ostatni raz wyskoczyć z tobą do kafeterii, to wszystko.

Wilson zamrugał, zdziwiony zaskakującą propozycją. Odruchowo otworzył usta, żeby się zgodzić, ale nagłe i dosyć silne ukłucie bólu w okolicy krzyża przypomniało mu, że jedyne, czego chciał w tej chwili, to znaleźć się nareszcie w domu, wyciągnąć się na kanapie i być może zdrzemnąć się na kilka godzin, zanim nadejdzie pora kolacji.

- Wybacz, House, ale nie dam rady – odparł, szczerze żałując, że musi odmówić. - Jestem tak wykończony, że ledwo trzymam się na nogach.

Diagnosta nie zamierzał poddać się po pierwszej próbie. - Zawsze możemy pożyczyć jakiś wózek... – zauważył, licząc, że rozbawi tym przyjaciela, ale Wilson tylko posłał mu gniewne spojrzenie i nie przestał się ubierać.

House zmarszczył brwi na mgnienie oka. Skoro tamto nie odniosło pożądanego skutku, musiał dotrzeć do Wilsona innym sposobem. Wzdychając ciężko, obszedł biurko i znalazł się obok przyjaciela, kiedy ten wiązał na szyi szalik. Szturchnął go lekko w ramię, a kiedy onkolog podniósł wzrok, przybrał najbardziej zbolałą minę, na jaką mógł się zdobyć.

- No zgóóódź się, Jimmyyy... - jęknął przeciągle, niczym czterolatek proszący o trzecią z rzędu przejażdżkę na karuzeli, dla lepszego efektu ciągnąc za wolny koniec szalika Wilsona. - Muszę mieć co wspominać przez najbliższe kilka miesięcy, kiedy moim jedynym towarzyszem w czasie lunchu będzie tęsknota za nieobecnym przyjacielem...

Wilson przewrócił oczami. - Jeżeli w ciągu ostatnich kilku lat nie zebrałeś wystarczającej ilości wspomnień, to nie wydaje mi się, żeby ten jeden raz miał coś zmienić – powiedział, chociaż miał świadomość, że z powodu swojego nadzwyczaj rozwiniętego poczucia obowiązku znalazł się na przegranej pozycji.

House również zdawał sobie sprawę, że już tylko krok dzieli go od zwycięstwa – co prawda to Wilson musiał zrobić ten krok, a jego zadaniem było popchnąć przyjaciela we właściwym kierunku.

- Do tej pory powinieneś już wiedzieć, że dla mnie wszystko ma znaczenie - zamruczał, pochylając się lekko, żeby spojrzeć prosto w czekoladowe oczy. Prawą ręką wciąż trzymał szal onkologa, a lewą podniósł do góry, żeby odgarnąć z jego czoła kosmyk włosów. - No chodź, obiecuję, że nie będziesz żałował...

Onkolog przełknął ślinę. Ton głosu House'a, jego postawa i niewielka odległość, jaka dzieliła ich obu sprawiły, że nie widział niczego oprócz błękitnych oczu swojego kochanka. Myśli Wilsona wymknęły mu się spod kontroli i nagle nie wiedział, czy House nadal mówi jedynie o kafeterii, czy może wrócił do pomysłu, w którym lądują na jego biurku, gorączkowo zrywając z siebie ubrania. Nie ważne, o co chodziło, w tym momencie nie potrafiłby mu niczego odmówić.

- O-okej... - wyjąkał i skinął głową, na wypadek gdyby tylko mu się wydawało, że cokolwiek powiedział. Oszołomiony bliskością swojego kochanka, przymknął oczy i zwrócił się twarzą w stronę, z której docierał do niego ciepły oddech, spodziewając się czułego pocałunku.

Ale nic takiego nie nastąpiło. Wilson zamrugał i kompletnie zmieszany spojrzał w oddaloną o pół metra twarz swojego przyjaciela, który teraz wpatrywał się w niego tak, jakby był preparatem z zainfekowanej tkanki, umieszczonym pod mikroskopem. Zanim zdążył pomyśleć, z jego ust wyrwało się pełne zawodu pytanie:

- Nie zamierzasz mnie pocałować?

House prychnął i poklepał go po ramieniu. - Miałem taki zamiar, ale już się zgodziłeś, więc nie muszę tego robić – mówiąc to, odwrócił się do biurka, żeby pozbierać swoje rzeczy.

Wilson poczuł, że jego dolna warga zaczyna niepokojąco drżeć. Zacisnął na niej zęby, wyprostował się i wciągnął powietrze przez nos, żeby nad sobą zapanować. Znał House'a na tyle dobrze, by wiedzieć, że w tym momencie na jego ustach igra złośliwy uśmieszek i ta myśl pomogła mu zamienić rozczarowanie w chęć odwetu.

- Starzejesz się, wiesz o tym? - zapytał, wkładając całą energię w to, by jego głos nie zabrzmiał płaczliwie. - Kiedyś przekonałbyś mnie szantażem, albo podstępem zwabił do kafeterii...

Nie odwracając się, diagnosta wzruszył ramionami. - Brałem to pod uwagę, ale z okazji Walentynek postanowiłem zrobić wyjątek...

Po raz drugi w ciągu niespełna kwadransa onkolog zastygł w bezruchu, choć tym razem nie przypominał już jelenia sparaliżowanego przez światła reflektorów, tylko wyrzuconą na brzeg rybę. Szlag! Co najmniej tuzin razy w ciągu tego dnia zapisywał na różnych dokumentach datę 14. lutego, ale ani razu nie skojarzył jej ze świętem zakochanych. Jak przez mgłę przypominał sobie, że nie tak dawno zastanawiał się, co kupić House'owi z tej okazji, ale potem wyleciało mu to z głowy. Czując narastającą panikę i wypełzający na jego policzki rumieniec, odruchowo sięgnął ręką do karku i wbił wzrok w podłogę.

- Cholera, House, przepraszam... - wymamrotał z zażenowaniem. - Na śmierć o tym zapomniałem...

Usłyszał cichy śmiech i sekundę później diagnosta znów był obok niego, a jego dłoń ujęła go za podbródek i zmusiła, żeby spojrzał w górę.

- Hej, nie jestem twoją żoną. Nie oczekuję kwiatów, czekoladek, ani miłosnych deklaracji – odezwał się House, najwyraźniej rozbawiony jego zażenowaniem. - Chociaż z drugiej strony, nie narzekałbym na fantastyczny walentynkowy seks, ale to możemy jeszcze nadrobić... - dodał i już bez żadnych sztuczek pocałował Wilsona prosto w usta.

Delikatny dotyk warg przyjaciela natychmiast uwolnił onkologa od całego napięcia. Poddał się pieszczocie, na wpół świadomie zastanawiając się jak to możliwe, że mężczyzna, z którym się związał, potrafił być jednocześnie wrednym dupkiem i czułym kochankiem - przynajmniej dla niego.

- Nie masz pojęcia, jak bardzo cię kocham - wyszeptał w usta diagnosty, zanim przerwali pocałunek.

House odsunął się o kilka centymetrów, a jego przeszywające spojrzenie sprawiło, że po plecach onkologa przebiegł elektryzujący dreszcz. - Mam nadzieję, że mi to zademonstrujesz, kiedy następnym razem będziesz na górze...

Ton House'a nie pozostawiał miejsca na sprzeciw - chociaż oczywiście Wilson ani myślał się sprzeciwiać. Wręcz przeciwnie - pokiwał gorliwie głową, na co House uśmiechnął się z zadowoleniem.

- Wprost nie mogę się tego doczekać - mruknął i znów odwrócił się do biurka, tym razem żeby zabrać swój plecak. - Ale na razie czekają na nas w kafeterii... to znaczy, kafeteria czeka - poprawił się, zanim Wilson w ogóle zauważył jego przejęzyczenie. - No dalej, nie pozwól, żeby kaleka cię wyprzedził! - zawołał przez ramię, chwytając swoją kurtkę z wieszaka i wyszedł z gabinetu.

Wilson przewrócił oczami. Już tęsknił za takim przekomarzaniem się z House'em podczas długich dyżurów, kiedy nic się nie działo albo kiedy działo się zbyt wiele, a on potrzebował nabrać dystansu do swojej przygnębiającej pracy. Westchnął głęboko, zabrał z krzesła swoją torbę i ruszył śladem diagnosty, zatrzymując się na chwilę tylko po to, żeby zgasić światło.

W piątkowe wieczory korytarze szpitala pustoszały bardziej niż w inne dni tygodnia, ale jeszcze nigdy się nie zdarzyło, żeby nie spotkali nikogo w drodze do windy. Wilsona prawie to cieszyło - zdążył już pożegnać się z tyloma osobami, że miał wrażenie, jakby na zawsze odchodził z PPTH. Przygnębienie, które zniknęło na chwilę w gabinecie House'a ogarnęło go jeszcze większą falą i teraz ze wszystkich sił starał się utrzymać głowę ponad jej powierzchnią, żeby przypadkiem nie pochłonęła go zupełnie.

Kiedy zjeżdżali na parter, kilka razy próbował namówić House'a, żeby dał sobie spokój z kafeterią i zgodził się od razu pojechać do domu, ale ku rozpaczy Wilsona diagnosta z oślim uporem obstawał przy swoim.

W ten sposób dotarli wreszcie do miejsca przeznaczenia. Od drzwi kafeterii dzieliło ich jeszcze kilka ostatnich kroków, gdy do uszu onkologa dobiegł przytłumiony gwar głosów, który bardziej przypominał porę lunchu, niż piątkowy wieczór. Wtedy uświadomił sobie, że mimo wszystko padł ofiarą podstępu.

- Okej, House, co jest grane?! - zapytał, marszcząc brwi.

- Mnie nie pytaj, miałem tylko dopilnować, żebyś się tu zjawił zanim wyjdziesz – odparł niewinnie diagnosta, chociaż jego mina świadczyła o tym, że tkwi w samym centrum spisku. - Teraz się zamknij i właź do środka. - Popchnął Wilsona w stronę wahadłowych drzwi, zabierając mu przy okazji aktówkę. - Założę się, że będą ci potrzebne wolne ręce...

Wilson posłał mu pełne oburzenia spojrzenie, ale nie mając innego wyboru, wszedł do kafeterii. Na widok niewielkiego tłumu ludzi zgromadzonego wewnątrz po prostu zaniemówił. Zauważył, że zjawili się wszyscy lekarze oraz większość pielęgniarek z onkologii, którzy mieli właśnie dyżur, było też kilka osób z radiologii i z pediatrii, a nawet część personelu z kliniki. No i byli również pacjenci – prawie wszyscy, którym osobiście wyjaśnił, że musi wziąć dłuższy urlop, więc od przyszłego tygodnia trafią pod opiekę kogoś innego, oraz kilkoro dzieciaków, które zareagowały autentycznym smutkiem na wiadomość, że wujek Jimmy nie będzie się nimi dłużej zajmował. Łzy wzruszenia ścisnęły mu gardło, kiedy kolejne osoby podchodziły do niego, żeby uścisnąć mu dłoń i życzyć szybkiego powrotu do pracy. Zdecydowanie czym innym było wiedzieć, że jest się cenionym i szanowanym lekarzem, a czym innym doświadczyć tego, że pacjentom i współpracownikom będzie go brakować.

Kiedy korowód ludzi, mających mu do powiedzenia wiele ciepłych słów nareszcie dobiegł końca, Wilson był równie wyczerpany, co szczęśliwy. W jednej ręce trzymał kilkanaście kartek życzeniami powrotu do zdrowia, a w drugiej dwa pluszowe misie, które dostał od swoich najmłodszych pacjentów. Wymieniając ostatnie ciepłe uśmiechy z tymi, którzy zostali w kafeterii, odszukał wzrokiem stojącego pod ścianą House'a. Po takiej porcji życzliwości zaczynał już tęsknić za ironiczno-sarkastycznym sposobem bycia swojego przyjaciela. Podszedł do niego i zanim House zdążył zaprotestować, pocałował go szybko w szorstki policzek.

- Nie mogę uwierzyć, że wziąłeś w tym udział – powiedział, kręcąc ze zdumieniem głową.

House wzruszył ramionami, jakby nie zrobił niczego dziwnego. - Miałem do wyboru albo to zrobić, albo do końca życia przyjmować jedynie pacjentów z chorobami wenerycznymi. Siostra Brenda już by się o to postarała.

Wilson zachichotał, chowając kartki do swojej torby. - Mimo wszystko... nie mogę w to uwierzyć...

- A możesz się pośpieszyć? Moja noga nie jest fanką tak długiego stania... - Zgryźliwej uwadze House'a towarzyszyło niecierpliwe stukanie laską o podłogę i Wilson natychmiast zrozumiał, że diagnosta mówi poważnie.

- Jestem gotowy – odparł, przewieszając torbę przed ramię. Tym razem to on ruszył przodem i przytrzymał House'owi drzwi, kiedy ten kuśtykał, opierając się ciężko na lasce. Gdy dotarli na parking, wyciągnął wyczekująco rękę. - Daj mi kluczyki, ja poprowadzę.

House skrzywił się nieznacznie. - Aż tak źle ze mną nie jest, mogę sam prowadzić.

- Nie miałem na myśli tego, że nie możesz. Ale to ostatni raz, kiedy wracam do domu ze szpitala i chciałbym siedzieć za kierownicą, a nie na fotelu pasażera. - Wilson zamachał palcami, nie mając zamiaru ustąpić.

Diagnosta westchnął i wyciągnął kluczyki z kieszeni. - Skoro tak bardzo ci na tym zależy...

Kluczyki z brzękiem wylądowały na wyciągniętej dłoni onkologa.

Gdy tylko wsiedli do samochodu, House wyciągnął się na siedzeniu i zamknął oczy, nieświadomie ułatwiając Wilsonowi jego zaimprowizowany plan. Kiedy otworzył je po dziesięciu minutach i stwierdził, że nie rozpoznaje ulicy, którą jechali, zerknął z niepokojem na swojego przyjaciela.

- Wybrałeś trasę widokową? - zapytał, przeczuwając, że wpakował się w coś, co mu się nie spodoba. Szybki uśmiech, jakim obdarzył go onkolog, na moment odwracając wzrok od drogi, tylko potwierdził jego obawy.

- Skoro już mi przypomniałeś, że dzisiaj są Walentynki, to pomyślałem, że należy nam się mały prezent – odparł tajemniczo Wilson i ignorując niezadowolone pomruki diagnosty, dalej jechał w sobie tylko wiadomym kierunku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
soft
Pulmonolog
Pulmonolog


Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tu te truskawki?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 7:21, 25 Paź 2009    Temat postu:

Ha. Pierwsiejsza ;3
Stwierdziłam, że zrobię sobie przerwę w pisaniu mojego ficka i skomentuję

Cytat:
Przewiesił płaszcz przez ramię, a aktówkę położył na wierzchu wypełnionego po brzegi kartonu, po czym podniósł go ze swojego fotela i wyszedł na korytarz...

Kobiety, tfu, męzczyźni w ciąży nie powinni dźwigać No i Jimmy, jak o siebie dbasz?

Cytat:
Jesteś pewien, że zabrałeś z szuflady wszystkie nasze zabawki?

Niech mi ktoś odpali taką zabawkę Byle by używaną

Cytat:
W porządku, ale pod jednym warunkiem...

* idzie po popcorn, colę i kocyk, a następnie rozsiada się przed chłopakami*

Cytat:
Spokojnie, Jimmy, nie zamierzałem proponować ci pożegnalnego numerka na moim biurku.

Nieeee?! Chłopaki, niszczycie mi dzieciństwo! *zabiera kocyk i żarcie*

Cytat:
No zgóóódź się, Jimmyyy... - jęknął przeciągle, niczym czterolatek proszący o trzecią z rzędu przejażdżkę na karuzeli, dla lepszego efektu ciągnąc za wolny koniec szalika Wilsona.

Ten obraz będzie mnie nachodził do końca życia

Cytat:
Prawą ręką wciąż trzymał szal onkologa, a lewą podniósł do góry, żeby odgarnąć z jego czoła kosmyk włosów.

Ten też

Cytat:
Chociaż z drugiej strony, nie narzekałbym na fantastyczny walentynkowy seks

Też bym nie narzekała ;P

Cytat:
Mam nadzieję, że mi to zademonstrujesz, kiedy następnym razem będziesz na górze...

Chce iść na ten film

Cytat:
a w drugiej dwa pluszowe misie

No i mają już zabawki dla dziewczynek ;P

Cytat:
Skoro już mi przypomniałeś, że dzisiaj są Walentynki, to pomyślałem, że należy nam się mały prezent – odparł tajemniczo Wilson i ignorując niezadowolone pomruki diagnosty, dalej jechał w sobie tylko wiadomym kierunku.

Mam nadzieję, że to kierunek jakiegoś drogiego hotelu, w którym zamówią sobie bitą śmietanę...

Richie cudo ;3 Warto czekać na party twojego opowiodania, bo co kolejny to jest co raz lepszy (Co nie oznacza, że lubimy czekać ;PP). Ty i korniczki wykonałyście kawał dobrej roboty. Jak zwykle z resztą
Można w ktróte liczyć na jakąś erę? ^^' (Tak, wiem. Zboczony ze mnie człek.. )
Weny dla ciebie i wielkiego kawałka drewna dla korniczków


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Shetanka
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 436
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:32, 08 Lis 2009    Temat postu:

Richie117 napisał:

Shetanka napisał:
uzależniłam się od tego fika O;

hmmm... to znaczy, że jak fik się skończy, będę Ci musiała poszukać miejsca w jakiejś dobrej placówce odwykowej


Wątpie że to pomoże, po prostu.. będziesz musiała pisać dalej fika

Cytat:
- Do tej pory powinieneś już wiedzieć, że dla mnie wszystko ma znaczenie - zamruczał, pochylając się lekko, żeby spojrzeć prosto w czekoladowe oczy. Prawą ręką wciąż trzymał szal onkologa, a lewą podniósł do góry, żeby odgarnąć z jego czoła kosmyk włosów. - No chodź, obiecuję, że nie będziesz żałował...


I jak mógły odmówić? ;D

W ogóle kolejna śliczna część


i skończyła sie w najbardziej ciekawym momencie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 34, 35, 36 ... 67, 68, 69  Następny
Strona 35 z 69

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin