|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Pytam tak z ciekawości... Co miałoby być? |
chłopiec |
|
49% |
[ 37 ] |
dziewczynka |
|
50% |
[ 38 ] |
|
Wszystkich Głosów : 75 |
|
Autor |
Wiadomość |
Gora
Ratownik Medyczny
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:19, 24 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
A mi się podobało: było takie śliczne, słodkie i pozytywne Cały fic w tym stylu pewnie by mnie zasłodził i był nie do przeżycia ale jeden rozdział doskonale poprawia mi humor Szczególnie, że mam jutro ostateczną poprawę egzaminu.. (
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:50, 24 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Este napisał: | Chodziło mi o tą kwestię, którą zaznaczyłam w swojej wypowiedzi na biało. Ale dopiero teraz się zorientowałam, że można ją przeoczyć To jak, rozwiejesz, czy potwierdzisz moje wątpliwości? |
*facepalm* faktycznie to przeoczyłam
...
*idzie przeliczyć korniki i dowiedzieć się, który się wygadał*
Este napisał: | House na pewno nie pozwoliłby, żeby lody pozostały na Jimmy'm tak długo, aż zacząłby marznąć Ewentualnie później szybko by go rozgrzał, np. zawiązując krawat na najbardziej zmarźniętych częściach ciała |
owinąć krawatami klatę Wilsona? ciekawy pomysł... Chyba że te lody miałyby trafić gdzie indziej...
----------------------------------------------
Wczoraj po epie przeczytałam ten fik o zemście - bosssski jest
I bardzobardzo Ci za niego dziękuję (pozostałe może uda mi się przeczytać dzisiaj - jak będę miała trochę spokoju, wyłączając gg )
Mam nadzieję, że się nie obrazisz, jeśli podzielę się tym fikiem z innymi?
Hej, ludziska!!!! Zajefajny ficzek post 5x14:
“If you hurt him again, I will hurt you.” ([link widoczny dla zalogowanych])
(chociaż ja bym Cuddy pobiła, przywiązała do krzesła i odegrała to na żywo )
*******************************
Dzięki, Gora
następny rozdział też będzie słodki... tylko uprzedzam
*trzyma kciuki za egzam*
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Wto 20:55, 24 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płaszczyk Bena ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:08, 24 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
*wbiega zdyszana*
Przepraszam Richie, naprawdę przepraszam, że nie skomentowałam wcześniej, ale musiałam odespać tegoroczne rozdanie Oscarów (Heath Leadger oh yeah )
Więc oto mój komentarz
Cytat: | Z drugiej strony to, co Wilson zobaczył, gdy House otworzył przed nim drzwi, trudno było nazwać pokojem. Na widok wnętrza apartamentu na przedostatnim piętrze The Westin Chicago River North w czekoladowych oczach zabłysnęły iskierki zachwytu, jak gdyby onkolog nagle zmienił się w kilkuletniego chłopca, który zobaczył pod choinką wymarzony prezent. (...) |
To ja już zaczynam odkładać kasę na ten hotel. Gdzieś tak za sto lat powinnam tam pojechać
Cytat: | (...)Wilson poczuł rozchodzące się po jego ciele przyjemne ciepło, którego źródło znajdowało się w dolnych partiach jego ciała... |
I zaczyna się akcja
Cytat: | Gregory House nienawidził się mylić, ale gdy został popchnięty na ścianę, a namiętny pocałunek pozbawił go tchu, przestało to mieć jakiekolwiek znaczenie. |
To musi być efekt ciąży Jimmy się przez to taki "nadekspresywny" zrobił. Ale dobrze dla House'a, teraz zapewne oczekuje payback
Cytat: | - Uwielbiam, kiedy się wiercisz! - zawołał za nim House, rozpinając płaszcz. |
Taa, daję stówę, że to nie o wspomniane krzesło chodzi
A teraz scena z lodami:
Cytat: | Ale smakowałyby lepiej, gdyby zostały inaczej podane...
|
Hmm, ciekawe gdzie. Ciepło....
Cytat: | - Trochę trudno to opisać... Zdecydowanie prostsza będzie... demonstracja - odparł, podkreślając ostatnie słowo. - Może jeśli jutro zamówimy deser do pokoju... |
Pan pozwoli, że panu zademonstruję *wyciąga kubeł lodów* Cieplej...
Cytat: | - Bo dziś mam już tylko ochotę na coś gorącego... na coś, co zdecydowanie nie rozpuszcza się w ustach... |
Hmm, lets think. A, już mam, gorąca czekolada Gorąco!
Cytat: | - Przepraszam, możemy się dosiąść?
|
No i cały nastrój szlag trafił. Przepraszam państwa, muszę coś załatwić
Cytat: | - Boże, czuję się, jakbym znów miał dwadzieścia lat – westchnął, przymykając oczy.
- Wtedy też całowałeś się po parkach z podstarzałymi kalekami? |
I to muszę przyznać, mnie zabiło. Ja tak nie umiem po prostu
Cytat: | Wilson otoczył go ramionami jeszcze mocniej i, stając na palcach, delikatnie zacisnął zęby na płatku jego ucha. - Więc co powiesz na to, żebyśmy wrócili do pokoju i przywrócili je do życia? |
To czego tu jeszcze stoicie, impotenci? Do hotelu i pod kołdrę, ale już!
Richie, nic dodać, nic ująć. Jak zwykle coś pięknego. A ta akcja z lodami to z miejsca została moim ulubionym momentem. Wilson, ty perwercie. Ale to zapewne też wynik ciąży
Mam nadzieję, że w następnej części będzie kontynuacja i szczegółowy opis co się wydarzyło w trakcie Wiesz, jak kocham erę w twoim wykonaniu
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 2:25, 25 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
nie ma sprawy, Lady M. Najważniejsze, że jesteś
Lady M. napisał: | To ja już zaczynam odkładać kasę na ten hotel. Gdzieś tak za sto lat powinnam tam pojechać |
eee, tam... ja wolę ten hotelik z "Campingu"
Lady M. napisał: | I zaczyna się akcja |
jassssne... Ale byłam wredna w tym kawałku, prawda? Raz zgasiłam całą sytuację, a dwa razy pozostawiłam erę na pastwę Waszej wyobraźni
Lady M. napisał: | To musi być efekt ciąży Jimmy się przez to taki "nadekspresywny" zrobił. |
nie To był Jimmy made by evay Bo u niej co chwila House lądował na ścianie
Lady M. napisał: | Taa, daję stówę, że to nie o wspomniane krzesło chodzi |
płać, Lady M.!!! *wyciąga sugestywnie rękę*
korniczki nawiązywały do tego:
Wilson swallowed almost audibly. He was achingly hard now and trying not to squirm. [...] And House really, really liked making Wilson hard. Especially in inappropriate places at inappropriate times. ([link widoczny dla zalogowanych])
Lady M. napisał: | Hmm, ciekawe gdzie. |
nie "gdzie" tylko "jak"
Lady M. napisał: | Hmm, lets think. A, już mam, gorąca czekolada |
gorąca czekolada nie musi się rozpuszczać - już jest w płynie
Ale pięknie przeanalizowałaś tę scenę you have more dirty thoughts than me
Lady M. napisał: | No i cały nastrój szlag trafił. |
dramatyzujesz... przynajmniej te panienki zmobilizowały House'a do działania
Lady M. napisał: | I to muszę przyznać, mnie zabiło. Ja tak nie umiem po prostu |
Kochane dzieci - zimowe spacery wieczorową porą mogą zabić. Prosimy, nie róbcie tego w domu
Lady M. napisał: | To czego tu jeszcze stoicie, impotenci? Do hotelu i pod kołdrę, ale już! |
pod kołdrę? może jeszcze zgasić światło i ułożyć się w pozycji klasycznej vel. "misjonarskiej"?
ich stać na więcej
Lady M. napisał: | Mam nadzieję, że w następnej części będzie kontynuacja i szczegółowy opis co się wydarzyło w trakcie |
jak sama powiedziałaś - "nic dodać, nic ująć". Tę część uważam za zamkniętą.
ale zostaje jeszcze jedna noc w Chicago...
Dzięki, Lady
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Any
Czekoladowy Miś
Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza zakrętu ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 7:29, 25 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Zgodnie z obietnicą, zjawiam się - muszę korzystać z czasu, kiedy Wilsonowi nie robi jeszcze nikt głupich przytyków.
Cytat: | w czekoladowych oczach zabłysnęły iskierki zachwytu, jak gdyby onkolog nagle zmienił się w kilkuletniego chłopca |
Ranyranyrayranyanyyyy!!!
Wyborażasz sobie takiego małego, ślicznego Jimmy'ego? Aaaaach.
Cytat: | niedowierzaniem wodził wzrokiem od panoramicznego okna, za którym widać było ciemniejące niebo do stojącej przed kominkiem ogromnej kanapy i z powrotem. |
Łał, człowieku, postarałeś się!
Cytat: | (...) i wanna dorównująca rozmiarami łóżku |
Jak babcię kocham, muszę się tam kiedyś wybrać, choćby w celu obejrzenia tej wanny.
Cytat: | - I mam nadzieję, że krawaty nie są obowiązkowe, bo nie zabrałem ze sobą żadnego.
|
*krztusi się kawą*
...
Cytat: | - Ale na wszelki wypadek przywiozłem kilka. Pomyślałem, że mogą się przydać. |
*nie wierzy w to, co czyta*
Richie... House przywożący Wilsonowi krawaty to równie prawdopodobne jak i ciężarny Jimmy.
Cytat: | powoli zastanawiając się nad sposobami odkrycia, co stoi za tą metamorfozą jego przyjaciela. |
Jimmy, naprawdę chcesz wiedzieć?
Nie co, a KTO!
Taka jedna Richie117. Kojarzysz może? To właśnie ona sprawiła, że Twój brzuch robi się coraz bardziej okrągły...
Cytat: | Nabrał łyżeczką odrobinę wiśniowych lodów i zlizał ją czubkiem języka |
Aaaa. Aha! To stąd te wiśniowe lody!
Cytat: | na coś, co zdecydowanie nie rozpuszcza się w ustach... |
Boże, Wilsona też zmieniłaś nie do poznania. Ojejku...
Cytat: | Jego oczy przybrały kolor nieba przed burzą |
Awwww.....
Cytat: | - Przepraszam, możemy się dosiąść?
|
Kubeł BARDZO zimnej wody.
Cytat: | ”A jednak wciąż ma ochotę się na mnie rzucić” |
Dziwisz się?
Cytat: | podana w ten sposób smakuje o wiele lepiej |
Zawsze wiedziałam, że House wie, co dobre!
*oblizuje się*
Cytat: | (...)ale również na to, by Wilson zawiązał mu na szyi krawat. |
Hm. Może byśmy wrócili na ziemię, co?
Cytat: | - Chcę się z tobą kochać |
Ratunkuuu. Co ta ciąża robi z ludźmi!
Naprawdę, jedyne co mogę powiedzieć, to długie łaaaaaaaaaał.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płaszczyk Bena ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 14:46, 25 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Richie napisał: | eee, tam... ja wolę ten hotelik z "Campingu" |
Wiesz, tam akcja "posuwała" się w takim tempie, że jedyne, na co zwróciłam uwagę to jakuzzi
Richie napisał: | jassssne... Ale byłam wredna w tym kawałku, prawda? Raz zgasiłam całą sytuację, a dwa razy pozostawiłam erę na pastwę Waszej wyobraźni |
That was soo mean
Richie napisał: | płać, Lady M.!!! *wyciąga sugestywnie rękę* |
Jedną chwilę, tylko przeszukam portfel Miśkowa
I jak ty na litość boską znajdujesz takie boskie kawałki? I jak ja teraz moją erę napiszę, jak tyle lepszych ode mnie?
Richie napisał: | gorąca czekolada nie musi się rozpuszczać - już jest w płynie |
No, czyli miałam rację, bo Jimmy sam powiedział o czymś, co "nie rozpuszcza się w ustach". Kto powiedział, że nie może już być rozpuszczone?
Richie napisał: | you have more dirty thoughts than me |
Ohh yeah! And I'm gonna show you that thoughts
Richie napisał: | ich stać na więcej |
No to może z miejsca skok do jakuzzi, tak na główkę i bez ubrań. Plus gumowa kaczuszka gratis
Richie napisał: | ale zostaje jeszcze jedna noc w Chicago... |
Już czuję , jak mi się ręce pocą
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 17:36, 25 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
any napisał: | Zgodnie z obietnicą, zjawiam się - muszę korzystać z czasu, kiedy Wilsonowi nie robi jeszcze nikt głupich przytyków. |
a więc za przedostatni komentarz anyway pod Gimme... *pije*
any napisał: | Ranyranyrayranyanyyyy!!!
Wyborażasz sobie takiego małego, ślicznego Jimmy'ego? Aaaaach. |
any napisał: | Jak babcię kocham, muszę się tam kiedyś wybrać, choćby w celu obejrzenia tej wanny. |
przypuszczam, że House przesadził w kwestii rozmiarów wanny - raczej chodziło mu o naprowadzenie Jimmy'ego na to, co ma zamiar w niej robić
any napisał: | *krztusi się kawą*
... |
*klepie any po plecach*
...
no co?
any napisał: | *nie wierzy w to, co czyta*
Richie... House przywożący Wilsonowi krawaty to równie prawdopodobne jak i ciężarny Jimmy. |
ale House przywiózł te krawaty w innym celu, niż ten, do którego zostały stworzone
any napisał: | Jimmy, naprawdę chcesz wiedzieć?
Nie co, a KTO!
Taka jedna Richie117. Kojarzysz może? To właśnie ona sprawiła, że Twój brzuch robi się coraz bardziej okrągły... |
małe sprostowanie: to nie żadna Richie, tylko zue korniki
a z brzuchem Wilsona jeszcze wszystko okej - tylko tyłek mu rośnie
any napisał: | Boże, Wilsona też zmieniłaś nie do poznania. Ojejku... |
...powiedziała ta, co z Jimmy'ego, który nie był pewien swoich uczuć w ciągu kilku akapitów zrobiła Jimmy'ego, który zmuszał House'a, żeby go błagał...
any napisał: | Hm. Może byśmy wrócili na ziemię, co? |
ale House nie może "na ziemi", bo go noga boli
any napisał: | Ratunkuuu. Co ta ciąża robi z ludźmi! |
no co takiego?
...
House shakes his head, “No. If this is about making love the light will stay on. If you're changing your mind and want to have sex I'll switch it off.” ("The Condition" by hilsonlover)
***
Lady M. napisał: | I jak ty na litość boską znajdujesz takie boskie kawałki? I jak ja teraz moją erę napiszę, jak tyle lepszych ode mnie? |
same się znajdują a ten konkretny jakimś cudem wpadł mi w łapy, kiedy szukałam spoilerów przed 4x15
A polski jest baznadziejny do pisania ery, więc te angielskie są nawet lepsze od moich
Lady M. napisał: | No, czyli miałam rację, bo Jimmy sam powiedział o czymś, co "nie rozpuszcza się w ustach". Kto powiedział, że nie może już być rozpuszczone? |
okej, my bad
tak czy inaczej "gorąca czekolada" za sprawą Eriss za bardzo kojarzy mi się z Foremanem... Bleee...
Lady M. napisał: | Ohh yeah! And I'm gonna show you that thoughts |
can't wait for it
Lady M. napisał: | Plus gumowa kaczuszka gratis |
żeby House rozpraszał się pracą?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Śro 17:37, 25 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
aaandziaa
Pacjent
Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin :D Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 15:57, 13 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Richie! Pogoń korniki, natychmiast!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 16:23, 13 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Pogonię, pogonię - słowo Hilsonki
Tzn poczytam im trochę ery, bo głównie to zostało im do napisania w kolejnej części
Postaram się, żeby do końca weekendu było
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
niespecjalna
Ratownik Medyczny
Dołączył: 03 Mar 2009
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Gondoru Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 19:36, 13 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
AAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!! Zabrałam się do tego fika przed godziną i nie mogłam od niego oderwać oczu! Z neicierpliwością klikałam na kolejne strony tematu by p[rzejść do kolejnej części! JESTEŚ GENIALNA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Czekam z niecierpliwością na następną część!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 20:30, 15 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Damn... Part 26. będzie najdłuższą częścią Gimme, ever! Bo to poniżej to jeszcze nie koniec i korniki muszą napisać podczęść 'd', żeby zakończyć odpowiednio tę sylwestrową noc
Przepraszam bardzo, że tak długo to trwało – następnym razem bardziej je zmobilizuję do pracy
Enjoy! |
Part 26 'c'
Sylwestrowy wieczór zastał ich w hotelowej wannie, gdzie kontynuowali to, co robili w ciągu całego dnia, spędzonego w łóżku. Obaj desperacko pragnęli odsunąć od siebie myśli, że następnego dnia o tej porze będą już we własnym mieszkaniu, i żaden z nich nie miał ochoty na towarzystwo rozbawionego tłumu, który wypełniał wszystkie lokale i ulice Chicago.
Otoczeni pachnącą wanilią pianą, wymieniali leniwe pocałunki, a dłoń Wilsona z wprawą masowała pokiereszowane udo diagnosty. Gdy opuszki palców młodszego mężczyzny przypadkowo musnęły wewnętrzną część uda jego kochanka, House zamruczał i wtulił twarz w zagłębienie jego szyi.
- Naprawdę nie masz dość? - wymamrotał, składając lekkie pocałunki wszędzie, gdzie zdołały sięgnąć jego usta.
Onkolog zachichotał, czując jak miękkie wargi i szorstki zarost diagnosty łaskoczą jego skórę.
- Mmm... myślisz, że mógłbym mieć dosyć czegoś takiego? - zamruczał, odchylając głowę w bok. Jego ręka, która znieruchomiała na udzie House'a, gdy tylko House zaczął go całować, przesunęła się w górę, ocierając się grzbietem dłoni o jego członek. Nie był zaskoczony brakiem reakcji – House zdążył się już wykazać tego dnia i jak zawsze potrzebował trochę czasu na dojście do siebie. Jednak im dłużej palce Wilsona pieściły wrażliwe miejsce, tym bardziej oddech starszego mężczyzny przyspieszał, a jego pocałunki stawały się bardziej zachłanne. Po chwili oderwał się od barku Wilsona i ruszył wzdłuż jego szyi i linii szczęki, by zatrzymać się dopiero na ustach młodszego mężczyzny. Onkolog jęknął, gdy House przygryzł delikatnie jego język, a pod powierzchnią wody dłoń diagnosty zamknęła się wokół jego erekcji.
- Nie sądzisz, że powinniśmy się przenieść w suchsze miejsce?... - wyszeptał sugestywnie, gdy diagnosta oparł głowę na jego ramieniu, łapiąc oddech.
- O nie, Jimmy – wysapał House. - Nie tym razem. Za kwadrans mają dostarczyć naszą kolację, więc albo zajmiemy się tym tutaj, albo będziesz musiał sam się o to zatroszczyć.
Wilson prychnął z irytacją, ale złapał House'a za podbródek i wciągnął go w głęboki pocałunek, równocześnie przysuwając się bliżej niego.
- Mam przez to rozumieć, że nie masz ochoty na samoobsługę? - zapytał dla pewności diagnosta, pocierając nosem policzek swojego kochanka.
- Less talking, more fucking* - rozkazał onkolog i pchnął biodrami w kierunku dłoni House'a, która wciąż ciasno obejmowała jego członek.
House nie mógł powstrzymać triumfalnego uśmiechu na widok pożądania, malującego się w czekoladowych oczach. Wolną ręką otoczył ramiona swojego kochanka i przygarnął go do siebie, a jego dłoń przesunęła się wzdłuż pulsującej erekcji. Wilson jęknął głośno i diagnosta wykorzystał ten moment, by nakryć jego usta swoimi, tłumiąc kolejne odgłosy zadowolenia, które młodszy mężczyzna wydawał za każdym razem, gdy był bliski osiągnięcia orgazmu. A House doskonale wiedział, jak doprowadzić do tego w mniej niż minutę, jeśli tylko zechciał.
Czterdzieści sekund później ciało młodszego mężczyzny zadrżało gwałtowanie i House mógł pogratulować sobie kolejnego sukcesu.
- Myślisz, że pobiłem ostatni rekord? - zapytał z dumą, jakby mówił o przejściu następnego poziomu gry na swoim game boy'u.
Onkolog wymamrotał coś niezrozumiałego w odpowiedzi. Wszystkie jego mięśnie całkowicie się odprężyły i tylko obejmujące go wciąż ramię starszego mężczyzny powstrzymało go przed osunięciem się do wody. Jak długo jego kochanek potrafił doprowadzić go do takiego stanu, Wilsonowi było obojętne, czy House naprawdę traktuje to jak rodzaj sportu.
- Hej, tylko nie zasypiaj! - usłyszał gderliwy głos. - Nie mam zamiaru siedzieć tu całą noc, pilnując, żebyś się nie utopił! - Słowom towarzyszyło lekkie szturchnięcie i Wilson wolno otworzył oczy.
- Myślałem, że lekarze są zobowiązani do ochrony życia – zakpił, przeciągając się leniwie.
- To samo dotyczy ciebie. A jeśli zaraz nie wstaniesz, nasza kolacja przepadnie, ja umrę z głodu i zostaniesz sam z dwójką dzieci – padła natychmiastowa odpowiedź.
Wilson przewrócił oczami, ale podniósł się i wyszedł z wanny, ostrożnie stawiając stopy na kafelkach. W kontakcie z chłodnym powietrzem jego ciało pokryło się gęsią skórką i onkolog niecierpliwie wyciągnął rękę w stronę przyjaciela, żeby pomóc mu wstać.
- Twój widok mnie rozpala... - zamruczał House, chwilowo ignorując zaoferowaną pomoc.
Wilson przestąpił z nogi na nogę. - Mógłbyś się ruszyć, zanim zamarznę?! - zapytał, szczękając lekko zębami.
- Jestem pewien, że w razie potrzeby mógłbym cię rozgrzać – odparł diagnosta, chwytając w końcu dłoń swojego kochanka.
Onkolog mimowolnie przygotował się na to, że zostanie pociągnięty w dół, ale ku jego zaskoczeniu House wstał i wyszedł z wanny, nie próbując żadnych sztuczek, jeśli nie liczyć muśnięcia opuszkami palców biodra Wilsona, które sprawiło, że młodszy mężczyzna zadrżał, lecz tym razem stanowczo nie z powodu zimna.
Wytarli się nawzajem zdjętymi z grzejnika ręcznikami – Wilson otrzymał szybkiego całusa w policzek w nagrodę za to, że wpadł na pomysł, by je tam wcześniej powiesić – i chwilę później House opuścił łazienkę, oświadczając, że musi rozpalić w kominku.
Wilson został sam, wciąż oszołomiony nagłym romantyzmem swojego przyjaciela. Zwyczajny dobry nastrój dałoby się wytłumaczyć brakiem obowiązków i uprzykrzonych pacjentów oraz tym, że mógł bez konsekwencji ignorować telefony Cuddy (Wilson odebrał jeden raz, żeby się upewnić, że nie chodzi o coś ważnego, ale administratorka chciała jedynie wiedzieć, czy wszystko u nich w porządku i czy nie zamierzają przedłużyć sobie urlopu bez zapowiedzi), ale romantyzm?!
Onkolog pokręcił głową, uśmiechając się do siebie. Zamierzał owinąć się szlafrokiem i podążyć za House'em do salonu, ale zatrzymał się na moment przed lustrem i spojrzał na swoje odbicie. Poza niewielką wypukłością w dole brzucha nie dostrzegał żadnych zmian w swojej w swojej sylwetce. Oczywiście pasek, który trzeba było zapinać kolejną dziurkę dalej świadczył o czymś innym, a House dokładał wszelkich starań, żeby odkryć każdy dodatkowy gram tkanki tłuszczowej, odkładającej się w talii i na biodrach swojego kochanka, ale Wilson był przekonany, że gdyby nie powiedział mu o swoim stanie, diagnosta niczego by nie zauważył.
Stłumił ziewnięcie i przeczesał palcami wilgotne włosy. Chciał jeszcze ogarnąć odrobinę łazienkę, ale ledwo schylił się po jeden z porzuconych na podłodze ręczników, usłyszał wołanie House'a:
- Nasza kolacja dotarła, możesz otworzyć drzwi?
Radosny głos przyjaciela w mgnieniu oka pomógł Wilsonowi zapomnieć o zmęczeniu, które ogarniało go przed chwilą. Narzucił na siebie szlafrok i dokładnie przewiązał go w pasie. Zanim wyszedł z łazienki, odruchowo upewnił się, że niewielki przedmiot, który kupił kilka dni wcześniej z myślą o tym wieczorze, nadal znajduje się w jego kieszeni. Drobiazg wciąż był się na swoim miejscu i serce onkologa zabiło mocniej, przepełnione mieszanką zdenerwowania i ekscytacji.
- Już idę! - zawołał w odpowiedzi i wyszedł, gasząc za sobą światło.
Wilson prawie zaniemówił, gdy zamiast kogoś z hotelowej obsługi zobaczył na korytarzu dostawcę z chińskiej restauracji. Zapłacił za jedzenie, doliczając podwójny napiwek. Młody chłopak podziękował z uśmiechem i odszedł, życząc mu przyjemnego wieczoru. Onkolog zamknął drzwi i spojrzał pytająco na House'a, który właśnie skończył rozpalać ogień na kominku i podnosił się z podłogi.
- Chińszczyzna?!
- Trzeba szanować tradycję... - odparł diagnosta, sadowiąc się na kanapie.
Wilson uniósł brew. - Dziś nie jest wigilia, House. A poza tym wiesz, że nie powinienem... - westchnął, czując aromat, wydobywający się z papierowej torby.
- Mówisz tak, jakby data miała znaczenie. - House wzruszył beztrosko ramionami. - I zamówiłem dla ciebie coś łagodnego – dodał zachęcająco.
Onkolog westchnął ponownie, pokonany. Zaniósł House'owi torbę z chińszczyzną, po czym podszedł do minibarku po butelkę piwa dla swojego kochanka i puszkę 7-up'a dla siebie. Na koniec wyłączył światło i pokój pogrążył się w półmroku, rozpraszanym jedynie migotaniem ognia.
Zanim dotarł na kanapę, House zdążył już wszystko rozpakować i położyć na niskim stoliku.
- To dla ciebie – powiedział, podsuwając przyjacielowi jeden z kartoników i jednorazowe pałeczki, gdy tylko Wilson usiadł obok niego, tak blisko, że stykali się ramionami. - I jeszcze to...
Onkolog pochylił się właśnie do stolika i nie zauważył, jak diagnosta wsuwa dłoń do kieszeni i wyjmuje z niej pudełeczko, pokryte czarnym aksamitem.
- Hm? - zapytał z roztargnieniem. Poczuł lekkie szturchnięcie i odwrócił głowę. Zobaczył, że House uśmiecha się samymi kącikami ust, patrząc na niego bez słowa. Wtedy przeniósł wzrok na jego wyciągniętą rękę i mały przedmiot, który niemal ginął w długich palcach diagnosty. - Co to jest?
- Ze wszystkich ludzi na świecie, ty powinieneś wiedzieć najlepiej – mruknął House, przysuwając rękę do twarzy przyjaciela.
Czekoladowe oczy rozszerzyły się ze zdumienia. Wziął pudełko, ostrożnie, jakby było zrobione z kruchego szkła. Nie otwierając go, spojrzał niepewnie na swojego kochanka i stwierdził, że z jego twarzy zniknęło już rozbawienie i teraz widniała na niej jedynie skupiona powaga.
- Kupiłeś mi pierścionek?... - zapytał, unosząc nieznacznie brwi. - To... zaręczyny?
House prychnął, próbując zamaskować nagłe zakłopotanie. - Nie posuwałbym się tak daleko – stwierdził, starając się zabrzmieć obojętnie, ale w jego głosie słychać było napięcie. - Chcę tylko pokazać wszystkim, że nie jesteś już wolny. - Onkolog przewrócił oczami: Jasne, bo do facetów w ciąży ustawiają się kolejki adoratorek. - Poza tym zachowałem paragon, gdyby ci się nie spodobał – dokończył House.
Wilson przełknął ślinę. Czuł się dziwnie w tej całkowicie nowej dla siebie roli. No i przecież miał przed sobą House'a! Po chwili, która ciągnęła się w nieskończoność, uchylił wieczko i blask ognia zatańczył na matowej powierzchni srebrnego krążka. Nie miał pojęcia dlaczego, ale gdy wyjmował go z pudełka, zadrżały mu dłonie. Zerknął na House'a, który zastygł obok niego i poczuł, że ma ochotę się roześmiać - ”Czy on naprawdę boi się, że odmówię?”, pomyślał, ponownie przenosząc wzrok na pierścionek. Tym razem jego spojrzenie uchwyciło niewielką skazę na gładkiej powierzchni, więc pochylił się w stronę kominka, żeby przyjrzeć się dokładniej.
Zamrugał kilka razy, nie wierząc własnym oczom, kiedy dostrzegł niewyraźny kształt serduszka. Jego kontury wyglądały tak, jakby uległy wytarciu, w ciągu wielu lat noszenia go na palcu, ale pierścionek był nowy, więc grawer musiał specjalnie wykonać je w taki sposób.
Wilson otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale zanim zdążył cokolwiek wymyślić, usłyszał za sobą głos House'a:
- Wiem, że to żałosne...
- Właściwie, uważam, że to urocze... - Onkolog odwrócił się ku niemu, przerywając mu w połowie zdania.
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, z twarzy starszego mężczyzny zniknęło całe wcześniejsze napięcie, a kąciki jego ust uniosły się w sarkastycznym uśmieszku. - Świetnie, teraz uważasz, że jestem uroczy. Ciekawe, co... - Resztę jego słów uciszyły wargi Wilsona, które niespodziewanie znalazły się na jego ustach.
House nie miał pojęcia, kiedy i jak jego kochanek znalazł się na nim, jedną ręką obejmując go za szyję, a drugą dotykając jego policzka. Z jego gardła wydobył się cichy pomruk zadowolenia, gdy poprzez zarost poczuł na skórze chłód metalowego krążka, który jeszcze nie zdążył rozgrzać się od ciepła ciała swojego nowego właściciela. Teraz, gdy język Wilsona z czułością badał wnętrze jego ust, nie mógł uwierzyć, że był na tyle głupi, żeby obawiać się, że zostanie odrzucony. Jego ręce powędrowały na plecy onkologa i powoli przesunęły się w górę, dopóki nie zanurzył palców we włosach przyjaciela. Miał ochotę pokierować nim odrobinę, ale na pierwszą próbę przejęcia kontroli, Wilson karcąco przygryzł jego dolną wargę i House poddał mu się z cichym jękiem.
Wreszcie onkolog przerwał pocałunek. Zsunął się na poduszki kanapy i oparł głowę na ramieniu kochanka, muskając czubkiem nosa zagłębienie za uchem diagnosty. Dłoń House'a wciąż zataczała kręgi na jego plecach i Wilson podejrzewał, że nigdy w życiu nie będzie czuł większego szczęścia.
- Tak bardzo cię kocham – szepnął wprost do ucha swojego przyjaciela, wiedząc, że jest on jedyną osobą, która zasługiwała na to, żeby usłyszeć te słowa z jego ust.
- Wiem, Jimmy, ja ciebie też... - House wziął głęboki oddech i kątem oka zerknął na zaróżowiony policzek onkologa. - Skoro już wszystko sobie wyjaśniliśmy, co powiesz na to, żebyśmy zajęli się kolacją?
Cytat: | * definitywnie nie moje; nie pamiętam, kto to wymyślił i jest mi z tego powodu baaardzo przykro
ale potrzebowałam w tym miejscu czegoś takiego, a angielska wersja brzmi lepiej, niż "mniej gadania, więcej posuwania" |
Part 26'd' as soon as posible
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dark Angel
Nocny Marek
Dołączył: 10 Paź 2008
Posty: 5291
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 69 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 21:10, 15 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Gaaad, zaręczyny *ómarła*
Angielska wstawka powaliła mnie na kolana. Jej tłumaczenie również
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gora
Ratownik Medyczny
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 21:36, 15 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Richie, czy ja Ci już mówiłam, że Cię uwielbiam?
Cytat: | Sylwestrowy wieczór zastał ich w hotelowej wannie, gdzie kontynuowali to, co robili w ciągu całego dnia, spędzonego w łóżku. |
Pierwsze zdanie a już mi się podoba ta część
Cytat: | - Mam przez to rozumieć, że nie masz ochoty na samoobsługę? - zapytał dla pewności diagnosta, pocierając nosem policzek swojego kochanka. |
Przy House'ia? Przy nim samoobsługa byłaby grzechem
Cytat: | A House doskonale wiedział, jak doprowadzić do tego w mniej niż minutę, jeśli tylko zechciał. |
Naprawdę niezły jest
Cytat: | - Chińszczyzna?!
- Trzeba szanować tradycję... - odparł diagnosta, sadowiąc się na kanapie. |
Padłam
Cytat: | Jasne, bo do facetów w ciąży ustawiają się kolejki adoratorek. |
Oj Jimmie, żebyś się nie zdziwił
Boskie Już naprawdę nie mogłam się doczekać kolejnej części
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
niespecjalna
Ratownik Medyczny
Dołączył: 03 Mar 2009
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Gondoru Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 17:42, 16 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
super. no no no jestem pod wieeeelkim wrażeniem całość baaardzo erotyczna. zastanawiam się tylko co będzie, kiedy wrócą? Bo chyba już za długo u nich tak sielsko jest. A może się mylę? OBYM SIĘ MYLIŁA!!!!! Richie, jesteś geniuszem!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Este
Bad Wolf
Dołączył: 31 Maj 2008
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 22:20, 16 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Richie, no nareszcie Myślałam, że się nie doczekam. Biore się za czytanie
Cytat: | Otoczeni pachnącą wanilią pianą, wymieniali leniwe pocałunki, a dłoń Wilsona z wprawą masowała pokiereszowane udo diagnosty. Gdy opuszki palców młodszego mężczyzny przypadkowo musnęły wewnętrzną część uda jego kochanka, House zamruczał i wtulił twarz w zagłębienie jego szyi. |
Mrauuu, być tą wanilową pianą
Cytat: | - Naprawdę nie masz dość? |
To było pytanie retoryczne, prawda?
Cytat: | - Less talking, more fucking |
Buahhaha To dlatego w Hilsonie ostatnio pojawia się tak mało fików? Po prostu chłopaki zajęli się czymś przyjemniejszym, niż gadanie Richie, to zdanie było boskie *ociera łzy ze śmiechu*
Cytat: | Czterdzieści sekund później ciało młodszego mężczyzny zadrżało gwałtowanie i House mógł pogratulować sobie kolejnego sukcesu. |
*zatrzymał stoper, otworzył zeszyt i zapisał wynik w tabelce*
Cytat: | Jak długo jego kochanek potrafił doprowadzić go do takiego stanu, Wilsonowi było obojętne, czy House naprawdę traktuje to jak rodzaj sportu. |
Jakoś mu się nie dziwię...
Cytat: | House opuścił łazienkę, oświadczając, że musi rozpalić w kominku.
Wilson został sam, wciąż oszołomiony nagłym romantyzmem swojego przyjaciela. |
Richie, kto to jest, i co zrobiłaś z prawdziwym House'em?
Cytat: | Zanim wyszedł z łazienki, odruchowo upewnił się, że niewielki przedmiot, który kupił kilka dni wcześniej z myślą o tym wieczorze, nadal znajduje się w jego kieszeni. |
Hmmm... Skoro Wilson już jest w ciąży, to chyba nie potrzebują już gumek, prawda? Ciekawe co to może być...
Cytat: | Na koniec wyłączył światło i pokój pogrążył się w półmroku, rozpraszanym jedynie migotaniem ognia. |
*bierze miseczkę z popcornem i colę*
Zaczyna się...
*werble*
Cytat: | Po chwili, która ciągnęła się w nieskończoność, uchylił wieczko i blask ognia zatańczył na matowej powierzchni srebrnego krążka. Nie miał pojęcia dlaczego, ale gdy wyjmował go z pudełka, zadrżały mu dłonie. (...) Zamrugał kilka razy, nie wierząc własnym oczom, kiedy dostrzegł niewyraźny kształt serduszka. Jego kontury wyglądały tak, jakby uległy wytarciu, w ciągu wielu lat noszenia go na palcu, ale pierścionek był nowy, więc grawer musiał specjalnie wykonać je w taki sposób.
|
Jejciu, piękne
Cytat: | - Świetnie, teraz uważasz, że jestem uroczy. Ciekawe, co... - Resztę jego słów uciszyły wargi Wilsona, które niespodziewanie znalazły się na jego ustach. |
Ekhm, że tak zacytuję twojego narzeczonego, House: "Less talking, more fucking"
Richie, jak zwykle good job Pogłaskaj korniczki ode mnie, poczęstuj patykiem i pogoń do roboty Czekam niecierpliwie na kolejną część.
Pozdrówka
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Any
Czekoladowy Miś
Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza zakrętu ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 7:25, 17 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Z koemntarzem jestem jak zawsze opóźniona, ale chyba już zdołałaś się do tego przyzwyczaić, prawda?
Cytat: | Sylwestrowy wieczór zastał ich w hotelowej wannie, gdzie kontynuowali to, co robili w ciągu całego dnia, spędzonego w łóżku |
W ciągu całego dnia? Że też im się nie znudziło, dajcie spokój...
Cytat: | Otoczeni pachnącą wanilią pianą(...) |
House lubiący wanilię? To przekracza granice mojej wyobraźni.
Cytat: | - Naprawdę nie masz dość? |
No właśnie!
Cytat: | - Mmm... myślisz, że mógłbym mieć dosyć czegoś takiego? |
Tak, myślę, że byś mógł. To House miał pełne prawo by nigdy nie mieć dość Ciebie.
Cytat: | House zdążył się już wykazać tego dnia i jak zawsze potrzebował trochę czasu na dojście do siebie. |
Boże, przy takim tempie House wykorkuje niż zdąży przewinąć jedno ze swoich dzieci...
Cytat: | - Nie sądzisz, że powinniśmy się przenieść w suchsze miejsce?... |
A po jakie szczęście?
Cytat: | - Less talking, more fucking |
Jimmy, co z Tobą? To naprawdę Ty? Prziecież specjalista od tego typu powiedzonek to House, szyscy dobrze o tym wiemy.
Cytat: | - Myślisz, że pobiłem ostatni rekord? |
Nawet jeśli nie, to 40sekund jest naprawdę rewelacyjnym wynikiem.
Cytat: | - Myślałem, że lekarze są zobowiązani do ochrony życia |
Lekarze - tak. House - nie.
Cytat: | - Twój widok mnie rozpala... - zamruczał House |
Tu się z Tobą zgodzę, przyjacielu.
Cytat: | Oczywiście pasek, który trzeba było zapinać kolejną dziurkę dalej świadczył o czymś innym |
You can't always get what you want...
Cytat: | A poza tym wiesz, że nie powinienem... |
Za słabyś, bratku!
Cytat: | - Ze wszystkich ludzi na świecie, ty powinieneś wiedzieć najlepiej – mruknął House |
Ale to Twoja obecnośc tak na niego działa, nie denerwuj się.
Cytat: | (...)ale na pierwszą próbę przejęcia kontroli, Wilson karcąco przygryzł jego dolną wargę i House poddał mu się z cichym jękiem |
Jimmy poczuł władzę i nie zamierza tak łatwo się jej pozbywać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płaszczyk Bena ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 17:13, 17 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
any, "spóźniona" to raczej ja jestem Pokornie cię przepraszam, Richie
Cytat: | Otoczeni pachnącą wanilią pianą, wymieniali leniwe pocałunki, a dłoń Wilsona z wprawą masowała pokiereszowane udo diagnosty. |
Czytam to i pałaszuję trzeciego już 3Bita, pod koniec wezmę się za czekoladę
Cytat: | - Naprawdę nie masz dość? - wymamrotał, składając lekkie pocałunki wszędzie, gdzie zdołały sięgnąć jego usta. |
Pytanie retoryczne ma się rozumieć
Cytat: | House zdążył się już wykazać tego dnia i jak zawsze potrzebował trochę czasu na dojście do siebie. |
Zawsze mnie to dziwiło, jak to jest, Richie, że u ciebie libido chłopców osiąga rozmiary o których w moich fikach nie śniono.
Cytat: | - Mam przez to rozumieć, że nie masz ochoty na samoobsługę? |
W niektórych przypadkach mówi się na to "szwedzki stół"
Cytat: | - Less talking, more fucking |
To zdanie to już chyba kanon. Też nie pamiętam, kto użył go w swoim fiku pierwszy, ale powinno się pojawić w każdej dobrej erze.
Cytat: | Czterdzieści sekund później ciało młodszego mężczyzny zadrżało gwałtowanie i House mógł pogratulować sobie kolejnego sukcesu. |
Ehh, chciałabym być tym, który trzymał im wtedy stoper
Cytat: | Jak długo jego kochanek potrafił doprowadzić go do takiego stanu, Wilsonowi było obojętne, czy House naprawdę traktuje to jak rodzaj sportu. |
W końcu sport to zdrowie Już widzę następną dyscyplinę olimpijską
Cytat: | - Twój widok mnie rozpala... - zamruczał House, chwilowo ignorując zaoferowaną pomoc. |
Nawet nie wiesz jak ci tego widoku zazdroszczę.
Cytat: | - Chińszczyzna?!
- Trzeba szanować tradycję... - odparł diagnosta, sadowiąc się na kanapie. |
Bo tradycja, to rzecz święta - cytując pewnego śledzia z reklamy
Cytat: | - Kupiłeś mi pierścionek?... - zapytał, unosząc nieznacznie brwi. - To... zaręczyny? |
*bierze rozpęd, by rzucić się House'owi na szyję*
Cytat: | - Nie posuwałbym się tak daleko |
*źle oblicza trajektorie i wypada przez okno*
Cytat: | - Tak bardzo cię kocham (...)
- Wiem, Jimmy, ja ciebie też... (...) |
Ile ja bym dała, żeby móc to usłyszeć w serialu!
Richie, jesteś wielka! Skąd ty bierzesz te pomysły na erę? Nie wiem, jak inni, ale zawsze, kiedy czytam coś twojego siedzę przed kompem z błogim uśmiechem na twarzy
Matki, jaki ten Grzesio romantyczny. Srebrny pierścionek z serduszkiem, nic dziwnego, że Jimmy rzucił mu się na szyję, to było takie słodkie No to kiedy ślub? Przed, czy po porodzie?
Tak się właśnie zastanawiam, jak nasz kochany Jimmy poradzi sobie, gdy ta "niewielka wypukłość" przestanie być "niewielka"
Richie -
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 4:21, 18 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Dark Angel, to NIE BYŁY zaręczyny House się nie zaręcza, on tylko obrączkuje swoją własność
a tłumaczenie angielskiej wstawki... well, napadło mnie w chwili, kiedy myślałam, że tego nie da się przetłumaczyć z zachowaniem charakteru wypowiedzi
***
Gora - nie wiem, chyba już coś wspominałaś na ten temat
Gora napisał: | Przy House'ia? Przy nim samoobsługa byłaby grzechem |
[spoiler]i pomyśleć, że nadejdą czasy, kiedy House będzie zmuszony do samoobsługi... x( [/spoiler]
Gora napisał: | Naprawdę niezły jest |
trening czyni mistrza... (a przerwy na lunch są taaakie krótkie )
Gora napisał: | Oj Jimmie, żebyś się nie zdziwił |
czyżbyś sugerowała, że ktoś może odbić House'owi Jimmy'ego?...
Mam nadzieję, że na kolejną część nie trzeba będzie czekać aż 3 tygodnie...
***
niespecjalna - cieszę się strasznie, że Gimme ma nową wielbicielkę
niespecjalna napisał: | zastanawiam się tylko co będzie, kiedy wrócą? Bo chyba już za długo u nich tak sielsko jest. A może się mylę? OBYM SIĘ MYLIŁA!!!!! |
cóż... sama nie wiem Bo nigdy nie planowałam, że perspektywa posiadania potomstwa wyzwoli w House'ie tyle pozytywnych emocji, a teraz to się lekko wymknęło spod kontroli i korniczki nie wiedzą, jak sHouse'owić House'a
***
Este napisał: | Mrauuu, być tą wanilową pianą |
no wiesz co?...
Este napisał: | To dlatego w Hilsonie ostatnio pojawia się tak mało fików? Po prostu chłopaki zajęli się czymś przyjemniejszym, niż gadanie |
a ja tam lubię ich dirty!talks szczególnie kiedy oblewa się przy tym rumieńcem
Este napisał: | *zatrzymał stoper, otworzył zeszyt i zapisał wynik w tabelce* |
Este napisał: | Richie, kto to jest, i co zrobiłaś z prawdziwym House'em? |
no dooobra, przyznam się - prawdziwego House'a zamknęłam w swojej piwnicy i szantażuję go odcięciem od vicodinu, jeśli odmówi zrobienia mi masażu A to wszystko przez hilsonlover z LJta, bo ona napisała takiego fika... zresztą możesz sama przeczytać: [link widoczny dla zalogowanych]
Este napisał: | Ciekawe co to może być... |
może jakaś sex-zabawka?
Este napisał: | *bierze miseczkę z popcornem i colę* |
hej, to jak możesz jeść w takiej chwili? i na dodatek przeszkadzać House'owi odgłosami chrupania...
Este napisał: | Ekhm, że tak zacytuję twojego narzeczonego, House: "Less talking, more fucking" |
well... maybe later
a skoro to nie były zaręczyny, to nie może być mowy o "narzeczonym" gdzieś kiedyś widziałam określenie "kociołap", czyli człowiek, z którym się żyje "na kocią łapę"
W imieniu korników dziękuję za uznanie next part będzie, jak się napisze... eh, ta era...
***
anyś - lepiej późno niż wcale
any napisał: | W ciągu całego dnia? Że też im się nie znudziło, dajcie spokój... |
ale CO im się miało znudzić? okazywanie sobie miłości i szacunku?... gdyby miałoo im się to znudzić w ciągu jednego dnia, to po co mieliby ze sobą być przez resztę życia?
any napisał: | House lubiący wanilię? To przekracza granice mojej wyobraźni. |
a gdzie jest napisane, że jemu się to podobało? i w ogóle jaki zapach płynu do kąpieli najbardziej lubi House?
any napisał: | Boże, przy takim tempie House prędzej wykorkuje niż zdąży przewinąć jedno ze swoich dzieci... |
House przewijający dziecko? TO dopiero przekracza granice mojej wyobraźni
any napisał: | A po jakie szczęście? |
najwyraźniej Wilson miał ochotę na coś więcej niż robótkę ręczną, a nie miał przy sobie wodoodpornego żelu
any napisał: | Jimmy, co z Tobą? To naprawdę Ty? Prziecież specjalista od tego typu powiedzonek to House, wszyscy dobrze o tym wiemy. |
it's the hormones talking...
any napisał: | You can't always get what you want... |
it's so true... ale przynajmniej w Gimme nie ma szans, że Wilson będzie karmił piersią
any napisał: | Jimmy poczuł władzę i nie zamierza tak łatwo się jej pozbywać. |
Jimmy zawsze miał władzę nad House'em. a to, że czasem wydaje się, że jest inaczej, to tylko iluzja
***
any, Lady M., tylko się nie pobijcie, która jest bardziej spóźniona... Może powinnam Wam podsyłać kolejne części Gimme na PW, żebyście mogły napisać komentarze jeszcze przed publikacją?
Lady M. napisał: | Zawsze mnie to dziwiło, jak to jest, Richie, że u ciebie libido chłopców osiąga rozmiary o których w moich fikach nie śniono. |
sama się dopominałaś, że ciąża wpływa pobudzająco na pewne sfery życia... Może sama powinnaś skrobnąć mprega z prawdziwego zdarzenia? A poza tym wciąż nie mogę zapomnieć o "Campingu"
Lady M. napisał: | W niektórych przypadkach mówi się na to "szwedzki stół" |
taaa... tylko przyjęcie odpowiedniej pozycji w wannie byłoby trochę niewygodne
Lady M. napisał: | powinno się pojawić w każdej dobrej erze. |
skoro era jest dobra, to aspekty "talking" i "fucking" są w odpowidnich proporcjach...
Lady M. napisał: | Ehh, chciałabym być tym, który trzymał im wtedy stoper |
mało Ci, że przynosisz im śniadanie do łóżka?
Lady M. napisał: | Skąd ty bierzesz te pomysły na erę? |
najpoprawniej będzie powiedzieć, że same się pojawiają... Ale najczęściej po angielsku i muszę je dostosowywać do ułomności polskiego języka, żeby nie wychodziło z tego tanie porno
Lady M. napisał: | No to kiedy ślub? Przed, czy po porodzie? |
nie będzie ślubu, bo śluby są główną przyczyną rozwodów I w poród też Jimmy'ego nie wrobię - to będzie przyjemna i bezbolesna cesarka
Lady M. napisał: | Tak się właśnie zastanawiam, jak nasz kochany Jimmy poradzi sobie, gdy ta "niewielka wypukłość" przestanie być "niewielka" |
jeszcze nie wiem "jak", ale na pewno świetnie - on jest po prostu stworzony do bycia w ciąży
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Any
Czekoladowy Miś
Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza zakrętu ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 7:21, 18 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Richie napisał: | anyś - lepiej późno niż wcale |
Richie napisał: | okazywanie sobie miłości i szacunku?... |
Miłości... i szacunku?! Nie rozśmieszaj mnie...
Richie napisał: | a gdzie jest napisane, że jemu się to podobało? |
Błagam, nie mów, że w Twoim fiku, House leżałby w wodzie pachnącej olejkiem waniliowym mimo iż nie lubiłby tego zapachu... Przecież to niemożliwe.
Richie napisał: | House przewijający dziecko? TO dopiero przekracza granice mojej wyobraźni |
Naprawdę? Bo ja to właśnie mam przed oczami.
Richie napisał: | najwyraźniej Wilson miał ochotę na coś więcej niż robótkę ręczną, a nie miał przy sobie wodoodpornego żelu |
Ach. Tak. Ok. Przepraszam, jak mogłam o tym zapomnieć.
Richie napisał: | it's the hormones talking... |
Naprawdę nie chcę wiedzieć, co w takim razie będzie później.
Richie napisał: | ale przynajmniej w Gimme nie ma szans, że Wilson będzie karmił piersią |
Nie, nie, Richie, nawet nie myśl o tym, że spytam, w jakim fiku była na to szansa.
Richie napisał: | a to, że czasem wydaje się, że jest inaczej, to tylko iluzja |
Bo naprawdę House tak mocno koooocha Jimmy'ego, że zrobiłby dla niego absolutnie wszystko...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
aaandziaa
Pacjent
Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin :D Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 10:21, 18 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
No wreszcie
Częśc świetna, możesz z czystym sumieniem da korniczkom wielkiego patyka
Ale co ja będe gadac
Less talking, more fucking
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 14:59, 18 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
any napisał: | Miłości... i szacunku?! Nie rozśmieszaj mnie... |
oj no... nie o TAKI szacunek mi chodziło (cokolwiek to znaczy ). W ogóle to miałam na myśli inne słowo, ale mi umknęło i o 4. nad ranem nie chciało wrócić. W każdym razie chodziło mi o to, że tym razem obyło się bez przekładania przez kolano, przywiązywania do łóżka i wykorzystywania jakichś dziwnych przedmiotów...
any napisał: | Błagam, nie mów, że w Twoim fiku, House leżałby w wodzie pachnącej olejkiem waniliowym mimo iż nie lubiłby tego zapachu... Przecież to niemożliwe. |
zapominasz, że w tej wodzie był również WILSON...
any napisał: | Naprawdę? Bo ja to właśnie mam przed oczami. |
i to tu jest dziwny?
any napisał: | Naprawdę nie chcę wiedzieć, co w takim razie będzie później. |
później odezwą się bolące plecy, wyczerpanie po nieprzespanych nocach i frustracja, że House'a nigdy nie ma w domu, kiedy Wilson go potrzebuje...
any napisał: | Nie, nie, Richie, nawet nie myśl o tym, że spytam, w jakim fiku była na to szansa. |
nie musisz pytać, bo wiesz, że mówię o The Condition, czy raczej o "Family Life"
***
aaandziaa - dzięki
korniki już się obżarły i teraz trawią...
no i będzie more... bo zasadniczo w tym kawałku nie miało być ery - tylko tak samo wyszło
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gora
Ratownik Medyczny
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 0:51, 19 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: |
[spoiler]i pomyśleć, że nadejdą czasy, kiedy House będzie zmuszony do samoobsługi... x( [/spoiler] |
Jak się zachcialo dziecka - w tym wypadku co prawda nie jemu ale sza - to się później cierpi
Richie117 napisał: |
czyżbyś sugerowała, że ktoś może odbić House'owi Jimmy'ego?... |
Raczej chodziło mi o to, że do faceta który z własnej woli może być w ciąży (zamiast ciebie ;p) ustawiła by się na pewno dłuuuuga kolejka. A jeśli dodamy do tego fakt, że tym facetem jest Jimmy Wilson to już nasza kolejka ciągnie się w nieskończoność...
Richie117 napisał: | Mam nadzieję, że na kolejną część nie trzeba będzie czekać aż 3 tygodnie... |
Też mam taką nadzieję Dokarmiaj regularnie korniczki, hołub je i w ogóle
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
niespecjalna
Ratownik Medyczny
Dołączył: 03 Mar 2009
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Gondoru Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 13:48, 01 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Nooo i ucichłooo
umieram z tęsknoty
korniczki weźcie się do roboty mogę wam oddać moja własną szafę na zachętę dodam że jest pełna szkiców z bohaterami [H]ouse M.D.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 5:52, 03 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Chyba z korniczkową weną lepiej, bo sklecenie tego rozdziału zajęło im tylko dwa i pół tygodnia, zamiast trzech No i NARESZCIE część 26. dobiegła końca
Poza tym korniki przyznają uczciwie, że znają treść fika hwshipper [link widoczny dla zalogowanych], ale nie korzystały z niego bezpośrednio przy pisaniu ery – ot po prostu taka właśnie pozycja doskonale pasowała w tej sytuacji i pewnie korniki wpadłyby na nią same, tak czy inaczej
Enjoy, people! |
Dedykowane Este oraz Katty i Dark Angel – za inspirację, wparcie psychiczne i wiarę w moc korników
Part 26 'd'
House już prawie oswobodził swoje ramię spod ciała odrobinę oszołomionego Wilsona, kiedy onkolog objął go w pasie i przytrzymał na miejscu.
- Nie tak szybko, House. Ja też mam coś dla ciebie...
Jego dłoń zniknęła na moment w kieszeni szlafroka, a kiedy pojawiła się ponownie, House zobaczył pudełeczko niemal identyczne jak to, które leżało teraz na stoliku przed kanapą. Różnica polegała na tym, że pokrywający je aksamit był ciemnoniebieski, a na wieczku widniał złoty emblemat salonu jubilerskiego.
Diagnosta spojrzał na twarz swojego kochanka i nie mógł powstrzymać się od uśmiechu – policzki młodszego mężczyzny pokrywał ciemny rumieniec, a jego oczy spoglądały gdzieś w bok i House był pewien, że gdyby Wilson miał jeszcze jedną rękę, to pocierałby nią teraz swój kark, jak zawsze, gdy sytuacja, w jakiej się znajdował, wprawiała go w zakłopotanie.
- Hej, masz minę, jakbyś kupił mi spinkę do krawata i dopiero teraz uświadomił sobie, że ich nie noszę! - stwierdził, po czym chwycił pudełeczko, leżące na wyciągniętej dłoni onkologa.
Jak na zawołanie uwolniona od ”ciężaru” ręka powędrowała na kark Wilsona.
- Ja... nie oczekuję, że będziesz chciał nosić go na palcu... - wymamrotał onkolog, nie patrząc jak House otwiera pudełko, wyjmuje w niego srebrny łańcuszek z zawieszonym na nim pierścionkiem i unosi go na wysokość oczu.
Przez moment House poczuł niezwykłą dla siebie ochotę, by otoczyć ramionami siedzącego przed nim mężczyznę i przytulić go mocno do siebie. Nie mieściło mu się w głowie, że człowiek, który zaryzykował rozpad ich związku z powodu pragnienia posiadania potomstwa, jednocześnie myślał, że coś tak trywialnego jak sugestia założenia obrączki mogłaby spłoszyć jego kochanka. A poza tym w tym momencie Wilson wyglądał niezwykle uroczo z potarganymi włosami, zaróżowionymi policzkami i niepewnością w oczach, które za sprawą blasku ognia przybrały kolor płynnej czekolady...
Diagnosta otrząsnął się z zamyślenia i chrząknął, żeby zwrócić na siebie uwagę swojego przyjaciela.
- I co, to wszystko? Żadnych wielkich słów czy głębokich wyznań o nieśmiertelnej miłości?... - zapytał, kiedy Wilson wreszcie odważył się na niego spojrzeć.
- Cóż... Wiem, że twoim zdaniem słowa nie mają znaczenia... ale kazałem coś wygrawerować...
House przewrócił oczami, zastanawiając się, jakim cudem Wilson zdołał oświadczyć się trzykrotnie, nie mdlejąc przy tym ze zdenerwowania. Mimo wszystko postanowił odłożyć na później sarkastyczne uwagi i złapał pierścionek kciukiem i palcem wskazującym, by spojrzeć na jego wewnętrzną stronę.
Na czole House'a pojawiła się niewielka pionowa zmarszczka, gdy zmrużonymi oczyma wpatrywał się w proste litery, układające się w jeszcze prostsze słowa:. Bez względu na wszystko*. Nie miał pojęcia, czy Wilsonowi chodziło o to, że będzie go kochał bez względu na wszystko, czy może była to prośba, żeby bez względu na wszystko House go nie porzucił... ”Właściwie, co to za różnica?”, House wzruszył w duchu ramionami.
Nerwowe poruszenie, które dostrzegł kątem oka, przywróciło go do rzeczywistości. Oderwał wzrok od pierścionka i spojrzał na promieniującą zdenerwowaniem twarz swojego przyjaciela. Tym razem nie mógł powstrzymać kpiącego prychnięcia, po którym – mamrocząc pod nosem ”Och, Jimmy...” - wyciągnął rękę, by dosięgnąć nią karku młodszego mężczyzny i wplatając palce w jego włosy przyciągnął go do siebie, aż ich usta złączyły się w słodkim, czułym pocałunku.
Wilson oparł dłoń na ramieniu House'a, by nie stracić równowagi i z namysłem zaczął muskać wargami skroń, policzek i szyję swojego kochanka, gdy w tym samym czasie House manipulował przy zapięciu łańcuszka, zdejmował z niego srebrny krążek i wsuwał go na serdeczny palec lewej dłoni.
- Pasuje – oświadczył, prowokując swojego przyjaciela do krótkiego chichotu.
- Miałem mnóstwo czasu, żeby poznać wszystkie twoje wymiary – zamruczał onkolog, drażniąc czubkiem języka kącik ust swojego kochanka. House odruchowo rozchylił wargi i Wilson skorzystał z zaproszenia, całując go mocno.
Czując dłoń Wilsona na swojej klatce piersiowej, diagnosta pogodził się z myślą, że jego plan na tę noc uległ niespodziewanej zmianie, ale w momencie, gdy sięgnął rękami do paska szlafroka swojego kochanka, do jego uszu dotarł charakterystyczny odgłos, którego źródłem był pusty żołądek młodszego mężczyzny i jęk frustracji, który wyrwał się z ust onkologa.
- Wygląda na to, że dwa pasożyty, odpowiedzialne za to, że za kilka tygodni twoje rozmiary ulegną znacznej zmianie, proszą o uwagę – zauważył, kiedy Wilson opadł z powrotem na kanapę i oddychał głęboko, żeby opanować nagłą falę mdłości, spowodowaną niskim poziomem cukru we krwi.
- Taa, masz rację – przyznał onkolog, kiedy czarne plamki przestały tańczyć przed jego oczami. - Z wyjątkiem tej części o pasożytach.
- Poczekaj, aż nauczą się słowa ”daj” - wtedy zmienisz zdanie.
- Nie zdziwi mnie, jeśli się postarasz, żeby to było ich pierwsze słowo...
- Nieee... - House pokręcił głową. - Myślę, że prędzej nauczą się mówić ”Mamusia Jimmy”.
- House! Chyba nie chcesz... - Wilson urwał, stwierdzając, że jeszcze zdążą się o to pokłócić, wiele razy. - Okej, może po prostu zajmijmy się kolacją, żebyśmy mogli wrócić do tego, na czym stanęliśmy?
- Mów za siebie, ja dopiero zaczynałem się podnosić. - House mrugnął znacząco do Wilsona i otrzymał w odpowiedzi zirytowane prychnięcie. Mimo to, mówił dalej: - Boże, skąd się wzięła opinia, że kobiety w ciąży nie potrafią rozsądnie myśleć?!
- Jeżeli jeszcze raz zasugerujesz, że jestem kobietą, twój ciasny tyłek będzie musiał zadowolić się zabawkami na baterie – zagroził onkolog, posyłając przyjacielowi mordercze spojrzenie, chociaż miał świadomość, że ani na moment nie przekona ono House'a, by potraktował poważnie jego słowa. - A teraz zamknij się i jedz! - Wilson skrzywił się, słysząc ostry ton swojego głosu, wywołany konfliktem między głodem a pożądaniem i nie mógł powstrzymać się przed załagodzeniem sytuacji, składając szybki pocałunek na ustach diagnosty, na co House przewrócił oczami i zabrał się za pochłanianie swojej kolacji.
Chińszczyzna zdążyła już wystygnąć, ale nadal nie straciła swojego aromatu i Wilson musiał przyznać, że House spisał się doskonale, zamawiając dla niego delikatnie przyprawiony ryż z kawałkami kurczaka i warzywami gotowanymi na parze. Pogrążony w przypadkowych myślach na temat tego, że po kilkunastu latach przyjaźni z House'em wystarczył niecały rok, by z kochanków zmienili się w oficjalną parę, która za sześć miesięcy miała stać się rodziną z dwójką dzieci, onkolog nie zauważył, że dotarł już prawie do dna swojego pudełka, a jego przyjaciel ani razu nie próbował wymusić na nim, by ”odstąpił” mu część swojego dania. Z pałeczkami zastygłymi w połowie drogi do ust, spojrzał z zaciekawieniem na House'a, który opróżniał właśnie butelkę piwa.
Diagnosta poczuł na sobie jego wzrok. - Co jest? - zapytał, unosząc brwi.
- Zastanawiam się, czy twój brak zainteresowania moim posiłkiem może być oznaką jakiejś choroby...
House prychnął. - Ja tylko pozwalam ci cieszyć się zaręczynową kolacją. Ale się nie przyzwyczajaj, od jutra wszystko wróci do normy – dodał, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Więc... to jednak były zaręczyny?... - Czekoladowe oczy rozszerzyły się ze zdumieniem.
House dopił ostatni łyk piwa i machając lekceważąco butelką, odstawił ją na stół. - Mój mały, uporządkowany Jimmy... Czy dla ciebie wszystko musi mieć odpowiednią etykietkę? Tak czy inaczej, wymieniliśmy się pierścionkami, co można uznać za dowód, że chcemy być razem na dobre i złe, więc chyba bliżej zaręczyn się już nie znajdziemy – dokończył, wzruszając ramionami.
Wilson milczał przez chwilę, bezmyślnie grzebiąc pałeczkami w pozostałościach ryżu z kurczakiem. Słowa House'a przypomniały mu o czymś, co kilka razy przemknęło mu przez głowę, ale nigdy wcześniej nie poruszał tego tematu, obawiając się reakcji diagnosty, ale skoro teraz w pewnym sensie sam zaczął o tym mówić... Onkolog chrząknął, zbierając się na odwagę.
- House, zastanawiałeś się kiedyś... - zaczął. - No dobra, wiem, że nie, ale i tak pomyślałem, że może... może powinniśmy... - Przeszywające spojrzenie błękitnych oczu, które na nim spoczęło sprawiło, że Wilson pożałował, że się odezwał.
- Wykrztusisz wreszcie, o co ci chodzi, czy mam zacząć zgadywać?
Wilson zaczerpnął głęboki oddech. - Wydaje mi się, że skoro zaszliśmy tak daleko, to może powinniśmy... zalegalizować nasz związek? - wyrzucił z siebie.
House nie wyglądał na zaskoczonego słowami swojego przyjaciela, a jego kolejne słowa potwierdziły, że było wręcz przeciwnie:
- Wiedziałem, że to powiesz. - Ton głosu diagnosty sprawił, że Wilson chciał natychmiast powiedzieć coś na swoje usprawiedliwienie, ale House nie dał mu okazji: - Naprawdę uważasz, że jest nam to potrzebne? Jesteś moim pełnomocnikiem medycznym, a ja jestem twoim. Poza tym jesteś współwłaścicielem naszego mieszkania, więc gdyby coś mi się stało, nie będziesz... nie będziecie musieli się nigdzie przeprowadzać. Jeżeli jest jeszcze jakaś sprawa, która wymagałaby wzajemnego upoważnienia, jestem pewien, że można ją załatwić bez wchodzenia w związek małżeński...
Wilson przygryzł dolną wargę. Wszystko, co powiedział House było prawdą i nagle pomysł zawierania związku ważnego w świetle prawa wydał mu się kompletnie bez sensu. Co gorsza, ogarnęło go przekonanie, że zranił uczucia swojego kochanka, posuwając się tak daleko, i przy okazji zniszczył ten romantyczny wieczór.
- House, przepraszam... to było głupie... - wymamrotał. Poczuł pieczenie pod powiekami i zamrugał, próbując przezwyciężyć działanie hormonów, które doprowadzały go do łez, ilekroć coś szło nie tak. Podniósł dłoń do oczu, żeby je przetrzeć i pozbyć się z nich wilgoci, która mąciła mu wzrok. Wiedział, że House go potem wyśmieje, ale nie mógł nic na to poradzić.
Nagle zdał sobie sprawę, że dłonie diagnosty chwyciły go za ramiona i ciągną go w dół, póki nie skończył leżąc na kanapie, z głową opartą na kolanach House'a.
- Do tego też się nie przyzwyczajaj – burknął House, ale równocześnie jedną ręką objął rozdygotane od szlochu ciało swojego kochanka, a drugą zaczął z czułością przesuwać po jego włosach.
Wilson nie wiedział, ile czasu trwali w tej pozycji, ale wcale nie spieszyło mu się, żeby ją zmienić. Łzy wreszcie przestały napływać mu do oczu i ostatni raz pociągnął nosem.
- Więc... nie jesteś na mnie zły?... - spytał nieśmiało, przecierając rękawem policzki.
House roześmiał się na głos. - Wilson... jesteś idiotą.
Kąciki ust onkologa uniosły się lekko – zdążył się już nauczyć, że te słowa, wypowiadane w ten szczególny sposób, są jednym z synonimów, jakich House używa, by powiedzieć: Kocham cię. Westchnął z ulgą.
- Wiem, House – odparł i spróbował się podnieść, ale starszy mężczyzna go przytrzymał.
- Z drugiej strony... - odezwał się House, a Wilson usłyszał w jego głosie szyderczy uśmieszek – byłoby całkiem zabawnie, gdyby na drzwiach twojego gabinetu widniał napis ”James Wilson-House”...
Onkolog błyskawicznie odwrócił głowę, żeby spojrzeć na swojego kochanka. Tak, szyderczy uśmieszek był na swoim miejscu.
- Skąd pomysł, że dopisałbym twoje nazwisko do swojego? Równie dobrze ty mógłbyś zostać panem House-Wilson...
Diagnosta zacmokał i pokręcił głową z dezaprobatą. - To nie wchodzi w grę. Jestem zbyt popularny, żeby zmieniać nazwisko. Poza tym to za tobą nadal uganiają się wszystkie pielęgniarki i połowa lekarek w szpitalu. Pewnie zastanowiłyby się dwa razy, zanim spróbowałyby poderwać mojego męża...
Wilson zachichotał. - Taaa... twoje nazwisko podziałałoby na nie jak woda święcona na wampiry. - Wyciągnął rękę w górę, żeby dotknąć czubkami palców ust swojego kochanka. - Co powiesz na to, żebyśmy przenieśli się teraz do sypialni? Mam ochotę sprawdzić, czy seks po prawie-zaręczynach jest tak samo dobry, jak ten po prawdziwych...
- Nie tak szybko, Jimmy. Zbliża się północ, a ja zapłaciłem dodatkową stówę za pokój, z którego można oglądać pokaz sztucznych ogni organizowany przez hotel i nie zamierzam zmarnować tych pieniędzy...
Wilson uśmiechnął się i pokręcił głową. House naprawdę potrafił zachowywać się jak dziecko. – Jesteś niemożliwy...
- I za to mnie kochasz.
- Skoro to jedna z twoich cech, której nie można całkowicie uznać za wadę... Chyba masz rację.
Onkolog podniósł się z kanapy i zaczekał, aż jego przyjaciel również wstanie. House zostawił laskę opartą o brzeg stolika i otoczył prawym ramieniem talię Wilsona, żeby wesprzeć się na nim w drodze do okna. Zanim dotarli na miejsce, pierwsze barwne fajerwerki zaczęły rozświetlać niebo.
- Szczęśliwego Nowego Roku, Wilson – mruknął diagnosta, całując swojego kochanka tuż za uchem.
- Nawzajem, House. - Wilson potarł policzkiem o szczękę diagnosty, kątem oka patrząc, jak czerwone i złote fajerwerki odbijają się w jego błękitnych tęczówkach.
House tylko przez kilka chwil podziwiał wielobarwny pokaz, po czym skupił uwagę na karku Wilsona, składając wilgotne pocałunki na skórze, która wciąż pachniała wanilią. Onkolog zamruczał, a jego głowa opadła odrobinę do przodu. Poczuł, że usta House'a rozciągają się w uśmiechu, wciąż dotykając jego karku.
- Podoba ci się?
- O tak... - westchnął w odpowiedzi.
[wersja dla anyway]
- No to obejrzyj pokaz do końca, a ja idę spać. Dosłownie padam z nóg. - I dla podkreślenia swoich słów House ziewnął tak, że Wilson mógł zobaczyć plomby w jego zębach trzonowych, po czym odwrócił się i poszedł do sypialni.
Kiedy kwadrans później onkolog udał się śladem swojego kochanka, nie liczył na wiele, choć w głębi serca miał nadzieję na przyjemne rozczarowanie. Cóż - istotnie - rozczarował się, ale zdecydowanie nie było to przyjemne: diagnosta chrapał, leżąc na boku twarzą do ściany, więc jedyne, co pozostało Wilsonowi, to zwinąć się w kłębek po swojej stronie łóżka i zasnąć jak najszybciej, żeby nie obudzić starszego mężczyzny.
[koniec wersji dla anyway]
Starszy mężczyzna uśmiechnął się jeszcze szerzej i przesunął gorącym językiem po odsłoniętym odcinku kręgosłupa Wilsona. Onkolog zadrżał i zakręciło mu się w głowie. Miał wrażenie, że udało mu się ustać na nogach tylko dzięki rękom House'a, które mocno obejmowały go w pasie. Obrócił lekko głowę, żeby spojrzeć na swojego kochanka.
- House, jeśli od początku nie miałeś zamiaru tego oglądać, czemu po prostu nie poszliśmy do sypialni?
- Może dlatego, że chciałem zrobić to?...
Wilson wzdrygnął się, kiedy poczuł dłoń kochanka na swojej erekcji. Nie miał pojęcia, kiedy stał się twardy, ani kiedy House zdążył rozwiązać pasek jego szlafroka. Nagle jego klatka piersiowa, brzuch i uda pokryły się gęsią skórką z powodu zimna promieniującego od szyby, od której dzieliło go zaledwie kilkanaście centymetrów.
- House, to szaleństwo... Ktoś może nas zoba...achhh! - Ostatnie słowo zmieniło się w głośny jęk, gdy House zsunął odrobinę szlafrok z jego ramion i przywarł ustami do miejsca pomiędzy szyją a barkiem, z zapałem pracując nad pozostawieniem tam efektownej malinki.
Zarost diagnosty podniecająco łaskotał jego skórę, a dłoń obejmująca jego członek poruszała się leniwie i Wilson zamruczał z rozkoszy, poddając się pieszczotom swojego kochanka. Lewa ręka House'a wciąż otaczała go w pasie, więc onkolog bez problemu wyczuł erekcję starszego mężczyzny, napierającą na jego pośladek.
- Greg, chyba nie chcesz...? - Jego głos był ochrypły i niewiele głośniejszy od szeptu. Właściwie nawet nie wiedział, po co pyta, bo wszystkie kawałki układanki pasowały do siebie wręcz idealnie.
- Ciii... - House złożył kojący pocałunek na zaczerwienionej skórze przyjaciela. - Jesteśmy zbyt wysoko, żeby ktokolwiek mógł nas zobaczyć.
- Ale... twoja noga... - zaprotestował słabo Wilson, dziwiąc się, że jego usta nadal słuchają głosu rozsądku, skoro reszta ciała krzyczała: Weź mnie! Natychmiast!
- Moja noga ma się świetnie - wyszeptał w odpowiedzi House, wracając do całowania karku swojego kochanka. Jego lewa ręka ruszyła w górę, aż dosięgnął prawego sutka Wilsona i z irytującą powolnością zaczął obrysowywać twardą brodawkę opuszkami palców.
Onkolog odchylił głowę i oparł ją na ramieniu House'a. - Nienawidzę cię, kiedy robisz mi coś takiego – wydyszał, starając się zapanować nad drżącymi kolanami.
Diagnosta zachichotał. - Założę się, że nie.
Wilson wypuścił drżący oddech i sięgnął ustami do szyi kochanka. Jego zatopiony w endorfinach mózg nie był w stanie wymyślić odpowiedniej riposty. Nie czuł już zimna, tylko fale gorąca, rozchodzące się po całym jego ciele.
- Wiem, że tego chcesz, Jimmy – wymamrotał House, biorąc do ust płatek ucha Wilsona i przygryzając go lekko. - Wiem, że mnie pragniesz... Ale musisz ze mną współpracować...
Onkolog skinął głową, nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Potrzebował kilku sekund, by odzyskać odrobinę kontroli nad swoim ciałem i odsunął się od swojego kochanka. Poczuł, że House wtula twarz w jego włosy i usłyszał jego stłumione słowa:
- Muszę cię teraz puścić. Nie ruszaj się, to nie potrwa długo.
Wilson ponownie skinął głową w odpowiedzi i dłonie diagnosty zniknęły. Chwilę później usłyszał za sobą szelest materiału i domyślił się, że House rozwiązuje własny szlafrok i sięga do kieszeni po opakowanie żelu. Na samo wyobrażenie tego wszystkiego jego członek zaczął pulsować wyczekująco. Nagle zaczęło mu się wydawać, że szlafrok parzy go w plecy i zrzucił go, wzruszając ramionami.
- House... - jęknął niecierpliwie.
- Jestem tu, Jimmy, jestem tuż za tobą... - Diagnosta nie mógł się powstrzymać i musnął ustami łopatkę młodszego mężczyzny.
Onkolog zadrżał. - To nie wystarczy. Chcę cię poczuć w sobie. W. Tej. Chwili.
Na tle kolorowych pióropuszy, wciąż rozbłyskujących na granatowym niebie, dostrzegł odbicie twarzy swojego kochanka. Figlarny uśmieszek, który zobaczył na jego ustach powinien był go ostrzec, ale...
Wilson wzdrygnął się gwałtownie, gdy śliskie palce diagnosty przesunęły się pomiędzy jego pośladkami.
- House! Mogłeś mnie uprzedzić! - syknął przez ramię.
Starszy mężczyzna przybrał minę niewiniątka. - Nie rozumiem, o co ci chodzi. Przecież sam mówiłeś, że chcesz tego teraz...
Wilson ledwie zdał sobie sprawę, że w jego ust wydobył się okrzyk zaskoczenia, kiedy dwa palce House'a równocześnie sforsowały jego zwieracz, a gdy jednym płynnym ruchem dotarły wprost do prostaty zrozumiał, że wcześniej jedynie mu się wydawało, że ma kłopoty z zachowaniem pozycji stojącej. Mając nadzieję, że uda mu się nie upaść, wyciągnął na oślep ręce i oparł je na szklanej tafli, która natychmiast zrobiła się śliska od potu, pokrywającego jego dłonie. Poczuł, że House złapał go za lewe biodro i usłyszał dochodzący jakby z innego wymiaru śmiech przyjaciela.
- A niech to, Wilson, znów zapomniałem cię uprzedzić. Mam zacząć jeszcze raz?
- Tylko spróbuj... - sapnął onkolog, opróżniając płuca z resztek powietrza. ”...A nasze dzieci zostaną półsierotami na długo przed tym, zanim pojawią się na świecie”, dodał w myślach. Rozsunął lekko stopy, dając House'owi lepszy dostęp i jęknął głośno, gdy palce starszego mężczyzny poruszyły się wewnątrz niego, po raz kolejny drażniąc wrażliwe miejsce.
- Zdajesz sobie sprawę, że twoje groźby brzmią o wiele bardziej realistycznie, kiedy nie stoisz w takiej absurdalnej pozycji? - zapytał diagnosta z nutą rozbawienia w głosie. Przysunął się do swojego kochanka i stał teraz na tyle blisko niego, że czubek jego żądnej uwagi erekcji ocierał się o miejsce, w którym udo Wilsona przechodziło w pośladek. Dotyk aksamitnej skóry onkologa sprawił, że House zaczął przypominać sobie wszystkie ohydne wysypki, jakie oglądał w ciągu minionego półrocza, żeby jeszcze przez chwilę powstrzymać zbliżający się orgazm.
- Wystarczy mi świadomość, że gdy widzisz mnie w tej pozycji, twoja samokontrola jest wystawiona na naprawdę ciężką próbę – oświadczył Wilson, jak zwykle bezbłędnie czytając w myślach swojego przyjaciela.
Pełen samozadowolenia głos młodszego mężczyzny sprawił, że opanowanie diagnosty prysło jak bańka mydlana. W jednej chwili zabrał palce i – starając się zignorować tryumfalny chichot onkologa – wszedł w niego jednym energicznym pchnięciem. Wilson zadygotał i westchnął głęboko, aż szyba przed jego twarzą pokryła się parą. House zamarł, zahipnotyzowany widokiem napiętych mięśni swojego kochanka, doskonale widocznych pod jego gładką skórą. Zaklął w duchu, że nie może ich dotknąć – jego udo zaczynało pulsować tępym bólem i musiał obiema rękami trzymać się bioder Wilsona, żeby zachować równowagę. Zamiast tego pochylił się do przodu i zaczął wodzić ustami po karku onkologa, czując słony smak zlizywanych czubkiem języka kropli potu. Wilson wymamrotał coś niezrozumiałego i zakołysał biodrami, prowokując go do kolejnego pchnięcia. To było doskonałe. Diagnosta przymknął na moment powieki, rozkoszując się gorącym wnętrzem swojego kochanka i pchnął ponownie, tym razem dosięgając jego prostaty. Połączenie krzyku i jęku, które wydobyło się z ust młodszego mężczyzny, uświadomiło House'owi, jak niewiele dzieli ich od spełnienia. Wziął głęboki oddech i nachylił się do ucha Wilsona.
- Dotknij się, Jimmy – wyszeptał. - Chcę, żebyś doszedł... razem ze mną...
Wilson oddychał ciężko, a jego ręka drżała, gdy odrywał ją od szyby i sięgał nią w dół, żeby zamknąć dłoń na swojej pulsującej erekcji. House czekał cierpliwie, aż jego kochanek da mu znak, że jest gotów i dopiero wtedy zaczął poruszać biodrami równym rytmem, który miał ich zaprowadzić prosto do krawędzi.
Po długiej i wyczerpującej grze wstępnej dotarcie do celu nie zajęło im wiele czasu. Oczy obu mężczyzn były zamknięte, a świst wzbijających się w niebo ostatnich sztucznych ogni zagłuszał odgłos ich przyspieszonych, płytkich oddechów, ale oni nie potrzebowali ani wzroku, ani słuchu do osiągnięcia perfekcyjnej harmonii. Gdy mięśnie onkologa zacisnęły się spazmatycznie wokół niego, House pchnął po raz ostatni, osiągając orgazm ułamek sekundy po swoim kochanku.
Zastygli w bezruchu na kilka minut – Wilson z czołem opartym na swoim przedramieniu, a House z policzkiem wtulonym w kark Wilsona – czekając, aż ich serca przestaną galopować, a oddechy powrócą do względnej normy. Onkolog pierwszy doszedł do siebie i poruszył się niepewnie, czując na plecach ciężar swojego kochanka.
- House?... Myślisz, że możesz wstać?
Nie tracąc energii na odpowiedź, diagnosta musnął wargami bark Wilsona i powoli wyprostował się, starając się nie obciążać przy tym prawej nogi.
- Chyba potrzebny mi vicodin – mruknął, rozmasowując swoje udo. - Albo od razu trzy...
Wilson uśmiechnął się współczująco. Od początku wiedział, że tak to się skończy, ale nie zamierzał mówić nic na ten temat. Zamiast tego otoczył swojego przyjaciela ramionami i pocałował go w usta, starając się wyrazić w ten sposób całą wdzięczność, jaką czuł z powodu tego wspaniałego po-prawie-zaręczynowego seksu. House oddał pocałunek z równą pasją, wzdychając z ulgą, kiedy onkolog zarzucił sobie jego prawą rękę na ramiona i wziął na siebie część ciężaru jego ciała.
- A wracając do sprawy vicodinu... - odezwał się diagnosta, kiedy przerwali pocałunek.
Wilson spojrzał na niego, marszcząc brwi. - Moim zdaniem dwie tabletki i długi sen w miękkim łóżku powinny wystarczyć...
House przewrócił oczami. - Jeśli dorzucisz do tego kilka minut masażu – umowa stoi.
- Jeśli to będzie tylko kilka minut, to chyba da się załatwić – odparł onkolog i obejmując swojego kochanka w pasie, zaprowadził go do sypialni.
Epilog by Este
Rano, kiedy zamówione śniadanie dotarło do pokoju, Wilson wdychając zapach porannej kawy, równocześnie szukał w kieszeni płaszcza portfela, żeby dać napiwek chłopakowi z obsługi. Ten grzecznie zapytał, czy nie potrzebują niczego więcej, podziękował i schował baknot do kieszeni. Jego wzrok zatrzymał się chwilę na czymś w głębi pokoju, uniósł lekko brew, a po chwili na powrót przyjął profesjonalny wyraz twarzy.
- Później przyślę sprzątaczkę. Po wczorajszym pokazie sztucznych ogni okna bardzo się zabrudziły. Życzę miłego dnia. - Chłopak odwrócił się na pięcie i wyszedł, a Wilson był prawie pewien, że zobaczył powstrzymywany uśmiech na jego twarzy. Zamknął drzwi, omiótł wzrokiem pokój, po czym jego twarz przybrała kolor purpury. Jego wzrok padł na szybę, która po wieczornych igraszkach istotnie była bardzo zabrudzona, ale zdecydowanie był to ślad innej eksplozji, a nie sztucznych ogni...
Cytat: | * po angielsku to będzie "no matter what", żeby nie było, że Wilson kazał wygrawerować takie wypracowanie
(i - tak, Katty, do tego zdania zainspirował mnie Nip/Tuck, żeby nie było ) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Sob 19:14, 04 Kwi 2009, w całości zmieniany 7 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pino
Stażysta
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nibylandia Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 10:11, 03 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Myślę, że prędzej nauczą się mówić ”Mamusia Jimmy” |
Czemu wydaje mi się, że House wcale nie żartuje? On już się o to postara xD
Cytat: | bliżej zaręczyn się już nie znajdziemy – dokończył, wzruszając ramionami. |
To cud, że znaleźli się aż tak blisko. Słodkie
Cytat: | Skąd pomysł, że dopisałbym twoje nazwisko do swojego? Równie dobrze ty mógłbyś zostać panem House-Wilson... |
Wyobraziłam sobie ten napis na drzwiach gabinetu House'a... Ten napis i pielgrzymki ustawiające się na korytarzu żeby go zobaczyć
Cytat: | Mam ochotę sprawdzić, czy seks po prawie-zaręczynach jest tak samo dobry, jak ten po prawdziwych... |
Cóż... Sprawdzili xD
Korniczki mają niepokojący talent do opisywania takich scen ^^
Nie wiem co się stało House'owi i mam nadzieję, że jest to zaraźliwe xD
Cudowne!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Pino dnia Pią 10:12, 03 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|