|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Pytam tak z ciekawości... Co miałoby być? |
chłopiec |
|
49% |
[ 37 ] |
dziewczynka |
|
50% |
[ 38 ] |
|
Wszystkich Głosów : 75 |
|
Autor |
Wiadomość |
Muniashek
Endokrynolog
Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a stąd <- Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 14:58, 30 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Całość wydrukowałam i przeczytałam w 2 dni. Początek jest najlepszy, takie małe spotkanko na balkonie... xD Ogólnie po przeczytaniu tego, co dotąd wyszło, moje spojrzenie na Hilsona zmieniło się diametralnie... Jestem już zdemoralizowana^^ I stałam się strasznie, straaaaasznie tolerancyjna...
No dobra, wracam do fika. Czy naprawdę muszę Ci mówić, że to jest świetne? Mi też b anan nie schodzi z twarzy przez długi czas po przeczytaniu, ba, wystarczy mi tylko przypomnieć sobie całego i uśmiech wraca...
Richie117, potrafisz każdego przekonać nawet do ostrego Hilsona. Nie wiem, skąd to wytrzasnęłaś, a raczej Twoje korniki, ale jeszcze filka takich fików możesz znaleźć... Wtedy nie będę nawet serialowo myśleć o czymkolwiek innym niż Hilsonie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 15:35, 30 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Muniashek napisał: | Początek jest najlepszy, takie małe spotkanko na balkonie... xD |
ehh... początek - kiedy to było? od tamtego czasu tyle już się wydarzyło, że niemal zapomniałam, od czego się zaczęło A balkon Wilsona to już legendarne miejsce schadzek Jaka szkoda, że w Gimme teraz jest zima
Mam nadzieję, że korniki nabiorą jeszcze takiego polotu jak na początku, bo im dalej w fika, tym bardziej wszystko grzęźnie
Muniashek napisał: | Jestem już zdemoralizowana^^ I stałam się strasznie, straaaaasznie tolerancyjna... |
Hurra!
takie deklaracje to muzyka dla moich uszu
Muniashek napisał: | Richie117, potrafisz każdego przekonać nawet do ostrego Hilsona |
więc uważasz, że to "ostry" Hilson? bo mnie się wydawało, że to takie bardziej sweet-loving-and-gentle jest No i jaka by była ze mnie Naczelna Hilsonka, gdybym nie miała siły przekonywania?
Muniashek napisał: | Nie wiem, skąd to wytrzasnęłaś, a raczej Twoje korniki, ale jeszcze filka takich fików możesz znaleźć... |
Kornikom powiał w żagle wiatr weny i tak jakoś samo wyszło A ja mam na oku kilka rzeczy, tylko niestety coraz gorzej u mnie z wolnym czasem, więc na realizację projektów trzeba będzie poczekać
Muniashek napisał: | Wtedy nie będę nawet serialowo myśleć o czymkolwiek innym niż Hilsonie |
to nie tajemnica, że ja już o niczym poza Hilsonem nie myślę I dokładam wszelkich starań, żeby inni myśleli o tym samym
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Muniashek
Endokrynolog
Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a stąd <- Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 17:10, 30 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | ehh... początek - kiedy to było? od tamtego czasu tyle już się wydarzyło, że niemal zapomniałam, od czego się zaczęło A balkon Wilsona to już legendarne miejsce schadzek Jaka szkoda, że w Gimme teraz jest zima
Mam nadzieję, że korniki nabiorą jeszcze takiego polotu jak na początku, bo im dalej w fika, tym bardziej wszystko grzęźnie |
Dopiero niedawno to przeczytałam, więc dla mnie to niedawno xD Korniki, do roboty^^
Richie117 napisał: | więc uważasz, że to "ostry" Hilson? bo mnie się wydawało, że to takie bardziej sweet-loving-and-gentle jest No i jaka by była ze mnie Naczelna Hilsonka, gdybym nie miała siły przekonywania? |
Nie czytałam ostrzejszych, a poza tym mam 15 lat (ale cicho sza), więc dla mnie to ostry
Richie117 napisał: | Kornikom powiał w żagle wiatr weny i tak jakoś samo wyszło A ja mam na oku kilka rzeczy, tylko niestety coraz gorzej u mnie z wolnym czasem, więc na realizację projektów trzeba będzie poczekać |
Jak będą tak samo przekonujące (w co nigdy nie zacznę wątpić xD), to poczekamy^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 20:16, 30 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Muniashek napisał: | Nie czytałam ostrzejszych, a poza tym mam 15 lat (ale cicho sza), więc dla mnie to ostry |
to jeszcze zależy, które znaczenie słowa "ostry" ma się na myśli
Bo jeśli "ostry" oznacza "erowy" to nie mogę zaprzeczyć
i oczywiście nie powinnam tego robić, ale gdybyś chciała, to coś ostrzejszego, to możesz zajrzeć tutaj albo tutaj
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Muniashek
Endokrynolog
Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a stąd <- Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 13:40, 31 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Łiii xD Kwestię zaufania właśnie przeczytałam Czemu nie powinnaś, i tak jestem skrzywiona^^
Źle określiłam. "Ostry" mi w sumie średnio pasuje, ale wiesz, o co chodzi. Hmm... po prostu od 18 lat, no...^^ Wczoraj znalazłam określenie i dzisiaj mi już uciekło. Chyba muszę wyzdrowieć, bo przestaję myśleć.
Dziękować za te fiki xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Shetanka
Rezydent
Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 436
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 21:24, 07 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Przeczytałam całego fanfika od początku, i jestem zachwycona
Super, i czekam na kolejne części
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 20:22, 11 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Tylko jedno Wam powiem: Przygotujcie się na erę!!!
Reklamacje i inne takie proszę kierować do korników – to one są wszystkiemu winne
Enjoy |
Ze specjalną dedykacją dla anyway, która tak bardzobardzo niecierpi mpregów.
Part 26 'a'
Wilson z ulgą pakował swoje rzeczy. Za kilka godzin miał się znaleźć w samolocie, a za kilka kolejnych – z powrotem w Princeton. Zbierając przybory toaletowe z półki nad umywalką, spojrzał przelotnie na swoje odbicie w lustrze i westchnął; to bez wątpienia było najbardziej wyczerpujące Boże Narodzenie w jego życiu.
Brown poprosił go, żeby jak najwcześniej w wigilijny poranek zjawił się w ośrodku, i przez trzy dni i dwie noce Wilson czuł się jak królik doświadczalny. Pięć razy dziennie i dwa razy w ciągu nocy, mierzono mu temperaturę i ciśnienie oraz pobierano krew do badań. W międzyczasie zabierano go na EKG i USG lub podsuwano mu do wypełnienia kolejne ankiety dotyczące samopoczucia. Chociaż wcześniej żałował, że House - mimo jego starań - nie zgodził się z nim pojechać, w trakcie tego szaleńczego medycznego maratonu Wilson w zasadzie cieszył się z nieobecności swojego przyjaciela – dociekliwe pytania diagnosty z pewnością wydłużyłyby te procedury w nieskończoność, a on marzył tylko o tym, żeby wreszcie było po wszystkim.
Kiedy trzeciego dnia, późnym wieczorem, opuścił chicagowską klinikę, niemal nie mógł uwierzyć, że znów jest panem swojego życia. Teraz naprawdę rozumiał, czemu większość pacjentów chce wypisać się ze szpitala tak szybko, jak to możliwe. Profesjonalna uprzejmość personelu medycznego była niezwykle denerwująca i gdyby nie to, że sam był lekarzem, wiedza na temat jego stanu ograniczałaby się do tego, że ”wszystko jest w porządku”. Brown rozmawiał z nim ponad godzinę tuż po pierwszej serii badań, ponownie wyrażając swoje zdziwienie, że Wilson spodziewa się bliźniaków. Teoretycznie – jak w przypadku zwykłej ciąży – istniała możliwość podziału zapłodnionej komórki jajowej, ale od rozpoczęcia swoich badań Brown spotkał się z tym po raz pierwszy i nie starał się ukryć, że nie jest pewien, czy męski organizm podoła takiemu wyzwaniu. Onkolog poczuł jak po plecach spływa mu zimny pot, kiedy dotarło do niego, że w razie jakichkolwiek komplikacji będzie musiał przerwać ciążę, żeby nie ryzykować własnym życiem.
Wówczas uświadomił sobie również, że od owej stłuczki, po której wylądował na obserwacji w szpitalu, nie myślał o utracie dziecka – głównie dlatego, że przez większość czasu zastanawiał się, co było przyczyną zmiany nastawienia House'a. Wiele razy miał ochotę zapytać go o to wprost, ale nie zrobił tego, obawiając się, że odpowiedź mogłaby mu się nie spodobać. Bez względu na powód, Wilson wiedział w głębi duszy, że House nie zgodziłby się na ponowną próbę, a działanie w tajemnicy przed nim nie wchodziło w grę.
Dlatego też, kiedy Brown zjawił się w jego pokoju w klinice, Wilson wstrzymał oddech i usiadł, czekając na to, co starszy mężczyzna ma mu do powiedzenia. Na widok pobladłej twarzy swojego pacjenta, Brown natychmiast uśmiechnął się uspokajająco i zapewnił go, że nie widzi powodów do obaw o przebieg ciąży. Upłynęło kilka sekund, zanim Wilson odetchnął i ukrył twarz w dłoniach, czując pod powiekami łzy szczęścia. Brown poklepał go po ramieniu i pokręcił głową – nawet pomimo tego, że pracował w klinice leczenia bezpłodności, nieczęsto spotykał ludzi, którzy tak mocno pragnęli dziecka. Wreszcie Wilson opanował się na tyle, że zdołał wykrztusić słowa podziękowania. Naukowiec przyjął je skinieniem głowy, po czym uścisnął na pożegnanie dłoń Wilsona i, życząc mu powodzenia, wyszedł z pokoju.
Wracając taksówką do hotelu, Wilson włączył swój telefon komórkowy i z radością odsłuchał wiadomość pozostawioną przez pracownicę linii lotniczych, która informowała go, że jeden z pasażerów zrezygnował z porannego lotu do New Jersey, a jego nazwisko jest pierwsze na liście oczekujących. Oddzwonił natychmiast, by potwierdzić rezerwację i zrezygnować z biletu na wieczorny lot. Miał też ochotę zadzwonić do House'a, żeby zawiadomić go o swoim wcześniejszym powrocie, ale po krótkim zastanowieniu zmienił zdanie – perspektywa zaskoczonej miny House'a, kiedy wróciwszy ze szpitala zastanie Wilsona w kuchni, przygotowującego kolację oraz wizja deseru były zbyt kuszące, żeby onkolog mógł tak po prostu z nich zrezygnować.
<center>***</center>
Wilson zamknął torbę i po raz kolejny omiótł spojrzeniem pokój, upewniając się, że niczego nie zapomniał. Zerknął na zegarek – na lotnisku miał być dopiero za godzinę, ale równie dobrze mógł tam pojechać od razu. Ruszył w kierunku szafy, żeby zabrać płaszcz, ale pukanie do drzwi zatrzymało go w pół kroku.
Oczywiście nie spodziewał się nikogo – nie poinformował jeszcze obsługi hotelu, że zwolni pokój trochę wcześniej, więc mógł to być jedynie któryś ze współpracowników Browna, co z kolei mogło oznaczać tylko jedno: że z jakiegoś powodu będzie musiał zostać w Chicago dłużej, a na to absolutnie nie miał ochoty. Czując narastającą panikę otworzył drzwi i niemal zapomniał, jak się oddycha, gdy zobaczył osobę stojącą na korytarzu.
- House, co ty tu robisz?! - wykrzyknął, gdy niecierpliwe stukanie laski o podłogę przywróciło go do rzeczywistości.
House wyszczerzył zęby w uśmiechu i bezceremonialnie przekroczył próg pokoju. - Czy to nie ty mówiłeś, że będzie fajnie? - zapytał, rzucając swój płaszcz na stojące w pobliżu krzesło. - Stwierdziłem, że przyjadę i przekonam się, czy to prawda...
Wilson patrzył rozszerzonymi ze zdziwienia oczami na swojego przyjaciela, zastanawiając się, czy to się dzieje naprawdę. - Ale... ale za dwie godziny mam samolot... - stwierdził bezsensownie, na chwilę przed tym, gdy usta House'a znalazły się na jego ustach.
W każdym innym przypadku diagnosta wykpiłby tę uwagę, ale tym razem był zbyt zajęty rozpinaniem koszuli swojego kochanka. - Możesz to odwołać – szepnął z wargami tuż przy uchu Wilsona. - Zostajemy aż do Nowego Roku...
Onkolog był prawie pewien, że to mu się tylko śni. - A co z Cuddy?... Ze szpitalem?... - Jego pytania uciszył kolejny namiętny pocałunek i odgłos upadającej laski. ”Może to jednak nie sen”, pomyślał Wilson, czując, że House opiera się na nim całym ciężarem swojego ciała i popycha go do tyłu, w stronę łóżka.
- Cuddy dała nam wolne – odparł diagnosta. Rozpięta koszula opadła na podłogę. Dłonie House'a wyszarpnęły biały t-shirt zza paska spodni i bez przeszkód dotarły do ciepłej skóry onkologa, przesuwając się coraz wyżej. Muskając wargami szyję swojego kochanka, House mówił dalej: - Powiedziała, cytuję: ”Skoro większość czasu spędzicie na obściskiwaniu się po kątach, możecie równie dobrze robić to z dala od Princeton.” - Wilson zaczerpnął drżący oddech, unosząc ramiona i pozwalając, by diagnosta zdjął z niego podkoszulek. - Niemal się z nią zgodziłem... - dodał House i przyciągnął Wilsona blisko do siebie, ponownie przywierając do jego ust.
- Niemal?... - wykrztusił Wilson, gdy przerwali pocałunek z powodu braku powietrza.
House uśmiechnął się szeroko, a w jego oczach błysnęły iskierki pożądania. Z wprawą rozpiął spodnie młodszego mężczyzny i, przesuwając dłońmi po biodrach kochanka, zsunął je w dół wraz z jego bokserkami, tak daleko, jak sięgały jego ramiona, resztę zadania pozostawiając sile grawitacji. - Niemal – potwierdził, składając lekkie pocałunki wzdłuż szczęki Wilsona. - Ponieważ tutaj możemy robić to o wiele lepiej...
Wilson zachichotał. Oplótł ramionami talię diagnosty i odchylił głowę do tyłu, dając mu dostęp do swojej szyi. House zawtórował mu, czując jak ciało młodszego mężczyzny drży pod jego dotykiem. Wtulił twarz w zagłębienie pomiędzy jego szyją i barkiem i zmusił go do wykonania kilku ostatnich chwiejnych kroków w kierunku łóżka.
Onkolog potknął się o spodnie oplatające mu kostki i z jękiem zaskoczenia upadł na materac. Opierając się na łokciach przesunął się w górę łóżka, równocześnie pozbywając się butów i resztek swojej garderoby. Leżąc tak, kompletnie nagi, niemal czuł, jak spojrzenie błękitnych oczu przesuwa się po jego ciele.
- House, mógłbyś...? - Wilson nic nie mógł poradzić na to, że jego głos brzmi niemal prosząco.
Kąciki ust diagnosty zadrgały z rozbawieniem. Jednym ruchem ściągnął przez głowę swoją koszulę razem z t-shirtem i na czworakach wspiął się na łóżko. Ostatnia spójna myśl, jaka pojawiła się w głowie onkologa, dotyczyła tego, ile vicodinów musiał połknąć House, że był zdolny do czegoś takiego, ale wypowiedzenie jej na głos uniemożliwiał mu język House'a, chciwie eksplorujący wnętrze jego ust.
Wilson jęknął głośno. Jego prawa ręka spoczęła na karku kochanka, a opuszki lewej obrysowywały kontury napiętych mięśni na plecach diagnosty. House niemal stracił równowagę, gdy dłoń onkologa wsunęła się w jego jeansy i zacisnęła na pośladku.
- Mmmm, Jimmy... - zamruczał, pocierając szorstkim policzkiem delikatną skórę na szyi Wilsona. - Czy ty próbujesz coś zasugerować?
- Po prostu się pospiesz! - wydyszał onkolog, wyginając plecy, by znów poczuć House'a na swojej skórze. Resztki racjonalnego myślenia, jakie mu pozostały, uświadomiły mu, że gdyby diagnosta nie zajął się wcześniej jego spodniami, sytuacja byłaby jeszcze bardziej paląca.
House uśmiechnął się z zadowoleniem, słysząc desperację w głosie przyjaciela. Gdyby nie radość, jaką sprawiało mu posiadanie kontroli, z całą pewnością spełniłby jego prośbę.
- Chyba wiesz, że w pewnych sytuacjach pośpiech nie jest wskazany? - zapytał, siląc się na obojętność, po czym przesunął się w dół tylko na tyle, by dosięgnąć wargami do obojczyka onkologa.
Wilson otworzył usta, by odpowiedzieć, ale zamiast słów: ”To nie jest jedna z tych sytuacji”, wydobyło się z nich tylko przeciągłe westchnienie, kiedy gorący język starszego mężczyzny przesunął się po jego skórze, pozostawiając za sobą wilgotny ślad.
House podniósł wzrok na moment i zobaczył, że Wilson przymknął powieki, najwyraźniej rezygnując ze sprzeczki. Wargi diagnosty rozciągnęły się w delikatny uśmiech, gdy bez pośpiechu ruszył na południe, pieszcząc ustami klatkę piersiową swojego kochanka. Jego wysiłki zostały nagrodzone serią cichych odgłosów, dochodzących od strony poduszek i niemal przeoczył własny jęk, kiedy jego spodnie stały się tak ciasne, że ledwie mógł się poruszać. Tak czy inaczej, dotarł już do ostatniego przystanku przed miejscem przeznaczenia i mógł pozwolić sobie na krótki odpoczynek. Opierając się na łokciu, wodził opuszkami palców po brzuchu swojego kochanka, zastanawiając się, czy tylko mu się wydaje, czy rzeczywiście skóra Wilsona stała się gładsza, niż pamiętał. Jego palce zataczały coraz mniejsze kręgi, aż skupiły się na miejscu, gdzie wbrew naturze i - zdaniem diagnosty - zdrowemu rozsądkowi, rozwijało się nowe życie.
House pochylił się kolejny raz i musnął zębami podbrzusze swojego kochanka, sprawiając, że mężczyzna drgnął gwałtownie.
- Jimmy...
W odpowiedzi usłyszał tylko niewyraźne ”Hm?”, a biodra Wilsona przesunęły się niecierpliwie na materacu. House spojrzał w dół na wyprężony i błagający o uwagę członek młodszego mężczyzny. Jego dłoń podążyła za spojrzeniem i po chwili palce diagnosty zamknęły się na nim, masując delikatnie rozpalone ciało. Oddech onkologa przyspieszył i House niemal zrezygnował z tego, co zamierzał zrobić. Niemal.
- Jeśli Brown rzeczywiście jest tak dobry, to powinien ci już powiedzieć... - odezwał się, nie przerywając pieszczoty.
Na te słowa głowa otoczona potarganymi włosami poderwała się do góry, a para zamglonych czekoladowych oczu starała się skupić na twarzy starszego mężczyzny. - O czym?
- Czy mamy się spodziewać chłopców czy dziewczynek – dokończył House, unosząc pytająco brwi.
Wilson z jękiem frustracji opadł z powrotem na poduszkę, a jego palce nagle zanurzyły się we włosach diagnosty. - Owszem, chciał to zrobić – odparł. - Ale wolałem zaczekać, aż będziesz mógł sam to sprawdzić.
- Och, Jimmy... - House pokręcił głową i ruszył w górę łóżka, czując nieodpartą potrzebę pocałowania miękkich ust Wilsona. - Jesteś beznadziejnym romantykiem...
Onkolog zaczekał, aż House znajdzie się prawie u celu i przewrócił go na plecy, siadając okrakiem na jego brzuchu. - Podobno jestem też świetnym kochankiem – roześmiał się, całując namiętnie swojego przyjaciela.
Diagnosta był zbyt oszołomiony nagłą zmianą swojego położenia, żeby odpowiedzieć cokolwiek. Za to Wilson ciągnął dalej, odsuwając się od jego ust. - Jeśli chciałeś pogadać, mogłeś po prostu zadzwonić. A skoro już tu jesteś, powinieneś zająć się czymś innym... - Sięgnął ręką za siebie i potarł wypukłość w spodniach swojego kochanka. - I wygląda na to, że nie jest to tylko moje zdanie...
House wciągnął powietrze do płuc i wypuścił je, wydając nieopisany odgłos. Na ustach Wilsona pojawił się uśmiech satysfakcji. Uklęknął obok diagnosty, w mgnieniu oka rozpiął mu spodnie i zsunął je do połowy jego ud, po czym przesunął palcem wzdłuż krawędzi bokserek. - Nadal masz ochotę rozmawiać?
- Jeśli nie masz zamiaru ich ze mnie zdjąć, równie dobrze możesz się ubrać i pojechać na lotnisko. - Groźba House'a zabrzmiałaby bardziej wiarygodnie, gdyby nie lekkie drżenie jego głosu.
Wilson prychnął w odpowiedzi, ale teraz już z wielkim trudem powstrzymywał się przed zerwaniem z diagnosty tego ostatniego kawałka materiału, który dzielił go od obiektu jego pożądania. Z palcami zaczepionymi o gumkę bokserek, pochylił się, by sięgnąć ustami do miejsca, gdzie kończył się mostek House'a i muskając wargami brzuch kochanka ruszył w dół, równocześnie – centymetr po centymetrze – zsuwając bieliznę z jego bioder. Wreszcie poczuł na policzku dotyk pulsującego członka starszego mężczyzny i westchnął głęboko, opanowując zawrót głowy.
- Nie masz pojęcia, jak za tobą tęskniłem...
- On za tobą z pewnością też. Nie każ mu dłużej czekać – odparł House, a onkolog przewrócił oczami, wyobrażając sobie, że gdyby tylko jego przyjaciel miał pod ręką swoją laskę, z pewnością użyłby jej do podkreślenia swoich słów.
Nie zwlekając dłużej, Wilson oblizał wargi i objął nimi erekcję swojego kochanka, wodząc czubkiem języka po wrażliwej skórze. Do jego uszu dotarł gardłowy jęk i szelest pościeli, na której diagnosta kurczowo zaciskał palce. Po tych odgłosach i po słodko-gorzkim posmaku w ustach onkolog poznał, że jego kochanek jest bliski orgazmu. Zwolnił tempo. Po kilku dniach rozstania chciał, żeby to trwało jak najdłużej, prawdę mówiąc pragnął, żeby House doszedł w nim, ale skoro nie oczekiwał, że jego przyjaciel zjawi się w Chicago, był na to kompletnie nieprzygotowany. Zaklął w duchu, przypominając sobie o butelce żelu, którą schował do szuflady szafki przy łóżku, po ich ostatniej wspólnej nocy.
Nagle poczuł spoconą dłoń, zaciskającą się na jego ramieniu i usłyszał zachrypnięty głos diagnosty: - Sprawdź w lewej kieszeni.
Upłynęło kilka sekund, zanim dotarło do niego, że House ma na myśli swoje spodnie. Sięgnął ręką do ich lewej kieszeni i wydobył jednorazową tubkę emulsji nawilżającej. Lekko oszołomiony tym, że nawet w takiej sytuacji jego przyjaciel potrafił czytać w nim, jak w otwartej książce, Wilson wyprostował się, pozwalając, by penis diagnosty wysunął się z jego ust.
Odkręcił zakrętkę i wycisnął zawartość tubki na dłoń. Wsłuchując się w pomruki zadowolenia, pokrył śliską substancją członek House'a, po czym zajął odpowiednią pozycję, opierając kolana po obu stronach bioder diagnosty. Nie odrywając wzroku od twarzy swojego kochanka, sięgnął lewą ręką za siebie, by przytrzymać jego erekcję i zaczął obniżać się powoli, prawą dłoń opierając dla równowagi na unoszącej się w nierównym rytmie piersi diagnosty.
Głowa Wilsona opadła do przodu, gdy trwający ułamek sekundy moment bólu przerodził się w czystą rozkosz. Onkolog niemal krzyknął, gdy członek House'a znalazł się na tyle głęboko, że dosięgnął jego prostaty. Nie poruszając się, przeniósł spojrzenie z powrotem na twarz swojego kochanka. Nigdy nie miał dosyć tego widoku – House mógł kpić z miłości i zaprzeczać jej istnieniu, ale Wilson i tak znał prawdę. W chwili gdy stawali się jednością, w pociemniałych oczach starszego mężczyzny nie było nic oprócz miłości, która była głębsza i prawdziwsza, niż mogły wyrazić jakiekolwiek słowa.
- Kocham cię, Greg – wyszeptał i pochylił się, przywierając ze wszystkich sił do rozchylonych warg diagnosty. House zamknął oczy i jęknął usta Wilsona, gdy ciasny pierścień mięśni przesunął się wzdłuż jego członka, posyłając elektryzujący dreszcz w górę jego kręgosłupa.
Powieki starszego mężczyzny pozostały zamknięte, gdy onkolog prostował się ponownie, pozwalając mu wsunąć się głęboko do swojego wnętrza i zaczął poruszać wolno biodrami, jęcząc cicho, gdy kolejne obezwładniające fale przelewały się przez jego ciało. Przeoczył fakt, że dłonie House'a przesuwają się po jego udach – ich obecność dotarła do niego dopiero wtedy, gdy otoczyły jego członek i zaczęły pieścić go, dopasowując się do rytmu, który narzucił.
Wilson odrzucił głowę do tyłu, oddychając płytko. Wiedział, że znajduje się już o krok od krawędzi, a gardłowe jęki dochodzące z ust House'a powiedziały mu, że jego kochanek znajduje się równie blisko.
Nagle onkolog miał wrażenie, że świat zawirował i niemal stracił równowagę, kiedy ciało diagnosty wygięło się w łuk i House doszedł, wykrzykując imię swojego kochanka w ten jedyny i niepowtarzalny sposób. To wszystko oraz delikatne zaciśnięcie się palców diagnosty na jego erekcji sprawiło, że Wilson również osiągnął szczyt, eksplodując wprost na klatkę piersiową swojego kochanka, po czym opadł na niego jak szmaciana lalka.
Nie wiedział, ile czasu trwał w słodkiej nieświadomości, ale wyrwały go z niej senne słowa House'a wymamrotane wprost do jego ucha:
- Jimmy... jesteś tu jeszcze?...
Uśmiechnął się bezwiednie i musnął ustami szczękę pokrytą drapiącym zarostem. - Chyba tak – zamruczał w odpowiedzi.
Dobrą minutę zajęło mu odzyskanie władzy nad bezwładnymi kończynami. Kiedy był w stanie się poruszyć, zsunął się na łóżko i usiadł na materacu. Przez chwilę rozważał, czy zdoła dojść do łazienki, ale odrzucił ten pomysł. Zamiast tego, pomógł House'owi pozbyć się jeansów, które wciąż więziły jego nogi i sięgnął po koc. Składając ostatni pocałunek na ustach swojego kochanka, ułożył się u jego boku i przykrył ich obu.
- Cieszę się, że przyjechałeś – szepnął, czując ogarniającą go senność.
W odpowiedzi usłyszał ciche chrapnięcie, które do złudzenia przypominało słowa ”Ja też”.
<center>***</center>
Obudził go odgłos lejącej się wody, dochodzący z łazienki. Potarł twarz dłońmi, niejasno przypominając sobie, dlaczego w ogóle zasnął w środku dnia. Wspomnienie House'a, leżącego pod nim na łóżku przywołało uśmiech na jego twarz. Wtedy w jego głowie pojawiło się pytanie tak oczywiste, że niemal podskoczył.
- House?! - zawołał, przekrzykując szum wody.
Po chwili wszystko umilkło, a zaraz potem zobaczył swojego przyjaciela, kompletnie ubranego i opierającego się o framugę drzwi łazienki.
- Wołałeś mnie, Jimmy? - spytał beztrosko, promieniując samozadowoleniem.
Wilson przewrócił oczami, ale zaraz przypomniał sobie, o co chciał go zapytać. - House, skoro przyjechałeś tu na kilka dni to... gdzie właściwie są twoje bagaże?
Diagnosta pokuśtykał do łóżka, pochylił się nad Wilsonem i pocałował go szybko. - Są w pokoju hotelowym, który dla nas wynająłem – odpowiedział z figlarnym uśmiechem. - Mam nadzieję, że będziesz z niego zadowolony.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Este
Bad Wolf
Dołączył: 31 Maj 2008
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 21:10, 11 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
*padła, próbuje sklecić jakieś sensowne zdanie, po chwili uświadamia sobie, że to ponad jej siły*
Richie, to było cudne! Oficjalnie uwielbiam twoje "Gimme...", jeszcze bardziej uwielbiam twoją erę, a już najuwielbiam tą część
Wilson rozklejający się w klinice, a potem obmyślający plan zaskoczenia House'a w domu jest uroczy. Nasz kochany, przytulaśny Jimmy, którego prawie całkiem zabrali nam w serialu *przykuwa się do drzewa pod domem Shore'a i wywiesz transparent :"Oddajcie nam Jimmy'ego" *
Co do akcji między chłopakami - brak mi słów Ich seks jest gorący, namiętny, a jednocześnie delikatny i zmysłowy. Świetnie wychodzi ci opisywanie szczegółów w sposób odważny, ale nie wulgarny. Widać w tym nie tylko fizyczność, ale też bliskość, czułość i miłość. Gratuluję talentu
Jakbym miała zacytować ulubione fragmenty, to musiałabym wkleić całą część, ale chyba najbardzie spodobało mi się to zdanie:
Cytat: | Jego palce zataczały coraz mniejsze kręgi, aż skupiły się na miejscu, gdzie wbrew naturze i - zdaniem diagnosty - zdrowemu rozsądkowi, rozwijało się nowe życie.
|
*wyobraziła sobie tą scenę* Awwww
Richie, naprawdę dobra robota
Pozdrawiam
Este
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 0:42, 12 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
*czyta komentarz po raz piętnasty i nie wierzy własnym oczom*
oh, Este, niezmiernie mi miło
*szczerzy się jak głupia i wygląda jak - korzystając z określenia hilsonlover z LJta - pomidor w ubraniu*
ja nawet nie potrafię przeczytać tej ery jeszcze raz, nie myśląc przy tym, że to kompletna porażka... (ehhh, móc to napisać po angielsku *marzy* ). Ale cieszę się, że dostrzegasz w tym to, co korniki mają na myśli
Este napisał: | *przykuwa się do drzewa pod domem Shore'a i wywiesz transparent :"Oddajcie nam Jimmy'ego" *
|
*przykuwa się obok Este z transparentem: "...i dorzućcie trochę ery!"*
Este napisał: | *wyobraziła sobie tą scenę* Awwww |
*przypomina sobie jak korniki pracowały nad tym zdaniem, gderając: "Niech już Jimmy ma wielki brzuch, żeby nie trzeba było bawić się w subtelności"*
Dziękuję za przemiły koment
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Any
Czekoladowy Miś
Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza zakrętu ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 7:21, 12 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Coś mi się kołacze po głowie, iż jeszcze przed feriami obiecałam Ci jakiś dłuższy komentarz, prawda?
*zobaczyła dedykację*
Dziękuję!!!!
Brown poprosił go, żeby jak najwcześniej w wigilijny poranek zjawił się w ośrodku, i przez trzy dni i dwie noce Wilson czuł się jak królik doświadczalny
Ten Brown nie ma serca! W Boże Narodzenie?! Inna kwestia, że Wilson jest Żydem... Ale mimo wszystko święta powinien spędzić z House'em.
Onkolog poczuł jak po plecach spływa mu zimny pot, kiedy dotarło do niego, że w razie jakichkolwiek komplikacji będzie musiał przerwać ciążę, żeby nie ryzykować własnym życiem.
Richie, wiesz, że nie miałabym nic przeciwko temu, prawda?
...
No dobra... nie chcę burzyć szczęścia chłopaków.
- A co z Cuddy?... Ze szpitalem?...
Człowieku, ty to masz problemy życiowe...
”Skoro większość czasu spędzicie na obściskiwaniu się po kątach, możecie równie dobrze robić to z dala od Princeton.”
Ojej... a przez Cuddy dalej przemawia zazdrość...
- Ponieważ tutaj możemy robić to o wiele lepiej...
Chyba wiesz, że w pewnych sytuacjach pośpiech nie jest wskazany?
Uwielbiam gościa. No po prostu uwielbiam. A Jimmy niech cierpi.
- Czy mamy się spodziewać chłopców czy dziewczynek – dokończył House, unosząc pytająco brwi.
House użył liczby mnogiej - "mamy"! To znaczy, że naprawdę się zaangażował!
- Sprawdź w lewej kieszeni.
*ómarłam*
Albo House jest aż TAK bystry albo aż TAK kocha Wilsona...
- Jimmy... jesteś tu jeszcze?...
Nie, Jimmz zdechł, na Twojej klatce piersiowej leży tylko pusta skorupa, dusza już dawno fruwa z aniołami.
- Mam nadzieję, że będziesz z niego zadowolony.
Czyli będzie wesoło.
Cóż mogę powiedzieć. Świetnie, jak zawsze.
PS. Cholera, coś mi chyba nie wyszedł ten długi komentarz, co?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pino
Stażysta
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nibylandia Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 11:13, 12 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Przeraża mnie doświadczenie korników w pisaniu scen erotycznych? Gdzie one się tego nauczyły? xD
A to poważnie, to napisałaś kolejną świetną część. Po przeczytaniu mam na twarzy niedorzeczny uśmiech i bardzo dobry humor
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
motylek
Immunolog
Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Capri Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 11:41, 12 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
cała część jest świetna. twe ery są takie taki romatyczny nie brutalny obrazek stosunku
ciekawe jaki będą mieli ten pokój w innym hotelu
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Muniashek
Endokrynolog
Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a stąd <- Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 16:04, 12 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Łiiii!
*pada na ziemię i nie rusza się przez dłuższy czas, wzdychając i modląc się o kolejną część*
*leży cały czas. po chwili jedną ręką sięga do klawiatury i zaczyna pisać*
Ale... Zaniemówiłam. Kompletnie zaniemówiłam. Nie wiem, co mam Ci napisać, oprócz tego, że to jest cudne! Jak już pisałam, cały fik ogólnie powala mnie na kolana i nie pozwala wstać. Oddawaj korniki! xP
Nie jestem w stanie wykrzesać z siebie coś bardziej ambitnego i chwalącego.
*pada raz jeszcze, tym razem jednak na kolana, i chwali autorkę i tłumaczkę*
Yyy...
*albo tylko autorkę*
eee...
*chwali Richie117*
Dziękuję za tego fika, naprawdę dziękuję! I za korniki!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
aaandziaa
Pacjent
Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin :D Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 16:09, 12 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | ”Skoro większość czasu spędzicie na obściskiwaniu się po kątach, możecie równie dobrze robić to z dala od Princeton.” |
Richie jesteś gienialna A twoje ery to poprostu *szuka odpowiedniego słowa* BAJKA!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 20:50, 12 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
any napisał: | Coś mi się kołacze po głowie, iż jeszcze przed feriami obiecałam Ci jakiś dłuższy komentarz, prawda? |
skłamałabym, mówiąc, że na to nie liczę... *zaciera łapki*
any napisał: | Dziękuję!!!! |
hmm... chyba to ja powinnam dziękować, że tu zaglądasz
any napisał: | Ten Brown nie ma serca! W Boże Narodzenie?! |
ale Wilson sam się uparł, że przyjedzie w święta... (po cichu licząc, że House z nim pojedzie )
any napisał: | Richie, wiesz, że nie miałabym nic przeciwko temu, prawda? |
ale przeciwko czemu? żeby Wilson przerwał ciążę, czy żeby zaryzykował swoim życiem?
any napisał: | Człowieku, ty to masz problemy życiowe... |
no... A jeszcze zapomniałam dodać kawałka o drogocennych umierających pacjentach, którzy nie mają z kim grać w Scrabble
any napisał: | Ojej... a przez Cuddy dalej przemawia zazdrość... |
to zdanie powstało jeszcze przed pomysłem z zazdrosną Cuddy, ale właściwie czemu nie?
any napisał: | Uwielbiam gościa. No po prostu uwielbiam. A Jimmy niech cierpi. |
any... jesteś taaaaka okrutna Nie wiem,czy już czytałaś tego fika "Wireless", ale tam Jimmy cierpi w ten sposób przez calutki dzień
any napisał: | House użył liczby mnogiej - "mamy"! To znaczy, że naprawdę się zaangażował! |
oh, well... House tak od zawsze był zaangażowany, tylko że w Wilson-thing, a nie w kids-thing. A skoro te dwie sprawy są ze sobą blisko związane oraz House nie zamierza więcej wyrzucać Wilsona z domu, zatem głupotą z jego strony byłoby żyć w zaprzeczeniu, że on NIE spodziewa się tych dzieci
any napisał: | *ómarłam*
Albo House jest aż TAK bystry albo aż TAK kocha Wilsona... |
*zastanawia się, czy any jednak rzyje*
... A House po prostu zjawił się u Wilsona z myślą o gorącej erze - jak w takim wypadku miałby się nie przygotować?
any napisał: | Nie, Jimmy zdechł, na Twojej klatce piersiowej leży tylko pusta skorupa, dusza już dawno fruwa z aniołami. |
oj, any... House stara się być czuły i troskliwy, a Ty na niego z sarkazmem wyskakujesz... shame on you!
btw - przypomniał mi się fik, którego już ci kiedyś podesłałam ^^
Wilson opened his eyes, turning his head toward House and mumbling. “So fuck me in my sleep...”
If the bed started shaking, Wilson was too tired to notice. ([link widoczny dla zalogowanych])
any napisał: | Czyli będzie wesoło. |
skąd ta pewność? może na widok tej zapchlonej nory Wilson ucieknie z wrzaskiem do Princeton?
any napisał: | PS. Cholera, coś mi chyba nie wyszedł ten długi komentarz, co? |
przynajmniej widać postępy
***
Pino - bo z kornikami to jest tak, że ja im czytam na głos erowe fiki, albo kilka z nich przychodzi i czytają mi przez ramię...
***
motylek - dzięki
a pokój będzie bardzo w stylu House'a
***
Muniashek - o LOL Dziękować bardzo
***
aaandziaa - dzięki (trzeba wykorzystywać okazję do ery, póki można )
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Czw 22:57, 12 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Any
Czekoladowy Miś
Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza zakrętu ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 10:18, 13 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Richie napisał: | skłamałabym, mówiąc, że na to nie liczę... *zaciera łapki* |
Rozczarowałam Cię,nie?
Richie napisał: | chyba to ja powinnam dziękować, że tu zaglądasz |
Richie napisał: | ale Wilson sam się uparł, że przyjedzie w święta... |
No dobra, zwracam honor.
Richie napisał: | ale przeciwko czemu? żeby Wilson przerwał ciążę, czy żeby zaryzykował swoim życiem? |
Żeby Wilson przerwał ciążę.
Richie napisał: | A jeszcze zapomniałam dodać kawałka o drogocennych umierających pacjentach, którzy nie mają z kim grać w Scrabble |
Jakby Wilson przypomniał sobie jeszcze o tym, to na pewno wróciłby czym prędzej do szpitala.
Richie napisał: | to zdanie powstało jeszcze przed pomysłem z zazdrosną Cuddy, ale właściwie czemu nie? |
No właśnie, why not? Widzę, że obie nie mamy nic przeciwko męczeniu Cuddy.
Richie napisał: | Nie wiem,czy już czytałaś tego fika "Wireless", ale tam Jimmy cierpi w ten sposób przez calutki dzień |
Chyba nie czytałam... Poor Jimmy...
Richie napisał: | *zastanawia się, czy any jednak rzyje* |
Rzyje, rzyje...
Richie napisał: | shame on you! |
*ashamed*
Richie napisał: | skąd ta pewność? może na widok tej zapchlonej nory Wilson ucieknie z wrzaskiem do Princeton? |
To już prędzej Ty zostaniesz Huddzinką.
Richie napisał: | przynajmniej widać postępy |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
motylek
Immunolog
Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Capri Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 10:46, 13 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
no to będzie fajna część jeśli w stylu Housa.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 17:54, 13 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
any napisał: | Rozczarowałam Cię,nie? |
nieeee...
any napisał: | Żeby Wilson przerwał ciążę. |
Gdzie się podziała TA any: any napisał: | Richie napisał: | any napisał: | I będzie dzidzia, będzie dzidzia... | albo dzidzie, albo dzidzie... | Nie żartuj?A Byłoby genialnie!
(naszła mnie wizja House'a dowiadującego się, że zostanie ojcem pięcioraczków ) |
any napisał: | Widzę, że obie nie mamy nic przeciwko męczeniu Cuddy. |
wręcz jestem otwarta na propozycje, jak powinnam ją jeszcze pognębić
any napisał: | Chyba nie czytałam... Poor Jimmy... |
to ja dla pewności wrzucam linka jeszcze raz: [link widoczny dla zalogowanych]
any napisał: | To już prędzej Ty zostaniesz Huddzinką. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Any
Czekoladowy Miś
Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza zakrętu ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 19:00, 13 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Richie napisał: | Gdzie się podziała TA any: |
Ludzie się zmieniają.
Richie napisał: | wręcz jestem otwarta na propozycje, jak powinnam ją jeszcze pognębić |
Co powiesz na łamanie kołem?
Richie napisał: | to ja dla pewności wrzucam linka jeszcze raz |
Thx.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 19:44, 13 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
any napisał: | Ludzie się zmieniają. |
czemu zawsze na gorsze??
any napisał: | Co powiesz na łamanie kołem? |
okej, to kiedyś później Wilson zamdleje, a Cuddy poczuje się w obowiązku go złapać...
no dobra, to niezupełnie łamanie kołem
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Shetanka
Rezydent
Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 436
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 9:40, 14 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Świetny rozdział, rozpływam się normalnie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płaszczyk Bena ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 16:33, 14 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
A więc skoro już tu jestem, to najpierw chciałabym ci, Richie coś powiedzieć: O matko, przepraszam, przepraszam, po trzykroć przepraszam, że nie napisałam komentarza wcześniej! *pada na kolana*
No to teraz sam komentarz
Richie, to było boskie, jak zwykle zresztą Ja wiedziałam, że House długo bez swojego Jimmy'ego nie wytrzyma i w końcu przyleci. No i przyleciał
A czy wspominałam już, że ciąża wzmaga libido? Biedny Grzesio, w końcu dojdzie do tego, że on jeszcze nie dojdzie do siebie, a Jimmy już będzie miał ochotę na następną rundę
Co do ery, to naprawdę chciałabym mieć twoją moc twórczą, ewentualnie któregoś z korników Sama nie wiem czemu, ale nie jestem w stanie napisać dobrej sceny miłosnej. Mój wrodzony cynizm tak mi daje w kość, że nie jestem w stanie wstawić do zdania słowa "kochanek". Chociaż po części jest to też wina mojego nieszczęsnego Wena, który notabene znów jest, jak na złość, niedysponowany. Ehh, powinnam wymienić pana J. na kogoś innego
Cóż, co pochwaliłam, to pochwaliłam. Nadal sądzę, że jesteś wielka Richie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pattyczak
Pacjent
Dołączył: 19 Sie 2008
Posty: 63
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:40, 14 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Gorąca część, oj gorąco
Nie no, mam banana na ustach =D
House to cudowny partner xD Jimmy jest cudowny w tych swoich chichotach i jękach. Kocham ich i Ciebie też, bo stworzyłaś fik, któy nadaje się na osobny serial
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Shetanka
Rezydent
Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 436
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:40, 14 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Ja chcę więcej
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 20:54, 15 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Shetanka - dziękuję
***
*podnosi Lady M. z kolan*
nawet nie żartuj na moje komenty trzeba czekać jeszcze dłużej, i w ogóle nic mi się nie chce... *sniff*
Lady M. napisał: | Ja wiedziałam, że House długo bez swojego Jimmy'ego nie wytrzyma i w końcu przyleci. No i przyleciał |
przyleciał i przeleciał...
Lady M. napisał: | A czy wspominałam już, że ciąża wzmaga libido? Biedny Grzesio, w końcu dojdzie do tego, że on jeszcze nie dojdzie do siebie, a Jimmy już będzie miał ochotę na następną rundę |
taaa, ktoś już coś o tym wspominał...
problem tylko w tym, że any zabiła moją erową wenę, więc może się okazać, że libido Jimmy'ego będzie musiało ustąpić miejsca strachowi o dzieci...
Lady M. napisał: | Co do ery, to naprawdę chciałabym mieć twoją moc twórczą, ewentualnie któregoś z korników |
i jeszcze cierpliwość... 4 dni klecenia tego czegoś zdanie po zdaniu...
Lady M. napisał: | Mój wrodzony cynizm tak mi daje w kość, że nie jestem w stanie wstawić do zdania słowa "kochanek". |
zawsze możesz zostawić wykropkowane miejsce, a kontrowersyjne słowo wpiszę ja
Dzięki, Lady
***
Pattyczak - gdyby tylko zechcieli to nakręcić, bez wahania zrezygnowałabym ze swojej części zarobionej kasy
mam nadzieję, że kolejna część wyjdzie równie gorąca, pomimo zimnej sylwestrowej nocy
***
Shetanka - będzie więcej... kiedyś Tzn jak znajdę jakiś hotel w Chicago, który spodoba się kornikom
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|