|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Pytam tak z ciekawości... Co miałoby być? |
chłopiec |
|
49% |
[ 37 ] |
dziewczynka |
|
50% |
[ 38 ] |
|
Wszystkich Głosów : 75 |
|
Autor |
Wiadomość |
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płaszczyk Bena ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 17:35, 07 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Richieeee
Wybacz, że nie mogłam skomentować wczoraj, a tak bardzo chciałam
Jest cudownie, jak zwykle Biedna Cuddy, nie dość, że niewyspana to jeszcze będzie musiała żyć ze świadomością, że Wilson jest w stanie błogosławionym, a ją coś to szczęście omija
Cytat: | Rano – nakładając krem, podkład i co tylko była w stanie znaleźć w kosmetyczce na swoją poszarzałą cerę, ze szczególnym uwzględnieniem ciemnych półksiężyców pod oczami – wyzywała się w myślach od kretynek, że tak bardzo poruszyła ją ta sytuacja. |
Reasumując - za bardzo ją dręczysz Richie
Cytat: | światem musiała rządzić niebywale okrutna istota, skoro jej kilkumiesięczne starania o dziecko spełzły na niczym, podczas gdy Wilson uporał się z tym w czasie jednego pobytu w jakimś laboratorium w Chicago! |
Taa, poore Cuddy
Cytat: | „Może teraz powinnam poprosić, żeby donosił jedno dla mnie?” |
No raczej wątpię, czy zdobyłoby to aprobatę House'a. On raczej woli aby Jimmy zajmował się rodzeniem dzieci tylko jemu
Cytat: | - ...Gdybyś nie zauważyła, już mam się kim zajmować – wpadł jej w słowo House, rujnując tym samym perfekcyjny plan administratorki. |
Cuddy i te jej perfekcyjne plany
Cytat: | - Jimmy, mówisz tak, jakbyś zakochał się w tym gracie – zakpił House. - Gdybyś się z nim ożenił, pewnie nie miałbyś na koncie trzech rozwodów. Nie rozumiesz, że jeżdżenie tym... czymś to jak igranie ze śmiercią?! |
House, gdyby Wilson ożenił się ze swoim autem, miałbyś teraz zaciętą konkurencję
Cytat: | Po prostu...najbardziej kobiecy facet, jakiego znam, jest w ciąży! |
Teraz wystarczy tylko zmienić mu imię na Jane
Cytat: | „Boże, co ciąża może zrobić z człowiekiem?!” |
A powiedzieć ci, co poród może zrobić?
Cytat: | - House?...
- Byłem wściekły. - House wzruszył ramionami, jakby miało to wystarczyć za całą resztę historii.
|
Całe szczęście, że nie spalił kanapy XDDD
Cytat: | - Będę delikatny – szepnął, gdy przypomniał sobie, jak się oddycha.
|
I'll be gentle Aż mi się przypomniał pewien dawno zaginiony fik, w którym te słowa padają, ale następuje to jeszcze w szpitalnym łóżku Jaka szkoda, że już nie mogę go znaleźć
Era w twoim wykonaniu jest dokładnie taka, jaką chciałabym pisać, gdybym tylko potrafiła pisać erę Piękna, słodka, ale bez różowych koronek na brzegach. Jeżeli w Prostej historii kiedykolwiek do tego dojdę, to będzie pewnie tylko jakiś "produkt ero-podobny"
A na razie to wprost nie mogę się doczekać Jimmiego w rozmiarze XXL
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Katty B.
Chodzący Deathfik
Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bunkier Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 18:31, 07 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Richie napisał: | powinna być - fluff-fików jest co najmniej tyle, co dead-fików |
Źle mnie zrozumiałaś. Termin "fluff-fik" jest niepoprawny, gdyż nazwą tego gatunku - jak "deathfik" jest nazwą gatunku - jest po prostu "fluff". XD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 19:35, 07 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Lady M. napisał: | Wybacz, że nie mogłam skomentować wczoraj, a tak bardzo chciałam |
spoko, wybaczam i cieszę się, że już jesteś
Lady M. napisał: | Biedna Cuddy, nie dość, że niewyspana to jeszcze będzie musiała żyć ze świadomością, że Wilson jest w stanie błogosławionym, a ją coś to szczęście omija |
a poza tym musi zachowywać kamienną twarz, bo administratorce nie wypada okazywać nietolerancji
Lady M. napisał: | Reasumując - za bardzo ją dręczysz Richie |
za bardzo? ja musiałam przypominać kornikom, żeby się pilnowały i nie zrobiły z tego jakiegoś ataku na Cuddy...
Lady M. napisał: | No raczej wątpię, czy zdobyłoby to aprobatę House'a. On raczej woli aby Jimmy zajmował się rodzeniem dzieci tylko jemu |
coś mi się wydaje, że House by wolał, żeby Wilson w ogóle nie bawił się w rodzenie dzieci
Lady M. napisał: | A powiedzieć ci, co poród może zrobić? |
tego na szczęście House się nie dowie
Lady M. napisał: | Całe szczęście, że nie spalił kanapy XDDD |
no co Ty? nową kanapę?
zresztą w tym przypadku to nie miałoby takiego znaczenia
Lady M. napisał: | Aż mi się przypomniał pewien dawno zaginiony fik, w którym te słowa padają, ale następuje to jeszcze w szpitalnym łóżku |
to musiało być sweet
i jest to kolejny dowód na to, że liczba pomysłów jest skończona
Lady M. napisał: | Era w twoim wykonaniu jest dokładnie taka, jaką chciałabym pisać, gdybym tylko potrafiła pisać erę |
to naprawdę nie jest takie trudne wystarczy to sobie wyobrazić i odważyć się na użycie pewnych słów
Lady M. napisał: | A na razie to wprost nie mogę się doczekać Jimmiego w rozmiarze XXL |
na szczęście dla Jimmy'ego, jeszcze jakiś czas zachowa swój normalny rozmiar (plus kilka centymetrów )
***
Katty, dzięki, że mnie oświeciłaś, bo nie jestem taka oblatana w tym całym nazewnictwie (zawsze wolałam zajęcia praktyczne )
Chociaż uważam, że to bez sensu - wychodzi na to, że tematem "deadfika" jest śmierć postaci, a tematem "fluffu" jest fluff... *headshake*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Katty B.
Chodzący Deathfik
Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bunkier Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 21:42, 17 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Tematem fluffu jest różowość, przytulaśność, ogólne kochanie się i szczęśliwość. "fluff" to po prostu nazwa rodzaju, która została zaadaptowana na potrzeby przymiotnikowe. ^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 15:18, 18 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Okej, zacznę od tego, co zawsze: ta część znów nie jest taka, jak sobie wyobrażałam, ale korniki zastrajkowały i stwierdziły, że nie wprowadzą już ani jednej poprawki. Ehh... ta dzisiejsza młodzież
Po drugie, inspiracją do tego kawałka była mała manipulacja w photoshopie by yourico, więc dedykuję ten part mojej Supporterce
(kto jest ciekawy, może poszukać jednej różnicy, między tymi fotkami: [link widoczny dla zalogowanych] - [link widoczny dla zalogowanych] )
Enjoy
PS. Cuddy pojawi się w części 'b', bo w tej zabrakło już czasu antenowego |
Part 25'a'
House stał niemal z nosem przyklejonym do własnych drzwi balkonowych i obserwował Wilsona w jego gabinecie. W zasadzie nie spuszczał go z oka od samego rana, ale nie, nie chodziło o troskę – chciał się tylko upewnić, że jego mały Jimmy nie przemęcza się pierwszego dnia po dwutygodniowym urlopie.
Na szczęście dla House'a, onkolog prawie cały ten czas spędził u siebie, przeglądając dokumenty, których diagnosta nie chciał mu przywieźć do domu. Może nie wyglądał przy tym na zadowolonego ze swojego zajęcia, ale przynajmniej nie musiał ukrywać frustracji, tak jak robił to w tym momencie, od dwudziestu minut rozmawiając ze swoim absorbującym pacjentem.
House znał tego faceta – widział go dwa razy przy stanowisku pielęgniarek, dopytującego się o doktora Wilsona. I chociaż siostra Anderson powtarzała mu, że doktor Wilson jest na zwolnieniu, a pilnymi konsultacjami zajmuje się doktor Olan, facet upierał się, że „musi porozmawiać właśnie z doktorem Wilsonem.” House skrzywił się wtedy, mijając stanowisko pielęgniarek w drodze do toalety – znał ten typ ludzi: około pięćdziesiątki, łysiejący i ze znaczną nadwagą – nawet bez garnituru i krawata wyglądał na słabo opłacanego urzędnika państwowego. Nic zatem dziwnego, że chciał porozmawiać z kimś, kto poświęci mu swój czas i uwagę, zamiast spławić go tak szybko, jak to możliwe.
Teraz House przeklinał się w duchu, że nie ostrzegł Wilsona przed tym człowiekiem. Chociaż, z drugiej strony, co by to dało? Wilson nie potrafiłby nikomu odmówić i wyglądało na to, że diagnosta sam będzie musiał zająć się tym problemem.
- House? Mam wyniki rezonansu. - Rozmyślania szefa diagnostyki przerwało pojawienie się Chase'a.
- Bardzo dobrze. - House oderwał się od szyby i obrzucił oceniające spojrzeniem młodszego lekarza, jakby sprawdzał, czy rzeczywiście nadaje się on do wprowadzenia w życie jego planu. Owszem, nadawał się. - Idź do doktora Wilsona i powiedz, żeby przyszedł na konsultację.
Chase skrzywił się odrobinę. - House, to nie jest rak. Nie ma powodu...
- Naprawdę? Gratuluję ci, Robercie! - zawołał. - Nie miałem pojęcia, że udało ci się zdobyć dyplom z onkologii – dodał, na widok zmieszanej miny Chase'a.
- Chyba... nie łapię... – wyjąkał Australijczyk.
Diagnosta uniósł brwi. - Skoro wygłaszasz fachowe opinie na temat raka, domyślam się, że skończyłeś onkologię, mam rację?
Chase prychnął z irytacją. - Nie trzeba być onkologiem, żeby stwierdzić, że to tylko nieszkodliwa cysta – powiedział, wskazując na cień na zdjęciu.
House pokręcił głową nad uporem młodego lekarza. - Nawet jeśli masz rację, ja wciąż jestem tu szefem i mogę konsultować się z kim zechcę. Więc sprowadź mi Wilsona – zażądał.
Chase ruszył do drzwi, mamrocząc pod nosem.
- Czekaj! - House pokuśtykał za nim, po drodze wyciągając z kieszeni garść drobnych. - Gdy będziesz wracał, przynieś mi czekoladę z automatu – powiedział, wręczając mu pieniądze.
Australijczyk posłał mu zdziwione (i wściekłe) spojrzenie i bez słowa wyszedł z gabinetu.
Diagnosta spoglądał za nim, póki mężczyzna nie zniknął z pola widzenia, po czym wrócił na swoje miejsce obserwacyjne. Kilkanaście sekund później zobaczył, jak Wilson przerywa w połowie zdania rozmowę z pacjentem i odwraca się w stronę drzwi. Najwidoczniej Chase oparł się pokusie naskarżenia onkologowi na swojego szefa, bo po mniej niż minucie Wilson zamknął akta, które miał rozłożone na biurku przed sobą i z przepraszającą miną zaczął tłumaczyć Fredowi („Facet o takim wyglądzie musi mieć na imię Fred”, pomyślał House.), że muszą skończyć rozmowę, bo został poproszony o konsultację w sprawie innego pacjenta. Mężczyzna wstał niechętnie, uścisnął wyciągniętą dłoń onkologa i zniknął diagnoście z oczu, gdy skierował się do drzwi gabinetu. House nie czekał, aż Wilson ruszy jego śladem – pokuśtykał szybko do swojego biurka i opadł na fotel, starając się wyglądać na zajętego.
- Chase mówił, że potrzebujesz konsultacji.
House podniósł wzrok znad dokumentów. Na widok onkologa kąciki jego ust przesunęły się lekko do góry. Wolał sobie nie przypominać, jak bardzo brakowało mu obecności Wilsona w ciągu minionych dwóch tygodni, a jeszcze bardziej nie chciał myśleć o tym, że prędzej czy później jego kochanek będzie musiał wziąć o wiele dłuższy urlop... Nie mówiąc ani słowa, wręczył Wilsonowi przyniesione przez Chase'a zdjęcie.
Onkolog podniósł kliszę do światła i przez chwilę uważniej jej się przyglądał.
- To nie jest rak, House – stwierdził, odkładając zdjęcie na biurko.
- Oczywiście, że nie. Masz mnie za idiotę? - House wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Ręce Wilsona automatycznie powędrowały na jego biodra. - House! Przed chwilą wyprosiłem pacjenta, bo myślałem, że masz do mnie jakąś sprawę! – wrzasnął z irytacją Wilson. - Myślisz, że wróciłem do pracy, żeby dostarczać ci darmowej rozrywki?!
- W porządku, moja wina. - Diagnosta uniósł ręce w obronnym geście. - Jeśli się pospieszysz, może uda ci się złapać pana Chyba-umieram-niech-mnie-ktoś-przytuli i wysłuchać do końca jego użalania się nad swoim losem. Tylko nie licz na moje współczucie, jeśli dopadnie cię kolejna migrena...
Wyraz twarzy Wilsona natychmiast złagodniał. - Zrobiłeś to... dla mnie? - zapytał niepewnie.
Na ustach House'a pojawił się kpiący uśmieszek. - Chciałem sobie zaoszczędzić wysłuchiwania twoich zbolałych jęków przez całą noc.
Wilson podszedł do niego i wziął jego twarz w swoje dłonie. - Przepraszam – szepnął i pocałował go lekko. - Nie spodziewałem się tego po tobie.
- Myślę, że będziesz musiał mnie bardziej przeprosić – zamruczał House, spoglądając wymownie w czekoladowe oczy.
Onkolog oblał się lekkim rumieńcem, gdy poczuł znajomy dreszcz przebiegający po jego ciele. - Pogadamy o tym w domu – przyrzekł, kolejny raz całując swojego kochanka.
House otworzył usta, by odpowiedzieć, ale przerwał mu odgłos otwieranych drzwi.
- House, twoja... - Chase urwał, na widok Wilsona pochylonego nad diagnostą.
- Czekałeś, aż wydoją krowę, żeby dostać mleko do czekolady? - zapytał sarkastycznie House, a Wilson wyprostował się gwałtownie, z zażenowaniem pocierając kark.
- Automat jest nieczynny, musiałem zejść do kafeterii – wyjaśnił obojętnie Chase, ignorując zaczepkę. Postawił styropianowy kubek na biurku i poszedł do pokoju konferencyjnego.
Onkolog odprowadził wzrokiem młodszego lekarza, po czym spojrzał pytająco na swojego przyjaciela. - Czekolada?...
- Dla ciebie. - House z rozbrajającym uśmiechem podał mu napój. - Nie chcę, żeby dzieci utonęły w morzu zielonej herbaty. Siadaj i czuj się jak u siebie – dodał, wskazując ręką na swój fotel z podnóżkiem.
Wilsonowi odebrało mowę - jedyne, co mógł zrobić, to gapić się na House'a z miną: „Mówisz poważnie?”.
Diagnosta skinął głową i zakołysał kubkiem, aż powietrze wypełnił zapach czekolady.
Onkolog uśmiechnął się i wziął kubek. Chwilę później siedział rozłożony wygodnie na fotelu, sącząc gorący, słodki napój. Musiał przyznać, że House doskonale wyczuł moment, żeby oderwać go od pracy – w chwili, gdy zjawił się Chase, właśnie zaczynał się zastanawiać nad jakąś wymówką, która pozwoliłaby mu pozbyć się męczącego pacjenta i kilka minut przed czasem wyrwać się na lunch. A poza tym musiał omówić z House'em pewną sprawę.
- Dzwoniłem rano do Browna – odezwał się, przerywając ciszę.
- Ucieszył się z nowiny?
- Taaa, jak każdy naukowiec, któremu ktoś miesza w badaniach – mruknął Wilson. - W każdym razie powiedział, że muszę przyjechać na kilka dni.
House skrzywił się, słysząc te słowa. - Kiedy lecisz?
- Brown chciał, żebym zjawił się jak najprędzej, ale mu powiedziałem, że przed świętami nie dam rady...
- To znaczy, że zostawisz mnie samego w Boże Narodzenie?! - diagnosta zrobił nadąsaną minę.
- Właściwie to miałem nadzieję, że pojedziesz ze mną... - Wilson spojrzał błagalnie na swojego przyjaciela, ale House pokręcił przecząco głową.
- Wilson, dobrze wiesz, że nie lubię ruszać się z domu...
- Daj spokój, House! Będzie fajnie, spędzimy kilka dni i nocy w jakimś przyjemnym hotelu, z dala od pacjentów, zajęci tylko sobą...
- Już to widzę. - Diagnosta prychnął pogardliwie. - Po całym dniu bycia królikiem doświadczalnym zwalisz się do łóżka i nawet na mnie nie spojrzysz.
Wilson przewrócił oczami i podniósł się z fotela. - Kiedy wreszcie się nauczysz, że nie potrafię ci się oprzeć? - zapytał, podchodząc do House'a.
Gdy znalazł się tuż przed nim, wyciągnął lewą rękę, by zanurzyć palce w jego włosach, a prawą ujął go za podbródek i pocałował go, rozchylając językiem jego wargi. House zamruczał, gdy poczuł smak czekolady i pozwolił Wilsonowi penetrować wnętrze swoich ust, dopóki nie zabrakło im powietrza. Wreszcie onkolog odsunął się, oddychając ciężko. Jego dłonie wciąż opierały się na ramionach House'a i starał się ukryć tryumfalny uśmiech, gdy patrzył z góry na swojego kochanka.
- Więc pojedziesz ze mną do Chicago?
House nie odpowiedział, tylko patrzył na niego przez chwilę, po czym odwrócił wzrok w kierunku pokoju konferencyjnego.
- Myślisz, że powinni się tak gapić?
Wilson zamrugał, zdezorientowany nagłą zmianą tematu. - Co? O czym ty... - Odwrócił się i zobaczył, że Chase i Foreman wpatrują się w nich przez szklaną ścianę, a ich miny świadczyły o tym, że właśnie przerwali jakąś rozmowę. - Coś się stało? - zawołał, zirytowany brakiem szacunku młodszych lekarzy dla prywatności ich szefa.
Chase zmieszał się lekko i zaczął porządkować leżące przed nim dokumenty, ale Foreman był najwidoczniej w zbyt dobrym humorze, żeby odpuścić. - Zastanawialiśmy się właśnie, czy to, że House nagle stał się dla ciebie miły, nie jest przypadkiem objawem jakiejś śmiertelnej choroby – powiedział z kamienną twarzą.
Onkolog spuścił wzrok, drapiąc się w głowę. Znalezienie racjonalnego wytłumaczenia zachowania House'a zdawało się wykraczać poza jego możliwości.
- Chyba powinniśmy im powiedzieć... – mruknął diagnosta.
- Naprawdę tak uważasz? - Wilson spojrzał na niego z powątpiewaniem.
House wzruszył ramionami. - I tak się w końcu dowiedzą. Chyba że za pół roku zamierzasz utrzymywać, że odwiedził nas zabłąkany bocian?
Wilson potarł kark, czując, że żołądek skręca mu się w ciasny supeł. Wiedział, że House ma rację, ale to nie zmieniało faktu, że wolałby zapaść się pod ziemię, niż stanąć przed dwójką lekarzy i powiedzieć im, że jest w ciąży.
- O-okej – wyjąkał. - Ale... mógłbyś sam im powiedzieć? - „Najlepiej kiedy mnie nie będzie w pobliżu”, dodał w myślach.
- Ależ Jimmy! - Diagnosta już miał rzucić jakąś sarkastyczną uwagę, ale na widok niewyraźnej miny swojego przyjaciela zrezygnował. „Chyba się starzeję”, pomyślał i skinął ręką na swoich podwładnych.
- Co jest grane? - spytał Chase, gdy razem z Foremanem stanęli przed biurkiem House'a.
House wyprostował się w fotelu. - Po pierwsze, jeśli powtórzycie komukolwiek to, co zaraz usłyszycie, możecie być pewni, że zamienię wasze życie w piekło, w prawdziwe piekło. Po drugie... - urwał, udając, że się zastanawia. – Nie, to już wszystko. A teraz słuchajcie uważnie, bo powiem to tylko raz: Wilson jest w ciąży.
Młodsi lekarze wymienili zdziwione spojrzenia, po czym równocześnie parsknęli śmiechem.
Wilson poczuł, że się czerwieni i pomyślał, że byłoby nieźle, gdyby udało mu się teraz zemdleć. Nie oczekiwał, że Foreman i Chase potraktują poważnie słowa House'a, ale po takiej reakcji perspektywa wyjaśnienia im, że diagnosta mówił prawdę, nie przedstawiała się zbyt różowo. Zerknął na swojego przyjaciela, który obserwował tę scenę w milczeniu, najprawdopodobniej zastanawiając się, na ile dodatkowych godzin dyżuru w klinice zasługuje takie zachowanie.
Neurolog pierwszy opanował wybuch wesołości. - Więc chcesz powiedzieć, że Wilson spodziewa się dziecka? Twojego dziecka? - zapytał, ale ton jego głosu świadczył, że nadal traktuje to jako kolejny żart swojego szefa.
- Prawdę mówiąc: dwójki dzieci. Pokazałbym wam zdjęcia z usg, ale album rodzinny został w domu – odparł House, podnosząc się ze swojego miejsca. - Z pewnością macie jeszcze sporo pytań, ale teraz spieszymy się na spotkanie z Cuddy. Musimy omówić warunki urlopu macierzyńskiego – mówiąc to, złapał Wilsona za rękę i pociągnął go za sobą na korytarz, zostawiając dwóch oszołomionych lekarzy na środku swojego gabinetu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płaszczyk Bena ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 16:45, 18 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Nareszcie! *skacze w kółko i sypie konfetti* Mam co robić w niedzielne popołudnie
Ohhh Greg, będziesz genialnym ojcem! Już cię widzę uczącego swoje dzieci jak unikać Cuddy i ochrzaniać pacjentów Z pewnością wyrosną na porządnych ludzi
Cytat: | nie chodziło o troskę – chciał się tylko upewnić, że jego mały Jimmy nie przemęcza się pierwszego dnia po dwutygodniowym urlopie. |
Ależ oczywiście, że to NIE jest troska, no jakby można o tym nawet pomyśleć
Cytat: | Chase ruszył do drzwi, mamrocząc pod nosem.
- Czekaj! - House pokuśtykał za nim, po drodze wyciągając z kieszeni garść drobnych. - Gdy będziesz wracał, przynieś mi czekoladę z automatu – powiedział, wręczając mu pieniądze. |
A ja i tak kocham Chase'a! I on wcale nie jest taki głupi na jakiego wygląda (Czujecie ten sarkazm, ludzie )
Cytat: | Diagnosta skinął głową i zakołysał kubkiem, aż powietrze wypełnił zapach czekolady.
Onkolog uśmiechnął się i wziął kubek. Chwilę później siedział rozłożony wygodnie na fotelu, sącząc gorący, słodki napój. |
Oł gad, jak ja kocham gorącą czekoladę A Jimmy siedzący sobie w fotelu i popijający tężę czekoladę jest jeszcze słodszy
Richie, kochana, nadal zazdroszczę ci umiejętności tworzenia nastroju do nawet maleńkiej ery. Ja tak nie potrafię
Pocałunek smakujący czekoladą
House POWINIEN jechać z Jimmym do Chicago, według mnie innej opcji nie ma. Zresztą on i tak już nawet na minutkę nie zostawi go samego
I nadal czekam na właściwą reakcję kaczątek na wiadomość o Wilsonowej ciąży i o udziale w tym wszystkim House'a. A szczególnie reakcję Cameron
Nadal uważam cię za mistrzynię, Richie To było więcej niż świetne
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 2:08, 19 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Lady M. napisał: | Mam co robić w niedzielne popołudnie |
gdyby korniczki się pospieszyły, miałabyś co robić w niedzielny poranek
Lady M. napisał: | Już cię widzę uczącego swoje dzieci jak unikać Cuddy |
a mnie się wydawało, że House będzie podrzucał Cuddy swoje pociechy za każdym razem, gdy będzie chciał pobyć trochę sam na sam z Wilsonem (może wtedy, po traumatycznych doświadczeniach, dzieciaki same nauczą się unikać ciotki Cuddy )
Lady M. napisał: | A ja i tak kocham Chase'a! I on wcale nie jest taki głupi na jakiego wygląda (Czujecie ten sarkazm, ludzie ) |
i właśnie dlatego się nie zgadzam, żeby to Chase operował Wilsona (no dobra, ten powód jest drugi na liście )
Lady M. napisał: | Richie, kochana, nadal zazdroszczę ci umiejętności tworzenia nastroju do nawet maleńkiej ery. |
aha... Bo to Twoje całowanie w kinie W OGÓLE nie było romantyczne... Szczególnie gdy przypomniały mi się te wszystkie fiki, w których na całowaniu się nie kończyło
Lady M. napisał: | Pocałunek smakujący czekoladą |
taaa, widać że moje uzależnienie od czekolady udzieliło się kornikom...
Lady M. napisał: | House POWINIEN jechać z Jimmym do Chicago, według mnie innej opcji nie ma |
zawsze jest inna opcja... Np. taka, że NIE pojedzie
Lady M. napisał: | Zresztą on i tak już nawet na minutkę nie zostawi go samego |
... nawet będzie z nim chodził pocieszać łyse dzieciaki na oddziale Nie no, joke ofkors
Lady M. napisał: | I nadal czekam na właściwą reakcję kaczątek na wiadomość o Wilsonowej ciąży i o udziale w tym wszystkim House'a. |
oh crap... Spodziewasz się, że korniki napiszą, jak House zdradza szczegóły tego, w jaki sposób Wilson zdobył próbkę jego DNA?
Dzięki, Lady M.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Any
Czekoladowy Miś
Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza zakrętu ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 9:12, 19 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
*biegnie czytać*
*zatrzymuje się w pół kroku, bo zaciekawiła ją zdjęciowa zagadka*
*otwiera obie fotki*
ŁAAA!!
Jak się szybko przejdzie z jednej fotki na drugą, to efekt jest powalający! Wy zue, zue dziewczyny
Dobra, koniec z fotkami.
ale nie, nie chodziło o troskę – chciał się tylko upewnić, że jego mały Jimmy nie przemęcza się pierwszego dnia po dwutygodniowym urlopie
Nie, no pewnie, że nie o troskę! Kto by w ogóle śmiał podejrzewać o to Gregory'ego House'a?
Ręce Wilsona automatycznie powędrowały na jego biodra.
Łiiiii! Uwielbiam tę pozę (Jedyną jej wadą w "obecnych czasach" jest sterczący nieco ponad miarę... brzuch )
Wilson podszedł do niego i wziął jego twarz w swoje dłonie. - Przepraszam – szepnął i pocałował go lekko. - Nie spodziewałem się tego po tobie.
Boże kochany. Czy ta sprawa wymagała aż takich przeprosin? Czy może z Wilsona robią się po prostu ciepłe kluchy?
- Myślisz, że powinni się tak gapić?
On ich wcześniej widział, prawda? Tylko nie mógł oprzeć się pokusie wprawienia Wilsona w megazakłopotanie
Nie dziwię się Kaczątkom, że nie uwierzyli w to oryginalne wyznanie House'a. Ale z tą śmiertelną chorobą chyba przesadzili xD
Richie, cóż ja mogę rzec?
Świetnie, jak zwykle.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 12:56, 19 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
any napisał: | Wy zue, zue dziewczyny |
co my, co my?! To Wilson jest zuy - kto mu kazał siadać w takiej... pozycji? Aż sam się prosił o ten drobny dodatek
any napisał: | Łiiiii! Uwielbiam tę pozę |
a ja się waham między zachwytem a irytacją...
pewnie filmik już wszyscy widzieli, ale i go tak umieszczę
<object width="425" height="344"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/3XhaDKk5D58&hl=pl&fs=1"></param><param name="allowFullScreen" value="true"></param><param name="allowscriptaccess" value="always"></param><embed src="http://www.youtube.com/v/3XhaDKk5D58&hl=pl&fs=1" type="application/x-shockwave-flash" allowscriptaccess="always" allowfullscreen="true" width="425" height="344"></embed></object>
any napisał: | (Jedyną jej wadą w "obecnych czasach" jest sterczący nieco ponad miarę... brzuch ) |
oj, any, jeszcze za wcześnie na takie stwierdzenia
ale jak przyjdzie czas, to House poruszy tę kwestię
any napisał: | Boże kochany. Czy ta sprawa wymagała aż takich przeprosin? Czy może z Wilsona robią się po prostu ciepłe kluchy? |
od razu "ciepłe kluchy"... Po prostu hormony uderzyły mu do głowy i się wzruszył
Albo korniki przedstawiły ocenzurowaną wersję jego wypowiedzi
any napisał: | On ich wcześniej widział, prawda? :lol:Tylko nie mógł oprzeć się pokusie wprawienia Wilsona w megazakłopotanie |
No pewnie House wszystko widzi i o wszystkim wie... Dlatego wolał wykręcić się od odpowiedzi, która z pewnością sprawiłaby, że Wilson by się rozpłakał i do końca dnia dąsał się w swoim gabinecie...
any napisał: | Ale z tą śmiertelną chorobą chyba przesadzili xD |
racja - Foreman, jako neurolog, powinien pomyśleć raczej o guzie mózgu, znajdującym się w miejscu odpowiedzialnym za zmiany osobowości A, nie, chwila - w końcu guzy mózgu też bywają śmiertelne
Dzięki, any Jak zwykle
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Foxglove
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Sie 2008
Posty: 288
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: spod biurka Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 14:35, 19 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Nic nie polepsza humoru jak nowa część "Gimme" zaraz po zaspaniu na zaliczenie z chemii i ogólnym dobiciu egzystencjonalnym. Dzięki Richie, pewnie uratowałaś mi życie
Widzę, że przystopowały korniki z fabułą i wszystko się powolutku teraz rozwija. To dobrze, lubię jak czasem wszystko się uspokaja i można po prostu poobserwować bohaterów ^^
Ale House teraz zrobił Chase'owi i Foremanowi wodę z mózgu XD Już się boję jak zareaguje Cameron
Poklep ode mnie korniczki po główkach, znowu odwaliły dobrą robotę ^^
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Foxglove dnia Pon 14:36, 19 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
wilson's heart
Pacjent
Dołączył: 22 Sty 2009
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 15:42, 25 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Uwielbiam mpregi. Przeczytałam całość jednym tchem. I już nie mogę się doczekać kolejnej części.
A Wilson w ciąży z bliźniakami. Suuuuuuper.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:10, 25 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Foxglove - może powinnam opatentować Gimme jako lek na chandrę? Cieszę się, że poprawiłam Ci humor
Akcja trochę się zagęściła, bo korniczki miały pomysły Niestety teraz mają już tylko pomysł na pobyt Wilsona w Chicago i na kilka intryg, gdy Jimmy będzie w bardziej zaawansowanym stanie , więc trzeba będzie czymś wypełnić dziury w fabule
Nad reakcją Cam korniki pomyślą - mają na to trochę czasu, bo Cam będzie miała teraz coś ważniejszego na głowie, niż szpitalne plotki
Korniczki dziękują za komplement
***
wilson's heart - na początku muszę Ci powiedzieć, że Twój nick i avek stanowią boską parę
A poza tym też wielbiam mpregi, ale chyba przeczytałam już wszystkie Hilsonowe (a innych nie mam zamiaru czytać )
nie wiem, jak z Twoim angielskim, ale mogę polecić świetnego mprega (chyba, że już czytałaś):
[link widoczny dla zalogowanych] (zupełnie nowe spojrzenie na Wilsona w ciąży )
Jestem pod wrażeniem, że przeczytałaś Gimme jednym tchem - mnie się ta sztuka nie udała
Kolejna część jest już w połowie napisana, więc powinna się wkrótce pojawić
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Foxglove
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Sie 2008
Posty: 288
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: spod biurka Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:12, 25 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Richie, "intrygi" i "zaawansowany stan" brzmią wysoce niepokojąco. Weź go tam nie zamęcz, cokolwiek te Twoje korniczki planują ;]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:52, 25 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
"zaawansowany stan" oznacza tylko kilka(naście) dodatkowych centymetrów tu i ówdzie Żadnej rzucawki czy innych strasznych rzeczy korniki nie planują (na razie )
a "intrygi" mogą działać w obie strony, więc jeszcze może się okazać, że to Wilson zamęczy House'a
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płaszczyk Bena ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 20:37, 25 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
A ja myślałam, że w wypadku "zaawansowanego stanu" w wyniku "przybyłych centymetrów" pojawiają się takie objawy jak, chociażby piekielny ból pleców, skopana koordynacja ruchowa, zły nastrój i piekielny ból w plecach No ale może ja się nie znam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 4:24, 26 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Ależ Lady M., pojawią się, pojawią
można jeszcze śmiało dorzucić poczucie nieatrakcyjności fizycznej i braku zrozumienia ze strony House'a...
Coś czuję, że Greg będzie się musiał postarać, żeby Jimmy nie wpadł w poporodową depresję jeszcze przed "porodem"
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
wilson's heart
Pacjent
Dołączył: 22 Sty 2009
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 17:35, 26 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Richie dziękuję bardzo.
The condtion przeczytałam i już nie mogę się doczekać ostatniej części.
Ale hilsonlover zawdzięczam możliwośc przeczytania Twojego fika. Kiedy czytałam komentarze pod fikiem, znalazłam wypowiedź Richie117, która napisała, że pisze fika mpreg po polsku, którego ja jeszcze nie czytałam. Postanowiłam poszukać tego fika i znalazłam się na polskim forum serialu. Nie wiedziałam nawet, że takie istnieje.
A teraz nie mogę się doczekać nowej części.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 20:09, 26 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
A ja nie chcę, żeby "The Condition" się kończył, bo tamten Wilson był taki słodki, że nie wiem, jak będę żyć bez świadomości, że to już koniec (bo nawet jeśli powstanie mpregowy sequel, to przecież Jimmy będzie już doświadczoną mamusią )
LOL nie spodziewałam się, że tamten koment przyciągnie na forum kolejną Hilsonkę Reklama dźwignią... Hilsonowego zakonu
A nowa część się pisze... sama nie wiem, czemu tak wolno
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 19:25, 28 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | No i proszę, obiecana rozmowa z Cuddy I z jedną Kaczuszką, chociaż nie z tą, na którą czeka publiczność (Wszelkie reklamacje do korników, nie do mnie )
Enjoy
(a w następnej części będzie era ) |
Part 25 'b'
- Dzięki, że mnie z tego wyciągnąłeś. - Wilson musnął ustami wargi swojego przyjaciela, gdy tylko drzwi windy zamknęły się za nimi. - Co teraz? Lunch?
- Właściwie to mówiłem poważnie na temat Cuddy – mruknął House.
Onkolog uniósł brew ze zdziwienia. - Jesteś z nią umówiony?
- Nie, ale musimy omówić z nią kilka spraw...
- House, na rozmowę o urlopie ”macierzyńskim” jest jeszcze czas. Zresztą jestem pewien, że Cuddy da mi... nam tyle czasu, ile będziemy potrzebować, kiedy dzieci pojawią się na świecie.
- Bardziej chodziło mi o to, co będzie zanim dzieci przyjdą na świat – sprostował diagnosta. - Masz jakiś plan?
- Ja... um... trochę o tym myślałem... - Wilson nie dokończył, bo winda dotarła na parter i drzwi rozsunęły się z cichym sykiem. - Uważam, że powinniśmy to najpierw przedyskutować – powiedział, ale House zmierzał już do biura administratorki, więc onkolog mógł jedynie podążyć za nim.
Z daleka zobaczyli, że Cuddy nie jest sama.
- House, załatwimy to później. - Wilson próbował złapał swojego przyjaciela za ramię, żeby powstrzymać go przed wtargnięciem do gabinetu, lecz jego palce chwyciły jedynie powietrze; House zdążył już dosięgnąć klamki i z rozmachem otworzył drzwi.
- Doktor Cuddy! Kiedy na dworze jest tak zimno, nie powinna pani zakładać bluzki z takim głębokim dekoltem! - zawołał od progu, sprawiając, że dwaj mężczyźni siedzący przed biurkiem kobiety – szefowie neurologii i pediatrii – odwrócili się w jego stronę. Cuddy również spojrzała na swojego irytującego podwładnego, jej oczy zapłonęły żywym ogniem.
- House!!! Przysięgam, że pewnego dnia...
- ...szczerze mówiąc, wolę to robić w nocy – przerwał jej House. - Tylko pamiętaj, że Wilson będzie chciał popatrzeć.
Administratorka prychnęła z wściekłością.
- Doktor Cuddy, będzie lepiej, jeśli wrócimy do tej rozmowy innym razem. - Pediatra podniósł się z fotela, a neurolog poszedł za jego przykładem.
- Dziękuję, panowie. Proszę przyjść, kiedy tylko znajdziecie czas – odparła Cuddy swoim zwyczajnym, uprzejmym tonem, nie spuszczając z House'a swojego morderczego spojrzenia.
Dwaj mężczyźni ominęli szefa diagnostyki, nie zwracając na niego uwagi, skinęli głowami w kierunku stojącego z boku Wilsona i opuścili gabinet.
- Skoro cywile uciekli z pola walki, może się dowiem, co was do mnie sprowadza? - Głos administratorki na nowo ociekał jadem.
- Sprawy rodzinne – szepnął konfidencjonalnie House, podchodząc do biurka. - Nie stój tak, kochanie, nie powinieneś się przemęczać – zawołał do Wilsona i odsunął jeden z foteli.
Onkolog przewrócił oczami i uśmiechnął się przepraszająco do Cuddy. Jego mina wyraźnie mówiła: ”To był jego pomysł”. Cuddy skapitulowała i skinęła na nich, żeby usiedli.
- Jak się czujesz? - zwróciła się do Wilsona.
- Świetnie. Dobrze jest wrócić do pracy... - odpowiedział bez zastanowienia Wilson.
- A...ogólnie, jak samopoczucie? - dociekała Cuddy, zerkając ukradkiem na brzuch onkologa.
Wilson zauważył jej spojrzenie i poczuł, że się rumieni. ”Gdyby w szpitalu wiedzieli o moim stanie, nie opędziłbym się od takich pytań”, pomyślał. ”Albo od czegoś wręcz przeciwnego.”
- Jeśli o to chodzi... - Chrząknął zmieszany. – Cóż, chyba dosyć dobrze. Mdłości prawie ustąpiły, chociaż nigdy nie były zanadto dokuczliwe. Czasem boli mnie głowa, a poza tym ciągle jestem zmęczony, ale to nic niezwykłego w... tym stanie.
Cuddy skinęła głową i otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale House ją ubiegł:
- Zanim zaczniesz wypytywać Wilsona o to, czy pod koniec ciąży będzie miał większe piersi, niż ty, chciałem przypomnieć, że przyszliśmy tu w oficjalnej sprawie, a nie na pogawędkę. - Diagnosta niecierpliwie zastukał laską w podłogę, ignorując rozdrażnione spojrzenie administratorki i zażenowaną minę onkologa.
- A więc co to za oficjalna sprawa?
- Jestem ciekaw, czy zdecydowałaś już, kto zastąpi Wilsona za jakieś siedem tygodni – odparł House.
Brwi Cuddy przesunęły się w górę. - Za... siedem tygodni?!
Onkolog chrząknął, ściągając na siebie uwagę administratorki. - Rozumiesz... Nie chcę, żeby przeze mnie szpital był miejscem budzącym niezdrową sensację, a nie da się tego uniknąć, kiedy... zacznie być widać... - Ostatnie słowa były ledwie słyszalnym szeptem.
Pomimo jego zakłopotania, na twarzy Cuddy przez mgnienie oka gościł grymas: ”Trzeba było wcześniej o tym pomyśleć!”, ale choć trwał tak krótko, nie uszedł uwadze Wilsona. Mężczyzna zamrugał ze zdziwieniem, czując, że całe zmieszanie, które ogarniało go jeszcze przed chwilą ustępuje miejsca egoistycznej potrzebie bronienia swojego prawa do szczęścia. Nie zastanawiając się nad tym, co robi, spojrzał twardo na kobietę, mając jej do przekazania tylko jedną wiadomość: ”Moje życie nie kończy się na tym szpitalu!”.
Cuddy najwyraźniej nie spodziewała się takiej reakcji, a tym bardziej nie spodziewała się, że Wilson dojrzy ten przebłysk niestosownych emocji, które od czasu do czasu ją ogarniały.
- Całkowicie się z tobą zgadzam – powiedziała, równocześnie spuszczając wzrok i porządkując dokumenty na biurku. - Po prostu myślałam, że zostaniesz w pracy jeszcze co najmniej przez trzy miesiące. Wiesz, marynarka lub fartuch mogłyby ukryć kilka dodatkowych centymetrów...
- Obawiam się, że w przypadku bliźniaków, może być ich więcej, niż ”kilka” - sprostował nieśmiało Wilson.
Na te słowa usta Cuddy zastygły na dłuższą chwilę, tworząc idealne 'O'. Onkolog zerknął niepewnie na House'a. - Nie powiedziałeś jej?
Diagnosta wzruszył ramionami. - Powiedziałem jej o ciąży. Jakim byłbym przyjacielem, gdybym nie zostawił czegoś dla ciebie?
Wilson przewrócił oczami i zachichotał. Wkręcanie Cuddy jeszcze do niedawna nie było jego ulubioną rozrywką, ale kto z House'em przestaje...
- Cała przyjemność po mojej stronie. Jestem pewien, że znajdziesz właściwy sposób, żeby się odwdzięczyć. - House mrugnął do swojego kochanka, z radością obserwując, jak kolejny lekki rumieniec wypełza na jego policzki.
W tym czasie Cuddy odzyskała, przynajmniej częściowo, zdolność mówienia. - Jak to... jak to ”bliźniaki”?! - wyjąkała, mając nadzieję, że Wilson odwoła swoje wcześniejsze słowa.
Jednak Wilson nie miał takiego zamiaru. - Sam nie wiem – odparł. - Może DNA House'a nie mogło ze sobą wytrzymać i próbowało się rozdzielić? - Ledwie skończył mówić, zaczął się desperacko zastanawiać, czy zdąży obronić się przed ciosem laską, który po czymś takim powinien nastąpić, ale diagnosta tylko zachichotał.
- Raczej moje DNA postanowiło zapewnić sobie podwójną szansę na przetrwanie – stwierdził z miną samozadowolenia.
Cuddy parsknęła śmiechem. - Jeśli chcecie znać moje zdanie, to maczała w tym palce jakaś miłosierna siła wyższa, która chciała oszczędzić wam ewentualną walkę o prawa do opieki rodzicielskiej – powiedziała i nie dając im szansy na odpowiedź, skierowała rozmowę na pierwotny tor: - Nie zamierzam utrudniać ci wzięcia urlopu, Wilson. Po prostu daj mi znać kilka dni wcześniej, żebym mogła załatwić wszystkie formalności. - Wilson podziękował skinieniem głowy. - Jeśli to już wszystko...
- Właściwie jest jeszcze coś – przerwał jej House. - Wydaje mi się, że powinnaś skreślić Wilsona z grafika dyżurów w klinice.
Administratorka uniosła brwi ze zdziwieniem. - Czemu miałabym to zrobić?
- Wilson powinien teraz o siebie szczególnie dbać, a doskonale wiesz, że klinika to siedlisko okropnych bakterii i wirusów, które tylko czekają, aż jakiś bezbronny cel pojawi się w ich zasięgu. - House wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- House, chyba trochę przesadzasz... - zaprotestował Wilson, ale diagnosta kompletnie go zignorował.
- Poza tym Cameron nie musiała pracować w klinice – dorzucił.
- Owszem, nie musiała – zgodziła się Cuddy. - Ale Chase odpracował większość jej godzin. Myślisz, że w tym wypadku też można liczyć na coś takiego?
House skrzywił się w duchu na samą myśl. - Sądzę, że gdybym odpowiednio zmotywował Chase'a... - odparował, wywołując tym jęk frustracji u administratorki.
- Mówiłam o TOBIE, House – powiedziała z naciskiem. - Jeśli zastąpisz Wilsona, nie widzę powodów, żeby sam musiał tkwić w klinice.
- Och Cuddyyy... - odparł House, przeciągając ostatnią sylabę. - To nie ma sensu. Jeśli będę spędzał dwa razy więcej czasu w klinice, wtedy dwa razy więcej mikrobów zostanie na moim ubraniu i wciąż będą mogły dopaść Wilsona!
- Więc może dobrym rozwiązaniem będzie założyć fartuch? - spytała zaczepnie administratorka.
Tym razem House naprawdę się skrzywił. - Jesteś wcielonym złem, Cuddy. Na miejscu Księcia Ciemności zacząłbym pakować walizki i przeglądać foldery biur podróży, bo... - Potok słów diagnosty przerwało piszczenie jego pagera.
- Coś się stało? - zapytał Wilson, gdy jego przyjaciel zmarszczywszy brwi, wpatrywał się w wyświetlacz urządzenia.
- Właśnie straciłem kolejnego członka mojego zespołu – mruknął w odpowiedzi House. - Przynajmniej na jakiś czas. Cameron przyjechała w końcu urodzić i Chase uznał za stosowne jej towarzyszyć. A Foreman chce mi pokazać najnowsze wyniki naszego pacjenta, Muszę lecieć. - Podniósł się z fotela i ruszył do drzwi. - Wilson, za pół godziny wpadnę do ciebie na lunch. I lepiej, żebym nie musiał czekać! - zawołał przez ramię i wyszedł z biura Cuddy.
Kwadrans później onkolog postawił tacę z kafeterii na swoim biurku. Spędzenie przerwy na lunch sam na sam z House'em podobało mu się o wiele bardziej, niż siedzenie w zatłoczonej stołówce. Chociaż ich związek dawno przestał być czołowym tematem plotek, Wilson nie mógł pozbyć się wrażenia, że pracownicy szpitala wciąż ich obserwują, po cichu licząc, że będą świadkami jakiejś sceny. A znając House'a ich oczekiwania nie były do końca bezpodstawne.
Powiesił fartuch na wieszaku, poluzował krawat i rozpiął koszulę pod szyją. Przeczucie mówiło mu, że pół godziny, o którym wspomniał House miało niewiele wspólnego z trzydziestoma zegarowymi minutami, zatem mógł w tym czasie wyciągnąć się na kanapie i być może zdrzemnąć na kilka minut. Miał właśnie zamiar zrzucić buty, kiedy ktoś zapukał do drzwi gabinetu.
- Nie przeszkadzam? - usłyszał za sobą głos Foremana.
- Nie, skądże. - Wilson zaprosił go do środka skinieniem dłoni. - Myślałem, że omawiacie z House'em wyniki?
- Omawialiśmy – przyznał neurolog. - House uznał je za bezużyteczne i powiedział, że pójdzie zajrzeć do Cameron. Jak się wyraził, ”chciał na własne uszy usłyszeć, jak słodka Cameron przeklina Chase'a za to, co jej zrobił” - zacytował słowa House'a.
- Nie mógłby przepuścić takiej okazji – zgodził się Wilson. - A co ciebie do mnie sprowadza?
Foreman zawahał się przez moment. - Chodzi o to... - zaczął, unikając wzroku onkologa. - Chciałem się upewnić, że House żartował, mówiąc o... - Urwał, wykonując ręką nieokreślony gest.
Kąciki ust Wilsona zadrgały mimowolnie. ”Zaczyna się”, pomyślał, a na głos powiedział: - Nie, tym razem House mówił poważnie.
Neurolog spojrzał na niego z niedowierzaniem. - Ale przecież to niemożliwe! - zaprotestował. - Nie możesz być... - Reszta zdania nie chciała mu przejść przez usta.
- Rozumiem, że to wydaje się nieprawdopodobne. Kilka miesięcy temu nawet nie przyszłoby mi to do głowy – powiedział Wilson, opierając się o biurko. - Ale wtedy znalazłem informację o badaniach nad metodą, która to umożliwia. Zgłosiłem się na ochotnika i zostałem jednym z królików doświadczalnych.
- I House się na to zgodził?! - wyrzucił z siebie osłupiały Foreman.
”Tak, to o wiele dziwniejsze, niż męska ciąża”, pomyślał Wilson, kręcąc głową. - Na szczęście dla nas wszystkich, świat nie stanął całkowicie na głowie – odparł. - House o niczym nie wiedział. Jestem pewien, że gdybym zapytał go o zdanie, nie mielibyśmy teraz o czym rozmawiać.
Foreman milczał przez chwilę, najwyraźniej starając się poukładać to wszystko w całość. Wreszcie odnalazł brakujące ogniwo: - Przecież powiedział, że to ”jego” dzieci. Jeżeli nie wiedział o niczym, to w takim razie skąd...?
Wilson przewrócił oczami. - Są na to pewne sposoby... - Uniesione dłonie neurologa dowodziły, że nie musi kończyć.
Foreman zrobił niezdecydowany krok w stronę drzwi, ale nagle odwrócił się i popatrzył na Wilsona. Jego mina dawała jasno do zrozumienia, że stara się sobie wyobrazić, jak szef onkologii będzie wyglądał z ogromnym brzuchem. Uniesione brwi Foremana powiedziały Wilsonowi, że równie dobrze mógłby sobie wyobrażać, że wyrosła mu druga głowa.
- Mogę zrobić dla ciebie coś jeszcze? - odezwał się onkolog.
Foreman potrząsnął głową, wyrwany z zamyślenia. - Nie... Będę już leciał – odpowiedział. - Chyba... chyba powinienem życzyć ci szczęścia?
- Chyba tak – zgodził się Wilson. - Dzięki.
Neurolog skinął głową i wykrzywił wargi w niezgrabnym uśmiechu. Kiedy drzwi gabinetu zamknęły się za nim, Wilson potarł kark dłonią i roześmiał się na głos.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Śro 19:27, 28 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płaszczyk Bena ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 20:54, 28 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Jeeeeeeest! Nareszcie mam co poczytać. Dlaczego mój Wen znów odszedł? Dlaczego?
Tak czy siak, jest cudnie Nasi chłopcy zasługują na dłuuugi urlop Naturalnie aby móc w spokoju cieszyć się urokami ciąży
A Cuddy to faktycznie jest czyste zło. Założę się, że do końca będzie sobie pluć w brodę, że to nie ona jest w ciąży Pewnie dlatego ma teraz do Wilsona pretensje. I stąd te jej "niestosowne emocje" I naprawdę bardzo chciałabym zobaczyć jej minę, gdy dowiedziała się, że to będą bliźniaki
I mam pomysł, może to Cuddy weźmie i odpracuje godziny w klinice? Jako takie małe zadośćuczynienie za jej zawiść względem Jimmiego
A co do Cameron, to bardzo chętnie poczytałabym sobie o akcji z porodem Kochany Chase, biedak pewnie nieźle to przeżyje
Foreman powinien jak najszybciej przyzwyczaić się do myśli, że wygląd Wilsona wkrótce ulegnie pewnym zmianom. Inaczej biedak będzie dostawał wytrzeszcza gałek ocznych za każdym razem gdy onkologa ujrzy
Richie!!! A tej ery to się wprost nie mogę doczekać Żebym to ja tak potrafiła coś takiego napisać *rozmarza się*
Czy już wspominałam, że jesteś wielka?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
motylek
Immunolog
Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Capri Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 23:53, 28 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Sprawy rodzinne
Rozumiesz... Nie chcę, żeby przeze mnie szpital był miejscem budzącym niezdrową sensację, a nie da się tego uniknąć, kiedy... zacznie być widać... - Już widze jego minę gdy to mówił
”Trzeba było wcześniej o tym pomyśleć!”, -jasne najpierw zabawa a późnej zaczyna się myślenie co dalej
Sam nie wiem – odparł. - Może DNA House'a nie mogło ze sobą wytrzymać i próbowało się rozdzielić? - a może DNA House'a rozdzieliło się aby on i Wilson mieli kogo trzymać na rękach
Raczej moje DNA postanowiło zapewnić sobie podwójną szansę na przetrwanie - wow co za zachwalanie samego siebie
Jeśli chcecie znać moje zdanie, to maczała w tym palce jakaś miłosierna siła wyższa, która chciała oszczędzić wam ewentualną walkę o prawa do opieki rodzicielskiej – może tej sile chodziło o coś innego
temat kliniki też ciekawy temat
że pójdzie zajrzeć do Cameron. Jak się wyraził, ”chciał na własne uszy usłyszeć, jak słodka Cameron przeklina Chase'a za to, co jej zrobił” - zacytował słowa House'a.
a może chce wiedzieć jak ma się zachować jak Wilson będzie rodzic
po prostu landrynkowa cześć
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pino
Stażysta
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nibylandia Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 10:02, 29 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Potyczki słowne House'a i Cuddy są bezbłędne! Zupełnie jak w serialu
I do tego Wilsonowi udziela się sarkazm House'a... Cudownie złośliwa z nich para
Aż strach pomyśleć co wyrośnie z ich dzieci?
('Tato, dlaczego ciocia Cuddy ma taki głęboki dekolt? Ludzie się przez nią na nas patrzą')
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Any
Czekoladowy Miś
Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza zakrętu ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 12:24, 29 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Aaaach, Richie, sama nie wiem, czy kocham bardziej Ciebie, czy Twoje "Gimme...".
Zżera mnie ciekawośc odnośnie tego, czy House faktycznie zdobędzie się na taki wysiłek, by zastąpić Jimmy'ego w klinice. Czy byłby zdolny aż do takiego poświęcenia?
Poza tym, nawet nie masz pojęcia, ile bym oddała, żeby zobaczyć minę Foremana w czasie rozmowy z Wilsonem. Nasz biedny, twardo chodzący po ziemi, neurolog...
Pięknie, as always.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Any dnia Czw 12:25, 29 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Foxglove
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Sie 2008
Posty: 288
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: spod biurka Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 13:27, 29 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Dyskusja o DNA mnie powaliła na podłogę. Czystam, żywa rewelacja XD
Ja szczerze wąpię, że House zdolny jest do takiego poświęcenia jak odrabianie kliniki za Wilsona. On może i go kocha, ale starych przyzwyczajeń tak łatwo nie da się wyzbyć. Założę się, że kogoś wrobi
Richie, uwielbiam to opowiadanie ^^ Zawsze mi się po nim twarz śmieje
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 0:56, 30 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Lady M. napisał: | Dlaczego mój Wen znów odszedł? Dlaczego? |
sądząc po tym, co mi przysłałaś, Twój wen nie odszedł, tylko postanowił trochę powłóczyć się własnymi drogami
Lady M. napisał: | Nasi chłopcy zasługują na dłuuugi urlop Naturalnie aby móc w spokoju cieszyć się urokami ciąży |
już to widzę House po tygodniu zachowałby się jak każdy "przyszły tatuś" i zwiał do pracy, zostawiając swoją ciężarną, narzekającą drugą połówkę samego w domu
Lady M. napisał: | Założę się, że do końca będzie sobie pluć w brodę, że to nie ona jest w ciąży |
zje ją mól zazdrości
Lady M. napisał: | I naprawdę bardzo chciałabym zobaczyć jej minę, gdy dowiedziała się, że to będą bliźniaki |
coś mi się kołacze po głowie, że gdzieś w serialu Cuddy miała taką minę jeśli na nią przypadkiem trafię, to zrobię screena
Lady M. napisał: | I mam pomysł, może to Cuddy weźmie i odpracuje godziny w klinice? Jako takie małe zadośćuczynienie za jej zawiść względem Jimmiego |
byłoby miło, ale nie można liczyć, że Cuddy wpadnie na taki pomysł
Lady M. napisał: | A co do Cameron, to bardzo chętnie poczytałabym sobie o akcji z porodem Kochany Chase, biedak pewnie nieźle to przeżyje |
teraz roztrząsać tej kwestii korniki nie będą, ale jeszcze będzie czas, żeby do tego wrócić
dzięki za inspirację
Lady M. napisał: | Inaczej biedak będzie dostawał wytrzeszcza gałek ocznych za każdym razem gdy onkologa ujrzy |
zatem w imię zdrowia Foremana trzeba będzie ograniczyć maksymalnie jego kontakty z Wilsonem
Lady M. napisał: | Richie!!! A tej ery to się wprost nie mogę doczekać Żebym to ja tak potrafiła coś takiego napisać *rozmarza się*
Czy już wspominałam, że jesteś wielka? |
chłopaki też się już niecierpliwią zapewne
Lady M. - właśnie o to chodzi: najpierw się marzy, a potem bierze coś do pisania, papier i pisze erę uda Ci się, zobaczysz
musiałabym przeszukać wcześniejsze posty, żeby to sprawdzić
***
motylek napisał: | Już widze jego minę gdy to mówił |
yeah... i te jego policzki w kolorze buraczkowej czerwieni
motylek napisał: | jasne najpierw zabawa a późnej zaczyna się myślenie co dalej |
tylko Cuddy mogłaby podejrzewać Wilsona o coś takiego przecież wiadomo, że Jimmy ma wszystko za wczasu poukładane
motylek napisał: | a może DNA House'a rozdzieliło się aby on i Wilson mieli kogo trzymać na rękach |
DNA House'a nie mogłoby być tak głupie przecież wiadomo, że ręce House'a nadają się tylko do trzymania pilota i butelki piwa
motylek napisał: | a może chce wiedzieć jak ma się zachować jak Wilson będzie rodzic |
mam nadzieję, że House nie będzie się zachowywał jak Chase
dzięki, motylek
***
Pino - jako że Huddy to nie jest moja mocna strona, tym bardziej cieszę się z Twojego uznania
a w sprawie dzieci trzeba pomęczyć yourico - wspomniała coś, że jak ja skończę, to napisze sequela do Gimme
***
any napisał: | Aaaach, Richie, sama nie wiem, czy kocham bardziej Ciebie, czy Twoje "Gimme...". |
biorąc pod uwagę, że niecierpisz mpregów, chyba chodzi o mnie
any napisał: | Zżera mnie ciekawośc odnośnie tego, czy House faktycznie zdobędzie się na taki wysiłek, by zastąpić Jimmy'ego w klinice. Czy byłby zdolny aż do takiego poświęcenia? |
przez Ciebie sama zaczynam się nad tym zastanawiać... ale w końcu - WTF?! - to nie jest "Changes"
any napisał: | Poza tym, nawet nie masz pojęcia, ile bym oddała, żeby zobaczyć minę Foremana w czasie rozmowy z Wilsonem. Nasz biedny, twardo chodzący po ziemi, neurolog... |
być może zbladł jak ściana?
a tak w ogóle to i tak miał lepiej, niż jakiś inny Foreman, który obwieszczał House'owi i Wilsonowi radosną nowinę, a potem został lekarzem prowadzącym Wilsona
dzięki, as always
***
Foxglove napisał: | Dyskusja o DNA mnie powaliła na podłogę. Czystam, żywa rewelacja XD |
wspominałam już gdzieś o zachwycających efektach napadów weny...
Foxglove napisał: | Ja szczerze wąpię, że House zdolny jest do takiego poświęcenia jak odrabianie kliniki za Wilsona. On może i go kocha, ale starych przyzwyczajeń tak łatwo nie da się wyzbyć. Założę się, że kogoś wrobi |
a ja sobie myślę, że House nie mówił poważnie o zagrożeniu, jakie stanowi dla Wilsona praca w klinice - po prostu chciał wkurzyć Cuddy i być może przy okazji zyskać możliwość spędzenia z Jimmym kilku dodatkowych godzin w zaciszu jego gabinetu
Foxglove napisał: | Richie, uwielbiam to opowiadanie ^^ Zawsze mi się po nim twarz śmieje |
cała przyjemność po mojej i korniczków stronie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|