|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Pytam tak z ciekawości... Co miałoby być? |
chłopiec |
|
49% |
[ 37 ] |
dziewczynka |
|
50% |
[ 38 ] |
|
Wszystkich Głosów : 75 |
|
Autor |
Wiadomość |
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 0:47, 05 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
martuusia napisał: | Cuddy nie powinna się ograniczać w swojej roli - ciekawe, jak poradziłaby sobie z rolą, no nie wiem, powiedzmy... śmierci! Parę odcinków, w których House przechodzi kolejne etapy żałoby (w tym czasie Sam odchodzi od Wilsona), po czym dowiaduje się, że Cuddy wyznaczyła go przed śmiercią do opieki nad Rachel. Razem z Wilsonem stwarzają dla niej wspaniały dom pełen miłości. |
prawie jak fik, który mi chodzi po głowie - tylko że bez Rachel i z Amber zamiast Sam
chociaż patrząc na Cuddy, to nie wiem, czy chciałabym widzieć, jak umiera... pewnie pseudo-dramatyzm tej sceny przyprawiłby mnie o skręt kiszek
martuusia napisał: | Tyle razy już świntuszyli , że mogło mu się pomylić, czy ma świeże spodnie, czy też nie. |
poor House... całe szczęście, że Wilson teraz siedzi w domu, więc nie powinno być problemu z czystymi spodniami
____________________________________
Tysięczny post w temacie Gimme!!!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Sob 1:03, 07 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
martuusia
Dermatolog
Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 9:49, 05 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
No tak, pseudo-dramatyzm mógłby trochę razić w oczy, ale w końcu zła Baba Jaga zniknęłaby - razem ze swoim wielkim, wszędobylskim tyłkiem, zbyt ciasnymi spódniczkami (jeej, czasem aż słyszę trzeszczące szwy) i niestabilnością uczuciową (kocham House; nie, nie kocham go; nic z tego by nie wyszło; chyba się zaraz na niego rzucę, tylko muszę uważać, bo jeszcze spódnica mi pęknie; ten statek dawno odpłynął; a co mi tam! pocałuję go!).
Dziwne... Nigdy mi nie przeszkadzała tak bardzo jej obecność.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 0:05, 06 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
well, nic dodać, nic ująć Czasem warto trochę się pomęczyć, a potem mieć spokój - jak z wyrwaniem dokuczającego zęba
Cytat: | Dziwne... Nigdy mi nie przeszkadzała tak bardzo jej obecność. |
a mnie to nie dziwi - kiedyś Cuddy była istotną postacią drugoplanową, która miała do odegrania swoją rolę w historii (nawet jeśli było to spiskowanie z Wilsonem, żeby utrzymać House'a w ryzach), a teraz Cuddy jest wszędzie pełno, zrobiła się krzykliwa (wrzaskliwa wręcz ) i częściej niż tylko czasami miałam wrażenie, że serial niepostrzeżenie zmienił tytuł na "Cuddy MD" Co za dużo to niezdrowo i szybko się przejada - jak Cuddy. Gaaad, tęsknię wręcz za czasami, kiedy z przyjemnością czytałam fiki z Cuddy jako Hilsonową swatką/drużbą House'a na ślubie itp Teraz po prostu nie mogę znieść nawet widoku jej nazwiska w fikach - i chyba nie jestem w tym odosobniona, skoro coraz częściej w nowych fikach za swatkę chłopaków robi 13
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
martuusia
Dermatolog
Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 14:38, 06 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | kiedyś Cuddy była istotną postacią drugoplanową, |
Tak. W tamtych czasach była miłym i nierzadko zaskakującym przerywnikiem w przypadku medycznym. Kłótnie z House'm wywoływały uśmiech na twarzy, a aluzje dotyczące ich dawnej "miłości" nie napawały obrzydzeniem.
Teraz zmienia się wszystko - rola Cuddy, medycyny, postać House. Tego ostatniego nadal nie mogę wybaczyć reżyserowi. Każdy kochał House'a takim, jakim był - zgryźliwym, genialnym, z zachowaniami aspołecznymi dupkiem, który mimo wszystko był dobrym człowiekiem, o czym przekonywały nas drobne epizody. Nagle chcą nam pokazać jaki jest milutki, kochający, miłosny karmelek-ciągutka... bleee. Na pewno nie to uczyniło, że pokochałam ten serial.
Richie117 napisał: | czasami miałam wrażenie, że serial niepostrzeżenie zmienił tytuł na "Cuddy MD" |
Albo co gorsze: "Huddy - stara miłość NIGDY nie rdzewieje!"
Richie117 napisał: | i chyba nie jestem w tym odosobniona, skoro coraz częściej w nowych fikach za swatkę chłopaków robi 13 |
Oj, nie jesteś. W jej wypadku nie spodziewam się, iż nagle zda sobie sprawę, jak baaaardzo i od jak daaaawna kocha House'a.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 0:57, 07 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
martuusia napisał: | W tamtych czasach była miłym i nierzadko zaskakującym przerywnikiem w przypadku medycznym. |
Mam wrażenie, że "tamte czasy" są odległą o kilka dekad przeszłością i nie jestem w stanie wykrzesać z siebie nawet cienia entuzjazmu, z jakim wtedy oglądałam Huddy sceny Bosh... te wymuszanie na Cuddy zgody na ryzykowne procedury diagnostyczne... *___* (dawno temu moją największą obawą związaną ze 'spełnieniem się' Huddy było to, że House przestanie nią tak manipulować - ale scenarzyści wyprzedzili moje obawy: House już praktycznie nie leczy, tylko jego zespół, a prawdziwie ekstremalne terapie wydają mi się jakąś halucynacją, która nigdy nie miała miejsca )
martuusia napisał: | Nagle chcą nam pokazać jaki jest milutki, kochający, miłosny karmelek-ciągutka... bleee. |
tjaaa... mysio-pysio, w mordę jeża Nadmiaru czegoś takiego nie znoszę nawet w Hilsonowych fikach, a co dopiero w serialu... z Cuddy
martuusia napisał: | Albo co gorsze: "Huddy - stara miłość NIGDY nie rdzewieje!" |
...nie rdzewieje, powoduje odrastanie mięśni, leczy bezpłodność, odmładza... Jeszcze nich zacznie wiązać buty i smarować kanapki
martuusia napisał: | W jej wypadku nie spodziewam się, iż nagle zda sobie sprawę, jak baaaardzo i od jak daaaawna kocha House'a. |
nie mów 'hop' Nasi kochani, genialni scenarzyści mogą przecież wpaść na pomysł, że Czternastka nie wypaliła z powodu skrywanej głęboko miłości 13 do House'a Cóż to byłby za dramat - zazdrosna Cuddy zwalnia 13, a potem dla pewności cały żeński personel szpitala... męski również - w końcu ona jest superwoman i sama da radę poprowadzić cały ten cyrk, w przerwach bzykając się z House'em w każdym możliwym pomieszczeniu, bo nie będzie już nikogo, kto mógłby ich podglądać
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Sob 1:00, 07 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
martuusia
Dermatolog
Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 2:15, 07 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: |
Mam wrażenie, że "tamte czasy" są odległą o kilka dekad przeszłością i nie jestem w stanie wykrzesać z siebie nawet cienia entuzjazmu, z jakim wtedy oglądałam Huddy sceny Bosh... te wymuszanie na Cuddy zgody na ryzykowne procedury diagnostyczne... *___* |
Właśnie! Wtedy to było ciekawe, oglądać, z jaką łatwością House owiją ją sobie wokół palca, a wszystko w imię MEDYCYNY.
Richie117 napisał: | tjaaa... mysio-pysio, w mordę jeża Nadmiaru czegoś takiego nie znoszę nawet w Hilsonowych fikach, a co dopiero w serialu... z Cuddy |
O wewnętrznej dobroci House'a przekonywały nas takie EPIZODY, jak 3x12 (bodajże "One day, one room"). Poza tym facet był sobą, a jego jaja były na swoim miejscu, nie w dekolcie Cuddy.
Richie117 napisał: | scenarzyści mogą przecież wpaść na pomysł, że Czternastka nie wypaliła z powodu skrywanej głęboko miłości 13 do House'a Cóż to byłby za dramat - zazdrosna Cuddy zwalnia 13, a potem dla pewności cały żeński personel szpitala... męski również - w końcu ona jest superwoman i sama da radę poprowadzić cały ten cyrk, w przerwach bzykając się z House'em w każdym możliwym pomieszczeniu, bo nie będzie już nikogo, kto mógłby ich podglądać |
Tak, są do tego zdolni. Byle tylko pokazać jak najwięcej Huddy, jak najwięcej.
Idą na łatwiznę - dają widzom odsmażane, po raz nie wiadomo już który, kotlety nafaszerowane Huddy, bo wiedzą, że to na pewno się spodoba. W końcu - kto nie lubi miłości, happy endu i jelonków Bambi wesoło hasającyh po ulicach New Jersey.
Nam pozostaje tylko mieć nadzieję, że przyjdzie tam ktoś trzeźwo oceniający sytuację, ktoś odważny, kto krzyknie Shore'mu w twarz: "Czy Twój ch*j z mózgiem na rozumy się pozamieniali?" (tekst wyniesiony z dzisiejszej imprezy )
Eeee, moje procesy myślowe nie są dzisiaj za dobre xD
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez martuusia dnia Sob 2:15, 07 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 2:44, 07 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
martuusia napisał: | z jaką łatwością House owiją ją sobie wokół palca, a wszystko w imię MEDYCYNY |
teraz House nie potrafi sobie nikogo owinąć wokół palca - ani w imię medycyny, ani w żadne inne - nawet własnej godności wszyscy robią z nim, co chcą - Cuddy poniewierała nim przez 1,5 sezonu, a on i tak gapił się na nią z poziomu podłogi jak mały szczeniaczek; Wilson płaci kaczątkom, żeby się nim zajęły, a House nawet nie czuje się dotknięty z tego powodu; Chase go leje po mordzie, a reszta zespołu jest o krok od tego, żeby mu kibicować; Lucas mógł go nieumyślnie zabić, a House puszcza to w niepamięć i knuje z nim przeciwko Cuddy...
martuusia napisał: | O wewnętrznej dobroci House'a przekonywały nas takie EPIZODY, jak 3x12 (bodajże "One day, one room"). |
IMO w każdym epie było widać jakąś drobinkę wewnętrznej dobroci House'a I to było piękne, a my mogliśmy składać w całość te kawałki House'owej układanki
Zresztą taka dobroć i tak nie ma za wiele wspólnego z zachowywaniem się jak zakochany (a raczej - napalony) nastolatek. Nagle House ma się stać "bardziej dobry", bo będzie się zachowywał jak podnóżek Cuddy? Na pewno nie dla mnie
martuusia napisał: | Poza tym facet był sobą, a jego jaja były na swoim miejscu, nie w dekolcie Cuddy. |
bo ona mu je urwała i zawiesiła sobie na szyi na długim łańcuszku
martuusia napisał: | dają widzom odsmażane, po raz nie wiadomo już który, kotlety nafaszerowane Huddy, bo wiedzą, że to na pewno się spodoba. W końcu - kto nie lubi miłości, happy endu i jelonków Bambi wesoło hasającyh po ulicach New Jersey. |
sądząc po ogólnym zdegustowaniu serialem wśród widzów, chyba jednak przedkładają oni dobry, wciągający scenariusz ponad naiwne love story prosto z brazylijskiej telenoweli (i całe szczęście)
Nie wiem, co ćpa Shore i reszta ekipy, ale musiało im się od tego nieźle popieprzyć w głowie, skoro brną w swoje złudzenia o genialności obecnej fabuły, nie zważając na fakty świadczące o czymś przeciwnym.
martuusia napisał: | Nam pozostaje tylko mieć nadzieję, że przyjdzie tam ktoś trzeźwo oceniający sytuację, ktoś odważny, kto krzyknie Shore'mu w twarz: "Czy Twój ch*j z mózgiem na rozumy się pozamieniali?" |
stawiałabym na Hju ale niestety dopiero po zakończeniu zdjęć...
martuusia napisał: | Eeee, moje procesy myślowe nie są dzisiaj za dobre xD |
jeszcze wcześnie jest, do wieczora się wyrobisz
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
martuusia
Dermatolog
Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 2:58, 07 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: |
teraz House nie potrafi sobie nikogo owinąć wokół palca - ani w imię medycyny, ani w żadne inne - nawet własnej godności |
Ciężko owijać sobie wokół palca kogokolwiek, gdy jest się ciepłą, rozlazłą, miłosną kluchą.
Richie117 napisał: | bo ona mu je urwała i zawiesiła sobie na szyi na długim łańcuszku |
Yup, a przy każdym podskoku wesoło skaczą sobie pomiędzy jej wywalonymi cycorami.
Richie117 napisał: | Nie wiem, co ćpa Shore i reszta ekipy, ale musiało im się od tego nieźle popieprzyć w głowie, skoro brną w swoje złudzenia o genialności obecnej fabuły, nie zważając na fakty świadczące o czymś przeciwnym. |
Pierwsze 4 (w porywach do 5) sezony zapewniły im tak dużą publiczność, kasę i popularność, iż teraz mogą jeszcze się prześlizgnąć na ich resztkach przez kolejny sezon, dwa. Widocznie każdy dobry serial powinien kończyć się po ok. 4 sezonach - a w szczególności z takimi dupami na stołkach scenarzystów.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez martuusia dnia Sob 2:59, 07 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 3:12, 07 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
martuusia napisał: | Ciężko owijać sobie wokół palca kogokolwiek, gdy jest się ciepłą, rozlazłą, miłosną kluchą. |
z drugiej strony... gdyby tak House owinął sobą kogoś [Wilsona] i zrobił knedelka/pierożka z czekoladowym nadzieniem...
martuusia napisał: | Yup, a przy każdym podskoku wesoło skaczą się pomiędzy wywalonymi cycorami. |
oł noooł!!! one mogą podskakiwać wesoło wyłącznie w obecności Wilsona
...
a może one tak skaczą, bo próbują się zerwać z uwięzi?...
martuusia napisał: | Pierwsze 4 (w porywach do 5) sezony zapewniły im tak dużą publiczność, kasę i popularność, iż teraz mogą jeszcze się prześlizgnąć na ich resztkach przez kolejny sezon, dwa. |
kończ waść, panie Shore, wstydu oszczędź! pazerność jest gorsza od faszyzmu
martuusia napisał: | Widocznie każdy dobry serial powinien kończyć się po ok. 4 sezonach - a w szczególności z takimi dupami na stołkach scenarzystów. |
moje serialowe "doświadczenia" potwierdzają to w 100% Chociaż patrząc po fikach, to ten serial wciąż mógłby być dobry, bo potencjału mu nie brakuje - gdyby znaleźli się scenarzyści, którzy nie tylko dbają o stan swojego konta, ale też zależy im na dobrym serialu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
martuusia
Dermatolog
Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 3:23, 07 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: |
z drugiej strony... gdyby tak House owinął sobą kogoś [Wilsona] i zrobił knedelka/pierożka z czekoladowym nadzieniem... |
Hahha, o tak. W takiej sytuacji może być baaardzo ciepłą kluchą - byle nie miękką i rozlazłą. O odpowiednią 'twardość' zadbałby Wilson
Richie117 napisał: | a może one tak skaczą, bo próbują się zerwać z uwięzi?... <img src="http://i111.photobucket.com/albums/n152/saphira182/Obraz1.gif"> |
Na ich miejscu próbowałabym wszelkich chwytów i ucieczek.
Właśnie uosobiłam się z jajami House'a
Richie117 napisał: | Chociaż patrząc po fikach, to ten serial wciąż mógłby być dobry, bo potencjału mu nie brakuje - gdyby znaleźli się scenarzyści, którzy nie tylko dbają o stan swojego konta, ale też zależy im na dobrym serialu. |
Potencjału na pewno nie - jest ciekawa fabuła, dobrzy aktorzy, nie brak interesujących postaci. Ale nie! Po co się męczyć! Wlepmy Huddy!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 3:42, 07 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
martuusia napisał: | W takiej sytuacji może być baaardzo ciepłą kluchą - byle nie miękką i rozlazłą. O odpowiednią 'twardość' zadbałby Wilson |
oł yeeesss - im bardziej ciasto się rozłazi, tym mniejsza przyjemność
...
i tak z knedelka zrobiła się roladka w cieście
martuusia napisał: | Na ich miejscu próbowałabym wszelkich chwytów i ucieczek. |
gópie jajka - powinny były się schować, kiedy zauważyły nadciągające niebezpieczeństwo
martuusia napisał: | Właśnie uosobiłam się z jajami House'a |
jeśli przed ucieczką, to współczuję (a jeśli po ucieczce, to zazdroszczę )
martuusia napisał: | Po co się męczyć! Wlepmy Huddy! |
leniwe, zapchlone półgłówki (jak nie mniej) Kilku fikopisaczy postawiłoby ten serial na nogi w mgnieniu oka i nawet Huddy mogłoby być sensownie pokazane, skoro Shore tak bardzo się na to uparł
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
martuusia
Dermatolog
Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 12:02, 07 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | gópie jajka - powinny były się schować, kiedy zauważyły nadciągające niebezpieczeństwo |
gópie, gópie. Choć kto wie? Może przestraszone skurczyły się w sobie, ale gdzie, biedne, miały uciec?
Richie117 napisał: | jeśli przed ucieczką, to współczuję <img src="http://i247.photobucket.com/albums/gg156/kasiat88/emotki/DAlike/przytula.gif"> (a jeśli po ucieczce, to zazdroszczę ) |
Najlepiej po ucieczce do przyjacielskich wilsonowych
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 1:05, 08 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
martuusia napisał: | Może przestraszone skurczyły się w sobie, ale gdzie, biedne, miały uciec? |
mogłyby wrócić tam, skąd przyszły: do środka House'a
martuusia napisał: | Najlepiej po ucieczce do przyjacielskich wilsonowych |
ofkors pewnie zostałyby przyjęte z otwartymi... nasieniowodami?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
martuusia
Dermatolog
Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 23:24, 08 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: |
ofkors pewnie zostałyby przyjęte z otwartymi... nasieniowodami? |
nasieniowodami
Już te wilsonowe zadbałyby o to, by house'owe czuły się dobrze, jak u siebie w domu, ciepło i przytulnie.
Jak na razie trzyma je mocno, choć zapiaszczone (sesyjka na plaży), Cuddy!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 0:48, 09 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
martuusia napisał: | Już te wilsonowe zadbałyby o to, by house'owe czuły się dobrze, jak u siebie w domu, ciepło i przytulnie. |
byle im tam razem za ciasno nie było, bo to podobno źle wpływa na potencję
martuusia napisał: | Jak na razie trzyma je mocno, choć zapiaszczone, Cuddy! |
a może to nasza szansa, na którą czekamy? nasieniowody House'a wezmą się w garść (że się tak wyrażę) i uduszą wredną jędzę, kiedy się będzie najmniej tego spodziewać
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 7:54, 05 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Damn, no i jednak Gimme skończyło swoje dwa latka... A taką miałam nadzieję, że uda mi się skończyć tego fika, zanim rozciągnie się na kompromitująco długi czas
Cóż, teraz pozostaje mi trzymać kciuki za siebie i korniczki, żeby trzecich urodzin przynajmniej nie było
Sorki, że kazałam Wam czekać, ale wiecie – wakacje, upał, upał, upał... i tak cholernie nic się nie chce
Enjoy! |
Part 34 'a'
Wilson wrzucił na rozgrzaną patelnię pokrojone w kostkę kawałki fileta z kurczaka i z ciężkim westchnieniem opadł na kuchenny stołek. Sięgnął za siebie w niezdarnej próbie rozmasowania swoich bolących pleców, ale szybko zrezygnował z tych wysiłków i zamiast tego ucisnął palcami pulsujące skronie.
Padał z nóg – dosłownie i w przenośni. Po tym jak House wyszedł rano do szpitala, wziął szybki prysznic, a następnie zabrał się za pakowanie niedużej walizki na wyjazd do Chicago. Kiedy wszystko oprócz szczoteczki do zębów znalazło się w torbie, przeniósł się do kuchni, gdzie spędził resztę dnia, przygotowując dla House'a zapas jedzenia na kilka dni swojej nieobecności. Parę razy przyłapał się na tym, że jest zdziwiony własną opiekuńczością – nigdy wcześniej nie gotował dla House'a na zapas, bo diagnosta bez problemu potrafił przeżyć całe tygodnie, odżywiając się wyłącznie pizzą i chińszczyzną – jednak w końcu zrzucił odpowiedzialność za ten atak macierzyńskiej troski na hormony oraz zachęcająco-upominające kopnięcia dziewczynek, i ze zdwojonym zapałem kontynuował swoje kulinarne czary.
House był już w domu od jakiejś godziny. Zjawił się w kuchni tylko na chwilę ze swoją zwyczajową ponurą miną na twarzy, zabrał z lodówki butelkę piwa, niedbale cmoknął Wilsona w policzek i wrócił do salonu, mrucząc pod nosem, że zaczeka na kolację przed telewizorem. Onkolog zmarszczył brwi, spoglądając w ślad za utykającym wyraźniej niż zwykle przyjacielem. Miał ochotę pójść za nim i zapytać, czy chodzi o ciężki przypadek, zrzędzącą Cuddy, czy o ból nogi, ale w tym momencie z rondla z sosem szpinakowym zaczęły dobiegać niepokojące odgłosy, więc stwierdził, że problemy House'a będą musiały zaczekać, aż on upora się z kolacją.
Boże, może macierzyństwo nie bez powodu od wieków pozostawało domeną kobiet? Wilson odgarnął z czoła niesforne kosmyki włosów i zauważył, że jego dłonie drżą lekko ze zdenerwowania. No cóż, w tej chwili mógłby z łatwością podać nawet kilka takich powodów, jak choćby ten, że kobiety – najczęściej – nie musiały obawiać się reakcji rodziny na radosną nowinę o tym, że spodziewają się dziecka. Wilson rzadko kiedy zastanawiał się nad sposobem poinformowania swoich rodziców, że zostaną dziadkami – na co dzień nie myślał nawet zbyt często o tym, że poza szpitalem niewiele osób wiedziało w ogóle o jego związku z House'em. Jakoś dotychczas nie nadarzyła się okazja, kiedy Wilson mógłby oznajmić swoim bliskim o wielkich zmianach, jakie zaszły w jego życiu, a teraz im bardziej naglił go uciekający czas, tym mniejszą miał ochotę – i odwagę – żeby to zrobić.
Mężczyzna westchnął ponownie, tym razem przesuwając dłońmi po zaokrąglonym brzuchu. Czasu było rzeczywiście niewiele, a on przesądnie bał się rozpocząć jakiekolwiek konkretne przygotowania do pojawienia się dziewczynek w ich życiu, żeby nie ściągnąć tym na siebie, House'a lub bliźniaczki żadnego nieszczęścia. Obawiał się nawet wizyty w Chicago, chociaż wyniki badań, które robił co miesiąc w PPTH nie wykazywały żadnych nieprawidłowości – mimo wszystko Brown i jego zespół dysponowali bardziej specjalistycznym sprzętem oraz przede wszystkim wiedzą, które mogły w jednej chwili przekreślić marzenia Wilsona. Dlatego też onkolog uparcie opierał się prośbom House'a oraz Browna, by w związku z niedawnym incydentem, kiedy bolesne skurcze mięśni brzucha prawie pozbawiły go przytomności, pojechał na badania do chicagowskiego ośrodka kilka dni przed wyznaczonym terminem.
Bulgotanie wody, którą nastawił, żeby ugotować makaron, nie do końca wyrwało go z niespokojnych rozmyślań, ale otrząsnął się z nich na tyle, że wstał i podszedł do kuchenki. Jednakże wrażenie, że podenerwowanie i ponure myśli, które towarzyszyły mu od rana czają się tuż za jego plecami, nie chciało go opuścić. Przez chwilę rozglądał się za torebką makaronu, chociaż leżała ona tuż pod jego nosem, aż w końcu – za sprawą zdenerwowania lub silnego kopnięcia jednej z dziewczynek, albo jednego i drugiego – tak niezdarnie podniósł pokrywkę z garnka, że skroplona para spłynęła na jego dłoń. Czując ostry ból, Wilson odruchowo wypuścił wszystko z rąk, zmieniając kuchenny blat i podłogę w małe pobojowisko.
- Wilson? Co ty, do licha ciężkiego, wyprawiasz? - Zaalarmowany House przykuśtykał do kuchni. - Och...
Onkolog stał pośrodku bałaganu ze zmieszaną miną, spoglądając na swoją zaczerwienioną dłoń, jakby nigdy w życiu nie zdarzyło mu się poparzyć gorącą wodą.
- Nic ci się nie stało? - House podszedł do niego, ostrożnie omijając śliską kałużę na podłodze. Jeden rzut oka wystarczył mu, by stwierdzić, że onkolog nie doznał żadnych poważnych obrażeń. - Chodź, trzeba to włożyć pod zimną wodę...
Wilson wymamrotał coś o niedokończonej kolacji, na co House przewrócił oczami. Prowadząc przyjaciela do zlewu, a później trzymając jego rękę pod strumieniem wody, zastanawiał się, czemu nagle Wilson zrobił się taki nieporadny.
- Cokolwiek chciałeś dodać do tego makaronu, pewnie równie dobrze będzie smakowało z chlebem tostowym – powiedział uspokajająco, całując skroń swojego kochanka.
Wilson skinął głową i nie po raz pierwszy pozwolił House'owi zaopiekować się sobą, przyciskając twarz do jego szyi, póki diagnosta nie włożył mu w ręce suchego ręcznika i nie odprawił go do salonu.
- A ten cały bałagan...? - zaprotestował słabo, ale House nie chciał go słuchać.
- Zajmę się tym – zapewnił, popychając onkologa w stronę drzwi.
Wilson usiadł na kanapie, nasłuchując odgłosów pobieżnego sprzątania i przygotowywania kolacji. Kiedy zamknął oczy i odchylił głowę na oparcie, poczuł się odrobinę lepiej. Nadmiar stresu naprawdę dawał mu się we znaki – do tego stopnia, że zamiast lecieć do Chicago, wolałby ukryć się w najciemniejszym kącie mieszkania i nie wychodzić stamtąd, póki nie będzie trzymał w ramionach swoich małych dziewczynek...
House zjawił się po kilku minutach, niosąc w rękach tacę z dwoma miskami kurczaka w zielonym sosie, chlebem tostowym, butelką piwa dla siebie i szklanką soku jabłkowego dla Wilsona.
- Dobrze się czujesz? - spytał, próbując nadać swemu głosowi bardziej obojętne niż troskliwe brzmienie. Usiadł na drugim końcu kanapy, a tacę położył między sobą a Wilsonem.
Wilson sięgnął po szklankę soku i od razu pochłonął połowę jej zawartości, żeby pozbyć się suchości w ustach.
- Nic mi nie jest – odparł, kiedy jego język przestał przypominać drewniany kołek. - Jestem tylko trochę zmęczony i może... - zawahał się na moment - odrobinę zdenerwowany...
House, który w międzyczasie wepchnął sobie do ust pełną łyżkę sosu, potrzebował kilku chwil na przełknięcie jedzenia, zanim się odezwał:
- Wcale się nie dziwię, że jesteś zmęczony. Sadząc po zawartości lodówki, musiałeś cały dzień stać przy kuchni. Chcesz wykarmić pół armii, czy wyjeżdżasz na kilka miesięcy? - W odpowiedzi otrzymał tylko wzruszenie ramionami, więc kontynuował: - W każdym razie nie musiałeś tego robić. Kilka dni jedzenia kanapek z masłem orzechowym chyba by mnie nie zabiło...
- Myślałem, że lubisz jeść to, co ugotuję...
- A czy ktoś mówi, że nie? Tylko... nie powinieneś się tak forsować. - House utkwił spojrzenie w swojej misce, jakby zobaczył w niej coś interesującego, a Wilson uśmiechnął się lekko na widok tej oznaki zakłopotania.
House jednak szybko się otrząsnął: - Nie mam za to pojęcia, czym się denerwujesz. Chyba nie lotem do Chicago...?
“Czyżby House miał ochotę na rozmowę o uczuciach? Właśnie wtedy, kiedy ja wolałbym zachować wszystko dla siebie”, pocierając swoją lekko zaczerwienioną dłoń zimną szklanką.
- Twoim zdaniem podróż samolotem w szóstym miesiącu ciąży to nie powód do zdenerwowania? - zapytał z wymuszonym niedowierzaniem, unikając odpowiedzi na zadane pytanie.
Diagnosta przewrócił oczami. - Och proszę, Wilson... Zachowujesz się jak kobieta, która na dodatek nie ma żadnego medycznego wykształcenia – prychnął kpiąco, zanim zastanowił się, co mówi.
- Może gdybym był kobietą bez medycznego wykształcenia, to nie miałbym tylu powodów do zdenerwowania?! - odgryzł się Wilson i w głębi duszy rzeczywiście tak uważał.
House bezgłośnie odłożył łyżkę i nadgryzioną kromkę chleba do miski, a miskę odstawił na stolik do kawy. Onkolog spodziewał się, że jego przyjaciel zaraz wstanie i pójdzie do sypialni, być może rzucając przez ramię gniewne: “Nie chcesz rozmawiać, to nie!”, ale nic takiego się nie stało. Zamiast tego House położył mu dłoń na ramieniu, prosząc go bez słów, by wyrzucił z siebie to wszystko, co leży mu na sercu.
Wilson odwrócił wzrok, czując się głupio z powodu swojej wybuchowej reakcji oraz odrobinę nieswojo pod troskliwym spojrzeniem House'a. Zerknął ukradkiem w błękitne oczy przyjaciela i to wystarczyło mu, by dostrzec szczerą chęć wysłuchania go, która i tak zdawała się promieniować z całego ciała diagnosty. Wilson zaczerpnął głęboki oddech i wypił jeszcze jeden łyk soku.
- Gdyby coś mi się stało w czasie lotu – zaczął cicho – to może minąć sporo czasu, zanim komuś w ogóle przyjdzie do głowy, że jestem w ciąży... I gdyby podali mi jakieś leki, które mogą zaszkodzić dzieciom... - Wilson poczuł, że jego oczy napełniają się łzami paniki na samą myśl, że coś takiego mogłoby mu się przytrafić, i podniósł rękę, żeby je przetrzeć, zanim rozpłacze się na dobre, ale House chwycił go za nadgarstek, a drugą dłoń wsunął mu pod brodę i delikatnie odwrócił jego głowę w swoją stronę, żeby spojrzeć mu w oczy.
- Nic takiego się nie stanie, Jimmy – powiedział spokojnie z pewnością w głosie. - Będziesz równie bezpieczny co teraz, siedząc tu ze mną na kanapie.
- Skąd... skąd możesz to wiedzieć?... - wykrztusił przez ściśnięte gardło onkolog i zamrugał gwałtownie, bo pieczenie pod powiekami stało się niemal nie do zniesienia.
House nie prychnął kpiąco, ani się nie skrzywił, czego młodszy mężczyzna podświadomie się obawiał. Przesunął za to kciukiem po kości policzkowej swojego kochanka, po czym nachylił się ponad dzielącą ich tacą z jedzeniem i pocałował go w oba policzki, kończąc na słodkim, przeciągłym pocałunku w wygięte w podkówkę usta onkologa.
- Po prostu wiem, zaufaj mi – mruknął i, jakby nic się nie wydarzyło, podał Wilsonowi miskę z jego kolacją. - Jedz, zanim zupełnie wystygnie, a potem możemy się wcześniej położyć. W końcu jutro czeka cię długi dzień. - Szturchnął go lekko łokciem, sprawiając, że kąciki ust młodszego mężczyzny uniosły się w nieśmiałym uśmiechu.
***
Kiedy następnego dnia House oznajmił, że nie jedzie do szpitala, bo ma zamiar odwieźć go na lotnisko, Wilson był zbyt pochłonięty zamartwianiem się, żeby choćby się zdziwić. Ale gdy House wprowadził samochód na podziemny parking lotniska, gdzie pojazdy czekały na powrót swoich właścicieli, a następnie wyciągnął z bagażnika własną spakowaną torbę podróżną, wszelkie niepokoje Wilsona ustąpiły miejsca prawdziwemu zdumieniu.
- Czyżbyś w ten mało subtelny sposób próbował dać mi do zrozumienia, że lecisz ze mną? - Brwi onkologa uniosły się tak wysoko, że gdyby nie znajdowali się pod ziemią, mogłyby zawadzić o jakiś podchodzący do lądowania samolot.
- A co? Myślałeś, że przejechałem taki kawał drogi, żeby się upewnić, że wsiadłeś do samolotu, a potem zadzwoniłbym po pięć najgorętszych prostytutek z mojej ulubionej agencji i urządził w domu małą orgię?
- Wcale by mnie to nie zdziwiło – mruknął ironicznie Wilson, na przekór fali ciepła, która zalała go od stóp do głów. - Ale skoro lecisz ze mną, to lepiej już chodźmy. Nie brałem pod uwagę kuśtykającej kuli u nogi, kiedy planowałem rozkład dnia...
House prychnął lekceważąco. - Sam też nie miałbyś teraz szans na podium w biegu na setkę...
Wilson posłał mu groźne spojrzenie, udając obrażonego, ale po chwili obaj równocześnie wybuchnęli śmiechem, a onkolog poczuł w brzuchu serię słabych szturchnięć, jakby jego wesołość udzieliła się również dziewczynkom. Ciągle chichocząc, Wilson pogładził z czułością swój brzuch, po czym schylił się po swoją walizkę, a drugą ręką klepnął House'a w ramię:
- Chodźmy, bo samolot odleci bez nas – powiedział.
House przełożył własną torbę do lewej ręki, a w prawą chwycił swoją laskę, która czekała oparta o bok samochodu i obaj mężczyźni zgodnym krokiem ruszyli za znakami, wskazującymi drogę do hali odlotów.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
333bulletproof
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 827
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 14:42, 05 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
Czy ja widzę ograniczenie odcinkowe? Richie? 44 części? To jeszcze tylko 10! ;__; (przyznanie się przed sobą, że... polubiłam tego zaciążonego Wilsona było ciężkie. I że będę tęsknić i mam gdzieś, że jestem nad-emoconalna.)
Cytat: | Kiedy wszystko oprócz szczoteczki do zębów znalazło się w torbie (...) |
Jak ja tego nie znoszę, spakuję już wszystko, a szczoteczki jeszcze nie mogę - co w większości przypadków kończy się radosnym jej pominięciem następnego dnia ==
Cytat: | Mężczyzna westchnął ponownie, tym razem przesuwając dłońmi po zaokrąglonym brzuchu. |
Po paskudnym, koszmarnie zaokrąglonym brzuchu. Wiem, jestem nudna
Cytat: | (...) wyniki badań, które robił co miesiąc w PPTH nie wykazywały żadnych nieprawidłowości |
Poza tym, że, no wiecie - był mężczyzną. Wystarczająca nieprawidłowość
Cytat: | House zjawił się po kilku minutach, niosąc w rękach tacę z dwoma miskami kurczaka w zielonym sosie, chlebem tostowym, butelką piwa dla siebie i szklanką soku jabłkowego dla Wilsona. |
Jak można nieść tacę, jednocześnie utykając bardziej niż zwykle? House'a musiał uratować przypływ adrenaliny
Cytat: |
- Gdyby coś mi się stało w czasie lotu – zaczął cicho – to może minąć sporo czasu, zanim komuś w ogóle przyjdzie do głowy, że jestem w ciąży... I gdyby podali mi jakieś leki, które mogą zaszkodzić dzieciom... |
333 i Skuteczny Plan na Usunięcie Koszmarków, cz. 1
- A może sprawimy, żeby stało mu się coś w czasie lotu? - zapytała 333, oblizując się złowieszczo i strosząc uszy. - Minie sporo czasu, zanim komuś w ogóle przyjdzie do głowy, że jest w ciąży - wyszczerzyła się kompletem ostrych zębów. Jej ogon merdał radośnie.
Cytat: | (...) następnie wyciągnął z bagażnika własną spakowaną torbę podróżną |
(...) następnie wyciągnął z bagażnika własną spakowaną torbę podróżną, z której dobiegło ciche poszczekiwanie.
No dobrze, wszyscy wiemy, że złe charaktery zawsze przegrywają, nic się nie stanie Wilsonowi i dziewczynkom. Tak naprawdę, złe charaktery czasem okazują się lepsze niż można przypuszczać i skrycie kibicują głównemu bohaterowi.
Rozdwojenia jaźni są zabawne
Życzenia weny dla korniczków, Richie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Agusss
Członek Anbu
Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: bierze się głupota?
|
Wysłany: Nie 18:00, 05 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
Gimme! Wreszcie! Tak się stęskniłam xD i to co że już dwa lata? xD Ja mogę jeszcze dwa czytać!
Ej i czemu tylko 44 rozdziałów? Ja sie tak nie bawię!!
Rozwinę ten komentarz, albo w nocy, albo jutro po lekcjach wybacz
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 3:51, 06 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
333 napisał: | Czy ja widzę ograniczenie odcinkowe? Richie? 44 części? To jeszcze tylko 10! ;__; |
lol, nie sądziłam, że ktoś zauważy
Ale nie masz powodów do płakania - znając korniki, to większość z tych 10 rozdziałów będzie miała po 3-4 części jak zawsze ostatnio
333 napisał: | (przyznanie się przed sobą, że... polubiłam tego zaciążonego Wilsona było ciężkie. I że będę tęsknić i mam gdzieś, że jestem nad-emoconalna.) |
Hmm... Sama nie wiem, czy zaciążony Wilson różnił się aż tak bardzo od Wilsona nie-zaciążonego IMO to on znosił swój stan jak mężczyzna Dopiero teraz powinna się zacząć gorączka przygotowań i innych takich
333 napisał: | Jak ja tego nie znoszę, spakuję już wszystko, a szczoteczki jeszcze nie mogę - co w większości przypadków kończy się radosnym jej pominięciem następnego dnia == |
poor you Ja mam to szczęście, że pakuję się na ostatnią chwilę (ostatnio upychałam wszystko do torby na pół godziny przed wyjściem z domu), więc najwyżej narzekam, że szczoteczka jest mokra
333 napisał: | Po paskudnym, koszmarnie zaokrąglonym brzuchu. |
eee tam, Wilson z brzuszkiem jest u-ro-czy!!!
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
333 napisał: | Poza tym, że, no wiecie - był mężczyzną. Wystarczająca nieprawidłowość |
tylko że akurat TYCH badań to on nie przeprowadzał w PPTH, tylko w sypialni z House'em
333 napisał: | Jak można nieść tacę, jednocześnie utykając bardziej niż zwykle? House'a musiał uratować przypływ adrenaliny |
yeah, good point Wiedziałam, że dawanie kornikom piwa przy pisaniu tak właśnie się skończy No ale przynajmniej mój House wciąż ma Vicodin, który mógł zadziałać w międzyczasie, nie to, co to biedne stworzenie w serialu - bez Vicodinu, po nocy spędzonej na czołganiu się w gruzach i jeszcze [zapasach z Qddy, musi usługiwać tej cholerze i na dodatek się uśmiechać]
333 napisał: | - A może sprawimy, żeby stało mu się coś w czasie lotu? - zapytała 333, oblizując się złowieszczo i strosząc uszy. - Minie sporo czasu, zanim komuś w ogóle przyjdzie do głowy, że jest w ciąży - wyszczerzyła się kompletem ostrych zębów. Jej ogon merdał radośnie. |
zapomniałaś wspomnieć o ostrozakończonych rogach i stukaniu kopytkami, Diablico!
Nie no, kłopoty zdrowotne w samolocie wykorzystała już GeeLady - i chłopaki, zamiast odpoczywać na wakacjach, przesiedzieli cały czas w szpitalu Poza tym czytałam już w mpregach o wypadku samochodowym, pobiciu, wzięciu Wilsona za zakładnika, dźgnięciu nożem, zawale... Chyba jednak nie mam wyjścia, jak dać mu spokój
333 napisał: | Tak naprawdę, złe charaktery czasem okazują się lepsze niż można przypuszczać i skrycie kibicują głównemu bohaterowi. |
czyli jest szansa, że szczekający zły bohater po powrocie z Chicago zagryzie Cuddy...
PS. To o sezonach i ludziach z Twojego podpisu... SO TRUE!!!
***
Agusss napisał: | Ja mogę jeszcze dwa czytać! |
to dopsz, że możesz - już ja dopilnuję, żeby czytania Ci nie zabrakło nawet jeśli to nie będzie Gimme
Agusss napisał: | Ej i czemu tylko 44 rozdziałów? |
Bo to będzie jakieś 300 stron i więcej nie zmieści się w jednym pdf'ie
A tak serio - muszę zostawić kilka niecnych intryg na ewentualny sequel Wilsona i tak dosyć już wymęczyłam
Spoko, rozwijaj koment kiedy zechcesz - mi się nigdzie nie spieszy
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pon 23:23, 06 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
martuusia
Dermatolog
Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 16:12, 06 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
I znów słodycz się przelewa, wszędzie miłość, wszędzie wesołość... Aaa! Powinno mnie to cieszyć i, owszem, jedna z części mojej osobowości cieszy się razem z nimi. Ale jest też ta zła część, szukająca łez (Mało ich w życiu? Zamknij się zła częścio! Zamknij się.). Dobra, moja osobowość poszła się bić sama ze sobą, więc komentuję.
Richie117 napisał: | Wilson wrzucił na rozgrzaną patelnię pokrojone w kostkę kawałki fileta z kurczaka i z ciężkim westchnieniem opadł na kuchenny stołek. Sięgnął za siebie w niezdarnej próbie rozmasowania swoich bolących pleców (...) |
Ciężko? Znam kogoś, kto chętnie wymasowałby Twe zbolałe mięśnie... I nie tylko mięśnie
Richie117 napisał: | House był już w domu od jakiejś godziny. Zjawił się w kuchni tylko na chwilę ze swoją zwyczajową ponurą miną na twarzy, zabrał z lodówki butelkę piwa, niedbale cmoknął Wilsona w policzek (...) |
Matko! Scena jak z jakiegoś filmu fabularnego. Chociaż w filmach fabularnych nie ma par homoseksualnych
Richie117 napisał: | Onkolog zmarszczył brwi, spoglądając w ślad za utykającym wyraźniej niż zwykle przyjacielem. Miał ochotę pójść za nim (...) |
On ZAWSZE jest dobry, ZAWSZE troszczy się o wszystkich zapominając o sobie.
Słoooodko! Słooooodko! Słoooodko!
Ale niech będzie! W końcu to Gimme.
Po każdej części zastanawiam się, co będzie dalej, czym nas jeszcze zaskoczysz? Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać.
Weny, Richie, weny!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Agusss
Członek Anbu
Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: bierze się głupota?
|
Wysłany: Pon 18:19, 06 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: |
to dopsz, że możesz - już ja dopilnuję, żeby czytania Ci nie zabrakło nawet jeśli to nie będzie Gimme |
Tylko chciałabym zauważyć, ze teraz się od tego nie wykręcisz!! Mam t na "papierze" xD
Richie117 napisał: | Bo to będzie jakieś 300 stron i więcej nie zmieści się w jednym pdf'ie
A tak serio - muszę zostawić kilka niecnych intryg na ewentualny sequel Wilsona i tak dosyć już wymęczyłam
|
Kto by sie przejmował? xD U mnie lezy sobie spokojnie takie malutki stosik kartek zatuszowanych^^ Moja rodzicielka kiedyś się zapytała co to i miałam mały problem, co odpowiedzieć? xD
Eee mój biedny, kochany Wilsonek Ale jak ma być sequel to nie narzekam już
A teraz powiem jak o części xD Czytałam dwa razy xD Raz jadąc na działkę, a drugi teraz
Richie117 napisał: | Wilson wrzucił na rozgrzaną patelnię pokrojone w kostkę kawałki fileta z kurczaka i z ciężkim westchnieniem opadł na kuchenny stołek. |
Przez przypadek jakoś sie stało, że zamiast fileta wyszło mi inne słowoooo
Richie117 napisał: | (...)diagnosta bez problemu potrafił przeżyć całe tygodnie, odżywiając się wyłącznie pizzą i chińszczyzną (...) |
I co to za wyczyn? xD Ja w gimnazjum żywiłam się jedynie zupkami chińskimi xD A po drugie polscy studenci nie jedno jedzą xD
Richoe117 napisał: | Boże, może macierzyństwo nie bez powodu od wieków pozostawało domeną kobiet? |
Od stuleci kobiety pytają się Boga:"Dlaczego my, a nie te padalce?!" Teraz wiesz Wilson dlaczego nie zajdę w ciążę xD
Richie117 napisał: | - Nic ci się nie stało? - House podszedł do niego, ostrożnie omijając śliską kałużę na podłodze. Jeden rzut oka wystarczył mu, by stwierdzić, że onkolog nie doznał żadnych poważnych obrażeń. - Chodź, trzeba to włożyć pod zimną wodę... |
Jej ale House jest opiekuńczy *__* To takie sweet *__* Ale wiesz co Richie... Odniosę się do naczych innych rozmów[ogólnie Hilsonek] i zauważ, ze ten House mimo wszystko nie ejst house'owaty! Mimo wszystko w tym ficku jest duuuże odejście od jego charakteru A ktoś ostatnio pisał, że House w związku z Wilsonem byłby sobą, i co? xD [przypadkiem to nie Ty mówiłaś? ]
Richie117 napisał: | Wilson skinął głową i nie po raz pierwszy pozwolił House'owi zaopiekować się sobą, przyciskając twarz do jego szyi, póki diagnosta nie włożył mu w ręce suchego ręcznika i nie odprawił go do salonu |
Niby nic takiego, a wręcz ocieka to hmmm... tak użyję tu słowa <i>erotyzm</i> xD
Richie117 napisał: | - A czy ktoś mówi, że nie? Tylko... nie powinieneś się tak forsować. - House utkwił spojrzenie w swojej misce, jakby zobaczył w niej coś interesującego, a Wilson uśmiechnął się lekko na widok tej oznaki zakłopotania.
|
Gdyby Wilson myślał troszkę racjonalniej, już by miał kolejny powód aby sie nabijać z House'a xD Ale mimo wszystko to takie sweet xD
Richie117 napisał: | Onkolog spodziewał się, że jego przyjaciel zaraz wstanie i pójdzie do sypialni, być może rzucając przez ramię gniewne: “Nie chcesz rozmawiać, to nie!”, ale nic takiego się nie stało. |
Ja nie wiem czemu Wilson ma taką złą opinię o House'ie? No nie no... To w końcu House ma być serialowo[pierwszosezonowo] house'owy czy nie? xD
Richie117 napisał: | Przesunął za to kciukiem po kości policzkowej swojego kochanka, po czym nachylił się ponad dzielącą ich tacą z jedzeniem i pocałował go w oba policzki, kończąc na słodkim, przeciągłym pocałunku w wygięte w podkówkę usta onkologa. |
Ja mam troszkę inne zakończenie: Coś co miało być niewinnym, uspakajającym pocałunkiem na ustach ukochanego zamieniło się w płomienny pocałunek, który bł początkiem namiętnego seksu. xD I dalej rozpis pozostawiam Tobie^^
Hmm... House leci z Wilsonem? xD To może być naprawdę <i>interesujaca</i> podróż xD Jednak wizje te pozostawie same sobie
Weny Richie, weny
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 1:55, 07 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
martuusia napisał: | wszędzie miłość |
well, tytuł zobowiązuje
martuusia napisał: | Ale jest też ta zła część, szukająca łez |
... ją też korniczki zadowolą (albo przynajmniej ugłaskają) - tylko nie wszystko na raz
martuusia napisał: | Znam kogoś, kto chętnie wymasowałby Twe zbolałe mięśnie... I nie tylko mięśnie |
A może mogłabyś dać mu mój adres? Bo coś mi w plecach ostatnio strzyka...
bosh, ileż to już fików widziałam, które zaczynały się niewinnym masażem, a kończyły hot!erą (z Gimme włącznie) Muszę przestać tyle czytać, to może przestanę się czuć jak plagiatorka
martuusia napisał: | Chociaż w filmach fabularnych nie ma par homoseksualnych |
na szczęście coraz częściej bywają Do równouprawnienia w mediach jeszcze daleko, ale i tak nie jest całkiem źle
martuusia napisał: | On ZAWSZE jest dobry, ZAWSZE troszczy się o wszystkich zapominając o sobie. |
przynajmniej teraz ma dwie małe istotki, które mu o nim samym przypominają
Dziękować
***
Agusss napisał: | Tylko chciałabym zauważyć, ze teraz się od tego nie wykręcisz!! Mam t na "papierze" xD |
oł, stupid me! tak się wkopać
Agusss napisał: | Moja rodzicielka kiedyś się zapytała co to i miałam mały problem, co odpowiedzieć? xD |
i do odpowiedziałaś?
and o LOLZ, że drukujesz Gimme?
Agusss napisał: | Przez przypadek jakoś sie stało, że zamiast fileta wyszło mi inne słowoooo |
taak? ciekawe jakie?
Agusss napisał: | I co to za wyczyn? |
no dla nas żaden Ja jak nie mam pod ręką kogoś, kto by mnie przyzwoicie nakarmił, mogę cały dzień nie jeść nic albo ograniczyć się do czekolady, soku i papierosów Ale Wilson to Wilson - on nawet w pokoju hotelowym próbuje gotować zdrowe posiłki (czytałam o tym w jakimś fiku)
Agusss napisał: | Ale wiesz co Richie... Odniosę się do naczych innych rozmów[ogólnie Hilsonek] i zauważ, ze ten House mimo wszystko nie jest house'owaty! Mimo wszystko w tym ficku jest duuuże odejście od jego charakteru A ktoś ostatnio pisał, że House w związku z Wilsonem byłby sobą, i co? xD [przypadkiem to nie Ty mówiłaś? ] |
Um... *hipokryzja Richie przesyła buziaki wszystkim obecnym *
Nie no, to nie tak... And to skomplikowane... Otóż najprościej rzecz ujmując, to moim zdaniem House miałby problem z pokazaniem się od wrażliwej strony komuś słabszemu od siebie (czyli generalnie kobietom), bo czułby się niezręcznie, gdyby taka "słabsza" osoba miała dzięki temu pretekst, żeby udzielać mu swojego wsparcia. Z drugiej strony, Wilsona House powinien uznać za równie silnego, co on, a może nawet silniejszego - dlatego nie musiałby ukrywać tego swojego mięciutkiego wnętrza W taką właśnie zależność wierzę całym Hilsonowym serduszkiem i dlatego chciałabym, żeby chłopaki byli razem (Wilson też mógłby sobie odpuścić nieustanne zgrywanie "pocieszyciela" jak to robi przed kobietami i zamiast tego popłakać sobie na silnym ramieniu House'a ).
A co do House'owatości House'a... Nie da się jednoznacznie powiedzieć, jak by się zachowywał, gdyby był z kimś, kogo naprawdę kocha [czyt: z Wilsonem ]. Zakładam tylko, że byłby w stanie zdobyć się na czułość i opiekuńczość, gdyby sytuacja tego wymagała, a gdyby nie działo się nic niezwykłego, to pozostawałby tym egoistycznym, wrednym dupkiem, którego tak kochamy - i chyba taki właśnie House jest w Gimme (i większości Hilsonowych fików).
Agusss napisał: | Gdyby Wilson myślał troszkę racjonalniej, już by miał kolejny powód aby sie nabijać z House'a xD |
Ha! House ma szczęście, że Wilsonem zawładnęły ciążowe hormony, więc nabijanie się z niego nawet do głowy mu nie przyjdzie
Agusss napisał: | Ja nie wiem czemu Wilson ma taką złą opinię o House'ie? No nie no... |
Nabył ją dzięki doświadczeniu albo nie może uwierzyć, że House potrafi być miły przez dłużej niż 3 minuty?
Agusss napisał: | To w końcu House ma być serialowo[pierwszosezonowo] house'owy czy nie? xD |
... co masz na myśli?
Agusss napisał: | Ja mam troszkę inne zakończenie: Coś co miało być niewinnym, uspakajającym pocałunkiem na ustach ukochanego zamieniło się w płomienny pocałunek, który bł początkiem namiętnego seksu. xD I dalej rozpis pozostawiam Tobie^^ |
*myśli intensywnie i z zapałem liczy na palcach, tak że omal owych palców nie połamie*
... taaak... To będzie mniej-więcej w części 34D
Agusss napisał: | Hmm... House leci z Wilsonem? xD To może być naprawdę interesujaca podróż xD |
mam nadzieję, że korniczki spełnią oczekiwania
dziękować
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pino
Stażysta
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nibylandia Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 14:17, 08 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
To już dwa lata? Wow. Co najważniejsze, ten tekst nadal nie jest nudny i nadal utrzymuje swój cudowny poziom. Gratuluję
Richie117 napisał: | Zjawił się w kuchni tylko na chwilę ze swoją zwyczajową ponurą miną na twarzy, zabrał z lodówki butelkę piwa, niedbale cmoknął Wilsona w policzek i wrócił do salonu, mrucząc pod nosem, że zaczeka na kolację przed telewizorem. |
A chwilę później, zaledwie Wilsonowi coś się stało, zmienił się z House'a-gbura w opiekuńczego i czułego przyjaciela. Cały House
Richie117 napisał: | - Ale skoro lecisz ze mną, to lepiej już chodźmy. Nie brałem pod uwagę kuśtykającej kuli u nogi, kiedy planowałem rozkład dnia...
House prychnął lekceważąco. - Sam też nie miałbyś teraz szans na podium w biegu na setkę... |
Tylko oni mogą sobie tak dogryzać!
Już dawno nie miałam okazji żeby zajrzeć do tego fika, także dzisiaj zrobiłam sobie mały maraton. Ech, uwielbiam ten tekst. Rozhisteryzowany Willson z wahaniami nastrojów jest jednocześnie irytujący i rozkoszny. I do tego House troszczy się o niego ^_^
Richie117 napisał: | - Wiem, Jimmy... Ja też cię kocham... całą waszą trójkę... |
Zdecydowanie mój ulubiony moment (choć sprzed kilku części)
Mam tylko jedno zastrzeżenie - czy jeszcze kiedykolwiek ktoś spojrzy na House'a ze strachem? Chyba już wszyscy zorientowali się, że Wilson go udomowił. Oczywiście nie traktuj tego zastrzeżenia poważnie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 0:09, 09 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
Pino, dziękuję bardzo (chociaż co do tego "utrzymywania poziomu" to mam wątpliwości... )
Pino napisał: | Tylko oni mogą sobie tak dogryzać! |
tjaaa... House miał niewiarygodne szczęście, że Wilson myślał o zbyt wielu innych rzeczach i nie załamał się po takiej uszczypliwej uwadze - gdyby Jimmy znów dostał napadu płaczu i histerii, to z pewnością samolot odleciałby bez nich
uh, oh, tylko uważaj przy tych maratonach - nadmiar cukru szkodzi na zęby, więc żuj gumę orbit po każdym rozdziale
Pino napisał: | Zdecydowanie mój ulubiony moment (choć sprzed kilku części) |
tutaj guma to już za mało - trzeba wyszorować zęby pastą przeciwpróchniczą
Pino napisał: | czy jeszcze kiedykolwiek ktoś spojrzy na House'a ze strachem? Chyba już wszyscy zorientowali się, że Wilson go udomowił. |
myślę, że nie musisz się obawiać House pod tym względem przypomina Bardzo Złego Psa, który jest pupilem domowników, a wszystkich obcych może w każdej chwili rozszarpać na strzępy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 9:09, 23 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Zastanawiam się, czy ktoś się tu jeszcze ostał po premierze 7. sezonu Bo jeśli o mnie chodzi, to gdybym tylko miała dokąd uciec, z pewnością bym to zrobiła...
No cóż, czas na kolejną porcję Gimme Mam nadzieję, że nie wyszło tak beznadziejnie jak 7x01 |
Part 34 'b'
Wkrótce po tym, jak samolot wzbił się w powietrze i pasażerowie mogli rozpiąć pasy bezpieczeństwa, Wilson zasnął z głową opartą na ramieniu przyjaciela. House odgarnął mu z czoła kilka niesfornych kosmyków, włożył sobie do uszu słuchawki iPoda i przez kilka minut słuchał muzyki, przeglądając jakiś kolorowy magazyn, który znalazł w kieszeni oparcia fotela przed sobą. Szybko jednak znudziły go plotkarskie doniesienia z “wielkiego świata”, a jego myśli popłynęły ku najbliższej przyszłości.
Dwa i pół miesiąca – tylko tyle czasu zostało mu na cieszenie się swoim starym życiem, w którym i tak zaszło już wiele poważnych zmian. Właśnie dlatego zdecydował się polecieć do Chicago razem z Wilsonem – w normalnych okolicznościach wolałby zostać w domu, zawstydzać przyjaciela sprośnymi rozmowami przez telefon, kiedy Wilson znajdowałby się akurat w miejscu publicznym, i niecierpliwie oczekiwać na zniewalający powitalny seks, kiedy jego kochanek wróciłby wreszcie z podróży. Teraz jednak House chciał skorzystać z prawdopodobnie ostatniej okazji na odrobinę szaleństwa, które co prawda – z powodu jego nogi oraz stanu Wilsona – nie mogło być tak szalone, jak by tego chciał, ale wiedział, że Wilsonowi i tak się spodoba.
Wilson poruszył się przez sen i House zmienił odrobinę pozycję, żeby głowa onkologa nie zsunęła się z jego ramienia. Tak, to też była jedna ze Zmian. Nie tak dawno temu po prostu zepchnął by go z siebie, krzywiąc się z obrzydzeniem nad wyimaginowaną plamą ze śliny na rękawie swojej koszuli, ale teraz absolutnie nie przeszkadzał ciężar ciała przyjaciela, spoczywający na jego ramieniu, ani publiczne demonstrowanie, że – tak, proszę państwa! - są parą, może jedną z najdziwniejszych na świecie, ale mimo to (a może – dzięki temu) są ze sobą tak szczęśliwi, jak to tylko możliwe.
I House nie zawahał się również przed tym, by – z perwersyjną przyjemnością, którą wywołała w nim mina stewardesy – obudzić Wilsona pocałunkiem w skroń, kiedy młoda kobieta pojawiła się przy ich fotelach, żeby poinformować, że za kilka minut będą podchodzić do lądowania w Chicago...
Cóż, gdyby House poświęcił chwilę na zebranie w całość wszystkich tych zmian, które zaszły w jego relacji z Wilsonem, pewnie byłby przerażony. Ale on zajmował się nimi jedną po drugiej i dzięki temu czuł głównie przyjemne zadowolenie, że mimo wszystkich jego wad James Wilson go kocha i chce z nim spędzić resztę swojego życia.
***
Hotelowy pokój nie różnił się niczym szczególnym od dziesiątków innych, które obaj mężczyźni odwiedzili w swoim życiu. House rozłożył się na środku podwójnego łóżka (recepcjonista wręczył im klucz do tak urządzonego pokoju ze zmieszaną miną, ale powstrzymał się od komentarzy, być może ze względu na laskę, którą House groźnie dzierżył w prawej dłoni) z pilotem do telewizora w jednej ręce i napoczętą przez Wilsona puszką dietetycznej coli w drugiej, umilając sobie czas skakaniem po kanałach, póki jego przyjaciel nie wyjdzie z łazienki.
Młodszy mężczyzna potrzebował dwóch kwadransów (choć zdaniem House'a trwało to całą wieczność), żeby odświeżyć się po podróży i wreszcie pojawił się w ich tymczasowej sypialni, jedynie w ręczniku zawiniętym w pasie i z drugim, mniejszym, przewieszonym przez szyję.
- House? Nie rozpakowałeś bagaży? - zapytał ze zrezygnowanym niedowierzaniem. Obie torby nadal stały przy drzwiach, dokładnie tam, gdzie je zostawili.
- Wybacz, byłem zajęty. - House wymownie uniósł pilota, na co Wilson tylko przewrócił oczami, nie widząc sensu w rozpoczynaniu wyjazdu od kłótni. Poczłapał do drzwi, podtrzymując zsuwający się mu z brzucha ręcznik (tym samym pozbawiając House'a nadziei na chociaż przelotny widok swojego tyłka) i przytaszczył własną walizkę na łóżko.
Diagnosta obserwował kątem oka, jak Wilson grzebie w torbie i zacmokał z dezaprobatą, kiedy onkolog wyciągnął z niej obszerne dresowe spodnie.
- No co? Nie cierpię tych ogromnych jeansów! Nogawki plączą mi się wokół kostek, a pasek wpija mi się w brzuch! - poskarżył się, przybrawszy nadąsaną minę, która potwierdzała prawdziwość jego słów.
- Mimo wszystko byłoby lepiej, gdybyś je założył. Będziesz głupio wyglądał w dresie, kiedy po badaniach zabiorę cię do kina i może na kolację...
Wilson usiadł ciężko na łóżku, przekonany, że się przesłyszał. Obojętna mina House'a wpatrzonego w telewizor jeszcze to wrażenie potęgowała.
- Chcesz powiedzieć, że... chcesz gdzieś ze mną wyjść? Między ludzi?!
- Aha. - House nadal nie oderwał wzroku od telewizyjnego ekranu, ale jeden kącik jego ust przesunął się odrobinę do góry. - I nie pytaj mnie o to po raz drugi, bo mogę zmienić zdanie.
Onkolog uśmiechnął się szeroko. - Robi się z ciebie romantyk, House. Lepiej późno, niż wcale...
House prychnął pogardliwie. - Jeśli nie chcesz nigdzie iść, nie musisz mnie od razu obrażać.
- Och... nikt tu nikogo nie obraża – odparł ugodowo Wilson. - Dla mnie na zawsze możesz pozostać starym cynikiem. I tak będę cię kochał – mówiąc to, przesunął się dalej na łóżku, aby dosięgnąć ust przyjaciela.
Diagnosta wykorzystał sytuację i złapał końce ręcznika wiszącego na szyi Wilsona, po czym wciągnął go w głęboki, odbierający oddech pocałunek.
- Hmm... mogę być cynikiem, ale na pewno nie jestem stary - odezwał się przekornie, kiedy oderwali się od siebie. Jedna z jego dłoni znalazła się na udzie Wilsona i zaczęła wsuwać się pod wilgotny ręcznik, jednak Wilson zdecydowanym ruchem odepchnął jego rękę, zanim posunęła się zbyt daleko.
- Nie zaczynaj teraz, proszę. Naprawdę powinienem się już zbierać... - powiedział z wyraźnym żalem.
- Chyba “powinniśmy”. - House nie dał się tak łatwo pozbawić dobrego humoru. - Nie ma sensu, żebyś jechał sam do tego ośrodka, a potem wracał po mnie do hotelu. Pojadę tam z tobą, oszczędzając twój czas, a sobie – nudzenia się w pokoju.
Wilson odsunął się od House'a i oparł na jednym łokciu na materacu. Takiej propozycji naprawdę nie spodziewał się usłyszeć z ust House'a. Z jednej strony chciałby go mieć przy sobie, gdyby usłyszał jakieś złe wieści, ale z drugiej wolałby uniknąć konfrontacji House'a z Brownem czy kimkolwiek, bo wiedział, że jego kochanek jest zdolny do wszystkiego...
- Nie wiem, czy to dobry pomysł – powiedział ostrożnie. - Badania mogą trochę potrwać i też będziesz się nudził...
House wzruszył ramionami. - Nuda to nuda, tam czy tutaj – nie ma różnicy. Przynajmniej będę się nudził krócej o czas, który zajęłaby ci droga tam i z powrotem.
Ten dość logiczny argument pozbawił Wilsona wszelkich wymówek.
- W porządku, skoro chcesz... Ubiorę się tylko i możemy jechać.
***
- A więc to tutaj ci to zrobili? - zapytał z powątpiewaniem House, gdy zaparkowali przed okazałym, choć nie wyróżniającym się niczym szczególnym budynkiem, którego okna rozświetlało jaskrawe światło jarzeniówek, mimo że na dworze nie było jeszcze ciemno.
Wilson się skrzywił. - Mógłbyś nie mówić o mojej ciąży takim tonem, jakby ktoś wbrew mojej woli wszczepił mi drugą głowę albo trzecią rękę na plecach?
- Trzecią rękę?... - powtórzył z namysłem House. - To mogłoby być nawet przydatne w niektórych pozy... sytuacjach...
- Hooouseee! - Głos onkologa ociekał oburzeniem.
- Okej, okej, tylko żartowałem! - House wyswobodził się z pasów i szybko pocałował Wilsona w szyję, tuż pod uchem, bo nie był w stanie dosięgnąć lepszego miejsca. - Tylko żartowałem...
- Wiem. Przepraszam. - Onkolog na moment ukrył twarz w dłoniach. - Trochę za bardzo się tym wszystkim denerwuję... - wymamrotał z zażenowaniem.
House nic nie odpowiedział, tylko położył mu rękę na ramieniu i lekko zacisnął palce na spiętych mięśniach przyjaciela, okazując mu tym gestem więcej wsparcia, niż mogłyby oddać jakiekolwiek słowa.
Siedzieli tak przez kilka minut, aż wreszcie Wilson przełknął ślinę, odetchnął głęboko i uśmiechnął się blado, dziękując House'owi za dodanie mu otuchy. Diagnosta wzruszył ramionami, a po chwili odwzajemnił uśmiech: Nie ma za co. Wysiedli z wynajętego na lotnisku samochodu i ruszyli w kierunku wejścia. Po kilku krokach Wilson poczuł, że House obejmuje go w pasie lewym ramieniem, jakby na wypadek, gdyby onkolog rozmyślił się w ostatniej chwili i spróbował ucieczki.
Klimatyzowany hol nie był zatłoczony, ale tu i ówdzie krzątali się pracownicy ośrodka, zaprzątnięci swoimi obowiązkami. Wilson skierował się prosto do stanowiska recepcji, gdzie młoda osóbka w stroju pielęgniarki wystukiwała coś na klawiaturze komputera.
- Dzień dobry, jestem doktor James Wilson – powiedział nieco w taki sposób, jakby było to tajne hasło jakiegoś zgromadzenia.
- Witam, doktorze Wilson – odparła kobieta, uśmiechając się promiennie.
“Żadnych dwuznacznych spojrzeń czy kpiących grymasów”, zauważył z ulgą onkolog. Najwyraźniej dla tej kobiety mężczyzna w ciąży nie był niczym niezwykłym, a przynajmniej nie uważała tego za wybryk natury czy powód do potępienia – w przeciwnym razie nie mogłaby pracować w miejscu takim jak to. Z House'em za plecami i uosobieniem życzliwości przed sobą, Wilson odprężył się odrobinę i tylko jego palce nie chciały przestać wystukiwać nerwowego rytmu na kontuarze recepcji, gdy pielęgniarka przeglądała wysoką szufladę w poszukiwaniu jego teczki. W końcu wyciągnęła z niej gruby skoroszyt, zerknęła do środka, by przejrzeć notatki, po czym podniosła wzrok i uśmiechnęła się do Wilsona jeszcze cieplej, niż poprzednio.
- Doktorowi Brownowi bardzo zależało, żeby zająć się panem osobiście, ale został wezwany na pilną konsultację do szpitala, dlatego dzisiaj zajmie się panem doktor Whitmore. Nie ma pan nic przeciwko?
- Oczy...oczywiście, że nie – wykrztusił Wilson, niespodziewanie mając wrażenie, że jego usta zrobiły się suche jak koryto rzeki na pustyni.
Kobieta sięgnęła ręką ponad biurkiem i położyła ją na podrygującej nerwowo dłoni Wilsona. House zgromił ją spojrzeniem, ale ona nie zwróciła na to najmniejszej uwagi, skupiona wyłącznie na młodszym mężczyźnie.
- Proszę się nie denerwować – odezwała się kojącym tonem. - To tylko rutynowa seria badań kontrolnych, chociaż o tym pewnie już pan wie. Doktor Whitmore opiekuje się własną grupą badawczą i cieszy się ogromną sympatią wśród pacjentów, więc będzie pan w dobrych rękach.
Wilson skinął głową, niezdolny wykrztusić ani słowa. I tak nie chciałby tłumaczyć, że bardziej obawia się o wyniki badań, niż martwi się osobą, która będzie je przeprowadzać.
- Doktor Brown chciałby się z panem spotkać jutro o trzynastej, żeby omówić wyniki i inne szczegóły – ciągnęła recepcjonistka. - Tymczasem proszę przejść do gabinetu numer siedem na końcu korytarza. Doktor Whitmore przyjdzie do pana za kilka chwil. Życzę powodzenia. - Poklepała wierzch dłoni Wilsona i (tym razem ku uldze House'a) nareszcie zabrała rękę.
Wilson odkaszlnął, żeby odzyskać głos. - Na pewno mi się przyda. Dziękuję.
Teraz to on objął House'a ramieniem i poprowadził go we wskazanym kierunku.
- Szczęśliwa siódemka, co? - mruknął wesoło diagnosta, ale Wilson westchnął ciężko, jakby zmierzał właśnie do celi śmierci.
Zatrzymali się przed drzwiami z plakietką Gabinet zabiegowy nr 7 i onkolog spojrzał na przyjaciela z mieszaniną paniki i błagania w czekoladowych oczach.
- Mógłbyś... um... zaczekać na korytarzu?...
House wzruszył ramionami. - Skoro chcesz...
Wilson ścisnął mocno jego rękę i, stanąwszy na palcach, pocałował go w usta. - Dzięki – szepnął cicho, po czym wszedł do gabinetu, zamykając za sobą drzwi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|