|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 6:19, 12 Lut 2010 Temat postu: Fic: Zrozumienie by dzio [M] |
|
|
Kategoria: friendship
Zweryfikowane przez Richie117
Cytat: | Awwwww... Ależ dawno niczego nowego nie publiknęłam Udało mi się dorwać do zepsutego kompa i porwać stamtąd kilka rzeczy, w tym również ten fik, który leżał na nim od października 2008, czekając na powrót i betę dzio. Ale skoro ona uparcie się nie pojawia i ignoruje moje wiadomości, więc wrzucam tak, jak przetłumaczyłam
W razie gdyby ktoś był ciekawy, to dzio napisała tego fika odreagowując złość na Wilsona po 4x16, więc jest trochę angstowo. Ale chyba dzio jednak nie była aż tak bardzo wściekła, bo fik wyszedł jej sweet
Chciałam również powiedzieć, że napisałam już prawie połowę erowego sequela do tego dziełka, więc może teraz znajdę motywację, żeby go dokończyć. Ale nie ekscytujcie się za bardzo – męczę już tego sequela od roku, so...
Enjoy |
Tytuł: Zrozumienie ([link widoczny dla zalogowanych])
Autor: dzio
NIE ZBETOWANE przez DZIO (wysłałam jej tekst, ale ona tuż potem gdzieś przepadła i wszelki ślad po niej zaginął )
ooooooooooooo
“Rest your head,
you worry too much.
It's going to be alright.
When times get rough
you can fall back on us.
Dont give up,
please, dont give up.”
“Don't Give Up” by Peter Gabriel
ooooooooooooo
Po wypadku Wilson był nieprzytomny przez prawie cztery dni.
Oczywiście nie wiedział o tym, nie zaraz po przebudzeniu. Właściwie upłynęło dobre dziesięć minut, zanim przypomniał sobie własne nazwisko, zdał sobie sprawę, że leży na szpitalnym łóżku i zidentyfikował osobę niewygodnie skuloną w fotelu dla odwiedzających, stojącym obok niego, jako swojego najlepszego przyjaciela, Gregory'ego House'a.
Nadal nie potrafił przypomnieć sobie, co mu się stało, więc spróbował powiedzieć coś, co obudziłoby House'a i pozwoliło mu uzyskać kilka odpowiedzi. Udało mu się wydać jedynie ledwie słyszalny szept, który pozostawił uczucie pieczenia w jego gardle. Musiał w pewnym momencie leżeć pod respiratorem, a może krzyczał, póki nie ochrypł.
Przez moment rozważał wezwanie pielęgniarki, ale wówczas przyjrzał się dokładniej House'owi i zrezygnował z tego. Starszy mężczyzna był wyraźnie wyczerpany, miał ciemne cienie pod oczami, jego twarz wyglądała jeszcze bardziej blado i szczupło niż zwykle, jego ubrania wyglądały tak, jakby w nich spał, a jego zarost niemal można było nazwać brodą. Najlepiej było po prostu pozwolić mu spać.
Nie mając lepszego sposobu na zdobycie informacji, Wilson skoncentrował się na odczuciach własnego ciała, mając nadzieję, że znalezienie swoich obrażeń, pomoże mu przypomnieć sobie, jak się ich nabawił. Zaczął od głowy (bolesny siniak na lewym policzku, dwa szwy pod lewym okiem, kilka mniejszych zadrapań) i ruszył w kierunku stóp.
Gdzieś pomiędzy potłuczoną klatką piersiową i kolejnymi niewielkimi skaleczeniami na lewym przedramieniu, doszedł do wniosku, że miał dość paskudny wypadek samochodowy. To nie było wspomnienie - wciąż nie potrafił przypomnieć sobie niczego, co stało się po tym, jak widział się ze swoim ostatnim pacjentem w poniedziałkowe popołudnie. To było zaledwie logiczne wytłumaczenie jego obrażeń.
Jakaś część niego była oszołomiona faktem, że nie był tym wszystkim zaniepokojony. Oto tkwił w łóżku na OIOM-ie, lecząc liczne skaleczenia, siniaki i świeżą chirurgiczną bliznę na brzuchu (śledziona, domyślił się), słaby jak dziecko - i absolutnie spokojny, jak gdyby te obrażenia należały do jakiegoś anonimowego pacjenta, a nie do niego. To nie było właściwe. Może to z powodu leków? W końcu widział kroplówkę z morfiną, podłączoną do jego ręki.
Niezdolny do przywołania prawdziwego niepokoju z powodu własnej sytuacji, próbował wyobrazić sobie, jak w tej chwili musi wyglądać jego samochód. Zdecydowanie miał kilka rozbitych okien - te skaleczenia niewątpliwie były rezultatem bycia zasypanym przez odłamki nierozpryskującego się szkła. Wilson zobaczył w wyobraźni swoje zaufane Volvo, rozbite na jakimś drzewie, beznadziejnie pokiereszowane...
I wtedy wspomnienia uderzyły, odbierając mu oddech.
Ulica była ciemna i zaczynało padać, ciężkie krople rozpryskiwały się hałaśliwie o szkło i metal. Fragmenty piosenki, którą słyszał w radiu w kafeterii rozbrzmiewały w jego głowie, deszcz dodawał chaotyczne staccato do miarowego rytmu perkusji. Fragmenty myśli, coś o lunchu, House'ie i plamach kawy, przemykały mu przez głowę. Widział światła przed sobą. Nagle światła zmieniły położenie, oślepiając go. Zamarł, gdy przypływ adrenaliny rozpalił jego nerwy.
Potem rozległ się trzask, a świat zawirował, bez niczego, czego można by się przytrzymać, bez niczego stałego, bez żadnego punktu odniesienia. Coś dziwnego stało się z jego poczuciem czasu, sprawiając, że ten jeden krótki moment jednocześnie przelewał się przez niego w mgnieniu oka i rozciągał się do wieczności. W końcu wszystko znieruchomiało - tak perfekcyjnie, że po tym zupełnym chaosie chwilę wcześniej, wydawało się to nierealne. Jakby nagle stał się oddychającą, żywą osobą, uwięzioną w środku fotografii.
Oddech Wilsona stał się płytki, a tętno przyspieszyło gwałtownie, powodując pisk monitorów, ale on nie słyszał niczego poza odgłosem deszczu. Ktoś mówił coś do niego, a jakaś ręka chwyciła jego dłoń, ale on czuł jedynie strużkę krwi spływającą po swojej skroni, ciężar w klatce piersiowej, kłujący ból w brzuchu... I rozdzierający ucisk na swoich nogach.
Coś było nie tak. Teraz nie czuł żadnego bólu w nogach, myślał, że z jego nogami wszystko było w porządku. Coś się stało, coś było nie tak...
- ... musisz się uspokoić! Wilson! - głos przedarł się przez jego panikę i dezorientację, zmuszając go do otworzenia oczu i gwałtownego rozejrzenia się wokół.
- Coś jest nie tak - wyszeptał.
- Nic ci nie jest, wszystko gra, tylko oddychaj, uspokój się - powiedział głos. House? Czy to House? Wilson zmusił się do chwili skupienia i zobaczył znajome niebieskie oczy, wpatrujące się w niego z niepokojem.
- Przepraszam, że... że cię obudziłem... - wymamrotał.
- Yeah, pewnie, to w tej chwili największy z naszych problemów.
Problemy. Racja. Umysł Wilsona zawirował kolejny raz.
- Coś... M-moje... nogi! House, m-moje nogi! - Wilson chwycił szpitalny koc, desperacko pragnąc zobaczyć, dowiedzieć się, co mu się stało. Rozpaczliwie mając nadzieję, że ta część nie była wspomnieniem, jedynie koszmarem, snem, halucynacją spowodowaną szokiem, utratą krwi i wstrząsem psychicznym.
Dłonie House'a złapały go i trzymały nieruchomo. - Uspokój się, idioto, zrobiłeś sobie wystarczającą krzywdę! - warknął i, siłą przyzwyczajenia, Wilson spełnił jego żądanie.
- O to chodzi. Teraz tak zostań - powiedział House, puszczając go.
- Pamiętam, że byłem uwięziony, moje nogi były... przygniecione, ja... ja muszę wiedzieć, co się stało? - spytał cicho, wpatrując się uważnie w House'a i próbując odczytać jego reakcję.
Musiał odsunąć raz jeszcze narastającą panikę, kiedy zobaczył przebłysk czystego bólu, żalu, a następnie rezygnacji w oczach House'a.
House spojrzał w bok. - Technicznie rzecz biorąc... w tej chwili to "moja noga" - powiedział niepewnie, skupiając wzrok na ścianie.
Wilson przestał oddychać.
- Przykro mi, Wilson - powiedział House, tym razem całkowicie poważny i szczery, a świat Wilsona przechylił się i powoli roztrzaskał.
Starał się myśleć, umieścić fakt, że właśnie stracił kończynę, w jakiejś perspektywie, która miałaby sens, przywróciłaby porządek, uczyniła to możliwym do zaakceptowania. Starał się i - wielokrotnie – poniósł porażkę. To było... to nie był on. W jego wersji rzeczywistości powoli zbliżał się do wieku średniego, ale wciąż był w dobrej kondycji, mógł pobiec za House'em, kuśtykającym w dół korytarza i stać u boku swojego pacjenta w czasie chemioterapii, i wyprowadzać na spacer psa, i - kiedy nie miał ochoty czekać na windę - pobiec schodami w dół, by sprawdzić, czemu Cuddy chce z nim rozmawiać, i prowadzić samochód, i grać w golfa, i...
Wzdrygnął się, zdając sobie sprawę, że płacze i szepcze do siebie, wymieniając długą - o wiele za długą - listę rzeczy, które powinien być w stanie robić, bo gdyby nie mógł, wówczas świat był obcym miejscem, w którym czułby się zagubiony. Wtedy poczuł silne ramiona przytrzymujące go w miejscu i usłyszał inny głos, kojący, lecz zdecydowany, z otuchą przeciwstawiający się każdej pozycji na liście strat Wilsona.
- Wszystko w porządku, nie panikuj. Nic ci nie będzie, dostaniesz protezę, będziesz biegał i prowadził samochód, i wyprowadzał na spacer tego głupiego psa. Wkrótce przestanie boleć, pójdziesz na fizykoterapię i nic ci nie będzie. To nic, to nic, pomogę ci, nie musisz się martwić. Zajmę się wszystkim, ty tylko wróć do zdrowia. Jestem tutaj, nic ci nie będzie...
Wilson słuchał i słuchał, myśląc, że jeśli House mówi coś takiego, to musi być prawda, a panika i dezorientacja z wolna go opuszczały. Jego oddech się ustabilizował, a on pozwolił sobie odprężyć się w objęciach House'a. Siedzieli tak przed długą chwilę, czoło Wilsona spoczywało na ramieniu House'a, głos House'a przepływał przez niego, przynosząc mu ulgę.
W końcu Wilson odsunął się i podniósł wzrok. Mina na twarzy House'a zdławiła resztę jego lęku i wreszcie sprawiła, iż Wilson poczuł, że być może uda mu się przez to przejść. Ponieważ ta mina wyraźnie mówiła, że Wilson nie będzie musiał przechodzić przez to sam. House już tam był, znał drogę powrotną i - jedynie będąc u boku Wilsona w tym momencie - składał obietnicę, że poprowadzi Wilsona z powrotem do świata, który ma sens.
House ścisnął jego ramię po raz ostatni i wstał, opierając się ciężko na lasce.
- Skąd wiedziałeś, co powiedzieć? - spytał Wilson, zanim House wyszedł, pragnąc wyjaśnić jedyną rzecz, która nie pasowała, ponieważ House zawsze był absolutnie beznadziejny w pocieszaniu ludzi.
House posłał mu smutny uśmiech. - To właśnie ja chciałem wówczas usłyszeć - odparł, a Wilson poczuł mieszaninę poczucia winy, współczucia i, przede wszystkim, wdzięczności.
Wilson nie podziękował mu, ponieważ nie było takiej potrzeby. House - będąc tym, kim był - nie mógł zrobić nic więcej i nie potrzebował podziękowania Wilsona. Potrzebował, żeby Wilson wrócił do zdrowia, i tego właśnie Wilson dokona z jego pomocą. A kiedy to się stanie, będą opowiadać żarty o kalekach, oglądać telewizję w mieszkaniu House'a, z dwiema zdrowymi nogami - które w sumie teraz mieli - opartymi na stoliku do kawy, śmiać się ze sposobu, w jaki ich utykania pasują do siebie i ścigać się do samochodu, a przegrany będzie płacił za ich następny lunch.
Uśmiechnęli się do siebie, wiedząc doskonale, co chodzi drugiemu po głowie, a kiedy House odwrócił się i wyszedł, Wilson poczuł, że być może, tak czy inaczej, wszystko będzie dobrze.
ooooooooooooo
fin.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pią 6:23, 12 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Muniashek
Endokrynolog
Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a stąd <- Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 7:35, 12 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
W jakiś nieopisany sposób w moich oczach znalazły się łzy, ale jednocześnie z uśmiechem
A zatem. Dzio gratuluję i podziwiam za tak wspaniałego fika, wyszedł faktycznie sweet. Natomiast Richie, cudownie go przetłumaczyłaś
House tu jest taki prawdziwy, chodzi o zachowanie i charakter w stosunku do serialu - taki podobny i realny...
Well, co tu dużo będę pisać. *Muniashek usilnie odpycha i nie daje dojść do głosu chęci cytowania*
Nie jest aż taki angstowy, jest naprawdę piękny Końcówka jest cudowna.
Aż nie umiem się logicznie wypowiedzieć -.- Jedyne co, to zastanawiam się, czemu właściwie zaśmiecam swoimi marnymi tekstami horum, skoro są tu też takie perełki
Piękny.
Weny na następne takie miniaturki dla dzio, a dla Richie na kolejne tak śliczne tłumaczenia
Muniashek
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
joasui
Dentysta- Sadysta
Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 20 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Okolice 3miasta Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 10:16, 12 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Jeden z przykładów, dla których strasznie żałuję, że dzio zniknęła. Wyrobiła swoją własną fikową markę - jak weszło się do fików jej autorstwa, było wiadomo, że to kawał dobrej roboty.
Dla Richie oczywiście też gratulacje, za udany przekaz emocji z oryginału. Też miałam na twarzy uśmiech przez łzy. I to po części Twoja, Richie, zasługa . Dzięki
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Agusss
Członek Anbu
Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: bierze się głupota?
|
Wysłany: Pią 14:04, 12 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
O mamo!
Kolejny fic dzio czytam i jestem oniemiała! Nie potrafię po prostu wypowiedzieć słów mego zachwytu. Czytając naprawdę to wszystko staje się realne. Coś niesamowitego!
I genialne tłumaczenie Richie xD Jak dobrze, że jakoś dałaś radę dostać sie do tamtego komputera
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 1:17, 16 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Munio, dziękuję za uznanie dzio pewnie tu nie zajrzy, więc w jej imieniu również
o tak, dzio z pewnością potrafiła ująć w słowa House'owość House'a *wzdech* szkoda, że sobie poszła i nie wróciła - miło było być narzędziem w rękach Mistrza
...
Munio, nie krępuj się i zaśmiecaj - może dzięki temu uda nam się chociaż prześcignąć dział Huddy w ilości fików
...
hmm... w kolejce fików do tłumaczenia nie mam nic aż tak ślicznego, ale jeden hurt!Wilson aż się wyrywa, żebym się za niego zabrała
***
cała przyjemność po mojej stronie, joasui I razem z Tobą opłakuję zniknięcie dzio - również z powodu płynących dla mnie z jej obecności profitów Mam na oku jeszcze jednego f-shipowego hurt/comfort'a, ale kolejka oczekujący fików jest długa... *nie wie, w co ręce włożyć* Szkoda, że nie mogę zająć się kilkoma tłumaczeniami jednocześnie - brakuje mi do tego dodatkowej głowy i jeszcze jednej pary rąk
***
Agusss
Ech, powinnam była wrzucić to wcześniej... ale miałam sporo wątpliwości w tłumaczeniu i liczyłam, że dzio mi je rozwieje... No cóż
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|