|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
advantage
Otorynolaryngolog
Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 22:03, 07 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
oooo, czy mi się wydaje, czy House zaczyna się Roystonowi stawiać? no w końcu
Spali ze sobą, a teraz Wilson ma żonę? Dziwna sprawa...
Cytat: | - Chcesz powiedzieć, że się we mnie zakochałeś? Po dwóch dniach znajomości? | yeah, od pierwszego wejrzenia
Cytat: | Wilson usiłował uporządkować swoje uczucia do House'a - takimi, jakimi były wtedy oraz jakimi były obecnie. Jedne i drugie zmieniały położenie, wspomnienia zamazywały się, stając się mniej wyraźne. | przyznałby się, że go kocha i wszystkim byłoby lepiej!
Cytat: | - O co biega, szefie? Nie masz na mnie dzisiaj ochoty? | słodko bezczelne
Cytat: | - Albert? - powiedział, wykrzywiając usta w kpiącym uśmieszku. - To twoje imię? Albert?? | no bez jaj, Albert jest faktycznie śmiesznym imieniem
Cytat: | w ostatniej sekundzie przesunął się w lewo i zatopił zęby w szyi House'a | wampir czy co? ale facet jest powalony. Gryzienie nie jest ani miłe, ani seksowne, ani w ogóle nie wiem jak to nazwać. Śmieszne, że kogoś naprawdę może to kręcić.
Cytat: | Znowu czekało go kilka tygodni chodzenia w golfie. Co za sukinsyn! | tylko nie w golfie!
i ta kolacja z teatrem czy jak to się tam zwało, to chyba całkiem fajna sprawa;p aż się pokręce bliżej wokół tego tematu.
weny i też życze powodzenia w szukaniu pracy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 3:25, 08 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
advantage napisał: | oooo, czy mi się wydaje, czy House zaczyna się Roystonowi stawiać? no w końcu | taaa, tylko czy to mu się aby opłaca?...
advantage napisał: | Spali ze sobą, a teraz Wilson ma żonę? Dziwna sprawa... | nawet 3 żony Wilson miał po tamtym one night stand Może Wilson po prostu na za słabą kondycję na House'a?
advantage napisał: | no bez jaj, Albert jest faktycznie śmiesznym imieniem | szczególnie dla takiego gnoja jak Royston
advantage napisał: | wampir czy co? | fan Hannibala Lectera
advantage napisał: | Gryzienie nie jest ani miłe, ani seksowne, ani w ogóle nie wiem jak to nazwać. Śmieszne, że kogoś naprawdę może to kręcić. | żeby tak gryźć kogoś do krwi to chore, ale takie drobne podgryzanie... Nawet mi się czasem zdarza dziabnąć mojego psa w przypływie czułości
advantage napisał: | tylko nie w golfie! | lepiej w jedwabnej apaszce?
advantage napisał: | i ta kolacja z teatrem czy jak to się tam zwało, to chyba całkiem fajna sprawa;p | jak się przedstawienie nie podoba, to można w kogoś rzucić kluską
thx or not thx (czyżbyście chciały, żebym znalazła pracę, żeby się mnie pozbyć? )
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anai
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 10:53, 09 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | już ja bym mu znalazła jakieś zajęcie |
Jakie na przykład? Stanie na półce w roli wazonu na kwiaty?
Richie117 napisał: | Ja znam psy, które jedzą wszystko (jeden ma wprost obsesję na punkcie surowych ziemniaków ) Mój Rexu za młodu chrupał surową marchewkę i jabłka, a teraz nie pogardzi prawie niczym, o ile jest ugotowane - nawet smażoną cukinię mi zeżarł A, no i w lesie lubi jagody, co bardzo utrudnia napełnienie słoika |
Pierwsze słyszę, cusz, człowiek uczy się całe życie
Richie117 napisał: | może tą notatkę zapisała mu żona? Chociaż to i tak by było głupie |
Racja xd A jeśli on to pisał, to martwię się trochę o jego zdrowie psychiczne.
Richie117 napisał: | a może House jest? W którymś fiku natura obdarzyła House'a dwoma kompletami działających... "organów" |
Yy, chyba w tej kwestii pozostanę tradycjonalistką - House ma być facetem i już, każda inna opcja odpada
Richie117 napisał: | um... na przykład jak? |
Alfons? Chociaż napewno pasowałoby bardziej niż Albert.
Richie117 napisał: | albo byczego penisa - podobno psy to uwielbiają |
Wątpię, czy psom robi różnicę, czy to penis czy powiedzmy noga, ale... kto tam wie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
advantage
Otorynolaryngolog
Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 14:37, 09 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | taaa, tylko czy to mu się aby opłaca?... | nie... ale już lepsze to niż bierne wykonywanie rozkazów ;p
Richie117 napisał: | Może Wilson po prostu na za słabą kondycję na House'a? | albo jest zbyt delikatny i nie gryzie do krwi
Richie117 napisał: | szczególnie dla takiego gnoja jak Royston | no dokładnie! i jeszcze jak wygląda... blondyn
Richie117 napisał: | żeby tak gryźć kogoś do krwi to chore, ale takie drobne podgryzanie... Nawet mi się czasem zdarza dziabnąć mojego psa w przypływie czułości | no taaak, drobne podryzanie jest hot psa? a to dopiero wyznanie miłości. Mam nadzieje, że Cię nie gryzie w zamian
Richie117 napisał: | lepiej w jedwabnej apaszce? <img src="http://i111.photobucket.com/albums/n152/saphira182/Obraz1.gif"> | różowej
Richie117 napisał: | jak się przedstawienie nie podoba, to można w kogoś rzucić kluską | w ekstremalnych przypadkach nożem i widelcem xd
Richie117 napisał: | (czyżbyście chciały, żebym znalazła pracę, żeby się mnie pozbyć? ) | niieeeeeee!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 1:27, 10 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Anai napisał: | Stanie na półce w roli wazonu na kwiaty? | "stanie" - tak. W roli wazonu - niekoniecznie (chociaż przydałby mi się podłużny wazonik na bambusa )
Anai napisał: | A jeśli on to pisał, to martwię się trochę o jego zdrowie psychiczne. | poor Wilson zresztą... chyba wolę, żeby myślał o sobie w 3. osobie, niż żeby gadał z duchem Amber
Anai napisał: | Yy, chyba w tej kwestii pozostanę tradycjonalistką - House ma być facetem i już, każda inna opcja odpada | me, too trochę dziwnie było czytać, jak chłopaki się zastanawiają, którą 'dziurkę' wybrać
Anai napisał: | Alfons? Chociaż napewno pasowałoby bardziej niż Albert. | to by była ironia losu - albo dowód na to, że imię determinuje osobowość
Anai napisał: | Wątpię, czy psom robi różnicę, czy to penis czy powiedzmy noga, ale... kto tam wie | robi, robi - tak jak ludzie widzą różnicę między kaszanką a kotletem schabowym (a może powinnam powiedzieć - między kawiorem a filetem z łososia? )
***
advantage napisał: | ale już lepsze to niż bierne wykonywanie rozkazów ;p | good thing, że z biernym wykonywanien rozkazów już raczej koniec
advantage napisał: | albo jest zbyt delikatny i nie gryzie do krwi | co racja to racja - w jednym wampirowatym fiku Wilson nawet dostał od House'a dyplom "Najgorszy wampir na świecie" (a streszczenie fika brzmiało mniej więcej: 'Wilson is a vampire but he's not very good at it' )
advantage napisał: | jeszcze jak wygląda... blondyn | łysiejący blondyn, ewwww
advantage napisał: | psa? a to dopiero wyznanie miłości. Mam nadzieje, że Cię nie gryzie w zamian | właściwie... to on kiedyś mnie gryzł i to całkiem nie jako wyraz miłości (taka zabawa w gryznienie ), ale odkąd dorósł i uznał mój autorytet, to już tego nie robi A tak fajnie było mieć ręce w kolorach tęczy
advantage napisał: | w ekstremalnych przypadkach nożem i widelcem xd | gdyby LE pojawiła się na scenie...
advantage napisał: | niieeeeeee! | no dopsz, udam, że wierzę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 5:40, 10 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
<center>ROZDZIAŁ PIĄTY
(część trzecia)</center>
7. lutego i...
Dyżury i lunche z Wilsonem mijały jeden za drugim, a ich przyjaźń niemal wróciła na dawne tory. Patrząc wstecz na swoje załamanie, na przybycie pod drzwi przyjaciela i błaganie o odrobinę typowego dla Wilsona, szczególnie delikatnego seksu, a także na swój - eufemistycznie mówiąc - odwyk, House zaczął się zastanawiać, jakim cudem zdołał do tego stopnia stracić nad sobą kontrolę. Teraz wszystko wydawało się być w porządku. Czuł się dobrze i panował nad sytuacją, jeśli nie liczyć jego seksualnej aktywności, którą trzymał niemal wyłącznie dla siebie i z dala od oczu wszystkich, których znał. Doszedł do tego, że polubił regularny seks, choć nie zawsze mógł powiedzieć to samo o perwersyjnych praktykach Roystona.
Dopóki zdoła zachowywać emocjonalną i psychiczną równowagę, miał zamiar brać swoje pigułki (obecnie wliczając w to zakazany Vicodin), z przyjemnością pić piwo i potajemnie uczestniczyć w szczególnie niedelikatnych metodach Roystona, służących uzyskaniu fizycznego zadowolenia. Była to niewielka cena za zagwarantowanie bezpieczeństwa Wilsonowi. Od czasu lekkomyślnej wizyty w mieszkaniu Roystona jedyną sprawą, która zakłócała jego myślenie w ciągu minionego tygodnia, było to, jak długo jeszcze Royston będzie usatysfakcjonowany jego osobą. Spaczony apetyt tego sukinsyna na podstarzałego kalekę musiał pewnego dnia osłabnąć, więc co będzie potem?
Gdyby tylko Roystonowi przytrafił się okropny wypadek, w którym by zginął. To oznaczałoby koniec seksu, lecz również zakończyłoby napięcie, w jakim obecnie żył. Kolejny uczciwy układ.
- House?
Może Royston wypadnie przez balkon albo zostanie zjedzony przez stado zdziczałych psów. Potrzebowałby wtedy nowego sposobu na wypełnienie wolnych wieczorów, ale nie musiałby znosić pozbawionych życia pokoi hotelowych oraz niekończącego się monologu Roystona, który nigdy nie odbiegał od ulubionego tematu dziekana - jego samego. To również byłaby jakaś korzyść.
- House!
House podniósł wzrok znad długopisu, który obracał między dwoma palcami. Chase zadawał mu jakieś pytanie. Cholera! Pozwolił sobie na bujanie w obłokach.
- Czego?
- Co o tym sądzisz? - zapytał Chase, wpatrując się w niego. Cały zespół się w niego wpatrywał. Racja. Przypadek. On i jego podwładni omawiali sprawę starszego mężczyzny. Pięćdziesięciopięciolatek z dziwnymi objawami, które polegały na tym, że jego kończyny na przemian robiły się zimne, potem gorące, potem zimne i znów gorące, a towarzyszyły temu skargi na nieustanny ból lub odrętwienie w dłoniach i stopach. To było dziwaczne. Nie można odczuwać bólu oraz odrętwienia. Musiało chodzić o guz mózgu, zaburzający pracę podwzgórza, ale tomografia niczego nie wykazała. Następnym badaniem w kolejce był rezonans.
- Zabierzcie go na rezonans.
Żadne z nich się nie poruszyło.
- Już wysłałeś Trzynastkę, żeby się tym zajęła - przypomniał mu spokojnie Taub.
- Och. - Podwójna cholera. - Racja. To dobrze. - House wlepił wzrok w Chase'a, jakby nie umknęło mu ani jedno słowo z wywodu młodszego lekarza. - I?
Chase rozłożył ręce. - I czy chcesz, żebyśmy przeprowadzili jeszcze jakieś badania? Moglibyśmy wykonać endoskopię tętnicy udowej, żeby sprawdzić, czy przyczyną nie są ściany tętnic. Być może pacjent cierpi na miażdżycę, a blaszki odrywające się od zatorów są wystarczająco małe, żeby krew mogła je spłukać do jego kończyn, gdzie blokują naczynia krwionośne. Co o tym sądzisz?
House zmarszczył brwi. Nie mógł przypomnieć sobie niczego, co Chase lub pozostali powiedzieli w ciągu ostatnich pięciu minut.
- Sądzę, że warto spróbować - odparł, niezdolny ukryć irytacji w swoim głosie.
Taub przewrócił oczami. Po prostu kolejny dzień. Chase zabrał z biurka kartę pacjenta.
- Wszystko w porządku? - Popatrzył na House'a. - Przez cały dzień masz taką minę, jakbyś był wkurzony.
House podniósł się z krzesła. - Cóż, znasz to powiedzenie. Potrzeba czterdziestu dwóch mięśni, żeby zmarszczyć czoło, ale tylko jednej ręki, żeby dać Wilsonowi po gębie.
Chase pojął w lot, że House nie chce ciągnąć tego tematu i w ślad za Taubem wyszedł z pokoju, żeby zająć się badaniami.
House pokuśtykał do własnego gabinetu i powoli usadowił się na krześle. Tego dnia czuł się niezwykle zmęczony, a jego bark był obolały. Zbyt wiele godzin opierania się na lasce i brak fizykoterapii. Tego dnia zwyczajnie gówno go to obchodziło. Poza tym w szpitalu było gorąco, a on nie mógł sobie pozwolić na zdjęcie golfa. Minął zaledwie tydzień i ugryzienie - chociaż lekko zaognione - goiło się. Trochę wolniej niż zazwyczaj, ale w końcu tym razem Royston ugryzł go głębiej niż zwykle. W tej chwili House miał pół tuzina stomatologicznych trofeów w różnych miejscach, a większość z nich była dobrze ukryta pod ubraniami.
House westchnął. Odmówił pójścia na lunch z Wilsonem, twierdząc, że jest zmęczony i że boli go noga, co Wilson przyjął do wiadomości, ponieważ House nie wyglądał zbyt dobrze tego dnia. Po okazaniu tradycyjnego Wilsonowego zatroskania, jego przyjaciel niechętnie odszedł, by zjeść lunch w pojedynkę.
Jak to się działo, że żoneczka nigdy nie umawiała się z mężem na lunch? Leanne była kapryśną idiotką, ale Wilson wydawał się być do niej przywiązany i oboje wyglądali na stosunkowo szczęśliwych. Chociaż, jak House sam doskonale wiedział, wygląd może być mylący.
House przeniósł się na swój wygodny fotel i odchylił głowę na oparcie, zamykając oczy. Należała mu się dwudziestominutowa drzemka, żeby nabrać sił.
- House?
House pływał. Było to coś, czego nie robił od wielu lat. Cudownie było unosić się swobodnie w podgrzewanej wodzie. Nagle jego skóra zaczęła piec od gorąca. Ktoś ustawił kontrolkę temperatury na "wrzątek", a jego skóra zaczynała się gotować i oddzielać od tkanki podskórnej.
- House!
House otworzył oczy; jego sen o byciu gotowanym żywcem tracił swoją wyrazistość. W kilka sekund rozproszył się jak suche ziarenka na łagodnych powiewach snu. W następnej sekundzie już go nie było.
- Ma gorączkę - powiedział ktoś apatycznym głosem. Taub. Dobry lekarz. Inteligentny. Wie wystarczająco dużo, by przyznać, kiedy się myli. Nie mam gorączki, a więc się mylisz. Przyznaj to.
Taub milczał, a po chwili czyjaś dłoń spoczęła na jego czole.
Nie spał, był tego całkiem pewien. Jednak z jakiegoś powodu nie był na tyle przytomny, by otworzyć oczy, sprawdzić czyja to dłoń i odepchnąć ją.
- Jest rozpalony. - To był głos Trzynastki. Zatem dłoń też musiała należeć do niej.
House usiłował powiedzieć jej, żeby dała mu spokój, ale jego język zapomniał, jak formułować angielskie słowa, więc usłyszał tylko, jak bełkocze z bezradną frustracją.
- Połóżcie go na noszach.
House poczuł, jak jego umysł zalewa się bielą, a jego kończyny zaczynają rzucać się, kierowane własną wolą. Przypominało to bieg w miejscu, lecz z rękami i nogami przywiązanymi do kończyn kogoś innego, a on nie mógł panować nad tym, w którą stronę się poruszały, ani co robiły.
W tej chwili leciał i biegł, i wszystko działo się zbyt szybko. Zbyt wiele błysków światła - zbyt jasno! Światło sprawiało ból.
- Ma drgawki. Cholera! - To był głos Wilsona. - Od jak dawna jest w takim stanie?
- Nie wiem - odpowiedziała Trzynastka.
- Czy któreś z was próbowało do niego mówić? - Znów Wilson. Ogarnięty paniką. Jego przyjaciel bał się o niego. To było dosyć przyjemne.
- Znaleźliśmy go w takim stanie. Nie odzywał się - wyjaśnił głos Tauba.
- Nie było nas może przez godzinę - dodała Trzynastka.
Kolejna dłoń dotknęła jego czoła. Szczupłe, posmarowane kremem nawilżającym palce Wilsona.
- To nie jest detoks - powiedział.
W głosie Wilsona słychać było niepokój i House'owi zrobiło się przykro z tego powodu, ale był za bardzo zmęczony, żeby powiedzieć cokolwiek. Był zbyt wykończony, by wyjaśnić, że to nic i że jeśli pozwolą mu z powrotem zasnąć, to wszystko będzie w porządku.
- W takim razie co? - zapytała Trzynastka.
Teraz w głosie Wilsona zabrzmiało przerażenie. - Nie wiem.
House pozwolił głosom ucichnąć i dał się im ponieść, gdziekolwiek zachciały.
---
---
Obudził się, słysząc głosy napływające do jego uszu oraz czując ręce dotykające jego ciała. Nie czuł żadnego bólu. Wścibskie dłonie podwinęły rękawy jego swetra i dźgały go czymś w zagłębienie łokcia. Inne dłonie świeciły mu jasnym światłem do obu oczu, więc spróbował je odepchnąć.
Wilson odsunął kołnierz swetra House'a, sprawdzając tętno przyjaciela, podczas gdy Chase podłączał urządzenie, monitorujące pracę serca. Wilson gwałtownie zaczerpnął powietrza, sprawiając, że Chase się obejrzał.
- Jasna... - powiedział.
- Mój boże - wyszeptał Wilson. - Co to jest, do cholery?
- Jezu. Czy to... czy to ślad po ugryzieniu przez człowieka? - zapytał Chase.
Wilson delikatnie oderwał wilgotny kwadrat z gazy, którym House musiał wcześniej opatrzyć ranę.
- Goi się już od jakiegoś czasu, ale z całą pewnością doszło do zakażenia - odparł Wilson. - Powinniśmy zacząć podawać mu [link widoczny dla zalogowanych] i tylmikozynę. Być może chodzi o zarażenie [link widoczny dla zalogowanych].
- Przyniosę leki, ale czy jesteś pewien? - spytał Chase. Ludzkie usta to inkubatory dla gronkowców.
- Nie, ale musimy natychmiast zacząć leczenie. - Zaniepokojenie. Zakłopotanie. To, co House często słyszał w głosie Wilsona tuż przez tym, zanim onkolog wściekał się na niego i nie chciał odpuścić. - Infekcja zajęła staw barkowy, a następnym przystankiem jest układ limfatyczny. Nie mamy czasu na robienie [link widoczny dla zalogowanych].
House zastanawiał się, o kim oni rozmawiają. Krew jego pacjenta powinna być badana właśnie w tym momencie. Dlaczego Wilson wydawał polecenia jego podwładnym?
- Nie mogę w to uwierzyć - mruknął Chase.
- Chase... - głos Wilsona był ściszony, jakby wymieniali się sekretami, którymi nie chcieli dzielić się z House'em - ...nie widziałeś tego, okej? Póki co?
- Prędzej czy później będziesz musiał zgłosić to Roystonowi - zauważył ostrożnie Chase.
- Zrobię to - zapewnił Wilson. - Gdy tylko wpadnę na jakiś pomysł, co właściwie powinienem zgłosić.
- W porządku, dopóki nie będziemy niczego przed sobą ukrywać. A na razie... - zamazana, biała postać Chase'a skinęła głową, ruszając do drzwi - ...co takiego miałbym widzieć?
Kiedy oczom House'a nareszcie udało się skoncentrować, jedynie Wilson spoglądał na niego z góry, jego spiczasty nos był oddalony zaledwie o pół metra od jego twarzy.
- Jesteś gotów powiedzieć mi, co się dzieje? Chociaż część z tego sam potrafię odgadnąć...
Jego wargi były popękane i suche, więc gestem dłoni poprosił o wodę, którą Wilson mu podał. Maleńki papierowy kubek chłodnawej ulgi.
- Nic się nie dzieje - odpowiedział zachrypniętym głosem.
Wilson westchnął przeciągle, tylko sekundy dzieliły go od rezygnacji z okazywania cierpliwości.
- Widziałem ślad po ugryzieniu. Jest świeży. Infekcja z rany przeniosła się do twojego stawu barkowego i prawdopodobnie do twojej krwi. Jak mogłeś ukrywać coś takiego przede mną? - Wilsona ogarnęła złość, a potem osłupienie. - Z kim się, na boga, spotykasz i od kiedy pociąga cię masochizm?
House ponownie zamknął oczy. - Nie zrozumiałbyś.
- Spróbuj.
- To nie twój interes.
- Kiedy tracisz przytomność w czasie pracy, a ja znajduję głęboką ranę po ugryzieniu przez człowieka na twojej szyi, to jest mój interes. Jestem jedyną osobą, poza tobą samym, którą powinno to interesować. Podobno jesteśmy przyjaciółmi.
House był zmęczony. Wszystko powinno zostawić go w spokoju. Zmęczony.
- Jesteśmy - odpowiedział słabo.
- Kto robi ci krzywdę? Wiem o tobie wiele rzeczy, House, i wiem, że nie kręcą cię takie zabawy. Nigdy nie byłeś... - Wilson urwał. Pamiętał House'a (z ich jedynej wspólnie spędzonej nocy) jako namiętnego, rozważnego kochanka. Energicznego, odrobinę perwersyjnego, ale nigdy, przenigdy brutalnego. - Jesteś delikatny, jeśli chodzi o te sprawy. To w ogóle nie jest w twoim stylu.
- Poznaj moje nowe wcielenie.
- Nie wyjdziesz stąd, dopóki nie otrzymam kilku odpowiedzi. - Wilson rzucił na łóżko złożoną, papierową koszulę. - Przebierz się w to. House, jeżeli nie będziesz współpracował i nie powiesz mi w tej chwili, skąd i dlaczego wzięło się to ugryzienie, zadzwonię na policję i oni to wyjaśnią.
- Nie mogą mnie aresztować za dobrowolne erotyczne zabawy.
- Ale mogą wszcząć dochodzenie, jeśli im powiem, że się obawiam, iż zostałeś do tego zmuszony.
House miał ochotę zadzwonić do Roystona i pozwolić mu uporać się z Wilsonem, ale nie miał pojęcia, jak Royston mógłby to rozegrać, a House nie chciał, żeby Wilson mieszał się w to jeszcze bardziej, niż już był w to mimowolnie zamieszany.
- Spotykam się z kimś, okej? Czasami nas ponosi. Nie wyglądało na to, że wdało się zakażenie. Nie czułem, żeby doszło do zakażenia.
- To dlatego, że infekcja przeniosła się wprost do twojego krwiobiegu. Miała mnóstwo miejsc, żeby się rozprzestrzenić, poza samą raną. - Wilson spróbował spojrzeć House'owi w oczy i musiał wziąć w dłoń jego podbródek, by go do tego skłonić. - Ktoś... robi ci krzywdę. Od miesięcy nie jesteś sobą. Po prostu nigdy nie udało mi się dokładnie uchwycić tego, co się zmieniło. Skrytość, unikanie mnie... samo to powinno naprowadzić mnie, że nie chodzi o nic zdrowego. - Ponownie wskazał na koszulę. - Przebierz się, proszę.
- To, co robię z własnym ciałem, to moja sprawa. I przebiorę się, kiedy wyjdziesz.
Wilson pokręcił głową. - Twoja sprawa? Nie, już nie. To... - Wilson wskazał ręką na częściowo zagojoną, lecz mocno zainfekowaną ranę po ugryzieniu - ...to sprawia, że to moja sprawa.
- Wyjdź stąd, Wilson. Jestem zmęczony. Chcę spać.
- Nie. Nigdzie się nie wybieram. - Wilson z uwagą przyglądał się twarzy przyjaciela. House wyglądał na pokonanego i wycieńczonego. - Czy to przeze mnie? Próbujesz mnie ukarać za to, że ożeniłem się z Leanne? - Kiedy House odwrócił głowę do ściany, Wilson po prostu mówił dalej: - Posłuchaj... w tamtym tygodniu, kiedy jej nie było, a ty przyszedłeś... Byłeś pijany i zacząłeś się do mnie zalecać. Czy ta nowa znajomość to wynik tego, że dałem ci kosza? Zacząłeś zadawać się z pierwszym lepszym maniakiem seksualnym, na jakiego trafiłeś?
To bolało. Cała ta sytuacja. To, że Wilson go wygonił, że tylko centymetry dzieliły Wilsona od dowiedzenia się o tym całym ohydnym, znienawidzonym romansie, że jego przyjacielowi było mu go żal oraz to, że Wilson doszedł do wniosku, iż kaleka nie ma lepszych perspektyw, niż pozwalać się maltretować komuś, kto po raz pierwszy od lat zaoferował mu stałą fizyczną bliskość.
- Miło wiedzieć, że twoim zdaniem tylko tyle jestem wart.
- Nie to miałem na myśli i doskonale o tym wiesz. Chociaż jestem cholernie pewien, że dokładnie tak przedstawia się twoje zdanie o sobie.
To tyle, jeśli chodziło o zmianę tematu. House ponownie odwrócił głowę, tym razem ku swojemu przyjacielowi.
- Chcesz wiedzieć, czy robię to dlatego, że cię pragnę i nie mogę cię mieć? Chcesz wiedzieć, czy próbuję zagłuszyć własne cierpienie?
Wilson posłał mu swoje najlepsze współczujące spojrzenie. Spojrzał na niego tymi przeklętymi słodkimi, łagodnymi, życzliwymi, brązowymi, załzawionymi oczami, które stopiły jego mury obronne i zmusiły jego usta, by bez opamiętania zaczęły wyrzucać z siebie prawdę:
- Oczywiście, że cię pragnę, kretynie. Kocham cię i wiem, że o tym wiesz, więc przestać zgrywać nieświadomy niczego obiekt miłości. Po prostu martwisz się tym, co romansowanie z żałosnym kaleką zrobiłoby z wizerunkiem, jakim cieszysz się w szpitalu. Masz obsesję na punkcie bycia popularnym i lubianym.
Wilson jeszcze raz wskazał na szpitalną koszulę, usiłując nie dopuścić, by słowa oddania albo zniewagi House'a zmąciły jego rozsądek czy też lekarski osąd. Dotarcie do sedna całej sprawy było znacznie ważniejsze niż jego uczucia. Jego cierpliwość była na wyczerpaniu.
- Przebierz się w tę cholerną koszulę albo ci w tym pomogę.
- I kto się teraz nade mną znęca?
Wilson zacisnął szczęki. - Więc idź się przebrać do łazienki. A nawiasem mówiąc, gdybym miał się czymkolwiek przejmować, martwiłbym się, co pomyślałaby o mnie moja żona, gdybym zaczął się spotykać z żałosnym kaleką. I na wypadek, gdyby przyszło ci do głowy, że wszystko wiesz - Leanne mnie zostawiła. - Wyprostował się. Teraz patrzył na House'a oczami pełnymi gniewu. - W ubiegłym tygodniu. Czuła się "ograniczona", jak stwierdziła, będąc ze mną. Chce "rozwinąć skrzydła" czy tym podobne bzdury w stylu [link widoczny dla zalogowanych]. Ostatnio byłeś tak zaprzątnięty swoim własnym światem, że ci to umknęło.
Używając stojaka od kroplówki zamiast kuli, House pokuśtykał do łazienki i zatrzasnął drzwi. Po kilku chwilach wyszedł, mając na sobie papierową koszulę i nic poza tym. Wspiął się z powrotem na łóżko, a Wilson westchnął, odwiesił worek kroplówki na haczyk i dla pewności sprawdził, czy wenflon w łokciu House'a się nie obluzował.
- Mam tego dosyć. Kiedy będziesz gotów porozmawiać... - Wilson wyjął strzykawkę i zanim House mógł zaprotestować, wstrzyknął dawkę [link widoczny dla zalogowanych] do jego kroplówki. - ...poproś pielęgniarkę, żeby mnie wezwała.
House próbował przezwyciężyć działanie środka uspokajającego, jednak w mniej niż minutę później głośny, naprzykrzający się świat rozpłynął się wokół niego.
---
---
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Narcyza
Student Medycyny
Dołączył: 03 Lut 2010
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza rogu Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 9:46, 10 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
No nie... Jak to się ciągnie! xD To jest niemal tak frustrujące, jak "Seria niefortunnych zdarzeń" xD
No, ale Leanne poszła w ... siną dal, więc jestem usatysfakcjonowana Jeszcze tylko czekam na to, aż House się opamięta i pokona R.
Weny!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anai
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 20:05, 10 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | zresztą... chyba wolę, żeby myślał o sobie w 3. osobie, niż żeby gadał z duchem Amber |
A ja nie Kiedy "rozmawiał" z Amber był świadomy, że ona tak naprawdę nie żyje, a myślenie o sobie w 3 osobie wskazuje na coś poważniejszego
Richie117 napisał: | trochę dziwnie było czytać, jak chłopaki się zastanawiają, którą 'dziurkę' wybrać |
Trochę to egoistyczne z naszej strony, co nie? I mean, jedna dodatkowa "dziurka" to tyle nowych możliwości, a my tak marudzimy
Richie117 napisał: | robi, robi - tak jak ludzie widzą różnicę między kaszanką a kotletem schabowym (a może powinnam powiedzieć - między kawiorem a filetem z łososia? ) |
Nie, kaszanka i schabowy bardziej do mnie przemawia, tym bardziej, że nigdy nie jadłam kawioru Że niby "ogonek" jest... smaczniejszy?
Cytat: | Może Royston wypadnie przez balkon |
Byle nie do basenu
Cytat: | - Cóż, znasz to powiedzenie. Potrzeba czterdziestu dwóch mięśni, żeby zmarszczyć czoło, ale tylko jednej ręki, żeby dać Wilsonowi po gębie. |
Z tego wynika, że bardziej opłaca się dać Wilsonowi w buźkę Choociaż... to zależy, ile mięśni trzeba do tego użyć
Cytat: | Szczupłe, posmarowane kremem nawilżającym palce Wilsona. |
Wilson na wszystko znajdzie czas - na pielęgnację dłoni też
Wszystko zmierza (w frustrująco powolnym tempie) ku lepszemu - Leanne znika z horyzontu, a Wilsonowi otwierają się oczy. Nie mogę się już doczekać, kiedy dowie się wszystkiego
Weny
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 23:51, 10 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Narcy napisał: | To jest niemal tak frustrujące, jak "Seria niefortunnych zdarzeń" xD | nie wiem czemu, ale "Seria niefortunnych zdarzeń" pasowałaby mi za podtytuł 7. sezonu I uczucie frustracji również
Narcy napisał: | Jeszcze tylko czekam na to, aż House się opamięta i pokona R. | do pokonania Roystona potrzeba czegoś więcej, niż samego opamiętania. Ale od czego House ma wspierających przyjaciół...
Dzięki
***
Anai napisał: | Kiedy "rozmawiał" z Amber był świadomy, że ona tak naprawdę nie żyje, a myślenie o sobie w 3 osobie wskazuje na coś poważniejszego | gadanie do zmarłych ponad rok po śmierci to symptom depresji, myślenie o sobie w 3. osobie to oznaka możliwych zaburzeń osobowości... tak czy siak crap
Anai napisał: | Trochę to egoistyczne z naszej strony, co nie? I mean, jedna dodatkowa "dziurka" to tyle nowych możliwości, a my tak marudzimy | na przykład nowa możliwość wydawania na świat Wilsonowego potomstwa heh, ciężka sprawa z tym egoizmem, bo nawet chłopaki nie byli do końca przekonani, czy im to pasuje...
Anai napisał: | Że niby "ogonek" jest... smaczniejszy? | nie wiem, nie próbowałam Ale psy ponoć lubią 'ogonki' (i parę innych zwierzęcych elementów) ze względu na - co tu dużo mówić - intensywny smród, po którym trzeba wietrzyć całe mieszkanie Ech, te psie gusty...
Anai napisał: | Byle nie do basenu | chyba że byłby pusty lub wypełniony smołą/płynnym betonem/zawartością szambiarki
Anai napisał: | Z tego wynika, że bardziej opłaca się dać Wilsonowi w buźkę | dziwne, że House nie powiedział nic o 'dawaniu Wilsonowi DO buźki'
Anai napisał: | Wilson na wszystko znajdzie czas - na pielęgnację dłoni też | a może pielęgnacja dłoni to był tylko efekt uboczny czegoś innego? I mean... U know, what I mean, right?
Anai napisał: | Nie mogę się już doczekać, kiedy dowie się wszystkiego | um... na to, aż dowie się wszystkiego, trzeba będzie poczekać do po świetach (chyba), bo muszę-muszę się poważnie zabrać za tego wielkanocnego fika i za Gimme...
Dzięęki
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
advantage
Otorynolaryngolog
Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 19:25, 11 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | good thing, że z biernym wykonywanien rozkazów już raczej koniec | Wilson wkracza na scenę
Richie117 napisał: | co racja to racja - w jednym wampirowatym fiku Wilson nawet dostał od House'a dyplom "Najgorszy wampir na świecie" (a streszczenie fika brzmiało mniej więcej: 'Wilson is a vampire but he's not very good at it' ) | a gdyby Royston był wampirem, Houseowi już dawno brakłoby krwi.
Richie117 napisał: | łysiejący blondyn, ewwww | całkiem łysy byłby to zniesienia, ale łysiejacy blondyn już przekracza granice xd
Richie117 napisał: | właściwie... to on kiedyś mnie gryzł i to całkiem nie jako wyraz miłości (taka zabawa w gryznienie ), ale odkąd dorósł i uznał mój autorytet, to już tego nie robi A tak fajnie było mieć ręce w kolorach tęczy | haha, weź może mu porzucaj coś lepiej? i tak dobrze, że w kolorach tęczy, a nie czerwoną od krwi.
Richie117 napisał: | gdyby LE pojawiła się na scenie... | haha, krzesła i stoły latałyby w powietrzu ;p
Richie117 napisał: | no dopsz, udam, że wierzę | to prawda! któżby nam takie fiki wynajdował i tutaj wrzucał jak nie Ty?
aleee rozdział... Wilson jest wolny, Wilson jest wolny no i zaangażowany i taka troska przez niego przemawia. Ale rozumiem - jakby mój przyjaciel był pogryziony przez niewiadomo co to też bym się martwiła W ogóle szybko Ci idzie tłumaczenie <zazdrosci> Ja przez kilka dni tłumaczyłam po kawałku i w końcu muszę z tego ułożyć logicznie całość;p
Cytat: | W tej chwili House miał pół tuzina stomatologicznych trofeów w różnych miejscach, a większość z nich była dobrze ukryta pod ubraniami. | faktycznie takie trofea to powody do dumy
Cytat: | Jak to się działo, że żoneczka nigdy nie umawiała się z mężem na lunch? | żoneczka... podoba mi się to określenie;)
Cytat: | - Jezu. Czy to... czy to ślad po ugryzieniu przez człowieka? - zapytał Chase. | wątpliwości całkiem zrozumiałe
Cytat: | - Goi się już od jakiegoś czasu, ale z całą pewnością doszło do zakażenia - odparł Wilson. | nie dość, że się znęca i gryzie, to jeszcze szerzy choroby. Miły facet, nie ma co
Cytat: | Pamiętał House'a (z ich jedynej wspólnie spędzonej nocy) jako namiętnego, rozważnego kochanka. Energicznego, odrobinę perwersyjnego, ale nigdy, przenigdy brutalnego. - Jesteś delikatny, jeśli chodzi o te sprawy. To w ogóle nie jest w twoim stylu. | yeah, Greg House- kochanek idealny
weny na resztę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Cobra
Pacjent
Dołączył: 23 Lis 2009
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 19:51, 11 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
To najdziwniejszy fik, jaki do tej pory zdarzyło mi się czytać (może dlatego, że do tej pory jeszcze nie miałam okazji zapoznać się z innymi ). Ale fakt, że jest on naprawdę mocno intrygujący wcale mnie od niego nie odstrasza, chociaż naprawdę ciężko przywyknąć do tych chorych zagrań Roystona...
Za to wracając do rozdziału, cieszę się, że Wilson powoli zaczyna dostrzegać tą całą dziwną sytuację i wyciąga z niej całkiem mądre wnioski. Chociaż jakąś szczególną bystrością to się nie popisał, skoro zaczął kojarzyć wszystkie fakty dopiero po paru miesiącach trwania tego uczciwego układu i potrzebował do tego widoku ugryzienia. Może gdyby zrobił to wcześniej, to wtedy wszystko wyglądałoby inaczej, a House nie wplątałby się w ten chory układ z Roystonem, który wraz z każdym kolejnym rozdziałem wydaje się być coraz bardziej powalony i ohydny. Na szczęście oprócz Wilsona czuwa też Chase, który dosyć wyraźnie zaznacza swoją obecność i mówiąc szczerze, to bardzo mi się to podoba Ostatnio nawet zaczęłam go lubić i to bardzo. Jednak najgorszy jest w tym wszystkim chyba fakt, że House zupełnie się podporządkował i już nawet nie sprzeciwia się temu wszystkiemu (nie wspominając o ostatnim zagraniu Grega, czyli wizycie w domu Roystona). To wszystko zaczyna się robić trochę… Niepokojące, jak na mój gust. Mam na myśli w głównej mierze House’a, Z jednej strony żywi jakieś głębsze uczucia względem Wilsona i zależy mu na jego bezpieczeństwie, a z drugiej strony próbuje sobie wmówić, że też czerpie jakieś korzyści z tych chorych gierek Roystona i momentami przestaje przypominać ofiarę. Za to bardzo cieszę się, że Leanne w końcu dała spokój Wilsonowi. Przynajmniej jedna irytująca kobieta na tym świecie nie będzie mi już działać na nerwy (szkoda, że to samo nie tyczy się paru seriali i rzeczywistości ). A tak swoją drogą, to rozbawił mnie ten Albert… Spodziewałam się wszystkiego, ale Albert? Może Royston stał się takim powalonym draniem przez jakieś kompleksy, bo pewnie jako Albertowi to nie było mu w życiu lekko Za to bardzo ciekawi mnie, czym jeszcze zaskoczy mnie ten fik... Z pewnością dowiem się wraz z kolejną częścią.
Pozdrawiam serdecznie!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Cobra dnia Pon 19:55, 11 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 2:15, 12 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
advantage napisał: | Wilson wkracza na scenę | idealna osoba, na której można ćwiczyć nieposłuszeństwo
advantage napisał: | haha, weź może mu porzucaj coś lepiej? | chyba tylko znaczące spojrzenia mogłabym mu rzucać z wydobyciem kija czy piłki z pyska Rexa jest tyle zachodu, że gryznienie jest(było) znaaacznie lepsze...
advantage napisał: | i tak dobrze, że w kolorach tęczy, a nie czerwoną od krwi. | tak daleko się nie posuwaliśmy
advantage napisał: | haha, krzesła i stoły latałyby w powietrzu ;p |
advantage napisał: | któżby nam takie fiki wynajdował i tutaj wrzucał jak nie Ty? | świat jest pełen zuych perwerek
advantage napisał: | W ogóle szybko Ci idzie tłumaczenie <zazdrosci> | taaa... żebym tak jeszcze się nie obijała, tylko rzeczywiście zabrała do roboty
advantage napisał: | Ja przez kilka dni tłumaczyłam po kawałku i w końcu muszę z tego ułożyć logicznie całość;p | już się nie mogę doczekać
advantage napisał: | żoneczka... podoba mi się to określenie;) | kojarzy mi się z House'em z tego snu Cuddy a'la lata '60, bleeh
advantage napisał: | wątpliwości całkiem zrozumiałe | w obu znaczeniach
advantage napisał: | nie dość, że się znęca i gryzie, to jeszcze szerzy choroby. Miły facet, nie ma co | przynajmniej dzięki temu tajemnica się wyda
advantage napisał: | yeah, Greg House- kochanek idealny | naprawdę chciałabym przeczytać fika, w którym era kończy się niezdarną porażką to robienie z chłopaków ideałów and all czasami bywa po prostu nużące
thx
***
Cobra, jak miło Cię znowu widzieć
No tak, ten fik na pewno nie jest zwyczajny, ale zdarzają się o wiele dziwniejsze Czasem nawet House albo Wilson zachowują się wobec siebie gorzej niż Royston
Cobra napisał: | Może gdyby zrobił to wcześniej, to wtedy wszystko wyglądałoby inaczej, a House nie wplątałby się w ten chory układ z Roystonem, który wraz z każdym kolejnym rozdziałem wydaje się być coraz bardziej powalony i ohydny. | gdyby Wilson wiedział o wszystkim od początku, byłoby chyba wyłącznie jeszcze gorzej - House nie tylko musiałby się przejmować Roystonem, ale jeszcze pilnować, żeby Wilson nie zrobił nic głupiego... A Royston może nawet zaciągnąłby do łóżka obu chłopaków, bo nic by go przed tym nie powstrzymywało
Cobra napisał: | Za to bardzo cieszę się, że Leanne w końcu dała spokój Wilsonowi. Przynajmniej jedna irytująca kobieta na tym świecie nie będzie mi już działać na nerwy | uh, tylko czemu musiała go zostawiać w taki paskudny sposób, wredna suka? Dopsz, że House jest akurat w potrzebie, bo inaczej ten fik by pewnie przypominał ostatnie kilka epów serialu
Cobra napisał: | Może Royston stał się takim powalonym draniem przez jakieś kompleksy, bo pewnie jako Albertowi to nie było mu w życiu lekko | pewnie coś w tym jest
Cobra napisał: | Za to bardzo ciekawi mnie, czym jeszcze zaskoczy mnie ten fik... Z pewnością dowiem się wraz z kolejną częścią. | *zerka do kolejnej części tłumaczenia* Um... nope, tam nie ma żadnych niespodzianek. Za to w 6. rozdziale wreszcie się wyjaśni, cóż to za straszny sekret z przeszłości Wilsona daje Roystonowi nieskończoną władzę nad House'em
Buziaki!!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anai
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 12:14, 12 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | gadanie do zmarłych ponad rok po śmierci to symptom depresji, myślenie o sobie w 3. osobie to oznaka możliwych zaburzeń osobowości... tak czy siak crap |
Depresję da się wyleczyć, a zaburzeń osobowości raczej nie (tak mi się zdaje ), więc już "lepsza" depresja.
Richie117 napisał: | na przykład nowa możliwość wydawania na świat Wilsonowego potomstwa |
i możliwość urodzenia siłami natury
Richie117 napisał: | nie wiem, nie próbowałam |
Ja myślę Oglądałam kiedyś jakiś program 'kulinarny' , przedstawiający jedzenie z różnych zakątków świata i jedną potrawą były jądra (możliwe nawet, że bycze )
Richie117 napisał: | Ale psy ponoć lubią 'ogonki' (i parę innych zwierzęcych elementów) ze względu na - co tu dużo mówić - intensywny smród, po którym trzeba wietrzyć całe mieszkanie |
Wiadomo, bez zapachu nie ma smaku, ale bez przesady
Richie117 napisał: | lub wypełniony smołą/płynnym betonem/zawartością szambiarki |
betooon! Ewentualnie rozżarzony węgiel
Richie117 napisał: | dziwne, że House nie powiedział nic o 'dawaniu Wilsonowi DO buźki' |
Może - z jakichś nieznanych nam przyczyn - doszedł do wniosku, że Wilsonowi by się to nie spodobało
Richie117 napisał: | a może pielęgnacja dłoni to był tylko efekt uboczny czegoś innego? I mean... U know, what I mean, right? |
Wiem aż za dobrze Tylko nie chciałam wyjść na zboczucha myślącego TYLKO o jednym
Richie117 napisał: | um... na to, aż dowie się wszystkiego, trzeba będzie poczekać do po świetach (chyba), bo muszę-muszę się poważnie zabrać za tego wielkanocnego fika i za Gimme... |
więc pozostaje mi tylko uzbroić się w cierpliwość A w międzyczasie przeczytać Gimme i tego wielkanocnego fika
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
advantage
Otorynolaryngolog
Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:17, 12 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | idealna osoba, na której można ćwiczyć nieposłuszeństwo | i idealna osoba do obrony House'a. I ogólnie dla House'a
Richie117 napisał: | chyba tylko znaczące spojrzenia mogłabym mu rzucać z wydobyciem kija czy piłki z pyska Rexa jest tyle zachodu, że gryznienie jest(było) znaaacznie lepsze... | grunt to się dobrze bawić
Richie117 napisał: | świat jest pełen zuych perwerek | yeah, a niektóre są nawet całkiem blisko
Richie117 napisał: | taaa... żebym tak jeszcze się nie obijała, tylko rzeczywiście zabrała do roboty | e, ja tam nie widzę, żebyś się obijała
Richie117 napisał: | już się nie mogę doczekać | wow... dzięki jutro wrzucę jak wszystko pójdzie zgodnie z planem.
Richie117 napisał: | kojarzy mi się z House'em z tego snu Cuddy a'la lata '60, bleeh | hahaha, faktycznie!
Richie117 napisał: | przynajmniej dzięki temu tajemnica się wyda | dzięki czemuś takiemu? nie wiem czego sie spodziewałam, ale chyba nie tego;p
Richie117 napisał: | naprawdę chciałabym przeczytać fika, w którym era kończy się niezdarną porażką to robienie z chłopaków ideałów and all czasami bywa po prostu nużące | mnie tam nie nudzi, gdzieś na świecie są idealni kochankowie, fajnie chociaż o nich czytać chociaż nie spotkałam się jeszcze z fikiem, w którym używaliby viagry xd
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 1:48, 13 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Anai napisał: | Depresję da się wyleczyć, a zaburzeń osobowości raczej nie (tak mi się zdaje ), więc już "lepsza" depresja. | no dobra, depresja jest trochę lepszą oBcją - na podobnej zasadzie jak nowotwór niezłośliwy jest lepszy od złośliwego Depresję rzeczywiście można wyleczyć, ale istnieje duże ryzyko nawrotu choroby, natomiast w większości zaburzeń osobowości można skutecznie leczyć objawy psychoterapią i lekami.
Bosh, ależ mam ochotę na jakiegoś przyzwoitego psychologicznie fika ;pp
Anai napisał: | i możliwość urodzenia siłami natury | jak pokazują fiki to jest do zrobienia i bez podwójnego wyposażenia Tylko jedno nie zmienia się nigdy - histeryzowanie tego z nich, który ma rodzić
Anai napisał: | Oglądałam kiedyś jakiś program 'kulinarny' , przedstawiający jedzenie z różnych zakątków świata i jedną potrawą były jądra (możliwe nawet, że bycze ) | raczej baranie, ale cholera wie... Głodny człowiek zeżre wszystko
Anai napisał: | Wiadomo, bez zapachu nie ma smaku, ale bez przesady | no cóż... pozytywną stroną całej sprawy jest to, że jak się psu kupi coś smrodliwego, to istnieje mniejsze prawdopodobieństwo, że będzie próbował zorganizować sobie coś samodzielnie na dworze
Anai napisał: | Może - z jakichś nieznanych nam przyczyn - doszedł do wniosku, że Wilsonowi by się to nie spodobało | hmm... czyżby w czasie tej ich jednej wspólnej nocy nie zdążyli zaliczyć tego punktu programu?
Anai napisał: | Tylko nie chciałam wyjść na zboczucha myślącego TYLKO o jednym | muszę Cię zmartwić - teraz już za późno na próby zachowania pozorów
Anai napisał: | A w międzyczasie przeczytać Gimme i tego wielkanocnego fika | uh-oh, teraz to dopiero czuję, że jestem pod presją
***
advantage napisał: | i idealna osoba do obrony House'a. | nooo... w tym fiku niekoniecznie. A wręcz przeciwnie w pewnym sensie. Ale przynajmniej House ma do kogo wrócić
advantage napisał: | yeah, a niektóre są nawet całkiem blisko | tjaaa... z Katowic do Tychów to jak rzut beretem I jeszcze ze dwie zue Hilsonki kojarzę ze Śląska
advantage napisał: | e, ja tam nie widzę, żebyś się obijała | bo robię to dyskretnie, jak nikt nie patrzy
advantage napisał: | dzięki czemuś takiemu? nie wiem czego sie spodziewałam, ale chyba nie tego;p | ja się tego też nie spodziewałam, ale innych możliwości jest niewiele, albo nie ma ich wcale. Skoro House aż zachorował, to Wilson nie da już sobie zamydlić oczu, że wszystko gra, a kiedy zacznie naciskać... Royston sam przegryzł gałąź, na której siedział
advantage napisał: | mnie tam nie nudzi, gdzieś na świecie są idealni kochankowie, fajnie chociaż o nich czytać | nie mówię, że niefajnie... Po prostu nie byłoby źle, gdyby poświęcono jakiegoś fika na to, jak chłopaki powoli odkrywają co-i-jak, zanim wszystko wychodzi tak super-extra
advantage napisał: | chociaż nie spotkałam się jeszcze z fikiem, w którym używaliby viagry xd | ja się spotkałam z jednym czy dwoma, jak House dosypywał Wilsonowi viagry do kawy, bo Wilson za karę za coś odmawiał mu seksu
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anai
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 16:03, 13 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | Depresję rzeczywiście można wyleczyć, ale istnieje duże ryzyko nawrotu choroby, natomiast w większości zaburzeń osobowości można skutecznie leczyć objawy psychoterapią i lekami. |
Tak źle i tak niedobrze. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że tą notatkę Wilson pisał pod wpływem
Richie117 napisał: | Bosh, ależ mam ochotę na jakiegoś przyzwoitego psychologicznie fika ;pp |
Ja też! Trzeba się za czymś rozejrzeć.
Richie117 napisał: | jak pokazują fiki to jest do zrobienia i bez podwójnego wyposażenia |
Jak można tak rodzić bez 'drugiego wyposażenia'? Bo cesarskie cięcie ciężko nazwać porodem naturalnym
Richie117 napisał: | Tylko jedno nie zmienia się nigdy - histeryzowanie tego z nich, który ma rodzić |
To pewnie te ciążowe hormony
Richie117 napisał: | raczej baranie, ale cholera wie... Głodny człowiek zeżre wszystko |
Ja bym tego nie zjadła, jestem za bardzo wybredna w kwestii 'mięska'
Richie117 napisał: | pozytywną stroną całej sprawy jest to, że jak się psu kupi coś smrodliwego, to istnieje mniejsze prawdopodobieństwo, że będzie próbował zorganizować sobie coś samodzielnie na dworze |
Dobrze, że moja suczka sobie nic nie 'organizuje', mimo, że nie jada byczych penisów czy innych tego typu smakołyków
Richie117 napisał: | hmm... czyżby w czasie tej ich jednej wspólnej nocy nie zdążyli zaliczyć tego punktu programu? |
To by było dziwne... Albo House doszedł do wniosku, że zamiast ciągle dawać Wilsonowi DO buźki, musi w końcu dać coś od siebie, znaczy wziąć DO siebie
Richie117 napisał: | muszę Cię zmartwić - teraz już za późno na próby zachowania pozorów |
Damn, poddaję się, niech żyje zuo
Richie117 napisał: | uh-oh, teraz to dopiero czuję, że jestem pod presją |
Sorki, nie chciałam Cię zestresować
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 1:10, 14 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Anai napisał: | Pozostaje tylko mieć nadzieję, że tą notatkę Wilson pisał pod wpływem | albo House był pod wpływem, jak to sobie wyobrażał - bo nigdzie nie było napisane, że dosłownie tak brzmiała notatka w terminarzu Wilsona
Anai napisał: | Ja też! Trzeba się za czymś rozejrzeć. | [link widoczny dla zalogowanych] zapowiada się nieźle (choć krótko), wnosząc z [link widoczny dla zalogowanych] - czekam tylko na ostatnie rozdziały, żeby przeczytać całość
Anai napisał: | Jak można tak rodzić bez 'drugiego wyposażenia'? | wspominałaś, że chcesz czytać mprega GeeLady, prawda? Tam to jest... wyjaśnione W każdym razie chodzi o to, że 'drugie wyposażenie' ma tylko tę jedną funkcję i pojawia się wyłącznie wtedy, kiedy jest potrzebne
Anai napisał: | To pewnie te ciążowe hormony | tym razem stawiałabym nie na hormony, ale na zupełnie racjonalne obawy, jak można przepchnąć arbuza przez otwór wielkości cytryny
Anai napisał: | Ja bym tego nie zjadła, jestem za bardzo wybredna w kwestii 'mięska' | a gdybyś nie wiedziała, co jesz?
Anai napisał: | Dobrze, że moja suczka sobie nic nie 'organizuje', mimo, że nie jada byczych penisów czy innych tego typu smakołyków | są jeszcze przyzwoite psy (i suczki) na świecie
Anai napisał: | Albo House doszedł do wniosku, że zamiast ciągle dawać Wilsonowi DO buźki, musi w końcu dać coś od siebie, znaczy wziąć DO siebie | Greg House - organizator akcji "Przygarnij bananka"
Anai napisał: | Damn, poddaję się, niech żyje zuo | tak trzymać
Anai napisał: | Sorki, nie chciałam Cię zestresować | spoko żebym ja tylko takie przyjemne stresy miała... *marzy*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
advantage
Otorynolaryngolog
Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 15:12, 14 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | Ale przynajmniej House ma do kogo wrócić | taak, Wilson jest niezastąpiony
Richie117 napisał: | tjaaa... z Katowic do Tychów to jak rzut beretem I jeszcze ze dwie zue Hilsonki kojarzę ze Śląska | a przy okazji czytania 'Psiego fika' zauważyłam, że evay też stąd
Richie117 napisał: | Royston sam przegryzł gałąź, na której siedział | dosłownie przegryzł
Richie117 napisał: | nie mówię, że niefajnie... Po prostu nie byłoby źle, gdyby poświęcono jakiegoś fika na to, jak chłopaki powoli odkrywają co-i-jak, zanim wszystko wychodzi tak super-extra | ooo, coś takiego podobnego czytałam. Chyba to to: [link widoczny dla zalogowanych]
Richie117 napisał: | ja się spotkałam z jednym czy dwoma, jak House dosypywał Wilsonowi viagry do kawy, bo Wilson za karę za coś odmawiał mu seksu | jak można Houseowi odmawiać seksu?!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 23:45, 14 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
advantage napisał: | a przy okazji czytania 'Psiego fika' zauważyłam, że evay też stąd | i jeszcze Bruno do kompletu - z samych Katowic
advantage napisał: | ooo, coś takiego podobnego czytałam. Chyba to to: [link widoczny dla zalogowanych] | kurcze, wiem, że czytałam tego fika, ale ni w ząb go nie pamiętam Muszę go sobie w weekend odświeżyć Dzięki
advantage napisał: | jak można Houseowi odmawiać seksu?! | że zacytuję pewnego drabbelka:
House obudził się, gdy góra brudnego prania wylądowała na jego twarzy. Gdy wygrzebał się spod śmierdzących skarpetek i t-shirtów, zobaczył wściekłą twarz najbardziej irytującej osoby we wszechświecie, znanej również jako James Wilson, wpatrzoną w niego. Zamrugał kilka razy.
- Ależ Jimmy - powiedział. - To jakiś nowy i podniecający sposób na uwiedzenie mnie? Tylko nie wydaje mi się, żeby skarpetki były dla mnie takim fetyszem jak dla ciebie.
- Nie została mi ani jedna para czystych spodenek - odparł Wilson, bezwzględnie wpieniony. - To twój miesiąc robienia prania. Mamy koniec miesiąca. Teraz wstaniesz i pójdziesz zrobić pranie.
- Ale tobie to o wiele lepiej wychodzi - odpowiedział House, ciesząc się na widok czerwieniejących policzków Wilsona.
- Przestań - powiedział Wilson. - Nie zamierzam znów robić prania. Mówię poważnie.
- Mam mnóstwo czystych spodenek - odpowiedział House, przewracając się na łóżku i upewniając się, że pokazał tak wiele skóry, jak to możliwe. - Możesz sobie pożyczyć.
- To się nie uda - Wilson skrzyżował ramiona. - Żadnego seksu, dopóki nie zrobisz prania.
Piętnaście minut później, wpychając pranie do pralki, House zastanawiał się, czy odmowa obowiązków małżeńskich jest w ogóle legalna.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anai
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:10, 16 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | albo House był pod wpływem, jak to sobie wyobrażał - bo nigdzie nie było napisane, że dosłownie tak brzmiała notatka w terminarzu Wilsona |
To by już było bardziej prawdopodobne
Richie117 napisał: | TO zapowiada się nieźle (choć krótko), wnosząc z drabblowego pierwowzoru - czekam tylko na ostatnie rozdziały, żeby przeczytać całość |
Dziękować
Richie117 napisał: | wspominałaś, że chcesz czytać mprega GeeLady, prawda? Tam to jest... wyjaśnione |
Umm, no właśnie... chciałam ale jakoś mi nie wyszło - przeczytałam tylko kilka pierwszych stron, ale zobowiązuję się za niego w końcu zabrać, głównie dlatego, że wstyd nie przeczytać żadnego mprega z ciężarnym House'em dla odmiany
Richie117 napisał: | W każdym razie chodzi o to, że 'drugie wyposażenie' ma tylko tę jedną funkcję i pojawia się wyłącznie wtedy, kiedy jest potrzebne |
Ale fajnee
Richie117 napisał: | tym razem stawiałabym nie na hormony, ale na zupełnie racjonalne obawy, jak można przepchnąć arbuza przez otwór wielkości cytryny |
Cytryna? Chyba raczej winogrono
Richie117 napisał: | a gdybyś nie wiedziała, co jesz? |
Nigdy nie wiadomo, ale mam nadzieję, że nigdy tego nie spróbuję. Poza tym, jeśli to tak śmierdzi, to nie wzięłabym baranich/ byczych jąder za fileta z kurczaka
Richie117 napisał: | Greg House - organizator akcji "Przygarnij bananka" |
Jakie to urocze
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 0:29, 17 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Anai napisał: | Richie117 napisał: | TO zapowiada się nieźle (choć krótko), wnosząc z drabblowego pierwowzoru - czekam tylko na ostatnie rozdziały, żeby przeczytać całość | Dziękować | ależ proszę bardzo
Przeczytałam tego fika - awwwwwwwww Tylko serio, mógłby być dłuższy, a nie tylko marne 20 tys słów
Anai napisał: | Umm, no właśnie... chciałam ale jakoś mi nie wyszło - przeczytałam tylko kilka pierwszych stron, ale zobowiązuję się za niego w końcu zabrać, głównie dlatego, że wstyd nie przeczytać żadnego mprega z ciężarnym House'em dla odmiany | fik nie zając, zdążysz przeczytać A co do mprega z House'em, to [link widoczny dla zalogowanych] ma nieco inne wytłumaczenie fizjologiczne, ale przynajmniej akcja rozgrywa się w standardowej rzeczywistości.
Anai napisał: | Cytryna? Chyba raczej winogrono | zależy o czym mówimy do rodzenia dziecka przez "otwór wielkości winogrona" fikopisacze na szczęście nie posuwają się zbyt często
Anai napisał: | Poza tym, jeśli to tak śmierdzi, to nie wzięłabym baranich/ byczych jąder za fileta z kurczaka | chyba aż tak źle nie jest - mycie i gotowanie musi skutecznie zabijać przynajmniej część smrodku w jedzeniu dla ludzi, a psie przysmaki specjalnie robi się tak, żeby śmierdziały jak najmocniej
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Nie 0:30, 17 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 9:20, 17 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Jak już wspominałam - jeszcze końcówka 5. rozdziału przed świętami, a rozdział 6. poczeka, aż się uporam z tym wielkanocnym fikiem (kiedykolwiek to nastąpi )
Kto tęsknił za upartym, troskliwym Wilsonem, powinien być zadowolony po tym kawałku
Enjoy! |
<center>ROZDZIAŁ PIĄTY
(część czwarta)</center>
- Laboratorium skończyło badać jego krew. - Chase podał folder Wilsonowi. Onkolog otworzył go i sam odczytał wyniki.
- Gronkowiec [link widoczny dla zalogowanych] - powiedział. - Zatem to ugryzienie nie jest dziełem pary [link widoczny dla zalogowanych] - House'a rzeczywiście ktoś ugryzł.
- Nie widziałem żadnych innych siniaków na jego rękach, ani na twarzy, z wyjątkiem niewielkiego śladu na podbródku. Możliwe, że został uderzony pięścią albo otwartą dłonią - odrzekł Chase, nie wypowiadając słów, które obaj tak naprawdę myśleli: że House wpakował się w związek oparty na przemocy. Chase uniósł brwi, spoglądając na Wilsona, jakby pytał: "i co mamy zamiar z tym zrobić?".
Wilson zamknął folder z wynikami.
- Nie wiem. Podawałem mu środki usypiające przez ostatnie dwanaście godzin, ale nie mogę ciągnąć tego w nieskończoność. Możemy nie mieć innego wyboru, jak zwrócić się z tym do Roystona. - Znowu, dodał w myślach. - Nie zauważyłeś ostatnio, żeby brał swoje tabletki?
Chase pokręcił głową. - Jeżeli zdecydujemy się pójść do Roystona, będziemy musieli powiadomić policję.
Wilson zdawał sobie sprawę z konsekwencji takiego posunięcia. Wówczas zostanie to odnotowane w oficjalnym raporcie, chyba że przed policją House również wszystkiemu zaprzeczy - i w takim wypadku znajdą się z powrotem w punkcie wyjścia. A House, oczywiście, wszystkiemu by zaprzeczył.
- Niech to szlag. - Wilson odchylił się na fotelu, pocierając oczy. Poprzednią noc spędził w szpitalu, drzemiąc na kanapie w swoim gabinecie. - Nie rozumiem, jak House mógł sobie pozwolić zaangażować się w... Zazwyczaj jest taki silny psychicznie. Wydawało mi się, że jego życie rodzinne nauczyło go wystarczająco dużo na temat...
Ups. Wilson był całkiem pewien, że House wyjawił historię swojej przeszłości jako dziecka, nad którym się znęcano, wyłącznie swojemu najlepszemu przyjacielowi i nikomu poza nim.
- Um, mógłbyś udawać, że tego nie słyszałeś?
Chase zacisnął usta w cienką kreskę. - Co niby miałbym słyszeć?
Jeśli chodziło o nieszczęśliwą historię rodzinną swojego szefa, Chase już dawno się tego domyślał. Jednego razu Foreman poczynił wnikliwe spostrzeżenie: "Tylko rodzic jest w stanie wyrządzić tak wielkie szkody". Okazało się, że trafił w dziesiątkę, odwołując się do wychowania metodami przemocy.
Wilson prawdziwie doceniał dyskrecję Chase'a. Spośród wszystkich młodych lekarzy pracujących w ciągu minionych lat w zespole diagnostycznym, on był jedyną osobą, która wydawała się - mimo iż dobrze to ukrywał - darzyć House'a prawdziwą sympatią. Może to dlatego, że Chase odrobinę go rozumiał, myślał Wilson. Życie rodzinne Chase'a za jego młodszych lat trudno byłoby nazwać idealnym.
- Dzięki, że mi z tym pomagasz. Zwyczajnie nie mam pojęcia, co z tym wszystkim zrobić.
- Być może nie zdołasz niczego z tym zrobić. - Chase zachowywał się, jakby musiał już iść. - Daj mi znać, gdybyś potrzebował czegoś jeszcze. - I wyszedł, żeby zająć się swoimi innymi obowiązkami, jak leczenie aktualnego pacjenta House'a, któremu się nie polepszyło, w czasie gdy lekarz mający rozwiązać jego przypadek był nieprzytomny.
Wilson spojrzał na swój zegarek. House powinien był się już obudzić. Przybył do pokoju House'a w samą porę, by zobaczyć, jak House zakłada lewą skarpetkę. Jeansy i t-shirt już miał na sobie.
- Dokąd to się wybierasz?
- Jak najdalej stąd. - House nie spojrzał nawet na niego. - Wypisałem się.
- House postępuje wbrew zaleceniom lekarskim, cóż za nowość.
House wskazał na swoją klatkę piersiową trzymaną w ręku skarpetką. - Sam jestem lekarzem. Moje zalecenia są równie wiążące, co twoje lub któregokolwiek z tej reszty kretynów.
Wilson wyrwał skarpetkę z dłoni House'a. - Kto robi ci krzywdę? - Oparł ręce na biodrach, przyjmując swoją tradycyjną pozę głębokiej dezaprobaty. - Mówiąc bardziej szczegółowo, kim jest ten chory sukinsyn, z którym sypiasz?
Kiedy House nie przerwał swego powściągliwego milczenia, Wilson wyjaśniał dalej: - I tak, wiem, że chodzi o faceta. Rozmiar ugryzienia, jego szerokość i głębokość wskazują na mężczyznę. Wszystko świadczy o tym, że jesteś w jakimś brutalnym, homoseksualnym związku.
- Ty nazywasz to brutalnością, a ja - wchodzeniem od zaplecza. - House spróbował odzyskać swoją skarpetkę, lecz Wilson był dla niego za szybki i trzymał ją poza jego zasięgiem. Mógł z łatwością prześcignąć swojego niepełnosprawnego przyjaciela, a teraz - póki House nie miał przy sobie laski - także go przechytrzyć.
- Oddaj mi moją przeklętą skarpetkę! To nie jest twój interes - powiedział stanowczo House.
Wilson odsunął skarpetkę jeszcze dalej poza zasięg jego rąk. - Chcesz porozmawiać o tym, co powiedziałeś wcześniej?
House zsunął się z łóżka i - mając jedną stopę bosą, a drugą ubraną w skarpetkę - ruszył w kierunku drzwi, nie zawracając sobie głowy proszeniem o swoją laskę. Wilson stanął mu na drodze. House się zatrzymał.
- Nie, nie chcę. Byłem naćpany. Nie wiedziałem, co mówię.
Wilson skinął głową. - Za pierwszym i za drugim razem?
House spróbował wyminąć Wilsona, ale onkolog zacisnął dłonie na jego przedramionach, by go powstrzymać.
- Nie wyjdziesz stąd, dopóki ze mną o tym nie porozmawiasz.
Słysząc to, House usiłował strząsnąć z siebie ręce Wilsona, jednak wciąż był lekko otumaniony po środkach usypiających i miał kłopoty z zachowaniem równowagi oraz koordynacją mięśni.
- Wilson, puszczaj.
House zdołał pozbyć się jednej z dłoni Wilsona, lecz Wilson natychmiast sięgnął nią na oślep, by chwycić House'a w innym miejscu. Zacisnął rękę na jego szarym t-shircie i szarpnął go ku sobie. House stawił opór, ale t-shirt ustąpił i został podciągnięty do góry, odsłaniając nagi brzuch i klatkę piersiową House'a.
Wilson, oddychając z trudem po szarpaninie ze swoim upartym przyjacielem, zwyczajnie zamarł z otwartymi ustami, na widok tego, co było ukryte pod bawełnianą koszulką.
- Jezu... Mój boże, House, co do kur...?
House obrócił się, by wyswobodzić się z trzymających go rąk Wilsona, ale Wilson nie zamierzał na to pozwolić. To... to musiało zostać wyjaśnione. Wielokrotne ślady po ugryzieniach, niektóre stare i trudne do zobaczenia, chyba że światło padło na nie pod odpowiednim kątem, inne świeższe; różowe, krótkie, zakrzywione pary kresek, złożonych z nieregularnych punkcików, gdzie twarde szkliwo zagłębiło się w miękkie ciało. Wilson złożył dłonie w piramidkę i przytknął je do ust, niczym w modlitewnej pozie, jakby nie mógł dać wiary temu, co widzi. Cofnął się o krok, by lepiej przyjrzeć się ugryzieniom, zanim House zdąży zebrać myśli na tyle, żeby pociągnąć brzeg t-shirta z powrotem w dół.
- House, co to jest?
House, poprawiwszy swoją koszulkę, spróbował przemknąć się obok Wilsona. Lecz Wilson - wyzuty z cierpliwości i z determinacją działającą na pełnych obrotach - chwycił House'a za ramiona i pokierował na wpół bosym, utykającym diagnostą w stronę łazienki. Nie wypuszczał House'a z rąk, póki obaj nie znaleźli się w środku, za drzwiami zamkniętymi na zamek.
House strząsnął z siebie dłonie Wilsona i cofnął się do tyłu, trzymając się z daleka od jego dotyku, aż stanął plecami do ściany obok toalety.
- Zamierzasz trzymać mnie tu przez cały dzień? Bo gówno tym osiągniesz.
Wilson, z rękami trzęsącymi się na samą myśl o jego potwornym odkryciu, odpowiedział tak spokojnie, jak tylko zdołał. Pragnął otoczyć House'a ramionami i nie wypuszczać go przez tydzień, roztrzaskać kilka bezbronnych mebli albo roznieść na strzępy skurwiela, który stał za tym wszystkim. Pragnął czegokolwiek, poza tą zastygłą w bezruchu i milczeniu patową sytuacją, do jakiej zdołał doprowadzić.
- Jeśli będę musiał.
House oparł się o ścianę i skrzyżował ramiona na piersi. - Daj temu spokój, Wilson. To moje życie.
Wilson pokręcił głową. Tak wiele ugryzień. Już szybkie spojrzenie wystarczyło mu, by naliczyć ich trzy lub cztery - a to były tylko te, do dostrzeżenia których wystarczył mu jeden rzut oka. Niewiarygodne, że House nie nabawił się infekcji znacznie wcześniej. Niewiarygodne, że pozwalał, by inna osoba robiła mu coś takiego.
- Po dwudziestu latach przebywania razem i zaglądania sobie nawzajem do lodówek, ono nie jest wyłącznie twoje - odparł Wilson. Nawet zdarzyło im się spać w jednym łóżku, raz czy dwa razy, dawno temu, tuż po tym, jak się poznali. Dwóch samotnych, nieszczęśliwych ludzi, którzy się spotkali, upili i spędzili noc czy dwie pośród prześcieradeł, starając się ukoić swój wzajemny ból. - Myślisz, że twoje życie nie ma nic wspólnego z moim? - zapytał. Jeżeli House tak uważał, oznaczało to, że oddalił się od niego jeszcze bardziej, niż Wilson sobie wyobrażał. - Myślisz, że skoro kilka tygodni temu cię odepchnąłem, to znaczy, że cię nie kocham? - wyszeptał. - Czasami jesteś większym idiotą ode mnie.
House odwrócił wzrok. Znalazł plamkę pożółkłego wosku na kafelkach i skupił na niej swoje spojrzenie. To było źródło jego opanowania, to miejsce na podłodze, ta twarda, odległa, odbarwiona plamka. Usiłował powstrzymać swój głos od drżenia, lecz nie do końca mu się to udało:
- Zamknij się, Wilson.
Poniósł porażkę, usiłując zachować wszystko w sekrecie. Royston zniszczy Wilsona. Korpus jego ciała, wciąż rozpalony gorączką, wibrował od emocji, strachu, paniki... i tuzina innych doznań, z których żadnego nie potrafił kontrolować.
- Nie. - Wilson podszedł do niego, zatrzymując się tuż przed nim. Dzieliło ich kilka centymetrów. - To koniec, dosyć już tego trzymanego w sekrecie, popieprzonego, czymkolwiek-by-do-diabła-nie-było to, co wyprawiasz. To się musi skończyć w tej chwili. A ty powiesz mi o wszystkim.
- Nie. - House sztywno pokręcił głową jeden raz, z boku na bok. - Nie... - Jego głos był tak cichy, że Wilson ledwo go słyszał. - ...nie mogę tego zrobić. - Zwiesił głowę, jakby jej ciężar stał się nie do udźwignięcia dla jego ramion. - Musisz dać temu spokój, Wilson. - Jego oczy ciągle były utkwione w podłodze. Wilson widział, że House jest przerażony. Zrozpaczony. Bliski porażki. O jeden maleńki kroczek od ujawnienia całej tej zwariowanej sprawy. - Proszę, daj temu spokój.
Wilson widział dygotanie ciasno splecionych ramion House'a. Przyciskał je do siebie, usiłując stłumić wszystko w sobie. To wszystko, czego Wilson jeszcze nie wiedział, było teraz obecne wraz z nimi w tym pomieszczeniu, gotowe by eksplodować. Niczym nowotwór, a Wilson trzymał w ręku skalpel.
- Nie. Tym razem się mnie nie pozbędziesz. Będziesz musiał mnie zabić, by mnie zmusić, żebym odpuścił.
House zwrócił swoje przepełnione bólem oczy ku Wilsonowi i wiedział, że jego przyjaciel nie żartuje. Zamknął powieki.
- Ja... Ja nie chcę cię skrzywdzić.
Ku swemu zdziwieniu, Wilson podejrzewał, że House nie mówił o fizycznej przemocy.
- Powiedz mi. - Podszedł o krok bliżej, napierając sobą na House'a, ledwie go dotykając, naruszając jego osobistą przestrzeń. - Kocham cię i nie wyjdę stąd, nie ruszę się, dopóki nie powiesz dokładnie, o co tu chodzi.
Wilson zaczepił lewą łydką o prawą łydkę House'a, delikatnie lecz stanowczo przyciągając ją ku sobie, zdejmując ciężar ciała House'a z jego uszkodzonego uda i skutecznie uniemożliwiając mu wykonanie najmniejszego ruchu.
To, co nastąpiło potem, stało się niemal zbyt szybko, by Wilson mógł zareagować. Druga noga House'a niespodziewanie ugięła się pod nim i mężczyzna zaczął zsuwać się, zbyt szybko, w dół po ścianie.
Wilson błyskawicznie objął House'a ramionami i ostrożnie sprowadził ich obu na podłogę. Nie było to proste, bo House - nawet w tym kiepskim stanie - ważył więcej od niego o co najmniej dziesięć kilogramów. House trzymał się za głowę obiema rękami. Powoli podciągnął nogi, aż zgięły się w połowie i oparł czoło o swoje kolana. House zamykał się w sobie, uciekał. Znów był tym małym dzieckiem, które ojciec wyrzucił z domu, by nocowało w kłujących krzakach na podwórku. Wilson dowiedział się o tym wszystkim, po tym jak House wyszedł z Mayfield. Nolan zasugerował House'owi, że powinien porozmawiać z kimś o znęcaniu się nad nim w przeszłości, jeżeli chce raz na zawsze zostawić to za sobą.
Wilson poznał też kilka innych faktów z dzieciństwa House'a, z rodzaju tych, których nikt nigdy nie chciałby usłyszeć w odniesieniu do swojego najlepszego przyjaciela. Ale miał nadzieję, że ta wiedza pomogła mu odrobinę lepiej zrozumieć jego przyjaciela.
- Powiedz mi - odezwał się Wilson. - Po prostu mi powiedz - powtórzył to cicho, jak mantrę. - Powiedz mi, House.
Przełamać opór za pomocą czułości.
- Nic się nie stanie, jeśli mi powiesz.
Przekonać delikatnym dotykiem. Wilson wtulił podbródek w prawe ramię House'a i objął go tak mocno, jak tylko był w stanie. Perswazja poprzez okazywanie uczuć.
- Tylko mnie. Proszę, House...
Nawiązać porozumienie dzięki tym wszystkim wypełnionych miłością latom znajomości. Ponieważ on rzeczywiście kochał House'a. Naprawdę kochał go tak bardzo.
Wilson poczuł, że House kręci przecząco głową, jego krótki zarost zaszeleścił, ocierając się o jeansy. Zaczerpnął kilka głębokich oddechów.
- Ty... nie... rozu... miesz... - dodał House; każde słowo wydostawało się z jego ust jako rozpaczliwe westchnienie, błagające Wilsona, by po prostu zostawił to - i jego - w spokoju.
Kolana Wilsona zaczęły się buntować przed dłuższym przebywaniem w niezgrabnej pozycji, więc rozluźniając ramion, którymi obejmował przyjaciela, przesunął najpierw jedną nogę, a potem drugą, żeby mógł usiąść na tyłku, po czym ugiął nogi w kolanach, aż jego buty oparły się o ścianę. Tak było mniej niezgrabnie, lecz nadal nie było to wygodne. Sadowiąc się ponownie, wyczuwał pod swymi dłońmi napięte mięśnie w ramionach House'a, słyszał strach w jego słowach i czuł słony zapach świeżych łez.
- Jeśli powiem c-ci cokolwiek... - House przemówił najcichszym głosem, jaki Wilson kiedykolwiek słyszał z jego ust - ...będzie po tobie.
House wypuścił przeciągłe, drżące westchnienie, którego posępność przyprawiła Wilsona o dreszcze. Niczym zimny wiatr na zamarzniętej plaży, niezmącony sugestią wiosny.
House ukrywał przed nim coś prawdziwie okropnego, ale również przyciskał swą twarz do zagłębienia szyi Wilsona. Wilson poczuł, jak House przełyka ślinę i bierze kolejny głębszy oddech. Wystarczający, by wykrztusić:
- A wtedy naprawdę zostanę sam.
Cokolwiek przerażało House'a, Wilson mógł wyobrazić sobie, jak straszne musiało to być, skoro załamało go to do tego stopnia, że dodał:
- Nie mogę cię stracić.
House podniósł głowę i spojrzał prosto na Wilsona. Był teraz, na pozór, spokojny. Albo tylko ponownie zamknął się w sobie. Westchnął, a Wilson niemal nie mógł uwierzyć, że jego upór i delikatna perswazja już za chwilę miały przynieść efekty. House sięgnął rękami za siebie i ściągnął przez głowę swój t-shirt.
- Patrz, jeśli chcesz.
Wilson popatrzył.
House wpatrywał się w pustkę, podczas gdy Wilson przesuwał wzrokiem po okropnych bliznach. Pięć z nich dostrzegł z łatwością. Prawdopodobnie jest ich więcej, wywnioskował. Na jego udach? Po wewnętrznej stronie ud? Na pośladkach? Na delikatnej skórze pomiędzy jego biodrem a genitaliami? Wilson zapragnął je wymazać. I ucałować, sprawić, by zniknęły. Ale jedyne, co mógł zrobić, to wpatrywać się w nie ze smutkiem.
- Masz dosyć? - spytał House. Jego nieprzyzwoity sekret został zdemaskowany. On czuł obojętność. Nie interesowały go konsekwencje, jakie mogło to za sobą pociągnąć. - Zabierzesz mnie teraz do domu? - Zapytał nieśmiałym głosem. - Jestem zmęczony.
Wilson skinął głową. - Tak - odparł, chociaż nie chciał wstawać z podłogi. Tu i teraz sprawy były takie proste. W tej chwili byli sobie tacy bliscy, odprężeni, przebywali z dala od wszystkich innych zmartwień z wyjątkiem tego, co każdy z nich czuł. Wilson obawiał się, że kiedy wstaną i wyjdą, być może nigdy więcej nie osiągną czegoś takiego. - Do mojego mieszkania.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anai
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:23, 17 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | Przeczytałam tego fika - awwwwwwwww Tylko serio, mógłby być dłuższy, a nie tylko marne 20 tys słów |
Mam już za sobą pierwszy rozdział i zapowiada się ciekawie Mam teraz dylemat, czy czytać dalej to, Die Trying (akurat o podobnej fabule do BD ) czy dokończyć książkę, w ramach przerwy od fików
Richie117 napisał: | fik nie zając, zdążysz przeczytać |
taak, też się cieszę, że nie uciekają
Richie117 napisał: | A co do mprega z House'em, to TEN ma nieco inne wytłumaczenie fizjologiczne, ale przynajmniej akcja rozgrywa się w standardowej rzeczywistości. |
Skoro tak, to pewnie by mi się bardziej spodobał od GWTW, ale nic nie mówię, dopóki nie przeczytam obu
Richie117 napisał: | do rodzenia dziecka przez "otwór wielkości winogrona" fikopisacze na szczęście nie posuwają się zbyt często |
Uh, no tak... Może to egoistyczne z mojej strony, ale wolałabym już urodzić się przez otwór wielkości winogrona. Albo mogłabym zostać przyniesiona przez bociana
Cytat: | Zatem to ugryzienie nie jest dziełem pary sztucznych, szczękających zębów - House'a rzeczywiście ktoś ugryzł. |
Powinni robić zakłady, kto to był. Np wściekła pacjentka-staruszka ze sztuczną szczęką
Cytat: | Chase zacisnął usta w cienką kreskę. - Co niby miałbym słyszeć? |
Będą z ciebie ludzie, Chase, jak już urośniesz
Cytat: | Przekonać delikatnym dotykiem. Wilson wtulił podbródek w prawe ramię House'a i objął go tak mocno, jak tylko był w stanie. Perswazja poprzez okazywanie uczuć. |
Awwwwwwwww
W ogóle kocham Wilsona w tej części, wreszcie się zachowuje tak jak powinien. Lepiej późno niż wcale
Weny (do Gimme i wielkanocnego fika też)!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
advantage
Otorynolaryngolog
Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 21:03, 17 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | i jeszcze Bruno do kompletu - z samych Katowic | Śląskie województwem Hilsonek!
Richie117 napisał: | kurcze, wiem, że czytałam tego fika, ale ni w ząb go nie pamiętam Muszę go sobie w weekend odświeżyć Dzięki | nie ma za co i tak niewiele z fików pamietam albo umiem znaleźć, więc choć raz mi się udało.
Richie117 napisał: | że zacytuję pewnego drabbelka: | no tak, mądre posunięcie. Ale jakie wredne! Za karę Wilson odbierać to, na czym Houseowi najbardziej zależy
Wilson jest kochany Ale już myślałam, że House mu powie co sie w ogóle dzieje... no bo jak już pokazał swoje śliczne znaczki na ciele... a tu co? koniec rozdziału xd
Cytat: | - Ty nazywasz to brutalnością, a ja - wchodzeniem od zaplecza. | chyba wchodzeniem od tyłu xd
Cytat: | Wilson, oddychając z trudem po szarpaninie ze swoim upartym przyjacielem, zwyczajnie zamarł z otwartymi ustami, na widok tego, co było ukryte pod bawełnianą koszulką. | męska klata, wyrzeźbiona najlepiej na świecie? każdy by zamarł z wrażenia
Cytat: | Wilson złożył dłonie w piramidkę i przytknął je do ust, niczym w modlitewnej pozie | wyobraziłam sobie Wilsona jak się modli pod Ścianą Płaczu a może jeszcze w tej specjalnej chuście żydowskiej?
Cytat: | Wilson wtulił podbródek w prawe ramię House'a i objął go tak mocno, jak tylko był w stanie. |
Cytat: | - Jeśli powiem c-ci cokolwiek... - House przemówił najcichszym głosem, jaki Wilson kiedykolwiek słyszał z jego ust - ...będzie po tobie. | bo Albert go dorwie House tylko mówi o byciu egoistycznym, a teraz proszę, gdzie ten egoizm? Czysta miłość, żaden egoizm
Cytat: | - Do mojego mieszkania. | uwielbiam jak razem mieszkają, tylko może w nieco bardziej radosnych chwilach;p
a wiesz, że dziś widziałam w mcdonalds jakąś kanapkę z pieczarkami? zaraz mi się skojarzyła z tym fikiem
weny na to i wszystko inne a w wielkanocnym fików będzie dużo jajkach?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 1:53, 18 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Anai napisał: | Mam już za sobą pierwszy rozdział i zapowiada się ciekawie Mam teraz dylemat, czy czytać dalej to, Die Trying (akurat o podobnej fabule do BD ) czy dokończyć książkę, w ramach przerwy od fików | No, rzeczywiście dylemat
pierwszy rozdział BD to nic szczególnego, dopiero później robi się ciekawiej, chociaż niektóre wątki były już w innych fikach tego typu.
Muszę zerknąć kiedyś na to Die Trying i inne fiki GeeLady, jak się kiedyś ogarnę z nowościami fikowymi
Anai napisał: | taak, też się cieszę, że nie uciekają | tylko warto je zapisywać na kompie, bo autorom czasem coś odwala i usuwają swoje fiki
Anai napisał: | Skoro tak, to pewnie by mi się bardziej spodobał od GWTW, ale nic nie mówię, dopóki nie przeczytam obu | Mhm Dla mnie "Two Wishes" był trochę... ciężkostrawny z tego, co pamiętam. Trochę zbyt poważny i w ogóle. No ale gdyby wszystkie mpregi były fluffowe, to byłoby nudno
Anai napisał: | Może to egoistyczne z mojej strony, ale wolałabym już urodzić się przez otwór wielkości winogrona. Albo mogłabym zostać przyniesiona przez bociana | chłopaki też by pewnie woleli opcję z bocianem a ja nie wiem, co bym wolała... chociaż bycie 'winogronkiem' wywołuje u mnie ciarki
Anai napisał: | wściekła pacjentka-staruszka ze sztuczną szczęką | czyżby matka Cuddy?
Anai napisał: | W ogóle kocham Wilsona w tej części, wreszcie się zachowuje tak jak powinien. Lepiej późno niż wcale | yeah szkoda tylko, że to nie wystarczy, żeby rozwiązać wszystkie problemy...
dzięęęki (wielkanocny fik już na półmetku, ale Gimme nawet nie tknięte, uh szkoda, że korniczki nie mogą same usiąść do laptopa )
***
advantage napisał: | i tak niewiele z fików pamietam albo umiem znaleźć, więc choć raz mi się udało. | jeszcze kilka lat i nabierzesz w tym wprawy
advantage napisał: | Za karę Wilson odbiera to, na czym Houseowi najbardziej zależy | i to w momencie, kiedy mu powiedział, że nie ma czystych bokserek, ergo nie ma żadnych na sobie Może chociaż naleśniki mu zrobił na pocieszenie?
advantage napisał: | Ale już myślałam, że House mu powie co sie w ogóle dzieje... no bo jak już pokazał swoje śliczne znaczki na ciele... a tu co? koniec rozdziału xd | widzisz, ja też tak myślałam Ale na początku następnego rozdziału już naprawdę mu powie. I tak lepiej, żeby rozmawiali o tym z daleka od Roystona
advantage napisał: | chyba wchodzeniem od tyłu xd | nie chciałam się wyrażać aż tak dosadnie Nawet w sumie nie wiem, czy trafiłam w zamysł autorki, bo w oryginale wykorzystała jakieś dziwne skrzyżowanie dwóch wyrażeń, których nawet znaleźć nie było łatwo
advantage napisał: | męska klata, wyrzeźbiona najlepiej na świecie? każdy by zamarł z wrażenia | męską klatę itd Wilson może oglądać codziennie w lustrze (a przynajmniej tak optymistycznie zakładam)
advantage napisał: | wyobraziłam sobie Wilsona jak się modli pod Ścianą Płaczu a może jeszcze w tej specjalnej chuście żydowskiej? | kurcze, czytałam w jakimś fiku, że Wilson trzyma w domu te wszystkie gadżety żydowskiej wiary i wyciąga je przy specjalnych okazjach... Ale już wolę jego ateistyczną postawę
advantage napisał: | Czysta miłość, żaden egoizm | jeśli chodzi o Wilsona - zawsze!
advantage napisał: | uwielbiam jak razem mieszkają, tylko może w nieco bardziej radosnych chwilach;p | ostatnio takich fików ze świecą szukać
advantage napisał: | a wiesz, że dziś widziałam w mcdonalds jakąś kanapkę z pieczarkami? zaraz mi się skojarzyła z tym fikiem | może oprócz pieczarek zawierała też gronkowca?
dzięęęki (hmm, nie wiem, czy będzie "dużo" - z mojej perspektywy tego zawsze jest ZA dużo, jeśli trzeba to tłumaczyć )
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Wto 23:30, 19 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|