|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 1:54, 10 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
advantage napisał: | ano tak - bo niby się kochają w tym fiku, ale nie ma tu w sumie nic fizycznego i to boli | tutaj Hilson to jak białe małżeństwo - jakieś kissy od czasu do czasu i spanie w jednym łóżku, a reszta fizycznych potrzeb zdaje się w ogóle chłopaków nie zaprzątać
***
Anai napisał: | ze wstawaniem, żeby 'zaliczyć' spacer z psem to specjalnego problemu nie mam, nawet w weekendy. A właściwie to wtedy najlepiej mi się wstaje, bo mam tą błogą świadomość, że jak wrócę, mogę spokojnie iść spać dalej | tak to ja też mogę z wielką chęcią gorzej, gdy wiem, że jak już wstanę, to nie ma szans na powrót do łóżka przez następne kilkanaście godzin
Anai napisał: | A jak się patrzę na tych niektórych 'normalnych' ludzi, to wolę być dziwna, o | ja też Tylko czasem przydałoby się mieć pod ręką kogoś równie dziwnego, jak ja
Anai napisał: | Tylko bez przesady z tym językiem, tamten wyglądał jak mój po wypiciu mleka | wtf? A myślałam, że tylko język mojego Rexa jakoś dziwnie mutuje w kontakcie z mlekiem
Anai napisał: | I po co komu jakieś efekty specjalne? | żeby się było z czego pośmiać
Anai napisał: | Ja to mam pecha, że kiedy ściągam na kompa trafiam na jakieś kaszany a na dobre filmy wpadam zupełnie przypadkowo w tv | jeszcze zacznę myśleć, że coś mnie omija, skoro nie oglądam telewizji
Anai napisał: | btw, oglądałam w sumie tylko dwa francuskie horrory i obydwa były genialne. Nie wiem, czy ze wszystkimi tak jest czy po prostu na takie trafiłam... W każdym razie po tym drugim, chociaż nie oglądałam go sama, bałam się nawet siedzieć we własnym pokoju ze zgaszonym światłem | mi się tylko jeden francuski horror kojarzy - [link widoczny dla zalogowanych]. Tzn horror był do połowy, a potem już bardziej dramat czy coś. Średnio mnie zachwycił i w ogóle mam jakąś awersję do francuskiego kina. Chyba jestem zbyt płytka, żeby przemawiały do mnie te ich głębokie produkcje
Anai napisał: | a może wtedy oddałaby swoje jajka House'owi? | eee, lepiej nie. Jeszcze by się okazało, że to w nich właśnie kryje się źródło zóa Cuddy i potem House zrobiłby się taki wredny i bezwzględny, jak ona
Anai napisał: | 5-letnie dziecko by zauważyło, że coś tu nie gra | wobec tego nie wiem, czy się martwić, czy cieszyć - martwić z powodu tego, że te wszystkie osoby oglądające House'a i nie dostrzegające żadnych debilizmów mają poniżej pięciu lat, czy cieszyć z tego, że tak wiele mniej-niż-pięciolatków potrafi napisać w necie swoją opinię
Anai napisał: | haha, jak salamandrze ogon? A House i Wilson już się kochają, tylko są za głupi, żeby sobie zdać z tego sprawę | ogon House'a pewnie jest cały czas na swoim miejscu, a pod wpływem Wilsona tylko by się wydłużył O serialowej głupocie chłopaków nie chcę nawet myśleć - powinnam już dawno trzymać się wyłącznie fików, zamiast zabijać szare komórki oglądaniem epów
Anai napisał: | Ale jednorożcem nie mógłby tak ładnie zdemolować domeczku Cuddy, buu | mógłby, mógłby - w końcu tam wszystko jest możliwe, nawet pancerne róóshofe jednorożce
Anai napisał: | Ale w ten dom to chyba jednak wjechał autem Wilsona (chyba, bo jestem zbyt leniwa, żeby sprawdzić ). | jeśli tak, to miałybyśmy to 'coś' czym House zmieniłby na zawsze swoją relację z Wilsonem - Jimmy mógł wybaczyć 'zabicie' Amber, ale nie zniszczenie swojego volvo Ale na jakichś zdjęciach z planu było ponoć widać House'owe auto, więc nie wiem, jak to było.
Anai napisał: | Powiedz jeszcze, że to będzie brutalna i powooolna śmierć | nope, aż tak dobrze to nie ma Co gorsza, House będzie miał (poprawny politycznie) żal po jej śmierci
Anai napisał: | A coś jeszcze znalazłaś oprócz tego notesu? | wyjątkowo nie - teraz wszystkich wartościowych znalezisk dokonuję na kompie, a nie w zagraconym mieszkaniu
Anai napisał: | A dzięki temu fikowi wiem już, że it is not polite to eat peoples' brains. Damn, czułam, że rodzice zapomnieli mi o czymś powiedzieć | nie jesteś jedyną osobą której rodzice tego nie powiedzieli - całe TPTB karmi się ludzkimi mózgami Ale skoro już poznałaś tę życiową prawdę, to możesz być polite i zmienić dietę
Anai napisał: | no, na pewno nie od 7x15. Gdyby cały siódmy sezon był halucynacją to by już chyba zwątpiły, że kiedyś zobaczą 'prawdziwy' HuS | niektóre i PRZED 7x15 chciałyby, żeby to był halun, bo przecież "Cuddy nigdy nie mogłaby się fochać o takie byle co jak kłamstwa House'a" A myślisz, że im zależy na 'prawdziwym' HuSie? Z tego, co czytałam, to halucynowe HuSy mają dla niektórych większą wartość, bo z nich wynika, jak dogłębnie House pragnie i kocha Cuddy...
Anai napisał: | Ależ bym chciała taką bajkę... | um... tylko to znalazłam: [link widoczny dla zalogowanych]
Anai napisał: | czy Ty nie jesteś przypadkiem jedną z tych osób, które gotują jajko w mikrofalówce? | na szczęście nie mam mikrofalówki ale zdarzało mi się robić w kuchni rzeczy, które rozsądnym osobom nie przyszłyby do głowy
Anai napisał: | Royston chyba ma lepszy gust | noł problem - przy klonowaniu wycięłoby mu się geny odpowiedzialne za gust
Anai napisał: | yay, piknik - najlepiej z ciałem House'a albo Wilsona zamiast piknikowego koca | zamiast TALERZA!!! Za koc posłużyłyby ich ciuchy
Anai napisał: | tjaaa... i jak poszło? | jeszcze nijak, ale optymistycznie myślę, że mi się w końcu uda
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Anai
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 19:11, 10 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | tak to ja też mogę z wielką chęcią gorzej, gdy wiem, że jak już wstanę, to nie ma szans na powrót do łóżka przez następne kilkanaście godzin | yeah, takie 'kuszące' perspektywy na nadchodzący dzień skutecznie zniechęcają do wyjścia z łóżka. I po co ludzie się tak spieszą? Dzień w pracy/szkole powinien zaczynać się gdzieś koło 12:00
Richie117 napisał: | Tylko czasem przydałoby się mieć pod ręką kogoś równie dziwnego, jak ja | te wszystkie 'dziwne' osoby powinny się zebrać gdzieś w jednym miejscu
Richie117 napisał: | wtf? A myślałam, że tylko język mojego Rexa jakoś dziwnie mutuje w kontakcie z mlekiem | weterynarz mi kiedyś powiedział, że nawet koty nie powinny za często pić krowiego mleka, więc może lepiej uważaj
A co do mojego, to sama chciałabym wiedzieć 'wtf'? W każdym razie, radośnie to sobie ignoruję i jakoś jeszcze żyję ^^
Richie117 napisał: | żeby się było z czego pośmiać | to pewnie dlatego na horrorach śmieję się częściej niż na komediach
Richie117 napisał: | jeszcze zacznę myśleć, że coś mnie omija, skoro nie oglądam telewizji | tjaa, coś Cię na pewno omija - np nowe edycje You Can Dance A mi telewizora w pokoju nie brakuje, bo w dzień i tak nic ciekawego nie ma. Za to fajnie było sobie przed snem obejrzeć jakąś sekcję zwłok czy program o seryjnych mordercach na Discovery T&L
Richie117 napisał: | mi się tylko jeden francuski horror kojarzy - [link widoczny dla zalogowanych]. Tzn horror był do połowy, a potem już bardziej dramat czy coś. Średnio mnie zachwycił i w ogóle mam jakąś awersję do francuskiego kina. Chyba jestem zbyt płytka, żeby przemawiały do mnie te ich głębokie produkcje | to ten film był francuski? Ale wstyd, sama nie wiem, co oglądam W każdym razie, nie pamiętam nawet jak to leciało, ale na pewno pamiętałabym, gdyby mi się spodobało A skoro nie pamiętam to pewnie nie wywarł na mnie szczególnego wrażenia...
Richie117 napisał: | eee, lepiej nie. Jeszcze by się okazało, że to w nich właśnie kryje się źródło zóa Cuddy i potem House zrobiłby się taki wredny i bezwzględny, jak ona | a może to nadmiar testosteronu, który dla House'a byłby nieszkodliwy, tak na nią działał?
Richie117 napisał: | wobec tego nie wiem, czy się martwić, czy cieszyć - martwić z powodu tego, że te wszystkie osoby oglądające House'a i nie dostrzegające żadnych debilizmów mają poniżej pięciu lat, czy cieszyć z tego, że tak wiele mniej-niż-pięciolatków potrafi napisać w necie swoją opinię | cieszyć się, dlatego że:
a) potrafią tak wcześnie pisać
b) w końcu dorosną i będą mieć więcej niż 5 lat
Richie117 napisał: | ogon House'a pewnie jest cały czas na swoim miejscu, a pod wpływem Wilsona tylko by się wydłużył | powoli kończy mi się lista słów, które nie mają żadnych erowych podtekstów
Richie117 napisał: | mógłby, mógłby - w końcu tam wszystko jest możliwe, nawet pancerne róóshofe jednorożce | a propos jednorożców, to się dopiero nazywa mieć dobrego dilera
Richie117 napisał: | jeśli tak, to miałybyśmy to 'coś' czym House zmieniłby na zawsze swoją relację z Wilsonem - Jimmy mógł wybaczyć 'zabicie' Amber, ale nie zniszczenie swojego volvo | a gdyby jeszcze House zniszczył mu krawat, to już byłby definitywny koniec!
Richie117 napisał: | Ale na jakichś zdjęciach z planu było ponoć widać House'owe auto, więc nie wiem, jak to było. | nadal nie chce mi się sprawdzać
Richie117 napisał: | nope, aż tak dobrze to nie ma Co gorsza, House będzie miał (poprawny politycznie) żal po jej śmierci | uuh, to już wolę jak żyje, niż kiedy umiera i robią z niej świętą, bleh
Richie117 napisał: | nie jesteś jedyną osobą której rodzice tego nie powiedzieli - całe TPTB karmi się ludzkimi mózgami | to skąd oni te mózgi biorą, skoro robią się coraz głupsi?
Richie117 napisał: | Ale skoro już poznałaś tę życiową prawdę, to możesz być polite i zmienić dietę | na przykład przerzucić się na inne narządy wewnętrzne?
Richie117 napisał: | niektóre i PRZED 7x15 chciałyby, żeby to był halun, bo przecież "Cuddy nigdy nie mogłaby się fochać o takie byle co jak kłamstwa House'a" | o, a to zaskoczenie. Myślałam, że dla nich wszystko, co robi Cuddy jest święte a za wszystko co złe obwinia się House'a.
Richie117 napisał: | A myślisz, że im zależy na 'prawdziwym' HuSie? Z tego, co czytałam, to halucynowe HuSy mają dla niektórych większą wartość, bo z nich wynika, jak dogłębnie House pragnie i kocha Cuddy... | nooo... tak myślę. I mean, mi by zależało, gdybym była na ich miejscu. A nie przyszło im do głowy, że to jego największe lęki i stąd te halucynacje? Za to z Wilsonem to on na pewno ma erotyczne sny
Richie117 napisał: | um... tylko to znalazłam: [link widoczny dla zalogowanych] | szkoda, że taka grzeczna ta bajka... Anyway, dzięki za fatygę
Richie117 napisał: | na szczęście nie mam mikrofalówki ale zdarzało mi się robić w kuchni rzeczy, które rozsądnym osobom nie przyszłyby do głowy | czyli...?
Ja mogę się 'pochwalić' jedynie tym, że notorycznie zapominam o zastawionych na włączonej kuchence garnkach
Richie117 napisał: | noł problem - przy klonowaniu wycięłoby mu się geny odpowiedzialne za gust | siódmosezonowemu House'owi też przydałoby się je wyciąć
Richie117 napisał: | zamiast TALERZA!!! Za koc posłużyłyby ich ciuchy | to na pikniku używa się czegoś takiego jak talerz? Ale okej, niech będzie
...
Richie117 napisał: | jeszcze nijak, ale optymistycznie myślę, że mi się w końcu uda | mam co do tego pesymistyczne przeczucia *__*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
advantage
Otorynolaryngolog
Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 14:05, 11 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | tutaj Hilson to jak białe małżeństwo - jakieś kissy od czasu do czasu i spanie w jednym łóżku, a reszta fizycznych potrzeb zdaje się w ogóle chłopaków nie zaprzątać | jak tak można?! no dobra, tutaj House ma Roystona (albo Royston ma House'a), Wilson miał żonę... ok, rozumiem Ale żeby tak w rzeczywistości się na to godzić?!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 1:11, 12 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Anai napisał: | Dzień w pracy/szkole powinien zaczynać się gdzieś koło 12:00 | Popieram!!!
Anai napisał: | te wszystkie 'dziwne' osoby powinny się zebrać gdzieś w jednym miejscu | w jednym dużym pokoju bez klamek i z miękkimi ścianami
Anai napisał: | weterynarz mi kiedyś powiedział, że nawet koty nie powinny za często pić krowiego mleka, więc może lepiej uważaj | jak śpiewał K.A.S.A. wieeele lat temu: "nawet twój kot tak dziwnie oczy mruży, Whiskas musi mieć - mleko już mu nie służy" Nie wiem, na jakiej podstawie naukoffcy wyciągają te wszystkie genialne wnioski, bo ja się jeszcze nie spotkałam z przypadkiem kota, który by zmarł przedwcześnie, bo pił codziennie mleko, ani z przypadkiem psa, którego zabiłaby czekolada Za to badania przeprowadzone w Czarnobylu wykazały, że długotrwała ekspozycja na słabe promieniowanie radioaktywne zmniejsza ryzyko zachorowania na raka
Anai napisał: | tjaa, coś Cię na pewno omija - np nowe edycje You Can Dance | a buuuuuu może jest to gdzieś w necie do ściągnięcia
Anai napisał: | Za to fajnie było sobie przed snem obejrzeć jakąś sekcję zwłok czy program o seryjnych mordercach na Discovery T&L | uwierzę na słowo, bo ja przed snem wolę erę albo sweet fluff
Anai napisał: | to ten film był francuski? Ale wstyd, sama nie wiem, co oglądam | można było to przeoczyć, bo - całe szczęście - gadali po angielsku
Anai napisał: | a może to nadmiar testosteronu, który dla House'a byłby nieszkodliwy, tak na nią działał? | przychodzi baba do lekarza, skarżąc się na nadmiar testosteronu. Lekarz chce wiedzieć, skąd babie przyszedł do głowy ten pomysł, więc baba tłumaczy: "Mam gruby głos, codziennie rano muszę się golić, mam owłosioną klatkę piersiową i w ogóle włosy rosną mi w dół, aż do samego członka"
Anai napisał: | w końcu dorosną i będą mieć więcej niż 5 lat | ale głupie poglądy im zostaną... strach się bać
Anai napisał: | powoli kończy mi się lista słów, które nie mają żadnych erowych podtekstów | a wiesz, że angielskie subtext to anagram słowa buttsex?
Anai napisał: | a propos jednorożców, to się dopiero nazywa mieć dobrego dilera | yyyyyyyy... Jednakowoż obecność bananów w tym filmie trochę mnie martwi...
Anai napisał: | a gdyby jeszcze House zniszczył mu krawat, to już byłby definitywny koniec! | a za zniszczenie fryzury Wilson by go zabił
Anai napisał: | nadal nie chce mi się sprawdzać | mnie się nadal nie chce oglądać. Ale tak zupełniezupełnie. To chyba oznacza, że bezapelacyjnie uznałam "House'a" za szmirę, na którą szkoda czasu
Anai napisał: | uuh, to już wolę jak żyje, niż kiedy umiera i robią z niej świętą, bleh | tak źle też nie będzie Chłopaki będą zbyt zaprzątnięci sobą i uciekaniem przed zombiakami, żeby poświęcić Cuddy więcej niż parę zdań
Anai napisał: | to skąd oni te mózgi biorą, skoro robią się coraz głupsi? | głupi ludzie też mają mózgi - może nawet smaczniejsze, skoro nieużywane
Anai napisał: | na przykład przerzucić się na inne narządy wewnętrzne? | mmmmm... wątróbka z cebulką
Anai napisał: | o, a to zaskoczenie. Myślałam, że dla nich wszystko, co robi Cuddy jest święte a za wszystko co złe obwinia się House'a. | z tego, co czytałam, to tym razem prawda leży pośrodku - Cuddy była OOC z tą swoją przesadną reakcją, ale House i tak zachował się jak świnia, że ją okłamał i zranił
Anai napisał: | nooo... tak myślę. I mean, mi by zależało, gdybym była na ich miejscu. A nie przyszło im do głowy, że to jego największe lęki i stąd te halucynacje? Za to z Wilsonem to on na pewno ma erotyczne sny | takie coś może przyjść do głowy tylko nam A mnie by nie zależało tak bardzo... niech by sobie House miał haluny z erą, pod warunkiem że na koniec chłopaki byliby rzeczywiście razem i uprawiali rzeczywistą erę poza epem
Anai napisał: | szkoda, że taka grzeczna ta bajka... Anyway, dzięki za fatygę | nie ma sprawy A niegrzeczną bajkę możesz napisać sama
Anai napisał: | czyli...? | no na przykład kładłam wilgotne kawałki drewna na tym moim wiejskim piecu, żeby wyschły i można było je spalić Albo zamiast oblewać pomidory wrzątkiem, wrzucałam je po prostu do czajnika z zagotowaną wodą
Anai napisał: | to na pikniku używa się czegoś takiego jak talerz? | looks like, że się używa, bo inaczej po co byłyby one w komplecie wyposażenia kosza piknikowego?
Anai napisał: | mam co do tego pesymistyczne przeczucia *__* | Twoja negatywna energia utrudnia mi realizację planu
***
advantage napisał: | Ale żeby tak w rzeczywistości się na to godzić?! | w rzeczywistości innej niż "Układ" takie coś nie ma szans u chłopaków - oni wolą ryzykować swoim życiem, niż zrezygnować z ery
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anai
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 16:15, 12 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | Popieram!!! | jak będzie 3x 'tak', to może ktoś nas posłucha
Richie117 napisał: | w jednym dużym pokoju bez klamek i z miękkimi ścianami | brzmi fajnie
Richie117 napisał: | jak śpiewał K.A.S.A. wieeele lat temu: "nawet twój kot tak dziwnie oczy mruży, Whiskas musi mieć - mleko już mu nie służy" | nie ma to jak idealnie dobrany komentarz
Richie117 napisał: | Nie wiem, na jakiej podstawie naukoffcy wyciągają te wszystkie genialne wnioski, bo ja się jeszcze nie spotkałam z przypadkiem kota, który by zmarł przedwcześnie, bo pił codziennie mleko, ani z przypadkiem psa, którego zabiłaby czekolada | well, nie znam się na kotach, ale nie myślę, żeby ktoś twierdził, że mleko przyspiesza ich śmierć IMO prędzej powoduje jakieś dolegliwości, ekhem, żołądkowo-jelitowe.
Nic dziwnego, że się z przypadkiem psa, którego czekolada zabiła, nie spotkałaś - wątpię, żeby ktoś dawał jednorazowo swojemu zwierzakowi taką ilość, która mogłaby mu zaszkodzić, bo po prostu jest ona dość spora, tym bardziej, że gorzką czekoladą raczej nikt psa nie karmi (a ona zawiera 2x więcej teobrominy niż mleczna). Jeśli przyjmiemy, że toksyczna dawka teobrominy dla psa to 100mg/kg masy ciała to z tego wynika, że 30-kilogramowy pies musiałby zjeść 3 tabliczki czekolady gorzkiej (czyli 6 mlecznej) na raz, a nawet mój taki pazerny nie jest (a to 100mg/kg to i tak dolna granica, bo niektóre źródła twierdzą, że ta dawka może wynosić nawet 150mg/kg masy ciała )
Richie117 napisał: | Za to badania przeprowadzone w Czarnobylu wykazały, że długotrwała ekspozycja na słabe promieniowanie radioaktywne zmniejsza ryzyko zachorowania na raka | w ogóle cała ta sprawa z Czarnobylem była 'troszkę' rozdmuchana Ale dobrze wiedzieć xD
Richie117 napisał: | a buuuuuu może jest to gdzieś w necie do ściągnięcia | nie wiem, czy jest, czy nie ma, ale mam coś lepszego: klik
Richie117 napisał: | uwierzę na słowo, bo ja przed snem wolę erę albo sweet fluff | szkoda tylko, że wtedy nie mam siły na czytanie czegokolwiek
Richie117 napisał: | można było to przeoczyć, bo - całe szczęście - gadali po angielsku | to nic dziwnego, że tego nie wiedziałam, nie wgłębiam się w takie szczegóły jak kraj produkcji I bardzo dobrze, że nie gadali - nie przepadam za brzmieniem francuskiego (i niemieckiego, brr ). Za to hiszpański jest aww
Richie117 napisał: | przychodzi baba do lekarza, skarżąc się na nadmiar testosteronu. Lekarz chce wiedzieć, skąd babie przyszedł do głowy ten pomysł, więc baba tłumaczy: "Mam gruby głos, codziennie rano muszę się golić, mam owłosioną klatkę piersiową i w ogóle włosy rosną mi w dół, aż do samego członka" | tjaa, też by mnie zaniepokoił ten gruby głos
Richie117 napisał: | ale głupie poglądy im zostaną... strach się bać | podobno z głupoty się wyrasta, może z nimi też tak będzie
Richie117 napisał: | a wiesz, że angielskie subtext to anagram słowa buttsex? | teraz już wiem I jak tu nie widzieć podtekstów, jeśli kryją się wszędzie?
Richie117 napisał: | Jednakowoż obecność bananów w tym filmie trochę mnie martwi... | to nie martw się, tylko... put a banana in your ear
Richie117 napisał: | a za zniszczenie fryzury Wilson by go zabił | zalezy której fryzury
Richie117 napisał: | mnie się nadal nie chce oglądać. Ale tak zupełniezupełnie. To chyba oznacza, że bezapelacyjnie uznałam "House'a" za szmirę, na którą szkoda czasu | smutne to, chociaż nie ma co się dziwić - dziwne jest tylko to, że tyle osób dalej ogląda Też bym dała sobie spokój, ale ciekawość mi nie pozwoli
Richie117 napisał: | Chłopaki będą zbyt zaprzątnięci sobą i uciekaniem przed zombiakami, żeby poświęcić Cuddy więcej niż parę zdań | to napisz te zdania na biało, żebym mogła je ominąć
Richie117 napisał: | głupi ludzie też mają mózgi - może nawet smaczniejsze, skoro nieużywane | a jakie pojemne... Tyle, że jak przez tak długi czas nie przyswoiły żadnej wiedzy, to muszą mieć jakiś defekt, więc odpada wykorzystanie ich do przeszczepów
Richie117 napisał: | mmmmm... wątróbka z cebulką | surowa? Eww, chyba nie nadaję się na zombie
Richie117 napisał: | z tego, co czytałam, to tym razem prawda leży pośrodku - Cuddy była OOC z tą swoją przesadną reakcją, ale House i tak zachował się jak świnia, że ją okłamał i zranił | zgadzam się tylko z pierwszą częścią tej opinii, tyle że użyłabym tutaj dosadniejszego słowa niż 'OOC'. Cuddy zachowała się jak zwykła suka - tak 'akceptowała' i 'kochała' House'a, a rzuciła go, kiedy tylko pojawił się jakiś problem
Richie117 napisał: | A mnie by nie zależało tak bardzo... niech by sobie House miał haluny z erą, pod warunkiem że na koniec chłopaki byliby rzeczywiście razem i uprawiali rzeczywistą erę poza epem | jeśli wiedziałabym, że ich związek nie jest tylko halucynacją, to też nie miałabym nic przeciwko
Richie117 napisał: | A niegrzeczną bajkę możesz napisać sama | najpierw muszę przemyśleć, którą wybrać
Richie117 napisał: | Albo zamiast oblewać pomidory wrzątkiem, wrzucałam je po prostu do czajnika z zagotowaną wodą | to się dopiero nazywa 'pójście na skróty'
Richie117 napisał: | looks like, że się używa, bo inaczej po co byłyby one w komplecie wyposażenia kosza piknikowego? | żeby więcej kosztował?
Richie117 napisał: | Twoja negatywna energia utrudnia mi realizację planu | przepraszam To oprócz mojej negatywnej energii unikaj jeszcze tego:
Cytat: | Radzimy:
* jak najrzadziej oglądaj wszelkiego typu sensacyjne programy telewizyjne,
* nie oglądaj filmów pełnych przemocy i agresji;
* nie graj w brutalne gry komputerowe,
* słuchaj wiadomości podawanych raczej w spokojnym tonie,
* nie używaj bezmyślnie negatywnych określeń i słów,
* zadbaj o ładny język. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pino
Stażysta
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nibylandia Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 14:01, 13 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Nie mogę sobie przypomnieć, o co właściwie tak złościłam się na Wilsona na początku tego tekstu. To chyba dobrze Interesuje się House'm, opiekuje się nim. Może w końcu weźmie sprawy w swoje ręce. Jestem ciekawa, czy przemilczy wszystko, czy raczej pobiegnie do Roystona i zakończy cały ten układ.
House w tym tekście jest niesamowicie przygnębiający. Taki smutny, zmęczony i zrezygnowany. Tylko metafory ma nadal równie bogate jak w serialu xD
Na pewno będę czekać na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 23:20, 14 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Anai napisał: | jak będzie 3x 'tak', to może ktoś nas posłucha | tjaaa, posłuchają nas jak wyłączonego radia
Anai napisał: | well, nie znam się na kotach, ale nie myślę, żeby ktoś twierdził, że mleko przyspiesza ich śmierć IMO prędzej powoduje jakieś dolegliwości, ekhem, żołądkowo-jelitowe. | sprawa wygląda tak, że wszystkie ssaki, również człowiek, teoretycznie tracą zdolność do trawienia mleka, kiedy wyrastają z wyłącznie-mlecznej diety i stąd się biorą owe dolegliwości. Ale to tylko teoria, bo jeżeli człowiek lub zwierzę nadal ma w swojej regularnej diecie mleko, to nie przestaje wytwarzać enzymów trawiennych, które trawią laktozę, zatem nie wystąpią u niego żadne dolegliwości z powodu spożywania mleka. Z tego wynika, że właśnie gdyby się kotu dawało mleko tylko czasami, to może zacząć chorować, a nie na odwrót
Anai napisał: | Nic dziwnego, że się z przypadkiem psa, którego czekolada zabiła, nie spotkałaś - wątpię, żeby ktoś dawał jednorazowo swojemu zwierzakowi taką ilość, która mogłaby mu zaszkodzić, bo po prostu jest ona dość spora, tym bardziej, że gorzką czekoladą raczej nikt psa nie karmi (a ona zawiera 2x więcej teobrominy niż mleczna). Jeśli przyjmiemy, że toksyczna dawka teobrominy dla psa to 100mg/kg masy ciała to z tego wynika, że 30-kilogramowy pies musiałby zjeść 3 tabliczki czekolady gorzkiej (czyli 6 mlecznej) na raz, a nawet mój taki pazerny nie jest (a to 100mg/kg to i tak dolna granica, bo niektóre źródła twierdzą, że ta dawka może wynosić nawet 150mg/kg masy ciała ) | wow, widzę, że zgłębiłaś temat dokładniej ode mnie
Mi kiedyś weterynarz mówił, że nawet niewielkie dawki czekolady są śmiertelnie groźne, bo ta szkodliwa substancja nie jest wydalana z psiego organizmu, tylko się kumuluje. A mój Rexu (40kg) zjada codziennie pół tabliczki, z czego część to gorzka czekolada, i nadal żyje Mój poprzedni pies (16kg) też tak jadł i dopiero starość go wykończyła.
Anai napisał: | w ogóle cała ta sprawa z Czarnobylem była 'troszkę' rozdmuchana | no nie wiem... może tak, a może wprost przeciwnie. Diabli wiedzą, ile informacji wtedy celowo zatajono, a o ilu rzeczach po prostu nikt nie wiedział, bo ćwierć wieku temu nie było takich możliwości technicznych jak obecnie. A mnie i tak kręcą wszelkie filmy dokumentalne o Czarnobylu i gdybym kiedyś miała okazję tam pojechać, to pewnie bym się nie wahała
Anai napisał: | nie wiem, czy jest, czy nie ma, ale mam coś lepszego: klik | OMFG!!! gdyby nie to, że się śmiałam jak wariatka, to miałabym minę jak ta laska z jury Kurcze, a jak ktoś kiedyś napisał fika o chłopakach i Konkursie Talentów, to oni tam jedynie zaprezentowali 'sztuczkę' z sikaniem do pisuarów (fik był tak marny, że chyba go nawet nie zachowałam )
Anai napisał: | szkoda tylko, że wtedy nie mam siły na czytanie czegokolwiek | to trzeba tak planować, żeby trochę siły zostało
Anai napisał: | to nic dziwnego, że tego nie wiedziałam, nie wgłębiam się w takie szczegóły jak kraj produkcji I bardzo dobrze, że nie gadali - nie przepadam za brzmieniem francuskiego (i niemieckiego, brr ). Za to hiszpański jest aww | heh, ja nawet nie wiem, skąd wiedziałam, że to francuskie było I też nie lubię tego języka, za to niemiecki kiedyś loffciałam, a hiszpański... hmm... fajnie wrzeszczeli ze strachu po hiszpańsku w Rec2 (a ja jestem dziwna, bo oglądałam hiszpański horror z angielskimi napisami )
Anai napisał: | podobno z głupoty się wyrasta, może z nimi też tak będzie | ktoś Ci musiał podać błędne informacje, bo jeszcze się nie spotkałam z przypadkiem osoby, która by wyrosła z głupoty. Czasem nawet mi się wydaje, że głupota rośnie razem z człowiekiem
Anai napisał: | to nie martw się, tylko... put a banana in your ear | zastanawiam się, czy ktoś kiedyś wpadł w fiku na taki pomysł
Anai napisał: | zalezy której fryzury | myślisz, że Wilson spędza tyle czasu w łazience, bo wszystkie czynności związane z układaniem włosów wykonuje dwa razy?
Anai napisał: | dziwne jest tylko to, że tyle osób dalej ogląda Też bym dała sobie spokój, ale ciekawość mi nie pozwoli | to jest tak sprzeczne ze sobą, że brak mi słów, żeby to skomentować
Na marginesie powiem tylko, że o ile mnie pamięć nie myli, to finał miał słabszą oglądalność niż ostatni ep przed przerwą zimową
Anai napisał: | to napisz te zdania na biało, żebym mogła je ominąć | zobaczę, co da się zrobić
Anai napisał: | surowa? Eww, chyba nie nadaję się na zombie | surowa cebula? Fuuuj (ale Rexu ma predyspozycje do bycia zombi, bo uwielbia surową wątróbkę )
Anai napisał: | zgadzam się tylko z pierwszą częścią tej opinii, tyle że użyłabym tutaj dosadniejszego słowa niż 'OOC'. Cuddy zachowała się jak zwykła suka - tak 'akceptowała' i 'kochała' House'a, a rzuciła go, kiedy tylko pojawił się jakiś problem | hmm... jestem tak uprzedzona do Cuddy, że nie uważam jej suczego zachowania za out of character. Dla mnie ona zachowywała się tak wobec House'a od pierwszego epa pierwszego sezonu, a teraz jedynie zaczęła robić z igły widły na poziomie przedszkolnym
Anai napisał: | najpierw muszę przemyśleć, którą wybrać | "Królewnę Śnieżkę"? Dławienie się jabłkiem, upinanie włosów grzebykiem i kłucie się w palce podczas szycia są taaaakie w stylu Wilsona
Anai napisał: | żeby więcej kosztował? | ech, wszędzie ten materializm
Anai napisał: | To oprócz mojej negatywnej energii unikaj jeszcze tego: (...) | oszfak to nie mam szans na bycie optymistką Ale mogę zadbać o ładny język, kupując szczoteczkę Colgate 360
***
Pino, miło że znów wpadłaś
O, zdecydowanie dobrze, że nie pamiętasz o co miałaś pretensje do Wilsona Mówiłam, że Wilson się jeszcze zrehabilituje
House też przestanie być przygnębiony i przygnębiający, gdy się w końcu pozbędzie problemu z Roystonem - ale jak to się stanie, tego ofkors nie mogę zdradzić
Next rozdział - mam nadzieję - wkrótce się pojawi
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Wto 23:22, 14 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 8:16, 16 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Coraz bardziej zbliżamy się do końca
Ostrzegam przed odrobiną Huddy-stuffu w tym rozdziale, a resztę będziecie musieli przetrwać bez psychicznego przygotowania
Enjoy! |
<center>ROZDZIAŁ SIÓDMY</center>
- Kortykosterydy podziałały łagodząco na ból - zakomunikował następnego ranka Taub. W tym samym momencie House wszedł do pokoju konferencyjnego.
- To dobrze.
Taub nalał sobie kubek kawy. House również.
Foreman i Chase zjawili się w samą porę, by ich usłyszeć.
- Reakcja na sterydy sugeruje chorobę autoimmunologiczną - powiedział Foreman. - Jednak w większych stawach naszego pacjenta nie widać uszkodzeń.
House usiadł za stołem. - To dlatego, że problem nie kryje się w jego stawach, tylko w kręgosłupie. Po prostu nie widzieliśmy tego. Zapytajcie tatuśka, czy przytrafiło mu się ostatnio coś traumatycznego, na przykład wypadek samochodowy albo utrata pracy. Jeżeli nie było nic takiego, przeprowadźcie badanie leukocytów na obecność Antygenu B27.
- Myślisz, że to [link widoczny dla zalogowanych]? - zapytał Taub. - Pacjent nie ma żadnych zmian skórnych.
House pokręcił głową. - W łuszczycowym zapaleniu stawów z towarzyszącym zapaleniem kręgosłupa, w bardzo małym procencie przypadków, zmiany skórne pojawiają się później i tylko sporadycznie, jako objaw niespecyficzny. Uszkodzenia kręgosłupa naszego pacjenta są dopiero w początkowym stadium; wystarczą, żeby wywołać ból, ale nie wystarczą, by wyrządzić poważne szkody.
Foreman przybrał ponurą minę. - Jeszcze nie.
House pociągnął łyk kawy. - Zróbcie badanie na obecność B27 oraz rezonans jego kręgosłupa, i tym razem przyjrzyjcie się uważnie. Do tej pory musiały się już pojawić jakieś widoczne uszkodzenia. Dobra wiadomość jest taka, że tym razem nasz pacjent nie umarł. Zła wiadomość to to, że przez resztę życia będzie cierpiał na chroniczny ból i, możecie mi wierzyć, to gorsze od śmierci. - House zwrócił się do Trzynastki i Tauba. - Idźcie przekazać tatuśkowi złe wieści.
---
---
Kiedy zespół House'a wyszedł, diagnosta wybrał wewnętrzny numer do gabinetu Wilsona. W tym momencie wszedł Foreman.
- Dzwonisz w sprawie naszego pacjenta?
House zasłonił dłonią słuchawkę. Do jego ucha docierał głos Wilsona: Halo? Halo? House, jeśli naszła cię ochota na telefoniczne wygłupy...
- Nie - odpowiedział Foremanowi House.
- House! Zacznij dyszeć do słuchawki i miejmy to już za sobą, bo lada chwila zjawi się u mnie pacjent.
- Łuszczycowe zapalenie stawów. Szkoda faceta. - Foreman pokręcił głową.
W telefonie zabrzmiało ostrzegawcze: Za pięć sekund odkładam słuchawkę.
House odezwał się do telefonu: - Pięć sekund? Ja bym to zrobił dziesięć sekund temu.
- Nie każdy jest dupkiem.
- Jeżeli przez resztę dnia jesteś wolny, masz do odrobienia masę zaległych godzin w klinice - oznajmił Foreman. - Royston chciał, żebym ci o tym przypomniał. I mam na myśli ciebie, a nie Trzynastkę, Tauba czy Chase'a.
- Kochanym dupkiem - odrzekł do słuchawki House.
- Czy ty w ogóle słuchasz, co mówię? - zapytał Foreman z odrobiną rozdrażnienia. - Z kim rozmawiasz?
- A co z tobą? - House zwrócił się do Foremana. - Jesteśmy niemal tego samego wzrostu i budowy... praktycznie jesteśmy bliźniakami.
Foreman posłał House'owi przeciągłe, cierpiętnicze spojrzenie. - Nie odpracuję twojego dyżuru w klinice. Nie jestem twoim niewolnikiem, tylko zastępcą.
- Foreman nie jest dupkiem - odezwał się w słuchawce głos Wilsona, wywołując niewielki uśmiech na ustach House'a. - Stawiam sto dolców, że jesteś.
To było zabawne. House nie bawił się tak dobrze od dłuższego czasu.
- Można mnie kupić, ale nie jestem tani. Tylko ci przypominam. Royston jutro wraca - powiedział przez ramię Foreman i wyszedł.
- W tej chwili odkładam słuchawkę - powiedział Wilson.
- I dobrze, bo blokujesz mój telefon. Ale zanim się rozłączysz, co powiesz na lunch?
Wilson westchnął. - Jasne, w kafeterii. To jedyne miejsce, w którym jeszcze mnie stać na zapłacenie rachunku za nas obu.
---
---
House wybrał dwuosobowy stolik pod oknem - zaciszne miejsce, ale nie w nazbyt oczywisty sposób. Przez zamarznięte szyby widać było niewyraźne kontury zimowych krzewów i pustych ławek na zewnątrz budynku.
- Lucas leci do Seattle w ten weekend.
House spuścił wzrok na swojego hamburgera, niespodziewanie tracąc apetyt. - A Cuddy się na to zgadza?
Wilson wzruszył ramionami. - Nie spytałem. Może powiedział jej prawdę?
- Cuddy potrafi wyczuć kłamstwo nawet mając klamerkę zaciśniętą na nosie. Zatem albo Lucas powiedział jej prawdę, a ona ma gdzieś to, że on leci do Seattle z powodu, który przysiągł zachować w tajemnicy, albo Lucas jest lepszym kłamcą ode mnie, a nikt nie potrafi kłamać lepiej, niż ja.
- To pocieszające. Nie potrafię stwierdzić, co Cuddy powiedziała, bądź nie, ale Lucas ma świadomość, że robi to dla ciebie. I zanim poślesz mi to swoje spojrzenie - on się tego domyślił.
House po raz kolejny poczuł ukłucie odrzucenia. Utrata zaufania Cuddy, jej sympatii oraz przyjaźni zraniły go głęboko. I to wciąż bolało.
- Cóż, gdyby Lucas był idiotą, nigdy bym go nie zatrudnił. - Żałował tego posunięcia, ponieważ przez nie wprowadził Lucasa do świata Cuddy, lecz z drugiej strony odegrało ono swoją rolę w sprowadzeniu Wilsona z powrotem. A przynajmniej na to wyglądało. - Czemu zgodziłeś się mnie uśpić i zaciągnąć mnie na pogrzeb mojego ojca? - zapytał pod wpływem nagłej potrzeby. - Kilka tygodni wcześniej nawet byś ze mną nie porozmawiał.
Wilson przerwał przeżuwanie swojej bardzo pysznej kanapki z warzywami. - Pytasz mnie o to teraz? To było ponad dwa lata temu.
- Musiał być jakiś powód. To znaczy oprócz tego, że niespodziewanie uświadomiłeś sobie, iż nic nie możesz poradzić na to, że mnie kochasz.
Wilson zastanowił się nad tym. Kiedy matka House'a zadzwoniła do niego, skwapliwie skorzystał z szansy na ponowne wciśnięcie się gdzieś w życie swojego przyjaciela, a pogrzeb dał mu po temu idealną sposobność. Robi to dla matki House'a, a nie dla samego House'a - tak usprawiedliwiał to wówczas przed samym sobą. Mógł wstąpić w prażące ciepło i przekonać się, czy ciągle chce wejść głębiej do kuchni. Czy ciągle kochał House'a? A raczej pytanie, które zajmowało wtedy jego myśli od chwili, gdy pani House do niego zadzwoniła, brzmiało: czy w ogóle przestał kochać House'a? Czy jego ucieczka była swego rodzaju rozpaczliwą potrzebą zaprzeczenia temu, jak House uporczywie twierdził?
Wilson wiedział teraz, w tym momencie swojego życia, że utrata House'a byłaby bolesna. Bardziej bolesna, niż utrata Amber. To zabawne, jak jedna osoba potrafi liczyć na nieustanną obecność drugiej, nawet wówczas, gdy sama od niej ucieka. House zawsze był jedyną stałością w życiu pełnym strat. Strat spowodowanych czasami przez okoliczności, jak choroba Danny'ego, innym razem wywołanych przez jego własne słabości i strach przed zaangażowaniem, jak w przypadku jego żon i dziewczyn... i Amber. Stracił wszystkich, do których kiedykolwiek tak bardzo się zbliżył. Jak do House'a.
Czuł, że z House'em łączy go bliższa więź, niż z kimkolwiek, kiedykolwiek wcześniej. House doprowadzał go do szaleństwa, lecz także każdego dnia rzucał mu wyzwania. House zmuszał go, by patrzył na siebie w uczciwy sposób. Wilson musiał przyznać, że House był jednym z pierwszych ludzi, których on kiedykolwiek zaczął kochać w stopniu przekraczającym przyjaźń - w stopniu głębszym, intymniejszym. Na poziomie, na którym tak naprawdę tego nie rozumiał. Były to uczucia, których nie potrafił łatwo wyjaśnić. Wilson nie pamiętał, by kiedykolwiek, wcześniej czy później, darzył kogoś takim uczuciem. Amber zbliżyła się do tego najbardziej.
Nie wiedział, jak odpowiedzieć na pytanie House'a.
- Zapłaciłeś mi czterysta dolarów, żebym porozmawiał z tobą przez kilka minut. Chciałeś, żebym wrócił, a ja, jak ostatni dupek, nawet z tobą nie porozmawiałem. Zatem zrobiłeś to, do czego jedynie ty byłbyś zdolny: zatrudniłeś detektywa, żeby mnie śledził i sprawdził, czy wszystko ze mną w porządku. Nie zostawiłem ci żadnego wyboru. - Wilson przypomniał sobie, że był wściekły na House'a za zatrudnienie tego detektywa. A powinno było mi to pochlebiać.
- Wróciłem, ponieważ zdałem sobie sprawę, że ja również cię potrzebowałem, nawet jeśli nie miałem pojęcia dlaczego. - Naprawdę tego nie wiedział. Nawet teraz. Był uzależniony od niego, o to chodziło. Miał House'a we krwi, jak alkohol. - Chyba byłem samotny. - Uświadomił sobie, że nigdy nie przeprosił House'a za to, że odszedł od niego po tamtych koszmarnych wydarzeniach. - Nie powinienem był odchodzić. Nie zasługiwałeś na to.
House siedział i chłonął każde jedno słowo. Raz skinął głową, lecz jego oczy spoczęły na serwetce na stole. Odwracał wzrok od miłości w oczach Wilsona. Gdy Wilson kochał, gdy przywiązywał się do kogoś, zdawał się to robić bez wytłumaczalnych powodów. W taki sam sposób Wilson również nienawidził. Kiedy uciekł, zrobił to z powodów, których nie potrafił sobie wyjaśnić.
Nigdy nie było wiadomo, kiedy i która z rozszalałych emocji Wilsona została skierowana w czyjąś stronę. Intensywność uczuć Wilsona czasami House'a przerażała.
- Dzięki - powiedział z nieco zażenowaną miną. - Wybacz, że nie powiedziałem ci od razu o Roystonie. - Małe pocieszenie. Teraz byli kwita.
Wilson z łatwością przyjął przeprosiny. - Próbowałeś mnie chronić. Rozumiem to. - I wreszcie wypłynął temat, którego nie chciał poruszać, ale zwyczajnie musiał: - Royston jutro wraca.
House kiwnął głową. - Mhm. - Pociągnął łyk kawy.
- Czy on zwykle... dzwoni do ciebie w dzień swojego powrotu?
- Pytasz o to, czy będzie chciał mnie wyruchać w dzień swojego powrotu? Odpowiedź brzmi... czemu chcesz to wiedzieć?
- Nie lubię myśleć o tobie i... o nim... razem. - "Nim" zostało wypowiedziane tak, jakby było to wulgarne słowo.
- Jeżeli nie odpowiem, nie będzie potrzeby, żebyś o tym myślał.
- Owszem, będzie.
House westchnął. - On nie jest taki zły. To znaczy, jak na psychopatycznego sukinsyna, jest mniej wredny niż większość z nich.
- A z iloma psychopatami tak właściwie spałeś?
House puścił tę uwagę mimo uszu. - Są szanse, że zadzwoni do mnie dopiero następnego dnia.
Wilson poczuł przypływ strachu i tęsknoty przelewający się przez tego pierś, który sprawił, że trudno było mu złapać oddech.
- Przyjdź do mnie dziś wieczorem. Odłączę telefon, nie będziemy odbierać naszych komórek...
- Jeżeli Royston się dowie...
- Nie dowie się.
- Domyśli się tego, bo w przeciwnym razie czemu miałbym nie odbierać swojej komórki? - House odsunął od siebie swój kubek. - On już podejrzewa, że ty i ja sypiamy ze sobą. Jeżeli nie odbiorę, będzie o tym przekonany.
- Nie obchodzi mnie to.
- Mnie obchodzi. - House wstał. Pora by wrócił do pacjenta i swojego jedynego nadrzędnego problemu: jak się pozbyć Roystona, równocześnie ratując Wilsonowi tyłek. Ratowanie życia, ratowanie tyłków... powinien zacząć nosić pelerynę.
- House - zawołał za nim Wilson. Royston i House. House i Royston. House na kolanach, Royston uśmiechający się jak diabeł wcielony. To przekraczało wszelkie granice.
- Muszę lecieć.
---
---
---
Royston wcisnął jego twarz w poduszkę. House nienawidził tego człowieka. Ale kochał to, że ów człowiek wprowadził regularny seks z powrotem do jego życia. Regularne obcowanie cielesne było lepsze niż nic. House nie miał złudzeń i wiedział, że Royston wykorzystuje go wyłącznie dla własnej przyjemności, lecz minęło sporo czasu, odkąd House czuł się tak bardzo potrzebny w czyimś - czyimkolwiek - życiu. To, że był centrum czyjegoś wszechświata, jedynym źródłem satysfakcji, ciepłym azylem, wyłącznym powodem odbierających-mowę orgazmów, schlebiało mu w pewien popieprzony sposób. House przygryzł wargę, gdy Royston chwycił go za biodra obiema rękami, unosząc go odrobinę wyżej ponad materacem, zwiększając szybkość i siłę swoich nieokiełznanych pchnięć, aż w końcu zadrżał i doszedł wewnątrz niego. Potem przygniatający ciężar powrócił, gdy Royston, sapiąc, zwalił się na niego. Spocony. Zaspokojony.
- Tęskniłem za tym, muszę ci to przyznać.
House nie odpowiedział. On też za tym tęsknił. Wyłącznie za tym. Nie za tym mężczyzną, nie za jego głosem, ani za jego spojrzeniami czy słowami. Tęsknił za byciem osobą, której ten mężczyzna najbardziej nie mógł się doczekać. Za byciem najlepszym powodem, dla którego on w ogóle wracał do domu. Royston miał świra na punkcie dominacji, lecz był również człowiekiem, którego dziwaczne namiętności oraz zdystansowany sposób bycia oddzielały od reszty ludzi. Przynajmniej to House mógł uznać za łączące ich cechy.
Jednakże różnica polegała na tym, że Royston nie przejmował się niczym, oprócz swojego statusu, swojej władzy oraz garnituru, który miał na sobie. Miał nawet obsesję na punkcie ułożenia swoich włosów. Była tylko jedna rzecz w pokręconym życiu tego faceta, która posiadała moc wytrącenia tego wszystkiego z miejsca choćby o milimetr, i tą rzeczą był właśnie House. Royston miał swój słaby punkt, a House koniec końców zrozumiał, że to on był tym słabym punktem. W niczym nie byli do siebie podobni.
- Wow - szepnął mu do ucha Royston, przerywając milczącą zadumę House'a. - Mógłbym cię pokochać, Greg, o ile dalej będziesz mnie zadowalał w ten sposób. Naprawdę mógłbym zacząć cię kochać, jak sądzę. - Mówił o tym tak, jakby jego miłość była jakąś pożądaną nagrodą. Jak gdyby bycie kochanym przez takiego wyjątkowego psychopatę jak on było darem, a House powinien być wdzięczny za usłyszenie samej wzmianki o takiej możliwości.
- Złaź ze mnie - zażądał House. Miał w zanadrzu kilka solidnych obelg, które wolałby powiedzieć, ale nie miał ochoty zanosić do domu kolejnego śladu po ugryzieniu. Przynajmniej seks był dobry. Czasami nawet wspaniały. Znajdowanie się w centrum czyjegoś wszechświata było w pewien sposób satysfakcjonujące.
Od strony porzuconych na podłodze jeansów House'a rozległ się dzwonek komórki, dopraszającej się o jego uwagę.
- Miałeś wyłączać swój telefon komórkowy - warknął mu w ucho Royston. Jeszcze nie zsunął się z jego pleców.
House spróbował zrzucić ciężkiego mężczyznę z własnego zlanego potem ciała.
- Zapomniałem.
Oczy Roystona przesunęły się po skórze górnej części pleców jego kochanka, po wypukłościach mięśni ponad łopatkami i po konturze żeber ukrytych pod cienką warstwą ciała. Być może po prostu zapomniał. Tego wieczoru Royston miał ochotę na bycie wspaniałomyślnym.
- Okej. Być może faktycznie zapomniałeś.
Royston zwlókł się z łóżka i - zanim House mógł go powstrzymać - zaczął przeszukiwać kieszenie jeansów House'a, aż odnalazł telefon. Otworzył go, lecz nie wcisnął maleńkiego przycisku w kształcie staromodnej słuchawki, tylko zapatrzył się na wyświetlacz.
- To doktor Wilson - powiedział cicho grobowym tonem, podnosząc wzrok na House'a. Został okłamany. Zdradzony.
House nie mógł się powstrzymać przed konwulsyjnym przełknięciem śliny. - To mój przyjaciel - odparł, z trudem zachowując opanowany ton. - Poza tym często prosi mnie o konsultacje. To oznacza, że czasami do mnie dzwoni - dodał bezczelnie dla lepszego efektu.
Ale Royston nie dał się wykiwać. Jego ego nie zezwalało na żadne kompromisy, jego sumienie nie wiedziało, co to przebaczenie. I nie istniała możliwość uniknięcia kary poprzedzającej pokutę.
- Ty pierdolona dziwko - warknął. - Sypiasz z nim, prawda?
House wyprostował się na łóżku, opuszczając nogi na podłogę. Musiał wstać, bo inaczej ta walka będzie skończona, zanim w ogóle się zacznie.
- Nie, nie spałem z nim. - Doprawdy, co za sukinsyn! House wiedział, że można mu było zarzucić wiele, ale nie niewierność. Nawet wobec tego dupka. - Popadasz w paranoję.
House uświadomił sobie w tym momencie, że nie powinien był tego mówić. Twarz Roystona wykrzywiła się w wyrazie wściekłości. Doskoczył do House'a. Zanim House miał szansę uchylić się albo wymierzyć cios, Royston złapał go jedną ręką za uszkodzone udo, a drugą za gardło, i z całej siły zacisnął obie dłonie.
House zatoczył się do tyłu i poleciał na materac. Jego oczy wypełniły się łzami pod wpływem przeraźliwego bólu, który palce Roystona wydobywały z jego starej kontuzji, i rozpaczliwie próbował zaczerpnąć powietrza, zanim zemdleje, a wtedy Royston będzie mógł spokojnie dokończyć swoją robotę. Nigdy wcześniej nie spotkał się z taką rozdygotaną furią ze strony Roystona. Mężczyzna eksplodował gniewem i przygryzał własną wargę, by powstrzymać się od wykrzykiwania wulgaryzmów. Nie byłoby stosowne obudzić sąsiadów w trakcie próby popełnienia morderstwa.
House przestał próbować uwolnić się spod stalowego uścisku trzymającego go za gardło i zaczął bić pięściami w głowę Roystona tak mocno, jak tylko był w stanie. Kilka ciosów musiało trafić w odpowiednie miejsca, bo Royston zwolnił chwyt jednocześnie na jego szyi i udzie. Jednak wytchnienie nie trwało długo. Royston skoczył na niego znowu, tym razem unieruchamiając go na łóżku siadając okrakiem na jego biodrach i skupiając się na uderzaniu pięścią raz za razem w twarz House'a, aż jego własne kłykcie zaczęły krwawić, a kości boleć.
House usiłował odpierać silne ciosy Roystona, lecz młodszy mężczyzna błyskawicznie opuszczał pięści i walczył jak uliczny zabijaka. Wszystko możliwe. Przy każdym precyzyjnie wymierzonym uderzeniu zwiotczały penis Roystona podskakiwał przed twarzą House'a. Kępa jego rudych włosów łonowych śmierdziała seksem. House miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje.
Wreszcie ciosy ustały, a Royston powoli się wycofał. Jego furia wyczerpała się i ulotniła. Był jak petarda, która eksplodowała po zapaleniu, ale ostatecznie nie wyrządziła poważnych zniszczeń. Royston spojrzał w dół na swojego kochanka. House leżał nieprzytomny, z twarzą przypominającą krwawą miazgę. Royston miał przynajmniej nadzieję, że nie spowodował trwałych uszkodzeń. House oddychał, choć z niewielkim trudem. Powietrze robiło, co mogło, by dostać się do jego płuc i wydostać stamtąd poprzez jego zdruzgotane gardło i zakrwawione nozdrza. Próbom tym towarzyszyła seria obrzydliwych świstów i bulgotania.
Royston poszedł do łazienki i napełnił wysoką szklankę lodowatą wodą. Wróciwszy z nią do łóżka, bez wahania chlusnął jej zawartością prosto na twarz House'a. Potem patrzył kątem oka, jak House ocknął się i usiłował usiąść, strząsając czerwoną wodę i smarki ze swojej pobitej twarzy na pościel. Royston zmył krew ze swoich rąk korzystając z umywalki w łazience. Krew była prawdziwą zmorą, kiedy trzeba było się jej pozbyć. Wymagało to mnóstwa gorącej wody i mydła. To był klucz do sukcesu.
Odwrócił się, spokojnie osuszając dłonie ręcznikiem. House wyciągał chusteczkę za chusteczką z pudełka w małe kwiatki, które stało przy łóżku. Przyłożył do nosa całą ich garść i wydmuchał w nie swoje krwawe oburzenie.
House siedział prosto i oddychał. To dobrze. Royston wrzucił ręcznik do wanny, żeby pokojówka się nim zajęła. Jak na razie wszystko było w porządku.
House przekręcił głowę, tylko trochę, bo jego kark był zesztywniały i każde poruszenie nim zaostrzało pozostałe wrażenie duszenia.
- Ty psycho-pojebie!
Royston uśmiechnął się nieznacznie. House miał wystarczająco dużo energii i psychicznej siły, by spojrzeć na niego i obrzucić przekleństwami. Wszystko w normie. Dzień czy dwa zwolnienia chorobowego i nikt nawet nie zauważy siniaka na policzku czy śladów palców odciśniętych wokół szyi. Zresztą House miał teraz kilkanaście golfów w różnych kolorach. Wróci do pracy w mgnieniu oka.
- Nic ci nie będzie, muffinko - powiedział, kończąc się ubierać. - Zostań w domu dzień lub dwa - dodał, zanim otworzył drzwi, by wyjść. - W domu... - podkreślił i rozejrzał się po pokoju. Klucze i portfel? Ach, tutaj leżą. Royston pozbierał swoje nieliczne rzeczy osobiste. - ...i odpręż się. To była niezła zabawa.
Za Roystonem zamknęły się drzwi.
---
---
Wilson zareagował na mocne dobijanie się do jego frontowych drzwi cichym przekleństwem.
- Czego!?... - Tyrada została urwana w pół słowa, gdy zobaczył przed sobą House'a, opierającego się o framugę i przytykającego do nosa zaplamioną krwią chusteczkę. Wyglądał, jakby ktoś go napadł. - Jezu. Co ci się, do diabła, stało?
House bez zaproszenia wszedł do przedpokoju. To było mieszkanie Wilsona. Żadne zaproszenia nie były konieczne.
Wilson patrzył, jak House kuśtyka do najbliższego krzesła w salonie. - I gdzie jest twoja laska?
House zostawił ją w pokoju hotelowym. Borykając się z bólem głowy, obolałym gardłem i koniecznością jak najszybszego wydostania się z hotelu, zanim zjawi się ktoś z obsługi albo policja, naprawdę o niej zapomniał. To była niezła rozróba i House doszedł do wniosku, że ma jakieś cztery minuty, zanim ktoś, kto podsłuchał ich kłótnię, zareaguje nadpobudliwie i zadzwoni po pomoc, zatem w ataku paniki House ubrał się szybko i wziął kuśtykające nogi za pas, zostawiając laskę w pokoju. No, cóż. Miał ich całą masę w szafie w swoim mieszkaniu.
House wydmuchał nos. Tym razem pojawiło się znacznie mniej krwi. Royston doprawdy odwalił kawał dobrej roboty z jego delikatnym nosem.
Wilson popatrzył na House'a swoimi oczami baseta, otrzymując w zamian ostre spojrzenie od House'a, chociaż ten szybko je porzucił. Na twarzy Wilsona pojawiła się zatroskana mina, co było jeszcze gorsze.
- To naprawdę boli, co?
- Mh - odparł House przez zatkany nos i przesiąkniętą chusteczkę. - Nie kaszdy mosze pszetszymać sierpofego w kinol jak, pofiecmy, Taub. - Zastanawiał się, czy może mieć złamany nos. Ból był dotkliwy, ale nie przypominał bólu przy złamaniu. - To sprafka Royzdona. Mieliźmy małom spszeczke.
- Sprzeczkę? - zapytał Wilson, po czym podreptał do toalety w holu, żeby zmoczyć ściereczkę w zimnej wodzie. Podał ją House'owi, który przyjął ją z wdzięcznością, ostrożnie kładąc ją u nasady i na grzbiecie swojego obolałego nosa. - Na moje oko Royston stał w tej sprzeczce po stronie twardych argumentów.
House podniósł wzrok na Wilsona, marszcząc brwi z irytacją, mimo tego, że twarz wciąż go bolała. - Mi tesz nie podobał sie pomysł, szebym dostał fpierdol. - Zamknął oczy pod wpływem natarczywego bólu głowy i pulsowania w nodze. - Royzdon myśli, sze ty i ja sypiamy se sobom. Był roszczarofany moim zachofaniem.
Wilson uświadomił sobie natychmiast, do jakiego łańcucha zdarzeń musiało dojść.
- Chcesz powiedzieć...? - House z Roystonem byli razem w hotelu (Wilson wciąż miał problem z wyobrażeniem sobie tego bez przypływu zazdrości i wściekłości), i wówczas Wilson zadzwonił na komórkę House'a, nie więcej niż trzydzieści minut wcześniej. - ...że Royston zobaczył, kto dzwoni?
House ponownie wydmuchał nos. - Bingo.
Teraz nie było już nic do zrobienia. Przynajmniej nie tego wieczoru.
- Co chcesz zrobić? - Jutro i pojutrze.
- Chcę wykończyć tego chuja. - House przestał już mówić przez zatkany nos. Pokręcił lekko głową; to też już tak bardzo nie bolało. - Tylko nie wiem jak.
- Lucas powinien już być z powrotem w domu. Chcesz, żebym do niego zadzwonił?
House skinął głową, ale dodał: - Rano. Jestem wykończony. - Posłał Wilsonowi krótkie, ostrzegawcze spojrzenie. - Jeśli spróbujesz z tego zażartować, pokażę ci, jak wygląda moje rozczarowanie. - Zdjął z siebie kurtkę. - Muszę tylko skorzystać z łazienki, a potem pojadę do domu i pójdę spać. - Zrzucił adidasy. Wilson lubił utrzymywać w czystości swoje impregnowane dywany.
- Zostań tutaj.
House zastygł w połowie podnoszenia tyłka z wygodnego krzesła.
Wilson dodał: - Obiecuję, że nie każę ci robić nic oprócz spania. A śniadanie domowej roboty jest częścią umowy.
House przygryzł swoją spuchniętą wargę.
- Royston już cię pobił za to, że ze mną sypiasz. Równie dobrze możemy zrobić to naprawdę.
House wyglądał na mile uspokojonego. - To ma sens. I tak nie chciało mi się jechać do domu.
- W takim razie chodź, przygotuję ci gorącą kąpiel. Ruszasz się się wolniej niż moja babka.
- Dobrze, psze pana.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anai
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 11:52, 16 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | tjaaa, posłuchają nas jak wyłączonego radia | pomarzyć zawsze można
Richie117 napisał: | sprawa wygląda tak, że wszystkie ssaki, również człowiek, teoretycznie tracą zdolność do trawienia mleka, kiedy wyrastają z wyłącznie-mlecznej diety i stąd się biorą owe dolegliwości. Ale to tylko teoria, bo jeżeli człowiek lub zwierzę nadal ma w swojej regularnej diecie mleko, to nie przestaje wytwarzać enzymów trawiennych, które trawią laktozę, zatem nie wystąpią u niego żadne dolegliwości z powodu spożywania mleka. Z tego wynika, że właśnie gdyby się kotu dawało mleko tylko czasami, to może zacząć chorować, a nie na odwrót | o teorii wiedziałam, tylko wniosek mi umknął. To brzmi całkiem logicznie, więc przypuszczam, że masz rację
Richie117 napisał: | wow, widzę, że zgłębiłaś temat dokładniej ode mnie | żebym jeszcze wiadomości na sprawdziany tak zgłębiała
Richie117 napisał: | Mi kiedyś weterynarz mówił, że nawet niewielkie dawki czekolady są śmiertelnie groźne, bo ta szkodliwa substancja nie jest wydalana z psiego organizmu, tylko się kumuluje. | gdyby tak było, to psy zdychałyby po zjedzeniu kilku kostek
Richie117 napisał: | A mój Rexu (40kg) zjada codziennie pół tabliczki, z czego część to gorzka czekolada, i nadal żyje Mój poprzedni pies (16kg) też tak jadł i dopiero starość go wykończyła. | nie widzę w tym nic dziwnego (btw, jeśli on je pół tabliczki dziennie, to w ciągu miesiąca pochłania więcej czekolady niż ja w rok Dobrze, że nie musi się martwić swoją wagą )
Richie117 napisał: | A mnie i tak kręcą wszelkie filmy dokumentalne o Czarnobylu i gdybym kiedyś miała okazję tam pojechać, to pewnie bym się nie wahała | też mnie kręcą wszystkie dziwne, niewyjaśnione sprawy
Richie117 napisał: | OMFG!!! gdyby nie to, że się śmiałam jak wariatka, to miałabym minę jak ta laska z jury | to miałaś podobną reakcję do mojej A teraz bardzo evil question: Czy, żeby grać na tym fortepianie, oni nie musieli być... um... no, U know what I mean...
Richie117 napisał: | Kurcze, a jak ktoś kiedyś napisał fika o chłopakach i Konkursie Talentów, to oni tam jedynie zaprezentowali 'sztuczkę' z sikaniem do pisuarów (fik był tak marny, że chyba go nawet nie zachowałam ) | pff, też mi talent. Może od razu dołożyć do kompletu 'sztuczki' z innymi toaletowymi sprawami? Ludzie mnie czasami dobijają
Richie117 napisał: | to trzeba tak planować, żeby trochę siły zostało | obawiam się, że między mną a moimi planami leży bardzo baardzo głęboka przepaść
Richie117 napisał: | heh, ja nawet nie wiem, skąd wiedziałam, że to francuskie było | może jak ściągałaś to zerknęłaś na opis i gdzieś tam było napisane?
Richie117 napisał: | I też nie lubię tego języka, za to niemiecki kiedyś loffciałam, a hiszpański... hmm... fajnie wrzeszczeli ze strachu po hiszpańsku w Rec2 (a ja jestem dziwna, bo oglądałam hiszpański horror z angielskimi napisami ) | możliwość loffciania niemieckiego przekracza granice mojej wyobraźni Jak to kiedyś powiedziała moja nauczycielka angielskiego: Jak słyszę coś po niemiecku, to mam wrażenie, że to musi być tekst z jakiegoś hardcorowego pornosa
A oglądanie hiszpańskiego filmu z angielskimi napisami wcale nie jest dziwne, w końcu bez sensu oglądać coś bez zrozumienia
Richie117 napisał: | ktoś Ci musiał podać błędne informacje, bo jeszcze się nie spotkałam z przypadkiem osoby, która by wyrosła z głupoty. Czasem nawet mi się wydaje, że głupota rośnie razem z człowiekiem | niech no tylko tę osobę znajdę Ja za to, patrząc na niektóre moje koleżanki mam wrażenie, że one wręcz głupieją z wiekiem, nie na odwrót
Richie117 napisał: | zastanawiam się, czy ktoś kiedyś wpadł w fiku na taki pomysł | nie zdziwiłabym się Ciekawe, czy w Huddy i Hameronkowych fikach też jest taka różnorodność. Nie czytam takowych ale stawiam, że raczej przeważają jakieś banały
Richie117 napisał: | myślisz, że Wilson spędza tyle czasu w łazience, bo wszystkie czynności związane z układaniem włosów wykonuje dwa razy? | uważam, że to dość prawdopodobne
Richie117 napisał: | to jest tak sprzeczne ze sobą, że brak mi słów, żeby to skomentować | serio?
Richie117 napisał: | Na marginesie powiem tylko, że o ile mnie pamięć nie myli, to finał miał słabszą oglądalność niż ostatni ep przed przerwą zimową | imo to dziwne, biorąc pod uwagę te wszystkie spoilery i 7x22, po którym oczekiwania były spore.
Richie117 napisał: | zobaczę, co da się zrobić | daj znać, jakbyś zapomniała, gdzie się zmienia kolor tekstu
Richie117 napisał: | surowa cebula? Fuuuj | oczywiście, że chodziło mi o cebulę. Przecież surową wątróbkę to ja jadam codziennie!!!
Richie117 napisał: | (ale Rexu ma predyspozycje do bycia zombi, bo uwielbia surową wątróbkę ) | omg
Richie117 napisał: | hmm... jestem tak uprzedzona do Cuddy, że nie uważam jej suczego zachowania za out of character. Dla mnie ona zachowywała się tak wobec House'a od pierwszego epa pierwszego sezonu, a teraz jedynie zaczęła robić z igły widły na poziomie przedszkolnym | ech, pewnie zdarzało jej się nie zachowywać sukowato, ale teraz nie mogę sobie nic takiego przypomnieć.
Richie117 napisał: | "Królewnę Śnieżkę"? Dławienie się jabłkiem, upinanie włosów grzebykiem i kłucie się w palce podczas szycia są taaaakie w stylu Wilsona | ofkors, że są (tylko... o ile mnie pamięć nie myli, to Śpiąca królewna ukuła się w palec )
Richie117 napisał: | Ale mogę zadbać o ładny język, kupując szczoteczkę Colgate 360 | widzisz, jednak robisz postępy
***
Już wiem, dlaczego miałam przeczucie, że powinnam sobie dzisiaj odpuścić szkołę! A teraz mam przeczucie, że mój komentarz będzie dłuższy od tego rozdziału. Uprzedzam teraz, żeby nie było...
Może wyjątkowo spróbuję najpierw napisać coś sensownego
Ten rodział był naprawdę mocny. Serio, aż ciężko było przetrwać taką huśtawkę emocji, tak kompletnie od siebie różnych. W jednej chwili spokój, w następnej ta poważna rozmowa, przy której się prawie rozkleiłam (robię się sentymentalna na starość ^^) a jeszcze później kawałek z Roystonem. Tak brutalny i miejscami obrzydliwy, że aż ciężko było mi to czytać, chociaż zwykle nie jestem na takie sceny specjalnie wrażliwa. Czytanie o tym, że House nie czuje się potrzebny do niczego, poza spełnianiem zachcianek Roystona też było przygnębiające
A teraz coś, co lubię najbardziej, czyli CYTATY!!! Właściwie w tym miejscu możesz sobie już odpuścić czytanie
Cytat: | - House! Zacznij dyszeć do słuchawki i miejmy to już za sobą, bo lada chwila zjawi się u mnie pacjent. | phone!sex, jak miło
Cytat: | - Jesteśmy niemal tego samego wzrostu i budowy... praktycznie jesteśmy bliźniakami. | omamo, teraz będzie mnie prześladować wizja House'a i Foremana jako braci
Cytat: | - Można mnie kupić, ale nie jestem tani. | czy Foreman właśnie powiedział, że jest luksusową dziwką?
Cytat: | - Jasne, w kafeterii. To jedyne miejsce, w którym jeszcze mnie stać na zapłacenie rachunku za nas obu. | to nawet na McDonalda go nie stać? To podchodzi pod łamanie praw człowieka
Cytat: | - Lucas leci do Seattle w ten weekend. | już sobie wyobrażam jego szczęśliwą minę i spokój jaki odczuwa, gdzieś tam w środku
Cytat: | - Cuddy potrafi wyczuć kłamstwo nawet mając klamerkę zaciśniętą na nosie. | a może ona tą klamerkę nosi z jakiegoś istotnego powodu?
Cytat: | Utrata zaufania Cuddy, jej sympatii oraz przyjaźni zraniły go głęboko. I to wciąż bolało. | kto by pomyślał, że dwa zdania moga tak człowieka wnerwić
Cytat: | Mógł wstąpić w prażące ciepło i przekonać się, czy ciągle chce wejść głębiej do kuchni. | czemu wejście do kuchni budzi w mojej głowie takie zue skojarzenia? Jestem nie do uratowania
Cytat: | To zabawne, jak jedna osoba potrafi liczyć na nieustanną obecność drugiej, nawet wówczas, gdy sama od niej ucieka. | to wcale nie jest zabawne, coś o tym wiem
Cytat: | - Popadasz w paranoję. | ... powiedział House do psychopaty
Cytat: | Royston złapał go jedną ręką za uszkodzone udo, a drugą za gardło, i z całej siły zacisnął obie dłonie. | aż mnie zabolało
Cytat: | Nie byłoby stosowne obudzić sąsiadów w trakcie próby popełnienia morderstwa. | yeah, przypuszczam, że książki o savoir vievre coś o tym wspominają
Cytat: | House przestał próbować uwolnić się spod stalowego uścisku trzymającego go za gardło i zaczął bić pięściami w głowę Roystona tak mocno, jak tylko był w stanie. | widocznie nie wystarczająco mocno
Cytat: | Przy każdym precyzyjnie wymierzonym uderzeniu zwiotczały penis Roystona podskakiwał przed twarzą House'a. Kępa jego rudych włosów łonowych śmierdziała seksem. House miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje. | przy czytaniu to ja miałam takie wrażenie
Cytat: | - Nic ci nie będzie, muffinko - powiedział, kończąc się ubierać. | muffinko? MUFFINKO? Aż nie wiem, jak to skomentować
Cytat: | - Nie kaszdy mosze pszetszymać sierpofego w kinol jak, pofiecmy, Taub. | kinolowi Tauba już nic nie zaszkodzi
Cytat: | - Mi tesz nie podobał sie pomysł, szebym dostał fpierdol. | tjaa, rzeczywiście dziwne...
Cytat: | - Tylko nie wiem jak. | a ja mam parę pomysłów
Cytat: |
- Royston już cię pobił za to, że ze mną sypiasz. Równie dobrze możemy zrobić to naprawdę. | gópi House, że nie posłuchał Wilsona wcześniej i to wszystko musiało się stać
Dobra, to by chyba było na tyle
weeeny i czasu przede wszystkim na kolejne rozdziały
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pino
Stażysta
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nibylandia Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 19:53, 16 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | miło że znów wpadłaś |
Oj, zdecydowanie miło Zaglądałabym zdecydowanie częściej gdyby nie koszmary nawał nauki. W wakacje na pewno się poprawię! xD Marzy mi się, żeby znowu napisać jakiegoś hilsonowego fika, ale obawiam się że na razie wpadłam po uszy w Sherlocka i mam problemy z pisaniem o czymś innym. Ale jak tylko skończę siódmy sezon House'a wyruszę na poszukiwania Wena
Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego, że Twoje fiki i tłumaczenia to obecnie moje jedyny źródło wiedzy o House'ie. Konfrontacja z "siódemką" może się dla mnie okazać ogromnym wyzwaniem. Mam nadzieję, że nie przepłacę tego zdrowiem xD Swoją drogą, podoba mi się ten obecny stan. To znaczy, traktowanie fików jako zastępstwo serialu (a nie tak jak kiedyś, tylko uzupełnienie). Pokręcone
Ale do rzeczy. Kolejna część fika.
Wow. Z jeden strony ciężko czytać o Roystonie katującym House'a, ale z drugiej wydaje się, że to ostatecznie zmobilizuje go do tego, żeby zakończyć ten układ (A właściwie: Układ ).
Bardzo podobała mi się rozmowa chłopaków przez telefon z początku rozdziału, a jeszcze bardziej ich późniejsze rozważania No i po wszystkim House poszedł do Wilsona, a nie do swojego mieszkania. Zastanawiam się teraz tylko, czy oni właściwie są już parą? Czy w tym fiku można liczyć na wyznanie miłości z prawdziwego zdarzenia? Co prawda mówili już sobie, że się kochają kilka razy, ale wskazywało raczej na przyjaźń. Nie wiem czemu, ale ckliwe wyznanie miłości pasuje mi jak najbardziej do tego tekstu.
Mogę przyczepiać się tylko do dwóch rzeczy. Po pierwsze, kulejący i pobity House nie zapomniałby raczej o lasce. Przecież ona pomaga mu w chodzeniu. To nie jest jakiś zbędny ciężar o.O Po drugie, Wilson powinien mieć okropne wyrzuty sumienia z powodu tego, co się stało. Wydaje mi się, że serialowy Jimmy (o ile można jeszcze konfrontować tego fika z serialem) czułby się winny tego pobicia. W końcu to on zadzwonił. A tu nic.
Zapomniałabym o najważniejszym. Wiesz, że uwielbiam Cię za to, ile pracy wkładasz w ten dział? Bez Ciebie Hilsona już dawno by nie było. Mogę nie zaglądać tu miesiąc, ale zawsze kiedy już mi się uda, czeka na mnie stos świetnych tekstów do nadrobienia. Przez to mam też naprawdę okropne wyrzuty sumienia. Ech, gdzie te czasy, kiedy pomysły na hilsonowe fiki same przychodziły do głowy? Ale nie o to chodzi. Chcę tylko powiedzieć, że świetnie jest wiedzieć, że mimo zmieszania serialu z błotem, jeszcze ktoś pamięta o tym, co było na początku. Fani pojawiają się na horum i znikają, ale Twoja obecność jest czymś stałym. Świetna sprawa ^^ Tak jakoś naszło mnie dzisiaj... W każdym razie, w skrócie: życzę Weny do fików i cierpliwości dla kapryśnych Hilsonek
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
advantage
Otorynolaryngolog
Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 20:55, 17 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
to seplenienie (czy co to tam ) House'a to mistrzostwo świata! Zwłaszcza 'fpierdol'
Będzie bardzo źle jak powiem, że Royston to ciekawa postać? Nie wiem czy dopiero teraz to zauważyłam, czy teraz zdałam sobie sprawę, no ale tak mnie naszło. Jest tak przedstawiony, że takie zachowanie nawet nie jest podobne... znaczy pewnie nikt by go nie podejrzewał - dyrektora szpitala, pewnie z sukcesami, mającego fioła na punkcie swoich włosów. A tu proszę co w nim siedzi Lubię takich psychopatycznych bohaterów, najwyraźniej nie tylko morderców, a gwałcicieli też. Zazwyczaj im gorszy facet, tym lepszy, no ale Royston krzywdzi House'a co jest złeee i trudno na to patrzeć inaczej... Jakby sie wziął za Foremana to byłaby całkiem inna bajka
Cytat: | Royston złapał go jedną ręką za uszkodzone udo, a drugą za gardło, i z całej siły zacisnął obie dłonie.
House zatoczył się do tyłu i poleciał na materac. | po pierwsze, nie bije się leżącego! a po drugie: co to, zazdrosny Royston czy zły, że ktoś też mógłby dotykać jego zabawkę?
Cytat: | - Nic ci nie będzie, muffinko | faktycznie to jest takie... śmieszne. Ale jednocześnie fajne Chociaż bardziej mi pasuje jak Royston mówi do House'a ''Ty pierdolona dziwko'' xd
Cytat: | - Chcę wykończyć tego chuja. | yeah... tylko jak tak dalej pójdzie, to kto tu kogo wykończy.
jeszcze trzy rozdziały, jeszcze trzy rozdziały. No to weeny
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 5:03, 18 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Anai napisał: | żebym jeszcze wiadomości na sprawdziany tak zgłębiała | na sprawdziany lepiej nic nie zgłębiać, tylko korzystać z tego, co podał nauczyciel
Anai napisał: | gdyby tak było, to psy zdychałyby po zjedzeniu kilku kostek | wiem, dlatego uważam, że ta sprawa z czekoladą to jakaś bzdura i teoria spiskowa
Anai napisał: | (btw, jeśli on je pół tabliczki dziennie, to w ciągu miesiąca pochłania więcej czekolady niż ja w rok Dobrze, że nie musi się martwić swoją wagą ) | the same here, jeśli chodzi o roczne spożycie czekolady A Rexową wagą martwię się ja, tylko on na szczęście jest szczupły z natury
Anai napisał: | A teraz bardzo evil question: Czy, żeby grać na tym fortepianie, oni nie musieli być... um... no, U know what I mean... | if you mean what I think, to tak
Anai napisał: | pff, też mi talent. Może od razu dołożyć do kompletu 'sztuczki' z innymi toaletowymi sprawami? | może żeby zrozumieć powagę sytuacji, trzeba być facetem?
Anai napisał: | może jak ściągałaś to zerknęłaś na opis i gdzieś tam było napisane? | wtedy bym tego pewnie nie ściągnęła
Anai napisał: | Jak to kiedyś powiedziała moja nauczycielka angielskiego: Jak słyszę coś po niemiecku, to mam wrażenie, że to musi być tekst z jakiegoś hardcorowego pornosa | maybe that's the point in my case
Anai napisał: | A oglądanie hiszpańskiego filmu z angielskimi napisami wcale nie jest dziwne, w końcu bez sensu oglądać coś bez zrozumienia | tjaaa... jeszcze bym nie skumała, czemu ludzie uciekają przed tymi krwiożerczymi zombiakami
Anai napisał: | nie zdziwiłabym się | a propos niecnych bananów...
[link widoczny dla zalogowanych]
Anai napisał: | Ciekawe, czy w Huddy i Hameronkowych fikach też jest taka różnorodność. Nie czytam takowych ale stawiam, że raczej przeważają jakieś banały | z mojego skromnego rozeznania wynika, że tylko chłopaków stać na taką seksualną inwencję rozciągającą się od sweet love-making do BDSM; w Hameronku nie spotkałam się z niczym oprócz sweetaśności, a HuS to HuS
Anai napisał: | uważam, że to dość prawdopodobne | teraz mnie będzie prześladować ta myśl
Anai napisał: | imo to dziwne, biorąc pod uwagę te wszystkie spoilery i 7x22, po którym oczekiwania były spore. | a imo nie ma się czemu dziwić. Już od dawna było tak, że im więcej spoilerów, tym bardziej tandetny okazywał się ep, a oczekiwania omg-ciekawe-co-się-stanie? zmnieniły się w oszfak-ciekawe-jaki-crap-wymyślili-tym-razem. Mnie zwyczajnie przestało kręcić oglądanie kolejnego z rzędu finału sezonu, w którym dopierdalają House'owi, żeby w następnym sezonie wyciągać go z kłopotów i pewnie część widzów, która odeszła, uważa podobnie.
Anai napisał: | daj znać, jakbyś zapomniała, gdzie się zmienia kolor tekstu | okeeej
Anai napisał: | omg | indeed. Aż się czasem obawiam, czy Rex nie zechce się dobrać do mojej osobistej wątroby
Anai napisał: | ech, pewnie zdarzało jej się nie zachowywać sukowato, ale teraz nie mogę sobie nic takiego przypomnieć. | scena z pierwszego epa:
na żądanie Cuddy, żeby House został w szpitalu i pracował, on stwierdza: "I'm going home", a Cuddy pogardliwie: "To what?" - jakby to, że House jest samotnym kaleką oznaczało, że nie może mieć żadnego życia prywatnego czy choćby prawa do odpoczynku, tylko powinien być na wszystkie jej rozkazy
potem sprawa z Voglerem, jak Cuddy na koniec obwiniła House'a, że szpital przez niego stracił grube miliony, chociaż tak naprawdę gdyby Cuddy nie bała się o własny stołek, to bez mrugnięcia okiem pozwoliłaby na zwolnienie House'a
ep z odebraniem House'owi miejsca parkingowego na rzecz tej lekarki na wózku i generalnie wszystkie te sytuacje, kiedy Cuddy wykorzystywała swoje stanowisko szefa, żeby utrzeć House'owi nosa, albo zwyczajnie się na nim wyżywała, jak w 5. i 6. sezonie... To tylko przykłady, które mi tak od ręki przyszły do głowy
Anai napisał: | (tylko... o ile mnie pamięć nie myli, to Śpiąca królewna ukuła się w palec ) | możliwe, wiecznie mi się mylą te dwie bajki
Anai napisał: | Już wiem, dlaczego miałam przeczucie, że powinnam sobie dzisiaj odpuścić szkołę! A teraz mam przeczucie, że mój komentarz będzie dłuższy od tego rozdziału. Uprzedzam teraz, żeby nie było... | po co chodzić do szkoły o tej porze czerwca? Hmm... koment dłuższy niż 9 stron? To by było coś...
Anai napisał: | Może wyjątkowo spróbuję najpierw napisać coś sensownego | brzmi intrygująco
Anai napisał: | Ten rodział był naprawdę mocny. | następny będzie raczej słaby, tak mi się przynajmniej wydaje
Anai napisał: | Czytanie o tym, że House nie czuje się potrzebny do niczego, poza spełnianiem zachcianek Roystona też było przygnębiające | indeed
w ogóle to dość popularny motyw w fikach ostatnio, że House czuje się niepotrzebny i bezużyteczny, i że jest gotowy na wszystko, byle tylko ktoś poświęcił mu odrobinę uwagi. Buuuuu
Anai napisał: | A teraz coś, co lubię najbardziej, czyli CYTATY!!! Właściwie w tym miejscu możesz sobie już odpuścić czytanie | miałabym sobie odpuścić czytanie mojej ulubionej części komentarzy?
Anai napisał: | phone!sex, jak miło | może wewnętrzny numer Wilsona zaczyna się od 0-700?
Anai napisał: | omamo, teraz będzie mnie prześladować wizja House'a i Foremana jako braci | byle nie syjamskich
Anai napisał: | czy Foreman właśnie powiedział, że jest luksusową dziwką? | um... nope Droga dziwka wcale nie musi być luksusowa
Anai napisał: | to nawet na McDonalda go nie stać? To podchodzi pod łamanie praw człowieka | Lucas musi wystawiać naprawdę wysokie rachunki za swoje usługi
Anai napisał: | już sobie wyobrażam jego szczęśliwą minę i spokój jaki odczuwa, gdzieś tam w środku | co Ty on jest masochistą i uwielbia siedzieć pod pantoflem Cuddy
Anai napisał: | a może ona tą klamerkę nosi z jakiegoś istotnego powodu? | żeby nadać swojemu głosowi jeszcze bardziej ponętne i uwodzicielskie brzmienie
Anai napisał: | kto by pomyślał, że dwa zdania moga tak człowieka wnerwić | na szczęście było o wiele więcej zdań na temat radości House'a z odzyskania Wilsona
Anai napisał: | czemu wejście do kuchni budzi w mojej głowie takie zue skojarzenia? Jestem nie do uratowania | IDK, ale mi też się tak skojarzyło I daj spokój, że chciałabyś żeby ktoś Cię uratował
Anai napisał: | to wcale nie jest zabawne, coś o tym wiem |
Anai napisał: | yeah, przypuszczam, że książki o savoir vievre coś o tym wspominają :hahah: | oraz poradniki typu: Morderstwa dla Żółtodziobów
Anai napisał: | muffinko? MUFFINKO? Aż nie wiem, jak to skomentować | Royston czasem bywa słodki
Anai napisał: | kinolowi Tauba już nic nie zaszkodzi | kiedy GeeLady to pisała, Taub jeszcze nie został pobity przez brata swojej żony
Anai napisał: | gópi House, że nie posłuchał Wilsona wcześniej i to wszystko musiało się stać | gópi Wilson, że nie posłuchał House'a i zadzwonił do niego jak jakaś zazdrosna żona czy coś
Anai napisał: | Dobra, to by chyba było na tyle | wcale nie było tego tak dużo
***
Pino napisał: | Zaglądałabym zdecydowanie częściej gdyby nie koszmarny nawał nauki. W wakacje na pewno się poprawię! xD | co za pech, że gdy normalni ludzie będą mieć więcej czasu z powodu wakacji, to ja będę mieć tego czasu mniej z powodu roboty
Pino napisał: | Marzy mi się, żeby znowu napisać jakiegoś hilsonowego fika, ale obawiam się że na razie wpadłam po uszy w Sherlocka i mam problemy z pisaniem o czymś innym. | napisz Sherlockowe PWP, a potem pozmieniaj nazwiska
Pino napisał: | Ale jak tylko skończę siódmy sezon House'a wyruszę na poszukiwania Wena | um... na mój gust to trochę tak, jakby ktoś chciał nauczyć się pływać z kamieniem uwiązanym do szyi
Pino napisał: | Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego, że Twoje fiki i tłumaczenia to obecnie moje jedyny źródło wiedzy o House'ie. Konfrontacja z "siódemką" może się dla mnie okazać ogromnym wyzwaniem. Mam nadzieję, że nie przepłacę tego zdrowiem xD Swoją drogą, podoba mi się ten obecny stan. To znaczy, traktowanie fików jako zastępstwo serialu (a nie tak jak kiedyś, tylko uzupełnienie). Pokręcone | Serial zrobił się pokręcony, to i relacja serialowo-fikowa się pokręciła
Jeżeli nie śledzisz komentów pod fikami, to z samych fików niewiele da się o 7. sezonie wywnioskować. To wyjątkowo nieurodzajny sezon dla pozytywnych Hilsonowych fików i w ogóle dla Hilsona, przynajmniej według mnie. Mam nadzieję, że jak już się skonfrontujesz z "House'em", to nie stwierdzisz, że lepiej dać sobie spokój z tym wszystkim - ja właśnie dlatego ciągle nie obejrzałam ostatnich pięciu epów - żeby się zupełnie nie zniechęcić
Pino napisał: | Z jeden strony ciężko czytać o Roystonie katującym House'a, ale z drugiej wydaje się, że to ostatecznie zmobilizuje go do tego, żeby zakończyć ten układ (A właściwie: Układ ). | nope, to jeszcze nie jest ten ostateczny czynnik... House potrzebuje jeszcze jednego drobiazgu, żeby całkiem pozbyć się swoich 'dobrych' złudzeń na temat Roystona.
Pino napisał: | No i po wszystkim House poszedł do Wilsona, a nie do swojego mieszkania. Zastanawiam się teraz tylko, czy oni właściwie są już parą? Czy w tym fiku można liczyć na wyznanie miłości z prawdziwego zdarzenia? Co prawda mówili już sobie, że się kochają kilka razy, ale wskazywało raczej na przyjaźń. Nie wiem czemu, ale ckliwe wyznanie miłości pasuje mi jak najbardziej do tego tekstu. | może do Wilsona miał bliżej niż do siebie?
Hmm... to zależy, co rozumiesz przez "bycie parą". Skoro jest mowa o tym, że House nie był niewierny wobec Roystona, to chłopaki nie zostali jeszcze kochankami, ale z drugiej strony obaj już się zdecydowali na to, że będą razem, kiedy to wszystko się skończy. I zrobi się trochę ckliwie, w końcu z nimi zawsze tak jest
Pino napisał: | Mogę przyczepiać się tylko do dwóch rzeczy. Po pierwsze, kulejący i pobity House nie zapomniałby raczej o lasce. Przecież ona pomaga mu w chodzeniu. To nie jest jakiś zbędny ciężar o.O | Żeby scenarzyści "Help me" myśleli w tak rozsądny sposób...
Pino napisał: | Po drugie, Wilson powinien mieć okropne wyrzuty sumienia z powodu tego, co się stało. Wydaje mi się, że serialowy Jimmy (o ile można jeszcze konfrontować tego fika z serialem) czułby się winny tego pobicia. W końcu to on zadzwonił. A tu nic. | też mi tu tego zabrakło Tłumaczę sobie ten brak wyrzutów sumienia tym, że Wilson ciągle w głębi ducha uważa, że House'owi nie do końca nie podoba się ten układ z Roystonem, zatem House sam jest po części winny temu pobiciu. Wilson w tym fiku wydaje mi się za bardzo zazdrosny i zaborczy, a za mało współczujący i chętny do rozsądnej współpracy z House'em, żeby uporać się z Roystonem.
Awwwww... wzruszyłaś mnie Cóż mogę powiedzieć... Nie bardzo mam co ze sobą zrobić, więc jestem tutaj. Chłopaki są hot i przykro oglądać to, co robią z nimi w serialu, więc tłumaczę fiki, żeby odreagować. Ale i tak najważniejsze jesteście w tym wszystkim Wy, Hilsonki, bo no... dzięki Wam czuję, że jestem komuś potrzebna, a to, co robię, ma znaczenie
Dzięki
***
advantage napisał: | to seplenienie (czy co to tam ) House'a to mistrzostwo świata! Zwłaszcza 'fpierdol' | no cusz Zatkałam sobie nos i powiedziałam na głos kwestie House'a, a potem starałam się zapisać to, co było słychać The whole point is, czy ja w ogóle dobrze rozszyfrowałam te zniekształcone angielskie zdania i czy przetłumaczyłam je tak jak trzeba
advantage napisał: | Będzie bardzo źle jak powiem, że Royston to ciekawa postać? | nie, dlaczego? Ciekawe czarne charaktery są najlepsze
advantage napisał: | Jest tak przedstawiony, że takie zachowanie nawet nie jest podobne... znaczy pewnie nikt by go nie podejrzewał - dyrektora szpitala, pewnie z sukcesami, mającego fioła na punkcie swoich włosów. A tu proszę co w nim siedzi | to akurat nie jest szczególnie zaskakujące, przynajmniej dla mnie. Psychopaci już tak mają, że często z pozoru nic nie wskazuje na to, że są psychopatami Dlatego nawet dark!Wilson nie wywołuje mojego sprzeciwu - im bardziej idealny człowiek 'z wierzchu', tym mroczniejsze sekrety mogą się kryć w jego wnętrzu
advantage napisał: | Royston krzywdzi House'a co jest złeee i trudno na to patrzeć inaczej... Jakby sie wziął za Foremana to byłaby całkiem inna bajka | czy ktoś kiedyś widział fika ze skrzywdzonym Foremanem? kto by się tym przejął?
advantage napisał: | co to, zazdrosny Royston czy zły, że ktoś też mógłby dotykać jego zabawkę? | Royston zazdrosny i zły, że jego zabawka pozwoliła się dotykać komuś innemu
advantage napisał: | Chociaż bardziej mi pasuje jak Royston mówi do House'a ''Ty pierdolona dziwko'' xd | czuję, że House też bardziej woli być nazywany 'dziwką' niż 'muffinką'
thx
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anai
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 22:12, 18 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | na sprawdziany lepiej nic nie zgłębiać, tylko korzystać z tego, co podał nauczyciel | Miałam na myśli, że chciałabym z taką chęcią uczyć się do sprawdzianów z jaką czytam w necie różne artykuły A może that's the point? Powinnam się uczyć z internetu!!!
Richie117 napisał: | wiem, dlatego uważam, że ta sprawa z czekoladą to jakaś bzdura i teoria spiskowa | zawsze można dla pewności sprawdzić to doświadczalnie
Richie117 napisał: | A Rexową wagą martwię się ja, tylko on na szczęście jest szczupły z natury | szczęściarz
Richie117 napisał: | if you mean what I think, to tak | to ciekawe musieli mieć przygotowania do show
Richie117 napisał: | może żeby zrozumieć powagę sytuacji, trzeba być facetem? | tjaa, pewnie tak - może wcale nie jest tak łatwo trafić, jak się wydaje na pierwszy rzut oka?
Richie117 napisał: | wtedy bym tego pewnie nie ściągnęła | to może gdzieś w napisach na początku lub końcu filmu było?
Richie117 napisał: | maybe that's the point in my case | i wszystko jasne
Richie117 napisał: | tjaaa... jeszcze bym nie skumała, czemu ludzie uciekają przed tymi krwiożerczymi zombiakami | przecież nie mogli uciekać przez cały film - ja wiem, że w horrorach więcej wrzeszczą niż rozmawiają, ale bez przesady
Richie117 napisał: | a propos niecnych bananów... | perv!!! I ma twarz zboczeńca
Richie117 napisał: | z mojego skromnego rozeznania wynika, że tylko chłopaków stać na taką seksualną inwencję rozciągającą się od sweet love-making do BDSM; w Hameronku nie spotkałam się z niczym oprócz sweetaśności, a HuS to HuS | tak właśnie myślałam, ale kto wie, może i takie 'perełki' się tam trafiają Yeah, HuS to HuS, a w Hameronku jakoś nie potrafię sobie wyobrazić nic oprócz seksu w sypialni, na satynowej pościeli, w płatkach róż i przy świetle świec. A w tle obowiązkowo leciałaby jakaś pościelówa
Richie117 napisał: | teraz mnie będzie prześladować ta myśl | zawsze do usług
Richie117 napisał: | a imo nie ma się czemu dziwić. Już od dawna było tak, że im więcej spoilerów, tym bardziej tandetny okazywał się ep, a oczekiwania omg-ciekawe-co-się-stanie? zmnieniły się w oszfak-ciekawe-jaki-crap-wymyślili-tym-razem. | pewnie tylko ja daję się ciągle na to nabrać
Richie117 napisał: | indeed. Aż się czasem obawiam, czy Rex nie zechce się dobrać do mojej osobistej wątroby | nie słyszałaś, że jak pies dostaje do jedzenia surowe mięso, to w końcu zagryzie i zje właściciela? A jak mu dasz rybę, to straci węch? (najgorsze jest to, że kiedyś naprawdę w to wierzyłam )
Richie117 napisał: | scena z pierwszego epa:
na żądanie Cuddy, żeby House został w szpitalu i pracował, on stwierdza: "I'm going home", a Cuddy pogardliwie: "To what?" - jakby to, że House jest samotnym kaleką oznaczało, że nie może mieć żadnego życia prywatnego czy choćby prawa do odpoczynku, tylko powinien być na wszystkie jej rozkazy | uch, to było strasznie przykre
I po przemyśleniu zgadzam się, że to sukowate zachowanie Cuddy było/jest totalnie IC. Tylko tak sobie gdybałam, czy jednak kiedyś nie zrobiła czegoś miłego
Richie117 napisał: | możliwe, wiecznie mi się mylą te dwie bajki | też dopiero po chwili to załapałam
Richie117 napisał: | po co chodzić do szkoły o tej porze czerwca? | właściwie to nie ma po co
Richie117 napisał: | brzmi intrygująco | co za wiara w moją zdolność do napisania czegoś sensownego
Richie117 napisał: | następny będzie raczej słaby, tak mi się przynajmniej wydaje | słaby tzn że Royston nie będzie dręczył House'a? Jestem za
Richie117 napisał: | indeed
w ogóle to dość popularny motyw w fikach ostatnio, że House czuje się niepotrzebny i bezużyteczny, i że jest gotowy na wszystko, byle tylko ktoś poświęcił mu odrobinę uwagi. Buuuuu | pomijając już temat fików, to smutne, jak często wartościowi ludzie mają o sobie takie niskie mniemanie
Richie117 napisał: | miałabym sobie odpuścić czytanie mojej ulubionej części komentarzy? | no dobra, to nie (od)puszczaj
Richie117 napisał: | może wewnętrzny numer Wilsona zaczyna się od 0-700? | skoro Royston to tak jakby alfons, to kto wie
Richie117 napisał: | byle nie syjamskich | sadystka!!!
Richie117 napisał: | um... nope Droga dziwka wcale nie musi być luksusowa | jakość nie zawsze idzie w parze z ceną, wiem. Ale kto by tyle płacił za dziwkę, gdyby nie była dobra? I gdyby wyglądała jak Foreman? Może on brał lekcje u Tauba
Richie117 napisał: | Lucas musi wystawiać naprawdę wysokie rachunki za swoje usługi | żeby mieć kasę na leki na depresję wywołaną życiem z Cuddy
Richie117 napisał: | żeby nadać swojemu głosowi jeszcze bardziej ponętne i uwodzicielskie brzmienie | albo nie czuć swojego seksownego, uwodzicielskiego zapachu?
Richie117 napisał: | na szczęście było o wiele więcej zdań na temat radości House'a z odzyskania Wilsona | yeeah
Richie117 napisał: | IDK, ale mi też się tak skojarzyło I daj spokój, że chciałabyś żeby ktoś Cię uratował | przynajmniej wiem, że nie jestem sama I nie chciałabym, ale może to też oznaka choroby?
Richie117 napisał: | |
Richie117 napisał: | Royston czasem bywa słodki | to NIE było słodkie. Gdyby Royston nie był taki obleśny to mogłoby być co najwyżej śmieszne
Richie117 napisał: | kiedy GeeLady to pisała, Taub jeszcze nie został pobity przez brata swojej żony | to się nazywa mieć przeczucie
Richie117 napisał: | gópi Wilson, że nie posłuchał House'a i zadzwonił do niego jak jakaś zazdrosna żona czy coś | możemy założyć organizację zwaną WJG (Wilson Jest Gópi) i zrobić sobie fajne koszulki z takim napisem
Richie117 napisał: | wcale nie było tego tak dużo | miałam nadzieję, że to napiszesz, a wtedy będę miała pretekst, żeby komętnąć caluśkie Gimme od początku W życiu tego nie przeczytasz
Richie117 napisał: | czy ktoś kiedyś widział fika ze skrzywdzonym Foremanem? kto by się tym przejął? | Foreman jest taki nudny, że właśnie nikt by się nie przejął, dzięki czemu można by się było skupić na ciekawej osobowości dręczącego go psychopaty
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 3:30, 19 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Anai napisał: | Miałam na myśli, że chciałabym z taką chęcią uczyć się do sprawdzianów z jaką czytam w necie różne artykuły A może that's the point? Powinnam się uczyć z internetu!!! | najlepiej od razu uczyć się PRZEZ internet - podobno są takie kierunki studiów na niektórych uczelniach Ech, ja bym chciała tak łatwo zapamiętywać wiedzę powszechnie uważaną za istotną, jak zapamiętuję fiki i House'owy stuff
Anai napisał: | zawsze można dla pewności sprawdzić to doświadczalnie | gdybym tylko miała sąsiadów z upierdliwym psem... Ale wtedy i tak nie miałabym pewności, czy śmierć była wynikiem toksyn, czy tego, że pies się zakleił 6 tabliczkami czekolady
Anai napisał: | to ciekawe musieli mieć przygotowania do show | łykali viagrę jak House vicodin i zużyli parę puszek superusztywniającego lakieru do włosów
Anai napisał: | tjaa, pewnie tak - może wcale nie jest tak łatwo trafić, jak się wydaje na pierwszy rzut oka? | szczególnie jak się zerka na bok, zamiast patrzeć, co się robi samemu
Anai napisał: | to może gdzieś w napisach na początku lub końcu filmu było? | być może. A jako że nie zwracam uwagi na napisy, zarejestrowałam ten fakt podświadomie i dlatego nic o tym nie wiem
Anai napisał: | przecież nie mogli uciekać przez cały film - ja wiem, że w horrorach więcej wrzeszczą niż rozmawiają, ale bez przesady | jeżeli nakręcą Rec3, to spróbuję go obejrzeć wyłącznie po hiszpańsku i się przekonam, ile istotnych informacji mi umknie
Anai napisał: | w Hameronku jakoś nie potrafię sobie wyobrazić nic oprócz seksu w sypialni, na satynowej pościeli, w płatkach róż i przy świetle świec. A w tle obowiązkowo leciałaby jakaś pościelówa | była jeszcze ta scena w OSCA, U know, ta w łazience
Anai napisał: | pewnie tylko ja daję się ciągle na to nabrać | też się dałam zwieść spoilerom tego epa po Huddy-zerwaniu (chociaż głównie liczyłam na zobaczenie klaty Wilsona )
Anai napisał: | nie słyszałaś, że jak pies dostaje do jedzenia surowe mięso, to w końcu zagryzie i zje właściciela? A jak mu dasz rybę, to straci węch? (najgorsze jest to, że kiedyś naprawdę w to wierzyłam ) | o mięsie słyszałam, a węch to psy podobno tracą po zjedzeniu solonych potraw I, wiesz, wielu ludzi nadal jest o tym przekonanych
Anai napisał: | Tylko tak sobie gdybałam, czy jednak kiedyś nie zrobiła czegoś miłego | może przez pomyłkę ale w tej chwili nic takiego sobie nie przypominam
Anai napisał: | słaby tzn że Royston nie będzie dręczył House'a? Jestem za | w sumie to Royston już w ogóle nie będzie miał okazji dręczyć House'a
Anai napisał: | pomijając już temat fików, to smutne, jak często wartościowi ludzie mają o sobie takie niskie mniemanie | yeah A co gorsza niektórzy sami się wpędzają w tę niską samoocenę, bo mają wokół siebie wiele kochających osób, ale nie potrafią się tym cieszyć.
Anai napisał: | skoro Royston to tak jakby alfons, to kto wie | Royston Roystonem, a Cuddy pasowałaby doskonale do roli burdel-mamy
Anai napisał: | Ale kto by tyle płacił za dziwkę, gdyby nie była dobra? I gdyby wyglądała jak Foreman? | um... DS (tylko że on nie płaci własnymi pieniędzmi)? A tak poza tym, to ponoć OE jest ulubieńcem DSa
Anai napisał: | Może on brał lekcje u Tauba | czymś się musieli zajmować, jak mieszkali razem
Anai napisał: | żeby mieć kasę na leki na depresję wywołaną życiem z Cuddy | i na viagrę
Anai napisał: | albo nie czuć swojego seksownego, uwodzicielskiego zapachu? | jeszcze by się zakochała sama w sobie
Anai napisał: | I nie chciałabym, ale może to też oznaka choroby? | jak przystało na uzależnionych, musimy zgodnie twierdzić, że nie potrzebujemy pomocy, bo nie mamy żadnego problemu
Anai napisał: | możemy założyć organizację zwaną WJG (Wilson Jest Gópi) i zrobić sobie fajne koszulki z takim napisem | mnie by za bardzo kusiło, żeby zamiast "gópi" napisać: Wilson Jest Gejem
Anai napisał: | miałam nadzieję, że to napiszesz, a wtedy będę miała pretekst, żeby komętnąć caluśkie Gimme od początku W życiu tego nie przeczytasz | 333bulletproof też mnie próbowała tak wystraszyć i jej nie wyszło
Anai napisał: | Foreman jest taki nudny, że właśnie nikt by się nie przejął, dzięki czemu można by się było skupić na ciekawej osobowości dręczącego go psychopaty | psychopata wybierający sobie na ofiarę Foremana musiałby mieć nierówno pod sufitem
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
advantage
Otorynolaryngolog
Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 16:08, 19 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | The whole point is, czy ja w ogóle dobrze rozszyfrowałam te zniekształcone angielskie zdania i czy przetłumaczyłam je tak jak trzeba | zakładam, że tak, w końcu miały sens Ale robota niełatwa, przyznaje. Więc tym bardziej Cię podziwiam
Richie117 napisał: | Ciekawe czarne charaktery są najlepsze | taaak, ale jakoś mam jakieś takie wewnętrzne poczucie, że to nieładnie lubić dręczyciela House'a
Richie117 napisał: | Psychopaci już tak mają, że często z pozoru nic nie wskazuje na to, że są psychopatami Dlatego nawet dark!Wilson nie wywołuje mojego sprzeciwu - im bardziej idealny człowiek 'z wierzchu', tym mroczniejsze sekrety mogą się kryć w jego wnętrzu | no wiesz, nikt nie może być całkowcie idealny... znaczy, jak jest idealny na zewnątrz, to w środku coś jest nie tak. Ale Wilson akurat doskonale sobie z tym radzi
Richie117 napisał: | czy ktoś kiedyś widział fika ze skrzywdzonym Foremanem? kto by się tym przejął? | jasne, że nikt! dlatego wtedy mogłaby bez obaw kochać Roystona
Richie117 napisał: | czuję, że House też bardziej woli być nazywany 'dziwką' niż 'muffinką' | yeah, tylko oba (obydwa?) te słowa brzmią tak damsko
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anai
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 21:10, 19 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | najlepiej od razu uczyć się PRZEZ internet - podobno są takie kierunki studiów na niektórych uczelniach | niestety, to nie dla mnie - w życiu bym się nie zmotywowała do nauki, siedząc w domu
Richie117 napisał: | Ech, ja bym chciała tak łatwo zapamiętywać wiedzę powszechnie uważaną za istotną, jak zapamiętuję fiki i House'owy stuff |
Gdyby tylko podręczniki szkolne były tak zajmujące jak fiki...
Richie117 napisał: | gdybym tylko miała sąsiadów z upierdliwym psem... | jak na złość, sąsiadka, która miała psa się wyprowadziła... Ale, ale... są jeszcze te dwa nieznośne kundle z klatki naprzeciwko
Richie117 napisał: | Ale wtedy i tak nie miałabym pewności, czy śmierć była wynikiem toksyn, czy tego, że pies się zakleił 6 tabliczkami czekolady | na tym polega zabawa!
Richie117 napisał: | łykali viagrę jak House vicodin i zużyli parę puszek superusztywniającego lakieru do włosów | Twoja wizja tych przygotowań jest przy mojej bardzo lajtowa
Richie117 napisał: | szczególnie jak się zerka na bok, zamiast patrzeć, co się robi samemu | to już wiemy, na czym polegał ten talent - jak trafić do celu, nie patrząc na niego
Richie117 napisał: | jeżeli nakręcą Rec3, to spróbuję go obejrzeć wyłącznie po hiszpańsku i się przekonam, ile istotnych informacji mi umknie | ambitnie W ramach treningu możesz sobie oblookać jakieś telenowele
Richie117 napisał: | była jeszcze ta scena w OSCA, U know, ta w łazience | najśmieszniejsze jest to, że to była właściwie jedyna tego typu Hameronkowa scena, którą przeczytałam
Richie117 napisał: | też się dałam zwieść spoilerom tego epa po Huddy-zerwaniu (chociaż głównie liczyłam na zobaczenie klaty Wilsona ) | thxxx
A zobaczenie klaty Wilsona to był pewnie główny cel, dla którego żeńska część widowni 'House'a' obejrzała epa ^^
Richie117 napisał: | I, wiesz, wielu ludzi nadal jest o tym przekonanych | daj spokój, sama znam sporo takich osób I nie pojmuję, jak w dzisiejszych czasach można wierzyć w takie bzdury. Albo w jakieś przesądy
Richie117 napisał: | może przez pomyłkę ale w tej chwili nic takiego sobie nie przypominam | a mi się coś przypomniało, a mianowicie jak w 5x01 próbowała pogodzić chłopaków, ale za dobrze nie pamiętam tego epa, więc nie bij
Richie117 napisał: | w sumie to Royston już w ogóle nie będzie miał okazji dręczyć House'a | teraz niech House podręczy jego!!!
Richie117 napisał: | yeah A co gorsza niektórzy sami się wpędzają w tę niską samoocenę, bo mają wokół siebie wiele kochających osób, ale nie potrafią się tym cieszyć. | ludzie rzadko doceniają to, co mają, dopóki tego nie stracą
Richie117 napisał: | Royston Roystonem, a Cuddy pasowałaby doskonale do roli burdel-mamy | too bad, że nie ma jej w tym fiku
Richie117 napisał: | A tak poza tym, to ponoć OE jest ulubieńcem DSa | słyszałam kiedyś i wciąż nie rozumiem, jak to możliwe Ciekawe, czyim ulubieńcem jest PJ, że tak lansują Tauba
Richie117 napisał: | czymś się musieli zajmować, jak mieszkali razem | w takim razie cieszę się, że pokazywali nam tylko wspólne granie na konsoli
Richie117 napisał: | i na viagrę | viagry nie musi kupować, zawsze może pożyczyć od Cuddy
Richie117 napisał: | jeszcze by się zakochała sama w sobie | przecież ona JUŻ jest zakochana w sobie. Nie wiem, po co w ogóle pakują ją w jakieś związki - ona powinna wziąć ślub sama ze sobą i z pewnością byłaby szczęśliwa
Richie117 napisał: | jak przystało na uzależnionych, musimy zgodnie twierdzić, że nie potrzebujemy pomocy, bo nie mamy żadnego problemu | nawet uzależnieni w końcu przyznają, że mają problem - muszą, jeśli chcą odzyskać kontrolę nad swoim życiem Ale ja wolę żyć w zaprzeczeniu
Richie117 napisał: | mnie by za bardzo kusiło, żeby zamiast "gópi" napisać: Wilson Jest Gejem | więc pójdziemy na kompromis i zrobimy napis "Wilson Jest Gópim Gejem" ;D
Richie117 napisał: | 333bulletproof też mnie próbowała tak wystraszyć i jej nie wyszło | widziałam ^^
Tylko ja będę lepsza (albo gorsza ), bo mam do dyspozycji kilka(naście) części więcej niż ona wtedy
To... kiedy nowe Gimme?
Richie117 napisał: | psychopata wybierający sobie na ofiarę Foremana musiałby mieć nierówno pod sufitem | a to peszek! Słyszałaś Ty kiedyś, żeby psychopata miał nierówno pod sufitem? To się nie uda
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 3:39, 21 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
advantage napisał: | zakładam, że tak, w końcu miały sens Ale robota niełatwa, przyznaje. Więc tym bardziej Cię podziwiam | żeby coś miało sens, można zgadywać, wcale nie znając języka Ale dzięki
advantage napisał: | mam jakieś takie wewnętrzne poczucie, że to nieładnie lubić dręczyciela House'a | czy to dziwne, że dręczycieli House'a nie lubię, ale lubię czytać o tym, jak House jest dręczony?
advantage napisał: | Ale Wilson akurat doskonale sobie z tym radzi | U mean how? Ma salę tortur w piwnicy?
advantage napisał: | yeah, tylko oba (obydwa?) te słowa brzmią tak damsko | mogłabym zmienić 'muffinkę' na 'herbatnika' albo 'piernika', ale to by chyba źle zabrzmiało Szkoda, że po polsku rzeczowniki nie mają po prostu rodzaju nijakiego.
('oba' i 'obydwa' to poprawne formy )
***
Anai napisał: | niestety, to nie dla mnie - w życiu bym się nie zmotywowała do nauki, siedząc w domu | na studiach i tak się człowiek przeważnie nie uczy, a już z pewnością nie w trakcie zajęć na uczelni; jedynie do egzaminów, a te nawet na internetowych kierunkach trzeba zdać osobiście, a nie online
Anai napisał: | Gdyby tylko podręczniki szkolne były tak zajmujące jak fiki... | niektórym podręcznikom z psychologii było do tego całkiem blisko
Anai napisał: | na tym polega zabawa! | pobawmy się same - zjedzmy po 12 tabliczek czekolady i zobaczmy, co się stanie
Anai napisał: | Twoja wizja tych przygotowań jest przy mojej bardzo lajtowa | i znów nie dzielisz się swoją wizją
Anai napisał: | to już wiemy, na czym polegał ten talent - jak trafić do celu, nie patrząc na niego | um... aż mi się dowcip przypomniał Dostosowując go do Hilsona:
Chłopaki po pijaku poszli się odlać w uliczkę za barem.
- House, dlaczego ja leję tak głośno, a ty tak cicho?
- Bo ty lejesz po rynnie, a ja po twoim płaszczu.
Anai napisał: | W ramach treningu możesz sobie oblookać jakieś telenowele | czy to nie byłoby straszniejsze, niż oglądanie zombiaków?
Anai napisał: | najśmieszniejsze jest to, że to była właściwie jedyna tego typu Hameronkowa scena, którą przeczytałam | ja czytałam jeszcze dwie czy trzy... wszystkie od naszych horumowych Hameronek
Anai napisał: | A zobaczenie klaty Wilsona to był pewnie główny cel, dla którego żeńska część widowni 'House'a' obejrzała epa ^^ | po tym stwierdzeniu zaczęłam się zastanawiać nad płcią Huddystek, bo im na pewno na klacie Wilsona nie zależało
Anai napisał: | a mi się coś przypomniało, a mianowicie jak w 5x01 próbowała pogodzić chłopaków, ale za dobrze nie pamiętam tego epa, więc nie bij | też nie pamiętam tego epa zbyt dobrze, ale czy Cuddy nie powiedziała House'owi, że powinien przeprosić Wilsona za zabicie Amber? Anyway, z moim przewrażliwieniem uważam, że Cuddy nie zrobiła tego dla chłopaków, tylko żeby mieć ciszę i spokój w szpitalu
Anai napisał: | teraz niech House podręczy jego!!! | nooo, niedokładnie to zrobi House... Ale nie będę psuć niespodzianki
Anai napisał: | ludzie rzadko doceniają to, co mają, dopóki tego nie stracą | i za cholerę nie potrafią zrozumieć innych ludzi, którzy nie mają w ogóle nic
Anai napisał: | too bad, że nie ma jej w tym fiku | może jednak tak jest lepiej... House mógłby nie wytrzymać bycia dziwką dwóch osób
Anai napisał: | Ciekawe, czyim ulubieńcem jest PJ, że tak lansują Tauba | wszyscy kochają PJ! Jest taki niski, więc się zgrabnie mieści pod biurka wszystkich osób z TPTB
Anai napisał: | viagry nie musi kupować, zawsze może pożyczyć od Cuddy | jeżeli będzie miał odwagę
Anai napisał: | przecież ona JUŻ jest zakochana w sobie. Nie wiem, po co w ogóle pakują ją w jakieś związki - ona powinna wziąć ślub sama ze sobą i z pewnością byłaby szczęśliwa | tylko kogo by wtedy poniewierała?
Anai napisał: | nawet uzależnieni w końcu przyznają, że mają problem - muszą, jeśli chcą odzyskać kontrolę nad swoim życiem Ale ja wolę żyć w zaprzeczeniu | mi pasuje oddanie kontroli w ręce fików, podtekstów i ery, więc też wolę żyć w zaprzeczeniu
Anai napisał: | więc pójdziemy na kompromis i zrobimy napis "Wilson Jest Gópim Gejem" ;D | brzmi jak coś, co mógłby powiedzieć House, patrząc jak Wilson wybiera w sklepie satynową pościel w serduszka
Anai napisał: | Tylko ja będę lepsza (albo gorsza ), bo mam do dyspozycji kilka(naście) części więcej niż ona wtedy | nie mogę się doczekać
Anai napisał: | To... kiedy nowe Gimme? | jak się napisze
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anai
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 19:54, 22 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | mogłabym zmienić 'muffinkę' na 'herbatnika' albo 'piernika', ale to by chyba źle zabrzmiało | (oplułam wodą siebie i laptopa )
A tak z ciekawości zapytam - jak brzmiało to słówko w oryginale? Jesli to nie tajemnica, ofkors
Richie117 napisał: | na studiach i tak się człowiek przeważnie nie uczy, a już z pewnością nie w trakcie zajęć na uczelni; jedynie do egzaminów, a te nawet na internetowych kierunkach trzeba zdać osobiście, a nie online | niech będzie, ale i tak nie chciałabym tak cały czas siedzieć w domu
Richie117 napisał: | niektórym podręcznikom z psychologii było do tego całkiem blisko | studia to inna sprawa, w końcu wybiera się je na podstawie własnych zainteresowań (no, powiedzmy). W szkole za to trzeba się uczyć wszystkiego jak leci
Richie117 napisał: | pobawmy się same - zjedzmy po 12 tabliczek czekolady i zobaczmy, co się stanie | pewnie gdzieś po trzeciej modliłabym się wiadomo-gdzie A gorzka czekolada działa na mnie jak kawa, więc jakbym miała taki eksperyment przeprowadzić, to z nią nawet nie będę próbować
Richie117 napisał: | i znów nie dzielisz się swoją wizją | bo mi wstyd, że jest taka niewyszukana i mało oryginalna Te przygotowania imo wyglądały tak, jak gra wstępna House'a i Wilsona... Prawda, że mało oryginalnie?
Richie117 napisał: | um... aż mi się dowcip przypomniał Dostosowując go do Hilsona:
Chłopaki po pijaku poszli się odlać w uliczkę za barem.
- House, dlaczego ja leję tak głośno, a ty tak cicho?
- Bo ty lejesz po rynnie, a ja po twoim płaszczu. | haha, poor płaszcz
Richie117 napisał: | czy to nie byłoby straszniejsze, niż oglądanie zombiaków? | biorąc pod uwagę to, że dla mnie zombiaki nie są straszne w ogóle, to z pewnością by było
Richie117 napisał: | po tym stwierdzeniu zaczęłam się zastanawiać nad płcią Huddystek, bo im na pewno na klacie Wilsona nie zależało | to ja się pozastanawiam razem z Tobą...
Richie117 napisał: | też nie pamiętam tego epa zbyt dobrze, ale czy Cuddy nie powiedziała House'owi, że powinien przeprosić Wilsona za zabicie Amber? | uch, aż sprawdziłam i rzeczywiście - Cuddy walnęła House'owi uroczy wykład, o tym, że powinien czuć się winny, bo jest odpowiedzialny za śmierć Amber Cofam wszystko, co powiedziałam, nieważne z jakich powodów chciała ich pogodzić
Richie117 napisał: | nooo, niedokładnie to zrobi House... Ale nie będę psuć niespodzianki | okej, a ja nie będę wypytywać (chociaż ciężko mi się powstrzymać)
Richie117 napisał: | i za cholerę nie potrafią zrozumieć innych ludzi, którzy nie mają w ogóle nic | uch, ostatnio doszłam do wniosku, że nie ma sensu zwierzać się ludziom, bo mają gdzieś czyjeś problemy (co nie zmienia faktu, że uważają, że im się takie zainteresowanie w oczywisty sposób należy...)
Richie117 napisał: | może jednak tak jest lepiej... House mógłby nie wytrzymać bycia dziwką dwóch osób | dla mojego żołądka też lepiej - ledwo znosi samego Roystona
Richie117 napisał: | jeżeli będzie miał odwagę | no ja na jego miejscu bym wzięła. Viagrę i jakieś inne prochy też, żeby jakoś przetrwać
Richie117 napisał: | tylko kogo by wtedy poniewierała? | um... nikogo? A ta frustracja by ją zabiła?
Richie117 napisał: | mi pasuje oddanie kontroli w ręce fików, podtekstów i ery, więc też wolę żyć w zaprzeczeniu | jak dobrze, że nikt nas nie weźmie na przymusowe leczenie
Richie117 napisał: | brzmi jak coś, co mógłby powiedzieć House, patrząc jak Wilson wybiera w sklepie satynową pościel w serduszka | wee! Brzmi jak coś, co widziałabym w Gimme (tak tylko mówię... ).
Richie117 napisał: | nie mogę się doczekać | to poczekasz, aż się Gimme "napisze", bo tak będzie lepiej wyglądać Ach, no i muszę się za to zabrać już teraz, bo trochę czasu mi to zajmie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
advantage
Otorynolaryngolog
Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 20:49, 22 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | żeby coś miało sens, można zgadywać, wcale nie znając języka Ale dzięki | no problem w oryginale też brzmią nieźle, zwłaszcza to: Roy'don thiggs you and I are sleepi'g dogedder
Richie117 napisał: | czy to dziwne, że dręczycieli House'a nie lubię, ale lubię czytać o tym, jak House jest dręczony? <img src="http://i111.photobucket.com/albums/n152/saphira182/Obraz1.gif"> | nope, ja też tak mam więc to pewnie całkiem normalne xd
Richie117 napisał: | U mean how? Ma salę tortur w piwnicy? | Wilson i sala tortur? chyba że takich seksualnych
Richie117 napisał: | mogłabym zmienić 'muffinkę' na 'herbatnika' albo 'piernika', ale to by chyba źle zabrzmiało Szkoda, że po polsku rzeczowniki nie mają po prostu rodzaju nijakiego.
('oba' i 'obydwa' to poprawne formy ) | hm... 'mój ty herbatniku' brzmi ok, ale chyba nie dla takiego miłego gościa jak Royston Za to 'piernik' to już mi się kojarzy z Foremanem, pewnie z powodu koloru
o, dobrze wiedzieć. Teraz już się pilnuje z tymi słówkami A przynajmniej się staram.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 4:04, 23 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Anai napisał: | (oplułam wodą siebie i laptopa ) | całe szczęście, że tylko wodą
A słówko w oryginale brzmiało cup-cake
Anai napisał: | niech będzie, ale i tak nie chciałabym tak cały czas siedzieć w domu | mogłabyś przecież wychodzić
Anai napisał: | pewnie gdzieś po trzeciej modliłabym się wiadomo-gdzie | aha! to by też było działanie toksycznych substancji
Anai napisał: | Te przygotowania imo wyglądały tak, jak gra wstępna House'a i Wilsona... Prawda, że mało oryginalnie? | hmmm... chłopaki są specjalistami w oryginalnych grach wstępnych, zatem trudno powiedzieć
Anai napisał: | biorąc pod uwagę to, że dla mnie zombiaki nie są straszne w ogóle, to z pewnością by było | z drugiej strony, po namyśle, mogłabym powiedzieć, że postacie w tych telenowelach są niewiele inteligentniejsze od przeciętnego zombi
Anai napisał: | uch, aż sprawdziłam i rzeczywiście - Cuddy walnęła House'owi uroczy wykład, o tym, że powinien czuć się winny, bo jest odpowiedzialny za śmierć Amber Cofam wszystko, co powiedziałam, nieważne z jakich powodów chciała ich pogodzić | poor you, że to sprawdziłaś
argh, House musi być gorszym masochistą niż Wilson, że związał się z Cuddy po tym wszystkim. A ja zaczynam rozumieć, czemu coraz częściej ludzie piszą fiki wracające do czasów około-amberowych, jakby całe to Huddy nie miało miejsca
Anai napisał: | okej, a ja nie będę wypytywać (chociaż ciężko mi się powstrzymać) | jeszcze tydzień czy dwa i wszystkiego się dowiesz
Anai napisał: | uch, ostatnio doszłam do wniosku, że nie ma sensu zwierzać się ludziom, bo mają gdzieś czyjeś problemy (co nie zmienia faktu, że uważają, że im się takie zainteresowanie w oczywisty sposób należy...) | dokładnie tacy są ci moi nieliczni znajomi - godzinami nawijają o sobie, a jak nawet uda mi się wtrącić do rozmowy coś o mnie, to najwyraźniej w ogóle to do nich nie dociera
Anai napisał: | dla mojego żołądka też lepiej - ledwo znosi samego Roystona | ech, samego Roystona znoszę bez mrugnięcia oka, ale na myśl o Cuddy skręcają mi się flaki
Anai napisał: | um... nikogo? A ta frustracja by ją zabiła? | hah, więc Cuddy umrze w 8x01, sfrustrowana nieobecnością House'a
Anai napisał: | jak dobrze, że nikt nas nie weźmie na przymusowe leczenie | lepiej nie cieszyć się za głośno, żeby nie kusić losu
Anai napisał: | wee! Brzmi jak coś, co widziałabym w Gimme (tak tylko mówię... ) | mmm... w Gimme raczej nie, ale w jednym z najbliższych tłumaczeń jest scenka z kupowaniem pościeli
Anai napisał: | to poczekasz, aż się Gimme "napisze", bo tak będzie lepiej wyglądać Ach, no i muszę się za to zabrać już teraz, bo trochę czasu mi to zajmie | spoko, take your time uwielbiam czytać i odpowiadać na komenty, ale wtedy nie mam czasu na tłumaczenie
***
advantage napisał: | w oryginale też brzmią nieźle, zwłaszcza to: Roy'don thiggs you and I are sleepi'g dogedder | yeah, GeeLady ma talent do pisania takich rzeczy
advantage napisał: | nope, ja też tak mam więc to pewnie całkiem normalne xd | ha, teraz to dopiero nie jestem przekonana
advantage napisał: | Wilson i sala tortur? chyba że takich seksualnych | well... większość najefektywniejszych tortur sprowadza się do seksu, więc czemu nie
advantage napisał: | hm... 'mój ty herbatniku' brzmi ok, ale chyba nie dla takiego miłego gościa jak Royston Za to 'piernik' to już mi się kojarzy z Foremanem, pewnie z powodu koloru | bleeeh, Foreman - stary piernik Za to House jest taki słodki, że każdy wyrób cukierniczy by do niego pasował
Staraj się, staraj, przyda Ci się to w przyszłości, żeby nie być tłumaczem-partaczem
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anai
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 22:49, 23 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | całe szczęście, że tylko wodą | no w sumie racja, wody najłatwiej się pozbyć
Richie117 napisał: | A słówko w oryginale brzmiało cup-cake | to muffinka pasuje wręcz idealnie Mogłaby być jeszcze "babeczka", ale wtedy nikt nie domyśliłby się, że chodzi o wyrób cukierniczy
Richie17 napisał: | mogłabyś przecież wychodzić | chyba że bym przyrosła do krzesła
Richie117 napisał: | aha! to by też było działanie toksycznych substancji | yeah - cukru w olbrzymiej ilości
Richie117 napisał: | z drugiej strony, po namyśle, mogłabym powiedzieć, że postacie w tych telenowelach są niewiele inteligentniejsze od przeciętnego zombi | to też ma swoje zalety - mogliby się na przykład czuć bezpiecznie w obecności zombiaków, bo one nie wyczułyby mózgu do zjedzenia
Richie117 napisał: | poor you, że to sprawdziłaś
argh, House musi być gorszym masochistą niż Wilson, że związał się z Cuddy po tym wszystkim. A ja zaczynam rozumieć, czemu coraz częściej ludzie piszą fiki wracające do czasów około-amberowych, jakby całe to Huddy nie miało miejsca | nie było tak źle - dla mnie, paradoksalnie, najbardziej dobijające są szczęśliwe wspomnienia (nie tylko jeśli chodzi o serial)
Well, w sumie to jestem w stanie zrozumieć, ile człowiek może znieść, żeby tylko nie mieć kogoś przy sobie. Tyle, że do House'a mi to kompletnie nie pasuje, ale to już temat wałkowany tyle razy, że już wieje nudą...
IMO tyle jest tych post-Amberowych fików dlatego, że ten moment był... przełomowy. I chyba można go uznać, mimo kilku drobnych wyjątków w S5 i 6, za koniec dobrych czasów House'a.
Richie117 napisał: | jeszcze tydzień czy dwa i wszystkiego się dowiesz | czekam grzecznie, czekam
Richie117 napisał: | dokładnie tacy są ci moi nieliczni znajomi - godzinami nawijają o sobie, a jak nawet uda mi się wtrącić do rozmowy coś o mnie, to najwyraźniej w ogóle to do nich nie dociera | Dlatego przy takich osobach wolę się ograniczyć do rozmów na neutralne tematy... ale może tak łatwo mi to przychodzi, bo w sprawie gadek o uczuciach jestem raczej jak House
Richie117 napisał: | hah, więc Cuddy umrze w 8x01, sfrustrowana nieobecnością House'a | w takim razie szkoda, że tego nie zobaczymy, skoro LE sobie poszła
Richie117 napisał: | lepiej nie cieszyć się za głośno, żeby nie kusić losu | dosłownie, chyba czas skończyć z brechtaniem się do laptopa
Richie117 napisał: | mmm... w Gimme raczej nie, ale w jednym z najbliższych tłumaczeń jest scenka z kupowaniem pościeli | w serduuuuszka?
Richie117 napisał: | spoko, take your time | a propos, wiesz może ile stron worda mieści się w jednym poście? Bo zaczęłam dzisiaj i ciężko (tzn. długo) to widzę
Richie117 napisał: | uwielbiam czytać i odpowiadać na komenty, ale wtedy nie mam czasu na tłumaczenie | teraz będę mieć wyrzuty sumienia! :<
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Anai dnia Czw 22:52, 23 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
advantage
Otorynolaryngolog
Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 22:55, 23 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | yeah, GeeLady ma talent do pisania takich rzeczy | w ogóle ma talent do pisania wszystkiego
Richie117 napisał: | ha, teraz to dopiero nie jestem przekonana | no dobra, czasami jest normalne. Za to zupełnie normalne jest czytanie fluffu na okrągło
Richie117 napisał: | well... większość najefektywniejszych tortur sprowadza się do seksu, więc czemu nie | to dziwnie, bo jeśli tortury mają być straszne, a seks nie jest straszny, to jak to działa?
Richie117 napisał: | Za to House jest taki słodki, że każdy wyrób cukierniczy by do niego pasował
Staraj się, staraj, przyda Ci się to w przyszłości, żeby nie być tłumaczem-partaczem | haha, staram się omg, najbardziej pasuje do niego fabryka czekolady Willyego Wonki mam nadzieje, że widziałas ten film
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 0:02, 25 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
wpadam tylko na chwilę, żeby wrzucić nowy rozdział, bo jak tego nie zrobię, to nie zasnę Ale to za moment...
***
Anai napisał: | to muffinka pasuje wręcz idealnie Mogłaby być jeszcze "babeczka", ale wtedy nikt nie domyśliłby się, że chodzi o wyrób cukierniczy | exactly "babeczka" też mi przyszła do głowy, ale zdecydowanie nie chciałabym, żeby Royston mówił tak do House'a, nie mając na myśli wyrobu cukierniczego
Anai napisał: | chyba że bym przyrosła do krzesła | skoro mnie się to jeszcze nie przytrafiło, to to chyba niemożliwe
Anai napisał: | to też ma swoje zalety - mogliby się na przykład czuć bezpiecznie w obecności zombiaków, bo one nie wyczułyby mózgu do zjedzenia | ktoś mógłby nakręcić taki serial - o zombiakach żyjących wśród ludzi
Anai napisał: | nie było tak źle - dla mnie, paradoksalnie, najbardziej dobijające są szczęśliwe wspomnienia (nie tylko jeśli chodzi o serial) | jeśli chodzi o "House'a", to mnie dobija wszystko: dobrych momentów mi żal, a wszystko od 5. sezonu uświadamia mi, jaka byłam ślepa i naiwna, że nie zauważyłam nadciągającej z wolna katastrofy
Anai napisał: | Well, w sumie to jestem w stanie zrozumieć, ile człowiek może znieść, żeby tylko nie mieć kogoś przy sobie. Tyle, że do House'a mi to kompletnie nie pasuje, ale to już temat wałkowany tyle razy, że już wieje nudą... | wiem, że człowiek może wiele znieść i pewnie bym przełknęła Huddy, gdyby opierało się na tym, że 'House po prostu nie chciał być sam', ale to całe jego zakochanie po uszy? Hell noł! No dopsz, to rzeczywiście nudne się robi
Anai napisał: | IMO tyle jest tych post-Amberowych fików dlatego, że ten moment był... przełomowy. I chyba można go uznać, mimo kilku drobnych wyjątków w S5 i 6, za koniec dobrych czasów House'a. | yeah... A ludzie teraz masowo do tego wracają, żeby pociągnąć House'ową historię od momentu, kiedy wszystko się jeszcze totalnie nie rozsypało.
Anai napisał: | Dlatego przy takich osobach wolę się ograniczyć do rozmów na neutralne tematy... ale może tak łatwo mi to przychodzi, bo w sprawie gadek o uczuciach jestem raczej jak House | * back* Well, moja jedna znajoma ma taki talent do toczenia rozmowy wokół swojej osoby, że nie musi się nawet zapuszczać na tematy uczuć. Dziś na przykład przez ponad kwadrans opowiadała, co jadła na obiady w ciągu zeszłego tygodnia i co ma zamiar ugotować jutro...
Anai napisał: | w takim razie szkoda, że tego nie zobaczymy, skoro LE sobie poszła | może to będzie ten jej 'występ gościnny'?
Anai napisał: | w serduuuuszka? | raczej nie, o ile pamiętam. Ale tak jest lepiej, uwierz mi
Anai napisał: | a propos, wiesz może ile stron worda mieści się w jednym poście? Bo zaczęłam dzisiaj i ciężko (tzn. długo) to widzę | hmm... kiedy na horum zajmowaliśmy się tłumaczeniem napisów, to w jednym poście mieściło się jakieś 50 stron, ale podejrzewam, że ostatecznie chodzi bardziej o ilość słów, a z tym nigdy nie eksperymentowałam
Anai napisał: | teraz będę mieć wyrzuty sumienia! :< |
***
advantage napisał: | Za to zupełnie normalne jest czytanie fluffu na okrągło | żyjemy po to, żeby dostarczać sobie przyjemności; czytanie fluffu jest przyjemne, więc wszystko OK
advantage napisał: | to dziwnie, bo jeśli tortury mają być straszne, a seks nie jest straszny, to jak to działa? | seks nie jest straszny, kiedy chcą go obie strony, to tak po pierwsze Besides, związek tortur z seksem może sprowadzać się do tego, że osoba torturowana zostanie pozbawiona możliwości uprawiania seksu w przyszłości Inną oBcją jest to, że o ile doznania seksualne są dla ofiary przyjemne, to "bolesne" jest upokorzenie wynikające z braku jakiejkolwiek kontroli nad sytuacją.
Taki crazy, nasty ficzek mi się przypomniał... [link widoczny dla zalogowanych]
advantage napisał: | omg, najbardziej pasuje do niego fabryka czekolady Willyego Wonki mam nadzieje, że widziałas ten film | nope, nie widziałam, ale orientuję się w temacie Srsly, House i czekolada? Myślałam, że to bardziej do Wilsona pasuje
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 0:06, 25 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
.
<center>ROZDZIAŁ ÓSMY</center>
W tym samym momencie, gdy House wsiadł już lewą nogą do samochodu Wilsona od strony pasażera, Lucas podszedł do nich, by porozmawiać o tym, co odkrył w Seattle.
- Chciałbym, żebyście kogoś poznali - powiedział bardziej do Wilsona, który wciąż stał obok samochodu, ponieważ zobaczył, jak Lucas wychodzi z cienia i zaczekał, trzymając kluczyki w dłoni, podczas gdy Lucas mówił.
House był zbyt zaprzątnięty patrzeniem, gdzie stawia swoją kaleką nogę i za co chwyta lewą ręką, by w ogóle zauważyć Lucasa, dopóki ten się nie odezwał, bo wsiadanie i wysiadanie z pojazdu, gdy ma się jedną niesprawną nogę, nie jest prostą czynnością, aczkolwiek House opanował ten manewr w sposób tak bliski perfekcji, jak tylko jest to możliwe dla kaleki.
Nie zamykając drzwiczek, House skończył sadowić się na fotelu, po czym podniósł wzrok na Lucasa, stojącego po jego stronie nowego sedana [link widoczny dla zalogowanych] Wilsona.
- Po co ci te gówniane, szpiegowskie podchody? Boisz się, że Cuddy zobaczy, jak ze mną rozmawiasz? - House nie potrafił ukryć odrobiny goryczy w swoim głosie. - A może bardziej obawiasz się tego, że też będzie chciała?
Wilson westchnął przepraszająco. - Wybacz House'owi, już dawno powinien był obejrzeć bajkę na dobranoc i iść spać. Gdzie jest ta osoba?
- Lepsze pytanie - wtrącił się House - kto to jest?
Lucas zdążył już przywyknąć do zgryźliwego zachowania House'a, więc puścił mimo uszu jego dawną gorycz. Popatrzył na niego.
- Chciałeś, żebym się do czegoś dokopał? Zrobiłem to. Przyjedźcie o dziewiątej do "Angelinos", to dostaniecie takie brudy, na jakie, jak sądzę, liczyliście.
---
---
---
Lucas i jego przyjaciel byli już na miejscu, gdy Wilson zjawił się z House'em u boku. Wsunęli się na ławeczkę naprzeciwko nich, House od ściany, a Wilson przy przejściu. Wilson czuł się lepiej, kiedy coś znajdowało się pomiędzy House'em a innymi ludźmi. Wiedział, że ma to czysto psychologiczne podłoże. Nie przejmował się tym.
Lucas nie tracił czasu: - Powiedz im, Nilu - zachęcił swojego dość młodego, przystojnego towarzysza.
Barowe oświetlenie odbijało się od idealnej cery w kolorze [link widoczny dla zalogowanych]. Jego piękne - jak na faceta - brązowe oczy przeskakiwały nerwowo pomiędzy Lucasem, uchwytem na serwetki oraz dwoma nieznajomymi, którzy siedzieli naprzeciw niego. Rozpraszał go przede wszystkim mężczyzna z nieprzeniknionym grymasem na twarzy. Nilu oblizał wyschnięte wargi.
- O-okej.
Jego mowa była przerywana, a House zauważył kilka innych rzeczy, które sugerowały, że chodziło tutaj o coś więcej, niż o zdenerwowanie chłopaka. Póki co, pozwolił mu mówić bez przeszkód.
- Poznałem Alberta jakieś trzy lata temu. Był Wicedziekanem w szpitalu Northwest. - W słowach chłopaka nie było śladu czułych wspomnień, jedynie źródło bólu. - Od czterech lat byłem pielęgniarzem. Miałem żonę, która była moją szkolną sympatią, oraz trójkę dzieci. Najpierw, jeszcze przed ślubem, urodziły nam się bliźniaki, a potem mieliśmy jeszcze córeczkę...
Zmarszczki na czole House'a pogłębiły się, a bruzda niecierpliwości pomiędzy brwiami zarysowała się nieco wyraźniej.
- Tak, tak, szczęśliwe rodzinne życie... przejdź do istotnej części.
Pod stolikiem Wilson położył prawą dłoń na lewym kolanie House'a i ścisnął je lekko, z czułością. House gwałtownie odwrócił głowę w lewo. Westchnął i zmusił się do okazania cierpliwości, podczas gdy dzieciak wylewał, co mu leżało na sercu, na tani, wyszczerbiony, plastikowy blat. Z drugiej strony, długie palce jego prawej dłoni wystukiwały rytm Pospiesz Się.
Zjawił się kelner, by przyjąć zamówienie na jedzenie i napoje. Lucas odmówił. Dzieciak poprosił o piwo, podobnie jak Wilson. House zamówił filiżankę kawy. Wilson wskazał przez ramię kciukiem na House'a.
- On weźmie jeszcze cheeseburgera z frytkami.
Zaskoczony, House zwrócił się do kelnera: - Wcale nie.
Wilson posłał młodemu pracownikowi obsługi cierpliwy uśmiech. - Owszem, tak.
House ustąpił, mamrocząc coś o ciotowatych, żydowskich wypierdkach.
- Byłem żonaty zaledwie od roku, gdy uświadomiłem sobie, że popełniłem ogromny błąd. - Nilu odchrząknął. - Pragnąłem towarzystwa mężczyzn i nie potrafiłem wymyślić, jak powiedzieć żonie, że wyszła za nieujawnionego geja. - Wziął papierową serwetkę i jego niespokojne palce zaczęły drzeć ją na maleńkie strzępy. - Albert zdawał się być odpowiedzią na moje modlitwy. Spotykaliśmy się w czasie pracy albo zaraz po niej. Żona wiedziała, że pracowałem do późna... Mieliśmy wtedy braki w perssonelu, co ozznaczało masę nadgoddzin i dodatkowych ddyżurów. Albert zzdawał się być idealnym rozzwiązaniem.
House przekrzywił głowę na bok. - Twoja mowa jest niewyraźna, a jeszcze nie dostałeś swojego piwa.
Nilu spojrzał stanowczo ponad stołem, wprost na House'a, jak gdyby prowokował go do podważenia jego kolejnych słów.
- Kochałem moją żonę i dzieci. - Jego bełkotliwa wymowa stała się wyraźniejsza: - Nie chciałem ich sztracić, szczeg'lnie chłopców i małej Jennie.
House zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział.
Nilu przeniósł więc spojrzenie na Wilsona.
- No więc spotykałem się z Albertem zwykle dwa razy w tygodniu. Czasami trzy. To był dziki, ostry i... fantastyczny seks - powiedział. Prawdopodobnie było to jego jedyne przyjemne wspomnienie. - Przynajmniej z początku. - Nilu utkwił wzrok w Wilsonie. Jego twarz wyrażała więcej życzliwości i akceptacji, niż oblicze House'a. - Później Albert zaczął robić się trochę zbyt brutalny, wymagający. Chciał, żebym robił i mówił różne rzeczy, i żebym pozwalał mu na robienie różnych rzeczy ze mną. - Głos Nilu zniżył się prawie do szeptu. - To było naprawdę okropne i popieprzone.
Kelner w obcisłych spodniach i z fryzurą [link widoczny dla zalogowanych] przyniósł ich napoje i postawił na stoliku tackę ze szklankami. Nilu pochłonął znaczną część swojego piwa i otarł usta podartymi kawałkami serwetki. House podał mu nową.
- Trzymaj. Będziesz po-cz-ebował drugiej.
Nilu znowu zwrócił się do Wilsona. - Wwtedy spróbowałem to zakończyć. Albert zagroził, że powie mojej żonie o tym, co robiłem.
Ciemne, proste włosy Nilu były niemodnie długie, ułożone w potarganą, nietwarzową fryzurę, która byłaby na czasie dwadzieścia lat temu.
- Zerwałeś z nim - powiedział House, jakby wiedział to z całą pewnością. - Prawda? - To nie był wyraz zniecierpliwienia, jedynie uzupełnienie rozumowania. - Albertowi wcale się to nie spodobało, co?
- Nie, więc znów zacząłem się z nim spotykać. Kilka miesięcy później, kiedy dowiedziałem się, że zdobył posadę tutaj, ogarnęła mnie ekstaza. Doszedłem do wniosku, że muszę tylko trzymać gębę na kłódkę przez parę kolejnych miesięcy i będę wolny od podejrzeń. A moja rodzina będzie bezpieczna. - Nilu wyglądał tak, jakby zaraz miał się rozpłakać. - Tuż przed swoim wyjazdem, Albert i tak powiedział wszystko mojej żonie.
Wkładając w to pewien wysiłek, Nilu powstrzymał się od krzyku. Zamiast tego wlał w siebie resztę piwa.
Uważne spojrzenie House'a działało mu na nerwy i Nilu odwrócił wzrok.
Nie zważając na skrępowanie młodego mężczyzny, House przyglądał mu się dalej, a wcześniej bardzo dokładnie przysłuchiwał się każdemu słowu z jego całego monologu.
- Stało się coś więcej, zgadza się?
Nilu popatrzył nerwowo na House'a. - O czym p-pan mówi?
- Niewyraźnie mówisz. Masz tylko - ile? - dwadzieścia cztery lata? Ale nosisz fryzurę, która jest zdecydowanie nieatrakcyjna.
Właśnie wtedy, gdy Wilson miał zapytać House'a, co, do diabła, fryzura tego dzieciaka ma wspólnego z czymkolwiek, House wyciągnął rękę ponad stołem i podniósł do góry lewą stronę czupryny dzieciaka, odsłaniając to, co było pod spodem. Ponad jego lewym uchem widniała niewielka blizna oraz kilka maleńkich śladów - jak gdyby wielokrotnie wbito mu w skórę czubek rozgrzanej do białości igły.
- Niewyraźna mowa - odezwał się House. - Blizna po ranie wlotowej. - Usiadł z powrotem na miejscu. - Próbowałeś się zastrzelić i spartaczyłeś sprawę.
Nilu przygładził włosy, żeby przykryć blizny. - Bbyłem wytrączony z równowagi - przyznał cicho.
Wilson jednym okiem obserwował Nilu, a drugim zerkał z niepokojem na House'a. House wpatrywał się ponad stołem w młodego mężczyznę z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Po chwili zapytał:
- Więc co się stało z twoją żoną?
Wilson nagle nabrał takich samych podejrzeń jak House.
Nilu spazmatycznie przełknął ślinę. - Odesłała dzieci do swoich sióstr, a potem przedawkowała.
- I teraz nie żyje - dokończył House. Mina Nilu nie pozostawiała wątpliwości, że House wyciągnął właściwy wniosek.
Nilu zwrócił się do Lucasa. - Czy to już wszystko? Bo chciałbym już stąd wyjść.
Wilson odezwał się pierwszy: - Proszę, Nilu, zaczekaj. House - skinął głową w prawą stronę - mój przyjaciel, Greg... - zaczął, ostrożnie zerkając na House'a, który siedział, pogrążony w niesamowitym milczeniu - ...on też ma problem z Alb... z Roystonem.
- Zamknij się, Wilson.
Wilson zignorował go. - Jeżeli mamy dopaść tego faceta, musimy dokonać tego wspólnie, w jakiś sposób.
Kelner przyniósł jedzenie i - rozpoznając wyraźne oznaki sprzeczki, która wkrótce miała stać się głośniejsza - błyskawicznie znowu zniknął.
Nie zwracając uwagi na posiłek, który Wilson na siłę dla niego zamówił, House odezwał się, tym razem głośniej: - Powiedziałem: zamknij się.
- Roystonowi nie powinno to ujść na sucho. To, co zrobił tobie i to, co robi z...
House trzasnął dłonią w blat stolika. - Zamknij SIĘ! - wrzasnął, ściągając na nich uwagę nielicznych klientów pubu oraz barmana, ich kelnera i muskularnych robotników, którzy siedzieli na stołkach barowych.
House popchnął Wilsona, żeby ten pozwolił mu przejść. Wilson zamierzał zaprotestować, lecz zobaczył zaciętą, wściekłą minę na jego twarzy i wiedział, że nie może już go mocniej naciskać. House również chciał unieszkodliwić Roystona - był po prostu zażenowany przyczynami i własną rolą w tym wszystkim. Wilson podejrzewał, iż mogło chodzić także o to, że Nilu zupełnie jasno udowodnił jakim nikczemnym, podłym gnojem rzeczywiście był Royston. House nie mógł już się dłużej oszukiwać, wierząc, że ten facet nie był taki zły, przynajmniej jak na psychopatę.
Wilson położył na stole trzy dwudziestodolarowe banknoty.
- Nilu. Proszę, zostań w mieście przez kilka dni. Zapłacę za twój hotel - powiedział, po czym zwrócił się do Lucasa: - Lunch był na mój koszt. Przyślij mi podsumowanie swoich wydatków, dodatkowych biletów na samolot i całej reszty. Jutro wystawię ci czek.
Nilu skinął mu głową, a Lucas schował do kieszeni pieniądze za lunch, zostawiając na blacie tyle, by starczyło na rachunek i napiwek.
- Jasne.
Wilson odszedł od stołu, czując, że jest mu niedobrze. House czekał na niego obok samochodu, stojąc ze skrzyżowanymi nogami i wpatrując się gniewnie w uchwyt swojej laski. Podniósł wzrok z zakłopotaniem. Była to mina, którą Wilson rzadko widywał, lecz którą nauczył się delektować. Należało do rzadkości, by House przepraszał kogokolwiek za cokolwiek. Lecz od powrotu z Mayfield, od jego załamania nerwowego, była to mina, która przyjemnie łaskotała serce Wilsona. House posiadający sumienie, House okazujący skruchę, House pragnący wrócić do zdrowia... było to niemal równie dobre, jak obserwowanie House'a, który się śmiał.
- Wybacz - wymamrotał House.
Wilson skinął głową i otworzył dla niego drzwiczki. Wsiedli do samochodu. Wilson nie odrywał oczu od drogi, a House oparł czoło o chłodną szybę okna, nie mówiąc nic przez całą jazdę do domu.
Kiedy weszli do mieszkania House'a, Wilson spróbował zapalić światło i ucieszył się, stwierdziwszy, że działa. Przynajmniej House nie zaniedbywał opłacania rachunków. Wilson zauważył jednak, że House zaniedbywał sprzątanie - kanapę i fotel pokrywały porozrzucane ubrania, stolik do kawy zastawiony był pustymi pojemnikami po jedzeniu, a na każdej dostępnej powierzchni leżała gruba warstwa kurzu.
- Zwolniłeś swoją sprzątaczkę?
House usiadł na fotelu. - Nigdy nie miałem sprzątaczki.
Wilson przytaknął. Racja. Ostatnimi czasy u House'a było krucho z pieniędzmi. Ale z pewnością teraz było już trochę lepiej?
- Zatrudnię jakąś, żeby tu posprzątała.
House kiwnął głową, jedynie nieznacznie świadom - jak zauważył Wilson - co się do niego mówi. Wilson odwiesił marynarkę na wieszak i usiadł na kanapie, przy okazji odsuwając na bok stertę brudnych ubrań.
- Co zamierzamy zrobić? - zapytał. To musiało zostać przedyskutowane.
House tylko pokręcił głową, lecz trudno było stwierdzić, czemu zaprzeczał. Nie wyglądało na to, by zwracał uwagę na cokolwiek poza własnymi myślami.
Zadzwonił telefon i - ku zdumieniu Wilsona - dźwięk ten sprawił, że House podskoczył, jakby usłyszał ducha swojego ojca. Nie ruszył się, żeby podnieść słuchawkę. Gapił się po prostu na uporczywie hałasujące urządzenie, które stało w ładowarce na biurku przy drzwiach.
Wilsonowi zaświtało, czemu House nie poderwał się z fotela, żeby odebrać. Prawdopodobnie dzwonił Royston. Najwyraźniej House myślał podobnymi kategoriami, bo powiedział:
- Jezu... - Był to boleśnie wymuszony szept. Cienki klin ohydy wepchnięty siłą pomiędzy zaciśnięte siekacze. - Nie chcę tam iść dziś wieczorem.
Wilson poczuł skurcz żołądka i ciarki na skórze. On również nie chciał, żeby House tam szedł. Ale cóż zrobić? House wyglądał koszmarnie - siedział z głową opartą na jednej dłoni, pocierając skronie, a palce drugiej wczepił niczym szpony w skóropodobne obicie fotela. Jego paznokcie miały zostawić maleńkie rozdarcia w drogim materiale.
Wilson chwycił słuchawkę z ładowarki, zanim Royston zdążył odłożyć swoją po drugiej stronie. Przygotował się do okłamania Roystona i to jakimś dobrym kłamstwem. Był zdolny do tego, jeżeli został popchnięty wystarczająco daleko, a Royston z pewnością pchnął go wystarczająco brutalnie w odpowiednim kierunku. Wilson przyszykował się do odegrania przedstawienia roku.
- Słucham? - W jego głosie słychać było przyzwoitą mieszankę pośpiechu i niepokoju. Całkiem nieźle.
Po drugiej stronie przez moment panowała cisza.
- Doktor Wilson? - Roystonowi ledwie udało się pohamować wściekły ton, gdy usłyszał głos Wilsona zamiast głosu Grega.
Jestem lepszym aktorem, niż ty, dupku.
- Doktor Royston? - Wilson nadał swemu głosowi lekko zaskoczone brzmienie, mówiące: Jakie to dziwne, że Dziekan dzwoni tutaj wieczorem. Kolejny raz.
- Gdzie jest doktor House?
Interesujące. Żadnego "Mogę rozmawiać z doktorem House'em?", co byłoby bardziej uprzejmym i normalnym pierwszym pytaniem, tylko "Gdzie on jest?". Zaborczość. Terytorialność połączona z nie-tak-subtelnie ukrytym pytaniem: "Co ty tam robisz?".
- Nie słyszał pan? - Odrobina zdumienia wywołana niewiedzą Dziekana, z lekkim posmakiem nagany dorzuconym dla lepszego efektu. Wilson był z siebie zadowolony. - House nabawił się zatrucia pokarmowego.
Wilson wysłuchał oczekiwanego pytania o szczegóły - dobry Dziekan wykazywał troskę o swojego pracownika. Wilson miał ochotę go zastrzelić.
- Oczywiście, że w szpitalnej kafeterii.
Z ust Roystona popłynął potok pięknych słówek, a Wilson odpowiedział stanowczą sugestią, by ukarać tych, którzy byli za to odpowiedzialni.
- Cóż, wygląda na to, że pracownicy kafeterii nie przestrzegali zaleceń antyseptycznych tak dobrze, jak powinni. Doktor House rzyga jak kot. Nie zjawi się w pracy jutro i prawdopodobnie pojutrze też.
Wilson mógł wyczuć gniew tlący się w drugim mężczyźnie. Jednak kiedy Royston się odezwał, sprawiał wrażenie niemal szczerze i prawie że nieznacznie strapionego.
- Rozumiem. Ale nic mu nie będzie?
- Bez obawy. Wziąłem kilka dni wolnego i zamierzałem spędzić je z moimi rodzicami, ale wygląda na to, że House dość poważnie się pochorował, więc zostanę tutaj. - I jak ci się to podoba, ty przeklęty szantażysto! Przez następne kilka dni możesz się zastanawiać, gdzie znajdą się usta House'a albo czyje usta znajdą się na nim!
- Do widzenia, doktorze Royston. - Wilson odłożył słuchawkę i odwrócił się do House'a. - Masz święty spokój przez najbliższe czterdzieści osiem godzin.
House podniósł wzrok na niego. Skinął głową. Faktycznie sprawiał wrażenie chorego. Jakby ulga, którą poczuł przyprawiła go o mdłości. Wilson zapragnął ukoić to cierpienie i podszedł do niego - raczej zbyt szybko - i ujął jego lewe ramię w prawą dłoń - raczej zbyt gwałtownie. House wyrwał mu się z całą siłą, jaka mu pozostała i krzyknął:
- Puszczaj!
Wilson cofnął się na dobre półtora metra.
House poczerwieniał pod wpływem furii - w jednej sekundzie! I spojrzał wyzywająco na Wilsona z wielką nienawiścią. Chwilę później jego twarz jakby zapadła się w sobie, rozluźniając się i powracając do mniej-więcej normalnego stanu. Wilson zrozumiał, że House był naprawdę chory. Na ciele i na duchu.
House wygramolił się z fotela i bez laski pokuśtykał w głąb korytarza, podpierając się o ściany, przez całą drogę warcząc przez ramię:
- Wiecznie chwytasz, obłapiasz mnie... bierzesz. Ręce zawsze biorą, czegokolwiek, do diabła, zapragniesz!
House odwrócił się i wrzasnął na niego: - Trzymaj swoje pierdolone łapy z dala ode mnie, chyba że powiem, że możesz mnie dotknąć. - Trzasnął dłonią o ścianę i powtarzał to przy każdym następnym słowie: - O ile nie powiem ci, że nie mam nic przeciwko, nigdy więcej mnie nie dotykaj.
Wilson nie był osobą, na którą w rzeczywistości wrzeszczał House. Nie do niego należały lubieżne paluchy, których House nigdy więcej nie chciał poczuć na swoim ciele. Wilson wiedział o tym z wystarczającą jasnością. Ale wiedział również, że House potrzebował pomocy właśnie w tej chwili. Potrzebował nie tylko słów, lecz także dobrego, delikatnego, kochającego dotyku. Tyle że nie dotyku Roystona, który nie niósł z sobą żadnej miłości. Tamte zimne, zamarznięte palce powodowały odmrożenia na duszy jego przyjaciela. House był cholernie bliski hipotermii od tego Roystonowego okazywania uczuć.
Zachowując niewielki dystans, Wilson podążył za House'em do sypialni.
- House...
House siedział na krawędzi łóżka. Pochylony do przodu, z łokciami wspartymi na kościstych kolanach i z dłońmi splecionymi z morderczą siłą.
- Odwal się - wyszeptał. - Proszę, odwal się...
To "proszę" sprawiło, że Wilson nabrał pewności, iż House wcale tak nie myślał. Zostawienie go teraz samego nie wchodziło w grę. Zamiast wyjść, Wilson usiadł obok niego na łóżku i otoczył rękoma zobojętniałe, spięte ramiona House'a. Oparł się pragnieniu, by pokołysać go w tył i w przód, ale odwrócił głowę na tyle, żeby móc oprzeć usta na pokiereszowanej skórze barku przyjaciela.
- Nie możemy pozwolić temu sukinsynowi więcej się do ciebie zbliżać.
Jednak okazało się, że nie to najbardziej dręczyło House'a.
- Bez względu na to, co zrobimy, Royston puści farbę. Zniszczy cię, tak czy inaczej, jak zniszczył tego dzieciaka.
Wilson przypomniał sobie wychudłą, dogłębnie nieszczęśliwą twarz tamtego młodego mężczyzny. Wewnątrz tego biednego dzieciaka, w miejscu gdzie kiedyś była ludzka istota, pozostała przestrzeń ziejąca pustką.
- Nie pozwolę mu na to.
House westchnął. Zadrżał, dygocząc niemal konwulsyjnie.
- Gówno możesz zrobić. Mamy przejebane.
- Royston zaryzykowałby zdemaskowanie samego siebie, gdyby coś powiedział. Mógłby stracić stanowisko Administratora, trafić przed sąd, pójść do więzienia. On nie jest na tyle głupi.
- Mógłby zrobić to anonimowo.
Z przyprawiającym o mdłości przekonaniem Wilson wiedział, że House ma rację. Royston nie musiał otwierać ust. Wystarczyłoby, że z kawiarenki internetowej wysłałby e-mail do odpowiednich osób lub coś w tym rodzaju. Royston miał po swojej stronie możliwość wyparcia się wszystkiego i nikt by mu niczego nie udowodnił.
Oni po swej stronie mieli wyłącznie nagie fakty, że bardzo dawno temu Wilson udzielił pomocy przy popełnieniu samobójstwa, co teraz miało zmartwychwstać, by posłużyć za podstawę aktu oskarżenia. Czy mieli coś, żeby obalić te zarzuty? Absolutnie nic. Wilson był młody i zdeterminowany, by czynić dobro. By leczyć, pomagać, ratować, przynosić ulgę w cierpieniu. Był też na tyle naiwny, że zgodził się na popełnienie najgłupszego czynu, jakiego się kiedykolwiek dopuścił. Pod względem etycznym, jeżeli nie moralnym.
Wilson potrząsnął głową. Dosyć. Nie chciał już o tym więcej myśleć tego wieczoru.
- No dobrze. - Pomógł House'owi rozebrać się z marynarki i z koszuli, ostrożnie uważając, by nie dotykać go zbyt często, a sięgnięcia do rozporka jego jeansów nie wziął nawet pod uwagę. - Potrzebny ci sen i mnie również.
Wilson skłonił House'a, żeby się położył, a House zrobił to bez słowa protestu, pozwalając przyjacielowi, by przykrył ich obu kołdrą. Co więcej, nie zaprotestował, gdy Wilson otoczył go od tyłu ramionami oraz przylgnął nogami i miednicą do jego nóg i pośladków. W istocie, House nie poruszył się, ani nie odezwał nawet jednym słowem.
Czułość, dobra i właściwa, wspierana latami żywej miłości. Obaj tego potrzebowali. Wilson ułożył się do snu i słuchał, jak oddech House'a staje się coraz wolniejszy.
Jutro zdecydują, co dalej robić.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Nie 4:21, 26 Cze 2011, w całości zmieniany 5 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
advantage
Otorynolaryngolog
Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 20:49, 25 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | żyjemy po to, żeby dostarczać sobie przyjemności; czytanie fluffu jest przyjemne, więc wszystko OK | no a jakże!
Richie117 napisał: | Besides, związek tortur z seksem może sprowadzać się do tego, że osoba torturowana zostanie pozbawiona możliwości uprawiania seksu w przyszłości Inną oBcją jest to, że o ile doznania seksualne są dla ofiary przyjemne, to "bolesne" jest upokorzenie wynikające z braku jakiejkolwiek kontroli nad sytuacją.
Taki crazy, nasty ficzek mi się przypomniał... [link widoczny dla zalogowanych] | hmm... wydawało mi się, że jak faceta kręci to, gdy kobieta ma nad nim władzę, to upokorzenie nie jest bolesne, a pożądane. Ale może tylko ci dziwniejsi tak mają.
Ou, nasty ficzek, dziękować
Richie117 napisał: | Srsly, House i czekolada? Myślałam, że to bardziej do Wilsona pasuje | do House'a też, w sensie 'słodki jak czekolada'
wow, genialnie, kolejny rozdział! odwrócił na moment moje myśli od cholernie bolącego zęba mądrości;/ więc dzięki
yeah, przebiegły Wilson wyprowadził w pole Roystona! Brawooo! Mam tylko nadzieję, że facet nie zacznie nic podejrzewać i że Wilson wyjdzie z tego cały i zdrowy. A Royston skończy gdzieś dalekoooo od Princeton.
Cytat: | - Nilu odchrząknął. | a tu niespodzianka, myślałam, że facet to 'Neil'... Nilu brzmi jak nazwa jakiegoś afrykańskiego plemiona xd
Cytat: | Odesłała dzieci do swoich sióstr, a potem przedawkowała. | nie wiem dlaczego, ale jakoś ciekawiej by było, jakby to Royston ją zabił... albo ktoś na jego zlecenie... okropne, wiem
Cytat: | Nie do niego należały lubieżne paluchy, których House nigdy więcej nie chciał poczuć na swoim ciele. | no a jakby inaczej! To by dopiero było okropne ;p
weny i czasu na resztę rozdziałów
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|