|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 13:45, 14 Maj 2008 Temat postu: Fic: Pięć Etapów Żałoby [ ;(( ] PLUS '5 years later' [11/?] |
|
|
Kategoria: love
Zweryfikowane przez Richie117
Cytat: | Przepraszam... |
Tytuł: Pięć Etapów Żałoby ([link widoczny dla zalogowanych])
Autor: DrHouseLuvr479
Zgoda i błogosławieństwo Autorki: jest
Od Autora - Zamiast Prologu:
House i Wilson mieszkali razem w małym mieszkaniu w pobliżu szpitala. Byli kochankami. Kochali się i cieszyli sobą przez ponad pięć lat, zanim wydarzył się ten wypadek.
Śmierć Mojego Jedynego Bohatera
Pamiętam tamten dzień. Byłem u siebie, przygotowując się do zakończenia ciężkiego dnia w pracy, kiedy on wpadł. Tym uśmieszkiem i błękitnymi oczami mógł zmusić każdą osobę, by się w nim zakochała... przynajmniej to właśnie zrobił mnie. Wszedł niespodziewanie, dokładnie tak, jak robił to od kiedy staliśmy się "więcej, niż przyjaciółmi" i usiadł na krześle dla pacjentów. Spojrzałem na niego ponad górami papierkowej roboty i uśmiechnąłem się.
- Cześć, Greg. Jak leci?
Oderwał wzrok od sufitu by spojrzeć mi w oczy i powiedział swoim normalnym, burkliwym tonem:
- Jestem taki znudzony. Muszę się stąd natychmiast zbierać! - podkreślił to, podskakując lekko na krześle, zupełnie jak nastolatek, czekający aż zadzwoni dzwonek po ostatniej lekcji.
Posłałem mu cierpliwy uśmiech i powiedziałem spokojnym głosem:
- W porządku. Zaczekaj tylko trochę dłużej. Poza tym, powinieneś być ostrożny na zewnątrz. Burza staje się coraz gorsza - spojrzałem za okno mojego gabinetu i zobaczyłem, że marznący deszcz pada mocniej, niż przed chwilą.
House oczywiście nie słuchał. Pochylił się tylko, by pocałować mnie szybko w usta, mrugnął do mnie i powiedział:
- Chcę tylko wrócić do domu. Zobaczymy się tam za dwadzieścia minut. Mam dla ciebie niespodziankę! - prawie zaśpiewał pod koniec.
Poczułem ciepło na twarzy, a on uśmiechnął się, by potwierdzić, że moja twarz się rumieni. I nie mówiąc już ani słowa, wykuśtykał przez moje drzwi ostatni raz... ale oczywiście wtedy nie mogłem o tym wiedzieć.
**************************
Półtorej godziny później stałem przy stanowisku pielęgniarek. Nie spodziewałem się, że praca zajmie mi jeszcze tyle czasu. Biedny Greg. W domu, zupełnie sam i spragniony mnie. Modliłem się w duchu i miałem nadzieję, że mnie słyszy. Trzymaj się! Prawie skończyłem! Wkrótce będę w domu! Oczywiście to było głupie z mojej strony, myśleć, że mógłby mnie usłyszeć. Albo, że mógłby usłyszeć cokolwiek.
Odwróciłem się jeszcze raz do pielęgniarki za biurkiem i powiedziałem roztrzęsionym głosem, który do mnie nie pasował:
- Czy będzie w porządku, jeśli teraz wyjdę? To znaczy, jestem tutaj od siódmej rano, a teraz jest... - rzuciłem okiem na zegarek, ale mój wzrok uchwycił coś innego. Sanitariusze przynieśli pacjenta na noszach.
Normalnie, gdy widzę jakiegoś nieszczęśnika, krzywię się i w głębi serca czuję współczucie. Ale tego dnia pechowy pacjent był jedynym, którego nigdy nie zapomnę.
Poczułem, jak moje najskrytsze uczucia opuszczają mnie, gwałtownie wydarte. Człowiekiem na noszach był mój Gregory. Jego twarz była strasznie zniekształcona, lewa strona jego ciała była cała zakrwawiona, a ubranie podarte. Jego oczy były zamknięte i zobaczyłem ból utrwalony w jego rysach. Widziałem jakby w zwolnionym tempie, jak pędzą z nim na ostry dyżur i pognałem za nimi.
Robili wszystko, co w ich mocy. Widziałem determinację płonącą w ich oczach, jakby to były prawdziwe płomienie. Dali mu wszystko, co mogli. Ale te błękitne oczy, które nie tak dawno temu widziałem rozjaśnione i roziskrzone... nigdy się nie otwarły. Nie poddali się jeszcze, ale ja tego nie widziałem, moje oczy były zbyt zeszklone przez łzy. Zobaczyłem Cuddy, która przekroczyła granicę mojego zamglonego pola widzenia i pozwoliłem moim łzom spaść na błyszczącą szpitalną podłogę. I wtedy jeden z nich spojrzał na zegarek i powiedział monotonnym głosem:
- Czas zgonu... 21:47.
Cuddy i ja spojrzeliśmy na siebie i padliśmy sobie w objęcia, by wesprzeć się nawzajem. Nie czułem zupełnie nic... a on odszedł.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Wto 23:29, 30 Cze 2009, w całości zmieniany 9 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
*Madziula*
Pulmonolog
Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Poznań
|
Wysłany: Śro 14:01, 14 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
smutne
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Przywrócony_id:(1243)
Neurochirurg
Dołączył: 10 Gru 2007
Posty: 3012
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 14:22, 14 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
pięknie
taki krotki rozdzial
a ja juz placze
i ze niby ja mam czytac jak Wilson ...?
nie chce tego, naprawde nie
ale wiesz doskonale ze bede to czytac...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kasinka
Endokrynolog
Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 1859
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a kto to wie? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 15:14, 14 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
Łomatkoboskakochana! Greg nie żyje! nieeeeeeee! ja w ramach protestu nie czytam tego fika... przez najbliższe 5 minut Dłużej bym nie wytrzymała, ciekawość zżera. I co się teraz stanie z biednym Wilsonem?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Pit Lane :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 16:25, 14 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
-Czas zgonu... 21:47
Padłam, i jeszcze się nie podniosłam.
Piękne, naprawdę brak mi słów, może jak emocje mi opadnął to coś jeszcze napiszę.
Ten tekst dobił mnie całkowicie.
Ale fik jest ciekawy, bardzo.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em.
The Dead Terrorist
Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Trójmiasto
|
Wysłany: Śro 16:32, 14 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
Podoba mi się. Ja wiem, że to nienormalne, ale podoba mi się, bo nie jest o "drodze do miłości", czy jak to sobie chcecie nazwać. Po prostu on umarł.
Richie, nie wiem, ile razy można zachwycać się nad twoim tłumaczeniem i wyborem fików, ale jeśli stanie się to przesadne, poinformuj mnie .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Marau Apricot
Ratownik Medyczny
Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 235
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 18:49, 14 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
Ojej...
Richie, cieszę się (jakże to irracjonalnie brzmi!), że zaczęłaś tłumaczyć tego fika - zauważyłam, że mało jest fików w których przedstawia się tak tragiczne scenariusze...
I oczywiście czekam na ciąg dalszy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
martuusia
Dermatolog
Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:59, 14 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
21.47 - skojarzyło mi się z godziną zgonu Jana Pawła II, różnica 10 minut
jak zawsze świetne Richie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Huragius
Ratownik Medyczny
Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: oddział zamknięty
|
Wysłany: Śro 19:31, 14 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
Tak przy okazji, Marau Apricot, najlepszy Hilsonowy avatar jaki widziałam, przebija chyba nawet phone sex, który miała Richie.
Richie, już ci mówiłam, że boję się tego fika.
Bo matura, ostatni odcinek House'a i więzienny fik evay (niekoniecznie w tej kolejności) oddziałują na mnie wystarczająco depresyjnie, a Ty mi jeszcze serwujesz smutny fik z moim ukochanym motywem pięciu stadiów. I cholerna świadomość, że absolutnie nie będzie happy endu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
W.
Gastroenterolog
Dołączył: 10 Cze 2008
Posty: 1780
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 19:47, 14 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
Richie, tego się nie da czytać... to jest takie bolesne
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 20:00, 14 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
Wiem, mnie też boli, kiedy to tłumaczę... Ale mam powód, by to robić... I nieprzypadkowo zaczęłam wklejać właśnie dziś...
Wszystkim smutnym obiecuję - już wkrótce będzie prawdziwa pocieszanka-ucieszanka
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Śro 20:01, 14 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Przywrócony_id:(1243)
Neurochirurg
Dołączył: 10 Gru 2007
Posty: 3012
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 20:09, 14 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
ale Twoja wlasna czy tlumaczenie kolejne?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
MiLusia
Stażysta
Dołączył: 13 Mar 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Święte Miasto Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 21:09, 14 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
BOŻE!!!!!!!!
NIE STRASZ!!!!!!!
ale na pocieszanke-ucieszankę czekam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 9:41, 15 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
evay napisał: | ale Twoja wlasna czy tlumaczenie kolejne? | Tłumaczenie kolejne, bo to to moje własne dopiero się pisze... Nawet nie doszłam do półmetka i straaaaasznie zazdroszczę Ci talentu
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 13:49, 15 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
Zaprzeczenie
Dear Greg,
Pamiętam twój pogrzeb. To był smutny dzień, i byli tam twoi rodzice. Lodowaty deszcz padał lekko i wszyscy zebrali się wokół twojej trumny, gdy opuszczano ją do ziemi. Wszyscy. Pokazali się nawet Chase, Cameron i Foreman. Ostatnio usłyszałem coś od nich pięć lat temu, gdy zatrudniałeś swój nowy zespół. Oni też tam byli. Niewiele słów zostało wypowiedzianych. Po prostu tłoczyliśmy się pod naszymi czarnymi parasolami i patrzyliśmy, jak opuszczają cię do ziemi.
Nie myślę, że odszedłeś, nawet miesiąc po tym, jak to się stało. Nadal ustawiam dodatkowe nakrycie, kiedy przygotowuję twoje ulubione posiłki... czyli każdego wieczora. Wciąż jesteś tu ze mną. Słyszę, jak w niektóre poranki grasz na fortepianie, a w inne słyszę jak wrzeszczysz z łazienki. Ty nie odszedłeś. Nie wierzę w to. Jednego dnia, gdy mijałem Cuddy na korytarzu, zamierzałem zaprosić ją do domu na kolację. Ale wtedy przypomniałem sobie, że mamy tylko dwa krzesła, a ty zajmujesz to drugie. Odrzuciłem tę myśl i zagrzebałem się w mojej pracy.
Ostatnio często tak robię. Mam zły nawyk wmawiania sobie, że jeśli zagrzebię się w pracy, tym razem tak naprawdę nie znikniesz na dobre. Ale zawsze pozostaje to puste łóżko, na które muszę się wdrapać. Spędzam większość dni w otumanieniu, chodząc po twoim pustym teraz biurze. Właściwie wtargnąłem tam i usiadłem na pustej podłodze, czekając aż wrócisz. Cuddy musiała mnie obudzić godzinę później.
Greg. Dlaczego nie mogłeś zachorować na raka? Wtedy przynajmniej mógłbym spędzić z tobą kolejny dzień/miesiąc/rok.
Nie odszedłeś. Tutaj nie ma cię także.
Kocham,
James.
****************************************************
Przeszedłem obok jego biura któryś z kolei raz tego dnia. Powiedzieli, że przerobią je na biuro dla nowego lekarza albo na gabinet fizykoterapii. To nie będzie to samo - widzieć innych ludzi chodzących po tym oszklonym pokoju. Brakuje mi połączenia między gabinetami, gdzie zakradaliśmy się i całowali, zanim szliśmy razem na lunch. Nawet ten oddział tego szpitala nie będzie taki sam.
Często wychodzę na dach, by oczyścić umysł i pomyśleć. To było jego miejsce, ale teraz jest już nasze. Czuję go tam każdego dnia. Każdego dnia, bez względu na to czy pada, czy świeci słońce, wychodzę tam. I on też tam jest. Czasami jemy razem lunch, ale ostatnio ja jem coraz więcej i więcej, a on każdego dnia ma mniej apetytu. Wiele razy kończę jeść jedną z jego ulubionych kanapek.
W końcu jadę do domu, do pustego mieszkania. Ale wiem, że on czasem do niego wraca. Po prostu musi. Bez niego to miejsce nie ma życia... nie ma znaczenia... nie ma żadnego celu...
Dziś wieczorem czeka mnie jeszcze jeden posiłek bez niego. Teraz ja też straciłem apetyt.
Cytat: | * Tylko dlatego, że nie chciałam napisać "Drogi Gregu"... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Pit Lane :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 13:58, 15 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
dodatkowy talerz...
Jejciu Richie jakie to jest przerażająco smutne i wzruszające.
Podziwiam Cię za takie tłumaczenie, że się tego podjęłaś.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Przywrócony_id:(1243)
Neurochirurg
Dołączył: 10 Gru 2007
Posty: 3012
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 14:31, 15 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
teraz i ja straciłam apetyt
kiedy ten Koci Fik, co?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
martuusia
Dermatolog
Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 15:20, 15 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
smutne
Słyszę, jak w niektóre poranki grasz na fortepianie, a w inne słyszę jak wrzeszczysz z łazienki.
ale piękne
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 16:17, 16 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
Gniew
Dear Greg,
Minęło już półtora miesiąca, od kiedy ty... cóż... nie wróciłeś do domu. Każdego dnia samotnie jem, samotnie oglądam telewizję, samotnie pracuję i samotnie kładę się do przestronnego łóżka. Jednej nocy próbowałem grać na twoim fortepianie, ale w momencie gdy położyłem palce na klawiszach z kości słoniowej i usiłowałem zagrać, twoje wspomnienie spłynęło na mnie, jakby klawisze mówiły mi, że to twoje miejsce. Nie chciałem tego słuchać. Trzasnąłem pięściami w zakurzoną pokrywę instrumentu i zwiesiłem głowę, płacząc z wściekłości. Właśnie tam spałem tamtej nocy.
Obwiniam ciebie, że mnie zostawiłeś. Powiedziałem ci, żebyś został w szpitalu jeszcze chwilę, aż ta zabójcza ulewa osłabnie, ale ty nigdy mnie nie słuchałeś. Dlaczego ja? Normalny, poważny, nieszczęśliwy onkolog przywrócony do życia przez ciebie... beztroskiego, zbuntowanego diagnostę. Teraz wściekam się o wszystko. W zeszłym tygodniu, gdy kupowałem śniadanie w kafeterii, zostawiłem kawę na ladzie. Kiedy kasjerka podeszła, by mi ją oddać, spojrzałem jej z goryczą w oczy, aż zdałem sobie sprawę, że patrzę na nią, a nie na ciebie. Dlaczego ja?
Cuddy musiała także odciągać mnie od twojego grobu w czasie kilku moich przerw na lunch. Przyzwyczaiłem się, że przez cały czas wychodzę na dach, ale Cuddy powiedziała, że powinienem zrobić sobie przerwę od tego miejsca. Więc zacząłem jeść lunch obok ciebie. Kwiaty wokół twojego grobu zaczęły kwitnąć, ale ja nie widzę ich żywych kolorów. Mój gniew sprawia, że wszystko widzę na czerwono. Dlaczego musiałeś... odejść... kiedy? Właśnie stawałem się gotowy, by przyznać, że moje życie osiągnęło pełnię. Teraz czuję się, jakbym to ja cię zabił.
Jestem wściekły i trzęsą mi się ręce. To dlatego nie potrafię dziś już nic więcej napisać. Widzę przez nasze okno nieśmiałe zarysy świtu i myślę sobie, że oto nadszedł kolejny dzień, który sprawi, że będę jeszcze bardziej wściekły z powodu tego, co ci zrobiłem. Śpij swoim wiecznym snem, gdy ja popadam w szaleństwo.
Kochający cię mocniej z każdym przemijającym uderzeniem serca,
James
*********************************************************
Wszedłem do mojego gabinetu tego jasnego słonecznego poranka i jedyne, co byłem w stanie zrobić, to spuścić rolety i opaść na mój fotel. Zanim w ogóle zabrałem się za pokłady papierkowej roboty, weszła Cuddy. Wyglądała na zaniepokojoną. Wydawało mi się, że chce ze mną porozmawiać. Odwróciłem się od jej zmartwionej twarzy i spojrzałem na paczkę dokumentów, które zostały mi z poprzedniej nocy. Ale ona nie odeszła.
Odezwała się tonem kogoś, komu naprawdę zależy: - James. Proszę, weź dzień wolnego. Nie jesteś sobą. Twoi pacjenci... chociaż pracujesz lepiej niż kiedykolwiek, oni mogą pomyśleć, że stracili w tobie przyjaciela.
Podniosłem oczy. Kolejny raz gorycz mimowolnie zmąciła mój wzrok. Westchnąłem i chrząknąłem, zanim odezwałem się głosem, który powoli przestałem rozpoznawać: - Nic mi nie jest. Jestem tylko trochę... rozgniewany... ale nic mi nie jest.
Słowo "rozgniewany" miało ohydny smak, ale wypowiedziałem je tak spokojnie, jak umiałem.
Cuddy nadal nie zamierzała odejść. Usiadła na krześle, w którym on zawsze lubił siadać. Pochyliła się w moją stronę i odezwała się spokojnym głosem, a ja poczułem, że nie zasługuję na to, by go usłyszeć.
- Dlaczego jesteś taki rozgniewany, James?
Poczułem, że moje spojrzenie mięknie i westchnąłem, zanim podpowiedziałem: - Praca. Stresy. Pacjenci. To co zwykle.
Cuddy nie przyjęła tej odpowiedzi. Ku mojemu zdenerwowaniu, naciskała jeszcze bardziej:
- Czy to jedyne przyczyny twojego gniewu?
Nie mogłem znieść tego całego szturchania i popychania. Wybuchnąłem bez żadnej kontroli.
- Ponieważ myślę, że to ja zabiłem Gregory'ego i rzygać mi się chce od tego całego poczucia winy!
Szare oczy Cuddy rozszerzyły się i zobaczyłem zaskoczenie malujące się na całej jej twarzy. Zobaczyłem również, jak wstaje i mówi:
- Przykro mi, że tak się czujesz, James.
Ale zaraz po tym jak zobaczyłem, że wychodzi, nie widziałem już nic oprócz gniewu. Oślepiał mnie i uwierzyłem, że tym razem potrzebna mi pomoc z zewnątrz.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kasinka
Endokrynolog
Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 1859
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a kto to wie? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 16:26, 16 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
Jakie to piękne....
Te listy Jamesa do Grega są tak.... wzruszające... popłakałam się.
Richie wpadłam w melancholię przez ten fik. Chociaż jest smutny to jest tak śliczny... brak słów po prostu... brak słów.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Przywrócony_id:(1243)
Neurochirurg
Dołączył: 10 Gru 2007
Posty: 3012
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 16:29, 16 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
Kochający cię mocniej z każdym przemijającym uderzeniem serca
dzieki Bogu za to dzisiejsze Pogodno bo bym umarla z bolu
biedna Cuddy, w tych hilsonowych fikach zawsze jej sie obrywa...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Pit Lane :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 17:22, 16 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
To jest takie przygnębiające
Biedny Jimmi sądzi że to przez niego.
Ale i tak lubię ten fik.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
*Madziula*
Pulmonolog
Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Poznań
|
Wysłany: Pią 19:35, 16 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
cudowne....
Cytat: | Jednego dnia, gdy mijałem Cuddy na korytarzu, zamierzałem zaprosić ją do domu na kolację. Ale wtedy przypomniałem sobie, że mamy tylko dwa krzesła, a ty zajmujesz to drugie. | tu najbardziej zrobiło mi isę smutno....
Cytat: | Kwiaty wokół twojego grobu zaczęły kwitnąć, ale ja nie widzę ich żywych kolorów. | i tu
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nemedy
Student Medycyny
Dołączył: 07 Mar 2008
Posty: 145
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice/ z odległej galaktyki Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 22:57, 16 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
A jak dla mnie wypadło zbyt sztuczne i zbyt patetyczne. Jakos nie czułam tego klimatu, nie czułam smutku Willsona. No bo jak tu czuc cokolwiem skoro fragment o łzach spadających na "błyszczącą szpitalną podłogę" wywołał u mnie napad głupawki. Kto zwraca uwage na to czy podłoga jest błyszcząca jeśli ukochana osoba umiera. Niestety przykro mi to stwierdzic, ale ten fanfik az błyszczy... od kiczu.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Nemedy dnia Sob 14:46, 17 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Pit Lane :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 9:42, 17 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
Nemedy napisał: | A jak dla mnie komentaki zbyt sztuczne i zbyt patetyczne. Jakos nie czułam tego klimatu, nie czułam smutku Willsona. No bo jak tu czuc cokolwiem skoro fragment o łzach spadających na "błyszczącą szpitalną podłogę" wywołał u mnie napad głupawki. Kto zwraca uwage na to czy podłoga jest błyszcząca jeśli ukochana osoba umiera. Niestety przykro mi to stwierdzic, ale ten fanfik az błyszczy... od kiczu. | Zupełnie się z tobą nie zgadzam. I chwała Richie że podjęła się tłumaczenia tak trudnego, i przygnębiającego dla Hilsonowych serc fika.
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|