|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kasinka
Endokrynolog
Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 1859
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a kto to wie? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 7:10, 02 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Widzę, że z tego powstał całkiem nowy fik!
Jedyne co mi przychodzi do głowy, to że jest to odwrócony o 360 stopni Koci Fik od dzio. No i ten jest mocno naznaczony śmiercią Grega i żałobą Wilsona. Ale stanowczo ostatnie dwie części nie są już tak dołujące. Jakby były osobną opowieścią. Nie jest źle. Tylko niech autorka nie ciągnie tego za bardzo, bo się melodramat zrobi.
Pozdrawiam.
Kasinka
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
aaandziaa
Pacjent
Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin :D Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 10:35, 03 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Milutkie
I pewnie już się powtarzam ale piesek też milutki
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 3:31, 13 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Ci, którzy myśleli, że dalej będzie już tylko lepiej, niech zweryfikują swoje poglądy, bo Autorka zaserwowała w ramach urozmaicenia kawałek angstu
Poor Jimmy *hugs him* |
W twoich snach
Miałem na sobie biały smoking z żółtą różą w butonierce, a moja matka poprawiała mi włosy. Szeptała coś z głębokim nowojorskim akcentem, ale kiedy podniosła na mnie wzrok i spojrzenia naszych identycznych brązowych oczu się spotkały, uśmiechnęła się promiennie.
- Wyglądasz zniewalająco, kochanie. Nie martw się. Cieszę się razem z tobą. - Umieściła na mojej głowie jarmułkę, a kąciki jej ust drgały lekko w uśmiechu.
Spuściłem wzrok na moje lśniące czarne buty, zaciskając wargi, by stłumić śmiech i czując znajome motylki w brzuchu. Nie, tym razem to nie były motylki - to były gołębie, które trzepotały tam i z powrotem, sprawiając, że czułem się trochę niewyraźnie.
- Och, mamo. Odpręż się. Tym razem wiem, że znalazłem właściwą osobę.
- Tak samo mówiłeś o Julie. I zobacz, dokąd cię to zaprowadziło. - Spojrzała na mnie po tym, jak poprawiła mój żółto-złoty krawat, jej oczy błyszczały matczynymi łzami, które zawsze pojawiały się przy takich okazjach. Nienawidzę tych łez.
- Zaprowadziło mnie to dokładnie tam, gdzie powinienem być. Gdyby mnie nie zdradziła, nie wiem, gdzie bym teraz był - powiedziałem, spoglądając lustro, które stało obok mnie, podziwiając to, jak wyglądałem w smokingu i uśmiechając się na widok żółtej sukienki mojej matki. Zawsze wyglądała tak młodo, jak na kogoś w średnim wieku, ludzie sądzili, że dopiero zbliża się do trzydziestki. Zawsze się mylili.
- Mieszkałbyś w hotelu, opiekując się butelką ginu i tonikiem, i oboje doskonale o tym wiemy. A teraz wyjdź tam i spraw, żeby twoja mamusia była z ciebie dumna. Słyszysz mnie? - Utkwiła spojrzenie w moich oczach, jakby jej życie, a także jej reputacja wisiały na włosku. Skinąłem głową, wziąłem ją pod rękę i pchnąłem dwuskrzydłowe drzwi, prowadzące na zewnątrz.
To był niewątpliwie piękny dzień. Słońce spływało na nas dwoje, ciepłe promienie całowały nas w kark, sprawiając, że czułem jeszcze większą ekscytację. Niebo miało kolor głębokiego błękitu, niczym ocean w spokojny dzień, bez ani jednej chmurki w zasięgu wzroku, a kiedy wyszliśmy, dwa ptaki poderwały się do lotu. Niewielki tłumek ludzi zebrał się na piknikowych krzesłach. Lekarze ze szpitala, kilkoro członków mojej rodziny, gosposia - wszyscy wstali z miejsc, posyłając uśmiechy jako prezenty ślubne.
Szedłem wzdłuż alejki z moją matką u boku, jej żółta sukienka idealnie pasowała do słomkowego kapelusza z żółtą wstążką. Spojrzałem na wprost i zobaczyłem moje druhny*. Doktor Cuddy, doktor Cameron i doktor Hadley stały w oplecionej kwiatami bramie. Każda z nich miała na sobie żółtą sukienkę z białym kołnierzykiem i białe buty. Rozpromieniły się na mój widok, sprawiając, że zrobiło mi się jeszcze cieplej. Mama pocałowała mnie w policzek i usiadła obok mojego brata, który z rozbawieniem potrząsnął głową, po czym podniósł do góry pięść z wystawionym kciukiem.
Zauważyłem Foremana i Chase'a stojących obok bramy, ubranych w czarne smokingi, żółte podkoszulki i kamizelki. Obaj przedstawiali się dosyć miło i obaj z półuśmiechami na twarzach obserwowali, jak się zbliżam. Nie miałem nic przeciwko. Byłem wdzięczny, że Foreman zgodził się być jego Drużbą. Jego. Nagle dostrzegłem mojego pana młodego i poczułem, że gołębie w moim brzuchu zaczęły wpijać się we mnie szponami, sprawiając, że zrobiłem się podenerwowany, a jednocześnie tak niesamowicie podniecony. Mój pan młody.
Nie obchodzi mnie, co mówią inni - kiedy Greg House zakłada smoking, świat przestaje się obracać. Wyglądał tak niewiarygodnie przystojnie, że oblałem się rumieńcem i jeszcze bardziej niż do tej pory poczułem się jak rumieniąca się panna młoda. Technicznie rzecz biorąc, obaj byliśmy "mężami", ale w żaden sposób nie mogłem pozbyć się wrażenia, że to ja noszę damskie ciuszki w tym związku. Hej. To ja gotuję, sprzątam, kocham moją matkę, moje ubrania pasują do moich krawatów, zajmuję się robieniem prania - czy muszę wymieniać więcej moich zwyczajów?
Smoking Grega był czarny, z żółto-złotą kamizelką i krawatem, pasujący do jego czarnej laski ze złotą rączką. Tak jak obiecał, nie ogolił się, ale na jego policzkach był tylko delikatny zarost, dokładnie tak jak lubiłem. Jego jarmułka ze złotym obszyciem pasowała do reszty stroju, sprawiając, że wyglądał królewsko, co przypomniało mi o powiedzeniu: "Dom każdego mężczyzny to jego twierdza" i uśmiechnąłem się. Jego oczy miały odcień głębokiego, ciemnego błękitu, który wprawiał niebo i ocean w zakłopotanie. Poza tym mieniły się one namiętnością, miłością, a przede wszystkim - oddaniem. Nigdy nie sądziłem, że dożyję dnia, w którym zobaczę, jak te przenikliwe oczy odbijają te słowa w obecności świadków.
Zatrzymałem się, odwróciłem twarzą do House'a i posłałem mu nieznaczny uroczysty uśmiech. Odpowiedział mi kpiącym uśmieszkiem, na sam widok którego poczułem, jakby zaraz miały mi wyrosnąć skrzydła i poderwać mnie z ziemi. Chodziło albo o to, albo gołębie w moim brzuchu rozmnożyły się i zmieniły mój genetyczny garnitur tak, że teraz byłem po części człowiekiem-ptakiem. Taa, jakby to w ogóle było możliwe.
Rabin, który stał pomiędzy nami, zmówił krótką modlitwę - tę, którą już nie raz słyszałem, ale jej słowa wydawały mi się zupełnie nowe. Wmówiłem sobie, że przespałem moje pozostałe śluby, ponieważ moje byłe żony wysysały ze mnie energię. A może chodziło o to, że musiałem mieć oko na House'a, żeby powstrzymać go przed dowalaniem się do druhen albo przed walnięciem się w głowę, gdyby stracił przytomność po wypiciu zbyt dużej ilości alkoholu? Niezbyt dobrze znosił ceremonie ślubne, ale sprawiał wrażenie, że tę ceremonię znosi wręcz wspaniale.
Kiedy rabin dobrnął do tekstu przysięgi, robiłem się coraz bardziej nerwowy. Czułem, jak barwy wokół mnie blakną, aż House był jedyną rzeczą, który widziałem w pełnym kolorze. Jak gdyby był on jedyną rzeczą na świecie która miała znaczenie, a począwszy od tej chwili, tak właśnie było. Do tej pory nikt nie widział, jak ja i House się całujemy, na próbach po prostu całowaliśmy się w policzek, ponieważ wciąż byliśmy nieco zmęczeni badawczymi spojrzeniami.
- Czy ty, Gregory House, bierzesz Jamesa Wilsona za męża, dopóki obaj będziecie żyć? Na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie, w bogactwie i w biedzie, póki śmierć was nie rozłączy?
W odpowiedzi mój narzeczony warknął. Zamrugałem. Tak, nie byłem jedynym, który to słyszał, prawda? Rozejrzałem się wokół, po twarzach zgromadzonych ludzi, a oni wszyscy kiwnęli głowami, jak gdyby on powiedział "tak". Nie mogłem w to uwierzyć. House warknął znowu, tym razem głośniej i wyraźniej, a przestrzeń za nim zaczęła zacierać się w mglistą nicość. Ostatnią rzeczą, jaką zobaczyłem, zanim wszystko spowiła ciemność, były jego oczy. Niebieskie i przeszywające, wdzierające się wgłąb mojego serca i duszy.
Usiadłem gwałtownie na łóżku, czując jak moje oczy robią się wilgotne. Tylko nie znowu ten sen. Przyprawiający o mdłości, sprawiający, że budziłem się rano i nie chciałem iść do pracy - sen, który przychodził i odchodził już prawie cztery i pół roku. To nie było w porządku. Oświadczył mi się, więc wiedział, że chce mnie poślubić, ale nigdy nie przyjąłem jego oświadczyn. Spojrzałem w dół na swoją dłoń i dostrzegłem błysk złota w świetle wpadającym przez na wpół otwarte okiennice. Na zewnątrz ciągle było ciemno, paliła się jedynie latarnia, więc nikt nie mógłby zobaczyć, jak płaczę. Poza tym nikogo by to nie obchodziło.
Łzy przygniotły moją klatkę piersiową, aż poczułem, że nie mogę oddychać. Miałem wrażenie, że zaraz zwymiotuję, migrena wezbrała w mojej skroni i rozprzestrzeniała się zimnym, dotkliwym bólem w kierunku czoła. Pragnąłem jedynie cofnąć się w czasie i powiedzieć mu, żeby został. Ale nie jestem Supermanem, ani nigdy nim nie będę. Nagle poczułem drgnięcie materaca, a tuż obok mojego ucha pojawił się miarowy, ciepły oddech i przypomniałem sobie, że nie jestem sam.
- Hej, Greg. Bądźmy wobec siebie uczciwi. Płakałem w twojej obecności, po tym jak ty płakałeś przy mnie i jesteśmy kwita. Tylko nie wypominaj mi, że jestem beksą, okej? Nie chcemy, żeby to rozniosło się po szpitalu.
Poczułem, jak mały plastikowy przedmiot upadł na moje nogi i w bladym świetle rozpoznałem jego połysk - to był mój telefon komórkowy.
Jak robiłem to co najmniej tysiąc razy wcześniej, otworzyłem go, wybrałem numer naszego mieszkania i pozwoliłem mu dzwonić, aż włączyła się automatyczna sekretarka. Czułem, jak serce zaciska mi się w piersi, jakby było owinięte folią, kiedy usłyszałem nagraną wiadomość:
"Hej! Z tej strony Greg i James. Dwaj dorośli, nieżonaci lekarze, którzy razem mieszkają. Wiesz, co to oznacza, prawda? Masz rację! Nadal spłacamy pożyczki zaciągnięte na studia. Ha ha! Proszę, zostaw wiadomość po tej krótkiej melodii. Dzięki!"
Od kiedy zginął, nie słyszałem jego głosu w żadnym z moich snów i po prostu nie miałem sumienia, żeby skasować to powitalne nagranie. To wszystko, co mi po nim zostało. Nigdy mi nie powiedział, gdzie trzyma kasety, na których nagrywał swój pamiętnik i bardzo możliwe, że nigdy ich nie znajdę. Wcisnąłem jedynkę, ponownie odtwarzając wiadomość i przymykając oczy w udręce. Wysłuchałem jej jeszcze dwukrotnie, zanim położyłem się na plecach, nadal w kółko wciskając jedynkę.
Poczułem, że pies zwinął się w kłębek obok mnie, z głową opartą na mojej piersi i na moim ciężko bijącym sercu. Odsłuchiwałem wiadomość, dopóki bateria w komórce nie padła, albo dopóki nie zasnąłem. Do tej pory nie mogę sobie przypomnieć, co było pierwsze.
Cytat: | * damn inglisz
oryg: I glanced dead ahead and saw my bridesmaids, er, husbandmaids?
"bride" - panna młoda, "husband" – mąż
A my się nie możemy zabawiać językiem w taki sposób... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Este
Bad Wolf
Dołączył: 31 Maj 2008
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 12:32, 13 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
A buuu
To było śliczne, Richie. Cała ceremonia była po prostu urocza. Opisy bardzo plastyczne, Jimmy i Greg tacy szczęśliwi... Ale nie mogłam się nią w pełni nacieszyć, wiedząc, że to tylko sen.
Cytat: | Wcisnąłem jedynkę, ponownie odtwarzając wiadomość i przymykając oczy w udręce. Wysłuchałem jej jeszcze dwukrotnie, zanim położyłem się na plecach, nadal w kółko wciskając jedynkę.
Poczułem, że pies zwinął się w kłębek obok mnie, z głową opartą na mojej piersi i na moim ciężko bijącym sercu. Odsłuchiwałem wiadomość, dopóki bateria w komórce nie padła, albo dopóki nie zasnąłem. Do tej pory nie mogę sobie przypomnieć, co było pierwsze. |
Poor Jimmy Nic więcej nie potrafię powiedzieć. *poszła chlipać do kątka*
Piękne, jak zwykle, Richie. Mam nadzieję, że kolejne części będą mniej angstowe, a Jimmy w końcu znajdzie sposób, żeby usłyszeć od Grega te upragnione słowa.
Pozdrówka
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
elfchick
Stomatolog
Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Olsztyn Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 12:38, 13 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Pięknie Richie. That's all I am going to say.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
aaandziaa
Pacjent
Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin :D Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 16:13, 14 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Poor Jimmy
Pięknie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Revy Koto-san
Lekarz w trakcie specjalizacji
Dołączył: 05 Maj 2009
Posty: 535
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: spod tęczowego krawata w Wilson'owej krainie. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 23:01, 14 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Na początku mówiłam sobie "nie, nie przeczytam nic z deathem House'a. Potem w środku nocy przeczytałam i ryczałam dobrą godzinę. A teraz błagam, tłumacz dalej.
*zastanawia się, czy Jimmy na końcu się zabije*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sovereign. ;)
Ratownik Medyczny
Dołączył: 16 Mar 2009
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 23:06, 14 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
kotolotka, zabraniam Ci nawet tak myśleć! bo jak Jimmy umrze to się poryczę błagam, niech on nie umiera.....
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Revy Koto-san
Lekarz w trakcie specjalizacji
Dołączył: 05 Maj 2009
Posty: 535
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: spod tęczowego krawata w Wilson'owej krainie. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 19:25, 15 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
No, niby ja też, ale możnaby dodać końcówkę, jak w niebie spotyka sie z House'm. Na przykład o tak [wybacz Richie]:
Podniosłem się obolały z ziemi. Ostatnie, co pamiętałem to oszałamiający ból. Ból, który sam sobie zadałem. Rozejrzałem się. Gdzie ja jestem? Ktoś mi powie? Westchnąłem, rozglądając się po rozległej zielonej łące. Pod odległym drzewem widziałem jakąś postać. Jakby znajomą. Ruszyłem niepewnie w jej kierunku. Ruszył mi naprzeciw, prawie biegnąc. Spojrzałem w jego lśniące, niebieskie oczy i.. rozpłakałem się. Czułem, że to kolejny ze zbrodniczych snów, sprawiających, że nie mogłem się ruszyć przez kilka godzin, leżąc w agonii. Położył mi rękę na ramieniu. Była ciepła, prawie że gorąca.
-Jimmy, wszystko dobrze. Jestem tu. Słyszysz? Jestem tutaj, obok ciebie.
Spojrzałem na niego, ledwie rozróżniając kształty przez łzy. Uśmiechał się lekko, patrząc na mnie, jakby usiłował coś sobie przypomnieć. Jego spojrzenie padło na moją dłoń. Zachichotał cicho.
-Widzę, że przyjmujesz moje oświadczyny? Czy po prostu lubisz nosić takie błyskotki?
Nie wytrzymałem. Wiedziałem, że po przebudzeniu tego pożałuję, ale nic nie mogłem poradzić. Otoczyłem go mocno ramionami i przylgnąłem do niego, jakby starając się nadrobić te wszystkie lata za pomocą jednego dotyku.
-Nawet nie wiesz, jak za tobą tęskniłem..
-Uwierz mi, wiem. Widziałem.
Było słychać, że się uśmiecha. Spojrzałem na niego, zdziwiony.
-To.. ty?
W odpowiedzi tylko warknął jak mój mały przyjaciel i przyciągnął bliżej do siebie, powstrzymując jakiekolwiek z cisnących mi się na usta pytań.
Czy jakoś tak. Richie, wybacz, że to tu dałam, ale jakoś mnie wzięło. To się napisało samo. Mnie tu nie ma. xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:24, 30 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Dziękować pięknie za komentarze
***
kotolotko, też się zastanawiam, jak to się skończy, bo Autorka cały czas powtarza, że Jimmy będzie zawsze kochał House'a i... um... NEVER get over it...
swoje nad tym ficzkiem wypłakałam... dlatego za żadne pieniądze nie wróciłabym do wcześniejszych części
a co do "końcówki"... love it
tylko niech to ktoś przetłumaczy na angielski, żebym mogła zaprezentować sugestię Autorce
*****************************************************
*****************************************************
*****************************************************
Cytat: | Gdyby ktoś nie pamiętał, na czym się skończyło, to proszę: Część 1. |
Nie właź na to! (część 2)
Obudziłem się na dźwięk iPoda stereo znajdującego się obok mojego łóżka, a piosenka, która właśnie leciała nie mogła być bardziej ironiczna. I Can Dream about You Dana Hartmana pulsowało w naszej sypialni, tandetna muzyka przypominająca mi, jak Greg spędzał w weekendy całe godziny, kupując stare płyty. Miał takiego świra na punkcie starych przebojów, a ja zawsze przewracałem oczami i płaciłem za nie. Teraz, leżąc w łóżku, z zamkniętymi oczami i prawie nie oddychając, mogłem myśleć jedynie o tym, jak zagrałby dla mnie na fortepianie to, o co bym poprosił. Boże, ten facet mógł śpiewać i grać aż do wschodu słońca.
Tak, jak zostało zaprogramowane, stereo wyłączyło się po odtworzeniu pobudkowej piosenki, a ja usłyszałem nieoczekiwany odgłos dochodzący z salonu. Odgłos, który przypomniał mi naciskanie klawiszy z kości słoniowej, po kilka jednocześnie. Poderwałem się na łóżku, zdarłem z siebie przykrycie i wypadłem z pokoju.
- Greg?! - zawołałem, nie wiedząc, czy mówię do psa, do lekarza czy do mojej własnej wyobraźni. To, co zobaczyłem, zostanie ze mną do końca moich dni.
Greg-Husky siedział na ławeczce przy fortepianie, z dwoma przednimi łapami na białych, zakurzonych klawiszach. Uderzał w przypadkowe tony, nie grając niczego, co dałoby się rozpoznać, a kiedy zobaczył, że zbliżam się do niego, przestał, dysząc, jakby nigdy w życiu tak dobrze się nie bawił.
- Nie właź na to. Wynocha! Wynocha stamtąd! - krzyknąłem, tracąc kontrolę nad nerwami i natężeniem mojego głosu.
Pies zeskoczył z ławeczki i wylądował na podłodze, kwiląc cicho, gdy wylądował na swojej prawej łapie.
Mój oddech w końcu zwolnił, odjąłem dłoń od piersi i zbadałem, czy klawisze nie zostały uszkodzone. Na ławeczce i na kości słoniowej były odciski łap, sprawiając, że wyglądała ona czyściej w jednych miejscach, a brudniej w innych. Na ławeczce wciąż znajdowała się wiadomość, zapisana złotym niezmywalnym markerem. "Hej, Dzikusie... Wciąż sprawiasz, że moje serce śpiewa!" Serce zabolało mnie, gdy po raz drugi w ciągu tygodnia zobaczyłem to odręczne pismo, ale i tak przeważała ulga, że nic nie zostało zniszczone, ani wymazane.
Skupiłem uwagę na psie, który stał ze spuszczoną głową, ogonem zwieszonym między nogami i wyglądając bardzo ulegle.
- Och, Greg. Przepraszam. Nie chciałem stracić panowania nad sobą. Chodzi po prostu o to, że to jest bardzo ważne dla mnie i dla pamięci Gregory'ego House'a. Nie chciałem, żebyś to pogryzł albo zniszczył cokolwiek, co on... mi zostawił. Nic się nie stało. Chodź tutaj.
Pozwoliłem psu podejść do mnie, a kiedy był u moich stóp, kucnąłem, wyciągając rękę.
- No i proszę. Już w porządku.
Podrapałem go za uszami, a jego i moja mowa ciała się rozluźniły.
- Zabierzmy cię do weterynarza, okej? - szepnąłem, przypominając sobie, że mam tego dnia wolne.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Wto 18:29, 30 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Revy Koto-san
Lekarz w trakcie specjalizacji
Dołączył: 05 Maj 2009
Posty: 535
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: spod tęczowego krawata w Wilson'owej krainie. Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:33, 30 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Aww... Ja chcę takiego psiaka
<ma> Ale sama wiesz najlepiej, jaki mam wcześniejszy obowiązek względem Hilsonek. *sztuczny uśmiech*
Pisanie takich rzeczy rozstraja mnie psychicznie ;P
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Revy Koto-san dnia Wto 19:41, 30 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|