|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Kto wymyślił najlepszy tytuł? |
Marau Apricot "Krok bliższy od dalekiego" |
|
0% |
[ 0 ] |
Katty B. "O krok bliżej oddalenia" |
|
45% |
[ 10 ] |
Kasinka "Krok bliżej, który (nas) oddala" |
|
22% |
[ 5 ] |
rysiaczek "Krok po kroku" |
|
13% |
[ 3 ] |
unblessed "Kiedy każdy krok bliżej oddala" |
|
18% |
[ 4 ] |
|
Wszystkich Głosów : 22 |
|
Autor |
Wiadomość |
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 19:47, 04 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
*rzuca się bronić Wilsona*
Przecież Wilson TEŻ cierpi... Czasem wiedza jest gorsza niż jej brak :? Eh... Mieszacie mi w głowie i jeszcze zmienię moje zdanie na jego temat
*************************
Em. - chyba to "niedługo" będzie już jutro...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Huragius
Ratownik Medyczny
Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: oddział zamknięty
|
Wysłany: Śro 19:51, 04 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
A ja odnoszę podobne wrażenie, jak Em. Nie mówię tylko o fiku, ale o Wilsonie w ogóle. Za pewne wściekniecie się, że się do niej odwołuje, ale Cate miała rację z tym, że Wilson nie jest taki dobry jak się wydaje. Ile raz próbował manipulować Housem niby dla jego dobra? Ale dlatego właśnie tworzą świetny duet - są siebie warci.
Co do następnej części, zajrzałam do oryginału i przypomniałam sobie, co teraz będzie. Myślę nawet, że wiem, w którym momencie urwiesz, sadystko xD Czekam z wszystkimi nieuświadomionymi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tenebrae
Forumowy Baobab
Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 10:38, 05 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
Linczowania nie było, więc mogę spokojnie znowu wyrazić swoje zdanie.
Najpierw kilka niedociągnięć, na które zwróciłam uwagę, a które zaraz mogą wylecieć mi z głowy.
Cytat: | Gdy każdy dzień zbliżał Wilsona do przeprowadzki do Południowego Skrzydła, House zaczął męczyć Cuddy o to samo. Chciał również przenieść swój gabinet. |
hmmm... te zdania nie brzmią jakoś najlepiej... po zajrzeniu do oryginału, proponuje takie rozwiązanie:
Z każdym dniem przybliżającym Wilsona do przeprowadzki do Południowego Skrzydła, House coraz bardziej męczył Cuddy, aby pozwoliła mu na to samo. On również chciał przenieść swój gabinet.
albo jakoś tak...
Cytat: | Odciągnęła go na bok, żeby pozwolić innym przejść przez drzwi w ciemność.
|
Tutaj wywaliłabym to "w ciemność", bo tak jakoś nijak to pasuje i kojarzy mi się raczej w jakieś odejście w zaświaty, czy coś w tym stylu.
Cytat: | usilnie starał się znaleźć słowa, które wpoją Cuddy, co ma na myśli, tak, by nie miała wątpliwości. |
Zamiast "wpoją" dałabym "wyjaśnią"
Cytat: | żeby, wyjaśnił, mogli rozmawiać ze sobą gdziekolwiek będą. |
A gdyby tak: ...żeby, - jak wyjaśnił - mogli rozmawiać ze sobą gdziekolwiek będą.
Cytat: | Myślisz, że byłbyś w stanie potraktować tą rozmowę z odrobiną powagi? |
TĘ rozmowę
Cytat: | House wyglądał przez małe, pozbawione balkonu okno przez sekundę, a potem spojrzał z powrotem na Wilsona. |
hmmm... no właśnie, bo okna zazwyczaj nie mają balkonów, co najwyżej parapety, ale nie wnikam, bo nie chce mi się szukać tego fragmentu w oryginale . I lepiej zdania brzmiałoby w takiej formie: House przez jakąś sekundę wyglądał przez małe, pozbawione balkonu okno, a...
Cytat: |
i Wilson mógł zobaczyć gniew, wyciekający z jego zaniedbanych policzków. |
gniew wyciekający z policzków? na szczęście moja wyobraźnia nie ma granic
W tej chwili, tyle
Absolutne perełki:
Cytat: |
Niezdecydowanie było bolesną dziwką. |
Cytat: | House podarował mu zestaw krótkofalówek - zachowując jedną dla siebie - żeby, wyjaśnił, mogli rozmawiać ze sobą gdziekolwiek będą. |
To jest absolutnie słodkie... przecież tutaj tak doskonale widać, jak House będzie tęsknił za Wilsonem...
Bidulka z tego naszego House'a, mu przecież zależy na tej przyjaźni... ehhh.
Fik podoba mi się coraz bardziej i już nie mogę się doczekać kolejnej części, nie poganiam Cię jednak, bo wiem jak to jest przy tłumaczeniach...
Niemniej niech WEN Cię dzielnie wspiera i House'owa laska też (ta drewniana)
Tinka
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
motylek
Immunolog
Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Capri Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 13:07, 05 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
wilson przerzodzi kryzys wieku średniego , ale dlaczego tym troche rani siebie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 13:27, 05 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
A więc, Tinko... (mogę tak zdrobniale??? )
Nijak nie będę się kłócić... Kiedy na studiach omawialiśmy standaryzację testów psychologicznych (czyli w skrócie zrobienie polskiej wersji np. z angielskiej), to dowiedziałam się, że conajmniej trójka tłumaczy robi tłumaczenia, a potem uzgadniają wspólną wersję... Tak to już jest, ze gdyby dwie osoby tłumaczyły ten sam tekst, to pewnie zdarzyłoby się ledwie kilka zdań, które brzmiałyby identycznie :? Wszystko zależy od indywidualnego sposobu wyrażania myśli itp. :wink:
To teraz po kolei
1) Serdecznie znienawidziłam ten kawałek, bo po ang brzmiał zgrabnie, a ja pół dnia myślałam, jak to ładnie ująć
Nawet myślałam o czymś podobnym do Twojej propozycji, ale w końcu zostało to, co jest...
2) Tak, też myślałam czy to zostawić, czy wywalić... Ale pomyślałam, że może w oryginale brakuje przecinka czy coś i chodzi o to, że Cuddy odciągnęła Wilsona w ciemność???
3) Cóż, zachowałam słownikowe znaczenie wyrazu
4) Eh... ta interpunkcja :wink:
5) Zawsze mam ten problem... Słuszna uwaga
6) Słowo, które jest istotne w oryginale to "balconyless". Ale anglicy mają fajnie - dodają "-less" i już jest coś bez czegoś Zgadzam się, że okna nie mają balkonów, ale tu chyba (a raczej napewno) chodzi o to, że stary gabinet Wilsona miał balkon, a nowy nie... Jakże to subtelne - "balconyless window"
7) Czasem coś po prostu... jest dziwne :wink:
Dzięki za wszelkie uwagi... Będę się starać nie popełniać drugi raz tych samych błędów. Ale pewnie przytrafi mi się mnóstwo nowych
*********************************************
motylek - żeby to chodziło o kryzys wieku średniego...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Czw 13:28, 05 Cze 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em.
The Dead Terrorist
Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Trójmiasto
|
Wysłany: Czw 13:38, 05 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
Eee... a ja się już podniecałam, że to kolejna część . Richie, ktoś cię zaczął poprawiać .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 13:39, 05 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
Cytat: | No, teraz to pewnie na maxa znienawidzicie Wilsona
Huragius - i co, dobrze myślałaś, w którym momencie urwę??? |
[03]
Przez pierwsze półtora tygodnia Wilson czuł ulgę, prawie unosił się nad ziemią. Prawie. To było orzeźwiające nie mieć House'a pod ręką, z tym czy tamtym, czego chciał lub potrzebował.
To było również dezorganizujące. Szczególnie gdy w jego umyśle pojawiały się wspomnienia jakiejś małej przysługi czy prezentu, którymi House, tylko czasami, obdarzał go nieoczekiwanie. House lubił dawać prezenty, ale nie według ustanowionych przez społeczeństwo pilnych uroczystości, jak Dzień Dziękczynienia, Boże Narodzenie czy urodziny. Wolał dawać je, kiedy on chciał.
- Jeżeli ktoś inny mówi mi, że powinienem dać ci prezent, to on właściwie nie jest ode mnie, prawda? - odpowiedział jednego razu House, gdy dąsający się Wilson zauważył, że nie otrzymał prezentu na trzydzieste urodziny od swojego najlepszego przyjaciela.
Wilson pomyślał, że mógłby zadzwonić do Cuddy, by dowiedzieć się, co porabia House. Jedna ręka trzymała słuchawkę, ale druga ręka zawisła w powietrzu, odmawiając wybrania właściwego numeru. Odłożył słuchawkę i usiadł przy biurku. To był czwartek, dziesiąty października. Robota papierkowa była nadgoniona, a jego następny pacjent nie miał pojawić się przed czternastą trzydzieści. Wilson spojrzał na zegarek i stwierdził, że ma ponad dwie godziny czasu do zabicia.
Lunch w szpitalnej kafeterii odpadał, ponieważ House prawdopodobnie tam był. Chwycił płaszcz z wieszaka na drzwiach i poszedł do windy. Lunch kilka przecznic dalej będzie w porządku. Była tam mała kawiarnia, w której podawano muffinki, kanapki i dość dobrą kawę.
Teraz wystarczyło czekać na swojego pacjenta. Potem wystarczyło czekać na koniec dyżuru. Potem na porę kolacji. Potem do łóżka.
O czternastej trzydzieści cztery jego klientka, mała, koścista kobieta z rakiem jelita grubego zjawiła się po receptę na nowe leki. Wilson poświęcił kilka minut wyjaśniając możliwe skutki uboczne. Kiedy skończył, skinęła łysiejącą głową, owiniętą niebieskim szalem w różowe kwiaty. Jeszcze raz - cnota nadziei.
********************************************************************************
Używając laski, House popchnął drzwi biura Cuddy. Laska weszła pierwsza, a jego utykająca osoba podążała za nią.
Cuddy obawiała się tych wizyt - a dokładniej - tego nowego twista, którego wykonywali. House polował na wyjaśnienia, dlaczego Wilson tak nagle zerwał ich przyjaźń. Był inteligentny i wściekły, i był House'em, który nie ma żadnego pomysłu, co zrobić, oprócz zdiagnozowania symptomów.
- Jestem zajęta - spróbowała, wiedząc, że to daremne.
- A ja nie - usiadł na przeciwko jej biurka, a ona pozwoliła na to, ponieważ wiedziała, że cierpi i potrzebuje towarzystwa. - Zauważyłem jednak, że choć mówisz, że jesteś zajęta, NIE jesteś zajęta wprowadzaniem jakiegokolwiek nowego zespołu do starego gabinetu Wilsona.
- To dlatego, że nikogo jeszcze nie zatrudniłam.
- Nie przyjęłaś jeszcze nawet żadnego życiorysu.
Cuddy rzuciła mu niedowierzający uśmieszek. - Skąd możesz wiedzieć?
House przesunął spojrzeniem po jej biurku i stosach folderów i segregatorów na niskich półkach za nią. - Twoje foldery są ciągle tam, gdzie były tydzień temu, a sterty nie powiększyły się, ani nie zmniejszyły. Wiem, że nie trzymasz ich w szufladach swojego modnego biureczka. Tam właśnie trzymasz zszywki, pióra, super-tampony na te "ciężkie dni", dodatkowe majtki na wypadek krwawej wpadki i korektor na podkrążone oczy.
- Nie zobaczyłem nigdzie żadnych nowych twarzy, poza tymi nudnymi pacjentami z katarem, z którymi jestem zmuszony borykać się w klinice, i konserwatorem Haroldem, który w podejrzany sposób nie jest zajęty usuwaniem nazwiska Wilsona z drzwi jego starego gabinetu - wziął głęboki oddech. - Na początek.
- Mój Boże, to najwyraźniej nie dostałeś wystarczająco dużo przypadków w tym tygodniu - spojrzała na formularz, leżący przed nią. Były to, w istocie rzeczy, dokumenty związane z odejściem z pracy dla pielęgniarki, która miała przenieść się pod koniec miesiąca. PPTH potrzebował zastępstwa, ale ona nie miała zamiaru mówić o tym House'owi.
- Czy wiesz także - spytała chłodno - ile razy na dzień chodzę sikać?
- Mmmm, zależy jak dobra jest kawa w kafeterii.
Tym, co wkurzyło ją najbardziej, był fakt, że on prawdopodobnie nie żartował. On wiedział.
Cuddy westchnęła i wydmuchała nos.
- Jesteś chora? - spytał, nagle przybierając poważną minę.
Cuddy potrząsnęła głową. House był zawsze zaskoczeniem. W jednej chwili robił co w jego mocy, by ją obrazić, a w następnej okazywał prawdziwą troskę o jej dobre samopoczucie.
- Nie. Mój samochód jest w warsztacie, więc przeszłam część drogi do pracy na piechotę. Chłodne powietrze zawsze sprawia, że cieknie mi z nosa.
- Sprawia także, że nos Rudolfa robi się czerwony - powiedział. - Czy sprawia także, że twój nos rośnie, Pinokio? Twój nos jest o wiele większy, od kiedy Wilson zabrał swoją piłkę i opuścił plac zabaw.
Spiorunowała go przeszywającym spojrzeniem. - W porządku. Wygrałeś. Nie ma żadnego nowego zespołu, który miał się wprowadzić. Co chcesz, żebym zrobiła, House? Mam powiedzieć Wilsonowi, żeby wracał do domu i grzecznie się bawił?
- Nie, chciałbym wiedzieć, dlaczego on tak nagle nie może znieść mojego widoku.
- Myślałam, że powiedział ci, dlaczego.
- Skłamał.
Cuddy nie znała wszystkich powodów, kryjących się za decyzją Wilsona, by oddalić się od House'a, ale była zmęczona tanecznymi pertraktacjami pomiędzy nimi a sobą.
- Cóż, nie zamierzam porozmawiać z nim w twoim imieniu. To wy, chłopcy, samodzielnie musicie rozwiązać ten spór.
House wstał, chociaż z niechęcią myślał o wyjściu. Nie miał nic do roboty i - w przeszłości - zawsze kiedy stawał twarzą w twarz z nudą, szedł do biura Wilsona, żeby rozproszyć to otępienie kilkoma żartami lub pogawędką na temat ich aktualnych przypadków.
Foreman ledwie go znosił, Chase był zbyt zajęty bieganiem za Foremanem, a Cameron, cóż, jej spojrzenie było tak przesłodzone z powodu współczucia dla jego obecnej ciężkiej sytuacji, że kiedykolwiek się do niej zbliżał, czuł palącą potrzebę zaaplikowania sobie dawki insuliny.
Kiedy ruszył do wyjścia, House ukradkiem zerknął w głęboki dekolt Cuddy.
- I przestań gapić się na mój biust - warknęła.
********************************************************************************
Pod koniec drugiego bez-wilsonowego tygodnia, House pożyczył elektryczny wózek i jeszcze raz pojechał do Południowego Skrzydła. Była czternasta dwadzieścia pięć w czwartek, a on był zdecydowany poznać prawdę do piętnastej.
Drzwi biura Wilsona otworzyły się i House wpadł do środka (tak szybko, jak człowiek z laską może wpaść do małego pokoju).
- House, mam pacjentkę.
House już prawie zignorował wątłą kobietę i zwrócił się do Wilsona: - Dlaczego nie chcesz już więcej się ze mną zadawać? Co się zmieniło od zeszłego miesiąca?
Spoglądając przepraszająco na wstrząśniętą pacjentkę, Wilson wstał i szybko ruszył do House'a, jego ręce uniosły się, kierując rozgniewanego lekarza do drzwi. - Omówimy to później. W tej chwili...
House ani drgnął. - Omówimy to teraz.
- Ładny szal - zwrócił się do kobiety. - Jeżeli jesteś pacjentką Wilsona, zakładam, że to znaczy, że umierasz? Więc dwie minuty mniej czy więcej nie zrobią wielkiej różnicy, chyba że, oczywiście, umierasz właśnie w tej chwili. Mam rację?
Oczy Wilsona były ciemne od furii, a jego policzki zapłonęły czerwienią.
Nieśmiała pacjentka zwróciła się do niego. - Może powinnam już iść, doktorze Wilson? Mam umówione spotkanie.
- Wspaniały pomysł - rzucił cierpko House. - Peruki same się nie kupią.
Wilson popchnął go w kierunku drzwi. - Wystarczy, House, WYNOŚ SIĘ!
- Nie, dopóki nie powiesz mi prawdy.
- Powiedziałem ci prawdę. Po prostu nie możesz tego znieść.
- To, czego nie mogę znieść, to ta kupa gówna, którą nakarmiłeś mnie w zeszłym tygodniu. - House wskazał na przestraszoną kobietę. - Czy jej powiedziałeś prawdę?
Wilson gapił się na House'a, jak na szaleńca. - Co moja pacjentka ma z tym wspólnego?
House omiótł kobietę wytrenowanym okiem diagnosty.
- Masz opatrunek na miednicy pod sukienką. Miałaś usuwane przerzuty na skórze brzucha, zgadza się? To oznacza, że prawdopodobnie zdiagnozowano u ciebie raka jelita grubego - ile - pięć lat temu? Teraz masz dostać najnowszy eksperymentalny lek i naświetlania nowych obszarów. Sądzę, że chodzi o węzły chłonne w pachwinach...
- Hous-s-s-e... - głos Wilsona był morderczym ostrzeżeniem.
House zignorował go.
- Więc obecny tu doktor Wilson prawdopodobnie powiedział ci, że pożyjesz jeszcze kolejny rok?
Kobieta gapiła się na House'a z twarzą pobladłą od szoku. Chociaż jej oczy stały się z przerażenia wielkie jak spodki, wykonała jedno, nieznaczne, potwierdzające kiwnięcie głową.
- On kłamie. Masz najwyżej cztery miesiące.
Zbielałymi pięściami Wilson złapał House'a za kołnierz koszuli, pozbawiając go równowagi, i bezceremonialnie zaczął popychać go za drzwi. W korytarzu House'owi udało się stanąć na nogi i w jakiś sposób przeciwstawić się swojemu byłemu przyjacielowi i koledze.
- Okłamujesz swoją umierającą pacjentkę. Czy dlatego tak łatwo przyszło ci okłamanie mnie? - naciskał House, próbując sprowokować Wilsona, żeby wyznał swój grzech.
House przekroczył granicę, droga się skończyła, i on o tym wiedział. Teraz było już za późno, by zrobić cokolwiek innego, niż rozegrać to do końca. Wilson nienawidził go, albo twierdził, że tak jest, więc jaką sprawi mu różnicę, jeśli będzie nienawidził go trochę bardziej po dzisiejszym dniu?
Wilson patrzył w chłodne, niebieskie oczy House'a, zbyt wściekły, by przemówić. Ale gdzieś głęboko wewnątrz niego obudził się inny wściekły człowiek, i zanim Wilson mógł poddać osądowi swoje działanie, zaciśnięta lewa pięść tego wściekłego człowieka nawiązała bezwzględny kontakt z prawym oczodołem House'a.
House obrócił się w miejscu jeden raz, zanim uderzył głową o przeciwległą ścianę i boleśnie zwalił się na podłogę. Dźwięk, jaki wydała jego głowa, gdy walnęła o ścianę, przypominał odgłos kija baseballowego, wybijającego szybką piłkę. Trzask!
Wilson patrzył z przerażeniem, jak pięść nieznajomego - jego własna - kończy lewy sierpowy i zobaczył jak House obraca się jak bąk, a potem upada nagle jak szmaciana lalka. Jego ofiara leżała nieruchomo przez kilka sekund, zanim poruszyła się i udało jej się podnieść, przynajmniej na ręce i kolana.
Mała stróżka krwi znaczyła drogę, wiodącą w dół pochylonej twarzy House'a. Skóra, w miejscu, w którym jego głowa uderzyła o nieustępliwy tynk rozdarła na długości dwóch cali. Krew popłynęła nieco szybciej, kiedy House szukał po omacku swojej laski, oparł się na niej i podniósł się ponownie do pionu. Bez słowa, zaczął oddalać się, kuśtykając o wiele wolniej niż zwykle, zapominając zupełnie o elektrycznym wózku inwalidzkim.
Małe, okrągłe rozbryzgi krwi ciągnęły się równomiernie za nim.
Zebrał się mały tłum, ale rozproszył się prędko, kiedy zobaczył, że przedstawienie skończyło się tak szybko, jak się zaczęło. To była krótka, rozładowująca napięcie, nieagresywna walka, z jednym wyraźnym przegranym, i żaden bokser nie wystąpił z chęcią rewanżu.
********************************************************************************
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pią 12:30, 06 Cze 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em.
The Dead Terrorist
Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Trójmiasto
|
Wysłany: Czw 13:52, 05 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
Był inteligentny i wściekły, i był House'em, który nie ma żadnego pomysłu, co zrobić, oprócz zdiagnozowania symptomów.
- Sprawia także, że nos Rudolfa robi się czerwony - powiedział. - Czy sprawia także, że twój nos rośnie, Pinokio? Twój nos jest o wiele większy, od kiedy Wilson zabrał swoją piłkę i opuścił plac zabaw.
Mam dość Wilsona i jego egoistycznych powodów takiego zachowania. To już nawet nie chodzi o fakt, że uderzył House'a, ale bardziej o to, że nie potrafi powiedzieć prawdy. Jest tchórzem, który zasłania się wszelkimi możliwymi sposobami przed powiedzeniem tego, co powinien.
To nie sprawia, że go nienawidzę. Po prostu czuję do niego coś w rodzaju obrzydzenia.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Przywrócony_id:(1243)
Neurochirurg
Dołączył: 10 Gru 2007
Posty: 3012
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 14:47, 05 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
ach! One Step *_*
ok, to czytam!
Ech, Jimmy, jak możesz.
biedny, wyobrażam sobie, jak musi się czuć. Z jednej strony okay, ale z drugiej... nie mieć go przy sobie? to prawie jakby im się przyjaźń zepsuła
rusz dupsko, Jimmy! ruszaj!
Był inteligentny i wściekły, i był House'em, który nie ma żadnego pomysłu, co zrobić, oprócz zdiagnozowania symptomów.
prawie jak mój ukochany doktor Lecter *_* aaaaaach!
- Cóż, nie zamierzam porozmawiać z nim w twoim imieniu. To wy, chłopcy, samodzielnie musicie rozwiązać ten spór.
biedna Cuddy nie wie co robic. A tu jest po prostu boska ;D i wladcza oczywiscie *_*
- Ładny szal - zwrócił się do kobiety. - Jeżeli jesteś pacjentką Wilsona, zakładam, że to znaczy, że umierasz? Więc dwie minuty mniej czy więcej nie zrobią wielkiej różnicy, chyba że, oczywiście, umierasz właśnie w tej chwili. Mam rację?
achhhhhhhh to jest takie hałsowe zdanie na miejscu Wilsona bym po prostu go zabila ;pp
- On kłamie. Masz najwyżej cztery miesiące.
dobra. teraz to już naprawdę przegiął. teraz to bym go wywaliła przez to malutkie okienko i wytarła ręce.
Wilson patrzył z przerażeniem, jak pięść nieznajomego - jego własna - kończy lewy sierpowy i zobaczył jak House obraca się jak bąk, a potem upada nagle jak szmaciana lalka. Jego ofiara leżała nieruchomo przez kilka sekund, zanim poruszyła się i udało jej się podnieść, przynajmniej na ręce i kolana.
Jezuuuu, Jimmy, co Ty do cholery zrobiłeś?
no dobra, nie dziwię się, ale..
moje hilsonowe serducho miało nadzieję, że zatrzyma go i powie "nie mogę bez ciebie żyć" czy coś w tym stylu! przecież miała być era!
ja nie nienawidzę Wilsona. po prostu nie mogę uwierzyć
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Huragius
Ratownik Medyczny
Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: oddział zamknięty
|
Wysłany: Czw 15:11, 05 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
Wydaje mi się, że zbyt surowo go oceniasz, Em., wszystko zależy od powodów, może w są tego warte?
Ok, przechodząc do komentarza: OCZYWIŚCIE, że wiedziałam, że skończysz w tym momencie xD
Cóż mogę powiedzieć, fik jest doskonały: House zachowuje się, jak House, co już zacytowała Em. I co widać chociażby w jego rozmowie z Cuddy i z Wilsonem. Ale najbardziej cieszy mnie to, że Cuddy w tym fiku jest prawdziwą Cuddy, a jej rozmowy z Housem przypominają klimatem te z serialu.
Cytat: | - Jestem zajęta - spróbowała, wiedząc, że to daremne.
- A ja nie - usiadł na przeciwko jej biurka, a ona pozwoliła na to, ponieważ wiedziała, że cierpi i potrzebuje towarzystwa. |
Ile to o nich mówi! Cuddy robi przedstawienie pt. „Panie Bardzo Groźna Szefowa”, House oczywiście ją ignoruje i jest kompletnie bezczelny, a ona mu na to pozwala, bo pod przykrywką twardej baby jest miękka jak galareta i nie potrafi doprowadzić go do porządku, a na dodatek mu współczuje, co jest kompletnym absurdem, bo jak można współczuć takiemu egocentrycznemu dupkowi (ale jak wiecie kocham absurd, a duch Huddzinkowy nie obumarł jeszcze w mej duszy).
Cytat: | - Czy wiesz także - spytała chłodno - ile razy na dzień chodzę sikać?
- Mmmm, zależy jak dobra jest kawa w kafeterii.
Tym, co wkurzyło ją najbardziej, był fakt, że on prawdopodobnie nie żartował. On wiedział. |
Też bym się wkurzyła. House – Wielki Brat Princeton-Plainsboro Teaching Hospital xD
Cytat: | House lubił dawać prezenty, ale nie według ustanowionych przez społeczeństwo pilnych uroczystości, jak Dzień Dziękczynienia, Boże Narodzenie czy urodziny. Wolał dawać je, kiedy on chciał.
- Jeżeli ktoś inny mówi mi, że powinienem dać ci prezent, to on właściwie nie jest ode mnie, prawda? - odpowiedział jednego razu House, gdy dąsający się Wilson zauważył, że nie otrzymał prezentu na trzydzieste urodziny od swojego najlepszego przyjaciela. |
To jest jeden z moich ulubionych fragmentów z tego fika. Nieokrągłe rocznice do obchodzenia na co dzień – tak cholernie w stylu House’a!
Czekam na jutrzejszą dawkę, aczkolwiek wolę nie wiedzieć, w którym momencie skończysz i dobrze, że Tenebrae wzięła się za fika od strony technicznej, to ja mam mniej roboty i sobie mogę odpuścić (ok, teraz Richie mnie skrzyczy...), buhaha
evay napisał: | Był inteligentny i wściekły, i był House'em, który nie ma żadnego pomysłu, co zrobić, oprócz zdiagnozowania symptomów.
prawie jak mój ukochany doktor Lecter *_* aaaaaach! |
Evay! Ja też kocham Lectera też się tak cieszyłaś, jak House za niego robił w odcinku z facetem w śpiączce? xD
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Huragius dnia Czw 15:30, 05 Cze 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 16:19, 05 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
No to kamień z serca, że nie rozlało sie po tym kawałku morze nienawiści do Wilsona
(pewnie to dlatego, że obiecałam Erę )
Em. napisał: | Po prostu czuję do niego coś w rodzaju obrzydzenia. |
Och... tak bym chciała coś odpowiedzieć, ale uprzedziłabym fakty... :?
****************************************************************************************
evay...
Też kochasz Lectera??? Ja bym mojego uczucia nie nazwała miłością, ale... głęboko go podziwiam
evay napisał: | na miejscu Wilsona bym po prostu go zabila |
i
evay napisał: | dobra. teraz to już naprawdę przegiął. teraz to bym go wywaliła przez to malutkie okienko i wytarła ręce. |
i wreszcie
evay napisał: | Jezuuuu, Jimmy, co Ty do cholery zrobiłeś? |
Cóż za nagła zmiana postawy
I cóż ja mogę powiedzieć... Oprócz tego, że będzie Era...
****************************************************************************************
Huragius - wiem - jestem ZUA
Ale gdybym wkleiła jeszcze kawałek, to... to evay musiałaby napisać jeszcze dłuższy komentaż
I napięcie by opadło... Albo jeszcze bardziej podskoczyło???
A jutrzejszy kawałek... Chciałam urwać w innym miejscu, niż to ostatecznie zrobiłam, bo by wyszło za krótkie :?
Szkoda, że ten Fik nie jest w rozdziałach, bo miałabym problem z głowy, a tak muszę kombinować
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em.
The Dead Terrorist
Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Trójmiasto
|
Wysłany: Czw 17:51, 05 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
No dobra, może trochę przeginam. Ale jakoś tak stanęłam od początku po stronie House'a i będę go bronić .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 18:06, 05 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
Taaak House będzie potrzebował dużo wsparcia
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tenebrae
Forumowy Baobab
Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 1848
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 20:20, 05 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
Prywiet
na początek zwyczajem swoim trochę pomarudzę.
Cytat: | Przez pierwsze półtora tygodnia Wilson czuł ulgę, prawie unosił się nad ziemią. Prawie. To było orzeźwiające nie mieć House'a pod ręką, z tym czy tamtym, czego chciał lub potrzebował. |
Naprawdę musisz trochę poluzować i nie trzymać się tak oryginału. Kiedy ja tłumaczyłam, powtarzano mi nieustannie: TINKA PO POLSKU, A NIE PO POLSKIEMU. Ja wiem, że to nie jest takie proste, bo chciałabyś jak najlepiej oddać klimat oryginału, ale jak to ktoś mądrze mi kiedyś powiedział:
"Piękne nie są wierne, wierne nie są piękne"
Ja bym z tym zrobiła coś takiego: Przez pierwsze półtora tygodnia Wilson odczuwał ulgę, prawie unosił się nad ziemią (choć można by też przeskoczyć dalej i napisać: odczuwał ulgę i lekkość ducha ). To było takie orzeźwiające, nie musieć znosić House'a, który zawsze czegoś chciał lub potrzebował.
Ale to tylko taka luźna propozycja, w końcu to Twoje tłumaczenie.
Cytat: |
Szczególnie gdy w jego umyśle pojawiały się wspomnienia jakiejś małej przysługi czy prezentu, którymi House, tylko czasami, obdarzał go nieoczekiwanie. |
hmmm, proponuje, albo pozbyć się "tylko", albo dać to wyrażenie między myślniki
Cytat: |
Chwycił płaszcz z wieszaka na drzwiach i poszedł do windy. |
a jakby dać tutaj zamiast "chwycił" dać "zdjął"
Cytat: | Teraz wystarczyło czekać na swojego pacjenta. Potem wystarczyło czekać na koniec dyżuru. Potem na porę kolacji. Potem do łóżka. |
jakoś nie mogłam pominąć tego zdania, bo jakoś mi nie pasi.
Ja bym proponowała coś w tym stylu: Wystarczyło teraz poczekać na swojego pacjenta. Potem doczekać końca dyżuru. Następnie na porę kolacji. A na koniec: do łóżka.
Cytat: | House polował na wyjaśnienia, dlaczego Wilson tak nagle zerwał ich przyjaźń. | lepiej by brzmiało: House oczekiwał wyjaśnień...
Cytat: | - Nie przyjęłaś jeszcze nawet żadnego życiorysu. |
chyba powinno być: przejrzałaś :wink:
Cytat: |
Cuddy rzuciła mu niedowierzający uśmieszek. |
Z tym zdanie zdecydowanie jest coś nie tak... zamiast "uśmieszek lepiej dać "spojrzenie" albo zrobić coś takiego: Cuddy uśmiechnęła się z niedowierzaniem.
Cytat: | House przesunął spojrzeniem po jej biurku i stosach folderów i segregatorów na niskich półkach za nią. |
House obrzucił spojrzeniem jej biurko oraz leżące za nią, na niskich półkach stosy folderów i segregatorów.
Cytat: | spojrzała na formularz, leżący przed nią |
bez przecinka??? chyba
Cytat: | - Hous-s-s-e... - głos Wilsona morderczym ostrzeżeniem. |
tu czegoś chyba zabrakło, może :ociekał
To nie jest tak, że się Ciebie czepiam. Doskonale wiem jak trudno się tłumaczy, a moje początki wspominam jako koszmarne .
Nie poddawaj się i tłumacz dalej i jak najwięcej, bo praktyka czyni mistrza, a Ty masz wszelkie predyspozycje by Nim zostać.
Co do tekstu:
Ohhh, Wilsonie cóżeś ty uczynił?
Czemuś tak House'a zasmucił, w czem ci on zawinił.
Podarki ci prawił
a tyś jak mu odpłacił?
Patrzysz niedowierzanie na dłoń swą,
która tak srogą boleść zadała
leżącemu pod stopami twymi kalece.
Oniemiały patrzysz na ofiarę swych czynów,
schylasz się by dotknąć krwistoczerwonych
plam zakwitłych na dywanie.
Krew.
Splamiony krwią przyjaciela, czy może już wroga?
Podnosisz dłoń swą
i powoli smakujesz krople życiodajnego płynu.
Nienawiść to sprawiła?
Mój Boże, przecież to kochanie.
Krew ta, tak słodka niczym miód
i tak ciepła...
Nagle Cuddy zjawia się na planie.
Coś krzyczy, coś bełkocze.
- Wilsonie, cóżeś ty zrobił, wszak House stoi na balkonie.
Biegniesz na oślep
chcąc dotrzeć czym prędzej do kochanka twego.
Zamierasz widząc jak stoi nad przepaścią wielką
Tak piękny i tak ci drogi...
Błękitne oczy sztyletują cię swym spojrzeniem
- Żegnaj mój drogi.
Rzucasz się mając nadzieję, że zdołasz go złapać choćby za nogi.
Łzy wielkie żłobią tunele.
Odwagi ci brak by spojrzeć na dół,
ty podły bokserze
Wzrok twój pada na laskę pozostawioną samotnie...
tak jak Ty...
Pragniesz raz jeszcze poczuć ciepło bliskości swego kochanka.
Dłoń twa pewnie chwyta tę laskę teraz w oręż zamienioną...
Jedno celne pchnięcie i laska przeszywa ci serce.
Taki był koniec Hilsonowej miłości
pięknej tak i tak tragicznie urwanej.
Biedy Wilson i biedy House, zwłaszcza House... przecież On taki samotny i opuszczony, a Wilson Go jeszcze bije... jakże to tak?
Niech WEN Ci służy.
Tinka
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Poziomka
Lekarz w trakcie specjalizacji
Dołączył: 15 Maj 2008
Posty: 503
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Sosnowieś Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 10:23, 06 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
Genialne! Mimo, że Wilson uderzył House'a.
Ale nic to nic, czekam co będzie dalej. I już się nie mogę doczekać!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 13:03, 06 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
Oh, Tinka - dzięki Tobie chyba na pamięć nauczę się "One Step'a". I to w obu językach
A więc, Wysoki Sądzie, odpowiadam na zarzuty :wink:
1) "nie mieć House'a pod ręką" vs "nie musieć znosić House'a"
Dosłowne tłumaczenie - "nie mieć House'a pod łokciem" ("pod ręką" to wg słownika) W sumie teraz przyszło mi do głowy, że mogłoby być "nie mieć House'a za plecami" czy jakoś tak. Na "znosić" jest zupełnie inne wyrażenie
2) "tylko" zostało, bo to wskazuje, że NAPRAWDĘ bardzo rzadko takie coś się zdarzało; zamiast myślników oddzieliłam przecinkami
3) jakby nie było jest "grabbed" a nie "took off"... I odniosłam, być może mylne, wrażenie, że Wilsonowi się spieszyło, a "zdejmowanie" jest taaakie powooolne :wink:
4) oryg. "Then there was to wait for his patient. Then there was to wait for quitting time. Then for suppertime. Then for bed." - nienawidzę tego zdania I właściwie nie "do łóżka" tylko "na łóżko" :wink:
5) oryg. "House was on the hunt for the explanation..." - House niczego nie oczekiwał. Może poza tym, że uda mu się upolować jakieś wyjaśnienie
6) Stosy folderów nie urosły, zatem "nie przyjęła"
7) oryg. "Cuddy tossed him a doubting smirk".
Co komu pasuje :wink:
9) być może
10) No tak... Już poprawione thx
Wiem, że się nie czepiasz Każda sugestia jest cenna na przyszłość Dzięki za słowa otuchy
OMG - wspaniały poemat!!! (Pomijając wątek tragiczny )
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 13:36, 06 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
Cytat: | No to czas na chwilę luzu... Ale tylko na chwilę :wink: |
[04]
- O Boże - Wilson ukrył twarz w dłoniach. - Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłem.
Foreman cieszył się ze sporadycznych wizyt Wilsona w swoim nowym gabinecie. Wilson nie mówił do ciebie, on z tobą rozmawiał. Był człowiekiem, z którym mogłeś pracować i czuć się lepiej dzięki temu doświadczeniu.
- Nie mogę uwierzyć, że nie zrobiłeś tego lata temu.
Foreman nalał Wilsonowi filiżankę kawy. - Masz, wypij tą kofeinę. Nie uspokoi twoich nerwów, ale może chociaż twój żołądek.
- Dzięki.
- Co się stało?
Wilson potrząsnął głową by odpędzić pytanie, ponieważ nie miał ochoty, na wymyślanie kolejnego kłamstwa, które wyjaśniłoby to pierwsze. - To jest skomplikowane.
- Cóż, taa, chodzi o House'a, więc nie żartujesz? - powiedział Foreman. - Po pierwsze nie tęsknię za pracą pod kierownictwem tego człowieka. On jest arogancki, uparty, myśli, że ma rację we wszystkim...
Wilson był wdzięczny za zmianę tematu, chociaż nie przedmiotu. - Żałujesz tamtych trzech lat?
Foreman wzruszył ramionami, patrząc na niego. - Nie. Jestem lepszym lekarzem, mając tą praktykę. Ale to mogłoby być o wiele łatwiejsze, gdyby on nie był zawsze takim dupkiem. Albo detoks, albo rehabilitacja, albo...
Wilson przerwał mu, unosząc dłoń. - Załapałem sens - zabawne, że odczuwał potrzebę bronienia House'a, nawet jeśli jego własny gniew na tego człowieka nie opadł do końca. - Wiesz, House... prawie... nie może nic zrobić z tym, jaki jest.
- Myślisz, że to JEST wina Aspargera, a nie tego, że on jest pierwszej klasy dupkiem?
Wilson potrząsnął głową, nie przecząco, ale ponieważ naprawdę nie wiedział. - Myślę, że coś w tym jest. Może kilka drobiazgów, które połączyły się razem w coś większego, czego nawet House nie rozpoznaje. Jak krzywe zwierciadło. Sposób, w jaki on postrzega rzeczy i zachowania, jest sposobem, w jaki przyzwyczaił się je postrzegać. Sposobem, w jaki zawsze je widział, przez całe swoje życie. Znam go od jedenastu lat i on prawie nigdy, przenigdy nie odbierał rzeczy w sposób, w jaki robią to inni ludzie.
- Masz na myśli normalnych ludzi?
- Mam na myśli przeciętnych ludzi. Mnie i ciebie, Cameron i Cuddy... House jest niezwykły. On jest... House'em - to była mętna odpowiedź, ale jedyna, jaką w tamtej chwili mógł przedstawić.
- Gdzie on jest? - Wilson wrócił na swój stary teren pracy w poszukiwaniu House'a, ale wpadł na Foremena. To było równie dobre.
- Cameron liże jego rany - odparł Foreman.
Wilson był zadowolony. Jak długo ktoś troszczył się o niego, Wilson czuł, że będzie lepiej, jeśli będzie się trzymał z daleka.
********************************************************************************
W małym gabinecie, Cameron zszywała ranę bardzo ostrożnie, by zminimalizować bliznę. Włosy House'a odrosną wokół niej w swoim czasie, ale nie chciała pomarszczyć jego skóry.
- Przestań się wiercić.
- Moja noga boli, a mój Vicodin jest w mojej kurtce, która znajduje się w moim biurze.
- Możesz poczekać jeszcze dziesięć minut. I przyłóż worek z lodem do swojego oka.
House trzymał niebieski kompres chłodzący przy spuchniętej skórze otaczającej jego prawe oko. Jej powierzchnia była czerwona i obolała jak tyłek winowajcy. Kiedy Wilson zadał cios, House pomyślał, że jego oko pękło.
- Dlaczego Wilson cię uderzył?
- Wilson chce, żebym już nigdy więcej nie jeździł na rowerze koło jego domu.
Marszcząc brwi z powodu normalnej niejasności House'a, kiedy trzeba było coś wytłumaczyć, Cameron skończyła zakładać szwy, przemyła powierzchnię rany kolejnym wacikiem nasączonym alkoholem, a potem podniosła worek z lodem.
- Pozwól mi to zobaczyć.
Już w tym momencie widziała, że siniak rozprzestrzenia się na południe, jak rzeka przelewająca się przez wały.
- Będziesz miał cholernego siniaka pod okiem. Co powiedziałeś, że sprowokowałeś go do tego?
- Nic, co miałoby znaczenie. Dla niego.
- Och? Więc Wilson prawie pozbawił cię przytomności bez żadnego powodu?
- Nie powiedziałem, że nie było żadnego powodu. Powiedziałem, że nic mu nie zrobiłem. Najwyraźniej był jakiś powód - House wziął z powrotem worek z lodem i gniewnie plasnął nim w swoje oko, natychmiast tego żałując, z powodu dodatkowego bólu, jaki wywołał. - Ahhg! - przytrzymał go delikatniej. - Po prostu nie wiem, co było tym powodem.
- Wow. Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby dwaj dorośli mężczyźni kłócili się jak dziewczyny.
House spojrzał na nią. - To nie była dziewczęca kłótnia. I, dla odmiany, to Wilson, a nie ja, jest dupkiem.
- Lepiej jedź do domu. Oko opuchnie i będzie bolało dość intensywnie, a ty będziesz wyglądał jak... - Cameron próbowała sobie przypomnieć nazwisko jakiegokolwiek boksera, którego House również by znał, ale jej wiedza o sporcie była bliska zeru. - ...jak pewien... stary, brzydki bokser z jakichś nudnych, starych zawodów sportowych...
- Masz na myśli na przykład Mickey'a Mantle? - podsunął House i czekał.
- Taa, na przykład on - Cameron skinęła głową.
House przewrócił oczami i skrzywił się z bólu.
********************************************************************************
House połykał Vicodin jak cukierki, odkąd opuchlizna na jego oku osiągnęła pełnię chwały i rozkwitła tęczą fioletów i błękitów. Szwy szczypały, noga bolała z dodatkową mocą z powodu twardego upadku przed biurem Wilsona. Raz czy dwa razy prawie zadzwonił do niego, ale za drugim razem również z trzaskiem odłożył słuchawkę.
- Pieprzyć to.
Pod koniec tygodnia zadzwonił do Cuddy, wziął długi, zaległy urlop, i spakował trochę ubrań i zapasów na zaimprowizowaną wycieczkę. Nie powiedział nikomu, dokąd się wybiera i wyjechał następnego dnia, w rześki niedzielny poranek.
Powietrze było zimne, ale przyjemnie mu było czuć je na skórze. Droga była oszroniona, ale prawie pozbawiona samochodów, kiedy gnał na zachód przez kilka godzin, a potem skręcił na północ. Pragnął drzew, rzeki, jednej czy dwóch butelek, kilku Vicodinów i muzyki ze swojego Ipoda. To będzie doskonały tydzień.
Znał mały zajazd z pojedynczymi pokojami, który jesienią nie był zbyt drogi. Może nawet dopisze mu szczęście i pozna ładną kobietę, z którą spędzi jedną czy dwie noce.
House nabrał ochoty na trochę muzyki i zaczął manipulować przy swoim Ipodzie. Zmniejszył prędkość, starając się zachować ostrożność, i z lewą ręką na kierownicy, podłączył słuchawki do małego gniazdka Ipoda.
Kiedy zaraz potem podniósł wzrok na drogę, na jej środku stał jeleń wirgiński*, który na widok hałaśliwego stworzenia zastygł z szeroko otwartymi oczami. House usiłował zakręcić gwałtownie, ale warunki drogowe były mniej niż idealne dla przyczepności. Czołowe zderzenie z jeleniem przy prędkości pięćdziesięciu mil na godzinę było nie do pomyślenia. On i jego motocykl zatrzymałby się całkowicie, a potem zostałby wyrzucony na trzy metry w górę. Pogięty motor i wszystkie jego twarde, raniące części prawdopodobnie wylądowałyby na nim gdzieś w dole szosy.
Wszystko, co House mógł zrobić, to spróbować położyć motocykl i sunąć po asfalcie aż do zatrzymania. Wydawało się to proste, ale wcale takie nie było. Gdyby gumowe opony przywarłyby do powierzchni w kluczowym momencie, tarcie spowodowałoby, że on razem z motorem obracałby się bez końca wokół własnej osi. Jeśli jego noga zaplątałaby się w mechanizm łańcucha motoru lub dostała się pomiędzy szprychy, mogło skończyć się to zerwaniem mięśni, połamaniem kości albo całkowitym oderwaniem stopy.
Położenie motoru było niczym innym jak kontrolowaną kraksą. Zwykle oznaczało to niewielką kontrolę i wielką kraksę.
House skierował przednie koło nieznacznie w lewo i przechylił się na lewą stronę tak płynnym jednym ruchem, jak pozwalała mu na to jego uszkodzona noga. Jego prawe udo wrzasnęło w proteście, kiedy zostało zmuszone do chwilowego zrównoważenia wagi nie tylko jego przechylonego w lewo ciała, ale również motocykla. Obniżając się, House uwolnił lewą nogę spod silnika Hondy. Jednak mankiet jego jeansów zaplątał się w łańcuch na tyle długo, by schrzanić próbę, i motor razem z House'em zaczął koziołkować. Na szczęście przekoziołkował tylko dwa razy, ponieważ jego prędkość została wystarczająco zmniejszona, by zapobiec naprawdę spektakularnej, i śmiertelnej, kraksie.
House zakończył to ślizgając się dwanaście stóp na plecach, aż do bolesnego zatrzymania na lewym ramieniu. Jego motor leżał w dwóch kawałkach, nieco dalej w górę szosy. Przednie koło i amortyzatory oderwały się i poleciały dalej w ich własnym zwariowanym kierunku.
Jeleń, którego udało mu się ominąć, obserwował go z ciekawością przez chwilę, złapał kilka kęsów ostrej trawy z pobocza i czmychnął, nieświadomy swojej winy.
House spróbował poruszyć rękami. Były sprawne. Powoli spróbował obrócić, a następnie podnieść głowę z zimnej nawierzchni. Jego kask był wciąż na miejscu na jego głowie, ale czuł, że wcześniejsza rana jest ciepła i lepka. Szwy najprawdopodobniej zostały zerwane. Jego plecy bolały, ale to, że mógł się poruszać wskazywało na to, że nie złamał sobie kręgosłupa. Czuł otartą skórę** od barków do tyłka, a jego skórzana kurtka była w strzępach.
Ale jego lewa kostka pulsowała najgorzej. House zdołał usiąść. Jego prawy adidas był tam, gdzie powinien być, ale lewemu brakowało podeszwy, a lewa stopa została wykręcona na zewnątrz do takiego stopnia, że było oczywiste, iż nie jest to zwykle złamanie, ale złamanie z przemieszczeniem. A to prawdopodobnie oznaczało odłamki kości lub zerwane więzadło, i - co za tym idzie - konieczność operacji. Próba podniesienia tej nogi została nagrodzona ogromnym bólem, który przesuwał się w górę jak wstrząs elektryczny, sprawiając, że House chwycił powietrze, i
zmuszając go, żeby z powrotem się położył.
Miał nadzieję, że wkrótce pojawi się jakiś samochód, kiedy poczuł zmęczenie i zawroty głowy. Ciśnienie krwi spadało. Zatem był w lekkim szoku. Podejrzewał, że nie ma żadnego krwotoku wewnętrznego, ale oczywiście było zimno i to mogło okazać się najgorsze. Jego komórka była w torbie przy jego pokiereszowanym motocyklu, cztery tuziny jardów poza jego zasięgiem. Prawe udo House'a z wielką mocą protestowało przeciwko znęcaniu się nad nim w ciągu ostatnich kilku minut i zaczęło wrzeszczeć, domagając się swojego Vicodinu.
Wkrótce House został okryty kocem bólu i stracił przytomność.
********************************************************************************
Cytat: | * oryg. "white-tailed deer" - jeleń wirginijski; jeleń wirgiński; Odocoileus virginianus [wg. [link widoczny dla zalogowanych]]
** oryg. "road rash" ([link widoczny dla zalogowanych]) |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pią 13:38, 06 Cze 2008, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
martuusia
Dermatolog
Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 13:53, 06 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
czy to ten słynny fik "One step... " ?
ahh Wilsonie, gdzie jesteś?
Foreman mnie denerwuje
Wilson nie radzi sobie za bardzo...
niby przeprowadził się do innej części budynku ale nadal broni House'a
w tym fiku kawał z niego drania
niecodzienna odmiana
aaaa House miał wypadek (znów ), i kto go uratuje?
fajne opisy przewidzianych rozwiązań
teraz jest kaleką z prawdziwego zdarzenia i prawa i lewa noga uszkodzona
czekam na więcej
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez martuusia dnia Pią 13:53, 06 Cze 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Przywrócony_id:(1243)
Neurochirurg
Dołączył: 10 Gru 2007
Posty: 3012
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 14:48, 06 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
no, miałam już skomentować, gdy zauważyłam fika Richie *_*
i po prostu wiecie... nawet zignorowałam na chwilę TEGO fika ;D
martuusia napisał: | czy to ten słynny fik "One step... " ?
|
tak, to jest to!
- O Boże - Wilson ukrył twarz w dłoniach. - Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłem.
heh, NAPRAWDĘ?
Foreman cieszył się ze sporadycznych wizyt Wilsona w swoim nowym gabinecie.
nie no bez przesady... FOREMAN? FOREMAN? ale jak to sie stalo? wlasciwie to w serialu Wilson to sie trzymal (jesli nie z Housem) to z Cuddy i Cam. ale Foreman? pfff, bedzie zle!
- Nie mogę uwierzyć, że nie zrobiłeś tego lata temu.
widzicie? właśnie o tym mówię! będzie źle! będzie go namawiał, żeby zostawić House'a już na zawsze! nie!
Wilson przerwał mu, unosząc dłoń. - Załapałem sens - zabawne, że odczuwał potrzebę bronienia House'a, nawet jeśli jego własny gniew na tego człowieka nie opadł do końca. - Wiesz, House... prawie... nie może nic zrobić z tym, jaki jest.
tak jest za każdym razem, gdy przyjaciele się pokłócą, ale wciąż za sobą tęsknią *_* więc jestem dobrej myśli, tymbardziej, że obiecałaś nam Erę, prawda?
- Cameron liże jego rany - odparł Foreman.
oho! coś mi się zdaje, że spodoba się Narenice ;D mnie też się podoba. znowu łagodna Cam, zakochana, która chce, żeby jej szef wreszcie ją zauważył?
- Wilson chce, żebym już nigdy więcej nie jeździł na rowerze koło jego domu.
buahahah, mimo iż taki dosyc smutny moment, to usmialam sie z tej odpowiedz. ach, te jego teksty *_* jak zywego House'a!
- Wow. Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby dwaj dorośli mężczyźni kłócili się jak dziewczyny.
boskie! Cameron, jaką uwielbiam!
...jak pewien... stary, brzydki bokser z jakichś nudnych, starych zawodów sportowych...
i jeszcze to ;D ach, Cam, typowa dziewczyna ;D
Raz czy dwa razy prawie zadzwonił do niego, ale za drugim razem również z trzaskiem odłożył słuchawkę.
nie dzwoń! nie możesz! to on spieprzył sprawę! ON!
Kiedy zaraz potem podniósł wzrok na drogę, na jej środku stał jeleń wirgiński*
umarłam ze śmiechu
przypomniałam sobie naszą rozmowę na gg.
One Step uczy i bawi ;D
Wszystko, co House mógł zrobić, to spróbować położyć motocykl i sunąć po asfalcie aż do zatrzymania.
taaaa, to jest TAAAAKIE proste... Boże. Gdyby nie to, że wiem, jak długi jest ten fik, to bym tu nie mogła wytrzymać z napięcia. no ale jaki kretyn muzykę przełącza, gdy prowadzi?
Położenie motoru było niczym innym jak kontrolowaną kraksą. Zwykle oznaczało to niewielką kontrolę i wielką kraksę.
Jeleń, którego udało mu się ominąć, obserwował go z ciekawością przez chwilę, złapał kilka kęsów ostrej trawy z pobocza i czmychnął, nieświadomy swojej winy.
brawo. głupie zwierze ;pp
Ale jego lewa kostka pulsowała najgorzej.
auć, teraz nie będzie mógł chodzić w ogóle?
Wkrótce House został okryty kocem bólu i stracił przytomność.
Jezuuuuu, dobra, teraz zaczynam się bać.
jutro dopiero?
jutro?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Pit Lane :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 16:38, 06 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
Riche, ja ten fik [każdy part] drukuję.
O wiele lepiej mi się go czyta na kartkach, niż na monitorku [chociaż 19cali, ale na kartce najlepiej]
I muszę Ci powiedzieć że mi się cho*ernie podoba!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 17:37, 06 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
Obiecałam Erę, ale... to będzie bardzo skomplikowane... :? Jak cały te fik zresztą...
no ale jaki kretyn muzykę przełącza, gdy prowadzi?
Jest taki jeden Nazywa się Greg. Greg House
brawo. głupie zwierze ;pp
buhahahahahahahahah
lolok25 - cieszę się, że nie jestem Twoją drukarką... Dużo pracy przed nią
********************************************************************************
Tak mi się spontanicznie przypomniał jeden śmieszny tekst z jeleniami...
[link widoczny dla zalogowanych]
(trzeba zjechać do kawałka: Pamiętnik szczęśliwego człowieka )
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pią 17:53, 06 Cze 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Huragius
Ratownik Medyczny
Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: oddział zamknięty
|
Wysłany: Pią 19:29, 06 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | Cytat: | No to czas na chwilę luzu... Ale tylko na chwilę :wink: |
|
To taki żart? House ma wypadek z cholernym jeleniem a ty mi tu piszesz o chwilce luzu xD Dobrze, że czytałam fika wcześniej, bo na miejscu nieuświadomionego czytelnika bym cię wirtualnie podrapała xD
Co do części... powiem tak: mniejsza z tym, co się właśnie stało, ważniejsze, do czego to teraz doprowadzi
Podobała mi się rozmowa Foremana z Wilsonem. Foreman jest tu taki, jakim go lubię: rzeczowy, chłodny, obojętny na ten specyficzny urok House'a, na który złapali się Cameron, Wilson i Cuddy. Natomiast Wilson... naprawdę tylko on mógł bronić House'a po tym wszystkim.
W oczekiwaniu na jutro.
Acha, chciałam jeszcze powiedzieć, że komentarz evay jest cudowny i zgadzam się z nią w wielu punktach (np. w tym o jeleniu) xD
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Huragius dnia Pią 19:32, 06 Cze 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 19:51, 06 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
Ta "chwila luzu" odnosi się od kawałków Wilson/Foreman i House/Cam... Bo potem to już nie :wink:
Huragius, nie spoileruj, bo inteligentniejsze jednostki się domyślą, o co chodzi
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Przywrócony_id:(1243)
Neurochirurg
Dołączył: 10 Gru 2007
Posty: 3012
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:53, 06 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
Huragius napisał: |
Acha, chciałam jeszcze powiedzieć, że komentarz evay jest cudowny i zgadzam się z nią w wielu punktach (np. w tym o jeleniu) xD |
krótko i zwięźle - jak zwykle !
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Huragius
Ratownik Medyczny
Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: oddział zamknięty
|
Wysłany: Pią 19:53, 06 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
mój komentarz nie wnosi żadnych spoilerów, a co do domyślania się - cholera, to jest Hilson! Czy naprawdę potrzeba czegokolwiek, poza samym określeniem "Hilson", żeby wiedzieć co się będzie działo xD ? (no może jeszcze raitingu ostrzegawczego, żeby wiedzieć konkretnie xD)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|