|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 20:20, 05 Lut 2009 Temat postu: Fic: Nic [M, T] (post 5x14) |
|
|
Kategoria: friendship (ewentualnie: pre-slash)
Zweryfikowane przez Richie117
Tytuł: Nic ([link widoczny dla zalogowanych])
Autor: Juliabohemian
A/N: Zostało to oparte na stwierdzeniu, które Wilson skierował do pacjentki, Dany Miller, w "The Greater Good": "Moja dziewczyna zmarła, a ja nie kochałem nikogo od naprawdę długiego czasu..."
Kiedy Wilson słyszy znajome stukanie do drzwi, choć raz jest wdzięczny za to wtargnięcie. Dopiero co zmarnował prawie czterdzieści minut, gapiąc się na ułożenie książek, leżących na kuchennym stole, na próżno starając się zdecydować, co ma z nimi zrobić i w zasadzie niczego nie osiągnął. W ciągu minionych pięciu miesięcy zebrała się na nich zauważalna ilość kurzu. I kiedy otwiera drzwi, i wpuszcza House'a do środka, Wilson unika choćby spojrzenia na te książki, z nadzieją ukrycia faktu, że jest tak żałosny, iż dosłownie nie poruszył niczego od śmierci Amber.
House rzadko kiedy jest mało spostrzegawczy, jeśli chodzi o cokolwiek, bez względu na znaczenie czy związek tego czegoś z nim samym. Ale on nawet nie zerka na stół czy książki, czy warstwę kurzu, która je pokrywa. Opiera się o oparcie kanapy i obraca laskę jak batutę. Nie siada, jak zauważa Wilson. Zatem nie planuje się rozgościć i dopiero kiedy się odzywa, Wilson wyłapuje lekką niewyraźność w zazwyczaj pewnym tonie House'a, prawdopodobnie efekt kilku piw.
Wilson zastanawia się, czy to tylko ogólna lekkomyślność lub czy rozmowa, którą wkrótce odbędą wymagała odrobiny płynnej odwagi.
- Czego takiego potrzeba, by zasłużyć sobie u ciebie na wysoką pozycję... czy muszę dostać się tam przez łóżko?
Wilson jest zagubiony. Ostatnia sprawa, o której rozmawiał z House'em, inna niż jego pacjentka, dotyczyła tego, jak Cuddy traktuje go z powodu tej sprawy z dzieckiem i jak jego decyzja o wzięciu odwetu przez nie branie odwetu całkowicie sprzeciwiała się logice. Jest zmęczony. To był długi dzień, dla nich obu. Nie jest w nastroju na żadne gierki.
- House... nie mam pojęcia, o czym mówisz.
- Jak byś zdefiniował naprawdę długi czas... Chodzi o dni, lata, dekady... chodzi o... czy powinniśmy w to wciągnąć [link widoczny dla zalogowanych]?
- Uh...
- Rozumiem przez to, że nie zaaprobowałeś zmiany kariery doktor Miller. Nie wystarczy ci, że krwawi z każdego otworu, czy tylko chcesz, żeby czuła się winna z powodu każdego dziecka, które umrze na raka, kiedy ona zajmuje się oddzielaniem białek od żółtek?
Nagle Wilson przypomina sobie swoją rozmowę z pacjentką House'a, Daną Miller, badaczką nowotworów, która zrezygnowała ze znalezienia potencjalnego leczenia siatkówczaka zarodkowego tylko po to, żeby mogła spełnić swoje marzenie bycia asystentką szefa kuchni. I nie chodzi o to, że Wilson nie uważa, iż ludzie nie powinni tego robić. Chodzi tylko o to, że gdy widzi tak wielu ludzi, walczących z chorobą tak dzielnie, choć są kompletnie nieuzbrojeni, pomysł, że ktoś dobrowolnie odkłada swoją broń, jest trochę trudny do przyjęcia.
- Och... boże. Skarżyła się? Ja... ja po prostu... wyładowałem się na niej. To było całkowicie nieprofesjonalne. Ale przeprosiłem.
- Nie skarżyła się - mówi stanowczo House. Przestaje obracać laską i opiera ją o podłogę.
- Więc co...
Usta House'a wykrzywiają się odrobinę.
- Wiesz... to zabawne. Jest mnóstwo powodów, by to powiedzieć, prawdopodobnie tysiące. Ale są tylko dwa powody, żeby tego nie mówić. Albo nie musisz tego mówić, ponieważ druga osoba już wie... albo nie chcesz tego powiedzieć, ponieważ to nieprawda.
Wilson jest jeszcze bardziej zagubiony, niż wcześniej. Myślał, że rozmawiają o pacjentce. Ale najwyraźniej chodzi o coś bardziej osobistego i najwyraźniej to coś dotyczy ich obu.
- House... nie mam pojęcia, o czym mówisz.
Wzrok House'a w końcu się przesuwa, a House odpycha się od miejsca, gdzie się opierał i skrada się w kierunku kuchni.
- Oczywiście, że nie masz.
Wilson wciąż łamie sobie głowę. House właśnie potwierdził, że doktor Miller nie skarżyła się na jego wybuch. Ale musiała powiedzieć coś o ich późniejszej wymianie zdań - w przeciwnym wypadku House nawet by o niej nie wiedział. Szuka w umyśle czegoś, co mógł powiedzieć doktor Miller i co doprowadziłoby do nagłej wizyty House'a, ale bez rezultatu. Powiedział jej jedynie, że jego dziewczyna umarła i że ma kłopoty z pójściem naprzód. Jest zaskoczony, że House w ogóle mógłby się tym interesować. On zwykle ucieka z krzykiem od przejawów ckliwości.
Wilson wzdryga się, ponieważ House zbliża się za bardzo do stołu kuchennego, i wie, że niezdecydowanie w jego głosie jest oczywiste.
- Ja... nie wiem, co chcesz, żebym powiedział. Naprawdę chciałbym wiedzieć.
House zatrzymuje się i uśmiecha się na widok ułożonych książek. Wyciąga palec wskazujący i delikatnie popycha jedną z nich, zmieniając jej obecne położenie i odkrywając idealnie wolną od kurzu powierzchnię pod nią.
Kiedy House odpowiada: "Jedyne, co można zrobić źle... to nie robić nic.", Wilson ma nagle wrażenie gwałtu. Naprawdę nie ma do tego powodu. Ale teraz jest jasne, że House nie rozmawiał z doktor Miller lub rozmowa z doktor Miller to nie było wszystko. On usłyszał tę rozmowę z pierwszej ręki i jest tylko jeden sposób, w jaki mogło do tego dojść.
- Co... czy ty podsłuchiwałeś w trakcie biopsji? Nie masz lepszych rzeczy do roboty?
House wydaje się rozbawiony tym sposobem wyrażania się.
- Ona jest moją pacjentką, a to nie był zabieg zamknięty dla publiczności.
- Cóż - Wilson wpada w popłoch - nie wiedziałem, że tam stałeś.
- Pewnie. Bo wtedy nie byłbyś taki szczery. Co za ulga.
Wilson wyrzuca dłonie w górę. To wystarczająco denerwujące, skoro wie, o czym rozmawiają. Ale to jest po prostu niedorzeczne.
- Nawet nie pamiętam, co powiedziałem.
- W porządku - mówi tak po prostu House. Przesuwa książkę z powrotem na miejsce, wolno odsuwa się od stołu i zmierza do drzwi.
- To wszystko? - pyta podejrzliwie Wilson. To nie w stylu House'a po prostu od czegoś odejść, co oznacza, że to albo nie jest takie ważne, albo - co jest odrobinę mniej prawdopodobne - jest to bardzo ważne. Mija prawie godzina od wyjścia House'a, kiedy Wilson to rozgryza.
____________________________________________
Nawet pomimo tego, że doktor Miller dochodzi do siebie po poważnej operacji, jej pamięć jest najwidoczniej bystrzejsza, niż pamięć Wilsona, a ona sama sprawia wrażenie, że jego telefon w ogóle jej nie przeszkadza. Rozmawiają przez kilka minut, po czym on dziękuje jej za informacje. Wie, że musi zrobić coś szybko, zanim ciężar poczucia winy dosłownie go zmiażdży. Wie również, że jedyne, co można zrobić źle, to nie robić nic.
Wilson nie jest dobry w przepraszaniu. Nigdy nie był. Dlatego właśnie rozwodził się trzykrotnie, a jego najlepszy przyjaciel to ktoś, kto - jak teraz podejrzewa - jest o wiele bardziej tolerancyjny, niż Wilson kiedyś wierzył.
Tak więc rano, po tym, jak zostawia nagranie Stevie'ego Wondera I Just Called To Say I Love You na poczcie głosowej House'a, interpretuje przewrócenie oczami i słowa: Jesteś takim dziwakiem jako akceptację.
~~ end ~~
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Czw 20:20, 05 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Katty B.
Chodzący Deathfik
Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bunkier Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 21:41, 05 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Aaa! Juliabohemian! Jeden z moich najnaj ff.netowych twórców. Richie, ja Cię normalnie KOOOCHAAAM!!! iLove
Bardzo ładny fik. Biedny, nierozumiejący Wilson jest tak uroczy, że mam ochotę go przytulić. Dotknięty do żywego House też. To nawet w jego stylu, oglądać zabieg. On naprawdę troszczy się - na swój sposób - o każdego pacjenta i jest to dla mnie zrozumiałe. Więcej, przekonywujące.
Cudnie, że ktoś wziął na tapetę tę Wilsonową kwestię. Pozostawienie jej w powietrzu przez scenarzystów uważam za osobistą obrazę, bo serio, oni przecież nie mogą wierzyć, że to w stu procentach prawda?
Cytat: | Mija prawie godzina od wyjścia House'a, kiedy Wilson to rozgryza.
|
Lepiej późno niż później. A poza tym, .
Śliczne, Chica.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Any
Czekoladowy Miś
Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza zakrętu ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 9:07, 06 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Uwielbiam Wilsona rozmyślającego, gubiącego się w domysłach i wreszcie dochodzącego do odpowiednich wniosków.
Śliczny fik, taki... delikatny, subtelny, a tyle mówiący.
Love it.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 3:08, 08 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Katty napisał: | Jeden z moich najnaj ff.netowych twórców. |
a moja jej bardzo nie lubić...
za angst, czas teraźniejszy i za złego Wilsona w kilku miejscach (no, może za "Terapię" i "Indebted" ją uwielbiam )
Katty napisał: | Richie, ja Cię normalnie KOOOCHAAAM!!! |
tutaj kocha, tam - nie lubi... No i któż zrozumie kobiety?
Katty napisał: | To nawet w jego stylu, oglądać zabieg. |
a jeszcze bardziej w jego stylu, podglądać Wilsona, kiedy przebywa w towarzystwie jakiejś kobiety
Katty napisał: | On naprawdę troszczy się - na swój sposób - o każdego pacjenta |
(ale tylko na tyle, żeby mu nikt nie pomieszał kawałków układanki )
Katty napisał: | Cudnie, że ktoś wziął na tapetę tę Wilsonową kwestię. Pozostawienie jej w powietrzu przez scenarzystów uważam za osobistą obrazę, bo serio, oni przecież nie mogą wierzyć, że to w stu procentach prawda?
|
oh yeah... całe szczęście, że ktoś rozwinął kwestię, przez którą moje Hilsonowe serduszko przeszło rozległy zawał Scenarzyści chyba naprawdę piszą te epy po pijaku lub na innym haju, bo to wszystko się kupy nie trzyma (nawet na Huddy mogłabym się zgodzić, gdyby to miało ręce i nogi, ale w taki sposób... nein, no, niet, veto )
Katty napisał: | Śliczne, Chica. |
dziękuję *kłania się nisko*
***
any, nie udawaj - Ty uwielbiasz Wilsona pod każdą postacią :mrg (pewnie podświadomie kochasz nawet tę postać z okrągłym brzuszkiem )
I, tak, fik naprawdę wiele mówi... Mówi tak wiele, że poza ostatnim akapitem, nie mam pojęcia, o co chodzi
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gora
Ratownik Medyczny
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 15:39, 14 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Śliczny fik. Naprawdę, naprawdę śliczny. Doskonale rozumiem reakcję House'a. Bo to przecież tyle lat, tyle lat przyjaźni. Tyle wspólnych lat a najwyraźniej ciągle za mało na to wyjątkowe miejsce w sercu najważniejszej dla niego osoby.
I Wilson. Który nie wie o co chodzi. Który nie umie przepraszać. Taaak, House naprawdę jest tolerancyjni.
I oni naprawdę do siebie pasują
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|