|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ofwca
Internista
Dołączył: 15 Lut 2008
Posty: 667
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a stąd
|
Wysłany: Czw 8:46, 10 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
kto te fiki wymyśla? House maltretowany, zgnębiony i na skraju rozpaczy to dla mnie zdecydowanie za dużo! mam nadzieję, że w końcu dorwą tego gościa, który mu to robi i zrobia mu coś podobnego (ja sama mam ochotę go dorwać). House w takiej desperacji jest przerażający, wrak człowieka, dobrze, że Wilson jest przy nim
Mnie zastanawia tylko jedno, jak on zmusili House'a do podpisania tego kontraktu i co on zawierał (Richie mam nadzieję, że nie każesz nam długo czekać na rozwiązanie tej zagadki).
To już nawet nie jest Kafka, tylko raczej Orwell i jego Wielki Brat, który wszystko widzi i wszystko kontroluje. Straszna psychoza w tym fiku panuje.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Narenika
Forumowy Vicodin
Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6167
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 105 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Czw 9:03, 10 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
Nie wytrzymałam i przerzuciłam się na wersję angielską. Zastanawiam się, ile maltretowania będę musiała znieść, zanim poznam rozwiązanie zagadki..
Nie wiem, czy doczytam do końca.
Richie, tłumaczenie jak zwykle świetne. Chylę czoła
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 9:18, 10 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
Narenika napisał: | Nie wytrzymałam i przerzuciłam się na wersję angielską. Zastanawiam się, ile maltretowania będę musiała znieść, zanim poznam rozwiązanie zagadki..
Nie wiem, czy doczytam do końca. |
Ile? - duuużo, bardzo dużo... Ale jeśli uda Ci się przez to przebrnąć, to się nie chwal na forum, o co chodzi :wink: (wiem, że nie muszę tego pisać, ale wolę się upewnić )
ofwca napisał: | Mnie zastanawia tylko jedno, jak on zmusili House'a do podpisania tego kontraktu i co on zawierał (Richie mam nadzieję, że nie każesz nam długo czekać na rozwiązanie tej zagadki). |
"Długo" to pojęcie względne... Nie wiem, jak to wyjdzie w czasie, ale obiętościowo zostało jeszcze drugie tyle tekstu, zanim sytuacja się... wyjaśni. Co nie znaczy wcale, że to będzie koniec...
martuusia, gosiaaa, ofwca... Hilsonowa przyjaźń jest rzeczywiście pięknie ujęta... Ale... Cóż, zobaczycie wieczorem...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Czw 9:19, 10 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Narenika
Forumowy Vicodin
Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6167
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 105 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Czw 9:21, 10 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
Richie nikt ze mnie nic nie wyciśnie, nie ma obawy. Za to zaraz dostaniesz PW z komentarzem, bo muszę emocji upuścić..
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Przywrócony_id:(1243)
Neurochirurg
Dołączył: 10 Gru 2007
Posty: 3012
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 15:45, 10 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
Richie BŁAGAM o następny kawałek
BŁAGAM!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Burma
Student Medycyny
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 107
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 18:04, 10 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
Richie, nie wierzę że się podjąłeś tłumaczenia tego fika! Naprawdę chylę czoła Jeszcze nei czytałam twojej wersji, bo obecnie jestem zajęta koljenym angieslkim fikiem BTW, jest tu gdzieś jakiś temat, gdzie mogłabym polecić parę fików, bo nie chcę znowy offtopować? :wink:
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bruno
Lekarz w trakcie specjalizacji
Dołączył: 23 Sty 2008
Posty: 568
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice
|
Wysłany: Czw 18:13, 10 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
Przeczytałam już wczoraj i jak już wiesz padłam przy fragmencie o mruczeniu w wątrobę.
Ból który przeżywa House... jak to czytałam to mnie wszystko bolało
z niecierpliwością oczekuję na następną część
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 18:51, 10 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Wasze błagania zostały wysłuchane... Chociaż nie wiem, czy akurat tego chcecie... |
(Rozdział 1, część 4)
Wilson przebudził się gwałtownie. Przygniatało go coś wielkiego i ciężkiego. I to coś wydawało odgłosy niezadowolenia.
House.
Rzucił okiem na House'a, który teraz leżał rozciągnięty na nim i właśnie obśliniał jego nogę. Sprawdziwszy, czy House wciąż śpi, Wilson wyciągnął rękę i spróbował delikatnie podnieść jego kurtkę.
Nagle poczuł silną dłoń, zaciskającą się na jego nadgarstku.
Spojrzał w dół i zobaczył, że House przygląda mu się uważnie.
- Nie rób tego, Jimmy. Po prostu nie rób tego - to wszystko, co powiedział.
.......................................
To był cudowny gorący dzień. Szli spokojnym krokiem, każdy ze swoją kawą, szukając wolnego stolika w ogródku kafeterii. House przyspieszył. "Ich" stolik był wolny. Pędź, kaleko, pędź, pomyślał, kiedy ruszył prosto do ich ulubionego stolika, gotowy uderzyć laską każdego, kto chciałby mu przeszkodzić. Nagle coś go zatrzymało.
House odwrócił się i zobaczył, że Wilson zatrzymał kilka kroków za nim i wpatruje się w niego.
- Greg - powiedział powoli.
- Oh, użyłeś mojego imienia. To musi być poważne - odparł z półuśmiechem.
Ale Wilson się nie uśmiechnął.
- Z tyłu na twojej koszuli jest krew - powiedział po prostu.
House zmienił się w jednej chwili i popatrzył na niego z miną "nie zbliżaj się do tego" na twarzy, która ostatnimi czasy stał się aż nazbyt znajoma. Wilson pomyślał, że jedyna okazja, by wydobyć z House'a choć na wpół jasną odpowiedź, zdarzyła się innego dnia. Wtedy, gdy obaj rozmawiali na balkonie.
- Więc... Co mają znaczyć te wszystkie kartki i rejestry w twoim domu... House? - zapytał niezręcznie. [oryg. "at your house... House?" - przyp.tłum.]
House musiał popaść w filozoficzny nastrój, bo westchnął cicho: - Próbowałem odnaleźć nadzieję, Jimmy.
Ale tym razem House był niewzruszony.
- Taaa, skaleczyłem się - odparł. Jego oczy jednoznacznie mówiły Wilsonowi, żeby tego nie drążył.
Wilson milczał przez minutę. Zastanawiał się nad podjęciem wyzwania. Ostatecznie zmienił zdanie, ale nadal gotował się z wściekłości.
- Więc lepiej idź zmienić koszulę - powiedział przez zaciśnięte zęby.
- Yeah - zgodził się House i chciał odejść.
- House...
- Odpieprz się, Jimmy - powiedział House. Nie oglądając się za siebie, rzucił kawę na stół i odszedł.
Wilson gapił się na plecy House'a. Ostatecznie coś zaczęło się rozpadać.
- Sam się odpieprz - odparł cicho Wilson za oddalającym się House'em.
.......................................
Ból jest moim wiernym towarzyszem, pomyślał z rozmarzeniem, gdy stał pod prysznicem, zmywając krew. Vicodin jest najlepszym z moich najlepszych przyjaciół. Szkocka jest kościołem w niedzielę. Kokaina jest prezydencką wizytą.
.....................................
- On jest zbyt blisko. Dowie się. A co się wtedy stanie, Greg? Złamiesz warunki kontraktu. Wiesz, co się wtedy stanie, co, Greg? Klauzula Ósma, Paragraf Drugi.
House mógł tylko dyszeć z bólu, gdy jego ręka była wykręcana coraz wyżej i wyżej za jego plecami. Desperacko potrząsnął głową i spróbował przemówić, ale poczuł, że jego ścięgna skręcają się i zrywają, i z jego ust wydobyło się tylko kwilenie.
Ból osłabł odrobinę, gdy ręka znalazła się niżej, a głos ciągnął dalej.
- Myślę, że jak na razie nie złamaliśmy Klauzuli Ósmej, Paragraf Drugi. Co powiesz na kompromis? Zgadzasz się na kompromis Klauzuli Piątej, Podpunkt Siódmy? Myślę, że mój klient mógłby na to przystać.
Jego rękę szarpnięto do góry i House stracił oddech. Skinął żałośnie głową. Znał na wylot każdą klauzulę w kontrakcie i wiedział, co oznaczała właśnie ta. Ale nie było wyboru.
- Dobrze więc - raz, dwa, trzy.
Jedyne, co dotarło do House'a to krzyk eksplodujący w jego uszach, gdy jego ręka została złamana.
Ci dranie byli nieźli. Upewnili się, czy to na pewno lewa ręka.
.....................................
- Co się z tobą dzieje, do diabła? - wrzasnął wściekle Wilson, chodząc w tę i z powrotem po gabinecie. House siedział ze spuszczoną głową za swoim biurkiem. - Popadasz w masochizm? Noga już nie wystarcza? Masz zamiar umrzeć związany i pobity?
- Idź precz - warknął niebezpiecznie House. Zacisnął mocno powieki. To co musiał zrobić, sprawiało mu ból.
- Nie, nie mam zamiaru pozwolić ci, na robienie sobie czegoś takiego.
- Tak, ty cholerny głupcze - wrzasnął House. - Czy ty wiesz, co jest dla ciebie dobre? - dodał cichszym tonem.
- Co jest dla mnie dobre - krzyknął Wilson z niedowierzaniem. - Ty głupi sukinsynu. Czy ty kiedykolwiek się o mnie troszczyłeś? Za każdym razem kiedy sprawy idą źle, to ja zbieram wszystko do kupy - warknął.
House wściekle nabrał powietrza.
- A czy kiedykolwiek przyszło ci do głowy, że mogę nie chcieć, żebyś "zbierał wszystko do kupy", jak to nazwałeś? Nigdy nie chciałem, ani nie potrzebowałem... - zaśmiał się szyderczo - ciebie, w ogóle.
Słysząc to, Wilson otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale zrezygnował, całkowicie. Tylko stał tam, z otwartymi ustami, a lata przyjaźni wyciekały z niego, jak woda z przekłutego worka.
Jego cierpienie prawie złamało House'a. Mała cząstka jego samego umarła tego dnia.
- Co? - Wilson ucichł głupio i gapił się na niego z niedowierzaniem.
House podniósł się na nogi.
- Odpieprz się, święty Jimmy. Pieprzę ciebie i konia na którym jeździsz. Rzygać mi się chce od słuchania o twoich problemach małżeńskich, rzygać mi się chce, gdy ciągle sprawdzasz, czy wszystko ze mną w porządku i czy zjadłem pieprzone warzywa.
Jego głos stawał się coraz głośniejszy.
- Mam cię dosyć. Nie, nigdy się o ciebie nie troszczyłem. Nie chcę cię więcej widzieć, ani słuchać twojego jęczenia na mój temat. Zostaw mnie w spokoju - wrzasnął i rzucił laską w swojego najlepszego i jedynego przyjaciela.
Trafiła go w pierś i upadła z trzaskiem na podłogę.
Ta scena przez chwilę była żywym obrazem bólu.
Trzy Kaczątka na wpół powstały z krzeseł w pokoju obok, sparaliżowani szokiem, jaki wywołał w nich ten obraz: Wilson i House patrzyli na siebie ponad porzuconą laską. Rewolwerowiec House najwyraźniej pragnął przegrać.
Wilson pierwszy przełamał impas. Odwrócił głowę na bok i wziął głęboki wdech. Pochylił się wolno, podniósł laskę i spojrzał na nią z namysłem przez minutę. Przeniósł wzrok na House'a i wysunął laskę w jego stronę, trzymając ją rękami na obu końcach. Następnie, nie odrywając oczu od House'a, w akcie dzikości uniósł jedną stopę i kopnął wściekle, łamiąc laskę w połowie.
Pękając, laska wydała przyprawiający o mdłości trzask, suche drewno rozpadło się na ostre odłamki, które rozprysnęły się po pokoju.
House wzdrygnął się na ten dźwięk, ale nie ruszył się, gdy Wilson ostrożnie położył dwa kawałki laski na jego biurku i po raz ostatni wyszedł z jego biura.
.....................................
Cameron bezceremonialnie podała House'owi metalową laskę pożyczoną z ortopedii.
- Doktor Cuddy powiedziała, że przez następne piętnaście minut będzie na spotkaniu, ale jeśli nie będziesz stał przed jej biurkiem, kiedy wróci do gabinetu, jesteś zwolniony.
Gdy Cuddy weszła, stał dokładnie tam, gdzie powiedziała, stukając lekko pożyczoną laską o podłogę. Obserwował ją uważnie, gdy odbijała się od sprężystych desek podłogi.
Nie powiedziała ani słowa, ani nawet na niego nie spojrzała, póki nie usiadła. On również nie podniósł wzroku. W dalszym ciągu patrzył na podskakującą laskę.
- Zwykle gdy robisz coś głupiego, zawieszam cię, a ty masz tydzień wolnego i siedzisz całymi dniami w bieliźnie, oglądając telewizję - przerwała. - Żadna odmiana, z tego co ostatnio słyszałam.
House milczał. Wciąż delikatnie stukał laską.
- Ale to, House - Cuddy spojrzała na ścianę. - To była - i mówię to jako twoja szefowa i przyjaciółka - to była jedna z najgorszych rzeczy, na długiej liście okropnych rzeczy, jakie kiedykolwiek zrobiłeś.
Stuk stuk stuk.
Zirytowana brakiem jego zainteresowania, uderzyła ręką w biurko: - House, czy ja cię nudzę?
Spojrzał na nią obojętnie. Był nieobecny. Sekundę mu zajęło, zanim zdał sobie sprawę, że powinien odpowiedzieć. W tym momencie Cuddy była przekonana, że zobaczyła błysk bezgranicznego cierpienia na jego twarzy. Ale zamrugał i wszystko zniknęło.
- Nie, doktor Cuddy. Proszę kontynuować - i spuścił głowę, wracając do stukania laską.
- Na gruncie prywatnym: jeśli chcesz walczyć z doktorem Wilsonem, nie mogę nic zrobić. Rzekomo dorastacie. Technicznie nie mogę nic zrobić, ale ten szpital ma normy i zasady, i na ich podstawie mogę cię ukarać.
Jeśli chciał być nieszczęśliwy, zamierzała mu to ułatwić.
- Zawieszam cię jako szefa diagnostyki na następny tydzień. Masz cały czas spędzać w klinice.
Zwykle wywołałoby to krzyk, ale House tylko przestał stukać, skinął głową i odwrócił się, by odejść. Jej głos go zatrzymał.
- House.
Odwrócił się i spojrzał na nią.
- A to jest moja osobista kara... - urwała. - Postawię krzesło przed moim biurem. Za każdym razem, kiedy nie będziesz miał pacjenta, będziesz siedział na tym krześle. Jeśli zauważę jeden przypadek, albo ktoś mi doniesie, że robisz coś niestosownego, dostaniesz kolejny tydzień w klinice - i kolejny, i kolejny, aż zrozumiesz wiadomość. Dotarło to do ciebie?
House skinął głową bez słowa.
- Dotarło to do ciebie? - powtórzyła dobitniej.
- Tak, proszę pani - wyszeptał. - Mogę już iść?
- Tak.
- Dziękuję.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Wto 13:05, 22 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bruno
Lekarz w trakcie specjalizacji
Dołączył: 23 Sty 2008
Posty: 568
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice
|
Wysłany: Czw 18:59, 10 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
House w desperacji to normalny House do potęgo entej.
Nie spodziewałam się tego bardziej niż ktokolwiek na świecie...
Richie....wiesz co teraz zrobię ( podaj mi chusteczkę )
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 20:23, 10 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
Burma napisał: | Richie, nie wierzę że się podjąłeś tłumaczenia tego fika! Naprawdę chylę czoła Jeszcze nei czytałam twojej wersji, bo obecnie jestem zajęta koljenym angieslkim fikiem |
Cóż... Samo tłumaczenie nie jest trudne - jak dla mnie to wyjątkowo przystepny angielski... A jako Hilsonka - Ale co mnie nie zabije, to mnie wzmocni
Aż się boję, jak moje wypociny przeczyta ktoś, kto zna oryginał... Czasem naprawdę improwizuję (jakby co, to liczę na wyrozumiałość)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ofwca
Internista
Dołączył: 15 Lut 2008
Posty: 667
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a stąd
|
Wysłany: Czw 20:24, 10 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
normalnie łał, az nic konstruktywnego nie przychodzi mi do głowy... Cierpienie House tak wyziera z teog fika,że jest wręcz odczuwalne... Chyba się domyślam czego dotyczy Klauzula Ósma Paragraf Drugi... Boję się myśleć co z tego wyniknie... Richie dzięki za potraktowanie nas świetnym fikiem kiedy można się spodziewać nastepnej porcji mocnych wrażeń?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
martuusia
Dermatolog
Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:09, 10 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
Zgadzam się w pełni z ofwca. To straszne co się z nim dzieje. I jeszcze w tak brutalny sposób potraktował Wilsona... jednak widocznie musiał.
dołączam się do ww pytania: kiedy kolejna część? jak zawsze zasłużone brawa
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez martuusia dnia Czw 21:11, 10 Kwi 2008, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Czw 21:32, 10 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
Niesamowite, takie... inne, smutne, ale w inny sposób... I to jak potraktował Wilsona - mówił, jakby mu na nim nie zależało, a w gruncie rzeczy, było przecież - chyba (!) - inaczej...
No i jak zwykle - bardzo fajnie napisane, bo ze względu na fabułę - lekko się tego nie czyta...
|
|
Powrót do góry |
|
|
gosiaaa
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 821
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 22:30, 10 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
Ból jest moim wiernym towarzyszem, pomyślał z rozmarzeniem, gdy stał pod prysznicem, zmywając krew. Vicodin jest najlepszym z moich najlepszych przyjaciół. Szkocka jest kościołem w niedzielę. Kokaina jest prezydencką wizytą.
Totalnie genialna kwintesencja House'a.
Kurde to pocieszyłam się tą ich przyjaźnią, eh - nawet najlepszą więź musiał zerwać, na pewno nie było mu lekko wypowiadać takie słowa ! - co to za skurwysyny !!
Z każdą kolejną odsłoną jego życie przeradza się w coraz gorsze bagno, jeszcze tylko czekać, aż każą mu porzucić szpital
Richie117, na prawdę gratulację za świetne tłumaczenie i wytrwałość - jak Ty to wytrzymujesz - taki wszechogarniający ból ?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
cuddy rulz
Ratownik Medyczny
Dołączył: 17 Lut 2008
Posty: 287
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: idziesz? Dokąd zmierzasz?
|
Wysłany: Czw 23:17, 10 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
Jego laska. Jego mały drewniany przyjaciel.
to mi się podobało
a Wilson taki matczyny jest super...
na początku na Hilsona nie wyglądało ale się rozkręca
-----------
kiedy House tak odpowiadał jak na końcu Cuddy czułaby się jak ostatni dupek... :?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez cuddy rulz dnia Czw 23:30, 10 Kwi 2008, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Przywrócony_id:(1243)
Neurochirurg
Dołączył: 10 Gru 2007
Posty: 3012
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 7:13, 11 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
Znowu mi brak słów i znowu mogę tylko prosić o więcej i więcej.
Biedny Hałs i biedny Wombacik
mogę sobie wyobrazić, jak strasznie to musiało boleć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 16:00, 11 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
Czytelnicy pytają - redakcja odpowiada :wink:
Kiedy następny kawałek?
- Zawsze i wciąż - NAJSZYBCIEJ JAK SIĘ DA
Jak ty to wytrzymujesz?
- Wiem, że wyjdę na egoistkę, ale głównie wytrzymuję dzięki Wam Lżej mi na duszy, kiedy widzę, że łączycie się ze mną w cierpieniu...
Cieszy mnie Wasza wiara, że House nie potraktował Wilsona w ten sposób z własnej woli Zresztą to i tak zaraz wyjdzie...
_________________________________________________________
Cytat: | I tak docieramy od 1/3 całości... |
(Rozdział 1, część 5)
Nie przywitała się z nim pierwszego ranka, kiedy przyszła i zobaczyła go, jak siedzi zgarbiony na krześle przy jej drzwiach.
Przez cały tydzień ignorowała go, a on po prostu siedział tam, czekając, aż ktoś poda mu kartę następnego pacjenta - milczący, samotny i zbojkotowany. Plotki o zdarzeniu krążyły po całym szpitalu. Nawet siostra Brenda z nim nie rozmawiała. Jedynie rzucała karty pacjentów na jego kolana. Za każdym razem, gdy nie był potrzebny, wracał cicho do krzesła i siadał na nim. W rzadkich przypadkach, kiedy pacjent z kliniki zajmował jego miejsce, widziała go, jak stał obok, wsparty na lasce, wciąż tej samej, którą pożyczył z ortopedii. To ją zaintrygowało. Wina zazwyczaj nawet nie przecinała radaru House'a. Ale tym razem wyglądało na to, że niemal pragnie zostać ukarany. Czy to nie Chase jest przypadkiem katolikiem?
Powiedziała do niego tylko trzy słowa w tym tygodniu: gdy znalazła go, siedzącego nadal na jego krześle o 6:30 w piątkowy wieczór. Było to: "Idź do domu."
Odpowiedział jej również trzema słowami: - Tak, proszę pani.
W następny poniedziałek sprawy wróciły w jakimś stopniu do normalności. House kierował znów swoim oddziałem. Wilson był szefem onkologii. Ich gabinety znajdowały się obok siebie. House nadal widział światło u Wilsona, gdy pracował do późna. Jedyna różnica polegała na tym, że już więcej nie rozmawiali.
......................................
Dwa miesiące później
Nienawidził ich, a oni wciąż przychodzili. Jak czkawka, pomyślał. Duzi chłopcy nie płaczą. Znów został ukarany w szczególny sposób. Cuddy znalazła swoją broń ostateczną. Nieustanna klinika lub jak sam wolał to nazywać - nieustanne Piekło. Siedział na "swoim krześle" przed gabinetem Cuddy. Desperacko próbował znaleźć się gdzie indziej, być niewidzialnym, być niczym - wielka na sześć stóp kula nicości.
Jedynie dzięki vicodinowi i działce kokainy udało mu się dotrzeć na czas do pracy tego ranka. Podejść do jego krzesła. Usiąść bez wrzeszczenia o tym, jakie to wszystko jest cholernie niesprawiedliwe. Zacisnął pięści. Objął mocno się ramionami. To nie moja wina, pomyślał rozdrażniony.
Ale Cuddy nie widziała tego w ten sposób. Wylała mu na głowę garnek wody, potrząsała nim, dopóki nie odzyskał przytomności, posadziła go na kanapie, zrobiła mu kawy i praktycznie wlała mu ją do gardła. A kiedy stwierdziła, że jest już wystarczająco świadomy - uderzyła go mocno w twarz. Został mu po tym czerwony ślad na policzku.
Powiedziała mu, że nie zamierza robić tego dla niego nigdy więcej, kiedy opróżniała butelki do zlewu. Powiedziała też, że lepiej niech siedzi na "swoim krześle" o ósmej trzydzieści następnego ranka, albo może już w ogóle nie przychodzić - równocześnie przygotowała mu tosta i postawiła gwałtownie talerz na stoliku do kawy, sprawiając, że House się skrzywił.
Następnie wyciągnęła klucze, dzięki którym dostała się do środka. Zauważył, że były to klucze Wilsona - te, z wydrapaną literą W. Wilson je zatrzymał. Serce House'a podskoczyło. Zatrzymał je. Patrzył jak zahipnotyzowany, jak Cuddy upuszcza je na jego kolana.
Po tym, jak wyszła, czas zwolnił. Musiało być już późno. Siedział ociekający wodą na kanapie i gapił się na klucze, aż zapadła noc. W końcu wyciągnął rękę i podniósł je, obracał je w dłoni, patrzył na nie, pozwalając, by wypełniły jego umysł. Zatrzymał je - aż do teraz. Na twoje własne życzenie, pomyślał.
W klinice House siedział tak nieruchomo, że wyglądał jak pomnik "Myślącego Człowieka z Laską". Ale za każdym razem, gdy wspomnienia powracały i urywany szloch przedzierał się na powierzchnię, musiał użyć wszystkich sił, żeby to powstrzymać.
Ale tamci nie zamierzali odejść. Palce, szturchające go w groteskowej parodii pieszczoty, gorący oddech, szepczący mu do ucha, że pierwszy raz jest zawsze najgorszy. Jego ciche skomlenie, gdy zdał sobie sprawę co oznacza to stwierdzenie. Całkowicie nowy świat bólu. Próbował stłumić drżenie, gdy usłyszał ciche pobrzękiwanie sprzączki paska. I nadal czuł smak i przyjemne ciepło szkockiej, o której teraz mógł tylko marzyć.
Przetarł oczy rękawem na drżącej ręce i patrzył uparcie w podłogę, ale czkawka wciąż powracała. Nagle wpadł w panikę. Jego dłonie stały się mokre od potu i zaschło mu w ustach. Poczuł mdłości. Zdał sobie sprawę, że przegrywa. Chciał uciekać, uciec stamtąd i nigdy nie wracać, ale wiedział, że gdyby to zrobił, zostałby ukarany kolejnym dniem w czyśćcu. Parsknął. Dnie w czyśćcu i noce w Piekle.
Chwiejnie stanął na nogi i przywołał uprzejmy wyraz twarzy. Zapukał cicho do drzwi biura Cuddy. Spojrzała na niego podejrzliwie.
- Czy miałabyś coś przeciwko, gdybym wyszedł na wczesny lunch? - spytał.
Zmarszczyła brwi.
- Bardzo krótki lunch - dodał. Jego dłoń zacisnęła się w śmiertelnym uścisku na klamce, aż zbielały mu kłykcie.
Chociaż jego serce skręcało się i wrzało, usiłował się uśmiechnąć, a nawet spojrzeć na nią w czarujący sposób: - Proszę.
Widząc to, Cuddy ustąpiła.
- Masz piętnaście minut - powiedziała, zerkając na zegarek. - Dokładnie do 11:49.
Skinął krótko głową w podziękowaniu i ruszył do łazienki. Tam się poddał. Przez dziesięć minut krzyczał bezgłośnie, szalał i szlochał, obejmując muszlę klozetową jak pluszowego misia, a smarki i łzy ściekały po jego twarzy. Wszystko, o czym mógł myśleć, to ziejąca dziura w jego piersi. Pragnął Wilsona. On był o wiele lepszym pluszowym misiem.
O 11:48 wszedł z powrotem do kliniki, połknął cztery vicodiny i uprzejmie uśmiechnął się do swojej kolejnej pacjentki: przyszłej matki. Kolejna mała cząstka jego samego umarła.
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Wto 13:06, 22 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Pią 16:22, 11 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
Boli Okropne, aż trudno mi sobie wyobrazić takiego sponiewieranego Grega
Richie117 - świetna robota ;D
|
|
Powrót do góry |
|
|
martuusia
Dermatolog
Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 16:44, 11 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
zawsze gdy działo się coś złego Wilson był przy nim... a teraz jest inaczej - musiał go odepchnąć ... smutne
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ofwca
Internista
Dołączył: 15 Lut 2008
Posty: 667
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a stąd
|
Wysłany: Pią 17:33, 11 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
nie wiem kto wymyślił tego fika, ale ten ktoś musiał mieć wyjątkowego doła jak to pisał... House cierpiący, zbolały i osamotniony.. totalne dno... ostatnia granice upodlenia człowieka została przekroczona a na dodatek House nie może liczyć już na nikogo... Mnie dalej zastanawia ten kontrakt. Co takiego dali House'owi albo czym mu zagrozili, żeby to podpisał? Nie sądzę, żeby House podpisał to z własnej woli, musiał mieć albo wysoką nagrodę w zamian albo wizję wielkiej kary jeżeli nie podpisze. I ten gościu, który z nim to podpisał. Co mu daje upodlenie House'a (przecież on nie robi tego osobiście)? I kim on w ogóle jest? czekam w zamyśleniu na kolejne wskazówki do rozwiązania zagadki.
Richie za ten fik jesteś moim bohaterem
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bruno
Lekarz w trakcie specjalizacji
Dołączył: 23 Sty 2008
Posty: 568
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice
|
Wysłany: Pią 17:54, 11 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: |
Skinął krótko głową w podziękowaniu i ruszył do łazienki. Tam się poddał. Przez dziesięć minut krzyczał bezgłośnie, szalał i szlochał, obejmując muszlę klozetową jak pluszowego misia, a smarki i łzy ściekały po jego twarzy. Wszystko, o czym mógł myśleć, to ziejąca dziura w jego piersi. Pragnął Wilsona. On był o wiele lepszym pluszowym misiem.
|
Umarłam.
I nie wcale mnie nie wskrzeszono. Dalej nie żyje.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Przywrócony_id:(1243)
Neurochirurg
Dołączył: 10 Gru 2007
Posty: 3012
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:13, 11 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
o
mój
Boże!
BIEDNY GREG
zupełnie nowe spojrzenie na House'a, na jego cierpienie i uczucia
Richie wiecej, blagam!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Pit Lane :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 10:34, 12 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
Boże, ja zaraz umrę, to jest bardziej niż tragiczne. Ale Greg nie umrze, prawda??
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 11:50, 12 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
Cytat: | gosiaaa napisał: | Z każdą kolejną odsłoną jego życie przeradza się w coraz gorsze bagno, jeszcze tylko czekać, aż każą mu porzucić szpital | Cóż, tak jakbyś zgadła...
Czy są na sali Hameronki? Lepiej niech zamkną oczy... |
Rozdział 2
Otaczała go krew. Była wszędzie. Czuł jej smak, jej zapach, czuł jak wsącza się pod niego w jednych miejscach i przywiera do jego skóry, lepka i nieustępliwa, w innych.
Nie potrafił otworzyć oczu. Nie chciał wiedzieć, kto to był. W czyjej krwi tonął. Zacisnął powieki z całych sił.
- To nie w porządku - zaskomlał żałośnie. - Zrobiłem, czego chciałeś. Zrobiłem wszystko, czego chciałeś. Wywiązałem się z mojej części umowy.
Łzy zaczęły płynąć, gdy potrząsnął lekko głową z boku na bok, przejmujący lament wyrwał się z jego ust.
......................................
Cuddy była w swoim biurze, gdy zadzwonił telefon.
- To House - stwierdziła posępnie.
Zacisnęła wargi.
- Niech zgadnę... jesteś dziś chory. Opuściłeś w tym roku więcej dni z powodu rzekomej choroby, niż przez ostatnie osiem lat razem wziętych. To się musi skończyć, House.
- Wiem - przerwał jej. - Nie o to chodzi. Cameron nie żyje, a mnie zamkną do więzienia za zabicie jej, więc pomyślałem, że lepiej zrezygnuję już teraz - rozłączył się, zostawiając przerażoną i zdumioną Cuddy z głuchą słuchawką.
Po drugiej stronie, House wystukał 911, jego lepkie, czerwone palce zostawiały smugi na słuchawce telefonu. Zignorował operatorkę po drugiej stronie i po prostu powiedział jej, że popełniono morderstwo. Podał swoje nazwisko i adres. Już miał się rozłączyć, ale zrezygnował: - Podejrzewam, że przyślecie tu kilku chłopaków. Zostawię dla was otwarte drzwi.
Po tych słowach rozłączył się i ze znużeniem zaczął zwlekać się z łóżka, rozglądając się za swoją laską. Zauważył ją kilka stóp do łóżka. Sądząc po zakrzepłej krwi na rączce, to ona najwyraźniej stanowiła narzędzie zbrodni. Nie źle, pomyślał, kuśtykając wolno do frontowych drzwi.
.....................................
Wilson siedział przy ich stoliku. To był tylko nawyk, automatycznie wynikający z dawno zaakceptowanego standardu. Nie ma nic sentymentalnego w tym stoliku, pomyślał w duchu. To tylko cholerny stolik. Nic dla ciebie nie znaczy. Już nie.
Niedaleko siedziało dwóch internistów. Podchwycił urywek ich rozmowy.
- ... to było przerażające, wszędzie pełno krwi.
- Darowali mu życie. Uniknął kary śmierci, bo jest kaleką.
Wilson zdał sobie sprawę, o kim rozmawiali. Spojrzał w dół na swoją kanapkę, nagle zrobiło mu się niedobrze na jej widok.
Nie rozmawiali od sześciu miesięcy przed śmiercią Cameron. Wilson rzadko widywał Grega, kuśtykającego po szpitalu. Przez większość czasu siedział w swoim biurze.
Czując się winnym, Wilson próbował rozmawiać z Gregiem, odbudować ich przyjaźń, ale Greg nie chciał nawet na niego spojrzeć. W typowy dla siebie House'owy sposób, udawał, że Wilsona w ogóle nie było w pokoju, a potem znajdował pierwszą wymówkę, by uciec. W końcu Wilson się poddał. Plotki wypełniały korytarze PPTH. Najdziwniejsza i najmocniejsza przyjaźń w historii została zniszczona. Ostatecznie, Gregory House ostatecznie odepchnął Jamesa Wilsona. Era się skończyła.
Cuddy wypisywała mu recepty, ale Wilson był pewien, że House robi coś innego. Był nerwowy i roztrzęsiony. Przy rzadkich okazjach, kiedy opuszczał swoje biuro, Wilson widział, że House wygląda koszmarnie. W przeciągu zaledwie jednego roku, House zmienił się z umiarkowanego nieszczęśnika w chodzącą śmierć. Nawet jego chód zmienił się w groteskowy, koślawy, mechaniczny krok. Poruszał się jak mechanizm zegarka. Jego ciało wciąż wykonywało automatyczne ruchy, gdy szedł niezgrabnie korytarzem.
Przestał się nawet troszczyć telefonami, że jest chory. Nazbierało mu się tyle godzin w klinice, jako kara za nieusprawiedliwione nieobecności, że Cuddy przestała liczyć. I tak ich nie odpracował.
Obserwując go, Cuddy doszła do przykrych wniosków; wiedziała, że wcześniej czy później miarka się przebierze i zaleje ich wszystkich. Wiedziała, że nie może go wiecznie chronić. Ludzie zaczynali gadać. House wyglądał i zachowywał się jak zombie. Rzadko się odzywał, a jego niegdyś pełne ekspresji błękitne oczy były martwe i puste.
I tak nie miał z kim rozmawiać. Nikomu nie mógł nic powiedzieć. Sam nie mógł w to uwierzyć. Jednej nocy ten cholerny adwokat prześcignął sam siebie. Nie chodziło o zadawane ciosy. Odebrano mu każdą najmniejszą cząstkę uczuć, które musiałby kontrolować. Związany, rozciągnięty... Przemieniony z człowieka w coś, co można używać i wykorzystywać wedle woli - jak część imprezy. Słuchał jak się śmieją, piją i wciągają kokainę.
Zazwyczaj próbował zmyć ból długim, gorącym prysznicem, który parzył jego ciało albo zalewał się szkocką, ale tym razem pomyślał tylko "pieprzę to". Był zbyt wyczerpany, by się martwić. Jedynie poczołgał się z miejsca, w którym go porzucili, na kanapę, zwinął się w kłębek i wyłączył część siebie.
Wiedziała, że coś jest nie tak, kiedy nie zatroszczył się o kupno nowej laski. Mówiła mu, żeby wykonywał swoją pracę, ale zdawało się, że wcale go to nie obchodzi. Był po prostu nieobecny. Patrzył beznamiętnie jak wszystkie jego zabawki, nawet piłkę, pozbierano i zabrano - miał je odzyskać, kiedy wróci do pracy w klinice. Ale nawet to nie miało wpływu na jego zachowanie.
Przez jakiś czas pracował, a jego zespół dobrze go osłaniał, ale na koniec, tuż przed jej śmiercią, jedyne co robił, to siedział w gabinecie, ignorując swój przypadek, zapatrzony w nicość - jakby na coś czekał.
Wiedzieli, że to się skończy, ale nikt nie spodziewał się, że skończy się w ten sposób.
......................................
- Sądzą, że był naćpany. Znalazł się na krawędzi. Wpadł w szał i zabił ją. Twierdzi, że nic nie pamięta, ale wciąż przyznaje się do winy.
Brutalnie niedbałe podsumowanie morderstwa, odświeżyło wspomnienia tych okropnych chwil. Wszystkie myśli o ich kłótni zostały wymazane z umysłu Wilsona, kiedy pędził do House'a, nie mogąc wywnioskować z poplątanej wiadomości Lisy, czego ma oczekiwać.
- Pozwól, że ci pomogę - błagał tego strasznego dnia w mieszkaniu Grega.
Policjanci w buciorach tratowali jego salon w szale działania. W środku tego wszystkiego, Greg siedział sztywno na kanapie, z rękami skutymi za plecami. Po obu jego stronach byli policjanci, nieświadomi, że pilnują człowieka, który ledwo może chodzić, nie mówiąc o ucieczce.
I wtedy House zrobił coś dziwnego. Uśmiechnął się gorzko i odparł: - Przykro mi, Jimmy, ale nie mogę.
Wilson nie wiedział o tym, nie zdawał sobie z tego sprawy, ponieważ był wtedy w szoku. Ale później przypomniał sobie, że House znów nazwał go "Jimmy" i spędził wiele bezsennych nocy, zastanawiając się, dlaczego.
Pojawił się detektyw, który tym dowodził i spojrzał na House'a z obrzydzeniem.
- Zabierzcie go stąd - powiedział do dwóch funkcjonariuszy.
Gdy postawili go na nogi, House syknął z bólu i próbował zgiąć się w pół. Wilson zaczął się zastanawiać, kiedy ostatni raz House wziął vicodin.
- Ma uszkodzoną nogę. Potrzebuje laski i swoich środków przeciwbólowych – wstawił się za nim Wilson.
Detektyw spojrzał na Wilsona z zaskoczeniem.
- Uszkodzona noga? - powiedział z niedowierzaniem. - Ma uszkodzoną nogę? Czyżby? Słuchaj, człowieku, ta panienka, która tam leży ma uszkodzone wszystko, więc szczerze mówiąc jedna uszkodzona noga nie jest aż tak imponująca. A w ogóle to kim, do cholery, jest ten facet? - spytał, zwracając się do jednego z policjantów.
- Powiedział, że jest lekarzem, sir - odparł tamten nerwowo.
- Słuchaj - powiedział Wilson. - On nie może stać bez laski i cierpi na chroniczny ból. Proszę wziąć jego laskę.
Detektyw ruszył do Wilsona.
- Z przyjemnością bym to zrobił, doktorku - powiedział, z wyraźną pogardą w głosie. - Gdyby nie to, że właśnie tą laską rozwalił jej głowę.
Zaskoczony Wilson cofnął się o krok i spojrzał na House'a. Ale drugi lekarz spuścił głowę i stanowczo wlepił wzrok w podłogę.
Detektyw uśmiechnął się kpiąco do House'a.
- Mamy uszkodzoną nogę, co?
House spojrzał na niego ze strachem i zobaczył, co się szykuje. Detektyw walnął w jego lewą nogę swoim notatnikiem.
- Ta? - spytał. - A może ta? - powiedział i okrutnie uderzył w prawą nogę, trafiając dokładnie w miejsce zawału.
Rażony bólem, House zacisnął mocno powieki, zgarbił się i próbował podkurczyć nogę, ale został poderwany do góry za kołnierz.
Detektyw uśmiechnął się do funkcjonariuszy.
- Tak, chłopcy, to ta. Upewnijcie się, że będziecie się z nią ostrożnie obchodzić - uśmiech zniknął z jego twarzy i spojrzał na Wilsona. - Dajcie mu coś, jeśli będzie trzeba.
Wilson patrzył bezradnie, jak dwóch policjantów nie zwraca uwagi na House'a krzyczącego z bólu i ciągną go na zewnątrz.
- Szumowiny - powiedział detektyw okrutnym półszeptem, ale wystarczająco głośno, żeby Wilson mógł to usłyszeć. Odwrócił się. - Co właściwie pana z nim łączy, sir?
Wilson myślał przez chwilę. Niezliczone możliwości przepłynęły przez jego głowę. Wreszcie wybrał jedną.
- Jestem jego przyjacielem.
......................................
Głosy internistów przywróciły go do teraźniejszości.
- Jak myślisz, ile czasu minie, zanim skończy w więziennej izolatce?
- Znając go... około tygodnia.
Interniści się roześmiali.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Wto 13:07, 22 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Pit Lane :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 12:15, 12 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
Może jak Grega zamknął w tym więzieniu to ten adwokad nie będzie go już więcej bił i wykorzystywał, bardzo mi szkoda House'a.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|