Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fic: Kontrakt (na str8. - linki do innych powiązanych fików)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:24, 17 Kwi 2008    Temat postu:

Cytat:
Bosh... Już myślałam, że nie uda mi się tego skończyć... Cały dzień załatwiałam sprawy na uczelni, potem... (admin już żałuje ), no i wreszcie siadłam i zrobiłam to tłumaczenie... Może się zdarzyć, że jak przemyślę to, co napisałam, to wprowadzę małe zmiany, ale to będzie tylko kosmetyka :wink: ...

Zdradzę Wam w sekrecie, że to mój najukochańszy fragment, najbardziej wzruszający Ale w taki serdeczny sposób...
Przygotujcie sobie chusteczki...



Z dedykacją dla evay - za cierpliwość i wspaniałego fika


Rozdział 6


Później


- O mój Boże - Cuddy zakryła ręką usta, a jej oczy się rozszerzyły.
Wilson tylko wpatrywał się w dal. Oboje byli w kompletnym szoku.

Milioner i biznesmen, Robert Thompson, był martwy. Został zastrzelony na parkingu. Nikt nie opłakiwał jego śmierci. Znaleziono go ponad dwadzieścia cztery godziny później, twarzą w kurzu. Policja podejrzewała przestępczość zorganizowaną. Od jakiegoś czasu monitorowali jego działalność. Otrzymali nakaz i wysłali zespół, by przeszukać jego dom i potwierdzić swoje podejrzenia.

W zespole znalazła się przypadkiem młodsza agentka. Została przydzielona do nudnej pracy przeszukania jego pokoju telewizyjnego, kiedy wszyscy starsi agenci opróżniali biuro Thompsona. Apatycznie przeglądała płyty DVD, kiedy zauważyła, że całą półkę filmów zatytułowanych "Greg House". Zatrzymała się, zaintrygowana. Niewyraźnie przypomniała sobie sprawę sprzed kilku lat - że lekarz skazany za morderstwo nazywał się House. Dlaczego Thompson miał u siebie płyty DVD, z etykietkami "House"? Zaciekawiona, wyciągnęła jedną na chybił trafił i włożyła do odtwarzacza. Znaleźli ją kilka godzin później, wciąż wpatrzoną w telewizor. Łzy lały się jej po twarzy. W ręku trzymała kontrakt.

Ogrom tego, czego dokonał House zaczynał stawać się jasny. Wilson spojrzał na kontrakt z niedowierzaniem. Był podpisany krwią. Czuł jej zapach. Jego wzrok zatrzymał się na jego własnym nazwisku: James Wilson, potem zobaczył nazwisko Lisy i słowo: "wykończyć".

To właśnie ukrywał, chronił, przez cały ten czas: ich życia.

- Czy... czy on wie? - wyjąkał Wilson. Nagle zdał sobie sprawę, jak głupio to zabrzmiało, i spróbował wyjaśnić: - Mam na myśli śmierć Thompsona?

Detektyw skinął wolno głową: - Wczoraj sprowadziliśmy go tutaj. Pomyśleliśmy, że w więzieniu nie będzie bezpieczny.

- Dlaczego nie? - spytał Wilson.

.......................................

- Przejrzeliśmy już wszystkie zapiski o ludziach, którym Thompson płacił? - spytała Jones, kiedy weszła do biura swojego szefa.

- Jezu, nie.

- Więc powinniśmy je przejrzeć właśnie teraz. Myślę, że mamy większy problem. On po prostu zapytał mnie o datę - powiedziała.

- No i? - odparł niecierpliwie starszy człowiek.

- Spytał mnie, który mamy rok.

- Nie wiedział nawet, kto jest prezydentem - dodała.

Oczy Caffrey'a rozszerzyły się, gdy uświadomił sobie, o czym ona mówi.
- Czy to znaczy, że to Thompson przygotował te wszystkie łgarstwa i tamto morderstwo... - zamarł, zszokowany. - Co on mu urządził w więzieniu?

......................................

- Czy to znaczy, że on jest tutaj... w tej chwili? Mogę go zobaczyć? - spytał Wilson.

- Jutro. Teraz jest w szpitalu, ale uważam, że powinien pan. Nie wydaje nam się, że uwierzył w śmierć Thompsona i nie ufa nam - powiedział detektyw.

......................................

Wilson usiadł przy stole, zdenerwowany, wpatrując się w puste krzesło przytwierdzone do podłogi po przeciwnej stronie zimnego, ohydnego i przygnębiającego pokoju przesłuchań. Boże, to miejsce było straszne. Czy to właśnie Greg musiał znosić przez ostatnie kilka lat?

Pierwsza rzecz, jaką dostrzegł było utykanie. House ledwie szedł. Prawie skręcał się przy każdym kroku, gdy wspierał się na swojej lasce... Laska? Wyglądała jak kilka kawałków plastikowych rurek połączonych razem. I ku własnemu przerażeniu, zobaczył, że była przymocowana do nadgarstka House'a kajdankami i łańcuchem.

House spojrzał w górę, wchodząc do pokoju i zachwiał się. Wilson zauważył blednący siniak wokół oka, zanim House błyskawicznie spuścił wzrok. Trzymał głowę opuszczoną, gdy policjanci pomogli mu usiąść i przymocowali do podłogi kajdany, które miał na nogach. Widok House'a w takim stanie, przyprawił Jamesa o mdłości. Ale oczywiście to był Gregory House: w tym momencie - kaleka, skazany za morderstwo tak brutalne, że musi być więziony i skuty łańcuchem jak zwierzę.

Siedzieli tam. Nie patrzyli na siebie. Nie odzywając się ani słowem. Wilson nawet nie miał pomysłu, jak zacząć rozmowę. W końcu zdecydował się oprzeć na więzi i prawdzie. Przełamał milczenie tak jak zwykle.

- Podoba mi się ta nowa laska. Bardzo stylowa.

House spojrzał na żałosną plastikową rurkę przykutą do swojego nadgarstka.
- Yeah - powiedział cicho.
Obaj mężczyźni przypomnieli sobie tamten dzień w biurze House'a, gdy Wilson złamał jego laskę, marząc, by to się nigdy nie stało.

- Kogo wkurzyłeś? - James wskazał ręką na podbite oko House'a.

House przez moment wyglądał na zaskoczonego, jakby nie był pewien o czym mówi Wilson, ale po chwili zrozumiał.
- Ach, to... To obowiązkowy dodatek więzienny - powiedział powoli, jakby odzwyczaił się od formułowania zdań. Jego głos był chrapliwy i oschły.

Niewielki uśmiech wykrzywił jego wargi, ale nie dotarł do jego oczu.
- Drzwi, przez które muszę przejść, by pozostać modnym - urwał, świadomy słabości niedoszłego żartu. Wilson patrzył, jak House wierci się niewygodnie i dostrzegł ból skryty pod jego słowami.

Wilson widział wyniki badań, które właśnie zrobiono mu w szpitalu. Widział również niektóre nagrania, ale nigdy nie przyznałby się do tego Gregowi. Znał House'a i widział, przez co przeszedł. House nigdy nie chciałby, żeby ktoś oglądał go w takim stanie.

Tak wiele złamanych kości. Tak wiele siniaków na jego ciele, nawet teraz - stare i nowe. Niektóre z jego palców zostały złamane po trzy razy. Oparzenia... a nawet blizny od bicza, przecinające jego plecy. Wszystkie tak zwane "wypadki" znalazły teraz wytłumaczenie. Wszystkie te zwolnienia. Wilson poczuł wstręt do siebie. Przez co House musiał przejść - samotnie, niemogąc poprosić kogokolwiek o pomoc?

To wyjaśniało bardzo wiele. Gdy House poszedł do więzienia, Wilson otrzymał list, mówiący, że wszystko w mieszkaniu House'a należy do niego - nawet Steve. Chociaż nie chciał, musiał udać się do tego mieszkania. Wciąż było zrujnowane i opuszczone. Chodził po ciemnych, chłodnych pokojach, próbując wyobrazić sobie życie House'a. Wszystko - telewizor, kuchnia, łóżko - stanowiło zapomniany bałagan.

Tylko fortepian był czysty. Na środku błyszczącej, czarnej powierzchni fortepianu, niczym wymierzony policzek, leżał klucz Wilsona. Wiedział, że to jego, ponieważ Greg wydrapał na nim "W", używając do tego najlepszego noża Julie i przy okazji złamał jego czubek. Zaprawieni piwem śmiali się z tego wtedy, ale potem Julie zrobiła mu awanturę. Greg House ma na ciebie zły wpływ, powiedziała. Jest nietroskliwym, samolubnym sukinsynem, sprawiającym same kłopoty. Jak bardzo się myliła, myślał teraz Wilson.

Podniósł klucz i przyglądał mu się w zamyśleniu, obracając go w dłoniach.

W łazience znalazł zapasy środków medycznych, które wystarczyłyby dla części szpitala polowego. Wtedy wprawiło go to w oszołomienie, ale teraz już rozumiał.

Znów zapadła cisza, zakłócana jedynie cichym pobrzękiwaniem kajdanów House'a, gdy poruszał uszkodzoną nogą. To wciąż trwało. Wilson zapatrzył się na swoje dłonie. Zauważył, że drżą lekko.

Był zaskoczony, gdy House odezwał się pierwszy.

- Jimmy - powiedział łagodnie.

- Yeah.

- Przepraszam.

Słysząc to, Wilson spojrzał na niego przenikliwie i zamierzał odpowiedzieć. To była ostatnia rzecz, jakiej mógł oczekiwać. I znów usłyszał to "Jimmy". Ale wtedy dostrzegł, że dłonie House'a również drżą, więc się powstrzymał. Mały Jimmy Wilson, the boy wonder oncologist, zawsze dostrzegał wszystko u House'a.

House potrafił powiedzieć wszystko o każdym, wystarczy, że na niego spojrzał. Ale Wilson był jedynym, który mógł tak postąpić z House'em. Dla niego House był chodzącą, mówiącą, otwartą księgą. Wystarczyło, że House wkuśtykał do jego biura, a Wilson wiedział o nim wszystko - począwszy od tego, jak wielki ból odczuwał i jak ciężki był przypadek, nad którym pracował, a kończąc na nowej intrydze, w którą wkręcał Cuddy.

Z drugiej strony, tylko House wiedział, jaki Wilson jest naprawdę. Każdy kto nie niego patrzył, widział głupawego, uroczego i troskliwego lekarza od nowotworów, ale House był jedyną osobą, której Wilson zaufał na tyle, by pokazać mu, że w duchu jest cynicznym sukinsynem. Wilson był też jedyną osobą, która potrafiła rozśmieszyć House'a.

Ale w tym momencie Wilson tylko patrzył na House'a, rozdziawiając usta z niedowierzaniem. Po wszystkim, co House wycierpiał, wcale nie troszczył się o siebie, a pierwszą rzeczą jaka wyszła z jego ust były przeprosiny.

Wilson dokładnie wiedział, za co House przeprasza. Przepraszał, że musiał odepchnąć Wilsona, przepraszał, że nic mu nie powiedział, przepraszał, że spowodował to wszystko, przepraszał, bo Wilson musiał cierpieć z powodu bycia przyjacielem Grega House'a.

Reszta świata mogła znać doktora Gregory'ego House'a jako przykrego, złośliwego, samolubnego sukinsyna. Ale w układzie wet za wet, tylko mały Jimmy Wilson, boy wonder oncologist, zdawał się znać prawdę o House'ie.

Z tego powodu zawsze wybaczał swojemu dziwnemu, zrzędliwemu i zgryźliwemu przyjacielowi.

Wilson uśmiechnął się.
- Jesteś dupkiem

Słysząc to, House patrzył na niego ze zdziwieniem przez kilka chwil, jego ściągnięta twarz zmarszczyła się z zakłopotaniem, ale potem się rozpogodziła.
- Yeah - powiedział zmęczonym głosem, ale uśmiechnął się słabo w odpowiedzi.

Ale wewnętrznie, House ledwo się trzymał. Długo wstrzymywał oddech, zanim odważył się znów odetchnąć. Wilson go zabijał. Patrzył na niego tymi swoimi banalnymi oczami wielkiego szczeniaka. House mógłby po prostu wpaść w nie i utonąć. Ale przez cały czas gryzło go, że nie ma już nadziei. Żadnego szczęśliwego zakończenia tej sytuacji. Musisz tylko nadal radzić sobie z bólem i samotnością, nie walczyć, gdy cię trzymają, i dziękować im, kiedy cię krzywdzą, nawet jeśli masz ochotę ich pozabijać. Musisz tylko wytrzymać... tylko. I trudno było myśleć inaczej.

Nawet śmierć Thompsona prawdopodobnie utrzymywała wszystkie karty w talii, a House nawet nie wiedział w jaką grę grają. Czy to nie był przypadkiem kolejny ruch w grze Thompsona? Od pierwszej minuty tej gry, on był tylko pionkiem. Bezradnym i niezdolnym robić cokolwiek innego, jak dać się popychać mistrzowi szachów. Był pewien, że musi być jakiś hat trick albo pełna widownia, czekająca gdzieś tam, właśnie na niego.

O cholera. Namieszał we własnej metaforze. Był zbyt przerażony. Bał się o Wilsona. Nie zniósłby kolejnej Cameron. No i nie Wilson... zrobi wszystko. Odwiedzi Thompsona w Piekle i zatańczy na wulkanie, ale nie Wilson. Odepchnąć Wilsona od siebie - to sprawiło mu największy ból.

Wcześniej to było wykonalne. Na początku pomagał mu gniew i upór, ale po chwili tylko zamykał się w sobie i popadał w odrętwienie.

Ale teraz Wilson siedział przed nim: wielki, niosący ulgę i bezpieczeństwo. Przypomniał sobie o wszystkich tych rzeczach, za którymi nie pozwalał sobie tęsknić w więzieniu. House chciał wyciągnąć rękę i dotknąć go, by upewnić się, że nie popada w szaleństwo. Że nie siedzi z powrotem w swojej celi, śniąc w ciemnościach. Że wszystko było i będzie - warte tego, przez co przechodzi.

Wilson zobaczył, że House zaczyna się trząść. Widział wszystko. Widział, że Greg się łamie. Obszedł stół dookoła i rzucając strażnikowi swoje spojrzenie: "wszystko w porządku, jestem lekarzem", uklęknął i złapał Grega za ramiona.

- Wszystko w porządku, Greg - powiedział szczerze, patrząc starszemu człowiekowi w oczy. - Dobrze postąpiłeś. Wszyscy są teraz bezpieczni.

Widział, że Greg desperacko pragnie mu uwierzyć. House patrzył na niego wielkimi, ufnymi oczami małego chłopca, mówiącego: "Proszę, mamusiu, powiedz, że potwory nie istnieją".

Wilson uśmiechnął się uspokajająco.
- Złapali wszystkich, House. Nikt już nikogo nie skrzywdzi.

Słysząc to, House powoli opuścił głowę na pierś Wilsona, a Wilson objął go i przyciągnął blisko do siebie. Mój Boże, pomyślał Wilson, została z niego skóra i kości. Mógł wyczuć kręgosłup i żebra House'a przez cienki materiał uniformu. Wyobraził go sobie, drżącego, samotnego w długie, zimowe noce.

Ten pierwszy czuły, ludzki dotyk od tak dawna spowodował, że House przywarł do Wilsona, i pozwolił, by jego ciepła, silna obecność przyniosła mu ulgę. Wilson usłyszał, że kajdanki Grega szczęknęły, kiedy sięgnął rękami tak daleko, jak pozwalał mu łańcuch, i zacisnął dłonie na koszuli Wilsona, blisko jego brzucha, wyszarpując ją zza paska spodni.

- Dobrze postąpiłeś - powtórzył Wilson. - Ale nadal jesteś dupkiem.

- Yeah - przytaknął House.
Zmiął tkaninę w palcach. Nikt tego nie widział, dokładnie tak jak House lubił, ale tym razem na jego ustach zagościł prawdziwy uśmiech. Wilson był tu naprawdę.

Większość ludzi zapomniało, że Gregory House w ogóle potrafi się uśmiechać. Ale nie jego przyjaciel, James Wilson - ponieważ tylko on potrafił do tego doprowadzić.

......................................

Wilson westchnął i spojrzał na zegarek. Cuddy miała przyjść za kilka minut, a oni byli spóźnieni. Złapał House'a, który kręcił się bez celu po pokoju, pchnął go na łóżko i zaczął energicznie wycierać ręcznikiem jego mokre włosy.

Zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Ubierz się odpowiednio - powiedział surowo, ostatni raz pocierając jego głowę.

Cuddy uśmiechnęła się, gdy James stanął w drzwiach.

Wilson odpowiedział uśmiechem.
- Cześć, Liso. Mamy małe opóźnienie. Wiesz, jaki jest House. Nigdy na czas.

Lisa uśmiechnęła się lekko. Wilson zawsze był taki poprawny. Udawał, że wszystko jest OK. Ale każdy widział - obrazowo - co stało się tego dnia.

Nigdy nie chciałaby zobaczyć, jak coś takiego przydarza się komuś, na kim jej zależy. W dniu, gdy został oficjalnie ułaskawiony, wreszcie uwolniono go od jego brzemienia, umysł Gregory'ego House'a załamał się.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Wto 13:14, 22 Kwi 2008, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Czw 19:33, 17 Kwi 2008    Temat postu:

Richie117, nie przeczytałam, ale mam ochotę cię zabić. Przed chwilą miałam jedną jedyną okazję dostać się do drukarki i wydrukowałam Kontrakt [wciąż jeszcze nie przeczytałam], a teraz się okazuje, że jest kolejny odcinek.

Odbierz to jako komplement, chciałabym mieć całość w jednym miejscu .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:36, 17 Kwi 2008    Temat postu:

Wybacz, Em.... I tak jeszcze do niedzieli będą kolejne części...

Nawet nie wiecie, jak mi ulżyło, że w ogóle udało mi się to dziś wrzucić.. Ufff...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Przywrócony_id:(1243)
Neurochirurg
Neurochirurg


Dołączył: 10 Gru 2007
Posty: 3012
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:42, 17 Kwi 2008    Temat postu:

o Jezuuuu dedykacja dla mnie *_*
dzięęęękuuuuuujęęęęęęę!

tak tak dla policjantki!
mialam juz lzy w oczach gdy ona ogladala filmy

wielkie brawa za Wilsona, ze zaczął rozmowę tak normalnie, o lasce

gdybym byla na miejscu Wilsona rozplakalabym sie na to "przepraszam" (i tak sie rozplakalam no ale wiecie...)

nie dziwie sie ze Greg tak bardzo sie bal, widzac Wilsona, wyobrazam sobie, ze pewnie zwariowal ze strachu...

gdy Wilson siedzial naprzeciwko Grega myslalam tylko "przytul go, przytul"

niestety nie wierze w to, ze TERAZ juz wszystko bedzie w porzadku...

dzieki Richie ze dedykujesz mi taki wzruszajacy kawalek
i czytaczom polecam - przygotujcie chusteczki
nie chcialabym by naprawde cos takiego nakrecili, nie znioslabym widoku takich odcinkow
na razie nic bardziej sensownego napisac nie potrafie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cuddy rulz
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Lut 2008
Posty: 287
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: idziesz? Dokąd zmierzasz?

PostWysłany: Czw 21:41, 17 Kwi 2008    Temat postu:

co to ma znaczyć, że jego umysł się załamał :?:
House stał się małym dzieckiem? bo te wycieranie włosów i Cuddy z Jimmym jak o dziecku rozmawiali...

smutne bardzo...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martuusia
Dermatolog
Dermatolog


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:56, 17 Kwi 2008    Temat postu:

masz rację Richie to najbardziej wzruszający fragment jak do tej pory... to straszne ile wycierpiał, ile żył w strachu... w końcówce niby wszystko w porządku, już wszystko dobrze a tu bach! "W dniu, gdy został oficjalnie ułaskawiony, wreszcie uwolniono go od jego brzemienia, umysł Gregory'ego House'a załamał się." kolejna bomba. cofnął się w rozwoju? nic tylko czekać na następną część.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gosiaaa
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 821
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 1:38, 18 Kwi 2008    Temat postu:

To właśnie ukrywał, chronił, przez cały ten czas: ich życia. :arrow: Po tym zdaniu uświadomiłam sobie jedną rzecz. Może House jest dupkiem i skurwysynem czasami, ale co jak co, potrafił oddać wszystko by chronić swoich przyjaciół !!

Jeny, kiedy House przytulał się do Wilsona, myślałam sobie - już dobrze mały, już wszystko będzie dobrze. Ukoiło moją duszę to jego ukojenie. Ale co dalej wiedzę ! Nie będzie tak różowo - teraz będzie walka o otwarcie tego biednego, załamanego umysłu i znowu napięcie ..... i znowu niepewność ...

Ten fik jest genialny ! Oddaje wszystkie możliwe emocje. Richie117 jeszcze raz dziękuje za tłumaczenie Czekam niecierpliwie na cdn ..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 10:00, 18 Kwi 2008    Temat postu:

Wczoraj byłam tak na maxa zakręcona, że zapomniałam odpowiedzieć na Wasze wcześniejsze pytania (o ile jestem w stanie odpowiedzieć).
A więc:
cuddy rulz: "a jakieś szczegóły co konkretnie House zrobił tej dziewczynie będą czy racze nie?" :arrow: raczej nie. Czy to w ogóle ważne???

martuusia: "rozumiem - zabił jego córkę, ale jak to się stało, że House podpisał ten kontrakt?" :arrow: nie "zabił", tylko pewnie nie udało się jej wyleczyć... Jak to się stało, że podpisał? Pewnie mu powiedzieli, że albo podpisze, albo zabiją Wilsona (to moje domysły)

A teraz już bierząca sprawa:
cuddy rulz: "House stał się małym dzieckiem?" :arrow: Tak, dokładnie (albo prawie) To jak powtórka z Child's Play - między innymi dlatego tłumaczę tego fika, z zazdrości

Tak w ogóle, to wasze komentarze doprowadzają mnie do łez wzruszenia... Bo czasami się zastanawiałam, czy nie reaguję zbyt emocjonalnie na jakieś bzdury, ale widzę, że nie tylko ja tak mam. Cieszę się z tego Wnioskuję, że nie macie mi za złe tego fika, ale i tak was przepraszam

I po raz nie wiem który DZIĘKUJĘ ZA UZNANIE DLA MOJEGO TŁUMACZENIA To dla mnie zaszczyt, że robię je dla Was


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pit Lane :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:24, 18 Kwi 2008    Temat postu:

Richie117 jedne wielkie gratulacje. Ten fik to coś więcej. Nie da się tego opisać.WSPANIAŁE.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cuddy rulz
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Lut 2008
Posty: 287
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: idziesz? Dokąd zmierzasz?

PostWysłany: Pią 16:17, 18 Kwi 2008    Temat postu:

Richie117 napisał:

cuddy rulz: "a jakieś szczegóły co konkretnie House zrobił tej dziewczynie będą czy racze nie?" :arrow: raczej nie. Czy to w ogóle ważne???


no nie wiem...
ale fajnie byłoby wiedzieć i ocenić czy facet miał rację tak dotkliwie karając House'a
może była szansa, a House zalecił złe leczenie...
albo było za późno i możemy doszczętnie się rozkleić i pałakać nad niewinnym Gregiem

oczywiście niewinnym tylko w tym przypadku...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Pią 18:09, 18 Kwi 2008    Temat postu:

Przeczytałam. Wszystko. Na 3/4 lekcji, między nic nie robieniem a udawaniem, że jednak coś robię. Nie nawykłam do emocjonowania się w miejscach publicznych [ani żadnych], ale muszę powiedzieć, że fik mi się bardzo podoba. Z jednej strony po prostu kolejny psychopata, który chce się zemścić na House'ie. Z drugiej, cierpienie samego Grega i te wszystkie myśli. Zastanawiam się, jak można podjąć decyzję o niemalże zabiciu siebie, żeby uchronić od tego innych. I czy House byłby do tego zdolny.

Wilson, który wyciera House'owi włosy... Przyznaj się Richie117, to ten właśnie kawałek skłonił cię do tłumaczenia fika . A tłumaczenie pierwszorzędne, jak zawsze .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:07, 18 Kwi 2008    Temat postu:

Cytat:
Tiaaa... Co to ja miałam napisać... No, kolejny rozdział. Za mną i przed Wami. Chwila na złapanie oddechu. Ciężkie czasy dla Wilsona... Ale Wombacik oczywiście da radę

Akcja tego rozdziału jest bezpośrednią kontynuacją poprzedniego... Autor to tak podzielił chyba tylko dlatego, żeby napięcie zbudować... :?



Rozdział 7


Wilson przyniósł Cuddy drinka i usiedli razem na kanapie. Na ten wieczór zaplanowali wyjście we trójkę. Wiedzieli, że to będzie naciągane. Ale musieli to zrobić, ponieważ Wilson chciał zapewnić im tyle normalności, ile było możliwe.

House wyszedł z sypialni i pognał do kuchni. Cuddy pomyślała, że jedyne słowo, którym opisywano go od drugiego procesu to "obłąkany". Właściwie to było doskonałe słowo, by opisać to, jaki był wcześniej. Ale teraz naprawdę wyglądał na obłąkanego. Jego ubranie wisiało na niem w sposób, który House z pewnością nazwałby "stylem z obozu koncentracyjnego", a jego włosy sterczały na wszystkie strony. Jego chód się pogorszył, nie tyle z powodu utykania, co dlatego, że House nie zdawał sobie sprawy, że nie nosi już kajdanów i wciąż powłóczył nogami po noszeniu ich przez tak długi czas. To wprawiało ją we wściekłość. Jak to możliwe, że podobno humanitarne społeczeństwo w jakiś sposób usprawiedliwia zakładanie kalece kajdanów na nogi?

No i najważniejsze - House był częściowo nieobecny.

Ale Wilson nie widział dziwacznego, utykającego stracha na wróble, widział tylko swojego przyjaciela.

- Hej - powiedział łagodnie.
Greg denerwował się, gdy ktoś zachowywał się przy nim głośno. Cisza oznaczała bezpieczeństwo. Hałas oznaczał ból. I teraz, na koniec, gdy wszystko zniósł tak dzielnie, strach wciąż przedzierał się na powierzchnię.

Kilka razy Wilson popadał we frustrację: stracił panowanie nad sobą i Greg uciekł. Za pierwszym razem nic się nie stało - nie mógł wyjść z mieszkania, bo Wilson zamknął drzwi na klucz. Ale drugi raz miał miejsce w centrum handlowym.

To zawsze zadziwiało Wilsona - House potrafił być wybitnie szybki, jeśli tylko zechciał. Próba wyjaśnienia ochroniarzowi z centrum handlowego, że szukasz wysokiego, utykającego, przerażonego, kalekiego faceta, któremu obluzowały się niektóre śrubki, nie jest łatwym zadaniem.

W końcu znaleźli go pięć godzin później, ukrytego pod schodami na piątym poziomie parkingu. Wyraz twarzy House'a, kiedy zobaczył Wilsona, wyrażał absolutną ulgę. House praktycznie przewrócił go, usiłując się go uchwycić - dotykał go i szarpał jego ubranie, próbując upewnić się, że Wilson jest realny.

Wilson cierpiał na samą myśl, że atmosfera bezpieczeństwa, którą próbował stworzyć, była tak ulotna, iż Greg mógł pomyśleć, że to jedynie iluzja. To było trudne, ale z drugiej strony przyjaźnienie się z Gregiem House'em nigdy nie było łatwe. On po prostu był nieufnym sukinsynem.

- Dokąd to się pan wybiera? - spytał, kładąc delikatnie dłoń na piersi House'a i zatrzymując go.

House stanął i obaj czekali. W końcu House spojrzał w górę marszcząc brwi, ale pozwolił się zaprowadzić na kanapę.

- Później przyniosę ci piwo. Siedź i porozmawiaj z Cuddy - powiedział, po czym uklęknął i zaczął ostrożnie poprawiać na wpół zapięte, na wpół przeoczone, guziki koszuli House'a. Równocześnie paplał bez sensu o zaletach różnych restauracji i niezdolności House'a, by właściwie zapiąć guziki.

- Nie rób żadnych niegrzecznych uwag - szepnął ostrzegawczo House'owi do ucha, zanim wstał i poszedł do sypialni.

Ale House nie mówił. Nigdy się nie odzywał. Od dnia, gdy oficjalnie ogłoszono, że jest niewinny. Funkcjonował - słuchał i robił, co mu powiedziano, ale pozostawał nieobecny.

Psychiatrzy orzekli, że to rzadka forma połowicznej katatonii. Chcieli zamknąć go w zakładzie, ale Wilson się sprzeciwił. Przyszedł kiedyś na wizytę i znalazł House'a przywiązanego do łóżka. Usiadł przy nim i przez godzinę obserwował, jak House delikatnie szarpie pasy na swojej lewej ręce, a później na prawej. Ile godzin spędził, szarpiąc za łańcuchy, nie licząc na to, że ich uścisk kiedykolwiek osłabnie? Blizny na jego nadgarstkach mówiły, że setki... może tysiące.

W końcu House się poddał i opadł na łóżko, łkając z akceptacją. Ile razy to robił - zwyczajnie akceptował to, co się z nim działo?

......................................

- Więzień 50437, Bez Szansy Na Zwolnienie, sir - powiedział, zwracając się niewzruszenie do tak zwanego "niezależnego trybunału", którego członkowie zostali przekupieni przez jego tajemniczą nemezis. Kolejne "naruszenie przepisów" spowodowało, że znów stanął do raportu przed komisją dyscyplinarną.

Siedział cicho w więziennej stołówce, starając się jeść lewą ręką zjełczałą mieszaninę, której nadał nazwę "gulaszu ze szczura" (miał jednak nadzieję, że nie zjada krewnych Steve'a), kiedy poczuł na ramieniu policyjną pałkę. Odwrócił się. Oto jego szczęście. To był jeden ze szczególnie sadystycznych strażników: Fat Boy, jak nazwał go House.

- Co powiedziałeś, skazańcu? - spytał strażnik.

Ach - ta stara gra. Westchnął w duchu ze znużeniem. Grywał już w nią przedtem. Zastanawiał się, którą strategię powinien wykorzystać tym razem. Nie, żeby to naprawdę miało znaczenie. Tak czy inaczej przegra. Jeśli odpowie, złamie zasadę "zakaz rozmów na stołówce" - straci obiad i spędzi pół godziny w pozycji "nos i palce" przed pokojem strażników. Tak to nazywali: "Nos i palce" - podręcznik tortur CIA określał to jako "napięta pozycja". Nie spodziewał się, że jego noga to zniesie. To było wystarczająco trudne do zrobienia na dwóch nogach. Spróbuj zrobić to na jednej.

Ale jeżeli zachowa milczenie, złamie regułę "wszyscy więźniowie muszą stać na baczność i odpowiadać natychmiast i z szacunkiem na każde postawione pytanie przez pracowników więzienia", i trafi do raportu.

Pieprzyć to. Pójdzie na dno, walcząc. Powoli przełożył nogi nad ławką i opierając się na "Rurce", wstał i spojrzał na Fat Boy'a. Wszystkie oczy skupiły się na nich. Każdy w więzieniu wiedział o kalekim lekarzu. House wolno wskazał oczyma na ścianę z napisem "nie rozmawiać", a potem wykonał ruch, jakby zamykał usta na zamek błyskawiczny. Potem rzucił strażnikowi swoje najbardziej wymowne spojrzenie: "jesteś idiotą".

Minęło kilka sekund, zanim fat Boy pojął, o co chodzi. Zrobił się purpurowy z wściekłości, że House miał odwagę z niego zakpić. House wyczuł jeszcze dwóch strażników nadchodzących z tyłu.

- Ty bezczelny sukinsynu - wycedził Fat Boy.
Przysunął pałkę do podbródka House'a.
- Zapytam cię jeszcze raz. Co powiedziałeś, "Więźniu 50437, Bez Szansy Na Zwolnienie" - wymienił nowe oficjalne nazwisko House'a, które nadał mu Departament Więziennictwa Stanu New Jersey.

- Nazywam się... Greg House... - powiedział. - I pozwól, że wyłożę to w sposób, który zrozumie taki zapasiony wieśniak jak ty... Nic! - praktycznie wykrzyczał ostatnie słowo. - Ponieważ na ścianie jest napis, który mówi "nie rozmawiać", a w przeciwieństwie do ciebie... Fat Boy... ja umiem czytać - uśmiechnął się złośliwie. Poczuł się dobrze. Poczuł, że żyje.

Nagle prawie potknął się o swoje kajdany, kiedy strażnicy stojący za nim pociągnęli go w tył, i na wpół zawleczono, na wpół zaniesiono go do pokoju strażników. Rzucili go twarzą na ścianę. Wyciągnęli kajdanki, podnieśli w górę jego prawą rękę i przykuli ją pierścienia wysoko na ścianie. Zostawili go tak, bezradnego. Z jedną ręką ponad głową i z laską bezużytecznie zwisającą u jego nadgarstka.

Fat Boy poczłapał za nim. Odwrócił się do zdumionej stołówki i pomachał swoją pałką.
- Słuchać, szumowiny - powiedział, pryskając śliną. - Jeśli którykolwiek z was chociażby pomyśli, żeby spróbować czegoś podobnego, ja...
Złośliwie bił House'a pałką w pośladki, raz za razem, aż wyładował swoją wściekłość na bezbronnym więźniu. Po House'em ugięły się kolana i krzyknął, kiedy całym ciężarem zawisł na prawej ręce. Fat Boy rozejrzał się po stołówce, a potem wrzasnął House'owi do ucha:

- "Nos i palce", skazańcu. Teraz!

House wiedział, że nadszedł czas, by się wycofać. Ignorując ból, chwiejnie stanął na nogi i poczuł czystą ulgę, gdy zelżał nacisk na jego nadgarstku. Wyprostował się i zbliżył do ściany tak, że tylko jego stopy i noc dotykały ściany. Fat Boy pałką zsunął razem stopy House'a. Wiedział, jak trudno jest House'owi ustać w tej pozycji.
- I, spryciarzu - kontynuował - Stajesz również do raportu.

Cóż, pomyślał. To nie był najmądrzejszy pomysł, jaki przyszedł ci do głowy, Greg. Stawał już tyle razy do raportu, że nie miał już przywilejów, które mogli mu odebrać. Mogło to oznaczać tylko kolejny pobyt w izolatce. Nie zdawał sobie sprawy, co dla niego przygotowali.

Ale nie dał niczego po sobie poznać, kiedy trybunał orzekł, że jest najgorszy z najgorszych, niepoprawny, niezdatny nawet do tego, by pozwolić mu żyć i grupie przestępców, i skazał go na izolatkę na nieokreślony czas.

Po prostu to zaakceptował.

Ale tego dnia umarł trochę bardziej.

......................................

Obserwując House'a tamtego dnia, Wilson podjął decyzję. House zamieszka u niego. Był sam po rozwodzie numer trzy, i Wilson wiedział, że może pomóc House'owi. Musiał mu pomóc. Chciał odzyskać swojego przyjaciela.

Cuddy siedziała w milczeniu przez minutę, patrząc jak House gapi się w podłogę, dopóki Wilson nie wrócił ze szczotką.

Ze spokojem, najwyraźniej zrodzonym w czasie praktyki, Wilson zignorował krępującą ciszę, złapał w rękę garść włosów House'a i szarpnął jego głowę do tyłu.

- Więc dokąd idziemy dziś wieczorem? - spytał obojętnie, gwałtownie szczotkując krótkie brązowe włosy, by ułożyć je w nieco bardziej znośną plątaninę. Po kilku pociągnięciach szczotką, rzucił ją na stół, złapał marynarkę House'a z wieszaka i zaczął go w nią ubierać. Popychał i ciągnął rękawy, i poprawiał kołnierz, aż House został odpowiednio ubrany na wieczorne wyjście.

Ale kiedy nie usłyszał odpowiedzi, odwrócił się i zobaczył, że Cuddy zakryła twarz dłońmi. Starała się nie płakać. Przyprawiało ją to o mdłości. Bardziej niż zawał, bardziej niż wszystko. To było złe.

House wyglądał jak prawdziwy chłopiec. Był ubrany dokładnie w swoim stylu. Wilson nawet poszedł do sklepu i kupił T-shirty każdego zespołu, jakie udało mu się znaleźć. Niechlujna, nieuprasowana koszula House'a była od Armaniego, jeansy od JAGa, a adidasy z Nike. Ale to Wilson musiał zawiązać mu sznurowadła.

Ogień, który był w jego oczach zniknął. Wszystko wewnątrz niego, co czyniło House'a House'em, zniknęło. Przeklęła dzień, gdy rzuciła mu klucz na kolana. Było jej przykro. Nie wiedziałam, pomyślała desperacko.

Jedynie Wilson traktował House'a dokładnie tak samo. Przez cały czas, gdy opiekował się House'em: upewniając się, że House zjadł, ubierając go w ciuchy, o których wiedział, że spodobałyby się House'owi, upewniając się, że jego włosy są uczesane... ochrzaniał House'a, skarżył mu się prosto w twarz, a w piątkowe wieczory przynosił pornosy na video i popcorn.

Ponieważ mały Jimmy Wilson, boy wonder oncologist, wierzył w nadzieję. Czekał na dzień, kiedy House po prostu odwróci się do niego i obrazi go w odpowiedzi. Nie wiedział, czy to możliwe, ale Wilson chciał odzyskać Grega. Opierał się swojej starej, wypróbowanej i zaufanej zasadzie. Może jeśli da im trochę czasu, dostanie swojego przyjaciela z powrotem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Wto 13:15, 22 Kwi 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:27, 18 Kwi 2008    Temat postu:

Em. napisał:
Wilson, który wyciera House'owi włosy... Przyznaj się Richie117, to ten właśnie kawałek skłonił cię do tłumaczenia fika .


Tiaaa, jaaasne - o to mi właśnie chodziło A dalej będzie jeszcze ciekawiej...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Pią 19:50, 18 Kwi 2008    Temat postu:

Najbardziej z tego lania wody [tylko odrobinkę lania wody, ale jednak] podobał mi się fragment, kiedy Cuddy patrzała na House'a i prawie płakała : Ogień, który był w jego oczach zniknął. Wszystko wewnątrz niego, co czyniło House'a House'em, zniknęło. Przeklęła dzień, gdy rzuciła mu klucz na kolana. Było jej przykro. Nie wiedziałam, pomyślała desperacko.

No i ten tekst do strażnika. Wtedy to jednak był jeszcze ten sam, stary, wredny House.


Richie117, mam wszystko, co przetłumaczyłaś wydrukowane i jestem z tego dumna .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bruno
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 23 Sty 2008
Posty: 568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

PostWysłany: Pią 19:52, 18 Kwi 2008    Temat postu:

Richie....
ja skomentuje to tak...
<beczy>.

No i cudowne tłumaczenie jak zwykle


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:53, 18 Kwi 2008    Temat postu:

Boże, Em. to JA jestem dumna, że ktoś drukuje to, co popełniłam

Fakt, ten rozdział to takie "lanie wody"... Jeszcze trochę akcji zostało


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Pią 20:30, 18 Kwi 2008    Temat postu:

Mam nieodparte wrażenie, że mimo wszystko nie zareagowałam tak, jak wszyscy. Czyli tak, jak powinnam. A jeśli chodzi o bycie dumnym, czy coś zmieni umieszczenie wydrukowanego fika w koszulkach i włożenie do specjalnej teczki?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pit Lane :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:33, 18 Kwi 2008    Temat postu:

Richie117 świetne tłumaczenie. Przyłączam się do nadziei Jamesa.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bruno
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 23 Sty 2008
Posty: 568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

PostWysłany: Pią 20:33, 18 Kwi 2008    Temat postu:

czuje że uszy Richie płona z dumy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
W.
Gastroenterolog
Gastroenterolog


Dołączył: 10 Cze 2008
Posty: 1780
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 21:01, 18 Kwi 2008    Temat postu:

Wydrukowałem to na kredowym papierze A4-BOR dodałem okładkę z tapety Hilsonowej i ładnie podpisałem Kontrkat, i zrobiłem miejsca na wpięcie następnych rozdziałów.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
bruner
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 12 Kwi 2008
Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Białystok

PostWysłany: Pią 21:12, 18 Kwi 2008    Temat postu:

Super część! Lepsza od wcześniejszych:)!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gosiaaa
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 821
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 2:05, 19 Kwi 2008    Temat postu:

Może jeśli da im trochę czasu, dostanie swojego przyjaciela z powrotem.

Kocham tą nadzieję Wilsona i sama będę się nią karmić. I dobre jest to, że traktuje go jak zawsze. Dzięki Wilsonowi będę wierzyć, że House jeszcze mu dogada, w sobie tylko znany sposób.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 9:38, 19 Kwi 2008    Temat postu:

Em. napisał:
A jeśli chodzi o bycie dumnym, czy coś zmieni umieszczenie wydrukowanego fika w koszulkach i włożenie do specjalnej teczki?

House M.D napisał:
Wydrukowałem to na kredowym papierze A4-BOR dodałem okładkę z tapety Hilsonowej i ładnie podpisałem Kontrkat, i zrobiłem miejsca na wpięcie następnych rozdziałów.

O mamo... Naprawdę się popłakałam! Aż mi łzy na koszulkę spłynęły...
Nie wiem, co mam napisać. Po prostu:
DZIĘKUJĘ


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Sob 9:47, 19 Kwi 2008    Temat postu:

Richie117, powiedz, że z tym płaczem to żartujesz. Bo inaczej będę musiała uważać na to, co piszę .

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:51, 19 Kwi 2008    Temat postu:

Nie żartowałam!!! Ale to były łzy szczęścia

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
Strona 5 z 9

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin