|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
advantage
Otorynolaryngolog
Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 21:38, 23 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | zastanawiam się, czy ktoś kiedyś napisał fika, w którym Tritter okazałby się porządnym gościem | mam nadzieję, że nie! nie można aż tak zmieniać bohaterów
Richie117 napisał: | tjaa, to na pewno. Ale i na to jest rada - implanty jąder (i facet może sobie wybrać takie wielkie, strusie jaja ) | loool, ale wielkie jaja nie są tak pożądane jak wielki penis
Richie117 napisał: | nigdy się tego nie dowiemy, bo Mały Greg to nie krowa, żeby produkować ptasie mleczko na litry | ale przez miesiąc produkcji może tyle się uzbiera
Richie117 napisał: | czyli jak wygląda? jak ocenianie egzaminów na studiach, że podrzuca się kartki do góry i zalicza te, które spadną na stół? | nope, pan kierownik mówi np. niee, ta nie, nie podoba mi się. I targa cv
Richie117 napisał: | to szczególnie wypływa na zdrowie psychiczne | no własnie! a nie jak jedzenie frytek z selera
Richie117 napisał: | nieee, wtedy będzie mu trudno zachowywać się romantycznie | no jak too, House przy erze też jest romantyczny
Richie117 napisał: | ale długo byśmy ze sobą nie wytrzymali - rywalizacja o suszarkę do włosów zniszczyłaby nasz dopasowany związek | lepiej tak nie ryzykować i na początku związku kupić dwie
Richie117 napisał: | to by było naaajs, ale aż tak prosto nie będzie | nie było źle, zjedzony przez Cameron to też dobre rozwiązanie
Richie117 napisał: | no nie wiem, nie wiem... w końcu któryś zombiak ugryzł House'a | jak zombiaki lubią martwe mięso to może udo House’a je przyciągnęło?
Richie117 napisał: | może by i spróbował, ale wstydził się robić striptiz przy tak licznej publiczności | ale Jimmy taki kobieciarz musi być pewien swojego wyglądu
Richie117 napisał: | może wróci do domu jako zombi? | może chociaż przebrany za zombie
Richie117 napisał: | to ma sens. Soł może fik powstał przed tym przewodnikiem... albo Autor dołożył kilka pięter dla lepszego efektu - skoro TPTB mogli dowolnie zmieniać budynki, to fikopisacze też mogą | fikopisarze mogą wszystko!
Richie117 napisał: | w niebie będzie miał całą wieczność na zdobywanie doświadczenia <img src="http://i111.photobucket.com/albums/n152/saphira182/Obraz1.gif"> | ale jak przez wieczność będzie zdobywał doświadczenie, to kiedy będzie je wykorzystywał w praktyce
Richie117 napisał: | bo byłoby mu nie do twarzy w zielonym?[link widoczny dla zalogowanych] | omg, ludzka wyobraźnia zadziwia! I możliwości photoshopa
Richie117 napisał: | ale przede wszystkim Wilsona | bo na nikim innym mu tak bardzo nie zależy
Richie117 napisał: | oj tam, oj tam, nie każdy kanibal jest od razu zombi | ale każdy zombie jest kanibalem
Richie117 napisał: | House jest taki wyjątkowy, że nawet jako zombi zachowa swój rozum i będzie bronił żywych przed bezmózgimi umarlakami | okej, tylko żeby wtedy te umarlaki nie obróciły się przeciwko niemu!
Richie117 napisał: | może wystarczyłby gorący rosół, mleko z miodem i sen w ciepłym łóżeczku? | jeśli tak, to niech szybko uciekają ze szpitala do domu!
Richie117 napisał: | chyba powinnaś wstawić te emotki w odwrotnej kolejności | kurde, masz rację
Richie117 napisał: | ]a drugą dłonią House przykrył Małego Jimmy'ego, którego też trzeba było powstrzymać... | to już nie takie romantyczne! Chyba, że przykrył w sensie nakrył dłonią i podotykał
Richie117 napisał: | bo Mały Greg jest większy i sięgnie głębiej? <img src="http://i111.photobucket.com/albums/n152/saphira182/Obraz1.gif"> | nigdy jeszcze nie trafiłam na fika, gdzie Mały Greg byłby mały, soł, to musi być prawda, ze on jest ogromny
Richie117 napisał: | yeah, czytanie w myślach jest the most kinky ever, szczególnie jeśli przy czytaniu głaszcze się 'okładkę' | aż mi się przypomniała ta książka z Harry’ego Pottera, którą trzeba było pogłaskać po okładce, żeby się otworzyła i przestała gryźć
Richie117 napisał: | ja tam myślę, że to by był całkiem najs happy end, gdyby Wilson na koniec przygarnął sobie pet-zombi!House'a | yeeah, jakby tylko taki pet-zombie!House nie chciał zjeść Wilsona! Innych może
*
Kurde! Dwa rozdziały do końca, to myślałam, że coś się wyjaśni z tym lekarstwem, a tu duppa... mogłam przewidzieć, że to by było za proste. Ale ja tak bardzo wierzę, że House zostanie uratowany!
Cytat: | - Czarny człowiek budzi mnie w jakim celu? - burknął, pocierając dłonią twarz. | LOL
Cytat: | Odrobiną zimnej wody ochlapał twarz i powiedział sobie, że jego zaczerwienione oczy były efektem braku snu. | noooł, czyżby płakał... boi się stracić House'a
Cytat: | - Dwa dni. - Opuścił rękę z powrotem wzdłuż boku. - Może trzy. Potem zmienię się w jeszcze jednego mózgojada.. | a może w zombie zjadające inne zombie?
Cytat: | Foreman dał mi wcześniej Vicodin | co to ma być, przecież Vicodin powinien być odkładany dla House'a, bo najbardziej go potrzebuje!
Cytat: | - Będziecie się całować? - cichutki głos doszedł ich od strony podłogi. | Całowaliby się, jakbyś nie przerwała!!!
Cytat: | - A teraz chodźmy poszukać jakiegoś laboratorium. | Żeby uprawiać seks?
Cytat: | - Broń palna jest szybsza od łopaty. | Nie poznał jeszcze Betsy!
Cytat: | a jedna z jego stóp kopnęła w kotwiczkę uczepioną betonowej balustrady. | Wszystko zepsuł, może mogliby jakoś dzięki niej się wydostać
Cytat: | Nawet jeżeli uda im się osiągnąć cel i wydostaną się z budynku, los House'a wciąż był przesądzony. | Jak nikt poza szpitalem nie jest zombie, to może wystarczy się wydostać ze szpitala, żeby wyzdrowieć?
Cytat: | Swojego... kimkolwiek on był. Swojego House'a, stwierdził w końcu. | jest na to tyle słów! Ale okej, "swojego House'a" brzmi najlepiej
Cytat: | Czy będzie mógł zabić swojego House'a? | Nieeeeee, coś takiego się nie wydarzy!
Życie House'a w niebezpieczeństwie, ale jeszcze się trzyma, I mean, nie ma żadnych zombie objawów, to może nie jest tak źle Nie jestem niczego pewna, soł z niecierpliwością czekam na następny rozdział!
Mnóstwa weny!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Lacida
Jazda Próbna
Dołączył: 06 Mar 2012
Posty: 339
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Małopolska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 16:20, 24 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | - My tylko...
Foreman przewrócił oczami ku niebu. - Wczoraj patrzyłem, jak żywy trup pałaszował [link widoczny dla zalogowanych], jakby to były lody – powiedział. - Widok was dwóch przytulonych do siebie? To zajmuje dość niską pozycję na szoko-metrze. |
Foreman jak zawsze, niewzruszony..., a Wilson jak zawsze się tłumaczy.
Richie117 napisał: | - Chodzi o Chase'a – wyjaśnił Foreman. |
I powrót do genetyki .
Richie117 napisał: | - Co się dzieje z Chase'em? - zapytał, wciągając bluzę przez głowę. - Jakieś pomysły?
Wilson westchnął. Z powrotem do diagnozowania.
[...]- A Foreman ma rację. Chase powinien już nie żyć i się ślinić.
- Może jakaś inna infekcja spowalnia rozwój wirusa - podsunął Wilson. - Chase przebywa w pomieszczeniu pełnym chorych ludzi. Mógł z łatwością zarazić się inną chorobą.
Drzwi otworzyły się z rozmachem i Foreman wetknął głowę do środka.
- Whitner chce, żebyś obejrzał Chase'a - oznajmił. - Sądzi, że Chase może być uodporniony.
[...]
- Chase jest odporny - odrzekła Whitner głosem przepełnionym triumfem. - Około dziesięć procent populacji może przetrwać epidemię Eboli. Epidemię Marburga - piętnaście procent. Nie inaczej jest z tym wirusem. Niektórzy pacjenci są genetycznie niepodatni na jego działanie. - Whitner wskazała na Chase'a. - On jest w stanie to przeżyć.
|
I tu powracają angielskie poty, na końcu posta analiza.
Richie117 napisał: | - Hej. - Chase pomachał House'owi na powitanie. - Słyszałem, że zabiłeś około tysiąca tych stworów. A może chodziło o milion? Ich liczba wydaje się powiększać za każdym razem, kiedy słyszę tę historię. - |
O mamy opowieści z życia wzięte i bohaterów w czasie epidemii jakiej świat nie widział.
Richie117 napisał: | - O ile najpierw nie powstrzyma nas Cameron - wymamrotał pod nosem Foreman.
Zdawało się, że Chase zadrżał na te słowa, więc Wilson wsunął rękę pod jego drugi łokieć, żeby go podtrzymać. W końcu dotarli do windy i zaczęli zjeżdżać na dół. |
Nadal ją kocha :tuli Chase'a:.
PS Czytałam innego zombi Hilson fika, gdzie House był zombi, a Wilson się nim opiekował. To było dziwne, bardzo, bardzo, bardzo dziwne.
Richie117 napisał: | House obrócił się jako pierwszy, z Betsy gotową do ataku. Wilson i Foreman zrobili to samo. Z ich gardeł wydostało się podwójne sapnięcie zaskoczenia. Wkrótce cała piątka stanęła twarzą w twarz z upiorną zjawą.
- A to ścierwo - mruknął House.
- Na twoim miejscu bym to opuścił - odezwał się Tritter. - Broń palna jest szybsza od łopaty.
Detektyw miał na sobie bladoniebieski [link widoczny dla zalogowanych], przez ochroną maskę widać było paskudny grymas na jego twarzy. W przyćmionym świetle wyglądał bardziej jak robot niż ludzka istota. W rękach trzymał strzelbę wycelowaną prosto w pierś House'a.
- Jak się pan tu, u diabła, dostał? - syknął Foreman.
- Zamknij się - odrzekł przyjaźnie Tritter.
[...]
House opuścił szuflę, która zazgrzytała o podłogę.
- Grupa ratunkowa zazwyczaj składa się z... sam nie wiem... całej grupy – powiedział ostrożnie. |
Sam wszedł do miejsca epidemii nie wiadomo czego, nikomu nic nie powiedział - brawo Tritter, rób tak dalej a skończysz jak...
Richie117 napisał: | Po niemal tygodniu gwałtownego rozkładu najbardziej ewidentnym znakiem rozpoznawczym lekarki był identyfikator przypięty do przedniej kieszeni jej fartucha. Nos i połowa prawego policzka Cameron zgniły, odsłaniając kości, a długie brązowe włosy zwisały z jej głowy w zmatowiałych strąkach. Z jej podartego kitla wystawały trzy żebra, które skrzypiały przy każdym kroku.
[...]
- Ooooaaaaugh - powiedziała Cameron i wyciągnęła ręce, by pochwycić kombinezon Trittera. Detektyw zakręcił się wokół własnej osi i wystrzelił, zmieniając połowę jej lewego ramienia w fontannę rozkładających się tkanek.
[...]
Cameron na moment upadła na kolana, po czym mozolnie dźwignęła się z powrotem do pionu.
- Muawwwwagh - zawodziła dalej, sięgając do twarzy Trittera.
- Ona jest zombi! - krzyknęła Whitner. - Musisz strzelić jej w głowę!
- Nie, to się nie dzieje naprawdę - powtarzał bezustannie Tritter. - To się nie dzieje naprawdę. |
A co jak się dzieje, może należy ich posłuchać, co detektywie?
Richie117 napisał: | Wystrzelił ponownie i trafił ją w klatkę piersiową. Cameron stęknęła, ale nie zwolniła. Udało jej się złapać obiema rękami za hełm kombinezonu Trittera i jej kościste palce odrywały z niego materiał kawałek po kawałku, jakby obierała pomarańczę.
- W głowę! - wrzeszczał Wilson. - Celuj w głowę! - Zastanawiał się nad podbiegnięciem do Trittera, żeby uderzeniami toporka odeprzeć atak stworzenia, które kiedyś było Cameron, ale Tritter najwyraźniej tracił panowanie nad swoją strzelbą, wymachując nią na wszystkie strony.
Cameron nie odpuszczała. Wyszczerzyła gnijące zęby i od nowa rzuciła się na detektywa. Tritterowi udało się zablokować jej atak kolbą strzelby.
- Nie ma mowy - powtarzał w dalszym ciągu. - To się nie dzieje naprawdę. To niemożliwe!
| Mówiłam, żeby ich posłuchał, a on co?
Richie117 napisał: | Z broni Trittera padł kolejny strzał i Chase runął na ziemię.
| Tritter, coś ty narobił! Zabiłeś ostatnią nadzieję House i Wilsona.
Richie117 napisał: | Trzasnęła następna błyskawica i w tej samej chwili rozległ się wrzask Trittera. Cameron trzymała go za gardło.
[...] Usłyszał pękające kości i kiedy ponownie spojrzał w okno, Cameron trzymała w rękach martwe ciało policjanta.
Rozejrzała się beznamiętnie i rozsmarowała tkankę mózgową Trittera na swoich wargach.
- Gaaauoogh - jęknęła, dając wyraz swemu zadowoleniu. |
...posiłek Cameron, a raczej zombiaka w jej ciele. Tritter, mówiłam, że tak skończysz.
Richie117 napisał: | Foreman westchnął. - Mam zabić Cameron? - zapytał, podnosząc z ziemi swoją włócznię.
House wstał z pewnym trudem i chwycił swoją laskę.
- Nie - odrzekł. - Ja się nią zajmę.
Zabrał swoją szuflę do odśnieżania i pokuśtykał do gabinetu. Tylko jego przygarbione ramiona oraz zaschnięta posoka na dywanie zadawały kłam temu, że był to dla niego normalny dzień w pracy. House dotarł na próg balkonu, gdzie Cameron wciąż pożerała pozbawione życia ciało Trittera.
- Och, Cameron - westchnął House, obserwując ją. - Zawsze tak bardzo starałaś się zadowalać innych ludzi.
Kobieta podniosła wzrok znad swojego posiłku i wydała niezrozumiały jęk.
- Taak - mruknął House. - Całkowicie się z tobą zgadzam.
Jedno szybkie uderzenie i zdekapitowane zwłoki Cameron wylądowały na przemoczonej deszczem posadzce balkonu.
|
Foreman rwie się do tego czy może chce oszczędzić tego Gregowi? Cameron nawet jako zombi pomogła House'owi.
Richie117 napisał: |
- Jasna cholera! - Foreman odskoczył od ożywionych zwłok, kiedy zombi sięgnęło po jego nogawkę. Działając wyłącznie pod wpływem instynktu, neurolog wbił włócznię prosto w głowę Chase'a, miażdżąc mu czaszkę. Ciało drgnęło, po czym znieruchomiało.
- Przemienił się? - wykrztusił Wilson. - Jak to...?
- Chyba jednak nie był odporny - mruknął House, ociekając wodą w drzwiach Diagnostyki. - Wilson miał rację. To tylko inna infekcja spowolniła działanie wirusa.
| To się nazywa pech.
Richie117 napisał: |
Zawiniątko pościeli u jego stóp poruszyło się i mała ciemnowłosa dziewczynka wypełzła spod koców, przecierając zaspane oczy.
- Co się dzieje, doktorze Wilson? - spytała.
- Chodź, skarbie - powiedział łagodnie. - Musimy przygotować się do wyjścia. - Pochylił się i odłączył wężyk kroplówki od jej ramienia. - Jak się czujesz?
- Dobrze - odpowiedziała Lindsey, wygrzebując się ze swoich prześcieradeł. - Muszę pana zapytać...
- O co chodzi? - odparł z roztargnieniem, wkładając elektroniczny termometr do ucha dziewczynki i zerkając na wyświetlacz. Jej temperatura wróciła do normy; antybiotyk o szerokim spektrum musiał zadziałać, pomyślał.
- Czy będzie pan...
Wilson sięgnął po jej szczupły nadgarstek, żeby sprawdzić tętno. Wyczuł coś pod opuszkami palców, więc przyjrzał się uważniej skórze na rączce dziecka.
Ugryzienie. Było małe i pokryte strupem, ale takich śladów zębów nie dało się z niczym pomylić. Zostawił je człowiek. Albo jakieś człekokształtne stworzenie.
- Ty... - zająknął się. - Została ugryziona?
Jej jasnozielone oczy wpatrywały się uporczywie w twarz Wilsona.
- Czy będzie pan mnie bronił przed potworami? - wyszeptała cicho.
| I mamy uodpornionego.
Dobra teraz teoria. [link widoczny dla zalogowanych] ([link widoczny dla zalogowanych] (ss)) były chorobą która pojawiła się w Anglii pod koniec XV wieku i przez 1 połowę XVI wieku atakowała nie tylko Anglię ale i prawie cała Europę aż do Rosji, jest hipoteza, że to choroba z tej samej grupy co ebola - [urlhttp://en.wikipedia.org/wiki/Hantavirus]hantawirusów[/url], więc ludzie odporni na ss byliby też często odporni za zz (zombiakowatość zaraźliwą (ale wymyśliłam fajną nazwę ;-))). [link widoczny dla zalogowanych]: Anglia x5, Kornwalia x3, Walia x 1. Raz w 1528 poza wyspami brytyjskimi Niderlandy, Niemcy, Polska (Korona i Litwa), Rosja, płd Szwecji i Norwegii, Dania.
Czyli najbardziej odporni byli ci, których przodkowie żyli w Anglii w pierwszej połowie XVI wieku albo ci którzy praxNdziadkowie spotkali inne hantawirusy w Afryce czyli Foreman może mieć szansę.
Chase ok, nie był odporny, ale mu się poprawiło czyli może miał niewielkie szanse ale postrzał je zniwelował do zera. Może jego organizm walczył z wirusem ale go jeszcze nie pokonał, ale w odpowiednich warunkach mógł. Etniczność postaci: Chase - czesko(środkowoeuropejsko)-anglosaska(?). Cameron - anglosaska? ale nie miała szans z zz. House - anglosaska? może mieć te dobre geny. Wilson - anglosasko-żydowska (ale czy ci Żydzi żyli w Europie wschodniej czy zachodniej?) - szanse ma jeśli geny po ojcu albo i po matce są ok. Ale to jest 500 lat w tym czasie możliwe były mutacje, utrata tych genów, etc., czyli masz trochę rozpracowaną zz od strony genetycznej.
advantage napisał: |
Richie117 napisał:
zastanawiam się, czy ktoś kiedyś napisał fika, w którym Tritter okazałby się porządnym gościem
mam nadzieję, że nie! nie można aż tak zmieniać bohaterów |
Ależ oczywiście, że są takie fiki np. autorstwa [link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Lacida dnia Czw 12:05, 12 Cze 2014, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 10:39, 29 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
advantage napisał: | mam nadzieję, że nie! nie można aż tak zmieniać bohaterów | House'a i Wilsona scenarzyści zmienili jeszcze bardziej
A Lacida podała linka do fików z good-guy-Tritter
advantage napisał: | loool, ale wielkie jaja nie są tak pożądane jak wielki penis | still, do wielkiego penisa raczej nie pasują jajka jak ziarnka grochu
advantage napisał: | ale przez miesiąc produkcji może tyle się uzbiera | pod warunkiem, że Wilson nie będzie podbierał zapasów, żeby robić sobie odmładzające maseczki
advantage napisał: | nope, pan kierownik mówi np. niee, ta nie, nie podoba mi się. I targa cv | uh a może panu kierownikowi po prostu bardziej podobaliby się chłopcy?
advantage napisał: | a nie jak jedzenie frytek z selera | wut?! a co, ziemniaki są dla wege zbyt mało roślinne?
advantage napisał: | no jak too, House przy erze też jest romantyczny | ale dopiero wtedy, kiedy swoim sarkazmem doprowadzi Wilsona do łez i/lub chęci ucieczki z łóżka
advantage napisał: | lepiej tak nie ryzykować i na początku związku kupić dwie | a jeśli Wilson uznałby to za brak zaufania z mojej strony?
advantage napisał: | nie było źle, zjedzony przez Cameron to też dobre rozwiązanie | cieszę się, że jesteś zadowolona
advantage napisał: | jak zombiaki lubią martwe mięso to może udo House’a je przyciągnęło? | zombiaki lubią mózgi... więc przyciągnął je dolny mózg House'a
advantage napisał: | ale Jimmy taki kobieciarz musi być pewien swojego wyglądu | maybe on był kobieciarzem tylko po ciemku?
advantage napisał: | ale jak przez wieczność będzie zdobywał doświadczenie, to kiedy będzie je wykorzystywał w praktyce | um... kiedy przejdą na następny level wieczności
advantage napisał: | omg, ludzka wyobraźnia zadziwia! I możliwości photoshopa | uh, muszę w końcu zebrać i wstawić te house'owo-zombiakowe fan-arty, które mi się plączą po kompie
advantage napisał: | ale każdy zombie jest kanibalem | LE byłaby wegetariańskim zombi
advantage napisał: | okej, tylko żeby wtedy te umarlaki nie obróciły się przeciwko niemu! | nieee, będą na to zbyt bezmózgie
advantage napisał: | to już nie takie romantyczne! Chyba, że przykrył w sensie nakrył dłonią i podotykał | yeah, that's my thought
advantage napisał: | nigdy jeszcze nie trafiłam na fika, gdzie Mały Greg byłby mały, soł, to musi być prawda, ze on jest ogromny | a co jeśli to House pisze te wszystkie fiki, żebyśmy tak właśnie myślały?
advantage napisał: | aż mi się przypomniała ta książka z Harry’ego Pottera, którą trzeba było pogłaskać po okładce, żeby się otworzyła i przestała gryźć | cholera, przypomniałaś mi, że miałam kupić Harry'ego Pottera
advantage napisał: | yeeah, jakby tylko taki pet-zombie!House nie chciał zjeść Wilsona! Innych może | ofkors, że p-z!House nie chciałby zjeść Wilsona! najwyżej czasami by go polizał or something
advantage napisał: | Kurde! Dwa rozdziały do końca, to myślałam, że coś się wyjaśni z tym lekarstwem, a tu duppa... mogłam przewidzieć, że to by było za proste. Ale ja tak bardzo wierzę, że House zostanie uratowany! | um... ale doczytałaś ten rozdział do końca? bo mi się wydawało, że tam się pretty much wszystko wyjaśnia...
advantage napisał: | noooł, czyżby płakał... boi się stracić House'a | poor Wilson powinien wiedzieć, że jedyną stratą, z jaką powinien się naprawdę liczyć, to strata dziewictwa
advantage napisał: | a może w zombie zjadające inne zombie? | ewentualnie w zombi, które od mózgów woli seks
advantage napisał: | co to ma być, przecież Vicodin powinien być odkładany dla House'a, bo najbardziej go potrzebuje! | na szczęście polowanie na zombiaki okazało się lepszą terapią odwykową niż Mayfield
advantage napisał: | Całowaliby się, jakbyś nie przerwała!!! | co się odwlecze... a wtedy nawet horda zombiaków im nie przeszkodzi
advantage napisał: | Żeby uprawiać seks? | gdyby się Tritter nie wtrącił, to mogliby zostawić resztę grupy w laboratorium, a sami wróciliby na seks do windy
advantage napisał: | Nie poznał jeszcze Betsy! | prawda? Betsy poradziła sobie z Cuddy, więc strzelba Trittera to dla niej kaszka z mleczkiem
advantage napisał: | Wszystko zepsuł, może mogliby jakoś dzięki niej się wydostać | yeah... Tritter nie byłby sobą, gdyby wszystkiego nie spieprzył
advantage napisał: | Jak nikt poza szpitalem nie jest zombie, to może wystarczy się wydostać ze szpitala, żeby wyzdrowieć? | um... raczej wystarczy wydostać się ze szpitala, żeby zarazić cały świat
advantage napisał: | jest na to tyle słów! Ale okej, "swojego House'a" brzmi najlepiej | bo House jest jedyny w swoim rodzaju!
Nooo... Trochę wody upłynie, zanim dojdziemy do kolejnego rozdziału, bo teraz wypadałoby przetłumaczyć następny kawałek 'alternatywnego 7. sezonu'... Chyba że miałabym się teraz skupić na Epidemii i ją dokończyć?
Wena zawsze się przyda Thaaanks
****
Lacida napisał: | Foreman jak zawsze, niewzruszony..., a Wilson zawsze się tłumaczy | tak mnie właśnie olśniło, że może Foreman żyje jeszcze tylko dzięki swojemu stoicyzmowi - bo zombiakom smakują tylko żywe mózgi, a mózg Foremana od dawna jest martwy, zwłaszcza jeśli chodzi o emocje
Lacida napisał: | O mamy opowieści z życia wzięte i bohaterów w czasie epidemi jakiej świat nie widział. | świat może nie widział, ale wielbiciele amerykańskiego kina oglądali to wielokrotnie
Lacida napisał: | Nadal ją kocha :tuli Chase'a: | yeah, wtedy miłość Chase'a nie była jeszcze skażona ślubem i chorymi pomysłami TPTB...
Lacida napisał: | PS Czytałam innego zombii hilson fika, gdzie House był zombii a Wilson się nim opiekował. To było dziwne, bardzo, bardzo, bardzo dziwne. | hmm... a nie było czasem na odwrót? Bo ja czytałam bardzo dziwnego fika, w którym Wilson był zombi, a House się nim opiekował Masz może linka do tego swojego?
Lacida napisał: | Sam wszedł do miejsca epidemii nie wiadomo czego, nikomu nic nie powiedział - brawo Tritter, rób tak dalej a skończysz jak... [...] posiłek Cameron, a raczej zombiaka w jej ciele. Tritter, mówiłam że tak skończysz. | dostał to, na co zasłużył
Lacida napisał: | A co jak się dzieje, może należy ich posłuchać, co detektywie. | ludzi o zakutych łbach nic nie przekona
Lacida napisał: | Tritter coś ty narobił. Zabiłeś ostatnią nadzieję House i Wilsona. | na szczęście - przedostatnią
Lacida napisał: | Foreman rwie się do tego czy może chce oszczędzić tego Gregowi? Cameron nawet jako zombii pomoga House'owi. | nie wiem, czym się kierował Foreman, ale raczej nie podejrzewam go o chęć zlitowania się nad House'em. I nie zdziwiłabym się, gdyby Cam - nawet jako zombi - pamiętała, jak Tritter skrzywdził House'a.
Lacida napisał: | (zombiakowatość zaraźliwą (ale wymyśliłam fajną nazwę ;-))) | najs
Lacida napisał: | Chase ok, nie był odporny, ale mu się poprawiło czyli może miał niewielkie szanse ale postrzał je zniwelował do zera. Może jego organizm walczył z wirusem ale go jeszcze nie pokonał, ale w odpowiednich warunkach mógł. [...] |
Aha, już rozumiem, do czego zmierzałaś z tymi genetycznymi teoriami - hipotetycznie rozważałaś, czy nasza ekipa miałaby szanse się uratować, gdyby nie było tej uodpornionej dziewczynki
No cóż, mogę tylko powiedzieć, że Twoja teoria jak najbardziej ma sens. I dzięki za wkład pracy włożony w jej rozpracowanie Ale że nie mamy 100-procentowej pewności, którzy bohaterowie rzeczywiście byli genetycznie odporni, to dobrze się stało, że wynaleźli tę szczepionkę
Lacida napisał: | Ależ oczywiście, że są takie fiki np. autorstwa TrenchcoatsAreSexy | omatko, naprawdę ktoś to zrobił! na myśl o poczytaniu tych fików mój musk zwinął się w kłębek i dygocze gdzieś w ciemnym zakamarku czaszki
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anai
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 21:21, 11 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | uh, żarty żartami, ale jak mnie dalej będą tak udupiać w pracy jak w tej chwili, to może będę musiała się zwolnić tak czy siak | mignęło mi w innym temacie, że już nie pracujesz? I hope, że znajdziesz coś nowego szybko i że tym razem trafisz na przyzwoitego pracodawcę
Richie117 napisał: | w końcu dewizą House'a jest "work smarter, not harder" | i realizuje je w każdym aspekcie swojego życia!
Richie117 napisał: | no wiesz, można by podzielić fabułę książki na części - tak jak z jednej książki "Hobbit" kręcą się 3 filmy ale TPTB "Kopuły" wolało niepotrzebnie wszystko komplikować I know, że nie muszę, ale to by było nie w moim stylu
Dobrze pamiętasz, nie widziałam od chyba 7x20 do 8x01. Still, na samo myślenie o tych epach poświęciłam tyle czasu, że nadal czuję się bardziej poszkodowana | idk, film to jednak nie to samo, co serial i wydaje mi się, że łatwiej zrobić z jednej książki kilka filmów niż kilka sezonów serialu... nawet jeśli ta książka ma prawie tysiąc stron Um, czyli jak już zaczęłaś, to teraz będziesz oglądać do samego końca? Gdybym ja miała takie opory przed porzucaniem badziewnych seriali, to teraz oglądałabym ich już z 50
ja się tak nie bawię, myślenia nie można tak łatwo zmierzyć jak czasu poświęconego na oglądanie
Richie117 napisał: | może zarzucił na niego lasso z krawata? | to włosy i tak mogły się przydać, u know, żeby House przestał się wierzgać i nie uciekł z niewoli (bo po co uciekać od takiego przystojnego kowboja)
Richie117 napisał: | a jeśli to tylko dowód na to, że nie masz talentu do makijażu? | ała, ale pocisk
Richie117 napisał: | może zamiast czekać powinnyśmy same zacząć przeprowadzać takie operacje? | na sobie nawzajem?
Richie117 napisał: | well, Amber nie bała się House'a i jak skończyła? | okej, postaram się unikać autobusów
Richie117 napisał: | Wilson by się zgorszył, a przecież o niego tu chodzi | to biedny House, jeśli Wilson jest wszystkim taki zgorszony
Richie117 napisał: | wtedy by to sobie na kartce napisał - jak w tym epie, kiedy miał się nie wtrącać do diagnozowania, które prowadził 4man | aww, to nawet słodkie! gorzej jakby do końca życia tylko w ten sposób się porozumiewał z Wilsonem
Richie117 napisał: | mam lepszy pomysł - perwersy mogą mnie zanieść na rękach do tej całej historii | chyba nie mamy innego wyboru
Richie117 napisał: | damn, świat byłby taki piękny, gdyby nie zdolności przystosowawcze tych osobników | yeah, ale wtedy nie miałabym z kim się porównywać, żeby podnosić swoją samoocenę i nie wiem, jak bym to zniosła
Richie117 napisał: | okeej, uspokoiłaś mnie Nooo, tak bezpośrednio to po nic, ale House mógłby pozbawić Wilsona mózgu, żeby wilsonowa krew nie musiała krążyć między górną a dolną główką | ale z drugiej strony skoro potrzebna mu tylko dolna główka, to po co trzymać całego Wilsona?
Richie117 napisał: | well, to zacznij powoli organizować sobie czas na czytanie, bo następny rozdział jest w fazie przygotowawczej | spoko, teraz już mam czas na czytanie fików (ugh, właściwie to nie 'teraz', tylko już od prawie miesiąca...), więc jeżeli się obijam z komentowaniem, to tylko wina mojego lenistwa
Richie117 napisał: | za to Cuddy miała okazję gwałcić House'a językiem, uh | still, mniejsze zło
Richie117 napisał: | ciiii, Tritter i tak skończy jako zombiakowe papu No i widzisz, wreszcie znalazłyśmy cute wersję zombiakowej miłości | uff, to mi ulżyło yeah, seks jest dla żyjących i tego się trzymajmy
***
Cytat: | Jego ciężkie od snu powieki podniosły się raz, drugi i wreszcie jego oczy zaczęły skupiać się na osobliwym widoku, jaki stanowiło zbliżenie na owłosioną klatkę piersiową pod jego policzkiem. | miejmy nadzieję, że już niedługo wcale nie będzie taki osobliwy A tak btw, to byłoby bardziej osobliwie jakby Wilson obudził i zobaczył inną część ciała House'a przed swoją twarzą
Cytat: | - Widok was dwóch przytulonych do siebie? To zajmuje dość niską pozycję na szoko-metrze. | taki widok powinien stanowić zero na szokometrze każdego człowieka, bo nikt nie jest zaskoczony (poza House'em i Wilsonem oczywiście, ale oni zawsze byli trochę wolni)
Cytat: | Nic jednak nie powiedział, tylko spuścił wzrok, odrywając spojrzenie od oczu Wilsona odbitych w lustrze. | ...i przenosząc je na jego tyłek
Cytat: | - Będziecie się całować? - cichutki głos doszedł ich od strony podłogi. | z takim wyczuciem to dziecko daleko nie zajdzie
Cytat: | - Ooooaaaaugh - powiedziała Cameron i wyciągnęła ręce, by pochwycić kombinezon Trittera. | krótko i na temat
Cytat: | - Nie, to się nie dzieje naprawdę - powtarzał bezustannie Tritter. - To się nie dzieje naprawdę. | wow, umiejętność radzenia sobie w stresowych sytuacjach godna policjanta
Cytat: | Foreman westchnął. - Mam zabić Cameron? - zapytał, podnosząc z ziemi swoją włócznię. | ech, żadnej wdzięczności
Cameron jest zdecydowanie bohaterką tego rozdziału! Nawet jako zombie jest lepsza od niektórych ludzi... a przynajmniej wolę myśleć, że pomogła chłopakom ze względu na jakieś przebłyski lojalności, a nie że skusiła ją (pewnie bardzo skromna) zawartość czaszki Trittera Anyways, fajnie się jej w tym kibicowało A Wilson ma złe nastawienie - powinien nawet nie dopuszczać do siebie myśli, że nie uda się znaleźć lekarstwa. Wtedy nie tylko będzie musiał zabić House'a, ale (co gorsze) nigdy nie będą mieli szansy na seks! Gdzie są twoje priorytety, Wilson?
Weny!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 8:31, 15 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Anai napisał: | mignęło mi w innym temacie, że już nie pracujesz? I hope, że znajdziesz coś nowego szybko i że tym razem trafisz na przyzwoitego pracodawcę | yup, zgadza się. Well... a co? Już chcesz się mnie pozbyć? Myślałam, że będziecie się cieszyć tak samo jak ja, że znowu mam 100% czasu na horumowanie (a serio, to dzięki * back* aczkolwiek nie bardzo wierzę w szybkie znalezienie nowej pracy, a tym bardziej w uczciwych pracodawców )
Anai napisał: | i realizuje je w każdym aspekcie swojego życia! | z wyjątkiem sytuacji, kiedy Wilson leży pod nim i jęczy Harder, harder!
Anai napisał: | idk, film to jednak nie to samo, co serial i wydaje mi się, że łatwiej zrobić z jednej książki kilka filmów niż kilka sezonów serialu... nawet jeśli ta książka ma prawie tysiąc stron Um, czyli jak już zaczęłaś, to teraz będziesz oglądać do samego końca? Gdybym ja miała takie opory przed porzucaniem badziewnych seriali, to teraz oglądałabym ich już z 50
ja się tak nie bawię, myślenia nie można tak łatwo zmierzyć jak czasu poświęconego na oglądanie | chyba wszystko zależy od tego, o jaką książkę chodzi - jeżeli w książce przeważają opisy, to faktycznie trudno by było nakręcić ep serialu składający się z samych krajobrazów ale jeśli jest dużo akcji, to w serialu wszystko się zmieści, a z filmu trzeba część scen powyrzucać.
Gdzieś czytałam, że mają być tylko dwa sezony w sumie, więc jakoś wytrwam do końca. Besides, jeśli poczekam i zassam całość, a później obejrzę na 2-3 razy, to nie będzie tak źle. Gdybym miała na bieżąco oglądać epy w TV, to pewnie bym zrezygnowała and LOL, ja chyba nawet nie znam 50 seriali
a gucio! jak to nie można zmierzyć myślenia? ja dobrze wiem, ile czasu nad tym myślałam!
Anai napisał: | to włosy i tak mogły się przydać, u know, żeby House przestał się wierzgać i nie uciekł z niewoli (bo po co uciekać od takiego przystojnego kowboja) | nooo... jest w tym trochę racji. But still, mając House'a w niewoli, Wilson mógłby mu pokazać JJ'a, co dałoby taki sam skutek jak włosy
Anai napisał: | na sobie nawzajem? | gdyby się okazało, że to, co niedobre dla Ciebie, jest dobre dla mnie, to dlaczego nie
Anai napisał: | okej, postaram się unikać autobusów | i śmieciarek!!!
Anai napisał: | to biedny House, jeśli Wilson jest wszystkim taki zgorszony | heh, przynajmniej ma co robić, ucząc Wilsona, że nie ma powodów do zgorszenia
Anai napisał: | aww, to nawet słodkie! gorzej jakby do końca życia tylko w ten sposób się porozumiewał z Wilsonem | bez obaw, od nocy poślubnej porozumiewaliby się za pomocą seksu
Anai napisał: | chyba nie mamy innego wyboru |
Anai napisał: | yeah, ale wtedy nie miałabym z kim się porównywać, żeby podnosić swoją samoocenę i nie wiem, jak bym to zniosła | oj tam, oj tam, przystosowałabyś się, I guess
Anai napisał: | ale z drugiej strony skoro potrzebna mu tylko dolna główka, to po co trzymać całego Wilsona? | um... żeby wystawiał recepty na Vicodin, bo JJ nie skończył medycyny?
Anai napisał: | spoko, teraz już mam czas na czytanie fików (ugh, właściwie to nie 'teraz', tylko już od prawie miesiąca...), więc jeżeli się obijam z komentowaniem, to tylko wina mojego lenistwa | jupi ale czy mam przez to rozumieć, że zdawałaś teraz maturę?
ech, ja też się lenię, zamiast produktywnie wykorzystywać odzyskaną wolność
*
Anai napisał: | miejmy nadzieję, że już niedługo wcale nie będzie taki osobliwy A tak btw, to byłoby bardziej osobliwie jakby Wilson obudził i zobaczył inną część ciała House'a przed swoją twarzą | zapewne (chyba że House zacznie golić sobie klatę i Wilson nie zdąży przywyknąć do jej owłosionego stanu ) Well, who knows? Może Wilson widywał już inną część ciała House'a tuż po obudzeniu, kiedy u niego mieszkał?
Anai napisał: | (poza House'em i Wilsonem oczywiście, ale oni zawsze byli trochę wolni) | na szczęście nadrabiają szybkością w innych aspektach życia
Anai napisał: | ...i przenosząc je na jego tyłek | ...który prezentował się zjawiskowo w różowych scrubsach
Anai napisał: | z takim wyczuciem to dziecko daleko nie zajdzie | heh, wyczucia może jej brakuje, ale za to wie, co jest dobre
Anai napisał: | wow, umiejętność radzenia sobie w stresowych sytuacjach godna policjanta | w końcu jakieś kryterium musiał spełniać, że go przyjęli do policji
Anai napisał: | ech, żadnej wdzięczności | takie życie - im bardziej się komuś przysłużysz, tym mocniej za to oberwiesz
Anai napisał: | a nie że skusiła ją (pewnie bardzo skromna) zawartość czaszki Trittera | Cam pasowałaby na wegetariankę, a Tritter miał w głowie dużo siana
Anai napisał: | Wtedy nie tylko będzie musiał zabić House'a, ale (co gorsze) nigdy nie będą mieli szansy na seks! Gdzie są twoje priorytety, Wilson? | cóż, jest jeszcze ewentualność, że przed zabiciem House'a wykorzystałby ostatnią okazję na seks...
dziękować
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 9:04, 29 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Obiecywałam już dawno temu, że wrzucę tu moją kolekcję fan-artów z House'em i resztą w wydaniu zombi, więc czas najwyższy dotrzymać słowa. Nie ma tego tak dużo, jak myślałam, ale jak chcecie, to pogooglajcie i może znajdziecie więcej
(żeby zobaczyć obrazki w pełnym formacie, klikajcie w miniaturki)
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych] [link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych] (to bardziej wampir!House niż zombi, ale whatever )
[link widoczny dla zalogowanych] [link widoczny dla zalogowanych]
cztery poniższe obrazki pochodzą ze strony [link widoczny dla zalogowanych]
Taub!zombi
[link widoczny dla zalogowanych]
Foreman!zombi
[link widoczny dla zalogowanych]
Amber!zombi
[link widoczny dla zalogowanych]
Chase!zombi
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 9:06, 29 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Jak widać gołym okiem nasz zombi!fik dobiegł końca. Będąc tak blisko finału, wolałam nie robić przerwy na kolejny rozdział/odcinek 'alternatywnej wersji siódmego sezonu', więc zabiorę się za to dopiero teraz. Mam nadzieję, że nikt nie będzie zbytnio rozpaczał z tego powodu
Zanim przejdziecie do lektury poniższego rozdziału, mam jedną ważną imho uwagę.
Według mnie byłoby o niebo lepiej, gdyby Autorka poprzestała na tym rozdziale i nie dopisywała części ósmej - Epilogu - która zmienia atmosferę całego fika. W związku z tym szczerze radzę - jeżeli chcecie zapamiętać to opowiadanie jako fluff z elementami horroru, nastawcie się na to, że ten rozdział jest ostatnim. Ofkors, dla porządku przetłumaczyłam również Epilog, ale absolutnie nie zmuszam, żeby ktoś go czytał (nie, nie obawiajcie się - nasze chłopaki żyją i mają się dobrze, zważywszy na okoliczności ).
Yup, to wszystko, co miałam do zakomunikowania.
Enjoy! |
Rozdział 7
Wilson zmusił swój mózg, by nadal pracował, jak na mózg lekarza przystało.
- Kiedy zostałaś ugryziona, skarbie? - zapytał dziewczynkę, usiłując powstrzymać swój głos od drżenia.
Lindsey nieznacznie wzruszyła jednym ze swoich szczupłych ramion. Spuściła wzrok na kolana i utkwiła spojrzenie we własnych dłoniach.
- Kotku - odezwał się Wilson, a w jego głos zaczęła się wkradać panika - musisz mi powiedzieć. To bardzo ważne.
Bardzo delikatnie, bardzo wolno ujął ją za podbródek i uniósł jej twarz, aż ich oczy ponownie się spotkały.
- Kto cię ugryzł? - spytał.
Foreman, który przechodził obok nich w pośpiechu z naręczem bandaży, przystanął na widok Wilsona klęczącego na na podłodze i przemawiającego cicho do dziecka. Wilson zobaczył go, jak stoi za ramieniem Lindsey, unosząc pytająco jedną brew.
- Moja mama - wymamrotała Lindsey. - Ona... - Jej oczy w kolorze morskiej zieleni znowu skierowały się ku dołowi, a złożone na kolanach dłonie poruszyły się nerwowo.
Wilson podniósł wzrok na Foremana z jednym pytaniem wyraźnie wypisanym na twarzy.
Foreman pokręcił głową i przeciągnął krawędzią dłoni po szyi. Wilson zamknął oczy i westchnął. Zatem matka dziewczynki była podwójnie martwa.
- Ona jest tu z nami od niemal tygodnia - powiedział Foreman, wskazując na dziewczynkę.
- Czy ja umrę? - spytała Lindsey, zerkając to na jednego, to na drugiego lekarza.
- Nie, nie, nic ci się nie stanie. - Wilson otoczył ją ramionami i pozwolił jej przytulić policzek do swojej piersi. - Wszystko będzie w porządku - wyszeptał w jej ciemne włosy.
Foreman zamrugał. - Chcesz powiedzieć, że ona...?
- Przyprowadź Whitner - nakazał mu Wilson, wciąż trzymając dziewczynkę, jak gdyby miała zniknąć, jeśli ją puści. - I znajdź House'a. Gdzie jest...? - Rozejrzał się po ogarniętej krzątaniną kafeterii, ale nie mógł zlokalizować patykowatej sylwetki diagnosty. - House? - zawołał.
Rozległ się szczęk łańcuchów na drzwiach prowadzących na korytarz i Wilson, obejrzawszy się przez ramię, zobaczył, jak pielęgniarka Barbara mocuje je z powrotem na miejscu. Kobieta obróciła się, słysząc okrzyk onkologa.
- Właśnie wyszedł - oznajmiła, wzruszając ramionami. W wolnej ręce ciągle trzymała zdobytą niedawno strzelbę. - Powiedział, żebyśmy zaczekali na jego instrukcje.
- A to sukin... - Wilson jeszcze raz uściskał dziewczynkę i niezdarnie podniósł się z podłogi. - Zaczekaj tutaj - powiedział do niej. - Muszę tylko...
Whitner zatrzymała się gwałtownie tuż przed nim, zagradzając mu drogę do drzwi.
- Foreman powiedział, że to dziecko zostało ugryzione - odezwała się, z trudem łapiąc oddech. Sądząc po dzikim wyrazie jej oczu, najwyraźniej nie słyszała całej historii. Lekarka mocno trzymała broń na swoich kolanach.
- Tak, ale... - Wilson rzucił okiem na zatrzaśnięte drzwi. Co, u diabła, zamierzał House?
Foreman dogonił Whitner, dysząc z wysiłku.
- Nie dałaś mi dokończyć - warknął na nią. - Wilson, powiedz jej!
- House wyszedł - powiedział Wilson, zamiast udzielać wyjaśnień, i próbował przepchnąć się obok dwójki lekarzy. House nie mógł odejść zbyt daleko, przekonywał się w myślach, rozglądając się gorączkowo za swoim strażackim toporkiem.
- Kogo obchodzi House? - prychnął Foreman, chwytając Wilsona za łokcie. - To dziecko jest odporne!
Whitner spojrzała z góry na siedzącą na podłodze Lindsey, jakby nie zauważyła jej wcześniej.
- Mówisz poważnie? - wykrzyknęła.
- Tak! - wrzasnął Wilson, wyrywając się Foremanowi. - Ale House o tym nie wie! A teraz wyszedł stąd zupełnie sam, ponieważ myśli, że wkrótce przemieni się w zombi!
Foreman podniósł rękę, żeby uciszyć Wilsona.
- Chwileczkę, House został ugryziony?
Whitner z sykiem wypuściła powietrze z płuc.
- Ten sukinkot pewnie obmyślił sobie jakiś samobójczy plan.
- Muszę go znaleźć - stwierdził Wilson. Nareszcie wypatrzył toporek na ziemi i natychmiast go podniósł. - Wy zabierzcie Lindsey do laboratorium i przygotujcie surowicę najszybciej jak...
W tym momencie rozległ się niespodziewany trzeszczący odgłos, głośny i odbijający się echem od ścian, który sprawił, że wszyscy podskoczyli z zaskoczenia. W ślad za nim zabrzmiały dwa głuche stuknięcia i chichot.
- Czy ten sprzęt działa? - zadudnił jakiś głos z systemu nagłaśniającego. - Lepiej, żeby tak było, bo właśnie przeszedłem niczym Mojżesz przez morze zombi, żeby dotrzeć do najbliższego stanowiska pielęgniarek.
- House? - Wilson spojrzał na głośniki przymocowane do sufitu, marszcząc brwi.
- Założę się, że jakiś kretyn próbuje mi w tej chwili odpowiedzieć - mruknął zgryźliwie House. - Tak dla przypomnienia: ten sprzęt działa tylko w jedną stronę.
Wilson przewrócił oczami, mrucząc pod nosem kilka starannie dobranych słów odnośnie inteligencji House'a.
- Ta wiadomość jest skierowana do wszystkich żywych i oddychających istot, które pozostają uwięzione pośród ścian PPTH - kontynuował House, parodiując komunikat [link widoczny dla zalogowanych]. - Idźcie za pielęgniarką z wielką spluwą. Poprowadzi was na pierwsze piętro i, miejmy nadzieję, frontowymi drzwiami na zewnątrz. Ja będę was osłaniał przy pomocy... - przeciągnął ostatnie słowo, a Wilson usłyszał klik klik klik, towarzyszące przewijaniu listy utworów na iPodzie - ... najlepszych hitów z klasyki rocka, aby uprzyjemnić wam resztę dnia.
- Czy on zamierza nadawać muzykę przez szpitalny radiowęzeł? - Foreman zmarszczył czoło z konsternacją.
Whitner klasnęła w dłonie, jej usta wygięły się w uśmiechu.
- Hałas zdezorientuje zombi - wykrzyknęła. - Nie będą w stanie usłyszeć, że nadchodzimy. To genialne!
- Przygotujcie się, ludzie mający tętno - powiedział House. - Pierwszą piosenkę dedykuję Jamesowi z onkologii. - Nastała dłuższa chwila ciszy, po której rozległ się głęboki, skrzekliwy odzew. Wszystkie osoby w pomieszczeniu zamarły z twarzami zwróconymi w kierunku dźwięku.
Wreszcie głos House'a powrócił, cichy i pełen wahania: - Żałuję, że nigdy... nie odbyliśmy tej rozmowy, Jimmy. - W głośnikach rozbrzmiała eksplozja jęków, a po niej ostatnie ostrzeżenie:
- A teraz - ruszajcie.
Głos House'a zastąpił łomoczący rytm. Tup, tup, klask. Tup, tup, klask.
- Mam nadzieję, że to zadziała! - odezwała się Whitner, przekrzykując utwór zespołu Queen.
Niewielka grupa byłych pacjentów i pracowników szpitala zaczęła zmierzać ku frontowym drzwiom, zaopatrzona w skromny oręż wszelkiego rodzaju.
We will, we will rock you.
Siostra Barbara, wykrzykując polecenia, wyprowadziła ich na korytarz:
- No, dalej, chodźmy, trzymajcie się razem, powoli i równo.
Foreman potrząsnął Wilsonem za ramię, budząc go z odrętwienia spowodowanego szokiem po ostatnich słowach House'a.
- Musimy wyjść - powiedział. - Wszyscy idą. - Podniósł z podłogi swoją włócznię.
- Nie wyjdę stąd bez House'a - odrzekł Wilson. Lindsey stała u jego boku, zaciskając małe dłonie na jego różowym uniformie.
Whitner przyglądała się przez moment poważnej minie onkologa.
- Pójdę z wami do laboratorium. Nadal mogę przygotować surowicę - oznajmiła. - Tylko jak dostarczysz ją House'owi, zanim...?
- Coś wymyślę. - Wilson usunął się z drogi, gdy jakiś mężczyzna przepchnął się obok niego. - Zostało nam niewiele czasu. Ruszajmy. - Prawą ręką chwycił nadgarstek Lindsey, w lewej zamierzając dzierżyć strażacki toporek. - Trzymaj się blisko mnie, kotku - zwrócił się do dziewczynki.
You've got blood on your face
A big disgrace
Foreman wyprowadził ich z kafeterii, idąc w ślad za grupą ocalałych.
- House nadal ma klucz do windy - powiedział. - Musimy pójść schodami.
Podążyli razem w stronę klatki schodowej, unikając spotkań z zombi, kiedy to było możliwe lub odpierając ataki stworów, kiedy nie mogli ich ominąć. House miał słuszność - głośna muzyka pomagała maskować odgłosy kroków. Zombi gromadziły się wokół głośników, próbując odnaleźć źródło dźwięków. Zawodziły zdezorientowane i łatwo było je wykończyć, gdy ich uwaga skupiała się na urządzeniach nagłaśniających.
Wilson natknął się na jedno z takich stworzeń, skręciwszy za róg korytarza.
- Zamknij oczy - polecił Lindsey, po czym ściął głowę zombi. Dziewczynka ukryła twarz w nogawce jego spodni, dopóki jęczenie nie umilkło. Następnie ruszyli w dalszą drogę.
Grupa posuwała się powoli, zwłaszcza z uwagi na starszych pacjentów. Foreman ruszył z pomocą sędziwej kobiecie, lecz ta odpędziła go od siebie.
- Mogę iść o własnych siłach - stwierdziła, rzucając mu groźne spojrzenie.
- Hej... - Jakieś wołanie dotarło do uszu Wilsona. Obejrzał się i zobaczył Whitner, która siedziała na wózku u szczytu schodów. - Jest tu pewna panna, która nie ma takiego szczęścia - powiedziała niechętnie.
Wilson podał Lindsey swój toporek. - Możesz go potrzymać? Nie jest za ciężki?
Dziewczynka zachwiała się od ciężaru toporka, ale trzymała go mocno. - Poradzę sobie - wydyszała.
Wspólnymi siłami Foreman z Wilsonem zdołali znieść Whitner razem z wózkiem z pierwszej partii schodów. Wilson sapał za każdym razem, gdy ból przeszywał jego kostkę i żebra, ale uparcie szedł dalej. Bez badaczki nie miał szans na przygotowanie surowicy, która miała ocalić życie House'a.
- Zombi na godzinie szóstej - ostrzegła Wilsona Whitner, kiedy dotarli na niższe piętro.
Wilson puścił wózek na ziemię i chwycił swoją broń z rąk Lindsey. Cała świta uciekinierów - młodzi i starzy, chorzy i zdrowi - starła się w bitwie ze zgrają nieumarłych.
Kobieta w podeszłym wieku, która wcześniej odrzuciła pomoc Foremana, właśnie rozwalała cegłą czaszkę jednego z zombi. Pielęgniarka udowadniała, że jest wyśmienitym strzelcem, w równym tempie śląc pociski prosto w głowy kolejnych stworów. Przerwała na moment, aby uzupełnić amunicję, nie zauważywszy trzech zombi, które zbliżały się do niej od tyłu.
- Barbara! - wrzasnął Wilson. - Są tuż za tobą, Barbara!
Kobieta obróciła się błyskawicznie i jednym strzałem położyła dwa z trzech stworów, po czym wykończyła ostatniego. Na koniec podziękowała Wilsonowi szybkim salutem.
Z głośników zaczęło grzmieć Staying Alive Bee Gees podkręcone na cały regulator.
- Nienawidzę poczucia humoru House'a - mruknął Foreman, podnosząc swoją włócznię.
- Mi się podoba, ma niezły rytm. - Whitner zarechotała, przeszywając gardło następnego zombi szuflą przerobioną na broń.
Wilson i Foreman z krzykiem włączyli się do starcia. Parę metrów dalej, z lewej strony, rozległ się wrzask chirurga, który został ugryziony przez zombi. Wilson ruszył w jego kierunku, lecz mężczyzna poległ, zanim Wilson zdołał przyjść mu z pomocą.
- Lindsey - zawołał przez ramię, jednocześnie ścinając głowę jeszcze jednemu zombi - jak się trzymasz?
Dziewczynka zwinęła się w kłębek na kolanach Whitner, z twarzą przyciśniętą do szyi kobiety. Machnęła ręką, by pokazać, że usłyszała, ale poza tym ani drgnęła.
Feel the city breakin' and everybody's shakin'
And we're stayin' alive, stayin' alive
- Gdzie jest najbliższe laboratorium? - zapytał Wilson, przekrzykując hałas.
- Jedno znajduje się na tym piętrze - odkrzyknęła w odpowiedzi Whitner. - Będzie musiało nam wystarczyć. Chodźmy. - Zaczęła jechać w głąb korytarza, wioząc z sobą Lindsey.
Wilson obrzucił spojrzeniem otaczającą go rzeź. Ciała ludzi i zombi ścieliły się u jego stóp. Strzelba Barbary wydawała uspokajające szz szzt przy każdym przeładowaniu.
- Zabieram tych ludzi na dół - poinformowała go pielęgniarka. - Postaram się zabić tyle tych potworów, ile zdołam. Powodzenia.
- Dziękuję. - Wilson obrócił się do Foremana, zdumiony ilością smug czarnej cieczy, które pokrywały jego kitel. - Jesteś gotowy?
Foreman westchnął i pokręcił głową. - Słuchaj, chcę znaleźć House'a, ale ci ludzie również potrzebują pomocy. - Zacisnął wargi w ponurym grymasie. - Wybacz. Ale jestem odpowiedzialny za większą grupę.
Wilson zamrugał raz, lecz skinął głową. - Rozumiem. Bądź ostrożny.
- Ty też - zawołał Foreman, doganiając grupę, która już pośpiesznie schodziła schodami na niższe piętro. Bee Gees grali dalej.
Wilson udał się za resztką swoich sprzymierzeńców do laboratorium na końcu korytarza. Po paru chwilach kreatywnego manipulowania gałką u drzwi, drzwi rozsunęły się na boki i weszli do pomieszczenia.
Wnętrze pozostało nietknięte, odcięte od chaosu ostatnich kilku dni zatrzaśniętymi drzwiami. Całe wyposażenie leżało na swoim miejscu, jakby był to zwyczajny dzień w pracy.
Wilson wziął czystą strzykawkę z pobliskiej półki.
- Usiądź tutaj, skarbie - zwrócił się do Lindsey, popychając w jej stronę wysoki stołek.
- Boję się igieł - powiedziała powoli, wpatrując się w tę, którą trzymał w ręku.
Wilson zaczerpnął głęboki oddech. - Wiesz, co wobec tego zrobimy?
- Co takiego? - zapytała, wdrapując się na taboret.
Wilson chwycił ją za ramię i celnie wbił igłę bez słowa ostrzeżenia.
- Hej! - Lindsey krzyknęła bardziej z zaskoczenia niż z bólu.
- Macie jakieś kłopoty? - spytała Whitner, przeszukując szafki.
Wilson podłączył do igły torebkę do zbierania krwi i patrzył, jak spływa do niej jasnoczerwony płyn.
- Nie, poradziliśmy sobie - odrzekł, pokazując uniesione do góry kciuki.
- Muszę przepuścić ją przez syntezator - mamrotała pod nosem Whitner, jeżdżąc po laboratorium i uruchamiając różne urządzenia. - Będę potrzebowała co najmniej pół litra krwi. W zależności od tego, ile potrwa wyizolowanie jej unikalnych [link widoczny dla zalogowanych], wkrótce powinniśmy mieć naszą surowicę.
- To dobrze - odparł Wilson. - Ja muszę tylko sprowadzić tu House'a.
Whitner odsunęła spoconą grzywkę, która opadła jej na oczy.
- Idź go poszukać. Jak dobrze pójdzie, zanim go wytropisz, ja uporam się tu ze swoją robotą.
Wilson popatrzył na nią i na dziewczynkę. - Jesteś pewna, że dacie sobie radę beze mnie?
Lekarka uniosła brew i wskazała na swoją szuflę opartą o ścianę. - Jestem pewna.
Wilson oblizał wargi. - Whitner, tak na wszelki wypadek - odezwał się - możesz przygotować dwie dawki?
- Tak, oczywiście. - Odprawiła go skinieniem dłoni: - A teraz zabieraj się stąd.
Wilsonowi nie trzeba było tego powtarzać. Chwycił swój toporek i wyszedł z laboratorium. W pierwszej chwili instynkt podpowiedział mu, żeby zejść na dół - House postąpiłby sprytnie, kierując się ku bezpiecznej drodze ucieczki. Jednak House nie myślał o własnym bezpieczeństwie. Myślał o tym, jak najlepiej dać się zabić.
Wilson rozejrzał się po klatce schodowej. Czuł, że House znajduje się gdzieś na górnych piętrach. Wziąwszy głęboki oddech, ruszył biegiem po schodach, a skręcona kostka dokuczała mu przy każdym kroku.
Sam środek hordy zombi - oto gdzie będzie House. I właśnie tam zmierzał Wilson.
Wspinał się na coraz wyższe piętra, aż wreszcie to usłyszał: warkotliwe, dudniące rzężenie setki nieumarłych. Dotarł na ostatnie piętro. Nie było odwrotu. Rozbrzmiewająca z głośników piosenka Bee Geesów cichła powoli.
Wilson czuł, że jego dłonie zaciśnięte na gładkim drewnianym stylisku toporka pokrywają się potem. Podniósł narzędzie w rękach i starał się uspokoić szaleńcze bicie swojego serca. Z interkomu zaczęła płynąć głośna muzyka Thrillera i Wilson parsknął śmiechem.
- Najpierw ocalę House'owi życie - powiedział - a potem go zamorduję.
Nie dając sobie szansy na myślenie o tym, by się wycofać, wyszedł zza załomu korytarza, stając twarzą w twarz z rozciągającym się przed nim nieskończonym morzem zombi. Na widok świeżego mięsa stwory zaskrzeczały i ruszyły na niego, sunąc wolno na swoich niepewnych nogach.
- Nie mam na to czasu - warknął Wilson w stronę olbrzymiej hordy. - Więc załatwimy to szybko, w porządku, brzydale?
Najbliższe zombi zajęczało w odpowiedzi. Wilson zabił je jednym uderzeniem.
- Wow, nieźle - mruknął pod nosem. - Ale nie popadaj w próżność, Jimmy. - Ponownie przygotował swój toporek. - Po prostu staraj się wybijać piłkę poza boisko.
Cios, oddech, cios, oddech. Wilson wpadł w żmudny rytm, każde zamachnięcie się toporkiem powodowało ból w jego pękniętych żebrach. Jednak większym powodem do niepokoju był stos trupów wznoszący się wokół niego. Wkrótce, pomyślał, bezgłowe zwłoki dosięgną sufitu, a wtedy nigdy nie zdołam odnaleźć House'a.
- Czas na coś nowego - stęknął, ścinając głowę ostatniego zombi. - Lekkoatletyka nigdy nie była moją mocną stroną, ale... - I rzucił się do biegu, przepychając się przez mrowie rozwścieczonych istot.
Poruszające się w zwolnionym tempie zombi nie miały czasu zareagować na jego szybką ucieczkę. Gdy tylko jedno uświadamiało sobie, że zdobycz jest tuż obok, Wilson już je wymijał, nurkując pod jego wyciągniętymi ramionami.
Michael Jackson wciąż śpiewał beztrosko i nagle Wilson usłyszał to nagranie - nie grzmiące z głośników, ale rozlegające się w pobliżu i z mniejszym natężeniem. Rozejrzał się dookoła, aż zobaczył stanowisko pielęgniarek. Zgodnie ze swoimi przypuszczeniami, dostrzegł iPod House'a podłączony do przenośnego głośnika, który grał do mikrofonu szpitalnego interkomu.
- House! - wrzasnął, torując sobie drogę łokciami przez kolejną zgraję zawodzących potworów. - Jesteś tu jeszcze?
Nie usłyszał odpowiedzi, lecz kątem oka zauważył coś niebieskiego. Uniform House'a?
Nie tracąc czasu, Wilson rzucił się w pogoń za postacią, która zniknęła w jednym z pomieszczeń, gdzie przeprowadzano terapie. Teraz miał pewność, że widział bladoniebieską bluzę House'a, jednak House'a w niej nie było. Góra od uniformu znajdowała się w zaciśniętej dłoni jednego z zombi - mężczyzny, któremu brakowało połowy zzieleniałej skóry.
- Wy dranie! - krzyknął, waląc stworzenie w głowę bez cienia finezji. - Co mu zrobiliście?!
Dudniący odgłos stukania przebił się przez nieznośne jęczenie i Wilson się odwrócił.
- House? - zawołał, rozglądając się po pokoju pełnym zombi. Nigdzie nie widział drugiej żywej istoty.
- Tutaj, ty idioto! - usłyszał w odpowiedzi głos House'a, stłumiony i metaliczny. Wilson zmarszczył brwi i rozejrzał się ponownie, przerywając tylko po to, by uśmiercić zombi, które podeszło zbyt blisko.
- Gdzie? - zapytał, podnosząc głos.
Rozległ się brzęk metalu o metal i Wilson wzdrygnął się zaskoczony, kiedy tuż obok niego otworzyły się drzwiczki [link widoczny dla zalogowanych]. House wystawił głowę ze środka i rozejrzał się po pokoju.
- Oszalałeś?- wrzasnął, widząc zwarty tłum zombi. - Pakuj tyłek do środka!
W obliczu rosnącej liczby przeciwników w małym pomieszczeniu, Wilson nie miał innego wyjścia, tylko rzucić swój toporek na ziemię i jak najszybciej wczołgać się do metalowej tuby w kształcie torpedy. Miejsca w środku z ledwością wystarczyło dla dwóch dorosłych mężczyzn, ale Wilson wcisnął się obok House'a w tej samej chwili, gdy starszy lekarz zatrzasnął za nim drzwiczki.
Pierwszą rzeczą, jaką zrobił House, było walnięcie Wilsona w sam czubek głowy.
- Au! - zawył onkolog.
- Co to ma znaczyć, do diabła? - nie przestawał wrzeszczeć House. - Co ty tu robisz? Czemu nie jesteś na parterze razem z innymi?
- Przyszedłem cię uratować - odparł nadąsanym tonem Wilson, rozmasowując sobie potylicę. - I nie ma za co.
- Ostatnia rzecz, jakiej mi trzeba - warknął House - to to, żebyś mnie ratował.
Wilson otworzył usta, by zaprzeczyć, ale po raz pierwszy ujrzał House'a z bliska; leżeli twarzą w twarz, ich nosy dzieliło tylko kilka centymetrów.
- Wyglądasz koszmarnie - wykrztusił. W krótkim czasie odkąd ostatnio widział House'a, wirus poczynił znaczne postępy. Pod błękitnymi oczami House'a pojawiły się ciemne kręgi, a jego czoło błyszczało od potu. Wilson spuścił wzrok na pozbawiony koszuli tors House'a - na skórze diagosty tworzyły się siniaki.
- Miewałem lepsze dni - odrzekł z grymasem House. Nagle gwałtownie zaczerpnął powietrza, jego ciało naprężyło się, a powieki zacisnęły ze wszystkich sił. Przez jego zaciśnięte zęby wyrwało się syknięcie bólu.
Wilson niepewnie dotknął jego ramienia, poruszając się niezdarnie w niewielkiej przestrzeni.
- Czy ty...?
House sapnął, z trudem chwytając powietrze. - Wiesz, co to [link widoczny dla zalogowanych], który czasami odczuwałem w swojej nodze? - spytał. Wilson skinął głową. - Teraz czuję dokładnie to samo - ciągnął House, robiąc przerwę po każdym słowie - tyle że w całym ciele.
Wilson ostrożnie objął House'a za szyję i przytulił jego głowę do swojej piersi, pozwalając mu przeczekać atak bólu.
- Wydostanę cię stąd - wymamrotał we włosy House'a. - Znaleźliśmy odporną osobę, tym razem naprawdę. Whitner właśnie przygotowuje surowicę.
House oddychał ciężko, obróciwszy twarz ku szyi Wilsona.
- Próbujesz mnie okłamać? - zapytał cicho.
Wilson pokręcił głową i przyciągnął House'a bliżej do siebie.
House westchnął. - Nie wiem, czy jeszcze mogę... chodzić - powiedział, oddychając z coraz większym trudem.
- Poniosę cię - odpowiedział Wilson, walcząc ze swoim zaciskającym się gardłem.
- A co z bronią? - naciskał House. - Jak planujesz przejść obok tych straszydeł?
- Ja... nie wiem - zająknął się Wilson. - Coś wymyślę. Damy radę, obiecuję.
House odchylił głowę do tyłu.
- Wilson. - Kiedy Wilson nie spojrzał mu w oczy, złapał go za podbródek i zmusił do podniesienia głowy. - Posłuchaj mnie - wyszeptał. - Moje narządy wewnętrzne przestają funkcjonować. Nie mogę... Na nic ci się nie przydam, kiedy stąd wyjdziemy.
Wilson nie przestawał kręcić głową, usiłując skupić się na szarym metalu, który otaczał ich niczym trumna. Usiłując nie skupiać się na wilgoci, spływającej mu po policzkach.
- Nie, poradzimy sobie - powiedział.
Na zewnątrz komory zombi jęczały głośno, drapiąc paznokciami po metalowych ściankach, daremnie licząc na to, że dostaną się do swojej zdobyczy.
- Musisz mnie tu zostawić - kontynuował cicho House. - Wszystko w porządku. Chcę, żebyś poszedł.
- Zamknij. Się. Do cholery - syknął Wilson i przesunął się do przodu, przywierając wargami do warg House'a. Wilson przełknął jęk sprzeciwu i wniknął głębiej, całując go skrupulatnie pomimo drapiącego zarostu, chłonąc nawet nieświeży smak ust House'a, wzmożony chorobą.
W maleńkiej przestrzeni wewnątrz komory Wilson czuł, jak ich ciała dopasowują się do siebie na całej długości, nawet kiedy House próbował go odepchnąć. Skóra diagnosty była ciepła i lepka pod jego dłońmi, które wędrowały zaborczo po plecach starszego mężczyzny. Czuł przyspieszone bicie ich serc, znajdujących się tak blisko siebie.
Wilson nie czuł się winny z powodu zniewolenia chorego mężczyzny ani z powodu jęku zadowolenia, który wydobył się z jego ust.
W końcu House zdołał wcisnąć ręce między ich klatki piersiowe i odepchnąć Wilsona na parę centymetrów. Na bladej twarzy House'a malowała się ewidentna wściekłość, ale Wilson nie potrafił ukryć swojego zuchwałego spojrzenia.
- Ty... - zaczął House.
- Nie, to ty mnie posłuchaj - przerwał mu Wilson, dźgając House'a w pierś czubkiem palca dla podkreślenia swoich słów. - Nie wyjdę stąd bez ciebie. Zatem o ile nie chcesz tkwić przez wieczność w tej pułapce, na zawsze nieumarły razem ze mną, przestaniesz robić z siebie męczennika i pozwolisz, żebym podał ci to pieprzone lekarstwo!
House uniósł wzrok ku sufitowi komory i westchnął ciężko.
- Dobra. Ale jeśli przeżyjemy, mam zamiar cię zamordować.
- Nawzajem - odburknął Wilson. - Teraz użyj tego mózgu, którym obdarzył cię Bóg, i wymyśl sposób na wydostanie się stąd, który nie wiąże się z utratą części ciała.
Sapnąwszy ze zniecierpliwieniem, House podniósł rękę do spoconego czoła.
- Miałem pewien plan - powiedział - ale... nie wszystko poszło po mojej myśli.
- Jaki plan?
- Widzisz te butle z tlenem? - House wskazał przez okrągłe okienko umieszczone na boku komory. - Odkręciłem wszystkie zawory, więc tlen powoli z nich wycieka.
- Okej... - Wilson nieznacznie wzruszył ramionami. - Nie rozumiem, do czego zmierzasz.
- No cóż, zamierzałem odejść w blasku chwały. - House westchnął. Przez chwilę szperał w kieszeni spodni swojego uniformu i wydobył z niej zapalniczkę.
- Chciałeś... wysadzić się w powietrze? - Wilsona aż zatkało z wrażenia.
- Razem z jakąś setką zombi - dodał pogodnie House. - Lecz niestety - potrząsnął pustą zapalniczką - nie mogłem wykrzesać z tego ustrojstwa ani jednej iskry. Przeklęte pielęgniarki i ich marnie wyposażone torebki.
- Dlatego wskoczyłeś do najbliższej komory dekompresyjnej? - domyślił się Wilson.
- Zgadza się - potwierdził House, cmokając ustami. - Tutaj doprowadził mnie ten mózg, otrzymany od Boga. Wybacz. - Diagnosta skrzywił się, gdy kolejny spazm bólu przeszył jego ciało.
Wilson wyjrzał przez iluminator, nerwowo przeczesując wzrokiem pomieszczenie.
- Mam pomysł - powiedział.
Kilka minut później House stał oparty o zewnętrzną ścianę komory, trzymając zombi na dystans przy pomocy strażackiego toporka, podczas gdy Wilson gorączkowo przeszukiwał szafki z wyposażeniem.
- Znalazłeś coś? - zawołał przez ramię House. - Mam wrażenie, że zaraz odpadną mi ręce.
- Daj mi jeszcze jedną... - Wilson urwał w pół słowa, po czym wydał okrzyk radości. - Tak! Znalazłem. - Wyciągnął butelkę alkoholu do nacierania i zdjął z niej nakrętkę. Następnie złapał za rękaw swojego uniformu i pociągnął, aż materiał się rozerwał. Wilson skręcił kawałek różowego materiału i wepchnął go do otwartego pojemnika.
- Przygotowaliście całkiem niezły koktajl Mołotowa, towarzyszy - sapnął House, zamachnąwszy się słabo na jednego z zombi, nie pozwalając mu podejść bliżej. - Ale czym zamierzasz go podpalić?
- Znasz tę fizykoterapeutkę, która ciągle próbuje umówić się ze mną na lunch? - spytał Wilson, sięgając ponownie do szafki. - Wierzy w skuteczność aromaterapii - dodał i teatralnym gestem wyciągnął pudełko świec zapachowych oraz paczkę zapałek. Przysunął zapałki do ucha i potrząsnął paczuszką, uśmiechając się szeroko, gdy w środku rozległo się grzechotanie. - Dzięki ci, Jennifer.
- Do diabła, jeśli to zadziała, możesz poślubić Jennifer - oznajmił House. - A teraz zapalaj.
- Masz klucz do windy? - zapytał Wilson, rozpalając zapałkę i przykładając ją do koniuszka długiego knota z tkaniny.
House skinął głową. - Gotowy do biegu po życie? - odparł.
- Od windy dzieli nas tylko parę metrów - powiedział Wilson, stając po lewej stronie House'a. Jedną ręką objął diagnostę w pasie, w drugiej trzymał palącą się bombę domowej roboty. - Oprzyj się na mnie - rozkazał.
Weszli razem w tłum zombi, odstraszając podchodzące stwory machnięciami toporka lub ognia. Na całym piętrze rozlegał się ostatni refren Thrillera.
- Już prawie jesteśmy - odezwał się Wilson przez zaciśnięte zęby. Dziwaczny trójnożny wyścig dobiegł końca, gdy obaj mężczyźni wpadli do czekającej windy towarowej.
- Rzucaj! - wrzasnął House, wyciągając rękę, aby włożyć klucz na miejsce.
Wilson cisnął palącą się butelką ponad głową zbliżającego się zombi. Alkohol uderzył w jedną z butli z tlenem i eksplodował, uciszając na wieki iPod House'a.
- Zabierz nas stąd! - krzyknął Wilson, kiedy następna butla zajęła się ogniem. Druga eksplozja zakołysała całym piętrem. Wilson widział jak zombi stają w płomieniach, a ich kończyny palą się i rozpadają na kawałki.
House walnął w przycisk, a metalowe drzwi zasunęły się z trzaskiem, przycinając ramię jednego z zombi. Rozległo się okropne chrupnięcie, kończyna stwora ułamała się i spadła na podłogę, wstrząsana ostatnimi drgawkami.
Kiedy reakcja łańcuchowa wywołała wybuchy kolejnych butli, Wilson wcisnął przycisk ósmego piętra.
- Musimy wrócić do Whitner, zanim całe to miejsce wyleci w powietrze.
- Wilson. - House odetchnął ciężko. - Muszę ci powiedzieć...
- Co takiego? - Wilson podniósł wzrok, zaalarmowany perspektywą następnych złych wiadomości.
House nakrył ręką poobijaną dłoń Wilsona, która spoczywała na podłodze.
- To było całkiem seksowne - oznajmił z uśmieszkiem na ustach.
Wilson musiał zwalczyć falę gorąca, która była gotowa ogarnąć jego szyję i policzki.
- Dzięki - odrzekł.
Winda zjechała na ósme piętro i jej drzwi otwarły się, podzwaniając radośnie. Dwaj mężczyźni mozolnie podnieśli się z podłogi i przeszli ponad ramieniem nieumarłego. Podpierając się nawzajem, pokuśtykali w głąb korytarza.
- Jesteś pewien, że wystarczy surowicy dla nas obu? - zapytał House.
- Tak - odpowiedział Wilson, posyłając mu nieśmiały uśmiech. - Zadbaliśmy o wszystko. Musimy tylko... - Otworzył pchnięciem drzwi do laboratorium. - O boże.
Pomieszczenie wyglądało jak pobojowisko: stoły były poprzewracane, sprzęt rozbity, a na ziemi widniały smugi krwi i czerwone odciski małych dłoni.
- O boże - powtórzył Wilson. - Lindsey? Whitner!
Usłyszeli słaby jęk, dochodzący zza długiego kontuaru, usianego szczątkami mikroskopów. Wilson wziął strażacki toporek z rąk House'a.
Zostawiwszy diagnostę opartego o stół, Wilson powoli wyszedł zza rogu, trzymając toporek w gotowości. Whitner leżała na podłodze, otoczona dziesiątkami zombi oraz ich odrąbanymi głowami.
Szufla nadal tkwiła w jej dłoni. Jej wózek, przewrócony na bok, znajdował się kilka metrów dalej. Nogi kobiety, podkulone bezużytecznie, spoczywały na podłodze. Jej oczy były otwarte szeroko i niewidzące.
Klatka piersiowa badaczki została rozszarpana.
- Wilson - wycharczała, a na jej usta wypłynęła krwawa piana.
Wilson momentalnie znalazł się przy niej, porzucając własną broń na ziemi.
- Trzymaj się, Whitner. Wyjdziesz z tego - mamrotał nieskładnie, nerwowo rozglądając się za czymś, czym mógłby zatamować krwawienie.
- Gówno... prawda - wykrztusiła. Jej lewe ramię opadło bezwładnie na kafelki podłogi. - Zbyt... wiele... Dziewczynka...
- Lindsey? - wyszeptał Wilson.
- Bezpieczna... - Whitner odetchnęła, po czym jej powieki opadły. Palce lekarki wyprostowały się i szufla wypadła jej z ręki.
Wilson złapał ją za nadgarstek, sprawdzając puls, lecz nie mógł niczego wyczuć.
- Przykro mi - odezwał się House za jego plecami.
- To wszystko moja wina - powiedział Wilson, przygładzając posklejane krwią włosy Whitner i odgarniając je z jej twarzy. - Zostawiłem ją tu samą.
- Nie była sama - odparł z naciskiem House. - Była z nią dziewczynka. Ta, która jest odporna. Musimy ją znaleźć.
- Tak. - Wilson kiwnął głową. Jego twarz była pozbawiona wszelkich emocji. - Ale najpierw muszę coś zrobić dla Whitner. - Wyciągnął rękę po jej szuflę i przez chwilę z namaszczeniem trzymał ją w dłoniach. Podniósł się na nogi, a następnie przyłożył zaostrzoną krawędź szufli do białej szyi kobiety.
House pokuśtykał kilka kroków naprzód, postękując z bólu.
- Nie chcesz, żebym ja to zrobił? - zaproponował.
- Nie - odrzekł martwym głosem Wilson. - Sam się tym zajmę. - Wkładając w to całą siłę, oparł się na szufli i zamknął oczy, kiedy rozległ się trzask pękającego kręgosłupa.
Wówczas poczuł, że ktoś stojący za nim delikatnie go dotyka - dłonie House'a przesunęły się w górę po jego ramionach. Zatrzymały się na dygoczących barkach Wilsona i obaj mężczyźni trwali tak przez chwilę, nie mówiąc ani słowa.
- Pomocy - cichy głosik przerwał ciszę. Zaraz potem rozległo się natarczywe łomotanie. - Pomóżcie mi!
- Lindsey? - Wilson raptownie podniósł głowę.
- Tutaj - odezwał się House, odsuwając na bok stolik, który blokował drzwi do szafki.
- Nie pozwól jej zobaczyć... - zaczął Wilson, śpiesząc ku uchylonym drzwiczkom. W mrocznym wnętrzu siedziała mała dziewczynka. Wilson zmusił się do uśmiechu. - Jesteś ranna, kotku?
- N-nie - odpowiedziała, kręcąc głową. - Nic mi się nie stało.
Wilson ostrożnie wyciągnął dziewczynkę z szafki i trzymał ją w ramionach, tak by była odwrócona plecami do tej części pokoju, w której leżały zwłoki.
House westchnął, po czym zachłysnął się powietrzem, gdy następna fala bólu uderzyła w jego ciało. Oparł się o połamane krzesło i przeczesał palcami włosy.
- Bez fachowej wiedzy Whitner, nie jestem pewien, czy zdołamy przygotować surowicę - stwierdził.
Po chwili niezdecydowania, Wilson usadowił Lindsey na swoim biodrze i objął dłonią nagi biceps House'a.
- Ona jest nosicielką lekarstwa - powiedział cicho. - Musimy ją stąd wydostać bez względu na wszystko. Jeśli ta choroba się rozprzestrzeni, ludzie będą jej potrzebować.
- Doktorze Wilson? - odezwała się Lindsey, przytulona do jego szyi. - Doktor Whitner dała mi coś, zanim się pożegnała.
Dziecko włożyło rękę do kieszeni swojej obszarpanej szpitalnej koszuli i wreszcie wyciągnęło stamtąd dwie zabezpieczone strzykawki.
Wilson wpatrywał się w nie przez moment, po czym zakrył usta, tłumiąc zdławiony szloch.
- Dzięki bogu - powiedział, zamykając oczy, do których napłynęły łzy.
- Chodź - odezwał się łagodnie House; Wilson nigdy wcześniej nie słyszał, żeby jego przyjaciel mówił takim tonem. - Zrobię ci zastrzyk, jeśli ty...
Głośna eksplozja zakołysała budynkiem, rzucając ich wszystkich na podłogę.
- Co to było? - wykrzyknęła Lindsey, zakrywając uszy rękoma.
- Pożar najwyraźniej się rozprzestrzenił - odrzekł House, odpychając się od podłogi z okrzykiem bólu. - W tym szpitalu są miliony łatwopalnych przedmiotów. Musimy stąd uciekać, zanim całe to miejsce stanie w płomieniach. - Chwycił z podłogi dwie strzykawki i trzymał je mocno.
- Winda! - wrzasnął Wilson, podpierając House'a jedną ręką, a drugą trzymając Lindsey. Dym już zaczął rozchodzić się po korytarzach, dusząc ich swoim gryzącym zapachem. Był tak gęsty, że Wilson musiał odnajdywać drogę, korzystając z pamięci zamiast ze wzroku, i modlić się, by żadne zombi nie zaatakowały ich pozbawionej broni ekipy.
Posyłając kopnięciem oderwane ramię zombi na korytarz, Wilson wcisnął guzik i drzwi windy się zamknęły. Wybrał przycisk z symbolem parteru, a winda zaczęła zjeżdżać. Ponad nimi zagrzmiał kolejny wybuch. Wilson postawił Lindsey na podłodze.
- Chodź, dam ci ten zastrzyk - powiedział, biorąc od House'a strzykawkę i sięgając po jego łokieć.
- Na wypadek gdybyś się jeszcze nie zorientował - wysapał House oparty o jego ramię - zakochałem się w tobie.
- Taaak. - Wilson uśmiechnął się od ucha do ucha. - Domyśliłem się. - Wbił igłę w żyłę House'a i nacisnął tłoczek. - W porządku? - zapytał, wyciągając opróżnioną strzykawkę.
- Jeszcze nie wiem. Wszystko mnie boli. Dobra, twoja kolej. - Wziął rękę Wilsona i powtórzył jego wcześniejsze działania. - Nie masz nic do powiedzenia, kiedy oszukujemy śmierć? - zapytał, unosząc brwi.
- Myślałem, że mamy zaczekać, aż to wszystko się skończy - odparł Wilson, uśmiechając się zadziornie - i dopiero wtedy... porozmawiamy.
House wyciągnął igłę z ramienia Wilsona, uśmiechając się coraz szerzej.
- Mam nadzieję, że wiesz, że zamierzam rozmawiać z tobą przez calutki dzień.
- Uh, panowie? - odezwała się Lindsey. - Jesteśmy na miejscu.
- W porządku, skarbie. Już prawie skończyliśmy. - Wilson ponownie wziął ją na ręce. - Jeszcze tylko parę metrów do...
Drzwi windy otwarły się.
- O kurde - mruknął House.
Wyglądało na to, że pożar wykurzył wszystkie nieunicestwione zombi z górnych pięter i teraz zgromadziły się one w holu. Niektóre nadal płonęły, snując się z miejsca na miejsce i podpalając wszystko, czego dotknęły.
- Nie zabrałem żadnej broni - wyszeptał Wilson. - Nigdy nam się nie uda...
- To wspaniały moment, żeby powiedzieć: "Ja też cię kocham, House" - stwierdził House, podczas gdy horda zaczęła podchodzić bliżej do windy.
I właśnie wtedy głowa jednego z zombi eksplodowała.
- No, dobra! - wykrzyknął czyjś głos. - Wystarczy wycelować i strzelić, zupełnie jak w [link widoczny dla zalogowanych]! - Zombi zwaliło się na ziemię, odsłaniając stojącą za nim osobę.
- Foreman? - zawołali chórem House i Wilson.
- Wróciłeś?
- Ty żyjesz?
Foreman wymierzył i zlikwidował następnego zombi.
- Zamierzacie siedzieć w tej windzie przez cały dzień, czy wolelibyście skorzystać z tego, że zjawiam się w samą porę niczym bohater?
- To drugie! - odrzekł House, kuśtykając o własnych siłach do holu.
- House, co z twoją nogą? - spytał Wilson, idąc szybko w jego ślady, z Lindsey bezpieczną w jego ramionach.
House posłał mu znaczący uśmieszek. - Czuje się znakomicie.
Foreman oczyścił im ścieżkę do frontowych drzwi, czasami tłukąc zombi kolbą swojej strzelby, a czasem do nich strzelając. W końcu, przy szklanych drzwiach, oparł strzelbę o ramię.
- Biegnijcie szybko - przypomniał, naciskając spust.
Butla tlenowa w korytarzu zajęła się ogniem i ognista kula przetoczyła się przez pierwsze piętro. Wilson chwycił House'a za ramię i puścił się biegiem w stronę parkingu, tuląc dziewczynkę do piersi i czując gorący podmuch wybuchu na swoich plecach.
Foreman przebiegł sprintem obok niego.
- Padnij! - ryknął dokładnie w chwili, gdy cały szpital zawalił się za ich plecami.
Wilson rzucił się na asfalt, ciągnąc za sobą House'a i Lindsey. Przytulił oboje do swego ciała, kiedy omiótł ich palący żar fali uderzeniowej, za którym podążała gęsta chmura pyłu.
Zdawało się, że minęła cała wieczność, zanim ucichł głośny huk rozpadającego się betonu. Wilson podniósł wzrok. Z PPTH nie zostało nic poza tlącą się kupą gruzu.
Pył pokrywał ich od stóp do głów. Lindsey kaszlała gwałtownie. Foreman przecierał twarz, a House pocierał oczy.
- Wow - odezwał się House, usiłując mówić pomimo kurzu, który pokrywał mu wargi. - Nie mogę uwierzyć, że nam się...
Wilson pochylił się do przodu z cichym stęknięciem i przycisnął usta do ust House'a, skutecznie go uciszając. Trwali w tym pocałunku przez dłuższą chwilę, nie zważając na pył, nawzajem obejmując dłońmi swoje twarze, jakby nie mogli się od siebie oderwać.
Wreszcie Wilson się odsunął i oparł swoje czoło o czoło House'a.
- Ja też cię kocham, House - wyszeptał. - Oczywiście, że też cię kocham.
House uśmiechnął się szeroko. - Możliwe, że nadal jestem nosicielem wirusa - zauważył.
- Mam to gdzieś - odparł Wilson, nachylając się po następnego buziaka.
- Nie chciałbym wam przeszkadzać - wciął się Foreman - ale mamy towarzystwo.
Wilson obejrzał się i ujrzał garstkę zdezorientowanych i zakurzonych policjantów, zmierzających w ich kierunku.
- Wy wszyscy, uh, ręce do góry - zawołał jeden z nich, sięgając po swoją broń.
- Taa, jasne - odparł House.
Wkrótce potem Wilson zorientował się, że został wciągnięty na tylne siedzenie niezamkniętego radiowozu, a House siedzi obok niego. Lindsey wskoczyła na miejsce dla pasażera, Foreman wsunął się na fotel kierowcy. Neurolog zerwał plastikowy panel spod kierownicy i zaczął manipulować przy kablach.
- No, dalej, dalej - poganiał go House, obserwując nadchodzących wolno gliniarzy. - Pokaż, że twoja kartoteka policyjna nie wzięła się z niczego!
Silnik ożył z warkotem, a Foreman uniósł pięść gestem zwycięzcy.
- Trzymajcie się mocno - powiedział, wrzucając bieg. Pomknęli z parkingu z piskiem opon, przewracając po drodze drewniane barykady.
Foreman śmiał się bez opamiętania. Minąwszy kilka przecznic, zatrzymał się na czerwonym świetle.
- Przed chwilą ukradłem gliniarzom samochód! - odezwał się, ciągle ogarnięty histeryczną wesołością.
- Kogo to obchodzi? - odparł House. - Powstrzymaliśmy inwazję zombi i ocaliliśmy New Jersey. Jesteśmy bohaterami!
Wilson zerknął przez okno na znajdujący się na rogu sklep z elektroniką.
- Uh, House?
- Dadzą nam medale? - zapytała Lindsey, obracając się na swoim fotelu.
House stanowczo skinął głową: - Z pewnością, mała. I całe mnóstwo pieniędzy.
- House? - spróbował znowu Wilson.
- "Zabiłem wszystkie zombi". Nie ma lepszego tekstu na podryw - dodał Foreman z wyniosłym uśmiechem. - Hej, chce ktoś, żebyśmy się zatrzymali i coś zjedli?
- Taak, umieram z głodu. Podjedźmy do tej knajpy, w której...
- House! - warknął Wilson, łapiąc go za rękę.
- Czego? - House podążył za jego spojrzeniem utkwionym w sklepowej witrynie. Kilkanaście telewizorów nadawało ten sam program. - Och - mruknął House. - Leci jakiś horror. Dość upiorny zbieg okoliczności.
- Nie... - Wilson otworzył drzwi i powoli wysiadł z samochodu.
- Hej! - zawołał House, także wysuwając się z radiowozu. Foreman i Lindsey również wysiedli, zostawiając uruchomiony samochód na opustoszałej ulicy.
- To nie jest film - wymamrotał Wilson, przykładając dłoń do szklanego okna.
Ten sam obraz migotał na wszystkich ekranach: ludzie poruszali się w zwolnionym tempie, gnijąca skóra łuszczyła się z ich twarzy, ich zawodzenie niosło się echem po ulicach. Na drugim planie, błyszczący na tle wieczornego nieba, wznosił się [link widoczny dla zalogowanych].
- Jasna... - wyszeptał Foreman.
- Wracajcie do samochodu – powiedział House. - Mamy coś do zrobienia.
Edit
Wpadłam na taki śmiechowo-zombiakowy obrazek i muszę się nim z wami podzielić
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Wto 1:45, 01 Lip 2014, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 9:12, 29 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Przed siódmym rozdziałem ostrzegałam Was, żeby nie czytać Epilogu... Cóż, skoro tu jesteście, to robicie to na własne ryzyko
Nie chcę za bardzo spoilerować, ale i tak powiem, że czytając ten epilog miałam wrażenie, że Autorka zaczerpnęła pomysł z filmu [link widoczny dla zalogowanych]. Gdyby mnie ktoś pytał, to moim zdaniem film jest dość kiepski i nie zachęcam do oglądania, chyba że ktoś jest pasjonatem historii o zombiakach i nie przejmuje się nudnawą fabułą
Wszystkim, którzy skuszą się na czytanie Epilogu -
Enjoy! |
Epilog
21. grudnia 2012
Dziewczyna opiera się o wyszczerbioną, porośniętą mchem skałę na zboczu góry. Dookoła panuje cisza. Nie ma ptaków, nie ma odgłosów żadnych zwierząt. Jest tylko wiatr, który świszcze pośród igliwia wiecznie zielonych drzew i w wysokiej, nieskoszonej trawie. To ciche miejsce było niegdyś zwane - bez cienia ironii - Ameryką, krajem wolności.
Nie ma już Ameryki. Umarła dawno temu.
Chłodny wietrzyk igra z włosami dziewczyny, zawija je wokół czubka jej głowy i zarzuca je jej na twarz. Dziewczyna odczekuje chwilę, by zapamiętać obce sobie doznanie czegoś naturalnego, po czym odgarnia włosy z czoła.
Jej włosy są krótkie, przycięte dla bezpieczeństwa, a nie dla urody. Jej ubrania są stare i znoszone, o wiele rozmiarów za duże. Oliwkowozielona kurtka z mnóstwem kieszeni jest jednak wystarczająco ciepła. Jest to prezent, jaki zrobiła sama sobie, zdejmując ją z wciąż ciepłych zwłok jakiegoś żołnierza.
Teraz wszyscy jesteśmy żołnierzami, myśli. Bojownikami bez ojczyzny.
Pochyla się, by podnieść wysuszony liść z ziemi u jej obutych stóp. Odrywa jego żyłki swoimi delikatnymi palcami. Nie pamięta zbyt wiele ze starego świata. (Była wtedy zaledwie dzieckiem.) Ale zna ostateczne zrządzenie losu, które zmieniło porządek rzeczy.
Ameryka, która zawsze skrupulatnie gromadziła swoje zasoby, oszczędnie wydzielając swoje siły niczym garbaty lord, zaczęła się rozpadać. I zanim mogła chociażby otworzyć usta, aby wypowiedzieć słowa skierowane do reszty świata, Ameryka nie była już w stanie prosić. Nikt nie zdołałby jej pomóc.
Nie zostało nic do zrobienia oprócz zamknięcia granic. Wszystkie kraje na świecie, od zubożałych kolonii po przemysłowych gigantów, sprzymierzyły się, by zrealizować najbardziej imponujące przedsięwzięcie w historii polityki globalnej - by pogrzebać stare Stany Zjednoczone.
Kanada i Meksyk, przytłoczone liczbą uchodźców w pierwszym roku epidemii, nie miały możliwości, by wykazać więcej dobrej woli. Wzdłuż swoich granic, w kilkumetrowych odstępach, wystawiły uzbrojonych strażników, którym rozkazano strzelać bez ostrzeżenia, bez względu na to, czy intruz był człowiekiem czy innym stworzeniem.
W kwestii pozostałej linii brzegowej, pływające patrole z całego świata kolejno obejmowały warty, przypatrując się pustym odcinkom plaż i zachowując gotowość do starcia z istotami, które nie potrzebowały powietrza do oddychania. Alaska, obecnie noszaca nazwę Kraju [link widoczny dla zalogowanych], także brała w tym udział, razem z niedawno utworzonym [link widoczny dla zalogowanych].
Teraz świat wyglądał zupełnie inaczej. Dziewczyna wiedziała o tym z całą pewnością.
Na położonej niżej ścieżce rozległ się odgłos szurających stóp. Dziewczyna wyrzuciła liść, który porwała na strzępy, i sięgnęła pod kurtkę, wyczuwając dłonią stalowy pręt tkwiący w wewnętrznej kieszeni.
Zbliżająca się postać wyłoniła się zza drzewa, a dziewczyna westchnęła z ulgą.
- Nie skradaj się tak do mnie, J.
J. uśmiechnął się w odpowiedzi i wzruszył ramionami:
- Przecież hałasowałem. Gdybym się skradał, nie miałabyś o tym pojęcia. - Odetchnął głęboko i wyjrzał poza skalną półkę na skąpaną we mgle dolinę, która rozciągała się pod nimi. - I co o tym myślisz, L.? - spytał, wystawiając podbródek, by wskazać malowniczą scenerię.
L. prychnęła. - Wygląda jak na pieprzonej widokówce - odrzekła, splatając ramiona na piersi.
J. podszedł do niej i tak jak ona oparł się o skałę. Wepchnął pokryte odciskami dłonie do kieszeni swojego czarnego płaszcza - kolejnej wojennej pozostałości, skradzionej z jakiejś zbombardowanej bazy wojskowej.
- Nie mów tak brzydko - powiedział z czułością, szturchając ramieniem jej szczupłe ramię.
Spojrzała na niego z naburmuszoną miną.
- Niedługo skończę czternaście lat - burknęła. - I słyszałam, jak H. mówi jeszcze gorsze rzeczy.
J. przytaknął skinieniem głowy. - To nie znaczy, że musisz naśladować jego daleki-od-ideału przykład - upomniał ją. Odepchnął się od skały i wskazał głową kierunek, z którego przyszedł. - Znaleźliśmy w kuchni trochę jedzenia w puszkach. Mamy szczęście, że ten kurort narciarski był zamknięty, kiedy epidemia zaczęła się rozprzestrzeniać.
Rzuciwszy ostatnie spojrzenie w dół przyprószonego śniegiem wzgórza, L. obróciła się i ruszyła za nim.
- Jak nazywała się ta okolica? - zapytała.
- [link widoczny dla zalogowanych] - odparł J., a w jego głosie pobrzmiewało lekkie napięcie. - Podoba ci się tutaj?
Dziewczyna podbiegła kilka kroków w dół stromej ścieżki, by zrównać się z J'em. Jej oddech zmieniał się w obłoczki pary w chłodnym powietrzu.
- Nadal nie rozumiem, dlaczego zatrzymaliśmy się w Widokówkowej Krainie - powiedziała tonem graniczącym z marudzeniem. To wywołało uśmiech na twarzy mężczyzny, gdyż przypomniał ją sobie jako małe dziecko, którym ciągle bywała od czasu do czasu. - Nie powinniśmy wracać do Bagna*? E. może nas potrzebować.
J. pokręcił głową. Trudno mu było wyobrazić sobie, że Bagno to wszystko, co zostało z tego wielkiego miasta, błyszczącego od marmurowych pomników i muzeów w bieli.
- E. ma tam wszystko pod kontrolą - odpowiedział łagodnie. - A jeśli wydarzy się coś poważnego, wie, jak się z nami skontaktować. - Schodził dalej pochyłym zboczem i zwalczył impuls, by wyciągnąć rękę i zwichrzyć palcami ciemne włosy dziewczyny. Nie byłaby z tego zadowolona. Chociaż w dalszym ciągu pozostawała jego małą dziewczynką, to wszystko wskazywało na to, że gdy dorośnie, w wielu aspektach będzie bardziej przypominała H.
Jakby czytając mu w myślach, koścista sylwetka H. pojawiła się u podnóża ścieżki. Jego jasne oczy wciąż miały w sobie swój ożywiony blask.
- Hej, mała. - Wskazał kciukiem przez ramię: - Zgadnij, co znalazłem w spiżarni.
L. zamrugała. - Nie rób sobie z tego żartów - ostrzegła, a coraz szerszy uśmiech zdradzał jej cynizm.
H. wzruszył ramionami i oparł obie dłonie na czubku swojej laski.
- W przeciwieństwie do ciebie, ja chodziłem do szkoły - powiedział, unosząc brew. - I jestem diabelnie pewien, że potrafię przeczytać etykietkę, na której jest napisane: słodzone mleko skondensowane.
Dziewczyna wydała okrzyk radości i pomknęła jak strzała w dół wzgórza, mijając obu mężczyzn z karkołomną prędkością.
- Natychmiast jedno otworzę! - zawołała do nich przez ramię.
J. odprawił ją machnięciem ręki, szczerząc zęby w uśmiechu, po czym przeniósł spojrzenie na drugiego mężczyznę.
- Rozchoruje się, jeśli wypije na raz całą puszkę - powiedział z naganą, lecz jego uśmiech pozostał na swoim miejscu.
H. pokuśtykał dwa kroki, jakie dzieliły ich od siebie i objął J'a w pasie, obdarzając go niewzruszonym uściskiem.
- Przydadzą jej się te dodatkowe kalorie - mruknął. - Jak nam wszystkim.
J. westchnął i pozwolił, by H. przesunął dłonią po jego brązowych włosach, muskając lekko srebrne pasemka na jego skroniach. To była prawda - przez ostatnie pięć lat obaj zrezygnowali z wielu posiłków, żeby zaoszczędzić jedzenie dla ich młodej podopiecznej.
Podniósł dłoń do policzka H., wodząc palcami po widniejącej na nim głębokiej, zakrzywionej bliźnie - pamiątce po niebezpieczeństwie, które przeżyli w ciągu minionych pięciu lat.
- Wszystko załatwione? - zapytał, zmieniając temat.
H. skinął głową. - Zadzwoniłem do Foremana z telefonu satelitarnego. Powiedział, że śmigłowiec powinien dotrzeć tu dziś wieczorem. Najwyraźniej ci z Południowej Afryki są bardzo nerwowi.
J. oparł czoło na ramieniu H. i zamknął oczy.
- Znienawidzi nas za to, że to robimy - wyszeptał.
- Mała będzie bezpieczna - odrzekł H., akcentując ostatnie słowo i zanurzając dłoń we włosach swojego kochanka. - Dopóki będą potrzebowali jej krwi jako zabezpieczenia, będą ją trzymać w [link widoczny dla zalogowanych], z dala od tego wszystkiego.
- Ona... - J. z trudem przełknął ślinę. - Będzie mi jej brakować.
Suche usta musnęły jego ucho. - Wiem. Ale jesteśmy już starzy. Nie możemy trzymać jej tu razem z nami. Zostałaby zupełnie sama, kiedy odejdziemy.
Wargi J'a ułożyły się w kwaśny uśmiech: - Kogo nazywasz starym, House?
House uniósł podbródek drugiego mężczyzny i otarł łzy z kącików jego oczu.
- Faceta, którego kocham, Wilson.
Przyjemnie było usłyszeć te słowa wypowiadane na głos: prawdę, ich dawne nazwiska. Takie rzeczy przestały sprawdzać się w praktyce, odkąd rozpoczęła się walka. Lepiej było nie wiedzieć, czyje ciało zostało właśnie rozdarte na strzępy na naszych oczach albo kogo musiałeś zdekapitować, by ocalić własne życie. Teraz ludzie zwracali się do siebie, używając tylko pojedynczych liter - skrótów od imion, które niegdyś nosili. Był to [link widoczny dla zalogowanych], sposób na przemienienie ludzkiego życia w coś mniej znaczącego.
Ciężki tupot obutych stóp powrócił, a L. triumfalnie podniosła do góry przekłutą puszkę mleka.
- J.! H.! Pomożecie mi to wypić czy nie? - zapytała ze śmiechem.
Dwaj mężczyźni powoli odsunęli się od siebie. Wilson uśmiechnął się do niej pobłażliwie, próbując zapamiętać obraz jej rozpromienionej twarzy. To będzie ich ostatni wspólny wieczór, ostatni raz, kiedy ich mała pokręcona rodzina będzie w komplecie.
- Tak, kotku - odparł. - Chodźmy usiąść w tym starym kurorcie. Rozpalę ogień na kominku.
L. przewróciła lśniącymi, zielonymi oczami. - Mówiłam ci, że jestem już duża. Możesz przestać nazywać mnie "kotkiem".
- W porządku, Lindsey - zgodził się Wilson, a jego głos załamał się na ostatniej sylabie. Przygryzł wargę, lecz dziewczyna niczego nie zauważyła. Już biegła przez trawnik, prowokując ich, żeby ruszyli za nią.
- Ostatni na miejscu jest prawdopodobnie kaleką! - krzyknęła.
Kiedy znalazła się poza zasięgiem słuchu, Wilson naprawdę się rozpłakał, kryjąc twarz w zagłębieniu szyi House'a, wdychając krzepiący zapach jego słonej skóry. Jego łkanie ustało jednak, gdy poczuł, jak pierś House'a zadrgała, kiedy mężczyzna pociągnął nosem.
Podniósł wzrok. House spoglądał w ślad za oddalającymi się plecami Lindsey, a jego niebieskie oczy zaczerwieniły się od powstrzymywanych łez.
- Oto moja dziewczynka - szepnął House, przecierając twarz.
Wilson nachylił się ku niemu i przycisnął usta do blizny na jego twarzy.
- Oto nasza dziewczynka - potwierdził.
koniec
Cytat: | * Prawdopodobnie chodzi tu o New Jersey, bo jak podaje wiki ([link widoczny dla zalogowanych]) jest to jedno z największych skupisk bagien w USA
PS. Data, którą opatrzony jest rozdział, to oczywiście data Końca Świata wg kalendarza Majów |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Nie 9:13, 29 Cze 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
advantage
Otorynolaryngolog
Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 20:16, 30 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | House'a i Wilsona scenarzyści zmienili jeszcze bardziej
A Lacida podała linka do fików z good-guy-Tritter | I know, ale chyba nie chce czytać o dobrym Tritterze
Richie117 napisał: | still, do wielkiego penisa raczej nie pasują jajka jak ziarnka grochu | ahaa, no tak. Wszystko jest proporcjonalne
Richie117 napisał: | pod warunkiem, że Wilson nie będzie podbierał zapasów, żeby robić sobie odmładzające maseczki | ktoś musi go uświadomić: zmarszczki dodają facetom charakteru!
Richie117 napisał: | ]uh a może panu kierownikowi po prostu bardziej podobaliby się chłopcy? | miał żonę, całkiem fajną zresztą Ogólnie był całkiem fajny, ale targanie cv
Richie117 napisał: | wut?! a co, ziemniaki są dla wege zbyt mało roślinne? | lol, może za mało witamin, albo zbyt kaloryczne, albo coś
Richie117 napisał: | ale dopiero wtedy, kiedy swoim sarkazmem doprowadzi Wilsona do łez i/lub chęci ucieczki z łóżka | a tak być nie powinno!
Richie117 napisał: | a jeśli Wilson uznałby to za brak zaufania z mojej strony? | ale mógłby też uznać, że tak bardzo się o niego troszczysz, bo jak jedna się zepsuje, to od razu będzie miał drugą
Richie117 napisał: | zombiaki lubią mózgi... więc przyciągnął je dolny mózg House'a | nie mogą tykać tego dolnego, jest zbyt cenny!!!
Richie117 napisał: | maybe on był kobieciarzem tylko po ciemku? | to pielęgniarki w szpitalu musiałby podrywać tylko w nocy
Richie117 napisał: | LE byłaby wegetariańskim zombi | i jadłaby uschnięte liście albo zgnite warzywa
Richie117 napisał: | a co jeśli to House pisze te wszystkie fiki, żebyśmy tak właśnie myślały? | no jeśli tak, to niech się tu pokaże i udowodni
Richie117 napisał: | cholera, przypomniałaś mi, że miałam kupić Harry'ego Pottera | kupiłaś już?
Richie117 napisał: | ofkors, że p-z!House nie chciałby zjeść Wilsona! najwyżej czasami by go polizał or something | okej, lizać może jak najbardziej
Richie117 napisał: | ]poor Wilson powinien wiedzieć, że jedyną stratą, z jaką powinien się naprawdę liczyć, to strata dziewictwa | no jak too, strata dziewictwa stworzy mu masę możliwość nowych rozrywek
Richie117 napisał: | na szczęście polowanie na zombiaki okazało się lepszą terapią odwykową niż Mayfield | lepsze zabawy, to na pewno. A nie ping pong
Richie117 napisał: | co się odwlecze... a wtedy nawet horda zombiaków im nie przeszkodzi | tacy napaleni
Richie117 napisał: | gdyby się Tritter nie wtrącił, to mogliby zostawić resztę grupy w laboratorium, a sami wróciliby na seks do windy | no właśnie, on zawsze wszystko psuje! Jak niby może być dobrą postacią
Richie117 napisał: | ]um... raczej wystarczy wydostać się ze szpitala, żeby zarazić cały świat | okeeej, dopóki chłopaki żyją i są razem
Richie117 napisał: | bo House jest jedyny w swoim rodzaju! | i dlatego wszyscy go kochamy
*
Tak dużo do czytania za jednym razem! No ale fik skończony… soł brawo!!! Siódmy rozdział super, ale no ciekawość wygrała i przeczytałam resztę. Kurczę, faktycznie autorka mogła sobie darować, bo trochę marne to zakończnie wyszło No i jakoś wcześniej nic nie zwiastowało tego, że to się nie dzieje tylko w PPTH, Tritter też nie wiedział, a tu nagle świata nie ma od paru lat
[link widoczny dla zalogowanych] zombiak najlepszy!!! Albo najgorszy, zależy jak spojrzeć I mean, straszny i najbardziej zombiakowy, a najlepszy, bo najfajniej zrobiony. Tylko jak można było tak zbezcześcić fotkę Hju!?
Cytat: | - Kogo obchodzi House? - prychnął Foreman | a kogo obchodzi twoje zdanie
Cytat: | - Ten sukinkot pewnie obmyślił sobie jakiś samobójczy plan. | sukinkot indeed, jeśli wpadł na taki pomysł
Cytat: | - Hałas zdezorientuje zombi - wykrzyknęła. - Nie będą w stanie usłyszeć, że nadchodzimy. To genialne! | dobrze, że te zombie są takie głupie i paczą, ale nie widzą. Tyle ludzi przez to żyje
Cytat: | Dziewczynka ukryła twarz w nogawce jego spodni | jak tak to I wonder jak on walczył z zombi
Cytat: | - Mogę iść o własnych siła - stwierdziła, rzucając mu groźne spojrzenie. | siłach
Cytat: | Wilson chwycił ją za ramię i celnie wbił igłę bez słowa ostrzeżenia. | yeah! jak trzeba ratować House'a, to już nie jest taki troskliwy dla innych
Cytat: | - Najpierw ocalę House'owi życie - powiedział - a potem go zamorduję. | na pewno, chyba nadmiarem miłości
Cytat: | - Ostatnia rzecz, jakiej mi trzeba - warknął House - to to, żebyś mnie ratował. | nie kłam, House, lubisz to
Cytat: | Wilson otworzył usta, by zaprzeczyć, ale po raz pierwszy ujrzał House'a z bliska; leżeli twarzą w twarz, ich nosy dzieliło tylko kilka centymetrów. | całkiem sexy miejsce ta komora, definitywnie sprzyja zbliżeniom
Cytat: | - Musisz mnie tu zostawić - kontynuował cicho House. - Wszystko w porządku. Chcę, żebyś poszedł. | no chyba sobie żartuje! Takiego słodziaczka nikt by nie zostawił
Cytat: | House nakrył ręką poobijaną dłoń Wilsona, która spoczywała na podłodze.
- To było całkiem seksowne - oznajmił z uśmieszkiem na ustach. | chłopaki trzymający się za rączki
Cytat: | Dziecko włożyło rękę do kieszeni swojej obszarpanej szpitalnej koszuli i wreszcie wyciągnęło stamtąd dwie zabezpieczone strzykawki. | ufffff, już się bałam, że znowu się nie udało
Cytat: | - Na wypadek gdybyś się jeszcze nie zorientował - wysapał House oparty o jego ramię - zakochałem się w tobie. | wybrał sobie najbardziej romantyczny moment na wyznanie miłości
Cytat: | - To wspaniały moment, żeby powiedzieć: "Ja też cię kocham, House" - stwierdził House | no własnie! Chyba, że Wilson czeka na prawdziwie romantyczny moment
Cytat: | Trwali w tym pocałunku przez dłuższą chwilę, nie zważając na pył, nawzajem obejmując dłońmi swoje twarze, jakby nie mogli się od siebie oderwać. | no w końcu im się należy, tak dzielnie walczyli i przeżyli
Cytat: | wznosił się Empire State Building. | btw, ESB teraz się świeci na [link widoczny dla zalogowanych]
Cytat: | - I jestem diabelnie pewien, że potrafię przeczytać etykietkę, na której jest napisane: słodzone mleko skondensowane. | ale znalezisko po końcu świata
Cytat: | - Rozchoruje się, jeśli wypije na raz całą puszkę | świat się prawie skończył, a Wilson się dalej martwi o takie błahostki
Cytat: | - Tak, kotku – odparł. | a Wilson dalej z tym kotkiem
Soł, był to fajny ficzek, szkoda że nie ma więcej przygód chłopaków... Teraz pozostaje tylko czekać na inne przygody
Dzięki za tłumaczonko i życzę, żeby w końcu Cię odnalazła Twoja wena
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 5:16, 01 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
advantage napisał: | I know, ale chyba nie chce czytać o dobrym Tritterze | shame on us! ależ my jesteśmy niewdzięczne
advantage napisał: | ktoś musi go uświadomić: zmarszczki dodają facetom charakteru! | kobieca strona Wilsona nie przyjmnie do wiadomości tego argumentu
advantage napisał: | miał żonę, całkiem fajną zresztą Ogólnie był całkiem fajny, ale targanie cv | pfff, to o niczym nie świadczy heh, whatever, skoro i tak miałby wyrzucić te cv, to może i lepiej, że je podarł, żeby jakiś perw nie wyciągnął ich ze śmietnika i nie wykorzystał
advantage napisał: | lol, może za mało witamin, albo zbyt kaloryczne, albo coś | to drugie jak już, bo podobno ziemniaki mają więcej witaminy C niż cytryna
advantage napisał: | a tak być nie powinno! | myślę, że można mu wybaczyć, jeżeli potem robi się romantyczny i przytulaśny
advantage napisał: | ale mógłby też uznać, że tak bardzo się o niego troszczysz, bo jak jedna się zepsuje, to od razu będzie miał drugą | nooo... ciekawe, czy w tej sytuacji Wilson's insecurity przegrałaby z jego skłonnością do postrzegania innych jako dobrych ludzi
advantage napisał: | nie mogą tykać tego dolnego, jest zbyt cenny!!! | if so, to może by go nie zjadły, tylko postawiły na ołtarzu i wielbiły tak jak my
advantage napisał: | to pielęgniarki w szpitalu musiałby podrywać tylko w nocy | taki dżołk mi się przypomniał --
Co można zdjąć z pielęgniarki na nocnym dyżurze?
- Lekarza dyżurnego!
advantage napisał: | i jadłaby uschnięte liście albo zgnite warzywa | teraz będę się bała przechodzić obok śmietnika za osiedlową Biedronką, bo LE może tam wpaść na kolację
advantage napisał: | no jeśli tak, to niech się tu pokaże i udowodni | ale to by mu zrujnowało całą mistyFIKację
advantage napisał: | kupiłaś już? | noooł, zostawiłam forsę na lapka ale czasami mnie korci, żeby olać lapka i zamówić ten wypaśny komplet HP
advantage napisał: | okej, lizać może jak najbardziej | pacz, co znalazłam:
advantage napisał: | no jak too, strata dziewictwa stworzy mu masę możliwość nowych rozrywek | Wilson jeszcze sobie tego nie uświadomił
advantage napisał: | lepsze zabawy, to na pewno. A nie ping pong | na dodatek ping pong bez piłeczki, jeśli dobrze pamiętam
advantage napisał: | no właśnie, on zawsze wszystko psuje! Jak niby może być dobrą postacią | btw Trittera, widziałam parę dni temu faceta, który z twarzy wyglądał dokładnie jak Tritter, tylko był od niego niższy
advantage napisał: | Tak dużo do czytania za jednym razem! No ale fik skończony… soł brawo!!! Siódmy rozdział super, ale no ciekawość wygrała i przeczytałam resztę. Kurczę, faktycznie autorka mogła sobie darować, bo trochę marne to zakończnie wyszło No i jakoś wcześniej nic nie zwiastowało tego, że to się nie dzieje tylko w PPTH, Tritter też nie wiedział, a tu nagle świata nie ma od paru lat | mhm, dopiero jak wrzuciłam tłumaczenie z 'notatnika' do worda, zobaczyłam, ile ten rozdział miał stron Awww, thanks Heh, uprzedzałam Um... może Tritter wiedział, dlatego chciał zdobyć lekarstwo i zostać światowym bohaterem? A te "parę lat" to nie do końca tak... Akcja Epilogu jest 10 lat później (Lindsey zdążyła podrosnąć)
advantage napisał: | TEN zombiak najlepszy!!! Albo najgorszy, zależy jak spojrzeć I mean, straszny i najbardziej zombiakowy, a najlepszy, bo najfajniej zrobiony. Tylko jak można było tak zbezcześcić fotkę Hju!? | zgadzam się ze wszystkim, co napisałaś
advantage napisał: | a kogo obchodzi twoje zdanie | w tamtej chwili - nikogo. Dlatego Foreman stał się takim nadętym dupkiem, kiedy zastąpił Cuddy
advantage napisał: | sukinkot indeed, jeśli wpadł na taki pomysł | czego się nie robi, żeby ratować ukochanego
advantage napisał: | jak tak to I wonder jak on walczył z zombi | uh, evil you!
advantage napisał: | siłach | thanks, poprawiłam
advantage napisał: | yeah! jak trzeba ratować House'a, to już nie jest taki troskliwy dla innych | o tym samym pomyślałam
advantage napisał: | na pewno, chyba nadmiarem miłości | a gdyby House się utopił przy połykaniu tego "nadmiaru miłości"?
advantage napisał: | nie kłam, House, lubisz to | gdyby w czasach tego fika istniał fejsbuk, House założyłby fanpejdż "Wilson Ratuje Sytuację"
advantage napisał: | całkiem sexy miejsce ta komora, definitywnie sprzyja zbliżeniom | too bad, że NFZ nie refunduje takich zabiegów
advantage napisał: | chłopaki trzymający się za rączki | i pomyśleć, że mogliby się trzymać za coś innego, gdyby ten fik był +18
advantage napisał: | ufffff, już się bałam, że znowu się nie udało | oj tam, oj tam, to już koniec fika - musiało się udać
advantage napisał: | wybrał sobie najbardziej romantyczny moment na wyznanie miłości | celowo! żeby później mówić, że spanikował i nie wiedział, co gada
advantage napisał: | no własnie! Chyba, że Wilson czeka na prawdziwie romantyczny moment | yea - świece, płatki róż, satynowa pościel i zmysłowy szept Wilsona: I'm in you. With love.
(mam nadzieję, że nie tylko dla mnie ten żarcik językowy ma sens )
advantage napisał: | btw, ESB teraz się świeci na tęczowo | omg
advantage napisał: | ale znalezisko po końcu świata | a ja się zastanawiam, czy po 10 latach od 'końca świata' te konserwy nie były przeterminowane
advantage napisał: | świat się prawie skończył, a Wilson się dalej martwi o takie błahostki | to nie błahostka! po tylu latach papier toaletowy stał się towarem deficytowym i byłoby niefajnie, gdyby Lindsey dostała biegunki
advantage napisał: | a Wilson dalej z tym kotkiem | pewnie wolałby tak mówić do House'a, ale boi się zginąć tragiczną śmiercią
advantage napisał: | Soł, był to fajny ficzek, szkoda że nie ma więcej przygód chłopaków... Teraz pozostaje tylko czekać na inne przygody | właściwie można rzec, że inne przygody były wcześniej... I mean te ero-fiki "Doskonała imitacja" i "Zieleń..." należą to tej samej autorki ale to miłe, że fik dla nieletnich czytaczy też się podobał
Cała przyjemność tłumaczenia po mojej stronie
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Wto 5:19, 01 Lip 2014, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anai
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 21:21, 03 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | yup, zgadza się. Well... a co? Już chcesz się mnie pozbyć? Myślałam, że będziecie się cieszyć tak samo jak ja, że znowu mam 100% czasu na horumowanie (a serio, to dzięki * <img src="http://i247.photobucket.com/albums/gg156/kasiat88/emotki/DAlike/przytula.gif"> back* aczkolwiek nie bardzo wierzę w szybkie znalezienie nowej pracy, a tym bardziej w uczciwych pracodawców ) | a co, miałam napisać "mam nadzieję, że już nikt Cię nigdy nie zatrudni"? To może niekoniecznie tak bardzo szybkie, żebyś miała jeszcze trochę czasu na horumowanie
Richie117 napisał: | z wyjątkiem sytuacji, kiedy Wilson leży pod nim i jęczy Harder, harder! | chyba, że akurat chce się z nim podroczyć
Richie117 napisał: | chyba wszystko zależy od tego, o jaką książkę chodzi - jeżeli w książce przeważają opisy, to faktycznie trudno by było nakręcić ep serialu składający się z samych krajobrazów ale jeśli jest dużo akcji, to w serialu wszystko się zmieści, a z filmu trzeba część scen powyrzucać.
Gdzieś czytałam, że mają być tylko dwa sezony w sumie, więc jakoś wytrwam do końca. Besides, jeśli poczekam i zassam całość, a później obejrzę na 2-3 razy, to nie będzie tak źle. Gdybym miała na bieżąco oglądać epy w TV, to pewnie bym zrezygnowała and LOL, ja chyba nawet nie znam 50 seriali
a gucio! jak to nie można zmierzyć myślenia? ja dobrze wiem, ile czasu nad tym myślałam! | właśnie nie byłoby trudno, a w dodatku można by było zaoszczędzić na aktorach
Ach, 2 sezony brzmią w miarę rozsądnie, ja myślałam, że to będzie taka typowa serialowa długość, czyli nie mniej niż 5 w takim razie podziwiam za wytrwałość, chociaż dalej nie rozumiem Okej, 50 to pewnie przesada... jak tak mniej więcej policzyłam, to by wychodziło jakieś 20+, zamiast skromnego 10, które obecnie oglądam
ugh, no dobra, niech Ci będzie... *z bólem serca oddaje Richie tytuł najbardziej pokrzywdzonej*
Richie117 napisał: | nooo... jest w tym trochę racji. But still, mając House'a w niewoli, Wilson mógłby mu pokazać JJ'a, co dałoby taki sam skutek jak włosy | ale po co odkrywać wszystkie swoje atuty od razu?
Richie117 napisał: | gdyby się okazało, że to, co niedobre dla Ciebie, jest dobre dla mnie, to dlaczego nie | nasze muski chyba mają dość podobne wady, więc to by raczej nie wypaliło Miałam na myśli, że mogłybyśmy wykonać na sobie nawzajem operacje, używając musków innych ludzi
Richie117 napisał: | i śmieciarek!!! | a w szczególności odbierania pijanego House'a z baru, kiedy do mnie zadzwoni
Richie117 napisał: | heh, przynajmniej ma co robić, ucząc Wilsona, że nie ma powodów do zgorszenia | ale zamiast uczyć się takich oczywistych oczywistości mogliby zająć się przyjemniejszymi rzeczami
Richie117 napisał: | bez obaw, od nocy poślubnej porozumiewaliby się za pomocą seksu | dopiero od nocy poślubnej, how pobożnie
Richie117 napisał: | oj tam, oj tam, przystosowałabyś się, I guess <img src="http://i247.photobucket.com/albums/gg156/kasiat88/emotki/czuwa.gif"> | ja w przeciwieństwie do tych bezmózgich osobników nie mam dobrych zdolności przystosowawczych i źle znoszę zmiany
Richie117 napisał: | um... żeby wystawiał recepty na Vicodin, bo JJ nie skończył medycyny? | no tak... poza tym, ktoś musi jeszcze gotować i sprzątać
Richie117 napisał: | jupi ale czy mam przez to rozumieć, że zdawałaś teraz maturę?
ech, ja też się lenię, zamiast produktywnie wykorzystywać odzyskaną wolność <img src="http://i247.photobucket.com/albums/gg156/kasiat88/emotki/DAlike/przytula.gif"> | yup, dobrze rozumiesz
właśnie widzę jak się lenisz, tłumacząc 23 strony "Epidemii"
Richie117 napisał: | zapewne (chyba że House zacznie golić sobie klatę i Wilson nie zdąży przywyknąć do jej owłosionego stanu ) Well, who knows? Może Wilson widywał już inną część ciała House'a tuż po obudzeniu, kiedy u niego mieszkał? | to może House powinien naprzemiennie golić i zapuszczać, u know, żeby zapobiec rutynie? A to całkiem możliwe, zwłaszcza, że zawsze wstawał wcześniej
Richie117 napisał: | na szczęście nadrabiają szybkością w innych aspektach życia | bo Wilson szybko się zakochuje, a House szybko stawia diagnozy?
Richie117 napisał: | ...który prezentował się zjawiskowo w różowych scrubsach | ofkors
Richie117 napisał: | heh, wyczucia może jej brakuje, ale za to wie, co jest dobre | aaa, mam wyrzuty sumienia, że byłam niemiła dla przyszłej córki House'a i Wilsona
Richie117 napisał: | takie życie - im bardziej się komuś przysłużysz, tym mocniej za to oberwiesz | i to jeszcze od ludzi, którym pomogłaś
Richie117 napisał: | Cam pasowałaby na wegetariankę, a Tritter miał w głowie dużo siana | aż jej współczuję, że to był jej ostatni posiłek. Każdy zasługuje na pełnowartościowy mózg przed śmiercią
Richie117 napisał: | cóż, jest jeszcze ewentualność, że przed zabiciem House'a wykorzystałby ostatnią okazję na seks... | ale wtedy by się zaraził zombiakowatością przecież
***
omg, tak paczę na te obrazki i utwierdzam się w przekonaniu, że zombiakowa era to nie dla mnie (chociaż nie powiem, jak na zombiakowe standardy, Wilson prezentuje się całkiem nieźle)
Cytat: | - Kogo obchodzi House? - prychnął Foreman, chwytając Wilsona za łokcie. | Wilsona obchodzi, obviously
Cytat: | Wilson przewrócił oczami, mrucząc pod nosem kilka starannie dobranych słów odnośnie inteligencji House'a. | 'mój chłopak jest taki mądry, nie to co ja'?
Cytat: | - Pierwszą piosenkę dedykuję Jamesowi z onkologii. |
Cytat: | Zawodziły zdezorientowane i łatwo było je wykończyć, gdy ich uwaga skupiała się na urządzeniach nagłaśniających. | oj tam 'zawodziły', one śpiewały!
Cytat: | - Nienawidzę poczucia humoru House'a - mruknął Foreman, podnosząc swoją włócznię. | pewnie ciężko docenić czyjeś poczucie humoru, jak się nie ma własnego
Cytat: | Jednak House nie myślał o własnym bezpieczeństwie. Myślał o tym, jak najlepiej dać się zabić. |
Cytat: | Wkrótce, pomyślał, bezgłowe zwłoki dosięgną sufitu, a wtedy nigdy nie zdołam odnaleźć House'a. | omatko, to ile ich tam było Teraz ciężko mi brać te zombiaki na poważnie, jak nawet Wilson może w pojedynkę poradzić sobie z całym tłumem
Cytat: | Pierwszą rzeczą, jaką zrobił House, było walnięcie Wilsona w sam czubek głowy. | oł noł, jak House mógł nie wykorzystać takiej okazji, żeby dać Wilsonowi klapsa?
Cytat: | Nie mogę... Na nic ci się nie przydam, kiedy stąd wyjdziemy. | jak on może tak mówić
Cytat: | - Najpierw ocalę House'owi życie - powiedział - a potem go zamorduję.
(...)
- Dobra. Ale jeśli przeżyjemy, mam zamiar cię zamordować. | awww, tak krótko są razem i już mają wspólne plany na przyszłość
Cytat: | - Do diabła, jeśli to zadziała, możesz poślubić Jennifer - oznajmił House. | nie! może jej co najwyżej kupić cały karton świeczek, ale żadnego ślubu
Cytat: | - Na wypadek gdybyś się jeszcze nie zorientował - wysapał House oparty o jego ramię - zakochałem się w tobie. | whoa, kto by się spodziewał, że to House się pierwszy zdobędzie na takie wyznania
Cytat: | - Mam nadzieję, że wiesz, że zamierzam rozmawiać z tobą przez calutki dzień. | 'rozmawiać'... okej House, whatever u say
kurczę, rzeczywiście niezbyt udany ten epilog. I mean, po tym wszystkim chłopaki zasłużyli na happy end z prawdziwego zdarzenia, i chociaż poprzedni rozdział się tak do końca szczęśliwie nie kończył, to przynajmniej można było sobie coś dopowiedzieć. Zapamiętam sobie na przyszłość, żeby zawsze słuchać Twoich rad
To żeby nie psuć fajnego fika takim smutaśnym zakończeniem, możemy poudawać, że chłopaki zabrali Lindsey i wyemigrowali do jakiegoś wolnego od zombiaków kraju, gdzie żyli długo i szczęśliwie (i mieli wszystkiego pod dostatkiem, bo cieszenie się z przeterminowanego mleka w puszce jest po prostu smutne )?
dziękować za fika i weny na wszystko!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 10:09, 08 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
Anai napisał: | a co, miałam napisać "mam nadzieję, że już nikt Cię nigdy nie zatrudni"? To może niekoniecznie tak bardzo szybkie, żebyś miała jeszcze trochę czasu na horumowanie | nooo... gdybyś dodała jeszcze "bo jesteś bardzo poczebna na horum", to nie miałabym powodu się obrazić Huh, się zobaczy, jak to będzie
Anai napisał: | chyba, że akurat chce się z nim podroczyć | yeah, perv!House and orgasm-deprived!Wilson
Anai napisał: | właśnie nie byłoby trudno, a w dodatku można by było zaoszczędzić na aktorach
Ach, 2 sezony brzmią w miarę rozsądnie, ja myślałam, że to będzie taka typowa serialowa długość, czyli nie mniej niż 5 w takim razie podziwiam za wytrwałość, chociaż dalej nie rozumiem Okej, 50 to pewnie przesada... jak tak mniej więcej policzyłam, to by wychodziło jakieś 20+, zamiast skromnego 10, które obecnie oglądam
ugh, no dobra, niech Ci będzie... *z bólem serca oddaje Richie tytuł najbardziej pokrzywdzonej* | jeśli tak na to spojrzeć... ale już na pewno trudno by było pobić takim epem rekordy oglądalności
Well, dopóki nie padnie ostatni klaps, to nic nie wiadomo ja też siebie nie rozumiem, ale tak już mam, że jak coś zaczynam, to zwykle muszę dojść do końca Uff, tak lepiej, bo mam tak samo (pomijając drobny szczegół, że tych 10 seriali nie oglądam, ale mam je w planach )
awww, thanks Podesłałabym Ci vicodin na to bolące serce, ale wtedy House zacząłby na Ciebie polować, żeby go odebrać
Anai napisał: | ale po co odkrywać wszystkie swoje atuty od razu? | bo JJ'a i tak nie dałoby się długo ukrywać?
Anai napisał: | Miałam na myśli, że mogłybyśmy wykonać na sobie nawzajem operacje, używając musków innych ludzi | ach, stupid me w takim razie tym bardziej się zgadzam, tylko musimy znaleźć ludzi z odpowiednimi muskami
Anai napisał: | a w szczególności odbierania pijanego House'a z baru, kiedy do mnie zadzwoni | jak dzwoni z baru pijany House, to jedyną słuszną oBcją jest DObierać się do niego, a nie go ODbierać
Anai napisał: | ale zamiast uczyć się takich oczywistych oczywistości mogliby zająć się przyjemniejszymi rzeczami | a kto powiedział, że ta nauka nie będzie przyjemna?
Anai napisał: | dopiero od nocy poślubnej, how pobożnie | no wiesz, gdyby zaręczyny i ślub odbyły się tego samego dnia, to nie mieliby zbyt wiele czasu na seks pomiędzy (zwłaszcza Wilson zajęty kreowaniem swojego wizerunku panny młodej)
Anai napisał: | ja w przeciwieństwie do tych bezmózgich osobników nie mam dobrych zdolności przystosowawczych i źle znoszę zmiany | soł może to i dobrze, że nie zanosi się na to, by te bezmózgie osobniki miały wyginąć
Anai napisał: | yup, dobrze rozumiesz
właśnie widzę jak się lenisz, tłumacząc 23 strony "Epidemii" | i nic nie mówiłaś?! mogłabym trzymać kciuki albo co... To pochwal się teraz, jak Ci poszło
skąd wiesz, że to 23 strony? anyway, 23 strony w ciągu miesiąca... to raczej powód do wstydu niż do dumy
Anai napisał: | to może House powinien naprzemiennie golić i zapuszczać, u know, żeby zapobiec rutynie? A to całkiem możliwe, zwłaszcza, że zawsze wstawał wcześniej | sounds great! a co będzie, jak zapomni o kilku kolejkach golenia i zapuści na klacie warkoczyki?
tjaa, to też, chociaż myślałam o tym, że czasem House wstawał wcześniej i organizował Wilsonowi ekscytującą pobudkę
Anai napisał: | bo Wilson szybko się zakochuje, a House szybko stawia diagnozy? | haha, dobrze wiem, że wiesz, co miałam na myśli!
ale skoro wspomniałaś o zakochiwaniu i diagnozach, no to pacz, że te szybkie zakochiwanie i diagnozowanie zawsze było błędne
Anai napisał: | aaa, mam wyrzuty sumienia, że byłam niemiła dla przyszłej córki House'a i Wilsona | ow, niepoczebnie... jeśli poczuła się urażona, to chłopaki na pewno jej to wynagrodzili
Anai napisał: | i to jeszcze od ludzi, którym pomogłaś | exactly
Anai napisał: | aż jej współczuję, że to był jej ostatni posiłek. Każdy zasługuje na pełnowartościowy mózg przed śmiercią | maybe House pozwolił jej powąchać swój mózg, zanim ukatrupił ją na dobre
Anai napisał: | ale wtedy by się zaraził zombiakowatością przecież | może jednak nie, gdyby użyli prezerwatyw
Anai napisał: | omg, tak paczę na te obrazki i utwierdzam się w przekonaniu, że zombiakowa era to nie dla mnie (chociaż nie powiem, jak na zombiakowe standardy, Wilson prezentuje się całkiem nieźle) | bo zielony kolor nie jest wystarczająco sexy? (yea, chyba nikt nie ma sumienia masakrować urody Wilsona )
Anai napisał: | Wilsona obchodzi, obviously | Foremanowi trzeba mówić takie rzeczy, bo sam się nie zorientuje
Anai napisał: | 'mój chłopak jest taki mądry, nie to co ja'? | yeah, that must be it
Anai napisał: | oj tam 'zawodziły', one śpiewały! | no to szkoda, że House je wysadził w powietrze, zamiast zebrać z nich zespół - jako agent zarobiłby fortunę, bo zombiaki na pewno zrobiłyby karierę we współczesnym szołbiznesie
Anai napisał: | pewnie ciężko docenić czyjeś poczucie humoru, jak się nie ma własnego | z moich obserwacji wynika, że masz 100% racji
Anai napisał: | omatko, to ile ich tam było Teraz ciężko mi brać te zombiaki na poważnie, jak nawet Wilson może w pojedynkę poradzić sobie z całym tłumem | no przecież pisało, że setki oj weeeź, to nie był zwyczajny Wilson, tylko Wilson-ratujący-House'a!
Anai napisał: | oł noł, jak House mógł nie wykorzystać takiej okazji, żeby dać Wilsonowi klapsa? | omatko, Ty to masz musk! na dodatek to powinien być klaps na goły tyłek, skoro Wilson miał na sobie tylko scrubsy!
Anai napisał: | jak on może tak mówić | to wszystko przez tego wirusa - zapomniał, że zawsze przyda się Wilsonowi do seksu!
Anai napisał: | awww, tak krótko są razem i już mają wspólne plany na przyszłość | let's hope, że zamiast się mordować, wykańczali się nawzajem w łóżku
Anai napisał: | nie! może jej co najwyżej kupić cały karton świeczek, ale żadnego ślubu | spokojna głowa, śluby z umarłymi i tak są nielegalne
Anai napisał: | whoa, kto by się spodziewał, że to House się pierwszy zdobędzie na takie wyznania | to był efekt uboczny szczepionki z krwi fluffolubnej dziewczynki
Anai napisał: | 'rozmawiać'... okej House, whatever u say | dirty talks to też rozmawianie
Heh, indeed, po 7. rozdziale można chociaż było sobie dopowiedzieć szczęśliwe zakończenie o bohaterskich wyczynach chłopaków (i Foremana), a po epilogu - Mam nadzieję, że moje rady w przyszłości będą równie trafne
Jestem całkowicie za takim udawaniem To powiedzmy sobie od razu, że chłopaki - zamiast pchać się między zombi - od razu spakowali manatki i jako jedni z pierwszych zwiali do Kanady, bo to taki przyjazny gejom kraj
thaaanks
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Wto 10:11, 08 Lip 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lacida
Jazda Próbna
Dołączył: 06 Mar 2012
Posty: 339
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Małopolska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 21:20, 12 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
Rozdział VII
Richie117 napisał: |
Wilson zmusił swój mózg, by nadal pracował, jak na mózg lekarza przystało.
- Kiedy zostałaś ugryziona, skarbie? - zapytał dziewczynkę, usiłując powstrzymać swój głos od drżenia.
[...]
- Moja mama - wymamrotała Lindsey. - Ona... -
[...]
- Czy ja umrę? - spytała Lindsey, zerkając to na jednego, to na drugiego lekarza.
- Nie, nie, nic ci się nie stanie. - Wilson otoczył ją ramionami i pozwolił jej przytulić policzek do swojej piersi. - Wszystko będzie w porządku - wyszeptał w jej ciemne włosy.
Foreman zamrugał. - Chcesz powiedzieć, że ona...? |
Tym razem to ostatnia nadzieja...
Richie117 napisał: |
Z głośników zaczęło grzmieć Staying Alive Bee Gees podkręcone na cały regulator.
- Nienawidzę poczucia humoru House'a - mruknął Foreman, podnosząc swoją włócznię.
- Mi się podoba, ma niezły rytm. - Whitner zarechotała, przeszywając gardło następnego zombi szuflą przerobioną na broń. |
To takie house'owe
Feel the city breakin' and everybody's shakin'
And we're stayin' alive, stayin' alive
Richie117 napisał: |
Z interkomu zaczęła płynąć głośna muzyka Thrillera i Wilson parsknął śmiechem.
- Najpierw ocalę House'owi życie - powiedział - a potem go zamorduję. |
Ulubiony tekst przyjaciół House'a.
Richie117 napisał: |
Wilson wyjrzał przez iluminator, nerwowo przeczesując wzrokiem pomieszczenie.
- Mam pomysł - powiedział.
[...]
- Znalazłeś coś? - zawołał przez ramię House. - Mam wrażenie, że zaraz odpadną mi ręce.
- Daj mi jeszcze jedną... - Wilson urwał w pół słowa, po czym wydał okrzyk radości. - Tak! Znalazłem. - Wyciągnął butelkę alkoholu do nacierania i zdjął z niej nakrętkę. Następnie złapał za rękaw swojego uniformu i pociągnął, aż materiał się rozerwał. Wilson skręcił kawałek różowego materiału i wepchnął go do otwartego pojemnika.
- Przygotowaliście całkiem niezły koktajl Mołotowa, towarzyszy - sapnął House, zamachnąwszy się słabo na jednego z zombi, nie pozwalając mu podejść bliżej. - Ale czym zamierzasz go podpalić?
- Znasz tę fizykoterapeutkę, która ciągle próbuje umówić się ze mną na lunch? - spytał Wilson, sięgając ponownie do szafki. - Wierzy w skuteczność aromaterapii - dodał i teatralnym gestem wyciągnął pudełko świec zapachowych oraz paczkę zapałek. Przysunął zapałki do ucha i potrząsnął paczuszką, uśmiechając się szeroko, gdy w środku rozległo się grzechotanie. - Dzięki ci, Jennifer.
- Do diabła, jeśli to zadziała, możesz poślubić Jennifer - oznajmił House. - A teraz zapalaj.
- Masz klucz do windy? - zapytał Wilson, rozpalając zapałkę i przykładając ją do koniuszka długiego knota z tkaniny. |
[...]I w XXI wieku walczymy koktajlem Mołotowa i zapałkami, i to gdzie niecałe dwie godziny jazdy od NY... Co za czasy
Richie117 napisał: |
- To wspaniały moment, żeby powiedzieć: "Ja też cię kocham, House" - stwierdził House, podczas gdy horda zaczęła podchodzić bliżej do windy.
I właśnie wtedy głowa jednego z zombi eksplodowała.
- No, dobra! - wykrzyknął czyjś głos. - Wystarczy wycelować i strzelić, zupełnie jak w [link widoczny dla zalogowanych]! - Zombi zwaliło się na ziemię, odsłaniając stojącą za nim osobę.
- Foreman? - zawołali chórem House i Wilson.
- Wróciłeś?
- Ty żyjesz?
Foreman wymierzył i zlikwidował następnego zombi.
- Zamierzacie siedzieć w tej windzie przez cały dzień, czy wolelibyście skorzystać z tego, że zjawiam się w samą porę niczym bohater? |
No i Foreman następnym super bohaterem.
Richie117 napisał: |
Wkrótce potem Wilson zorientował się, że został wciągnięty na tylne siedzenie niezamkniętego radiowozu, a House siedzi obok niego. Lindsey wskoczyła na miejsce dla pasażera, Foreman wsunął się na fotel kierowcy. Neurolog zerwał plastikowy panel spod kierownicy i zaczął manipulować przy kablach.
- No, dalej, dalej - poganiał go House, obserwując nadchodzących wolno gliniarzy. - Pokaż, że twoja kartoteka policyjna nie wzięła się z niczego!
Silnik ożył z warkotem, a Foreman uniósł pięść gestem zwycięzcy.
- Trzymajcie się mocno - powiedział, wrzucając bieg. Pomknęli z parkingu z piskiem opon, przewracając po drodze drewniane barykady.
Foreman śmiał się bez opamiętania. Minąwszy kilka przecznic, zatrzymał się na czerwonym świetle.
- Przed chwilą ukradłem gliniarzom samochód! - odezwał się, ciągle ogarnięty histeryczną wesołością.
- Kogo to obchodzi? - odparł House. - Powstrzymaliśmy inwazję zombi i ocaliliśmy New Jersey. Jesteśmy bohaterami!
[...]
- "Zabiłem wszystkie zombi". Nie ma lepszego tekstu na podryw - dodał Foreman z wyniosłym uśmiechem. - Hej, chce ktoś, żebyśmy się zatrzymali i coś zjedli?
- Taak, umieram z głodu. Podjedźmy do tej knajpy, w której...
- House! - warknął Wilson, łapiąc go za rękę.
- Czego? - House podążył za jego spojrzeniem utkwionym w sklepowej witrynie. Kilkanaście telewizorów nadawało ten sam program. - Och - mruknął House. - Leci jakiś horror. Dość upiorny zbieg okoliczności.
- Nie... - Wilson otworzył drzwi i powoli wysiadł z samochodu.
- Hej! - zawołał House, także wysuwając się z radiowozu. Foreman i Lindsey również wysiedli, zostawiając uruchomiony samochód na opustoszałej ulicy.
- To nie jest film - wymamrotał Wilson, przykładając dłoń do szklanego okna.
Ten sam obraz migotał na wszystkich ekranach: ludzie poruszali się w zwolnionym tempie, gnijąca skóra łuszczyła się z ich twarzy, ich zawodzenie niosło się echem po ulicach. Na drugim planie, błyszczący na tle wieczornego nieba, wznosił się [link widoczny dla zalogowanych].
- Jasna... - wyszeptał Foreman.
- Wracajcie do samochodu – powiedział House. - Mamy coś do zrobienia. | Richie, i tutaj już widać początek epilogu
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 7:19, 17 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
Lacida napisał: | Tym razem to ostatnia nadzieja... | zupełnie jak w serialu - rozwiązanie pojawia się na pięć minut przed końcem i wiadomo, że wszystko się uda
Lacida napisał: | To takie house'owe | całe życie czekał na apokalipsę zombi, dlatego miał odpowiednie piosenki na swoim iPodzie
Lacida napisał: | Ulubiony tekst przyjaciół House'a. | pozostali pomijają ten kawałek z ratowaniem życia i mówią tylko o zabijaniu House'a
Lacida napisał: | I w XXI wieku walczymy koktajlem Mołotowa i zapałkami, i to gdzie niecałe dwie godziny jazdy od NY... Co za czasy | cóż, już Einstein powiedział: "Nie wiem jaka broń będzie użyta w trzeciej wojnie światowej, ale czwarta będzie na kije i kamienie."
Lacida napisał: | No i Foreman następnym super bohaterem. | przypadkowy bohater, bo nikt inny nie przeżył
Lacida napisał: | Richie, i tutaj już widać początek epilogu | yeah, niby tak, ale miałam nadzieję, że jakimś cudem ten epilog będzie lekki i przyjemny jak reszta tego fika
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ksenia Duchowlow
Pacjent
Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 13:09, 21 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Nie lubię fików o tematyce zombi, ale zaczęłam czytać... no i się wciągnęłam. Fajne. Chociaż pewnie nie powiem niczego, co już zostało powiedziane – i tak nie czytałam odpowiedzi innych (no dobra, niektóre czytałam).
Podoba mi się przemiana Wilsona. Z Cud Chłopca Onkologii zamienił się w Wojownika. Fajny pomysł, a co ważniejsze, dobrze i umiejętnie wykorzystany. Co do samego House’a to zapachniało mi moimi fikami – zaobserwowałam podobne zachowanie diagnosty. Postacie, jak na alternatywę, są kanoniczne. Chociaż trochę przeszkadzało mi to „panowie” w wykonaniu Foremana i w pewnym momencie House’a.
Wiesz, co sądzę na temat slashy, więc tą część przemilczę. Chociaż muszę się przyznać, że tym razem mi on nie przeszkadzał.
Zauważyłam też pewną niezgodność. Najpierw Wilson i Whitner znajdują laboratorium na I piętrze, a później Wilson prowadzi House’a na VIII. Mały błąd, ale to pewnie wina autorki, a nie Twója.
Życzę weny
Ksenia
P.S. Mówiłam, że nie jestem najlepsza w komentowaniu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
advantage
Otorynolaryngolog
Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 15:10, 23 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | shame on us! ależ my jesteśmy niewdzięczne | haha bo to źle jak postacie są aż tak OOC
Richie117 napisał: | kobieca strona Wilsona nie przyjmnie do wiadomości tego argumentu | niech używa kremu jak tak bardzo, ale one i tak nie znikną
Richie117 napisał: | pfff, to o niczym nie świadczy heh, whatever, skoro i tak miałby wyrzucić te cv, to może i lepiej, że je podarł, żeby jakiś perw nie wyciągnął ich ze śmietnika i nie wykorzystał | tylko to uświadamia, że pewnie duża część pracodawców taki robi, jak tylko się wyjdzie
Richie117 napisał: | to drugie jak już, bo podobno ziemniaki mają więcej witaminy C niż cytryna | ooooo, słyszałam, że pietruszka, ale żeby ziemniaki?
Richie117 napisał: | myślę, że można mu wybaczyć, jeżeli potem robi się romantyczny i przytulaśny | racja, ale tylko pod takim warunkiem
RIchie117 napisał: | nooo... ciekawe, czy w tej sytuacji Wilson's insecurity przegrałaby z jego skłonnością do postrzegania innych jako dobrych ludzi | przecież nie mógłby wyjść z domu z mokrymi włosami, soł uwielbiałby Cię ponad wszystko!
Richie117 napisał: | so, to może by go nie zjadły, tylko postawiły na ołtarzu i wielbiły tak jak my | jak tak, to może nam pożyczą i też będziemy wielbić z bliska?
Richie117 napisał: | taki dżołk mi się przypomniał --
Co można zdjąć z pielęgniarki na nocnym dyżurze?
- Lekarza dyżurnego! | hahaha, poza drobnym szczegółem, to to idealnie pasuje do Wilsona
Richie117 napisał: | będę się bała przechodzić obok śmietnika za osiedlową Biedronką, bo LE może tam wpaść na kolację | nie, nie, to właśnie idź tam i wrzucisz ją do kubła
Richie117 napisał: | ale to by mu zrujnowało całą mistyFIKację | kurde, coś za coś, wybór niemożliwy
Richie117 napisał: | noooł, zostawiłam forsę na lapka ale czasami mnie korci, żeby olać lapka i zamówić ten wypaśny komplet HP | noł, noł, dobrze robisz! Lapek daje więcej możliwości i bardziej się przyda
Richie117 napisał: | pacz, co znalazłam:
| aż taka kontrola nad umysłem, wooow. Albo żołądkiem
Richie117 napisał: | Wilson jeszcze sobie tego nie uświadomił | House musi mu pomóc
RIchie117 napisał: | na dodatek ping pong bez piłeczki, jeśli dobrze pamiętam | piłeczka to chyba właśnie była, a nie było siatki i rakietek
Richie117 napisał: | btw Trittera, widziałam parę dni temu faceta, który z twarzy wyglądał dokładnie jak Tritter, tylko był od niego niższy | to może House też był gdzieś w pobliżu??
RIchie117 napisał: | mhm, dopiero jak wrzuciłam tłumaczenie z 'notatnika' do worda, zobaczyłam, ile ten rozdział miał stron Awww, thanks Heh, uprzedzałam Um... może Tritter wiedział, dlatego chciał zdobyć lekarstwo i zostać światowym bohaterem? A te "parę lat" to nie do końca tak... Akcja Epilogu jest 10 lat później (Lindsey zdążyła podrosnąć) | the more, the better Aaa, no tak. Trochę więcej niż parę, ale still, tak nagle ten koniec świata wyskoczył
Richie117 napisał: | czego się nie robi, żeby ratować ukochanego <img src="http://i247.photobucket.com/albums/gg156/kasiat88/emotki/housewilson.gif"> | miłość chłopaków przetrwa wszystko
Richie117 napisał: | uh, evil you! | nie e, nie evil! chodziło mi tylko o to, że nie można biegać jak się małe dziecko uczepi nogawki
Richie117 napisał: | a gdyby House się utopił przy połykaniu tego "nadmiaru miłości"? | musi się nauczyć połykać małymi "porcjami"
RIchie117 napisał: | too bad, że NFZ nie refunduje takich zabiegów | a gdyby? Jakie by były kolejki
Richie117 napisał: | i pomyśleć, że mogliby się trzymać za coś innego, gdyby ten fik był +18 | jak się nie ma co się lubi, to rączki też są najs
Richie117 napisał: | oj tam, oj tam, to już koniec fika - musiało się udać | musiał być happy end
Richie117 napisał: | celowo! żeby później mówić, że spanikował i nie wiedział, co gada | ach, ten House, taki romantyczny, a tak się tego wypiera
Richie117 napisał: | yea - świece, płatki róż, satynowa pościel i zmysłowy szept Wilsona: I'm in you. With love.
(mam nadzieję, że nie tylko dla mnie ten żarcik językowy ma sens ) | jeees, ale jakby Wilson już był "in", to House pewnie by nie zwracał uwagi na to, co mówi, a to by było takie najs wyznanie miłości
Richie117 napisał: | a ja się zastanawiam, czy po 10 latach od 'końca świata' te konserwy nie były przeterminowane | hahahaha ciekawe czy Wilson na to wpadł
Richie117 napisał: | to nie błahostka! po tylu latach papier toaletowy stał się towarem deficytowym i byłoby niefajnie, gdyby Lindsey dostała biegunki | Wilson jak troskliwy tatuś
Richie117 napisał: | pewnie wolałby tak mówić do House'a, ale boi się zginąć tragiczną śmiercią | jak się kiedyś zdziwi jak go tak nazwie, a House’owi się spodoba
Richie117 napisał: | właściwie można rzec, że inne przygody były wcześniej... I mean te ero-fiki "Doskonała imitacja" i "Zieleń..." należą to tej samej autorki ale to miłe, że fik dla nieletnich czytaczy też się podobał | niby bez ery, ale z miłością w tle, soł dużo do podobania się. No była jakaś akcja trzymająca w napięciu
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 2:55, 11 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
Ksenia Duchowlow napisał: | Nie lubię fików o tematyce zombi, ale zaczęłam czytać... no i się wciągnęłam. Fajne. Chociaż pewnie nie powiem niczego, co już zostało powiedziane | miło mi to słyszeć a jeszcze milej, że tu zajrzałaś, bo dawno Cię nie było I, prawdę mówiąc, nikt wcześniej nie wspominał o tych rzeczach, co Ty.
Ksenia Duchowlow napisał: | Co do samego House’a to zapachniało mi moimi fikami – zaobserwowałam podobne zachowanie diagnosty. | o tym samym chwilami myślałam. A jeżeli dwie osoby - Ty i Autorka fika - mają na House'a podobne zapatrywania, to znaczy, że muszą być na dobrym tropie
Ksenia Duchowlow napisał: | Chociaż trochę przeszkadzało mi to „panowie” w wykonaniu Foremana i w pewnym momencie House'a. | w oryginale był w tych miejscach użyty zwrot "you guys"... Niby mogłabym to w ogóle pominąć, ale nie przepadam za odchodzeniem od oryginału, natomiast nie mogłam pozwolić, żeby Foreman zwracał się do House'a i Wilsona per "chłopaki" Zresztą takie "panowie" często bywa używane w... um... żartobliwym kontekście, np. gdyby ktoś powiedział "Panowie, idziemy na piwo".
Ksenia Duchowlow napisał: | Wiesz, co sądzę na temat slashy, więc tą część przemilczę. | wiem i bardzo nad tym ubolewam
Ksenia Duchowlow napisał: | Zauważyłam też pewną niezgodność. Najpierw Wilson i Whitner znajdują laboratorium na I piętrze, a później Wilson prowadzi House’a na VIII. Mały błąd, ale to pewnie wina autorki, a nie Twoja. | niczego w treści nie zmieniałam, więc to sprawka Autorki, ale moja wina polega na tym, że tego nie zauważyłam
Dzięki za komentarz. Wcale nie był taki zły
***
advantage napisał: | niech używa kremu jak tak bardzo, ale one i tak nie znikną | no chyba że krem ze śmietanki z Małego Grega naprawdę działa cuda
advantage napisał: | tylko to uświadamia, że pewnie duża część pracodawców taki robi, jak tylko się wyjdzie | mi to nie robi różnicy; skoro ktoś nie chce mnie zatrudnić, to może sobie tym moim cv nawet tyłek podetrzeć (i mam nadzieję, że się zatnie papierem w dupę) i tak nic bym z tego nie miała, gdyby pracodawca wziął to cv i oprawił w ramkę, ale nie dał mi roboty.
advantage napisał: | ooooo, słyszałam, że pietruszka, ale żeby ziemniaki? | no, dziwne, c'nie? [link widoczny dla zalogowanych]
advantage napisał: | przecież nie mógłby wyjść z domu z mokrymi włosami, soł uwielbiałby Cię ponad wszystko! | a jak już skończyłby mnie uwielbiać, to znowu musiałby skoczyć pod prysznic i od nowa suszyć włosy
advantage napisał: | jak tak, to może nam pożyczą i też będziemy wielbić z bliska? | już raczej przerobią nas na zombi, żebyśmy go wielbiły razem z nimi
advantage napisał: | hahaha, poza drobnym szczegółem, to to idealnie pasuje do Wilsona | dlatego mi się to przypomniało
advantage napisał: | nie, nie, to właśnie idź tam i wrzucisz ją do kubła | fuuuu, ja jej nie chcę oglądać, a co dopiero dotykać
advantage napisał: | noł, noł, dobrze robisz! Lapek daje więcej możliwości i bardziej się przyda | yea, I know... tylko jest jeszcze jeden problem - skąd ja wezmę brakującą forsę na tego lapka
advantage napisał: | House musi mu pomóc | jak to dobrze, że House uwielbia pomagać innym
advantage napisał: | piłeczka to chyba właśnie była, a nie było siatki i rakietek | możliwe, na pewno lepiej pamiętasz
advantage napisał: | to może House też był gdzieś w pobliżu?? | nope, niestety. House mieszka w Rosji i jest [link widoczny dla zalogowanych]
advantage napisał: | ale still, tak nagle ten koniec świata wyskoczył | well, koniec świata jak sraczka - przychodzi znienacka
advantage napisał: | miłość chłopaków przetrwa wszystko | tak jak karaluchy?
advantage napisał: | nie e, nie evil! chodziło mi tylko o to, że nie można biegać jak się małe dziecko uczepi nogawki | za to można biegać szybciej, kiedy się to dziecko oderwie i rzuci zombiakom
advantage napisał: | musi się nauczyć połykać małymi "porcjami" | to już raczej działka Wilsona, żeby dawkować mu tę miłość w małych porcjach
advantage napisał: | a gdyby? Jakie by były kolejki | takie jak wszędzie
advantage napisał: | ach, ten House, taki romantyczny, a tak się tego wypiera | on to robi dlatego, żeby za wiele Cameron za nim nie biegało
advantage napisał: | jeees, ale jakby Wilson już był "in", to House pewnie by nie zwracał uwagi na to, co mówi, a to by było takie najs wyznanie miłości | oh noes, House z jego wielkim muskiem zawsze zwraca uwagę na to, co mówi Wilson (żeby to potem wykorzystać przeciwko niemu)
advantage napisał: | hahahaha ciekawe czy Wilson na to wpadł | no raczej, przecież dla nich to była codzienna rzeczywistość. Ale z drugiej strony Wilson pewnie zdążył się już nauczyć, że info "najlepiej spożyć przed..." nie oznacza, że później dany produkt nie nadaje się do spożycia
advantage napisał: | jak się kiedyś zdziwi jak go tak nazwie, a House’owi się spodoba | no chyba że House mu zafunduje taki seks, że Wilson nie będzie w stanie się dziwić
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Faberry
Stażysta
Dołączył: 04 Lut 2015
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 3:15, 05 Mar 2015 Temat postu: |
|
|
Lubię horrory, lubię The Walking Dead a House MD jeszcze bardziej. Zombie w House MD są intersujący Cały czas kibicowałam im aby tylko przeżyli a potem House został ugryziony to myślałam, że z Hilsonowego happy endu nici. Jednak oni nie dali za wygraną i jeszcze zyskali dziecko mimo okoliczności. Kiedy Foreman wrócił po nich polubiłam go jeszcze bardziej w tym ff. Inna sprawa, że jestem chyba jedną z niewielu osób która Foremana lubi, poza pewnymi momentami w serialu. Szkoda mi Chase'a, Cameron i Cuddy też. I pani doktor Whitner. Trittera za to wcale. Zresztą sam się o to prosił a House chyba był wtedy dumny z Cameron
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 4:59, 09 Mar 2015 Temat postu: |
|
|
Kurcze, wszyscy lubią The Walking Dead... może też powinnam na to looknąć?
Możesz mnie dopisać do listy tych niewielu osób, które lubią Foremana. To znaczy, wybrałabym go spośród pierwszego zespołu Kaczątek, bo później - jak zaczął zgrywać ważniaka i uważać się za lepszego od House'a - cała moja sympatia do niego się ulotniła.
Śmierć Trittera to prawdziwa perełka w tym fiku Cameron nareszcie się do czegoś przydała! Jeśli chodzi o Cuddy, to szkoda mi tylko House'a cierpiącego przez to, że musiał ją ukatrupić
I czy ja już mówiłam, żebyś nie wątpiła w Hilsonowe happy endy, jeżeli ja mam coś wspólnego z fikiem?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Faberry
Stażysta
Dołączył: 04 Lut 2015
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 0:53, 14 Mar 2015 Temat postu: |
|
|
Lubię horrory i TWD byłam ciekawa, choć jeszcze nie widziałam wszystkich sezonów Miłego oglądania jakby co
Zapisane! Mnie Foreman wkurzał potem choć w sumie nadal go lubiłam.
Cenię sobie ten moment w ff Nie cierpię go! Nareszcie?
Mówiłaś, choć ja ff czytałam zanim się zarejestrowałam na Horum
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 3:28, 18 Mar 2015 Temat postu: |
|
|
Jakby co, to dzięki
Fabbery napisał: | Nareszcie? | och, no wiesz... Nie mówię, że Cam nie była przydatna jako postać, ale zjedzenie Trittera bije na głowę robienie puppy-dog-eyes do House'a pod wzlędem użyteczności
Fabbery napisał: | Mówiłaś, choć ja ff czytałam zanim się zarejestrowałam na Horum | okej, to wszystko wyjaśnia
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Faberry
Stażysta
Dołączył: 04 Lut 2015
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 0:37, 19 Mar 2015 Temat postu: |
|
|
Akcja ze zjedzeniem Trittera pobiła je wszystkie zdecydowanie
Czytałam ff Hilsonowe zanim się zarejestrowałam, poza tymi nowymi częściami i nowym ff
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|