|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 5:32, 17 Lut 2009 Temat postu: Fic: Dr Hannibal Lecher [Z] |
|
|
Kategoria: love
Zweryfikowane przez Richie117
Cytat: | anyway, mam ogromną nadzieję, że Ci się spodoba... (Bo dawnej any by się spodobało )
Wszystkiego najnajnaj, any
|
Tytuł: [link widoczny dla zalogowanych]
Autor: hwshipper
(dodam tylko, że to erowa marka sama w sobie i strasznie trudno znaleźć fik tego autora, który nadawałby się do tłumaczenia )
Warnings: Rated for era language and sexual abuse PLUS sick!Wilson and caring!House
T/N: Wszystkie nadużycia w tłumaczeniu popełnione celowo
House wkroczył do pokoju konferencyjnego, usiadł i powiedział: - Diagnozy różnicowe dla mówienia przez sen.
Jego pracownicy ze zdumieniem podnieśli wzrok znad laptopów i czasopism.
- Ee... nasz pacjent nie mówi przez sen - powiedział Foreman takim tonem, jakby tłumaczył coś idiocie.
House posłał mu groźne spojrzenie. - Czy ja wspomniałem coś o naszym pacjencie? Którego, nawiasem mówiąc, wczoraj zdiagnozowaliśmy i wyleczyliśmy.
- Tylko mówienie we śnie? - zapytał usłużnie Chase, odkładając swoją gazetę, by przyłączyć się do gry House'a, o cokolwiek by w niej nie chodziło. - Żadnych innych form parasomnii - lęków nocnych, lunatyzmu?
- Nie. W każdym razie nie tych - odparł House. Spojrzał na Cameron i Foremana i niecierpliwie postukał laską w podłogę.
Cameron zdjęła okulary i zabrała dłonie ze swojego laptopa. - Mówienie przez sen samo w sobie nie jest czymś, czym trzeba się martwić. Ale jeśli jest gwałtowne, pełne emocji lub wulgarne, może być oznaką innych, poważniejszych zaburzeń snu.
- Zaburzenia zachowania podczas fazy snu REM, bruksizm, paraliż senny? - zasugerował Chase. House potrząsnął głową na każdą z propozycji.
Cameron pociągnęła łyk kawy ze swojej filiżanki i spytała: - Pacjentem jest dziecko?
- Nie. Dorosły mężczyzna. - House był szorstki.
Foreman przybrał minę cierpiętnika i spytał: - Gramy z Dwadzieścia Pytań?
Chase zakręcił długopisem i spojrzał w sufit. - Seksomnia? - podsunął.
- Chciałbym - wymamrotał House.
Członkowie zespołu wymienili spojrzenia.
- Syndrom eksplodującej głowy? - powiedział pomysłowym tonem Chase.
To przykuło uwagę House'a. Odwrócił się w kierunku Chase'a i spojrzał na niego. - Podoba mi się, jak to brzmi. Mów dalej.
- Syndrom eksplodującej głowy, lub gwałtowne budzenie się na tle słuchowym, ma miejsce wtedy, gdy ktoś doświadcza niesamowicie głośnego hałasu, dochodzącego z wnętrza jego głowy. - Chase zmarszczył czoło i wyrecytował: - Zwykle zdarza się to w nocy, ale może zdarzyć się także za dnia.
- Może w tym coś jest. - House pochylił się do przodu i oparł podbródek na dłoni.
- Nie jest to bolesne, ale odczucie może być bardzo głośne, więc może powodować lęk i niepokój - podjął z autorytetem Foreman. - Nie uważa się, żeby to było niebezpieczne. Istnieje związek tego syndromu ze stresem i ekstremalnym zmęczeniem.
- Nie jest zmęczony - powiedział wolno House.
- A zatem stres. - Chase posłał Foremanowi porozumiewawcze spojrzenie. - Być może ta osoba ma stresującą pracę - może zbyt wielu umierających pacjentów. Niezapowiedziane wizyty z sąsiedniego gabinetu...
- Albo chodzi o dom - dołączył do niego Foreman. - Trudny partner? Może ma problemy natury seksualnej.
- O Boże - jęknęła Cameron.
House wstał i stuknął laską w podłogę. - Za coś takiego, Foreman, możesz iść i odrobić mój dyżur w klinice, który powinien zacząć się dziesięć minut temu. A Chase zastąpi mnie jutro.
Odszedł do własnego gabinetu i mocno zatrzasnął za sobą drzwi.
<center>**********************************************************</center>
Kiedy House wszedł do mieszkania, natychmiast poczuł wyraźny zapach potrawy, gotowanej przez Wilsona.
- Hej! - dotarł do niego głos z kuchni.
House pokuśtykał do kuchni i zastał Wilsona przy siekaniu warzyw na kolację. Blat zdobiły stosy cebuli, czosnku, imbiru i czerwonej papryki, a wok czekał w pogotowiu.
- Mam nadzieję, że gdzieś w tej podsmażonej paszy dla królików znajdzie się trochę mięsa - powiedział House, rozglądając się w koło.
- Krewetki. - Wilson skinął głową w kierunku miski dużych, różowych krewetek tygrysich, stojącej z boku. House sięgnął ręką wokół Wilsona, żeby porwać krewetkę i Wilson klepnął go w dłoń. Zamiast tego, House wziął truskawkę z innej miski, włożył ją do ust i, trzymając ją między zębami, podszedł, by pocałować Wilsona. Wilson uśmiechnął się szeroko, przegryzł truskawkę w połowie i wyssał ją z ust House'a.
House, przeżuwając głośno, usiadł na kuchennym stołku, oparł podbródek na lasce i skupił na Wilsonie swoje orle spojrzenie.
- Wilson, jesteś zestresowany.
Wilson, który odwrócił się z powrotem ku desce do krojenia, odwrócił się w kierunku House'a i uniósł brwi. - Naprawdę? Dzięki, że dałeś mi znać. Jest jakiś szczególny powód, że to mówisz?
- Wykazujesz oznaki przynajmniej dwóch parasomnii - stwierdził House.
Wilson westchnął, odwrócił się ponownie do deski i wrócił do krojenia papryki. - Nie mogę się doczekać, aż usłyszę, o które chodzi. Jak na razie nie uprawiam z tobą seksu zarówno we śnie, jak i na jawie.
- Mówisz przez sen - zaczął House.
Wilson z zaskoczeniem spojrzał na House'a. - Serio? - Po czym na jego twarzy pojawił się wyraz zaniepokojenia. - Co mówię?
House otworzył usta, by powiedzieć: Nie wiem, nie mogę tego zrozumieć, ale zdał sobie sprawę, że może udałoby mu się wyciągnąć coś z Wilsona, jeżeli tego nie przyzna.
- Cóż, nie chciałbym cię zawstydzać, powtarzając to wszystko, ale...
- House, wkręcasz mnie. - Wilson wycelował nóż w House'a. - Skończ z tym. Przynajmniej do czasu, aż przestanę siekać.
House wyglądał na zranionego tym, że Wilson mu nie wierzy.
- Nie, to prawda. Mówisz przez sen. Jak na razie przez dwie noce z rzędu, obudziłeś mnie gadaniem o czwartej nad ranem.
Wilson zmarszczył brwi. - Czemu wcześniej o tym nie wspomniałeś?
- Oczywiście dlatego, że starałem się zrozumieć, dlaczego to robisz - powiedział cierpliwie House. - Potem odkryłem drugą parasomnię. Masz syndrom eksplodującej głowy.
Teraz Wilson wyglądał na zaskoczonego. Odłożył nóż i zapytał ostrożnie: - Skąd ten wniosek?
- Ponieważ wczoraj, około północy, próbowałeś zasnąć, ale nagle zerwałeś się, jakbyś został postrzelony. Myślałem, że to był tylko skurcz, występujący w czasie zapadania w sen, ale zastanawiając się nad tym dzisiaj doszedłem do wniosku, że to nie był ruch mięśni, tylko coś w twojej głowie. I wydaje mi się, że to samo przytrafiło ci się ponownie, o szóstej rano.
- Nie wiedziałem, że cię wtedy obudziłem - wymamrotał Wilson.
- Obudziłeś, ale nie miałem zamiaru wstawać czy robić czegokolwiek o szóstej! - House nachylił się nad stołem. - Syndrom eksplodującej głowy brzmi naprawdę fajnie i jest nieszkodliwy. Ale to nie może być nic dobrego i nigdy wcześniej go nie miałeś, więc musi być jakiś powód, że pojawił się on teraz. Oraz dlaczego nagle zacząłeś mówić przez sen. Wiem, że to dlatego, bo jesteś zestresowany... ale musisz mi powiedzieć, czemu jesteś zestresowany.
Aż do tego momentu House właściwie nie był pewien, czy ma rację, czy nie, ale teraz zobaczył, że Wilson zerka w bok, wyglądając na skrępowanego, i zrozumiał, że ma rację. Coś się tutaj działo. Zachęcony, House drążył dalej:
- Martwisz się czymś
- Nie, niczym się nie martwię - odparł lakonicznie Wilson. Odwrócił się do deski, podniósł ponownie nóż i wrócił do siekania papryki. Jego ramiona były napięte i skupiał się o wiele za bardzo na tym, co robił.
- Jeśli mi nie powiesz, po prostu będę zgadywał - ostrzegł House. Zawahał się i zdecydował sięgnąć po większy kaliber. - Być może to fizyczna manifestacja wyrzutów sumienia. Może puszczasz się za moimi plecami. Kiedy byłeś ze swoimi żonami, nigdy nie byłeś w stanie utrzymać ptaszka w spodniach, czemu teraz miałoby być inaczej? Masz romans, prawda?
Tak jak House miał nadzieję, to sprowokowało Wilsona do odpowiedzi. Rzucił nóż, odwrócił się twarzą do House'a i spojrzał na niego gniewnie.
- Na rany Chrystusa, House, nie bądź śmieszny. To twoja paranoja i musisz sobie z nią poradzić, albo doprowadzisz nas obu do szaleństwa.
- W porządku, nie masz romansu - ustąpił House. - Ale coś jest nie tak.
- House, jedyna rzecz, jaka stresuje mnie w tej chwili to ty, mówiący mi, że jestem zestresowany - powiedział nieustępliwie Wilson i znów odwrócił się do deski do krojenia. - A teraz idź pooglądać telewizję i zostaw mnie w spokoju.
<center>**********************************************************</center>
Była druga w nocy, a House grał na fortepianie nokturny Chopina, po cichu, starając się nie przeszkadzać Wilsonowi.
Wówczas, ku zaskoczeniu House'a, Wilson pojawił się w drzwiach salonu. Miał na sobie t-shirt i bokserki i wyglądał na zmęczonego, ale przytomnego. Przeszedł przez pokój i usiadł obok House'a na ławeczce przy fortepianie. House przesunął się lekko w lewo, robiąc mu miejsce. Poczuł, jak biodro Wilson przytula się przyjemnie do jego biodra. House grał dalej i spoglądał badawczo na Wilsona.
- Nie mogę spać - powiedział cicho Wilson. - Ciągle myślę, że zacznę mówić, jeśli zasnę. I to cholernie przerażające, słyszeć te hałasy dochodzące z głowy. Za pierwszym razem naprawdę myślałem, że ktoś strzelał.
House milczał, ale jego palce poruszały się po klawiszach fortepianu.
- Jest coś, co mnie dręczy - powiedział w końcu Wilson. - To tylko żałosna, głupia drobnostka. I nie myślałem, że nie zareagujesz... zbyt dobrze.
- Sprawdź mnie - wyszeptał House.
Wilson westchnął. - W szpitalu jest ktoś, kto ciągle... flirtuje ze mną. To mnie wykańcza. I nie wydaje mi się, że radzę sobie z tym tak dobrze, jak powinienem.
House zmrużył oczy. W ogóle nie spodziewał się czegoś takiego. - Kto?
- Doktor Hasselback - odpowiedział niechętnie Wilson.
House przestał grać i odwrócił się, by spojrzeć na Wilsona. - Ronald Hasselback? Doktor Hannibal Lecher?
Wilson się skrzywił. - Ten sam.
- Ten beznadziejny, parszywy, okropny, stary sukinsyn? - głos House'a podnosił się, a on sam czuł gniew wzbierający w jego wnętrzu na samą myśl o tym człowieku, znajdującym się gdziekolwiek w pobliżu Wilsona.
- Dlatego właśnie nie chciałem ci mówić - powiedział z rozdrażnieniem Wilson. - Uspokój się, dobra? To nic, naprawdę.
- To zestresowało cię na tyle, że mówisz przez sen, a w twojej głowie rozbrzmiewają eksplozje - warknął House. - Co on zrobił?
Wilson westchnął. - Słuchaj... wiem, że wygląda na to, że wiele osób flirtowało ze mną w ciągu ostatnich kilku tygodni.
House przewrócił oczami; wiedział o tym. To był nieoczekiwany efekt uboczny ujawnienia się - kobiety nie przestały, a mężczyźni zaczęli.
Wilson mówił dalej: - Cóż, on jest jednym z nich. Nigdy wcześniej nie zamieniłem z nim więcej niż kilku słów, a teraz nagle pojawia się wszędzie. Zagaduje mnie, robi sugestywne uwagi, tego typu rzeczy. Sam wiesz.
- Nie zauważyłem go - wymamrotał House.
- Prawdopodobnie dlatego, że nie chce igrać ze śmiercią - odparł oschle Wilson. - Tak czy siak, przedwczoraj podszedł do mnie w kafeterii. Zaczął rozmowę o pogodzie. Próbowałem odejść taktownie. W końcu powiedziałem, że muszę iść i kiedy przechodziłem obok niego, klepnął mnie w tyłek.
Szczęka House'a opadła.
- Byłem kompletnie zniesmaczony. - Wilson zadrżał na samo wspomnienie. - Starałem się go unikać od tego czasu.
House potrząsnął głową ze złością. - Wilson, twój problem polega na tym, że jesteś zbyt miły, by wiedzieć, kiedy powiedzieć komuś, żeby się odpierdolił i zdychał. Ten facet to największy dupek w całym Princeton-Plainsboro. Wiesz o tym. Na miłość Boską, następnym razem kiedy go zobaczysz, powiedz mu, żeby poszedł się pierdolić.
- Powiem. Postaram się. - Wilson pomasował grzbiet nosa. - House, nie zamierzasz robić niczego w tej sprawie, prawda? - House nie odpowiedział. Wilson spojrzał na niego uważnie. - House, obiecaj mi, że nie będziesz sam z nim walczył, to nie przyniesie niczego dobrego. Poradzę sobie z tym. Obiecaj mi.
House się skrzywił. - Nie będę z nim walczył. Ale lepiej, żebyś ty to zrobił. - Zamilkł na moment i dodał szeptem: - Dzięki, że mi powiedziałeś.
Wilson się uśmiechnął. - Pomyślałem, że to lepsze, niż ryzykować, że powiem ci to przez sen. - Położył dłoń na kolanie House'a. - Poza tym miałem dosyć czekania, aż przyjdziesz do łóżka.
- Ach. - House zamknął pokrywę fortepianu, gdy Wilson przysunął się do niego.
Pocałowali się głęboko, po czym Wilson podniósł się i stanął pomiędzy nogami House'a. House przesunął się razem z ławeczką lekko w tył, żeby zrobić Wilsonowi więcej miejsca. Z głębi gardła House'a wydobył się pomruk, gdy Wilson opadł na kolana i rozwiązał szlafrok House'a. House miał pod spodem bokserki i Wilson sięgnął do nich, wydobył członek House'a i wziął go od razu do ust. House jęknął i oparł dłonie na pokrywie fortepianu, naciskając na nią, odcinając się od wszystkiego, co go otaczało, poza wypolerowanym drewnem pod jego dłońmi i odczuciem ust Wilsona na jego członku.
Wilson odsunął się i House jęknął z niezadowoleniem. - Nie przerywaj, psia krew!
- Uh uh. - Wilson podniósł się do pozycji stojącej i powiedział ochrypłym głosem: - Chcę, żebyś mnie przeleciał na swoim fortepianie.
- Za żadną cholerę - odparł natychmiast House.
- Oh, daj spokój, i tak w przyszłym tygodniu masz zamiar go nastroić - namawiał Wilson. Wsunął dłoń do kieszeni szlafroka House'a i wyciągnął prezerwatywę. Rozdarł opakowanie i z wprawą rozwinął ją na członku House'a.
House zawahał się, po czym powiedział: - Nie spuścisz się na mój fortepian.
W odpowiedzi Wilson sięgnął ponownie do kieszeni House'a i wyjął kolejną prezerwatywę. Zdjął bokserki i założył ją na własnego penisa.
- Lepiej bądź cholernie ostrożny - ostrzegł House. Wilson skinął głową, a House wydobył z kieszeni żel nawilżający.
Kiedy House nakładał go na siebie, Wilson odwrócił się twarzą do fortepianu i House poczuł, jak jego twardy członek porusza się i napręża pod jego dłonią na widok nagich pleców i tyłka Wilsona na tle błyszczącego mahoniu. Do diabła, to było wspaniałe.
Siedząc jeszcze przez chwilę, House nachylił się tak blisko do Wilsona, jak tylko był w stanie, kładąc jedną rękę na tyłku Wilsona, a drugą sięgając po jego członek. Wilson jęknął i drgnął pod dotykiem House'a, dysząc, gdy House zajmował się jego odbytem, wsuwając w niego palce, rozciągając go i relaksując. Wtedy House wstał i położył dłoń na wieku fortepianu. Opierając cały ciężar ciała na tej ręce i swojej zdrowej nodze, położył drugą dłoń na biodrze Wilsona. Poczuł ciężki oddech Wilsona, po czym Wilson oparł prawą dłoń na fortepianie i napiął mięśnie.
House pchnął, delikatnie, lecz pewnie, by utrzymać równowagę. Wilson nabrał powietrza w płuca, czując ból, po czym odetchnął, odprężając się. House położył drugą dłoń na pokrywie fortepianu, żeby zapewnić sobie oparcie i pchnął ponownie - tym razem Wilson przyjął go z łatwością i poruszył się razem z nim. House widział niewyraźne odbicie Wilsona w wypolerowanej powierzchni wieka fortepianu; miał zamknięte oczy, oddychał przez rozchylone usta, na jego czole lśnił pot. Lewa ręka Wilsona znajdowała się pod klawiaturą, masując jego członek, co było idealne, skoro House potrzebował obu swoich rąk, by podtrzymać swoje ciało. House wiedział, że nie wytrzyma długo na stojąco - ale to było w porządku, ponieważ i tak nie zamierzał trwać długo w tej pozycji.
Ruszyli razem zgodnie, w tym samym rytmie, w tym samym tempie. Fortepian wydawał ciche dźwięki przy każdym ich pchnięciu. Z ostatnim podnieconym jękiem House doszedł i na mgnienie oka Wilson znalazł się pomiędzy House'em a fortepianem. Chwilę później House, dygocząc, opadł z powrotem na ławeczkę. Wilson opadł na niego, masując gorączkowo własny członek. House wyciągnął rękę i otoczył dłoń Wilsona własną dłonią. Kilka ruchów później, Wilson wysapał: "House" i doszedł.
~ cdn ~
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Sob 5:21, 28 Mar 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Any
Czekoladowy Miś
Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza zakrętu ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 7:26, 17 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Ojejku, Richie, jesteś kochana! Bardzobardzobardzo dziękuję Ci za dedykację.
Cytat: | Diagnozy różnicowe dla mówienia przez sen. |
Czemu mam dziwne przeczucie, że właśnie rozpoczyna się diagnozowanie Wilsona? Ale mogę się mylić...
Cytat: | - lęków nocnych, lunatyzmu? |
Już widzę, jak Jimmy budzi się w nocy z wrzaskiem: MAMO!!!!
Cytat: | - Chciałbym - wymamrotał House. |
Biedny, biedny House... Czyżby czuł się niespełniony seksualnie?
Cytat: | - Być może ta osoba ma stresującą pracę - może zbyt wielu umierających pacjentów. Niezapowiedziane wizyty z sąsiedniego gabinetu...
|
Jeszcze kilka takich uwag, a polubię Chase'a!
Ciekawe tylko, czy w serialu śmiałby odezwać się tak do szefa.
Cytat: | Foreman, możesz iść i odrobić mój dyżur w klinice, który powinien zacząć się dziesięć minut temu. A Chase zastąpi mnie jutro. |
House nie byłby sobą, gdyby coś takiego puścił chłopcom płazem.
Cytat: | obudziłeś mnie gadaniem o czwartej nad ranem.
|
Czy tylko mi skojarzyło się to z "Czarnym bluesem o czwartej nad ranem" SDM'u?
Cytat: | ale musisz mi powiedzieć, czemu jesteś zestresowany. |
Musisz, Jimmy. Aż mnie skręca z ciekawości, żeby dowiedzieć się, o co Ci chodzi.
Cytat: | - Nie, niczym się nie martwię - odparł lakonicznie Wilson. |
O kurcze, co za szczęsliwy człek z niego!
Cytat: | - Na rany Chrystusa, House, nie bądź śmieszny |
Wilson, nie powtarzaj oklepanych sloganów! Przypominam Ci, że Ty nie wierzysz w rany w Chrystusa.
Cytat: | - W szpitalu jest ktoś, kto ciągle... flirtuje ze mną. To mnie wykańcza. |
W y k a ń c z a ?? Rany, kim jesteś i co zrobiłeś z Jamesem Wilsonem?
Cytat: | - Doktor Hasselback - odpowiedział niechętnie Wilson. |
Och. Mężczyzna.
Cytat: | W końcu powiedziałem, że muszę iść i kiedy przechodziłem obok niego, klepnął mnie w tyłek.
|
Wiesz, Jimmy, w końcu trudno się temu dziwić...
Cytat: | - Chcę, żebyś mnie przeleciał na swoim fortepianie.
|
Woooow. Mam nadzieję, że House doceni tę szczerość.
Cytat: | - Za żadną cholerę - odparł natychmiast House. |
Cóż. Nie docenił.
Zaczyna się rewelacyjnie.
Dziękuję raz jeszcze za dedykację.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 11:22, 17 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
everything for you, any, especially today
any napisał: | Czemu mam dziwne przeczucie, że właśnie rozpoczyna się diagnozowanie Wilsona? |
może dlatego, że - jak powiedział Foreman w "Zagadce" - "każdy hipotetyczny pacjent to Wilson"??
any napisał: | Już widzę, jak Jimmy budzi się w nocy z wrzaskiem: MAMO!!!! |
...
albo lepiej: Przytul mnie, Greg!!!
any napisał: | Czyżby czuł się niespełniony seksualnie? |
on? zawsze!
any napisał: | Ciekawe tylko, czy w serialu śmiałby odezwać się tak do szefa. |
być może... Ale tylko wtedy, gdyby House złagodniał ( ) pod wpływem Jimmy'ego
any napisał: | Czy tylko mi skojarzyło się to z "Czarnym bluesem o czwartej nad ranem" SDM'u? |
well, ja na pewno nie podzielam Twoich skojarzeń
any napisał: | Przypominam Ci, że Ty nie wierzysz w rany w Chrystusa. |
może po tym, jak House przywiązał wszystkie jego kończyny do słupków łóżka, Wilson uwierzył w ideę ukrzyżowania?
any napisał: | W y k a ń c z a ?? Rany, kim jesteś i co zrobiłeś z Jamesem Wilsonem? |
jak sama powiedziałaś - ludzie się zmieniają
zresztą wcześniej Wilson flirtował, żeby wzbudzić zazdrość House'a, a teraz nie musi już tego robić i ma dosyć
any napisał: | Och. Mężczyzna. |
poznałaś po nazwisku??
any napisał: | Cóż. Nie docenił. |
jak to, nie? odpowiedział szczerością na szczerość
any napisał: | Zaczyna się rewelacyjnie. |
dalej temperatura trochę spada, ale tylko trochę
Zrobiłam to z przyjemnością, any
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
motylek
Immunolog
Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Capri Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 12:01, 17 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
po prostu świetne , już dawano nie uśmiałam się aż tak jak dziś
a opieka House nad fortepianem , myślałąm że ważniejszy jest Wilson
Tytuł intrygujący.
Czekam na to jak załatwi to Wilson z tym facetem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 14:21, 17 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
motylek napisał: | a opieka House nad fortepianem , myślałąm że ważniejszy jest Wilson |
Wilson jest ważniejszy, jeśli chodzi o wiele rzeczy, ale House'owa miłość do fortepianu nie może się z niczym równać
motylek napisał: | Czekam na to jak załatwi to Wilson z tym facetem. |
well... Wilson jedynie dokończy to, co zacznie House
cieszę się, że Ci się podobało
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Any
Czekoladowy Miś
Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza zakrętu ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 15:33, 17 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Richie napisał: | może dlatego, że - jak powiedział Foreman w "Zagadce" - "każdy hipotetyczny pacjent to Wilson"?? |
Zagadka, Zagadka, chwila... A, już wiem! Mam to nawet na telefonie. Oj tak, to bardzo możliwe. Tu kaczuszki były równie domyślne...
Richie napisał: | on? zawsze! |
To jest wprost straszne! Czemu właśnie House zawsze ma być tym niewyżytym?
Richie napisał: | może po tym, jak House przywiązał wszystkie jego kończyny do słupków łóżka, Wilson uwierzył w ideę ukrzyżowania? |
I właśnie wtedy zaczął budzić się w nocy z krzykiem.
Richie napisał: | zresztą wcześniej Wilson flirtował, żeby wzbudzić zazdrość House'a, a teraz nie musi już tego robić i ma dosyć |
Raju, jak ja kocham te Twoje wytłumaczenia zachowań Wilsona...
Richie napisał: | poznałaś po nazwisku?? |
Takie nazwiska po prostu nie może nosić kobieta, no...
Richie napisał: | odpowiedział szczerością na szczerość |
No niby tak. W końcu to House.
Richie napisał: | Zrobiłam to z przyjemnością, any |
Kochamkochamkocham Cię!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 15:40, 17 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
any napisał: | Czemu właśnie House zawsze ma być tym niewyżytym? |
może z powodu wielu lat deprywacji seksualnej i skazania na czynności autoerotyczne?
...
nie no, tak poważnie, to oni OBAJ są niewyżyci, ale w tym kontekście padło akurat na House'a
any napisał: | I właśnie wtedy zaczął budzić się w nocy z krzykiem. |
ja wierzę, że od tej pory zaczął się budzić z czymś zupełnie innym...
albo to się zaczęło już wcześniej i dlatego House go przywiązywał do łóżka
any napisał: | Raju, jak ja kocham te Twoje wytłumaczenia zachowań Wilsona... |
jejku, miło mi
w końcu jestem jak House, a House rozumie Jimmy'ego najlepiej na świecie A prywatnie wierzę w Wilsona i jego złote i uczciwe serce, na które uwziął się cały świat
any napisał: | Takie nazwiska po prostu nie może nosić kobieta, no... |
a gdyby ten facet przypadkiem miał żonę??
me, too
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Any
Czekoladowy Miś
Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza zakrętu ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 16:02, 17 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Richie napisał: | może z powodu wielu lat deprywacji seksualnej i skazania na czynności autoerotyczne? |
No tak, on nie ma za sobą tylu doświadczeń, co Jimmy.... To teraz bierze z życia co najlepsze.
Richie napisał: | nie no, tak poważnie, to oni OBAJ są niewyżyci |
Jaaaasne.
Richie napisał: | ja wierzę, że od tej pory zaczął się budzić z czymś zupełnie innym... |
Wolę nie domyślać się, o co kaman.
Richie napisał: | A prywatnie wierzę w Wilsona i jego złote i uczciwe serce, na które uwziął się cały świat |
Moja wiara w nie przeżywa od czasu do czasu poważne zachwiania...
Richie napisał: | a gdyby ten facet przypadkiem miał żonę?? |
Nie, na pewno nie miał. Żadna kobieta nie zgodziłaby się na wyjście na gościa o takim nazwisku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 16:10, 17 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
any napisał: | Wolę nie domyślać się, o co kaman |
ja i tak wiem, że się domyślasz
any napisał: | Moja wiara w nie przeżywa od czasu do czasu poważne zachwiania... |
póki nie zniknie całkowicie - jest nadzieją, że będą z Ciebie ludzie
any napisał: | Nie, na pewno nie miał. Żadna kobieta nie zgodziłaby się na wyjście na gościa o takim nazwisku. |
buahahahaha...
a co z jego MATKĄ?????
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Any
Czekoladowy Miś
Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza zakrętu ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 16:15, 17 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Matką, mówisz... Matka miała zachwiania osobowości, kiedy zgadzała się poślubić jego ojca, ale na szczęscie w porę opamiętała się i nie przyjęła nazwiska męża.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:19, 17 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
to brzmi rozsądnie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 13:11, 01 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Jak mi się nic nieeeee chceeee Kiedy mam usiąść do tłumaczenia, to moje sumienie odzywa się, że powinnam się uczyć, ale na naukę nie mam kompletnie ochoty, więc za dnia oglądam „Dextera”, a wieczorami czytam zue fiki... A czas leci tak szybko, że nawet tego nie zauważam
Dobra, zrzuciłam to, co mi leżało na wątrobie, więc przejdźmy do rzeczy
Uwielbiam podejście dzieciaków ze szpitala do związku chłopaków (wprawdzie tutaj jest tylko jeden dzieciak, ale mam też na myśli te z innych fików). Cuddy jak zawsze jest wredna, a era z tego kawałka przypomniała mi, czemu podałam linka do tego fika w temacie z „fikami, których nie będę tłumaczyć” (całe szczęście, że więcej ery już tutaj nie będzie).
Enjoy |
Wciąż dla mojej ulubionej krzywoprzysiężczyni, any
(część druga)
Następnego ranka House wkroczył do swojego biura, wetknął głowę do pokoju konferencyjnego i warknął: - Chase. Do mojego gabinetu. Natychmiast.
Chase poszedł z niepokojem. House usiadł za biurkiem, a Chase naprzeciwko niego.
- Co wiesz o doktorze Ronaldzie Hasselbacku? - zapytał bez wstępu House.
Chase zamrugał, słysząc nieoczekiwane pytanie, ale szybko zaświtała mu w głowie odpowiedź:
- Uh, kilka dni temu klepnął doktora Wilsona w tyłek w kafeterii.
Najbardziej zdenerwowało House'a dowiedzenie się, że jest to powszechna wiedza.
- Oprócz tego.
- Jest szefem lekarzy na geriatrii. - Chase wzruszył bezradnie ramionami. - Znam jednego faceta z tego oddziału, mógłbym postawić mu kawę i powiedzieć mu, żeby puścił farbę.
- Zrób to. - House był stanowczy. - Chcę zaplecza - nie tego, co znalazłbym w aktach personalnych, ale jego rozkładu dnia, co sądzą o nim jego ludzie, co myśli o nim jego szef, kogo posuwa, czy dodaje mleka i cukru do kawy. I chcę to wiedzieć natychmiast. Dzisiaj, jeśli to możliwe.
- Mógłbym mieć więcej szczęścia przy zbieraniu takich informacji, gdybym postawił mojemu facetowi kilka piw i pizzę - zasugerował Chase.
- Więc zrób to - odparł stanowczo House.
Chase rozłożył ręce. - Zrobiłbym... ale jestem spłukany. Jest prawie koniec miesiąca i nie mam pieniędzy, dopóki nie dostaniemy wypłaty.
House posłał mu piorunujące spojrzenie. - Nie zapłacę za to, że pójdziesz na randkę.
Chase wzruszył ramionami. - Dobra, a więc kawa. Bez alkoholu może być ciężko rozwiązać mu język, ale zrobię, co w mojej mocy. Może być również trudno znaleźć na to czas, skoro dziś po południu też mam odpracować twój dyżur w klinice.
- Ty przebiegły taki-owaki. - House nie zrezygnował ze swojego piorunującego spojrzenia, ale dodał: - Naprawdę zrobiłeś postępy.
Chase odważył się wyszczerzyć zęby w uśmiechu. House wydobył portfel z kieszeni, wyciągnął banknot i rzucił go przez stół. - Lepiej, żeby to wystarczyło. I chcę pełnego raportu jutro z samego rana, albo zwrócisz mi pieniądze razem z odsetkami.
Chase chwycił banknot i wstał, żeby odejść. Kiedy wyszedł z pokoju, House dodał: - I namów Cameron, żeby odrobiła dyżur w klinice dziś po południu. Jestem pewien, że możesz jej to wynagrodzić.
<center>**********************************************************</center>
Tego wieczora House był w domu od kilku godzin, zanim Wilson tam dotarł. House wyszedł natychmiast, gdy tylko udało mu się zdobyć akta personalne Ronalda Hasselbacka. To również nie było proste. Najpierw House odkrył, że kod zamka szyfrowego do Archiwum został zmieniony - na szczęście Dziwny Nocny Woźny zapisał go dla niego tam, gdzie zwykle. Następnie stwierdził, że akta personalne Hasselbacka obejmują trzy wypchane teczki - to więcej, niż akta kogokolwiek, na kogo House się natknął, poza jego własnymi (które, jak stwierdził z dumą, były dwa razy większe). To uniemożliwiało zarówno szybkie wykonanie kserokopii, jak i wsunięcie ich pod marynarkę i wyjście z łatwością - musiał opuścić archiwum i wrócić z plecakiem. To również oznaczało, że nieobecność teczek na półce była łatwo zauważalna - w końcu House wypchał trzy nowe puste teczki papierami, żeby zostawić je na ich miejscu na półce.
Ale było warto. House powoli studiował akta, z każdą stroną coraz bardziej zaintrygowany i przerażony. Przeglądał trzecią teczkę, kiedy Wilson przyjechał do domu.
- Hej, House. - Wilson zatrzasnął za sobą drzwi. - Musiałeś wyjść dzisiaj wcześnie? Szukałem cię, żeby napić się z tobą kawy około czwartej, a ciebie już nie było.
- Miałem coś do zrobienia - wymamrotał House, zatopiony w lekturze.
Wilson spojrzał na zawalony dokumentami stolik do kawy. Podniósł teczkę, która leżała najbliżej niego i przeczytał okładkę.
- Na miłość Boską, House. Obiecałeś mi.
- Powiedziałem, że nie będę z nim walczył - odparł pośpiesznie House. - I nie robię tego. To tylko dyskretne rozpoznanie. Poznaj swojego wroga.
Wilson upuścił teczkę na stół i potrząsnął głową. - Nie chcę wiedzieć. Nie przyszedłem z pracy do domu, żeby o nim rozmawiać, naprawdę.
House podniósł wzrok, jego zainteresowanie wzrosło. - Odbyłeś z nim kolejną nieprzyjemną rozmowę, prawda? Powiedz, że tym razem udało ci się mu powiedzieć, żeby się odpierdolił.
Wilson usiadł na brzegu kanapy. - Uh, nie do końca. - Zobaczył minę House'a i szybko ciągnął dalej: - Nie było tak, jak ostatnim razem. To było skomplikowane. To była konsultacja. Byłem na obchodzie, a on podszedł do mnie, kiedy byłem w sali dziecięcej.
- Spryciarz - powiedział złowrogo House.
- Trafiła do niego pacjentka, zniedołężniała, być może z nowotworem. Posłał ją na badania, ale chciał mojej opinii. Zerknąłem w jej kartę. Powiedziałem mu, że uważam, że ona nie ma raka, ale warto przeprowadzić badania. - Wilson wykonał bezradny gest. - Zabrał kartę, podziękował, a potem powiedział: Powinniśmy czasami wybrać się na drinka. I... wyciągnął rękę i odsunął kosmyk włosów z mojego czoła.
- Co takiego?! - House nagle wpadł w furię. - Na środku tamtej sali?
Wilson przytaknął z odrazą wypisaną na twarzy. - Dzieciak z łóżka naprzeciwko zapytał mnie później, czy on był moim chłopakiem.
House wydał odgłos, jakby się krztusił i Wilson skinął głową ze współczuciem, po czym mówił dalej z powagą: - Zapewniłem go, że nie, że jest nim ciągle ten wysoki facet, który utyka i ma laskę.
- Przyjmij moją radę. Nigdy nie wychodź na drinka z doktorem Hassle-a-lot*. - House potrząsnął palcem w powietrzu. - Wnioskując z przeszłości, nafaszeruje twojego drinka pigułkami gwałtu i obudzisz się, leżąc na brzuchu w jego łóżku, goły i z obolałym tyłkiem.
Wilson spojrzał na akta w dłoniach House'a i przełknął ślinę. - Gwałt na randce? Tak pisze w aktach?
- Formalna skarga, ale nigdy nieudowodniona. Jak wszystko, co kiedykolwiek zrobił. - House zamknął folder. - Leci na młodych mężczyzn. Jednak nigdy wcześniej na kogoś powiązanego ze szpitalem, więc naprawdę musi cię lubić.
- Dzięki, to sprawia, że czuję się o wiele lepiej. - Wilson wstał. - Idę wziąć prysznic.
<center>**********************************************************</center>
Tej nocy House został obudzony nagle przez Wilsona, mówiącego kilkakrotnie słowo "Nie". Nie było to szczególnie głośne, ale nie potrzeba było wiele, żeby obudzić House'a, wiecznie cierpiącego na bezsenność. Słuchał uważnie, ale nie mógł rozróżnić nic więcej z tego, co Wilson mówił - były to słowa, zdania, ale nic, co dałoby się zrozumieć.
W poprzednie noce House po prostu wstawał i wracał do łóżka później, kiedy Wilson się uspokoił. Ale tym razem, wiedząc o udręczonej podświadomości Wilsona, House poczuł się zobowiązany, by spróbować coś zrobić. Przewrócił się na bok i położył niepewnie dłoń na ramieniu Wilsona, starając się go uspokoić, ale nie chcąc go obudzić. Wilson znów coś wymamrotał i tym razem House przysunął się bliżej, przywierając klatką piersiową do pleców Wilsona.
- House - zamruczał Wilson dosyć wyraźnie. House znieruchomiał; czy Wilson już się obudził? Wilson przesunął się do tyłu, tak że jego tyłek naciskał na krocze House'a. House poczuł mimowolne podniecenie. Naparł na niego, a Wilson powiedział bardzo wyraźnie "House" i wygiął szyję, żeby tył jego głowy mógł dotknąć twarzy House'a. House odetchnął we włosy Wilsona, wdychając zapach jego szamponu i poczuł, że jego erekcja się powiększa.
Być może mówienie nie było jedyną rzeczą, jaką Wilson był w stanie robić przez sen w tym momencie. House zastanawiał się przez kilka sekund nad moralnością wykorzystania śpiącego, ale podnieconego seksualnie, Wilsona i pomyślał: pieprzyć to; wiem, że on myśli o mnie.
House położył dłoń na biodrze Wilsona, po czym ostrożnie sięgnął dalej, szukając po omacku jego członka. Już był na wpół twardy i stwardniał ponownie, gdy House go złapał. Brawo, Jimmy. House zaczął masować członek Wilsona, z początku łagodnie, potem mocniej, a gdy Wilson zaczął się wić i dyszeć w poduszkę, House naparł mocno własnym penisem na kość ogonową Wilsona i zaczął poruszać biodrami. Wilson wysapał: "House" kolejny raz; House poczuł, że wszystkie jego pozostałe zmysły zanikają, gdy stał się świadomy jedynie dotyku, uczuć, członka Wilsona w jego dłoni i jego własnego członka w tyłku Wilsona; ciemność i wiedza, że Wilson może być jedynie częściowo świadomy tego, co się dzieje spotęgowały pobudzenie.
Obaj osiągnęli orgazm w przeciągu kilku minut, House, oddychając ciężko i obezwładniony przez zmysłowość, Wilson dysząc i niemal natychmiast nieruchomiejąc. Po chwili Wilson odpłynął z powrotem w ciszę, a po kilku kolejnych, House dołączył do niego, zapadając w sen.
<center>**********************************************************</center>
Następnego ranka, po przybyciu do pracy, House znalazł Chase'a, czekającego w jego biurze, ze sprawozdaniem z wieczoru, który spędził przy piwie i pizzy razem ze swoim przyjacielem z geriatrii. House słuchał uważnie. Przyswoił detale na temat zwyczajów i nawyków Hasselbacka, chociaż było tego niewiele biorąc pod uwagę fakty, które już przeczytał w aktach osobowych. Zespół z geriatrii był całkiem nieźle poinformowany o różnych skargach, które pojawiały się w ciągu lat, chociaż nie znali szczegółów. Hasselback nie był szczególnie lubiany jako osoba, ale był szanowany jako lekarz; najwyraźniej jego pacjenci nie mogli powiedzieć o nim złego słowa. Oczywiście, uzmysłowił sobie House, jako pacjenci geriatryczni właściwie nie mieli się czego obawiać z jego strony.
Chase wyszedł. House siedział przez chwilę, rozmyślając, po czym wstał i poszedł prosto do biura Cuddy.
- Doktorze House, czemu zawdzięczam ten zaszczyt? - Cuddy, siedząc za biurkiem, spojrzała na zegar. - Za chwilę mam zebranie zarządu. Czy moja asystentka nie powinna była cię nie wpuścić? Och, nie... nie mam w tej chwili asystentki, zrezygnowała w zeszłym tygodniu, po tym, jak na nią nawrzeszczałeś. - Spojrzała na House'a z wściekłością. - I nie myśl, że nie widziałam Cameron w klinice, kiedy sam powinieneś tam wczoraj być - Brenda nie może zawsze cię osłaniać. Odpracujesz to jutro.
House rozsiadł się przed biurkiem Cuddy i bez wstępów powiedział: - Powinnaś zwolnić doktora Hasselbacka.
Cuddy spojrzała na niego zaskoczona. - Pewnie. Z jakiegoś szczególnego powodu?
- To niebezpieczny maniak seksualny - odparł śmiało House. - To tylko kwestia czasu, zanim posunie się za daleko, wpakuje w kłopoty, i skompromituje twój szpital.
Cuddy przewróciła oczami. - I oczywiście masz na to bezwzględny dowód, który możesz mi dać.
- Został trzykrotnie oskarżony o molestowanie seksualne i zaatakował dwa razy, odkąd tutaj pracuje - powiedział House. - Przypadki stopniowo stają się coraz bardziej poważne.
- Doktorze House, to w podejrzany sposób brzmi tak, jakbyś miał jakieś poufne informacje personalne. - Cuddy spojrzała na niego krzywo. House odwzajemnił się niewinnym spojrzeniem. - Jeśli to prawda, sam jesteś w poważnych tarapatach. A ja w żaden sposób nie mogę dyskutować o takich sprawach dotyczących innego pracownika.
- Przypuśćmy, że po prostu kieruję się szpitalnymi plotkami - zasugerował House.
- Cóż, opierając się na tym wspaniałomyślnym założeniu, skoro doktor Hasselback został zatrudniony tutaj piętnaście lat temu, przez mojego poprzednika - powiedziała z namysłem Cuddy - wydaje mi się, że szpitalna poczta pantoflowa doskonale wie, że nie było ani jednego oskarżenia, które wykroczyłoby poza początkową skargę. Nigdy nie stanął przed zarządem, nigdy nie doniesiono na niego na policję. A to więcej, niż można powiedzieć o tobie, szczerze mówiąc.
- On poluje na młodych mężczyzn! - powiedział głośno House.
- Jest dobrym lekarzem - odgryzła się Cuddy. - Otrzymuje doskonałe opinie od pacjentów. Jest bardzo ceniony w dziedzinie geriatrii.
- Po prostu jest na tyle sprytny, że nie sika na własnym podwórku - rzucił w odpowiedzi House.
- Doktorze House, nic nie mogę zrobić - powiedziała bezapelacyjnie Cuddy. - I niech ci się nie wydaje, że nie wiem, o co chodzi. Słyszałam, jak doktor Hasselback uszczypnął doktora Wilsona w tyłek w kafeterii.
- Na rany Chrystusa, czy jest tutaj ktokolwiek, kto o tym nie wie? - House z frustracją uderzył laską w podłogę.
- House - Cuddy odezwała się ostrożnie - doktor Wilson jest dużym chłopcem. Potrafi o siebie zadbać.
- On nie... przywykł do tego typu zalotów - wymamrotał House.
- Przywyknie. A ty naucz się z tym żyć - powiedziała ostatecznie Cuddy. - Teraz odejdź, muszę iść na zebranie zarządu.
~ cdn ~
Cytat: | * Hassle kłopot, udręka, dokuczać, dręczyć itd, więc można uznać go za "doktora Wrzoda-na-tyłku", albo jak tam sobie chcecie |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płaszczyk Bena ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 16:14, 01 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Tak sobie myślę, czy ja to komentowałam wcześniej? *czerwieni się* No cóż, w takim razie pora wreszcie zacząć
Cytat: | Następnego ranka House wkroczył do swojego biura, wetknął głowę do pokoju konferencyjnego i warknął: - Chase. Do mojego gabinetu. Natychmiast. |
Na miejscu biednego Roberta już zabrałabym ze sobą łopatę, tak żeby oszczędzić zachodu grabarzowi
Cytat: | - Chcę zaplecza - nie tego, co znalazłbym w aktach personalnych, ale jego rozkładu dnia, co sądzą o nim jego ludzie, co myśli o nim jego szef, kogo posuwa, czy dodaje mleka i cukru do kawy. I chcę to wiedzieć natychmiast. Dzisiaj, jeśli to możliwe. |
"I przy okazji dowiedz się też na jakie filmy chodzi do kina i czy jest demokratą czy republikaninem, a może obojnakiem" Ehhh, następna sprawa detektywa House'a
Cytat: | - Ty przebiegły taki-owaki. - House nie zrezygnował ze swojego piorunującego spojrzenia, ale dodał: - Naprawdę zrobiłeś postępy. |
O tak, Chase jest taki Zuuyyy
Cytat: | w końcu House wypchał trzy nowe puste teczki papierami, żeby zostawić je na ich miejscu na półce. |
Wyobrażam sobie akcję niczym z Mission Impassible, House spuszcza się na lince do archiwum
Cytat: | To tylko dyskretne rozpoznanie. Poznaj swojego wroga.
|
A potem naślij na niego kogo trzeba
Richie, jak zwykle kładę pokłon przed twoim talentem translatorskim To było świetne, szczególnie era i tym bardziej żałuję, że jej już tu nie będzie
Biedny Jimmy, jestem za tym, aby House wziął sprawy w swoje ręce. Już go sobie wyobrażam jak wkracza do gabinetu doktora H. i robi mu piekło stulecia ze szczególnym uwzględnieniem użycia laski. Pan H. nie tknąłby potem muchy Tylko coby potem Cuddy powiedzieć? Może to, że się doktorek "niechcący" potknął o House'ową laskę i niefortunnie upadł
Tak, czy siak Grześ zachowuje się tu niczym rasowy detektyw i agent w jednym. Drżyjcie ci, którzy nadepniecie mu na odcisk (lub spróbujecie poderwać mu chłopaka), bo wasze akta już nigdy nie będą bezpieczne
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
motylek
Immunolog
Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Capri Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 18:49, 01 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Ciekawy ma ten życiorys ten podrywacz Wilsona. Powinnien uważać na siebie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Katty B.
Chodzący Deathfik
Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bunkier Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 17:19, 03 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
W tym przypadku teoria Niecnego Sposobu na Wykończenie Ludzkości się nie sprawdziła. Nie musiałam nawet klikać, sam tytuł - który ZNAM xD - wszystko mi powiedział, kwiknęłam więc i umarłam. xD
Richie, nie wierzę, że to tłumaczysz. xDD Nie żeby to było niedobrze, ale nigdy nie myślałam, że ktoś na to wpadnie. xD Tłumaczenie, nie fika. xD Anyway, cieszę się. Będę czekać na trzecią część, bo przetłumaczone zgrabnie.
Kat.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:02, 03 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Lady, lepiej późno, niż później
Lady M. napisał: | Na miejscu biednego Roberta już zabrałabym ze sobą łopatę, tak żeby oszczędzić zachodu grabarzowi |
po co mu łopata? House raczej rzuciłby go na pożarcie Hasselbackowi, żeby udwrócić jego uwagę od Wilsona...
Lady M. napisał: | Richie, jak zwykle kładę pokłon przed twoim talentem translatorskim To było świetne, szczególnie era i tym bardziej żałuję, że jej już tu nie będzie |
nie będzie ery tutaj, to będzie w innym miejscu, spokojna głowa A mój talent niemal się załamał przy tym wyzwaniu, ale cóż... jakoś poszło Dzięki
Lady, mniej-więcej streściłaś resztę fika, więc nie wiem, czy warto to jeszcze tłumaczyć
***
Katty napisał: | Nie musiałam nawet klikać, sam tytuł - który ZNAM xD - wszystko mi powiedział, kwiknęłam więc i umarłam. xD |
cieszę się, że jednak kliknęłaś i że nie umarłaś tak do końca
well... zastanawia mnie tylko, skąd znasz ten tytuł? przecież nikt tam nie umiera, ani nic takiego
Katty napisał: | Richie, nie wierzę, że to tłumaczysz. xDD Nie żeby to było niedobrze, ale nigdy nie myślałam, że ktoś na to wpadnie. xD Tłumaczenie, nie fika. xD |
wygląda na to, że słabo mnie znasz Ale nie wiem, czemu nie wierzyłaś - przecież to bardzo dobry fik, a molestowanego Wilsona nigdy za mało
Dzięki
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Katty B.
Chodzący Deathfik
Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bunkier Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 23:26, 03 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Richie napisał: | cieszę się, że jednak kliknęłaś i że nie umarłaś tak do końca |
Taak, "click, squee, die" tu nie działa. xD
Richie napisał: | well... zastanawia mnie tylko, skąd znasz ten tytuł? przecież nikt tam nie umiera, ani nic takiego |
Przeglądałam coś na ff.net i przypadkiem się natknęłam. xD Ponieważ Hannibala lubię, postanowiłam przeczytać. Było... ciekawie. xD
Richie napisał: | wygląda na to, że słabo mnie znasz |
Dość dobrze, ale podejrzewałam Cię o bardziej ambitne fabularnie tworki. xD
Richie napisał: | Ale nie wiem, czemu nie wierzyłaś - przecież to bardzo dobry fik, a molestowanego Wilsona nigdy za mało |
Guh. xDDD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 20:24, 04 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Katty napisał: | Przeglądałam coś na ff.net i przypadkiem się natknęłam. xD Ponieważ Hannibala lubię, postanowiłam przeczytać. |
to tak samo jak ja
Katty napisał: | Dość dobrze, ale podejrzewałam Cię o bardziej ambitne fabularnie tworki. xD |
ojej, no... Nie mogę cały czas zajmować się wybitnymi fikami... czasem trzeba się odmóżdżyć A jeśli w pakiecie jest niezła era, molestowany Wilson i possessing House, to ja to po prostu kupuję
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gora
Ratownik Medyczny
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 17:52, 22 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Łaaa... ja to czytam dopiero teraz?
Cytat: | - A zatem stres. - Chase posłał Foremanowi porozumiewawcze spojrzenie. - Być może ta osoba ma stresującą pracę - może zbyt wielu umierających pacjentów. Niezapowiedziane wizyty z sąsiedniego gabinetu... |
Kocham Chase'a
Cytat: | - Albo chodzi o dom - dołączył do niego Foreman. - Trudny partner? Może ma problemy natury seksualnej. |
Foremana wyjątkowo też
Cytat: | Foreman, możesz iść i odrobić mój dyżur w klinice, który powinien zacząć się dziesięć minut temu. A Chase zastąpi mnie jutro. |
Chyba niczego innego po takim wyskoku nie mogli się spodziewać
Cytat: | Chcę, żebyś mnie przeleciał na swoim fortepianie. |
Po prawie dziesięciu latach gry na pianinie wiem, że można mieć perwersyjne myśli nim związane ale i tak zmarłam
Cytat: | - Co wiesz o doktorze Ronaldzie Hasselbacku? - zapytał bez wstępu House.
Chase zamrugał, słysząc nieoczekiwane pytanie, ale szybko zaświtała mu w głowie odpowiedź:
- Uh, kilka dni temu klepnął doktora Wilsona w tyłek w kafeterii. |
Czyżby WSZYSCY wiedzieli przed House'm?
Kiedy kolejna część? ;>
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 18:06, 22 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Pracuję nad tym... Sama nie wiem, czemu tak długo nie umiem skończyć tego fika, ale skoro skończyły mi się na kompie seriale, przy których marnowałam całe dnie, to pewnie teraz pójdzie szybciej
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 5:18, 28 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Daruję sobie wymówki i powiem tylko, że strasznie wstyd mi za mnie
|
(część trzecia)
House spędził resztę poranka, snując się po swoim biurze i wymyślając różne egzotyczne plany pozbycia się doktora Hasselbacka ze sceny, ale żaden z nich nie wydawał się być wykonalny.
W końcu wybiła pierwsza i House doszedł do wniosku, że zebranie Rady Zarządu już się skończyło. Dlatego też Wilson wkrótce powinien wrócić do swojego gabinetu, a potem będą mogli iść na lunch. Udał się do biura Wilsona, wszedł do środka i usiadł na kanapie, żeby na niego zaczekać.
Piętnaście minut później House zastanawiał się, z czego wynika opóźnienie. Zebrania zarządu nigdy się nie przeciągały - nie, gdy były ograniczone przez przerwę na lunch. Po kolejnych piętnastu minutach House doszedł do wniosku, że Wilson musiał bezmyślnie pójść na lunch prosto z zebrania, kiedy drzwi się otworzyły i Wilson wszedł do środka.
House od razu wiedział, że coś jest nie tak. Oczy Wilsona były szkliste, a on sam wydawał się chodzić na autopilocie. Ruszył w poprzek pokoju i potknął się nieznacznie. House w mgnieniu oka był na nogach i złapał ramię Wilsona. Zaprowadził go do kanapy, po czym przebył pokój i zamknął na klucz drzwi gabinetu. Wrócił na kanapę i usiadł obok Wilsona.
- Wilson, popatrz na mnie - powiedział z naleganiem. Wilson spojrzał na House'a, wpierw nieprzytomnie, potem z rosnącym skupieniem. House chwycił podbródek Wilsona i spojrzał mu prosto w oczy. - Wilson, co się stało? Dobrze się czujesz?
- Tak... tak, nic mi nie jest. - Wilson zamrugał i House nie wierzył mu przez sekundę.
- To znów Hasselback, prawda? - zapytał natarczywie, niezdolny wyobrazić sobie, co mogło się stać. Hasselbacka nie było na zebraniu zarządu, bo nie był jego członkiem.
- Tak. - Nagle policzki Wilsona nabrały koloru. Ukrył twarz w dłoniach. - Chryste, byłem głupi. Miałeś rację, House, powinienem już kilka tygodni temu powiedzieć Hasselbackowi, żeby się odpierdolił.
- Wilson, cokolwiek się stało, to nie była twoja wina - powiedział pewnie House, na zewnątrz pozostając silnym, choć wewnętrznie się trząsł. - Opowiedz mi o tym.
Wilson zawahał się, po czym wyrzucił z siebie wszystko.
- Zebranie Rady Zarządu właśnie się skończyło, wszyscy zbieraliśmy się do wyjścia - powiedział cichym głosem, a House nachylił się bliżej, żeby słyszeć. - Ludzie wychodzili z pokoju... a on wszedł, trzymając folder i mówiąc: Doktorze Wilson, wróciły wyniki badań mojej pacjentki, ma pan minutkę, żeby rzucić okiem? Więc zostałem... a wszyscy pozostali wyszli...
House przygryzł wargę, sfrustrowany. Sala posiedzeń była mała i odseparowana, bez tych sławnych szpitalnych szklanych ścian. Kiedy drzwi zamykały się za ostatnią osobą, robiło się tam zupełnie spokojnie i były niewielkie szanse, że ktokolwiek zajrzy do środka.
- Cuddy się ociągała - dodał Wilson. - Powiedziała: Czy nie chciał pan o czymś ze mną porozmawiać, doktorze Wilson? Ale nie potrafiłem niczego wymyślić, więc powiedziałem: nie, możesz iść.
- Wilson, jesteś idiotą. - House nie mógł się powstrzymać. Cuddy jednak słuchała, próbowała dać Wilsonowi wymówkę, ale on nie skorzystał.
- Pokazał mi kartę - ciągnął Wilson, ignorując komentarz House'a. - Miałem spojrzeć... on stał zbyt blisko, wskazując różne wyniki. Próbowałem się odsunąć, ale zaraz za mną stał stół... Oddałem mu kartę, a wtedy on... on...
House czekał, nie ośmielając się niczego powiedzieć.
- Złapał moją rękę i położył ją na swoim kroczu - wymamrotał Wilson i ukrył twarz w dłoniach.
House poczuł się tak, jakby niewielka bomba wybuchła w centrum jego klatki piersiowej. Starał się nie reagować - Wilson wciąż mówił: - A potem on położył swoją rękę na moim kroczu. Trwało to tylko kilka sekund, ale wydawało się, że całą wieczność.
- A potem powiedziałeś mu, żeby się odpierdolił? - zapytał natarczywie House.
- House, ja zamarłem. Nie mogłem się ruszyć. Nie mogłem nic powiedzieć. - Wilson przycisnął dłoń do oczu. - W końcu on... uśmiechnął się do mnie lubieżnie i wyszedł. Musiałem usiąść na chwilę, zanim zdołałem opuścić pokój.
House poczuł, jak wściekłość eksploduje w jego wnętrzu i najchętniej wypadłby stamtąd, odszukał Ronalda Hasselbacka i wykopał go do środka przyszłego tygodnia, ale Wilson odezwał się nagle:
- House, chyba zwymiotuję.
House pośpiesznie złapał kosz na śmieci i Wilson siedział przez kilka minut z głową pomiędzy kolanami, zanim stwierdził, że mimo wszystko nie będzie wymiotował. Zbladł jednak strasznie i House zdecydował, że zaopiekowanie się Wilsonem jest bardziej naglącym priorytetem, niż dawanie upustu chęci zemsty.
Pora lunchu dawno już minęła i House odkrył, że umiera z głodu, więc wezwał Foremana i kazał mu kupić dwie kanapki i przynieść je do gabinetu Wilsona. Wiedział, że Foreman będzie zbyt oburzony robiąc za chłopca na posyłki, żeby zatrzymać się w drzwiach i zadawać pytania. House zjadł półtorej kanapki i zmusił Wilsona, żeby zjadł pozostałą połówkę, po której Wilson zaczął wyglądać odrobinę lepiej.
- Powinieneś pojechać do domu - powiedział po niedługim czasie House. - Odwiozę cię.
Wilson potrząsnął głową. - Nie, nie wyjdę. Za to chciałbym wziąć prysznic.
To brzmiało jak dobry pomysł. House sprawdził w myślach plan zajęć Hasselbacka, który przedstawił mu Chase i przypomniał sobie, że w tej chwili Hasselback powinien być na obchodzie po oddziale geriatrycznym, więc nie powinien znaleźć się nigdzie w pobliżu pryszniców. House uparł się, że odprowadzi Wilsona do szatni, ignorując jego protesty, a potem kręcił się po korytarzach, na wypadek, gdyby pojawił się ktoś nieoczekiwany. Nikt się nie pokazał, ale mijający go ludzie byli zaniepokojeni widokiem House'a, który przybrał swoją najgroźniejszą minę.
- Co teraz? - spytał House, gdy Wilson, wyglądający świeżo i niemal na powrót normalnie, pojawił się po skończonym prysznicu.
- Za chwilę mam dyżur w przychodni - odparł Wilson, wycierając ręcznikiem mokre włosy. - I zamierzam go odbyć.
House przemyślał to i zdecydował, że klinika była prawdopodobnie najbezpieczniejszym miejscem dla Wilsona; będzie miał zajęcie wśród mnóstwa innych ludzi, którzy się tam przewijają.
- Okej. - House zszedł do kliniki z Wilsonem, który tym razem nie protestował. Na miejscu sprawdził szybko listę lekarzy w klinice, upewniając się, że nie ma tam nikogo, kogo nie powinno tam być, po czym powiedział: - W porządku, baw się dobrze z wymiotującymi dzieciakami. Zobaczymy się później.
- House. - Wilson zawahał się. - Nie rób niczego... co wpakowałoby cię w kłopoty.
- O mnie się nie martw - powiedział beztrosko House, i już go nie było.
<center>**********************************************************</center>
Piętro geriatryczne było w zupełnie innym skrzydle szpitala, niż Oddział Diagnostyki, i House przespacerował się odrobinę, by zorientować się w terenie. Zlokalizował trasę, którą Hasselback najprawdopodobniej będzie szedł z oddziału do swojego biura, a potem znalazł to, czego potrzebował: mały, pusty gabinet przy odpowiednim korytarzu. Potem odszedł, by zaczekać, aż Hasselback wróci ze swojego obchodu.
Dokładnie o czasie Hasselback nadszedł korytarzem. House zaczaił się w bocznym przejściu i wyszedł dokładnie za plecami Hasselbacka, kiedy ten go mijał. Hasselback odwrócił się i spojrzał na House'a z zaskoczeniem. House stanowczo położył dłoń w dole pleców Hasselbacka, odwrócił się w bok i wepchnął go do pustego gabinetu.
- Co do... - zaczął Hasselback, gdy House zamknął drzwi na klucz.
House podszedł do Hasselbacka, położył dłoń na jego klatce piersiowej i popchnął go na ścianę. Pozbawiony tchu, Hasselback odezwał się:
- House...
Ale wtedy House zrobił krok naprzód, oparł swoją laskę o ścianę i jedną ręką chwycił mocno szyję Hasselbacka, drugą przytrzymując się ściany. Oczy Hasselbacka natychmiast zwróciły się ku niebu i zaczął się dusić. House zwiększył nacisk; Hasselback łapał oddech i walczył, ale nie mógł się uwolnić. House używał ręki, w której trzymał laskę - była ona twarda, szorstka i zrogowaciała, a ramię, które przez cały dzień podtrzymywało ciężar jego ciała nabrało dodatkowej siły dzięki chłodnej, zdecydowanej wściekłości.
- A teraz mnie posłuchaj - powiedział cicho, lecz groźnie House, gdy Hasselback się krztusił. - Będziesz się trzymał z daleka od Jamesa Wilsona. Nigdy więcej go nie dotkniesz, nigdy więcej się do niego nie odezwiesz, ani się do niego nie zbliżysz. Potraktuj to jako zakaz zbliżania się na piętnaście metrów. Nie chcę cię widzieć w tym samym pomieszczeniu , co on. Jeśli wejdziesz do kafeterii, a on tam będzie, odwrócisz się i wyjdziesz. Jeśli on wejdzie do kafeterii, a ty tam będziesz, zabierzesz się stamtąd. I nie zatrzymasz się, żeby skończyć swój posiłek. Zrozumiano?
Hasselback spróbował się odezwać, ale zdołał jedynie sapnąć. House potrząsnął nim lekko i warknął:
- Zrozumiano?
Hasselback zrobił się fioletowy i udało mu się jedynie skinąć odrobinę podbródkiem. House zwolnił uścisk i Hasselback opadł na podłogę, rzężąc boleśnie. House podniósł swoją laskę i stanął nad Hasselbackiem, gdy ten walczył o oddech. House skinął głową z zadowoleniem, na widok szerokich czerwonych pręg po obu stronach jego karku.
- Jezu, kurwa, Chryste - zdołał wreszcie wydyszeć Hasselback. - Ty psycholu. Myślałem, że chcesz mnie zabić.
- Nie kuś mnie - warknął House.
- Jesteś wariatem, House. Za kogo ty, do cholery, się uważasz? - Płuca Hasselbacka podniosły się z wysiłkiem, gdy mówił.
- Jestem kimś, kogo źle mieć za wroga - odparł spokojnie House. - Posłuchaj mojej rady: powinieneś zacząć rozglądać się za nową pracą, dopóki Cuddy wciąż może ci dać nieposzlakowane referencje.
- Jesteś chorym sukinsynem. - Hasselback uniósł dłoń i, krzywiąc się, dotknął ostrożnie swojej szyi. - To z powodu Wilsona? To był tylko żart.
- Nie podzielam twojej opinii na temat żartów. I to ty jesteś chorym sukinsynem - odparł stanowczo House.
- Dobra już. Zrozumiałem wiadomość. Będę się trzymał z dala od Wilsona. - Głos Hasselbacka wracał do normy. Podniósł wzrok na House'a. Nie wyglądał na przestraszonego, wyglądał na rozwścieczonego i złośliwego. Ciągnął dalej: - Zdajesz sobie sprawę, że przeceniasz swoje siły, startując do niego.
House zesztywniał. - Stul pysk.
- On jest znacznie powyżej twojej pozycji - powiedział dokuczliwie Hasselback. - Jest o wiele za ładny dla takiego dziwoląga jak ty. Mógłby posuwać każdego faceta z tego szpitala, gdyby zechciał. I jeśli zaczekasz, prawdopodobnie to zrobi. Ponieważ, spójrzmy prawdzie w oczy, on ma swoje zwyczaje.
House uniósł laskę, po czym wbił jej końcówkę w stopę Hasselbacka. Włożył w to całą swoją siłę i oparł się na lasce całym ciężarem swojego ciała. Rozległ się bardzo satysfakcjonujący trzask pękających kości, a Hasselback wrzasnął. House naciskał bezlitośnie przez kilka sekund. Kiedy przestał, Hasselback zwinął się z bólu na podłodze.
- Postradałeś rozum, House, ty pomyleńcu - zapiszczał.
House zrobił krok ponad nim i wyszedł z pokoju, nie oglądając się za siebie.
<center>**********************************************************</center>
Godzinę później, House siedział przy własnym biurku, rozmyślając, kiedy Cuddy pojawiła się w drzwiach.
- Pomyślałam, że z powodu naszej porannej rozmowy zechcesz wiedzieć, że doktor Hasselback złamał sobie stopę - powiedziała spokojnie.
House spojrzał na nią oczami rozszerzonymi ze zdziwienia. - Co ty nie powiesz. Jak on to zrobił?
- On twierdzi - głos Cuddy nie pozostawiał wątpliwości, że nie wierzy w ani jedno jego słowo - że przycisk do papieru spadł mu na stopę.
House wzruszył ramionami. - No cóż, skoro tak właśnie mówi, sądzę, że tak właśnie się stało. Co za pech, ech.
- Nabawił się również rozległych siniaków na szyi - ciągnęła Cuddy. - I sprawiał wrażenie, że nie jest w stanie ich wytłumaczyć.
- Prawdopodobnie sam je sobie zrobił - powiedział radośnie House. - Szpitalna plotka głosi, że lubi podduszać się w celach autoerotycznych.
Mina Cuddy mówiła, że nie kupuje tego uzasadnienia, ale pomyślała, że jest to wystarczająco wiarygodne jako usprawiedliwienie.
- Rozumiem. Cóż, dzięki za wszystko, House. - Odwróciła się, by odejść i dodała przez ramię: - Mogłabym delikatnie zasugerować doktorowi Hasselbackowi, żeby rozważył swoją przyszłość w tym szpitalu.
House rozsiadł się w swoim fotelu, zadowolony. Zuch dziewczyna z ciebie, Cuddy.
<center>**********************************************************</center>
Dzień pracy dobiegł końca i House siedział od dwóch godzin za swoim biurkiem, prawie się nie ruszając. Jego telewizor był włączony, ale ledwie go widział czy słyszał. Słowa Hasselbacka przebiegały wielokrotnie przez głowę House'a. W jakiś sposób wydawało się, że Hasselback miał ostatnie słowo.
- Hej, House.
House podniósł wzrok i jego serce podskoczyło, na widok Wilsona, stojącego w drzwiach. Wilson wszedł do środka, przeszedł przez pokój i usiadł naprzeciwko House'a.
- Przed chwilą wpadłem na Hasselbacka w kafeterii - zagaił.
House zamarł, nie mając pojęcia, co będzie dalej.
- Miał ogromny gipsowy opatrunek na stopie i chodził o kulach - kontynuował Wilson. - Więc podszedłem do niego, żeby zapytać, co się stało, ale kiedy mnie zobaczył, uciekł. To znaczy odwrócił się i zaczął kuśtykać w przeciwnym kierunku, tak szybko, jak był w stanie.
House uśmiechnął się ponuro.
- Ponieważ nie poruszał się zbyt szybko - ciągnął Wilson - dogoniłem go na zewnątrz. A wtedy on spojrzał na mnie i powiedział: Odejdź, Wilson, twój świrnięty chłopak właśnie połamał mi stopę i nie zamierzam dawać mu wymówki, żeby wrócił i połamał mi także drugą.
House spojrzał na Wilsona, ale nie mógł niczego wyczytać z jego miny. Wilson rozsiadł się w fotelu i mówił dalej:
- A potem uśmiechnął się do mnie znacząco i dodał: Właściwie, może wyświadczył mi przysługę, skoro wyraźnie masz pociąg do mężczyzn, którzy mają tylko jedną sprawną nogę. Więc co powiesz, masz ochotę na szybki numerek od czasu do czasu?
Twarz House'a wykrzywiła się w agonii.
Wilson uniósł dłonie. - Więc walnąłem go w nos i powiedziałem, żeby poszedł się pierdolić. Teraz ma nie tylko złamaną stopę, ale również złamany nos.
- Wilson! - House'owi odebrało mowę z zaskoczenia. - Zrobiłeś to, kiedy stał o kulach? Dobra robota!
- Powinienem zrobić to wiele dni temu. - Wilson zawahał się i dodał: - Nie powinieneś był tego robić, ale cieszę się, że to zrobiłeś.
House skinął głową. Wilson spojrzał na niego uważnie, po czym pochylił się do przodu. - House, jesteś bardzo milczący, dobrze się czujesz?
House nie zamierzał niczego mówić, ale w jakiś sposób to po prostu wypłynęło na powierzchnię, więc wymamrotał: - Ten pokręcony skurwiel mnie wkurzył.
- Co takiego powiedział? - spytał cicho Wilson.
- Powiedział mi, że przeceniam swoje siły, startując do ciebie... że jesteś dla mnie o wiele zbyt ładny, że mógłbyś posuwać każdego, kogo byś zechciał i zrobiłbyś to, ponieważ masz swoje zwyczaje. - Słowa po prostu popłynęły. House czuł się źle, zanieczyszczając umysł Wilsona czymś takim, ale również poczuł ulgę, zrzucając to ze swoich barków.
Wilson przewrócił oczami i potrząsnął głową. - Doskonale wiesz, że ten facet wygaduje bzdury. Że nie ma ani słowa prawdy w tym gównie.
House nie mógł się powstrzymać i odezwał się: - Mógłbyś...
- Nie, nie mógłbym - powiedział zdecydowanie Wilson i spojrzał House'owi prosto w oczy, po czym sięgnął ponad biurkiem i dotknął jego dłoni. - Chodź, wyskoczymy gdzieś na kolację. Ja stawiam.
House wstał i obszedł biurko. On i Wilson zderzyli się przypadkowo ramionami i wyszli z pokoju, a potem ruszyli w dół korytarza.
~~ end ~~
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Sob 5:20, 28 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gora
Ratownik Medyczny
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 11:39, 28 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Ja jestem ZŁA. Jak Jimmy wszedł do swojego gabinetu naprawdę byłam pewna, że Hasselback nafaszerował go pigułkami gwałtu i przeleciał (czy coś w tym stylu )
Fajne
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
motylek
Immunolog
Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Capri Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 13:34, 28 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
na początku myślałam ,że Wilson został zatruty przez tego tępego lekarza.
A sprwadzenie terenu w klinice przez House jak w Bondzie po prostu wszestronnie uzdolniony i wiedzący co robić w każdej sytuacji.
rozmowa z tym lekarzykiem super. pokazał klase i kunszt zachowania inteligentnego faceta, bez żadnych drastycznych ruchów.
fik kest super , bardzo mi się podobał
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
oliwka
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bo jak dwoje ludzi się kocha... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 14:15, 28 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Fajne.
House walczący o Wilsona, powalające.
Jak czytałam tego fika to parę razy spadłam ze śmiechu z krzesła.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Faberry
Stażysta
Dołączył: 04 Lut 2015
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 21:05, 07 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
Biedny Wilson, ale na koniec się zreflektował i pokazał natrętowi gdzie jego miejsce. A wcześniej House, broniący swojego Wilsona - cudowny
Bałam się, że go wykorzystał wtedy, ale na szczęście nie. Gdyby tak skrzywdził Wilsona to House zdecydowanie by go chyba zabił. Albo rozniósł w pył w każdy możliwy i znany sobie sposób.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|