|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 23:42, 13 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
4. Śniadanie
Wilson obudził się, czując się lepiej, niż czuł się od bardzo dawna. Była sobota, wszystko układało się po jego myśli od samego rana, a House wrócił. House. Wilson przestał szorować zęby i rozejrzał się. House'a nie było widać.
- House? House! - Wilson wszedł do sypialni. Nie było go tam. Może był w salonie. Tam też go nie było. Wrócił do łazienki i znalazł House'a, który spał w kącie, skulony i otoczony swoimi skrzydłami.
- House! - House spojrzał na Wilsona jednym okiem.
- Czego?
Wilson prychnął i oparł ręce na biodrach. - Śpisz w pracy, prawda?
- Nie. Obserwowałem cię moim umysłem. W ten sposób mogę spać i mieć na ciebie oko w tym samym czasie. - House odprawił go machnięciem ręki i znów zwinął się w kłębek, ale Wilson nie odszedł.
- Dlaczego siedzisz na podłodze?
House westchnął i rozprostował ramiona i skrzydła. - Zwykle siadałem w tym kącie, kiedy ciąłem się po powrocie z pracy. Byłem zdenerwowany. Dlatego właśnie jechałem motorem jak wariat tamtego dnia.
Wilson skinął głową. - Ale czemu w łazience?
- Miałem tutaj bandaże i środki dezynfekcyjne. Plus mogłem krwawić do umywalki, jeśli chciałem. - House westchnął ponownie. - Po prostu szoruj dalej zęby, a ja się obudzę, okej?
- Okej.
Wilson skończył zajmować się higieną swojej jamy ustnej i poszedł do kuchni, żeby przygotować śniadanie. Odwrócił się, żeby zapytać House'a, co chciałby zjeść, ale House'a nie było. Wilson zmarszczył brwi i ruszył do łazienki, kiedy House obrócił go i spojrzał mu w twarz.
- Byłem z tobą przez cały czas, nie musisz organizować ekspedycji poszukiwawczej.
- Wybacz, po prostu cię nie widziałem.
- Będę znikał i pojawiał się od czasu do czasu.
- Och. Więc co chcesz do jedzenia?
House usiadł na taborecie. - Tak naprawdę nie potrzebuję jedzenia, ale będę jadł specjalnie dla ciebie. - Wilson przewrócił oczami i wyjął z lodówki jajka i bekon.
- Chcesz czegoś jeszcze? - zapytał Wilson, rozbijając jajka na patelnię.
- Naleśników!
Wilson wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Wiedziałem.
House uśmiechnął się, co było dla niego czymś rzadkim, ale Wilson zauważył, że teraz House więcej się śmiał i uśmiechał.
- Zauważyłem coś - powiedział Wilson, lecz zanim zdążył powiedzieć co, House mu przeszkodził.
- Taa, jestem szczęśliwszy.
- Och, serio? - To było wszystko, co Wilson zdołał wymyślić. Nadal przyzwyczajał się do House'a wiedzącego wszystko.
- Pewnie. Nie muszę się niczym martwić, ból zniknął, "życie" jest o wiele łatwiejsze.
- Mogę się założyć.
- Założę się, że możesz.
I to było wszystko, co zostało powiedziane w trakcie śniadania.
<center>******</center>
5. Planowanie
Do poniedziałku House i Wilson wrócili do swoich starych zwyczajów. W weekend Wilson kupił piwo i chińszczyznę dla nich obu, a House w dalszym ciągu żartował z tego, że nie musi jeść.
- I nie mogę umrzeć z głodu, ale będę jadł na wszelki wypadek.
- Ty już nie żyjesz.
- Taa, wiem. Gniję gdzieś niedaleko stąd.
Wilson uniósł brew. - Wiesz, czy gnijesz czy nie?
- No. Na moim ciele są robaki, chrząszcze i wszystkie rodzaje pleśni. Powinieneś to kiedyś sprawdzić.
- Nie!
- Nie martw się. Leżę w krypcie.
Do poniedziałku żarty na temat jedzenia przycichły i zaczęły się nowe - o naśladowaniu Cuddy za każdym razem, gdy mijali ją w szpitalu.
Wilson mierzył ciśnienie swojej pacjentce, kiedy dziewczynka zaczęła się śmiać.
- Co cię tak bawi, Emily? - zapytał Wilson.
- Ten zabawny człowiek za tobą. - Wilson odwrócił się, żeby rzucić okiem i zobaczył House'a, opierającego się o ścianę. Wzruszył ramionami, sprawiając, że dziewczynka roześmiała się jeszcze bardziej. Wilson spojrzał za siebie raz jeszcze - House obracał laską jak batutą, a dziewczynka zapiszczała z radości.
- On przypomina moją siostrę!
- A czym ona się zajmuje? - spytał Wilson, nie spuszczając House'a z oka.
- Ma zespół i obraca swoją laseczką na paradach.
- Fajnie - powiedział House. - Ale czy ona potrafi coś takiego? - Podrzucił laskę w powietrze, pozwalając jej unosić się pod sufitem.
Emily klasnęła w ręce, kiedy Wilson zdjął ją ze stołu do badań. Złapał ją za rękę i odprowadził ją do jej sali.
- Co to miało znaczyć? - pomyślał do House'a Wilson.
- Biedny dzieciak umrze w ciągu tygodnia. Pomyślałem, że ją trochę zabawię.
- Och. Zawsze potrafiłeś doprowadzać ludzi do śmiechu, kiedy nie zachowywałeś się jak dupek.
- Wiem.
- Ale jak to możliwe, że ona mogła cię zobaczyć?
- Widuje martwych ludzi i anioły, od kiedy postawiono jej diagnozę. Po prostu nikomu o tym nie powiedziała.
- Ale dlaczego?
- Bo tak.
Zatrzymali się, żeby położyć Emily do łóżka. Wilson podszedł do następnego pacjenta w pokoju. Emily zaczęła rozmawiać z House'em.
- Doktor Wilson cię widzi, prawda? - zapytała Emily.
- Pewnie, że tak. Tylko nie może nikomu powiedzieć. Widzisz, kiedy ludzie dorastają, przestają wierzyć w rozmawianie ze swoimi "przyjaciółmi" i myślą, że przyjaciele dzieci nie są prawdziwi, kiedy tak naprawdę są po prostu duchami, aniołami lub czymś w tym rodzaju.
- Ale doktor Wilson wierzy.
- Tak, on wierzy. I nie może rozmawiać na mój temat, bo ludzie pomyślą, że oszalał, ale gdybyś ty powiedziała coś o mnie, ludzie pomyślą po prostu, że jesteś słodka. - Emily roześmiała się, słysząc ostatnie słowa. - A jesteś całkiem urocza.
"Szkoda, że umrzesz", dodał w myślach House po zastanowieniu.
Wilson siedział w swoim biurze, zajmując się dość sporą ilością papierkowej roboty, gdy House zapytał: - Ile dzieci tygodniowo umiera na twoim oddziale?
Wilson odłożył długopis i westchnął. - To ma coś wspólnego z Emily, prawda?
- Lubię tego dzieciaka. - House przez chwilę lizał swojego lizaka i dodał: - Co by było, gdyby ona nie musiała umrzeć?
- Co masz na myśli, mówiąc "nie musiała umrzeć"?
- Modli się za nią wiele osób i te modlitwy wypełniają jej pokój i korytarze.
- Jej rodzina odwiedza ją codziennie, może modlitwy tak po prostu po nich zostają.
- Nie, one nie "zostają po nich tak po prostu". Czekają, aż ktoś je spełni i ja zamierzam to zrobić. - House usiadł prosto i wyrzucił patyczek do kosza na śmieci. - Chcę, żebyś dziś w nocy został w szpitalu.
- Dziś w nocy? Mam jutro spotkanie i...
- Muszę być w tym samym budynku, co ty, żebym mógł ci się przyglądać moim umysłem. Tak jest prościej. Gdybyś mógł zostać na oddziale, byłoby jeszcze prościej.
- Dobra, zostanę dziś w nocy w świetlicy.
- Dzięki. A teraz muszę zaplanować kilka rzeczy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Sovereign. ;)
Ratownik Medyczny
Dołączył: 16 Mar 2009
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 9:33, 14 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
House przeszedł kompletną przemianę xd śmieje się, troszczy się o innych i wgl : D jak nie House : D no ale w końcu anioły zawsze kojarzyły się z czymś dobrym, widocznie jemu też się to udzieliło xd
super że wstawiłaś 2 odcinki na raz, czytałam jak głupia po prostuu xd świetne, świetne, świetne! xd i tyle.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
oliwka
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bo jak dwoje ludzi się kocha... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 10:53, 14 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Świetne.
House przejmujący się kimś innym, niż on sam. Na miejscu Wilsona bym w to nie uwierzyła. Dalej nie mogę w to uwierzyć, ale to tylko fikcja. A szkoda.
Już nie mogę doczekać się kolejnej części i planu House
Życzę dużo weny
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Eriss
Queen of the Szafa
Dołączył: 08 Kwi 2008
Posty: 5595
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 15:40, 14 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
House który wraca jako anioł Wilsona i na dodatek jest szczęśliwy i chce pomagać innym... ekhm... OMFG
nie no, to jest eee... rozbrajające
takie death fiki to ja mogę czytać xD
dzięki Richie za tłumaczenie
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Eriss dnia Wto 15:41, 14 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
nefrytowakotka
Lara Croft
Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 15:44, 14 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Richie, to jest wspaniałe !!
House ze skrzydłami a do tego wyszarpujący skrzydło z dłoni Wilsona mnie zabił
Świetny fik i świetne tłumaczenie.
Czekam na dalsze części
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 1:24, 15 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Eriss - a takie d!fiki to ja mogę tłumaczyć ^^ Dzięki, że wpadłaś
PS. Oby Twój (uroooczy ) avek okazał się proroczy! Bo jak oni, tzn scenarzyści, znów coś spieprzą, to ja nie wiem...
***
nefryt - miło, że wpadłaś A skrzydła są istotnie urocze ^^ i jeszcze ta scenka, kiedy House otula się nimi, siedząc na podłodze
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 1:25, 15 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
6. Uzdrawianie
Wilson był odrobinę rozdrażniony, kiedy House wyszedł i udał się na dziecięcy oddział onkologiczny, zostawiając go samego, ale wiedział, że cokolwiek House zamierza, robi to z najlepszymi zamiarami. Wilson został poinstruowany, żeby następnego dnia zrobić rezonans. Czemu? Tego nie wiedział. Wszystkie badania zostały przeprowadzone i nie było nic do zrobienia poza obserwowaniem, jak dziewczynka umiera.
Tej nocy Wilson skończył robotę papierkową przeznaczoną na następny dzień, zjadł pozostawioną sałatkę z kafeterii i przez jakiś czas oglądał telewizję w świetlicy oddziału onkologicznego. W końcu o północy miał dosyć i poszedł do sali Emily.
House przytulał dziewczynkę. Wilson musiał przyjrzeć się dokładnie temu aktowi dobroci.
- Co robisz? - wyszeptał Wilson.
- Myśl do mnie, bo możesz ją obudzić.
Wilson westchnął. - Co ty jej robisz?
- Robię to, co lekarz potrafi najlepiej.
- Czyli...?
- No, Jimmy, nie wiesz?
"Świetne, wypytuje mnie, jakbym był jednym z jego chłopców na posyłki", pomyślał Wilson.
- Słyszałem to.
- Niech to szlag!
Ten głośny wybuch obudził Emily. Wilson rzucił się za zasłonę, a House zachichotał. Dziewczynka rozejrzała się po pokoju i wreszcie skupiła na House'ie.
- Cześć - powiedziała cicho.
- Hej - odpowiedział House. - Chcę, żebyś znowu zasnęła, okej?
- Czemu się śmiałeś?
- Prywatny dowcip.
- Okej. Branoc.
- Branoc.
House siedział z nią, póki nie odpłynęła. - Wilson, niebezpieczeństwo zażegnane, możesz już wyjść. Żadne dziecko nie pożre cię za przeklinanie.
Wilson wyszedł zza zasłony. - Czymś takim mogłeś wpakować mnie w kłopoty.
House przewrócił oczami. - Taaa, bo ktoś doniesie wielkiej Mamusi Cuddy, że 38-letni facet powiedział brzydkie słowo. A teraz zamknij się i odpowiedz.
- Um... na co?
- Co lekarze potrafią najlepiej?
Wilson wzruszył ramionami. - Nie wiem. Leczą?
- No i proszę. - House wstał i wygładził swoją sportową marynarkę. - Tego ranka, kiedy rozmawiałem z Emily, zdałem sobie sprawę, że wciąż mógłbym być lekarzem. Po prostu nie mogę przeprowadzać operacji zwyczajnym sposobem.
- Co rozumiesz przez "operację"? Nie widziałem, żebyś miał rozłożone jakieś narzędzia.
House rozłożył ręce. - Spójrz, one lśnią. - Zamachał dłońmi, które lśniły jasnym światłem.
- Leczyłeś za pomocą rąk i przeprowadziłeś nimi operację?
House ruszył do drzwi. - Zrób jutro ten rezonans! - zawołał przez ramię.
- Myślałam, że nie potrzebuję już więcej badań, doktorze Wilson - powiedziała Emily, kiedy wsuwano ją do maszyny.
- Emily, nic nie mów - odparł Wilson przez interkom. - To badanie ma tylko pokazać, czy w niczym się nie pomyliliśmy.
- Och, okej!
Wilson potrząsnął głową, słysząc słowa dziewczynki i uśmiechnął się szeroko.
- Spójrz na płat czołowy.
Wilson odwrócił się i zobaczył House'a, który nie pokazywał się od ubiegłej nocy.
- Gdzie się podziewałeś?
- Byłem w domu.
- Poszedłem tam, po tym jak zniknąłeś, ale ciebie tam nie było.
- Nie, Wilson. Do mojego domu, do Nieba. - House przewrócił oczami.
- Och.
- Rób to, co powiedziałem. Guz zniknął.
Wilson spojrzał na ekran i stwierdził, że House ma rację. Odwrócił się, żeby na niego spojrzeć.
Wilson zrobił krótki wdech. - Naprawdę wykonałeś "operację".
- Wiem.
- Jak?
- Nie mogę powiedzieć. Super wielki sekret.
- Okej, ale jak ja mam to wyjaśnić?
- Po prostu powiedz im, że się skurczył.
Wilson przytaknął i zrobił tak, jak powiedział House.
Następnego dnia Emily pomachała doktorowi Wilsonowi na "do widzenia" i opowiedziała swojej mamie i swojemu tacie wszystko o swoim nowym przyjacielu. Jej rodzice kiwali głowami, mówiąc "tak" i "mhmm", ale Wilson wiedział, że jej przyjaciel był prawdziwy, ponieważ on również był jego przyjacielem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
oliwka
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bo jak dwoje ludzi się kocha... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 14:23, 15 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Świetne, jak zresztą wszystkie części. House ratujący dziewczynkę nie dla zagadki tak po prostu to jest piękne
House uważa niebo za swój dom, czy to znaczy, że niedługo przeprowadzi się tam i zostawi Wilsona?? Tylko nie to mam nadzieje, że House nie zabierze Wilsona do swojego domu. CO??
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 19:00, 15 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
um... chyba na początku napisałam, że to jest BARDZO d!fik... a poza tym co złego może być w tym, że House zabrałby Wilsona do swojego domu?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
oliwka
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bo jak dwoje ludzi się kocha... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 20:09, 15 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Ja myślałam, że aż tak źle nie będzie. A poza tym to nie ma jak życie na ziemi. Jak by House żył to Wilson mógł by do niego mówić a nie myśleć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gora
Ratownik Medyczny
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:15, 15 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | - Okej, ale mógłbyś się chociaż odwrócić, dopóki nie wejdę do wanny?
- Niech będzie, panno Wilson. |
Padłam
A House spełniający modlitwy jest słooooodki
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
motylek
Immunolog
Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Capri Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 23:43, 16 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Jak wchodze i czytam to mam wrażenie że jest to słodki fik a nie death fik
House jako anioł i do tego skrzydełka a teraz ta pomoc dziewczynce
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez motylek dnia Czw 23:43, 16 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 2:38, 18 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
oliwka napisał: | Ja myślałam, że aż tak źle nie będzie. A poza tym to nie ma jak życie na ziemi. Jak by House żył to Wilson mógł by do niego mówić a nie myśleć. |
a kto mówi, że będzie źle? w tym fiku przynajmniej pocieszanie umierającego nie będzie gadką bez znaczenia
taa, gdyby House żył, to Wilson miałby szanse na chociaż jeden szybki numerek No i rozumieli się bez słów
***
Gora - House mógłby zachować się słodko w serialu i spełnić NASZE życzenia
***
motylek - ten fik to po prostu dowód na to, że d!fiki nie muszą być smutne chociaż nawet tutaj trafia się posmak goryczy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 2:48, 18 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
7. Dlaczego ona?
Tego wieczora House grał na fortepianie, kiedy Wilson zadał pytanie, które zdenerwowało House'a.
- Ale dlaczego ona?
- Na nią wypadło.
- Czemu nie na któreś z pozostałych dzieci?
- Ona mnie widziała.
- Ale to nie znaczy,że nie mógłbyś wyleczyć innych dzieci!
House uderzył rękami w fortepian. - Nie mogę tak po prostu nikogo wyleczyć. Przeznaczeniem niektórych dzieci jest śmierć, a przeznaczeniem innych - życie. Taki układ.
Wilson zaczął spacerować po pokoju. - Więc ty miałeś umrzeć? Miałeś wylądować głową na betonie, rozlewając swój mózg po jezdni?!
- Nie, ale nadszedł czas, żebym umarł! - House wstał. - Byłem nieszczęśliwy. Ciąłem się, brałem inne narkotyki poza Vicodinem, dzwoniłem po dziwki, bo byłem samotny. Ja nie miałem życia!
- Mogłeś zadzwonić po mnie! - Wilson zatrzymał się przed House'em. - Jestem twoim przyjacielem. Mogłem wpaść i spędzić z tobą trochę czasu.
- Ale wtedy znalazłbyś moją skrytkę z narkotykami, moje pigułki, moje zakrwawione żyletki w umywalce i zacząłbyś mnie pouczać. Chciałem umrzeć, a ten wypadek mi to umożliwił.
Wilson zamrugał. - Rozbiłeś się celowo, prawda? Prawda? Ty... ty znalazłeś idealną wyrwę w drodze i w nią wjechałeś!
House się rozzłościł. - Nie snuj spekulacji na temat tego, jak umarłem. Nie zrobiłem tego celowo, ale powinienem był umrzeć, zanim policzyłem, ile razy siedziałem naćpany albo pijany na podłodze w łazience. Ale ktoś mi nie pozwolił! Miałem sprawy do załatwienia! A teraz, kiedy jestem martwy, zrozumiałem, że spieprzyłem całkiem dobre życie!
Wilson zamilkł, po czym powiedział cicho: - Przykro mi.
- Oczywiście, kurwa, że ci przykro! Tobie zawsze jest przykro. Odkąd cię obserwuję, było ci przykro tyle pieprzonych razy w ciągu dnia, że nie jestem nawet w stanie policzyć! Wkurz się - chociaż raz. Bądź wredny. Bądź okrutny. Zrób coś złego! Nie bądź zawsze tym miłym gościem!
- Chcesz, żebym zrobił coś złego? Dobra! - Wilson skoczył na House'a, ale natychmiast przeleciał przez niego i upadł na twarz.
- Naprawdę chcesz się ze mną bić, Wilson? Przegrasz. Jestem silniejszy, niż byłem, a z moją nogą jest już lepiej, więc mogę szybciej uciekać. - House ruszył do holu, a Wilson podążył za nim. House rzucił się przez ścianę, a Wilson wpadł na nią i upadł na podłogę.
House wystawił głowę przez drzwi sypialni. - Zachowujesz się jak palant, Wilson. Nie chcesz się ze mną bić.
Wilson podwinął rękawy i powiedział: - Owszem, chcę tego, House. Nigdy nie uderzyłem cię w twarz, tak jak chciałem, kiedy żyłeś!
House przeszedł przez drzwi. - W porządku. Uderz mnie, o, tutaj!
Wilson zamachnął się, ale House zrobił unik i uderzył Wilsona w usta. Warga Wilsona krwawiła, ale on miał to gdzieś. Tak pełen życia nie czuł się od bardzo dawna. Wilson skoczył na House'a, który upadł na podłogę. Na moment przygniótł go do ziemi, ale House zrzucił go z siebie i uderzył go pięścią w szczękę.
- Nie chcesz się ze mną bić, Jimmy - szepnął House.
- Nie, nie chcę - odparł Wilson, plując krwią. House zaprowadził go do łazienki i przemył jego rany. - Przepraszam.
- Wiem, Wilson. Wiem.
<center>******</center>
8. Choroba
Kiedy Wilson wszedł do szpitala następnego ranka, wiele spojrzeń powędrowało w kierunku dobrodusznego lekarza.
- Czemu oni się tak gapią?
- Bo są ciekawi. Ludzka natura.
Cuddy wyszła ze swojego gabinetu i zobaczyła posiniaczonego i zmęczonego Wilsona. Wydawało się, że bardzo często spogląda w prawo, jakby prowadził rozmowę z kimś, kogo tam nie było. Cuddy potrząsnęła głową i podeszła do niego.
- Doktorze Wilson - odezwała się.
- Doktor Cuddy - odparł Wilson.
- Co ci się stało zeszłej nocy?
- Ja... pobiłem się z przyjacielem.
Cuddy westchnęła. - Od kiedy House umarł popadasz w coraz większe kłopoty, emocjonalnie i fizycznie. Przez cały czas jesteś zmęczony i przybity, a teraz obracasz się w złym towarzystwie. Chcę, żebyś zerwał tę przyjaźń, jeśli tak ma się ona dla ciebie kończyć.
- O-okej.
- Mówię poważnie... Wyglądasz okropnie. - Przyłożyła mu dłoń do czoła. - Wilson, jesteś rozpalony. Idź do domu i odpocznij. Wygląda na to, że ta bójka wytrąciła cię z równowagi.
- Jestem wytrącony... z równowagi.
- Dlaczego? - Cuddy czekała kilka chwil, a kiedy Wilson nie odpowiedział, powiedziała: - Ty ją zacząłeś, mam rację?
- Wina leżała po obu stronach.
Cuddy przytaknęła i odparła: - Tak czy inaczej chcę, żebyś wziął dziś wolne.
- W porządku. - Wilson westchnął i wyszedł ze szpitala.
Wilson i House siedzieli na kanapie, pijąc piwo i oglądając powtórkę "General Hospital".
- Cieszę się, że dała mi dzień wolnego - odezwał się Wilson.
- Prawdopodobnie da ci tydzień wolnego, jeśli jutro też będziesz tak wyglądał - odparł House, pociągając łyk piwa.
- Taa. Hej, możesz sprawić, żebym zachorował?
- Myślisz, jak pewien twój przyjaciel - odparł z szerokim uśmiechem House. Przestał się szczerzyć i powiedział: - Przykro mi, ale nie mogę wyciągnąć cię z pracy. Twoje ciało zrobi to samo z siebie.
- Och. Hej, chcesz w coś zagrać?
- W pokera?
- Myślałem raczej o chińczyku.
- Jak śmiesz przynosić taką grę do mojego domu? Zagramy w pokera.
Rozegrali kilka rozdań Texas Hold'em, gdy zadzwonił telefon. Wilson wstał, żeby sprawdzić, czyj numer widnieje na wyświetlaczu.
- Cuddy mnie sprawdza.
- Odbierz!
Wilson podniósł słuchawkę i powiedział: - Halo?
- Wilson, jak się czujesz? - zapytała Cuddy na tyle głośno, że House mógł to usłyszeć.
- Myślę, że w porządku.
- Cóż, odpocznij trochę i nie przychodź jutro. Masz zachrypnięty głos.
Zanim Wilson zdołał zaprzeczyć, rozłączyła się. - Rzuciła mi słuchawką!
- Ponieważ wiedziała, że będziesz się z nią sprzeczał, żeby pójść do pracy. Kiepsko brzmisz.
- Po prostu drapie mnie w gardle, to wszystko.
- Za każdym razem kiedy się odzywasz, brzmisz gorzej. Zamknij się i graj.
Zanim nadeszło popołudnie, Wilson leżał w łóżku, pijąc jakąś paskudną miksturę, przygotowaną przez House'a.
- To przepis mojej Omy. Zaufaj mi. Na jakiś czas stracisz głos, ale kiedy znów się odezwiesz, będziesz zdrowy.
- Ten smak jest okropny - wychrypiał Wilson. - Czemu nie mogłeś dać tego ludziom w przychodni?
- Miałbym dawać przepis mojej Omy pijakom i głupim dzieciom? A teraz pij. - House przytknął filiżankę do ust Wilsona, sprawiając, że się zakrztusił. - Skończyłeś, tak? Nie. Ciągle trochę zostało. Masz. - Więcej krztuszenia. - W porządku, za kilka sekund powinieneś stracić zdolność mówienia. Odezwij się.
Wilson spróbował coś powiedzieć, ale z jego ust wydobył się tylko cichy pisk. Posłał House'owi wściekłe spojrzenie, a House się roześmiał. - To efekt uboczny - powiedział. - Ale gardło powinno przestać cię boleć. No i jak? - Wilson potrząsnął głową. - Świetnie.
- Wielkie dzięki - pomyślał Wilson. - Teraz nie mogę nawet wydusić jednego zdania.
- Tak powinno być.
- W każdym razie, czemu ona dała ci ten przepis? To smakuje okropnie!
- Uważała, że skoro mam zostać lekarzem, może mi się to przydać.
- To takie troskliwe.
- Taa. Poszedłem spotkać się z Omą, kiedy umarłem. Powinieneś ją kiedyś poznać.
- Może mi się uda.
Gdy Wilson się obudził, z jego gardłem było o wiele lepiej i nie piszczał już jak mysz. Uśmiechnął się. Odwrócił się, żeby podziękować House'owi, kiedy zobaczył młodą, dwudziestokilkuletnią kobietę o blond włosach.
- Dzień dobry, a może powinnam powiedzieć dobry wieczór, skoro jest już po dziewiętnastej - powiedziała z niemieckim akcentem.
- Wilson - odezwał się House z przeciwnej strony - poznaj Omę.
Notka Autora: Jeśli zastanawiacie się, czemu babka House'a ma około dwudziestu lat, to jest tak dlatego, że gdzieś przeczytałem, że kiedy ludzie umierają, znów mają trzydzieści lat, czy coś koło tego. A zatem tak, to oznacza, że House również jest młody. Myślę, że w moim opowiadaniu ma trzydzieści lat
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Śro 1:48, 22 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Este
Bad Wolf
Dołączył: 31 Maj 2008
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 8:50, 18 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Kiedy mówiłaś, że to happy d!fick nie mogłam uwierzyć w taki wybryk natury. Widocznie się pomyliłam Richie, to jest świetne! Jeśli rzeczywiście House miałby zostać aniołem, to tylko takim, który zaczepia skrzydłami o rzeczy na półkach, pije piwo, oglada pornosy i bije się z przyjacielem, którym ma się opiekować
Nie wiem tylko, dlaczego autorka odebrała mu możliwość zacieśnienia przyjaźni z Wilsonem na troche innej płaszczyźnie, ale widocznie się czepiam Smutne, że House przed śmiercią był tak nieszczęśliwy, że nie chciał nawet prosić o pomoc. Jedyna pociecha, że "później" też "coś" jest i że choć w życiu-po-życiu znalazł ukojenie.
Wilson bijący się z Housem-aniołem, proponujący grę w chińczyka, mikstura, po której piszczał jak mysz i babka House'a z niemieckim akcentem wymiatają Świetne tłumaczenie Czekam niecierpliwie na dalszy ciąg.
Pozdrówka
Este
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
oliwka
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bo jak dwoje ludzi się kocha... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 9:51, 18 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Świetne. Relacje chłopaków się nie zmieniły. Żałuje, ze bójka miedzy nimi nie wzrosła, było by całkiem nie źle. Jak na d!ficka to całkiem śmiesznie jest.
Życzę weny
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sovereign. ;)
Ratownik Medyczny
Dołączył: 16 Mar 2009
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 12:01, 18 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
brak mi słów. Jestem pod wrażeniem. Pisz szybko następny ; )
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Eriss
Queen of the Szafa
Dołączył: 08 Kwi 2008
Posty: 5595
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 21 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 16:50, 19 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | Eriss - a takie d!fiki to ja mogę tłumaczyć ^^ Dzięki, że wpadłaś
PS. Oby Twój (uroooczy ) avek okazał się proroczy! Bo jak oni, tzn scenarzyści, znów coś spieprzą, to ja nie wiem... | dzięki, musi być proroczy! bo będę protestować a tylko by spróbowali zepsuć... *podwija rękawy*
fik dalej rozbraja szczególnie Wilson próbujący stłuc House'a a i to:
- Dzień dobry, a może powinnam powiedzieć dobry wieczór, skoro jest już po dziewiętnastej - powiedziała z niemieckim akcentem.
- Wilson - odezwał się House z przeciwnej strony - poznaj moją babkę.
niecierpliwie czekam na kolejne części
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gora
Ratownik Medyczny
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:05, 19 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
A mi nie pasuje ten House za życia... Znaczy House jeszcze tak, ale nie pasuje mi Wilson, który nie zorientował się o tym jak jest źle, o pigułkach, żyletkach... Nie i tyle.
Ale i tak mi się podoba
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 4:08, 22 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Dziękuję bardzo za komentarze Trochę się bałam, że tylko ja jestem na tyle dziwna, żeby zachwycać się happy d!fikiem, ale skoro inni podzielają mój gust, to strasznie mi miło
Buziaki for all!
*******************************************************
*******************************************************
Cytat: | dobra, nie pomyślałam, i trochę spieprzyłam sprawę - nie powinnam była zmieniać słowa "Oma" na "babka" po prostu "Oma" odmieniana przez przypadki brzmi kretyńsko No cóż, polski język, ułomny język i nic na to nie poradzimy.
Uprzedzam - tuż przed końcem zrobi się naprawdę smutno, ale samo zakończenie powinno otrzeć wszystkie łzy |
9. Jedzenie
Wilson usiadł i spojrzał na Omę. Zauważył, że oczy House'a są dokładnie takie jak jej, podobnie jak jego cienki uśmiech. Kobieta wyciągnęła Wilsona z łóżka i pomogła mu wstać.
- Och, niech no na ciebie spojrzę - powiedziała. Popatrzyła na niego tak, jak House przyglądał się pacjentowi - ze wstrętem i umiarkowanym zaintresowaniem. - Powinieneś trochę przytyć, tak samo jak mój Greg.
- Oma! Widziałem go, jak jadł tyle opakowań lodów, że nie jestem w stanie ich policzyć. Nie rozumiem, jakim cudem nie przytył.
- Hej! - odezwał się Wilson. - Moje ciało jest w porządku!
- Uważam, że powinien więcej jeść - powiedziała Oma.
House potrząsnął głową. - Powinien jeść mniej. Najwyżej za kilka lat znajdzie się w grupie ludzi zagrożonych zawałem serca.
- Dostanę zawału?! - wykrzyknął Wilson.
- Nie, znajdziesz się w grupie ryzyka, jeśli wciąż będziesz się niezdrowo odżywiał.
- Odrobina niezdrowego jedzenia jeszcze nikomu nie zaszkodziła - powiedziała Oma. - Prawda, mój mały Gregu? - Uszczypnęła go w policzki, sprawiając, że House się zarumienił.
- Oma!
Wilson roześmiał się, słysząc to zdrobnienie.
- Uważasz, że jest się z czego śmiać? - zapytała Oma, spoglądając na niego surowo.
- Uh, nie, proszę pani.
- Dobrze. Kto chce kolację? - spytała, zmieniając temat.
- Oma - odezwał się House - nie możesz ugotować dla nas kolacji tak, jak robisz to w Niebie.
- Och, to prawda. Niecierpię tych różnic między Niebem a Ziemią - odparła, podkreślając swoje słowa machnięciem ręki.
Przeszli do salonu. House i Oma rozmawiali o Cherubinach, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Wilson poszedł otworzyć. Przed drzwiami stała Cuddy z jedzeniem na wynos dla Wilsona.
- Hej, Cuddy.
- Cześć, Wilson. Widzę, że czujesz się lepiej. - Weszła do środka i położyła jedzenie na stoliku do kawy. - A zatem odpocząłeś trochę?
- Całkiem sporo. Wypiłem jakąś okropną miksturę, przez którą nie mogłem przez chwilę mówić, więc poszedłem spać po tym, jak ją zażyłem.
- Miksturę? Co w niej było?
- Nie jestem pewien. Przygotował ją przyjaciel z internetu. Wygląda na to, że zapomniałem jaki był przepis odkąd ostatnio ją robiłem. To było jakiś miesiąc temu. Jest całkiem skuteczna. - House uniósł dłoń z wyprostowanym kciukiem.
- Może mógłbyś przygotować ją dla mnie? Twój głos jest teraz bardzo czysty. Zimą zawsze miewam najgorsze bóle gardła.
- Taaa, jak my wszyscy.
Usiedli oboje na kanapie i jedli chińszczyznę, równocześnie prowadząc beztroską rozmowę na temat pracy. Wilson pochwalił bluzkę Cuddy, sprawiając, że kobieta oblała się rumieńcem. Cuddy skupiła się na tym, że Wilson wraca do zdrowia, ale mimo to chciała, żeby następnego dnia został w domu. Siedzieli dość blisko siebie i Wilson nachylił się w jej stronę, żeby coś powiedzieć. Zaśmiała się, upuszczając pałeczki, co sprawiło, że roześmiali się jeszcze bardziej.
Cuddy zaczęła sprzątać, sprawiając, że Wilson poczuł się bezradny.
- Mogę pomóc.
- Nie, pozwól mi - odparła, zbierając ich pałeczki.
- Ale jesteś gościem!
- A ty jesteś chory! Usiądź i pozwól mi się tym zająć.
Pocałowała go w policzek i wyszła. Wilson wciąż się czerwienił, kiedy Cuddy zniknęła za drzwiami, machając ręką.
- Niezłą miałeś zabawę - powiedział House, siadając. - Nie wspominając o tym, że masz na sobie bokserki, więc naprawdę mogła zobaczyć twoją erekcję.
- Nie mam erekcji!
- Ahh, ale się rumieni! - zauważyła Oma. - Zatem naprawdę musiał się dobrze bawić.
- Ona jest tylko przyjaciółką i koleżanką z pracy.
- Nie zaprzeczyliśmy, że jest twoją przyjaciółką, a ty nie miałeś powodu, by to powiedzieć, więc to oznacza, że ją lubisz.
- Nie lubię Cuddy! - odparł Wilson. - To znaczy, nie twierdzę, że nie lubię jej jako przyjaciółki.
- Hmmhmm... - mruknęła Oma. - Cóż, muszę już lecieć. Muszę nakarmić twojego dziadka. Robi się naprawdę nieznośny, kiedy nic nie zje.
- Taa, wiem. Cześć, Oma. - House uściskał Omę i kobieta zniknęła.
<center>******</center>
10. Wypadek
- Nie idź, przygotuję coś dla ciebie! - jęknął House.
Wilsonowi skończył się syrop na kaszel. Był już ubrany i wyszedł z mieszkania, żeby kupić nowy.
- Nie potrzebuję kolejnych przepisów twojej Omy - odparł Wilson, zanosząc się kaszlem.
- W porządku, idź po swój pospolity syrop przeciwkaszlowy, tak jak zawsze to robisz i nie mieszaj mnie do tego.
Wilson zaśmiał się i wsiadł do samochodu. Rozejrzał się i stwierdził, że House zniknął. House?, pomyślał Wilson. House, wracaj! Potrzebuję tylko syropu na kaszel, nie odchodź!
- Jestem tutaj! - House siedział na siedzeniu pasażera. - Nie wspominałem ci o znikaniu?
- Och, tak. Wybacz.
- Postaraj się nie kaszleć, kiedy będziesz prowadził.
Wilson roześmiał się, ale śmiech przerodził się w ostry napad kaszlu. - Zadbam o to, skoro sprawiam wrażenie, że jestem zupełnie zdrowy.
Wilson zapalił silnik i wyjechał na ulicę. Nucił jakąś piosenkę, aż w końcu włączył radio, dając uszom House'a chwilę wytchnienia. Apteka nie była zbyt daleko, więc minęło zaledwie kilka minut, zanim Wilson podjechał do okienka dla klientów w samochodach, po czym odjechał z jakimś purpurowym, lepkim syropem na kaszel.
Wjechali na czteropasmówkę. Wilson przejechał jeszcze kawałek, zanim złapał go kaszel. Napad stał się gorszy, sprawiając, że Wilson zaczął się trząść. Jego ręce zadrżały, przez co skręcił gwałtownie w lewo, prosto pod nadjeżdżający samochód. Dwa pojazdy zderzyły się czołowo i Wilson uderzył głową o przednią szybę. Kolejny samochód nadjechał z tyłu i wjechał w bok auta Wilsona, sprawiając, że Wilson utknął pomiędzy fotelem a deską rozdzielczą.
Wilson krztusił się krwią. Jego samochód został zgnieciony i trzeba by było usunąć pozostałe auta lub przesunąć go na stonę pasażera, żeby go wyciągnać. Krew spływała szybko po twarzy Wilsona. Nie przestawał kaszleć, przez co głowa bolała go jeszcze bardziej. Wyciągnął rękę po syrop, ale natrafił na dłoń House'a, który wciąż siedział na swoim miejscu.
- Podaj mi go - powiedział Wilson, a krew kapała mu z ust.
- Nie będzie ci potrzebny. Za szybko się wykrwawiasz.
Oczy Wilsona rozszerzyły się. - Co masz na myśli?
- Za minutę lub dwie zemdlejesz. Policja i pogotowie dotrą tutaj za kwadrans, a zanim ktoś ich wezwie upłynie kolejne dziesięć minut.
- Wykrwawię się na śmierć - stwierdził Wilson. Już próbował zamknąć oczy. - Nie możesz wyciągnąć mnie z samochodu? Proszę?
- Nadszedł twój czas, Jimmy.
- Nie. Nie! - Wilson wykrztusił więcej krwi i powiedział: - Możesz przynajmniej dodać mi otuchy?
House skinął głową. Otoczył ramieniem barki Wilsona i wytarł krew z jego ust. Wilson poddał się uściskowi i rzekł: - Dziękuję, że mi się pokazałeś. Ko-kocham cię, House.
House złożył pocałunek na głowie Wilsona, zaskakując go.
- Wiem, Jimmy. Wiem.
House i Wilson stali skrzydło w skrzydło obok grobu.
- A więc pochowali mnie obok ciebie, co? - odezwał się Wilson.
- Taa, stwierdzili, że skoro byliśmy przyjaciółmi, tak będzie najlepiej. A poza tym nie miałeś własnej parceli.
- Musisz mi o tym przypominać za każdym razem, gdy tu przychodzimy?
- Tak, muszę! - zawołał House, sprawiając, że ptaki poderwały się z gałęzi drzew. Roześmiał się. - Sam ci powiedziałem, żebyś jej nie kupował.
- Wiem. Ale nie mogłeś mi tego zabronić.
- Nienawidzę wolnej woli.
Odwrócili się obaj i poderwali z ziemi, trzepocząc skrzydłami.
- Hej, Jimmy, łap! - Garść piór została rzucona prosto w twarz Wilsona.
- Och, nienawidzisz wolnej woli? Ja ci pokażę wolną wolę.
I przez całą drogę w górę prowadzili wojnę na pióra.
~~ the end ~~
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
oliwka
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bo jak dwoje ludzi się kocha... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 9:21, 22 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Świetne.
Ciekawe jak skończył by się związek Cuddy i Wilsona gdyby nie umarł.
Trochę przygnębiający koniec, ale sama końcówka całkiem wesoła.
Brakuje tylko na końcu i "żyli długo i szczęśliwie w raju "-Żart
Życzę dużo weny;)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sovereign. ;)
Ratownik Medyczny
Dołączył: 16 Mar 2009
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 16:03, 22 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | - Niezłą miałeś zabawę - powiedział House, siadając. - Nie wspominając o tym, że masz na sobie bokserki, więc naprawdę mogła zobaczyć twoją erekcję. |
Richie, większość twoich fików sprowadza sie do jednego xd może dlatego tak często je czytam xd
Richie117 napisał: | - Nadszedł twój czas, Jimmy. |
śmierć Wilsona? NIEEEEE!!
ale ogółem świetne zakończenie ; )
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sovereign. ;) dnia Śro 16:11, 22 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gora
Ratownik Medyczny
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:01, 22 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
jakie słodkie... ^^
Na zawsze razem ^^
Pozdrawiam
g
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kasinka
Endokrynolog
Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 1859
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a kto to wie? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 15:13, 26 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Fik... inny niż wszystkie
Bo kto by pomyślał, że House może być aniołem?! Że death-fic może być tak wesoły. I że mimo, że obaj zginęli, to ja to potrafię ogarnąć i wcale mnie to nie smuci. W końcu gdzie House tam i Wilson i NIC nie ma prawa ich rozdzielić, nawet śmierć
Ładny ficzek.
Pozdrawiam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Any
Czekoladowy Miś
Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza zakrętu ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 18:12, 26 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Piękne, tyle powiem. Zakochałam się w tym fiku od pierwszej jego części i każda kolejna tylko utwierdzała mnie w przekonaniu, że moje uczucia nie chybiły.
I to zakończenie... chyba jedyne mogące dać Wilsonowi pełnię szczęścia.
Kocham.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|