|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 5:23, 11 Kwi 2009 Temat postu: Fic: Burza [2/2] |
|
|
Kategoria: friendship (pre-slash)
Zweryfikowane przez Richie117
Cytat: | Niespodzianka! Mam wielką ochotę na fluff, więc czemu miałabym się z Wami nie podzielić?
Tylko nie bijcie mnie za kolejne opowiadanie, które lekko upokarza Wilsona...
Enjoy! |
T/N: Mam nadzieję, że Autor nie będzie miał mi za złe, że uporządkowałam szatę graficzną i interpunkcję fika...
Tytuł: Burza ([link widoczny dla zalogowanych])
Autor: wolfinmyheart
Padał deszcz.
Duże krople uderzały o okna mieszkania House'a. Wilson ostrożnie wyjrzał przez okno, żeby sprawdzić, czy nie widać jakichś oznak burzy.
- Widziałeś to? Totalnie schrzanili tę punkcję lędźwiową! Nie ma mowy, że on potrzebuje przeszczepu szpiku!
House zaprosił Wilsona do siebie na oglądanie maratonu "General Hospital" - pod warunkiem, że Wilson zajmie się gotowaniem. A skoro Wilson uwielbiał gotować, przystał na ten warunek. Zatem teraz siedzieli na kanapie, pijąc piwo i oglądając czwarty odcinek ulubionego serialu House'a.
- Co mówiłeś? - Wilson wciąż wyglądał przez okno, jakby się bał, że rozpadnie się ono na tysiące kawałków, jeśli odwróci wzrok.
- Czy ty w ogóle to oglądasz? - warknął z irytacją House. - Nie ma mowy, żeby ten facet miał białaczkę. Oczywisty przypadek syndromu Waterhouse'a-Friederichsena. - Rozsiadł się odrobinę bardziej wygodnie, przekładając swoją uszkodzoną nogę i osuwając się głębiej w poduszki. - Na nieszczęście dla niego, już jest w śpiączce, więc umrze w ciągu nadchodzących dziesięciu minut po przerwie na reklamy.
Wilson zerknął przez okno raz jeszcze, zanim zwrócił się z powrotem w stronę House'a.
- Biedny fałszywy pacjent - powiedział, wyraźnie znudzonym tonem. - Założę się, że ta blond pielęgniarka o miseczkach podwójne C...
- Betty.
- Wszystko jedno. Poderwie tego przystojniaka z oddziału onkologicznego. - Pociągnął kolejny łyk piwa i roześmiał się na widok oszołomionej miny House'a. - No co?
- Zepsułeś to! Poza tym, ten lekarz jest gejem.
Wilson przewrócił oczami. - Robisz sobie ze mnie jaja? - zapytał. - Lekarze pracujący na oddziale onkologicznym nigdy nie są gejami.
- Peeeewnie... - House prychnął. - Nawet ten siedzący koło mnie, któremu nie wyszły trzy małżeństwa?
Wilson go trzepnął. - Nie jestem gejem, House - powiedział szybko.
House wyglądał na zadowolonego z siebie i uniósł brwi. - W porządku, wierzę ci.
- Wcale, że nie!
House wzruszył tylko ramionami i wyłączył telewizor.
- Czemu to zrobiłeś? - zapytał Wilson, lekko wkurzony.
- Wygląda na to, że wiesz już, co się stanie, a ja jestem zmęczony - odparł House i chwycił laskę, zanim podniósł się z kanapy. - Zamierzam się trochę przespać. - Pokuśtykał w kierunku sypialni, krzycząc przez ramię: - Wiesz, gdzie znaleźć poduszki i koce, zgadza się?
Wilson westchnął i opadł na kanapę, kiedy House zatrzasnął drzwi swojej sypialni. Tuż po tym nastąpił krótki błysk światła i rozległ się ogłuszający trzask. Wilson podskoczył i zaczerpnął powietrza.
- Niech to... - wymamrotał, kiedy zauważył, że jego ciało dygocze. Odkąd miał dziesięć lat, Wilsona przerażały grzmoty i zawsze, gdy była burza, dostawał ataku paniki. Za każdym razem. Doprowadzało go to do szaleństwa.
Musiał poprosić House'a o valium czy coś takiego. Ruszył wolno do sypialni, ale gdy dotarł do połowy salonu, kolejne uderzenie grzmotu przetoczyło się po niebie, sprawiając, że Wilson krzyknął i biegiem przebył resztę dystansu. Stanął nieruchomo pod drzwiami, próbując odzyskać kontrolę nad swoim tętnem i psiocząc na siebie w duchu, że zareagował w ten sposób.
- Wilson?
Po drugiej stronie drzwi rozległo się szuranie i Wilson szybko otarł pot ze swojego czoła.
- Taa? - zapytał, kiedy drzwi otwarły się na oścież.
House stał przed nim, marszcząc brwi. - Co jest? - zapytał burkliwie.
- Ja... um... masz może... uh... chyba potrzebne mi valium...?
House zmrużył oczy. - Mam trochę Diazepamu w szafce w łazience - powiedział. - Po co ci?
Wilson wzruszył ramionami. - Nie mogę spać.
- Nawet jeszcze nie spróbowałeś.
Wilson spojrzał na niego ze złością, ale nie mógł ukryć drżenia, gdy kolejna błyskawica przecięła niebo.
- Boisz się burzy? - zapytał House. W jego głos wkradła się nutka rozbawienia.
Wilson nie odpowiedział, tylko posłał mu kolejne wściekłe spojrzenie, zanim poszedł do łazienki.
- Tylko dopilnuj, żebyś nie ześwirował, kiedy będę spać! Moja noga nie zgadza się na spacerowanie w środku nocy! - zawołał za nim House.
Wilson skrzywił się i zignorował dowcip. Połknął Diazepam i przygotował kanapę do spania. Prawie pół godziny zajęło mu, zanim w końcu położył się, dygocząc mocniej niż do tej pory. Wilson westchnął i starł kolejną odrobinę potu z górnej wargi, po czym przewrócił się na bok. Ku własnemu zaskoczeniu poczuł, że jego powieki powoli opadają. Prawdopodobnie z powodu valium... Zaczerpnął kolejny głęboki oddech i poczuł, że osuwa się w nieświadomość.
House zmarszczył brwi przez sen, po czym się obudził. Przez chwilę rozkopywał koce i połknął Vicodin, ale nie mógł już zasnąć. Spojrzał na zegarek. Czwarta nad ranem. Było cholernie zbyt wcześnie, żeby nie spać, ale coś go stale dręczyło. Zastanawiając się, o co chodzi, czekał, aż pigułka zacznie działać, masując swoje udo. Może o to właśnie chodziło. Może obudził go skurcz, którego nie mógł sobie przypomnieć.
House zdecydował, że to właśnie jest rozwiązanie i poczuł, że sen skrada się z powrotem, kiedy nagły błysk oświetlił na sekundę jego pokój. O, tak... o to chodziło. O burzę. House zmarszczył brwi i usiadł wyprostowany. Przypomniał sobie, że Wilson prosił o valium, co go zaniepokoiło. Powinien sprawdzić, co z jego najlepszym przyjacielem. Jego udo zignorowało pojedynczy Vicodin, więc House wziął kolejny i chwycił swoją laskę, opartą o szafkę przy łóżku.
- Cholera... - zaklął, kiedy potężny grzmot wypełnił jego uszy.
Pokuśtykał w kierunku salonu, opierając się ciężko na lasce.
- Wilson? - zawołał, zapalając światło w ciemnym pokoju. Podszedł chwiejnie do kanapy. - Kurwa, Wilson... - wymamrotał, odrzucając koc z postaci, leżącej na kanapie.
Wilson leżał na boku, skulony w pozycji płodowej, pocił się i drżał na całym ciele.
House westchnął i przewrócił oczami z irytacją. To było takie typowe dla Wilsona, żeby dostawać ataku paniki z powodu czegoś tak banalnego jak burza. To, co nie było typowe, to wymiociny, pokrywające całą kanapę. Oczy House'a rozszerzyły się lekko.
- Wilson! - Potrząsnął ramieniem przyjaciela, ale poza wstrzymaniem oddechu nie było żadnej reakcji. - Wilson, weź się w garść! Daj spokój! - Wymierzył mu mocny policzek i to przyniosło pożądany rezultat.
Wilson otworzył oczy i spojrzał na House'a, nie rozpoznając go. Łzy zaczęły spływać po jego policzkach, kiedy kolejna błyskawica uderzyła gdzieś w ziemię. Zaledwie kilka sekund później nastąpił głośny huk //nie mylić z HuKiem, proszę //, sprawiając, że Wilson znów zwinął się w kłębek. Zakwilił, a House pociągnął go za rękę.
- Wilson, hej, jesteś tam? Jimmy? James?
Wilson uniósł głowę odrobinę, gdy usłyszał, że House używa jego imienia.
- House? - wychrypiał.
- Jestem tutaj, Jimmy... - powiedział półgłosem House. - Wszystko w porządku. Ile tabletek wziąłeś?
Wilson czknął. - Tylko jedną - odparł.
House wolno wypuścił powietrze z płuc. Dobrze. To oznaczało, że wymioty były spowodowane jedynie stresem.
- Okej, Wilson. Zamierzam zrobić ci prysznic, a potem spędzisz resztę nocy w moim łóżku. Śpiąc.
Wilson skinął słabo głową i pociągnął nosem. House w jakiś sposób zwlókł go z kanapy i zaprowadził do łazienki. Rozebrał Wilsona powoli, ignorując iskierkę pożądania, ściskającą mu żołądek.
- W porządku, teraz wejdź do wanny... ostrożnie... - House nie mógł powstrzymać opiekuńczych uczuć wobec swojego najlepszego przyjaciela.
W tym samym czasie kiedy odkręcał kurki i ustawiał odpowiednią temperaturę wody, burza na zewnątrz się uspokoiła. House wolno, prawie z czułością, zmywał ślady potu i wymiocin, i pomógł Wilsonowi ubrać się w jedną z jego własnych piżam. Rzucił ubrania Wilsona gdzieś w pobliże kosza na brudną bieliznę i wolno popchnął go do sypialni i na łóżko. House wpełznął pod przykrycie i spojrzał na plecy Wilsona, czekając aż jego przyjaciel zrobi to samo.
Ale Wilson nie zrobił tego samego. Nie trząsł się już, a gorący prysznic odrobinę przejaśnił mu w głowie. Wrócił myślami do dłoni House'a wędrujących po jego ciele, ścierających brudne pozostałości po jego ataku paniki. Usłyszał cichy, szorstki głos House'a:
- Właź pod koc, Wilson.
Zrobił to. Tylko dlatego, że House tak powiedział. Odwrócił się twarzą do House'a, spoglądając na niego przepraszająco.
- Wybacz, że tak ześwirowałem... - wymamrotał.
House prychnął. - Niee. Spodziewałem się tego po tobie. Czemu tak bardzo boisz się burzy?
Wilson przygryzł wargę. - Kiedy miałem dziesięć lat, bawiłem się na dworze z moim bratem. Byliśmy wtedy dość niegrzeczni i pomimo ostrzeżeń mojej mamy, postanowiliśmy pójść na pastwisko, znajdujące się w pobliżu naszego domu... podczas burzy. - Wilson przełknął ślinę. - Bawiliśmy się, kiedy nagle burza bardzo się zbliżyła. Błyskawica uderzyła w ziemię zaledwie jakieś dwa metry od nas. Nigdy w życiu tak się nie bałem...
House zobaczył, że dolna warga Wilsona drży, więc niepewnie otoczył go ramionami.
- Mogę coś dla ciebie zrobić? - zapytał cicho.
- Zawsze tęskniłem za miejscem, w którym mógłbym się ukryć. Chyba dlatego, bo wtedy go tam nie było... - powiedział pomiędzy czknięciami.
House objął go mocno i złożył delikatny pocałunek na czubku głowy Wilsona. - Będę tuż obok, gdybyś mnie potrzebował - szepnął.
Wilson przywarł do niego, wtulając twarz w koszulkę House'a. Wiedział, że House mówił poważnie i że była to również oferta nowego etapu w ich przyjaźni. Uspokojony przez kojące słowa i czułe pieszczoty House'a zapadł w sen, wiedząc, że House będzie koło niego, kiedy się obudzi, robiąc mu wymówki na temat onkologów i bycia gejem. Wilson nie miał nic przeciwko temu, dopóki House będzie przy nim.
***
Next part - tym razem już looove
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Nie 1:07, 26 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
oliwka
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bo jak dwoje ludzi się kocha... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 8:56, 11 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Jakie to słodkie.
House okazuje ludzkie uczucia, a Wilson boi się burzy, świat staje na głowie.
To było cudne, już nie mogę się doczekać następnej części
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pino
Stażysta
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nibylandia Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 9:09, 11 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Upokorzony Wilson, to słodki Wilson! xD
Nie ma to jak fluff na dobry początek dnia... ^^
Cytat: | Ruszył wolno do sypialni, ale gdy dotarł do połowy salonu, kolejne uderzenie grzmotu przetoczyło się po niebie, sprawiając, że Wilson krzyknął i biegiem przebył resztę dystansu. |
Ja się nie śmieję. Ja się wcale nie śmieję
To scena, którą najtrudniej 'przełknąć'. Próbuje sobie ją wyobrazić, niestety za każdym razem widzę podskakującego i popiskującego (sic!) Wilsona à la przerażona pierwszoklasistka. Ale chyba tak miało być
Poza tym wszystko mieści się granicach rozsądku (jeśli można w ogóle użyć tutaj tego słowa) xD
Ach! Fluff na 'dzień dobry' to jednak zacny pomysł.
Czekam na ciąg dalszy
Jak dobrze, że są jeszcze na tym świecie dobrzy ludzie, którzy chcą i potrafią tłumaczyć
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gora
Ratownik Medyczny
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 12:01, 11 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
A ja współczuje tej kanapie... Co ona musi przez tego Wilsona znosić
Fik cudny. Cudny, cudny, cudny... I ja chcę jeszcze
Pozdrawiam
g
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 1:05, 26 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Kategoria: love
([link widoczny dla zalogowanych])
Cytat: | Moja niepohamowana chęć dokończenia tego fika właśnie teraz jest chyba jakimś rodzajem reakcji obronnej na zbliżający się ep... Niby wszystko ma być super, ale ja scenarzystom już nie wierzę i tyle – zbyt często było tak, że im większe były oczekiwania wobec epa, tym większą klapą się okazywał
Dość smęcenia, czas na FLUFF
Enjoy |
Wyszeptane "Hej..." obudziło Wilsona ze snu. Wydał cichy, stłumiony odgłos, który wywołał cichy chichot u kogoś boku niego. Co było niemożliwe. Powinien leżeć na kanapie House'a, więc co on, do cholery, robił w jego łóżku? Przetarł oczy, przewrócił się na drugi bok i znalazł się twarzą w twarz z House'em we własnej osobie.
- House? - zapytał, czując się w tym momencie jak kompletny idiota. House po prostu wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Czy... czy coś...
- Obściskiwaliśmy się pod prysznicem i w wannie, a potem uprawialiśmy seks tutaj, a potem zasnęliśmy. I wszystko to działo się, kiedy byłeś pokryty wymiocinami - powiedział House, nie przestając się uśmiechać.
Wilson poczuł dziwne uczucie budzące się w jego żołądku. Uczucie, którego doświadczał zazwyczaj wtedy, kiedy robił się podniecony.
- Na... naprawdę? - zdołał zapytać, po tym, jak ciężko przełknął ślinę.
- Nie, oczywiście, że nie, idioto - odparował House. - Chociaż rzeczywiście zwymiotowałeś...
Wilson natychmiast poczuł, że znów robi mu się niedobrze. Nienawidził wymiotować. Czy choćby czuć mdłości. Zanim zdążył zapytać, co się naprawdę stało, House zarzucił go szczegółami:
- Zeszłej nocy była burza, która... - Jak gdyby przeznaczenie chciało się wtrącić, po niebie przetoczył się głośny trzask. Wilson nabrał powietrza i zwinął się w kłębek, odruchowo wczołgując się pod przykrycie, tak daleko jak to tylko możliwe. - Tak naprawdę jeszcze się nie skończyła... - dokończył zdanie House, patrząc z uniesionymi brwiami na drżącą postać pod kocem. - Wilson?
Nie było odpowiedzi, jedynie ciche kwilenie dochodzące spod przykrycia.
- Liczyłem sekundy pomiędzy błyskawicą a grzmotem. Burza jest już daleko stąd. Więc nie bądź mięczakiem i wyłaź - powiedział. - Moja klatka piersiowa marznie - wymamrotał na koniec.
Wilson nie poruszył się, tylko dalej dygotał. House zamknął oczy na krótką chwilę i westchnął. Jeśli Wilson nie wyjdzie do niego, on pójdzie do Wilsona. Nic prostszego. Więc House uniósł przykrycie, żeby łatwiej było mu wsunąć się pod nie. Wyciągnął ręce, żeby dosięgnąć Wilsona i uśmiechnął się, kiedy złapał spanikowanego onkologa za tyłek. Wilson się wzdrygnął.
- House, co...
- Wybacz, musiałem sprawdzić, gdzie jesteś, w przeciwnym razie nie mógłbym cię dosięgnąć - zażartował House.
- A czemu właściwie miałbyś chcieć mnie dosięgnąć? - zapytał sceptycznie Wilson.
House wzruszył ramionami i przysunął się do Wilsona, żeby znaleźć się na poziomie twarzy młodszego mężczyzny.
- Ponieważ przyrzekłem, że będę przy tobie, gdybyś mnie potrzebował - powiedział, kładąc się i patrząc na twarz Wilsona. Nie było łatwo powiedzieć, jak Wilson wyglądał, bo wokół nich było dość ciemno, ale brak ciepłego, wilgotnego oddechu na jego szyi powiedziała House'owi, że Wilson wstrzymał oddech z zaskoczenia. - O co chodzi? Nie spodziewałeś się, że dotrzymuję swoich obietnic? - zapytał House, nie wiedząc, czy powinien być poirytowany czy rozbawiony. W tym momencie Wilson prawdopodobnie spuścił wzrok ze wstydem.
- Nie, nie... Ja tylko... - Wilson krzyknął i rzucił się naprzód, prosto w ramiona House'a, gdy kolejna błyskawica uderzyła w ziemię.
House niepewnie otoczył ramionami dygoczące ciało Wilsona, kolistymi ruchami pocierając jego plecy.
- Wszystko w porządku, Wilson - powiedział uspokajająco. - Jestem tutaj. Jesteśmy w moim... w naszym... w moim... - Wahał się, nie wiedząc, co powiedzieć. - Cóż, jesteśmy w łóżku - zdecydował w końcu. - Jesteśmy w jednym z najbezpieczniejszych możliwych miejsc, Wilson... Ja też tu jestem... Niedługo będzie po wszystkim - obiecał.
Wilson powoli odprężył się w jego objęciach. House pozwolił sobie złożyć drobny pocałunek na czubku głowy Wilsona.
- Zostaniesz? - zapytał niepewnym głosem Wilson.
- Taaa, zostanę - zapewnił swojego najlepszego przyjaciela House.
Wilson skinął głową z zadowoleniem, wtulając twarz w zagłębienie szyi House'a. House westchnął, wciągnął Wilsona w odrobinę silniejszy uścisk i siłą woli zmusił swój członek, który zaczął budzić się do życia, z powodu uda Wilsona, ocierającego się o niego, żeby ponownie zwiotczał. Upłynęło kilka minut, zanim Wilson zapadł w sen, pociągając House'a za sobą.
House obudził się, słysząc irytujący dźwięk dzwoniącego telefonu.
- Umph... - wymamrotał, gdy spróbował wstać, ale poczuł, że przytrzymuje go coś ciężkiego. Zdał sobie sprawę, że ktoś oddycha łagodnie na jego klatce piersiowej. Telefon zadzwonił jeszcze raz, zmuszając House'a do wyplątania się spod śpiącego Wilsona i podczołgania się w górę do telefonu. Zrzucił koc z siebie i Wilsona i spojrzał na budzik. Była dziesiąta rano, więc osobą, która dzwoniła, powinna być Cuddy, narzekająca, że spóźnili się do pracy.
- Taa? - zapytał burkliwie, gdy podniósł słuchawkę.
- House, jesteś spóźniony do pracy. I Wilson również.
- Ja też cię witam, Imprezowe Majteczki! - jęknął House.
Po drugiej stronie linii telefonicznej rozległo się poirytowane prychnięcie.
- House, przywykłam do tego, że się spóźniasz, ale przestań namawiać do tego ludzi... takich jak Wilson - powiedziała z rozdrażnieniem Cuddy.
House poczuł, że wspomniany mężczyzna - który teraz praktycznie leżał na jego nogach - poruszył się odrobinę, budząc się. House przetarł twarz jedną ręką.
- Posłuchaj, Cuddy. Wilson miał zeszłej nocy atak paniki i przez to obaj nie spaliśmy. Cóż, ja nie spałem więcej niż on, ale mimo wszystko... Przyjedziemy za godzinę - powiedział. Stłumił jęk, kiedy Wilson potarł twarzą o nogi House'a, o wiele za blisko jego krocza, żeby House mógł czuć się swobodnie.
- W porządku, ale podwoję ci godziny w klinice, jeśli nie przyjedziecie do jedenastej. I dotyczy to również Wilsona! - Rozległ się ostry trzask i połączenie zostało przerwane.
House westchnął i poruszył nogami, wydając ciche syknięcie, kiedy jego uszkodzone udo przypomniało mu, że przegapił swoją poranną pigułkę.
- Wilson - odezwał się, szturchając młodszego mężczyznę przez warstwę koców. - Obudź się, musimy się zbierać. W przeciwnym wypadku na zawsze utkniemy w tym cholernym szpitalu...
Wilsonowi zajęło pełną minutę, zanim był zdolny wyczołgać się spod przykrycia.
- O czym ty mówisz? - zapytał, mrugając z dezorientacją.
- Cuddy zagroziła nam dodatkowymi godzinami w klinice, jeśli nie będziemy w szpitalu za... czterdzieści siedem minut - odparł House, wzruszając ramionami. - Więc jeśli chcesz wziąć prysznic... - Wstał, upewniając się, że wymknął się rękom Wilsona, które w pewnym sensie sięgały w jego kierunku.
Wilson zobaczył pełną bólu minę House'a.
- Dobrze się czujesz? - zapytał ostrożnie.
House szybko skinął głową. - Taa. Po prostu zapomniałem połknąć Vicodin... - wymamrotał. - Zbierajmy się do pracy, okej?
Wilson spuścił wzrok, przygryzając wargę. "A zatem, to by było na tyle...", pomyślał.
Kiedy dotarli do szpitala, w milczeniu ruszyli w kierunku windy. House wcisnął przycisk gumowym końcem swojej laski i czekali.
- A więc... - zaczął House, patrząc na sufit windy, kiedy weszli do środka i czekali, aż drzwi się zamkną.
Wilson spojrzał na niego z zaciekawieniem. - Co? - zapytał.
- Czy... dziś w nocy... no, wiesz... to, co powiedziałem...
Wilson przygryzł wargę, żeby powstrzymać się od uśmiechu. House przełknął ślinę i przez ułamek sekundy zerkał na Wilsona.
- Czy to... ma dla ciebie jakieś znaczenie? To znaczy... - Wzruszył ramionami i spoglądał na Wilsona odrobinę dłużej. Zobaczył uśmiech młodszego mężczyzny i przysunął się trochę bliżej. - Ponieważ dla mnie to miało znaczenie...
Wilson odwrócił się odrobinę, tak że stał twarzą w twarz ze swoim najlepszym przyjacielem. - A... co dokładnie to dla ciebie znaczyło? - zapytał ochryple. Wiedział, co będzie dalej. To było jak scena z filmu, a on i House grali główne role. Jeden uszkodzony, drugi... cóż, dosyć zmieszany. Najwyraźniej byli dla siebie stworzeni, a jednak zajęło im prawie dziesięć lat, żeby to odkryć. Wilson spojrzał nieśmiało w oczy House'a, a House uśmiechnął się uspokajająco. Wilson poczuł, jak jego puls przyspiesza, gdy on i House przysunęli się do siebie trochę bardziej. Ich twarze dzieliło tylko kilkanaście centymetrów...
Ping! Drzwi windy się otworzyły.
Głowa Wilsona odwróciła się w bok i zobaczył Cuddy, patrzącą na jakieś akta, które trzymała w rękach. Cofnął się o krok, podczas gdy House stał bez ruchu, z mieszaniną urazy i zakłopotania wypisaną na twarzy. Wilson spojrzał na niego, wypowiadając bezgłośnie "Przepraszam..." z przerażoną i skruszoną miną. Cuddy uniosła wzrok.
- Ach, tu jesteście! - odezwała się.
House posłał jej groźne spojrzenie. Cuddy weszła do windy, stając pomiędzy House'em i Wilsonem.
- Zostało jeszcze tylko jedno piętro w górę - powiedział szybko Wilson, gdy Cuddy spojrzała na niego pytająco.
- Taa. Mnie również - odparł zrzędliwie House.
Cuddy przewróciła oczami. - Jezu, wybaczcie, że obudziłam was tak wcześnie - powiedziała sarkastycznie, wciskając przycisk.
Spojrzenie House'a stało się jeszcze mroczniejsze. Wilson przygryzł wargę i cała trójka stała w milczeniu, kiedy winda jechała w górę. Winda zatrzymała się i drzwi rozsunęły się ponownie.
- Wilson, mam dla ciebie akta. Schneider przyjął pacjenta, którego przegapiłeś rano. A dla ciebie House mam nowy przypadek. Mały chłopiec z czkawką. Ma ją od ponad trzydziestu sześciu godzin, więc gdybyś mógł rzucić okiem... - Cuddy wyszła razem z nimi z windy, podając obu lekarzom karty pacjentów.
Wilson wymamrotał "dziękuję" i ruszył w kierunku własnego gabinetu.
- Hej, hej, hej! - zawołał House, łapiąc go za ramię. Cuddy patrzyła spod uniesionych brwi, jak Wilson się odwraca. - Chciałeś tak po prostu odejść, po tym, jak... cóż... - House spojrzał znacząco na Wilsona. Wilson oblał się rumieńcem. Kąciki ust House'a uniosły się i House przyciągnął Wilsona odrobinę bliżej. Wilson potknął się o własne stopy i wylądował na piesi House'a, łapiąc go za t-shirt, żeby nie upaść. Nie zauważył Kaczątek ani Cuddy, spoglądających na nich z zaciekawieniem. Nie zauważył tego, że stoją na otwartej przestrzeni, ani tego, że kilka osób zatrzymało się, żeby popatrzeć. Dostrzegał tylko House'a. Niebieskie oczy zamigotały, kiedy pochylił się, unosząc jedną dłoń, żeby pogładzić Wilsona po policzku, a drugą do jego włosów, wplątując palce w brązowe kosmyki i przyciągając głowę Wilsona do swojej własnej. Wilson musiał stanąć na palcach, żeby dosięgnąć House'a tak jak się należy, więc to zrobił.
Ich usta się spotkały. Najpierw delikatnie. Tylko na ułamek sekundy. Po tym pierwszym kontakcie, przytulili się do siebie jeszcze bardziej, gubiąc się i równocześnie odnajdując nawzajem w pocałunku. Po, zdawać by się mogło, kilku godzinach, rozdzielili się, nadal pozostając w pewnego rodzaju uścisku. Wilson znów opuścił się na stopy, na sekundę opierając głowę na ramieniu House'a, zanim rozejrzał się w koło. House uśmiechnął się do niego, a Cuddy wyglądała na zadowoloną z siebie.
- Nareszcie! Zajęło wam to wystarczająco dużo czasu! - wykrzyknął Chase.
Wilson wzdrygnął się, widząc jak wielu ludzi ich obserwowało. Większość z nich szybko odeszła po tym, jak House posłał im posępne spojrzenie. Tylko Cuddy i Kaczątka zostali.
- A więc... - odezwał się Foreman. - Masz jakiś przypadek?
House przytaknął, podając Cameron folder.
- Zapisz wszystko na tablicy. Ja... zaraz przyjdę - powiedział, lekko ściskając ramiona Wilsona.
Wilson nie dał rady stłumić szerokiego uśmiechu. Cuddy uśmiechnęła się, kręcąc głową.
- Powinnam już iść - powiedziała. - House, oczekuję, że odrobisz swoje godziny w klinice. Ty też, Wilson. - Wilson skinął głową, a House przewrócił oczami. Nie odwracając się, Cuddy zawołała przez ramię: - I dopilnujcie, żebyście nie robili tego w tym samym gabinecie o tym samym czasie!
House posłał jej rozbawione spojrzenie i zwrócił się ponownie do Wilsona.
- Muszę iść i ratować życie - powiedział z żalem.
Wilson skinął głową tak swobodnie jak tylko zdołał. - Widzimy się na lunchu? - zapytał.
- Taa... - odpowiedział House.
Wilson jeszcze raz stanął na palcach, żeby dać House'owi niewinnego buziaka w usta. House pozwolił swojej ręce zsunąć się z bicepsa Wilsona i zatrzymać się na kilka sekund w jego dłoni. Wilson ścisnął ją lekko i puścił. Posłał House'owi całusa w powietrzu i uśmiechnął się, po czym odszedł do swojego gabinetu. House przewrócił oczami z szerokim uśmiechem i poszedł rozwiązać sprawę nowego pacjenta. Już nie mógł doczekać się lunchu.
~~ the end ~~
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
oliwka
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bo jak dwoje ludzi się kocha... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 9:20, 26 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Powalające, nie spodziewałam się , że rozwiążą to w ten. Myślałam, że wszystko rozwiąże się w łóżku
- Nareszcie! Zajęło wam to wystarczająco dużo czasu! - wykrzyknął Chase.
To mnie powaliło, takie optymistyczne stwierdzenie
Życzę dużo weny
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Muniashek
Endokrynolog
Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a stąd <- Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 11:53, 26 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | - Nareszcie! Zajęło wam to wystarczająco dużo czasu! - wykrzyknął Chase. |
Faktycznie, mnie to rozwaliło kompletnie
Fic całkiem, całkiem przyjazny Wilson bojący się burzy - to do niego pasuje. A House opiekujący się Wilsonem - mniej, ale to były najbardziej interesujące momenty^^
Pozdrawiam, Munio
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gora
Ratownik Medyczny
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 16:20, 26 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | - Ponieważ przyrzekłem, że będę przy tobie, gdybyś mnie potrzebował - powiedział, kładąc się i patrząc na twarz Wilsona. |
Śliczne...
Cytat: | To było jak scena z filmu, a on i House grali główne role. Jeden uszkodzony, drugi... cóż, dosyć zmieszany. |
Cytat: | Wilson oblał się rumieńcem. Kąciki ust House'a uniosły się i House przyciągnął Wilsona odrobinę bliżej. Wilson potknął się o własne stopy i wylądował na piesi House'a, łapiąc go za t-shirt, żeby nie upaść. Nie zauważył Kaczątek ani Cuddy, spoglądających na nich z zaciekawieniem. Nie zauważył tego, że stoją na otwartej przestrzeni, ani tego, że kilka osób zatrzymało się, żeby popatrzeć. Dostrzegał tylko House'a. Niebieskie oczy zamigotały, kiedy pochylił się, unosząc jedną dłoń, żeby pogładzić Wilsona po policzku, a drugą do jego włosów, wplątując palce w brązowe kosmyki i przyciągając głowę Wilsona do swojej własnej. Wilson musiał stanąć na palcach, żeby dosięgnąć House'a tak jak się należy, więc to zrobił. |
TAK! TAK! Ja chcę taką scenę w serialu!
Cytat: | - House, oczekuję, że odrobisz swoje godziny w klinice. Ty też, Wilson. - Wilson skinął głową, a House przewrócił oczami. Nie odwracając się, Cuddy zawołała przez ramię: - I dopilnujcie, żebyście nie robili tego w tym samym gabinecie o tym samym czasie! |
Cała Cuddy, zawsze o wszystkim pomyśli
Ja sie boję kolejnego ep. Dwudziesty pierwszy był cudowny, chłopcy w końcu w normalnych relacjach, Wilson ŚMIAŁ SIĘ... A Amber równa się kłopoty...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ciacho
Stomatolog
Dołączył: 13 Mar 2009
Posty: 968
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Princeton :P Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 18:06, 26 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Posłuchaj, Cuddy. Wilson miał zeszłej nocy atak paniki i przez to obaj nie spaliśmy. Cóż, ja nie spałem więcej niż on, ale mimo wszystko... Przyjedziemy za godzinę - powiedział. Stłumił jęk, kiedy Wilson potarł twarzą o nogi House'a, o wiele za blisko jego krocza, żeby House mógł czuć się swobodnie. |
Swietna scena!
Bardzo ciekawy pomysł na fik Tylko House pokazuącu uczucia na środku korytarza to nie House, ale i tak mi się podoba
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hime47
Pacjent
Dołączył: 11 Gru 2008
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Baker Street 221b Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 14:26, 27 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Czytałam. W oryginale też. I miałam TAKIE oczy. No po prostu nie sposób się nie śmiać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 19:45, 27 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
oliwka napisał: | Powalające, nie spodziewałam się , że rozwiążą to w ten. Myślałam, że wszystko rozwiąże się w łóżku |
Wilson też tak myślał... a nawet miał nadzieję tylko Cuddy wszystko zepsuła
Dzięki za koment i życzenia
***
Munio napisał: | A House opiekujący się Wilsonem - mniej, ale to były najbardziej interesujące momenty^^ |
i tak wiadomo, że House'owi chodziło o to, żeby rozebrać Wilsona, zaciągnąć go do swojego łóżka i złapać za tyłek...
Buziaki
***
Gora napisał: | TAK! TAK! Ja chcę taką scenę w serialu! |
pokaż mi jedną Hilsonkę, która by nie chciała
...
a Cuddy wyrywająca sobie włosy z głowy lub padająca trupem byłaby dodatkowym bonusem
Gora napisał: | A Amber równa się kłopoty... |
ja się nie o Amber martwię... tylko właśnie o to, że znów przez jakiś kaprys scenarzystów chłopcy będą się zachowywali tak, jakby poprzedniego epa nie było
***
ciacho napisał: | Tylko House pokazuącu uczucia na środku korytarza to nie House, ale i tak mi się podoba |
może dla Wilsona House by się poświęcił?
***
Hime47 napisał: | No po prostu nie sposób się nie śmiać. |
mam nadzieję, że to był pozytywny śmiech...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gora
Ratownik Medyczny
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 23:00, 27 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: |
a Cuddy wyrywająca sobie włosy z głowy lub padająca trupem byłaby dodatkowym bonusem |
Na to to ja się nie zgadzam za bardzo ją lubię Wolałabym Cuddy która im po cichu (lub trochę głośniej) kibicuje
Richie117 napisał: |
ja się nie o Amber martwię... tylko właśnie o to, że znów przez jakiś kaprys scenarzystów chłopcy będą się zachowywali tak, jakby poprzedniego epa nie było |
No właśnie mogą się tak zachowywać... przez Amber. House widuje zmarłą dziewczynę Wilsona przez co znowu wracamy do tematów nie do końca między nimi wyjaśnionych i ciągle zbyt świeżych.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Muniashek
Endokrynolog
Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a stąd <- Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 18:40, 30 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | i tak wiadomo, że House'owi chodziło o to, żeby rozebrać Wilsona, zaciągnąć go do swojego łóżka i złapać za tyłek... |
Ach, chyba że xD Moja znowu zbaczająca na zły kurs podświadomość mogła mi to podszepnąć, ale nie
Ups. Właśnie sobie wyobraziłam całkiem realnie House'a łapiącego Wilsona za tyłek w łóżku...
Richie117, znowu mnie kierujesz na złą drogę, a już byłam grzeczna... xD
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Muniashek dnia Czw 18:40, 30 Kwi 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
aaandziaa
Pacjent
Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin :D Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 15:11, 09 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Łaaa FLUFF!!
Milutkie Zabrakło tylko dzikiego seksu w klinice
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
andzelika
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Gru 2008
Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:30, 26 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Uwielbiam House'a w roli opiekuńczego przyjaciela. Momenty w których uspokajał Wilsona były urocze. Szkoda, że powstały tylko dwie części, no ale w końcu nie liczy się ilość a jakość :)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
HannahLove
Student Medycyny
Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Mieszkanko wśród własnych gwiazd :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 19:33, 27 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Uroczy! Taki słodki Fik! Może jakiś epilog?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Cudna :D
Student Medycyny
Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 20:31, 27 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Śłodki fików nigdy za wiele.
Daj jakiś epilog. Chociaż taki malutki. *ślicznie prosi*
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Cudna :D dnia Czw 20:31, 27 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 2:25, 28 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
hmm... hmm... hmm...
tak właściwie, to Autorka napisała coś jeszcze - a w zasadzie dwa"cosie" nawet trudno to uznać za ciąg dalszy, ale ostatni fik nawiązuje do "Burzy" i do tego drugiego...
pomyślę nad tymi tłumaczonkami, obiecuję
No i dziękuję za komenty
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Atris
Knight of Zero
Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: A z centrum :D Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:09, 03 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Stwierdzenie Chase'a faktycznie zwala na kolana
Świetne tłumaczenie Richie i świetnie wybrany fick.
Aż chce się do niego wracać w te gorsze dni.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:48, 04 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Dzięki, Atris, staram się wybierać to, co najlepsze (ale nadal uważam, że to bardziej fiki wybierają mnie... ) Oby "tych gorszych dni" nie było zbyt wiele - a do ficzka można wrócić, żeby dobry dzień był jeszcze lepszy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
flea-bitten mongrel
Pacjent
Dołączył: 10 Paź 2010
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: czeluści własnej psychozy Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 17:29, 14 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Lol. Zabójczo zabawne i świetnie napisane. Punkt za to, że w miarę subtelne.
siłą woli zmusił swój członek, który zaczął budzić się do życia
Pięciominutowy atak śmiechu gwarantowany.
Po prostu boskie. Wilson ciamkowaty, House troskliwy, cały personel, obserwujący ich pocałunek, wzbudza uśmiech swoim entuzjazmem i reakcją.
Jak zwykle dobrze wykonana robota.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 6:00, 15 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
No cóż, skoro to fik tylko na +13, to musiało być subtelnie
flea-bitten mongrel napisał: | Pięciominutowy atak śmiechu gwarantowany. | Poor House, chyba by się załamał, gdyby wiedział, że jego walka z samym sobą doprowadza kogoś do śmiechu
Dzięki i cieszę się, że się podobało, choć takie fluffiaste
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|