|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 1:04, 21 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Anai napisał: | seks na +13? To to jest w ogóle możliwe? | uh, no wiesz... zaczyna się od myziania, potem kamera robi odjazd, a w następnej scenie jest już po wszystkim
Anai napisał: | Wyśpię się w szkole, na lekcjach |
Anai napisał: | bo House wykorzystałby wtedy jego "sprawiający wrażenie wypiętego w powietrze" tyłek? | huh, Wilson musiałby być baaardzo zmęczony, żeby przespać coś takiego
Anai napisał: | poor House, okłamuje sam siebie | i na dodatek wstał wcześniej niż Wilson
Anai napisał: | Do dziś się zastanawiam, kto wpadł na pomysł, żeby połączyć Foremana i Trzynastkę | stawiam na jakiegoś poprawnie politycznego homofoba - nie dosyć, że 13 wolała związać się z facetem, to na dodatek z Murzynem, bo mieszane pary są takie modne
Anai napisał: | omg, niech ktoś wepchnie jej ten silikon znowu w cycki, może wtedy odrosną jej szare komórki | bad news, szare komórki się nie regenerują ani nie wyrastają na nowo No i kto się odważy dotknąć do cycków Cuddy?
Anai napisał: | - Oczywiście, że mogę. Musisz tylko jak najprędzej wyprowadzić się na inny kontynent. Albo na sąsiednią planetę. | niestety, to nie w stylu Wilsona... On wybacza wszystko wszystkim i jeszcze sam ma wyrzuty sumienia
Anai napisał: | taa, jakąś przytulną budę dla psa lub karton | dopsz, że Cuddy jest taka płaska - nie będzie miała problemów ze zmieszczeniem się do pudła po telewizorze LCD
Anai napisał: | Czy on miał na myśli Wilsona?! No waaaay! | taa, Wilsona Chase jest nie tylko blondynką - on jest narcystyczną blondynką, która igra ze śmiercią z ręki House'a
Anai napisał: | Bo Cuddy to prawdziwa suka ogrodnika - sama nie weźmie i nikomu nie da | dobrze chociaż, że nie próbuje zaciągnąć House'a w jakiś oddalony kąt ogródka i zakopać go w ziemi
Anai napisał: | to pewnie przez te pęknięte implanty | widzisz, Twoje domysły wyprzedziły akcję fika
Anai napisał: | (A tak na marginesie mówiąc, czy tylko mi skojarzyło się to z typową komedią romantyczną? W każdej jest taka scena!) | nie wiem, nie oglądam komedii romantycznych mi to w każdym razie bardziej wyglądało na creepy dramat romantyczny, niż na komedię Będzie jeszcze parę takich banalnych momentów, ale chyba nie dało się inaczej
Anai napisał: | Ten fik makes me hate Cuddy even more | czyli póki co reagujesz jak większość czytaczy tego fika na FFN Jestem bardzo ciekawa, czy w odpowiednim momencie zmienisz zdanie
Anai napisał: | Od siebie dodam jeszcze, że wierzę w Hilsona m.in dlatego, że w tym związku House nie musiałby się zmieniać w ciepłą kluchę, żeby Wilson go nie zostawił. Zostali kochankami, ale nie przestali być przyjaciółmi i to jest piękne | yeah A poza tym - lub w związku z tym - unikną kłótni na pewne tematy, bo jako przyjaciele i faceci tak dobrze się rozumieją... Ale o tym będzie później
thx
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 6:50, 23 Sie 2011 Temat postu: |
|
|
Cytat: | W poprzednim “odcinku” Wilson był mimowolnym świadkiem HuKa, więc teraz przyszła pora na zrozumiałe w tej sytuacji fochy Ale na szczęście nie potrwa to tak długo jak pamiętny 3-epowy foch Cuddy o kłamstwo House'a i obędzie się bez fałszywych przeprosin, byle tylko załagodzić sytuację
Enjoy!
PS. Uwaga: rozdział zawiera wzmianki o Mayfield, Nolanie i wcześniejszym Huddy |
(Do poprzedniego rozdziału - KLIK)
7x04 "Atak z zaskoczenia"
Drzwi skrzypnęły, gdy House wszedł do mieszkania.
- Och, dobrze, że wreszcie jesteś - powiedział Wilson, idąc w stronę przedsionka. Wręczył starszemu lekarzowi niewielką torbę. - Teraz możesz już iść. Masz tu swoją szczoteczkę do zębów, lekarstwa, czyste ubrania na jutro i pudełko krakersów na wypadek, gdyby Cuddy nie dała ci jeść.
- Wilson, daruj sobie - westchnął House, kładąc plecak na podłodze i masując skroń wolną ręką. - Nie wybieram się na noc do Cuddy.
- Dlaczego nie? - Nawet się nad tym nie zastanawiając, Wilson oparł dłonie na biodrach. Nie wiedział, że prawdopodobnie wygląda dokładnie tak jak jedna z jego byłych żon, gdy oskarżały go o zdradę. - Jeśli to widowisko w twoim biurze stanowiło jakąś wskazówkę, to właśnie tego chcesz.
- Daj mi spokój - odparł House, przewracając oczami. - Wiesz, że to nie to, czego chcę.
Spróbował podejść bliżej do Wilsona, lecz onkolog się cofnął.
- Przestań. Nie dotykaj mnie. Nie obchodzi mnie, czy pójdziesz do Cuddy, czy nie. Po prostu wyjdź. Nie chcę cię w tej chwili oglądać.
House przywykł do ukrywania swoich uczuć. Nawet gdy coś go naprawdę zraniło, nie okazywał tego po sobie. Teraz zachował się tak samo.
Odwrócił wzrok od Wilsona, na wypadek gdyby w jego oczach pojawiły się jakieś niezamierzone emocje, i zapytał powoli:
- Nie chcesz już ze mną być?
Gdyby House patrzył wówczas na niego, zobaczyłby, że przez sekundę mina Wilsona wyrażała wahanie, po czym znów stała się niewzruszona. Skrzyżował ramiona na piersi.
- Nie, jeżeli masz zamiar migdalić się z innymi ludźmi.
- To ona mnie pocałowała! - sprzeciwił się gwałtownie House, mierząc Wilsona ostrym spojrzeniem. - Nie oddałem tego pocałunku! Powiedziałem jej wczoraj wieczorem... miała swoją szansę i ją zmarnowała, spóźniła się i ja już jej nie chcę! - Jego umysł dodał: i tak to z tobą tak naprawdę chciałem być od samego początku, lecz diagnosta nie potrafił powiedzieć tego na głos.
- Nie oddałeś tego pocałunku - powtórzył z niedowierzaniem Wilson. - Być może stałem za daleko, by dostrzec ruch waszych języków, ale jestem cholernie pewien, że nie odepchnąłeś jej od siebie.
- Cuddy mnie zaskoczyła. Nawet się nie poruszyłem. Po prostu stałem i czekałem, aż skończy. Nie oddałem pocałunku, bo całowanie jej zupełnie mnie nie interesuje. - Popatrzył na Wilsona, jego wzrok przekazał zdanie uzupełnienia: Interesuje mnie wyłącznie całowanie ciebie.
Wilson nadal stał ze skrzyżowanymi ramionami. - No, nie wiem - powiedział. - Zawsze kochałeś Cuddy, House, nie zaprzeczaj. Kochałeś ją, jeszcze zanim poznałeś mnie. Kiedy wyszedłeś z Mayfield, uganiałeś się za nią, a nie za mną.
- Nie miałem pojęcia, że jesteś zainteresowany - zauważył House. - Nigdy nic nie powiedziałeś... Skąd miałem wiedzieć, że odwzajemniałeś moje uczucia? Nie będę zaprzeczał, że ją kochałem, Wilson, ale to nie znaczy... Naprawdę chcesz, żebym to powiedział? Poważnie? Jeszcze tego nie wiesz?
- Czemu tak trudno jest ci to powiedzieć? - nie ustępował Wilson, w tonie jego głosu brzmiała nutka oskarżenia. - Ja ci cały czas mówię, że cię kocham.
- Ty już wiesz, że tak jest - odrzekł z uporem House. - I to się nie zmieni. O tym również powinieneś wiedzieć. Nie powinienem musieć ci tego mówić.
- Powinieneś chcieć to powiedzieć.
- Powinieneś czuć się wystarczająco bezpiecznie w naszym związku, żebym nie powinien był musieć tego mówić.
- Może moje poczucie bezpieczeństwa w naszym związku zostało zachwiane przez to, że pocałowałeś inną osobę.
- Nie pocałowałem jej! - wrzasnął House. - To ona pocałowała mnie! Nie mogę kontrolować zachowań innych ludzi!
- Możesz kontrolować swoje własne zachowania - odparował Wilson.
- I tak zrobiłem. Nie odwzajemniłem jej pocałunku, Wilson. Ile razy mam ci to jeszcze powtórzyć?
Przez chwilę obaj po prostu stali tak bez słowa, oddychając ciężko i patrząc na siebie nawzajem. House pokusił się o kolejną próbę pokonania dystansu dzielącego go od Wilsona, ale Wilson znowu zrobił krok do tyłu. Pokręcił głową, nie odrywając wzroku od diagnosty.
- Mówisz, że nie oddałeś pocałunku. W porządku, wierzę ci. Tym razem nie oddałeś pocałunku. Skąd mam wiedzieć, że nie odwzajemnisz jej pocałunku przy następnej okazji?
House spojrzał na niego z niedowierzaniem. - Nie ufasz mi? Na serio mi nie ufasz? Na miłość boską, Wilson, jesteś ostatnim człowiekiem na ziemi, który miałby prawo robić komuś wykłady na temat niewierności!
- Tu nie chodzi o mnie! - krzyknął wściekle Wilson. - Nie zdradziłem cię, House! I nie mam takiego zamiaru!
- Pewnie! - prychnął House. - Jak długo to potrwa? Przeżyłeś cały miesiąc bez skoków w bok, moje gratulacje. To musi być twój osobisty rekord. Chcesz dostać małą odznakę, żebyś mógł ją nosić w kieszeni?
- Nie potrzebuję tego wszystkiego - warknął Wilson. - Nie zrobiłem nic, nic, żeby dać ci powód do wątpliwości. Moja asystentka wręcz zapytała mnie kiedyś, czy zrobiła coś nie tak, bo z taką starannością unikałem flirtowania, że aż uznała to za przejaw nieżyczliwości z mojej strony. Ale nie, ty jesteś do tego stopnia pewien, że nawalę, że nawet nie zamierzasz dać mi szansy. Ponieważ jesteś taki przekonany, że ludzie nigdy się nie zmieniają. Myślisz, że zawsze będę dopuszczał się zdrady? Cóż, ja myślę, że ty zawsze będziesz nieszczęśliwym, cynicznym sukinsynem. Wal się, House.
Drzwi zamknęły się z trzaskiem, zanim House miał choćby szansę, by zdać sobie z tego sprawę. Natychmiast otworzył je ponownie i pokuśtykał na korytarz.
- Wilson! - krzyknął. - Wracaj!
Drzwi od klatki schodowej również trzasnęły i House, przeklinając swoją nogę, wcisnął guzik przywołujący windę. Zanim winda zjechała na parter, Wilson zniknął bez śladu. House'owi nie udało się nawet zobaczyć, w którą stronę odjechał jego samochód. Wzdychając ciężko, House wrócił do windy i wcisnął przycisk swojego piętra.
[]
Wilson nie musiał podnosić wzroku znad biurka, by wiedzieć, kto przyszedł. Nawet jeszcze zanim zostali kochankami, House był jedynym człowiekiem, który wpadał do jego gabinetu bez pukania, kiedy tylko przyszła mu na to ochota.
- Nie chcę z tobą rozmawiać.
- Nie obchodzi mnie to. Musimy porozmawiać.
- Racja, zapomniałem, że ciebie nie obchodzą inni ludzie - prychnął Wilson, gniewnie podnosząc wzrok. Nie wyglądał nawet w połowie tak porządnie jak zwykle; hotelowy szampon i suszarka do włosów nie stanęły na wysokości zadania, a dodatkowa koszula i krawat, które Wilson na wszelki wypadek trzymał w szpitalu były prawie wygniecione.
- Wilson, przestań...
- ...Nie, ty przestań – przerwał House'owi. - Nie chcę z tobą rozmawiać. Wyjdź.
Ostre spojrzenie onkologa wstrząsnęło House'em. Wilson zazwyczaj nie patrzył na niego w ten sposób. W jego oczach widać było gniew i urazę. Nie było w nich przebaczenia (nawet mimo tego, że House przecież nic złego nie zrobił) i House nie potrafił również odnaleźć w nich ani śladu uczucia.
To zabolało bardziej niż jakiekolwiek słowa.
- Dobra. Skoro nie chcesz ze mną być, to nie. Życzę udanego życia. - Wymaszerował z jego gabinetu.
[]
Kiedy wtargnął do jej biura, jej pierwsza myśl dotyczyła tego, że spojrzenie jego oczu wyglądało na wystarczająco srogie, by zamrozić parę wodną.
- Musisz pójść powiedzieć temu idiocie, który do niedawna był moim chłopakiem, że ty mnie pocałowałaś, że ja nie oddałem pocałunku i że nie interesuje mnie związek z nikim innym oprócz niego.
- Ja nic nie muszę - odparowała Cuddy, wstając zza biurka i prostując się na całą swoją wysokość. - Sam mu to powiedz. Mam ważniejsze sprawy na głowie, niż twój związek z Wilsonem.
- Już mu powiedziałem. On nie słucha, co do niego...
- ...Jejku, ciekawe, czemu...
- ...To twoja wina - powiedział oskarżycielsko House, podchodząc do niej sztywnym krokiem i obrzucając ją z góry wściekłym spojrzeniem. - Ty mnie pocałowałaś, ty wywołałaś ten problem i ty masz go rozwiązać.
- Nie możesz mi mówić, co mam robić - odparła Cuddy, opierając swoje niewielkie dłonie na biodrach. Na widok tego gestu House poczuł słabe ukłucie bólu, ponieważ przypomniał mu on o Wilsonie. - Kiedy dwie dorosłe osoby będące w związku mają problem, rozmawiają o tym, dopóki nie osiągną porozumienia, a nie wciągają w to innych ludzi, żeby rozwiązali sprawę za nich.
- Jedynym problemem jesteś ty...
- ...To nie moja wina, że nie potrafisz przeprowadzić zwykłej, dojrzałej rozmowy, House - warknęła Cuddy. - Nie zrzucaj na mnie odpowiedzialności za własną niezdolność do utrzymania żadnego poważnego związku.
[]
Wilson szedł do Gabinetu numer 2 i na jego twarzy pojawił się wyraz zdezorientowania, gdy wyszła stamtąd kompletnie ubrana pacjentka. Trzynastka poprosiła go na konsultację, więc dlaczego pacjentka już wychodziła? Być może pacjentką było dziecko, a ta kobieta to jej matka i wychodziła z gabinetu tylko na chwilę. Wilson wsunął się do środka, a Trzynastka w tym samym momencie zamknęła za nim drzwi i stanęła przed nimi, splatając ramiona na piersi. W pokoju nie było nikogo oprócz nich. Wilson posłał jej zdziwione spojrzenie.
- Wezwałaś mnie na konsultację?
Trzynastka wzruszyła ramionami, opierając się plecami o drzwi. - Wszyscy kłamią.
Wilson popatrzył na nią. - O co chodzi?
- House jest nie w humorze. Nie zachowywał się tak okropnie, odkąd wy dwaj zostaliście parą. Domyślam się, że się pokłóciliście. O co poszło?
- O boże, on kazał ci ze mną porozmawiać, prawda? - spytał Wilson, przeczesując palcami włosy. - Posłuchaj, nie mam na to czasu. Mam pacjentów...
- ...Nie, House mi nic nie kazał - sprzeciwiła się Trzynastka, odchodząc od drzwi i podchodząc bliżej do Wilsona. - House jest przybity. Martwię się o niego.
Kiedy Wilson posłał jej zaskoczone spojrzenie, Trzynastka przewróciła oczami.
- Wilson, to, że jesteś jedyną osobą, którą House rzeczywiście dopuszcza do siebie, nie oznacza, że wyłącznie tobie na nim zależy. - Po tych słowach Trzynastka przyjrzała mu się badawczo. - Zależy ci na nim, prawda?
- Och, oczywiście, że tak - odparł Wilson. Westchnął i zaczął krążyć po gabinecie, ponieważ nie mógł ustać na miejscu.
- Cóż, w takim razie o cokolwiek wam poszło, musisz to naprawić - wyjaśniła Trzynastka, stając obok Wilsona, by spojrzeć mu w oczy. - Nie chodzi tylko o to, że gdy House jest nieszczęśliwy, to zmienia nasze życie w piekło. On tego potrzebuje. Musisz znaleźć jakieś rozwiązanie. Musisz z nim porozmawiać.
- A co każe ci przypuszczać, że to moja wina? - warknął Wilson, patrząc na nią złowrogo. - Może to on zrobił coś, czym wytrącił mnie z równowagi.
- A zrobił?
- Całował się z Cuddy.
Trzynastka popatrzyła na niego oczyma rozszerzonymi ze zdumienia, po czym pokręciła głową. - Nie wierzę w to. On cię kocha.
- Widziałem ich - dodał z uporem Wilson.
- Może źle oceniłeś sytuację? - zasugerowała Trzynastka. - Rozmawiałeś z nim o tym?
- Oczywiście, że z nim rozmawiałem - odparł obronnym tonem Wilson, jak gdyby poczuł się urażony sugestią, że mógłby zerwać z House'em, nie przedyskutowawszy najpierw sprawy pocałunku, aczkolwiek w rzeczywistości taki był jego pierwotny plan.
- House przyznał się, że ją pocałował?
- No cóż, miałem na myśli to, że House powiedział, że to Cuddy go pocałowała, a on nie oddał pocałunku, ale ja ich widziałem i...
Trzynastka przerwała mu prychnięciem, rozkładając ręce i potrząsając głową. - I wolisz mu nie wierzyć, bo tak jest łatwiej.
- Łatwiej? Czyli uważasz, że ta sytuacja jest łatwa? - oburzył się Wilson.
- Łatwiejsza niż alternatywa. - Trzynastka wzruszyła ramionami.
- Taaa, bo te kilka ostatnich tygodni mojego życia nie były wcale najszczęśliwsze, tylko najbardziej nieznośne - odrzekł sarkastycznie Wilson.
- Proszę cię - powiedziała Trzynastka, przewracając oczami. - Tu nie chodzi o to, że wydaje ci się, że House cię zdradził. Chodzi o to, że obawiasz się, że ty w końcu zdradzisz jego.
Wilson utkwił spojrzenie w Trzynastce. House powiedział mu niemal dokładnie to samo. Ale to wcale nie oznaczało, że taka jest prawda. Onkolog zmrużył oczy.
- Dlaczego nikt nie może udzielić mi kredytu zaufania w tej sprawie? Mój związek z House'em nie jest taki sam, jak moje małżeństwa.
- Więc dlaczego ty nie udzielisz jemu kredytu zaufania? - zapytała Trzynastka. - Skoro House mówi, że nie chciał jej pocałować, to rzeczywiście tak było. Szukasz sobie wymówek, Wilson, ponieważ się boisz. Chcesz zrzucić winę na niego, bo boisz się, że sam rozwalisz ten związek.
Wilson popatrzył z gniewem Trzynastkę. - Czemu w ogóle sądzisz, że to twój interes?
- Ktoś musi uważać na House'a - odparła. - To nie możesz być ty, bo ponieważ jesteś jego chłopakiem, prowadziłoby to do konfliktu interesów. Nie może to być również Cuddy, bo ona nadal nie doszła do siebie po tym, że House wybrał ciebie, a nie ją. Foreman nie chce się zbytnio angażować, a Taub nie wydaje się być aż tak zainteresowany. Zatem zostałam ja i Chase. On w tej chwili ma House'a na oku, a ja zeszłam porozmawiać z tobą. - Trzynastka oparła się o ścianę. - Rozumiem, dlaczego się na mnie wkurzasz, ale robię to dla niego.
Część Wilsona rozumiała, co Trzynastka miała na myśli. Przypomniało mu to o dniu, w którym Cameron przekonała House'a, by poszedł z nią na randkę, a Wilson odbył z nią wcześniej poważną rozmowę, aby mieć pewność, że dziewczyna nie skrzywdzi House'a. Trzynastka robiła po prostu to samo, co on. Ta część Wilsona szanowała ją za to, bo kochała House'a i nie chciał, żeby stała mu się krzywda - ale co z nim samym? Czy był gdzieś ktoś, kto uważałby na niego i pilnował, żeby jemu nie stała się krzywda? Wilson był przekonany, że House go kocha, że kocha go najbardziej na świecie, gdy się całowali i gdy House przytulał go w nocy, lecz mimo to zastanawiał się od czasu do czasu, jakie stanowisko zajmowało serce starszego mężczyzny w sprawie Cuddy. Ona stanowiła zagrożenie.
- Wilson – odezwała się Trzynastka, wyrywając go z zamyślenia. Popatrzył na nią. - Pogadasz z nim?
- Nie wiem – westchnął Wilson, spuszczając wzrok. - Mam wrażenie, że to był zły pomysł. Mam wrażenie, że wszystko skończy się po prostu tym, że obaj zostaniemy zranieni.
- To możliwe – przyznała Trzynastka. - Ale musisz zadać sobie pytanie – dodała, a on popatrzył jej w oczy – czy on jest tego wart?
[]
Puk, puk.
- Mogę wejść? - spytał Wilson, gdy House podniósł wzrok.
House wzruszył ramionami.
Wilson usiadł przed biurkiem House'a. - W porządku - powiedział. - Możliwe, że... przesadziłem... z moją reakcją na to, że całowaliście się z Cuddy. Ja... czuję się zagrożony z jej powodu.
- Niepotrzebnie - odparł stanowczo House. - Już jej nie kocham, a nawet wtedy, gdy ją kochałem... cóż, sam wiesz.
Wilson wciąż nie rozumiał, czemu House nie mógł po prostu powiedzieć, że go kocha. Mimo to zdecydował, że to nieistotne. Ufał, że House go kocha, a teraz przynajmniej była szansa, że sytuacja między nimi znowu wróciła do normy.
- Racja - przyznał, kiwając głową. - Cóż, postaram się o tym pamiętać.
- Czyli między nami już wszystko okej? - zapytał House, spoglądając na niego ponad biurkiem.
- Taaa. - Wilson spróbował się uśmiechnąć. - Wybaczam ci.
Wyraz twarzy House'a stał się obojętny. - Wybaczasz mi?
- Taaa.
- Nie chcę, żebyś mi wybaczał, Wilson - odrzekł, a jego oczy niespodziewanie znów zapłonęły gniewem. - Ja nic nie zrobiłem. Gdybym chciał przebaczenia, czy nie sądzisz, że bym przeprosił?
Wilson pobiegł myślami wstecz i przypomniał sobie, że House ani razu nie powiedział, że jest mu przykro z powodu całowania się z Cuddy. Jego złość powróciła, a chęć wybaczenia wyparowała. Popatrzył na House'a.
- Może sądziłem, że jesteś mi winien przeprosiny.
- Cóż, nie jestem. Nolan powiedział mi, że nie powinienem obwiniać się o to, czego nie mogę kontrolować. Nie mam zamiaru przepraszać, Wilson. Nie zrobiłem niczego niewłaściwego.
- Wiesz co? Zapomnij o tej rozmowie - powiedział Wilson, wstając z krzesła. - Przyszedłem tutaj, żeby się z tobą pogodzić, ale ty zwyczajnie musisz wszystko komplikować.
- Taaa, to cały ja. Moim jedynym zajęciem jest komplikowanie ludziom życia.
- Zapomnij o tym, co mówiłem - powtórzył Wilson. - Mam dosyć. Poddaję się. - Wymaszerował z gabinetu, a jego frustracja jeszcze się wzmogła, gdy szklane drzwi zamknęły się za nim powoli, nie wydając odgłosu trzaśnięcia.
[]
Wilson postanowił pójść na obchód, mając nadzieję, że to odwróci jego uwagę od kłótni z House'em. Nie to, żeby myślenie o dzieciach chorych na raka było w jakiś sposób weselsze od faktu, że jego związek z House'em się rozpadł.
Stephanie miała tylko siedem lat i chorowała na białaczkę. Jej terapia ciągle była w toku i było jeszcze zbyt wcześnie, by stwierdzić, czy stan dziewczynki się poprawi. Wilson usłyszał przez drzwi odgłosy kłótni i skrzywił się. Stephanie była słodkim dzieckiem, lecz Wilson nie cierpiał wizyt jej pięcioletniego brata, Brandona, ponieważ rodzeństwo bezustannie się kłócilo. Wchodząc do sali, Wilson przywołał na twarz swój lekarski uśmiech:
- Cześć, Stephanie - przywitał się. - Jak się dzisiaj czujesz?
- Brandon, puszczaj mój koc! - rozkazała dziewczynka, patrząc groźnie na brata i ignorując Wilsona. - Uszczypnąłeś mnie, kiedy go chwyciłeś. To boli. Przestań.
- Przepraszam, Steffy - odpowiedział chłopiec z zakłopotaną miną. - Nie chciałem.
- Po prostu sobie idź - jęknęła płaczliwie Stephanie, chowając twarz w dłoniach. - Nie chcę cię widzieć.
Brandon nie rozpłakał się, ale kilka łez spłynęło w ciszy po jego policzkach. Wilson zerknął na matkę dzieci, która patrzyła na niego przepraszająco. Co niby miała zrobić? Dziewczynka miała siedem lat i była chora, i może niepotrzebnie odezwała się do brata w ten sposób, ale nie potrzebowała również matczynego kazania.
Kiedy Wilson skończył badać Stephanie, skinął na jej matkę, by wyszła porozmawiać z nim na korytarz. Kobieta wzięła na ręce Brandona, żeby zabrać go ze sobą, ale gdy tylko znaleźli się przed salą, chłopiec zaczął się wiercić, by matka postawiła go na ziemi, po czym natychmiast wrócił do swojej siostry. Matka westchnęła, spoglądając przez szklaną ścianę na sprzeczające się rodzeństwo, a potem zwróciła się do Wilsona:
- Co z nią?
- W porządku - odpowiedział Wilson ściszonym głosem. - Minęło zbyt mało czasu, by orzec, czy nastąpiła poprawa, ale póki co nie wygląda na to, żeby jej stan się pogorszył. Wiem, że robi pani wszystko, co w pani mocy, ale... - Onkolog nie był rodzicem i chciał podejść do problemu z niezbędną delikatnością. - Walka z rakiem zmusza ciało Stephanie do ogromnego wysiłku. Powrót do zdrowia... często przebiega lepiej, gdy otoczenie powoduje jak najmniej stresu. Ona i Brandon... czy oni zawsze się tak kłócą? To nie jest pomocne w tej sytuacji, ani nie jest zdrowe dla żadnego z nich.
Matka westchnęła. - Wiem. Nie mam pojęcia, co zrobić. - Popatrzyła na swoje dzieci przez szybę. - Wie pan, oni nigdy nie zachowywali się w ten sposób, naprawdę. Stephanie zawsze była taką troskliwą i kochającą starszą siostrą, a Brandon po prostu ją ubóstwia. Ale odkąd... odkąd poznaliśmy diagnozę, ona bez przerwy na niego wrzeszczy. Co gorsza, doktorze Wilson, on nigdy tak naprawdę nie robi nic złego. Wcześniej nigdy jej nie przeszkadzało, kiedy Brandon bawił się jej zabawkami albo wchodził do jej pokoju, ale teraz każdy drobiazg wyprowadza ją z równowagi. A za każdym razem, gdy próbuję ją upominać, Stephanie zaczyna płakać i mówić, że źle się czuje, a mnie zaczyna gnębić poczucie winy i nie potrafię tego zrobić.
Wilson położył dłoń na ramieniu matki. - Może ja z nią porozmawiam - zaproponował.
Kobieta skinęła głową.
Wilson otworzył szklane drzwi. - Stephanie - zwrócił się do dziewczynki - twoja mama pójdzie teraz z Brandonem na dół, do kafeterii, po coś do jedzenia. Mogę posiedzieć i porozmawiać z tobą, dopóki nie wrócą?
- Taaa - zgodziła się Stephanie. - Nie chcę, żeby on tu był - wyjaśniła, wskazując palcem swojego brata.
Zasmucona mina przemknęła przez twarz matki, gdy kobieta chwyciła syna za rękę i wyprowadziła go z pokoju.
Wilson usiadł na brzegu łóżka Stephanie i popatrzył na nią. Jej oczy były zielone i prawdopodobnie jasne, lecz w tej chwili zaciemniał je gniew.
- Chcesz porozmawiać ze mną o swoim bracie, Stephanie?
Dziewczynka splotła ramiona na piersi i nadąsała się. - Nienawidzę go. Nienawidzę, kiedy się ze mną bawi. On zawsze wszystko psuje.
- Czy twój brat zawsze wszystko psuł? - zapytał łagodnie Wilson. - Twoja mama mówiła, że zanim zachorowałaś, bardzo dobrze dogadywaliście się ze sobą.
- Wiem - szepnęła, unikając wzroku Wilsona.
- A więc... - Wilson delikatnie ciągnął ten temat - wtedy, gdy zaczęłaś chorować, twój brat zaczął robić różne rzeczy, żeby cię zdenerwować?
Dziewczynka skinęła głową, wpatrując się we własne kolana. Jej oczy napełniły się łzami.
- Stephanie, wszystko w porządku? - spytał Wilson, kładąc dłoń na jej ręce.
Jej podbródek zadrżał, gdy podniosła wzrok na Wilsona. - Ja go nie nienawidzę - wyszeptała. - Ja tylko... dużo na niego krzyczę, żeby zostawił mnie w spokoju. Udaję, że jestem na niego zła, to może on przestanie mnie kochać. Ale nawet kiedy na niego krzyczę, on nie chce sobie pójść.
- Myślę, że on po prostu chce ci pomóc wyzdrowieć - zauważył Wilson. - Może zamiast na niego krzyczeć, mogłabyś wyjaśnić swoim rodzicom, że potrzebujesz pobyć trochę sama. Poza tym robisz się coraz starsza. Wszyscy z wiekiem stwierdzamy, że potrzebujemy trochę więcej prywatności, a zwłaszcza kiedy nie czujemy się dobrze. Ale czasami, szczególnie gdy jesteśmy smutni, czujemy się lepiej, gdy jest przy nas ktoś, kto nas kocha.
- To nie to - powiedziała Stephanie, kręcąc głową. Łzy popłynęły po jej twarzy. - Tak naprawdę, to ja chcę się z nim bawić. W rzeczywistości nie jestem zła, kiedy on wchodzi do mojego pokoju albo kiedy przypadkiem wyleje na mnie sok. Kiedy... kiedy miałam pięć lat chorowałam na ospę. Wtedy ciągle bawiliśmy się razem i on też zachorował. Zachorował nawet bardziej niż ja. Ale to jest gorsze niż ospa. Z powodu ospy nie musiałam iść do szpitala. Chcę, żeby on myślał, że jestem na niego zła, żeby przestał się ze mną bawić. - Głos dziewczynki zadrżał. - Nie chcę, żeby mój brat zachorował.
Te słowa złamały Wilsonowi serce. Przytulił dziewczynkę, gdy zaczęła płakać.
- Już dobrze, Stephanie - powiedział, głaszcząc ją po plecach. - Brandon nie zachoruje na białaczkę tylko dlatego, że ty jesteś chora. To nie działa w ten sposób. Białaczka nie jest zaraźliwa. Wiesz, co oznacza to słowo?
Stephanie kiwnęła głową i wytarła oczy, kiedy Wilson odsunął się od niej. - "Zaraźliwe" to znaczy, że jeśli jest się z kimś, kto jest chory, to samemu zaczyna się chorować.
- Zgadza się - odrzekł Wilson. - Ale twoja choroba nie jest taka. Nie jest zaraźliwa. Stephanie, możesz się bawić z Brandonem, ile tylko chcesz, a on nie zachoruje na białaczkę, tylko dlatego, że ty jesteś chora.
Na twarzy dziewczynki pojawił się zapłakany uśmiech. - Naprawdę? Brandon nie zachoruje? Obiecuje pan?
Wilson wziął ją za rękę. - Nie mogę obiecać, że twój brat nie zachoruje, Stephanie. Nie wiemy, dlaczego ludzie chorują. Brandon prawdopodobnie nie zachoruje na raka. Ale nawet gdyby do tego doszło, Stephanie, przyrzekam ci, że nie stanie się to przez to, że się z tobą bawił.
Stephanie uśmiechnęła się i nachyliła, żeby jeszcze raz uściskać Wilsona. Onkolog delikatnie odwzajemnił uścisk.
- Kiedy Brandon wróci, chciałbym, żebyś mu powiedziała, że go kochasz. Możesz to zrobić, Stephanie?
Dziewczynka pokiwała głową. - Dziękuję, że mi pan powiedział, że znowu mogę się z nim bawić, doktorze Wilson.
Gdy matka Stephanie wróciła, Wilson wyszedł jej na spotkanie do drzwi pokoju i wyprowadził ją na zewnątrz.
- Ma pani bardzo ofiarną, małą córeczkę - powiedział, uśmiechając się do niej.
Matka wyglądała na zdezorientowaną. - Co takiego panu powiedziała?
- Że tak naprawdę wcale nie złości się na Brandona, za to, co on robi. Ona tylko usiłowała go chronić. Myślała, że mogłaby go zarazić, więc próbowała go do siebie zniechęcić.
- Och... - mruknęła kobieta, a jej ramiona się rozluźniły. Otarła z oka pojedynczą łzę i popatrzyła przez szybę na swoje dzieci. Uśmiechnęła się i wyszeptała, bardziej do siebie niż do Wilsona: - Miałam nadzieję, że wychowywaliśmy ją tak, jak trzeba.
[]
- Boję się - wyznał Wilson, podchodząc do House'a, gdy ten zbierał się do wyjścia do domu.
House popatrzył na niego.
- Nie obwiniam cię o to, co zdarzyło się z Cuddy. Myślę, że nigdy cię nie obwiniałem. Ja tylko... szukałem jakiejś wymówki, by z tobą zerwać i żeby to była twoja wina, ponieważ się boję. - Wilson westchnął. - Boję się, że w jakiś sposób nawalę. Że cię zdradzę. Sam nie wiem. Nie chcę tego, House. Przysięgam, że to ostatnia rzecz, jaką chciałbym zrobić. Zbyt wiele dla mnie znaczysz. Nie chcę cię stracić. I nie chcę cię zranić. Chcę ci obiecać, że z tobą będzie inaczej i że cię nigdy nie zdradzę, ale nie mogę. Składałem takie obietnice już wcześniej i ich nie dotrzymywałem. Mogę jedynie obiecać, że się postaram. Ja... - Wilson nie płakał, lecz jego głos załamał się z jakiegoś powodu. - Nie chcę tego zrujnować. Nie chcę zepsuć tego, że ty ze mną jesteś. Możesz... - westchnął i podniósł wzrok na House'a. Jego oczy wyrażały błaganie. - Możesz dać mi szansę?
House spojrzał mu w oczy i wpatrywał się w nie przez chwilę. W końcu wzruszył ramionami. - Skoro udało nam się zajść tak daleko.
Wilson zdecydował potraktować to jako potwierdzenie. Otoczył House'a ramionami i pocałował go w usta, głęboko i namiętnie. House zamknął oczy i objął Wilsona, oddając pocałunek z równą siłą. Odsunął się na moment, tylko po to, by spojrzeć Wilsonowi w oczy, po czym pochylił się po następny pocałunek, ale Wilson wykorzystał ten czas, gdy jego usta były wolne, żeby wyszeptać:
- Kocham cię.
Wargi House'a drgnęły w przelotnym uśmiechu i pocałował Wilsona ponownie, zagłębiając palce w miękkie brązowe włosy onkologa.
Nie przerywając pocałunku, Wilson zdołał wydobyć z kieszeni swój telefon komórkowy.
[-]
Trzynastka była na pierwszym piętrze, z torebką przewieszoną przez ramię. Usłyszała, że jej telefon zabrzęczał i zerknęła na wyświetlacz, gdzie widniała wiadomość od Wilsona: "Dzięki". Trzynastka uśmiechnęła się i włożyła komórkę z powrotem do torebki.
- Hej - odezwał się Chase, stając za nią.
Obejrzała się na niego przez ramię. - Hej.
- Wychodzisz?
- Aha.
- Chcesz... - wzruszył ramionami - żebym cię podwiózł do domu?
- Mam własny samochód - stwierdziła.
- Nie o to pytałem - odparł Chase.
- Uh-huh - mruknęła, kiwając głową. - A... jak dostanę się do pracy jutro rano?
Chase raz jeszcze wzruszył ramionami. - Cóż, możemy pomartwić się o to jutro rano.
Trzynastka posłała mu na wpół zadowolony, na wpół zadziorny uśmiech, a Chase otoczył ręką jej ramiona i razem opuścili budynek szpitala.
[-]
Cuddy nawet nie zjawiła się na czwartym piętrze ze względu na House'a czy Wilsona. Znajdowało się tam w końcu mnóstwo gabinetów. To, że przechodziła obok biura House'a, było czystym zbiegiem okoliczności. To, że szklane drzwi w żaden sposób nie przesłoniły jej widoku dwóch szefów oddziałów jej szpitala obmacujących się nawzajem (no dobrze, oni się tylko całowali, lecz jej mózg wyolbrzymił całą scenę), sprawiło, że zatrzymała się w pół kroku i chwilowo zapomniała, po co w ogóle udała się na górę. Następnie pokręciła głową, odwróciła się stanowczo od gabinetu House'a i ruszyła tam, dokąd zmierzała. Po drodze wyciągnęła z kieszeni kitla swoją komórkę.
[-]
Lucas siedział w swoim gabinecie z nogami na biurku i oglądał telewizję. Zobaczył, że jego leżący na blacie telefon komórkowy wibruje i zanim go podniósł, zerknął jeszcze raz na ekran telewizora. Otrzymał wiadomość tekstową:
"Przepraszam. Możemy porozmawiać?"
(Do następnego rozdziału - KLIK)
.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pią 7:14, 26 Lip 2013, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anai
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 20:23, 01 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | uh, no wiesz... zaczyna się od myziania, potem kamera robi odjazd, a w następnej scenie jest już po wszystkim | takie coś powinno być prawnie zabronione!
Richie117 napisał: | huh, Wilson musiałby być baaardzo zmęczony, żeby przespać coś takiego | opieka nad 'dzieckiem' pewnie jest wyczerpująca
Richie117 napisał: | stawiam na jakiegoś poprawnie politycznego homofoba - nie dosyć, że 13 wolała związać się z facetem, to na dodatek z Murzynem, bo mieszane pary są takie modne | stawiam na to, że masz rację Co nie zmienia faktu, że dla mnie Foreman na zawsze pozostanie aseksualny
Richie117 napisał: | bad news, szare komórki się nie regenerują ani nie wyrastają na nowo No i kto się odważy dotknąć do cycków Cuddy? | uh, to muszę zacząć bardziej dbać o swoje Nie wiem, Chuck Norris? Bear Grylls?
Richie117 napisał: | niestety, to nie w stylu Wilsona... On wybacza wszystko wszystkim i jeszcze sam ma wyrzuty sumienia | samarytanin jeden
Richie117 napisał: | dopsz, że Cuddy jest taka płaska - nie będzie miała problemów ze zmieszczeniem się do pudła po telewizorze LCD | Tylko Lucas się raczej nie zmieści...
Richie117 napisał: | Chase jest nie tylko blondynką - on jest narcystyczną blondynką, która igra ze śmiercią z ręki House'a | Ej, nie wymagajmy za dużo od blondynki. Głupia jest i nie wie, co czyni
Richie117 napisał: | widzisz, Twoje domysły wyprzedziły akcję fika | od dzisiaj moje usługi na kanale EzoTV, wyślij sms-a z dowolnym pytaniem, koszt - jedyne 25zł
Richie117 napisał: | nie wiem, nie oglądam komedii romantycznych mi to w każdym razie bardziej wyglądało na creepy dramat romantyczny, niż na komedię Będzie jeszcze parę takich banalnych momentów, ale chyba nie dało się inaczej | wystarczy obejrzeć jedną, bo one wszystkie są robione na jedno kopyto, według tego samego schematu
Richie117 napisał: | czyli póki co reagujesz jak większość czytaczy tego fika na FFN Jestem bardzo ciekawa, czy w odpowiednim momencie zmienisz zdanie | eee... że niby polubię Cuddy?
Richie117 napisał: | A poza tym - lub w związku z tym - unikną kłótni na pewne tematy, bo jako przyjaciele i faceci tak dobrze się rozumieją... Ale o tym będzie później | mniam
***
Heree I aaam!
Cytat: | - Teraz możesz już iść. Masz tu swoją szczoteczkę do zębów, lekarstwa, czyste ubrania na jutro i pudełko krakersów na wypadek, gdyby Cuddy nie dała ci jeść. | Hm, dobry pomysł - Cuddy nie wygląda na osobę, która potrafi gotować. W każdym razie, nic jadalnego
Cytat: | - Nie, jeżeli masz zamiar migdalić się z innymi ludźmi. | Matko, jaki bulwers Jakby House 'przemigdalił' się z conajmniej setką osób
Cytat: | Mam ważniejsze sprawy na głowie, niż twój związek z Wilsonem. | szopę?
Cytat: | - Kiedy dwie dorosłe osoby będące w związku mają problem, rozmawiają o tym, dopóki nie osiągną porozumienia, a nie wciągają w to innych ludzi, żeby rozwiązali sprawę za nich. | Szkoda, że nie doda do swoich mądrości życiowych jeszcze jednej, dotyczącej niepodrywania zajętych facetów
Cytat: |
Wilson szedł do Gabinetu numer 2 i na jego twarzy pojawił się wyraz zdezorientowania, gdy wyszła stamtąd kompletnie ubrana pacjentka. | A to rzeczywiście dziwne, że pacjenci mają na sobie ubrania! *brzydkie myśli mode on*
Cytat: |
- Proszę cię - powiedziała Trzynastka, przewracając oczami. - Tu nie chodzi o to, że wydaje ci się, że House cię zdradził. Chodzi o to, że obawiasz się, że ty w końcu zdradzisz jego. | ja się, oczywiście, nie znam i w ogóle, ale i tak ta teza wydaje mi się trochę naciągana. Dla mnie ta złość Wilsona wygląda bardziej jak strach, że House może rzeczywiście coś czuć do Cuddy. Jakby wcale nie był taki pewny siebie, za jakiego go wszyscy uważają
Cytat: |
- To możliwe – przyznała Trzynastka. - Ale musisz zadać sobie pytanie – dodała, a on popatrzył jej w oczy – czy on jest tego wart? | ofkors, że jest!
Cytat: |
- Wiesz co? Zapomnij o tej rozmowie - powiedział Wilson, wstając z krzesła. - Przyszedłem tutaj, żeby się z tobą pogodzić, ale ty zwyczajnie musisz wszystko komplikować.
- Taaa, to cały ja. Moim jedynym zajęciem jest komplikowanie ludziom życia. | a już myślałam, że najbardziej komplikującą wszystko osobą jest Wilson do spółki ze swoimi fochami
Cytat: | - Ja go nie nienawidzę - wyszeptała. - Ja tylko... dużo na niego krzyczę, żeby zostawił mnie w spokoju. Udaję, że jestem na niego zła, to może on przestanie mnie kochać. Ale nawet kiedy na niego krzyczę, on nie chce sobie pójść. | niecierpiędzieci, niecierpiędzieci... Damn, nic z tego *wzrusza się*
Cytat: |
"Przepraszam. Możemy porozmawiać?" | - Odczep się, Cuddy. Właśnie oglądam "Dlaczego ja?" i bardzo nie lubię, kiedy ktoś mi przerywa śledzenie losów pani Marii, której zdechł chomik.
Weny, as always
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 7:55, 02 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Anai napisał: | takie coś powinno być prawnie zabronione! | gdyby było, to 75% filmów w tv musiałoby lecieć po 23.
Anai napisał: | opieka nad 'dzieckiem' pewnie jest wyczerpująca | aha, to dlatego Cuddy miała siły się bzykać przez cały 7x01 - bo się swoim dzieckiem nie opiekowała
Anai napisał: | Co nie zmienia faktu, że dla mnie Foreman na zawsze pozostanie aseksualny | nie spisuj go tak na straty, może przesiąknie seksapilem Tauba do nowego sezonu
Anai napisał: | uh, to muszę zacząć bardziej dbać o swoje Nie wiem, Chuck Norris? Bear Grylls? | każdy sobie obiecuje, że będzie dbał o swoje szare komórki... a potem pije dalej Uh-huh, gdyby tak Chuck kopnął Cuddy z półobrotu w głowę, to silikon miałby szansę wrócić na miejsce
Anai napisał: | samarytanin jeden | yeah... i tu by można wrócić do tematu "Jak Wilson został niańką do dziecka"
Anai napisał: | Tylko Lucas się raczej nie zmieści... | na pewno nie na stojąco. Tzn nie "na pewno" tylko "być może" Ale Lucas jest takim pieseczkiem Cuddy, że nie miałby nic przeciwko spaniu na dworze...
Anai napisał: | d dzisiaj moje usługi na kanale EzoTV, wyślij sms-a z dowolnym pytaniem, koszt - jedyne 25zł | moje pytanie: Czy można wysłać smsa na koszt adresata?
Anai napisał: | wystarczy obejrzeć jedną, bo one wszystkie są robione na jedno kopyto, według tego samego schematu | oglądałam ostatnio "Zakochanego Anioła"
Anai napisał: | eee... że niby polubię Cuddy? | nieprawdopodobne, co nie? No, może 'polubić' to za dużo powiedziane, ale chyba da się ją przestać nienawidzić w tym fiku
Anai napisał: | mniam | well, we'll see...
Anai napisał: | Heree I aaam! | już się nie mogłam doczekać
Anai napisał: | m, dobry pomysł - Cuddy nie wygląda na osobę, która potrafi gotować. W każdym razie, nic jadalnego | Wilson nawet wściekły na House'a nie może przestać się o niego troszczyć
Anai napisał: | Matko, jaki bulwers Jakby House 'przemigdalił' się z conajmniej setką osób | U know.... skoro House zrobił to z Cuddy, to jest w stanie zrobić to z każdym
Anai napisał: | Szkoda, że nie doda do swoich mądrości życiowych jeszcze jednej, dotyczącej niepodrywania zajętych facetów | przecież ona była przekonana, że House tylko udaje, żeby ją poderwać
Anai napisał: | A to rzeczywiście dziwne, że pacjenci mają na sobie ubrania! *brzydkie myśli mode on* | a starałam się ująć to jakoś tak, żeby unkinąć podobnych skojarzeń
Anai napisał: | ja się, oczywiście, nie znam i w ogóle, ale i tak ta teza wydaje mi się trochę naciągana. Dla mnie ta złość Wilsona wygląda bardziej jak strach, że House może rzeczywiście coś czuć do Cuddy. Jakby wcale nie był taki pewny siebie, za jakiego go wszyscy uważają | też mi się tak wydaje w tym fiku - chyba dlatego, że tutaj ten problem wypłynął zbyt wcześnie i oprócz tego kissa Wilson nie miał powodów, żeby czuć się niepewnie, ani nie miał czasu, żeby... no... jakoś odpychać House'a od siebie przez te swoje obawy. Zupełnie jakby 13 wysnuła swoją tezę z wszystkich innych fików, gdzie Wilson się boi, że zdradzi House'a
Anai napisał: | a już myślałam, że najbardziej komplikującą wszystko osobą jest Wilson do spółki ze swoimi fochami | zgadzam się
Anai napisał: | niecierpiędzieci, niecierpiędzieci... Damn, nic z tego *wzrusza się* | awwww...
Anai napisał: | - Odczep się, Cuddy. Właśnie oglądam "Dlaczego ja?" i bardzo nie lubię, kiedy ktoś mi przerywa śledzenie losów pani Marii, której zdechł chomik.
| poor chomik
Ale dopsz, że Lucas tak szybko nie spławił Cuddy, bo to będzie bardzo ciekawa rozmowa
dziękować
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 8:00, 02 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Tym razem “odcinek” bez większych ekscesów – ot, takie tam z udziałem Sam oraz między Lucasem i Cuddy Na koniec zostanie przywołana postać Nolana i nolanowego crapu, ale nie mamy wyjścia i musimy to przeżyć
Enjoy! |
(Do poprzedniego rozdziału - KLIK)
7x05 "Wyjaśnienia"
Rozległ się dzwonek telefonu.
- Wilson, telefon! - zawołał House, nie ruszając się z kanapy. Jego dłoń mechanicznie pocierała pocierała jego udo.
- House, miałem właśnie wejść pod prysznic - zawołał w odpowiedzi Wilson, przekrzykując szum wody. - Sam możesz odebrać.
- A jeśli to do ciebie? - odkrzyknął House.
- Wtedy pewnie będę musiał wysłać kartkę z przeprosinami do tego, kto dzwoni. Albo odbierz, albo niech się nagra na sekretarkę. Ja idę pod prysznic.
House chwycił telefon i spojrzał na jego wyświetlacz.
"Carr, Samantha"
Wargi House'a rozciągnęły się w diabelskim uśmiechu i zerknął w stronę korytarza, by się upewnić, że Wilson nie nadchodzi.
- Rezydencja House'a i Wilsona.
- House? Mówi Sam. Mogę rozmawiać z Jamesem?
- N... nie, nie możesz - odparł House, świetnie się bawiąc.
- Słucham? Dlaczego nie?
- No cóż, po pierwsze dlatego, że właśnie bierze prysznic. Ale również dlatego, że nie jest już twoją miłosną zabaweczką. Wilson jest mój. A ja nigdy nie dzielę się swoimi zabawkami.
House usłyszał jej prychnięcie w słuchawce telefonu i domyślił się, że oprócz tego przewróciła oczami.
- Czy mógłbyś go poprosić, żeby do mnie oddzwonił?
- Mógłbym - odpowiedział, dodając w myślach: "ale oboje wiemy, że tego nie zrobię".
Sam westchnęła. - Do widzenia, House. - I odłożyła słuchawkę, nie czekając na jego odpowiedź.
- Kto dzwonił? - zapytał Wilson po wyjściu spod prysznica, dostrzegając w łazienkowym lustrze spojrzenie House'a, kiedy wycierał ręcznikiem włosy.
- Pomyłka - odrzekł House, przerywając kontakt wzrokowy z odbiciem Wilsona, żeby przesunąć oczami po jego ciele, które było okryte jedynie białym ręcznikiem owiniętym wokół bioder.
- Nawet o tym nie myśl - ostrzegł Wilson. - Dopiero co brałem prysznic... House!
- Ja tylko chcę podkreślić moje prawo własności do ciebie - powiedział niewinnie House. Jeszcze nie dotknął Wilsona, tylko zwyczajnie stał zaraz za nim w odległości paru centymetrów.
- Oh-ho - prychnął Wilson. - Tylko o to chodzi? Cóż, w takim razie nie krępuj się. Moja odmowa wynikała z założenia, że chciałeś dać wyraz uczuciom miłości, a nie prawu własności.
- Amatorski błąd - odparł House, wzruszając ramionami. Uśmiechnął się prowokacyjnie do odbicia Wilsona. Jego oczy błyszczały.
Wilson stęknął. - Już ja się postaram, żebyś sam zapłacił rachunek za wodę w przyszłym miesiącu - mruknął, odwracając się twarzą do niego.
- Taaa, na pewno ci się to uda - odpowiedział House, stanowczo kładąc rękę na karku Wilsona.
[]
Ktoś zapukał do drzwi gabinetu Wilsona.
- Proszę - powiedział, a potem podniósł wzrok. Przełknął ślinę. - Sam.
- Cześć, James - odparła, niemal nieśmiało. - Wybacz, że wpadam tak bez zapowiedzi. Ja... próbowałam się do ciebie dodzwonić wczoraj wieczorem, ale odebrał House... i... cóż, domyślam się, że nie powiedział ci, że dzwoniłam.
- Nie... nie powiedział - potwierdził Wilson, przyglądając się swojej eksdziewczynie, gdy usiadła na przeciwko jego biurka. - Co... co cię tutaj sprowadza, Sam?
- Przeprosiny. - Westchnęła. - Posłuchaj, rozumiem, że może być już na to za późno. Jednak nie chcę, żebyśmy tym razem rozstawali się w atmosferze wrogości. - Popatrzyła mu w oczy. - Chciałabym, żebyśmy przynajmniej zostali przyjaciółmi, James, skoro nie łączy nas nic oprócz tego.
- Uh, posłuchaj, Sam, nie jestem pewien, czy to najlepszy pomysł - odparł Wilson, pocierając kark. Kątem oka dostrzegł jakiś ruch i zauważył House'a idącego w stronę murku, który dzielił ich balkony. - To nic osobistego - dodał szybko, podnosząc się z fotela. - Ale naprawdę uważam, że nie powinniśmy się już więcej widywać. Pod żadnym pretekstem. Powinnaś już iść. - Wstał i otworzył przed nią drzwi swojego biura, by zaakcentować swoje stanowisko, lecz zamiast wyjść na korytarz, Sam tylko się na niego gapiła.
W tym momencie House wkroczył przez drzwi balkonowe i - nie zwracając uwagi na Sam - przywitał się z Wilsonem, obejmując go w pasie i całując głęboko w usta.
- House - powstrzymał go Wilson, odpychając go delikatnie. - Proszę. - Wskazał gestem na Sam.
- O, Samantha - odezwał się House tonem udawanego zaskoczenia i spojrzał na nią tak, jakby właśnie zdał sobie sprawę z jej obecności. - Przykro mi, ale jeśli chcesz popatrzeć, będziesz musiała wpaść później do naszego mieszkania. Jimmy uparcie nie zgadza się na żadne akcje w pracy. - Patrzył na nią z uśmiechem wywołanym tą sytuacją, ale Sam wstała z krzesła i utkwiła wzrok w Wilsonie.
- James, co tu się, do diabła, dzieje? - Stała z jedną dłonią opartą na biodrze, a jej spojrzenie powędrowało od oczu Wilsona do jego talii, nadal ciasno objętej przez jedno z ramion House'a.
- Czy to znaczy, że nie powiedziałeś jej o nas? - spytał House, nie tracąc nic ze swojej wesołości. Zaczął przesuwać palcem wzdłuż szczęki Wilsona, ale Wilson odepchnął jego dłoń.
- House, przestań.
Onkolog nie patrzył na Sam, w przeciwieństwie do House'a. Diagnosta wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Mówiłem ci, że cię przeczekam.
Sam ciągle gapiła się na Wilsona. - James, czy on mówi poważnie?
Wilson wzruszył ramionami, a następnie pokiwał głową. House objął go jeszcze mocniej.
Sam skrzywiła się ze wstrętem i przeniosła spojrzenie z jednego lekarza na drugiego.
Wilson zwrócił się do swojego kochanka: - House, mógłbyś dać nam minutkę? - zapytał łagodnie.
Przez sekundę patrzyli na siebie. Oczy Wilsona wyrażały powagę. House pocałował go ponownie, tym razem krótko, i przez chwilę Wilsonowi wydawało się, że House jedynie znowu podkreślał swoje prawo własności, że zrobił to jedynie na pokaz. Lecz ten pocałunek był na to zbyt czuły i gdy Wilson się odsunął, House popatrzył na niego przez moment, przybrawszy własne poważne spojrzenie, po czym oddalił się tą samą drogą, którą przyszedł.
[]
Zazwyczaj Wilson nie inicjował pocałunków w pracy, leczy gdy House przyszedł wyciągnąć go na lunch kilka godzin później, onkolog obdarzył go pospiesznym cmoknięciem w usta.
- Za co to było? - zapytał House.
Wilson zastanowił się, dlaczego House zawsze zdawał się uważać, że jego pocałunki miały jakiś ukryty motyw, ale nie poruszył głośno tego tematu. Być może dlatego, że przynajmniej tym razem House miał rację.
- Za to, że mi zaufałeś i pozwoliłeś, żebym pogadał z Sam w cztery oczy - wyjaśnił Wilson, uśmiechając się przy tym.
- Chyba niczego nie zrobiłeś, co?
- Przeprosiłem ją - odparł Wilson.
House prychnął. - Oczywiście, że tak. Nie ty zawiniłeś, ale byłeś w to zamieszany, więc musiałeś przeprosić.
- Ale to była moja wina, House - upierał się Wilson, odwracając wzrok od House'a. - Cała ta sytuacja miała miejsce z mojej winy.
- Taa, zmusiłeś ją, żeby cię zostawiła.
Wilson wzruszył ramionami. - Zasadniczo rzecz biorąc, popchnąłem ją do tego. Ona chciała, żebyśmy tym razem się nie spieszyli, by dzięki temu rzeczywiście nam się udało. Nie tak, jak za pierwszym razem. Ale ja nalegałem, żeby od razu się do mnie wprowadziła.
House cofnął się odrobinę, wpatrując się w Wilsona. - To był twój pomysł?
Wilson przytaknął.
- Chciałeś się mnie pozbyć?
Wilson się uśmiechnął. - Potrzebowałem tego, House. Stawaliśmy się sobie zbyt bliscy i... i nie potrafiłem sobie z tym poradzić. To było samolubne, wiem o tym, nawet nie pomyślałem o tym, czego ty chcesz, kiedy wyrzuciłem cię z mieszkania. Uświadomiłem sobie po prostu, że przebywanie z tobą przez cały czas staje się ponad moje siły, i potrzebowałem czegoś, co odwróciłoby moją uwagę. Sam skontaktowała się ze mną w idealnym momencie, więc skorzystałem z okazji. - Wilson ponownie podszedł bliżej do House'a, dotykając jego boku. - Nigdy nie chodziło mi o nią, House. Wiem, że to cię zdenerwowało, i przepraszam, że byłem zbyt wielkim egoistą, by się przejmować. Ale powinieneś wiedzieć, że nigdy nie chodziło mi o nią. - Przerwał na chwilę, by się uśmiechnąć. - Zawsze chodziło mi tylko o ciebie.
House odsunął się o krok i przewrócił oczami. - Skończ z tym przesłodzonym zachowaniem - powiedział, ale uśmiechał się przy tym nieznacznie, i Wilson zachichotał pod nosem, gdy wyszli z gabinetu, by zjeść lunch.
[]
- Poproszę tylko o wodę - odezwała się Cuddy do kelnera. Wzięła menu ze stołu wyłącznie po to, żeby mieć co zrobić z rękami. Zamiast patrzeć na listę przystawek, zerknęła ponad krawędzią karty dań i odetchnęła z ulgą na widok Lucasa wchodzącego do restauracji. Był to ekskluzywny lokal, lecz Lucas miał na sobie pogniecioną koszulę i znoszone spodnie. Wyglądał niemal równie niechlujnie, jak miał to w zwyczaju House, najwyraźniej nie przejmując się tym, jak luksusowa była to restauracja.
Lucas usiadł naprzeciwko Cuddy i posłał jej spojrzenie, które mówiło, że przyszedł tylko po to, by ostatecznie wszystko zakończyć.
- No więc czego chcesz? - zapytał.
Cuddy wygładziła pod stołem swoją spódnicę. - Miałam nadzieję, że moglibyśmy porozmawiać - odrzekła.
- Słucham.
- Chciałam przeprosić - wyjaśniła, patrząc mu w oczy. - Nie powinnam była zrywać z tobą w taki sposób. Zachowałam się zbyt pochopnie...
- ...Racja, powinnaś była się najpierw upewnić, czy House cię zechce, a dopiero potem mnie rzucić. Jesteś profesjonalistką, Liso. Powinnaś wiedzieć, że nie rzuca się pracy, dopóki ktoś inny cię nie zatrudni.
- Lucas, nie to miałam na myśli! - oburzyła się Cuddy. - Chciałam powiedzieć, że powinnam była pomyśleć o tym, ile nasz związek dla mnie znaczy, zanim z niego zrezygnowałam. Nie zrobiłam tego, w tym tkwi mój błąd, i mogę cię jedynie prosić, byś mi wybaczył. Chcę, żebyś przyjął mnie z powrotem, Lucas. Ja... wiem, że na to nie zasługuję, ale chcę, żebyś pomyślał o tym, czym ten związek był dla ciebie... i czy naprawdę pragniesz spisać go na straty.
Popatrzyła na niego błagalnym wzrokiem, czekając na jego odpowiedź.
Lucas westchnął i odchylił się na oparcie krzesła.
- Masz rację - powiedział, i Cuddy pozwoliła sobie na nieśmiały uśmiech, zanim dotarł do niej sens jego kolejnego zdania: - Nie zasługujesz na to. - Podniósł się z miejsca, a ona sięgnęła po jego dłoń, lecz Lucas odsunął rękę poza jej zasięg. Stanął obok stolika i spojrzał na nią z góry. W jego oczach nie było gniewu, tylko politowanie. - Nasz związek rzeczywiście coś dla mnie znaczył, Liso. Ale chciałem, żeby znaczył również coś dla ciebie. Najwyraźniej tak nie było. Nie w wystarczającym stopniu. Zasługuję na osobę, która będzie chciała być ze mną równie mocno, jak ja będę chciał być z nią.
Lucas odwrócił się i odszedł. Oczy Cuddy napełniły się łzami, gdy patrzyła, jak się oddala. Pomyślała, że może powinna pójść za nim, lecz nie spodziewała się, że to by coś dało.
Ponownie pojawił się kelner. - Woda, proszę pani - powiedział, stawiając szklankę na stole.
Cuddy podniosła na niego wzrok. - Zmieniłam zdanie. Proszę o kieliszek wina z wodą sodową.
[]
- Powiedziałeś jej o tym? - spytał House.
Wilson spojrzał na mężczyznę siedzącego obok niego na kanapie. Kiedy nie otrzymał odpowiedzi, House odwzajemnił jego spojrzenie.
- Och, wybacz - powiedział Wilson. - Odpowiedziałbym ci, jednak żeby to zrobić, musiałbym się chociaż domyślać, o czym ty, do diabła, mówisz.
House przewrócił oczami. - Kiedy zostawiłem cię z Sam w twoim gabinecie, czy powiedziałeś jej, że posuwałeś ją wyłącznie po to, żeby przestać myśleć o mnie?
Wilson wzdrygnął się odrobinę. - To dosyć okrutne, House.
- Sam mi powiedziałeś, że taka jest prawda.
- No cóż... Ubrałem to w nieco... milsze słowa. Zachowałem się bardziej subtelnie. Próbowałem wyrazić to w taki sposób, żeby nie poczuła się bezwartościowa.
House prychnął. - Oczywiście. Zapomniałem, że jesteś tym facetem, któremu ludzie dziękują, gdy usłyszą od niego, że są umierający.
Wilson uśmiechnął się szeroko. - Mogę cię zapewnić, że ona mi nie podziękowała. Prawdę mówiąc, miała nadzieję, że moglibyśmy znowu być razem. Powiedziała, że nawet mimo tego, iż wywierałem na nią presję, jestem jedynym facetem, który naprawdę ją rozumie i że nie chce się ze mną rozstawać. Kiedy jej oznajmiłem, że na to już za późno, zdenerwowała się i zapytała: "To znaczy, że gdy tylko znalazłam się za drzwiami, ty rzuciłeś się na niego?", a wtedy przypadkiem się uśmiechnąłem, bo dokładnie tak to przecież wyglądało, na co ona się wściekła. Wyjaśniłem jej, że naprawdę kochałem cię przez cały ten czas, chociaż nie wydaje mi się, że to w czymś pomogło. - Posłał House'owi przekorny uśmieszek, a House odpowiedział mu tym samym, lecz wówczas Wilson zmarszczył brwi. - Przez to zacząłem się zastanawiać nad tamtym wieczorem - powiedział. - Byłem wtedy tak spanikowany tym, że cię pocałowałem, że nawet nie przyszło mi to do głowy, ale czemu w ogóle przyszedłeś tutaj tamtego wieczoru? Nie mieliśmy żadnych planów, nie spodziewałem się ciebie, a ty się tak nagle zjawiłeś. Zwykle nie wpadasz bez zapowiedzi, kiedy akurat mam kogoś. Czemu zdecydowałeś się przyjechać?
House popatrzył na podłogę. Dotychczas Wilson nie poruszył tego tematu, więc House liczył na to, że będzie mógł o tym po prostu zapomnieć, że nigdy nie będzie musiał się przyznać...
- House? - zagadnął zachęcająco Wilson, kładąc dłoń na kolanie diagnosty. - Wszystko w porządku?
House nie mógł okłamać Wilsona. Nie w tak istotnej kwestii. Westchnął.
- Byłem wytrącony z równowagi - przyznał. - Wróciłem do mojego mieszkania i znalazłem stary schowek z Vicodinem.
Wilson gwałtownie zaczerpnął powietrza.
- Nie wziąłem ani jednej tabletki - dodał natychmiast House. - Siedziałem tam, patrzyłem na nie, zastanawiałem się, czy ich nie połknąć. Ale tego nie zrobiłem. Włożyłem pigułki z powrotem do pojemnika, odłożyłem go i przyjechałem tutaj.
Wilson otoczył go ramionami, położył dłoń na jego karku i przyciągnął jego ciało do swojego, jakby się bał, że gdyby wypuścił go z objęć, stałoby się coś złego.
- House, czemu mi nie powiedziałeś? - zapytał szeptem.
Onkolog poczuł, jak House wzrusza ramionami.
- Byłeś przybity. A potem mnie pocałowałeś. A potem wybiegłeś z mieszkania. Mieliśmy inne problemy na głowie.
- Żałuję, że mi nie powiedziałeś - wyszeptał Wilson, przytulając House'a do siebie.
- Nie wziąłem tych tabletek. Nie ma o czym mówić.
- Wręcz przeciwnie. Zrezygnowałeś z zażycia Vicodinu. To ogromne osiągnięcie. Ale z drugiej strony, zastanawiałeś się, czy go nie zażyć. - Na chwilę uwolnił House'a z uścisku, by przyjrzeć mu się uważnie. - Rozmawiałeś o tym z Nolanem?
House odwrócił od niego wzrok i spojrzał na podłogę.
- Rozumiem, że to oznacza "nie". Ale zakładam, że powiedziałeś mu o nas, prawda?
- Prawdę mówiąc - wymamrotał House, postanawiając, że nie będzie niczego ukrywał - nie rozmawiałem z nim już od jakiegoś czasu.
Wilson zmarszczył brwi. - Jak długi czas masz na myśli?
House wzruszył ramionami. - Nasza ostatnia sesja odbyła się tuż po tym, jak wyrzuciłeś mnie z mieszkania. To był dla mnie kiepski tydzień. Nolan wysnuł konkluzję, że powodem mojego niezbyt radosnego nastroju było to, że Cuddy i Lucas mieli zamieszkać razem, o czym wiedziałem od miesięcy, a nie fakt, że mój najlepszy przyjaciel, w którym na dodatek byłem zakochany, spotyka się z kimś innym i postanowił wykopać mnie na bruk. A więc go zwolniłem.
- W porządku - odezwał się Wilson. - Być może Nolan pomylił się w tej jednej sprawie. Jednak, żeby sprawiedliwości stało się zadość, czy wiedział on, że byłeś wtedy zakochany w swoim najlepszym przyjacielu?
- To się nazywa "czytanie między wierszami". Nolan powinien był się tego domyślić. Powinien wiedzieć, że wszyscy kłamią. Łącznie ze mną.
- House, nawet ja nie miałem o tym pojęcia. A znałem cię dłużej i mieszkałem wtedy z tobą.
- Taaa, ty też powinieneś był to wiedzieć. W końcu flirtowałem z tobą od ilu... dziewięciu lat? Dziesięciu?
Wilson się uśmiechnął. - Ty flirtujesz ze wszystkimi. Skąd miałem wiedzieć, że ze mną to znaczy coś więcej?
- Powinieneś się domyślić.
- Okej, House.
Następne kilka minut przesiedzieli w przyjemnej, kojącej ciszy.
- Zrobisz coś dla mnie? - zapytał Wilson.
- A będę musiał wstać?
- Nie.
- Strzelaj.
- Umów się na kolejne spotkanie z doktorem Nolanem - poprosił Wilson.
House skrzywił się i odwrócił wzrok.
- Proszę. Zależy mi na tym wyłącznie dlatego, bo przejmuję się twoim zdrowiem psychicznym. Owszem, Nolan był w błędzie w sprawie tego, co cię zdenerwowało, ale przecież mógł popełnić gorsze pomyłki, a on jest tylko człowiekiem i nie jest doskonały.
- Dobrze, już dobrze, zapiszę się na wizytę - odparł House, częściowo po to, by uciszyć Wilsona, a częściowo dlatego, że onkolog miał rację. Nie zwolnił Nolana jedynie z powodu tej jednej wpadki; zwolnił go, ponieważ robił wszystko, co Nolan mu polecił, a mimo to nadal był nieszczęśliwy. Lecz teraz przestał się tak czuć. Nie miał pewności, czy rzeczywiście był szczęśliwy - noga wciąż dotkliwie go bolała od czasu do czasu, a czasami bywał do tego stopnia przerażony, że Wilson go zostawi, iż leżał rozbudzony w środku nocy, kurczowo przytulając onkologa do swojego ciała, by nie mógł od niego uciec. Jednak czuł się szczęśliwszy niż kiedykolwiek odkąd doznał zawału mięśnia. Nie wiedział, czy ze Stacy był szczęśliwszy niż teraz. Bycie ze Stacy miało tę pozytywną stronę, że mógł korzystać z dwóch sprawnych nóg, lecz byciu z Wilsonem towarzyszyło poczucie, że jest to coś niewiarygodnie właściwego w sposób, w jaki jego zdaniem bycie ze Stacy prawdopodobnie nie mogło się równać. I... nie chodziło o to, że nie był wdzięczny za związek ze Stacy, kiedy byli razem, ale wtedy sprawy potoczyły się tak szybko - zamieszkali razem już w tydzień po chaotycznej pierwszej randce. Na Wilsona musiał czekać przez wiele lat.
- Dziękuję - powiedział z uśmiechem Wilson. - Jestem z ciebie dumny.
House przewrócił oczami i sięgnął po laskę, by pójść zagrać na organach. Podobało mu się to, że instrument stał przy ścianie, więc gdy grał na nim, reszta mieszkania znajdowała się za jego plecami. Dzięki temu Wilsonowi trudniej było dostrzec niedorzeczną minę zadowolenia, która mimo woli przemykała po jego twarzy, ilekroć sadowił się na ławeczce. Kiedy zaczął grać, Wilson wyłączył telewizor, odchylił się na oparcie kanapy i zamknął oczy. House grał, a Wilson słuchał. Twarze obu lekarzy wyrażały identyczną, bezgraniczną radość, podczas gdy muzyka rozchodziła się po całym mieszkaniu.
(Do następnego rozdziału - KLIK)
.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pią 7:16, 26 Lip 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
advantage
Otorynolaryngolog
Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 21:18, 02 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
jej, najpierw przepraszam, że tak długo zajęło mi dotarcie tutaj
Richie117 napisał: | nawet nie musiałby to być love!Hilson - wystarczyłoby to, co było w pierwszych sezonach. Mogłoby być nawet bardziej poważnie niż zabawowo... Cokolwiek, byle przyjaźń chłopaków nie przepadła tak bez śladu | jakbym już miała wybierać, to lepiej zabawowo. Ale że cokolwiek by było dobre, to nie będę już wydziwiać.
Richie117 napisał: | are you kidding? House KOCHA wyzwania i trudne przypadki | no niby taaaaak... ale w miłości też? ileż można
Richie117 napisał: | dokładnie!!! chłopaki zawsze mogą się usprawiedliwić, że któryś z nich potrzebował badania albo usta-usta | nic tylko szukać sobie faceta lekarza
Richie117 napisał: | za to House zwykle jako pierwszy nie może utrzymać rączek przy sobie i łapie Wilsona za tyłek | bo House przechodzi do konkretów, bez zbędnych wstępów
Richie117 napisał: | Poor U, teraz tłumaczysz ten rozdził z kelnerką? <img src="http://i247.photobucket.com/albums/gg156/kasiat88/emotki/DAlike/przytula.gif"> | yeah, teraz już tak... ale nawet nie jest tak źle, lepsze niż gadki w pubie
Richie117 napisał: | yeah, something like that. Tylko tym razem House będzie bardziej na celowniku niż Wilson, jeśli dobrze pamiętam | porąbany, niemiły diagnosta, który w dodatku okazuje się być gejem?
Richie117 napisał: | Cuddy nigdy nie słyszała o wzajemnym sprawdzaniu stanu jamy ustnej w ramach przyjacielskiej przysługi
czy w serialu Wilson nie miał podobnych wątpliwości? Tylko jego wątpliwości były słuszne | było, było, coś mi świta... było chyba o całowaniu jako pocieszaniu w ramach przysługi
Richie117 napisał: | well... na nas działa | na nas wszystko działa
Richie117 napisał: | chyba związek chłopaków jest jeszcze zbyt świeży, żeby musieli się posuwać zabawkami... to znaczy - do zabawek | zawsze mogą się bawić w coś w stylu kto pierwszy dojdzie, czy tam dobiegnie
Richie117 napisał: | i chrzanić motywy tego czynu, co? | no jasne, i tak sie liczy
Richie117 napisał: | mi się to obiło o oko raz czy dwa... Fiki są niezastąpione w poszerzaniu słownictwa | tylko najczęściej zapamiętuje te słówka, które kojarzą się z erami itepe
Richie117 napisał: | eee tam, genialnie to by było, gdybym zgodnie z planem wstawiała nowy rozdział co dwa dni. | e tam, to już by było idealnie, teraz jest genialnie;) I tak wstawiasz częściej niż ja, a masz więcej fików. Yeah, i o czym to świadczy? leń ze mnie
Richie117 napisał: | "Stalk" jest tak trudny, że 3 strony dziennie to i tak dobry wynik | już sobie ćwiczę przed październikiem
*
kurczę, lubię tego fika. Bo jest taki prawdziwy. Nasz prawdziwy siódmy sezon
Omg, zgodzę się w 200procentach ze wstępem do trzeciego rodziału ale Huddy miewało też wspólne plany, House wpadał na kolację do Cuddy, gdzie był zmuszony jeść same warzywa, bo żadnego mięska nie można było
Czułam, że tak kolacja będzie masakrą i jakoś bardzo się nie pomyliłam;p Cuddy jest trochę jak nastolatka, jeśli uważa, że facet będzie na nią grzecznie czekał przez masę czasu, aż wreszcie poczuje się gotowa czy coś. Yeah, dobrze jej tak xd
Cytat: | - Jest cała twoja - powiedział chłodno House, | tak, tak, a House jest cały Wilsona, a Wilson House'a, koniec pieśni
Cytat: | Czy House kiedykolwiek ryzykował własnym życiem dla szczęścia Cuddy? | nie. A dla Wilsona owszem
Cytat: | Masz tu swoją szczoteczkę do zębów, lekarstwa, czyste ubrania na jutro i pudełko krakersów na wypadek, gdyby Cuddy nie dała ci jeść. | szczoteczka do zębów najważniejsza, Cuddy przecież nie toleruje dotykania jej własnej!
Cytat: | Nie chcę cię w tej chwili oglądać. | Wilson, no przestań! Nawet nagiego?!
Cytat: | - Nie pocałowałem jej! - wrzasnął House. - To ona pocałowała mnie! | trudno zobaczyć różnicę, gdy jest się zazdrosnym;p
Cytat: | Nie przerywając pocałunku, Wilson zdołał wydobyć z kieszeni swój telefon komórkowy. | i nic mu nie przeszkadzało w tej kieszeni?
Okropna sprawa z całowaniem Cuddy, ale jednocześnie taka zarąbista. Już od początku mają problemy... albo raczej to Cuddy ma problem szkoda, że się sprawa rozwiązała w jednym 'odcinku', chociaż to i tak było o wiele lepsze od 'okłamałeś mnie, House, już cię nie lubię' z serialu... tutaj Wilson miał przynajmniej jakieś większe podstawy, by się złościć na House'a xd
Cytat: | Wilson jest mój. A ja nigdy nie dzielę się swoimi zabawkami | jeden zero dla House'a!
Cytat: | Sam skrzywiła się ze wstrętem | e tam, jak można się krzywić na fakt, że były chłopak okazał się gejem?
Cytat: | - Ty flirtujesz ze wszystkimi. | House ze wszystkimi, a Wilson ze wszystkimi pielęgniarkami
Ej no po co mu ta wizyta u Nolana? Żeby tylko facet nie namieszał House'owi w głowie! Chyba, że nie posłucha Wilsona i jednak nigdzie nie pójdzie xd
Cytat: | Na Wilsona musiał czekać przez wiele lat. | no i w końcu sie doczekał
Mówiłam już, że lubię tego fika? Jeszcze raz chyba nie zaszkodzi
weeny na resztę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 5:52, 03 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
advantage napisał: | jej, najpierw przepraszam, że tak długo zajęło mi dotarcie tutaj | spoko, rozumiem, że znad morza daleka droga and all
advantage napisał: | jakbym już miała wybierać, to lepiej zabawowo. Ale że cokolwiek by było dobre, to nie będę już wydziwiać. | czytałam fika czy dwa o tym, jak to Wilson był wściekły na House'a po powrocie, za to że House go prawie przejechał... Boję się, że w tym sezonie Hilson ostatecznie się pogrąży albo będzie tak niedorzecznie wymuszony, że nie da się tego znieść
advantage napisał: | no niby taaaaak... ale w miłości też? ileż można | no jak nie ma innego wyjścia...
advantage napisał: | bo House przechodzi do konkretów, bez zbędnych wstępów | a potem Wilson narzeka, że nie została mu ani jedna koszula z kompletem guzików
advantage napisał: | yeah, teraz już tak... ale nawet nie jest tak źle, lepsze niż gadki w pubie | no widzisz, zapomniałam o istnieniu tego rozdziału z podrywem hm, no w sumie hetero-porno w połowie przypomina homo-porno
advantage napisał: | porąbany, niemiły diagnosta, który w dodatku okazuje się być gejem? | tjaaa, poor Cuddy, gdy w końcu to do niej dotarło
advantage napisał: | było, było, coś mi świta... było chyba o całowaniu jako pocieszaniu w ramach przysługi | to chyba ogólna geneza małżeństw i związków Wilsona
a wtedy wcześniej, o ile sobie przypominam, chodziło mi o to, że Wilson nie kumał, czemu Cuddy miałaby być w domu House'a i się z nim bzykać
advantage napisał: | zawsze mogą się bawić w coś w stylu kto pierwszy dojdzie, czy tam dobiegnie | raz czytałam, jak chłopaki się tak bawili U know - 69... 3, 2, 1, start
advantage napisał: | I tak wstawiasz częściej niż ja, a masz więcej fików. Yeah, i o czym to świadczy? | to świadczy o tym, że nie mam życia poza Hilsonem
advantage napisał: | już sobie ćwiczę przed październikiem | bleeeh, październik
advantage napisał: | kurczę, lubię tego fika. Bo jest taki prawdziwy. Nasz prawdziwy siódmy sezon | that's what I was hoping for
advantage napisał: | gdzie był zmuszony jeść same warzywa, bo żadnego mięska nie można było | i tak ulubione mięsko House'a mieszkało pod innym adresem
advantage napisał: | Cuddy jest trochę jak nastolatka, jeśli uważa, że facet będzie na nią grzecznie czekał przez masę czasu, aż wreszcie poczuje się gotowa czy coś. | w tym fikowa Cuddy przypomina serialową
advantage napisał: | nie. A dla Wilsona owszem | za to teraz już wiemy, że House ryzykował swoim życiem PRZEZ Cuddy
advantage napisał: | szczoteczka do zębów najważniejsza, Cuddy przecież nie toleruje dotykania jej własnej! | Autorka fika to prawdziwa prorokini
advantage napisał: | Wilson, no przestań! Nawet nagiego?! | Nooo, nagiego to może by chciał obejrzeć, ale House na to nie wpadł
advantage napisał: | trudno zobaczyć różnicę, gdy jest się zazdrosnym;p | no nie wieeem... Ja tam przy okazji HuKa widziałam, że to Cuddy gwałciła House'a językiem
advantage napisał: | i nic mu nie przeszkadzało w tej kieszeni? | tjaaa, telefon mu przeszkadzał
advantage napisał: | szkoda, że się sprawa rozwiązała w jednym 'odcinku', chociaż to i tak było o wiele lepsze od 'okłamałeś mnie, House, już cię nie lubię' z serialu... | wszystko przez to, że chłopaki muszą mieć czas na ochłonięcie, zanim zmierzą się z kolejnymi problemam
advantage napisał: | e tam, jak można się krzywić na fakt, że były chłopak okazał się gejem? | nawet gdyby Wilson był jej obecnym chłopakiem, powinna się cieszyć
advantage napisał: | House ze wszystkimi, a Wilson ze wszystkimi pielęgniarkami | i na flirtowaniu się nie kończy w przypadku Wilsona
advantage napisał: | Ej no po co mu ta wizyta u Nolana? Żeby tylko facet nie namieszał House'owi w głowie! Chyba, że nie posłucha Wilsona i jednak nigdzie nie pójdzie xd | mnie nie pytaj Chociaż gdyby Nolan nie był Nolanem, to mogłoby to mieć sens... Anyway, Nolan ma w tym fiku sporą rolę, ale żadnego mieszania w głowie nie będzie, obiecuję
dziękować
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anai
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:49, 04 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | gdyby było, to 75% filmów w tv musiałoby lecieć po 23. | aaa, to już wiem, dlaczego gdy włączam tv w ciągu dnia to nigdy nie ma nic ciekawego
Richie117 napisał: | aha, to dlatego Cuddy miała siły się bzykać przez cały 7x01 - bo się swoim dzieckiem nie opiekowała | taa, trudno nie zauważyć
Richie117 napisał: | nie spisuj go tak na straty, może przesiąknie seksapilem Tauba do nowego sezonu | bluźnisz, kobieto! Nikt nie pobije Boga Seksu, Tauba
Richie117 napisał: | każdy sobie obiecuje, że będzie dbał o swoje szare komórki... a potem pije dalej Uh-huh, gdyby tak Chuck kopnął Cuddy z półobrotu w głowę, to silikon miałby szansę wrócić na miejsce | Ech, wakacje się skończyły, więc nieprędko nadarzy się okazja do picia I co wtedy? Cuddy by się rozchorowała od tego przeciągu w swojej głowie
Richie117 napisał: | na pewno nie na stojąco. Tzn nie "na pewno" tylko "być może" Ale Lucas jest takim pieseczkiem Cuddy, że nie miałby nic przeciwko spaniu na dworze... | Po przeczytaniu nowego rozdziału stwierdzam, że Lucas o wiele mniej 'psi' niż mi się wydawało
Richie117 napisał: | moje pytanie: Czy można wysłać smsa na koszt adresata? | Moja odpowiedź: Nie, nie można (Zdajesz sobie sprawę, że za to pytanie musisz zapłacić? )
Richie117 napisał: | oglądałam ostatnio "Zakochanego Anioła" | tytuł podejrzanie przywodzi na myśl 'Zbuntowanego Anioła' I jak, strasznie było?
Richie117 napisał: | nieprawdopodobne, co nie? No, może 'polubić' to za dużo powiedziane, ale chyba da się ją przestać nienawidzić w tym fiku | Chyba masz rację, już mi jej żal, nawet pies ją zostawił
Richie117 napisał: | już się nie mogłam doczekać | ale siem doczekałaś
Richie117 napisał: | Wilson nawet wściekły na House'a nie może przestać się o niego troszczyć | i to jest słodkie
Richie117 napisał: | U know.... skoro House zrobił to z Cuddy, to jest w stanie zrobić to z każdym | ach, to stawia fochy Wilsona w zupełnie innym świetle
Richie117 napisał: | przecież ona była przekonana, że House tylko udaje, żeby ją poderwać | biedna kobieta
Richie117 napisał: | a starałam się ująć to jakoś tak, żeby unkinąć podobnych skojarzeń | to chyba mission impossible
Richie117 napisał: | też mi się tak wydaje w tym fiku - chyba dlatego, że tutaj ten problem wypłynął zbyt wcześnie i oprócz tego kissa Wilson nie miał powodów, żeby czuć się niepewnie, ani nie miał czasu, żeby... no... jakoś odpychać House'a od siebie przez te swoje obawy. Zupełnie jakby 13 wysnuła swoją tezę z wszystkich innych fików, gdzie Wilson się boi, że zdradzi House'a | Tjaa, naczytała się Hilsonowych fików i wszystko jej się miesza
Richie117 napisał: | awwww... <img src="http://i247.photobucket.com/albums/gg156/kasiat88/emotki/DAlike/przytula.gif"> | * back*
Richie117 napisał: | poor chomik
Ale dopsz, że Lucas tak szybko nie spławił Cuddy, bo to będzie bardzo ciekawa rozmowa | mhm, widziałam 'Dlaczego ja?' może w takim razie zaczekać
***
Aww, sweet Hilsonowe momenty Aż mi się poprawił niedzielny jutro-do-szkoły humor
Cytat: |
- Wtedy pewnie będę musiał wysłać kartkę z przeprosinami do tego, kto dzwoni. Albo odbierz, albo niech się nagra na sekretarkę. Ja idę pod prysznic. | Związek z House'em źle na Wilsona wpływa, stał się strasznie egoistyczny
Cytat: |
- No cóż, po pierwsze dlatego, że właśnie bierze prysznic. Ale również dlatego, że nie jest już twoją miłosną zabaweczką. Wilson jest mój. A ja nigdy nie dzielę się swoimi zabawkami. | Mrr Z drugiej strony, mógłby się podzielić niektórymi zabawkami z Sam. Dobrze by jej to zrobiło
Cytat: |
Wilson stęknął. - Już ja się postaram, żebyś sam zapłacił rachunek za wodę w przyszłym miesiącu - mruknął, odwracając się twarzą do niego. | Nigdy nie zrozumiem Wilsona :< Dlaczego nie mogą po prostu brać prysznica wspólnie?
Cytat: |
Sam skrzywiła się ze wstrętem i przeniosła spojrzenie z jednego lekarza na drugiego. | Skrzywiła?! Ech, jak można mieć tak wypaczony gust?
Cytat: |
House przewrócił oczami. - Kiedy zostawiłem cię z Sam w twoim gabinecie, czy powiedziałeś jej, że posuwałeś ją wyłącznie po to, żeby przestać myśleć o mnie? | Brutalne, ale jakie prawdziwe
Uh, znowu Nolan? Jeśli już musi być, to oby przynajmniej gadał bardziej do rzeczy niż serialowy
Cytat: | Dzięki temu Wilsonowi trudniej było dostrzec niedorzeczną minę zadowolenia, która mimo woli przemykała po jego twarzy, ilekroć sadowił się na ławeczce. Kiedy zaczął grać, Wilson wyłączył telewizor, odchylił się na oparcie kanapy i zamknął oczy. House grał, a Wilson słuchał. Twarze obu lekarzy wyrażały identyczną, bezgraniczną radość, podczas gdy muzyka rozchodziła się po całym mieszkaniu. |
Bardzo produktywne to Twoje 'obijanie się'
Więc obijaj się tak dalej
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
advantage
Otorynolaryngolog
Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 21:09, 05 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | spoko, rozumiem, że znad morza daleka droga and all | zwłaszcza znad Egejskiego
Richie117 napisał: | Boję się, że w tym sezonie Hilson ostatecznie się pogrąży albo będzie tak niedorzecznie wymuszony, że nie da się tego znieść | całkiem możliwe, jeśli udział RSLa ma być zmiejszony;/
Richie117 napisał: | a potem Wilson narzeka, że nie została mu ani jedna koszula z kompletem guzików | powinien częściej zakładać zwyczajne koszulki, wtedy nie taka wielka strata jak się rozerwie
Richie117 napisał: | hm, no w sumie hetero-porno w połowie przypomina homo-porno | yeah, porno to porno
Richie117 napisał: | tjaaa, poor Cuddy, gdy w końcu to do niej dotarło | lepiej późno niż wcale
Richie117 napisał: | to chyba ogólna geneza małżeństw i związków Wilsona | cóż poradzić, jeśli nie można mu się oprzeć?
Richie117 napisał: | raz czytałam, jak chłopaki się tak bawili U know - 69... 3, 2, 1, start | ale to nie fair, bo można działać na niekorzyść drugiego
Richie117 napisał: | to świadczy o tym, że nie mam życia poza Hilsonem | oddałaś się dobrej sprawie
Richie117 napisał: | bleeeh, październik | no co Ty, ja się już nie mogę doczekać
Richie117 napisał: | that's what I was hoping for | a teraz można mieć na cokolwiek nadzieję? nic nie wiem o ósmym sezonie poza datą premiery i niech tak pozostanie:p
Richie117 napisał: | i tak ulubione mięsko House'a mieszkało pod innym adresem | i to mięsko przecież gotuje lepiej od Cuddy, dlaczego tam nie poszedł?!
Richie117 napisał: | za to teraz już wiemy, że House ryzykował swoim życiem PRZEZ Cuddy | when? znowu nie pamiętam
Richie117 napisał: | Autorka fika to prawdziwa prorokini | szkoda, że całego sezonu nie wyprorokowała xd
Richie117 napisał: | Nooo, nagiego to może by chciał obejrzeć, ale House na to nie wpadł | a to jednak zdarzają sie chwilę, kiedy nie myśli o nagim Wilsonie:p
Richie117 napisał: | no nie wieeem... Ja tam przy okazji HuKa widziałam, że to Cuddy gwałciła House'a językiem | chcesz powiedzieć, że LE gwałciła językiem Hju?!
Richie117 napisał: | tjaaa, telefon mu przeszkadzał | aaa, za mało miejsca, za ciasne spodnie, więc czegoś musiał się pozbyć
Richie117 napisał: | wszystko przez to, że chłopaki muszą mieć czas na ochłonięcie, zanim zmierzą się z kolejnymi problemam | problemy powinny się odwalić i pozwolić im się sobą nacieszyć xd
Richie117 napisał: | nawet gdyby Wilson był jej obecnym chłopakiem, powinna się cieszyć | trójkąty i inne takie gwarantowane, na co tu narzekać?
Richie117 napisał: | i na flirtowaniu się nie kończy w przypadku Wilsona | Wilson po prostu flirtuje bardziej dogłębnie
Richie117 napisał: | Anyway, Nolan ma w tym fiku sporą rolę, ale żadnego mieszania w głowie nie będzie, obiecuję | ufff, ok
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 6:55, 07 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Anai napisał: | bluźnisz, kobieto! Nikt nie pobije Boga Seksu, Tauba | sooorry Ofkors że Foreman nie pobije Tauba, ale może skapnie mu troszkę tego jego boskiego uroku
Anai napisał: | Ech, wakacje się skończyły, więc nieprędko nadarzy się okazja do picia | już niedługo Sylwester
Anai napisał: | I co wtedy? Cuddy by się rozchorowała od tego przeciągu w swojej głowie | Nolan miałby nową pacjentkę
Anai napisał: | Po przeczytaniu nowego rozdziału stwierdzam, że Lucas o wiele mniej 'psi' niż mi się wydawało | szkoda, że to tylko w fiku - w serialu pewnie zaproponowałby Cuddy, że popilnuje Rachel dopóki niańka nie przyjdzie, a ona niech się spokojnie jedzie bzykać z House'em
Anai napisał: | Moja odpowiedź: Nie, nie można (Zdajesz sobie sprawę, że za to pytanie musisz zapłacić? ) | aha (yeah, zdaję sobie. I wciąż mam ponad 200zł na koncie w komórce )
Anai napisał: | tytuł podejrzanie przywodzi na myśl 'Zbuntowanego Anioła' I jak, strasznie było? | za to Krzysztof Globisz nie kojarzy się z Natalią Oreiro Nieee, było fajnie; widziałam ten film już 3 razy Uwielbiam scenę, w której tytułowy Anioł stwierdza, że wyrósł mu penis, a następnie dostaje załamania nerwowego
Anai napisał: | Chyba masz rację, już mi jej żal, nawet pies ją zostawił | tylko nie rozkręcaj się za bardzo w tym żalu, bo to jeszcze nie koniec evil!Cuddy
Anai napisał: | to chyba mission impossible | zwłaszcza przy takich czytelniczkach
Anai napisał: | Aww, sweet Hilsonowe momenty Aż mi się poprawił niedzielny jutro-do-szkoły humor | to muszę się postarać, żeby wrzucać co niedziela jakieś nowe kawałki
Anai napisał: | Związek z House'em źle na Wilsona wpływa, stał się strasznie egoistyczny | tjaaa, jak on mógł iść pod prysznic i nie zaprosić House'a?!
Anai napisał: | Z drugiej strony, mógłby się podzielić niektórymi zabawkami z Sam. Dobrze by jej to zrobiło | masz na myśli osikowy kij od miotły?
Anai napisał: | Dlaczego nie mogą po prostu brać prysznica wspólnie? | mogą Ale to by nic nie zmieniło, bo wspólny prysznic trwałby dwa (albo więcej) razy dłużej
Anai napisał: | Ech, jak można mieć tak wypaczony gust? | pewnie jej się tak wypaczył od codziennego patrzenia na własne odbicie w lustrze
Anai napisał: | Uh, znowu Nolan? Jeśli już musi być, to oby przynajmniej gadał bardziej do rzeczy niż serialowy | yeah, tego Nolana da się lubić
Anai napisał: | Bardzo produktywne to Twoje 'obijanie się' | no, aż nie pamiętam, kiedy udało mi się coś przetłumaczyć i wstawić
***
advantage napisał: | zwłaszcza znad Egejskiego | poważnie?
advantage napisał: | całkiem możliwe, jeśli udział RSLa ma być zmiejszony;/ | tym bym się nie przejmowała - z tego, co słyszałam, RSL po prostu zagra, co ma zagrać i się zmyje z planu, zamiast być non stop na posyłki DSa
advantage napisał: | powinien częściej zakładać zwyczajne koszulki, wtedy nie taka wielka strata jak się rozerwie | albo mógłby nosić koszulki House'a, których House by nie rozrywał tak pochopnie
advantage napisał: | cóż poradzić, jeśli nie można mu się oprzeć? | jak to mówią - ciało rzucone na łoże traci na oporze
advantage napisał: | ale to nie fair, bo można działać na niekorzyść drugiego | I think that's the whole point of it
advantage napisał: | no co Ty, ja się już nie mogę doczekać | good for you
advantage napisał: | a teraz można mieć na cokolwiek nadzieję? nic nie wiem o ósmym sezonie poza datą premiery i niech tak pozostanie:p | ja mam nadzieję, że "House" wyleci poza 50 top seriali
advantage napisał: | i to mięsko przecież gotuje lepiej od Cuddy, dlaczego tam nie poszedł?! | Cuddy przykuła go łańcuchem do nogi od stołu
advantage napisał: | when? znowu nie pamiętam | pamiętasz, tylko nie patrzysz na to z mojej perspektywy Bo chodziło mi np o skakanie z balkonu albo o wjeżdżanie samochodem w dom
advantage napisał: | szkoda, że całego sezonu nie wyprorokowała xd | i tak miała sporo dobrych trafień - kolejne (w pewnym sensie) już w następnym rozdziale
advantage napisał: | a to jednak zdarzają sie chwilę, kiedy nie myśli o nagim Wilsonie:p | taaa, wtedy nie myśli w ogóle
advantage napisał: | chcesz powiedzieć, że LE gwałciła językiem Hju?! | the same thing, bleeeh
advantage napisał: | aaa, za mało miejsca, za ciasne spodnie, więc czegoś musiał się pozbyć | trochę szkoda, że wybór padł na komórkę
advantage napisał: | Wilson po prostu flirtuje bardziej dogłębnie | można powiedzieć, że wchodzi w istotę rzeczy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
advantage
Otorynolaryngolog
Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:37, 07 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | poważnie? | yeah
Richie117 napisał: | tym bym się nie przejmowała - z tego, co słyszałam, RSL po prostu zagra, co ma zagrać i się zmyje z planu, zamiast być non stop na posyłki DSa | haha, świetnie, tylko żeby do reszty nie ograniczyli jego wizyt na planie xd
Richie117 napisał: | albo mógłby nosić koszulki House'a, których House by nie rozrywał tak pochopnie | chyba, że dawałby mu jakieś stare, które bez wyrzutów sumienia można rozerwać
Richie117 napisał: | jak to mówią - ciało rzucone na łoże traci na oporze | przy Wilsonie kobiety (i House) pewnie same rzucają sie na łóżko
Richie117 napisał: | I think that's the whole point of it | dylemat House'a: dojść pierwszym czy dać wygrać Wilsonowi... o ile kto pierwszy, ten wygrywa
Richie117 napisał: | ja mam nadzieję, że "House" wyleci poza 50 top seriali | hmm... tego bym chyba nie chciała... pomimo tego całego shitu teraz, wcześniejsze sezony mówią same za siebie
Richie117 napisał: | Cuddy przykuła go łańcuchem do nogi od stołu | a mówią, że kobieta powinna oczarować faceta sobą, żeby nie chciał od niej uciec
Richie117 napisał: | i tak miała sporo dobrych trafień - kolejne (w pewnym sensie) już w następnym rozdziale | ooooo, proszę, dobra jest!
Richie117 napisał: | taaa, wtedy nie myśli w ogóle | pustka w głowie geniusza, bo mózg schodzi w doł
Richie117 napisał: | the same thing, bleeeh | bleeeh, nieee... całowanie House'a/Hju nie może być bleeeh. Chyba, że to, że robiła to LE, wtedy bleeeh do kwadratu ;p
Richie117 napisał: | trochę szkoda, że wybór padł na komórkę | i szkoda, że te inne rzeczy są przyczepione do ciała
Richie117 napisał: | można powiedzieć, że wchodzi w istotę rzeczy | i zostawia coś po sobie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 6:45, 09 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
advantage napisał: | yeah | wow
advantage napisał: | haha, świetnie, tylko żeby do reszty nie ograniczyli jego wizyt na planie xd | nieee, na to Hju by się nie zgodził, szczególnie teraz, kiedy będzie mógł miło spędzać czas z RSL, a nie tylko odreagowywać sceny z LE
advantage napisał: | chyba, że dawałby mu jakieś stare, które bez wyrzutów sumienia można rozerwać | mrrr... A gdyby tak Wilson sam założył taką koszulkę, byłby to dress-code sugerujący noc z hot erą
advantage napisał: | przy Wilsonie kobiety (i House) pewnie same rzucają sie na łóżko | mam nadzieję, że mają lepsze łóżka niż ja, bo w moim po czymś takim pękła rama
advantage napisał: | dylemat House'a: dojść pierwszym czy dać wygrać Wilsonowi... o ile kto pierwszy, ten wygrywa | tam chyba chodziło o to, że wygra ten, kto się dłużej powstrzyma W takich warunkach na miejscu House'a wolałabym przegrać, bo co mu po wygranej, jeżeli przegrany Wilson nie będzie w stanie dokończyć swojego dzieła
advantage napisał: | hmm... tego bym chyba nie chciała... pomimo tego całego shitu teraz, wcześniejsze sezony mówią same za siebie | wcześniejsze sezony już się zapisały w Top 10 i nic tego nie zmieni
advantage napisał: | a mówią, że kobieta powinna oczarować faceta sobą, żeby nie chciał od niej uciec | w przypadku Cuddy to by wyglądało tak:
[link widoczny dla zalogowanych]
advantage napisał: | Chyba, że to, że robiła to LE, wtedy bleeeh do kwadratu ;p | to miałam na myśli
advantage napisał: | i szkoda, że te inne rzeczy są przyczepione do ciała | ale wyciągnąć ze spodni by się je dało
advantage napisał: | i zostawia coś po sobie | brudne prześcieradło
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anai
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 19:42, 09 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | sooorry Ofkors że Foreman nie pobije Tauba, ale może skapnie mu troszkę tego jego boskiego uroku | Taub ma w sobie tyle seksapilu, że mógłby nim obdarzyć połowę PPTH, a i tak pozostałby największym Casanovą w New Jersey
Richie117 napisał: | już niedługo Sylwester | niedługo? Po tym pierwszym szkolnym tygodniu mam wrażenie, że wakacje skończyły się miesiąc temu
Richie117 napisał: | Nolan miałby nową pacjentkę | jej trudno byłoby zaszkodzić, więc mógłby na niej potrenować, żeby stać się wreszcie użytecznym lekarzem
Richie117 napisał: | szkoda, że to tylko w fiku - w serialu pewnie zaproponowałby Cuddy, że popilnuje Rachel dopóki niańka nie przyjdzie, a ona niech się spokojnie jedzie bzykać z House'em | A mnie tam średnio interesuje, co robi i jak zachowuje się Lucas
Richie117 napisał: | aha (yeah, zdaję sobie. I wciąż mam ponad 200zł na koncie w komórce ) | uff, co za ulga - przynajmniej nie okradam biednych
Richie117 napisał: | za to Krzysztof Globisz nie kojarzy się z Natalią Oreiro Nieee, było fajnie; widziałam ten film już 3 razy Uwielbiam scenę, w której tytułowy Anioł stwierdza, że wyrósł mu penis, a następnie dostaje załamania nerwowego | o, wygóglałam ten film i rzeczywiście, wygląda trochę inaczej Nie pamiętam nawet, kiedy ostatni raz oglądałam polski film, ale brzmi fajnie i może się skuszę. Warto?
Richie117 napisał: | tylko nie rozkręcaj się za bardzo w tym żalu, bo to jeszcze nie koniec evil!Cuddy | ookej... mi nie musisz tego dwa razy powtarzać
Richie117 napisał: | zwłaszcza przy takich czytelniczkach | mnie też dobijają moje skojarzenia, zwłaszcza na lekcjach. Zwłaszcza, gdy teoretycznie nie powinny mi nawet przychodzić na myśl
Richie117 napisał: | to muszę się postarać, żeby wrzucać co niedziela jakieś nowe kawałki | yes, please
Richie117 napisał: | tjaaa, jak on mógł iść pod prysznic i nie zaprosić House'a?! | mam zbyt ograniczony umysł, żeby to pojąć
Richie117 napisał: | masz na myśli osikowy kij od miotły? | właściwie to miałam raczej na myśli coś, co pomogłoby jej rozładować um... napięcie, wynikające z samotności Ale osikowy kijek też będzie jak znalazł, ofkors
Richie117 napisał: | mogą Ale to by nic nie zmieniło, bo wspólny prysznic trwałby dwa (albo więcej) razy dłużej | who cares? (Oprócz Wilsona, ale kogo obchodzi jego zdanie? )
Richie117 napisał: | pewnie jej się tak wypaczył od codziennego patrzenia na własne odbicie w lustrze | to wszystko tłumaczy xd
Richie117 napisał: | no, aż nie pamiętam, kiedy udało mi się coś przetłumaczyć i wstawić | tjaaa, to chyba było lata temu
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 4:35, 10 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Anai napisał: | Taub ma w sobie tyle seksapilu, że mógłby nim obdarzyć połowę PPTH, a i tak pozostałby największym Casanovą w New Jersey | to wyjaśnia, czemu ostatnimi czasy z Wilsona taki ponury przychlast się zrobił - bo niski, łysawy gnom z wielkim nosem zagarnął należny mu tytuł
Anai napisał: | niedługo? Po tym pierwszym szkolnym tygodniu mam wrażenie, że wakacje skończyły się miesiąc temu | to jeszcze 9 miesięcy i znowu wakacje
Anai napisał: | jej trudno byłoby zaszkodzić, więc mógłby na niej potrenować, żeby stać się wreszcie użytecznym lekarzem | ej, a czy w takim razie nie byłoby lepiej, gdyby Nolan zmienił zawód i został profesjonalnym cyrkowcem od rzucania nożami?
Anai napisał: | A mnie tam średnio interesuje, co robi i jak zachowuje się Lucas | mnie w zasadzie też Tylko tak w ramach ciekawostki powiem, że widziałam tego aktora w 3 innych rolach i za każdym razem grał z-pozoru-miłego wrednego psychopatę
Anai napisał: | Nie pamiętam nawet, kiedy ostatni raz oglądałam polski film, ale brzmi fajnie i może się skuszę. Warto? | jak powiem, że nie warto, to wyjdę na idiotkę, skoro oglądałam to 3 razy Cóż, jeśli się skusisz, to najwyżej stracisz 90 minut życia
Anai napisał: | yes, please | przygniata mnie brzemię odpowiedzialności teraz
Anai napisał: | właściwie to miałam raczej na myśli coś, co pomogłoby jej rozładować um... napięcie, wynikające z samotności | to jej napięcie mogłoby zasilić w energię cały Nowy Jork (i mam na myśli stan, a nie miasto)
Anai napisał: | who cares? (Oprócz Wilsona, ale kogo obchodzi jego zdanie? ) | teraz tak mówisz... ale jak bananek Wilsona strzeli focha, to zdanie Wilsona stanie się bardzo istotne
Anai napisał: | tjaaa, to chyba było lata temu | nooo... a Gimme to już całe wieki nikt nie widział * back*
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Sob 4:36, 10 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
advantage
Otorynolaryngolog
Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 20:31, 10 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | nieee, na to Hju by się nie zgodził, szczególnie teraz, kiedy będzie mógł miło spędzać czas z RSL, a nie tylko odreagowywać sceny z LE | zwłaszcza, że jest producentem, musi mieć coś do powiedzenia
Richie117 napisał: | mrrr... A gdyby tak Wilson sam założył taką koszulkę, byłby to dress-code sugerujący noc z hot erą | mniej kłótni, bo rozumieliby się bez słów
Richie117 napisał: | mam nadzieję, że mają lepsze łóżka niż ja, bo w moim po czymś takim pękła rama | skąd ja to znam... ja mam pęknięty spód łóżka, czy jak się to zwie xd
Richie117 napisał: | tam chyba chodziło o to, że wygra ten, kto się dłużej powstrzyma W takich warunkach na miejscu House'a wolałabym przegrać, bo co mu po wygranej, jeżeli przegrany Wilson nie będzie w stanie dokończyć swojego dzieła | haha, nagroda za wytrwałość też bym tak zrobiła, czasami lepiej odpuścić sobie wygraną na rzecz innych przyjemności
Richie117 napisał: | wcześniejsze sezony już się zapisały w Top 10 i nic tego nie zmieni | jea, tyle dobrze
Richie117 napisał: | w przypadku Cuddy to by wyglądało tak:
[link widoczny dla zalogowanych] | i teraz wyrażenie 'Cuddy, ty stara czarownico' wydaje się być takie dosłowne
Richie117 napisał: | to miałam na myśli | wizja ust Hju musiała mi zaciemnić umysł, że najpierw na to nie wpadłam xd
Richie117 napisał: | ale wyciągnąć ze spodni by się je dało | nawet bezboleśnie
Richie117 napisał: | brudne prześcieradło | też dobrze, zawsze można nie prać i mieć pamiątkę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anai
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 20:08, 12 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | to wyjaśnia, czemu ostatnimi czasy z Wilsona taki ponury przychlast się zrobił - bo niski, łysawy gnom z wielkim nosem zagarnął należny mu tytuł | yeah, życie nie jest sprawiedliwe
Richie117 napisał: | to jeszcze 9 miesięcy i znowu wakacje | a nie, bo więcej
Richie117 napisał: | ej, a czy w takim razie nie byłoby lepiej, gdyby Nolan zmienił zawód i został profesjonalnym cyrkowcem od rzucania nożami? | albo tym facetem, który wkłada ludzi do skrzyni, a później ją przepiłowywuje?
Richie117 napisał: | mnie w zasadzie też Tylko tak w ramach ciekawostki powiem, że widziałam tego aktora w 3 innych rolach i za każdym razem grał z-pozoru-miłego wrednego psychopatę | pewnie musi sobie odreagować tę słitaśność w House'ie
Richie117 napisał: | jak powiem, że nie warto, to wyjdę na idiotkę, skoro oglądałam to 3 razy Cóż, jeśli się skusisz, to najwyżej stracisz 90 minut życia | nie przejmuj się, też mam takie filmy i książki, które lubię, mimo że nikomu się do tego nie przyznaję
Richie117 napisał: | przygniata mnie brzemię odpowiedzialności teraz | niech Cię nie przygniata! Take your time
Richie117 napisał: | to jej napięcie mogłoby zasilić w energię cały Nowy Jork (i mam na myśli stan, a nie miasto) | właśnie odkryłaś nowy, ekonomiczny sposób dostarczania energii
Richie117 napisał: | teraz tak mówisz... ale jak bananek Wilsona strzeli focha, to zdanie Wilsona stanie się bardzo istotne | a kto powiedział, że bananek musi koniecznie słuchać Wilsona?
Richie117 napisał: | nooo... a Gimme to już całe wieki nikt nie widział | brak weny? W końcu przyjdzie A poza tym, pamiętaj - musimy mieć jakąś rozrywkę na starość w psychiatryku
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 4:15, 14 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
advantage napisał: | zwłaszcza, że jest producentem, musi mieć coś do powiedzenia | on zawsze miał wiele do powiedzenia, tylko DS go konsekwentnie nie słuchał
advantage napisał: | mniej kłótni, bo rozumieliby się bez słów | tylko co ze smokingami? Bo podrzeć szkoda, ale tak trudno się oprzeć pokusie...
advantage napisał: | skąd ja to znam... ja mam pęknięty spód łóżka, czy jak się to zwie xd | polskie łóżka najwyraźniej są robione wg jakichś kościelnych wytycznych, żeby nie dochodziło w nich do żadnych ekstremalnych wyczynów
advantage napisał: | też bym tak zrobiła, czasami lepiej odpuścić sobie wygraną na rzecz innych przyjemności | lepiej sobie odpuścić... i się spuścić
advantage napisał: | i teraz wyrażenie 'Cuddy, ty stara czarownico' wydaje się być takie dosłowne | yeah! albo 'Wilson, skocz po piwo'
advantage napisał: | nawet bezboleśnie | tylko ostrożnie z zamkiem błyskawicznym
advantage napisał: | też dobrze, zawsze można nie prać i mieć pamiątkę | Cameron poszła jeszcze dalej i swoje zamroziła
***
Anai napisał: | a nie, bo więcej | aha, już rozumiem - każdy tydzień nauki daje poczucie, że następne wakacje oddalają się o miesiąc
Anai napisał: | albo tym facetem, który wkłada ludzi do skrzyni, a później ją przepiłowywuje? | taaaak Oby tylko Cuddy nie okazała się być genetycznie spokrewniona z dżdżownicą, bo wtedy z dwóch połówek otrzymalibyśmy dwie całe Cuddy
Anai napisał: | pewnie musi sobie odreagować tę słitaśność w House'ie | ale tamte role były sprzed House'a To pokazuje dziwaczność TPTB - transwestytkę wybrali na administratorkę, a psychopatę na słit-mysia-pysia
Anai napisał: | nie przejmuj się, też mam takie filmy i książki, które lubię, mimo że nikomu się do tego nie przyznaję | "Moda na sukces"?
Anai napisał: | niech Cię nie przygniata! Take your time | dziękuję Bo, jak widzisz, i tak mi nic z moich planów nie wyszło
Anai napisał: | a kto powiedział, że bananek musi koniecznie słuchać Wilsona? | nikt po prostu bananek Wilsona jest lepiej wytresowany, niż żółwik House'a
Anai napisał: | brak weny? W końcu przyjdzie A poza tym, pamiętaj - musimy mieć jakąś rozrywkę na starość w psychiatryk | wena czai się na wyciągnięcie ręki, ale mam silne przeczucie, że jak otworzę Worda, to ją spłoszę * back* Mrrr, psychiatryk ^_^ wreszcie nic by mnie nie rozpraszało od tłumaczenia
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
advantage
Otorynolaryngolog
Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 18:10, 14 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | on zawsze miał wiele do powiedzenia, tylko DS go konsekwentnie nie słuchał | niby powinniśmy być wdzięczni, że w ogóle stworzył House'a, no ale facet jest dziwny jakiś... w takiej branży chyba lepiej wykorzystywać dobre pomysły, mniej ważne czyje, zwłaszcza jak się pracuje w ekipie xd
Richie117 napisał: | tylko co ze smokingami? Bo podrzeć szkoda, ale tak trudno się oprzeć pokusie... | raz mogą poszaleć i je zedrzeć, House i tak nie lubi go nosić, więc powinien sie cieszyć, gdy już nie będzie musiał
Richie117 napisał: | polskie łóżka najwyraźniej są robione wg jakichś kościelnych wytycznych, żeby nie dochodziło w nich do żadnych ekstremalnych wyczynów | żeby jeszcze się psuły na czymś ekstremalnym... psują sie na zwykłym, niewinnym skakaniu!
Richie117 napisał: | lepiej sobie odpuścić... i się spuścić | czasami trzeba być egoistą ;p
Richie117 napisał: | yeah! albo 'Wilson, skocz po piwo' | jak żaba?
Richie117 napisał: | tylko ostrożnie z zamkiem błyskawicznym | najpierw trzeba być ostrożnym, żeby potem mieć czym poszaleć
Richie117 napisał: | Cameron poszła jeszcze dalej i swoje zamroziła | to chyba jest przekroczenie granicy 'pamiątek'
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 3:43, 15 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
advantage napisał: | niby powinniśmy być wdzięczni, że w ogóle stworzył House'a, no ale facet jest dziwny jakiś... w takiej branży chyba lepiej wykorzystywać dobre pomysły, mniej ważne czyje, zwłaszcza jak się pracuje w ekipie xd | DS wykorzystuje najlepsze możliwe (jego zdaniem) pomysły - jego własne DS stworzył House'a, a teraz go niszczy - ok, ma do tego prawo. Tylko gdzie tu sens?
advantage napisał: | raz mogą poszaleć i je zedrzeć, House i tak nie lubi go nosić, więc powinien sie cieszyć, gdy już nie będzie musiał | mrrrrrrr...
advantage napisał: | żeby jeszcze się psuły na czymś ekstremalnym... psują sie na zwykłym, niewinnym skakaniu! | łóżka powinny być wyposażone w komputer pokładowy, który by odróżniał skakanie niewinne od niecnego
advantage napisał: | jak żaba? |
advantage napisał: | to chyba jest przekroczenie granicy 'pamiątek' | kto by pomyślał, że z Cam taka szalona dziewczyna
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 5:51, 16 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Strasznie mi nie szedł ten rozdział, co widać po tym, ile czasu mi on zajął. Za dużo w nim poważnego stuffu i za mało zabawnych kawałków na rozluźnienie atmosfery ;pp Oby z kolejnym rozdziałem poszło lepiej (i szybciej)
Cytat: | Wspominałam, że ta fikowa wersja 7. sezonu ma wiele wspólnego z oryginalnym sezonem, zatem zgodnie z obietnicą - kolejny zbieżny punkt, tym razem w postaci... nowej postaci Resztę podobieństw do serialowej Masters sami pewnie zauważycie, więc nie będę się nad tym rozwodzić
Co do Nolana - wielka szkoda, IMO, że autorka nie wysłała House'a po prostu do innego terapeuty, bo nie wierzę, że House mógłby ponownie zaufać komuś, kto popełnił tyle pomyłek, co Nolan (nie mówiąc już o tym, że wątpię, czy House mógłby się zdobyć na zaufanie wobec jakiegokolwiek psychiatry, a jego "potulne" zachowanie podczas terapii już całkiem mi się w głowie nie mieści ). No ale cóż, trzeba to przełknąć, żeby dotrzeć do ciekawszych i mraśniejszych kawałków fika
Enjoy! |
(Do poprzedniego rozdziału - KLIK)
7x06 "Przedstawiam ci doktor Ramirez"
House otworzył drzwi do biura Cuddy i wetknął głowę do środka.
- Zagroziłaś mi trzema tygodniami podwójnych dyżurów w klinice, jeżeli nie przyjdę się z tobą zobaczyć?
Cuddy podniosła wzrok i uśmiechnęła się. - Tak. Proszę wejść, doktorze House.
House nie chciał tam wchodzić. Z tego właśnie powodu zatrzymał się w niewielkim przedsionku pomiędzy prostymi, szklanymi drzwiami kliniki a ozdobnymi, przeszklonymi drzwiami, które prowadziły do biura Cuddy. A ona nigdy nie zwracała się do niego per "doktorze House". To oznaczało, że starała się zachować uprzejmie i profesjonalnie po tym, co się stało. Prawdopodobnie chciała wyrazić tym swój szacunek do niego. Nie zostało to odebrane w ten sposób.
Wszedł do gabinetu ostrożnie i podejrzliwie. Zamknął za sobą drzwi, lecz nie ruszył się spod nich ani na krok. Miał ochotę zostawić jedną dłoń na klamce, by o tyle skrócić czas swojej ucieczki, jednak zmusił się do opuszczenia ręki wzdłuż boku.
- Czego chcesz, Cuddy? - Nie zamierzał brać udziału w jej grze i zwracać się do niej stosownymi formułkami.
Cuddy wstała i przygładziła spódnicę, po czym obeszła biurko, żeby znaleźć się bliżej House'a. Dłoń diagnosty zacisnęła się mocniej na uchwycie laski.
- Zachowałam się niewłaściwie - powiedziała. - Nie powinnam była zakładać, że wolałbyś być ze mną zamiast z Wilsonem tylko dlatego, że ja tego pragnęłam. Nie powinnam była całować cię w taki sposób. I kiedy poprosiłeś mnie, żebym wyjaśniła Wilsonowi, co dokładnie się stało, powinnam była się zgodzić. Ponieważ miałeś rację. - Spuściła wzrok na podłogę i westchnęła, lecz House się nie poruszył, a jego podejrzliwa mina pozostała bez zmian. Cuddy podniosła oczy, by znów napotkać jego spojrzenie. - To była moja wina. Usiłowałam namieszać w waszym związku, bo chciałam cię mieć dla siebie. Nie jestem dumna z tego powodu i przykro mi, że to zrobiłam. - Zaczęła iść w jego stronę, a House zastygł w napiętym oczekiwaniu, ale nie przerwał kontaktu wzrokowego. - Rozumiem, że możesz nie chcieć być w tej chwili moim przyjacielem, ale powinieneś wiedzieć, że bez względu na to, co się stanie...
Tego dnia Cuddy założyła buty na zaledwie pięciocentymetrowym obcasie, przez co bardziej niż zazwyczaj różnili się od siebie wzrostem. Nie stała wystarczająco blisko, by go dotknąć, jednak gdyby zrobiła jeszcze jeden krok, mogłaby go dosięgnąć. Jej srebrzyste oczy utkwione były w jego spojrzeniu. Chciał odwrócić wzrok, ale nie mógł. Uchwyt laski ściskał tak mocno, że aż zbielały mu kostki palców. Pragnął znaleźć się gdziekolwiek indziej byle nie w tym gabinecie. Nawet oddalona o dziesięć metrów klinika byłaby lepszym miejscem.
- ...bez względu na to, co się stanie - ciągnęła Cuddy, wpatrując się w niego - zależy mi na tobie. I zawsze możesz na mnie liczyć.
Jej dłoń musnęła jego ramię i House wzdrygnął się, mierząc ją ostrym spojrzeniem. Cuddy nerwowo cofnęła się o krok.
- To wszystko? - zapytał. - Mogę już iść?
Gdy Cuddy ponownie spuściła wzrok na podłogę i przytaknęła, House obrócił się na pięcie i wyszedł.
[]
Kiedy Wilson wszedł do biura administratorki, daleko mu było do odczuwania wcześniejszej podejrzliwości House'a, lecz mimo wszystko zachowywał się ostrożnie, podchodząc do krzesła przed jej biurkiem. Cuddy uśmiechnęła się do niego.
- Dzień dobry, doktorze Wilson.
- Dzień dobry, doktor Cuddy. - Ton jego głosu był nie do końca przyjemny, ale nie brzmiał też lodowato. Był całkowicie profesjonalny. Ni mniej, ni więcej. Cuddy postanowiła pójść za jego przykładem.
- Poprosiłam cię do siebie, bo chciałabym porozmawiać z tobą o nowym programie, którego wprowadzenie rozważam. Przedyskutowałam to już z zarządem i zdecydowaliśmy się na początek na małą próbę, zanim wdrożymy program w całości. Do przeprowadzenia tej próby wybraliśmy oddział onkologiczny.
Oczywiście, pomyślał Wilson. Cuddy próbowała zdobyć jego przebaczenie poprzez wyrażanie uznania dla jego etyki zawodowej. "Chcemy wypróbować nowy program, więc komu możemy powierzyć pomyślne przeprowadzenie pilotażowej próby? Oczywiście doktorowi Jamesowi Wilsonowi. Wszyscy go kochają, zatem on z pewnością uczyni z tego programu sukces." Przysługa ukryta pod płaszczykiem komplementu. Bardzo sprytne.
- W porządku - powiedział Wilson; nie żeby miał inny wybór. - Co to za program?
- Chodzi o program nauczania metodą śledzenia i obserwacji - wyjaśniła z uśmiechem Cuddy. - Grupa wysoce uzdolnionych absolwentów szkoły medycznej zostaje cieniami lekarzy pracujących na szpitalnych oddziałach. Zapoznają się z tajnikami funkcjonowania oddziałów z administracyjnego oraz medycznego punktu widzenia. Dzięki temu dowiadują się więcej o wybranych przez siebie specjalizacjach, niż dowiedzieliby się podczas typowego stażu. Jednakże skoro nie uczestniczyliśmy nigdy wcześniej w tym programie, uznaliśmy, że lepiej będzie zacząć od tylko jednego oddziału i jednego absolwenta, zamiast przyjmować całą grupę.
- A więc... - odezwał się Wilson, przyglądając się Cuddy - zasadniczo rzecz biorąc, jakiś dzieciak, który ma "dr" obok swojego nazwiska nie dłużej niż od pięciu minut, będzie wszędzie za mną chodził, żeby móc zostać szefem onkologii w wieku trzydziestu, a nie czterdziestu lat?
Cuddy uśmiechnęła się. - Zasadniczo rzecz biorąc.
Wilson westchnął. Tak naprawdę to nie był zły pomysł. Dzieciak z całą pewnością okaże się bystry - rywalizacja o miejsce w takim programie musiała być brutalna. Żałował, że sam nie miał szansy wzięcia udziału w czymś takim tuż po ukończeniu studiów. Poza tym przypuszczał, że doprawdy nie miałby nic przeciwko zostaniu czyimś mentorem. Gdyby nie to, że nadal był wściekły na Cuddy, najpewniej podszedłby dosyć entuzjastycznie do całego tego pomysłu.
- W porządku - powiedział. - Zdecydowałaś się już na kogoś konkretnego?
- Zawęziłam wybór do dwójki kandydatów - odparła Cuddy. - Dziś po południu przyjdą na ostateczną rozmowę kwalifikacyjną. Jutro rano przedstawię cię twojemu cieniowi.
- W porządku - powtórzył Wilson, wzdychając. - Wobec tego do zobaczenia jutro.
- Miłego dnia, doktorze Wilson - pożegnała go uprzejmie, kiedy opuszczał jej biuro.
[]
Rozległo się pukanie do drzwi i Wilson wstał, żeby otworzyć. Drzwi nie były zamknięte na klucz - prawie nigdy ich nie zamykał, kiedy pracował - lecz wydawało mu się, że zachowa się bardziej profesjonalnie, jeśli osobiście wprowadzi Cuddy i jej najnowszy nabytek do swojego gabinetu.
- Dzień dobry - powiedział, uśmiechając się pogodnie do Cuddy oraz nowej młodej lekarki, aczkolwiek jego pogodne nastawienie wobec szefowej było jedynie udawane.
- Dzień dobry, doktorze Wilson - odparła Cuddy, uśmiechając się w odpowiedzi. - Oto doktor Monica Ramirez, która będzie twoim cieniem podczas dwumiesięcznej próby pilotażowej. Doktor Ramirez, to jest doktor James Wilson.
- Miło mi pana poznać, doktorze Wilson - dziewczyna uśmiechnęła się do niego. Logicznie rzecz biorąc, musiała mieć co najmniej dwadzieścia sześć lat, o ile nie była cudownym dzieckiem, lecz mimo to sprawiała wrażenie niewiele starszej od nastolatki. Wilsona uderzyło to, jak szybko jemu przybywało lat.
- Mnie również - odrzekł Wilson, przyglądając się jej od stóp do głów.
Doktor Ramirez nie była wysoka - jej wzrost prawdopodobnie wynosił około metr sześćdziesiąt, a butom na obcasach zawdzięczała kilka dodatkowych centymetrów - ale wyglądała... no cóż... oszałamiająco. Jej długie i zgrabne karmelowe nogi znikały pod obcisłą czarną spódniczką, która kończyła się kilkanaście centymetrów ponad kolanami. Miała na sobie cienki różowy sweterek, który przylegał do jej ciała, podkreślając różnicę pomiędzy wąską talią a krągłymi biodrami. Jej dekolt w kształcie rombu nie odsłaniał aż tyle, co dekolt Cuddy, lecz Wilson był w stanie stwierdzić, że miała większe piersi niż administratorka. Odruchowo ocenił ich rozmiar na C, może nawet na D, i uznał, że prawie na pewno były prawdziwe. Czarne jak smoła, układające się w łagodne loki włosy podskakiwały wokół jej ramion. Na długiej, łabędziej szyi nosiła złoty łańcuszek z krzyżykiem, a jej twarz... Doktor Ramirez mogłaby być ozdobą okładek czasopism, gdyby tylko zechciała; obróbka photoshopem w jej wypadku była zbędna. W jej brązowych oczach - ciemniejszych niż u Wilsona, ale nie zupełnie czarnych - migotały iskierki. Jej ciemne brwi były doskonale wyregulowane, lecz wystarczająco szerokie, by wyglądać naturalnie, a jej nos był drobny i prosty. Jej pełne usta pokrywała szminka w ciemnoczerwonym kolorze, nadająca wargom odrobinę połysku, ale nie do przesady. Jej jasne zęby uśmiechały się do Wilsona, podobnie jak jej oczy. Ta kobieta była piękna.
- No cóż - odezwała się Cuddy, uśmiechając się do nich obojga - zostawiam was, żebyś mógł ją oprowadzić po szpitalu, doktorze Wilson. Doktor Ramirez, życzę powodzenia - oznajmiła i zamknęła za sobą drzwi.
- Możesz... zwracać się do mnie "James" - powiedział Wilson, rozmyślnie odwracając od niej wzrok i rozglądając się po gabinecie, nie do końca wiedząc, co powinno wydarzyć się dalej.
- A ty możesz zwracać się do mnie "Monica" - odrzekła. Jej oczy nadal błyszczały, kiedy Wilson ponownie na nią spojrzał.
Onkolog obdarzył ją swoim zniewalającym uśmiechem - zrobił to z przyzwyczajenia; do wszystkich kobiet uśmiechał się w ten sposób - a ona odwzajemniła mu się tym samym. Widok zapierał dech w piersiach.
- No dobrze - stwierdził Wilson. - Spotkania z pacjentami mam dopiero po południu, więc chyba mam trochę czasu, żeby cię oprowadzić.
- Brzmi świetnie - odparła Monica.
Wyszli z jego gabinetu i ruszyli korytarzem. Pierwszą rzeczą, jaka przyszła Wilsonowi do głowy, było oczywiście przedstawienie tej dziewczyny House'owi - ostatnim, czego potrzebował, było to, żeby jego kochanek nie wiedział o pięknej dziewczynie, która miała chodzić za nim przez cały dzień - lecz pokój konferencyjny oraz biuro House'a były puste. Zespół mógł być gdziekolwiek - Wilson nie był pewien, czy mieli jakiegoś pacjenta, czy nie. Przypomniał sobie za to, że House tego dnia umówił się na spotkanie z doktorem Nolanem.
- Oto oddział diagnostyki - wyjaśnił zwięźle Monice, gdy mijali szklane drzwi, zmierzając ku reszcie piętra.
[]
- Dobrze cię znowu widzieć, Greg - powiedział na powitanie Nolan, kiedy diagnosta wszedł do gabinetu.
House nie odpowiedział. Usiadł w fotelu i nawet nie spojrzał na Nolana. Rozmawiając ze swoim terapeutą, zachowywał się inaczej, niż gdy zwykle rozmawiał z innymi ludźmi. Był bardziej otwarty, bardziej szczery. Sarkazm wciąż był obecny w jego wypowiedziach, ale było go mniej. Taki sposób rozmawiania wykraczał poza jego normalny poziom bezpieczeństwa, więc potrzebował paru minut na przystosowanie się, przypominając sobie, że terapia dawała lepsze rezultaty, jeżeli mówił Nolanowi prawdę. Przynajmniej takie było zdanie Nolana. Ostatnim razem House wyszedł, ponieważ uznał, że terapia nie dawała żadnych rezultatów. Nadal nie był zbytnio usatysfakcjonowany metodami psychologa, lecz był skłonny dać mu kolejną szansę. Wilson go o to poprosił.
- Nadal nie jestem z ciebie zadowolony - zdecydował się oznajmić na wstępie House.
- To zrozumiałe - przyznał Nolan. - Kiedy byłeś tu ostatnio, czułeś frustrację, ponieważ zrobiłeś wszystko jak należało, ale nic nie układało się po twojej myśli. Rozumiem twoją frustrację, Greg. To normalne.
- Potem zrobiło się jeszcze gorzej - podjął House, w dalszym ciągu na niego nie patrząc. - Tydzień później miałem pacjentkę. Dźwig się zawalił. Musiałem amputować jej nogę na miejscu wypadku, żeby ją stamtąd wydostać. Byliśmy w drodze do szpitala, kiedy ona... doznała zatoru tłuszczowego. Zmarła w karetce. - House westchnął, pocierając swoją nogę. - Nic nie mogliśmy zrobić. Niczego nie można było zrobić inaczej. Podjęliśmy właściwą decyzję. Zrobiliśmy wszystko jak trzeba, a kobieta i tak umarła.
- To również musiało być dla ciebie frustrujące.
- Nie możesz znaleźć jakiegoś mocniejszego przymiotnika? - warknął House, podnosząc wzrok na Nolana po raz pierwszy, odkąd wszedł. - Nie sądzę, żeby "frustrujący" w pełni opisywał tamtą sytuację.
- Drażniący, denerwujący, irytujący, rozczarowujący, zniechęcający, przygnębiający, rozwścieczający...
- ...taaa, ten może być - powiedział House, znowu odwracając wzrok.
- Byłeś rozwścieczony? - upewnił się Nolan.
House skinął głową.
- Na kogo lub na co byłeś wściekły? Na siebie? Na Boga? Na pacjentkę?
- Wiesz, że nie wierzę w Boga - odparł House. - A pacjentka niczym nie zawiniła.
- Ty też nie - przypomniał Nolan, jakby House potrzebował przypomnienia.
- Wiem - przyznał House. - Dlatego właśnie tak się czułem. Nie kierowałem tego uczucia do... nikogo konkretnego. Wyładowałem się na Foremanie, ale to tylko dlatego, że on przypadkiem znalazł się w pobliżu.
- Co się stało potem?
Oczywiście, musieli do tego dotrzeć. Skoro Wilson dowiedział się, że House przestał chodzić na terapię do Nolana, prawdopodobnie tak czy inaczej chciałby, żeby House znów zaczął się z nim spotykać, jednak sprawa z Vicodinem była dosyć poważna. House musiał mu o tym powiedzieć.
- Wiesz o tym, że ludzie, którzy mają w głowie ułożony plan popełnienia samobójstwa, są mniej prawdopodobnymi kandydatami do jego realizacji, niż osoby, które nie mają zaplanowanej takiej drogi ucieczki?
- Greg, czy ty usiłowałeś popełnić samobójstwo? - spytał Nolan, pochylając się do przodu z zaniepokojoną miną.
House przewrócił oczami. - To tylko metafora.
Nolan odchylił się z powrotem na oparcie fotela. - Zechciałbyś ją wyjaśnić?
- W ścianie łazienki w moim starym mieszkaniu jest dziura. Znajduje się za lustrem. Ja... trzymam w niej kilka pojemników z Vicodinem. Nigdy się ich nie pozbyłem. To częściowy... powód, czemu nie pozbyłem się tego mieszkania. Nigdy nie planowałem, że zażyję te tabletki... po prostu przyjemnie było wiedzieć, że tam są... gdybym ich potrzebował. Chyba mógłbym powiedzieć, że to była moja droga ucieczki. Technicznie rzecz biorąc, myślę, że wystarczyłoby ich, żebym się zabił, gdybym tego właśnie chciał. - House westchnął.
Nolan miał ochotę się wtrącić, zapytać, czy House wziął Vicodin, jednak wiedział, że House jeszcze nie skończył mówić, zatem mądrzej było pozwolić mu kontynuować w jego własnym tempie.
- Przyjechałem do domu, zdjąłem lustro ze ściany i wrzuciłem je do wanny, gdzie się roztrzaskało. Chwyciłem jedno z opakowań i wyciągnąłem dwie tabletki. Usiadłem na podłodze obok wanny. - Popatrzył na Nolana. - Nie wziąłem ich. Ja... chciałem to zrobić. Ale wiedziałem, że to by niczego nie rozwiązało. Zamiast tego pojechałem do mieszkania Wilsona.
Nolan się uśmiechał. - To wielki krok, Greg. Jestem z ciebie bardzo dumny. Odłożenie tych tabletek nie mogło być proste.
- I nie było. - House wpatrywał się w podłogę. Nie chciał, żeby inni mówili mu, jacy są z niego dumni. To nie zmieniało faktu, że przede wszystkim sięgnął po pojemnik z tabletkami. Do tej pory się ich nie pozbył; nadal leżały na podłodze w jego łazience. Nie był tam jeszcze od tamtego wieczoru. Po tym, jak Wilson pocałował go i uciekł z mieszkania, House spędził noc w swojej starej sypialni - po części nie ufając sobie na tyle, by wrócić, po części licząc na to, że zachowując się tak jak dawniej, zdoła przywrócić sprawom dawny porządek sprzed pojawienia się Sam.
Jednakże przeznaczeniem tamtych tabletek nie było to, by House rzeczywiście je zażył. Ich przeznaczeniem było być tam na wypadek, gdyby on potrzebował je wziąć. Miały pozostać na zawsze w tamtej dziurze w ścianie, wypełniając swoje zadanie i pozostając nietknięte. Według własnej oceny, House poniósł porażkę. Powiedział o tym Nolanowi, a ten uśmiechnął się i pokręcił głową.
- Poniosłeś porażkę, bo nie wróciłeś do uzależniających leków, których nie brałeś od roku?
- Poniosłem porażkę, bo pomyślałem, że były mi potrzebne.
- Nie - sprzeciwił się Nolan. - Nie, to nie leki były ci potrzebne. Potrzebowałeś poczucia kontroli.
House popatrzył na niego. - Tu nie chodzi o zaburzenia odżywiania*.
- To bez znaczenia - odparł Nolan, kręcąc głową. - W niektórych sprawach, o których mi powiedziałeś, miałeś rację. Nie we wszystkich, ale w niektórych. Rzeczywiście, zrobiłeś wszystko, co powinieneś zrobić, lecz to wciąż ci w niczym nie pomagało. Następnie poszedłeś do pracy i zrobiłeś wszystko, co należało zrobić, a mimo to tamta kobieta umarła. Nic, czego dokonałeś, nie wpłynęło w żaden sposób na otaczający cię świat i to cię - że użyję twojego określenia - rozwścieczyło. Nie mogłeś kontrolować tego, co Wilson czuł do Sam, ani co Cuddy czuła do Lucasa, nie mogłeś też kontrolować tego, co działo się w ciele tamtej kobiety i co spowodowało jej śmierć. Ale mogłeś kontrolować to, co zrobisz ze swoim ciałem. Albo czego nie zrobisz. - Nolan uśmiechnął się do House'a. - Dlatego nie wziąłeś Vicodinu. Po pierwsze miałeś możliwość dokonania wyboru i mogłeś kontrolować jego rezultat. Mogłeś zażyć leki i skończyć z powrotem tutaj albo umrzeć. Mogłeś też je odłożyć i zdecydować, że miniony rok nie był mimo wszystko zmarnowanym wysiłkiem. To nie leków chciałeś, House. Chciałeś kontroli, którą dzięki nim miałeś nad swoim życiem.
Przez minutę House siedział w fotelu, pocierając swoje udo i analizując to, co usłyszał. W końcu wzruszył ramionami.
- Chyba tak.
- Ale jest jeszcze jedna sprawa - powiedział Nolan, ponownie pochylając się do przodu. House popatrzył na niego. - Kiedy opowiadałeś mi to wszystko, powiedziałeś: "w moim starym mieszkaniu". Przeprowadziłeś się w nowe miejsce?
House doprawdy nie uśmiechnął się celowo i błyskawicznie przywołał na twarz swoją wcześniejszą minę, lecz Nolan mimo wszystko spostrzegł tę zmianę.
- Greg - odezwał się zachęcającym tonem Nolan - uśmiechnąłeś się. Zwykle nie robisz tego, będąc tutaj. Coś w moim pytaniu musiało wywołać u ciebie pozytywną myśl. Chciałbym, żebyś się nią ze mną podzielił.
- Znowu mieszkam z Wilsonem - odpowiedział House. Kąciki jego ust zadrgały, gdy próbował nie uśmiechać się z tego powodu.
- Naprawdę? - zapytał Nolan, rozluźniając się w swoim fotelu. - Jak Sam się z tym czuje?
Na to pytanie House zareagował złośliwym uśmieszkiem. - Nie powiem, żeby była tym zachwycona. Ale nie wiedziała o tym aż do zeszłego tygodnia. Ona i Wilson rozstali się tego samego wieczora, kiedy ja... no wiesz.... prawie zaliczyłem wpadkę.
- Pokłócili się ze sobą, kiedy przyjechałeś?
- Nie - zaprzeczył House, oburzony, że Nolan automatycznie założył, iż to on był przyczyną tego rozstania. - Sam wyszła tuż przed tym, zanim tam dotarłem. To naprawdę nie była moja wina. - Jego usta znów drgnęły. - No cóż, nie bezpośrednio.
Nolan widział, że jest coś, o czym House mu nie mówi. Nie wyglądało na to, by ta sprawa trapiła House'a w jakimkolwiek stopniu, lecz mimo to chciał wiedzieć, co House przed nim ukrywa.
- Greg, co masz na myśli, mówiąc "nie bezpośrednio"?
- To była wina Wilsona, nie moja - wyjaśnił House. - Wilson wywierał presję na Sam, chcąc przyspieszyć rozwój ich związku... z mojego powodu. Wykorzystywał ją do odwrócenia swojej uwagi... ode mnie. Zerwali ze sobą, ponieważ to od samego początku nie był prawdziwy związek. Ja niczego nie zrobiłem.
- Rozumiem – powiedział Nolan, chociaż wciąż miał wrażenie, że coś mu umyka. - A więc Sam się wyprowadziła, a Wilson poprosił cię, żebyś wprowadził się z powrotem?
House zastanowił się nad tym. - Technicznie rzecz biorąc, nie wydaje mi się, żeby Wilson mnie o to poprosił. Wprowadziłem się znowu do niego z własnej inicjatywy.
- I ani razu nie porozmawialiście na ten temat?
- To w pewnym sensie było rozwiązanie, które rozumiało się samo przez się. - House doskonale się bawił. Nolan ciągle nie miał pojęcia, że jego relacja z Wilsonem nabrała romantycznego charakteru, a on - aczkolwiek był niezwykle dumny z tej informacji - nie zamierzał mu tego dobrowolnie wyjawić, dopóki nie zostanie do tego zmuszony przez jedno z pytań Nolana.
Nolan przyglądał mu się uważnie. House zachowywał się wyniośle. Wiedział o czymś, z czego Nolan nie zdawał sobie sprawy - o czymś istotnym - i miał prawdziwy ubaw, nie dopuszczając go do tajemnicy.
- House, czego mi nie mówisz? - spytał Nolan.
- Jest mnóstwo spraw, o których ci nie mówię. - House wzruszył ramionami. - Dwa plus dwa równa się cztery; nie wydaje mi się, żebyśmy już rozmawiali na ten temat. Chase i Trzynastka zaczęli ze sobą chodzić, a my robimy zakłady o to, jak długo to potrwa...
- ...House – przerwał mu Nolan, spoglądając na niego.
House wzruszył ramionami. - Będziesz musiał wyrazić się bardziej dokładnie.
- Jak się miewa Cuddy? - zapytał Nolan, podejrzewając, że ona może mieć jakiś związek z otaczającą House'a atmosferą wesołości. Nie spodziewał się, że mina diagnosty zmieni się w kwaśny grymas.
- Jest w niezłej rozsypce, jak sądzę. Nie obchodzi mnie to tak naprawdę. Rozstała się z Lucasem. Pewnie to jest przyczyna.
Rozstanie Cuddy i Lucasa było pomyślnym wydarzeniem dla House'a - to by tłumaczyło jego dobry humor - zatem dlaczego wydawał się być mniej niż zadowolony z takiego obrotu spraw?
- Wiesz, dlaczego zerwali ze sobą? - spytał Nolan.
- Żeby dzięki temu, kiedy rzuciła się na mnie, nie zdradzała jego.
- Cuddy... rzuciła się na ciebie?
- Aha. Zobaczyła, że inne dziecko zabrało zabawkę z piaskownicy i nagle sama jej zapragnęła.
Nolan uśmiechnął się. - Oczywiście. Nic dziwnego. Ale nie wyglądasz na zbytnio podekscytowanego tym faktem. Kochasz Cuddy. Nie jesteś zabawką; jeżeli jakieś dziecko cię weźmie, nadal możesz zdecydować, że wolisz bawić się z kimś innym.
- Nie chcę się z nią bawić. Ona chce mnie tylko dlatego, że ktoś inny mnie wziął. Masz pojęcie, jakie to upokarzające? Poza tym, może ja wolę, żeby bawiło się mną to inne dziecko.
- Mówisz o kimś, kogo lubisz bardziej niż Cuddy? - Nolan sprawiał wrażenie zaskoczonego. - To musi być bardzo wyjątkowa kobieta. Może mi coś o niej opowiesz?
House uśmiechnął się chytrze. - No cóż, ma ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, brunetka o brązowych oczach, wyśmienicie gotuje. Jest lekarką, ale nie zgadza się na uprawianie seksu w szpitalu. Jednak wynagradza mi to po powrocie do domu - dodał House, nie przestając się uśmiechać.
- Rozumiem - odparł bez śladu rozbawienia Nolan. - Jak jej na imię?
Taaa, w porządku, od tego nie dało się wykręcić, nie posuwając się równocześnie do jawnego kłamstwa. House obdarzył swojego terapeutę uśmiechem wyższości.
- James. James Evan Wilson.
[]
House wpadł do gabinetu Wilsona. Wilson zdążył się już do tego aż nazbyt przyzwyczaić, więc nie podniósł wzroku znad czytanych dokumentów, ani tym bardziej się nie wzdrygnął.
- Czuję się już znacznie lepiej - oznajmił. - Nolan mnie uzdrowił. Nie ma potrzeby, żebym tam jeszcze kiedyś wracał.
- On tego nie powiedział - odparł Wilson, nie odrywając się od pracy.
House nie słuchał; zauważył Monikę, która siedziała na kanapie Wilsona. Teraz miała na sobie lekarski kitel. Założyła nogę na nogę i zapisywała coś w notatniku umocowanym do podkładki. Podniosła wzrok, gdy House wszedł do środka, lecz kiedy zignorował jej obecność, wróciła do swoich notatek.
- Nowa przytulanka? - zapytał diagnosta, wskazując na nią skinieniem głowy.
- House!
Jednak Monica nie wyglądała na speszoną. Uśmiechnęła się i wstała, wyciągając rękę do starszego lekarza.
- Pan musi być doktorem House'em. Jestem doktor Monica Ramirez. Doktor Cuddy przyjęła mnie do pracy w szpitalu. Mam być cieniem doktora Wilsona w ramach próby nowego programu edukacyjnego dla absolwentów medycyny.
House uścisnął jej dłoń i zlustrował dokładnie jej ciało, nie zawracając sobie głowy ukrywaniem, że to robi. Następnie zerknął na Wilsona.
- Czemu ja takiej nie dostałem? - zapytał z oburzeniem.
Wilson zachichotał. - Bo już masz trójkę. I Foremana. - Starannie złożył dokumenty na biurku i podniósł się z fotela. - Jesteś gotowy iść na lunch?
- Jeśli ty jesteś gotowy za niego zapłacić.
- Powiedzmy, że zapraszam cię na randkę - odrzekł z uśmiechem Wilson, na co House jęknął żałośnie i przewrócił oczami.
- Wilson, zawstydzasz mnie na oczach pięknej dziewczyny.
Wilson parsknął śmiechem. - House, ciebie się nie da zawstydzić. - Zwrócił się do Moniki: - Wybacz nam, Moniko. Powinniśmy wrócić za jakieś pół godziny i wtedy sama zrobisz sobie przerwę na lunch.
- Życzę ci udanego lunchu, James - powiedziała, uśmiechając się i kładąc na moment dłoń na jego ramieniu, podczas gdy House nie spuszczał z nich oka. A potem popatrzyła na niego: - Miło było pana poznać, doktorze House.
Opuszczając biuro, Wilson uśmiechał się z zakłopotaniem, a na twarzy House'a malowało się rozbawienie.
- Błagam, powiedz, że kręcą ją trójkąciki - stęknął prosząco, gdy tylko zamknęli za sobą drzwi.
- House, daj spokój. Ona jest jak... jak płód. Dopiero co skończyła szkołę medyczną.
- I leci na ciebie.
- Zatem macie ze sobą coś wspólnego. - Wilson uśmiechnął się znacząco.
- Naprawdę zwraca się do ciebie per "James"?
- Większość ludzi, z którymi pracuję, tak się do mnie zwraca. Ta opcja jest dostępna również dla ciebie, Greg.
- A więc zatrudnienie Miss Października, żeby chodziła za tobą przez cały dzień, to pomysł Cuddy?
- Bardzo w to wątpię, że Cuddy zatrudniła ją z powodu tego, jak wygląda - odparł Wilson. - Monika towarzyszyła mi na porannym obchodzie; jest bardzo bystra. Wie więcej na temat raka ode mnie, kiedy byłem w jej wieku. I ma bardzo przyjazne nastawienie.
- Tak, sam widziałem.
Wilson posłał House'owi podejrzliwy uśmiech, gdy otwarły się przed nimi drzwi windy.
- No co?
- Nie jesteś zdenerwowany. Nie jesteś podejrzliwy. Nie urządziłeś jej przesłuchania. Nie przesłuchałeś mnie na jej temat. Albo twoja sesja z Nolanem poszła na tyle gładko, że wprawiło cię to w szczególnie dobry nastrój... albo naprawdę zaczynasz mi ufać.
House rozejrzał się wokół siebie. W windzie nie było nikogo oprócz nich. Potem wzruszył ramionami.
- Przedstawiłeś mnie jej. Kiedy z kimś sypiasz albo masz taki zamiar... ukrywasz to. Spławiłbyś ją, widząc, że się zbliżam. Trzymałbyś mnie od tego z daleka. Wcześniej nigdy nie miałeś powodów, by to robić - nie chodziliśmy ze sobą - a jednak zawsze to ukrywałeś. Teraz, kiedy chodzimy ze sobą, ukrywałbyś to jeszcze dokładniej, bo gdybym się przypadkiem o tym dowiedział, miałoby to znacznie gorsze konsekwencje. Nie zrobiłeś tego. Pozwoliłeś mi ją poznać. Och, daruj sobie ten zarozumiały uśmiech. No co, chyba z nią nie sypiasz, prawda?
- Och, oczywiście, że nie - odpowiedział Wilson, przewracając oczami. - Znam ją dopiero od sześciu godzin.
- I jeszcze się nie zaręczyłeś? - spytał z niedowierzaniem House. Wilson zdzielił się dłonią w kark.
Drzwi windy rozsunęły się i House z Wilsonem wyszli na zewnątrz. House wyglądał na zadowolonego z siebie. Wilson miał minę winowajcy.
[]
Monica podążyła za Wilsonem do pokoju konferencyjnego diagostyki. Spódnica, którą włożyła tego dnia, również była czarna, lecz krótsza i bardziej zwiewna od tej z dnia poprzedniego. Znowu miała na sobie sweterek w podobnym stylu co poprzednio, ale tym razem był on turkusowy, a nie różowy.
- Podobno potrzebujecie konsultacji? - zapytał Wilson, lecz nikt z zespołu House'a na niego nie patrzył.
- Cześć - odezwała się Monica, uśmiechając się do nich. - Jestem doktor Ramirez. Możecie zwracać się do mnie "Monica". Jestem cieniem doktora Wilsona w ramach nowego szpitalnego programu. Doktor Wilson mówił, że oddział diagnostyki potrzebuje konsultacji...
Czworo otwartych ust zostało zamkniętych. Foreman przyczepił kilka klisz do podświetlacza na ścianie, żeby szef onkologii oraz onkolog-na-stażu mogli je obejrzeć, lecz nikt oprócz nich nie patrzył na owe klisze. Wilson - na pozór nieświadomy zainteresowania, jakie skupiał na sobie jego cień - przyjrzał się im uważnie, po czym stwierdził, że nie ma na nich nowotworu, i razem z Moniką wyszedł z pokoju.
Chase, Taub, Trzynastka i Foreman gapili się na siebie nawzajem.
- W porządku - odezwała się Trzynastka. - Ja to powiem: seksowna z niej laska.
Mężczyźni pokiwali głowami na zgodę.
- Racja - przyznał Taub. - No cóż, powinienem pójść powiedzieć naszemu pacjentowi, że to nie rak.
- A to znaczy, że musimy przeprowadzić kolejną diagnozę różnicową - westchnął Foreman. - Pójdę poszukać House'a.
Trzynastka popatrzyła, jak dwaj starsi mężczyźni wychodzą, a potem pochyliła się i pocałowała Chase'a w usta. Przez chwilę Chase wyglądał na zaskoczonego, lecz w końcu zamknął oczy i oddał pocałunek.
- Zaczekaj - odezwał się Chase, odsuwając się na sekundę od Trzynastki. Popatrzył na nią. - Myślisz o mnie, prawda?
- Co? Och, tak, oczywiście. - Uśmiechnęła się do niego.
- Jasne. Ja tylko... chciałem się upewnić.
Trzynastka znowu się pochyliła, żeby go pocałować, ale zaraz przestała. - Ty też myślałeś o mnie, no nie?
- Uh, taaa. - Chase wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Zdecydowanie.
- Super. - Przysunęła się bliżej do Chase'a razem ze swoim krzesłem i wróciła do przerwanego całowania.
[]
House nie zamierzał udawać, że obchodzi go to, iż Cuddy rozmawiała właśnie przez telefon, kiedy on z impetem wpadł do jej gabinetu.
- Przepraszam, czy może pan chwileczkę zaczekać? - powiedziała szybko, po czym wcisnęła przycisk w telefonie i odłożyła słuchawkę. - O co chodzi? - zapytała House'a, odchylając się wygodnie na swoim fotelu.
- To się nie uda - odrzekł, patrząc na nią ze złością.
Cuddy pokręciła głową i wzruszyła ramionami. - Co się nie uda?
- On mnie nie zdradzi. A już na pewno nie z tą dupencją, którą zatrudniłaś, żeby wszędzie za nim łaziła i go kusiła.
- House - przerwała mu Cuddy ostrzegawczym tonem.
House zamilkł i przez chwilę oboje mierzyli się wzrokiem, zanim Cuddy spojrzała gdzieś w bok.
- Popadasz w paranoję - powiedziała. - Jeżeli czujesz się niepewny waszego związku, chętnie z tobą o tym porozmawiam, jeśli chcesz, ale zamierzam cię poprosić, żebyś mnie o to nie obwiniał. Zatrudniłam doktor Ramirez w ramach programu szkoleniowego, a nie jako część projektu znajdźmy-Wilsonowi-więcej-spódniczek-do-których-mógłby-się-dobrać. Doktor Ramirez była najlepiej nadającą się kandydatką, co z pewnością ustaliłeś na podstawie akt, nad którymi spędziłeś cały wczorajszy dzień, zamiast diagnozować swojego pacjenta. - Podniosła na niego wzrok. - No co, myślałeś, że o tym nie wiedziałam? Nie doceniasz mnie, House. A teraz, jeśli nie masz nic więcej do powiedzenia, czeka na mnie niedokończona rozmowa telefoniczna.
House utkwił w niej swoje ostre spojrzenie na kolejną chwilę.
- Wilson nie nabierze się na twoje sztuczki - oznajmił na koniec.
[]
House, z plecakiem przewieszonym przez ramię, bez pośpiechu zmierzał korytarzem od swojego biura w kierunku wind. Wilson czekał już tam na niego, a z Wilsonem czekała Monica. Oboje uśmiechnęli się do House'a, a Monica skinęła głową:
- Doktorze House - pozdrowiła go z należytym szacunkiem.
Można by pomyśleć, że House zignorował jej obecność, gdyby nie to, że zaborczym gestem otoczył ramieniem barki Wilsona. Onkolog posłał swemu cieniowi uśmiech mówiący: "Nawet nie pytaj" i w rewanżu dyskretnie objął House'a w pasie.
Cytat: | * Jedną z możliwych przyczyn zaburzeń odżywiania (anoreksja, bulimia) jest chęć pacjenta do zdobycia kontroli nad przynajmniej jednym aspektem swojego życia; dochodzi do tego m.in. w rodzinach dysfunkcyjnych, w których np. nadopiekuńczy rodzice odmawiają nastoletniemu dziecku swobody wyboru szkoły, znajomych, stylu życia itp
** Podejrzewam, że prawie nikt tego nie przeczyta, a nawet jeśli, to się tym nie przejmie... Jednak chciałabym powiedzieć wszystkim nieujawniającym się czytaczom, że byłoby mi niezmiernie miło, gdyby poświęcili minutkę na napisanie jakiegokolwiek komentarza.
No, chyba że nikt więcej - poza Anai i advantage - nie jest tym fikiem zainteresowany... |
(Do następnego rozdziału - KLIK)
.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pią 7:19, 26 Lip 2013, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
flea-bitten mongrel
Pacjent
Dołączył: 10 Paź 2010
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: czeluści własnej psychozy Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 10:09, 16 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Richie117, bogini moja, i wywołałaś mongrel z lasu.
Aktualnie, muszę to przyznać choć z wielkim wyrzutami sumienia, odłożyłam sobie czytanie tego fika z prostej przyczyny i o niej parę słów... Po przeczytaniu zaległych, wszystkich części "Gimme..." oraz, z tego, co się orientuję, wszystkich twoich głównie tłumaczeń na tym forum, przyzwyczaiłaś mnie do tego, że mam już cały tekst podany na tacy, gotowy, by go skonsumować. A że nie jest ze mnie cierpliwa osóbka, w pewnym momencie, mając ogromnego smaka na poznanie ciągu dalszego fikaszonów, które prowadzisz teraz na bieżąco, dokonałam nikczemnej rzeczy - przeczytałam parę następnych części w oryginalnej wersji...
Wiem, zła ze mnie fanka, biję się porem. Jedyny plus jest taki, iż nie przeczytałam wszystkiego -.-' Dlatego obiecuję *podnosi dwa palce jak mała harcerka* śledzić każdą kolejną część, wielbić ją od pierwszego akapitu aż do ostatniego znaku interpunkcji i pisać tyle komentarzy, aż będziesz mnie błagać, bym przestała
Póki co, trudno zebrać mi wszystkie myśli i rozważania na temat tego fika w jeden post, ale jedna z jego zalet po prostu aż rzuca się w oczy (po wczorajszym obejrzeniu przeze mnie 7x02... bleh), a mianowicie - problemy pary, ich wątpliwości, obawy, nie są porzucane już po jednym epie. Co wiążę się bezpośrednio z brakiem irytacji na tym punkcie, wzbudzeniem ciekawości i większej autentyczności (w prawdziwym życiu problemy nie rozwiązują się wraz z napisami końcowymi, jak chyba Shore sądzi -.-').
To tyle na tę chwilę. A w razie wątpliwości, ja bywam w tym dziale codziennie, w temacie trochę rzadziej, ale też często, więc... Jestem po prostu milczącym obserwatorem z upośledzoną umiejętności ubierania myśli w słowa (co widać na powyższym przykładzie)
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez flea-bitten mongrel dnia Pią 10:12, 16 Wrz 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
advantage
Otorynolaryngolog
Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 21:26, 16 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Richie, trzeba się jakoś trzymać w tych trudnych czasach
flea-bitten mongrel napisał: | Wiem, zła ze mnie fanka, biję się porem. | TOporem?
anyway, ja komentuje. Czy ja wiem czy tak dużo to poważnego stuffu? Na początku na pewno, ale pojawiły się powodujące uśmiech małe perełki.
Co do podobieństw między Masters, a panną Ramirez to ja akurat widzę różnicę - Master nie była taka ładna Wizyta u Nolana nie była taka straszna, ale House mógłby się tam już nie pojawiać... chyba go już nie potrzebuje, jeśli się uśmiecha;)
Cytat: | - Znowu mieszkam z Wilsonem - odpowiedział House | w jednej sypialni
Cytat: | jeżeli jakieś dziecko cię weźmie | od tyłu powinno być i ja wiem, niby Wilson jest młodszy, ale żeby nazywać go dzieckiem?!
Cytat: | - Jak jej na imię? | James. James Evan Wilson. bosz, cudowne
Cytat: | - House, daj spokój. Ona jest jak... jak płód. | a wcześniej mówił, że jest ładna...
Cytat: | Ta opcja jest dostępna również dla ciebie, Greg. | niech z niej skorzysta, prooooszę! that would be hot
Cytat: | Wilson miał minę winowajcy. | zastanawiające dlaczego, ale mam nadzieje, że jednak się nie zaręczył
Cytat: | - On mnie nie zdradzi. A już na pewno nie z tą dupencją, którą zatrudniłaś, żeby wszędzie za nim łaziła i go kusiła. | Cuddy ma marny, przewidywalny plan dla kogoś z takim geniuszem jak House;p Więc House chyba się nie myli i ma pewność, że Wilson się nie skusi, hm?
Yeah, bardzo dobrze, niech pokazują tej całej Monice, że są razem!
I na koniec: mam nadzieje, że się nie zrazisz brakiem tłumów, chociaż doskonale rozumiem jakie to uczucie... autorzy są głodni komentarzy, wtedy całkiem lepiej się tworzy, nie? Anyway, weny, weny i trzymaj się
omg, chyba nie umiem pocieszać ani podnosić na duchu, ale się staram, rly
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 6:46, 17 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
flea-bitten mongrel, moja leśna wyznawczyni
uh-huh, jeśli Twój koment to dowód na upośledzenie umiejętności ubierania myśli w słowa, to... co trzeba zrobić, żeby się nabawić takiego upośledzenia? (czyli innymi słowy, zazdroszczę kunsztu wypowiedzi ) A przy okazji (bo jak ja już kogoś dopadnę, to chcę wydusić wszystkie informacje), jak się miewa druga część Twojego fika?
Um... Okej, masz dobre usprawiedliwienie swojej nie(widocznej)obecności i do tego mocne postanowienie poprawy. Czuj się rozgrzeszona *zakopuje wyrzuty sumienia mongrel w mrowisku, a pora oddaje chłopakom (na sałatkę lub do innych bardziej niecnych celów)*
[omg... przydałoby mi się podłubać przy Gimme; już na to najwyższy czas, a wena gdzieś się zapodziała...]
Bleh indeed, 7x02 i cała reszta. Shore jest widocznie zwolennikiem przedkładania ilości nad jakością oraz roztrząsania błahych "problemów" przy równoczesnym powierzchownym (za to szybkim i "skutecznym") rozwiązywaniu tych, które w Huddy (i nie tylko w Huddy) miały jakieś głębsze znaczenie - albo mogły mieć znaczenie, póki scenarzyści ich nie spieprzyli.
Dzięki, że dałaś znać, że czytasz Już się czuję bardziej zmotywowana, żeby szybciej dotrzeć do tych części, których nie przeczytałaś w oryginale
***
advantage napisał: | Richie, trzeba się jakoś trzymać w tych trudnych czasach | trzymam się, bo się nie puszczam
advantage napisał: | Co do podobieństw między Masters, a panną Ramirez to ja akurat widzę różnicę - Master nie była taka ładna | Masters nie miała potrzeby być ładna. I z wiadomych powodów ładna wręcz być nie mogła
advantage napisał: | Wizyta u Nolana nie była taka straszna, ale House mógłby się tam już nie pojawiać... chyba go już nie potrzebuje, jeśli się uśmiecha;) | zgadzam się, że Nolan nie jest House'owi potrzebny, ale skoro to ma być nowy, ulepszony, uczłowieczony post-Mayfieldowy House, to Nolan będzie mu jeszcze potrzebny do przedyskutowania paru kwestii
advantage napisał: | w jednej sypialni | pod jednym kocykiem
advantage napisał: | od tyłu powinno być | a co z do buzi?
advantage napisał: | i ja wiem, niby Wilson jest młodszy, ale żeby nazywać go dzieckiem?! | to przez ten jego chłopięcy urok i... ten błysk w jego oczach, kiedy rozbiera House'a - zupełnie jak u dziecka rozpakowującego gwiazdkowe prezenty
advantage napisał: | a wcześniej mówił, że jest ładna... | bwahahahaha... Wilson wie, co by go czekało, gdyby podzielił się z House'em swoimi prawdziwymi przemyśleniami na temat Moniki Albo wydaje mu się, że wie...
advantage napisał: | niech z niej skorzysta, prooooszę! that would be hot | noł
advantage napisał: | zastanawiające dlaczego, ale mam nadzieje, że jednak się nie zaręczył | bez obaw, jego tylko gryzie sumienie za grzeszki z przeszłości
advantage napisał: | Cuddy ma marny, przewidywalny plan dla kogoś z takim geniuszem jak House;p Więc House chyba się nie myli i ma pewność, że Wilson się nie skusi, hm? | plan Cuddy nie jest wycelowany w geniusz House'a, tylko w nadpobudliwego małego Jimmy'ego A osąd House'a zostanie zweryfikowany w najbliższym czasie
Póki co się nie zrażam... Nie mogłabym tego zrobić, dopóki jest tu kilka osób, które dolewają oliwy do mojego przygasającego zapału No, ale im więcej "znam" osób, które czekają, tym bardziej się mobilizuję, jak chyba każdy
*me dziękować bardzo*
umiesz, umiesz i nieźle Ci to wychodzi ;D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
flea-bitten mongrel
Pacjent
Dołączył: 10 Paź 2010
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: czeluści własnej psychozy Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 12:03, 18 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
advantage napisał: | TOporem?
|
Nie nie. Porem. Odkąd usłyszałam "Pora na pora" wypowiedziane grobowym głosem rodem z "The Shining" nic nie brzmi dla mnie tak złowieszczo i sadystycznie.
Richie napisał: | uh-huh, jeśli Twój koment to dowód na upośledzenie umiejętności ubierania myśli w słowa, to... co trzeba zrobić, żeby się nabawić takiego upośledzenia? |
Z niektórymi ubytkami w mózgu człowiek się po prostu rodzi
Richie napisał: | A przy okazji (bo jak ja już kogoś dopadnę, to chcę wydusić wszystkie informacje), jak się miewa druga część Twojego fika? |
Krzyczy na mnie od dłuższego czasu, ale ostatnio nie mam dołującego nastroju i weny, by kontynuować, choć już pisać zaczęłam. W zamian w mej makówce narodził się prosty, figlarny ficzek, który pozwoli mi przypomnieć sobie, jak w ogóle się pisało ^^ Lubię mieć radochę z pisania chorych treści
Richie napisał: | [omg... przydałoby mi się podłubać przy Gimme; już na to najwyższy czas, a wena gdzieś się zapodziała...] |
Hudsonie w Trójcy Wszechmogącej! TAK, TAK, TAK!!! Czekam z niecierpliwością i zapałem.
Richie napisał: | Już się czuję bardziej zmotywowana, żeby szybciej dotrzeć do tych części, których nie przeczytałaś w oryginale |
W końcu jakaś zaleta mega występku, hell yeah!
Richie napisał: | Shore jest widocznie zwolennikiem przedkładania ilości nad jakością oraz roztrząsania błahych "problemów" przy równoczesnym powierzchownym (za to szybkim i "skutecznym") rozwiązywaniu tych, które w Huddy (i nie tylko w Huddy) miały jakieś głębsze znaczenie - albo mogły mieć znaczenie, póki scenarzyści ich nie spieprzyli. |
Cóż... Ja wciąż liczę na to, że się dowiem, jakie perypetie przeżył Hector -.-'
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez flea-bitten mongrel dnia Nie 12:05, 18 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
advantage
Otorynolaryngolog
Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 20:22, 18 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | Masters nie miała potrzeby być ładna. I z wiadomych powodów ładna wręcz być nie mogła | Masters musiała być tylko genialna, reszta mało ważna
Richie117 napisał: | zgadzam się, że Nolan nie jest House'owi potrzebny, ale skoro to ma być nowy, ulepszony, uczłowieczony post-Mayfieldowy House, to Nolan będzie mu jeszcze potrzebny do przedyskutowania paru kwestii | no doobra, Nolan jakoś super mi nie przeszkadza;)
Richie117 napisał: | pod jednym kocykiem | ale bez ubrań
Richie117 napisał: | a co z do buzi? | też, też,
Richie117 napisał: | to przez ten jego chłopięcy urok i... ten błysk w jego oczach, kiedy rozbiera House'a - zupełnie jak u dziecka rozpakowującego gwiazdkowe prezenty | ale Wilson ma lepiej niż dzieci - jego prezent ubiera się każdego dnia na nowo, więc ciągle może go rozbierać i się zachwywać
Richie117 napisał: | bwahahahaha... Wilson wie, co by go czekało, gdyby podzielił się z House'em swoimi prawdziwymi przemyśleniami na temat Moniki Albo wydaje mu się, że wie... | trójkąt?
Richie117 napisał: | bez obaw, jego tylko gryzie sumienie za grzeszki z przeszłości | ech, ta przeszłość dopada ludzi w najmniej spodziewanych chwilach xd
Richie117 napisał: | plan Cuddy nie jest wycelowany w geniusz House'a, tylko w nadpobudliwego małego Jimmy'ego A osąd House'a zostanie zweryfikowany w najbliższym czasie | taak, ale House ją przejrzał, a Wilson, no cóż... pewnie miał inne rzeczy do przeglądania
Richie117 napisał: | Póki co się nie zrażam... Nie mogłabym tego zrobić, dopóki jest tu kilka osób, które dolewają oliwy do mojego przygasającego zapału No, ale im więcej "znam" osób, które czekają, tym bardziej się mobilizuję, jak chyba każdy | no do dobrze:D czytanie fików po angielsku w samotności to już nie taka frajda jak czytanie ich tutaj
Richie117 napisał: | umiesz, umiesz i nieźle Ci to wychodzi ;D | noo dobra, może czasami;)
i reszta, bo przeoczyłam wcześniej
Richie117 napisał: | DS wykorzystuje najlepsze możliwe (jego zdaniem) pomysły - jego własne DS stworzył House'a, a teraz go niszczy - ok, ma do tego prawo. Tylko gdzie tu sens? | może facet żyje w swoim świecie, gdzie mu się wydaje, że wszystko jest ładne i w porządku xd
Richie117 napisał: | mrrrrrrr... <img src="http://i111.photobucket.com/albums/n152/saphira182/Obraz1.gif"> | mrrrrrrr, tak, tak, tylko zobaczmy to w serialu
Richie117 napisał: | łóżka powinny być wyposażone w komputer pokładowy, który by odróżniał skakanie niewinne od niecnego | i jeszcze coś, co zapobiegałoby pękaniu desek, wyłażeniu sprężynek itp chociaż może sposobem na to jest kupno nowego łóżka ;lol:
Richie117 napisał: | kto by pomyślał, że z Cam taka szalona dziewczyna | no ale przecież to było z miłości
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|