|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 10:15, 12 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią, w tym rozdziale zamkniemy (w pewnym sensie) wątek evil!Cuddy. Na [nasze] nieszczęście, Autorka mocno trzyma się kanonu, soł nie rozwiązała sprawy tak, jak by nam najbardziej odpowiadało, ale musimy z tym żyć
Next time będzie więcej o chłopakach
Enjoy! |
(Do poprzedniego rozdziału - KLIK)
7x12 "Przypadłości i Przeprosiny"
House siedział na kanapie w mieszkaniu. Wilson siedział mu na kolanach, całując go. Kiedy House przeczesał palcami włosy Wilsona, Wilson cofnął się odrobinę.
- Czujesz się lepiej? - zapytał, zdyszany.
- Jeszcze nie - odpowiedział House. On także ciężko oddychał. - Będziesz musiał spróbować jeszcze raz.
Wilson posłusznie pochylił się do przodu i ich usta dzieliło tylko kilka milimetrów, gdy usłyszeli pukanie do drzwi. Wilson stęknął z niezadowoleniem, wypuszczając powietrze z płuc.
- Zignorujmy to - zaproponował House, wychylając się ku niemu.
- Nie, nie - odparł Wilson. Westchnął i wstał. - Pójdę zobaczyć, o co chodzi, a potem... wrócimy do tego.
- Zawsze psujesz całą zabawę - zawołał za nim House.
Wilson otworzył drzwi do mieszkania. Za progiem stała Cuddy. Onkolog od razu spróbował z powrotem zamknąć drzwi.
- Wilson, poczekaj - powiedziała, napierając na drzwi, zanim się zamknęły. - Przyszłam tu, żeby przeprosić. Proszę, wysłuchaj mnie.
- Taak, bo twoje poprzednie przeprosiny tak dobrze wypadły - odrzekł sarkastycznie Wilson.
- Mówię poważnie, Wilson, proszę, po prostu daj mi pięć minut, a potem sobie pójdę, obiecuję.
Wilson westchnął i otworzył drzwi.
- Och, no nie - oburzył się House, podnosząc się z kanapy. - Zamierzasz przerywać seks z jej powodu?
- My nie... nie uprawialiśmy seksu - odpowiedział Wilson, zniżając głos, jakby nie chciał, żeby Cuddy słyszała o czymś tak nieprzyzwoitym. Jakby Cuddy nie widziała tego na własne oczy, kiedy ich podglądała.
- Jeszcze nie - burknął z wyrzutem House.
- Jeśli... w czymś wam przeszkodziłam... – odezwała się Cuddy, spoglądając to na Wilsona, to na House'a - ...zawsze mogę wrócić później...
- Mogłabyś wrócić w roku 2056 – zaproponował House.
- House – upomniał go Wilson ostrzegawczym tonem. Następnie zwrócił się do Cuddy: - Liso, po prostu powiedz, co masz do powiedzenia. Słuchamy.
- Przepraszam - powiedziała Cuddy, przenosząc wzrok z House'a na Wilsona i próbując spojrzeć im w oczy. House wpatrywał się w podłogę. - Ja naprawdę... Nie potrafię w żaden sposób usprawiedliwić tego, co zrobiłam, nie wiem, dlaczego z taką determinacją usiłowałam doprowadzić do waszego zerwania, ale zachowywałam się niewłaściwie i żałuję tego. Wilson, nie powinnam była zatrudnić Moniki, próbując sprowokować cię do zdrady. House, nie powinnam była cię zwalniać, ponieważ Wilson odszedł ze szpitala. Nie powinnam była z ciebie drwić. Nie powinnam była zatrudniać Stacy, starając się cię zranić. To było dziecinne i był to błąd. To wszystko było błędem.
- Twoja prawniczka doradziła ci, żebyś tak powiedziała? - warknął House, mierząc ją złowrogim spojrzeniem. - Zrezygnowaliśmy ze składania pozwu, pamiętasz? Już mnie to nie obchodzi.
- Nie przepraszam was, żeby pomóc sobie - odparła Cuddy, patrząc na niego. - Stacy wyjechała po tym, jak jej powiedziałam, jaki był prawdziwy powód tego, że ją zatrudniłam. I proponuję ci powrót na twoją dawną posadę.
- Nie chcę... - zaczął House, lecz Wilson wyciągnął rękę i pokręcił głową, i diagnosta się uciszył.
- Mam nadzieję, że jeszcze to przemyślisz - dodała Cuddy, nie przestając patrzeć na House'a. - To byłaby moja ostatnia decyzja na stanowisku Dziekana Medycyny. Dziś po południu mam zamiar złożyć rezygnację.
- Co takiego? - Wilson wpatrywał się w nią z niedowierzaniem. - Składasz rezygnację? Liso, dlaczego?...
- To oczywiste, że ostatnio mam problemy z oceną sytuacji - przyznała Cuddy, jej spojrzenie na krótko skupiło się na podłodze, po czym spoczęło ponownie na Wilsonie. - Podejmowałam poważne decyzje, które wpływały na życie innych osób - nie tylko na was, ale również na Monikę i Foremana - opierając się na własnych kaprysach. Kierowałam się swoimi zamierzeniami, tym, czego sama chciałam, a nie tym, co najlepsze dla szpitala. Nie mogę sobie ufać. Muszę oderwać się od tego wszystkiego na jakiś czas. Zabiorę Rachel i...
Przemowa Cuddy została ucięta w połowie zdania. Oczy uciekły jej w tył głowy i bezwładnie zwaliła się na podłogę.
[w tym miejscu zaczyna się intro odcinka...]
Piszczące dźwięki jakiegoś urządzenia docierały do niej w regularnych odstępach czasu. No dobrze. Tylko dlaczego znajdowała się w szpitalu? Zamierzała przeprosić House'a i Wilsona... powiedzieć im, że ustępuje ze stanowiska... a potem złożyć rezygnację... Zwołałaby zebranie zarządu, żeby to zrobić... spotkaliby się w pokoju konferencyjnym, a nie w pokoju pacjenta... Więc czemu w pokoju znajdował się [link widoczny dla zalogowanych]?
Cuddy otworzyła oczy. Leżała na szpitalnym łóżku, a wspomniany monitor był podłączony do niej. Usiadła prosto i rozejrzała się wokół siebie. Zobaczyła Wilsona, który siedział na krześle, stojącym obok łóżka.
- James? - wybełkotała, przykładając rękę do bolącej głowy. - Co się stało?
- Straciłaś przytomność - odpowiedział z westchnieniem Wilson. - Nie mogliśmy cię z House'em ocucić, więc zadzwoniliśmy po karetkę. Laboratorium zajmuje się w tej chwili twoimi próbkami.
- Czy wszystko ze mną w porządku? - zapytała, sięgając po swoją kartę.
- Twój stan jest stabilny. Podano ci płyny i zostaniesz na obserwacji, dopóki nie otrzymamy kompletu wyników. Ponieważ nie mogli cię obudzić, żeby zebrać wywiad, obchodzą się z tobą jak z VIP-em i przeprowadzają wszystkie możliwe testy. Powinienem wezwać pielęgniarkę, powiedzieć jej, że się ocknęłaś, żeby mogli z tobą porozmawiać.
Wstał, by się tym zająć, lecz Cuddy zawołała za nim: - Wilson.
Onkolog odwrócił się, zatrzymując się przy drzwiach. - Słucham?
Cuddy odchrząknęła. - Gdzie jest House?
- W domu - odpowiedział Wilson, przyglądając się jej. - Byłaś nieprzytomna przez prawie cztery godziny. House nie chciał zostać, aż się obudzisz.
[]
Wilson również nie został długo po tym, jak się obudziła, i nie powiedział, czy wróci następnego dnia. Cuddy czuła się lepiej, chciała wyjść ze szpitala, ale ponieważ jeszcze nie było wiadomo, co jej dolega, zatrzymano ją na noc na obserwację.
Cuddy wyobrażała sobie, że złapała rzadką, ale uleczalną chorobę, która objawia się osobliwymi symptomami, jakich nikt ze szpitala nie będzie potrafił rozpoznać, a wtedy zadzwonią po House'a... jednak to nie miało się zdarzyć. House już tam nie pracował. Nie chciał już tam pracować. Nie dla niej. Cuddy uświadomiła sobie, że nie dokończyła rozmowy w mieszkaniu obu lekarzy. Czy House zechce odzyskać teraz swoją posadę, skoro Cuddy planowała złożyć rezygnację? Przypuszczała, że nie miało to już znaczenia, przynajmniej nie dla niej. House jej nienawidził i nie chciał jej nigdy więcej oglądać. A ona nie mogła tak do końca go za to winić. Ale zrobiła wszystko, co mogła - przeprosiła, zaproponowała mu powrót do pracy i wzięła odpowiedzialność za swoje postępowanie. Piłka znajdowała się teraz po jego stronie kortu.
Skakała właśnie po kanałach w telewizorze, kiedy do jej pokoju wszedł Foreman.
- Hej - powiedziała, siadając na łóżku i uśmiechając się do niego. - Co ty tu robisz o tak późnej porze?
- Pracuję nad twoim przypadkiem - odparł Foreman.
- Więc teraz jestem przypadkiem?
- Już nie - stwierdził Foreman, wzruszając ramionami. - Rozwiązaliśmy twoją zagadkę. Badania pod kątem chorób wenerycznych dały pozytywny rezultat. To [link widoczny dla zalogowanych]. Chase zajmuje się przygotowaniem twoich leków.
- Kiła? - powtórzyła Cuddy, spoglądając na niego. - Mam kiłę? Na miłość boską, jestem lekarką. Jak mogłam mieć kiłę i o tym nie wiedzieć?
- Czasami kiła nie daje oczywistych objawów - odrzekł Foreman, ponownie wzruszając ramionami. - Przez najbliższe dwa tygodnie będziesz potrzebowała zastrzyków, a potem zajmiemy się dalszym leczeniem, ale powinnaś z tego wyjść.
- Nie wierzę w to - powiedziała Cuddy, kręcąc głową.
- Poza tym, pewnie zechcesz skontaktować się ze swoimi partnerami seksualnymi z ostatnich... cóż, ponieważ choroba zdążyła zaatakować układ nerwowy, mogłaś być zarażona od lat, nie mając o tym pojęcia. Na twoim miejscu zachowałbym ostrożność i zadzwonił do tylu osób, do ilu możesz.
Cuddy westchnęła. - Świetnie. Oto temat, który chce się omawiać ze swoją byłą.
- Właśnie - mruknął Foreman. - No cóż, to ja już pójdę. Chase powinien zjawić się wkrótce z twoimi lekarstwami.
[]
Wilson odłożył słuchawkę telefonu. - Dzwoniła Cuddy - poinformował House'a.
- Fascynujące.
- Chce się z tobą zobaczyć.
- Nie podzielam tej ochoty.
- Ma kiłę mózgowo-rdzeniową.
- A ja mam niesprawną nogę.
- House, ona chce się z tobą zobaczyć.
House przez moment patrzył na Wilsona. - Czekaj, pogubiłem się. Czy przed chwilą nie odbyliśmy tej rozmowy? Ach, tak, Cuddy chce się ze mną zobaczyć, ja nie chcę zobaczyć się z nią, a ponieważ tylko jedno z nas ma kontrolę nad tym, co robię...
- ...myślę, że powinieneś się z nią zobaczyć - przerwał mu Wilson.
House zmierzył Wilsona spojrzeniem od stóp do głów. - Ty zdrajco - powiedział. - Wybaczyłeś jej, prawda? Przeklęte wrażliwe serduszko. Cuddy przychodzi tu z płaczem i z przeprosinami, mówi, że odejdzie ze szpitala, a potem, jakby tego było mało, okazuje się, że jest chora. Zwyczajnie nie mogłeś się oprzeć, co? Rzeczywiście uważasz, że tym razem mówiła szczerze.
- Owszem - potwierdził Wilson, siadając obok House'a. - Greg, kiedy ty... kiedy my weszliśmy do tamtego pokoju i zobaczyłeś Stacy... Cóż, od dawna nie widziałem, żebyś miał taką zranioną minę...
- ... Może gdybyś zwracał na mnie uwagę, kiedy sypiałeś z Sam... - wymamrotał pod nosem House.
- ... Ale jednego nie widziałeś. Nie widziałeś wyrazu twarzy Cuddy. Było jej przykro, House, nie miałem co do tego wątpliwości. Cuddy mówiła szczerze. Ona czuje się naprawdę paskudnie z powodu tego, co zrobiła.
- Powinna tak się czuć. Tylko dlatego, że Cuddy czuje się winna, nie znaczy to, że zasługuje na przebaczenie.
- Ale oprócz tego ma kiłę mózgowo-rdzeniową, House.
- I co z tego? Nie jest umierająca, prawda? Wiem, że nie jest; gdyby była umierająca, to byś mi powiedział. - Wówczas dotarł do niego sens tych słów, a jego twarz spoważniała: - Cuddy nie jest umierająca, prawda?
Wilson uśmiechnął się od ucha do ucha. - Widzisz? Nadal ci na niej zależy.
- Nie, nie zależy mi. A wnioskując z tego, jak się szczerzysz, Cuddy nie umrze w najbliższym czasie, więc naprawdę nie ma powodu, żebym się z nią zobaczył.
- Jeśli nie liczyć tego, że ma kiłę mózgowo-rdzeniową - powiedział Wilson, patrząc House'owi w oczy.
House milczał.
- Co oznacza... - ciągnął Wilson, kiwając głową i gestykulując rękami.
- Że jest... dziwką?
Wilson prychnął i osunął się na oparcie kanapy.
- No co, Wilson?
- To oznacza, że Cuddy może wcale nie być winna za całe to bagno, w którym ostatnio się przez nią znaleźliśmy. Wiesz równie dobrze jak ja, że kiła układu nerwowego może powodować zmiany osobowości. W porządku, Cuddy nigdy nie była ideałem, ale nigdy nie traktowała nas tak okropnie, jak robiła to przez ostatnie kilka miesięcy. Jej zaburzona ocena sytuacji mogła być skutkiem choroby, a nie tego...
- ... że Cuddy po prostu jest suką - dokończył House.
Wilson skinął głową. - Dokładnie.
House spoglądał na niego z ponurym uśmiechem. - Naprawdę chcesz w to wierzyć, co?
- Oczywiście, że tak! A ty nie?
House wzruszył ramionami. - Nie wiemy tego... na pewno. Zmiana osobowości może towarzyszyć kile mózgowo-rdzeniowej, jednak to nie oznacza, że zawsze tak jest. A może zmiana w osobowości Cuddy wystąpiła wczoraj, kiedy nagle zdecydowała się przeprosić za jej...
- ... House - przerwał mu Wilson.
- No co?
Patrzyli na siebie przez chwilę, po czym Wilson pochylił się i otoczył swojego kochanka ramionami.
- Chcę, żebyś to zrobił - powiedział łagodnie. - Po prostu porozmawiaj z nią. Nie musisz jej wybaczać, nie musisz przyjmować z powrotem swojej posady, nie musisz nawet wierzyć, że to chorobę należy winić za jej niedawne postępowanie. Chcę tylko, żebyś tam poszedł i z nią porozmawiał. Przez piętnaście minut. Proszę. Dla mnie.
House westchnął z rezygnacją, a Wilson uśmiechnął się szeroko i cmoknął go w policzek.
- Nie będzie tak źle - obiecał. - To tylko piętnaście minut.
- Piętnaście minut piekła - burknął House.
- Dam ci piętnaście minut seksu, żeby ci to wynagrodzić - przyrzekł Wilson, wypuszczając House'a z objęć, czym wreszcie wywołał uśmiech na twarzy diagnosty.
[]
Cuddy obudziła się i niespodziewanie zobaczyła House'a, który siedział przy jej łóżku. W pierwszym odruchu chciała sapnąć z zaskoczenia i powiedzieć, że ją przestraszył, lecz zmusiła się do uśmiechu i powiedziała tylko: - Cześć.
- Naprawdę miałaś zamiar złożyć rezygnację, czy był to tylko sprytny fortel, żebyśmy z Wilsonem ci wybaczyli?
Oczywiście. Po co w ogóle miałaby oczekiwać, że House'a będzie obchodziło to, jak ona się czuje?
- Mówiłam serio - odpowiedziała Cuddy. - Na moim biurku leży stosowny list. Możesz pójść i sprawdzić. Co, jak się domyślam, już zrobiłeś.
- To mógł być fałszywy list - zauważył House.
- Jeśli pominąć fakt, że gdybyś nadal nie chciał odzyskać swojej posady, zamierzałam przyjść prosto tutaj i oddać go w ręce zarządu. Nie miałbyś czasu, żeby mnie sprawdzić.
- Gdybym się zgodził przyjąć z powrotem swoją posadę, prędzej czy później musiałbym tu przyjść, a wtedy miałbym mnóstwo czasu, żeby go znaleźć. Albo mógłbym kazać to zrobić któremuś ze swoich podwładnych.
- Tak jak to zrobiłeś z tamtym e-mailem?
House nie odpowiedział.
Cuddy westchnęła i opadła na poduszki. - Wiem, że nie powinnam była tego mówić. Ostatnio podejmuję same złe decyzje. Myślałam, że to stres tak na mnie działa i że gdybym na pewien czas zrobiła sobie przerwę od tego wszystkiego, wyjechała na wakacje, być może znalazła mniej odpowiedzialną pracę po powrocie, to wszystko byłoby w porządku.
- Wilson myśli, że to skutek kiły - odparł House. - Ta twoja... zaburzona ocena sytuacji, zmiana osobowości.
- Ale ty tak nie uważasz - odrzekła Cuddy, spoglądając na niego.
House wzruszył ramionami. - Nie wiem, czy była to zmiana osobowości, czy może raczej wzmocnienie pewnych cech osobowości.
- Dziękuję - mruknęła sarkastycznie Cuddy. - Dzięki temu czuję się o wiele lepiej.
- Wilson jest tym wręcz zachwycony. Pomijając tę część, że zachorowałaś i mogłaś umrzeć, teraz masz doskonałą wymówkę, żeby zachowywać się jak super suka, a on bez namysłu ci wybaczy. Sama ta sprawa z rezygnacją była niemalże wystarczająca, ale w połączeniu z czynnikiem kiły mózgowo-rdzeniowej zupełnie przeciągnęłaś go na swoją stronę.
- Jego, ale nie ciebie - powtórzyła Cuddy. - Tak jak on skłania się ku temu, że moja choroba była przyczyną wszystkich moich problemów, tak ty jesteś przekonany, że to ja cały czas za wszystko odpowiadałam.
- O niczym nie jestem przekonany - zaprzeczył House. - Nie istnieje takie badanie krwi, które wykrywałoby zmiany osobowości. Albo jesteś osobą, którą choroba zmusiła do podejmowania głupich decyzji, albo jesteś osobą, która podejmowała głupie decyzje i przypadkiem jest chora. Nie ma sposobu, żebyśmy mogli to sprawdzić.
- Zatem zakładasz...
- Niczego nie zakładam. Nie wiem. Nie mogę wiedzieć.
- Powiedz mi coś - powiedziała Cuddy, wpatrując się w niego. - Gdybyś wierzył, że wpłynęła na mnie choroba, gdybyś naprawdę w to wierzył, wybaczyłbyś mi?
House nie patrzył na nią. - Nie wiem - odparł w końcu.
- Gdybyś sądził, że wpłynęła na mnie choroba, czy przyjąłbyś z powrotem swoją posadę? - spróbowała ponownie.
House wzruszył ramionami. - Gdyby wpłynęła na ciebie choroba, musiałbym przyjąć z powrotem swoją posadę, ponieważ za zwolnienie mnie odpowiadałaby choroba, a nie ty.
- Czyli... wrócisz do pracy? - zapytała Cuddy.
Tym razem House spojrzał na nią. Patrzył na nią przez długi czas. A potem znów spuścił wzrok na podłogę, jednocześnie kiwając głową.
- To nie znaczy, że ci wybaczam.
Cuddy odetchnęła z ulgą. - Możesz się z tym nie spieszyć.
- Nie wiem, czy kiedykolwiek będę umiał ci wybaczyć. Nie wiem, czy winę za to ponosi choroba, czy po prostu ty, ale bez względu na przyczynę...
- ... To było niewybaczalne? - podsunęła Cuddy.
House wzruszył ramionami. - Wilson ci wybaczył. Ale on wszystko wszystkim wybacza. Ja zabiłem jego dziewczynę, a on mimo to pozwala mi się dotykać w nieprzyzwoitych miejscach.
Cuddy zdobyła się na słaby uśmiech. - Nie ma potrzeby, żebyś mi wybaczył, House. To bez znaczenia. Sama nie mam pewności, czy kierowała mną choroba czy nie. Nadal zamierzam złożyć rezygnację.
- Nie - odrzekł House, zaskakując ją.
- Co takiego? - zapytała Cuddy. - Dlaczego nie?
- Możesz zatrudnić mnie z powrotem, zanim odejdziesz, ale zarząd zwyczajnie znowu mnie wyleje. Jesteś jedyną osobą, która toleruje moje ekscesy, ponieważ wiesz, że właśnie w ten sposób leczę swoich pacjentów.
- Może Wilson mógłby... - zaproponowała Cuddy, ale House nie pozwolił jej dokończyć.
- ... Nie - powtórzył. - Wilson pozwalałby mi robić, co tylko bym zechciał. A kiedy by mi nie pozwolił, zaczęlibyśmy się kłócić. Ty wiesz, kiedy jakiś zabieg jest niezbędny, żeby pomóc pacjentowi, a kiedy jest to zbyt niebezpieczne. Wiesz, kiedy chcę zrobić coś fajowego, ponieważ muszę to zrobić, a kiedy po prostu chcę to zrobić, bo tak chcę. Zmuszasz mnie, żebym odrabiał większość swoich godzin w klinice albo zajmował się pacjentami nawet wtedy, gdy ja wolałbym siedzieć i oglądać telewizję. Jednak kiedy nie mam pacjenta, pozwalasz mi na oglądanie telewizji, ponieważ wiesz, że gdy ratuję komuś życie, to zawsze jest na pierwszym miejscu. Ty... - House westchnął i rozejrzał się dookoła. - Nadal jestem na ciebie wkurzony. Być może nigdy ci nie wybaczę. Nie kocham cię. Ale ty... ty mnie rozumiesz. Rozumiesz to, w jaki sposób pracuję, wiesz, jakie są motywy mojego działania. Jesteś mi potrzebna... jako moja szefowa. Nie jako kochanka, nawet nie jako przyjaciółka, tylko moja szefowa. Tak właśnie funkcjonujemy. Ty jesteś moją szefową, a ja twoim pracownikiem. A kiedy próbujemy namieszać w tym układzie, wówczas dzieją się złe rzeczy. Szefowa, pracownik. To [link widoczny dla zalogowanych]. Właśnie do tego musimy wrócić.
- Nie rzucaj tej pracy, Cuddy. Może weź kilka tygodni urlopu, wylecz się z kiły, ale wróć. Nie tylko ja cię potrzebuję. - Podniósł się z krzesła i ruszył do drzwi.
- House - odezwała się Cuddy, a on odwrócił się w jej stronę. Uśmiechnęła się do niego. - Dziękuję ci.
House skinął głową i znowu się odwrócił.
- House - powtórzyła.
- Czego?
- Mógłbyś coś dla mnie zrobić?
Diagnosta utkwił wzrok w Cuddy.
Uśmiechnęła się. - Przyślij tutaj Foremana. Muszę z nim porozmawiać... powiedzieć mu...
- Ja to zrobię - odparł House i wyszedł.
[]
Napis na drzwiach gabinetu wciąż głosił "Dr Gregory House" i House zaczął się zastanawiać, czy Cuddy w ogóle planowała przysłać kogoś, żeby to zmienił. Kiedy wszedł do środka, Foreman podniósł na niego wzrok.
- Twoje rzeczy czekają obok, w pokoju konferencyjnym. Chase czasami bawi się piłką, ale tylko wtedy, kiedy myśli.
- Dobrze to znosisz - zauważył House.
Foreman wzruszył ramionami.
- Czemu w ogóle wziąłeś tę posadę, jeśli wiedziałeś, że to tylko tymczasowe rozwiązanie?
- Nie wiedziałem tego, dopóki Cuddy mi nie powiedziała, że cię zwalnia. Kiedy zaproponowała mi ją na samym początku, brzmiało to bardziej tak, jakbyś to ty składał rezygnację. No i były jeszcze plotki na temat Wilsona, więc doszedłem do wniosku... Powiedziałem sobie, że być może zwyczajnie gdzieś się przeprowadzacie albo coś w tym rodzaju.
- I uznałeś, że jeśli odejście ze szpitala było moim pomysłem, to nie ma mowy, że wrócę? Tak samo, jak za każdym innym razem, kiedy rzucałem tę pracę i nigdy nie wracałem?
- Wiedziałem, że nie wrócisz, chyba że Wilson by wrócił. Nie wiem, co ja sobie myślałem. Chciałem wierzyć, że obaj rzeczywiście odchodzicie ze szpitala, jednak kiedy Cuddy powiedziała mi, że to ona i zarząd cię zwolnili, wiedziałem już, że to tylko kwestia czasu, zanim Cuddy zmieni zdanie. - Foreman zamilkł na moment, żeby przyjrzeć się House'owi. - Ona cię kocha. Nie wiem dlaczego i domyślam się, że nie odwzajemniasz jej miłości, ale ona cię kocha. Nie może się ciebie pozbyć, chce, żebyś był w pobliżu. Według niej jesteś najinteligentniejszym lekarzem, jaki żył na tym świecie i po prostu uwielbia przymykać oko na wszystkie twoje wybryki, nawet kiedy udaje, że doprowadzają ją one do szaleństwa. Możliwe, że w pewien sposób jestem taki jak ty, ale nie jestem tobą. A ona chce właśnie ciebie. I jeśli może cię mieć, to będzie cię miała.
- A tobie to nie przeszkadza? - spytał House, obserwując Foremana.
Foreman westchnął. - Pogodziłem się z tym.
House wzruszył ramionami. - Fajnie. Przekaż nowinę pozostałym. Chcę, żeby wszystko tu było po staremu, zanim wrócę.
- A dokąd idziesz?
- Poszukać Wilsona. On też będzie musiał wrócić, chyba że ty chcesz zacząć codziennie kupować mi lunch.
- Myślę, że nie skorzystam z tej propozycji.
[]
Wilson przyjrzał się uważnie swojemu plakatowi z "Vertigo" i uśmiechnął się.
- Nadal twierdzę, że powinieneś był zatrzymać plakaty z [link widoczny dla zalogowanych] - stwierdził stanowczo House, wchodząc do gabinetu onkologa przez drzwi balkonowe.
- House, oglądaj sobie każdy film porno, na jaki przyjdzie ci ochota, i udawaj, że ja tam gram, ale to nie sprawi, że to rzeczywiście będę ja.
- Zapomniałeś wspomnieć o wszystkim, czego nauczyły cię leśne nimfy o sposobach zaspokojenia mężczyzny.
- Niczego nie musiały mnie uczyć - odparł Wilson. - Mam wrodzony talent. Żadne wskazówki nie są mi potrzebne.
- Zechciałbyś zademonstrować? - zasugerował House, ruchem głowy wskazując na biurko Wilsona.
- Ile razy chcesz wylecieć w pracy, House?
- Nie chcę wylecieć z pracy. Chcę udowodnić, że może nam to ujść na sucho.
- I tak się stało. Wróciliśmy. Nie musimy tego powtarzać.
- Nie umiesz się bawić.
- Przyjmij moje najszczersze przeprosiny.
House nie powiedział nic więcej. Usiadł na kanapie Wilsona, pocierając swoją nogę.
Wilson usiadł obok niego. - Co z nią?
- Tak samo jak zawsze. Trójka, może czwórka na skali.
- Nie było gorzej niż zwykle?
- Nie dzisiaj.
Wilson westchnął. - Myślisz, że kiedyś wybaczysz Cuddy?
- Nie wiem, czy potrafię.
- A chcesz?
- Nie wiem. Jeżeli to był tylko wpływ kiły, to być może, ale...
- ... ty tego nie wiesz - dokończył za niego Wilson.
- I nigdy się tego nie dowiemy.
- Wiem - przytaknął Wilson.
- Ale ty jej wybaczyłeś.
- Ja... uwierzyłem, że naprawdę i szczerze żałowała tego, co zrobiła. Po prostu daję jej kolejną szansę. Ufam ludziom. Powinieneś tego kiedyś spróbować.
- Ja ufam tobie.
To wywołało uśmiech na twarzy Wilsona. - Jesteś zły, że jej wybaczyłem? - zapytał.
- A czy to by coś zmieniło?
- Tak czy siak, chciałbym wiedzieć.
House milczał przez chwilę. - Chyba nie - odpowiedział w końcu. - Taką masz naturę, że się troszczysz i wybaczasz. Już taki jesteś. A ja nie mogę na to narzekać, bo gdybyś nie był taki, to dawno temu przestałbyś być moim przyjacielem.
Wilson ponownie się uśmiechnął. Przysunął się do House'a na kanapie i oparł głowę na jego ramieniu.
(Do następnego rozdziału - KLIK)
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Czw 4:02, 20 Mar 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Anai
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 18:03, 16 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | ależ jestem niedoinformowana ostatnio - nie mam pojęcia, o co chodzi z tym rządem USA, tylko słyszałam, że coś nie gra bosh, a myślałam, że to ja jestem niezdarna Ale skoro tak, to coś musisz robić źle... Próbowałaś nie sprzątać tego rozlanego mleka? | heh, ja też się tym specjalnie nie interesowałam, ale tak w skrócie to chyba chodzi (chodziło?) o to, że nie mogli się w jakiejś budżetowej sprawie dogadać, więc wszystkie instytucje rządowe zostały albo zamknięte, albo ludzie pracowali za darmo oj tam, jeśli weźmiemy pod uwagę, że wtedy jeszcze praktycznie rzecz biorąc śpię, to nie jest źle damn, wiedziałam, że o czymś zapomniałam!
Richie117 napisał: | damn, ależ mnie to rozczuliło *sniff*
...A potem przypomniałam sobie określenie weeping cock i zrozumiałam, że miałaś na myśli JJ'a płaczącego ze szczęścia | wait, to płaczący JJ nie jest rozczulający?
Richie117 napisał: | to masz tu jeszcze i możesz się poczuć jak ktoś zupełnie wyjątkowy | so much swag
Richie117 napisał: | gdyby go zaszantażowała, że to JEMU zmieni płeć? | nope, gdyby była mężczyzną
Richie117 napisał: | to prawda, tylko że House imo wcale się nie zamknął - to ludzie zamknęli się na niego, a House nie ma w zwyczaju wpraszać się tam, gdzie go nie chcą Nolan to sobie dyplom zrobil w fotoszopie | hm, to chyba kwestia interpretacji, bo jak dla mnie było kilka sytuacji, kiedy 'ludzie go chcieli', ale on ich odrzucał (Stacy chociażby). Yeah, zapewne
Richie117 napisał: | damn, again powinnaś tam być i szepnąć to House'owi na ucho, żeby się nie przejmował | nawet nie wiesz jak bardzo boli mnie fakt, że nie mogę rozmawiać z fikcyjnymi postaciami
Richie117 napisał: | right, teraz już tak A biurko Cuddy dwa razy!!!1! | pfff, na biurku Cuddy to powinni uprawiać seks częściej niż w łóżku
Richie117 napisał: | to by nie było zóe bo ja miałam na myśli, że mogła dołączyć to zdjęcie do swojego fap-folderu | wiem, dlatego chciałam Ci pokazać, że mogła zrobić z nim dobre rzeczy ech, nie winiłabym jej, gdyby naprawdę to zrobiła, ale i tak brrr
Richie117 napisał: | zdecydowanie nie będzie chodziło o taką błahostkę jak szczoteczki | good, jak się kłócić, to porządnie
Richie117 napisał: | noale NAM wolno obłapiać Wilsona! po pierwsze - znamy go dłużej, a po drugie - jak już go poobłapiamy, to grzecznie odłożymy go na miejsce w (prawie) nienaruszonym stanie | ciekawe, czy House byłby tego samego zdania
Richie117 napisał: | U mean, że Cuddy sama sobie radzi z wymiotowaniem na bluzkę? Oh, now I know - potrzebowała dziecka, żeby mieć na kogo zwalić winę za rzygi na ubraniu! | Richie Ale serio, z tego wynika ważny morał: wiesz, że jesteś okropnym człowiekiem, jeśli ludzie krzywią się na twój widok nawet jeśli nie masz rzygów na ubraniu
Richie117 napisał: | no chyba że chłopaki tak głośno krzyczeli, że całe piętro się dowiedziało | haha, to też możliwe
Richie117 napisał: | to zależy... A o jakiej profesji mówimy? | good point
Richie117 napisał: | Wilson z pewnością zarezerwował już bilety na pierwszy turystyczny lot w kosmos | aww, maybe byliby pierwszym udokumentowanym przypadkiem seksu w kosmosie
Richie117 napisał: | heh, cusz mogę rzec? też bym wolała, gdyby Cuddy się ulotniła, ale niestety jest tu jeszcze potrzebna, czy nam się to podoba czy nie | bleh
***
Richie117 napisał: | Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią, w tym rozdziale zamkniemy (w pewnym sensie) wątek evil!Cuddy | nie wierzę, Cuddy dalej jest evil
Cytat: | House siedział na kanapie w mieszkaniu. Wilson siedział mu na kolanach, całując go. | aww yiss, dobrze się zaczyna
Cytat: | Wilson otworzył drzwi do mieszkania. Za progiem stała Cuddy. | mówiłam, że Cuddy jest evil; przerywać chłopakom w takim momencie
Cytat: | - Och, no nie - oburzył się House, podnosząc się z kanapy. - Zamierzasz przerywać seks z jej powodu? | House powiedział to, co ja pomyślałam
Cytat: | - My nie... nie uprawialiśmy seksu - odpowiedział Wilson, zniżając głos, jakby nie chciał, żeby Cuddy słyszała o czymś tak nieprzyzwoitym. | a tak w ogóle, to czekamy do ślubu
Cytat: | Dziś po południu mam zamiar złożyć rezygnację. | *wyciąga pompony cheerleaderki i zaczyna tańczyć*
Cytat: | - Kiła? - powtórzyła Cuddy, spoglądając na niego. - Mam kiłę? | czy jestem złym człowiekiem, jeśli się zaśmiałam?
Cytat: | - ... Może gdybyś zwracał na mnie uwagę, kiedy sypiałeś z Sam... - wymamrotał pod nosem House. | aww, poor baby!
Cytat: | A może zmiana w osobowości Cuddy wystąpiła wczoraj, kiedy nagle zdecydowała się przeprosić za jej... | jestem tego samego zdania
Cytat: | - Wilson ci wybaczył. Ale on wszystko wszystkim wybacza. Ja zabiłem jego dziewczynę, a on mimo to pozwala mi się dotykać w nieprzyzwoitych miejscach. | może uważa to za odszkodowanie, które mu się należy za poniesione straty moralne
Cytat: | - Niczego nie musiały mnie uczyć - odparł Wilson. - Mam wrodzony talent. Żadne wskazówki nie są mi potrzebne. | wrodzony talent do gejowskiego seksu? najss
Cytat: | - Nie chcę wylecieć z pracy. Chcę udowodnić, że może nam to ujść na sucho. | i hope, że nie tak dosłownie na sucho, auć
umm... święta/chora/jakakolwiek Cuddy nie jest moją ulubioną rzeczą w hilsonowych fikach, nie będę kłamać ale skoro mówisz, że następnym razem będzie więcej chłopaków to czymam Cię za słowo i czekam z niecierpliwością!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 10:59, 20 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Anai napisał: | heh, ja też się tym specjalnie nie interesowałam, ale tak w skrócie to chyba chodzi (chodziło?) o to, że nie mogli się w jakiejś budżetowej sprawie dogadać, więc wszystkie instytucje rządowe zostały albo zamknięte, albo ludzie pracowali za darmo oj tam, jeśli weźmiemy pod uwagę, że wtedy jeszcze praktycznie rzecz biorąc śpię, to nie jest źle damn, wiedziałam, że o czymś zapomniałam! | no proszę, wiesz więcej ode mnie ciekawe, czy rząd też pracował wtedy za darmo, czy dotyczyło to tylko szarych obywateli
indeed, to wystarczające usprawiedliwienie ja w zasadzie śpię przez cały czas, soł też czuję się usprawiedliwiona i czo, zrobiłaś już jakieś postępy w otrzymaniu bana na kuchnię?
Anai napisał: | wait, to płaczący JJ nie jest rozczulający? | jeeest, ale inaczej. To znaczy płaczący JJ jest: awww, cute thing a płaczący zmolestowany!Wilson jest: ow, ow, poor thing
Anai napisał: | so much swag | a za moich czasów to były po prostu dobre cukierki
Anai napisał: | nope, gdyby była mężczyzną | ale wait, przeciesz Cuddy JUŻ JEST mężczyzną... czy raczej męszczyzną
Anai napisał: | hm, to chyba kwestia interpretacji, bo jak dla mnie było kilka sytuacji, kiedy 'ludzie go chcieli', ale on ich odrzucał (Stacy chociażby). | ale mi tam chodziło konkretnie o otwartość House'a pod koniec 5. sezonu bo wcześniej... no to może było parę takich sytuacji, głównie w wykonaniu Wilsona ze Stacy sprawa jest bardziej skomplikowana i wcale się nie dziwię, że House nie chciał w to brnąć - wcześniej ich związek się rozpadł, bo House nie mógł jej darować tej sprawy z nogą, a teraz Stacy mogłaby mieć wyrzuty sumienia, że zostawiła męża i znów by im się nie układało, aż znowu by się rozstali... Zresztą ja nie wierzę, że Stacy szczerze chciała wrócić do House'a - po prostu tak się złożyło, że się przespali, a że małżeństwo jej się sypało, to odżyły w niej wspomnienia i sentymenty... a to nie jest solidny fundament do budowania związku.
Anai napisał: | nawet nie wiesz jak bardzo boli mnie fakt, że nie mogę rozmawiać z fikcyjnymi postaciami | chyba jednak wiem, bo też mnie to boli
Anai napisał: | pfff, na biurku Cuddy to powinni uprawiać seks częściej niż w łóżku | niech je sobie od razu wstawią do sypialni, ewentualnie niech zrobią sypialnię z gabinetu Cuddy
Anai napisał: | good, jak się kłócić, to porządnie | ale porządne kłótnie są takie angstowe
Anai napisał: | ciekawe, czy House byłby tego samego zdania | jego też byśmy poobłapiały, żeby nie było mu przykro
Anai napisał: | Richie Ale serio, z tego wynika ważny morał: wiesz, że jesteś okropnym człowiekiem, jeśli ludzie krzywią się na twój widok nawet jeśli nie masz rzygów na ubraniu | no czo? to było tru story! Uh, ten morał nie brzmi dla mnie pocieszająco, bo są ludzie, którzy krzywią się na mój widok
Anai napisał: | aww, maybe byliby pierwszym udokumentowanym przypadkiem seksu w kosmosie | coś mi się nie wydaje... I mean, na pewno byli już tacy kosmonauci, którym się "nudziło", a na pokładzie promów kosmicznych chyba wszystko jest rejestrowane
Anai napisał: | nie wierzę, Cuddy dalej jest evil | jeśli w imieniu "Lisa" przestawić dwie litery i dwie zmienić, to otrzymamy słowo "evil" - pszypadeg? nie sondze!!!
Anai napisał: | aww yiss, dobrze się zaczyna | gdyby tak się zaczynał jakiś ep, to cała populacja Hilsonek ómarłaby z zachwytu
Anai napisał: | mówiłam, że Cuddy jest evil; przerywać chłopakom w takim momencie | mogła przerwać w jeszcze gorszym... tzn. lepszym...
Anai napisał: | a tak w ogóle, to czekamy do ślubu | noł, noł: tak w ogóle, to nigdy nie zamierzamy uprawiać seksu, tylko zawsze trzymać się za rączki i paczeć sobie w oczy
Anai napisał: | *wyciąga pompony cheerleaderki i zaczyna tańczyć* | a widzisz? czeba było pobiec do szpitala i spakować jej rzeczy!
Anai napisał: | czy jestem złym człowiekiem, jeśli się zaśmiałam? | nope, jesteś zuą Hilsonką
Anai napisał: | jestem tego samego zdania | ja tesz
Anai napisał: | może uważa to za odszkodowanie, które mu się należy za poniesione straty moralne | czytałam kiedyś takiego fika, a nawet kilka - Wilson był tam taaaki evil
Anai napisał: | wrodzony talent do gejowskiego seksu? najss | Wilson tak powiedział, bo nie chciał przyznać, że od dawna doskonalił swoje umiejętności na sobie
Anai napisał: | i hope, że nie tak dosłownie na sucho, auć | I know, gópi polski związek frazeologiczny (bo brzmi to jak skończyć na sucho), a na lepszy nie wpadłam
Anai napisał: | umm... święta/chora/jakakolwiek Cuddy nie jest moją ulubioną rzeczą w hilsonowych fikach, nie będę kłamać | tjaaa... z wyjątkiem hilsonowych fików, w których chłopaki robią z Cuddy idiotkę
thaaanks!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
advantage
Otorynolaryngolog
Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 23:20, 24 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | [link widoczny dla zalogowanych] masz jakieś zakonnice w czerwonych habitach - może przyjechały do Polski na wymianę z Meksyku? (albo po prostu któraś wrzuciła czerwone stringi do pralki z białymi habitami i tak wyszło )
heh, wielu wielbicieli archeologii i pokrewnych tematów mogłoby się rozczarować, gdyby poszli na takie EROznawstwo | oo, dzięki! To już nie ograniczam musku, pewnie każdy kolor jest możliwy albo jeszcze jakieś wino mszalne
I hope, że spodobałoby im się jeszcze bardziej! Na zajęciach w terenie mogliby szukać punktu G or something, zamiast jakichś kamyczków
Richie117 napisał: | byłabym zóą królową, gdybym się nie martwiła, że zaniedbuję swoich poddanych | fiki pojawiające się z prędkością światła to nie zaniedbywanie
Richie117 napisał: | i co, czytałaś? if not, to mogę Ci polecić zbiorek one-shotów [link widoczny dla zalogowanych] Nie pamiętam już, czy są tam wszystkie możliwości Spocka, ale jakaś część na pewno | dzięki, zerknę
Richie117 napisał: | a kto mówił o spaniu? <img src="http://i111.photobucket.com/albums/n152/saphira182/Obraz1.gif"> | okeeeeej, to miłego cokolwiek planujesz
Richie117 napisał: | no nie wiem, to chyba zależy... Chyba lepiej nie mieć takich potrzeb, niż mieć potrzeby, które pozostają niezaspokojone | no ale to jest weird, że oni nie mają w takim seksualnie przepełnionym świecie
Richie117 napisał: | nie wiem, czy odstraszanie klientów byłoby przysługą | może klienci płaciliby, byle tylko sobie poszła
Richie117 napisał: | Ty masz życie poza fikami i to Cię usprawiedliwia, a ja nie mam żadnego usprawiedliwienia
me hopes, że z netem już lepiej <img src="http://i247.photobucket.com/albums/gg156/kasiat88/emotki/czuwa.gif"> | indeed, lepiej, dzięki you mean pracę, nie życie... przynajmniej nie żadne towarzyskie. Aż nie wiem jaką emotkę teraz wstawić
Richie117 napisał: | zróbmy to wspólnie! wrzućmy ją do ognia i jak się spali, to będzie znaczyło, że indeed jest... tzn. była... człowiekiem | a co jak przeżyje i się zemści??
Richie117 napisał: | a później w całym mieście | jakieś wielkie billboardy spoko
Richie117 napisał: | U mean - więcej szans, żeby na niego popaczeć? | no jasne
Richie117 napisał: | i dlatego House chodził do łazienki w szpitalu zawsze z Wilsonem, żeby go krył | Wilson też musi dbać o swój ulubiony organ House’a
Richie117 napisał: | orkowie ucieszyliby się na widok siostry | może nawet zamknęli gdzieś daleko, żeby już nie uciekała od rodziny
Richie117 napisał: | huh, wystarczy, że rozkładała się za życia - po śmierci mogłaby się zasuszyć jak gryzoń | byleby nie została zombie
Richie117 napisał: | cierpliwości, później będzie mniej gópiej Cuddy i więcej przyjemności z czytania | yeeah, to dobrze
Richie117 napisał: | do kawy czy na Cuddy? <img src="http://i111.photobucket.com/albums/n152/saphira182/Obraz1.gif"> | do wyboru, można też wybrać obie opcje
Richie1117 napisał: | a Wilsonowi dodatkowo gabinet ze szklanymi ścianami | House już ma ze szklanymi, niech Wilson ma z normalnymi. Wtedy jedno miejsce na intymny seks, drugie na ten z publiką
Richie117 napisał: | żal, że w serialu tak nie było | jedyna zaleta serialowego Huddy: nagi Hju
Richie117 napisał: | gópi członkowie zarządu za krótko wymieniali spojrzenia | lol, dłuuugie wymienianie spojrzeń to już prawie gra wstępna
Richie117 napisał: | now we know, że House miał krawat, kiedy pierwszy raz zobaczył Wilsona | ale pewnie tylko przez krótki czas
Richie117 napisał: | karą za złamanie zakazów byłoby wyrwanie języka i rąk | kurde, ciezko po czymś takim uprawiać seks
Richie117 napisał: | ja jakoś nie byłam przekonana, że ona mówiła to szczerze... IMO raczej chciała wzbudzić współczucie Stacy | bo to jest Cuddy... Cuddy nie można wierzyć, zwłaszcza w tym fiku
Richie117 napisał: | nic nie szkodzi, ja też się ostatnio nieziemsko wręcz obijam and thanks
soł, chłopaki już się częściowo doczekali... ale nie mogę obiecać, że zombiaki ich nie dopadną | haha, nie nie nie, nie obijasz się!
dooobra, troche walki i adrenaliny nie zaszkodzi, ale muszą wyjść z tego cało
*
omg, jak ten czas leci już minęły prawie 2 tygodnie od premiery rozdziału, bardzo wcześnie komentuje, nie ma co:(
Cytat: | House siedział na kanapie w mieszkaniu. Wilson siedział mu na kolanach, całując go. | każdy fik powinien się tak zaczynać szkoda tylko, że taką chwilę przerwała potem Cuddy:(
Cytat: | Onkolog od razu spróbował z powrotem zamknąć drzwi. | nie mógł jej chociaż przytrzasnąc stopy czy coś?
Cytat: | - Mogłabyś wrócić w roku 2056 – zaproponował House. | zdązyliby się wyprowadzić gdzieś daleeeko w ciepłe miejsce
Cytat: | - Liso, po prostu powiedz, co masz do powiedzenia. Słuchamy. | o jaaaa, jaki on dobry i litościwy... powinien ją totalnie olać, a nie jakieś drugie szanse
Cytat: | Wilson również nie został długo po tym, jak się obudziła, i nie powiedział, czy wróci następnego dnia. | yeah, i dobrze! House go potrzebuje bardziej
Cytat: | Cuddy wyobrażała sobie, że złapała rzadką, ale uleczalną chorobę, która objawia się osobliwymi symptomami, jakich nikt ze szpitala nie będzie potrafił rozpoznać, a wtedy zadzwonią po House'a... | ale ma wyobraźnię
Cytat: | - Mam kiłę? Na miłość boską, jestem lekarką. Jak mogłam mieć kiłę i o tym nie wiedzieć? | cusz, najwyraźniej wsród lekarzy są też idioci
Cytat: | Ty zdrajco - powiedział. - Wybaczyłeś jej, prawda? Przeklęte wrażliwe serduszko. | oj, ten Wilson... nie mógłby być trochę bardziej złym charakterem?
Cytat: | - ... Może gdybyś zwracał na mnie uwagę, kiedy sypiałeś z Sam... - wymamrotał pod nosem House. | zraniony House, najgorzej
Cytat: | - Co oznacza... - ciągnął Wilson, kiwając głową i gestykulując rękami.
- Że jest... dziwką? | no a co innego
Cytat: | - Dam ci piętnaście minut seksu, żeby ci to wynagrodzić - przyrzekł Wilson | 15 minut?? powinno być przynajmniej 15 miesięcy! albo 15 lat
Cytat: | Ona cię kocha. Nie wiem dlaczego i domyślam się, że nie odwzajemniasz jej miłości, | nie ma domyślania się, wszyscy powinni być już tego pewni
Cytat: | Według niej jesteś najinteligentniejszym lekarzem, jaki żył na tym | według niej? według całego świata
Cytat: | - Mam wrodzony talent. Żadne wskazówki nie są mi potrzebne. | nice, Wilson
Cytat: | - Taką masz naturę, że się troszczysz i wybaczasz. Już taki jesteś. A ja nie mogę na to narzekać, bo gdybyś nie był taki, to dawno temu przestałbyś być moim przyjacielem. | no dooobra, to już nie narzekam, że Wilson jest taki wybaczalski
Sort of happy end! House wrócił do pracy, chłopaki nadal są razem, Cuddy im nie zaszkodziła Tylko, że to jeszcze nie koniec fika! I hope, że już żadna katastrofa o się nie wydarzy i będzie prawdziwy happy happy end
Weny na fika! A sobie życzę więcej czasu na komentowanie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 11:02, 28 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
advantage napisał: | oo, dzięki! To już nie ograniczam musku, pewnie każdy kolor jest możliwy albo jeszcze jakieś wino mszalne
I hope, że spodobałoby im się jeszcze bardziej! Na zajęciach w terenie mogliby szukać punktu G or something, zamiast jakichś kamyczków | ale habitów w tęczowe paski to chyba nie ma yeah, możliwe - jedna oblała się winem, a że plamy nie dało się sprać, to wszystkie sobie ufarbowały ciuchy
noo, można mieć nadzieję, ale ja myślę, że tacy nudziarze nie doceniliby niecnych wartości erologii
advantage napisał: | fiki pojawiające się z prędkością światła to nie zaniedbywanie | if U say so
advantage napisał: | dzięki, zerknę | nie zapomnij dać znać, czy się podobało
advantage napisał: | okeeeeej, to miłego cokolwiek planujesz | kurcze, teraz mój musk zajmie się planowaniem i nie będzie z niego innego pożytku
advantage napisał: | no ale to jest weird, że oni nie mają w takim seksualnie przepełnionym świecie | może z nimi jest trochę tak, jak z wegetarianami? w końcu wege też nie mają poczeby jedzenia mięsa w przepełnionym mięsem świecie
advantage napisał: | może klienci płaciliby, byle tylko sobie poszła | okej, już wiem - przysługi Cuddy polegały na tym, że odstraszała obleśnych klientów
advantage napisał: | indeed, lepiej, dzięki you mean pracę, nie życie... przynajmniej nie żadne towarzyskie. Aż nie wiem jaką emotkę teraz wstawić | good pracę, studia, naukę... maybe życie towarzyskie też się pojawi, kiedy jakiś samotny klient w sklepie zaprosi Cię na wycieczkę w góry cusz, ja Ci nie powiem, jaką emotkę wstawić, bo nie wiem, czy się cieszysz czy smucisz, że nie masz życia towarzystkiego
advantage napisał: | a co jak przeżyje i się zemści?? | szlag, a wydawało mi się, że mój plan nie ma słabych punktów
advantage napisał: | jakieś wielkie billboardy spoko | takie jak z Taubem?
advantage napisał: | Wilson też musi dbać o swój ulubiony organ House’a | organ House'a, powiadasz? i nagle te kupione przez Wilsona organy nabierają podwójnego znaczenia
advantage napisał: | może nawet zamknęli gdzieś daleko, żeby już nie uciekała od rodziny | protective orcs are protective
advantage napisał: | byleby nie została zombie | well, nawet gdyby została... śmiesznie byłoby zobaczyć zombi!Cuddy, która próbuje gonić kogoś na tych swoich szpilkach
advantage napisał: | do wyboru, można też wybrać obie opcje | a można wybrać telefon do przyjaciela? U know, żeby przyjechał i też napluł albo poprosić o pomoc publiczność...
advantage napisał: | House już ma ze szklanymi, niech Wilson ma z normalnymi. Wtedy jedno miejsce na intymny seks, drugie na ten z publiką | jesteś dla nich zbyt łaskawa! IMO sypialnia w mieszkaniu wystarczy im na ten intymny seks
advantage napisał: | jedyna zaleta serialowego Huddy: nagi Hju | still, lepszą oBcją był nagi Hju BEZ Huddy
advantage napisał: | lol, dłuuugie wymienianie spojrzeń to już prawie gra wstępna | okej, więc dobrze, że to była krótka wymiana, bo jeszcze Cuddy załapałaby się na darmowy seks
advantage napisał: | ale pewnie tylko przez krótki czas | a może nie? może krawat był jedynym elementem garderoby, który miał na sobie przez cały czas?
advantage napisał: | kurde, ciezko po czymś takim uprawiać seks | jakoś mnie to nie smuci - w końcu chodzi o Cuddy
advantage napisał: | haha, nie nie nie, nie obijasz się!
dooobra, troche walki i adrenaliny nie zaszkodzi, ale muszą wyjść z tego cało | teraz się fikowo obijam, ale zmuszają mnie do tego szkolenia do pracy
no cusz, jeśli już czytałaś 5. rozdział, to nie muszę nic mówić
advantage napisał: | omg, jak ten czas leci już minęły prawie 2 tygodnie od premiery rozdziału, bardzo wcześnie komentuje, nie ma co:( | spoko, teraz będziesz miała okazję nadrobić zaległości, bo u mnie z czasem kiepściutko
advantage napisał: | każdy fik powinien się tak zaczynać | to byłyby początki w stylu Hitchcocka - najpierw trzęsienie ziemi, a potem dalej podnosić napięcie
advantage napisał: | nie mógł jej chociaż przytrzasnąc stopy czy coś? | yeah, też żałuję, że tak się nie stało
advantage napisał: | zdązyliby się wyprowadzić gdzieś daleeeko w ciepłe miejsce | albo wykopać przed drzwiami dół wypełniony kwasem
advantage napisał: | o jaaaa, jaki on dobry i litościwy... powinien ją totalnie olać, a nie jakieś drugie szanse | Wilson ma swoje wady...
advantage napisał: | ale ma wyobraźnię | nic więcej jej nie pozostało
advantage napisał: | cusz, najwyraźniej wsród lekarzy są też idioci | i to całkiem sporo
advantage napisał: | oj, ten Wilson... nie mógłby być trochę bardziej złym charakterem? | na nieszczęście, Wilson jest złym charakterem nie wtedy, kiedy trzeba
advantage napisał: | zraniony House, najgorzej | too bad, że Autorka nie wykorzystała okazji, żeby Wilson wynagrodził House'owi tamte cierpienia
advantage napisał: | 15 minut?? powinno być przynajmniej 15 miesięcy! albo 15 lat | pójdźmy na kompromis - 15 orgazmów
advantage napisał: | nie ma domyślania się, wszyscy powinni być już tego pewni | Foreman nigdy nie był bystry
advantage napisał: | według niej? według całego świata | my to wiemy, ale Foreman myśli tak raczej o sobie
advantage napisał: | Tylko, że to jeszcze nie koniec fika! I hope, że już żadna katastrofa o się nie wydarzy i będzie prawdziwy happy happy end | zobaczymy, zobaczymy
well, dziękować i tesz Ci życzę więcej czasu na co zechcesz
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Czw 11:12, 28 Lis 2013, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 4:00, 20 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Wiem, że znowu dużo czasu minęło od wrzucenia ostatniego rozdziału tego fika, ale tym razem to nie przez moje obijactwo, tylko przez pracę *sniff* Wierzcie mi - nic tak nie rujnuje życia prywatnego jak praca, więc grajcie w totolotka albo szukajcie bogatych żon/mężów... róbcie co w waszej mocy, żeby nie musieć pracować Teraz zabieram się za kolejny rodział "Epidemii" i mam nadzieję, że nie zajmie mi to kolejnych paru miesięcy
Ale wracając do rzeczy...
Zdawać by się mogło, że po tej aferze z crazy!Cuddy chłopakom sprawiedliwie należy się chwila wytchnienia, ale cóż - los do spółki z Autorką fika nie są sprawiedliwi. Innymi słowy, przygotujcie się na kolejny kryzys... albo nawet dwa
Enjoy! |
(Do poprzedniego rozdziału - KLIK)
7x13 "Plan awaryjny"
Wilson napełnił szampanem dwa kieliszki, a następnie jeden z nich podał House'owi, przysiadając się do niego na kanapie.
House zmierzył kieliszek spojrzeniem pełnym niechęci. - A to z jakiej okazji?
- Świętujemy - oznajmił Wilson.
- Ja nie obchodzę [link widoczny dla zalogowanych] - stwierdził kategorycznie House.
- O jakim jubileuszu mówisz? - spytał Wilson. - Jesteśmy razem ledwie od czterech i pół miesiąca.
- To by było do ciebie podobne, żeby świętować czteroipółmiesięczny jubileusz - zauważył House z ironicznym uśmieszkiem.
Wilson przewrócił oczami. - Tak czy inaczej, nie z tego powodu świętujemy. Znalazłem nieotwarty list, odesłany tutaj z twojego mieszkania. Twoja umowa najmu wygasa pod koniec tego tygodnia. To oznacza, że już oficjalnie zamieszkamy razem. I to... - stuknął swoim kieliszkiem o kieliszek House'a - ... jest powód naszego świętowania.
- Och - mruknął po prostu House, nie ruszając swojego szampana.
Twarz Wilsona przybrała strapiony wyraz. - Czy stało się coś złego?
- Nie - odparł House, upijając łyk ze swojego kieliszka, by zrobić Wilsonowi przyjemność. - Nie, to się nawet dobrze składa. To znaczy, że będziesz musiał dwa razy się zastanowić, kiedy przy następnej okazji zechcesz wykopać mnie na bruk.
- Nie mam zamiaru wykopywać cię na bruk, House - powiedział Wilson, przysuwając się bliżej niego na kanapie. - O to właśnie chodzi.
- W porządku - przytaknął po prostu House. - Jasne. - Wsunął jedną dłoń do kieszeni, a drugą podniósł do ust kieliszek, żeby pociągnąć kolejny łyk szampana.
[]
House'a nie było w jego gabinecie. Wilson poszedł sprawdzić na balkonie, ale tam także go nie było. Wilson postanowił, że następnym miejscem, do którego zajrzy, będzie klinika, i już miał zamiar wyjść z gabinetu diagnosty, kiedy jego spojrzenie przyciągnął jakiś dokument, leżący na biurku. Był to częściowo wypełniony formularz opatrzony nagłówkiem "UMOWA DZIERŻAWY". Zaintrygowany, Wilson podszedł bliżej do biurka. Przebiegł wzrokiem po treści formularza, czując, że na dnie jego żołądka wzbierają fale mdłości. House zamierzał przedłużyć okres najmu swojego starego mieszkania.
- House, co do... - Wilson usiadł w fotelu House'a. Miał mętlik w głowie. To prawda, że House nie wykazywał przesadnego entuzjazmu poprzedniego wieczoru, lecz Wilson przypisał to po prostu temu, że House nie był typem romantyka, a poza tym mieszkali razem od ponad roku, nie licząc tego tygodnia, kiedy Wilson go wyrzucił. Apartament House'a symbolizował jego przeszłość bardziej niż cokolwiek innego. Teraz, kiedy byli ze sobą, Wilsonowi nawet przez myśl nie przeszło, że House mógłby chcieć zatrzymać to mieszkanie. I dlaczego House chce to zrobić?, zapytał sam siebie Wilson, czując, że ten pomysł wprawia go nie tylko w zmieszanie, ale także zaczyna budzić w nim lekką wściekłość. Myślał, że House jest mu całkowicie oddany - z całą pewnością takie właśnie sprawiał wrażenie. House kochał Wilsona bardziej niż... cokolwiek. Jedynym powodem, dla którego mógłby chcieć zatrzymać swoje stare mieszkanie, było to, że potrzebne mu było miejsce, gdzie mógłby się udać, gdyby... kiedykolwiek rozstał się z Wilsonem. Ale to nie miało sensu. House nigdy nie rozstałby się z Wilsonem, nie mógłby tego zrobić. Nie, nie wzięli ze sobą ślubu i najprawdopodobniej nigdy nie wezmą, ale ich związek był faktem tak czy inaczej. Wilson przeczesał palcami włosy. Przynajmniej jemu się wydawało, że ich związek był faktem.
[]
House był w klinice. Tylko że nie zajmował się żadnym pacjentem. Grał na swoim PSP, siedząc na stole do badań.
- Hej, Wilson - odezwał się radośnie, podnosząc wzrok, kiedy onkolog wszedł do gabinetu.
- Hej - odpowiedział na powitanie Wilson, usiłując zachować przyjazny ton. - Musimy porozmawiać.
- Świetnie - odparł sarkastycznie House, odkładając konsolę na bok, a Wilson poczuł ukłucie irytacji.
Onkolog wyciągnął rękę, w której trzymał formularz wznowienia najmu. - Co to jest?
House popatrzył na podłogę. - Och. Znalazłeś to, hm? Na wypadek gdybyś nie wiedział, nie zostawiłem tego na widoku, tylko pod jakimiś teczkami. Foreman albo ktoś inny musiał je przesunąć. Nie miałeś się o tym dowiedzieć.
- Świetnie - odrzekł Wilson, naśladując ton głosu House'a. - Dzięki temu czuję się o wiele lepiej. Teraz możemy dodać "oszukiwanie" do listy rzeczy, które psują nasz związek, do kompletu z "brakiem zaangażowania".
- Nie chciałem, żebyś się o tym dowiedział, ponieważ chciałem cię chronić - odparł House, nieznacznie podnosząc głos, dopasowując się do Wilsona. - Wiedziałem, że tak się zachowasz, jeżeli się o tym dowiesz. Że będziesz zakładał, że oznacza to coś niedorzecznego, jak na przykład to, że nie jestem zaangażowany w związek z tobą.
- Cóż, w takim razie może mi powiesz, co to oznacza? - zasugerował Wilson, opierając ręce na biodrach. - Oprócz tego, że masz wątpliwości co do zamieszkania razem ze mną.
House w dalszym ciągu nie patrzył na niego. - To nic - powiedział. - Nigdzie się nie wybieram. To tylko... plan awaryjny. Tak na wszelki wypadek...
- Na wypadek czego? - zapytał ostro Wilson.
- Na wypadek, że spieprzymy całą sprawę! - wrzasnął House, piorunując onkologa wzrokiem. - Jeśli ja zrobię coś głupiego albo jeśli ty zrobisz się kapryśny i znowu mnie wykopiesz. Jeśli mnie zdradzisz, a ja nie będę potrafił ci wybaczyć i zostać. Albo jeśli znajdziesz sobie kogoś innego...
- House! - wykrzyknął Wilson, wstrząśnięty.
- Och, nie patrz tak na mnie - powiedział House, przewracając oczami. - Jakbyśmy nie przerabiali tego już milion razy. Pojawia się ktoś inny, bardziej interesujący. Jedyna różnica polega na tym, że wtedy nie sypialiśmy ze sobą...
- ... No właśnie! - przerwał mu Wilson. - Nie sypialiśmy ze sobą. Nie byliśmy razem. Miałem pełne prawo wchodzić w związki z kobietami. Teraz już tego nie zrobię...
- ... Ponieważ związałeś się ze mną.
- House, nie rozumiesz tego? Ja chcę być związany z tobą! - Wilson powoli podszedł do House'a, obserwując go. - Właśnie dlatego chcę, żebyś zrezygnował ze swojego starego mieszkania - powiedział łagodnie. - Kiedy umowa najmu mieszkania Amber wygasła, nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby ją odnawiać, ponieważ byłem zdecydowany, że zamieszkam w nowym apartamencie. Z tobą. A wtedy nie byliśmy jeszcze razem...
- ... Byłeś zdecydowany, że zamieszkasz tam z Sam...
- To było przed Sam – przerwał mu Wilson, zirytowany. - Tylko my, Greg. Ale skoro nie chcesz zrezygnować ze swojego mieszkania... to to mi mówi, że masz wątpliwości. - Onkolog się zawahał. - Czy o to chodzi? - zapytał, patrząc House'owi w oczy. - Greg, jeśli coś nie gra, chcę, żebyś mi o tym powiedział...
- Nie wiem, dokąd to zmierza - odparł House, spoglądając poważnie na Wilsona. - Wiem, dokąd chcę, żeby to zmierzało, i wiem, dokąd ty chcesz, żeby to zmierzało, ale nie wiem czy nas to tam zaprowadzi. A jeśli tak się nie stanie, to będzie mi potrzebne miejsce, gdzie mogę się udać. Jeżeli to się skończy, stracę swojego chłopaka i najlepszego przyjaciela. Będę potrzebował czegoś swojskiego. Znam tamto mieszkanie. Wiem, jak tam dotrzeć, kiedy jestem pijany, wiem, gdzie są wszystkie moje rzeczy. To daje poczucie bezpieczeństwa. Będę go potrzebował... jeżeli to się skończy.
Wilson cofnął się, patrząc na House'a oczami szeroko otwartymi ze zdumienia.
- Ty myślisz, że to się skończy.
- Nigdy tego nie powiedziałem - zaprzeczył House, czując, że od nowa zaczyna ogarniać go rozdrażnienie. - Myślę, że to może się skończyć. Żaden z nas nie ma najlepszej kartoteki...
- Stacy zostawiła ciebie - przypomniał mu Wilson. - Nie było w tym twojej winy. Twoja kartoteka jest w porządku. To mnie nie ufasz.
- Jest wiele sposobów, jak ja mógłbym to spieprzyć – odrzekł House, nie patrząc na Wilsona.
- Ale tylko jeden sposób, co do którego jesteś niemal pewien, że ja tak to spieprzę - wywnioskował Wilson.
- Wilson, przestań. - W głosie House'a brzmiała ostrzegawcza nuta. - Sam powiedziałeś, że nie masz pewności...
- Staram się najlepiej jak potrafię! - powiedział z uporem Wilson. - Dobrze mi idzie, House, nawet z Monicą ledwo czułem pokusę. Pamiętasz, jakie miałem wyrzuty sumienia tylko dlatego, że mi się przyśniła. House, wiem, że uważasz, że ludzie się nie zmieniają, ale popatrz na siebie. Popatrz, jak bardzo sam się zmieniłeś przez ostatnie półtora roku. Ja także staram się zmienić. - Podszedł bliżej do House'a i wziął głęboki oddech. - Musisz odrobinę we mnie uwierzyć.
- To nie tak, że w ciebie nie wierzę, Wilson – odpowiedział House. - Nie chcę być zmuszonym, by skorzystać ze swojego starego mieszkania. Ale chcę je zatrzymać, gdybym go potrzebował. Wolno mi mieć Plan B.
Wilson omiótł go spojrzeniem i pokręcił głową. - Jestem twoim najlepszym przyjacielem. Jestem twoim... chłopakiem. Powinieneś ufać mi na tyle, żeby nie potrzebować Planu B.
Zostawił umowę dzierżawy na stole do badań i wyszedł z gabinetu.
[]
House wszedł do gabinetu swojego terapeuty, nie zawracając sobie głowy patrzeniem na niego, i usadowił się w fotelu, zatopiony w ponurej zadumie.
Doktor Nolan spojrzał na niego. - Co się stało?
- Nic.
Nolan prychnął kpiąco. - Kiedy byłeś tutaj poprzednim razem, twój nastrój nie był nawet w połowie tak paskudny, co o czymś świadczy, zważywszy na to wszystko, przez co musiałeś przejść z Cuddy.
- Poprzednim razem byłem w dobrym nastroju, ponieważ poruchałem, zanim tutaj przyszedłem – wyjaśnił House. - Chciałbyś wiedzieć więcej?
- Ty i Wilson nie uprawiacie seksu?
House przewrócił oczami. - Taaa, jakby interesowało cię życie seksualne między mną i Wilsonem.
Nolan zachichotał. - Jestem twoim terapeutą. Oczywiście, że interesuje mnie twoje życie seksualne. Tylko że z profesjonalnego, a nie z prywatnego punktu widzenia. A więc ostatnio nie uprawiacie seksu?
- Zdefiniuj "ostatnio".
- Kiedy ostatni raz uprawialiście seks?
House zmarszczył brwi. - Interesująca definicja.
- House.
- W porządku. Przedwczoraj.
- To nie aż tak dawno – zauważył Nolan. - Jak często zazwyczaj dochodzi między wami do intymnych zbliżeń?
- Naprawdę muszę odpowiadać? - spytał House, świdrując go wzrokiem.
- Tylko jeśli uważasz, że to istotne – odparł Nolan, wzruszając ramionami. - Przyszedłeś tutaj, skarżąc się na mniejszą ilość seksu, a jednak mówisz, że uprawiałeś seks przedwczoraj. Czy zwykle uprawiacie seks codziennie?
House znowu spoglądał gdzieś w bok. Wzruszył ramionami. - Mniej więcej. Chyba że jeden z nas jest... zmęczony.
- Mógłbyś oszacować, ile razy w tygodniu?
- Osiem.
Nolan ponownie zachichotał. - Czyli w zasadzie codziennie, czasami więcej niż raz?
- Chyba że ktoś zmienił liczbę dni w tygodniu, nie informując mnie o tym.
- Ale pominięcie jednego dnia nie jest aż tak wyjątkowym zdarzeniem.
House wzruszył ramionami.
- Czy wczoraj któryś z was był... zmęczony?
House znowu wzruszył ramionami. - Wilson tak powiedział.
- Ale ty mu nie uwierzyłeś.
- Pokłóciliśmy się – wyjaśnił House.
- Ach – mruknął Nolan, odchylając się na swoim fotelu. - Czyli jednak coś się stało.
- Taaa, ale wiem, że twoje pytanie zostało zadane w odpowiedzi na moją negatywną postawę, a moja negatywna postawa była wynikiem braku seksu, a nie tamtej kłótni.
- Jednak brak seksu był wynikiem tej kłótni – zauważył Nolan.
- Albo Wilson mógł mówić prawdę, kiedy powiedział, że jest zmęczony.
- Może byś mi powiedział, o co się pokłóciliście? - zasugerował Nolan, opierając sobie prawą kostkę na lewym kolanie.
Oczy House'a skupiły się na regałach z książkami, które stały pod przeciwległą ścianą.
- Właśnie mija termin umowy najmu mojego starego mieszkania. Zamierzam ją odnowić. Wilson zachowuje się tak, jakbym go tym nie wiadomo jak zdradził. Do tej pory zakładał, że nie będę przedłużał tej umowy.
- A dlaczego sądzisz, że on przyjął takie założenie?
- Mieszkamy razem. Od kilku miesięcy nawet nie byłem u siebie. Moja poczta jest przekazywana na nowy adres, większość moich rzeczy jest w nowym mieszkaniu. Nie ma powodu, żebym zatrzymywał swoje stare mieszkanie.
- Najwyraźniej jednak jest – nie zgodził się z nim Nolan. - Nie odnawiałbyś umowy najmu bez żadnego powodu.
- Robię to tylko na wypadek, gdyby coś się stało – odpowiedział House, ciągle nie patrząc na Nolana i wzruszając ramionami. - Samo to, że obaj z Wilsonem chcemy nadal być razem za rok od teraz, nie oznacza, że tak będzie. Chcę wiedzieć, że moje mieszkanie jest do mojej dyspozycji, gdybym go potrzebował.
- To zupełnie rozsądny i zrozumiały argument – powiedział Nolan.
- Wilson myśli, że mu nie ufam – odrzekł House, pocierając swoje udo. - Jego zdaniem zakładam, że mnie zdradzi.
- Ma rację? - zapytał Nolan.
- Nie wiem, co się wydarzy – odparł House. - Jak mogę cokolwiek zakładać?
- Wobec tego nie zakładasz również, że Wilson pozostanie ci wierny.
House wzruszył ramionami.
- Ufasz mu? - spytał Nolan.
- Chcę mu ufać – powiedział House, zwracając się do ściany. - Chcę zatrzymać swoje mieszkanie nie dlatego, bo mu nie ufam. Chcę je zatrzymać, ponieważ jeśli to się rzeczywiście posypie – nieważne, czy przez niego czy przeze mnie – chcę mieć dokąd pójść.
- Wytłumaczyłeś to Wilsonowi?
House kiwnął głową. - A on nadal uważał, że to przez to, że mu nie ufam. Staram się mu zaufać. Zaufałem mu, kiedy chodziło o Monikę. Pracuję nad tym. Ale do niego to nie dociera.
- Spróbowałeś wytłumaczyć mu tę część? - zapytał Nolan.
- Nie zdążyłem. Wilson po prostu wyszedł. Kiedy wrócił do domu, było już późno, a on powiedział, że jest zmęczony i od razu poszedł do łóżka.
- Może powinieneś spróbować porozmawiać z nim o tym jeszcze raz? - zasugerował Nolan. - Powiedz mu, że pracujesz nad zaufaniem do niego i – jeśli będzie trzeba – wyjaśnij mu jeszcze raz swoje powody, dlaczego przedłużasz dzierżawę mieszkania.
- A co jeśli to nadal do niego nie dotrze? - spytał House, patrząc na swojego terapeutę. - Co jeśli on ma rację? Powinienem po prostu dać sobie spokój z odnawianiem umowy?
- Nie – odpowiedział Nolan, zaskakując go. - James musi szanować twoje granice. To część zdrowego związku. Twoje mieszkanie to coś, czego potrzebujesz, żeby czuć się swobodnie. Jeżeli on ma z tym problem, to to jest jego problem, nie twój. W związkach ważne jest, by bronić swoich racji. Ta sprawa jest najwyraźniej ważna dla ciebie, zatem twierdzę, że warto o nią walczyć. Możemy rezygnować z pewnych swoich pragnień dla osoby, z którą jesteśmy. Nie możemy rezygnować ze swoich potrzeb. A wyraźnie widać, że to jest coś, czego potrzebujesz.
[]
- Mogę się przysiąść? - zapytał Wilson Chase'a.
Chase skinął obojętnie na stolik przed sobą. - Nie krępuj się.
- Dzięki – powiedział Wilson, siadając. - No więc jak ci się układa z Remy?
- Całkiem nieźle. Kilka tygodni temu poznałem jej tatę. Myślę, że mnie polubił.
- To dobrze – odparł Wilson z uśmiechem. - No więc... Rozmawialiście już o tym, żeby zamieszkać razem?
- Ee tam – żachnął się Chase. - Ona ma wolną szufladę u mnie, ja mam trochę miejsca w szafie u niej, i to nam póki co odpowiada.
- A od jak dawna chodzicie ze sobą?
- Od około czterech miesięcy – odrzekł Chase. - Zaczęliśmy niedługo po tym, jak ty i House zostaliście parą. Taaa, może za miesiąc czy dwa porozmawiamy o przeniesieniu naszego związku na wyższy poziom.
- To ma sens – przyznał Wilson. - Myślisz, że zamieszkacie raczej u ciebie czy u niej?
Chase wzruszył ramionami. - Jeszcze się nad tym za bardzo nie zastanawiałem. Chyba u niej. Ja nadal mieszkam w mieszkaniu, które dzieliłem z Cameron. Jeżeli spędzamy razem noc, zwykle zostajemy u Remy.
- A gdybyście mieli zamieszkać razem – ciągnął Wilson jak gdyby nigdy nic – zatrzymałbyś mieszkanie, które należało do ciebie i Cameron?
- Nie - prychnął Chase. - Sprzedałbym je. Nie ma powodu, żebym je trzymał.
- A co jeżeli ty i Trzynastka zerwiecie ze sobą?
- Wtedy... zatrzymam się w hotelu albo u przyjaciół, dopóki nie wynajmę nowego lokum. Daj spokój, Wilson, sam to przerabiałeś. Znalezienie mieszkania nie jest takie trudne. Nie ma sensu płacić czynszu za dwa mieszkania, jeżeli korzysta się tylko z jednego. Jeśli zerwiemy, to zerwiemy. Ale nie mamy tego w planach.
- Tak właśnie myślałem – powiedział Wilson, spoglądając na blat stołu.
Chase przyjrzał mu się z uwagą. - Mam wrażenie, że w tej rozmowie nie chodzi o mnie i Trzynastkę.
- House'owi kończy się umowa najmu – wyjaśnił Wilson. - Od prawie roku mieszkamy razem, od ponad czterech miesięcy jesteśmy ze sobą, a on mimo to chce odnowić swoją dzierżawę. Nie potrafię zrozumieć dlaczego.
- Próbowałeś go o to zapytać? - podsunął Chase.
- Oczywiście, że go spytałem. Powiedział, że to tylko na wszelki wypadek. Ale jesteśmy parą. Planujemy zostać ze sobą. Na wszelki wypadek... po to właśnie są hotele. House nie powinien chcieć zatrzymać swojego starego mieszkania na bóg wie jak długo, bo być może pewnego dnia zerwiemy ze sobą, zgadza się?
Chase bez przekonania wzruszył ramionami.
[]
- Oczywiście, że nie ma nic złego w tym, że House chce zatrzymać swoje stare mieszkanie - powiedziała Trzynastka. - To nie tak, że on ci nie ufa. Wyraźnie zaufał ci w przypadku Moniki, a nie oszukujmy się - to była dziewczyna z najwyższej półki. Tym razem chodzi o coś, co ma dla niego znaczenie ze względów osobistych. Jeśli Chase wprowadzi się do mnie, nie będę od niego oczekiwać, że natychmiast sprzeda swoje mieszkanie. Nic tak nie potrafi spieprzyć związku, jak przyspieszanie jego rozwoju. Owszem, mieszkacie razem od roku i przyjaźnicie się ze sobą przez większą część mojego życia, ale bycie parą ciągle jest dla was nowością. Żaden z was nie wie, dokąd to się potoczy. W przeszłości popełnialiście błędy, a teraz obaj przystosowujecie się do dużych zmian w waszym życiu. House nawet w większym stopniu niż ty. Zrozum, Wilson, cały jego świat się zmienia. Czy naprawdę możesz go winić za to, że chce, aby jedna rzecz w jego życiu pozostała taka sama?
Wilson potarł dłonią kark i wzruszył ramionami.
Trzynastka uśmiechnęła się do niego. - To nie znaczy, że on cię nie kocha, Wilson, i z całą pewnością nie znaczy to, że on nie chce spędzić z tobą reszty swojego życia. Jestem przekonana, że to jedyna rzecz, jakiej House pragnął od bardzo dawna, a przynajmniej odkąd go znam. Daj mu to. Mogę ci prawie zagwarantować, że wasz związek potrwa dłużej, jeśli to zrobisz.
[]
House siedział po swojej stronie łóżka, z okularami do czytania zsuniętymi na czubek nosa. Pogrążony w lekturze [link widoczny dla zalogowanych] zdawał się nie zauważyć, że Wilson wszedł do pokoju.
- Hej - odezwał się Wilson, uśmiechając się do niego, chociaż diagnosta nie patrzył w jego stronę. Usiadł na łóżku obok House'a. - Co czytasz?
- Studium przypadku patologicznych zmian na nerce.
- Interesujący artykuł?
- Jestem pewien, że nawet w przybliżeniu nie jest tak interesujący jak to, co masz do powiedzenia. - House westchnął i odłożył czasopismo na szafkę nocną, kładąc na wierzch swoje złożone okulary. - Czego chcesz, Wilson?
- Powiedzieć, że przepraszam? - zaczął Wilson, uśmiechając się nieśmiało. - Że nie powinienem był wywierać na tobie presji? Chcę, żeby między nami się układało, i jeśli poczujesz się bardziej swobodnie, zatrzymując swoje mieszkanie, to nie mam nic przeciwko.
House spojrzał na niego badawczo. - Mówisz poważnie?
- Oczywiście. Ja... to było [link widoczny dla zalogowanych] z mojej strony myśleć, że chcesz zatrzymać swoje mieszkanie wyłącznie z mojego powodu, i zachowałem się samolubnie, denerwując się w takim stopniu tym, że możesz mi nie ufać. Wiem, że to nie jest dla ciebie łatwe i wiem, że się starasz.
- Czyżby dzwonił do ciebie Nolan? - zapytał podejrzliwie House.
- Nie - zaprzeczył Wilson, a na jego twarzy nie widać było ani śladu oszustwa. - Czemu pytasz? Rozmawiałeś z nim na ten temat?
House przytaknął.
- I co ci powiedział?
- Że powinieneś uszanować moje granice.
Wilson skinął głową. - Chcę tego, Greg, i zamierzam to zrobić. Możesz zrezygnować ze swojego mieszkania jeśli i kiedy będziesz na to gotowy, nie wcześniej, a ja nie będę więcej narzekał z tego powodu. Obiecuję.
- Masz świadomość, że to nie znaczy, że brakuje mi zaangażowania? - uściślił House, ostrożnie oceniając reakcje Wilsona.
Wilson uśmiechnął się. - Rozumiem.
- I to nie znaczy, że myślę, że mnie zdradzisz.
- Wiem o tym.
- I to nie znaczy, że wolno ci mnie wykopać, kiedy następnym razem się pokłócimy – ciągnął House, a kąciki jego ust unosiły się w uśmiechu.
Wilson zachichotał. - Nie zrobię tego, obiecuję. - Pochylił się i delikatnie pocałował House'a w usta, obejmując dłonią jego policzek. - Myślę, że jeśli o to chodzi, to ostatnio dobrze się spisałem - wymamrotał, muskając wargami twarz House'a.
- Taaa - zgodził się diagnosta. - Tylko dlatego, że wiedziałeś, że znacznie trudniej będzie mnie uwieść, jeśli będę przebywał w innym budynku.
- Znasz wszystkie moje słabości - przyznał Wilson, przytulając twarz do twarzy House'a.
- I wykorzystuję je - House uśmiechnął się przebiegle - dla swoich własnych korzyści.
- Wierzę, że w tym przypadku twoje wykorzystywanie jest korzystne dla obu stron. - Wilson pocałował go w policzek.
- To kompletnie niezamierzony efekt, zapewniam cię - upierał się House, przesuwając się na łóżku, tak że bardziej leżał niż siedział. - Z nas dwóch to ja jestem egoistą.
Wilson, ułożywszy się na House'ie, przez chwilę mu się przyglądał.
- Nie, nie jesteś - powiedział w końcu i ponownie nachylił się do pocałunku.
[]
Wilson miał za sobą ciężki dzień. Chociaż niezbyt często operował, tego dnia musiał wykonać dwie operacje w ciągu jednego dyżuru. Pierwsza wydawała się być zupełnie rutynowym zabiegiem, dopóki pacjent nie dostał krwotoku, którego zlokalizowanie zajęło lekarzom całą wieczność, przez co cała operacja trwała o ponad godzinę dłużej, niż powinna. Drugą operację wymusił krytyczny stan innego pacjenta. Przez sześć godzin usuwano chore tkanki, usiłując rozwiązać problem, a mimo to pacjent zmarł na stole. Była prawie północ. House również jeszcze nie wrócił, ponieważ ciągle pracował nad swoim przypadkiem, lecz Wilson był za bardzo wyczerpany i zniechęcony, żeby na niego zaczekać. Jedyne czego pragnął, to wziąć wściekle gorący prysznic i wpełznąć do łóżka. Byłoby najlepiej, gdyby House był w domu, żeby wpełznąć do łóżka razem z nim, ale Wilson wiedział, że kiedy zaśnie i tak nie zauważy nieobecności swojego kochanka.
Jednakże plany Wilsona pokrzyżowała jego ciekawość. Po drodze do sypialni spostrzegł, że drzwi do dawnego pokoju House'a są otwarte. Nie tylko to było niezwykłe, skoro nie korzystali już z tego pomieszczenia, lecz poza tym Wilson był pewien, że rano House wyszedł z mieszkania przed nim, a wspomniane drzwi z całą pewnością były zamknięte, kiedy Wilson wychodził. Być może House potrzebował czegoś i wpadł po to w ciągu dnia? Wilson nie mógł sobie wyobrazić, co by to mogło być. Chwilowo zapominając o swojej przemożnej ochocie na prysznic i sen, onkolog pchnął drzwi, żeby otworzyć je do końca i sprawdzić, czy zawartość pokoju wyjaśni mu tę zagadkę.
Tak też się stało. Gdy wprowadzili się do tego mieszkania, w pokoju stały łóżko i komoda, a kilka pudeł z rzeczami House'a schowano do szafy. Kiedy zaczęli sypiać ze sobą, Wilson przesunął komodę House'a do głównej sypialni, ale reszta pokoju pozostała niezmieniona. Teraz jednak pokój był wypełniony kartonami - nie tylko tymi, które House zwykle trzymał w swojej szafie. Rozglądając się wokoło, Wilson uśmiechnął się do siebie, bo nagle poczuł wypełniające go od środka ciepło. Gitary House'a leżały na łóżku obok pudła ze starymi płytami. Inne kartony wypełnione rozmaitymi rzeczami - oczywiście żaden z nich nie był opisany - stały w niskich stertach, zajmując resztę pokoju.
Na wierzchu pudła, które stało najbliżej drzwi, Wilson zauważył kartkę papieru, czy też raczej mnóstwo cienkich papierowych paseczków. House przepuścił swój formularz odnowienia dzierżawy przez niszczarkę i zostawił skrawki w tym miejscu, by Wilson je zobaczył. Przyglądając się garści strzępków papieru, Wilson się uśmiechnął. Nieważne, jak bardzo House starał się temu zaprzeczać, zdecydowanie posiadał romantyczne oblicze.
Wciąż wyczerpany, lecz czując się znacznie bardziej zadowolony i kochany, niż kiedy wchodził do mieszkania, Wilson odwrócił się, by pójść wziąć prysznic. W przyćmionym świetle, jakie wypełniało przedpokój, nie zauważył stojącego mu na drodze pudełka na buty, dopóki się o nie nie potknął. Odruchowo wyciągnął ręce, żeby się czegoś złapać, ale trafił jedynie na dość niedbale ustawiony stos pudełek. Cały ten stos wraz z Wilsonem runął na podłogę, rozsypując dookoła House'ową kolekcję Nike'ów.
Wymamrotane pod nosem przekleństwo zostało zagłuszone przez odgłos dziesiątek butów, uderzających gwałtownie o drewniany parkiet, ale inny dźwięk wybił się ponad ten hałas. Dźwięk, który wcale tam nie pasował. Coś zagrzechotało.
Podniósłszy się pospiesznie, Wilson pstryknął włącznik światła w pobliżu drzwi, oświetlając kartony House'a, łącznie z tym przewróconym, z którego wysypały się Nike'i. Wilson z rezerwą okrążył rozrzucone buty i pudła i przyklęknął na podłodze. Usłyszał to. Wiedział, że to usłyszał. I chociaż nie chciał w to wierzyć, dopóki nie zobaczy tego na własne oczy, wiedział także, co to było.
Sprawdziwszy wnętrze kartonu, Wilson postawił go z powrotem i zaczął wkładać do środka buty, sprawdzając każdy po kolei.
Dopiero podnosząc czwarty but, znów usłyszał ten grzechoczący odgłos. Ogarnięty strachem, Wilson potrząsał butem, aż mała pomarańczowa fiolka wypadła na jego wyciągniętą dłoń. Podniósł pojemnik do oczu, by odczytać etykietkę, z nadzieją, że dowie się z niej czegoś innego niż to, co spodziewał się zobaczyć.
Nazwisko House'a. Jego nazwisko jako lekarza, który wystawił receptę. I wreszcie, na samym środku naklejki, duże czarne litery układały się w napis VICODIN.
(Do następnego rozdziału - KLIK)
.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Wto 10:25, 08 Lip 2014, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
advantage
Otorynolaryngolog
Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 22:38, 22 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Historia idzie do przodu! W poniedziałek postaram się skomentować rozdzialik, no i odpowiedzieć na komenta, co robię już poł roku I mam nadzieje, że Wilson nie wywinie żadnego numeru przez ten vicodin
Zgadzam się w 100% co do pracy... Właśnie wróciłam, urocze cztery dni pod rząd od rana do nocy + jeszcze jutro... nie ma czasu jeść, a co dopiero myśleć o życiu prywatnym I tak już zmieniłam pracę, a nie wiem czy nie trafiłam gorzej Btw, w jedyny wolny dzień w tym tygodniu udało mi się obejrzeć Mr. Pipa
Pozostaje szukać bogatych mężów!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 15:06, 23 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Raczej pełznie w ślimaczym tempie, a nie idzie, soł nie poganiam z komentowaniem A co zrobi Wilson, tego w sumie sama nie pamiętam dokładnie - na pewno będzie robił taką aferę, jak o tę umowę dzierżawy
Poor, poor U Czo oni Cię tak wykorzystują, że pracujesz na okrągło?
Mi zresztą też dowalili w tym miesiącu aż 24 dni w robocie, a że albo wcześnie zaczynam, albo późno kończę, to jestem nieprzytomna jak zombi A od przyszłego miesiąca przenoszę się z Ligoty do Tychów - chociaż w Tychach mniej mi się podoba i nie palę się do tych przenosin, to w Ligocie są takie dwie suki, które notorycznie mnie prześladują i tam to już absolutnie nie wytrzymuję
Czymam kciuki, żeby Twoja zmiana pracy jednak okazała się na plus
OMG *zazdrości* A gdzie Ci się udało zobaczyć ten film?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
advantage
Otorynolaryngolog
Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 23:32, 26 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Bardzo dobre pytanie... pracuje niby w jednym sklepie, ale mam też zmiany w drugim, bo jakaś babka jest od miesięcy na L4 i chodzimy też tam pracować, co jest najgłupszą rzeczą na świecie... i jedna babka mi ustala swoje zmiany, a druga swoje, a ja gópia się zgadzam na taki grafik Ale tak naprawdę nie mam za bardzo wyjścia, jak jesteśmy we 2 na zmianie, no to muszę przyjść... Dziewczyny są fajne, ale też narzekają, bo pracujemy tylko my co jesteśmy na umowy zlecenie a laski z umową o pracę idą dzień do pracy, potem dwa dni urlopu i tak co tydzień, no ja pierdziele.
Ale to będziesz mieć pewnie bliżej do domu, nie? Ja bym się cieszyła, zwłaszcza, że z tego co piszesz atmosfera w pracy jest niezbyt miła Dzięki za kciuki, ale chyba nic z tego, zobaczymy
Pipa widziałam [link widoczny dla zalogowanych] Wydaje mi się, ze jest strasznie cichy głos, a to i tak najgłośniejszy z tych co znalazłam
Słyszałaś, że Hju będzie znowu u nas koncertował? Tym razem Szczecin i Poznań, ale się cieszę!!!
Richie117 napisał: | ale habitów w tęczowe paski to chyba nie ma yeah, możliwe - jedna oblała się winem, a że plamy nie dało się sprać, to wszystkie sobie ufarbowały ciuchy noo, można mieć nadzieję, ale ja myślę, że tacy nudziarze nie doceniliby niecnych wartości erologii | bo zakonnice nie mogą hańbić takich homo barw
Richie117 napisał: | nie zapomnij dać znać, czy się podobało | yeaaah, PWP nie mogą być niefajne nawet jak nie do końca kumam kto jest kim czy odniesień do fabuły
Richie117 napisał: | może z nimi jest trochę tak, jak z wegetarianami? w końcu wege też nie mają poczeby jedzenia mięsa w przepełnionym mięsem świecie | no dobraaa, widocznie są ludzie którzy nie robią wszystkiego co robią inni
Richie117 napisał: | okej, już wiem - przysługi Cuddy polegały na tym, że odstraszała obleśnych klientów | ryzykowne zadanie, ale się nadaje
Richie117 napisał: | good pracę, studia, naukę... maybe życie towarzyskie też się pojawi, kiedy jakiś samotny klient w sklepie zaprosi Cię na wycieczkę w góry cusz, ja Ci nie powiem, jaką emotkę wstawić, bo nie wiem, czy się cieszysz czy smucisz, że nie masz życia towarzystkiego | nope, ja nie mam szczęścia do takich rzeczy Hmm... jak jestem cały czas w pracy to mniej to odczuwam, jak mam wolne, to masakra, bo gdzieś bym wyszła a nie mam z kim
Richie117 napisał: | szlag, a wydawało mi się, że mój plan nie ma słabych punktów <img src="http://i247.photobucket.com/albums/gg156/kasiat88/emotki/chowa.gif"> | trzeba być dobrej myśli, że wszystko pójdzie zgodnie z planem
Richie117 napisał: | takie jak z Taubem? | omg, Taub promujący szpital, nie przypominaj
Richie117 napisał: | organ House'a, powiadasz? i nagle te kupione przez Wilsona organy nabierają podwójnego znaczenia | ale ale Wilson nie musiał kupować House’owi tego organu, bo House go ma!
Richie117 napisał: | protective orcs are protective | jak tak to powinna być zadowolona
Richie117 napisał: | well, nawet gdyby została... śmiesznie byłoby zobaczyć zombi!Cuddy, która próbuje gonić kogoś na tych swoich szpilkach | pewnie by się wywaliła a potem czołgała po ziemi
Richie117 napisał: | a można wybrać telefon do przyjaciela? U know, żeby przyjechał i też napluł albo poprosić o pomoc publiczność... | loool, Milionerzy to taki kultowy teleturniej
Richie117 napisał: | jesteś dla nich zbyt łaskawa! IMO sypialnia w mieszkaniu wystarczy im na ten intymny seks | tam na pewno będzie najintymniejszy, w innych miejscach trochę mniej
Richie117 napisał: | still, lepszą oBcją był nagi Hju BEZ Huddy | a to też się zdarzyło parę razy
Richie117 napisał: | a może nie? może krawat był jedynym elementem garderoby, który miał na sobie przez cały czas? <img src="http://i111.photobucket.com/albums/n152/saphira182/Obraz1.gif"> | krawat zbyt wiele nie zasłania, to faktycznie mógł mieć
Richie117 napisał: | to byłyby początki w stylu Hitchcocka - najpierw trzęsienie ziemi, a potem dalej podnosić napięcie | hitchcockowe porno
Richie117 napisał: | Wilson ma swoje wady... | a i tak da się go lubić
Richie117 napisał: | na nieszczęście, Wilson jest złym charakterem nie wtedy, kiedy trzeba | ale zdarza mu się też w dobrych momentach: wykupił Cuddy mieszkanie sprzed nosa. Pierwsze mi przyszło do głowy
Richie117 napisał: | too bad, że Autorka nie wykorzystała okazji, żeby Wilson wynagrodził House'owi tamte cierpienia | dobrze, że są fiki w których House nie cierpi nic a nic
Richie napisał: | pójdźmy na kompromis - 15 orgazmów | to się może udać nawet w jeden dzień
Richie117 napisał: | zobaczymy, zobaczymy | no eeeej, przeczytałam fika Resurrection jeszcze raz i znowu nie cierpię Wilsona po nim, to teraz potrzebuję mega sweet fików
I może też dlatego trzymam stronę House'a w tym sporze o jego mieszkanie, nie wiem, bo jednocześnie rozumiem dlaczego Wilson się wkurza
Cytat: | - To znaczy, że będziesz musiał dwa razy się zastanowić, kiedy przy następnej okazji zechcesz wykopać mnie na bruk. | no nieee, Wilson miał nadzieje na radosne świętowanie a House przypomina takie niemiłe rzeczy
Cytat: | Przebiegł wzrokiem po treści formularza, czując, że na dnie jego żołądka wzbierają fale mdłości. | ale mocny żołądek, mdłości na widok papierka
Cytat: | Teraz możemy dodać "oszukiwanie" do listy rzeczy, które psują nasz związek, do kompletu z "brakiem zaangażowania". | przynajmniej nie narzekają na brak seksu
Cytat: | Jeżeli to się skończy, stracę swojego chłopaka i najlepszego przyjaciela. | niee, ale gópia sytuacja! I hope, że nikt nikogo nie straci!
Cytat: | Wiem, jak tam dotrzeć, kiedy jestem pijany | to najważniejsze
Cytat: | - Stacy zostawiła ciebie - przypomniał mu Wilson. - Nie było w tym twojej winy. Twoja kartoteka jest w porządku. To mnie nie ufasz. | kurde, ma trochę racji... no ale kto by się musiał pojawić jak Wilson oparł się Monice?
Cytat: | Nolan zachichotał. | każdy może chichotać, no ale Nolan??? Nie wyobrażam sobie
Cytat: | - Powiedz mu, że pracujesz nad zaufaniem do niego | niech nie mówi, wyjdzie na to, że mu nie ufa
Cytat: | - I to nie znaczy, że wolno ci mnie wykopać, kiedy następnym razem się pokłócimy – ciągnął House, a kąciki jego ust unosiły się w uśmiechu. | otóż to! Chociaż... jak coś, to chętnie przygarnę House'a
Cytat: | - Nie, nie jesteś - powiedział w końcu i ponownie nachylił się do pocałunku. | jak można przerywać w takim momencie?
Cytat: | House przepuścił swój formularz odnowienia dzierżawy przez niszczarkę i zostawił skrawki | Mam nadzieję, że dobrze zrobił i będzie happy end
Założę się, że jak to było stare pudło z butami, to sam House nie wiedział, że można tam znaleźć vicodin
Weny na więcej!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 11:52, 07 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Ooo, to ja tak samo, to znaczy też pracowałam na zmianę na dwóch posterunkach, bo z jednego ktoś odszedł, więc mną zapełnili luki w grafiku Mam nadzieję, że chociaż Ci uczciwie zapłacą, bo ja się poważnie obawiam, czy w ogóle zobaczę jakieś pieniądze, skoro PIP zaczął to swoje śledztwo
Mhm, mam bliżej do domu, ale tak naprawdę oszczędzam czas tylko rano w weekendy i jak mam na popołudniu - w pozostałe dni i w drodze powrotnej oszczędzam tylko 10-20 minut. W Tychach atmosfera jest lepsza, ale za to mam niewygodne krzesło i biurko, i sprzęt megafonowy co chwilę się zawiesza, ugh Ale, ale... podejrzewam, że jeden z tyskich dyżurnych jest gejem To znaczy, może się mylę, ale facet mówi w sposób typowy dla tych stereotypowych gejów i obiło mi się o uszy kilka homo-aluzji
Dzięki za linka do Pipa Na pewno obejrzę, kiedy tylko czas mi pozwoli
advantage napisał: | bo zakonnice nie mogą hańbić takich homo barw | ale zakonnicy by mogli - przecież im się musi strasznie nudzić w tych skromnych, zakonnych celach
advantage napisał: | yeaaah, PWP nie mogą być niefajne nawet jak nie do końca kumam kto jest kim czy odniesień do fabuły | no to się cieszę a braki w wiedzy zawsze możesz nadrobić i wtedy już wszystko będziesz kumać
advantage napisał: | ryzykowne zadanie, ale się nadaje | a klientów, których nie odstraszy, niech obsługuje sama
advantage napisał: | nope, ja nie mam szczęścia do takich rzeczy Hmm... jak jestem cały czas w pracy to mniej to odczuwam, jak mam wolne, to masakra, bo gdzieś bym wyszła a nie mam z kim | to przejmij inicjatywę i sama zaproś jakiegoś klienta na wycieczkę No widzisz, a ja nawet w pracy nie mam spokoju, bo wszyscy rozmawiają o swoim życiu prywatnym, a ja nie mam nic do powiedzenia
advantage napisał: | omg, Taub promujący szpital, nie przypominaj | LOL sorry
advantage napisał: | ale ale Wilson nie musiał kupować House’owi tego organu, bo House go ma! | lucky Wilson, że House nie jest samolubny i dzieli się z nim swoją własnością
advantage napisał: | pewnie by się wywaliła a potem czołgała po ziemi | nareszcie Cuddy byłaby tam, gdzie jest jej miejsce
advantage napisał: | a to też się zdarzyło parę razy | więc sama widzisz, że Huddy było zbędne
advantage napisał: | hitchcockowe porno | omg, jaka ja ślepa jestem!!! Hitchcock!!!
advantage napisał: | ale zdarza mu się też w dobrych momentach: wykupił Cuddy mieszkanie sprzed nosa. Pierwsze mi przyszło do głowy | marna pociecha po tym, jak w tamtym jednym odcinku traktował House'a zresztą to mieszkanie przyniosło więcej szkód niż pożytku
advantage napisał: | to się może udać nawet w jeden dzień | poor jajka chłopaków - po takim maratonie wyglądałyby jak rodzynki
advantage napisał: | no eeeej, przeczytałam fika Resurrection jeszcze raz i znowu nie cierpię Wilsona po nim, to teraz potrzebuję mega sweet fików | o, znowu mi przypomniałaś, że miałam kiedyś poczytać fiki tej autorki chociaż maybe lepiej nie będę ich czytać, bo jak znów znielubię Wilsona, to wróci mi ochota do przetłumaczenia ficzka, w którym Wilson daje się torturować, żeby House nie cierpiał w więzieniu
advantage napisał: | I może też dlatego trzymam stronę House'a w tym sporze o jego mieszkanie, nie wiem, bo jednocześnie rozumiem dlaczego Wilson się wkurza | ja też jestem po stronie House'a... a Wilson się wkurza jak jakaś gópia kobieta
advantage napisał: | no nieee, Wilson miał nadzieje na radosne świętowanie a House przypomina takie niemiłe rzeczy | cóż, Wilson sam jest temu winien, że House ma co przypominać, a trudno żeby House udawał radosnego, kiedy te wspomnienia ciągle go prześladują...
advantage napisał: | ale mocny żołądek, mdłości na widok papierka | gdyby to był papierek ze zdjęciem Cuddy, to by wcale nie było śmieszne
advantage napisał: | przynajmniej nie narzekają na brak seksu | House narzeka
advantage napisał: | niee, ale gópia sytuacja! I hope, że nikt nikogo nie straci! | nie chcę spojlerować... no ale weeeeź, czy JA bym tłumaczyła fika, w którym dzieją się takie rzeczy?!
advantage napisał: | kurde, ma trochę racji... no ale kto by się musiał pojawić jak Wilson oparł się Monice? | idk... może jakiś nowy, przystojny internista?
advantage napisał: | każdy może chichotać, no ale Nolan??? Nie wyobrażam sobie | ja sobie wyobraziłam i nie był to przyjemny 'widok' Ale Nolan w tym fiku jest spoko, więc niech sobie chichocze
advantage napisał: | niech nie mówi, wyjdzie na to, że mu nie ufa | to już sort of wyszło... Still, to Wilson ma większy problem z brakiem zaufania do House'a
advantage napisał: | otóż to! Chociaż... jak coś, to chętnie przygarnę House'a | gdyby House o tym wiedział, na pewno by się tak nie martwił
advantage napisał: | jak można przerywać w takim momencie? | autorka chciała zadbać o to, żebyśmy poćwiczyły wyobraźnię
advantage napisał: | Mam nadzieję, że dobrze zrobił i będzie happy end | chyba że chłopaki zostaną wyeksmitowani z apartamentu za zakłócanie ciszy nocnej i obaj wylądują na ulicy
advantage napisał: | Założę się, że jak to było stare pudło z butami, to sam House nie wiedział, że można tam znaleźć vicodin | przegrałabyś taki zakład
dziękować
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anai
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 20:26, 17 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | no proszę, wiesz więcej ode mnie ciekawe, czy rząd też pracował wtedy za darmo, czy dotyczyło to tylko szarych obywateli
indeed, to wystarczające usprawiedliwienie ja w zasadzie śpię przez cały czas, soł też czuję się usprawiedliwiona i czo, zrobiłaś już jakieś postępy w otrzymaniu bana na kuchnię? <img src="http://i111.photobucket.com/albums/n152/saphira182/Obraz1.gif"> | pewnie tylko szarych obywateli, jak zwykle
yeah, dokładnie, ja chyba nigdy nie jestem do końca obudzona Bana nie dostałam, ale ponieważ mam teraz wymówkę w postaci nauki, to często udaje mi się wymigać od robienia różnych rzeczy
Richie117 napisał: | jeeest, ale inaczej. To znaczy płaczący JJ jest: awww, cute thing a płaczący zmolestowany!Wilson jest: ow, ow, poor thing <img src="http://i247.photobucket.com/albums/gg156/kasiat88/emotki/czuwa.gif"> | ach, w takim razie zupełnie się zgadzam
Richie117 napisał: | a za moich czasów to były po prostu dobre cukierki | sorki za zniszczenie wspomnień?
Richie117 napisał: | ale mi tam chodziło konkretnie o otwartość House'a pod koniec 5. sezonu bo wcześniej... no to może było parę takich sytuacji, głównie w wykonaniu Wilsona ze Stacy sprawa jest bardziej skomplikowana i wcale się nie dziwię, że House nie chciał w to brnąć - wcześniej ich związek się rozpadł, bo House nie mógł jej darować tej sprawy z nogą, a teraz Stacy mogłaby mieć wyrzuty sumienia, że zostawiła męża i znów by im się nie układało, aż znowu by się rozstali... Zresztą ja nie wierzę, że Stacy szczerze chciała wrócić do House'a - po prostu tak się złożyło, że się przespali, a że małżeństwo jej się sypało, to odżyły w niej wspomnienia i sentymenty... a to nie jest solidny fundament do budowania związku. | yeah, też nie bardzo wierzę w recykling jeśli chodzi o związki, i masz rację, że to by nie wypaliło tak czy inaczej... Tylko miałam na myśli bardziej to, że House spędził wiele czasu, próbując odzyskać Stacy (więc wydawałoby się, że zdążył przemyśleć wszytskie związane z tym konsekwencje), a zaczął się wycofywać dopiero, kiedy zrobiło się już poważnie - tak jakby szukał wymówki, żeby tylko nie ryzykować, że znowu się przed kimś otworzy i znowu zostanie zraniony. Inna sprawa, że to były w pełni uzasadnione i logiczne obawy
Richie117 napisał: | niech je sobie od razu wstawią do sypialni, ewentualnie niech zrobią sypialnię z gabinetu Cuddy | ale wtedy nie będzie tego elementu ryzyka
Richie117 napisał: | ale porządne kłótnie są takie angstowe | ale dzięki odrobinie angstu potem można bardziej docenić fluff
Richie117 napisał: | jego też byśmy poobłapiały, żeby nie było mu przykro | och nie, to by było takie wielkie poświęcenie z naszej strony
Richie117 napisał: | no czo? to było tru story! Uh, ten morał nie brzmi dla mnie pocieszająco, bo są ludzie, którzy krzywią się na mój widok | nic, jak zawsze trafiasz w sedno Jesteś pewna, że się krzywią, a nie po prostu są skrzywieni tak na stałe?
Richie117 napisał: | coś mi się nie wydaje... I mean, na pewno byli już tacy kosmonauci, którym się "nudziło", a na pokładzie promów kosmicznych chyba wszystko jest rejestrowane | też tak myślałam, ale zrobiłam mały research i z tego, co znalazłam, wynika, że takich udokumentowanych incydentów nie ma... co oczywiście nie znaczy, że to się nigdy nie zdarzyło Ale chodziło mi o to, że House by nigdy nie przepuścił takiej okazji (wszystko w imię nauki, ofkors!) i do tego na pewno zadbałby, żeby wszystko było zarejestrowane jak trzeba
Richie117 napisał: | jeśli w imieniu "Lisa" przestawić dwie litery i dwie zmienić, to otrzymamy słowo "evil" - pszypadeg? nie sondze!!! | wow, moje życie już nigdy nie będzie takie samo
Richie117 napisał: | gdyby tak się zaczynał jakiś ep, to cała populacja Hilsonek ómarłaby z zachwytu | jak dobrze, że nam już to nie grozi
Richie117 napisał: | mogła przerwać w jeszcze gorszym... tzn. lepszym... | właśnie - gorszym dla chłopaków, lepszym dla nas
Richie117 napisał: | noł, noł: tak w ogóle, to nigdy nie zamierzamy uprawiać seksu, tylko zawsze trzymać się za rączki i paczeć sobie w oczy | mogliby podnieść level trudności trzymając się nawzajem za JJ'a i Małego Grega
Richie117 napisał: | a widzisz? czeba było pobiec do szpitala i spakować jej rzeczy! | tak się zmęczyłam od tego tańczenia, że już nie miałam siły na bieganie
Richie117 napisał: | nope, jesteś zuą Hilsonką | chyba mogę z tym żyć
Richie117 napisał: | czytałam kiedyś takiego fika, a nawet kilka - Wilson był tam taaaki evil | to czemu czytasz takie zóe rzeczy?
Richie117 napisał: | Wilson tak powiedział, bo nie chciał przyznać, że od dawna doskonalił swoje umiejętności na sobie | co tu do przyznawania, przecież to oczywiste
Richie117 napisał: | I know, gópi polski związek frazeologiczny (bo brzmi to jak skończyć na sucho), a na lepszy nie wpadłam | to nie Twoja wina, że polski jest taki ograniczony
***
(ciii, lepiej późno niż wcale )
Cytat: | - O jakim jubileuszu mówisz? - spytał Wilson. - Jesteśmy razem ledwie od czterech i pół miesiąca. | właśnie, Wilson zaczyna organizować jubileusze dopiero po 5. miesiącu
Cytat: | - Jestem twoim terapeutą. Oczywiście, że interesuje mnie twoje życie seksualne. | heh, nie obraziłabym się, gdybym mogła zamienić miejsca z Nolanem... Czy mógłbyś mi opowiedzieć wszystkie szczegóły? Jestem twoją terapeutką, muszę wiedzieć
Cytat: | Teraz możemy dodać "oszukiwanie" do listy rzeczy, które psują nasz związek, do kompletu z "brakiem zaangażowania". | nie, Wilson, zły chłopak! Idź do kąta i zastanów się nad swoim zachowaniem
Um... co to ja kiedyś powiedziałam na temat dojrzałego związku przedstawionego w tym fiku? W każdym razie już mi przeszło i muszę powiedzieć, że drama queen Wilson jest odrobinę irytujący Fajnie, że chłopaki doszli do porozumienia z tym mieszkaniem, ale teraz pozostaje tylko czekać na panikę Wilsona z powodu tego vicodinu (achh, aż mogę sobie wyobrazić, jakie to by było dramatyczne zakończenie odcinka )
Ech, widzę, że moje życzenia co do czasu na nic się nie przydały Soł weny przynajmniej
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 10:09, 02 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Anai napisał: | Bana nie dostałam, ale ponieważ mam teraz wymówkę w postaci nauki, to często udaje mi się wymigać od robienia różnych rzeczy | me hopes, że nauka jest tylko zasłoną dymną do robienia różnych zuych rzeczy
Anai napisał: | sorki za zniszczenie wspomnień? | nic nie szkodzi, internety hurtowo niszczą moje wspomnienia, soł już przywykłam
Anai napisał: | Tylko miałam na myśli bardziej to, że House spędził wiele czasu, próbując odzyskać Stacy (więc wydawałoby się, że zdążył przemyśleć wszystkie związane z tym konsekwencje), a zaczął się wycofywać dopiero, kiedy zrobiło się już poważnie - tak jakby szukał wymówki, żeby tylko nie ryzykować, że znowu się przed kimś otworzy i znowu zostanie zraniony. Inna sprawa, że to były w pełni uzasadnione i logiczne obawy | nie jestem taka pewna, czy House w ogóle zamierzał odzyskać Stacy. Na pewno zabolało go to, że Stacy chciała, żeby ratował jej męża i to mogło uruchomić w nim instynkt "psa ogrodnika", a instynktowne zachowania z reguły nie są przemyślane. Potem Stacy zaczęła sprawiać wrażenie, że chce do niego wrócić i imo wtedy House zaczął się zastanawiać, czy to ma szanse się udać. A jak doszedł do tych samych wniosków, co my, to się wycofał.
Anai napisał: | ale wtedy nie będzie tego elementu ryzyka | why? ryzyko pozostanie, jeśli nie powiedzą Cuddy, że zrobili sobie sypialnię z jej gabinetu
Anai napisał: | ale dzięki odrobinie angstu potem można bardziej docenić fluff | co racja, to racja
Anai napisał: | och nie, to by było takie wielkie poświęcenie z naszej strony | cóż, z miłości czasem trzeba robić rzeczy, na które zupełnie nie mamy ochoty
Anai napisał: | Jesteś pewna, że się krzywią, a nie po prostu są skrzywieni tak na stałe? | raczej jestem pewna... Chociaż z drugiej strony to są przeważnie wredni ludzie, więc nie powinnam brać sobie do serca ich opinii na mój temat
Anai napisał: | też tak myślałam, ale zrobiłam mały research i z tego, co znalazłam, wynika, że takich udokumentowanych incydentów nie ma... co oczywiście nie znaczy, że to się nigdy nie zdarzyło Ale chodziło mi o to, że House by nigdy nie przepuścił takiej okazji (wszystko w imię nauki, ofkors!) i do tego na pewno zadbałby, żeby wszystko było zarejestrowane jak trzeba | um... z tego riserczu wynika raczej, że dokumentacja z tych incydentów nie została ujawniona do wiadomości publicznej Tak więc naukowa misja House'a sprowadzałaby się do podzielenia się tymi zarejestrowanymi osiągnięciami z całym światem
Anai napisał: | wow, moje życie już nigdy nie będzie takie samo | miło mi, że mogłam pomóc
Anai napisał: | jak dobrze, że nam już to nie grozi | no ale naprawdę!!! przecież po naszym ómarciu nie byłoby nikogo, kto by powstrzymał Huddystki od zapanowania nad światem
Anai napisał: | mogliby podnieść level trudności trzymając się nawzajem za JJ'a i Małego Grega | ofkors to tylko po to, żeby mieć pewność, że JJ i Mały Greg nie zrobią czegoś nieprzyzwoitego
Anai napisał: | tak się zmęczyłam od tego tańczenia, że już nie miałam siły na bieganie | w takim razie mogłaś po taksówkę zadzwonić, House na pewno podałby Ci numer karty kredytowej Wilsona
Anai napisał: | chyba mogę z tym żyć | nie masz wyboru
Anai napisał: | to czemu czytasz takie zóe rzeczy? | IDK, czasem po prostu nachodzi mnie ochota na sadystyczną erę, evil!Wilsona i poor!Gregusia
Anai napisał: | co tu do przyznawania, przecież to oczywiste | Wilson ma nadzieję, że jednak to takie oczywiste nie jest
Anai napisał: | to nie Twoja wina, że polski jest taki ograniczony | thaaanks
Anai napisał: | (ciii, lepiej późno niż wcale ) | czy ja kiedykolwiek coś mówiłam?
Anai napisał: | właśnie, Wilson zaczyna organizować jubileusze dopiero po 5. miesiącu | how sweet, że z House'em nie potrafił zwlekać aż tak długo
Anai napisał: | heh, nie obraziłabym się, gdybym mogła zamienić miejsca z Nolanem... Czy mógłbyś mi opowiedzieć wszystkie szczegóły? Jestem twoją terapeutką, muszę wiedzieć | a nie lepiej by było zaprosić House'a z Wilsonem, żeby Ci to zademonstrowali, a Ty byś oceniła, czy robią to poprawnie?
Anai napisał: | nie, Wilson, zły chłopak! Idź do kąta i zastanów się nad swoim zachowaniem | omatko, czytałam kiedyś takiego fika...
Anai napisał: | Um... co to ja kiedyś powiedziałam na temat dojrzałego związku przedstawionego w tym fiku? W każdym razie już mi przeszło i muszę powiedzieć, że drama queen Wilson jest odrobinę irytujący | oj tam, oj tam, fochy Wilsona i tak są bardziej dojrzałe od Cuddy'owego "nie zaproszę cię do siebie na kolację, bo Rachel mogłaby na próżno pomyśleć, że będziesz jej nowym tatusiem"
Anai napisał: | pozostaje tylko czekać na panikę Wilsona z powodu tego vicodinu (achh, aż mogę sobie wyobrazić, jakie to by było dramatyczne zakończenie odcinka ) | indeed, jest na co czekać (tjaaa, ja nawet słyszę dramatyczny podkład muzyczny jak z horroru )
Przynajmniej miałaś dobre chęci Ale wena jest bardzo potrzebna, kiedy siadam do fika na godzinkę dziennie
Dzięęęki
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anai
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 21:48, 11 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | me hopes, że nauka jest tylko zasłoną dymną do robienia różnych zuych rzeczy | nie, niestety nie była A tak poza tym, to trochę kiepska wymówka, bo ilość zuych rzeczy, które mogę robić w domu jest ograniczona
Richie117 napisał: | nic nie szkodzi, internety hurtowo niszczą moje wspomnienia, soł już przywykłam | to się cieszę... znaczy nie z tego, że internety Ci niszczą wspomnienia, tylko z tego, że się nie przejmujesz
Richie117 napisał: | nie jestem taka pewna, czy House w ogóle zamierzał odzyskać Stacy. Na pewno zabolało go to, że Stacy chciała, żeby ratował jej męża i to mogło uruchomić w nim instynkt "psa ogrodnika", a instynktowne zachowania z reguły nie są przemyślane. Potem Stacy zaczęła sprawiać wrażenie, że chce do niego wrócić i imo wtedy House zaczął się zastanawiać, czy to ma szanse się udać. A jak doszedł do tych samych wniosków, co my, to się wycofał. | o tym nie pomyślałam, ale fakt, to też by miało sens
Richie117 napisał: | why? ryzyko pozostanie, jeśli nie powiedzą Cuddy, że zrobili sobie sypialnię z jej gabinetu | czyli rozumiem, że wstawienie tam łózka odpada?
Richie117 napisał: | cóż, z miłości czasem trzeba robić rzeczy, na które zupełnie nie mamy ochoty | yeah, tak bardzo kochamy Wilsona, że zmusimy się do dotykania House'a, chociaż wcale tego nie chcemy
Richie17 napisał: | raczej jestem pewna... Chociaż z drugiej strony to są przeważnie wredni ludzie, więc nie powinnam brać sobie do serca ich opinii na mój temat | dokładnie, haters gonna hate
Richie117 napisał: | um... z tego riserczu wynika raczej, że dokumentacja z tych incydentów nie została ujawniona do wiadomości publicznej Tak więc naukowa misja House'a sprowadzałaby się do podzielenia się tymi zarejestrowanymi osiągnięciami z całym światem | ofkors, jeśli rzeczywiście jakieś nagrania istnieją, to ludzie mają prawo wiedzieć! ale swoje też mogliby nagrać, zawsze to przyjemniej widzieć kogoś znajomego, a nie jakichś anonimowych astronautów
Richie117 napisał: | no ale naprawdę!!! przecież po naszym ómarciu nie byłoby nikogo, kto by powstrzymał Huddystki od zapanowania nad światem | to ja kogoś od czegoś powstrzymuję?
Richie117 napisał: | ofkors to tylko po to, żeby mieć pewność, że JJ i Mały Greg nie zrobią czegoś nieprzyzwoitego | sugerujesz, że niby można ich użyć do czegoś innego?
Richie117 napisał: | w takim razie mogłaś po taksówkę zadzwonić, House na pewno podałby Ci numer karty kredytowej Wilsona | damn, szkoda, że o tym wcześniej nie wiedziałam... chyba że dalej mogę zadzwonić i spytać, tak bez okazji?
Richie117 napisał: | nie masz wyboru | mam, mogę iść na terapię dla zuych Hilsonek
Richie117 napisał: | IDK, czasem po prostu nachodzi mnie ochota na sadystyczną erę, evil!Wilsona i poor!Gregusia | ugh, chyba rozumiem - mnie czasami nachodzi chęć czytania mega angstowych fików, ale to jest złe dla mojego emocjonalnego zdrowia, więc staram tego nie robić
Richie117 napisał: | Wilson ma nadzieję, że jednak to takie oczywiste nie jest | najbardziej naiwny lekarz na świecie
Richie117 napisał: | czy ja kiedykolwiek coś mówiłam? | nie mówiłaś, bo jesteś święta
Richie117 napisał: | how sweet, że z House'em nie potrafił zwlekać aż tak długo | pewnie miał ochotę zrobić to już po tygodniu, ale nie chciał wyjść na zdesperowanego
Richie117 napisał: | a nie lepiej by było zaprosić House'a z Wilsonem, żeby Ci to zademonstrowali, a Ty byś oceniła, czy robią to poprawnie? | myślę, że wtedy zaczęliby coś podejrzewać
Richie117 napisał: | omatko, czytałam kiedyś takiego fika... | ...a w tym fiku House wysłał Wilsona do kąta, żeby zastanowił się nad swoim zachowaniem?
Richie117 napisał: | oj tam, oj tam, fochy Wilsona i tak są bardziej dojrzałe od Cuddy'owego "nie zaproszę cię do siebie na kolację, bo Rachel mogłaby na próżno pomyśleć, że będziesz jej nowym tatusiem" | szkoda, że Cuddy nie myślała o Rachel kiedy z dnia na dzień rzuciła Lucasa. Najwyraźniej rok to za mało, żeby jej córka zdążyła się z kimś zżyć, ale jeden wieczór jest nie do zaakceptowania, wtf
Richie117 napisał: | (tjaaa, ja nawet słyszę dramatyczny podkład muzyczny jak z horroru ) | albo jak z telenoweli, tam są najlepsze dramatyczne muzyczki
Richie117 napisał: | Przynajmniej miałaś dobre chęci <img src="http://i247.photobucket.com/albums/gg156/kasiat88/emotki/DAlike/przytula.gif"> | wiesz, co mówią o dobrych chęciach
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 8:27, 15 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Anai napisał: | nie, niestety nie była A tak poza tym, to trochę kiepska wymówka, bo ilość zuych rzeczy, które mogę robić w domu jest ograniczona | a to peszek noale możesz robić nieograniczoną ilość zuych rzeczy w internecie Btw, co słychać u pedokota?
Anai napisał: | o tym nie pomyślałam, ale fakt, to też by miało sens | cieszę się, że czasami gadam z sensem
Anai napisał: | czyli rozumiem, że wstawienie tam łózka odpada? | hmm... House ma wprawę w przebudowywaniu szpitalnych ścian, soł maybe mógłby tam potajemnie zainstalować coś takiego [link widoczny dla zalogowanych] w ostateczności, Cuddy ma w gabinecie kanapę...
Anai napisał: | yeah, tak bardzo kochamy Wilsona, że zmusimy się do dotykania House'a, chociaż wcale tego nie chcemy | damn, powinnyśmy dostać jakąś nagrodę za ogrom naszego poświęcenia *wzdycha*
Anai napisał: | ale swoje też mogliby nagrać, zawsze to przyjemniej widzieć kogoś znajomego, a nie jakichś anonimowych astronautów | sure! besides chłopaki mogliby wypróbować inne pozycje, żeby odkryć tę najbardziej efektywną
Anai napisał: | to ja kogoś od czegoś powstrzymuję? | yeah, jesteś jak worek z piaskiem, który powstrzymuje Huddy-rzekę od wystąpienia z brzegów
Anai napisał: | sugerujesz, że niby można ich użyć do czegoś innego? | ofkors - na przykład do mieszania herbaty albo do powieszenia kapelusza
Anai napisał: | damn, szkoda, że o tym wcześniej nie wiedziałam... chyba że dalej mogę zadzwonić i spytać, tak bez okazji? | you can always try, ale House może być zajęty i nie odebrać
Anai napisał: | mam, mogę iść na terapię dla zuych Hilsonek | możesz, ale nie warto - ta terapia jest tak samo skuteczna, jak terapie leczące z homoseksualizmu
Anai napisał: | ugh, chyba rozumiem - mnie czasami nachodzi chęć czytania mega angstowych fików, ale to jest złe dla mojego emocjonalnego zdrowia, więc staram tego nie robić | wiem coś o tym - kiedyś, jako początkująca fikoczytaczka, przeczytałam kilka death!fików z rzędu... never again!!! Ale takie zóe fiki mają na mnie dobry wpływ, bo potem mam chęć na coś mega-cute
Anai napisał: | nie mówiłaś, bo jesteś święta |
Anai napisał: | pewnie miał ochotę zrobić to już po tygodniu, ale nie chciał wyjść na zdesperowanego | ktoś powinien mu wyjaśnić, że bycie zdesperowanym w obecności House'a to nie powód do wstydu
Anai napisał: | myślę, że wtedy zaczęliby coś podejrzewać | like what? że Twój gabinet jest w istocie przykrywką dla amatorskiego studia porno? still, jest szansa, że byliby zbyt podnieceni perspektywą seksu w nowym miejscu, że wcale by się tym nie przejęli
Anai napisał: | ...a w tym fiku House wysłał Wilsona do kąta, żeby zastanowił się nad swoim zachowaniem? | exactly a to był tylko początek kary
Anai napisał: | szkoda, że Cuddy nie myślała o Rachel kiedy z dnia na dzień rzuciła Lucasa. Najwyraźniej rok to za mało, żeby jej córka zdążyła się z kimś zżyć, ale jeden wieczór jest nie do zaakceptowania, wtf | "wtf" to drugie imię Cuddy
a propos - znalazłam takie coś: [link widoczny dla zalogowanych] na fanpejdżu [link widoczny dla zalogowanych]
Anai napisał: | albo jak z telenoweli, tam są najlepsze dramatyczne muzyczki | yeah, coś kiedyś wspominałaś A ja ostatnio trafiłam na odcinek "Zbuntowanego Anioła", ale akurat nic dramatycznego się nie działo
Anai napisał: | wiesz, co mówią o dobrych chęciach | cooo? że biednemu zawsze dobre chęci w dupę?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anai
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 21:19, 03 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | a to peszek noale możesz robić nieograniczoną ilość zuych rzeczy w internecie Btw, co słychać u pedokota? <img src="http://i111.photobucket.com/albums/n152/saphira182/Obraz1.gif"> | i normalnie tak robię, tylko kładę obok laptopa książki dla zachowania pozorów no ale jak czeba to czeba Nie mam pojęcia, nie widziałam go od jakichś 3 miesięcy
Richie117 napisał: | cieszę się, że czasami gadam z sensem | yeah, masz swoje przebłyski
Richie117 napisał: | hmm... House ma wprawę w przebudowywaniu szpitalnych ścian, soł maybe mógłby tam potajemnie zainstalować coś takiego [link widoczny dla zalogowanych] w ostateczności, Cuddy ma w gabinecie kanapę... | awww, łóżko w ścianie byłoby idealne Bo obawiam się, że kanapa mogłaby ograniczać ich kreatywność w wyborze pozycji, lepiej nie ryzykować!
Richie117 napisał: | damn, powinnyśmy dostać jakąś nagrodę za ogrom naszego poświęcenia *wzdycha* | może coś [link widoczny dla zalogowanych]?
Richie117 napisał: | sure! besides chłopaki mogliby wypróbować inne pozycje, żeby odkryć tę najbardziej efektywną | yeah, skoro astronauci się nie przykładają dostatecznie do swojej roboty, to ktoś musi
Richie117 napisał: | yeah, jesteś jak worek z piaskiem, który powstrzymuje Huddy-rzekę od wystąpienia z brzegów | huddy-rzeka wpływa do oceanu heteronormatywności, więc średnio to pocieszające
Richie117 napisał: | ofkors - na przykład do mieszania herbaty albo do powieszenia kapelusza | mieszanie herbaty nie brzmi do końca bezpiecznie
Richie117 napisał: | you can always try, ale House może być zajęty i nie odebrać | to nawet lepiej, bo jak chwilę poczekam i zadzwonię do niego zaraz po takim zajęciu, to na pewno mi niczego nie odmówi
Richie117 napisał: | możesz, ale nie warto - ta terapia jest tak samo skuteczna, jak terapie leczące z homoseksualizmu | chyba masz rację, żeby to zadziałało, to trzeba by mi było wmówić, że hilson nie ma sensu... niemożliwe
Richie117 napisał: | wiem coś o tym - kiedyś, jako początkująca fikoczytaczka, przeczytałam kilka death!fików z rzędu... never again!!! Ale takie zóe fiki mają na mnie dobry wpływ, bo potem mam chęć na coś mega-cute | to pjona, bo ja też miałam takie początki Teraz już od death!fików trzymam się z dala, ale niektóre angstowe są jeszcze bardziej dołujące, zwłaszcza te bez happy endu Ja w sumie też tak mam, i mean, jak już przestanę płakać
Richie117 napisał: | ktoś powinien mu wyjaśnić, że bycie zdesperowanym w obecności House'a to nie powód do wstydu | yeah, najlepiej na spotkaniu anonimowych hałsoholików, którzy mają takie same problemy
Richie117 napisał: | like what? że Twój gabinet jest w istocie przykrywką dla amatorskiego studia porno? still, jest szansa, że byliby zbyt podnieceni perspektywą seksu w nowym miejscu, że wcale by się tym nie przejęli | yeah, na pewno by nabrali takiego przekonania, gdybym wyciągnęła komórkę i zaczęła ich nagrywać
Richie117 napisał: | exactly a to był tylko początek kary | masz może w planach tłumaczenie tego ficzka?
Richie117 napisał: | a propos - znalazłam takie coś: [link widoczny dla zalogowanych] na fanpejdżu [link widoczny dla zalogowanych] | bosze, najpiększniejsze podsumowanie, jakie kiedykolwiek widziałam
Richie117 napisał: | yeah, coś kiedyś wspominałaś A ja ostatnio trafiłam na odcinek "Zbuntowanego Anioła", ale akurat nic dramatycznego się nie działo | well, każdy ma swoją mroczną przeszłość Heh, bo dramatyczne rzeczy dzieją się tylko w ostatnich dwóch minutach, żeby ludzie obejrzeli następny odcinek (chociaż ZB akurat nigdy nie oglądałam, ale wszystkie telenowele chyba są robione na jedno kopyto, soł)
Richie117 napisał: | cooo? że biednemu zawsze dobre chęci w dupę? | um what? serio jest takie powiedzenie czy właśnie to wymyśliłaś?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 10:15, 08 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
Anai napisał: | i normalnie tak robię, tylko kładę obok laptopa książki dla zachowania pozorów no ale jak czeba to czeba Nie mam pojęcia, nie widziałam go od jakichś 3 miesięcy | no i o to chodzi ech, to czymam kciuki, żeby nie było czeba zbyt często
a buuuuu! let's hope, że nic mu się nie stało, tylko znalazł sobie inny obiekt pożądania...
Anai napisał: | yeah, masz swoje przebłyski | a wtedy ludzie uciekają do domów, bo myślą, że idzie burza
Anai napisał: | Bo obawiam się, że kanapa mogłaby ograniczać ich kreatywność w wyborze pozycji, lepiej nie ryzykować! | jakoś na kanapie w salonie House'a nie narzekali
Anai napisał: | może coś [link widoczny dla zalogowanych]? | idealne
Anai napisał: | yeah, skoro astronauci się nie przykładają dostatecznie do swojej roboty, to ktoś musi | do takiej ważnej misji chłopaki na pewno się przyłożą ile sił w członkach
Anai napisał: | huddy-rzeka wpływa do oceanu heteronormatywności, więc średnio to pocieszające | uh, napisałam "huddy-rzekę"? a chodziło mi o huddy-ściek... który wpływa do tego oceanu i go zanieczyszcza
Anai napisał: | mieszanie herbaty nie brzmi do końca bezpiecznie | niby tak, ale trochę dmuchania i będzie okej
Anai napisał: | to nawet lepiej, bo jak chwilę poczekam i zadzwonię do niego zaraz po takim zajęciu, to na pewno mi niczego nie odmówi | ale pod warunkiem, że się nie zorientuje, że wcześniej to właśnie Ty zakłóciłaś mu tamto zajęcie
Anai napisał: | to pjona, bo ja też miałam takie początki Teraz już od death!fików trzymam się z dala, ale niektóre angstowe są jeszcze bardziej dołujące, zwłaszcza te bez happy endu Ja w sumie też tak mam, i mean, jak już przestanę płakać | oł god, co myśmy sobie myślały, wybierając te fiki? tjaa, dlatego jak podejrzewam brak happy endu, to też nie czytam, bleh
uh, to ja jestem w beznadziejnym położeniu, bo fluffiaste fiki też przyprawiają mnie o płakanie - tylko że nie nad chłopakami, ale nade mną
Anai napisał: | yeah, najlepiej na spotkaniu anonimowych hałsoholików, którzy mają takie same problemy | zakładając, że Wilson poszedłby na to spotkanie we własnej rzeczywistości, to z kim by się tam spotkał - z Cuddy i Cam?
Anai napisał: | yeah, na pewno by nabrali takiego przekonania, gdybym wyciągnęła komórkę i zaczęła ich nagrywać | tylko komórkę? pfff, to byś poczekała, aż zajmą się sobą i wtedy nic by nie zauważyli
Anai napisał: | masz może w planach tłumaczenie tego ficzka? | kiedyś o tym myślałam, ale to jeden z tych tłumaczeniowo trudnych fików (i z narracją w czasie teraźniejszym, bleh)... U know, jeszcze rzucę na niego okiem i albo go włączę do swoich planów, albo podrzucę Ci oryginał
Anai napisał: | bosze, najpiększniejsze podsumowanie, jakie kiedykolwiek widziałam | indeed
Anai napisał: | Heh, bo dramatyczne rzeczy dzieją się tylko w ostatnich dwóch minutach, żeby ludzie obejrzeli następny odcinek (chociaż ZB akurat nigdy nie oglądałam, ale wszystkie telenowele chyba są robione na jedno kopyto, soł) | yup, to wiele wyjaśnia, bo ja włączyłam TV jak się ep zaczynał... I, uh, już miałam się zdziwić, że tego nie oglądałaś, ale przecież jak Anioł był hitem, to Ty byłaś za młoda na takie straszne rzeczy
Anai napisał: | um what? serio jest takie powiedzenie czy właśnie to wymyśliłaś? | chyba potrzebujesz Słownika Polskich Przysłów, skoro zadajesz takie pytania
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 10:19, 08 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Soł, najwyższy czas, żeby wrócić do tego fika i go dokończyć (a przynajmniej takie są moje szczere chęci)
Anyway, jak pamiętacie, poprzedni “ep” zakończył się mrożącym-krew-w-żyłach znaleziskiem Wilsona. Pora więc zobaczyć, jak chłopaki poradzą sobie z Vicodinowym kryzysem...
Według mnie Autorka rozegrała to (jak zwykle) znacznie lepiej niż scenarzyści, ale jestem ciekawa, jakie będą Wasze opinie
Enjoy! |
(Do poprzedniego rozdziału - KLIK)
7x14 "Awantura o opiaty"
Wilson zrobił głęboki wdech i wkroczył do gabinetu House'a.
- Musimy porozmawiać - powiedział odrobinę niepewnym głosem.
House podniósł wzrok znad swojego biurka.
- Czy nie to właśnie zrobiliśmy jakiś tydzień temu?
Wilson nie odpowiedział. Zauważył, że trzęsie się nieznacznie, kiedy sięgnął do kieszeni swojego kitla i wyciągnął fiolkę Vicodinu. Pigułki zagrzechotały cicho, gdy postawił fiolkę na biurku House'a.
House spojrzał na niego z wściekłością. - Gdzie to znalazłeś?
- W pudle w twojej dawnej sypialni.
- Grzebałeś w moich rzeczach?
- Potknąłem się i przewróciłem jeden z kartonów - warknął Wilson. - Masz na to jakąś wymówkę?
- Nie ma potrzeby, żebyś zachowywał się złośliwie z tego powodu - mruknął House.
- House, czy mógłbyś mi to wyjaśnić? - spytał Wilson, ze wszystkich sił starając się mówić uprzejmym tonem.
- To Vicodin - stwierdził House, patrząc bezpośrednio na Wilsona. - Z dawnych czasów. Nie wziąłem ani jednej pigułki od dnia, kiedy podrzuciłeś mnie do Mayfield, w porządku?
- Zatem po co go trzymasz? - zapytał ostro Wilson, teraz już wyraźnie sfrustrowany. - Po co wystawiasz się na pokusę? Myślałem, że się go pozbyłeś, że pozbyłeś się wszystkiego!
- A więc przeoczyłem jedno opakowanie. Wielkie mi co. Nie brałem tych tabletek. Możesz przebadać moją krew, jeśli chcesz. Przyniosę ci strzykawkę. - House prowokacyjnie podniósł się z krzesła.
- House, nie rób tego - powstrzymał go Wilson. - Wierzę ci.
- No to przestań traktować mnie jak dziecko, które było niegrzeczne.
- Ja tylko staram się zrozumieć - mówił dalej Wilson z rękami wspartymi na biodrach - dlaczego miałbyś znaleźć starą fiolkę Vicodinu i podjąć świadomą decyzję, żeby ją spakować, zamiast ją wyrzucić.
Jego słowa zawisły w powietrzu. House wpatrywał się w pomarańczową buteleczkę, nie reagując.
- House? - Wilson spróbował zachęcić go do odpowiedzi.
- Nie chcę uczestniczyć w tej rozmowie - odparł House, nie patrząc na Wilsona.
- Pewien inteligentny facet powiedział mi kiedyś, że nie zawsze możesz mieć to, czego chcesz.
House nie odpowiedział. Kompletna obojętność, jaką wyrażały jego oczy, przeraziła Wilsona.
- Greg, daj spokój, porozmawiaj ze mną - powiedział błagalnie, siadając przed biurkiem House'a w daremnej próbie znalezienia się bliżej niego i nawiązania kontaktu wzrokowego. - Nie zamykaj się przede mną. Pomóż mi zrozumieć, o czym wtedy myślałeś.
- Jesteś na mnie zły.
Wilson westchnął. - Jestem sfrustrowany.
- Nie - zaprzeczył House. - Byłeś zły.
- No dobra, w porządku, byłem zły - przyznał Wilson, zaczynając od nowa tracić panowanie nad sobą. - Byłem zły, ponieważ nie chcę, żebyś zaprzepaścił wszystko, nad czym pracowałeś. Ponieważ zależy mi na tobie.
- Więc mi zaufaj.
- Ufałem ci, dopóki się nie dowiedziałem, że ciągle trzymasz Vicodin, poupychany gdzie popadnie - stwierdził dosadnie Wilson.
- Zaufaj mi, że go nie wezmę.
- No to po co go trzymasz? - nie ustępował Wilson.
House nareszcie spojrzał na niego i powoli odpowiedział: - Po prostu... na wypadek... gdybym go potrzebował.
Te słowa uderzyły w czułą strunę Wilsona. Jego badawcze spojrzenie skupiło się na House'ie.
- To dlatego chciałeś zatrzymać swoje mieszkanie, prawda? Twoim planem awaryjnym nie było wcale tamto mieszkanie, tylko była nim twoja tajna skrytka na [link widoczny dla zalogowanych].
- Dobra, Wilson, to prawda - przyznał House, przewracając oczami i odwracając wzrok. - Czasami myślę, że jeśli życie stanie się wystarczająco ciężkie, to chciałbym mieć możliwość, by do tego wrócić. Chciałbym móc doprowadzić się do stanu odrętwienia, żebym nie musiał czuć mojej nogi ani niczego innego. Prawie to zrobiłem tamtej nocy, tuż przed tym jak mnie pocałowałeś, ale jednak nie zrobiłem tego. Uporałem się z tym.
- Więc dlaczego ich potrzebujesz - spytał Wilson błagalnym tonem.
- Nie potrzebuję ich - oświadczył House. - Ja tylko... lubię wiedzieć, że tam są.
Wilson pokręcił głową. - To mi nie wystarcza, House.
- Jestem nałogowcem, Wilson - odrzekł House, mierząc go wściekłym spojrzeniem. - Jeśli będę tego potrzebował, to to zdobędę. Jeśli tak się zdarzy, że przestanę sobie radzić, czy nie wolałbyś, żebym wziął parę przepisanych Vicodinów, zamiast próbować zdobyć heroinę z ulicy? Obaj wiemy, że potrafiłbym to zrobić.
- House, jeśli tak się zdarzy, że przestaniesz sobie radzić, to wtedy porozmawiaj z kimś. Przyjdź do mnie. Zadzwoń do Nolana. Wróć do Mayfield, jeśli uznasz to za konieczne. Greg, teraz masz cały system [link widoczny dla zalogowanych]. Nigdy nie powinno dojść do sytuacji, kiedy poczujesz się na tyle samotny, by musieć sięgnąć po narkotyki.
- Nigdy "nie powinno" dojść do sytuacji - powtórzył House. - To nie znaczy, że do niej nie dojdzie. - Włożył dłoń do kieszeni jeansów i zacisnął ją w pięść. - W międzyczasie znam inne sposoby, jak mam sobie radzić. Mam ciebie, mam Nolana. Mam alkohol, który i tak był mi potrzebny tylko wtedy, kiedy posuwałeś Sam. Vicodin to ostatnia deska ratunku.
- Nie powinno tak być.
- No to co byś wolał? - House popatrzył na niego wyzywająco. - Samobójstwo?
- House, nie!
- Więc pozwól mi go zatrzymać!
- House, nie mogę! - wykrzyknął Wilson, wstając z miejsca. - Nie mogę tego zrobić. Nie mogę znieść świadomości, że masz dostęp do Vicodinu, zastanawiania się, ile razy na dzień myślisz o tym, czy go nie zażyć, i zamartwiania się, że mógłbyś dać za wygraną, a ja mógłbym nawet o tym nie wiedzieć.
- Będziesz wiedział - odrzekł z powagą House.
- Poprzednim razem nie wiedziałem.
- Poprzednim razem sytuacja wyglądała inaczej - wyjaśnił House. - Poprzednim razem nie miałem nikogo. Zwolniłem Nolana za bycie kretynem, Cuddy właśnie zaręczyła się z Lucasem i powiedziała mi, że mnie nie kocha, a ty... ciebie po prostu tam nie było. Byłeś z Sam, zamiast być ze mną, i nawet nie zauważyłeś, jaki to miało na mnie wpływ. Wykopałeś mnie z domu.
- Mogłeś do mnie zadzwonić - wymamrotał Wilson, ponownie siadając.
- Zastanawiałem się o tym - odparł House, spuściwszy wzrok. - Ale nie wiedziałem, czy przyjechałbyś czy nie. Nie mogłem pogodzić się z myślą, że zadzwoniłbym do ciebie, a ty byś mnie spławił. Więc zamiast tego pojechałem do ciebie, zamierzałem ci powiedzieć, miałem nadzieję, że mi pomożesz... jednak gdybyś mnie zignorował, to wtedy wróciłbym do siebie i wziął tabletki. - Wzruszył ramionami. - Ale ty mnie pocałowałeś, a potem zwiałeś z mieszkania, zatem uznałem, że ten problem jest ważniejszy od tego, że nienawidzę swojego życia.
- Teraz już go nie nienawidzisz, co? - zapytał z desperacją Wilson.
House spojrzał na niego, a Wilson poczuł nagły przypływ miłości do swojego kochanka. Wyciągnął rękę ponad blatem biurka i chwycił dłoń House'a.
- Nie - zdecydował House, pozwalając trzymać się za rękę. - Nie nienawidzę swojego życia. Ale wiem, że mógłbym znowu zacząć je nienawidzić. I jeśli tak się stanie... jeśli wyczerpałbym wszystkie inne możliwości, pigułki będą na swoim miejscu.
Wilson potrząsnął głową, nie puszczając jego dłoni. - Nie mogę - powtórzył. - Nie mogę tego zrobić. House, całymi latami... widziałem, co one z tobą robiły. Zacząłeś od zażywania zaledwie paru tabletek, które miały jedynie uśmierzać ból. Później w twoim organizmie rozwinęła się tolerancja na Vicodin, musiałeś brać go coraz więcej, a ja chciałem, żebyś przestał, ale wiedziałem, że go potrzebujesz. I wtedy przestałeś go brać wyłącznie na ból nogi, brałeś go, żeby doprowadzić się do zupełnego odrętwienia. Brnąłeś w to coraz dalej, aż było tego za dużo, żeby twoje ciało mogło sobie z tym poradzić, a ty...
- ...Wiem, co zrobiłem - przerwał mu House, wyrywając swoją dłoń z ręki Wilsona. - Byłem przy tym. Wiem, co się stało.
- Nie chcę, żeby to się powtórzyło.
- Wydaje ci się, że ja chcę?
- Najwyraźniej jesteś skłonny do tego dopuścić - zauważył Wilson.
- Sprawy nie zajdą tak daleko.
- Gdybyś w to wierzył, to nie zatrzymałbyś tych tabletek.
House i Wilson przyglądali się sobie przez chwilę. Wilson jako pierwszy odwrócił wzrok.
- Wilson - odezwał się wreszcie House.
Wilson popatrzył na niego.
- Proszę.
Wilson był wstrząśnięty. House nigdy nie mówił "proszę". Nie wtedy, gdy prosił o coś na poważnie. Może czasami, kiedy zachowywał się sarkastycznie, ale to...
- W kółko powtarzasz, że nie możesz tego zrobić - podjął House. - Przynajmniej spróbuj. Pozwól mi zatrzymać tabletki i zobaczysz, że ich nie wezmę, tak jak nie wziąłem ich od pobytu w Mayfield. Po prostu... spróbuj.
Wilson spojrzał na House'a i wziął głęboki oddech. - Chcesz powiedzieć, że to... że trzymanie ich w domu... to coś, czego ci potrzeba?
Patrząc na niego, House skinął głową.
Wilson przeczesał palcami włosy. - Trzymasz je nie dlatego, bo planujesz je zażyć, tylko dlatego, ponieważ lubisz wiedzieć, że tam są – uściślił.
- Potraktuj je jak [link widoczny dla zalogowanych] – zasugerował House.
Onkolog powoli wypuścił powietrze z płuc. - W porządku - powiedział w końcu, nie patrząc na House'a. - Jeżeli... tego właśnie potrzebujesz... to nie będę cię zmuszał, żebyś się ich pozbył. Pod kilkoma warunkami.
House uniósł brwi.
- Po pierwsze, chcę przez cały czas wiedzieć, gdzie jest ta fiolka. Schowaj ją gdzieś, gdzie nie będziesz jej widział i gdzie nie będzie cię kusić, ale gdzieś, gdzie ja mogę zajrzeć. Poza tym, kiedy twój ból się nasili, chcę, żebyś mi o tym powiedział. Jeśli wyjściowym poziomem twojego bólu jest czwórka i podniesie się on do piątki, powiedz mi o tym. Nawet gdybyś nie był pewien, czy ten ból ma podłoże fizyczne, czy nie, nawet jeśli akurat się pokłócimy. Jeśli będziesz miał gorszy dzień, po prostu mi powiedz.
Mężczyźni spoglądali na siebie przez chwilę.
- Czy to wszystko, mamo? - spytał House. - Mogę już wyjść na dwór, pobawić się z innymi dziećmi?
Wilson kiwnął głową, a House wstał, chwytając swoją laskę.
- Poczekaj - odezwał się Wilson.
House patrzył na niego przez moment.
- Mogę na nią zerknąć? - Ruchem głowy wskazał buteleczkę Vicodinu. House podniósł ją i wręczył Wilsonowi. Onkolog otworzył fiolkę i wysypał pigułki na swoją dłoń.
- Zamierzasz je policzyć? - W głosie House'a pobrzmiewało rozdrażnienie.
- Po prostu chcę wiedzieć, ile ich jest - odpowiedział Wilson. - Dziewiętnaście.
- I jutro nadal będzie ich dziewiętnaście - powiedział stanowczo House. - W przeciwnym razie możesz zadzwonić do tatusia i powiedzieć mu, żeby znowu postawił mnie do kąta, w porządku?
- W porządku - odrzekł Wilson, podnosząc ręce obronnym gestem. - Zamykam ten temat. Proszę. - Podał buteleczkę House'owi, ale House jej nie przyjął.
- Zatrzymaj je, dopóki nie wrócimy do domu - zaproponował. - Ostatnią rzeczą, jakiej mi trzeba, to żeby Cuddy szperała mi w biurku biurku i je znalazła.
- Niech będzie - zgodził się Wilson. - A więc zobaczymy się w domu.
- Właśnie - przytaknął House.
Wilson odwrócił się, by pójść z powrotem do swojego gabinetu, ale House zawołał go tuż przed tym, zanim otworzył drzwi.
- Wilson.
Wilson obejrzał się i spojrzał na diagnostę, który stał po przeciwnej stronie pokoju.
- Tak?
House skinął głową. - Dzięki.
[]
Wilson przygotowywał śniadanie, kiedy House przykuśtykał do kuchni, trzymając się za nogę.
- Jak się czujesz? - zapytał, siląc się na lekki ton, mimo iż wiedział, że House usłyszy nutę zaniepokojenia w jego głosie.
- Nieźle. Tak jak zwykle. Byłoby lepiej, gdybyś przyrządził mi trochę bekonu.
- W sobotę - obiecał Wilson, stawiając na stole dwie miski pełnoziarnistych płatków.
House zanurzył łyżkę w płatkach i skrzywił się z obrzydzeniem.
- Gdzie moje [link widoczny dla zalogowanych]? Przynajmniej w tamtych mogę powyjmować zbożowe kawałki, ale to... - podniósł łyżkę, pozwalając, by grudki brązowej owsianki spadły z powrotem do miski, wydając przy tym ciche pluśnięcia.
- Płatki, które kupujesz, nie są przeznaczone do spożycia przez dzieci powyżej dwunastu lat. Chociaż tego spróbuj, House, nie jest takie złe.
- Te płatki nie są przeznaczone do spożycia przez ludzi - odparł przekornie House, ale wsunął odrobinę owsianki do ust i znowu się skrzywił. - To nie jest śniadanie, to tortura. Może byłyby łatwiejsze do przełknięcia z paroma Vicodi...
- House! - wykrzyknął z przerażeniem Wilson.
House przewrócił oczami. - Na miłość boską, Wilson, żartowałem.
- Nie... żartuj na ten temat! - Wilson nadal sprawiał wrażenie, jakby dostał [link widoczny dla zalogowanych].
House westchnął. - Dobra. Masz rację. Przepraszam. Obiecuję, że nigdy więcej nie wypowiem słowa na V, w porządku? Po prostu... uspokój się. Usiądź i zjedz swoją namiastkę śniadania.
Wilson usłuchał, ale nie odezwał się ani słowem.
- Zawieziesz mnie dzisiaj do pracy? - zapytał House, po tym jak skończyli jeść i zaczęli zbierać się do wyjścia.
- Może pojedziesz pierwszy? - zasugerował Wilson. - Ostatnim razem, kiedy chciałeś wyjść, zanim skończyłem dyżur, wpadłeś do mojego gabinetu i wystraszyłeś wszystkich moich pacjentów, a tego doświadczenia wolałbym nie powtarzać. Spotkamy się w czasie lunchu, co ty na to?
House wzruszył ramionami, pokazując, że wszystko mu jedno. Zabrał swój plecak i kask motocyklowy, po czym wyszedł z mieszkania.
Wilson dokończył zmywanie naczyń po śniadaniu i ustawił je starannie na suszarce. Wziął swoją aktówkę i ruszył do drzwi, ale zawahał się przed wyjściem. Obejrzał się przez ramię na wnętrze mieszkania, pokręcił głową i zrobił kolejny krok naprzód. A potem odstawił aktówkę na ziemię i zawrócił. Poszedł do drugiej łazienki, która była przeznaczona dla gości i z której wcześniej korzystał House. Otworzył apteczkę i wyciągnął mały pojemnik Vicodinu. Chociaż wiedział, że House już wyszedł, obejrzał się za siebie i dopiero wtedy zdjął wieczko i wytrząsnął pigułki na dłoń. Dziewiętnaście. Wilson westchnął z ulgą, a następnie wrzucił tabletki z powrotem do fiolki i odstawił ją do apteczki. Czując się lepiej, wyszedł do pracy.
[]
- Tak - powiedział Wilson do telefonu. - Jak tylko otrzymam te zdjęcia, obejrzę je, a potem oddzwonię. Okej? Miłego dnia.
Kiedy odkładał słuchawkę, wrzaski dochodzące z sąsiedniego pokoju wywołały grymas na jego twarzy. Chociaż zajmował gabinet obok oddziału diagnostycznego wystarczająco długo, by przywyknąć do wybuchających sporadycznie scysji, wciąż nie cierpiał ich słuchać, ponieważ często sygnalizowały one, że House'a coś dręczy. Wstał zza biurka i wyszedł z gabinetu, akurat by zobaczyć, jak podwładni House'a oddalają się z poważnymi minami. House natomiast wolnym krokiem zmierzał w stronę własnego biura.
Wilson spotkał się z nim w środku. - Hej.
Przenikliwe spojrzenie poprzedziło odpowiedź House'a: - Hej.
- Wszystko w porządku? - zapytał, wchodząc głębiej do gabinetu diagnosty. - Słyszałem wrzaski...
- To dlatego, że mam do czynienia z idiotami.
- Masz na myśli swój zespół czy rodzinę pacjenta?
- Jednych i drugich.
Wilson posłał mu wisielczy uśmiech. - Jak twoja noga?
- Po raz milionowy, Wilson: całkiem nieźle. Noga zawsze będzie mnie boleć, a twoje wypytywanie o to co godzinę z regularnością zegarka nie sprawi, że ból stanie się mniejszy.
- W porządku - odparł Wilson, robiąc krok w tył. Ton jego głosu wskazywał, że sam poczuł się lekko urażony. - Po prostu się martwiłem. Zauważyłem, że sprawiasz wrażenie podenerwowanego i pomyślałem, że może...
- ... Może cię okłamałem, kiedy nazwałem mój zespół idiotami. To nie może być prawdziwy powód, dlaczego na nich wrzeszczałem, na pewno zrobiłem to, ponieważ noga boli mnie nieco bardziej niż zwykle...
- ... Przepraszam, że zapytałem - prychnął Wilson, odwracając się. - Przepraszam, że się przejmuję.
[]
House siedział obok Wilsona na kanapie, oglądając telewizję. Po wcześniejszej sprzeczce ich relacje były odrobinę chłodniejsze niż zazwyczaj, lecz od tamtej pory żaden z nich do tego nie wrócił i sprawa zdążyła odejść w niepamięć. Wilson postanowił, że póki co pozwoli, by House sam mu mówił, jeśli z jego nogą będzie gorzej niż zwykle, zamiast bezustannie o to pytać. Mimo to House jednak dostrzegał, w jaki sposób Wilson patrzy na niego za każdym razem, kiedy zaciskał dłoń na swojej niesprawnej kończynie albo masował ją bezwiednie. Widział pytanie, które formowało się za tym spojrzeniem, ale w duchu był wdzięczny, kiedy młodszy mężczyzna trzymał język za zębami. House nie chciał współczucia od swojego kochanka. Chciał, żeby Wilson widział w nim House'a, swojego najlepszego przyjaciela, a nie tylko kaleką nogę.
- Idę do łazienki - mruknął Wilson, podnosząc się z kanapy.
- Baw się dobrze - zawołał za nim House, nie odrywając oczu od ekranu telewizora. Parę minut później usłyszał odgłosy spuszczanej wody i odkręcanego kranu, które poprzedziły powrót Wilsona. Onkolog bez słowa usiadł z powrotem na kanapie, patrząc w telewizor.
- Czemu skorzystałeś z tamtej łazienki? - zapytał po chwili House.
- Hmm?
- Pytałem o łazienkę - powtórzył House. - Nie skorzystałeś z głównej łazienki, tylko poszedłeś do tej drugiej.
- A co to za różnica? - spytał Wilson nieco zirytowanym głosem.
- Zawsze korzystasz z głównej łazienki - zauważył House. - Zanim zaczęliśmy sypiać ze sobą, główna łazienka należała do ciebie, a druga była przeznaczona dla mnie i dla gości, z wyjątkiem Sam, która znaczyła dla ciebie wystarcza...
- ... Przejdziesz wreszcie do rzeczy?
House popatrzył na niego. - Nie używamy już drugiej łazienki. Chyba że jeden z nas zajmuje już łazienkę obok naszej sypialni. Ja byłem tutaj. Jedynym powodem, żebyś skorzystał z drugiej łazienki, jest to, że potrzebowałeś czegoś, w co główna łazienka nie jest zaopatrzona.
- Druga łazienka jest bliżej - odpowiedział Wilson, unikając jego spojrzenia. - Nie chciałem przegapić zbyt wiele z meczu.
House pokręcił głową. - Nawet kiedy oglądamy telewizję, zawsze chodzisz do głównej. Coś się zmieniło. O ile nie masz tam własnego ukrytego schowka, o którym nie wiem, poszedłeś do drugiej łazienki, żeby móc rzucić okiem na moje tabletki. Żeby je przeliczyć i upewnić się, że nie podebrałem ani jednej.
- Dobra - odrzekł Wilson, splatając ramiona na piersi. - Tak, jesteś geniuszem, House, gratuluję. Rozgryzłeś mnie, jesteś szczęśliwy?
- Nie - zaprzeczył House. - Jak często przeliczasz te pigułki?
- Ja wcale...
- Każdego dnia? Częściej niż raz dziennie?
Wilson nie patrzył na niego. Wzruszył ramionami.
House prychnął. - Nigdy mi nie zaufasz, co?
- Ja się po prostu boję - wymamrotał Wilson.
- No to naucz się nad tym panować - powiedział House rozkazującym tonem, pocierając swoją nogę. - Nie zażywam tych tabletek. Lubię mieć świadomość, że one tam są, Wilson. Nie potrzebuję, żebyś mi stale o tym przypominał, zrywając się co pięć minut, żeby je przeliczyć.
- Zwykle robię to, kiedy cię nie ma - odgryzł się Wilson. - Albo kiedy śpisz. Pierwszy raz mnie na tym przyłapałeś.
Przez chwilę House wpatrywał się w niego z wściekłością, po czym wstał.
- Dokąd się wybierasz? - spytał Wilson.
- Wprowadzić poprawki do postawionych przez ciebie warunków - odpowiedział House. - Kiedy wiesz, gdzie trzymam tabletki, doprowadzasz się do szaleństwa, rozmyślając o nich bez przerwy. Zamierzam je schować. Nie będziesz wiedział, gdzie są, nie będziesz mógł ich sprawdzać. Zapomnij o nich, Wilson. Chociaż raz w życiu po prostu mi zaufaj.
Wilson patrzył, jak House z pigułkami w ręku idzie z łazienki do swojej dawnej sypialni, i przełknął ślinę. Obserwował drzwi do pokoju, dopóki House ponownie się nie pojawił.
- Rany, Wilson, wyluzuj - odezwał się House, przyglądając się onkologowi. - Miałem je w swoim starym mieszkaniu przez cały czas, kiedy mieszkałem tutaj i przez cały czas, kiedy mieszkałem tam, i ani razu ich nie wziąłem. Obecna sytuacja niczym się nie różni. Nic się nie zmieniło.
- Prawie je wziąłeś - przypomniał mu Wilson. - Powiedziałeś mi, że tego samego wieczoru, kiedy Sam i ja zerwaliśmy ze sobą, zanim tu przyjechałeś, prawie je wziąłeś. Nie tknąłeś ich, gdy dzieliła cię od nich odległość całego miasta, lecz gdy dzielił cię od nich zaledwie jeden pokój, czułeś większą pokusę...
- Dystans nie miał tu nic do rzeczy - sprzeciwił się House. - Prawie je wziąłem, ponieważ wszyscy mnie zostawili, a moje życie pochrzaniło się tak, że straciłem nad tym kontrolę. Teraz mam się dobrze. Mam ciebie, mam Nolana. Wszystko gra. Musisz tylko pozwolić, żeby tak zostało, Wilson.
Wilson przygryzł wargę i utkwił wzrok w podłodze, a po chwili podniósł oczy na House'a i kiwnął głową.
[]
House jęknął przez sen i przewrócił się na drugi bok. Następnie otworzył oczy. Jego ręce natrafiły na materac, gdzie powinien znajdować się Wilson. Usiadł na łóżku. Nigdzie nie było Wilsona. Spojrzał w kierunku łazienki, by sprawdzić, czy pali się tam światło, lecz wówczas usłyszał odgłos dochodzący z drugiego pokoju. House chwycił laskę i chwiejnym krokiem ruszył w stronę korytarza.
Światło w drugiej sypialni było włączone. House użył laski, by pchnięciem otworzyć drzwi.
Wilson sapnął zaskoczony i odwrócił się, słysząc skrzypnięcie.
- Co ty, do diabła, wyprawiasz? - zapytał ostro House.
- Ja... ja... - Wilson jąkał się jak dziecko o nieczystym sumieniu. Otaczały go kartony House'a, z których większość została przewrócona i opróżniona na podłogę. Zamiast odpowiedzieć na pytanie House'a, spuścił wzrok na ziemię.
- Znalazłeś je? - spytał House.
Zwiesiwszy ramiona, Wilson wskazał na łóżko. Obok płyt i gitar leżała pomarańczowa buteleczka Vicodinu. Najwyraźniej Wilson odszukał pigułki, a potem próbował uporządkować wszystkie pudła, aby zatrzeć ślady. House błyskawicznym ruchem złapał fiolkę.
- House... - Głos Wilsona zabrzmiał prosząco, kiedy mężczyzna podniósł się z podłogi. - House, odchodziłem przez to od zmysłów. Proszę, po prostu się ich pozbądź. Nie mogę tego dłużej znosić. Po prostu nie mogę. Nie mogłem spać, bo jedyne o czym byłem w stanie myśleć, to zastanawianie się, czy po naszej kłótni wziąłeś jakieś tabletki, a jeśli byś to zrobił, to nie było sposobu, żebym się o tym dowiedział. House, proszę. Daj spokój, nie widzisz, że przez to coraz bardziej oddalamy się od siebie? Proszę, po prostu je wyrzuć. Ja już nie mogę tego wytrzymać.
- Powiedziałeś, że mogę je mieć. Potrzebuję ich tutaj, Wilson. Powiedziałeś, że to w porządku.
- Próbowałem to zaakceptować, House, obaj wiemy, że próbowałem, ale to nie zadziałało. Chcę się ich pozbyć, House.
House westchnął. - Nie. Może... kiedyś... poczuję się na tyle dobrze, by uznać, że nigdy nie będą mi potrzebne. Ale jeszcze do tego nie doszedłem, Wilson. Nie jestem gotowy, żeby z nich zrezygnować.
Wilson zaczerpnął głęboki oddech. - Nawet gdyby to oznaczało, że stracisz mnie?
Głowa House'a podskoczyła do góry. - Stawiasz mi ultimatum?
Wilson popatrzył na pigułki w dłoni House'a, a następnie na ich właściciela. Kiwnął głową.
House nie odpowiedział. Jego spojrzenie także spoczęło na buteleczce.
- House... - odezwał się Wilson, parskając niewesołym śmiechem. - House, nie rób tego.
- Zastanawiam się.
- Nie, do cholery! - wrzasnął Wilson. Jego wściekły wzrok skupił się na House'ie. - Nie powinieneś musieć się zastanawiać. Odpowiedź brzmi: "Ty, James, ty. Oczywiście, że wybieram ciebie". Ty... to, że musisz się nad tym zastanawiać...
- A co z tym, że w ogóle postawiłeś mi ultimatum? - warknął House. - Powiedziałem ci przed chwilą, że nie jestem na to gotowy, a ty zadałeś to pytanie, wiedząc, że nie dostaniesz natychmiastowej odpowiedzi, którą chcesz usłyszeć. Sam się o to prosiłeś, Wilson. W ten sposób, kiedy zerwiemy, nie będziesz musiał czuć się winny z tego powodu, ponieważ wina będzie leżała po mojej stronie.
- Myślisz, że tego właśnie chcę? - zapytał Wilson. - Wiesz co... - Wyrwał pudełko tabletek z dłoni House'a i włożył je do kieszeni, po czym ominął diagnostę i ruszył ku drzwiom.
- Wilson - powiedział House ostrzegawczym tonem, wstając z łóżka i idąc za nim.
- Potrafię cię prześcignąć, House - krzyknął przez ramię Wilson, jednocześnie pędząc do łazienki.
House usiłował poruszać się szybko z pomocą laski, jednak kiedy dotarł do drzwi, słyszał już dźwięk spłukiwanej wody. Zatrzymał się obok Wilsona, który stał przed toaletą, i obaj patrzyli, jak wirująca woda znika w odpływie, zabierając z sobą małe, białe pigułki.
- Gotowe - oznajmił Wilson, zwracając się twarzą do House'a. - Nie ma ultimatum. Nie wyboru. Tylko ja. Masz mnie.
House na niego nie spojrzał.
[]
House odmówił powrotu z Wilsonem do ich sypialni i nie odezwał się do niego przez resztę nocy ani przez cały następny dzień. Późno wrócił z pracy i usadowił się przed telewizorem, masując swoją nogę.
- Idziesz do łóżka? - zapytał Wilson tuż przed pierwszą w nocy. Miał na sobie piżamę i mrużył oczy z powodu światła, które padało z telewizora.
- Nie.
- Nie teraz czy nie przez całą noc?
- Nie mogę zasnąć.
- Nawet nie spróbowałeś - zauważył Wilson, przysiadając się do niego na kanapie. - Pamiętałbym, gdybyś się kładł.
- Próbowałem spać tutaj - odparł House. - Na moim starym łóżku leży za dużo gratów. Nie chciałem cię budzić.
- House - zaczął przepraszająco Wilson, sięgając po jego dłoń. - Proszę, chodź do łóżka.
House spojrzał na Wilsona, przyglądając mu się badawczo.
- Nie możesz tak po prostu oczekiwać, że wszystko będzie w porządku, po tym co zaszło. To nie zniknie tylko dlatego, że ty tego chcesz. Te tabletki były moje, a ty je wyrzuciłeś. Zdenerwowałem się na ciebie, Wilson.
- Greg, zrobiłem to, co moim zdaniem było konieczne.
- Twoim zdaniem. Nie zrobiłeś tego, co było konieczne ze względu na mnie.
- Oczywiście, że to było konieczne ze względu na ciebie - sprzeciwił się Wilson. - Powstrzymałem cię przed możliwym popełnieniem ogromnego błędu...
- ... którego popełnienie zależałoby wyłącznie ode mnie - stwierdził dobitnie House, piorunując go wzrokiem. - Umiem się o siebie zatroszczyć, Wilson. Nie chcę, żebyś był moją matką. Chcę, żebyś był moim chłopakiem.
- A częścią tego jest troska o twoje dobro - zauważył Wilson, po części czując ulgę, że House nadal chce z nim być pomimo ich kłótni.
- Co byłoby wspaniałe, gdybyś rzeczywiście miał pojęcie, co jest dla mnie dobre. Powiedziałem ci, Wilson, że potrzebuję mieć tu te pigułki. A ty mnie zwyczajnie zignorowałeś.
- Starałem się!
- Nie starałeś się wystarczająco mocno!
- I nie zgodziłem się z tobą...
- ... To moje życie...
- ... To także moje życie - odrzekł z naciskiem Wilson, patrząc House'owi w oczy. Użył obu rąk, żeby trzymać dłoń House'a. - Jesteśmy razem. To, co dzieje się z tobą, wpływa również na mnie.
- Zatem zgodzisz się, że to, co zrobiłeś, było samolubne.
- Tak, House, to było samolubne - przyznał ze złością Wilson, wypuszczając jego dłoń i odwracając się. - Jestem samolubny, bo chcę mieć cię tutaj, w swoim życiu, a nie żebyś wrócił do Mayfield albo przedawkował Vicodin.
House przyglądał mu się przez chwilę.
- No dobrze - powiedział w końcu.
Wilson popatrzył na niego.
- "No dobrze"?
- No dobrze.
- "No dobrze" co?
- No dobrze... przyjdę do łóżka. Za minutkę. Zaraz tam będę, okej? - Podniósł się i dał Wilsonowi szybkiego buziaka, żeby go uspokoić.
Wilson nie oddał pocałunku. - Zaczekaj chwilę - powiedział. - Właśnie się kłóciliśmy... a ty powiedziałeś...
- Powiedziałem "no dobrze" - powtórzył House, przeszywając go spojrzeniem. - Już po wszystkim.
- Dlaczego? - Wilson miał zdumioną minę. - Zaledwie sekundę temu byłeś na mnie niebywale wkurzony.
- A teraz ci wybaczyłem. Daj temu spokój, Wilson.
Wilson gapił się na niego, nie mogąc wykrztusić ani słowa.
Nie zwracając na niego uwagi, House nalał sobie szklankę wody z kuchennego kranu.
- Idź do łóżka - powiedział. - Ja też już idę, obiecuję, w porządku?
Ze zmieszaniem i ulgą malującymi się na jego twarzy, Wilson odwrócił się i poszedł do sypialni. House odprowadził go wzrokiem, czekając, aż Wilson przymknie za sobą drzwi, i dopiero wtedy się poruszył. Odstawił szklankę na kuchenny blat i otworzył jedną z szafek. Ponieważ Wilson pragnął utrzymać ich kuchnię w świeżości, każda szafka miała swoje własne pudełko [link widoczny dla zalogowanych], które stało ukryte w głębi. House sięgnął na najwyższą półkę i odsunął na bok kilka pudełek produktów spożywczych, z których zapewne nigdy nie skorzystają, jak mąka kukurydziana czy kakao. Znalazł kartonik z sodą, który nigdy nie miał być otwierany ani użyty do gotowania. Jednakże - bez wiedzy Wilsona - kartonik ten został otwarty.
House rozłożył na boki tekturowe klapki, odsłaniając niemal puste wnętrze pudełka, jeśli nie liczyć zbrylonych na dnie resztek sody oraz pomarańczowej buteleczki leków na receptę. Ostrożnie wydobył fiolkę, nie dając jej zagrzechotać, i wytrząsnął na rękę parę Vicodinów. Patrząc na nie, przeturlał je po swojej dłoni. Następnie wrzucił obie pigułki z cichym stukotem z powrotem do buteleczki, a buteleczkę umieścił w kartoniku po sodzie oczyszczonej. Odstawiwszy pudełko z powrotem na górną półkę - za pojemnikiem z mąką kukurydzianą, gdzie było jego miejsce - House zamknął szafkę i zaczął kuśtykać w kierunku sypialni.
Wilson jeszcze nie zasnął, ale niewiele brakowało. House zdjął jeansy i t-shirt i ostrożnie oparł laskę o ścianę po swojej stronie łóżka, po czym się położył. Słysząc szelest pościeli, Wilson wydał pomruk zadowolenia i leniwie sięgnął ręką do tyłu, w stronę House'a. House przyjął wyciągniętą dłoń, przysuwając się bliżej do swojego kochanka. Obiema rękami otoczył Wilsona w pasie i przywarł do niego, opierając czoło częściowo na ramieniu Wilsona, a częściowo na poduszce.
- Wszystko gra, Greg? - wymamrotał Wilson.
- A czy między nami wszystko gra? - ochrypły głos House'a odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Tak - odparł szczerze Wilson.
House ścisnął jego dłoń. - Więc u mnie też wszystko gra.
(Do następnego rozdziału - KLIK)
.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pon 3:52, 28 Lip 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
advantage
Otorynolaryngolog
Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:13, 09 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | podejrzewam, że jeden z tyskich dyżurnych jest gejem To znaczy, może się mylę, ale facet mówi w sposób typowy dla tych stereotypowych gejów i obiło mi się o uszy kilka homo-aluzji | i jak, udało Ci się dowiedzieć czy jest?
Richie117 napisał: | ale zakonnicy by mogli - przecież im się musi strasznie nudzić w tych skromnych, zakonnych celach | sami faceci dookoła, kto wie co się tam wyrabia
Richie117 napisał: | no to się cieszę a braki w wiedzy zawsze możesz nadrobić i wtedy już wszystko będziesz kumać | zainteresowałam się bliżej Star Trekiem i kurde… ile tego jest
Richie117 napisał: | to przejmij inicjatywę i sama zaproś jakiegoś klienta na wycieczkę No widzisz, a ja nawet w pracy nie mam spokoju, bo wszyscy rozmawiają o swoim życiu prywatnym, a ja nie mam nic do powiedzenia | nope, jestem nieśmiała na takie zagrania Relaaaax, ja też za dużo nie mam do powiedzenia, to co się będę w ogóle odzywać
Richie117 napisał: | LOL sorry | spoko, były gorsze rzeczy w serialu
Richie117 napisał: | lucky Wilson, że House nie jest samolubny i dzieli się z nim swoją własnością | dla niego też jest to fajne, to dlaczego się nie dzielić
Richie117 napisał: | więc sama widzisz, że Huddy było zbędne | a jednak są tysiące Hudzin na tym świecie
Richie117 napisał: | omg, jaka ja ślepa jestem!!! Hitchcock!!! | jest jeszcze Hancock, ciekawe czy jeszcze jakieś nazwisko
Richie117 napisał: | marna pociecha po tym, jak w tamtym jednym odcinku traktował House'a zresztą to mieszkanie przyniosło więcej szkód niż pożytku | organy na pewno na plus
Richie117 napisał: | poor jajka chłopaków - po takim maratonie wyglądałyby jak rodzynki | imo lepsze rodzynki niż arbuzy
Richie117 napisał: | o, znowu mi przypomniałaś, że miałam kiedyś poczytać fiki tej autorki chociaż maybe lepiej nie będę ich czytać, bo jak znów znielubię Wilsona, to wróci mi ochota do przetłumaczenia ficzka, w którym Wilson daje się torturować, żeby House nie cierpiał w więzieniu | Ale tylko po tym jednym można znielubić Wilsona, reszta jest najs oooooo, brzmi fajnie A ma to coś wspólnego z ósmym sezonem?
Richie117 napisał: | ja też jestem po stronie House'a... a Wilson się wkurza jak jakaś gópia kobieta | po nowym rozdziale chyba też trzymam stronę House'a
Richie117 napisał: | cóż, Wilson sam jest temu winien, że House ma co przypominać, a trudno żeby House udawał radosnego, kiedy te wspomnienia ciągle go prześladują... | dlatego Wilson powinien być podwójnie dobrym chłopakiem
Richie117 napisał: | gdyby to był papierek ze zdjęciem Cuddy, to by wcale nie było śmieszne | zwłaszcza nagim zdjęciem
Richie117 napisał: | House narzeka | jemu to wiecznie mało
Richie117 napisał: | nie chcę spojlerować... no ale weeeeź, czy JA bym tłumaczyła fika, w którym dzieją się takie rzeczy?! | Oki, to już czuje się bezpiecznie
Richie117 napisał: | idk... może jakiś nowy, przystojny internista? | może House da się namówić na trójkąt
Richie117 napisał: | już sort of wyszło... Still, to Wilson ma większy problem z brakiem zaufania do House'a | yeah, zwłaszcza z tym vicodinem teraz
Richie117 napisał: | gdyby House o tym wiedział, na pewno by się tak nie martwił | dam ogłoszenie w necie, jest szansa, że zobaczy
Richie117 napisał: | autorka chciała zadbać o to, żebyśmy poćwiczyły wyobraźnię | jak tak to wybaczam i idę ćwiczyć
Richie117 napisał: | chyba że chłopaki zostaną wyeksmitowani z apartamentu za zakłócanie ciszy nocnej i obaj wylądują na ulicy | ja biorę House’a, Ty Wilsona, no i po kłopocie
***
Ale nie cierpię Wilsona po tym rozdziale No i smutno, że aż tak nie ufa House'owi... kurde. Rozumiem jego obawy, ale jakiś kredyt zaufania powinien być!
Cytat: | - Pewien inteligentny facet powiedział mi kiedyś, że nie zawsze możesz mieć to, czego chcesz. | chyba, że chodzi o seks, House zawsze się zgadza
Cytat: | - Ufałem ci, dopóki się nie dowiedziałem, że ciągle trzymasz Vicodin, poupychany gdzie popadnie - stwierdził dosadnie Wilson. | nie gdzie popadnie, bo to tylko jedna buteleczka
Cytat: | Twoim planem awaryjnym nie było wcale tamto mieszkanie, tylko była nim twoja tajna skrytka na opiaty. | tajna skryta wielkości mieszkania, najs, House
Cytat: | Prawie to zrobiłem tamtej nocy, tuż przed tym jak mnie pocałowałeś, ale jednak nie zrobiłem tego. | lecznicza moc pocałunku Wilsona
Cytat: | - Jeżeli... tego właśnie potrzebujesz... to nie będę cię zmuszał, żebyś się ich pozbył. Pod kilkoma warunkami. | wiedziałam, że jakieś warunki muszą być : /
Cytat: | - Gdzie moje Lucky Charms? | płatki z piankami Punkt na liście do zjedzenia jak tylko odwiedzę USA/ UK
Cytat: | - Płatki, które kupujesz, nie są przeznaczone do spożycia przez dzieci powyżej dwunastu lat. | A co, przy zakupie sprawdzają legitymacje szkolne??
Cytat: | Wilson westchnął z ulgą, a następnie wrzucił tabletki z powrotem do fiolki i odstawił ją do apteczki. Czując się lepiej, wyszedł do pracy. | ja się czuje gorzej, widząc zaufanie Wilsona
Cytat: | House nie chciał współczucia od swojego kochanka. Chciał, żeby Wilson widział w nim House'a, swojego najlepszego przyjaciela, a nie tylko kaleką nogę. | no właśnie!!! biedny Greguś
Cytat: | poszedłeś do drugiej łazienki, żeby móc rzucić okiem na moje tabletki. Żeby je przeliczyć i upewnić się, że nie podebrałem ani jednej. | Wilson musi wyluzować... przecież wiedział, że House grzecznie przy nim siedział i oglądał mecz, no co on wyrabia
Cytat: | House prychnął. - Nigdy mi nie zaufasz, co? | też się tego obawiam...
Cytat: | Najwyraźniej Wilson odszukał pigułki, a potem próbował uporządkować wszystkie pudła, aby zatrzeć ślady. | niech sie Wilson cieszy, że po tym wszystkim House dalej chce z nim być
Cytat: | - Nie ma ultimatum. Nie wyboru. Tylko ja. Masz mnie. | Dobrze, że nie próbował ich wyłowić jak w 5x23
Cytat: | Umiem się o siebie zatroszczyć, Wilson. Nie chcę, żebyś był moją matką. Chcę, żebyś był moim chłopakiem. | Chłopaki też się troszczą! Ale Wilson… bez przesady, to już paranoja!
I jednak House postawił na swoim! Przykro trochę, że od razu nie przyznał, że wybiera Wilsona przy tym ultimatum, które, btw było okropieństwem ze strony Wilsona, ale najwyraźniej mnie tylko zależy tylko na tym, żeby House był szczęśliwy, soł, happy end
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i weny życzę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anai
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:02, 15 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | no i o to chodzi ech, to czymam kciuki, żeby nie było czeba zbyt często
a buuuuu! let's hope, że nic mu się nie stało, tylko znalazł sobie inny obiekt pożądania... | tjaaa, czasami nawet oszukuję w ten sposób samą siebie Obawiam się, że właśnie będzie czeba, i to nie tylko raz na 3 lata
też mam taką nadzieję, ale z drugiej strony jakoś nie wierzę, żeby tak nagle zmienił zwyczaje
Richie117 napisał: | a wtedy ludzie uciekają do domów, bo myślą, że idzie burza | a jak daleki zasięg mają te Twoje przebłyski? bo u mnie ostatnio dość burzowo
Richie117 napisał: | jakoś na kanapie w salonie House'a nie narzekali | bo nie wiedzą, że można inaczej, biedaczki
Richie117 napisał: | idealne | no nie? Z pewnością nie spodziewałam się czegoś tak... eleganckiego, kiedy wpisywałam w wyszukiwarkę 'golden penis'
Richie117 napisał: | do takiej ważnej misji chłopaki na pewno się przyłożą ile sił w członkach | czyżbyś sugerowała, że zwykle nie się nie przykładają?
Richie117 napisał: | uh, napisałam "huddy-rzekę"? a chodziło mi o huddy-ściek... który wpływa do tego oceanu i go zanieczyszcza | czyli jestem workiem piasku w ścieku? Cudownie
Richie117 napisał: | niby tak, ale trochę dmuchania i będzie okej | no w sumie tak, poza tym lepsza herbata niż gotujący się w garnku obiad
Richie117 napisał: | ale pod warunkiem, że się nie zorientuje, że wcześniej to właśnie Ty zakłóciłaś mu tamto zajęcie | wtedy też mi pójdzie na rękę, bo jak nie, to mu będę zakłócać wszystkie zajęcia
Richie117 napisał: | oł god, co myśmy sobie myślały, wybierając te fiki? tjaa, dlatego jak podejrzewam brak happy endu, to też nie czytam, bleh
uh, to ja jestem w beznadziejnym położeniu, bo fluffiaste fiki też przyprawiają mnie o płakanie - tylko że nie nad chłopakami, ale nade mną | "House i Wilson tak bardzo się kochają... fajnie byłoby poczytać o tym, jak jeden z nich umiera!!!" Heh, ale nie zawsze można to przewidzieć - kiedyś czytałam takiego fika, że do samego końca byłam przekonana, że będzie happy end, a tu niespodzianka To było takie traumatyczne przeżycie, że do dzisiaj mnie serce boli, jak myślę o tym fiku, ugh
omg, to rzeczywiście nieciekawie Mnie przy życiu trzyma tylko to, że potrafię absorbować szczęście z fluff!fików
Richie117 napisał: | zakładając, że Wilson poszedłby na to spotkanie we własnej rzeczywistości, to z kim by się tam spotkał - z Cuddy i Cam? | zapewne
Richie117 napisał: | tylko komórkę? pfff, to byś poczekała, aż zajmą się sobą i wtedy nic by nie zauważyli | a co, całą ekipę filmową? na własne potrzeby w zupełności by mi wystarczyła moja skromna komórkowa wersja
Richie117 napisał: | kiedyś o tym myślałam, ale to jeden z tych tłumaczeniowo trudnych fików (i z narracją w czasie teraźniejszym, bleh)... U know, jeszcze rzucę na niego okiem i albo go włączę do swoich planów, albo podrzucę Ci oryginał | okej
Richie117 napisał: | yup, to wiele wyjaśnia, bo ja włączyłam TV jak się ep zaczynał... I, uh, już miałam się zdziwić, że tego nie oglądałaś, ale przecież jak Anioł był hitem, to Ty byłaś za młoda na takie straszne rzeczy | no widzisz, jestę ekspertę yeah, byłam na tyle duża, żeby pamiętać, że leciał w tv, i na tyle młoda, żeby mnie takie rzeczy nie interesowały
Richie117 napisał: | chyba potrzebujesz Słownika Polskich Przysłów, skoro zadajesz takie pytania | okej, jak tylko napiszesz własną wersję, to zamówię egzemplarz
***
Cytat: | - No to przestań traktować mnie jak dziecko, które było niegrzeczne. | właśnie, takie zabawy tylko w sypialni
Cytat: | - Ufałem ci, dopóki się nie dowiedziałem, że ciągle trzymasz Vicodin, poupychany gdzie popadnie - stwierdził dosadnie Wilson. | wow, ktoś tu umie nieźle wyolbrzymiać
Cytat: | - Płatki, które kupujesz, nie są przeznaczone do spożycia przez dzieci powyżej dwunastu lat. | coo, to House nie ma dwunastu lat? Biorąc pod uwagę sposób, w jaki Wilson go traktuje można o tym zapomnieć
Cytat: | Mam ciebie, mam Nolana. | omg, właśnie zdałam sobie sprawę, że najbardziej alternatywne w tym fiku jest to, że Nolan jest dobrym psychiatrą
Cytat: | Głowa House'a podskoczyła do góry. - Stawiasz mi ultimatum? | ugh, to było okropne posunięcie ze strony Wilsona
Cytat: | Nie chcę, żebyś był moją matką. | zegar biologiczny tyka, może w Wilsonie odzywa się w nim instynkt macierzyński?
bosze, Wilson był taki irytujący w tym rodziale Rozumiem, że martwi się o House'a, ale traktowanie go jak dziecko, które trzeba cały czas pilnować to już przegięcie. Aż się ucieszyłam, że House w końcu postawił na swoim (i to jak!) i podziwiam go za cierpliwość Proszę powiedz mi, że to był ostatni rozdział z serii drama queen!Wilson, bo naprawdę chciałabym go znowu w tym fiku polubić
weny!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Anai dnia Wto 22:05, 15 Lip 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 7:21, 17 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
Advantage napisał: | i jak, udało Ci się dowiedzieć czy jest? | nieee, za szybko mnie zwolnili ale nic nie wskazywało na to, że nie jest (czy wspominałam, że facet używał kremu do rąk?)
Advantage napisał: | sami faceci dookoła, kto wie co się tam wyrabia | no, MY wiemy
Advantage napisał: | zainteresowałam się bliżej Star Trekiem i kurde… ile tego jest | yay! tylko spokojnie, różnych odsłon Star Treka jest dość trochę, ale z Kirkiem i Spockiem jest tylko [link widoczny dla zalogowanych] i 7 filmów + te dwa nowe
Advantage napisał: | nope, jestem nieśmiała na takie zagrania Relaaaax, ja też za dużo nie mam do powiedzenia, to co się będę w ogóle odzywać | kurcze... a wypicie drinka na odwagę w pracy też nie wypada oj tam, oj tam, na pewno coś byś jednak miała do powiedzenia - np. o koncertach Hju
Advantage napisał: | spoko, były gorsze rzeczy w serialu | nie przypominaj
Advantage napisał: | dla niego też jest to fajne, to dlaczego się nie dzielić | maybe ze strachu, że Wilsonowi się za bardzo spodoba i ukradnie mu jego własność
Advantage napisał: | a jednak są tysiące Hudzin na tym świecie | musimy się postarać i odesłać je na tamten świat
Advantage napisał: | jest jeszcze Hancock, ciekawe czy jeszcze jakieś nazwisko | nic mi nie przychodzi do głowy, ale wygooglałam to: [link widoczny dla zalogowanych]
Advantage napisał: | organy na pewno na plus | jasne... szkoda, że później o nich zapomniano
Advantage napisał: | imo lepsze rodzynki niż arbuzy | a wyobraź sobie, co by było, gdyby plemniki przypominały pestki z arbuzów
Advantage napisał: | Ale tylko po tym jednym można znielubić Wilsona, reszta jest najs oooooo, brzmi fajnie A ma to coś wspólnego z ósmym sezonem? | ja chyba po jeszcze jakichś jej fikach miałam zastrzeżenia do Wilsona... eh, nevermind, kieeeedyś je poczytam.
A czy nadal będzie brzmiało fajnie, jeśli zdradzę, że nie chodzi o sex-tortury ani w ogóle o seks? Noooo... tyle ma wspólnego, że House trafia za kratki po wjechaniu samochodem w dom Cuddy. Nie widziałam 8x01, więc mogę tylko zakładać, że fik jest całkiem AU.
Advantage napisał: | jemu to wiecznie mało | bo ma tyle lat zaległości do nadrobienia
Advantage napisał: | może House da się namówić na trójkąt | z Moniką jakoś nie chciał
Advantage napisał: | yeah, zwłaszcza z tym vicodinem teraz | well, zaufanie osobom uzależnionym to bardziej skomplikowany problem niż zaufanie do niewiernych kochanków... ale więcej na ten temat będzie za chwilę
Advantage napisał: | dam ogłoszenie w necie, jest szansa, że zobaczy | a jeśli Wilson też zobaczy i będzie zazdrosny?
Advantage napisał: | ja biorę House’a, Ty Wilsona, no i po kłopocie | tjaaa, jak się ich rozdzieli, to na pewno nie będą zakłócać nocnej ciszy
Advantage napisał: | Ale nie cierpię Wilsona po tym rozdziale No i smutno, że aż tak nie ufa House'owi... kurde. Rozumiem jego obawy, ale jakiś kredyt zaufania powinien być! | uh, no... i co ja mam powiedzieć, żebyś tak ostro nie oceniała Wilsona? Na pewno można go nie cierpieć za to ultimatum i wyrzucenie tabletek, ale co do reszty... cóż. Każdy terapeuta od uzależnień potwierdzi, że największym problemem z osobami uzależnionymi jest to, na ile można im ufać w kwestii ich uzależnienia. Na to nie ma uniwersalnej odpowiedzi. Większość osób na miejscu House'a nie ufałaby sama sobie i nie chciałaby mieć dostępu doVicodinu. Ale są też przypadki, że taki "trzeźwy nałogowiec" radzi sobie lepiej, kiedy ma dostęp do substancji, od której był uzależniony, bo wtedy wie, że wszystko zależy od niego i przede wszystkim nie myśli o tym, skąd mógłby skombinować tę substancję w razie potrzeby. Wilson powinien był się skonsultować z jakimś specjalistą, który by mu to wszystko wyjaśnił i może wtedy byłoby mu łatwiej zaakceptować zachowanie House'a. Niestety, Wilson był sam ze swoim problemem i podjął decyzję w oparciu o swój strach oraz świadomość, że w przeszłości Vicodin był dla House'a pierwszą, a nie ostatnią deską ratunku (jeśli już wierzymy w tę naciąganą imo historię, że House traktował Vicodin jak lek na całe zło).
Co do braku zaufania - według mnie Wilson nie tyle nie ufa House'owi, co nie wierzy w jego silną wolę, i to jest rozsądne, bo nałóg to potężna siła. Już prędzej powiedziałabym, że Wilson nie ufa sobie, że nie spieprzy tego związku, a wtedy załamany House mógłby jednak nie zwrócić się do Nolana, tylko sięgnąć po tabletki, więc Wilson woli się ich pozbyć na dobre.
Anyway, chyba trochę lepsze to wszystko, niż gdyby Wilson zachował się jak Cuddy i przy pierwszym jego potknięciu definitywnie zerwał z House'em
Well... i co teraz myślisz o Wilsonie?
Advantage napisał: | chyba, że chodzi o seks, House zawsze się zgadza | ale czasem trzeba go długo namawiać
Advantage napisał: | nie gdzie popadnie, bo to tylko jedna buteleczka | innych Wilson nie znalazł
Advantage napisał: | tajna skryta wielkości mieszkania, najs, House | może czynsz za mieszkanie wychodził taniej niż wynajęcie skrytki bankowej
Advantage napisał: | lecznicza moc pocałunku Wilsona | jeśli pocałunek leczy, to seks pewnie daje nieśmiertelność
Advantage napisał: | wiedziałam, że jakieś warunki muszą być : / | heh, Wilson i to jego pragnienie kontrolowania sytuacji za wszelką cenę...
Advantage napisał: | płatki z piankami Punkt na liście do zjedzenia jak tylko odwiedzę USA/ UK | a nie możesz wrzucić pianek do polskich płatków?
Advantage napisał: | A co, przy zakupie sprawdzają legitymacje szkolne?? | nie zdziwiłabym się, gdyby House miał taką podrobioną
Advantage napisał: | ja się czuje gorzej, widząc zaufanie Wilsona | Ale on to robi z troski nooo...
Advantage napisał: | Wilson musi wyluzować... przecież wiedział, że House grzecznie przy nim siedział i oglądał mecz, no co on wyrabia | noale... nigdy nie miałaś tak, że musiałaś coś sprawdzić, chociaż wiedziałaś, że wszystko jest jak trzeba? Ja ciągle tak mam
Advantage napisał: | też się tego obawiam... | mam nadzieję, że przed końcem fika Twoje obawy znikną
Advantage napisał: | niech sie Wilson cieszy, że po tym wszystkim House dalej chce z nim być | no przecież się cieszy i to do tego stopnia, że nie podejrzewa House'a o podstęp
Advantage napisał: | Dobrze, że nie próbował ich wyłowić jak w 5x23 | takie rzeczy tylko w halunach House'a
Advantage napisał: | Chłopaki też się troszczą! Ale Wilson… bez przesady, to już paranoja! | poor Jimmy ma wyrzuty sumienia, że już raz zawalił sprawę, więc teraz jest nadgorliwy
Advantage napisał: | I jednak House postawił na swoim! Przykro trochę, że od razu nie przyznał, że wybiera Wilsona przy tym ultimatum, które, btw było okropieństwem ze strony Wilsona, ale najwyraźniej mnie tylko zależy tylko na tym, żeby House był szczęśliwy, soł, happy end | yup! i to jest ten przebiegły House, którego kochamy - pozwala innym myśleć, że wygrali, kiedy tak naprawdę to on jest górą Myślę, że gdyby nie było tego ultimatum, tylko chłopaki przedyskutowaliby sprawę, to House ofkors wybrałby Wilsona. Jednak było jak było, a House miał do wyboru vicodin, który go nigdy nie zawiódł oraz Wilsona, który zawiódł go nawet w tym momencie... Gdyby House wybrał Wilsona, nic dobrego by z tego nie wyszło, bo obaj by wiedzieli, że House wybrał pod presją, a takie wybory z reguły nie są wiążące i mogą się szybko zmienić.
Nowy rodział będzie soon, I hope
***
Anai napisał: | tjaaa, czasami nawet oszukuję w ten sposób samą siebie Obawiam się, że właśnie będzie czeba, i to nie tylko raz na 3 lata
też mam taką nadzieję, ale z drugiej strony jakoś nie wierzę, żeby tak nagle zmienił zwyczaje | cóż, everybody lies poor U, soł musisz być dzielna i znieść to jak mężczyzna
to może on nie zmienił nagle zwyczajów, tylko teraz podgląda Cię w nocy?
Anai napisał: | a jak daleki zasięg mają te Twoje przebłyski? bo u mnie ostatnio dość burzowo | nigdy nie sprawdzałam, ale z tego by wychodziło, że dosyć spory
Anai napisał: | bo nie wiedzą, że można inaczej, biedaczki | oj tam, oj tam, jeśli robią to na kanapie House'a, to albo znają inne opcje, albo je wkrótce poznają
Anai napisał: | no nie? Z pewnością nie spodziewałam się czegoś tak... eleganckiego, kiedy wpisywałam w wyszukiwarkę 'golden penis' | a ja się zastanawiałam, czy pytać, jak znalazłaś to zdjęcie
Anai napisał: | czyżbyś sugerowała, że zwykle nie się nie przykładają? | um... mi tylko chodziło o to, że w normalnych okolicznościach mogą to traktować bardziej rekreacyjnie
Anai napisał: | czyli jestem workiem piasku w ścieku? Cudownie | osz Ty Nie "w" tylko "obok"! A dobry worek z piaskiem jest dumny, że powstrzymuje powódź, niezależnie czego
Anai napisał: | no w sumie tak, poza tym lepsza herbata niż gotujący się w garnku obiad | co mi przypomniało o tej scenie, jak House dał Wilsonowi do spróbowania ugotowany przez siebie sos
Anai napisał: | wtedy też mi pójdzie na rękę, bo jak nie, to mu będę zakłócać wszystkie zajęcia | a co jak wyłączy telefon?
Anai napisał: | "House i Wilson tak bardzo się kochają... fajnie byłoby poczytać o tym, jak jeden z nich umiera!!!" Heh, ale nie zawsze można to przewidzieć - kiedyś czytałam takiego fika, że do samego końca byłam przekonana, że będzie happy end, a tu niespodzianka To było takie traumatyczne przeżycie, że do dzisiaj mnie serce boli, jak myślę o tym fiku, ugh
omg, to rzeczywiście nieciekawie Mnie przy życiu trzyma tylko to, że potrafię absorbować szczęście z fluff!fików | that's so not funny awww, poor you mam nadzieję, że nigdy nie trafię na tego podstępnego fika, bo serce mnie i tak boli po paru innych
może kiedyś mi to przejdzie * back* a póki co żyję z przyzwyczajenia
Anai napisał: | a co, całą ekipę filmową? na własne potrzeby w zupełności by mi wystarczyła moja skromna komórkowa wersja | nie no, myślałam o jakimś profesjonalnym sprzęcie, U know - kamera HD, oświetlenie, mikrofony... Gdybyś już miała taką okazję, to wypadałoby pomyśleć również o potrzebach innych Hilsonek, które chętnie wybrałyby się do kina na taki film
Anai napisał: | okej | no to okej... ale jeszcze go nie przeczytałam
Anai napisał: | no widzisz, jestę ekspertę yeah, byłam na tyle duża, żeby pamiętać, że leciał w tv, i na tyle młoda, żeby mnie takie rzeczy nie interesowały | nauczaj mnie, Miszczu! no pacz, a jak ja byłam w takim wieku, to z zapartym tchem oglądałam Dynastię
Anai napisał: | okej, jak tylko napiszesz własną wersję, to zamówię egzemplarz | ciekawe, czy jakaś drukarnia zgodzi się wydać słownik w nakładzie 1 sztuki
Anai napisał: | właśnie, takie zabawy tylko w sypialni | znasz tego fika, w którym Wilson się uparł, żeby ubrać House'a w pieluszkę?
Anai napisał: | wow, ktoś tu umie nieźle wyolbrzymiać | albo ma niezłą intuicję
Anai napisał: | coo, to House nie ma dwunastu lat? Biorąc pod uwagę sposób, w jaki Wilson go traktuje można o tym zapomnieć | no cóż, czasem dorosłych trzeba pilnować uważniej niż dzieci...
Anai napisał: | omg, właśnie zdałam sobie sprawę, że najbardziej alternatywne w tym fiku jest to, że Nolan jest dobrym psychiatrą | no nie? ja też mam z tym największy problem
Anai napisał: | ugh, to było okropne posunięcie ze strony Wilsona | yeah, nawet jego desperacją ciężko to usprawiedliwić
Anai napisał: | zegar biologiczny tyka, może w Wilsonie odzywa się w nim instynkt macierzyński? | wrócimy do tej kwestii w następnym rodziale
Anai napisał: | bosze, Wilson był taki irytujący w tym rodziale Rozumiem, że martwi się o House'a, ale traktowanie go jak dziecko, które trzeba cały czas pilnować to już przegięcie. Aż się ucieszyłam, że House w końcu postawił na swoim (i to jak!) i podziwiam go za cierpliwość Proszę powiedz mi, że to był ostatni rozdział z serii drama queen!Wilson, bo naprawdę chciałabym go znowu w tym fiku polubić | tylko że właśnie tak to jest z uzależnionymi, że większość z nich trzeba stale pilnować, bo oni sami się nie upilnują... Na szczęście House z tego fika nadal ma jaja na swoim miejscu i tak bardzo kocha Wilsona, że wszystko mu wybaczył
Hmmmm... chyba będziesz musiała poczekać i sama przeczytać, bo ja nie pamiętam Ale skoro House na końcu lubi Wilsona, to powinnać też dać radę
dzięęęki
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 3:50, 28 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Suprajs!!! Kolejny ep-rodział!!!
Autorka najwyraźniej uznała, że chłopakom – oraz nam-czytaczom – przyda się chwila wytchnienia po tych wszystkich awanturach o mieszkanie i Vicodin, więc napisała wyjątkowo zabawno-fluffiasty rozdzialik. Przy okazji przeszła samą siebie w przewidywaniu pomysłów scenarzystów (albo tym razem scenarzyści naprawdę wykorzystali JEJ pomysł ), tylko oczywiście jej wersja scenariusza nie zawiera żadnych kretyńskich elementów jak Wilson uciekający przez okno albo chłopaki zostawiający Rachel bez opieki, żeby najadła się monet
Anyway, to mój ulubiony rozdział tego fika i pojawia się w samą porę, zanim zrobi się bardziej poważnie, a potem nawet mocno angstowo
Enjoy!
PS. Nie znam się na dzieciach, soł nie wiem, na ile dobrze/źle uporałam się z tłumaczeniem wypowiedzi Rachel... Gdyby ktoś miał jakieś sugestie, jak by to można było poprawić, to jestem otwarta na propozycje |
(Do poprzedniego rozdziału - KLIK)
7x15 "Opieka nad dzieckiem"
Rozległo się delikatne pukanie do drzwi gabinetu Wilsona, a chwilę później Cuddy niepewnie weszła do środka.
- Dzień dobry, doktorze Wilson - przywitała się, uśmiechając nerwowo.
- Dzień dobry, doktor Cuddy - odpowiedział Wilson, podobnym tonem i z podobną miną na twarzy jak u Dziekan Medycyny. Chociaż zachowanie Cuddy było uprzejme pod każdym względem, odkąd przeprosiła House'a i Wilsona, zanim zdiagnozowano u niej kiłę układu nerwowego, ich wzajemne relacje nadal pozostawały napięte. House rozmawiał z nią tylko wtedy, gdy było to absolutnie niezbędne, aczkolwiek jego wrogie nastawienie zaczęło się zacierać.
- Posłuchaj - zaczęła, siadając ostrożnie na krześle przeznaczonym dla pacjentów Wilsona. - Wiem, że w mojej sytuacji nie mam prawa prosić cię o przysługę, ale... mimo wszystko to zrobię. Zrozumiem, jeżeli odmówisz i nie będę miała ci tego za złe.
- Chyba nie chodzi o kolejny program szkoleniowy dla młodych lekarzy, prawda? - zapytał z uśmiechem Wilson, a Cuddy odwzajemniła ten uśmiech, jakby jej ulżyło.
- Nie. To właściwie osobista przysługa. Wiesz, że w ten weekend jadę na tę konferencję do Seattle? Ponieważ Lucas i ja nie jesteśmy już razem, nie mogę zabrać ze sobą Rachel, bo nie będę miała nikogo, kto by jej popilnował, kiedy ja będę uczestniczyć w seminariach. Natomiast moja niania może pracować jedynie w ciągu dnia i wieczorami i nie zostaje na noc. Tak więc zastanawiałam się... czy miałbyś coś przeciwko, żeby zaopiekować się Rachel pod moją nieobecność - powiedziała, na koniec uśmiechając się do Wilsona z nadzieją.
Wilson odchylił się na swoim fotelu i westchnął. - Oczywiście, że ja nie miałbym nic przeciwko, Liso, ale wiesz, co House czuje do dzieci, szczególnie takich małych...
- Och, wystarczy, jeśli posiedzisz z Rachel u mnie w domu - odparła Cuddy. - Możesz skorzystać z sypialni dla gości. House może ci towarzyszyć, jeśli chcesz, ale nie musi.
Wilson zwlekał z odpowiedzą, zastanawiając się.
- To tylko dwie noce - przekonywała Cuddy. - Opiekunka pracuje do siedemnastej w piątek, a ja wracam w niedzielę wieczorem. Zapłacę ci za ten weekend, ile zechcesz, a oprócz tego przez dwa dni będziesz miał darmowe wyżywienie i dach nad głową.
Wilson uśmiechnął się do niej. - W porządku - zgodził się. - Ale gdyby House pytał, powiedz mu, że odpowiedziałem "być może" i nie zgodziłem się, dopóki najpierw nie zapytałem go o zdanie.
- Dziękuję ci - powiedziała Cuddy, a onkolog poznał, że mówiła szczerze. - Naprawdę to doceniam, James.
- Nie ma za co. Wiesz, odprowadzę cię. I tak muszę porozmawiać z House'em i zobaczyć, co on o tym myśli.
Wyszli razem z gabinetu - Cuddy ruszyła w stronę wind, a Wilson do pokoju konferencyjnego diagnostyki. House zerknął na niego, kiedy wszedł, po czym skupił się z powrotem na swoim zespole.
- No dobra, wy dwoje o imionach na literę T - zacznijcie podawać jej [link widoczny dla zalogowanych]. Pozostała dwójka - obejrzyjcie jej mieszkanie. Rozejść się.
Czwórka lekarzy wykonała polecenie, a Wilson usiadł przy stole obok House'a.
- Co słychać? - spytał House, obserwując Wilsona.
Onkolog uśmiechnął się do przyjaciela. - Cuddy chce, żebym w ten weekend popilnował jej dziecka, kiedy ona będzie w Seattle.
House przyjrzał mu się uważniej. - I co jej powiedziałeś?
- Że najpierw porozmawiam z tobą.
House wzruszył ramionami, spoglądając na stół. - Poprosiła ciebie, nie mnie. Jeśli masz ochotę znowu poczuć się jak nastolatek, to się nie krępuj. Pod warunkiem, że to stworzenie zostanie u Cuddy, a nie w naszym mieszkaniu.
- Taki jest plan - powiedział Wilson. - W sumie mam przypilnować również jej domu w czasie tego weekendu. Cuddy powiedziała, że też jesteś zaproszony.
- Ale nie będę musiał nic robić? - uściślił House. - Miałbym przenocować u Cuddy i nie musiałbym zajmować się dzieckiem.
- Mniej więcej. - Wilson wzruszył ramionami.
- Okej. Ale jeśli ono obudzi mnie w środku nocy, to niewykluczone, że cię tam porzucę.
- Brzmi uczciwie - przyznał z uśmiechem Wilson. - Świetnie, pójdę powiedzieć Cuddy, że się zgadzam.
- Nie - zaprzeczył House, kiedy Wilson zaczął wstawać. - Pójdziesz jej powiedzieć, że ja się zgodziłem. Ty najwyraźniej już powiedziałeś "tak". Nie możesz się powstrzymać od bycia miłym nawet wobec ludzi, którym nie jesteś absolutnie nic winien. To część tego twojego kompleksu chęci bycia lubianym przez wszystkich. Zgadzasz się, żeby Cuddy cię lubiła, a potem udajesz, że najpierw pytasz mnie o pozwolenie, żebym ja cię lubił.
- A lubisz mnie? - zapytał Wilson, częściowo-rozbawiony, częściowo-osłupiały, stojąc w drzwiach.
House zlustrował go wzrokiem i wzruszył ramionami. - Lubię pewne elementy twojej osoby.
Wilson zachichotał. - Ja też lubię pewne elementy twojej osoby, House. Do zobaczenia później.
[]
House przeczesywał lodówkę Cuddy, symulując wymioty na widok niemalże każdego dostrzeżonego produktu, podczas gdy Wilson przedstawił się opiekunce i wziął od niej Rachel.
- Dzie mama? - zapytało dziecko, podnosząc oczy na Wilsona.
- Pojechała na wycieczkę - wyjaśnił Wilson. - Nazywam się James, a to jest mój przyjaciel Greg. Będziemy się tobą zajmować, dopóki twoja mama nie wróci, a będzie tu z powrotem pojutrze.
Rachel kiwała głową, przetwarzając i przyjmując do wiadomości słowa Wilsona.
- Bendziecie tu spali?
- Zgadza się. Greg i ja zostaniemy tu na noc dzisiaj i jutro.
Dziewczynka znowu skinęła głową.
- Kcem na ziemie.
Wilson postawił ją ostrożnie na podłodze, a mała podreptała do kuchni, gdzie House szturmował szafki Cuddy. Rachel popatrzyła w górę na wysokiego mężczyznę.
- Jak ci na imie?
- Nazywam się House. Ale nie będę się tobą zajmował, tylko szukam czegoś jadalnego. Idź zawracać głowę Wilsonowi.
Rachel zachichotała z uciechy. - House to nie imie! House to... - namyślała się przez chwilę, po czym rozpromieniła się i powędrowała z powrotem do salonu. Z półki przy telewizorze wyciągnęła książeczkę z obrazkami i przyniosła ją House'owi. Otworzyła książkę na stronie z obrazkiem domu i pokazała palcem: - To jest house - ogłosiła.
House spojrzał na książkę, potem na nią i wzruszył ramionami. - Punkt dla ciebie. Możesz mi mówić "Greg", chyba że masz tam też obrazek jakiegoś grega.
- Geg - powtórzyła Rachel. Obróciła się w stronę Wilsona, który z rozbawieniem przyglądał się tej scenie. - Jak ci na imie?
- On nazywa się Wilson - odpowiedział House, zanim onkolog zdążył to zrobić.
- Wisn - powtórzyła Rachel, patrząc na onkologa, a następnie skierowała uwagę ponownie na House'a: - Bendzies tu spać?
- Aha. Będę spał z Wilsonem.
- House - mruknął Wilson ostrzegawczym tonem.
- No co? - zapytał niewinnie House. - Mówiłem w sensie dosłownym. Zacznij myśleć głową, a nie główką, Wilson, przynajmniej w obecności dziecka.
- Oć - powiedziała Rachel, drepcząc do przedpokoju - pokaze ci.
Wilson ruszył za nią, a House - straciwszy nadzieję na znalezienie przekąski, która miałaby więcej niż pięć kalorii - podążył jego śladem. Rachel zaprowadziła ich do końca korytarza i do pokoju Cuddy, i wskazała palcem na łóżko.
- To pokój mamy - wyjaśniła. - Tutaj śpicie.
House uśmiechnął się do Wilsona, odsłaniając wszystkie zęby.
- House, n...
- ... Ależ będziemy mieli...
- ... Ależ nie będziemy - sprzeciwił się Wilson, oblewając się rumieńcem. Przykucnął, żeby znaleźć się na poziomie dziewczynki: - Tak naprawdę, Rachel, twoja mama powiedziała, że mamy spać w pokoju gościnnym, który jest po przeciwnej stronie korytarza.
- Pokój goci?
Wilson wziął ją za rączkę i zaprowadził ją we wspomnianym kierunku. Kiedy znaleźli się na miejscu, dziewczynka kiwnęła głową.
- To dodatkowy pokój - powiedziała. - Tutaj śpicie?
- Tutaj będziemy spać - potwierdził z uśmiechem House i doprecyzował: - Ale zanim pójdziemy spać, spędzimy też trochę czasu w pokoju mamy.
- Nie - odezwał się Wilson. - Nie zrobimy tego. House, może poszedłbyś teraz zadzwonić i zamówić nam coś na kolację? Ja muszę wykąpać Rachel i przygotować ją do łóżka.
House zwędził portfel Wilsona z tylnej kieszeni jego spodni (Wilson wiedział, że był to tylko pretekst, żeby pomacać go po tyłku, bo House nauczył się na pamięć wszystkich numerów jego kart kredytowych) i zniknął z powrotem w salonie.
[]
Dwaj lekarze leżeli na plecach, dysząc i sapiąc. Wszystkie istotne części ciała przykryli białym prześcieradłem, ale pod spodem byli nadzy.
- Cuddy nas zabije - stęknął Wilson między jednym a drugim oddechem. - Nie mogę uwierzyć, że dałem ci się na to namówić.
- Z pewnością możesz - odparł radośnie House.
- Wiesz, że ona uprawiała w tym łóżku seks z Lucasem, co nie?
House wzruszył ramionami. - Ty uprawiałeś seks z Sam w naszym łóżku.
Wilson zakrył rękoma twarz. - Kiedy dasz sobie z tym spokój? Wtedy to nie było nasze łóżko, House, i ile jeszcze razy musisz ode mnie usłyszeć, że byłem z nią jedynie dlatego, bo wiedziałem, że jestem zakochany w tobie?
- Siedemdziesiąt trzy - odrzekł House, udając śmiertelną powagę.
Wilson zaśmiał się cicho i wstał, rozglądając się za swoimi ubraniami. Po chwili House poszedł za jego przykładem.
- Mam nadzieję, że nie wpędziliśmy jej w traumę na całe życie - mruknął Wilson, wciągając na siebie podkoszulek.
House prychnął. - Jakbyś nie zamierzał pojechać jutro do [link widoczny dla zalogowanych], żeby kupić jej nowy komplet pościeli.
- Miałem na myśli Rachel - powiedział Wilson, przewracając oczami. - Pójdę zobaczyć, co u niej i sprawdzić, czy aby na pewno się nie obudziła.
House podążył za nim.
Mała spała mocno w swoim małym łóżeczku. Miała otwarte usta i ze wszystkich sił przytulała pluszowego królika. Wilson popatrzył na nią z czułością i pogłaskał ją po włosach. House przeniósł spojrzenie z Wilsona na dziecko i z powrotem na Wilsona, który przestał gładzić jej włoski i uśmiechnął się do swojego kochanka.
- Kategorycznie odmawiam - oznajmił House scenicznym szeptem. - Nie sprawimy sobie dziecka. W żadnym wypadku, Wilson.
Wilson zachichotał, podszedł do House'a i obdarzył go szybkim całusem.
- Wiem, że nie.
- Miałeś tę minę - powiedział oskarżycielsko House. - Taką samą minę miewają kobiety, kiedy widzą cudze dziecko i nagle postanawiają, że postarają się o własne.
- Jeśli moja opinia ma jakieś znaczenie, to uważam, że byłbyś dobrym ojcem, Greg. Ale nie martw się, nie potrzeba nam dziecka. Nasze życie cieszy mnie takie, jakie jest. - Pocałował House'a ponownie i uśmiechnął się do niego. - Chodź, wracajmy do łóżka.
[]
House siedział na kanapie Cuddy i oglądał telewizję, przyciszywszy dźwięk. Był środek nocy, ale gdy po ponad godzinie nie udało mu się zasnąć, postanowił dać za wygraną. Bezwiednie potarł swoją nogę. Kiedy usłyszał skrzypnięcie drzwi, obejrzał się za siebie, ale nie ujrzał Wilsona. Może to tylko przeciąg. Wtedy usłyszał cichy tupot, a ponad bocznym oparciem kanapy ukazała się głowa Rachel.
House zatrzymał na niej swoje czujne spojrzenie. - Powinnaś być teraz w łóżku.
- Nie mogem spać. - Rozejrzała się po pokoju. - Dzie mama?
- Tutaj jej nie ma. Jest w Seattle. Wróci w niedzielę wieczorem. Wracaj do łóżka.
Rachel wygięła buzię w podkówkę, co wywołało grymas na twarzy House'a.
- Kcem do mamy - powiedziała ze łzami spływającymi po policzkach.
House westchnął i podniósł małą, sadzając ją obok siebie na kanapie. Dziewczynka nie zanosiła się od płaczu, tylko chlipała prawie bezgłośnie.
- Kcem do mamy - powtórzyła cicho.
- Poczekaj chwilę, spróbuję do niej zadzwonić - powiedział House, sięgając po telefon, który leżał na stoliku do kawy.
Rachel popatrzyła na niego i przestała płakać.
- Mama nie śpi?
- Tutaj jest druga w nocy - rzekł House, wybierając numer - ale w Seattle, tam gdzie jest Cuddy, jest dopiero jedenasta wieczorem. Możliwe, że jeszcze nie poszła spać.
- Słucham? - Sądząc po głosie, Cuddy była zmęczona, ale jednak odebrała.
- Taa, twój dzieciak cierpi na bezsenność i chce z tobą pogadać - powiedział House, podając telefon Rachel.
- Mama? - spytała Rachel, podczas gdy House pomagał jej poprawnie trzymać słuchawkę. Jej twarz się rozpogodziła. - Ceść, mamo... nie mogem spać... tak... tak... ja tez ciem koffam, mamo. - Spojrzała na House'a, a on wziął od niej telefon.
- House? - głos Cuddy rozległ się w słuchawce.
- No co?
Cuddy umilkła na moment. - Dziękuję ci. To... naprawdę miłe, że to zrobiłeś.
House wzruszył ramionami. - Zwykły egoizm. Zaczęła płakać, więc... no, wiesz...
- Mimo wszystko - odparła Cuddy - doceniam to.
- Tylko nie mów o tym Wilsonowi - odrzekł House. - Nie chcę oglądać tej zarozumiałej miny na jego twarzy.
Cuddy zaśmiała się pod nosem. - W porządku, House, nic mu nie powiem. Dobranoc.
Przerwał połączenie i obrócił się do Rachel, która przez cały czas nie spuszczała go z oczu.
- Ja nie płace - powiedziała.
- Mhm, już nie płaczesz - przyznał House. - Znalazłem na to sposób. Może Wilson jednak miał rację. Ale nie możemy pozwolić, żeby się o tym dowiedział, okej?
Rachel kiwnęła głową. - Okej.
[]
Wilson przekręcił się na łóżku i wyczuł nieobecność House'a. Otworzył oczy i chwycił za swój telefon. Dopiero minęła trzecia. Bezsenność? Ale wtedy usłyszał piskliwe chichotanie. Rachel? Wilson wstał, zaintrygowany. Czemu House miałby nie spać, tylko siedzieć razem z Rachel?
- Oho, idzie tutaj. - Wilson usłyszał głos House'a, idąc w kierunku salonu. Dwie obrócone w jego stronę głowy wyjrzały ponad oparciem kanapy. - No dobra - mówił dalej House, zwracając się do Rachel. - Tak jak cię uczyłem, okej? I pamiętaj, żeby posłać mu wielki uśmiech.
- Okej - przytaknęła Rachel. Uśmiechnęła się od ucha do ucha, kiedy Wilson przyłączył się do nich na kanapie. - Zglabnytyłek, Wisn.
- House! - wykrzyknął z naganą Wilson, tłumiąc śmiech, podczas gdy House rechotał w najlepsze. - To okropne. - Zamierzony efekt jego słów został lekko zniweczony przez szeroki uśmiech na jego twarzy, więc pozostała dwójka nie potraktowała go poważnie.
- Nauka prawienia innym komplementów jest ważna przy nawiązywaniu przyjaźni - zauważył House.
- Jest różnica między komplementem a [link widoczny dla zalogowanych] - odparował Wilson, nie przestając się uśmiechać.
- Masz zamiar ją pozwać?
Wilson zachichotał. - Jej mama może pozwać ciebie, jeśli się o tym dowie.
- Nie, nie zrobi tego. Będzie skakać z radości, że nasze relacje wróciły do normy.
- Chyba tak - ustąpił Wilson. - No, to czemu obydwoje tutaj siedzicie?
- Nie mogem spać - wyjaśniła Rachel. - I Geg nie moze spać.
- A jak to się nazywa? - podpowiedział House.
- Besennoś - pisnęła z dumą Rachel.
House wyszczerzył się w uśmiechu do Wilsona, a onkolog odwzajemnił uśmiech.
- Miałem rację - stwierdził, mierzwiąc House'owi włosy.
- Nie, nie miałeś - sprzeciwił się House, robiąc unik przed jego dłonią. - W którymś momencie stracę cierpliwość.
- Wszyscy rodzice czasami tracą cierpliwość - zauważył Wilson.
- Nie będziemy mieli dziecka, Wilson.
Wilson uśmiechnął się szeroko. - Wiem. Tak tylko mówiłem...
- Geg dzwonił do mamy - oznajmiła Rachel.
Obaj lekarze popatrzyli na nią - Wilson ze zdumieniem, House z czymś pomiędzy rozbawieniem i poczuciem zdrady. Wilson spojrzał na niego.
- Zadzwoniłeś do Cuddy? Dlaczego?
- Bez powodu - odparł pospiesznie House, unikając jego wzroku. - Po prostu...
- Ja płakałam - wyjaśniła Rachel. - Ja płakałam, Geg dzwonił do Mamy, ja nie płakałam.
Wilson patrzył na House'a, rozpromieniony, ale House spoglądał gdzieś w bok.
- Greg, to strasznie miłe, że tak postąpiłeś.
House zerknął na Rachel. - Zdrajczyni. Miałaś nic nie mówić.
Rachel tylko uśmiechnęła się i ziewnęła.
Wilson gapił się na House'a, jakby nigdy w życiu nie widział kogoś takiego. House, rozdrażniony tym pozytywnym zainteresowaniem, nachylił się i pocałował go szybko, żeby zamknąć mu usta.
Rachel spojrzała na House'a z zaciekawieniem. - Wy siem całować? - zapytała. - Dlacego ty go całować?
- Ponieważ ma zgrabny tyłek. - House uśmiechnął się zadziornie.
Wilson zaśmiał się cicho. Podniósł Rachel i obrócił ją w swoją stronę.
- Pocałował mnie, ponieważ mnie kocha.
- On ciem koffa?
Wilson skinął głową. - Kocha mnie bardzo mocno.
- Wilson, przestań, bo zarazisz to dziecko swoją ckliwością.
Rachel zachichotała. - Ja nie dziecko! - powiedziała i znowu ziewnęła.
- To nie-dziecko jest śpiące - oznajmił Wilson, wstając z kanapy z małą na rękach. - Pójdę ją położyć.
- Nie mogem spać - zaprzeczyła ospale Rachel. - Besennoś.
- Mimo to, spróbuj jeszcze raz zasnąć - zaproponował Wilson, niosąc ją z powrotem do jej sypialni.
[]
Wilson popychał wózek z Rachel wzdłuż alejek domu towarowego, a House podążał za nim.
- Możesz mi przypomnieć, jak mnie do tego przekonałeś? - spytał starszy mężczyzna, krzyżując spojrzenie z każdym, kto próbował się im przyglądać, dopóki ta druga osoba nie odwróciła wzroku.
- W taki sam sposób, jak przekonałem Rachel. Jeżeli oboje będziecie grzeczni, kupię wam lody.
- Ach, przekupstwo. Takie złe, a jednak takie skuteczne.
- Zgadza się.
- Cy telaz dostaniemy lody? - zapytała z nadzieją w głosie siedząca w wózku Rachel.
- Najpierw dokończymy tutaj - wyjaśnił Wilson, skręcając w alejkę, która prowadziła do działu z pościelą. - Przede wszystkim musimy kupić nowy komplet pościeli dla twojej mamy.
- Naprawdę, Wilson - odezwał się House, przewracając oczami. - Mogłeś po prostu wrzucić ją do pralki.
- Nie, nie mogłem. Cuddy dostanie nową pościel. Nigdy się nie dowie, co zrobiliśmy.
- Chyba że Rachel wszystko jej wyśpiewa - zauważył House.
Wilson uśmiechnął się z wyższością. - No i właśnie dlatego kupię jej nową pościel. Dzięki temu, nawet jeśli ci uwierzy, kiedy jej powiesz, przynajmniej... no wiesz.
Popchnął wózek Rachel w głąb alejki z białymi prześcieradłami, a House czekał na niego, sprawiając wrażenie znudzonego.
- House? - zapytał jakiś kobiecy głos. House odwrócił głowę i skrzywił się, gdy zobaczył, że zbliża się do niego kobieta o czarnych kręconych włosach.
- Bonnie - powiedział. - Co za zbieg okoliczności. Cóż, jestem pewien, że się spieszysz, a ja nie chciałbym odciągać cię od twoich zakupów.
- Och, nigdzie się nie spieszę - odrzekła. - Nadal tak często widujesz się z Jamesem? Co u niego słychać?
Bonnie otrzymała odpowiedź na swoje pytanie, gdy wspomniany mężczyzna nadszedł alejką, trzymając w jednej ręce komplet pościeli, a drugą pchając dziecięcy wózek.
- Och... - wykrztusiła Bonnie, spoglądając na House'a, potem na Wilsona z Rachel, a potem znowu na House'a. - Och...
- Bonnie! - wykrzyknął Wilson, zatrzymując się w pół kroku. - Ach, co za zbieg okoliczności... że się tu spotykamy.
- Mhm - zgodziła się Bonnie, próbując udawać, że ten moment nie jest nawet w połowie tak niezręczny, jak był w rzeczywistości. - Zobaczyłam House'a i właśnie pytałam go o ciebie, ale nie miałam pojęcia... Wow, naprawdę minęło aż tyle czasu?
- Och - mruknął Wilson, rumieniąc się i patrząc na Rachel. - Ona nie jest... my nie... To znaczy, my owszem, ale to nie... ona nie... Tylko się nią opiekujemy - wyrzucił wreszcie z siebie, podczas gdy jego była kochanka i obecny kochanek gapili się na niego.
- Okej. - Bonnie kiwnęła głową, przenosząc wzrok z Wilsona na House'a i z powrotem. - Świetnie. No, to powodzenia we wszystkim. Miło było was znowu zobaczyć, James... House... - I oddaliła się szybkim krokiem.
- Miałaś rację co do niego - zawołał za nią House. Bonnie tylko obejrzała się za siebie, po czym zniknęła.
Wilson westchnął, a House spojrzał na niego ze zdębiałą miną.
- Co to miało być?
- Nie wiem. Nie chciałem, żeby nabrała mylnego przekonania. To znaczy, dwóch mężczyzn, którzy spacerują z dzieckiem w wózku...
- Wilson, musiałeś mnie przekupić, żebym tu z tobą przyszedł. A Rachel nie jest nasza, ale jesteśmy ze sobą.
- Wiem - odparł szybko Wilson. - I to jej powiedziałem... tak jakby.
- Tak, wyraziłeś się bardzo jasno - prychnął House. - Czy tak trudno jest powiedzieć: "Ja i Greg jesteśmy teraz razem. Rachel nie jest nasza, tylko się nią opiekujemy"?
- Nie wiem.
House wzruszył ramionami. - To chyba trochę dziwne, ona jest twoją byłą żoną i w ogóle. Nie chciałeś, żeby się dowiedziała? Nie sprawiałeś wrażenia, że masz jakiś problem z poinformowaniem całego szpitala.
- Pocałowałeś mnie na oczach całego szpitala - przypomniał mu Wilson. - Tak naprawdę nie miałem żadnego wyboru.
- Mogłeś nie oddawać pocałunku, odepchnąć mnie i nazwać zboczeńcem.
Wilson zachichotał. - Nie, nie mogłem. Zbyt dobrze całujesz. Ale skoro o to chodzi, to nie, nie mam nic przeciwko, że w szpitalu o nas wiedzą.
- Ale masz coś przeciwko, że twoje byłe będą wiedzieć? - drążył temat House. - Byłeś dosyć wkurzony, kiedy dobierałem się do ciebie w obecności Sam.
- Nie, musiałem powiedzieć Sam - odparł Wilson. - Byłem jej to winien za to, że ją wykorzystałem.
- Powiedziałeś Julie?
- Nie rozmawiałem z Julie od czasu rozwodu.
House przyglądał mu się przez dłuższą chwilę. - Powiedziałeś swoim rodzicom?
Wilson nie odpowiedział. Czuł na sobie wzrok House'a, więc w końcu odwrócił się, by na niego spojrzeć.
- Powiedziałeś swojej matce? - odpowiedział pytaniem.
- Ona już wiele lat temu nauczyła się, by przestać pytać, czy się z kimś spotykam.
- Okej, więc nie próbuj wpędzać mnie w poczucie winy, że nie powiedziałem swoim rodzicom.
- Nie próbowałem wpędzać cię w poczucie winy. Tylko zapytałem. Byłem ciekaw.
- Powiem im - odrzekł Wilson. - Kiedy... będę gotowy.
- Okej - zgodził się House. On i Rachel patrzyli na Wilsona. - Pocałuj mnie - poprosił House.
Wilson spojrzał na niego takim wzrokiem, jakby House poprosił go właśnie o podpalenie całego działu z pościelą.
- Co takiego?
- Pocałuj mnie - powtórzył House. - W tym miejscu, w tej chwili.
- Stoimy pośrodku domu towarowego!
- Dokładnie - odparł House. - I jesteśmy facetami. I ludzie to zauważą. I to ma dla ciebie znaczenie.
- To... nieprzyzwoite całować się w miejscu publicznym - powiedział na swoją obronę Wilson, odwracając wzrok. - Nieważne, czy chodzi o mężczyznę i kobietę, czy o dwóch mężczyzn.
- Gdybyś nadal był mężem Bonnie i ona poprosiłaby cię, żebyś ją pocałował, zrobiłbyś to - odrzekł House.
- To niedorzeczne - nie zgodził się Wilson. - Pocałuję cię, kiedy wrócimy do domu Cuddy, House, a nawet w samochodzie, jeśli chcesz, ale nie tutaj.
House westchnął i odwrócił się. Wilson wrócił do pchania wózka z Rachel, idąc alejką prowadzącą kas.
- Cemu nie całujes Gega? - zapytała go Rachel. - Nie koffas go?
House uśmiechnął się zwycięsko. - Tak, Wilson. Nie koffas mnie?
- Wiesz, że cię kocham.
- No i?
Wilson westchnął. - Jeśli dzięki temu oboje odczepicie się ode mnie, to niech ci będzie. - Puścił uchwyt wózka i dał House'owi szybkiego buziaka w usta.
House przewrócił oczami. - W taki sposób Cuddy całuje Rachel. Co z tobą, Wilson? Jesteś moim chłopakiem, nie moją matką.
- Ludzie już się na nas gapią - wymamrotał półgłosem Wilson.
- Mhm, a ich opinia jest dla ciebie ważniejsza ode mnie.
- Greg, to nieuczciwe!
- To uczciwe i to prawda.
- Wiesz co, dobra, w porządku? - Drugi raz w ciągu dwóch minut Wilson puścił uchwyt wózka Rachel i otoczył ramionami talię House'a, całując go żarliwie. Diagnosta odwzajemnił pocałunek. Trwało to dobrą chwilę, zanim odsunęli się od siebie. - No i już - powiedział, patrząc House'owi w oczy. - Jesteś usatysfakcjonowany?
- Tak mi się wydaje - odparł House z łobuzerskim uśmiechem. - A teraz chodźmy już, obiecałeś nam lody.
- I wiesz co, House? - dodał Wilson, nie patrząc na niego, zajęty popychaniem wózka.
- Co takiego?
- Zamierzam powiedzieć moim rodzicom.
- W porządku, Jimmy.
[]
House siedział na kanapie Wilsona, przyglądając mu się z uwagą. Onkolog wziął głęboki oddech i podniósł słuchawkę telefonu. Zaczął wybierać numer, lecz przerwał mu krzyk, który dobiegał z sąsiedniego pomieszczenia.
- Czy któreś z was wie, gdzie podziewa się House? - wyraźny głos Cuddy przeniknął przez ścianę pomiędzy gabinetami.
Odpowiedź była niezrozumiała, w przeciwieństwie do następnych słów Cuddy: - Ponieważ jestem pewna, że on jest jedyną osobą, która będzie wiedzieć, czemu moja dwuletnia córka skomplementowała mój tyłek!
House uśmiechnął się szeroko do Wilsona, a ten zareagował chichotem. A potem ponownie sięgnął po telefon.
.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
advantage
Otorynolaryngolog
Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 17:35, 28 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
Suprajs indeed! Dzięki wielkie, czas idealny: przeczytałam w pociągu w drodze na kolejny koncert Hju
dokładnie skomentuje jak będę mieć dostęp do lapka, bo ciężko przez telefon:/ Ale już teraz mogę powiedzieć, że Rachel bardzo fajnie sepleni, pasuje i jest okej, brawo! No i jak to, potem będzie bardzo angstowo?? Dlaczego Szkoda że seks chłopaków na łóżku Cuddy nie jest dokładniej opisany, ale no dooobra, kiss w centrum handlowym trochę do rekompensuje
to w takim razie weny na dalsze rozdziały
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 5:25, 30 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
Ooo, to fajnie trafiłam, że akurat miałaś co poczytać w pociągu And mam nadzieję, że miałaś dobry fun na koncercie
No, to mi ulżyło, skoro mówisz, że poradziłam sobie z rejczelowym językiem, bo w pierwszym odruchu chciałam to napisać całkiem normalnie
Dlaczego potem będzie angstowo? Bo finał sezonu musi być angstowy! A czy to będzie bardzo angstowe, to sami ocenicie
yeah, też bym chciała wiedzieć dokładnie, co chłopaki robili w łóżku Cuddy, noale musimy zadowolić się informacją, że byli naaadzy
Dzięki
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
advantage
Otorynolaryngolog
Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 23:39, 03 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Ciągle jestem w stanie pokoncertowym, a zachwyt Hju mi nie przejdzie do końca życia, soł krzycz jak to się będzie za bardzo ujawniało w komentach HJU JEST NAJBARDZIEJ MĘSKI I NAJPIĘKNIEJSZY NA ŚWIECIE!!!!!!!!!!!!!!!
Okej, to teraz skomentuję fika
Richie117 napisał: | nieee, za szybko mnie zwolnili ale nic nie wskazywało na to, że nie jest (czy wspominałam, że facet używał kremu do rąk?) | eeeej, to w sumie nie przesądza! Ja znam takiego 100% hetero, który używa balsamu do ust i oliwki do ciała
Richie117 napisał: | ! tylko spokojnie, różnych odsłon Star Treka jest dość trochę, ale z Kirkiem i Spockiem jest tylko [link widoczny dla zalogowanych] i 7 filmów + te dwa nowe | tylko 3 sezony, to niby nie tak dużo, ale jednak mnie to nie pociąga na tyle, żeby oglądać. Ale jak powstanie kolejny film z ZQ i CP to chętnie obejrzę
RIchie117 napisał: | kurcze... a wypicie drinka na odwagę w pracy też nie wypada oj tam, oj tam, na pewno coś byś jednak miała do powiedzenia - np. o koncertach Hju | jako że Hju ciagle siedzi mi w głowie, to mogę gadać o nim bez przerwy!!! Nie wiem tylko czy wszyscy chcieliby tego słuchać, bo przecież się jaram nawet jego skarpetkami
Richie117 napisał: | maybe ze strachu, że Wilsonowi się za bardzo spodoba i ukradnie mu jego własność | no bez przesady drogi Wilsonie, masz swoje na własność
RIchie117 napisał: | ]nic mi nie przychodzi do głowy, ale wygooglałam to: [link widoczny dla zalogowanych] | pewnie ktoś o nazwisku w podobnym stylu zatwierdził możliwość zmiany nazwiska
Richie117 napisał: | ]a wyobraź sobie, co by było, gdyby plemniki przypominały pestki z arbuzów | no cusz… byłyby widoczne, soł byłoby prościej uniknąć ciąży. Tylko trudniej połykać
Richie117 napisał: | ja chyba po jeszcze jakichś jej fikach miałam zastrzeżenia do Wilsona... eh, nevermind, kieeeedyś je poczytam. | ja na pewno miałam jeszcze zastrzeżenia do niego w tym fiku jak „torturował” House’a, a Foreman podglądał, wiesz o który mi chodzi
Richie117 napisał: | A czy nadal będzie brzmiało fajnie, jeśli zdradzę, że nie chodzi o sex-tortury ani w ogóle o seks? Noooo... tyle ma wspólnego, że House trafia za kratki po wjechaniu samochodem w dom Cuddy. Nie widziałam 8x01, więc mogę tylko zakładać, że fik jest całkiem AU. | zawsze to jakaś nowość, w końcu jest fików nawiązujących do pierwszych sezonów, a ile do tych końcowych:p Ryli nie widziałaś 8x01?? To nie był taki zły ep
Advantage napisał: | jemu to wiecznie mało | bo ma tyle lat zaległości do nadrobienia
Richie117 napisał: | z Moniką jakoś nie chciał | może dlatego, że nie była facetem
Richie117 napisał: | well, zaufanie osobom uzależnionym to bardziej skomplikowany problem niż zaufanie do niewiernych kochanków... ale więcej na ten temat będzie za chwilę | w ogóle ze wszystkim tak jest… w sensie, że jak raz się przez coś straci zaufanie, to potem trudno to naprawić.
Richie117 napisał: | a jeśli Wilson też zobaczy i będzie zazdrosny? <img src="http://i111.photobucket.com/albums/n152/saphira182/Obraz1.gif"> | noł noł, sorry drogi Wilsonie, nie jesteś zaproszony haha
Richie117 napisał: | tjaaa, jak się ich rozdzieli, to na pewno nie będą zakłócać nocnej ciszy | nie będą, bo będą zajęci!
RIchie117 napisał: | Well... i co teraz myślisz o Wilsonie? | z tym „Wilson nie tyle nie ufa House'owi, co nie wierzy w jego silną wolę” trafiłaś w sedno imo. No i cusz, chyba teraz inaczej pacze na zachowanie Wilsona
Richie117 napisał: | ale czasem trzeba go długo namawiać | a czasem wystarczy zrzucić z niego ubranie i już będzie przekonany
Richie117 napisał: | innych Wilson nie znalazł | przecież House jest geniuszem, nie schowałby ich byle gdzie!
RIchie117 napisał: | może czynsz za mieszkanie wychodził taniej niż wynajęcie skrytki bankowej | mieszkanie to lepsza inwestycja, bo zawsze może tam wrócić jakby coś nie wyszło z Wilsonem
Richie117 napisał: | jeśli pocałunek leczy, to seks pewnie daje nieśmiertelność | to by mnie wcale nie zdziwiło
Richie117 napisał: | a nie możesz wrzucić pianek do polskich płatków? | LOL ale to nie to samo! Chociaż… kiedyś spróbuję jak lubisz pianki, to polecam taki napój: gorące mleko, kakao, kawa rozpuszczalna i na to wrzucić pianki
RIchie117 napisał: | nie zdziwiłabym się, gdyby House miał taką podrobioną | House zachowujący się jak dziesięciolatek
Richie117 napisał: | <img src="http://i247.photobucket.com/albums/gg156/kasiat88/emotki/czuwa.gif"> Ale on to robi z troski nooo... | no dooobra, lepiej jak się troszczy, niż jakby miał olewać. Albo co gorsza zdradzać!
Richie117 napisał: | noale... nigdy nie miałaś tak, że musiałaś coś sprawdzić, chociaż wiedziałaś, że wszystko jest jak trzeba? Ja ciągle tak mam | a liczą się rzeczy w stylu sprawdzania czy na pewno mam klucze albo czy zamknęłam auto? Bo tak mam ciągle
Richie117 napisał: | mam nadzieję, że przed końcem fika Twoje obawy znikną | oj ja się niczym nie martwię, bo żyje widokiem Hju
Richie117 napisał: | takie rzeczy tylko w halunach House'a | to jeszcze było sort of całkiem normalne, były też dziwniejsze rzeczy
RIchie117 napisał: | yup! i to jest ten przebiegły House, którego kochamy - pozwala innym myśleć, że wygrali, kiedy tak naprawdę to on jest górą | ofkors, ja uwielbiam jak House jest górą
Tak btw mówienia Rachel. W Huddy fikach na Horum są fiki (na pewno w tych: Hailie ma na imię i House, Cuddy, dzieciaki) Oli336, które kiedyś czytałam i w których Rachel/ jakaś mała dziewczynka tak właśnie mówiła. W sumie nie mam styczności z takimi małymi dziećmi, ale wydaje mi się, ze one tak właśnie mówią, tak nie do końca wyraźnie, że np. nie mówią ‘sz’ tylko ‘s’. Imo good job
Cytat: | - Opiekunka pracuje do siedemnastej w piątek, a ja wracam w niedzielę wieczorem. Zapłacę ci za ten weekend | o jaaa, to nie mogła zapłacić opiekunce, żeby została?? Na pewno by się jej przydała dodatkowa kasa, a chłopaki mieliby wolne
Cytat: | Możesz mi mówić "Greg", chyba że masz tam też obrazek jakiegoś grega. | ciekawe czy znajdzie obrazek Małego Grega w którejś z książek
Cytat: | - Oć - powiedziała Rachel | najlepsze słówko!
Cytat: | House uśmiechnął się do Wilsona, odsłaniając wszystkie zęby. |
Cytat: | - Ale zanim pójdziemy spać, spędzimy też trochę czasu w pokoju mamy. | Niby , ale jednak
Cytat: | - Taką samą minę miewają kobiety, kiedy widzą cudze dziecko i nagle postanawiają, że postarają się o własne. | Może ten fik się łączy z Gimme??
Cytat: | - Nie mogem spać - wyjaśniła Rachel. - I Geg nie moze spać. | zgłaszam sie do zabawiania Gega jak nie może spać!! Ale Rachel niech spada
Cytat: | - Greg, to strasznie miłe, że tak postąpiłeś. | awwwww milutki Hałs
Cytat: | - W taki sam sposób, jak przekonałem Rachel. Jeżeli oboje będziecie grzeczni, kupię wam lody | Rachel może kupić, ale Gregusiowi zrobić takiego dla dorosłych
Cytat: | - Nie, nie mogłem. Cuddy dostanie nową pościel. Nigdy się nie dowie, co zrobiliśmy. | Jakby wrzucił do pralki, to by się nie zorientowała. Nowej pościeli za to na pewno nie pozna
Cytat: | - Miałaś rację co do niego - zawołał za nią House. | yeah, Wislon jest jak piekarnik
Cytat: | - To... nieprzyzwoite całować się w miejscu publicznym | nie nie nie to smutne, że dwóch facetów „nie może” a na faceta i babkę nikt nie zwróci uwagi
Cytat: | House uśmiechnął się zwycięsko. - Tak, Wilson. Nie koffas mnie? | koffa, tylko może woli mu to udowodnić w domu!
Jeszcze 3 rozdziały… soł gdzie tam się znajdzie miejsce na coś angstowego?? No i przecież sezon może się skończyć happy endem, kto powiedział, że tak nie może być? Anyway to w takim razie wyczekuję kolejnego rozdziału!
Weny
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anai
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 26 Lut 2011
Posty: 834
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 20:41, 06 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Richie117 napisał: | poor U, soł musisz być dzielna i znieść to jak mężczyzna
to może on nie zmienił nagle zwyczajów, tylko teraz podgląda Cię w nocy? | yeah, poza tym nieważne, jak źle będzie - już nigdy nie będę się musiała uczyć historii i tego nikt mi nie zabierze
to by było trochę bez sensu z jego strony, bo jak przychodził w dzień to przynajmniej zawsze dostawał coś do jedzenia, a wątpię, żeby patrzenie, jak śpię było szczególnie satysfakcjonujące
Richie117 napisał: | nigdy nie sprawdzałam, ale z tego by wychodziło, że dosyć spory | pół Polski praktycznie, nie masz się czego wstydzić
Richie117 napisał: | oj tam, oj tam, jeśli robią to na kanapie House'a, to albo znają inne opcje, albo je wkrótce poznają | i właśnie dlatego powinni mieć łóżko w gabinecie Cuddy, żeby się nie musieli cofać w rozwoju
Richie117 napisał: | a ja się zastanawiałam, czy pytać, jak znalazłaś to zdjęcie | teraz już Cię wyręczyłam, ale na przyszłość się nie zastanawiaj - kto pyta, nie błądzi
Richie117 napisał: | um... mi tylko chodziło o to, że w normalnych okolicznościach mogą to traktować bardziej rekreacyjnie | no dobra, byleby nie za często, bo w końcu ich seksualna reputacja do czegoś zobowiązuje
Richie117 napisał: | osz Ty Nie "w" tylko "obok"! A dobry worek z piaskiem jest dumny, że powstrzymuje powódź, niezależnie czego | och, okej, nie byłam świadoma tego, że worki z piaskiem mają takie bogate życie wewnętrzne
Richie117 napisał: | co mi przypomniało o tej scenie, jak House dał Wilsonowi do spróbowania ugotowany przez siebie sos | never forget
Richie117 napisał: | a co jak wyłączy telefon? | to wtedy zadzwonię do Wilsona... a jak dalej będzie mnie ignorował, to włamię się do jego mieszkania
Richie117 napisał: | awww, poor you <img src="http://i247.photobucket.com/albums/gg156/kasiat88/emotki/DAlike/przytula.gif"> mam nadzieję, że nigdy nie trafię na tego podstępnego fika, bo serce mnie i tak boli po paru innych
może kiedyś mi to przejdzie * <img src="http://i247.photobucket.com/albums/gg156/kasiat88/emotki/DAlike/przytula.gif"> back* a póki co żyję z przyzwyczajenia | o ile nie zaczniesz nagle czytać destielowych fików, to jest duże prawdopodobieństwo, że nie trafisz
i hope, że Ci przejdzie, bo szkoda byłoby nie korzystać z tak łatwo dostępnego i darmowego źródła szczęścia
Richie117 napisał: | nie no, myślałam o jakimś profesjonalnym sprzęcie, U know - kamera HD, oświetlenie, mikrofony... Gdybyś już miała taką okazję, to wypadałoby pomyśleć również o potrzebach innych Hilsonek, które chętnie wybrałyby się do kina na taki film | lol, chciałam napisać, że w kinach nie puszczają przecież porno bez fabuły, ale właśnie mi się przypomniało, że za kilka miesięcy będzie premiera '50 Shades'
Richie117 napisał: | no to okej... ale jeszcze go nie przeczytałam | spoko, mi się nie spieszy
Richie117 napisał: | nauczaj mnie, Miszczu! no pacz, a jak ja byłam w takim wieku, to z zapartym tchem oglądałam Dynastię | um... obawiam się, że już Ci przekazałam całą wiedzę, telenowele naprawdę nie są aż tak skomplikowane Moja telenowelowa faza zaczęła się dopiero pod koniec podstawówki, wcześniej raczej trzymałam się kreskówek (well, z wyjątkiem tego dziwnego okresu, kiedy nie chciałam oglądać nic poza Animal Planet )
Richie117 napisał: | ciekawe, czy jakaś drukarnia zgodzi się wydać słownik w nakładzie 1 sztuki | o tym nie pomyślałam... cusz, jak nie będzie innego wyjścia, to sobie sama wydrukuję. W końcu nieważna okładka, tylko treść
Richie117 napisał: | znasz tego fika, w którym Wilson się uparł, żeby ubrać House'a w pieluszkę? | na szczęście nie znam i niech tak pozostanie
Richie117 napisał: | albo ma niezłą intuicję | albo jedno i drugie
Richie117 napisał: | no nie? ja też mam z tym największy problem | yeah, nawet AU powinno być wiarygodne
Richie117 napisał: | yeah, nawet jego desperacją ciężko to usprawiedliwić | noł, żadnego usprawiedliwiania, za błędy trzeba zapłacić
Richie117 napisał: | wrócimy do tej kwestii w następnym rodziale | *zaciera z niecierpliwością ręce*
Richie117 napisał: | tylko że właśnie tak to jest z uzależnionymi, że większość z nich trzeba stale pilnować, bo oni sami się nie upilnują... Na szczęście House z tego fika nadal ma jaja na swoim miejscu i tak bardzo kocha Wilsona, że wszystko mu wybaczył
Hmmmm... chyba będziesz musiała poczekać i sama przeczytać, bo ja nie pamiętam Ale skoro House na końcu lubi Wilsona, to powinnać też dać radę | yeah, ale House trzymał vicodin w domu na długo przed tym, zanim Wilson się o nim dowiedział i wydaje mi się, że już tym sobie 'zasłużył' na jakieś minimum zaufania. Nie mówiąc już o tym, że jak House sam powiedział - jest nałogowcem, jeśli będzie chciał zacząć znowu brać, znajdzie sposób, żeby to zrobić... Idk, rozumiem że obawy Wilsona nie były kompletnie nieuzasadnione, uważam po prostu, że mógł to jakoś lepiej rozegrać
cusz, jak House jest szczęśliwy to ja też
***
Cytat: | Przy okazji przeszła samą siebie w przewidywaniu pomysłów scenarzystów (albo tym razem scenarzyści naprawdę wykorzystali JEJ pomysł) | nawet jeśli tak było, to wow, wybrali najgorszą możliwą realizację... to aż jest w pewnym sensie imponujące
Cytat: | Zapłacę ci za ten weekend, ile zechcesz | co za strata, że Cuddy najpierw przyszła z tą prośbą do Wilsona - House wykorzystałby okazję i ustawił się do końca życia
Cytat: | House zlustrował go wzrokiem i wzruszył ramionami. - Lubię pewne elementy twojej osoby. | i wszyscy wiemy, o jakie elementy chodzi
Cytat: | - House - mruknął Wilson ostrzegawczym tonem. | chill out Wilson, dwuletnie dziecko naprawdę nie zna żadnego znaczenia słowa 'spać' poza tym dosłownym
Cytat: | House uśmiechnął się do Wilsona, odsłaniając wszystkie zęby. | to House w ogóle umie się tak uśmiechać? To jest poważne pytanie
Cytat: | (Wilson wiedział, że był to tylko pretekst, żeby pomacać go po tyłku, bo House nauczył się na pamięć wszystkich numerów jego kart kredytowych) | ale po co pretekst? Wilson jest jego chłopakiem, powinien móc macać go po tyłku bez żadnego specjalnego powodu
Cytat: | - Cuddy nas zabije - stęknął Wilson między jednym a drugim oddechem | jak się nie dowie, to nie zabije
Cytat: | - Wy siem całować? - zapytała. - Dlacego ty go całować? | prawidłowo sformułowane pytanie brzmiałoby: a dlaczego nie?
Cytat: | - Naprawdę, Wilson - odezwał się House, przewracając oczami. - Mogłeś po prostu wrzucić ją do pralki. | House powinien się cieszyć, że Wilson nie nalegał na kupienie Cuddy nowego łóżka
Cytat: | - To... nieprzyzwoite całować się w miejscu publicznym - powiedział na swoją obronę Wilson, odwracając wzrok. | tjaa, obnoszenie się z takim zglabnym tyłkiem też jest nieprzyzwoite Wilson, a i tak to robisz
Ja też kontaktu z dziećmi w wieku Rachel już od długiego czasu nie miałam, ale imo poradziłaś sobie bardzo dobrze i cieszę się, że nie napisałaś tego 'normalnie', bo ten rozdział dużo by stracił bez zglabnego tyłka Wisna
A tak poza tym to awww, to chyba rzeczywiście najbardziej fluffiasta część fika And just so you know, przez to całe gadanie o dzieciach znowu zaczęłam tęsknić za Gimme Gdyby chłopaki mieli dziecko, to jestem na 100% pewna, że House byłby tatusiem od rozpieszczania, a na Wilsona spadłyby wszystkie pozostałe obowiązki
No to weny na te straszne angstowe kawałki
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|