|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
coolness
Jazda Próbna
Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 4481
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Krainy Marzeń Sennych, w które i tak nie wierzę Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 21:58, 04 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Ok, udało mi się wreszcie doczytać.
Dlaczego ktoś/coś mi zawsze przerywa w czytaniu genialnych ficków?
*foch na rodziców i foch na zły nastrój*
Myśłałam chyba z godzinę, żeby napisać konstruktywny komentarz. Poddałam się.
To niemożliwe.
To jest genialne i nie jestem wstanie powiedzieć nic więcej.
Genialny pomysł i genialne wykonanie.
Cudo!
Weny
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez coolness dnia Czw 22:06, 14 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Vincent
Pacjent
Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 0:14, 05 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
House jest kobietą ! House jest kobietą!
Po prostu cudo I tak przyjemnie się czyta.
Pomysł szalenie interesujący, więc czekam na więcej
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Vincent dnia Wto 0:16, 05 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płaszczyk Bena ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 17:57, 06 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
soft, ty weź odłóż to żelazko bo jeszcze sobie krzywdę zrobisz
jakastam, na dobre fiki zawsze jest czas Hmm, w takim razie czemu ktoś czyta moje fiki?
Vincent, szalenie się cieszę, że się podobało Więcej będzie. Kiedyś. W przyszłości:DD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Atris
Knight of Zero
Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: A z centrum :D Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 18:04, 06 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Byłam tu? Nie? Naprawdę?
OMG, to przez tą szkolę i zapchany czaas
No nic, nadrobi się
Najbardziej zaciekawiło mnie jakie wymiary ma House
No i biedny James, Greg normalnie jest wredny i ironiczny, a co dopiero jako kobieta?
Błagam, zlituj się, pisz
Weny!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
soft
Pulmonolog
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tu te truskawki? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 9:56, 13 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Lady okej. ;33 Odkładam.
Możemy jakoś za niedługo liczyć na kolejny rozdział? ^^'
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
iskrzak
Neurolog
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 1646
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 12:25, 13 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Wreszcie piszę komentarz, moja droga Lady!
To... jest wybitnie Pratchettowe. Wsiąkłam na amen, bez dwóch zdań. Właściwie, próby jakiegokolwiek konstruktywnego komenatrza darowałam sobie od razu. House... dziewczyną. Wynik może być tylko jeden, i będę wyczekiwać następnej części, potem jeszcze następnej... a jak się skończy, to będę zmuszać cię do napisania następnego dzieła. Albo poświęcenia się tłumaczeniom.
W każdym razie życzę tobie weny, a sobie szybkiej następnej dostawy!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płaszczyk Bena ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:00, 13 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Na początek, to dziękuję wam (i tobie, mój drogi żonie), że znaleźliście w sobie dostatecznie dużo siły aby to przeczytać (mnie by na to nie było stać, gdybym tego nie pisała ).
Niestety, ostatnio mam strasznie zwalony czas. Postaram się, aby następny rozdział był na następny tydzień, aczkolwiek powinniście już wiedziec jak to jest z moimi obietnicami
No i najgorsza wiadomość. Prawdopodobnie będzie to rozdział ostatni, gdyż, pomijając to, co mam w zeszycie, to od dawna nie napisałam nawet linijki tekstu. Więc wybaczcie, jeśli przyjdzie wam nigdy zakończenia tego fika nie ujrzeć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
iskrzak
Neurolog
Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 1646
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 16:53, 14 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Szkooodaaa... :< Ale może kiedyś wrócisz do tego fika, z nowymi pomysłami.
*iskrzak robi minę pełną poczucia winy* Ja i tak najbardziej wyczekuje tego twojego tłumaczenia... już w wersji angielskiej tak się zakochałam (to się żadko zdarza), że polski przekład zrobi mi z mózgu Hatsonszimę.
Ale wiedz, że jestem z tobą.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez iskrzak dnia Czw 16:53, 14 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
333bulletproof
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 827
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 20:31, 14 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Oh no, Lady, noo! ;__;
A może, wiesz, jak ferie będą znajdziesz trochę czasu?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płaszczyk Bena ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 21:13, 14 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Problem w tym, że mnie już od dawna ferie nie obowiązują. Teraz jedyne, co jest mi dostępne, to urlop, ale wątpię żeby szef szybko dał mi chociaż kilka dni wolnego.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Lady Makbeth dnia Czw 21:13, 14 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
333bulletproof
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 827
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 21:33, 14 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Jak to nie! Każdego obowiązują ferie! *mina pięciolatka* *tego pięciolatka, który podrywał Cameron*
To ja pójdę do tego szefa i zrobię mu blackmail!
*rzuca kostkę cukru*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płaszczyk Bena ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 21:56, 14 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Ty mi tu Waltera nie prowokuj, ja nie chcę nagle zostać bezrobotna
A tak serio, to mój pracodawca i tak prędko mi urlopu nie da
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płaszczyk Bena ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:46, 24 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
No i w końcu ten dzień nadszedł. Dzień po którym nie będę miała nic więcej do powiedzenia
Niestety, tak się złożyło, że po tym rozdziale będziecie musieli uzbroić się w prawdziwie wielkie pokłady cierpliwości, gdyż ta część jest jak dotąd ostatnią zapisaną w moim zeszycie. Od miesięcy ta historia trwa w zawieszeniu i naprawdę nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze ruszy. Z góry więc przepraszam jeśli naprawdę więcej rozdziałów nie będzie.
PS. Z całego serca dziękuję eigle za pomoc. Niniejszym dedykuję ten rozdział tobie, moja droga
Drogi wcale nie muszą dokądś prowadzić. Muszą tylko gdzieś się zaczynać. Trzy wiedźmy
Rozdział 5
Przez całą drogę do sklepu, a potem przy wysiadaniu z auta, Wilson miał cichą nadzieję, że może i w niego walnie auto prowadzone przez jakiegoś nieodpowiedzialnego kierowcę. Niestety, wszyscy chyba gdzieś się pochowali. Wilson był zawiedziony. Zawsze, kiedy pirat drogowy jest mile widziany, musi mieć coś innego do roboty.
Był to dość niewielki sklepik i, jak wynikało z zawieszonego na frontowej szybie napisu, królowała w nim „Modna odzież dla kobiet w każdym wieku, w przystępnej cenie.” Niestety, trudno było orzec dokładnie, czy chodziło o odzież, czy o kobiety.
Już przy wejściu onkolog przeszukał wzrokiem pomieszczenie w poszukiwaniu rzeczy odpowiednich na House’a, by po chwili skierować się do wieszaków zapełnionych różnej maści dżinsami.
Ledwie tam dotarł, został z miejsca osaczony przez dwie młodziutkie i, sądząc po wyglądzie, niezbyt zaznajomione z jakimkolwiek stylem mody, ekspedientki.
Dobry sprzedawca potrafi wyczuć najlepszą ofiarę (czytaj: klienta), jeszcze zanim ta zorientuje się, po co przyszła.
Według niepisanej zasady musi to być młody, z wyglądu zdesperowany i zalękniony mężczyzna, który sprawia wrażenie, jakby w sklepie z damskimi ubraniami znalazł się przez zupełny przypadek. Zwykle jednak wysyłała ich tam w tajnej misji kobieta. Najczęściej za karę. Taki klient z miłą chęcią chwyciłby pierwszą z brzegu rzecz i dokonawszy zapłaty uciekał, gdzie pieprz rośnie. Jednak dobry sprzedawca zawsze lepiej wie, co bardziej spodobałoby się jego dziewczynie/żonie/matce/siostrze i, co najważniejsze, najskuteczniej odchudzi mu portfel.
Wilson został niemal siłą oprowadzony po wnętrzu sklepu i wysłuchując, „jakim to musi być cudownym chłopakiem, skoro chce swojej dziewczynie całkiem sam sprawić coś ładnego do ubrania”. Onkolog zastanawiał się, kiedy on im to dokładnie zdążył powiedzieć.
Ostatecznie spędził tam godzinę, staczając najcięższą bitwę swego życia, kiedy to sprezentowano mu cały asortyment, w tym i rzeczy oznaczone marką „tylko dla vipów”, podczas gdy on wytrwale optował przy zwykłej koszulce i dżinsach oraz „w miarę najnormalniejszej bieliźnie, jeśli można.”
Przy okazji został szczegółowo poinformowany o najnowszych trendach jesień-zima (chociaż aktualnie mieli wiosnę) oraz o wszystkim, co najprawdopodobniej będzie modne w najbliższej dekadzie.
W końcu sklep (jednak bardziej adekwatnym określeniem tego miejsca był „dom szatana”) udało mu się opuścić w jednym kawałku wraz z ubraniami, które ani nie były „ekskluzywne”, ani nie spełniały „wymagań prawdziwej kobiety”. Co nie zmieniało faktu, że House i tak będzie kręcił nosem.
Wilsonowi udało się również zdobyć całkiem ładne, białe adidasy, które, miał nadzieję, będą pasowały na przyjaciela jak ulał. Przy okazji odkrył też, iż w ferworze zakupowej walki został mu podstępem wciśnięty najbardziej koszmarny komplet damskiej bielizny, jaki dotąd widział. Pamiętał tylko, jak jedna z ekspedientek-psychopatek zaciągnęła go w okolice półek pełnych wszelkiej maści staników oraz majtek (najczęściej składających się głównie z koronki), a on resztkami sił walczył, aby stamtąd nie uciec.
Pozostało mu jedynie mechaniczne kiwanie głową, podczas, gdy dziewczę paplało o niesamowitym wynalazku, jakim są fiszbiny.
W końcu, pozbawiony zarówno gotówki, jak i godności osobistej, jechał do mieszkania House’a, kiedy w połowie drogi przypomniało mu się, że przecież nie kupił jeszcze nachos.
No tak, czego jak czego, ale braku przekąski House na pewno by mu nie wybaczył. Parę minut jazdy samochodem i pół godziny stania w kolejce w supermarkecie, poprzedzonego walką na śmierć i życie o ostatnią torbę serowych chipsów i Wilson parkował już przed 221b.
Gdzie został niezwykle gorąco powitany przez czekającego nań z niecierpliwością diagnostę.
- Co tak długo?
Spojrzał na niego. House nadal siedział na kanapie z nogami opartymi o stolik i oglądał telewizję. Zdawało się, że od wyjścia onkologa nawet nie ruszył palcem.
Wilson westchnął i rzucił torbę z zakupami dla House’a na kanapę. Greg natychmiast zanurkował do niej w poszukiwaniu swych ukochanych nachos.
- Masz swoje zakupy – mruknął Wilson i udał się do kuchni, aby zaspokoić pragnienie. Czuł się jakby właśnie powrócił z niezwykle ciężkiej misji w amazońskiej dżungli. Jednak kupowanie ubrań dla siebie samego, szczególnie jeśli jest się mężczyzną, to zupełnie co innego niż wyszukiwanie odpowiedniej garderoby kobiecie.
Wilson obiecał sobie, że już nigdy więcej nie da się na to namówić. Jego psychika okazała się być ku temu zbyt delikatna.
Wyjął szklankę i nalał sobie z kranu nieco wody. Już zbliżył naczynie do ust, kiedy nagle uderzyła go myśl. „A co, jeśli nagła przemiana House’a ma coś wspólnego z wodą? Coś, co jest w rurach.” Wilson zastanowił się i po chwili doszedł do wniosku, że to raczej niemożliwe. Żaden związek chemiczny ani mikrob ze wszystkich znanych nauce nie powodują w organizmie takiego typu zmian. I to praktycznie z dnia na dzień. Zresztą i tak cholernie chciało mu się pić. „A co tam, najwyżej wyrosną mi piersi." Jednym haustem opróżnił szklankę. Zimny płyn przyjemnie schłodził mu gardło.
Odstawił pustą szklankę do zlewu, odczekał chwilę i dla pewności rzucił okiem za koszulę w poszukiwaniu potencjalnych zmian w wyglądzie.
Tak, jak się spodziewał, wszystko pozostało bez zmian. „Jimmy, ty idioto” – zaśmiał się z siebie w duchu. Chociaż nie mógł zaprzeczyć, że gdzieś tam w głębi duszy pojawiła się maleńka nutka zawodu.
Postanowił nalać sobie jeszcze trochę wody. Naprawdę bardzo chciało mu się pić. Przez przebyty tego dnia stres zupełnie odwodnił mu się organizm.
- Wilson!
Onkologowi woda o mało nie wylądowała w płucach zamiast w przełyku. Oddychając ciężko i kaszląc, trzymał kurczowo mokry przód koszuli.
- Cholera! – zaklął, chwytając ręcznik kuchenny, aby się wytrzeć.
- Wilson, chodź tutaj! Natychmiast! – dobiegło go jeszcze głośniejsze wołanie House’a.
- Idę już, idę! – rzucił, odwieszając ręcznik. „Całe szczęście, że to tylko woda.” - pomyślał.
Wszedł do salonu i stanął jak wryty. „O cholera.”
- Możesz mi szanownie powiedzieć, co to, do cholery, jest?
Diagnosta trzymał w ręku najbardziej ohydny okaz damskiej bielizny, jaki ktokolwiek mógł zaprojektować. James mógł się pochwalić całkiem niezłą znajomością przeróżnych typów staników, ale ten, który House trzymał w palcach niczym granat, nawet jego przyprawiał o ciarki.
Nie zdążył mu się do końca przyjrzeć, kiedy wpychano mu go do torby, podczas gdy on był mentalnie rozdarty pomiędzy jedną parą spodni, a drugą. I teraz tego żałował.
Szkaradztwo w dłoni House’a było różowe! Nie po prostu różowe, ale RÓŻOWE. Zdawało się emanować swoim różem z mocą, sprawiającą, iż inne kolory wręcz bledły.
Wilson był pewien. Takiej ilości koronek i to na tak małej powierzchni nie widział dotąd nigdy. Jednak najgorsze były motylki. Całe mnóstwo motylków, również różowych, poprzyczepianych bez większego ładu na całej powierzchni materiału. Sprawiało to wrażenie, jakby cały stanik obsiadł rój czegoś, co jedynie z bliska jako tako przypominało motyle. Przyglądając się bliżej, można było dostrzec, przyszyte na skrzydełkach, maleńkie koraliki, zgadnijcie jakiego koloru.
Całość sprawiała wrażenie zaprojektowanej dla wyjątkowo nad wiek rozwiniętej dwunastolatki. Z kolei dodane do kompletu majtki mogły straszyć jedynie identycznym jak stanik kolorem oraz wszędobylskimi falbankami. Ale może to dlatego, że na motylki i inne rzeczy zwyczajnie nie starczyło już miejsca.
- Kupiłeś to w sklepie dla transwestytów?
House przyglądał się trzymanemu fragmentowi odzieży, po czym z odrazą włożył stanik powrotem do torby, jakby to było coś wysoce radioaktywnego.
Wilson ostatkiem sił próbował się tłumaczyć.
- Ja tego nie wybierałem – bronił się rozpaczliwie – praktycznie wepchnęli mi to bez mojej wiedzy.
- Jasne – House opadł na kanapę – w takim razie nie dziwię się, że mi przynosisz takie ciuchy – wskazał na rozrzucone obok fragmenty garderoby. – Nie dałbym za to nawet paru dolarów.
- No to czemu Jaśnie Wysokość sam nie pojechał na zakupy tylko wysłał mnie?! – wybuchnął Wilson. – Skoro tak się znasz na modzie, mogłeś sam sobie coś kupić.
Był już porządnie wkurzony. Stres dzisiejszego dnia zrobił swoje, a wybrzydzanie House’a jeszcze bardziej rozstroiło mu nerwy.
Usiadł na oparciu kanapy i wzdychając zaczął pocierać grzbiet nosa, co w jego przypadku było widoczną oznaką zdenerwowania.
- Wilson, nie musisz się tak denerwować… - zaczął diagnosta, ale przyjaciel jedynie machnął na niego ręką, aby dał mu spokój.
- Po prostu idź się przebrać – powiedział zrezygnowany. – Mam zamiar zabrać cię do szpitala, twoja sprawa w ciuchach normalnych, czy w przydużej koszuli i bokserkach.
House po raz kolejny przyjrzał się sobie i z wyjątkowo kwaśną miną pozbierał ubrania i dał się do swej sypialni.
- Tylko nie myśl, że „to” założę – onkolog usłyszał jeszcze głos House’a zanim koszmarny stanik znienacka wylądował mu na głowie.
- House!
Ale przyjaciel jedynie pokazał mu język, by zaraz zamknąć za sobą drzwi.
Po chwili dobiegło zza nich irytujące wołanie.
- Wilson! Co w tej torbie robi szczotka do włosów?
Młodszy lekarz przewrócił oczami. Przechodząc w supermarkecie obok stoiska drogeryjnego, postanowił kupić przynajmniej jakąś tanią szczotkę. Kiedy House miał jeszcze krótkie włosy mógł nie przejmować się, czy są w ładzie, czy nie. Jednak teraz, przy sięgających ramion, splątanych kudłach, taki numer już by nie przeszedł.
Wilson rozumiał, że można nie przejmować się ogólnie narzuconymi normami i nie przykładać większej wagi do swojego wyglądu, ale w końcu każdy bunt ma swoje granice.
- Przynajmniej spróbuj doprowadzić ten stóg siana, który masz na głowie do porządku, House. Wstyd mi to mówić, ale wyglądasz jak wiedźma.
Zza zamkniętych drzwi dobiegło wściekłe prychnięcie. Wilson cieszył się, że House nie może teraz zobaczyć uśmiechu złośliwej satysfakcji na jego twarzy.
Nie minęła jednak minuta, a znowu dał się słyszeć głos House’a, tym razem jakby lekko niepewny.
- Eee, Wilson!
Wilson westchnął ciężko.
- Czego znowu chcesz, House?
Odpowiedziała mu cisza.
- House?
- Zostawiłem w salonie stanik, mógłbyś mi go podać? – jego głos brzmiał cienko i niepewnie.
Wilson zakrył usta dłonią, aby zagłuszyć śmiech. No tak. Zdaję się, że House nie docenił nowego ciała. A bawełniana koszulka, którą kupił mu Wilson z pewnością nie powinna przypominać na diagnoście wora na ziemniaki. Nie wspominając o tym, że była dość cienka.
Mógł się tego domyślić. Brak stanika pod cienką bawełnianą koszulką, podczas gdy temperatura w mieszkaniu nie przekraczała dwudziestu stopni Celsjusza, w niektórych przypadkach nie jest dobrym pomysłem.
- To podasz mi ten cholerny stanik, czy nie?! – wrzasnął poirytowany House.
Wilson, ledwo powstrzymując się od śmiechu, zawołał:
- Już, już! Zaraz, tylko sprawdzę gdzie leży. Tak mocno nim rzuciłeś, że nie wiem gdzie upadł.
W sypialni rozległo się wycie rozwścieczonej harpii. Takie miał przynajmniej wrażenie onkolog, kiedy podnosił z kanapy leżący tam element bielizny. Sekundę później do salonu wpadł czerwony na twarzy House, w dżinsach i przytrzymywanej ręką koszuli, powiewającej mu niczym peleryna. Wyrwał pękającemu ze śmiechu przyjacielowi stanik z ręki i z powrotem zamknął się w sypialni, podczas gdy Wilson tarzał się po kanapie ze śmiechu.
Aby zobaczyć pełen efekt, na jaki składały się nowe ubranie oraz działanie szczotki do włosów, Wilsonowi przyszło czekać przeszło kwadrans.
Jak na House’a było to dość długo i kiedy diagnosta nadal się nie pojawiał, Wilson wstał z kanapy i ruszył do drzwi sypialni. Już miał grzecznie zapukać, ale wtem drzwi otworzyły się same, a w progu stanęła niezwykle atrakcyjna (z punktu widzenia Jamesa) kobieta.
- No co? – zapytał House i do Wilsona dotarło, że się na niego gapi.
- Eee, nic – cofnął się o parę kroków aby móc dokładnie przyjrzeć się diagnoście. – Dobrze wyglądasz.
Z początku chciał powiedzieć „ładnie”, ale zaraz zmienił zdanie. Przy Housie lepiej pewnych wyrazów nie używać.
Diagnosta stał oparty o kanapę. Bawełniana koszulka ładnie się na nim prezentowała, jeśli nie liczyć lekko prześwitujących przez materiał nieszczęsnych motylków, ewidentnego dowodu, iż bunt House’a pewnym rzeczom jednak nie da rady.
Jasnoniebieskie dżinsy, świetnie prezentowały się na wąskich biodrach diagnosty, skutecznie zwracając uwagę na jego długie i zgrabne nogi. Wyglądało na to, że Wilson trafił z doborem ubrań w dziesiątkę.
Również włosy dawały wyraźne oznaki potraktowania ich szczotką. Wprawdzie nadal opadały w niesfornych kędziorach gdzie popadnie, ale przynajmniej teraz sposób w jaki to robiły można było nazwać uroczym.
House przyjrzał się sobie krytycznie na tyle, na ile sam mógł się zobaczyć bez lustra.
I naturalnie nie byłby sobą, gdyby nie rzucił przy okazji jakiejś sarkastycznej uwagi.
- Domyślam się, że w tym lumpeksie, który odwiedziłeś nie było nic lepszego?
Co, jak co, ale poziom ironii na jego skali nie spadł ani o milimetr.
Wilson zerknął na niego z dezaprobatą.
- To był bardzo dobry sklep, House – rzekł, na co przyjaciel prychnął i przewrócił oczami.
- Taa? Coś szczególnie tego nie widać. Zwłaszcza po bieliźnie.
Wilson znów poczuł nagły przypływ gorąca na twarzy.
- O to już mnie nie wiń – mruknął. – Chciałeś mieć tylko coś do ubrania, aby móc spokojnie wyjść z domu. Zresztą – dodał po chwili – nikt ci publicznie nie będzie zaglądał pod bluzkę.
Diagnosta parsknął śmiechem.
- Jakby musiał.
Wilson wyrzucił ręce do góry. Miał już tego dość.
- No to teraz sam kupuj ciuchy. Zobaczymy jak ty sobie poradzisz.
- Na pewno lepiej niż ty.
Usiadł na oparciu kanapy.
- No, ale muszę przyznać, z butami całkiem nieźle się sprawiłeś. – stwierdził, wymachując w powietrzu obutymi w wyjątkowo ładne, białe trampki z czymś w rodzaju srebrnych błyskawic po bokach.
- Podobają mi się. Ile za nie dałeś? – spytał z ciekawością godną żony, której mąż kupił nowe futro.
- Tyle, że powinny mieć zagwarantowaną u producenta niezniszczalność.
Wilson doskonale wiedział o ukrytej słabości przyjaciela do butów. Prawdopodobnie miał ich więcej par niż sama Cuddy.
- No, to co, idziemy?
House wstał, chwycił swój plecak oraz laskę i ruszył za Wilsonem.
- Zdaje się, że trzeba ci będzie sprawić nową laskę – stwierdził onkolog, zauważywszy, jak trudno House’owi złapać właściwe oparcie na lasce, która teraz była dal niego nieco za długa.
House wyminął go nawet nie zaszczycając spojrzeniem.
- Najpierw pomyśl o tym, jak, u diabła, wytłumaczymy „to” Cuddy i całej reszcie szpitala – wskazał na siebie.
- Może zwyczajnie powiesz jej to co mnie – stwierdził Wilson i omal nie wpadł na drzwi, kiedy House nagle usunął mu się z drogi nawet ich nie otwierając. Onkolog spojrzał na niego zaskoczony.
House oparł się o ścianę, spoglądając na przyjaciela z udawanym zdziwieniem.
- Ależ doktorze Wilson, nie powinien pan otworzyć drzwi damie? – spytał, trzepocząc zalotnie rzęsami. – Czyż nie tak robią dżentelmeni?
Wilson pomyślał, iż oto dopadła go w końcu jego nemezis, kara za jego liczne nieudane związki z kobietami. I to w postaci House’a, co równocześnie oznaczało ziszczenie się jego najgorszych koszmarów.
Z całych sił skupił się na zachowaniu spokoju przed uśmiechającym się złośliwie Housem i otworzył mu drzwi, mówiąc mu przy tym niezwykle ceremonialnie:
- Panie przodem.
House parsknął śmiechem i wyszedł, próbując wyglądać przy tym niczym dama, co niestety nie za bardzo mu wyszło. Wilson ruszył za nim, kręcąc głową i zamknął drzwi od mieszkania na klucz.
Jazda do szpitala zapewne byłaby spokojna, gdyby tylko jednym z pasażerów nie był House. Wprawdzie Wilson powinien już dawno przyzwyczaić się do faktu, iż obecność House’a w aucie, którym on akurat kieruje zwykle wymaga przywołania całej jego świętej cierpliwości, jednak House jako kobieta zdawał się być jeszcze bardziej irytujący niż zwykle.
No, bo ile można wiercić się na siedzeniu, w dodatku co chwila zaglądając sobie pod bluzkę. Wilson jakoś to znosił, koncentrując się na drodze, co i tak nie powstrzymywało go przed okazjonalnym zerkaniem w stronę przyjaciela.
Jednak od dobrych paru minut, wraz z paroma set sfrustrowanymi kierowcami stali w korku. I Wilson nie wiedział już gdzie ma oczy podziać, podczas gdy House nie zaprzestawał tych dziwacznych czynności.
W końcu nie wytrzymał.
- House! Mógłbyś w końcu przestać?! – krzyknął, waląc do akompaniamentu dłonią w kierownicę.
House rzucił mu poirytowane spojrzenie.
- Co przestać?
- To, co dotąd robiłeś. Te wszystkie dziwne ruchy i podskakiwanie w miejscu, jakby cię oblazło stado pcheł – rzekł Wilson, w międzyczasie odstawiając pantomimę, która zapewne miała imitować diagnostę. – Co to, do cholery, było? Miałeś jakiś atak?
House nie mógł się na taki widok nie uśmiechnąć.
Zaraz potem parsknął śmiechem.
Wilson wytrzeszczył na niego oczy.
- Co?!
Diagnosta, powstrzymując się przed dalszym wybuchem wesołości, pokręcił głową.
- Nic – wysapał. – Śmiesznie wyglądasz, kiedy tak robisz.
Pomachał w górze dłońmi, idealnie kopiując gesty Wilsona.
Onkolog z jękiem opuścił głowę na oparcie fotela i przykrył twarz dłońmi.
- O Boże, chciałbym już dojechać na miejsce! Co jest z tym głupim korkiem?
House wysunął głowę przez boczne okno i chwilę przyglądał się sznurowi aut przed nimi.
- Wnioskując z tego, że dzisiaj środa, to pewnie pracownicy pobliskiego supermarketu urządzili przyjacielski strajk.
Wilson opuścił ręce i odwrócił się w stronę diagnosty.
- Przyjacielski?
House kiwnął głową.
- Na wypadek, gdyby jakiś kierowca doszedł do wniosku, że umyślnie działają mu na nerwy.
Wilson wsłuchał się w odgłosy wyjących klaksonów i wykrzykiwane co jakiś czas przekleństwa; Melodie, składające się na ogólną symfonię wszechobecnej frustracji. Widać, nikt nie był dzisiaj w dostatecznie „przyjacielskim” nastroju.
Minęło kilka minut i onkolog poczuł, jak powoli zaczyna go ogarniać niepokój. Właśnie uświadomił sobie, że dotarcie do szpitala wcale nie oznacza końca ich kłopotów. Znów zerknął na House’a, który mocował się teraz z ramiączkiem stanika.
- W ogóle myślałeś o tym, co będzie, jak zjawisz się w pracy w takim stanie? – spytał. – Wyobrażasz sobie reakcję twojego zespołu, Cuddy?
House, nadal zaabsorbowany fragmentem swej odzieży, odpowiedział nawet nie patrząc na Wilsona:
- Będzie, co będzie. A zresztą – na usta zabłąkał mu się złośliwy uśmieszek – chętnie zobaczę minę Cuddy. Założę się, że przeżyje lekki szok, kiedy mnie zobaczy.
Po chwili dodał z podekscytowaniem:
- Hej, Jimmy! Jak myślisz, jestem teraz w typie Trzynastki?
Tymczasem Wilson siedział zamyślony, bębniąc palcami o kierownicę. Od początku czuł, że House nie mówi mu całej prawdy o wydarzeniach poprzedniego wieczoru. Wyraźnie coś przed nim ukrywał. Nie było jednak czasu, aby teraz to roztrząsać. House będzie im musiał wszystko wyjaśnić prędzej, czy później, kiedy już dotrą do szpitala i zajmie się nim Cuddy.
Wilson modlił się w duchu, aby stało się to jak najszybciej. Jeśli jeszcze przez chwilę House będzie kontynuował swoją „zabawę” fragmentami odzieży to Wilson niechybnie zwariuje.
Postanowił więc o chwilę spokoju zawalczyć spokojem.
- Naprawdę House – zwrócił się do przyjaciela najłagodniej, jak umiał – mógłbyś mi powiedzieć, co cię tak uwiera, że aż rzucasz się na siedzeniu?
House’a najwyraźniej zdenerwowało to pytanie.
- Naprawdę się nie domyślasz? – spytał onkologa ostro.
Owszem, Wilson się domyślał. „Moje życie zamienia się w piekło, a ja siedzę tylko i się temu przyglądam.”
- To stanik, prawda? – wymamrotał, pragnąc tylko, aby House’owi nie odbiło w samochodzie.
Gdyby byli sami na autostradzie, to co innego. Wilson jakoś, by to zniósł. Po tylu latach. Ale oni stali w korku, otoczeni przez masę sfrustrowanych kierowców. A House’a właśnie trafił szlag.
- No, ależ to chyba oczywiste, że stanik! – diagnosta krzyknął, a Wilson zaczął już w panice oglądać się na innych kierowców.
Tymczasem House dopiero się rozkręcał.
- Przecież przez to pieprzone badziewie mogę mieć zdeformowaną klatkę piersiową!
- House, proszę cię. – Wilson naprawdę starał się go uspokoić. Jak zawsze.
Tylko zwykle im bardziej on się starał, tym szybciej jego przyjaciel pędził po linii pochyłej.
- Jak mogłeś mi coś takiego kupić?
James również powoli tracił panowanie nad sobą. Temu zapewne należałoby przypisać jego następne, jakże niefortunne słowa:
- House, zachowujesz się jak jakiś wściekły babsztyl.
Diagnosta wciągnął powietrze. W głowie Wilsona natychmiast coś kliknęło i spojrzał na przyjaciela z lękiem.
A potem dostrzegł odsuniętą szybę od strony kierowcy.
Niestety, było już za późno. Bomba eksplodowała wyjątkowo szybko.
- A co ty, do cholery, myślisz? – od wypowiedzianych cichym głosem słów Wilsona przeszły dreszcze.
- Pokazać ci coś, Jimmy? – spytał oniemiałego przyjaciela Mouse. – O, proszę bardzo, możesz sobie popatrzeć.
I podniósł koszulkę.
Potem, niczym w jakimś filmie akcji, wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Kierowca samochodu stojącego obok, gruby facet z wąsem, odwrócił się w ich stronę, zwabiony krzykami. Wraz z nim jego żona i trójka dzieci.
Wilson zbladł. Od sekundy gapiło się na nich pięć par oczu. A dokładnie na to, co House miał pod bluzką.
Tymczasem sam obiekt zainteresowania zdołał zauważyć, jakie to piorunujące wrażenie zrobił swoim małym występem. Powoli, jakby nigdy nic, opuścił bluzkę. Po czym z promiennym uśmiechem pomachał skamieniałej z wrażenia rodzince.
Jego gniew zupełnie się ulotnił.
- Widziałeś ich miny? – spytał siedzącego bez ruchu Wilsona.
Można było pomyśleć, iż jedynie resztki silnej woli powstrzymują go przed zamienieniem się w mokrą, bulgoczącą plamę i spłynięciem pod fotel.
Wyraźnie coś w nim wrzało.
Właśnie otworzył usta, ale przerwał mu radosny okrzyk House’a:
- Jimmy spójrz, korek się ruszył!
Rzeczywiście, auta jedno po drugim, zaczęły ruszać z miejsc. Najwyraźniej pokojowy strajk dobiegł końca. I niezbyt istotne było to, że walnie przyczynił się do tego gość imieniem Frank oraz jego kumple z siłowni skutecznie pertraktując z pracownikami supermarketu. Wreszcie można było ruszać w dalszą drogę. Z czego niezwykle chętnie skorzystał pewien facet, z maksymalną siłą wciskając pedał gazu i prując swym małym samochodzikiem, skutecznie poganiany przez rozedrganą małżonkę.
Wilson przez resztę drogi nie odezwał się ani słowem, podczas gdy House paplał radośnie.
Przezorność to ponoć najlepsza cecha lekarza.
TBC (kiedyś w odległej przyszłości)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13423
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 22:18, 24 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Czuję się zaszczycona Lady
I bardzo dziękuję.
Zaś możliwość przeczytania kolejnego partu dała mi satysfakcję, dostarczyła przyjemności i mnóstwo zabawy, bowiem to: Hilson, Twoje dzieło, świetny tekst.
Co tu dużo mówić, fik jest zabawny. Sam pomysł diabelski, a jego wykonanie wyśmienite.
Cięte dialogi, bystre obserwacje, udana psychologiczna wiwisekcja Wilsona. Przy całej przemianie w kobietę House pozostał sobą. Ponętne ciało, atrakcyjna kobieta, ale charakter diaboliczny jak zawsze. Zaś obok zakłopotany przyjaciel.
Więcej scen w samochodzie proszę! Były rewelacyjne. Jak tak dalej pójdzie Hilson wyląduje na tylnym siedzeniu BMW Wilsona.
P.S. A biustonosz dla House'a rzeczywiście koszmarny.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
soft
Pulmonolog
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tu te truskawki? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 6:58, 26 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Przeczytałam prośbę o nakarmienie wena, więc jestem. ;3 Pewnie znowu spóźnie się na tramwaj, bo w proszku jestem a za 10 min wyjsć trzeba, ale czego się nie robi dla Cioci Lady i Pana Żelaznego ;33
No cóż, ten stanik musiałbyć cudowny! Też taki chcę noo... Będzie mi do mojego cudownego portfelika pasował ;3
Scena samochodowa jest świetna. Biedny Jimmy, jeszcze trochę wyskoków House'a i ten mu się zabije. Tylko oby nie.
Lady ogółem ten tekst to jest chyba jedna z najlepszych perełek jakie pojawiły się w hilsonie! Zabawny, świetnie napisany, wciągający, a przede wszystkim orginalny. Nic tylko wzdychać z zachwytu!
Dużo kostek cukru dla Pana Żelaznego i dużo wolnego czasu dla ciebie **
Ej, a tak w ogóle ty go oliwisz w to zimno? Bo mu jeszcze zbroja zamarznie, przymarznie lub coś
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vincent
Pacjent
Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 22:38, 28 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Cuuudo ! Zresztą jak zawsze .
Choć informacja, że dalsze części mogą nie powstać bardzo mnie zmartwiła .
Rozumiem, że brak chęci, czasu, a wen to kapryśne stworzenie, ale bardzio prosim o następne części
Toż to zbrodnia kończyć w takim momencie.
Cytat: | Wilson pomyślał, iż oto dopadła go w końcu jego nemezis, kara za jego liczne nieudane związki z kobietami. I to w postaci House’a, co równocześnie oznaczało ziszczenie się jego najgorszych koszmarów. |
Oj Wilson, doigrałeś się
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
333bulletproof
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 827
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 23:21, 30 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Cytat: | królowała w nim „Modna odzież dla kobiet w każdym wieku, w przystępnej cenie.” |
Same złe rzeczy przyszły mi do głowy
Ha! Wiedziałam, że kupi mu koronkową bieliznę, ha ha haa Ale trafiłaś z tym opisem sklepu, czułam się jak podczas oglądania Discovery - zagadki sklepów z damską odzieżą. Walka drapieżników o ofia-a-klienta, mission complete
Cytat: | Czuł się jakby właśnie powrócił z niezwykle ciężkiej misji w amazońskiej dżungli. |
Wiedziałam, że to skojarzenie z programem naukowo-przyrodniczym nie było bez sensu, wiedziałam
Cytat: | - Kupiłeś to w sklepie dla transwestytów? |
Oh my Bezbłędne
Nie mogę się już doczekać reakcji reszty (chociaż wizja House'a i Wilsona zamkniętych w tym aucie do rana jest kusząca ) *_*
Weny, weny, czasu, weny!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pino
Stażysta
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nibylandia Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 9:56, 03 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Genialne! Genialne!
Szalony pomysł i świetne wykonanie... Tylko części mało
Wilson szukający bielizny dla House'a był przezabawny. House już jako mężczyzna był męczący, ale w ciele kobiety chyba wykończy biednego Wilsona. Ach, te kobiece zmiany nastrojów xD
Jestem ciekawa jak to się dalej potoczy. A szczególnie, co powiedzą wszyscy w szpitalu kiedy usłyszą, że zmienił płeć. Coś nie wydaje mi się żeby ktoś mu uwierzył
Pozdrawiam i życzę weny!
Btw. Wilson jest mężczyzną, a House jest kobietą. Heterycy!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|