|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Narcyza
Student Medycyny
Dołączył: 03 Lut 2010
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza rogu Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 19:16, 26 Mar 2010 Temat postu: Disease [M] |
|
|
Kategoria: love
Zweryfikowane przez Narcy
Od autora: Żeby potem nie było: To jest deathfic. I dość długa miniatura. Na ponad 3000 słów...
Na potrzeby tego tworu zmieniłam nieco postaci:
Greg House - niedoszły lekarz, wyrzucony ze studiów medycznych po dwóch latach. Jest młodszy od Jamesa. A, pracuje jako barman.
James Wilson - muzyk (yeah, I know, it's insane)
Za wszelkie błędy przepraszam.
****
- Jaka diagnoza, doktorze? - zapytał zniecierpliwiony Greg. Spojrzałem na niego. Jego ciemne włosy były w nieładzie. Ubrany był tak jak zazwyczaj - w koszulkę z jakimś śmiesznym napisem, czarną marynarkę i długie, dość obcisłe spodnie. Dzisiaj założył luźniejsze buty, czarno-białe skejty.
Obróciłem głowę ku lekarzowi. Ten tylko zapisał coś na kartce - nie wiem, dlaczego, ale nie umknęło mi, że jest leworęczny - i spojrzał na chłopaka. Czułem, że nie ma dobrych wieści.
- Cierpi pan na niedoczynność kory nadnerczy - powiedział po chwili. Greg wyprostował się i leciutko uniósł brew.
- Co to znaczy, panie doktorze? - zapytałem, nieco pochylając się do przodu.
- To znaczy, że umrę - odparł Greg. Spojrzałem tym razem na niego, a on na mnie. Nie zobaczyłem na jego twarzy nawet cienia smutku. Raczej pogardę.
- Tylko, jeżeli odmówi pan leczenia - stwierdził lekarz. Poczułem ukłucie w sercu. Czy mój chłopak chciał... umrzeć?
- Widzi pan, panie doktorze... Też studiowałem medycynę. Co z tego, że 2 lata - machnął ręką. - Wiem, że podczas choroby Addisona podaje się kortyzol. Trzeba go podawać do końca życia.
- To prawda, ale...
- Żadnego ale, panie doktorze.
- Jeżeli odmówi pan podjęcia leczenia kortyzolem, umrze pan. W bólu.
- Nie liczy się jakość śmierci, ale życia.
Po tych słowach wyszedł. Nie mogłem pozbierać myśli. W tamtej sekundzie nie rozumiałem jego decyzji. Westchnąłem i podziękowałem lekarzowi, a potem również wyszedłem.
***
Zaczęło się kilka miesięcy temu. Grega wyrzucili ze studiów medycznych. Załamał się, ale na niezbyt długo.
Znalazł pracę. Został barmanem w nocnym klubie i przerzucił się na nocny tryb życia, a ja, chcąc nie chcąc - wraz z nim. Kiedy ja miałem wolne od swojej pracy, zwykle siedziałem w domu, bądź chodziłem do studia nagrań, żeby pobawić się muzyką.
Kochaliśmy się rano, spaliśmy do wieczora, potem on chodził do pracy, a ja zazwyczaj szedłem do studia.
Kiedy on spał, ja przyglądałem się całemu jego ciału. Chociaż był chudy, a nawet kościsty, zawsze mi się podobał. Lubiłem jego ramiona i długie palce u rąk. Jednym słowem - kochałem go takiego, jakim był.
Jednak kiedyś zauważyłem, że jego skóra się ściemniła. Myślałem, że się czymś ubrudził, ale nawet po potarciu palcem zwilżonym śliną plamy nie zniknęły.
Potem zaczęły się pojawiać kolejne, niepokojące objawy - nie miał apetytu i jeszcze bardziej stracił na wadze. Nasi przyjaciele poczęli żartować, że spotykam się z anorektykiem, ale mnie wcale nie było do śmiechu.
Coraz częściej wymiotował. Bywał drażliwy i szybko się męczył. Minęło kilka miesięcy, zanim wziął urlop. Wtedy zabrałem go do lekarza.
Jeden z nich, miły blondyn o melodyjnym akcencie, prawdopodobnie pochodzący z Australii, powiedział mi, jakie wykonają testy. Nie odpowiedział na moje pytanie, jakiej choroby szukają.
Greg wypisał się na własne życzenie, mówiąc lekarzowi prowadzącemu, że zgłosi się, kiedy ustalą diagnozę.
Powiedział mi, że podejmie się leczenia, niezależnie od choroby.
A teraz uciekł.
***
Usiadłem naprzeciwko Grega, który spokojnie pił kawę z brązowego, wysokiego kubka.
- Kochanie... - odezwałem się.
- Nie próbuj mnie namawiać, Jimmy.
Westchnąłem. Potarłem kark palcami.
- Dlaczego nie chcesz podjąć leczenia? Powiedz mi. Chcę zrozumieć.
- Bo to upokarzające.
- Upokarzające? - wyprostowałem się, oburzony. - TO jest według ciebie upokarzające?! Branie leków do końca życia?!
- Tak. To jest upokarzające.
- Chcesz wiedzieć, co jest upokarzające?! Powiem ci.
Wstałem. Bicie mojego serca przyspieszyło tak gwałtownie, że kiedy się podniosłem, zakręciło mi się w głowie. Greg kiedyś mi tłumaczył, że to działanie adrenaliny.
Spojrzałem na niego.
- Co, będziesz teraz mi mówił, co jest dobre, a co złe? - zapytał kpiąco i upił kolejny łyk ciemnej kawy.
Zignorowałem jego uwagę.
- Upokarzające jest, kiedy nie możesz wstać z łóżka i się wysikać. Upokarzające jest, kiedy upadasz na ziemię, bo twoje nogi odmawiają posłuszeństwa, a nikt ci nie pomoże! I wiesz, co jeszcze? Śmierć jest upokarzająca. Nie umrzesz, nie zaznając upokorzenia!
- Skąd możesz tyle wiedzieć o śmierci? Nigdy nie umierałeś.
Wydawał się rozbawiony całą tą sytuacją. Ludzie dookoła nie patrzyli. Wydawali się zbyt zajęci sobą.
- Nie - westchnąłem ciężko. Usadowiłem się obok niego. - Zacznij leczenie, chociażby dla mnie.
- Jesteś taki słodki - powiedział, bez cienia rozczulenia. - Chcesz, żebym żył dłużej. Cóż, z chorobą Addisona nie przeżyję pewnie do sześćdziesiątki.
Zamknąłem oczy i schowałem twarz w dłoniach.
***
Tej nocy nie mogłem spać. Greg rozpoczęł leczenie. Nie obyło się oczywiście od sarkastycznych komentarzy i prychnięć pogardy.
Uparł się, że pójdzie do pracy, więc postanowiłem mu nie zabraniać i odwiozłem do klubu. Myślałem, że jak wrócę do domu, trochę pośpię, ale się przeliczyłem. Mój organizm domagał się działania.
Usiadłem na brzegu łóżka i westchnąłem, spoglądając w księżyc. Nie rozumiałem sam siebie.
Greg był trudnym chłopakiem. Zawsze był złośliwy. Oczywiście, potrafił być słodki i romantyczny, ale zazwyczaj skrywał te cechy pod warstwą chłodnego cynizmu.
Sam nie wiem, kiedy się zakochałem. Czy jak już się poznaliśmy, czy może dopiero wtedy, kiedy pojechaliśmy razem z naszymi przyjaciółmi na ognisko? Wiem jedno - dla niego zerwałem ze swoją dziewczyną. Britanny była zupełnie inna. Była nieśmiała i małomówna. Natomiast Greg był nie tylko chłodny i cyniczny - nie bał się niczego. Zawsze, kiedy na niego patrzyłem, wydawało mi się, że potrafiłby skoczyć w ogień.
Wstałem i założyłem luźne, dresowe spodnie, a po chwili naciągnąłem na siebie czarną bluzę. Zszedłem na dół i nałożyłem ciemne adidasy. Chwilę rozgrzewałem się w korytarzu, a potem wybiegłem na dwór.
Żeby przestać myśleć, skupiłem się na obserwowaniu swoich nóg i liczeniu oddechów.
Mój chłopak nie chciał leczenia. Chciał umrzeć. Umrzeć.
Przystanąłem. Oparłem się o ścianę. On nie chciał żyć. Poczułem wzbierające się łzy. Nie powstrzymywałem ich. Pozwoliłem ich spłynąć po moich policzkach i wsiąknąć w bluzę. Ostatni raz płakałem, kiedy jako dwunastolatek miałem złamanie otwarte nogi. Widziałem zakrwawioną, pękniętą kość i pulsujące żyły. Nerwy zostały wystawione na agonię w chłodnym powietrzu, więc bolało niemiłosiernie. Płakałem do momentu, kiedy po nastawieniu kości, opatrzeniu rany i zapakowaniu nogi w gips lekarze podali mi leki przeciwbólowe. Od tamtej pory uodporniłem się na ból fizyczny.
Jednak teraz poczułem, co oznacza ból psychiczny. Nie dało się go porównać z niczym innym. Greg nie chciał się ze mną zestarzeć.
Wiem, że kiedyś mówił, że chciałby umrzeć piękny i młody, ale wtedy wydawało mi się, że po prostu żartuje.
Otarłem łzy i odetchnąłem głęboko. Potem pobiegłem dalej.
***
Pocałowałem jego szyję. Zamruczał cicho i oparł się na moich ramionach. Uniosłem jego nogi i pozwoliłem się nimi opleść w pasie.
To był sto dwudziesty ósmy dzień jego leczenia. Nie tylko przybrał na wadze; stał się także spokojny. Z jego ciała zniknęły ciemne plamy. Wydawało mi się, że Greg po prostu zaakceptował to, że nie pozwoliłbym mu na szybką, aczkolwiek bolesną śmierć.
Rozebrałem go. Pieszcząc rękami, całowałem zachłannie jego usta i szyję.
Dzisiaj kochaliśmy się powoli, nie spiesząc się ze szczytowaniem. Usiadł mi na biodrach, a ja po prostu go objąłem jedną ręką, a drugą głaskałem włosy. On muskał moje usta, przesuwając rękami po mojej głowie.
- Kocham cię, mój śliczny - szepnąłem.
- Ja ciebie też kocham, mój skarbie - odparł.
Uwielbiałem patrzeć, jak osiąga orgazm. Widziałem, jak rozszerzają się jego źrenice. Czułem przyspieszone bicie jego serca. Słyszałem płytki, nieregularny oddech, przechodzący płynnie w rozkoszny jęk. Mój orgazm był nieważny - ja wolałem zobaczyć jego przyjemność.
Zsunąłem jego ciało z siebie i położyłem na łóżku, całując w policzek.
- Wziąłeś leki? - zapytałem.
- Mhm... - mruknął leniwie. Uśmiechnąłem się.
Położyłem się na plecach obok niego i podłożyłem ramiona pod głowę. Odetchnąłem głęboko, a uśmiech zniknął z moich ust. Sto dwudziesty ósmy dzień. Ile dni mój ukochany będzie żył?
***
Był wieczór. Siedzieliśmy na kanapie u jednego z naszych przyjaciół, Jordona. Jedliśmy popcorn i oglądaliśmy jakiś film, którego fabuły nie rozumiałem.
Nagle zauważyłem, że Greg prostuje się i przykłada jednocześnie dłoń do krzyża i do brzucha.
- Wszystko w porządku? - zapytałem na tyle cicho, żeby nikomu nie przeszkadzać, a na tyle głośno, żeby chłopak mnie usłyszał.
Pokręcił głową. Odstawiłem miskę na stolik i chwyciłem delikatnie jego ramię.
- Co się dzieje?
Nie odpowiedział. Wyrwał się gwałtownie z mojego uścisku i pobiegł do łazienki. Ruszyłem za nim, ściągając na siebie spojrzenia innych. Nie pukając do drzwi, wszedłem do środka. Chłopak klęczał przy toalecie i wymiotował. Zauważyłem, że krwawi z nosa, dość obficie. Ciężko łapał oddech, krztusił się krwią i wymiocinami.
Podszedłem do niego i zgarnąłem włosy do tyłu. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i zadzwoniłem na pogotowie.
- Potrzebuję karetki na Sunset Boulevard 120. Mój chłopak ma niedoczynność kory nadnerczy, zaczął wymiotować i obficie krwawić z nosa. Proszę się pospieszyć.
Greg przestał wymiotować tuż przed tym, jak do środka wparowali sanitariusze. Wykonali tamponadę nosa. Widziałem, że jest wykończony. Szukał mnie wzrokiem, a jedną ręką błądził po podłodze. Klęknąłem przy nim i chwyciłem jego dłoń. Uścisnąłem ją uspokajająco.
Wtedy uświadomiłem sobie, że do końca leczenia - jakby nie patrzeć, do końca życia - pozostało naprawdę niewiele czasu.
***
Siedział na szpitalnym łóżku z podkulonymi nogami. W rękach trzymał album z naszymi wspólnymi zdjęciami. Uśmiechał się co chwilę, zatrzymując się na jakiejś stronie.
Stałem naprzeciw jego sali, popijając kawę. Znów obaj wróciliśmy do szpitali i niewyjaśnionych objawów, niepasujących do postawionej diagnozy.
Dostał mnóstwo kwiatów i kartek od przyjaciół oraz kolegów z pracy. Szef wysłał go na urlop płatny.
Zmienił się. Nie umknęło mi to, że się zmienił. Wyglądał na zmęczonego i schudł jeszcze bardziej - o ile to w ogóle możliwe.
Wyrzuciłem pusty kubek i wszedłem do jego sali.
- Cześć, śliczny - przywitałem go. - Jak się czujesz?
- Dobrze - odparł, zamykając album. Uśmiechnął się. Nachyliłem się, a on pocałował czubek mojego nosa. - Rozmawiałeś z lekarzem?
- Nie. Za chwilę do niego pójdę - zabrałem mu album i usadowiłem się obok. Objąłem go ramieniem, a on wdzięcznie się o mnie oparł.
- Co będziemy robić, jak stąd wyjdę? - zapytał.
Wzruszyłem ramionami.
- Pójdziemy potańczyć do jakiejś staromodnej knajpki, hm?
Uśmiechnął się i pokiwał głową. Pocałowałem go w czoło.
***
- Jak długo będzie jeszcze żył? - zapytałem.
- W najlepszym przypadku może żyć do w miarę sędziwego wieku, ale jeżeli takie wypadki będą się zdarzać coraz częściej, do wieku czterdziestu, pięćdziesięciu lat.
Pokiwałem głową.
- Co spowodowało wymioty i krwotok z nosa?
- Wymioty najwyraźniej spowodowane były hydrokortyzolem. To normalne, kiedy przyjmuje go się regularne. A krwotok... Też możemy wytłumaczyć go zaburzeniami hormonalnymi.
Pokiwałem głową.
- Dla bezpieczeństwa, przeprowadzimy jeszcze kilka badań i będziecie mogli wrócić do domu.
- Dziękuję - powiedziałem. Lekarz uśmiechnął się lekko i odszedł.
Wróciłem do sali. Greg spojrzał na mnie pytająco. Usiadłem obok i ucałowałem go.
- Zestarzejemy się razem - stwierdziłem radośnie. Gregy zachichotał i potarmosił moje włosy.
***
Jego dwudzieste piąte urodziny spędziliśmy w gronie przyjaciół. Był tort, zdmuchiwanie świeczek, prezenty i życzenia. Ktoś wyciągnął gitarę i zaśpiewał mu "Sto lat". Dostał mnóstwo maskotek, kwiatów, trochę kubków, kilka książek i wielką skarbonkę z napisem: "By pokonać Addisona".
Wszyscy rozeszli się dużo później, nieco podchmieleni piwem i drinkami sporządzanymi przez chłopaka.
Ja nie piłem zbyt dużo. Obserwowałem, jak Greg nalewa napoje, rozdaje je gościom, jak wybucha głośnym śmiechem, odchylając się do tyłu. Wciąż był piękny.
Odprowadziłem gości do drzwi i pomogłem zebrać wszystko ze stołu.
- Ile już minęło? - zapytał nagle Greg, układając szklanki w zmywarce.
- Trzy lata, cztery miesiące i piętnaście dni - odparłem.
- Ile jeszcze?
- Mam nadzieję, że jak najwięcej.
Pocałował mnie w policzek.
***
- Pójdziemy dzisiaj na kolację? - zapytałem, układając wyprane, suche ubrania w szafie.
Greg wzruszył ramionami i powiesił na wieszaku wyprasowaną koszulę.
- Nie mam nic przeciwko - powiedział. Pocałowałem go w szyję i uśmiechnąłem się.
***
Tego wieczoru miałem zamiar się oświadczyć. Pierścionek kupiłem już rok temu, zawsze brakowało mi tylko czasu i odwagi, żeby zapytać, czy spędzi ze mną resztę życia.
Zarezerwowałem stolik z dala od innych. Nie ubierałem się szczególnie odświętnie - założyłem czarną koszulkę z logiem Joy Division, czarną marynarkę i ciemne spodnie.
- Jesteś gotowy? - zawołałem w kierunku sypialni.
- Daj mi jeszcze chwilę - odparł. Kiwnąłem głową i usadowiłem się na fotelu.
Po kilku minutach chłopak stanął w progu. Miał na sobie czerwoną koszulę - czerwień była jego drugim ulubionym kolorem - na nią narzucił czarną marynarkę. Założył także czarne spodnie i dopasował ciemne buty. Uśmiechnąłem się szeroko.
- Ładnie wyglądasz - powiedziałem. Odwzajemnił uśmiech.
- Ty też.
Wstałem i biorąc za rękę, zabrałem do restauracji. Zjedliśmy kolację, na którą nie żałowałem pieniędzy. Wypiliśmy słodkie wino i uznałem, że czas na kulminację.
Wstałem i wyciągnąłem pudełeczko z pierścionkiem z kieszeni. Chłopak uniósł brew i czekał na rozwój wydarzeń. Przykląkłem przy nim i otworzyłem etui.
- Widzisz... Pierścionek kupiłem już rok temu. Nie mogłem jednak zebrać w sobie odwagi, żeby zapytać, czy...
- Tak - przerwał Greg. - Spędzę z tobą resztę życia, zostanę twoim mężem, nazywaj to jak chcesz. Tak.
Uśmiechnąłem się szeroko. Nałożyłem pierścionek na jego palec i pocałowałem zachłannie w usta. Poczułem, jakby cały świat należał do mnie. Jakbym był panem życia.
***
Załamanie jego stanu zdrowia nastąpiło po dwóch miesiącach, trzech tygodniach i pięciu dniach.
Szukaliśmy właśnie odpowiedniego stroju na Bal Dla Niedoszłych Absolwentów Szkoły Medycznej, który był organizowany przez Grega. Miało się na nim pojawić przeszło dwieście osób, z czego około stu pięćdziesięciu było faktycznie niedoszłymi absolwentami.
Właściwie, cieszyłem się, że Greg odzyskał dawną formę. Energicznie dzwonił do wszystkich ludzi, którzy zrezygnowali ze studiów, bądź zostali z nich wyrzuceni.
Greg przymierzał właśnie jeden z czarnych smokingów. Uważałem jednak, że chłopak jest zbyt chudy na smoking. Nie omieszkałem tego zauważyć.
- Wyglądasz w nim jak anorektyk - stwierdziłem, odwieszając na wieszak inne ubrania.
- Jakby nie patrzeć, jestem chudy i wystają mi żebra - odparł, okręcając się.
Nagle zauważyłem, że oparł się ręką o ścianę i pochylił nieco do przodu.
- Ej, co jest? - odłożyłem ubrania na bok i podszedłem do niego.
- Nie... Nie... Nie... - wyświszczał.
Po chwili zauważyłem, że z jego nosa płynie jasna krew. Zakląłem cicho i wezwałem pogotowie.
***
- Ja muszę stąd wyjść, Jimmy! - oburzył się Greg. - Nie mogę nie pojawić się na balu, który sam zorganizowałem!
- Kochanie... Jesteś słaby... - powiedziałem, coraz bardziej skłonny do tego, żeby pozwolić mu się wypisać.
- Jimmy, tylko do balu. Potem możesz za mnie nawet napisać wypowiedzenie, zanieść je do mojego szefa, a potem położyć mnie do łóżka i nie pozwolić się ruszać. Bal jest ważny...
Westchnąłem.
- Do balu. Potem rezygnujesz z pracy.
Kiwnął głową, nachylił się do mnie i pocałował w policzek.
Czułem się niewiarygodnie podle w stosunku do samego siebie. Chciałem go ochronić przed całym złem świata, ale jednocześnie wiedziałem, że nie umiem. Że temu zadaniu nie podołam.
Greg był chory. Tego nic nie mogło zmienić. Wiedziałem, że kiedyś umrze, prawdopodobnie o wiele za wcześnie.
Westchnąłem po raz kolejny.
***
Bal nie był urządzony ze zbytnim, pretensjonalnym rozmachem. Była to zwykła impreza na ponad dwieście osób.
Zgromadzeni byliśmy na wielkiej sali najlepszego klubu w mieście. Greg stał na scenie i rozmawiał z facetem od muzyki. Po chwili popukał w mikrofon, a wszyscy zgromadzeni ucichli i spojrzeli na niego.
- Oficjalnie witam na Balu Niedoszłych Absolwentów Szkoły Medycznej!
Wszyscy zaczęli klaskać.
- To twój chłopak? - zapytał nagle jakiś mężczyzna stojący obok mnie. Spojrzałem na niego. Miał na sobie biały garnitur.
- Narzeczony - poprawiłem.
Pokiwał głową, po czym poklepał mnie po ramieniu i odszedł. Wróciłem wzrokiem do Grega, który właśnie zapraszał do korzystania ze wszystkiego, co przygotowali. Napiłem się trochę słabego drinka i poszedłem do chłopaka, który zszedł ze sceny.
Objąłem go w talii i pocałowałem w policzek.
- Jesteś najśliczniejszym chłopakiem na tej sali - powiedziałem.
- I najchudszym - zachichotał Greg.
***
Zgodnie z moim życzeniem, zwolnił się z pracy. Teraz zajmował się domem.
Zauważyłem, że mimo wszystko, pod jego opieką było czyściej. Ja coraz częściej bywałem zajęty. Nagrywałem z moim zespołem nową płytę. Wracałem późno.
On zazwyczaj siedziała na kanapie, sączył wino i słuchał jakiejś spokojnej muzyki. Czasami zastawałem go przy pianinie.
Dzisiaj przeglądał albumy i układał zdjęcia. Zauważyłem, że zawartość butelki wina zbliża się do dna bardziej niż zwykle.
- Hej, skarbie - przywitałem go. - Nie śpisz?
- Gdybym spał, pewnie byś mnie tu nie zastał - odparł. Nie spodobał mi się jego ton. Podszedłem bliżej i ujrzałem podartą kupkę zdjęć.
Usiadłem obok niego i pogłaskałem go po udzie.
- Sentymenty?
Westchnął.
- Źle się czuję - powiedział cicho. - Zimno mi. Wszystko mnie boli.
Przyłożyłem dłoń do jego czoła. Faktycznie, było zimne. Wyjąłem termometr z szuflady, włączyłem go i podałem mu. Odczyt był wyraźny: 34,9.
Wziąłem go na ręce i zaniosłem do sypialni. Okryłem kołdrą i dwoma grubymi kocami. Potem zrobiłem mu herbatę i postawiłem na szafce przy łóżku.
- Czuję, że już niedługo koniec - powiedział, zamykając oczy.
***
Minęło kolejne pięć lat. Jego ciało protestowało bardzo nieregularnie. Był bardzo wychudzony, a jego klatka piersiowa wyglądała, jakby zapadła się do środka. Nie tylko ja zauważałem zmiany w jego ciele. On sam z tego powodu miał kompleksy i twierdził, że go nie kocham.
Stał teraz przed lustrem i dokładnie obserwował swoje ciało. Podszedłem do niego i objąłem go od tyłu.
- Śliczny jesteś - pocałowałem go w szyję. Potem jeszcze raz i jeszcze raz. Nie opierał się pieszczotom. Raczej stał biernie i przyglądał się mnie w lustrze.
Po chwili zauważyłem łzy. Obróciłem go do siebie ostrożnie i spojrzałem w oczy.
- Nie płacz, kochanie. Jesteś piękny.
- Wcale nie - zaprzeczył. - Jestem chudy i na całym ciele mam ślady po nakłuwaniu! Nie jestem piękny... Jimmy, ja chcę, żeby... żeby to się skończyło...
Przytuliłem go mocno do siebie. W moich oczach pojawiły się łzy.
- Nie mów tak, skarbie - szepnąłem. - Chcę, żebyś żył jak najdłużej...
Zapłakał cicho, a ja zamknąłem oczy i westchnąłem.
***
Usiadł na łóżku. Popatrzyłem na niego, kiedy okrywał się jedną z moich bluz.
- Chciałbym, żeby to był już koniec - powiedział. Przysunąłem się i objąłem go.
- Dlaczego?
- Jestem zmęczony tym wszystkim... No i nie chcę, żebyś wypruwał sobie dla mnie żyły - spojrzał na mnie, po czym pogłaskał po włosach. Spojrzałem na niego.
- Zawsze byłeś taka uparty, wiesz? Zrozum wreszcie, że CHCĘ wypruwać dla ciebie żyły - chwyciłem jego dłoń i pocałowałem. - Kocham cię. Ponad życie.
Uśmiechnął się lekko.
- Ja ciebie też.
***
Do szpitala trafił kilka miesięcy później. W nocy zaczął broczyć krwią z uszu, nosa i ust. Jak się potem okazało, był to pierwotnie krwotok wewnętrzny.
- Bardzo mi przykro - powiedziała do mnie pani doktor, której plakietka przypięta do piersi głosiła: Nancy Carpenter.
Spojrzałem na nią, nie rozumiejąc. Nie chcąc zrozumieć.
- Musi się pan z nim pożegnać... Za kilka godzin umrze - ostatnie słowa wypowiedziała ciszej; niżej. Zrobiła pauzę między dwoma ostatnimi wyrazami. Wyraźnie zaakcentowała kilka godzin oraz umrze.
Zamrugałem kilka razy, a potem pokiwałem lekko głową. Do sali wszedłem dopiero wtedy, kiedy opuściła ją dyżurująca pielęgniarka. Greg nie spał; obserwował drzewo, kołyszące się na wietrze.
- Hej, kochanie - szepnąłem, układając się przy nim. Objąłem go w pasie i ułożyłem wygodniej. On oparł się o mnie i przymknął oczy.
- To... Już koniec? - zapytał niepewnie.
Pogłaskałem go po głowie i delikatnie ucałowałem w czubek.
- Obawiam się, że tak, moja kruszyno...
Jego ciało spięło się. Lekko wbił palce w moje ramię i uniósł głowę, aby spojrzeć mi w oczy.
- Jimmy... - szepnął tylko. W moich oczach pojawiły się łzy, które szybko spłynęły na szpitalną poduszkę.
- Kocham cię - powiedziałem szczerze, zanim przytuliłem go do siebie i rozpłakałem się na dobre.
- Ja ciebie też - odparł, płacząc razem ze mną.
Zostałem z nim do końca. Jego ciało bardzo powoli dawało za wygraną. Odczyty aparatury były coraz słabsze i coraz mniej stabilne. Rozluźniał się coraz bardziej. Ucisk jego palców przestawał być silny; w końcu usłyszałem asystolię.
Zamknąłem oczy i pocałowałem jego zimne i sine już usta. Odsunąłem się i przygłaskałem jego włosy. Więc tak wyglądał koniec. Trzydzieści lat życia. Trzydzieści lat czekania na koniec.
Lekarze mówili różnie. Do pięćdziesiątego roku życia, może do czterdziestego.
Przeżył osiem lat, sześć miesięcy i dwadzieścia trzy dni od momentu, kiedy dowiedział się diagnozy.
Położyłem go na plecach i ucałowałem delikatnie w czoło.
- Śpij spokojnie, mój skarbie - szepnąłem.
***
Greg zostawił w moim życiu ogromną pustkę. Wracałem do pustego mieszkania, spałem w zimnym łóżku, jadałem w mlecznych barach lub tanich knajpach.
Nie płakałem na jego pogrzebie. Siedziałem kilka godzin przy grobie, dopóki nie zaczęło padać. Potem wróciłem do domu i zasnąłem.
Nie poznałem później żadnej innej kobiety ani mężczyzny. A przynajmniej - nie wykazywałem nawet najmniejszej chęci, aby zacząć się spotykać. Czułem, że Greg nie chciałby tego. Z drugiej strony...
Znalazłem list. Ukryty pod materacem łóżka. W bladoniebieskiej kopercie, pachnącej delikatnymi, kwiatowymi perfumami. Pisał w nim, że mam być szczęśliwy po jego śmierci. Ale... nie potrafiłem. Nie chciałem.
Wyjrzałem przez okno. Była wiosna.
- Niczego się nie boję! Udowodnić ci? - Chłopak beztrosko podpalił zapałkę, a kiedy ta błysnęła jasnym płomieniem, włożył ją do ust. Wyjął nie tylko zgaszoną, co po prostu zwilżoną obficie śliną.
- Tak to ja też potrafię - prychnął chłopak w pogardzie, ale nie zrobił tego, co on.
Poczuł tylko, jak jego dłoń przykrywa jego własną. Miał tylko siedemnaście lat; nie mógł wiedzieć, co to miłość.
- To jest poezja w marności - szepnął tuż przy jego uchu.
Koniec.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
advantage
Otorynolaryngolog
Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 20:40, 26 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Cięzko mi wyobrazić sobie House'a, który nie skończył medycyny, tak samo jak House'a, który się poświęca i mówi do Wilsona 'skarbie'
nie mogę sobie też wyobrazić, ze ma problem z czymś innym niż nogą...
mimo, że jestem otwarta na wszystko, nie mogę wyjść ze zdumienia, jak mogłaś uśmiercić Grega?!
wow, tego bym się nigdy nie podjęła
odważne i nowatorskie, niezłee!
tak trzymaj:)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Izoch
Okulista
Dołączył: 08 Sty 2010
Posty: 2248
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Sammyland Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 20:50, 26 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Uwielbiam tego typu fiki. Mogłabym je czytać godzinami i za każdym razem czuję, że jeszcze mi mało.
I się popłakałam. Na moje nieszczęście włączyłam jeszcze jakąś balladę wcześniej, totalny potok łez.
Dzię-ku-ję! (i nie, to nie był sarkazm! naprawdę dziękuję )
Nie napiszę strasznie konstruktywnego komentarza, bo im bardziej się staram, tym bardziej nie wychodzi. Wiem, że beznadziejna w tym jestem, wiec zostawiam to innym
Podliczanie dni Jimmy'ego było słodkie. Zupełnie tak, jak podliczanie sukcesów. Jego prośby o to, by Greg się leczył - och, Boże. Uwielbiam Wilsona, kiedy potrafi powiedzieć, co tak naprawdę myśli, dosadnie, pokazując, że nie jest tylko maskotką, a bystrym gościem. Wtedy kocham go stokroć bardziej.
Czytam po raz kolejny moment, gdy Greg pyta (swoją drogą. Nie pasuje mi tu strasznie "House". Naprawdę) o to, czy nadchodzi koniec... I w tym momencie mam ochotę rozwalić głośniki, bo wcale nie pomagają.
(tylko, swoją drogą - kilka razy była forma żeńska przy Gregu np: )
Wena życzę
E:
Ja z kolei nie miałam problemów z wyobrażeniem sobie ich w innych rolach. Właśnie częściej zastanawiałam się, jak to się stało, że House skończył medycynę, staż i tak dalej ;D
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Izoch dnia Pią 20:52, 26 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 23:59, 26 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Izoch napisał: | (tylko, swoją drogą - kilka razy była forma żeńska przy Gregu np: ) |
Poprawiłam I to nieszczęsne "oboje" w którymś miejscu
Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe, Narcy
Poza tym, Booooosh, co ja tu robię?! Przecież Richie i death!fiki odpychają się jak jednoimienne końce magnesu Ech... chyba potrzebowałam klina po wczorajszym death!drabblu, który przeczytałam przypadkiem
No... całkiem najs, jak na d!fik. Uwielbiam te ich czułości, pieszczotliwe imiona i w ogóle I chociaż nie przepadam za fikami, w których chłopaki są młodzi, to jeżeli nie ma innego sposobu, żeby napisać coś od początku do końca romantycznego, to jakoś mogę to przeżyć.
Dobra, udawajcie, że mnie tu nie było
*idzie leczyć death!fikowego kaca czytaniem fika, w którym House jest molestowany przez nowego Dziekana Medycyny PPTH*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Narcyza
Student Medycyny
Dołączył: 03 Lut 2010
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza rogu Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 15:42, 27 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Oh. Oh.
Spieszę z wyjaśnieniami:
Co do żeńskich form - ten fic oryginalnie tworzony był do heteroseksualnego pairingu. I kiedy ostatecznie stwierdziłam, że mi to po prostu nie pasuje... Pozmieniałam, ale jak widzę, nie wszystko wychwyciłam.
advantage napisał: | mimo, że jestem otwarta na wszystko, nie mogę wyjść ze zdumienia, jak mogłaś uśmiercić Grega?! |
A kogo miałam uśmiercić?
Izoch napisał: | I się popłakałam. |
Też płakałam, jak to pisałam... xD
Richie napisał: | Poprawiłam I to nieszczęsne "oboje" w którymś miejscu
Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe, Narcy |
Oczywiście, że nie! Dlaczego miałabym mieć? Stokroć dziękuję
Kłaniam się!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
advantage
Otorynolaryngolog
Dołączył: 16 Lut 2010
Posty: 2095
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Katowice Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:01, 27 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Narcyza, na początku myślałam, ze uśmiercisz Wilsona
zeby nie było, wcale sie nie czepiam;)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lady Makbeth
Jazda Próbna
Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 2464
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Płaszczyk Bena ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 20:09, 27 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Z góry uprzedzam, jestem raczej dziwna, więc niech Cię, moja droga mój komentarz nie zdziwi
Całkiem ciekawe AU ci wyszło. Dobrze prowadzisz dialogi. Podoba mi się krój postaci, szczególnie Grega. I właśnie do tego AU te postaci charakterologicznie się wpasowują. Historia również mi się podobała, i nawet dobrze mi się czytało, co jest dziwne, zważywszy na to, że przy death!fikach zwykle nudzę się jak mops (mówiłam, że jestem dziwna )
I tutaj dochodzimy do tego, co mnie tak w tym fiku uwiodło. Fluff. Dużo fluffu. Całe tony fluffu! Toż to miód na moje uzależnione od cukru serce Uwielbiam te wszystkie "pet names", im więcej, tym lepiej. A struktura historii, to, że jest to AU, wymusza nieco inne rysy postaci, więc fakt, że zachowują się wokół siebie w ten sposób jest jak najbardziej logiczny. No i ludzie, jakież to słodkie, kiedy dwoje ludzi kocha się godzinami w blasku księżyca, a potem leżą wtuleni w siebie, a ja mam swoją upragnioną litanię "kochań", "kotków" i "skarbów"
A to, że był death, nawet nie zauważyłam, ważne, że miałam swój fluff
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Narcyza
Student Medycyny
Dołączył: 03 Lut 2010
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza rogu Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 20:29, 27 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
advantage napisał: | Narcyza, na początku myślałam, ze uśmiercisz Wilsona |
Ha, niespodzianka xD
Lady napisał: | jakież to słodkie, kiedy dwoje ludzi kocha się godzinami w blasku księżyca |
A zwłaszcza House i Wilson!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
milea
Ginekolog
Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 2104
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: The Mighty Boosh Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 16:13, 28 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
To ja się również przyznam - ryczałam jak bóbr już w połowie fika.
Staram się omijać death fiki szerokim łukiem, ale przeczytałam go ze względu na Ciebie Narcy jestem wieeeeelką fanką Twojej twórczości no i uwielbiam młodego Grega i Jimmyego
jak już death zaliczony, to teraz znowu kolej na erę!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Narcyza
Student Medycyny
Dołączył: 03 Lut 2010
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza rogu Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 18:05, 29 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
milea napisał: | To ja się również przyznam - ryczałam jak bóbr już w połowie fika. |
Ojej, naprawdę? *hugs* Przepraszam w takim razie, że doprowadziłam Cię do łez!
milea napisał: | Staram się omijać death fiki szerokim łukiem, ale przeczytałam go ze względu na Ciebie Narcy jestem wieeeeelką fanką Twojej twórczości |
Bo się zaczerwienię xD
milea napisał: | no i uwielbiam młodego Grega i Jimmyego |
Ja lubię tylko młodego Jimmyego, bo wygląda absolutnie przesłodko, natomiast młody Greg... już mniej xD Nie lubię go bez zarostu
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
333bulletproof
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 827
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:59, 30 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Kompletnie rozbroiły mnie komplementy w stylu "jesteś najśliczniejszy" *__* Me want moar.
Ale, prawdę mówiąc (i jakkolwiek to brzmi, przyjmij to jako komplement!) szkoda, że to Hilson a nie Twoje autorskie postacie. Przy tak zgrabnie poprowadzonej historii, z całym tym zamieszaniem emocjonalnym, jakie niesie temat - brakuje tylko Twoich prywatnych, niezwiązanych z żadnym fikcyjnym światem, bohaterów. I tylko tego trochę żałuję.
Temat niesie ze sobą jakieś "to może zdarzyć się każdemu", a klimat (liczenie dni!) buduje napięcie - mimo tego, że wiedziałam jaki będzie koniec, mojemu czytaniu towarzyszyło jakieś niecierpliwe oczekiwanie, brawo!
Weny!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|