|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Alex ^^
Pacjent
Dołączył: 02 Lis 2008
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 20:39, 18 Mar 2009 Temat postu: By Any Other Name [T][M] |
|
|
Kategoria: friendship (pre-slash)
Miniaturka znaleziona na fanfiction.net.
Link do orginału: [link widoczny dla zalogowanych]
Autorka: BewitchingBella
Zgoda na tłumaczenie: Na razie brak, ale spodziewam się jej w każdej chwili ^^
Samo opowiadanie to raczej pre-slash, ale mi (fanatyczce slash'ów) i tak się podoba xD
Ogólnie, to moje pierwsze tłumaczenie, wiec nie bijcie. Ale konstruktywną krytykę cenię ^^
Kategoria: friendship (pre-slash)
Zweryfikowane przez Richie117
-------------------------------------------------------------------------------------
Zawsze wiem co knuje, po tym jak mnie nazywa. Zawstydziłby się, jeśliby wiedział, że jest tak przewidywalny. Myślę, że to zabawne. Greg House, genialny doktor, kaleki sukinsyn, samolubny dupek… ma gadane.
Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, przedstawiłem się tak, jak mógłby przedstawić się każdy młody i odrobinę arogancki lekarz: jako Doktor James Wilson. Oczywiście, przedstawiałem się trochę starszemu i całkowicie aroganckiemu lekarzowi, więc on nazwał się Ósmym Cudem Świata. Powinienem był uciec z krzykiem. Zamiast tego, odkryłem, że zaintrygowało mnie to, co wziąłem za odwagę i pewność siebie.
Po dwunastu latach wiem lepiej, ale wciąż nie uciekam.
Następne słowa jakie padły z jego ust były znakiem tych rzeczy w naszej przyjaźni, o których potem zacząłem myśleć jako o karze boskiej za wszystkie moje zdrady.
- Więc jak Jimmy? Obczaiłeś już nową pielęgniarkę z pediatrii? Jestem pewien, że ma sztuczne, ale wolałbym sprawdzić, jeśli już maiłbym osądzać.
Typowy House – z tym, że przy naszym pierwszym spotkaniu nie miałem żadnego miernika jego „normalności”. Ale tym, co zapowiadało moje bliskie nieszczęście było to, że zwracając się do mnie, użył przezwiska, którym nikt nie nazywał mnie nikt prócz mojej matki odkąd skończyłem ósmą klasę. House nazwał mnie „Jimmy‘m”, a ja ledwo powstrzymałem chęć walnięcia go, tak jak to zrobiłem z bydlakiem, który nazwał mnie tak po raz ostatni, kiedy miałem czternaście lat. Zamiast tego powiedziałem mu, że wolę imię „James”. Jego odpowiedź?
- Czemu do cholery miałbym nazywać cię James? Wyglądam jak twoja trzecia żona?
Czasami zastanawiam się, czy House nie jest lekko świrnięty. To by wiele wyjaśniało.
Jestem pewien, że popatrzyłem na niego w ciszy, pełnej bólu i dezorientacji. Pamiętam jego wzrok opadający na podłogę w czymś, co wyglądało na zawstydzenie, najpewniej udawane.
- Dobra. Cóż, może zostaniemy po prostu przy „Wilson”? „Doktor” jest niepotrzebne, z tym całym uroczystym i sterylnym szpitalnym motywem.
Myślę, że mogłem się zgodzić. Właściwie, myślę, że po prostu odszedłem.
I teraz, dwanaście lat później, mój House’owy miernik opiera się na przezwiskach. „Jimmy” oznacza, że zrobił coś irytującego, albo, że daje z siebie wszystko, żeby mnie zawstydzić. Może także oznaczać horror nadciągającego żartu. „Wilson” jest częstsze i mniej przerażające, ale jego znaczenie zależy od tonu, jakim zostało wymówione. Czasami „Wilson” znaczy „Hej, ty tam, kup mi lunch/pogadaj dla mnie z Cuddy/pomóż mi wymyślić na co do cholery umiera ten pacjent, zanim to się stanie.” Czasami jednak, naprawdę mówi: „Wybacz, że z tobą zadarłem/proszę posłuchaj mnie, kiedy ja będę mówił dlaczego nie potrzebuję, żebyś mnie słuchał/zrób mi dzisiaj obiad, bo ból jest tak wielki, że jeżeli nie będzie cię przy mnie najprawdopodobniej odlecę na szkockiej i pigułkach. Nauczyłem się tłumaczyć House’a.
Są jeszcze inne przezwiska, których używa rzadziej. „ Cudowne Dziecko Onkologii” i temu podobne wariacje, świadczą o tym, że wścieka się na mnie. Nie na moje zdolności jako lekarza, na co mogłaby wskazywać ta nazwa, ale na wszystko, zupełnie nic, a czasem nawet na dokładnie coś. Okazuje się to często w podniesionym tonie głosu, użyciu różnorodnych przekleństw i możliwie w uderzeniu jego laski o coś solidnego znajdującego się w pobliżu. Staram się nie stawać mu na drodze.
„Doktor Wilson” oznacza, że jest naprawdę nieszczęśliwy, albo, że drwi ze mnie. Znowu, to ton jest kluczem. Jeśli przedstawia mnie pacjentowi, użyje „doktora Wilsona”, ale zazwyczaj z tą nutką w głosie oznaczającą „Jeśli wy naprawdę traktujecie go jako doktora, to poudaję, że ja też”. Ale kiedy jesteśmy sami i on użyje tego zwrotu, wiem, że coś poszło okropnie nie tak. Jego głos często jest chłodny, ale wtedy jest naprawdę zimny. Zabawne, jak szybko trzaska za sobą drzwiami, jeśli myśli, że ja zrobiłem coś niewybaczalnego, jednocześnie oczekując mojej ciągłej akceptacji wszystkiego co on robi. Hipokrytyczna ironio, twoje imię jest Gregory House.
Są też efekciarskie przezwiska, stworzone, żeby drażnić – rzadko je zauważam, jeszcze rzadziej kataloguję. Są wszystkie takie same, i znaczą to samo: nie traktuje mnie serio. Rozumiem. Znaczy, ja tylko znajduję guza, przepisuję użycie przerażających leków i wyniszczającego naświetlenia, starając się znaleźć najlepszy sposób na powiedzenie człowiekowi, że umiera. On wkracza i ratuje ludzi z trądem, rzadkimi pasożytami i chorobami z krajów, do których odwiedzenia nie chcą są przyznać. To, oczywiście, po leczeniu ich na wszystko czego nie mają. Jak w ogóle mógłbym z nim konkurować?
Tak, Gregory House ma gadkę. Nawet sto.
Nigdy nie będę w stanie tego określić.
-------------------------------------------------------------------------------------
Dziś w nocy, siedzę samotnie w moim biurze, z lampką i słabym światłem księżyca rozświetlającymi ciemności. Mogę wyjrzeć na balkon i zobaczyć wnętrze biura House’a na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że prawdopodobnie jest puste. On i dynamiczna trójka rozwiązali wczoraj przypadek, więc najpewniej wszyscy udali się do domów na zasłużony odpoczynek. Mam nadzieję, że to dotyczy także House’a.
Pochylam głowę nad papierkową robotą, bo przeciwieństwie do mojego przyjaciela uważam ją za konieczne zło. Ostre uderzenie drewna o drewno moich drzwi sprawia, że wzdycham; nic nie mogę na to poradzić. Jeśli moje miłe spotkania z Housem występowałyby częściej niż „bradzo rzadko”, to byłby cud.
-Możesz wejść.
Otwiera drzwi, ale nie rusza się z miejsca. Jego sylwetka rysuje się w drzwiach podświetlana od tyłu przez fluorescencyjne światła, w taki sposób, że jego twarz jest prawie niewidoczna. Po sposobie w jaki opuszczony jest jego policzek mogę poznać, że jego wzrok powinien teraz spoczywać na podłodze. Jednak delikatne mrowienie w kręgosłupie mówi mi, że House patrzy prosto na mnie.
- Jesteś pewien?
Marszczę brwi. Nie było dzisiaj żadnych zagadkowych komentarzy. Jego wypowiedź musi naprawdę odnosić się do mojego zaproszenia do wejścia. Jeśli waha się jeszcze zanim się zdenerwuję, to to co zrobił musi być naprawdę okropne. Przygotowuję się.
- Oczywiście, że jestem pewien. Wejdź, wypuszczasz stąd cały mrok.
Wymuszam uśmiech przy mojej żałosnej próbie żartu.
Pozwala drzwiom zatrzasnąć się za sobą i opada na moją kanapę. Laska umiejscowiona pomiędzy jego nogami przeskakuje z ręki do ręki. Jego wzrok pada na moją podłogę.
- Chyba powinniśmy porozmawiać.
Cholera.
- Co zrobiłeś?
Podnosi swoje błękitne oczy i nasze spojrzenia spotykają się.
- Dlaczego myślisz, że coś zrobiłem?
Zerkam na niego ostrożnie.
- Wahałeś się nawet przed wejściem tutaj, a teraz wypowiadasz dwa słowa, których nienawidzisz przewie tak samo jak „kocham cię” – „powinniśmy porozmawiać”. Zabiłeś Cuddy?
Przez jego usta przebiega cień uśmiechu.
- Nie, nie zabiłem Cuddy.
Jest zbyt poważny i zaczyna mnie to przerażać.
- Słuchaj, House, cokolwiek to jest, po prostu wyduś to z siebie. Może znienawidzę cię na parę dni, ale doskonale wiesz, że jestem dość żałosny żeby w końcu ci wybaczyć. Prawdopodobnie.
- Nic nie zrobiłem – dąsa się.
- Więc o czym chcesz rozmawiać? – Odchylam się na krześle, krzyżując ręce na piersi.
- Może o tym niesamowicie obrzydliwym krawacie? – odpiera, ale ja jestem nieugięty.
- Poważnie, House. Wyrzuć to z siebie.
- To nic – mówi, brzmiąc nagle jakby był zdenerwowany, sfrustrowany, lub może zniecierpliwiony. Trudno stwierdzić, nie użył jeszcze żadnej odmiany mojego imienia. – Chciałem tylko pogadać.
- Naćpałeś się? – nic nie poradzę na moje niedowierzanie. – Ty nigdy nie chcesz „tylko pogadać”.
- Myślisz, że mnie rozgryzłeś? – prycha.
Patrzę na niego ostrożnie. On musi mnie jakoś nazwać. Potrzebuję wskazówki. Spogląda na mnie, a ja sfrustrowany unoszę ręce.
- Świetnie. Chcesz mówić, to mów. – Zamykam folder nad którym właśnie pracowałem i patrzę na niego wyczekująco. Laska coraz szybciej przeskakuje z ręki do ręki, a jego wzrok znów pada na podłogę.
- Nie wracasz do niej.
Podejrzliwie marszczę brwi.
-Nie, w zeszłym tygodniu wysłała mi papiery rozwodowe. Wiesz o tym.
- I nie ma żadnej ślicznej, blondwłosej pielęgniarki, czekającej w drugim skrzydle, która byłaby prawdziwym powodem tego wszystkiego?
Wzdycham.
- Wiem, ze popełniłem wiele błędów. I nie mówię, że nie popełniłem żadnego z nich podczas mojego małżeństwa z Julie. Ale to co się teraz dzieje, nie ma nic wspólnego ze zdradą.
- Dobra.
Mrużę oczy.
- Niemożliwe, że naprawdę mi uwierzyłeś. Ty nigdy mi nie wierzysz.
- Chcę ci wierzyć – jego głos jest zbyt niski, i znów zaczynam się bać.
- W porządku, jasne. – mówię spokojnie, trochę za lekko.
Zerka na mnie podejrzliwie.
- Za łatwo się poddajesz.
- A ty jesteś zbyt ufny – odpalam.
Pozwala, żeby laska upadła na podłogę i wzdycha.
- Nie mylisz się.
- Czego ty chcesz, House ?
Wspiera się na oparciu kanapy i wypycha się do przodu. Kuśtykając dociera do mojego biurka bez pomocy laski. Patrzę jak idzie i obracam lekko krzesło, tak żeby znaleźć się z nim twarzą w twarz. Staje obok mnie, prawą ręką chwytając się krawędzi biurka. Pochyla się, do momentu kiedy prawie czuję jego ciepły oddech na mojej twarzy.
- Zostań ze mną .
Zmieszany marszczę czoło. House często jest dziwny, ale teraz zachowuje się jak kompletny świr.
- Już z tobą zostaję. Dowodem na to jest moja walizka obok twojej kanapy i moje jedzenie w twojej kuchni.
- Miałem na myśli: nie odchodź.
- Wolę raczej nie zatrzymywać się w hotelu dopóki nie znajdę mieszkania, więc nie zamierzam. – Coś krzyczy w mojej głowie, ale wolę to zignorować.
- Nie znajduj mieszkania.
Och, więc to tak. Krzyk z tyłu głowy nie może dłużej być
ignorowany.
- Co masz na myśli mówiąc, że mam nie znajdywać mieszkania? – Na wypadek gdybym się mylił muszę rozegrać to bardzo ostrożnie, być ścisły. Ponieważ muszę się mylić. – Twój czynsz nie jest aż tak wysoki. Nie potrzebujesz współlokatora.
- Nie chcę współlokatora.
W końcu tracę cierpliwość.
- Wiec co, House? Co do cholery chcesz powiedzieć?
Prostuje się, pocierając ręką swój zarośnięty policzek.
- Po prostu… nie musisz odchodzić. Wolałbym, żebyś nie odchodził.
- Nie miałem pojęcia, że jesteś aż tak samotny. – To trochę zbyt ostre, ale jestem w kropce.
I wtedy wszystko się zmienia.
- James…
O Boże, o Boże, o Boże…
Wstaję. Patrzę na niego. Imię odbija się echem w mojej głowie.
- Tak? – odpowiadam, świadomy, że brak mi tchu, że moje oczy najprawdopodobniej są rozszerzone ze strachu.
- Zostań.
Powoli kiwam głową.
- Dobrze, zostanę.
Jego oczy mrużą się lekko.
- Dlaczego?
Decyduję się powiedzieć prawdę – zazwyczaj zły pomysł.
- Nazwałeś mnie James.
- Więc?
- Więc. – Patrzę na niego wyzywająco. Kiwa głową ze zrozumieniem.
- Dobrze wiedzieć.
Odchodzi kuśtykając, podnosi swoją laskę z podłogi i opuszcza pokój nie spoglądając za siebie ani razu. W drzwiach zatrzymuje się na chwilę. Jego sylwetka wyraźnie rysuje się na tle jasnych świateł hallu.
- Do zobaczenia w domu.
Wypuszczam nieświadomie wstrzymywany oddech.
- Do zobaczenia.
Wychodzi, a ja opadam bezsilnie na krzesło.
James.
O, tak. To działa za każdym razem.
-------------------------------------------------------------------------------------
I jak, podoba się? Czekam na komentarze ^^
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Alex ^^ dnia Czw 0:32, 19 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Richie117
Onkolog
Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: w niektórych tyle hipokryzji? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 2:41, 19 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Wejdź, wypuszczasz stąd cały mrok.
nie wiem, czemu Wilson uważa, że to był żałosny żart...
Zabiłeś Cuddy?
pretty please, powiedz TAK!!!
- Nie, nie zabiłem Cuddy.
damn...
Rzeczywiście, fajny ficzek Wilson rozpoznający zamiary House'a po tym, jak zostaje przez niego nazwany to całkiem oryginalny pomysł.
Jedno, co mnie dziwi to to, że Jimmy - przynajmniej tak mi się wydaje - jest w tym fiku taki bardzo przytłoczony House'em. Przez 3/4 czasu sprawia wrażenie, jakby się go bał, a przez resztę wydaje się bez entuzjazmu przyjmować do wiadomości wszelkie przejawy jego ludzkiego oblicza... Albo ja jestem zbyt wykończona, żeby odebrać tego fika takim, jaki on rzeczywiście jest, albo Wilsonowi wyraźnie brakuje tutaj tej energii, którą emanuje w serialu.
No i - a buuu... - czemu scenarzyści nie wykorzystali trzeciego rozwodu Wilsona, żeby dać szansę chłopakom na przekroczenie granic związku zwanego przyjaźnią? Uwielbiam ten motyw zawsze i wszędzie - szczególnie jeśli to House robi pierwszy krok, tak jak tutaj
a teraz kilka uwag odnośnie tłumaczenia
po pierwsze - cieszę się, że przetłumaczyłaś Hilsonka bo Hilsonowych fików nigdy za wiele na forum
po drugie - całkiem niezła robota, jak na debiut zauważyłam kilka niezbyt udanych sformułowań, ale takie rzeczy każdemu się zdarzają
poza tym są chyba dwie literówki i kilka zagubionych lub niepotrzebnych przecinków, a "chin" to broda/podbródek, a nie "policzek"
w każdym razie - ćwiczenie czyni mistrza, więc liczę, że pojawi się więcej Twoich tłumaczeń
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Any
Czekoladowy Miś
Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza zakrętu ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 7:10, 19 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
*przydreptała osoba znana z króciutkich komentarzy*
Podobało mi się. Ba, bardzo mi się podobało!
Prawię słyszę ten cień nadziei w głosie Jimmy'ego...
Zgadzam się z Richie - motyw rozpadającego się małżeństwa Wilsona nie został wykorzystany przez scenarzystów w odpowiedni sposób. Wilson tam był! Spał na kanapie House'a! Przecież wystarczyłoby kilka słów i wszystko ułożyłoby się tak pięknie...
Co do nielicznych błędów - nie będę powtarzać tego po Przedmówczyni.
Podsumowując, było warto przeczytać.
Przetłumacz nam coś jeszcze.
a.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Alex ^^
Pacjent
Dołączył: 02 Lis 2008
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 14:14, 19 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Dzięki za komentarze ^^ Literóweki starałam się posprawdzać, no ale zawsze cośtam umknie... Bety niestety nie mam, ale chyba sobie załatwię, jeśli coś jeszcze będę kiedyś tłumaczyć xD Co do "chin" - jeny, żyłam w nieświadomości xD Teraz już zapamiętam na zawsze
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pino
Stażysta
Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Nibylandia Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 22:59, 21 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Ładnie, naprawdę bardzo ładnie
Świetny fik! A co do tłumaczenia... Jest kilka 'zgrzytów', ale w żadnym wypadku nie mam zamiaru się czepiać.
Czekam na więcej tekstów (nie tylko tłumaczeń)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gora
Ratownik Medyczny
Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 22:16, 22 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Nawet przyjemny ficzek
Cytat: | proszę posłuchaj mnie, kiedy ja będę mówił dlaczego nie potrzebuję, żebyś mnie słuchał |
To było takie house'owe... a rozumienie tego przekazu takie wilsonowe...
No tak. Co prawda na miano trzeciej żony już nie może liczyć, ale zawsze może być czwartą ;P
Pozdrawiam
g
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|