|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Czerwono-Zielona
Pediatra
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 736
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: from unbroken virgin realities Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 1:45, 03 Cze 2010 Temat postu: Amicus Certus [M] |
|
|
Kategoria: friendship
Zweryfikowane przez Czerwono-Zieloną
Witam serdecznie
To mój debiut w Hilsonku... *mówi nieśmiało*
Ostrzegam lojalnie, że nie znam tego działu zbyt dobrze, więc być może poniższym fikiem powielam jakiś schemat - domyślam się, że temat, który wzięłam na warsztat, był poruszany nieraz... No ale cóż - miałam potrzebę, by to napisać i bardzo się cieszę, że ją zrealizowałam Co z tego wyszło - ocenicie Wy. Jestem ciekawa opinii hilsonowych wyjadaczy jak i oczywiście każdego, kto zechce na ów tfur zerknąć
Rzecz dzieje się po zakończeniu sezonu piątego, przy czym pisałam to jeszcze zanim obejrzałam "Broken", więc realia szpitala w Mayfield (Wilson może odwiedzać swojego przyjaciela), jak i stan psychiczny House'a, są nieco inne niż te przedstawione w 6x01.
Dedykuję Nitce, dzięki której odważam się zamieścić poniższy tekst. W podziękowaniu za wszystkie ciepłe słowa, które do mnie kieruje
Uważajcie proszę na to, kto zaczyna poszczególne dialogi, bo nie zawsze jest to ta sama osoba!
A tu link do piosenki, którą w zasadzie w całości cytuję pod fikiem, ponieważ genialnie wg mnie oddaje to, co wydarzyło się pomiędzy Housem a Wilsonem, pomiędzy Wilsonem i Housem (to wbrew pozorom nie to samo!), oraz pomiędzy Wilsonem i Amber w kontekście zakończenia sezonu czwartego i wszystkich jego konsekwencji...
Poza tym słuchałam jej wielokrotnie czytając i po raz setny poprawiając ten tekst... Na kanwie tej piosenki miał też powstać zupełnie inny fik, ale doszlam do wniosku, że ten już wystarczająco dużo "tego czegoś" w sobie
ma Chyba... Mam przynajmniej taką nadzieję.
Clip house'owy z 4x15&16
http://www.youtube.com/watch?v=B5eCadtD7F8
Zapraszam
Fik właściwy znajduje się w poście poniżej
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Czerwono-Zielona dnia Czw 9:56, 03 Cze 2010, w całości zmieniany 8 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Czerwono-Zielona
Pediatra
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 736
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: from unbroken virgin realities Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 8:43, 03 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
AMICUS CERTUS
Amicus certus in re incerta cernitur.
Pewnego przyjaciela poznaje się w niepewnej sytuacji.
- One są żółte!
- Spokojnie, Greg…
- One wszystkie są żółte…!
- Tak, rozumiem.
- Nie, nie rozumiesz, Amber! One są wyłącznie żółte! Albo czarne. Innych nie ma.
- Acha.
- I dlatego nie umiem ich zagrać…
- Ale… czego nie umiesz zagrać?
- Tych nut. Dźwięków. Jest za mało kolorów. Ty je widzisz?
- Nie, Greg, nie widzę. Posłuchaj…
- To ty posłuchaj! Jesteś przecież drugą połową mojego porąbanego umysłu! Musisz je widzieć!
- Nie…
- To gdzie one są?!
- Nie wiem, Greg. Uspokój się i spójrz na mnie.
- Gdzie są? Czerwień, zieleń, błękit, biel…?
- House…?
- …róż, fiolet, brąz…?
- House, słyszysz mnie?
- …granat, złoto, srebro …?
- House!!!
- …
- House, odezwij się! Słyszysz mnie?!
- Tak…
- To spójrz na mnie.
- Amber…?
- Nie. To ja. Wilson.
- Wilson? A gdzie jest Amber?
- Nie ma jej.
- Jak to jej nie ma…?
- Nie ma. Odeszła.
- Dokąd?
- Ona… Ona nie żyje, House.
- Dlaczego?
- Jakby ci to powiedzieć…? Przydarzył jej się nieszczęśliwy wypadek…
- Ale przecież jeszcze przed chwilą tu była.
- Tak, House. Jeszcze przed chwilą tu była…
- Rozmawiałem z nią!
- Wiem. Ja też czasem z nią rozmawiam…
***
- Wilson?
- Tak, House…?
- Czy ona wróci…?
- Do mnie – na pewno nie.
- A do mnie?
- Być może…
- Chciałbyś żeby wróciła?
- Do mnie – na pewno tak. A do ciebie – być może…
- Dlaczego?
- To nie jest takie proste, House.
- Sądzisz, że nie zrozumiem?
- Przeciwnie. Ja się boję, że zrozumiesz…
***
- Wilson?
- Tak, House…?
- Czy Amber widzi te kolory?
- Nie mam pojęcia.
- A czy ja je jeszcze kiedyś zobaczę?
- Na pewno.
- I znów będę mógł grać?
- Tak, House. Zagrasz jeszcze niejedną piękną melodię… Obiecuję ci to, rozumiesz?
- Uhm.
- Obiecuję.
***
- Wilson?
- Tak, House?
- Pamiętam…
- Co pamiętasz?
- Autobus. Zderzenie. Ona nie żyje, prawda?
- Tak.
- Przeze mnie.
- Nie, House. To był po prostu wypadek.
- I jej tu nie było?
- Nie.
- Była tylko halucynacją?
- Tak. Była tylko halucynacją…
***
- Wilson?
- Tak, House?
- To przeze mnie.
- Nie wracajmy już do tego.
- Gdy autobus się przewracał…
- House, proszę…
- …udało mi się złapać ją za rękę. Gdybym jej nie puścił…
- Przestań!
- Wyślizgnęła mi się… Nie dałem rady jej utrzymać…
- House! Nie rozumiesz, że w ten sposób mnie torturujesz?!
- Gdybym wtedy się nie schlał… Wciąż nie pamiętam, dlaczego pojechałem do tego cholernego baru…
- Oczekujesz, że udawanym poczuciem winy zasłużysz na moje rozgrzeszenie?
- Nie. Ja niczego nie oczekuję. Ja niczego nie udaję. Zresztą wiem, że mnie nie winisz. A przynajmniej tak sobie wmawiasz. Gdzieś w głębi duszy czujesz, że przy pierwszej lepszej okazji bez wahania wbiłbyś mi w plecy nóż za to, że wyciągnąłem ją wtedy z domu. Nie mam ci tego za złe. Ja tylko próbuję to wszystko zrozumieć. I po prostu mam już dość tego, że za każdym razem mi się to nie udaje…
- Tak… Znam to uczucie. Aż za dobrze. Ale dlaczego przy okazji musisz się tak nade mną znęcać? Bo ty jesteś chory, kiedy nie masz nad kimś kontroli! Nie miałeś jej, gdy wydarzył się wypadek. Nie miałeś, gdy umierała Amber. Więc pozwoliłeś wbić igłę w swoją pękniętą czaszkę i potłuczony mózg, byłeś gotowy ryzykować własnym życiem, by ją odzyskać. Ale się nie udało. Umarła. Nie uratowałeś jej. I teraz Amber przychodzi, przypominając ci o tej niedoskonałości, której się tak panicznie boisz. Nie jesteś w stanie zaakceptować faktu, że nie jesteś idealny, że możesz zawieść. Ale na tym polega człowieczeństwo. A ty, wbrew pozorom, jesteś po prostu człowiekiem, House. Tylko. I aż.
- Skoro masz takie doniosłe zdanie na mój temat, to dlaczego nie przyszło ci do głowy, że ryzykowałem własnym życiem, żeby młoda, piękna i szczęśliwa kobieta nie musiała bezsensownie umierać i żeby życie mojego przyjaciela nie rozleciało się na milion kawałków? Tak po prostu… Tak zwyczajnie. Tak po ludzku… Teraz ty znęcasz się nade mną, bo zazdrościsz mi, że to ja ją widzę. Bo to tak, jakbym zabrał ci ją drugi raz… Ale zapewniam cię - nie robię tego celowo. I przy okazji przyznaję ci rację – nie mam nad wszystkim kontroli. Gdyby to ode mnie zależało, ty miałbyś ją żywą codziennie, a ja nie oglądałbym jej wcale. Ale życie nie jest sprawiedliwe, Wilson, a ludzie nie dostają tego, czego chcą, ani nawet tego, na co zasługują. Jeśli poprawi ci to nastrój, to wyobraź sobie, że te wszystkie halucynacje, szpital i ból to kara dla mnie, rodzaj wymyślnej tortury…
- A ty tak właśnie to odbierasz?
- Nie, ja opieram się na zawartości podręcznika psychiatrii i wiedzy o powikłaniach po zawałach mięśni…
- House, czy moglibyśmy przez jakiś czas nie rozmawiać o Amber?
***
- House?
- Tak, Wilson?
- Wiem, że to głupie, ale… Czy ty… Ty ją naprawdę widziałeś?
- Przecież mieliśmy nie rozmawiać o Amber…
- Trudno. Nie unikniemy tego.
- Skoro tak mówisz….
- Więc widziałeś?
- Owszem. Tak jak widzę ciebie tu i teraz.
- I… jak ona wyglądała…?
- Zwyczajnie. Jak Bezwzględna Zdzira. Ups, to znaczy Amber. Do czego zmierzasz?
- Czy ona… mówiła coś… o mnie?
- Wilson, na miłość boską! Nawet nie próbuj… To był tylko omam, wytwór mojego źle działającego mózgu! Chociaż… to faktycznie wyglądało trochę dziwnie, kiedy tak staliście jedno tuż obok drugiego i nie robiliście do siebie tych maślanych oczu...
- Wiesz… Naprawdę czasem ci zazdroszczę…
- Wilson! Ale ja kategorycznie zabraniam ci myśleć w ten sposób!
- Spokojnie, House. Tylko czasem… I czasem też mam to przerażające, irracjonalne, ale na swój sposób kojące poczucie, że dopóki ją widzisz, ona nadal gdzieś jest, że gdzieś wciąż rozbrzmiewa jej głos, że nie zniknęła zupełnie…
- Wilson. Jej nie ma. To były omamy.
- Wiem, House. Tylko czasem…
***
- Wilson?
- Tak, House?
- Wiesz, jestem pewien, że Amber widzi te kolory…
- Bo…?
- Rozmawiałem z nią.
- Znów ją widzisz?!
- Nie. Nie teraz.
- Uff… To kiedy?
- Gdy byłem w śpiączce. Po wypadku. Po stymulacji podwzgórza.
- Widziałeś wtedy Amber?!
- Tak… Nikomu o tym nie mówiłem…
- Bo ty w ogóle niewiele mówisz innym ludziom, a już na tematy niemedyczne - szczególnie. Nie licząc sprośnych dowcipów.
- Cicho. Bo się rozmyślę. Ona kazała mi wracać, Wilson.
- Skąd?
- Byliśmy sami w białym autobusie. Chciałem zostać tam razem z nią.
- Chciałeś… umrzeć…?!
- Wiesz, tam nie bolało… Bałem się, że po tym wszystkim już się do mnie nie odezwiesz…
- House…
- Ale ona przekonała mnie, żebym wrócił.
- Ona?
- Tak… Nie rób takiej miny. Najwidoczniej to, że trzymasz kogoś za rękę, w momencie, gdy modlisz się, by nie umrzeć, w jakiś tajemniczy sposób łączy ludzi…
- Spokojnie, myślałem po prostu, że u ciebie połączenia inne niż kowalencyjne spolaryzowane i niespolaryzowane nie występują…
- Nie kpij. Dobrze wiesz, że tak właśnie to ja sam mogę o sobie myśleć. Ty sądzisz, że ja tych połączeń mam mnóstwo, tylko je odrzucam lub nie chcę ich sobie uświadomić. Ciesz się, że właśnie nie wypieram kolejnego…
- Wiesz, że Amber…
- Tak…?
- Ona wtedy, tamtego wieczoru, zostawiła mi na łóżku pod poduszką kartkę, że… że przeprasza, że jej tam nie ma, bo pojechała odwieźć ciebie….
- I zrobiła to, Wilson. Dotrzymała słowa. Odwiozła.
- Odwiozła…
- Tak. Możesz jej podziękować, gdy będziesz z nią rozmawiał. Bo chyba wiesz, że z nas dwóch tylko ty tak naprawdę z nią rozmawiasz…?
***
- Wilson…?
- Tak, House…?
- Powinienem był tam zostać… W tym autobusie. A ona powinna była wysiąść.
- W idealnym świecie powinniście byli wysiąść oboje. Ale ona nie mogła. Szczęście, że chociaż ty zdołałeś…
- Mogłem zamienić się z nią miejscami…
- Wiesz dobrze o tym, że nie mogłeś. Połknęła już tę cholerną amantadynę, nie dało się nic zrobić. Nie dręcz się. I mnie też nie dręcz.
- Nie zasłużyła na to wszystko. Ale ja – tak.
- Nikt nie zasługuje na śmierć.
- Może karą nie byłoby moje pozostanie w autobusie, ale jest nią moje pozostanie tutaj…?
- Twoje pozostanie tutaj jest nagrodą i jedynym rozsądnym wyborem. Nie zasłużyłeś na żadną karę, nie zrobiłeś celowo nic złego…
- Celowo – nie, ale jednak coś złego zrobiłem. Amber miała rację.
- W czym?
- Może czasem faktycznie przytrafia się nam to, na co zasłużyliśmy…?
- Tak powiedziała ci Amber?
- Mniej więcej…
- I uważasz, że życie jest dla ciebie karą?
- W pewnym sensie. W pewnym sensie jest nią dla każdego…
- Więc dlaczego ona nie dostała tego, na co zasłużyła?
- Bo tak dzieje się tylko czasem. Miała pecha. Tylko tyle…
- Tylko tyle? I ta odpowiedź zadowala współczesną filozofię?
- Nie wiem. Mnie nie zadowala. Ale nie znam lepszej. Nie ma lepszej. Po prostu nie ma….
***
- House?
- Tak, Wilson?
- Dlaczego nie odezwałeś się do mnie przez te dwa miesiące?
- A ty dlaczego się nie odezwałeś? Mogłeś to zrobić tak samo jak i ja.
- Mnie już zpsychoanalizowałeś. Wiesz dlaczego. Zagadka rozwiązana. Teraz kolej na ciebie.
- A jak ty to sobie wyobrażałeś? Że co ja ci miałem niby powiedzieć? „Cześć, Wilson, przepraszam, że zabiłem ci dziewczynę”?
- Na przykład.
- Nie żartuj, to poważny temat.
- Nie żartuję. Mogłeś powiedzieć po prostu to, co myślisz, co czujesz. Możesz zrobić to teraz.
- Czego ty ode mnie właściwie oczekujesz?
- Że ze mną porozmawiasz. Mimo że to trudne.
- To może jednak lepiej zostawmy to i chodźmy na piwo.
- Bałeś się.
- Ty też.
- Ja też… Bardzo. Że zostanę sam. Łatwiej uciec. Prawda?
- Łatwiej.
- Przyznajesz mi rację?
- Powiedzmy, że tak. Możemy już iść na to piwo?
- Możemy.
***
- House…?
- Tak, Wilson?
- A wtedy, gdy – idioto - włożyłeś nóż do kontaktu… Wtedy nic nie widziałeś, prawda?
- Nie znam odpowiedzi na wszystkie pytania, Wilson.
- Ale Amber widziałeś?
- Tak. Była piękna. Bez podtekstów. Spokojna. I szczęśliwa. Chciałem, żebyś wiedział.
- Dziękuję, House... Ale przecież ty nie wierzysz w takie rzeczy.
- Nie. Ale może ty wierzysz…
***
- House…
- Tak, Wilson…?
- Ładna melodia.
- Przyszła mi wczoraj do głowy. Nic szczególnego…
- Nieprawda. Jest naprawdę ładna.
- Wiesz…
- Nic nie mów, House. Nie przerywaj.
- To naprawdę nic szcze…
- Chcę posłuchać. Graj, House. Po prostu graj.
- Jesteś pewien?
- Tak. Jestem pewien.
***
- Wilson…?
- Tak, House…?
Fear and panic in the air
I want to free from desolation and despair
And I feel like
everything I saw is being swept away
I refuse to let you go
I can’t get it right since I met you
Loneliness be over
When will the loneliness be over?
Life will flash before my eyes
so scattered and lost
I want to touch the other side
and no one thinks they are to blame
Why can’t we see
when we bleed
we bleed the same?
I can’t get it right since I met you
Loneliness be over
When will the loneliness be over?
Muse Map of the Problematique
A oto moje skromne autorskie tłumaczenie:
Strach i panika unoszą się w powietrzu
Chcę uwolnić się od samotności i rozpaczy
Czuję się tak, jakby wszystko, co kiedykolwiek widziałem
Zostało zmiecione sprzed mych oczu
Nie zgadzam się na to, byś odszedł
Nic nie jest takie samo, odkąd cię spotkałem
Samotności, odejdź!
Kiedy samotność się skończy?
Życie przepłynie mi przed oczami
Pokruszone na kawałki, rozsypane
Pragnę dotknąć tej drugiej strony
Lecz nikt nie uważa, że jest temu winien
Dlaczego nie dostrzegamy, że kiedy krwawimy
krew z każdego z nas upływa tak samo?
Wszystko się zmieniło, odkąd cię spotkałem
Samotności, odejdź!
Kiedy samotność się skończy?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Czerwono-Zielona dnia Czw 9:18, 03 Cze 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
gehnn
Pediatra
Dołączył: 17 Lis 2009
Posty: 743
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z zamku pięciu Braci Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 12:31, 03 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
Gehenn skomenci, jak wróci :3
Już mi się zapowiada coś świetnego. Po autorce, po tematyce, po filmiku, który jest genialny. Dzisiaj wieczorem, bo teraz nie mogę ^,^
e: Praktycznie zasypiam przed monitorem (bynajmniej nie przez twojego fika), więc za ewentualny brak ładu i składu przepraszam. Jednak skusiłam się na szybkie przeczytanie tego tekstu przed wyjściem i wzbudził we mnie bardzo mieszane uczucia. Teraz, kiedy przeczytałam go drugi raz, mam to samo. Zacznę od tego, że nie zawiódł mnie styl, który w moich oczekiwaniach wyglądał jak ten z Broken. Przepięknie piszesz, o czym już wspominałam. Potrafisz (nie wiem jak to nazwać, może zabrzmieć dziwnie) sączyć słowa, czy to w dialogach, czy w monologach. To samo z wykorzystaniem tematu - przepięknie to wszystko ujmujesz. Uczucia, przeżycia, obawy, marzenia, wszystko jest napisane. Oraz obecność Amber, która nie jest obecna. Zawarłaś w tekście kilka cudownych fragmentów, prześlicznie opisanych i ich teraz nie zacytuję ze względu na porę. Zakończenie kocham bardzo, bo jest takie (potok prostych słów, które ani trochę nie odzwierciedlają tego, czym ono jest) otwarte, ujmujące, zachwycające swoją prostotą. Jednak mam mieszane uczucia, a to dlatego, że piękne opisy nie idą tutaj mi w parze z dialogami. Niektórych kwestii po prostu nie jestem w stanie włożyć do ust House'a lub Wilsona. Gdyby to były opisy myśli, przeżyć wewnętrznych, byłoby w porządku. Ale tak trochę mi trąci sztucznością. Nie ma tej lekkości w wyobrażeniu, jaką na przykład zaobserwowałam w Fallen. Nie umniejszam tutaj oczywiście twojej umiejętności posługiwania się słowem ani przepięknego ujęcia tematu - po prostu ja niektórych rzeczy nie zobaczyłam. Może to sprawa bardziej osobista, może nie - w każdym razie z tym mam problem. Właściwie jedyny. Nie dopasowały mi się wypowiedzi do postaci, chociaż czytałam wstęp i uważnie śledziłam, kto do kogo mówi. Może po prostu nie jestem w stanie zobaczyć tego twoimi oczami. Niemniej jednak, tekst uważam za bardzo udany. Wiele w sobie ma. No i styl jest bezbłędny.
Przepraszam za marudzenie xd
Pozdrawiam,
G.
e2: Widzisz, Izoch? xD Napisałaś o wiele ładniej niż ja ^^
e3: Zaraz mnie coś trafi. Taak, zapomniałam. Przeglądam sobie tekst jeszcze raz i przypominam coraz to nowe rzeczy. To może po kolei:
W pierwszym dialogu urzekło mnie porównywanie melodii do kolorów. House, który histeryzuje, boi się, denerwuje jak małe dziecko to House, który mnie nieco odstrasza. Jest jakiś taki nieswój. Ale ze względu na sytuację, rozumiem. Śliczne przejście od Amber do Wilsona. Później w tekście jest wspomniane o tym, że stali obok siebie, ale się nie widzieli. Mam to przed oczami. Bardzo ładna scena. Końcówka piękna.
Drugi dialog wymaga trochę więcej czasu i stanu, w którym aktualnie nie jestem - stanu zadumy. Pojawiają się tu pytania, na które tylko House i Wilson mają odpowiedź, a ja mogę się jedynie domyślać, co chcieli powiedzieć. To musi być zazdrość. Ale zazdrość o co? O to, że to House ma z nią kontakt, czy o to, że mógłby go mieć? Tutaj zaczynają się moje zgrzyty z dialogami - House jako niewinne, przestraszone dziecko (tutaj w jednej kwestii ma dla mnie taki wydźwięk) do mnie nie trafia. Pomimo sytuacji.
Dialog trzeci najwięcej namieszał. Tu jest właśnie esencja tego Grega, którego Gehenn nie do końca lubi. Bo wiadomo, halucynacje, uzależnienia, problemy z psychiką, ogólnie problemy, ale nadal nie potrafię zobaczyć House'a, który pyta Wilsona o kolory. Po prostu nie. Za to odpowiedź Jamesa jest cudowna. Ta nadzieja, przekonanie, "rozumiesz". Świetne.
Dialog czwarty to głównie Wilson. House sobie przypomina, zaczyna siebie obwiniać, a James musi podjąć kilka ważnych decyzji - co weźmie w nim górę, przyjaźń czy żal? To musi być dla niego bardzo, bardzo trudne. Oraz świadomość, że House ją widzi, a on, który tego pragnie najbardziej, nie ma takiej możliwości.
W dialogu piątym znowu jest zgrzyt. Jest niesamowity, przyznaję, ale te monologi bardziej pasują mi do myśli Wilsona i House'a, niż do ich faktycznej rozmowy. Chociaż mogliby rozmawiać myślami... Och, kocham ich więź. Tak bardzo.
Końcówka szóstego dialogu jest cudowna. To 'ups' jest okropnie sztuczne. Ale ogólnie, pozostałam obdarta ze słów - cóż jeszcze mogłabym do tego dopowiedzieć?
Siódmy jest za to w całości, bezsprzecznie, niesamowicie, zachwycająco prawdziwy. Od początku do końca. Fragment o tym, że kazała mu wracać - och. I tyle z siebie wyduszę. Końcówka również jest powalająca (podobnie jak wszystkie). Dialog siódmy to mój faworyt.
Dialog ósmy - oni się kochają. Tak bardzo. Tak mi źle, kiedy myślę o uczuciach Wilsona. Wiem, że House nie miał przyjemniejszych chwil, ale wydaje mi się, że James był bardziej... świadomy?
Dialog dziewiąty.
Cytat: | - Czego ty ode mnie właściwie oczekujesz?
- Że ze mną porozmawiasz. Mimo że to trudne.
- To może jednak lepiej zostawmy to i chodźmy na piwo.
- Bałeś się.
- Ty też.
- Ja też… Bardzo. Że zostanę sam. Łatwiej uciec. Prawda?
- Łatwiej.
- Przyznajesz mi rację?
- Powiedzmy, że tak. Możemy już iść na to piwo?
- Możemy. |
Nie chcę cię męczyć i się powtarzać. Zacytowałam. Bo aż szkoda zostawić nieruszonego.
Dziesiąty. Podoba mi się House. Bardzo. Wrócił do siebie. Tak myślę.
Jedenasty. Kocham, kiedy House gra, a Wilson słucha. To ich łączy w taki piękny sposób. Zastanawiam się, czy ktoś inny potrafi tak słuchać.
O końcu już mówiłam. Nie psujmy jego wspaniałości moimi słowami.
Już. Teraz mogę być usatysfakcjonowana komentarzem ^^''
e4: (obiecuję, że to już ostatnia edycja) Świetnie przetłumaczyłaś fragment piosenki. A po piątym obejrzeniu filmiku przez ciebie wysłanego nie mogę się powstrzymać od stwierdzenia, że Robert Sean Leonard jest tak cholernie ładny (2:23).
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez gehnn dnia Pią 12:53, 04 Cze 2010, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
InvisibleCone
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Maj 2010
Posty: 216
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 14:15, 03 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
Przeczytałam i jestem pod wrażeniem. Genialny debiut Hilsonowy
Pisane dialogami, bez specjalnych opisów, a jednak ten tekst wyraża to co powinien.
Nie będę nic cytować, bo musiałabym zacytować cały ten fik
Chociaż nie, znalazłam taki fragment:
Cytat: | - I uważasz, że życie jest dla ciebie karą?
- W pewnym sensie. W pewnym sensie jest nią dla każdego… |
Jakoś tak mi ten zwrot pasuje do Housa, tak jak by on naprawdę to powiedział.
Życzę weny i czekam na dalszą twórczość
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Czerwono-Zielona
Pediatra
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 736
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: from unbroken virgin realities Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 19:41, 03 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
Gehenn- no to uważaj, żebyś się nie przeliczyła
Ale oczywiście czegokolwiek nie napiszesz, będę Ci za Twój cenny komentarz niezwykle wdzięczna Czekam nań z niecierpliwością. I dziękuję, że tu zajrzałaś...
InvisibleCone - bardzo, bardzo dziękuję! Strasznie się cieszę, że Ci się podobało... Jestem przeszczęśliwa I jeśli uważasz, że postacie mówią to, co powinny, to jest to komplement nad komplementy, że udało mi się stworzyć wiarygodnych bohaterów... Dziękuję You made my day
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Izoch
Okulista
Dołączył: 08 Sty 2010
Posty: 2248
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Sammyland Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 21:12, 03 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
Najpierw, cytat. Taka mała dygresja będzie
Przekonałam się, że często największym sprawdzianem i najtrudniejszym, jest postawienie przyjaciela w sytuacji, gdy sami coś osiągamy. Wtedy jakoś dużo osób polega
Chwała, że gehnn jeszcze nie napisała, to nie będzie mi wstyd tutaj pisać mojego wcale-nie-tak-pięknego komentarza
Pierwsza scenka mnie niesamowicie poruszyła. House kompletnie załamany, nie odróżniający już rzeczywistości od wyobraźni. To przykre. Widać, jak bardzo go to wszystko przygniotło... Swoją drogą, chciałam, by pokazali w pierwszym odcinku szóstego sezonu House'a wspominającego Amber, chociaż jedną halucynację. Szkoda, że nie zrobili tego, trochę mi brakowało w gruncie rzeczy jakiegoś pożegnania w ten sposób z tą całą przygodą z nią.
Cytat: | Przeciwnie. Ja się boję, że zrozumiesz… |
To takie w stylu Wilsona (przynajmniej tego starego Wilsona)... Zatajenie czegoś, byle tylko chronić House'a. Zrozumiałby, ale pytanie, jak zachowałby się House?
W kolejnych dwóch zagubienie House'a doprowadziło mnie do szczytu rozczulenia chyba (chociaż, pewnie nie, zobaczę, co to będzie dalej ). I jak po raz pierwszy wspomniał o wspomnieniu (wiem, że to idiotycznie brzmi, ale za Chiny ująć tego inaczej nie umiałam) z Amber i wypadku, zrobiło mi się niesamowicie go szkoda. Dociera do niego powoli ta cała rzeczywistość, co musi być przynajmniej ciężkie.
Rozmowa ich w następnej scenie byłą pełna żywych emocji. Podobało mi się szczególnie to, co powiedział House, a dokładniej:
Cytat: | zazdrościsz mi, że to ja ją widzę. |
I w tym momencie nie sposób nie powiedzieć "aww", gdy myśli się o Wilsonie, który mógł to usłyszeć. Musiał to być dla niego cios, ale, szczerze, wydaje mi się, że naprawdę mógłby być zazdrosny o to, być zły, że on nie ma takiej możliwości. Zresztą, wątpię, czy ktokolwiek by nie był na jego miejscu.
Obwinianie się jest takie... odpowiednie. Jakby nie patrzeć, to House zadzwonił. House zmusił ją w jakiś sposób do wyjścia i wypicia. Przez House'a weszła do tego autobusu. Teraz, jak dociera to do niego, musi czuć się naprawdę, naprawdę podle. Zresztą, jakoś czuję wręcz niemoc, żal i złość płynące z jego strony...
Cytat: | na swój sposób kojące poczucie, że dopóki ją widzisz, ona nadal gdzieś jest, że gdzieś wciąż rozbrzmiewa jej głos, że nie zniknęła zupełnie… |
Kurczowo trzyma się Amber, nie pozwala jej całkowicie odejść, chociaż wie, że jej nie ma, że to tylko wytwór chorej głowy. Tak, jakby odbierał te halucynacje jako znak od Amber, że jest okej, ma się dobrze.
Cytat: | - Nie żartuję. Mogłeś powiedzieć po prostu to, co myślisz, co czujesz. Możesz zrobić to teraz.
- Czego ty ode mnie właściwie oczekujesz?
- Że ze mną porozmawiasz. Mimo że to trudne.
- To może jednak lepiej zostawmy to i chodźmy na piwo.
- Bałeś się.
- Ty też.
- Ja też… Bardzo. Że zostanę sam. Łatwiej uciec. Prawda?
- Łatwiej. |
Przy całym tym fragmenciku dosłownie łza popłynęła. Chyba osiągnęłam szczyt mojej odporności na cierpienie i trudne rozmowy, które pokazują człowieka, odzierają go z powłoczek. Które przy okazji House próbuje zachować, uciekając od tematu. Jasne, że łatwiej uciec. Uciekamy, chyba przynajmniej większość z nas, bo boimy się konfrontacji, która może być straszna wręcz...
Niesamowita lektura. Taka, jakiej spodziewałabym się po Housie i Wilsonie. Taka, jaka powinna była się odbyć, żeby oczyścić to wszystko, co się wydarzyło. Bo nie uwierzę, że są ponad tym wszystkim.
Nie umiem pisać konstruktywnych i ładnych komentarzy, na które w pełni zasługujesz...
I piosenka! Kurczę, nigdy do Muse przekonać się nie mogłam, ale tutaj było idealnie. Możliwe, że inna mi piosenka się kołatała po głowie, jak szukałam dopasowania, ale nie pamiętam. Ta jest odpowiednia, o.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Czerwono-Zielona
Pediatra
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 736
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: from unbroken virgin realities Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 2:55, 08 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
Kurczę, dwa razy zjadło mi długaśną odpowiedź na Wasze cudowne komentarze... A wszystko przez to, że siedzę w jakiejś idiotycznej pozycji, bo mam zapalenie żyły w nodze i muszę ją mieć uniesioną do góry... No trudno. Nie pójdę spać, dopóki nie napiszę
Gehenn. Droga Gehenn. Bardzo Ci dziękuję za piękne słowa Twojego komentarza, komentarza długiego, wnikliwego, szczegółowego... To dla mnie zaszczyt - otrzymać taki komentarz Twojego autorstwa. Ale najbardziej wzruszyłaś mnie tym, że pisałaś go, będąc tak bardzo zmęczoną... Może jednak następnym razem najpierw się trochę prześpij, bo będę miała na sumieniu Twoją dobrą reputację, jeśli potem zaśniesz w jakimś nieodpowiednim miejscu lub czasie...
Dzięki Ci też za wszystkie słowa krytyki - dzięki nim miałam się nad czym zastanawiać
Zacznę od końca - jestem Ci bardzo wdzięczna za pochwałę tłumaczenia piosenki - to bardzo wiele dla mnie znaczy! I cieszę się, że filmik Ci się spodobał Montaż jest naprawdę niesamowity... Co do urody Wilsona - ja się nią aż tak bardzo nie zachwycam, ale facet posiada niezaprzeczalny urok
Gehenn, znów piszesz o czymś takim, jak mój styl... To dla mnie niezwykłe, że dostrzegasz w moich tforkach coś szczególnego i że na dodatek jesteś skłonna uznać to za pozytyw *puchnie z dumy* Przestań, bo zaraz eksploduję
Zacznę tak: wiem, że zabranie się za ten tekst było jak porwanie się z motyką na słońce. Dwóch głównych bohaterów, których rozmowy są tak charakterystyczne, a ja wybieram formę dialogu. I trudny temat. Ale. Ale właśnie ów temat. Chodził za mną, i chodził. I nie mogłam się powtrzymać. Bo wciąż się zastanawiałam co by było, gdyby... Gdyby House powiedział Wilsonowi o wizji w białym autobusie, gdyby Wilson powiedział, czy rusza go fakt, że House widzi Amber, gdyby porozmawiali o tym ich dwumiesięcznym milczeniu... I napisałam. Nie wiem, czy dobrze to to wyszło, czy źle, ale muszę powiedzieć, że odczuwam pewną ulgę, że oni w końcu o tym wszystkim porozmawiali. Nie szkodzi, że tylko w mojej głowie
Teraz będzie trochę spierania się, trochę tłumaczeń i wyjaśnień
Po pierwsze - piszesz, że na początku House zatracił swój charakter... To prawda. Ale to był zabieg celowy. Ja bardzo lubię znęcać się nad Housem, więc nie mogłam przepuścić takiej okazji Poza tym sądziłam, że House w Mayfield będzie naprawdę w nieciekawym stanie... to, co zobaczyłam w "Broken", nieco mnie zdziwiło. Zdziwilo mnie też to, że nie bylo tam Wilsona oraz że nie pokazano nam już więcej Amber. Dlatego też postanowiłam ich tam umieścić. W ogóle było dla mnie czymś naturalnym, że Wilson będzie przy przyjacielu, że będzie go wspierał i pomagał mu, że odegra w procesie zdrowienia rolę większą i ważniejszą nawet niż lelarze i lekarstwa... Piszesz, że House jest tu jak "małe, zagubione dziecko". Tak, zgadzam się. Chciałam przez to osiągnąć następujące rzeczy: po pierwsze - upadek totalny, aby można bylo odbić się od dna, dzięki czemu z kolei mogłam pokazać całą tę drogę powrotu do "normalności", w której towarzyszy przyjacielowi Wilson. Po drugie - ja widzę, że gdzieś w głębi duszy House to właśnie takie małe, zagubione dziecko i oto nadaża się okazja, aby to pokazać. Choćby jako objaw choroby. I po trzecie - ten zabieg ukazuje jeszcze jedną ukrytą cechę House'a - wrażliwość. Tak bardzo przeżył śmierć Amber i Kutnera, że aż do tego stopnia - mówiąc kolokwialnie - ześwirował...
Napisałaś, że "nie widzisz" House'a pytającego Wilsona o te kolory... Prawdę mówiąc też miałam wątpliwości, czy to będzie dobrze brzmiało, ale nie znalazam lepszego pomysłu na dialog, w którym Wilson będzie mógł złożyć tę obietnicę, że wszystko się ułoży. Poza tym... OK, przyznam, się. Zdradzę tajemnicę Otóż sam początek - dialog o kolorach - wzięłam z własnego doświadczenia. Bo ja - osoba, która nie posiada za grosz zdolności muzycznych i bardzo z tego powodu cierpi posiada za to rozwinięte zjawisko synestezji. Ja "widzę" dźwięki oraz "czuję" ich fakturę. I któregoś dnia, w przypływie nagłego "olśnienia" pomyślałam właśnie dokładnie tak: "One [dźwięki] są żółte! One wszystkie są żółte! Albo czarne. Innych nie ma. I dlatgo nie umiem ich zagrać, zaśpiewać, zapamiętać, odtworzyć...". I potem pomyślałam, że te słowa brzmią niedorzecznie, absurdalnie, abtrakcyjnie - jak słowa wariata... A ponieważ House znalazł się właśnie w psychiatryku, a dla niego muzyka także odgrywa w życiu ważną rolę, pomyślałam sobie, że fajnie te słowa brzmiałyby w jego ustach. Tylko, że u niego były symbolem choroby, dlatego gdy mówił je później, zabrzmiały dziwnie. Lecz dla mnie - synestetyka - brzmiały całkiem normalnie. Dlatego nie zauważyłam tu pewnej niekonsekwencji... Chyba, że założymy, że House tez jest synestetykiem (naprawdę w serialu nie jest - widzial muzykę tylko raz, gdy się naćpał w "Distractions"). Może nawet takie bylo moje poczatkowe założenie...? Nie pamiętam... Bo wtedy House mógłby rozmawiać o tych kolorach jako o czymś naturalnym, tak jak ja rozmawiam o nich teraz z Tobą... Bo dla mnie jest aż dziwne, że House tych kolorów faktycznie nie widzi, skoro jest tak muzykalny... Że w ogóle inni ludzie ich nie widzą Możemy też założyć, że po prostu chwilowo mu się pogorszyło
Piszesz też o sztuczności w tej rozmowie z długimi monologami, że nie sądzisz, aby H i W byli w stanie to sobie powiedzieć. Być może. Ale ten cały tekst, te wszystkie dialogi, to jest właśnie to, czego oni nie powiedzieli. Ja po prostu chciałabym to usłyszeć, to rodzaj mojego pobożnego życzenia. Dlatego zadanie napisania tego bylo tak trudne. Bo musialam napisać coś, czego ani sami bohaterowie nie mieli odwagi powiedzieć, ani autorzy scenariusza nie zdecydowali się włożyć im w usta... Choć ja akurat naprawdę "słyszę" to, jak oni to mówią, mam poczucie, że potrafiliby to powiedzieć... Pewnie dlatego właśnie tak napisałam Tym bardziej więc ciekawi mnie, że Ty widzisz to inaczej. Jej, jak fajnie, że mogę o tym z Tobą porozmawiać...
I cieszy mnie, że pomimo tego "zgrzytu", dostrzegłaś w tej rozmowie łączącą ich więź. O to mi chodziło. Emocje. Prawda. A może to też tylko jedna wielka housowa halucynacja?
W dialogu szóstym nie pasuje Ci house'owe "ups". A ja będę go bronić rękami i nogami Bo House nie mówi tego na poważnie, przepraszająco, zmieszany... On jest tu już coraz bardziej sobą i mówi to żartobliwie, ironicznie, złośliwie, sarkastycznie... Choć prawdopodobnie doskonale wie, że nie powinien - przynajmniej w takich okolicznościach - określać przy Wilsonie Amber mianem Cutthroat Bitch, ale on się przecież nie przyzna, że jest mu głupio, więc mówi to teatralnie, prześmiewczo, jedynie udając zakłopotanie... Ja osobiście uwielbiam jak on to mówi w mojej głowie... Czy teraz inaczej patrzysz na to "ups"?
Zauważyłam coś ciekawego - dostrzegasz sztuczność tam, gdzie się jej nie spodziewałam, a nie zauważasz tam, gdzie się obawiałam, że będzie. Nawet przeciwnie - te fragmanenty właśnie Ci się podobają To zasdniczo mnie cieszy - bo świadczy o tym, że z "pułapek" wyszłam obronna ręką, a miałam za to o czym dyskutować i rozmyślać.... Fajnie
Droga Gehenn, tyle tych Twoich pochwał... Bardzo Ci za nie dziękuję. Świadomość, że mój tekst dostarczył komuś emocji, że coś się spodobało, że ktoś się z czymś zgadza, a z czymś innym z kolei - nie, to naprawdę cudowna sprawa. Dzięki Tobie mogę jej doświadczyć. Dziękuję, że go przeczytałaś i tak obszernie skomentowałaś.
Mam nadzieję, że dzięki Twoim uwagom następne dialogi będę mogła napisać lepiej.
I możesz edytować ile jeszcze tylko razy chcesz
Ściskam
Cz-Z
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Czerwono-Zielona dnia Czw 23:59, 10 Cze 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
mazeltov
Neurolog
Dołączył: 28 Paź 2009
Posty: 1656
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z poczekalni Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 15:44, 08 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
Czerwono-Zielona, jestem pod olbrzymim wrażeniem, tego jak piszesz. Masz niebanalny styl, a to jak bawisz się słowami jest godne pozazdroszczenia. Piszesz w bardzo prosty sposób, a jednocześnie tak głęboki i dosadnie trafiający i wzbudzający mnóstwo emocji w czytelniku.
Po przeczytaniu opowiadania, zauważyłam bardzo obszerny komentarz ghenn i twoja odpowiedz na ten komentarz, strasznie mnie meczy, żeby go przeczytać, ale nie chce żeby to co przeczytam jakoś zaburzyło moje odczucia, wiec jak opisze moje wrażenia, to na pewno zagłębię się w lekturę komentarzy, w celu sprawdzenia jak bardzo sie mysle, bo tekst jest tak wspanialy i pelen emocji, ze jego interpretacje moga byc rozne.
Z góry przepraszam, za ewentualna chaotyczność, ale czuje mnóstwo emocji, a czasem jest je ciężko opisać, żeby naprawdę przekazywały, to co maja przekazać.
Tekst pierwszy, mam mieszane uczucia, ponieważ na początku House wydal mi się tak bardzo infantylny, przestraszony, bezbronny i w końcu szalony, a to, ze nie rozróżnia rzeczywistości od halucynacji, bardzo smutne. Nadanie muzyce barw, jest takie piękne, ale przy tym całkowicie abstrakcyjne i tak ładnie w to wplotłaś Amber. Co jeszcze zwróciło moja uwagę to, to jak Wilson delikatnie się obchodzi z Housem.
Tekst drugi, moim zdaniem kontynuacja szaleństwa Housa?! Znowu czuje, to jego zagubienie tudzież szaleństwo. I bardzo ciekawe zagadnienie, czy Wilson zazdrości House'owi tych wizji z Amber? Odniosłam wrażenie, ze po części tak, ale tez jego racjonalizm mówi mu, ze to tylko chory wytwór wyobraźni jego przyjaciela i nie ma powodów czuć zazdrości, ale nie chce się do tego przyznać, bo boi się jak House zrozumie jego odczucia.
Tekst trzeci, to pokaz wielkiej wiary Wilsona, ze House wyzdrowieje. Nie wiem czy odnoszę dobre wrażenie, ale to „Uhm” Housa wydaje mi się takie bez przekonania, zalatuje mi cynizmem, co jest ciekawe, bo niby typowe zachowanie Housa, ale poprzedzone zupełnie do niego nie pasujacm, pytaniem o kolory.
Tekst czwarty, jakby punkt zwrotny, bo House zaczyna sobie wszystko uświadamiać, a Wilson musi podjąć decyzje czy obarcza go wina za to co się stało czy jednak zdaje sobie sprawę, ze było to niefortunne zdarzenie.
Tekst piaty, jest bardzo ciekawy, choć nie wiem czy to odpowiednie słowo. Rozumie, ze właśnie coś takiego chciałabyś zobaczyć w serialu, taka rozmowę, gdzie wszystkie karty są odkryte, gdzie nie ma niedomówień, a tylko czysta i gorzka prawda. Monolog Wilsona, wydaje mi się bardzo możliwy i troszkę mi przypomina ten, kiedy Jimmi rozmawia z Housem na dachu, o tym dlaczego krzywdzi ludzi. Natomiast to wszytko co mówi House coz jestem pewna, ze tak właśnie myśli, choć mało realne jest to, żeby coś takiego wyszłoby z jego ust.
Tekst szósty, w którym jest diametralna zmiana. House wydaje się dochodzić do siebie, natomiast teraz Wilson potrzebuje rozmowy, która ma mu pomoc, poukładać sobie to wszytko. Tutaj jest właśnie, to co przypuszczalam wczesniej, Wilson chce widziec Amber, ale tez sobie zdaje sprawe z niedorzecznosci tej zachcianki, a House odbiera to wlasnie tak jak Jimmi chyba sie obawial, ze odbierze.
Tekst siódmy, jeden z bardziej niesamowitych. House i Wilson wracają do tych swoich malutkich złośliwości i ironi w rozmowie. Najbardziej podoba mi się, to jak House bardzo okrężna droga, uwiadamia Wilsonowi, ze nie ma być o co zazdrosny, bo tylko on tak naprawdę rozmawia z Amber, a jego wizje są tylko, wynikiem jego chorego mózgu. Fragment z odwiezieniem do domu pozostawię bez komentarze, bo nie wiem co powiedzieć.
Tekst osmy, pokazuje tego Housa którego kocham. Sadze, ze Wilson pogodził się z tym, House również tylko, ze House chce znać odpowiedz dlaczego tak, a nie inaczej. Mogę sie tez mylic i on wcale nie chce poznac odpowiedzi, ale jego mozg jak zawsze karze mu to analizować.
Tekst dziewiąty, to chyba moj ulubiony. House jest Housem, nie chce się otworzyć, ale wie, ze musi jakoś to wyjaśnic, ze musi siesię przyznać do strachu, do obaw, bo zależny mu na Wilsonie i na ich przyjaźni. Pokazujesz tym tekstem, to jak Wilson dobrze zna Housa. Naciska na niego, zada prawdy, ale wie kiedy przestać, jak daleko się posunąć.
Tekst dziesiąty i jedenasty są już powrotem do tego co znane, ale i nowe. Mimo, ze widać czasem troszke Ooc, to mimo wszytko to jest właśnie Hilson.
Tłumaczenie bardzo mi się podoba, ale nie ocenie merytoryki, bo to nie za bardzo moja dziedzina jeśli chodzi o poezje, raczej jestem beznadziejna.
Reasumując, fik ten jest jednym z najciekawszych jakie czytałam. Wiem, ze piszesz dużo w Innych, ale zawsze brakowało mi czasu żeby tam zaglądnąć, teraz wiem, ze nawet jeśli będę musiała spod ziemi ten czas wykopać, to na pewno zapoznam się z innymi twoimi pracami.
Ja również, nie jestem jakoś specjalnie obeznana w tym dziale, ale czegoś takiego jeszcze nie widziałam.
Pozdrawiam, mazel
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Czerwono-Zielona
Pediatra
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 736
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: from unbroken virgin realities Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 23:07, 10 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
Informacja specjalna dla Izoch
Izoszku drogi! Tzn. droga... Matko, przepraszam, nie wiem, jak odmieniać twój nick W każdym razie chciałam Cię przeprosić, że na tekst Gehenn odpowiedziałam, a na Twój już nie... Wszystko dlatego, że gdy dwie pierwsze wersje posta mi perfidnie "zżarło", postanowilam wysłać pierwszą cześć - tę skierowaną do Gehenn, żeby znów jej nie połknęło, a odpowiedź do Ciebie dodać, edytując posta, Niestety, nie dane mi było tego zrobić - komputer nagle trafił szlag i zostałam go pozbawiona na całe trzy dni, nie mając jak dopisać odpowiedzi do Ciebie. Także przepraszam za to bardzo i spieszę nadrobić zaległości...
Po pierwsze - Twój komentarz jest równie piękny, co komentarz Gehenn! Oba Wasze posty są wzruszające, oba mnie uszczęśliwiły, choć w inny sposób... Otrzymać komentarz do swojego tekstu, i to taki komentarz, jak Twój, jest przeżyciem absolutnie cudownym, trudnym wręcz do opisania... Bardzo Ci za to dziekuję!
Na początek - absolutnie zgadzam się z Twoją dygresją!
Chciałaś zobaczyć Amber w "Broken"? Ja też!! Tak, mnie również zabrakło jakiegoś ładnego zakończenia tego wątku... A House'a po prostu odtruli, po czym ten wziął i spakował manatki, jakgdyby nigdy nic... Ech. No ale właśnie dlatego umieściłam w Mayfield Amber. Wilsona (i innych postaci) też mi trochę zabrakło, ale rozumiem, że twórcy mieli taką, a nie inną koncepcję... Wilsona także umieściłam w tym fiku, ponieważ wydawało mi się czymś zupełnie naturalnym, że będzie on czuwał nad przyjacielem w tak trudnych chwilach...
Naprawdę napisałam coś w stylu Wilsona? Bardzo się cieszę... Muszę powiedzieć, że mam sporą frajdę w pisaniu dialogów, ale jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że jest to zajęcie karkołomne, i że dla Czytelników poszczególne wypowiedzi wcale nie muszą brzmieć aż tak autentycznie, jak mi się to wydaje... Zresztą to jest chyba bardzo indywidulana sprawa...
O - i mamy na to przykład - Ty piszesz, że House w pierwszych dialogach doprowadził Cię do szczytu rozczulenia, podczas gdy Gehenn uważa, że jest zbyt dziecinny, nieautentyczny... Ale super! Nie wiem, może zabrzmi to dziwnie, ale czytanie takich przeciwstawnych opinii dostarcza mi mnóstwo emocji... Niesamowite
Napisałaś, że: Obwinianie się jest takie... odpowiednie. Nieco mnie tym uspokoiłaś... Bo House obwiniający się to taki House, którego bardzo rzadko widzimy... To takie niehausowe... Łatwo można zrobić z tego zarzut. I zgodziłabym się z nim. Ale jestem przekonana, że gdzieś w głębi duszy House musi czasem i coś takiego odczuwać... Zresztą przyznał się chyba do takich emocji w 5x01... A ja tak lubię wywlekać z niego te ukrywane uczucia, choć może są one tylko moimi wyobrażeniami...
Twoje słowa: Zresztą, jakoś czuję wręcz niemoc, żal i złość płynące z jego strony... to miód na me serce A o tym odzieraniu z powłoczek tak pięknie napisałaś... Oj, tak, odzieranie House'a z powłoczek to jest to, co Czerwono-Zielona lubi najbardziej
Dziękuję za wzruszające słowa o tym fragmencie, że łatwiej uciec...
Oto jak napisałaś o tym, że Wilson jest zazdrosny, że to House widzi Amber:
Zresztą, wątpię, czy ktokolwiek by nie był na jego miejscu.
Otóż to... Od razu rzuciło mi się to w oczy... A w serialu ten temat w ogóle nie był poruszony, po Wilsonie spłynęło to wszystko jak po kaczce... Jakoś nie bardzo mogłam w to uwierzyć. Cieszę się, że Ty też tak uważasz
Napisałaś:
Niesamowita lektura. Taka, jakiej spodziewałabym się po Housie i Wilsonie.
Chyba nie muszę mówić, że te słowa sprawiają, że fruwam z radości
Dziękuję.
Taka, jaka powinna była się odbyć, żeby oczyścić to wszystko, co się wydarzyło. Bo nie uwierzę, że są ponad tym wszystkim.
Dokładnie. Jak to dobrze wiedzieć, że Ktoś mysli podobnie
Wierz mi, potrafisz napisać konstruktywny i ładny komentarz. Naprawdę
I cieszę się, że piosenka przypadła Ci do gustu, pomimo "nieprzekonania" do Muse
Z całego serca dziękuję za przeczytanie mojego tforka i pozostawienie pod nim tak pięknego komentarza...
Pozdrawiam
Cz-Z
mazeltov
Mazel, wiesz, że jesteś niesamowita...?
Podobnie jak Gehenn przeanalizowalaś każdy dialog po kolei... Naprawdę, nie spodziewałam się, że komukolwiek wpadnie do głowy pomysł, by tak zrobić....
Cóż mogę powiedzieć? Pięknie to wszystko opisałaś, sama bym lepiej tego nie ujęła...
I napisałaś mojego nicka kolorami! Jesteś kochana...
No dobrze, przejdźmy do rzeczy
Jeśli chodzi o infantylizm House'a w początkowych scenach - przepraszam, to chyba będzie dużym nietaktem, ale możesz o tym przeczytać w poście do Gehenn... Podobnie wyjaśnienie zagadki kolorów... Bardzo przepraszam, ale pisałaś, że i tak chciałaś przeczytać tego posta, więc chyba nie ma sensu, żebym się powtarzała... Dziekuję za wyrozumiałość w stosunku do mojego lenistwa...
Natomiast jeśli chodzi o "uhm"... To "uhm". które ja sobie wymyśliłam, nie jest cyniczne... Jest zagubione, smutne, pozbawione wiary... No dobrze, może odrobine cyniczne jest Ale w sposób, w jaki mówi ktoś, komu obiecują coś zupełnie nierealnego, ktoś totalnie załamany... Może nawet jest to też rodzaj pewnego zawierzenia Wilsonowi - House przytakuje mu mechanicznie - sam nie wierzy w tę składaną przez przyjaciela obietnicę, ale Wilson wierzy, i to House'owi póki co wystarcza. Musi wystarczyć. Bo Wilson wierzy za nich obu... Trochę zagmatwana interpretacja, ale ja właśnie tak to widzę. I to wszystko zawarte w jednym... nawet nie słowie, a dźwieku....
Tak, to było spore ryzyko - same dialogi, bez opisów, wyjaśnień, wprowadzeń... Stąd pojawiają się różnice w interpretacji... Podobnie do jednego krótkiego słówka ups "przyczepiła" się Gehenn... "Usłyszała" je zupełnie inaczej niż ja to sobie wyobraziłam... Ale to jest właśnie genialne pole do popisu dla przeróżnych intrpretacji...
Nadanie muzyce kolorów - cieszę się, że się spodobało, ale jeśli przeczytasz o tym w poście do Gehenn, okaże się, że wyjaśnienie tego pomysłu jest dość prozaiczne... Choć dla mnie jednak ważne... Cieszę się, że mogłam wykorzystać ten motyw... I że się spodobał
Dialog piąty - ten z długimi monologami - widzę, że on (oprócz tych początkowych) wzbudza chyba największe kontrowersje... Cieszę się, że Tobie wiarygodna wydała się przemowa Wilsona... No tak, Wilson potrafi powiedzieć przyjacielowi takie rzeczy, z Housem już gorzej... Ale cieszę się, że odniosłaś wrażenie, że mógłby tak jednak przynajmniej pomyśleć... Chociaż i on czasami też potrafi walnąć prosto z mostu. Tak mi się wydaje. Z jakichś bliżej nie określonych przyczyn mam wrażennie, że i on mógłby coś takiego powiedzieć... Albo to tylko moja wyobraźnia... Tak, to jest moje własne, osobiste wyobrażenie. Ale to w końcu fanfiction. Ja tak widzę House'a. Napisałaś gdzieś pod koniec, że pomimo pozornego poworotu do "normalności" na końcu tego niby-opowiadania, jednak czuć OOC. I czytając te słowa, uświadomiłam sobie, że w moim przypadku tak chyba jest i tak będzie - bo ja staram się napisać to, co w filmie nie jest powiedziane wprost, to, co ja sobie wyczytam między wierszami i na mój własny osobisty użytek zinterpretuję... I cała frajda polega na obserwowaniu co komu wyda się mniej lub bardziej OOC. No, oczywiście, nie tylko na tym. Ale to też jest bardzo ciekawe
To, co napisałaś w swoich komentrzach do poszczególnych dialogów jest dokładnie tym, co chciałam przekazać... Czasem nawet Ty sama zwróciłaś moją uwagę na pewne rzeczy, bo ja pisałam raczej intuicyjnie, nie zastanawiając się nad tym, jaki aspekt danego problemu mam teraz poruszyć... Ale Ty pięknie sparafrazowałaś moje słowa.
A jeśli piszesz, że jest tam House którego kochasz, albo zauważasz jakieś takie hilsonowe smaczki, jakieś ciekawe szczegóły ich wzajemnej relacji, to ja po prostu skaczę z radości, jak Hugh na trzecim obrazku od lewej na Twoim bannerku
Kurcze, mam sentyment do tego tekstu, ale nie spodziewałam się takiego odzewu... Z całego serca dziękuję. Dziękuję za tak wyczerpujący i bogaty komentarz. Za wszystkie słowa o tym, jak piszę, Dziękuję, to naprawdę wiele dla mnie znaczy...
I dziękuję za miłe słowa o tłumaczeniu! Oj, to też jest coś, co mnie kreci.... Nic nie szkodzi, że się nie znasz - grunt, że zrozumiałaś mniej więcej o co chodzi...
Bardzo, bardzo dziękuję za czas poświęcony mojemu opowiadanku...
Pozdrawiam serdecznie
Cz-Z
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Czerwono-Zielona dnia Sob 16:14, 12 Cze 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|