|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
dzio
Moderator
Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 628
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Śro 22:10, 23 Lip 2008 Temat postu: A Challenge a Day (seria drabbli Hilsonowych) [13-18+] |
|
|
Postanowiłam spróbować swoich sił w tłumaczeniu. :smt001
Na pierwszy ogień idzie wspaniała seria drabbli pt. A Challenge a Day, czyli Co Dzień Wyzwanie. Popełniła to niejaka Katling, a oryginał można znaleźć [link widoczny dla zalogowanych]. Materiału mi na pewno nie braknie, bo rozdziałów jest 240... :smt107 :smt107 :smt107 :smt107 :smt003 :smt003
Zdecydowana większość to slashe i pre-slashe Hilsonowe. W tych co bardziej hadkorowych będę na początku dodawała ostrzeżenie, żeby się jakaś biedna dusza nie zgorszyła przez przypadek. :smt002
Tłumaczyć to będę nie po kolei, jak mnie nastrój dopadnie. Co nie ma większego znaczenia, bo drabble (z nielicznymi wyjątkami) nie są ze sobą powiązane i nie są ułożone chronologicznie.
Każdy drabblik ma swój prompt (czyli jakieś słówko, które jest motywem przewodnim, wyzwaniem, zaczątkiem fika) i tytuł. Prompt będzie napisany pogrubioną czcionką, a tytuł kursywą, żeby się nie pomieszało.
No to lecimy. Drabblik nr 13 - White - I care.
***
Biel - Mi zależy
Biały fartuch kontrastował z czernią asfaltu. Błyski czerwonych i niebieskich świateł nadawały scenie upiorny charakter. Ludzie biegali na wszystkie strony; ratownicy medyczni, strażacy, policja. Gapie zachowywali pełny szacunku dystans za rozpiętą policyjną taśmą i szeptali między sobą, obserwując zmiażdżony wrak samochodu, owinięty wokół latarni.
House kuśtykał desperacko w stronę kłębiącego się tłumu, przepychając się przez gapiów. To widok laboratoryjnego fartucha go zatrzymał. Śnieżnobiały fartuch, wciąż z osłoną na kieszeni, leżący na ulicy jak porzucona wylinka. Zamarł gapiąc się na niego i poczuł, jak zaczynają nim wstrząsać dreszcze. Wziął głęboki oddech i ruszył dalej naprzód.
- Proszę pana! Proszę pana, nie może pan tu wchodzić!
Zignorował głos i dalej utykał w stronę rozbitego samochodu.
- Proszę pana! - najwyraźniej głos był wyposażony w ręce. Złapały jego ramię, zatrzymując go z bolesnym szarpnięciem i House odwrócił się, próbując spiorunować je spojrzeniem.
- Proszę pana, to jest miejsce wypadku, - powiedział stanowczo młody policjant. - Nie może pan tu być.
House wpatrywał się w niego przez chwilę. - To jest Wilson, - powiedział w końcu.
Policjant wyglądał na zdezorientowanego, ale w końcu potrząsnął głową. - Przykro mi, nie może pan tu zostać. Proszę wrócić za taśmę.
House patrzył na niego, nie rozumiejąc słów i policjant zaczął delikatnie naciskać na jego ramię, żeby ruszyć go z miejsca.
- Chwileczkę!
House i policjant odwrócili się w stronę, z której dobiegło wołanie. Ratownik podbiegł do nich, patrząc na House'a.
- Ty jesteś Greg? - zapytał nagląco.
House skinął głową i ratownik złapał jego drugie ramię.
- Pytał o ciebie. Jest pobudzony. Myślę, że twoja obecność może go uspokoić, dopóki nie wydostaną go z samochodu.
Policjant puścił House'a a ratownik poprowadził go do wraku samochodu, od strony kierowcy. House przełknął ciężko i skrzywił się, kiedy zobaczył efekt zderzenia. Przód samochodu został zmiażdżony i nogi Wilsona były bez wątpienia przygwożdżone przez cały ten metal. Drzwi i kierownica zostały już usunięte, ale przez na wpół rozpiętą koszulę House widział ślady kierownicy, odbite na piersi Wilsona. Rana głowy została już zabandażowana, Wilson wyglądał na bladego i wstrząśniętego.
House podszedł bliżej i powoli, boleśnie przyklęknął, żeby być na tym samym poziomie, co jego przyjaciel.
- Wilson, - powiedział, sięgając po jego dłoń.
Wilson złapał ją z ulgą i spojrzał na House'a. Był nie tylko pobladły, ale pot zbierał się na jego czole, a jego twarz była wykrzywiona bólem.
- Greg, - westchnął, uspokajając się, kiedy jego ręka zacisnęła się spazmatycznie na dłoni House'a. - Boli.
House szybko ocenił obrażenia Wilsona i spróbował nie skrzywić się, kiedy zobaczył, jak ciasno zaklinowane były jego nogi. Wilson podążył za jego wzrokiem i parsknął urywanym, bolesnym śmiechem.
- Nie czuję ich, - powiedział, między krótkimi, nierównymi oddechami. - Ale wszystko inne boli. I jestem zmęczony.
Zamknął oczy i House mocno ścisnął jego dłoń. - Nie zasypiaj mi tutaj, - zażądał i oczy Wilsona się otwarły.
- Wszystko w porządku, Greg? – ratownik wrócił i położył dłoń na ramieniu House'a. House skinął głową i ratownik poklepał go po ramieniu. - Zabiorę twoją laskę, żeby nie wchodziła nam w drogę i strażacy zaczną ciąć samochód, żeby uwolnić Jamesa. Zostań tu, gdzie jesteś. Będziemy pracować na około ciebie. Ale załóż to.
Ratownik narzucił zapasową kurtkę strażacką na ramiona House'a i pobiegł na drugą stronę samochodu, przeciskając się do środka i sprawdzając kroplówkę podłączoną do ramienia Wilsona. House ubrał kurtkę i ponownie złapał dłoń Wilsona.
- Co się stało? - zapytał, kiedy kilku strażaków podeszło bliżej i zaczęło pracować nad przodem samochodu.
- Julie zadzwoniła, - powiedział Wilson słabym głosem. - Miałem ją na głośnomówiącym. Chce rozwodu. Chyba byłem trochę roztargniony.
Usta House'a wykrzywiły się w grymasie. - Niech ją szlag! - wymamrotał. - Nie mówi się czegoś takiego komuś, kto właśnie prowadzi.
- Nie sądzę, żeby ją to obchodziło, - odparł Wilson, słowa powoli sączyły się z jego ust. - Nie pamiętam, kiedy ostatnio ją obchodziło. Kiedy kogokolwiek obchodziło.
Ratownik, który obserwował oddech i rytm serca Wilsona rzucił House'owi zmartwione spojrzenie.
- Daj mu coś, na czym mu będzie zależało, albo go stracimy, - powiedział zwięźle, po czym częściowo wychylił się z samochodu i krzyknął coś do strażaków.
Zaskoczony House wpatrywał się w ratownika, na tyle, na ile nie zasłaniał go wrak i drgnął, kiedy dźwięk rozdzieranego metalu przeciął powietrze. Samochodem szarpnęło, kiedy strażacy usunęli część przodu i House spojrzał z powrotem na Wilsona.
- Ja... mnie obchodzi, - powiedział niepewnie, dopiero teraz uświadamiając sobie, że to prawda.
- Co? - szepnął Wilson, jego oczy błądziły po twarzy House'a. Pobladł jeszcze bardziej i House rozpoznał oznaki znaczącej utraty krwi.
- Mnie obchodzi, - powtórzył House, tym razem bardziej zdecydowanie. - Zależy mi na tobie i jeżeli mi tu teraz umrzesz, wskrzeszę cię, żebym cię mógł zamordować.
Coś błysnęło w wypełnionych cierpieniem oczach Wilsona i jego usta ułożyły się w delikatny uśmiech. - Czy to by nie było sprzeczne z celem? - zapytał, jego głos odrobinę silniejszy.
- Już ty się nie martw o moją logikę, - powiedział House beztrosko.
Ratownik z powrotem zanurkował do wnętrza samochodu i przyjrzał się Wilsonowi. Skinął głową z aprobatą w stronę House'a.
- Właśnie zabierają się za usuwanie ostatniego kawałka, - powiedział ratownik. - Nie jesteśmy do końca pewni, jak bardzo uszkodzone są nogi Jamesa, więc będziemy musieli działać szybko. Jak szybko możesz usunąć się z drogi, Greg?
- Nie martwcie się o mnie, - powiedział House, po czym spojrzał w dół na Wilsona i ścisnął jego dłoń.
- Bądź ostrożny - powiedział Wilson z niepokojem.
- Chociaż raz martw się o siebie, - powiedział niecierpliwie House.
Wargi Wilsona drgnęły. - Mi też zależy.
Twarz House'a złagodniała. Delikatnie przeczesał palcami włosy Wilsona i pocałował jego czoło.
- Są gotowi, - powiedział ratownik, zajmując pozycję obok Wilsona.
House pochylił się i zaparł po jego drugiej stronie i, po doliczeniu do trzech, strażacy przesunęli ostatni fragment wraku. Wilson pobladł i krzyknął, kiedy ciężar został zsunięty z jego nóg. House na moment dostrzegł poszarpane ciało, a nawet błysk białej kości, zanim z bolesnym stęknięciem został odepchnięty z drogi, żeby zapewnić dostęp ratownikom. Dość szybko wydostali Wilsona z samochodu i położyli go na noszach, które potoczyły się w stronę czekającej karetki. House podniósł się na nogi i gorączkowo rozejrzał się wokół w poszukiwaniu swojej laski.
- Tu jest, - dobiegł głos ratownika, który wepchnął laskę w dłoń House'a. - Powiedziałem im, że jedziesz z nimi.
- Dziękuję, - powiedział House, zanim pokulał za noszami. Ratownik w karetce pomógł mu wspiąć się do środka i po chwili mknęli do przodu.
- Do którego szpitala jedziemy? - zapytał House, pochylając się żeby pomóc ratownikowi.
- Princeton-Plainsboro, - rzucił zwięźle mężczyzna. - Co ty robisz?
- Jestem lekarzem, - odparł House, równie zwięźle. Ratownik skinął głową i pozwolił mu kontynuować. W tle słyszeli kierowcę, przekazującego szczegóły przez radio.
- Baw się grzecznie z innymi dziećmi, Greg, - wymamrotał Wilson niewyraźnym głosem.
House pochylił się i pogłaskał policzek Wilsona. - Zawsze bawię się grzecznie, prawda?
Wilson parsknął bolesnym śmiechem. - Nie. Masz... problemy z dzieleniem się.
Ratownik wyszczerzył się do House'a. - Możemy teraz mieć obaj napad złości, jak chcesz. Ja też nie lubię się dzielić. - Spojrzał w dół na Wilsona, który śmiał się cicho, choć z bólem, po czym mruknął pod nosem. - Chociaż rozumiem, czemu nie chcesz się dzielić.
Odpowiedź House'a przerwało ich przybycie do szpitala. Musiał odsunąć się, kiedy ratownicy w pośpiechu zabrali Wilsona. Złapał swoją laskę i ostrożnie wydostał się z karetki, podążając za nimi. Lekarze i pielęgniarki na Ostrym Dyżurze zebrali się wokół noszy, przenieśli go na łóżko i rozpoczęli swoje zabiegi. House ruszył w stronę zbiorowiska, ale został zatrzymany przez Lisę Cuddy.
- Pozwól im pracować, - powiedziała delikatnie. - Wiedzą, co robią. Poza tym, Chase tam jest. Ufasz mu, prawda?
House odwrócił się i zobaczył, że miała rację. Blond-włosy australijski lekarz pracował ze zdecydowaniem, cały czas mówiąc coś po cichu do Wilsona.
- Ufam? Nie, - powiedział House z grymasem. - Ale podejrzewam, że zazwyczaj wie, co robi.
Cuddy trzymała rękę na jego ramieniu, kiedy stali i obserwowali. Po krótkim czasie Wilson został zabrany do sali operacyjnej i Chase podszedł do nich.
- Jego nogi są trochę poharatane, ale wszystkie uszkodzenia powinno się dać naprawić, - powiedział, kiedy tylko do nich dołączył. Prawidłowo odczytał minę House'a i wiedział, że jego szef nie jest zainteresowany pytaniami i miłymi słówkami. - Prawdopodobnie ma kilka złamanych żeber, zrobią prześwietlenia po drodze do sali operacyjnej. Wygląda na to, że nie ma żadnego krwawienia wewnętrznego.
House skinął głową w podziękowaniu, strząsnął z ramienia dłoń Cuddy i odszedł, utykając. Przyglądał się operacji z pokoju obserwacyjnego i był zaskoczony, kiedy na koniec chirurg spojrzał na niego i uniósł oba kciuki w górę. Zamrugał, po czym skinął głową. Oczekiwanie, aż Wilson zostanie przeniesiony do pokoju, ciągnęło się w nieskończoność, ale w końcu mógł usiąść obok jego łóżka, z laską opartą o ścianę i głową podpartą na dłoniach.
- Wciąż tu jesteś, - zabrzmiał chrapliwy, urywany głos Wilsona i House uniósł głowę, uśmiechając się.
- Z twoimi nogami wszystko będzie w porządku, - powiedział. - Ale przez jakiś czas będziemy sobie mogli organizować wyścigi kalek.
- Niesprawiedliwe. Wygrasz, - wymamrotał Wilson, po omacku szukając dłoni House'a. - Więcej doświadczenia.
House złapał dłoń, która poszukiwała jego i przez chwilę wpatrywał się w nie, złączone.
- Ty na koniec będziesz mógł wyrzucić laskę, - powiedział cicho, z napięciem rysującym się na jego twarzy.
Wilson cicho poczekał, aż House znów spojrzy na niego. - Ale kalekę sobie zostawię.
House poczuł, jak coś wewnątrz niego się rozluźnia i uśmiechnął się do swojego przyjaciela. Wilson odpowiedział uśmiechem, na moment błyskając białymi zębami i obaj rozsiedli się w wygodnej, pełnej obietnic ciszy.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez dzio dnia Śro 22:20, 23 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Brandy
Student Medycyny
Dołączył: 17 Lip 2008
Posty: 121
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Houseland Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:24, 23 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Świetne tłumaczenie :smt002 Jeśli tak fajnych drabbli jest 240 to ja chcę przeczytać je wszystkie :smt003 A tak w ogóle to niejeden fik jest krótszy od tego drabbla ;P Biedny Wilson, ile on musiał znieść bólu, ale było warto bo w końcu House zrozumiał co do niego czuje :smt003
Będę wypatrywać następnych tłumaczeń :smt002
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Brandy dnia Pon 22:59, 28 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kasinka
Endokrynolog
Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 1859
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a kto to wie? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 11:18, 24 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Twoje tłumaczenie jest znakomite, świetne! Widać masz talent nie tylko do pisania ale i do tłumaczenia. Mam też nadzieję że pozostałe 239 drabbli jest na podobnym poziome jak ten. Wtedy uznam ten temat za jeden z najwspanialszych na caluśkim forum. To jest boskie! Właśnie takie coś lubię, a jeszcze w połączeniu z Twoim tłumaczeniem... poezja!
P.S. Gratuluję Forumowego Oskara, tak przy okazji :smt003 Widać, że się należał
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ceone
Tygrysek Bengalski
Dołączył: 12 Cze 2008
Posty: 1766
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 8:49, 25 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
cudna 1 część. zapowiada się świetnir. i tan Hilson *.*.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
dzio
Moderator
Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 628
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Pon 23:29, 28 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
No to lecimy dalej. Tym razem dwa drabbliki, bo krótsze. :smt003 Oba z tych bardziej rozrywkowych, oba slashowate, ale bez żadnych +18 kawałków, więc młodzież i delikatniejsza część widowni nie musi zamykać oczu. :smt002
Link do oryginału w pierwszym poście.
Drabblik nr 10 - Arrogance - Antonyms
***
Arogancja - Antonimy
Chase, Cameron i Foreman siedzieli przy stole w pokoju konferencyjnym Departamentu Diagnostyki, starannie ignorując biuro swojego szefa, w którym House i Wilson kłócili się o coś. Cameron udawała, że przegląda akta, Foreman wydawał się zajęty czytaniem gazety. Chase gapił się na jedną ze swoich krzyżówek, ale jego wzrok regularnie wędrował w stronę biura.
- Przeciwieństwo, siedem liter - rzucił w przestrzeń.
- House i Wilson - burknął Foreman.
Chase parsknął śmiechem. - Cóż, coś w tym jest, ale to jest zdecydowanie więcej, niż siedem liter.
- Antonim - powiedziała Cameron, rzucając Foremanowi karcące spojrzenie.
Chase zmarszczył brwi. - Antonim? Jesteś pewna, że to znaczy przeciwieństwo?
- Tak, synonim znaczy podobieństwo, antonim przeciwieństwo - odparła Cameron i uśmiechnęła się lekko. - Synonim to by było "House" i "arogancki". Antonim to House i Wilson... arogancja i pokora.
Obaj mężczyźni popatrzyli na Cameron ze spekulatywnymi minami.
- Myślałem, że on jest pewny siebie a nie arogancki - powiedział Foreman.
Cameron rzuciła mu stanowcze spojrzenie i wróciła do swoich akt.
Foreman wyszczerzył się do Chase'a. - Więc jakie by było słowo definiujące House'a i Cuddy?
Chase roześmiał się. - Niestabilność? - zasugerował.
- Insynuacja - zaoferował Foreman. Cameron ignorowała ich obu.
- House i Foreman? - zapytał Chase z błyskiem w oku.
Foreman przewrócił oczami. - Poirytowanie.
- Synonim - powiedziała Cameron, patrząc na Foremana z rozbawieniem. Chase się roześmiał.
Foreman popatrzył na niego spode łba. - House i Chase - powiedział zaczepnym tonem. - Nieistotne.
Chase zobił minę. - Napięcie.
Foreman zachichotał. - House i Cameron - powiedział zaczepnie i spojrzał na Cameron.
- Nie wasza sprawa - odparowała Cameron, nie podnosząc wzroku znad akt.
Wzrok Chase'a znowu skierował się w stronę biura i opadła mu szczęka. - Uch, mam nową definicję "House'a i Wilsona." Zaangażowani.
Foreman i Cameron spojrzeli na niego z ukosa, ale podążyli za jego wzrokiem. W biurze House i Wilson przestali się kłócić i teraz się całowali. House trzymał w garści krawat Wilsona, a jedna ręka Wilsona opierała się na dłoni House'a, na uchwycie jego laski.
Całej trójce opadły szczęki. Patrzyli z szeroko otwartymi oczami, niezdolni uwierzyć w to, co widzieli.
- To, co właśnie widzimy, czternaście liter - powiedział słabym głosem Chase.
- Dezorientujące - odpowiedziała Cameron.
***
:smt003
I drabblik nr 57 - Yellow - Culprit
***
Żółty - Winowajca
House wszedł utykając do swojego biura i zatrzymał się gwałtownie, kiedy zauważył przedmiot na swoim biurku. Obejrzał się w stronę pokoju konferencyjnego, który w tej chwili był zadziwiająco pusty. Ten fakt nie uspokoił jego podejrzliwości, zamiast tego ją podsycił. Sprawił, że pomyślał, że Kaczuszki już były w biurze, zobaczyły, co leży na biurku i rozproszyły się po odległych częściach szpitala tak szybko, jak mogły, żeby być daleko stąd i nie stać się oczywistymi celami, kiedy House się pojawi. Gdyby to oni byli odpowiedzialni za pojawienie się obiektu na jego biurku, siedzieliby w pokoju konferencyjnym, próbując wyglądać na rozluźnionych i ukradkiem obserwując jego reakcję.
Więc to wykluczało Kaczuszki...
Przez chwilę rozważał Cuddy, ale odrzucił tę koncepcję prawie natychmiast. Przede wszystkim relacje między nimi nie były tego rodzaju, nigdy takie nie były. Cuddy była szefem, on dla niej pracował. Kłócił się z nią, irytował ją i od czasu do czasu udawało mu się zrobić na niej wrażenie... czemu zawsze zaprzeczała, a czym on ją nieustająco drażnił. Nie, Cuddy nie położyłaby tego na jego biurku.
Więc nie Kaczuszki i nie Cuddy...
Ale Stacy... to była kandydatka. Albo raczej mogła być, kiedyś. Wcześniej. Przed zawałem mięśnia, przed operację, zanim odeszła i zanim wyszła za Marka. Wcześniej często robili głupie, śmieszne rzeczy w tym stylu. Bawili się w gierki. Zmrużył oczy i potrząsnął głową. Nie, nie Stacy. Nie teraz. Ona nie mogła tego zostawić. W ten rodzaj gierek już się nie bawili.
W takim razie nie Kaczuszki, nie Cuddy i nie Stacy... co pozostawiało tylko jednego podejrzanego.
- Podoba ci się?
Ciepły, rozbawiony głos dobiegający zza jego pleców zaskoczył go i House rzucił szybkie spojrzenie za siebie, na swojego podejrzanego, stojącego w drzwiach.
- Co to jest? - zapytał House z niedowierzaniem, kiedy spojrzał z powrotem na tę rzecz na jego biurku.
Ku jego zaskoczeniu, Wilson podszedł bliżej i stanął dokładnie za nim, obejmując go w pasie jedną ręką i opierając podbródek na jego ramieniu.
- Myślałem, że to oczywiste - powiedział Wilson prosto do jego ucha, a czułe rozbawienie w jego głosie posłało przyjemny dreszcz w dół kręgosłupa House'a.
- Czemu to leży na moim biurku?
Usłyszał niski śmiech i westchnął, kiedy Wilson delikatnie przygryzł płatek jego ucha.
- Dla czystej przyjemności, jaką dało mi obserwowanie, jak wchodzisz i to zauważasz.
- Byłeś na balkonie?
- Przez większość czasu - potwierdził Wilson, a jego ramię zacisnęło się odrobinę mocniej wokół House'a. - Ale zacząłeś za ciężko o tym myśleć, więc pomyślałem, że wejdę i ci przerwę.
- Ale... dlaczego to kupiłeś?
Śmiech znowu zabrzmiał ciepło w uszach House'a.
- Pamiętasz, o czym rozmawialiśmy tamtej nocy? - powiedział Wilson. - O tym, że powinienem być bardziej spontaniczny i powinniśmy się lepiej bawić? Cóż, powiedzmy, że to jest krok w dobrym kierunku.
House odwrócił głowę, żeby móc widzieć twarz Wilsona.
- Gumowa kaczuszka? - spytał z niedowierzaniem.
Czułość na twarzy i w oczach Wilsona zamieniła się w coś ciemnego i gorącego, kiedy powiedział niskim głosem, - W kąpieli można się świetnie bawić.
***
Podoba się? :smt003 Mnie osobiście ten drugi całkiem rozbroił. :smt003
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez dzio dnia Pon 23:31, 28 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
eletariel
Elf łotrzyk
Dołączył: 24 Mar 2008
Posty: 1877
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 23:37, 28 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
^^
ja chce więcej takich drabbli. Świetne. Najbardziej rozbroiła mnie żółta kaczuszka, choć przyznam, że rozmowa ducklings również była wspaniała (szczególnie w 'finałowej' scenie:) )
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Brandy
Student Medycyny
Dołączył: 17 Lip 2008
Posty: 121
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Houseland Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 23:45, 28 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Pewnie, że się podobają :smt003 W pierwszym drabblu było za mało House'a i Wilsona, ale to przecież nie Twoja wina :smt001 A tłumaczenie jest cudowne :smt001 Za to drugi drabbl(?)... Ta gumowa kaczuszka :smt005 Ja myślałam, że tam bardziej perwersyjna rzecz leży skoro tylko po Stacy się tego spodziewał Dlatego, gdy przeczytałam, że to kaczka bardzo się zdziwiłam :smt003
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
dzio
Moderator
Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 628
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Wto 0:14, 29 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Dzięki wielkie. A jeżeli chodzi o kaczuszkę, to się domyśliłam wcześniej, jak czytałam oryginał. W końcu prompt do drabblika to Yellow. Za chwilkę wrzucę jeszcze coś, bo mi się kilka takich krótkich za jednym zamachem przetłumaczyło.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Brandy
Student Medycyny
Dołączył: 17 Lip 2008
Posty: 121
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Houseland Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 0:20, 29 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
To czekam na następne :smt003 Ja w ogóle zapomniałam o tytule, jakoś nie zapadł mi w pamięć :smt001 Za następnym razem zwrócę większą uwagę :smt001
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kasinka
Endokrynolog
Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 1859
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a kto to wie? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 9:03, 29 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Te drabble są boskie! Rozmowa Kaczuszek mnie rozwaliła, ale ten drugi z żółtą gumową kaczuszką dobił ostatecznie. Nie miałam szans nie rozpłynąć się. Świetne tłumaczenie i znakomity wybór drabbli, po prostu idealnie :smt003 :smt007 :smt007 :smt007 :smt007
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Katty B.
Chodzący Deathfik
Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bunkier Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 9:27, 29 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Drabble śliczne. Oczywiście, najbardziej podobał "Antonim" - kocham fiki, w których dowiadujemy się czegoś ważnego z perspektywy w ogóle nie zainteresowanego/zaangażowanego ktosia. Ale "Winowajca" takoż świetny. Tak sobie pomyślałam, że to gumowa kaczuszka będzie. Patrząc na kolor ppromptu i fakt, że pierwsze House'owi przyszły na myśl jego Kaczątka... ups, Kaczuszki właśnie. 2+2=4 (pomijając niektóre zagadnienia z teorii wyższej matematyki, kiedy 2+2=5 XD).
Gratuluję świetnych tłumaczeń oraz pięknego wyboru tekstów!
Kat.
P.S. Jedno pytanie.
Cytat: | - Greg, - westchnął(...) |
Dlaczego jest tam przecienk przed myślnikiem? W pierwszym drabblu coś takiego pojawia się dość często, w pozostałych już nie... Przed myślnikiem (w zasadzie pauzą dialogową) nie stawia się przecinków, gdyż on sam spełnia niejako jego funkcję.
Katuś.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ceone
Tygrysek Bengalski
Dołączył: 12 Cze 2008
Posty: 1766
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 9:39, 29 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
lovely. oba mnie zachwyciły.
więcej takich.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
dzio
Moderator
Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 628
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Wto 13:10, 29 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Dziękuję ślicznie jeszcze raz. :smt001 Aż się chce tłumaczyć po takich komentarzach. :smt003
Katty - zamieszanie z przecinkami wynika z tego, że pierwszy drabblik został przetłumaczony i wrzucony na forum, zanim unblessed mi zwróciła uwagę, że robię błąd interpunkcyjny w 3/4 dialogów. :smt002 Nie chciało mi się tego jeszcze poprawić, więc wszystkie starsze kawałki mojej "tfurczości" mają więcej przecinków, niż im się należy. :smt002
Ok, drabblik kolejny, też krótki. Bo mnie dopadł w międzyczasie inny fik i nie mogłam się powstrzymać przed przetłumaczeniem go. :smt002
Tym razem tytułu nie tłumaczę, bo po polsku by to było Twarzą w twarz, czyli zupełnie bez sensu. Tak to już z tymi idiomami bywa. :smt002
Drablik nr 77 - Broken - Toe to Toe
***
Złamany - Toe to Toe
- Myślę, że jest złamany - powiedział Wilson z namysłem.
- Jej, potrzebowałeś tylu lat w szkole medycznej, żeby dojść do takiego wniosku? - warknął House. - Sam wiedziałem, że jest złamany. Chcę, żebyś go naprawił.
Wilson wyglądał na zniecierpliwionego. - House, nie za wiele mogę poradzić na złamany palec u nogi. Wiesz o tym. Będzie się musiał sam zagoić.
- Ale to boli - jęknął House.
- Myślę, że na ten problem już masz rozwiązanie - powiedział Wilson oschłym tonem.
- Zagoi się i będzie cały pokręcony - dodał nadąsany House.
Wilson spojrzał w dół na bosą stopę opartą na jego kolanach. - Widzisz jakąś różnicę? - spytał delikatnie.
House wyglądał na naprawdę urażonego. - Mam wspaniałe stopy, dziękuję serdecznie.
- Skoro tak twierdzisz - powiedział Wilson z powątpiewaniem. - Możesz z powrotem ubrać buty.
- Nie pocałujesz, żeby się lepiej goiło? - zapytał chytrze House.
- Nie mam zamiaru całować twojej śmierdzącej stopy - powiedział Wilson z rozbawieniem pomieszanym z odrazą.
- Mógłbyś pocałować coś innego - powiedział House z przebiegłym uśmieszkiem.
- Mógłbym - zgodził się Wilson. - Ale obiecaliśmy, że nie będziemy robić niczego takiego w pracy.
House uniósł w górę palec. - Uh-uh, ty obiecałeś. Ja nie byłem taki głupi.
- Dokładnie - powiedział Wilson, spychając stopę House'a na podłogę. - Ja obiecałem, więc żadnego całowania.
House zrobił skwaszoną minę. - Żadnej z tobą zabawy.
- Wczoraj w nocy mówiłeś co innego - powiedział uprzejmie Wilson wstając.
- Musiałem gadać od rzeczy - odparł House, po czym wychylił się i potarł dłonią przód spodni Wilsona.
Wilson głośno wciągnął powietrze i zrobił krok w tył, żeby znaleźć się poza zasięgiem House'a. - Przestań!
- Dlaczego? - spytał House z uśmieszkiem. - Palec mnie boli, a ponieważ nie chcesz mi pomóc, myślę, że twoim obowiązkiem jest odwrócić moją uwagę od bólu.
- Nie w pracy - powiedział stanowczo Wilson, po czym odwrócił się i bardzo szybkim krokiem wyszedł z gabinetu.
House patrzył na oddalającego się Wilsona z szerokim uśmiechem. Tym razem był o krok od namówienia Wilsona do wycofania się z tej idiotycznej obietnicy. Ostrożnie sięgnął w dół po swoją porzuconą skarpetkę i buta; będzie musiał wymyślić coś lepszego przy następnej okazji. Może zdjęcie spodni by zadziałało? To powinno być warte wysiłku...
***
:smt006
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Brandy
Student Medycyny
Dołączył: 17 Lip 2008
Posty: 121
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Houseland Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 16:24, 29 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Fajne :smt003 Tylko House potrafi myśleć jak rozebrać Wilsona w pracy i zmusić go do złamania obietnicy ;p Nie zdziwiłabym się gdyby on specjalnie złamał tego palca :smt003
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kasinka
Endokrynolog
Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 1859
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a kto to wie? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 16:35, 29 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Ten drabblik mnie rozbroił! House i te jego pomysły! Ten człowiek to samo zUo! :smt005 Tylko zastanawia mnie dlaczego, dlaczego Wilson złożył taką obietnicę?? Ale musi chłopak hartować silną wolę :smt003
Tłumaczenie jak zawsze wspaniałe dzio, te drabble są po prostu świetne. Niecierpliwie czekamy na więcej :smt002
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
dzio
Moderator
Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 628
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Wto 17:41, 29 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Chcecie więcej, macie więcej. :smt002
Znowu dwa króciutkie kawałki, jeden uroczy, drugi mocno depresyjny, ale pasują jako zestaw. Można na nie patrzeć jak na dwie możliwe ścieżki, którymi historia mogłaby się potoczyć po pewnym wydarzeniu.
Rating do obu ustawiłabym na [15], jakby ktoś się pytał. Za odrobinę świntuszenia w pierwszym i tzw. "mroczne tematy" w drugim.
Anyway, on with the show, jak mówią bracia anglosasi. :smt003
***
Drabblik nr 4 - First - Actions Speak Louder Than Words
***
Pierwszy - Czyny Mówią Jaśniej, Niż Słowa
Wilson po raz pierwszy pocałował House'a po kłótni.
Nie kłócił się z Housem, tylko ze swoją żoną. Julie czekała na niego, kiedy wrócił do domu po wieczorze spędzonym na jedzeniu chińszczyzny na wynos i piciu piwa ze swoim przyjacielem. Była wściekła i Wilson musiał przyznać, że miała powód. Zaprosiła sześcioro ich, a raczej jej znajomych na obiad, a on, po stresującym dniu, kompletnie o tym zapomniał. Dwóch jego pacjentów umarło, a następny miał niewielkie szanse na przeżycie do rana i House'a nie trzeba było długo przekonywać, zanim zaoferował piwo i jedzenie na telefon. To było to, czego potrzebował i w pewnym stopniu cieszył się, że zapomniał o planach Julie; najprawdopodobniej nie miałby cierpliwości, żeby znieść cały wieczór niezręcznych rozmów o niczym z przyjaciółmi Julie.
Kłótnia skończyła się wyjściem Julie, z walizką, której Wilson nawet nie zauważył, kiedy przeszedł przez drzwi. Stał w pustym salonie przez prawie piętnaście minut, zanim poszedł na górę, do sypialni, którą dzielił ze swoją żoną i spakował swoją własną walizkę. Nie chciał tam zostawać; nie pamiętał, kiedy ostatnio czuł się tam jak w domu.
Podróż z powrotem do mieszkania House'a nie trwała długo i kiedy pukał do drzwi, słyszał ciche dźwięki fortepianu. House nie wydawał się specjalnie zaskoczony, kiedy otwierał drzwi. Po prostu odsunął się na bok i pozwolił Wilsonowi wejść.
Wilson postawił walizkę obok drzwi wejściowych i wpatrywał się w fortepian, kiedy House zamykał drzwi. House trącił go lekko, kiedy mijał go, kulejąc i coś w Wilsonie pękło. Zatrzymał House'a, kładąc dłoń na jego ramieniu i delikatnie popchnął go na ścianę. House przyglądał mu się z milczącym zaciekawieniem, dopóki Wilson nie oparł się o niego i nie nachylił się. Wtedy oczy House'a rozszerzyły się w czymś, co mogło być paniką, albo może ulgą. Wilson nie miał ochoty tego mierzyć i oceniać, zamiast tego schwytał wargi House'a w pewnym, zdeterminowanym pocałunku. Przez długą, straszną chwilę House trwał bez ruchu, po czym delikatnie rozluźnił się i rozchylił usta.
Wilson odebrał to jako zachętę, na którą czekał i natarł na usta House'a, po czym przeniósł się w dół, zostawiając linię delikatnych ugryzień i pocałunków wzdłuż jego szyi. Kiedy dotarł do kołnierzyka jego koszuli, starszy mężyczna złapał jego ramiona i pociągnął go z powrotem w górę.
House po raz pierwszy pocałował Wilsona po kłótni.
***
I drabblik nr 5 - Last - Last Chance
***
Ostatni - Ostatnia Szansa
Była jedenasta rano i James Wilson przedzierał się przez bliżej niezidentyfikowaną papierkową robotę, która w jakiś sposób zawsze lądowała na jego biurku, kiedy zadzwoniła do niego Lisa Cuddy.
- Widziałeś Doktora House'a? - zapytała bez żadnego wstępu i Wilson zmarszczył brwi.
- Ostatnio widziałem go wczoraj wieczorem. Dlaczego?
- Jeszcze się nie pojawił.
- To... dziwne. Nie zadzwonił?
- Dzwoniłabym do ciebie, gdyby to zrobił? - odpowiedziała dość ostro Cuddy.
- Och, oczywiście - odparł odrobinę zawstydzony Wilson. - Ja... pójdę go poszukać.
- Dziękuję - usłyszał zwięzłą odpowiedź, po czym Cuddy odłożyła słuchawkę.
Podróż do mieszkania House'a nie zajęła dużo czasu i po chwili Wilson dzwonił do drzwi. Kiedy to nie dało efektu, uderzył w nie kilka razy, wołając House'a. Kiedy to też nie doczekało się żadnej odpowiedzi, wyciągnął klucze z kieszeni i wybrał ten, który otwierał drzwi przed nim.
Kiedy wszedł, pierwszą rzeczą, którą zauważył, był House, który leżał oparty o klawisze fortepianu.
- House? - powiedział, z prawie idiotycznym wahaniem. - Greg?
Zmusił swoje nagle ciężkie stopy do zrobienia kilku kroków w stronę fortepianu i wyciągnął drżącą dłoń, żeby dotknąć karku House'a. Był zimny i dłoń Wilsona prawie automatycznie powędrowała do przodu, w stronę jego tętnicy szyjnej. Nic. Brak pulsu.
Wtedy zauważył kilka innych rzeczy. Najpierw butelkę Vicodinu, którą dał swojemu przyjacielowi dzień wcześniej, stojącą na fortepianie. Pustą. Później butelkę bardzo drogiej szkockiej, którą kupił swojemu przyjacielowi na jego ostatnie urodziny, stojącą obok pojemnika po lekach. Również pustą. Trzecią rzeczą była pojedyncza kartka papieru obok dwóch butelek.
Wilson sięgnął po nią trzęsącą się dłonią i podniósł kawałek papieru.
To boli, James. Już dłużej nie dam rady.
Kocham,
Greg
Wilson wpatrywał się w przedostatnie słowo, a jego myśli nieuchronnie wracały do poprzedniego wieczora. Wiedział, że list nie mówi wyłącznie o nodze House'a. To znowu tam było, pomiędzy nimi, milcząco potwierdzone, ale nigdy nieporuszane w rozmowie. Widział to, zduszone, w oczach House'a, a później rozbłyskające z nadzieją, kiedy mówił mu o odejściu Julie i zbliżającym się rozwodzie. Ale beztrosko to zignorował i przyglądał się, jak nadzieja umiera, a miłość wraca do ukrycia.
Jego oczy powędrowały w dół, do bezwładnego ciała jego przyjaciela.
- Powinieneś mi powiedzieć, że to była moja ostatnia szansa - wyszeptał w martwej ciszy, a kartka papieru wyśliznęła się z jego dłoni i poszybowała w stronę podłogi. - Nie pozwoliłbym się jej wymknąć.
***
:smt022 :smt022 :smt022
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez dzio dnia Wto 17:42, 29 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Brandy
Student Medycyny
Dołączył: 17 Lip 2008
Posty: 121
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Houseland Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:22, 29 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Szybka jesteś, ja nie wiem jak Ty to tak szybko tłumaczysz :smt003 i do tego tak dobrze :smt003 A więc:
Pierwszy drabbl - :smt007 Cudeńko, ich pierwszy pocałunek i do tego tak fajnie opisany :smt001 Więcej takich xD
Drugi drabbl - :smt089 Masakra, jak House mógł zrobić coś takiego :smt009
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
motylek
Immunolog
Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Capri Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:42, 29 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
sumutek nadaje im piękna , takie tkliwe opowiadanka
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kasinka
Endokrynolog
Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 1859
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a kto to wie? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:37, 29 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Rzeczywiście, w takim tempie tych drabbli braknie szybciej, niż Ci się wydaje :smt003 :smt003
Jak po pierwszym drabblu się rozpłynęłam, tak po drugim zamroziło mnie i się posypałam... świetne. I niech to będzie przestroga dla Wilsona. Że jeśli nie zrobi tego, co robi w First, to stanie się to, co pisze w Last :smt002
Świetnie się czyta, tłumacz dalej :smt006
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
eletariel
Elf łotrzyk
Dołączył: 24 Mar 2008
Posty: 1877
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 23:15, 29 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
mnie osobiście tempo pojawiania się drabbli zupełnie nie przeszkadza, wręcz odwrotnie :smt003 .
Ten ostatni jest dość przerażający, zbyt smutny jak dla mnie w :smt010
Ale 4, cóż jak sama oceniłaś - uroczy.
błagam, tłumacz dalej i nie przestawaj:)
EDIT:
Dzio! Where are Youuuuuuu??!!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez eletariel dnia Pon 22:14, 04 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|