|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Atris
Knight of Zero
Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: A z centrum :D Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 19:52, 05 Paź 2009 Temat postu: 7 dni tworzenia świata [7/7+ pół roku później] Z |
|
|
Kategoria: love
I ot pojawiam się ja, z moim literackim debiutem. Mam szczerą, ale zapewne płonną nadzieję, że wam się spodoba. Inspiracją jest dla mnie ten wiersz : [link widoczny dla zalogowanych] który od kilku dni chodzi mi po głowie i nie daje spokoju.
A więc nie przynudzam. Miłego czytania.
Dzień 1
Ostatni tydzień sierpnia zaczynał się, jak na tę porę roku, zbyt deszczowo. Ponury krajobraz za oknem wprawiał ludzi w równie ponury nastrój. Lecz w samym centrum New Jersey była osoba, która nie czuła się parszywie z powodu kapryśnej aury, ale dlatego, że została w dramatyczny sposób pozbawiona najważniejszej osoby w jej życiu.
Osobą ta był genialny w swojej genialności, antyspołeczny diagnosta, doktor Gregory House, na którego widok, serce krajało mi się w cieniutkie plasterki. Niedawno względnie zadbany, teraz miał jakby bardziej pogniecioną koszulę, jeszcze większy nieład na głowie, a bałagan w jego gabinecie, i zapewne także w domu, przekraczał wszelkie, nawet House’owe, normy.
A wszystko to przez, siedzącego w gabinecie na końcu korytarza, jego, możliwe, że byłego, najlepszego przyjaciela, onkologa, Jamesa Wilsona, któremu zamarzyło się czwarte wesele z prawie-kaczątkiem House’a, Amber.
Od razu wiedziałam, że cała ta przygoda z Amber źle się skończy i tak, szczerze mówiąc, to dzięki tej wiedzy, wcale nie chciałam jej polubić. A jestem pewna, że lubiłabym ją. Była pewna siebie, przebojowa i doskonale wiedziała, czego chce. Ot jednym zdaniem cała Amber.
Ale teraz House cierpiał. Cierpiał przez Wilsonową głupotę, Amberową głupotę i pragnienie zaimponowania Jimmy’emu oraz przez samego siebie i swoją irracjonalną zazdrość.
Dlatego House jednego dnia stracił cały swój świat.
A teraz ja zamierzałam przez najbliższe dni ten świat odbudować.
I byłam skłonna uwierzyć, że dzień pierwszy zaliczyłam, gdy House spojrzał na mnie przez szklaną szybę. Przywróciłam mu ogołocony wszechświat, tylko samą swoją odległą obecnością. Wszystkie związane z nami wspomnienia spadły na niego, jak ten deszcz zza okna.
I choć bardzo tego nie chciałam, musiałam go zostawić samego, by na nowo przywiązał do świata poplątane sznurki swojego życia.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Atris dnia Sob 21:01, 27 Lut 2010, w całości zmieniany 11 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
oliwka
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Mar 2009
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bo jak dwoje ludzi się kocha... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 20:56, 05 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Atris fajnie zaczyna się twoja zabawa w Boga.
Jest parę fików opisujących co się stało z Housem i Wilsonem po śmierci Amber, ale ten wydaje się jakiś inny, oczywiście w tym pozytywnym sensie.
Atris napisał: | ..by na nowo przywiązał do świata poplątane sznurki swojego życia. |
Strasznie podoba mi się ten fragment
Życzę dużo weny i czekam na ciąg dalszy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
soft
Pulmonolog
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tu te truskawki? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 6:02, 06 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Witam nową hilsonkę
Pff..! Gdyby mój literacki debiut byłby chociaż w połowie tak dobry jak twój, byłabym chyba najszczęśliwszym człowiekiem na tej planecie
Taki pytanie, bo nie jestem pewna. Piszesz w pierwszej osobie jako Cuddy, prawda?
Po za tym zaciekawiłaś zmnie ;3 Jestem ciekawa jak poskładasz życie House'a w te siedem dni.
Zastrzeżeń nie mam, bo nie mam talentu do wyłapywania błędów
Wena życzę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Atris
Knight of Zero
Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: A z centrum :D Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 6:15, 06 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Jest parę fików opisujących co się stało z Housem i Wilsonem po śmierci Amber, ale ten wydaje się jakiś inny, oczywiście w tym pozytywnym sensie.
Mam nadzieję, że ten będzie inny, ale nic nie obiecuję
Pff..! Gdyby mój literacki debiut byłby chociaż w połowie tak dobry jak twój, byłabym chyba najszczęśliwszym człowiekiem na tej planecie
Założę się, że był lepszy
Nadal nie wierzę, że mój debiut, w ogóle nadaje się do publikowania
Taki pytanie, bo nie jestem pewna. Piszesz w pierwszej osobie jako Cuddy, prawda?
Nie, to nie jest Cuddy, ale niedługo zagadka się rozwiąże. A bynajmniej planuję to zrobić.
Dziękuję, za miłe komentarze
Mam nadzieję, że uda mi się ciąg dalszy naskrobać jak najszybciej
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Atris dnia Wto 6:15, 06 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
soft
Pulmonolog
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tu te truskawki? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 7:37, 06 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Nie Cuddy? Ło! Teraz to jestem zainteresowana! W takim razie obstawiam Cam, no bo chyba nie Remy?
Uwierz, mój pisarski debiut w ogóle nie nadaje się do czytania ;P To w ogóle nie zasługiwało na publikacje. a jednak na pewnym forum ujrzało światło dzienne
Pisz, pisz, bo już mnie zżera na myśl o dalszym ciągu Tak więc nie dziękuj, lecz twórz
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Agusss
Członek Anbu
Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: bierze się głupota?
|
Wysłany: Wto 10:33, 06 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Nawa Hilsonka! Witaj!
No, no ale debiut Mnie sie bardzo podoba. Trochę krótko, ale orientujemy się mniej więcej o co może sie wydarzyć, więc na plus działa
Pisz dalej, bo jestem ciekawa cóż może się wydarzyć^^
Weny!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Atris
Knight of Zero
Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: A z centrum :D Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 14:11, 07 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Ekhm, ekhm
Zacznę od tego, że pierwszy dzień uważam zdecydowanie za najlepszy, jaki napisałam. Z dnia drugiego jestem całkowicie niezadowolona, ale taki ma być i już. Z kaprysami mojego móżdżku nigdy nie dyskutuję.
Mam napisany dzień trzeci, z którego podoba mi się tylko końcówka, dosłownie kilka ostatnich zdań. Ale od razu zapowiadam, że ten dzień pojawi się jak napisze następny, czwarty, bo z doświadczenia wiem, że jak go wstawię, to nie napiszę dalej. Ot, słomiany zapał.
Mam nadzieję, że tym razem tak nie będzie, bo rozpoczęcie pisania przemyślałam dokładnie, a do tego nie chcę, żeby ten fick skończył jak moje poprzednie, czyli: napisany początek, a później kurzenie się na komputerze.
Dziękuję za wszystkie wasze miłe komentarze, których kompletnie się nie spodziewałam, i zapraszam do czytania kolejnej części.
Mam nadzieję, że wam się spodoba
Aha, i tak na marginesie, mam także nadzieję, że kawałki będą coraz dłuższe. Na razie tak jest, a dzień trzeci, to chyba najdłuższe coś, co kiedykolwiek napisałam
Dzień 2
Na ten dzień, dzień rozmowy z House’m, czekałam od chwili, w której zawitałam do New Jersey, aby odwiedzić brata. Moment ten odwlekał się coraz bardziej gdy zobaczyłam jak wielka dzieli Jamesa i Gregory’ego przepaść. Widziałam cierpienie ich obu, co przerażało mnie codziennie coraz bardziej. Bardziej niż cokolwiek by mogło.
Wilson był pewny, że cierpienie pochodzi od śmierci. Dokładnie jednej śmierci. Mylił się, a ja dobrze wiedziałam, co naprawdę go trapi. Jednego dnia nie stracił tylko Amber, ale umarła także druga jego cząstka.
A ta druga, nieszczęsna cząstka, choć wydawało się to niemożliwe, cierpiała jeszcze bardziej. Czemu? Postronny i obiektywny człowiek w życiu by nie zrozumiał, dlaczego cierpienie House jest tak niesamowicie ogromne, że aż przewyższa ból Wilsona.
House cierpiał, bo stracił wszystko. Wilson za jednym zamachem odciął go od wszystkiego. Pozbawił go celu w życiu, jedynej więzi łączącej go ze światem oraz samo-napełniającej się buteleczki uzależniającego środka o nazwie James.
Niedługo po śmierci Amber, Wilson zachorował na wybiórcze uszkodzenie wzroku, które powodowało dziwne niedowidzenie w momentach, gdy lekarz przechodził obok szyby, za którą znajdował się gabinet House. Nie widział dzięki temu wszelkich oznak słabości diagnosty.
Najgorsze było to, że House w żaden sposób nie próbował Jamesa wyleczyć. Na początku sądziłam, że to wszystko przez wrodzony, nieugięty charakter Gregory’ego, ale z biegiem czasu, w moim mózgu zaczęła kiełkować myśl, że House uważa, iż przyjaźń Wilsona wcale mu się nie należy, albo, co gorsza, jest przekonany, że onkolog go nienawidzi.
Gdy tylko myśli te doszły do głosu, postanowiłam wkroczyć do akcji.
I dochodzimy do dnia dzisiejszego, podczas którego pilnie obserwowałam House’a i oczekiwałam odpowiedniego momentu na wejście do gabinetu. W głowie miałam doskonały plan i byłam pewna, że wcale nie wdrążę do w życie.
Nagle diagnosta zamknął oczy i ukrył twarz w dłoniach. Nie mogłam pozostać obojętna tej oczywistej manifestacji jego słabości i bólu. Ostrożnie uchyliłam drzwi i zaczęłam cicho manewrować pośród wszelkich, niezidentyfikowanych części zabałaganionego pokoju. Po drodze do biurka potknęłam się kilka razy, co nie uszło uwadze House’a, którego czujne oczy zwróciły się na mnie i rozszerzyły ze zdumienia. Gdy wstał, ruszyłam do niego żywiej, już nie przejmując się porozrzucanymi rzeczami. Prawie rzuciłam się na niego i mocno przytuliłam.
Nie protestował.
I to właśnie mnie zaalarmowało. Skoro nie próbował mnie odrzucić, to znaczyło, że jest bardzo źle, i że House przyznaje się do tego, iż kogoś potrzebuje, żeby sobie z tym poradzić. Odchyliłam głowę, aby spojrzeć mu w oczy, ale on wtulił swoją w moje ramię i najwyraźniej nie zamierzał puszczać. Uznałam, że skoro jest mu to potrzebne, to możemy tak chwilę postać.
Nie mogłam zebrać myśli w tak bliskim jego towarzystwie. Czułam jego oddech na karku i ręce na plecach. Kręciło mi się w głowie. Pomyślałam tylko, że cała moja rodzina kocha House’a i jedynie na tym mogłam się w tym momencie skupić. Matka uwielbiała jego błyskotliwy umysł, ojciec rozległe zainteresowania, brat akceptował go w całości, z jego zaletami i wadami. No może z wyjątkiem uzależnienia od Vicodinu, ale i tak zawsze przy nim był. A ja? Ja byłam praktycznie stworzona przez House’a. Odkąd miałam 7 lat on zawsze był gdzieś niedaleko, zdecydowanie bliżej niż cała moja rodzina. Pomagał mi w nauce, tworzył zagadki mające na celu rozwijać mój umysł, uczył spostrzegawczości i moralizował na swój własny House’owy sposób. To dzięki niemu znam tak wiele języków, a kolejne etapy nauki pokonywałam bez żadnych przeszkód.
To Gregory’emu zawdzięczam to, kim jestem.
Czułam, że powinnam wreszcie się od niego odkleić, bo stoimy bez ruchu już kilka minut, ale jakoś nie mogłam się do tego zmusić. Niestety diagnosta także wpadł na ten pomysł i delikatnie mnie od siebie odsunął.
- Dzięki – powiedział, patrząc mi w oczy. Widziałam w nich wdzięczność, a gdzieś w głębi, czający się ból i strach. Wskazałam mu fotel i sama usiadłam w tym, po przeciwnej stronie biurka.
- Mógłbyś mi łaskawie wyjaśnić, co tu się, do jasnej cholery, dzieje? – zapytałam z ciężko ukrywaną złością. Nie byłam wszechwiedząca, ale wiedziałam, że cokolwiek usłyszę, będę na jednego z nich wściekła, ponieważ ranią się nawzajem najwyraźniej bez powodu.
Pytaniem starłam ledwie widoczny uśmiech z twarzy przyjaciela. Jego oczy błysnęły i zgasły. Rozpoczął opowieść...
***
Z każdym kolejnym zdaniem House’a dziwiłam się coraz bardziej, że nikt inny nie uważa ich kłótni za absurdalną. Zacznijmy od tej nieszczęsnej Amber. Jakim cudem dwa miesiące Jamesa z nią, mogły zniszczyć ich ponad 20-letnią przyjaźń? Dlaczego, ach, dlaczego Wilson pozwolił Gregowi ryzykować życie dla tej kobiety? Poza tym, od jej śmierci minął już miesiąc, a oni nadal robią z tego wielki dramat... czy miesiąc żałoby aby nie wystarczy?
House skończył opowieść, a ja, nie ukrywając, byłam zła. Na ich obu.
Na Jamesa za to, że robi z igły widły, za to, że pozwala cierpieć sobie i House’owi oraz za to, że pozwolił Gregory’owi dojść do wniosku, że jest dla niego mniej warty niż Amber, że jego życie w ogóle nie jest nic warte.
Na House’a za to, że nie walczy, że obserwuje biernie, z boku swoje życie i nie ingeruje w nie, za to, że potrafi zasnąć ze świadomością, iż jego przyjaciel nie jest już jego przyjacielem.
I doszłam do wniosku, że nigdy nie zrozumiem facetów i ich małego, dziwnego, zamkniętego świata.
I uznałam także, że dzień 2 dobiegł końca i że zrobiłam, co do mnie należało. Wypełniłam pustkę w świecie House’a wodą pełną nadziei i możliwości.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Atris dnia Sob 21:08, 27 Lut 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
soft
Pulmonolog
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tu te truskawki? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 14:28, 07 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Atris, powiedz mi moja kochana, z czego tu, do jasnej cholery, można być niezadowolonym? No przepraszam bardzo, kompleksów przy tobie dostaję! O! Pfffff!
Rozdział cudowny, i powiem więcej, zdecydowanie lepszy od pierwszego. Jeśli jakosć ma tendencje do wzrostu, to ja nie wiem jak dobra będzie następna część, nie mówiąc już o ostatniej
Jak widzę, moje przypuszczenia co do osoby opowiadającej się nie sprawdziły. Szkoda, nie szkoda, opowiadanie i tak jest fajne.
Cytat: | I uznałam także, że dzień 2 dobiegł końca i że zrobiłam, co do mnie należało. Wypełniłam pustkę w świecie House’a wodą, pełną nadziei i możliwości |
Cholernie podobają mi się te dwa zdania.
Wena życzę. Ogromniastego i hilsonowatego, by dzień czwarty powstał jak najszybciej, a ty obdarzyła nas dzionkiem trzecim
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Agusss
Członek Anbu
Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: bierze się głupota?
|
Wysłany: Śro 15:09, 07 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
No, no
Pięknie to opisane. Pomysł z siostra Wilsona to bardzo dobry pomysł Jeszcze takiego nie było. Trafne zdania i w ogóle masz dobry styl.
Atris napisał: | I doszłam do wniosku, że nigdy nie zrozumiem facetów i ich małego, dziwnego, zamkniętego świata. |
Mnie bardzo do gustu przypadło to zdanie
Weny! Aby jak najszybciej napisała dzień czwarty^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Atris
Knight of Zero
Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: A z centrum :D Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 13:21, 11 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Witam
I tak oto przychodzi pora na dzień trzeci.
Dziękuję Wam za miłe komentarze i nie przynudzam więcej, a wklejam rozdział
Miłego czytania
Dzień 3
Spałam na tej niewygodnej House’owej kanapie, przy czym nabawiłam się niemałego bólu pleców. Poza tym obudziłam się w środku nocy i nie mogłam zasnąć, dlatego postanowiłam przenieść się w wygodniejsze miejsce. Podniosłam kołdrę i ruszyłam wzdłuż korytarza do pokoju na jego końcu. Drzwi były uchylone i nie skrzypiały, więc bez budzenia właściciela, wpakowałam się do środka. Ostrożnie usiadłam na łóżku. Wytężyłam wzrok, żeby ujrzeć coś poza egipskimi ciemnościami panującymi w pokoju.
- Ups – wymknęło mi się, gdy przezwyciężyłam mrok i zobaczyłam leżącego na łóżku mężczyznę. Miał szeroko otwarte oczy i mogę się założyć, że jego twarz nie wyrażała zadowolenia z powodu mojej nocnej wizyty.
- Czy mogę zapytać, co robisz w nocy, na moim łóżku? – Zdecydowanie nie był zadowolony, ale wiedziałam, że w głębi duszy się cieszy. Udałam zamyśloną.
- Nie. – Ułożyłam się wygodnie obok House’a i przykryłam własną kołdrą. Gregory westchnął teatralnie, ale mogłabym przysiąc, że odrobinę posunął się na drugi skraj łóżka, żeby zrobić mi miejsce. – Masz okropnie niewygodną kanapę, wiesz? Sądzę, że trzeba coś z tym zrobić – powiedziałam, przerywając ciszę.
- Mnie się podoba – odpowiedział tonem rozkapryszonego dzieciaka. – A ty, jeśli coś ci w niej nie pasuje, zawsze możesz się przenieść do hotelu.
- Nie, dziękuję. Zdecydowanie prostszym rozwiązaniem jest chrapanie ci do ucha. – Podciągnęłam się na rękach i schylając się do jego ucha, zachrapałam ostentacyjnie.
- Hmm... w sumie to, że obok mnie będzie spała młoda, atrakcyjna kobieta, w skąpej piżamie, raczej mi nie przeszkadza. Może mnie tylko odrobinę rozpraszać, ale sądzę, że sobie z tym poradzimy, prawda? – Zapadła cisza, zakłócana jedynie naszymi oddechami. Moim – równym i spokojnym, jego – krótkim i urywanym.
- House? – rzuciłam w przestrzeń, niepewna tego czy odpowie. Mógł przecież już spać, prawda?
- Hmm... – Tak, zdecydowanie był już na skraju snu.
- Wiesz, że chcę ci... wam pomóc?
- Wiem. Masz kompleks bohatera, zawsze musisz wszystkim pomagać.
- Nieprawda!
- Prawda! I doskonale o tym wiesz. – Wytknął mi język, co zobaczyłam tylko dzięki sile mojej wyobraźni.
- Nie wszystkim, tylko wam, bo wy beze mnie zginiecie – powiedziałam stanowczo, także pokazując mu język.
- Możemy porozmawiać później? Potrzebuję snu, żeby Kaczątka załamania nerwowego ze mną nie dostały.
- Dobra, dobra, ale później się od tego nie wymigasz.
- Dobranoc, Isabelle.
- Dobranoc, Gregory.
***
Cuddy mnie dzisiaj całkowicie zaskoczyła. Jak? Gdy zaproponowałam jej, że charytatywnie odrobię godziny House’a w klinice, i gdy pokazałam jej moją licencję, natychmiast się zgodziła. Nawet nie zapytała, co ja tu robię i czemu chcę pracować za darmo.
Dlatego cały ranek, zamiast nudzić się, patrząc na nudzące się Kaczątka, spędziłam w klinice, wysłuchując matek-paranoiczek, których syn kichnął, zakaszlał, bądź wysmarkał nosek w chusteczkę.
Po 3 godzinach przepisywania zwyczajnych tabletek wzmacniających odporność, postanowiłam zrobić sobie długa przerwę i wdrążyć w życie dalsza część mojego planu. Ruszyłam na górę, do gabinetu House’a, odprowadzana podejrzliwymi spojrzeniami pielęgniarek.
Oba pomieszczenia należące do diagnostyki były puste, a na białej tablicy wypisane jakieś objawy.
BÓLE GŁOWY
NUDNOŚCI
WYMIOTY
ZABURZENIA PAMIĘCI
ZABURZENIA MOWY
AGRESJA
Wydawały mi się strasznie oczywiste i wiedziałam, że chorobę powinnam kojarzyć, ale nie mogłam sobie przypomnieć, czym ona jest.
Usłyszałam hałas i gwałtownie się obróciłam. Okazało się, że to House z lunchem (!) stara się przebrnąć przez bałagan i dotrzeć do biurka. Pospieszyłam mu na pomoc.
Już po chwili siedzieliśmy wygodnie w fotelach i zajadaliśmy się chińszczyzną, kupioną za moje, najwyraźniej ukradzione przez diagnostę, pieniądze.
- House, czas na rozmowę – zaśpiewałam, połykając ostatnią porcję ryżu.
- A nie dałoby się tego jakoś przełożyć? Tatuś musi iść mamusi wsypać trochę piasku za bluzkę – odpowiedział, wskazując na podążającą w naszym kierunku Cuddy.
House wstał, wziął do ręki pudełko ze swoją chińszczyzną i ruszył w stronę drzwi. W progu potknął się i resztki lunchu wylądowały na piersi wściekłej Lisy. Podniosłam oba kciuki do góry, tak żeby Cuddy dobrze je widziała, a Greg uśmiechnął się promiennie, na chwilę zapominając o Wilsonie i rozpoczynając kolejną, bezsensowną kłótnię ze swoją przełożoną.
Gdy skończył polemizować z szefową i wrócił do gabinetu, ja przetrząsałam jego półki z płytami w poszukiwaniu jednego z jego starszych krążków.
- Oho! Tu jesteś! – wykrzyknęłam, gdy udało mi się wygrzebać szukaną rzecz.
- Oho! Co wyrabiasz?! – wykrzyknął House tuż koło mojego ucha. Podskoczyłam.
- J-ja? Nic, oczywiście – wyjąkałam i szybko odskoczyłam na bezpieczną odległość od jego, lubiącej ścinać z nóg, laski.
- To znaczy, że robiłaś bałagan w mojej szafce, nie robiąc nic? – spytał i opadł na fotel.
- Nie. Szukałam tego – powiedziałam i pomachałam mu przed oczami pomarańczowym opakowaniem, w którym niewątpliwie chowała się płyta. – A zanim ci powiem, na co mi to, pójdziemy na spacer – zawyrokowałam i ruszyłam do windy, nie oglądając się za siebie. Byłam pewna, że House z samej ciekawości pójdzie za mną.
***
Staliśmy w cichej zatoczce, odgrodzonej od reszty parku gęstym żywopłotem. Zza krzaków wyjęłam przygotowane wcześniej składane krzesła. Rozsiadłam się w jednym, a drugie ustawiłam dokładnie naprzeciwko mnie i wskazałam je House’owi.
- Musisz się z tym rozstać - rzuciłam w niego znalezioną płytą. Był to jeden z prezentów urodzinowych od jego ojca. – Musisz pochować i krążek, i swojego ojca, i przestać pozwalać mu rządzić, nawet pośmiertnie, twoim życiem. – House zaśmiał się ponuro i spojrzał z napięciem, na trzymane w rękach opakowanie. - Posłuchaj – powiedziałam i podniosłam jego twarz, tak, żeby nasze oczy się spotkały. – Jesteś wspaniałym, utalentowanym i błyskotliwym facetem. Zasługujesz na własne, szczęśliwe życie, na przyjaciół i rodzinę. Masz prawo do tego, by zapomnieć o dzieciństwie i zbudować dorosłość na nowych posadach. Uwierz, że możesz zrobić to wszystko.
Pogłaskałam go po policzku. Widziałam jak zmienia się wyraz jego oczu. Nie był do końca zdecydowany.
– Daj, zrobię to pierwsza – dodałam i wyrwałam album z jego ręki. Otworzyłam opakowanie i wyjęłam krążek. Ułamałam kawałek.
- Rozmawiałam z tobą zaledwie kilka razy i jakoś nie czułam palącej potrzeby, by poznać cię bliżej. Nie sądzę, żeby ktokolwiek, kiedykolwiek tego potrzebował. Potrafiłeś być okrutny i z tej umiejętności korzystałeś. Tylko dlaczego karałeś za swoje problemy syna? Jak mogłeś pozbawić go dzieciństwa? Czemu i czego zazdrościłeś synowi na tyle, żeby robić mu krzywdę?
- Chciałabym móc powiedzieć, że byłeś wspaniałym ojcem, kochającym mężem, miłym i uczynnym człowiekiem, ale nie mogę. Nie zasłużyłeś na te słowa. Mimo tego, spoczywaj w pokoju. – Zamilkłam i, nie patrząc na mojego towarzysza, rzuciłam cząstkę płyty w dołek wcześniej przeze mnie wykopany
- Czuję się zobowiązany podziękować ci. Bo tak się powinno robić, prawda? Dziękować za wychowanie, czy za utrzymywanie. Ale z drugiej strony, czy mam powód? Twoje metody wychowawcze zawsze pozostawiały dużo do życzenia. A utrzymanie? Tak naprawdę, to tylko to dla mnie robiłeś. Potrafiłeś tylko zarabiać pieniądze, a i to z niewielkim skutkiem. – House zrobił pauzę, podczas której kawałek płyty trafił do dziury.
- Mimo twoich usilnych wysiłków, by wmówić mi, że nie nadaję się do niczego, nigdy tak nie uważałem. Zawsze walczyłem o to, czego chciałem, bo takie zasady mi wpoiłeś. Jednak nigdy nie nauczyłeś mnie, jak być człowiekiem, bycia częścią ludzkości, tak, jak to powinno być. – Kolejny kawałek płyty wylądował w dołku. – Nie przyjechałem na twój pogrzeb, bo wiedziałem, że nie dam rady utrzymać języka za zębami, i że tym tylko sprawię ból matce. Tego nie chciałem i nadal nie chcę. W ogóle nie chciałem się z tobą żegnać. Zawsze myślałem, że odejdziesz samotny, a że, w każdym razie, mnie tam nie będzie. Swój zamysł wypełniłem, zawalczyłem o to, czego chciałem, nie przyszedłem. Niech tam, gdzie teraz jesteś, nie traktują cię tak, jak ty mnie przez całe życie. Nie życzę ci tego. – Resztki krążka wylądowały w dołku i zostały przysypane garścią piasku.
Podeszłam do brzegu jeziora, dałam mu czas, czekałam, aż ochłonie, aż będzie gotowy pójść w życiu krok naprzód. Aż na jego planecie coś zakiełkuje, a on sam przygotuje się na nadejście innych, a przede wszystkim, aż przygotuje się na powrót przyjaciela.
Gdy Gregory się odwrócił, w jego oczach wciąż błyszczały łzy.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Atris dnia Wto 16:45, 06 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
soft
Pulmonolog
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tu te truskawki? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 15:12, 11 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Chyba powtórzę dwa, albo trzy moje poprzednie komentarze - cudo! O!
House z łzami w oczach i to całe łamanie płyty i zakopywanie jej w parku... Atris, kochana, jesteś przecudowna! A postać Isabelle jest naprawdę świetna, stuprocentowo lepsze od mojej biednej Annie ;P
Wena życzę ogromniastego!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Agusss
Członek Anbu
Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: bierze się głupota?
|
Wysłany: Nie 18:07, 11 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
O mamo to jest genialne!!
Czytałam to zachłannie, aby niczego nie stracić!
Isabelle jest genialna! No nie... Nawet odrabia za House'a godziny Tylko zastanawia mnie czemu ona nie mieszka u Wilsona? Przecież jest jego siostrą
Weny!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Atris
Knight of Zero
Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: A z centrum :D Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 17:43, 12 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | A postać Isabelle jest naprawdę świetna... |
Może wam na koniec powiem, na kim się wzorowałam, tworząc tą postać
Cytat: | Nawet odrabia za House'a godziny |
Założę się, że z nudów
Cytat: | Tylko zastanawia mnie czemu ona nie mieszka u Wilsona? Przecież jest jego siostrą
|
Oh, zobaczysz, z tym będzie miała później trochę problemów
Wzięło mnie dziś na pisanie, pomimo mojej kontuzji.
Oddaję wam dzień 4 z nadzieją, że wam się spodoba.
Od razu OSTRZEGAM. Wszelkie zwolenniczki, tudzież wielbicielki/ wielbicieli Cuddy, uprasza się o odłożenie wszystkich ostrych przedmiotów poza zasięg rąk
Tadam:
Dzień 4
Znów obudziłam się w środku nocy. Tym razem w pustym mieszkaniu i, nie na House’owej kanapie, a na jego łóżku.
To wszystko oznaczało, że nocował w szpitalu, próbując rozwiązać kolejną diagnostyczną zagadkę.
I wtedy mnie olśniło.
***
Do szpitala się nie spieszyłam, ale miałam za wiele powodów, by tam być, żeby z tym zwlekać. Pusty dom House nastrajał mnie zbyt ponuro i zdecydowanie szybko musiałam z niego wyjść.
Na zewnątrz do twarzy przykleiła mi się zimna, wilgotna mgiełka, która natychmiastowo do końca mnie otrzeźwiła. Pospieszyłam do auta, aby się z niej wydostać.
Ulice o tej barbarzyńskiej porze były puste. Tylko co kilkanaście metrów przez skrzyżowanie przejeżdżała leniwie jakaś ciężarówka. Brałam z nich przykład i jechałam równie powoli.
Niestety nieubłaganie zbliżałam się do szpitala i nawet długie szukanie wolnego miejsca parkingowego, gdzieś w bliskim sąsiedztwie wejścia do gmachu, na nic się nie zdało.
Ociąganie się przy wysiadaniu z samochodu i niepośpieszny spacer do drzwi, według mnie, wyszedł zbyt szybko i po chwili rozmawiałam z ochroniarzem, który już kojarzył mnie, jako przyjaciółkę House’a. Bez problemów wpuścił mnie do środka.
Przeszłam przez hal i wsiadłam do windy, która z prędkością światła dowiozła mnie do celu. Nogi jeszcze szybciej poniosły mnie do gabinetu Gregory’ego.
Mój przyjaciel był w środku i patrzył tępo w białą tablicę, ustawioną przed szafką z płytami. Usłyszał trzask zamykanych drzwi i spojrzał na mnie nieobecnym wzrokiem.
- Nie wiem – powiedział, jakby w transie.
- Spokojnie House, ja... – Diagnosta wstał, omiótł tym samym, tępym wzrokiem gabinet i pospieszył na spotkanie twardej podłodze.
***
Dzięki mojemu brawurowemu skokowi poprzez nieziemski bałagan, Gregory nie skończył z kilkoma szwami na głowie, a zaledwie z paroma godzinami w szpitalnym łóżku.
Siedziałam przy nim odkąd został przywieziony z tomografii, która nic nie wykazała. Po drugiej stronie jego łóżka siedziała zła Cuddy. Wolałam się do niej nie odzywać, bo jeszcze by mi jakąś potrzebną część ciała odgryzła.
Gdy w końcu udało mi się wpoić w nią wystarczającą ilość kawy, by musiała opuścić salę, House, jakby na zawołanie, się obudził.
- Co się, do jasnej cholery, stało? – powiedziałam cicho, ale ze złością, spoglądając w górę korytarza i wyczekując nadejścia Cuddy.
- Nie wiem – odpowiedział z niepewną miną.
- House...
- Naprawdę. Jakbym wiedział, to bym ci powiedział – wyszeptał, gdyż administratorka wyskoczyła zza rogu i wpadła do sali.
I rozpętała mu piekło.
***
Gdy szefowa szpitala wreszcie się wykrzyczała i opadła na fotel, uznałam, że czas, aby wróciła do swoich obowiązków i dała House’owi odpocząć.
- Doktor Cuddy, czy widziała się pani ostatnio w lustrze? – Kobieta spojrzała na mnie ze złością, a Greg zaciekawił się dalszym przebiegiem rozmowy.
- Tak się składa, że widziałam się, Isabelle – powiedziała, odruchowo poprawiając włosy.
- A od kiedy to my jesteśmy na ty? – spytałam, gromiąc ją wzrokiem. – Dla pani jestem panną Wilson. – Czy wzrok może zabijać? Bo jeśli tak, to radziłabym się wszystkim schować.
- W każdym razie, chyba pora na ponowne spojrzenie w lusterko, doktor Cuddy. Tym razem prawdziwe. A, i prosiłabym, aby raczyła pani zmienić bluzkę, gdyż ta nie przystoi porządnej i dobrze wychowanej, jak sądzę, kobiecie. – Denerwowanie administratorki wykonało swoje zadanie. Na twarzy House’a wykwitł niesamowity uśmiech, a podobnego już dawno u niego nie widziałam.
- Czy mogę panią prosić na słówko do mojego gabinetu? – spytała, całkiem czerwona z gniewu Lisa.
- Prosić zawsze pani może, doktor Cuddy, tylko nie wiem, czy ja mogę tę prośbę spełnić...
- Proszę nie przeginać – wysapała przez zęby i wymaszerowała z sali. Podążyłam za nią do windy, machając wesołemu House’owi na odchodnym.
***
Zatrzymałam mężczyznę, który chciał wsiąść do środka za nami i wyraźnie mu to odradziłam. Sama wskoczyłam do windy przez zamykające się drzwi.
- Uważałam panią za na tyle dorosłą, by nie grać z House’m w te jego gierki – powiedziała Lisa. To przeważyło szalę. Teraz to ja się zdenerwowałam.
Sięgnęłam przycisk unieruchamiający windę i energicznie go wcisnęłam. Dźwig gwałtownie stanął. Odwróciłam się w stronę Cuddy.
- A ja uważałam, że jest pani na tyle dorosła, żeby widzieć cokolwiek poza koniuszkiem swojego własnego nosa! – Administratorka już otwierała usta, ale ja kontynuowałam. – Myśli pani, że panią obrażam, bo mi się tak podoba? A czy widziała pani reakcję House’a na to całe przestawienie? – Zdziwiona Cuddy pokręciła nieśmiało głową. - Gdyby nie była pani taką hipokrytką, to dawno zauważyłaby pani, jak Gregory przeżywa śmierć Amber i jej następstwa. Zauważyłaby pani także, że potrzebuje tych malutkich rzeczy, które sprawiają mu radość. Ale obchodzi panią tylko to, że pani największe trofeum nadal leczy ludzi. Nic więcej. – Ponownie wcisnęłam guzik i winda ruszyła. Gdy zatrzymała się na parterze, Cuddy, nadal w szoku, pomaszerowała w stronę swojego gabinetu. Powstrzymałam zamykające się drzwi i krzyknęłam do niej:
- Doktor Cuddy, pacjent doktora House’a ma glejaka wielopostaciowego. Sama przekażę przypadek doktorowi Wilsonowi. – I, nie czekając na odpowiedź, wybrałam piętro, na którym była sala mojego przyjaciela.
Dzisiejsze zadanie było wykonane. Na niebie planety Gregory’ego zaświeciło słońce, a w nocy, poprzez ciężkie chmury, widać było czasem cudowne, pobłyskujące nieśmiało gwiazdy, a tuż obok nich, dumny, pełny księżyc.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Atris dnia Wto 16:54, 06 Lip 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Printemps
Pacjent
Dołączył: 20 Wrz 2009
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze świata.
|
Wysłany: Pon 19:23, 12 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
.... JA CIĘĘĘĘ. Co ty robisz, hęę? Że to takie cudo, mówię.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Muniashek
Endokrynolog
Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a stąd <- Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 19:26, 12 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Primo: wiersz jest genialny. Naprawdę.
Secundo: świetnie dopasowałaś całe opowiadanie do wiersza, a i piszesz z tak cudnym stylem, że aż chce się czytać.
Nie będę cytować, bo byłoby tego zdecydowanie za dużo. Isabelle jest (teraz uczynię powtórzenie ) genialną postacią. I nie wiem czemu, nie domyśliłam się że to siostra Wilsona. Najwyraźniej nie myślę...
Naprawdę, świetnie piszesz. Piękne było pierwsze (pierwsze?) spotkanie House'a i Isabelle, to jak się przytulili, płacz House'a... Bardzo piękne.
Czekam na kolejne części z niecierpliwością
Weny życzę, ofkorz
Pozdrawiam, Munio
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
soft
Pulmonolog
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tu te truskawki? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 19:30, 12 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
No, no Part jak zwykle fajny. Co raz bardziej lubię Isabelle. Szkoda, że tak "skopałaś" Cuddy ;P Ale to twój fick, więc nic nie narzucam, nic nie narzucam!
O tej godzinie nie mam talentu do komentowania (O ilę w ogóle go mam), więc może jutro wysilę się na coś bardziej twórczego ;P
Wena, wena i jeszcze raz wena.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Atris
Knight of Zero
Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: A z centrum :D Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 19:38, 12 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | piszesz z tak cudnym stylem, że aż chce się czytać. |
aż się zarumieniłam. Dziękuję
Cytat: | I nie wiem czemu, nie domyśliłam się że to siostra Wilsona. Najwyraźniej nie myślę... |
Na początku miałam nadzieję jak najdłużej przedłużać tą waszą niewiedzę, ale Agusss wszystko wydała. A to przez jeden malućki akapicik, który napisałam, bodajże 2 dnia...a mieliście nie wiedzieć aż do 5-ego No cóż, nie udało się
Cytat: | Szkoda, że tak "skopałaś" Cuddy ;P |
Nie lubię Cuddy, nie lubię, i dlatego jej się należało takie skopanie
Niech wie, gdzie jej miejsce, a nie.
Wciska się między wódkę i zakąskę (House'a i Wilsona)
Dzięki, dzięki, za wasze komentarze, bo to najlepszy wabik na wena
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Atris dnia Wto 6:45, 13 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Muniashek
Endokrynolog
Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: a stąd <- Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 19:55, 12 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Jak dla mnie skopanie Cuddy było kul Należało jej się, a jak
Wiem, wredna jestem. No cóż... Nadmiar Cuddy *czeka przerażona na zlinczowanie* mi szkodzi, zdecydowanie
A, czyli dobrze że nie myślałam i nie wpadłam na to Czyli... nie jestem aż tak niemyśląca. Super^^
A się nie rumień tak, tylko pisz dalej
Weno, cip cip...!
Munio
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Agusss
Członek Anbu
Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: bierze się głupota?
|
Wysłany: Wto 9:31, 13 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
No, no rozkręca nam się pani Wilson^^ Lubię takie osóbki xD
Część bardzo interesująca Ta cała prowokacja Myślałam, że padnę xD
Cytat: | Oh, zobaczysz, z tym będzie miała później trochę problemów |
To ja sie nie mogę już doczekać^^
Weny!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
mabline
Pacjent
Dołączył: 13 Paź 2009
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 20:14, 14 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Ja również czekam niecierpliwie na kolejne części.
Po prawdzie nieco zgrzyta mi ta "miękkość" Grega i w ogóle nie przepadam za Hilsonem, aczkolwiek to moje własne skrzywienie. : >
{haha, ja też nie lubię Cuddy}
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Atris
Knight of Zero
Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: A z centrum :D Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 15:29, 17 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Jak dla mnie skopanie Cuddy było kul |
Powinnam to robić częściej
Cytat: | *czeka przerażona na zlinczowanie* |
*Zastawia ją własną piersią i nie pozwala na jakiekolwiek ekscesy*
Tak, tak, cip, cip...
Może wróci
Cytat: | To ja sie nie mogę już doczekać^^ |
Ot proszę, mały, malućki problem, będzie miała poniżej
Cytat: | Po prawdzie nieco zgrzyta mi ta "miękkość" Grega |
Przepraszam, przepraszam, ale naprawdę, on taki musi być, bo inaczej nie będzie Hilsonka
Cytat: |
{haha, ja też nie lubię Cuddy} |
Załóżmy antyfanclub
I ot jestem ja, z nową częścią, bo dziś ruszyłam mój szanowny tyłeczek i zakułam wszystkie moje weny w kajdany, a następnie przypięłam je do komputera i kazałam się produkować. I chyba będę musiała je wypuścić, żeby sobie pohasały, bo coś już zmęczone są.
Dziś wreszcie mamy Wilosna i Hilsonka, więc mam nadzieję, że wszystkim będzie się podobać i wszystkich zadowolę tą częścią.
Osobiście, podoba mi się najbardziej ostatnie zdanie. Wam pewnie też się spodoba
I obiecuję, że 6 dzień, który już leży, jeszcze cieplutki, na moim kompie, pojawi się w dość szybkim tempie, bo 7, będzie króciutki, ale dość dramatyczny/płaczogenny (?), a bynajmniej taki mam plan.
Dobra, nie przynudzam, tylko życzę jeszcze miłego czytania
Ach, i jeszcze malućka dedykacja...dedykuję to chłopakowi, którego uwielbiam, a który i tak tego nigdy nie przeczyta.
Dzień 5
Wczoraj pociągnęłam za odpowiednie sznurki i House został na noc w szpitalu.
Ja sama nie miałam ochoty wracać do pustego, ciemnego domu, więc długo zastanawiałam się, gdzie mogę się przespać. Odpowiednie miejsce podsunął mi mężczyzna, który przyszedł odwiedzić House w jego sali.
Gdy zobaczyłam mojego brata, idącego w dół korytarza, doszłam do wniosku, że jeszcze nie jestem gotowa na rozmowę z nim. W panice rozejrzałam się za jakąkolwiek kryjówką. Mój wzrok padł na drzwi do toalety.
House spał i szczerze się z tego cieszyłam, gdy jednym szybkim susem skoczyłam do pustego pomieszczenia.
Chwilę potem drzwi rozsunęły się, a do głównej sali wkroczył przygarbiony Wilson. Rzucił okiem na przyjaciela, obejrzał jego kartę, westchnął rozgłośnie i wyszedł.
Martwi się o niego!
Ta myśl pokrzepiła moje, znękane widokiem cierpiącego House’a, serduszko.
Właśnie wtedy postanowiłam przenocować w gabinecie brata. Uznałam też, że czas na poważną rozmowę.
***
Czy wszystkie kanapy muszą być takie niewygodne? Mogliby raz zainwestować w jakąś droższą, a nie...
Kupują taki chłam, a później ludzie sobie na tym plecy psują.
Z samego rana dopadł mnie parszywy nastrój. Pogoda za oknem nie poprawiała mojego humoru.
Zabrzęczała moja komórka. SMS: „SOS”.
To od przekupionego policjanta. Oznaczało, że Wilson właśnie wsiadł do windy. Zerwałam się z kanapy, ogarnęłam wzrokiem gabinet, czy aby wszystko jest w porządku.
Umyślnie zostawiłam na sofie koc. Niech brat ma zagadkę.
Nie zdążyłabym wyjść na korytarz niezauważona, a gdy za drzwiami rozbrzmiał głos Wilsona mówiącego coś do pacjentki, spanikowałam. Nadal nie byłam gotowa.
Złapałam w biegu buty i rzuciłam się na balkon. Zimno uderzyło we mnie potężną falą, gdy biegłam boso po zimnych kafelkach na połowę House’a.
Wpadłam do ciepłego gabinetu do różnicowania, nie spotykając tam żadnego z Kaczątek. Odetchnęłam. Na razie mi się upiekło.
***
Wróciłam do szpitala z domu House’a w porze lunchu.
Ubrana w czyste rzeczy, uczesana i ogólnie wyglądająca jak człowiek. Przywiozłam też rzeczy Gregory’emu. Postawiłam mu je koło łóżka. Spał.
Poszłam do gabinetu brata. Z jego kalendarzyka, który wczoraj zapobiegawczo przejrzałam, wynikało, że za chwilę pożegna się z pacjentką i pójdzie na lunch. Gdy wróci będzie miał trochę czasu wolnego, w sam raz na poważną rozmowę.
Schowałam się za rogiem i czekałam, aż Jimmy wyjdzie. Punktualny co do minuty, opuścił gabinet i skierował swoje kroki do cafeterii.
Rzuciłam teczkę pacjenta House’a na biurko, usiadłam obok niej i czekałam.
***
Musicie mi uwierzyć na słowo, ale mina mojego brata, gdy wszedł do gabinetu, była po prostu bezcenna. Coś pomiędzy szuraniem szczęki o podłogę, a cudownym, dźwięcznym „o”.
- Isabelle? Co ty tutaj robisz? – Całkiem szybko pozbierał dumę z podłogi i schował ją w buty.
- Tęskniłam. Ale skoro już się napatrzyłam, to mogę wracać. – Pokazałam mu język, a on pokręcił głową.
- Jak ja długo cię nie widziałem! – wykrzyknął i porwał mnie w ramiona. Już dawno zapomniałam, jaki on potrafi być uczuciowy. Chyba przez godzinę nie wypuszczał mnie objęć. Faktu, że bluzka na plecach chyba mi już całkiem przemokła od jego łez, nie wypada przemilczeć.
- Jimmy, spokojnie, jestem tutaj i nigdzie się nie wybieram. Możemy porozmawiać? – spytałam cicho. Cała moja odwaga i złość wyślizgnęła mi się przez nogawki, a ja, przeszukując wzrokiem podłogę, nie mogłam ich znaleźć.
Na szczęście James odrobinę mi pomógł, bo wreszcie zaczął się zachowywać w miarę normalnie. Powoli się ode mnie odkleił i uśmiechnął przepraszająco. Wskazał mi kanapę, a sam usiadł na fotelu i podjechał nim do mojej miejscówki. Złapał mnie za rękę.
- Od kiedy tu jesteś? – zapytał, spoglądając mi w oczy, zapewne po to, żebym nie mogła skłamać.
- Proszę o łatwiejszy zestaw pytań – odpowiedziałam, nie mogąc wymyślić powodu, dla którego miałam odwiedzić najpierw House’a, a dopiero później jego.
- Ale to jest najłatwiejsze!
- James, inne pytanie – powiedziałam stanowczo, odwracając wzrok.
- Gdzie mieszkasz? – Kolejna trudna sprawa. Wyrwałam moją rękę z jego kajdan i schowałam twarz w dłoniach.
- James, chyba ja powinnam zacząć rozmowę – wymamrotałam. Z House’m poszło znacznie łatwiej. Jimmy zamknął oczy, wziął głęboki oddech i odpowiedział:
- Okay. A więc zaczynaj. – Dało się słyszeć wyrzut w jego głosie. Wciągnęłam głośno powietrze.
- Doskonale wiesz, że nigdy cię nie okłamałam, nigdy cię też nie zawiodłam i nie zamierzam tego zmieniać. – Podniosłam wzrok z podłogi i odważyłam się spojrzeć mu w twarz. - Przyjechałam tu, bo chciałam załatwić dawne, niedokończone sprawy. Niestety zawiodłam się. James, jestem tu, bo chcę ci pomóc. Ufasz mi, prawda? – spytałam, a jego oczy zwiastowały bliskie nadejście kolejnego potopu. Skinął lekko głową. - Musisz mi tylko powiedzieć, co czujesz tu. – Powoli opuściłam rękę od jego twarzy i położyłam ją w miejscu, gdzie znajdowało się jego serce. Skrzywił się, a po twarzy pociekły mu zapowiedziane łzy.
- To boli, Isabelle - wyszeptał. Nie byłam na to wyznanie przygotowana. Wciągnęłam spazmatycznie powietrze.
- Mnie też boli, Jimmy. Patrzenie na wasze cierpienie to największa udręka dla mnie. – Pogłaskałam go po twarzy. – Wszystko będzie dobrze, James. Musisz w to uwierzyć.
- Co czujesz? – powtórzyłam pytanie. W tym momencie nie mogłam sobie pozwolić na pomyłkę.
- Tęsknię – odpowiedział krótko, odwracając wzrok.
- Za nim – stwierdziłam, a on przytaknął. – A ona znika, nawet stąd? – zapytałam przesuwając dłoń z jego policzka na skroń. Znów uzyskałam potwierdzenie.
- Nie wiesz co robić? – Kolejne kiwnięcie. Pokręciłam głową. Ależ oni są uparci. – Czemu nie wrócisz?
- On tego nie chce – powiedział, przełykając łzy.
- James, James...on oddałby dla ciebie wszystko, dla twojego szczęścia, pozbawiłby się wszystkiego. Odarłby się z uczuć, ze wspomnień, z jego ukochanej inteligencji, gdybyś tylko powiedział, że jest ci to potrzebne. Pozwoliłby ci odejść, jeśli uznałbyś, że tego ci trzeba! A czy wiesz, co ty zrobiłeś? – Powróciła mi odwaga, a do umysłu znów wpełzła złość na Jimmy’ego. Tym razem zaprzeczył. - Dałeś mu znak, że jest nieważny, że jego życie nic dla ciebie nie znaczy! Jak mogłeś postąpić tak samolubnie?! – Wstałam, a on pozostał na fotelu, skulony, bez wiary i nadziei. Pozwoliłam mu wszystko przemyśleć, a sobie trochę ochłonąć.
- Co mogę zrobić? – Z zamyślenia wyrwał mnie cichy głos Jimmy’ego. Tak! Nareszcie wracał do żywych, do miejsca, w którym będzie jeszcze szczęśliwy, chociaż on sam chyba w to nie wierzy! Uśmiechnęłam się promiennie.
- Bądź u House’a o 17. – Ucałowałam go w policzek i wypadłam z gabinetu, znowu na balkon.
- Isabelle! – Odwróciłam się. – Co mam przynieść? – Czy można było się uśmiechać jeszcze szerzej? Nie, to chyba niemożliwe...
- Ty wystarczysz... ale skoro pytasz... piwo i chińszczyzna? – spytałam, a on przejął ode mnie część uśmiechu. Jego oczy błyszczały.
- Do zobaczenia, Izz – powiedział i schował się w gabinecie.
***
Podeszłam do drzwi do gabinetu. W środku siedziały Kaczątka. Gdy wskoczyłam do pomieszczenia, wszystkie oczy zwróciły się na mnie.
- Hej! – zawołałam z entuzjazmem. – Jak przyjdzie House, powiedzcie mu, że ma być o 16 w domu, dobrze? – Foreman spojrzał na mnie z powątpiewaniem. - Yyy...masz racje, nie posłucha... Co by tu... – Zamyśliłam się. – O! Powtórzcie mu, że powiedziałam, że jak nie przyjdzie, to dowie się, co chińczycy robią jeńcom wojennym. – Uśmiechnęłam się złośliwie i ruszyłam do wyjścia.
- A może miałabyś ochotę gdzieś wyjść jutro? – spytał Kutner, podnosząc się z miejsca.
- Jasne. Przyjadę po ciebie motorem. – Miny Trzynastki i Foremana były cudownie zabawne. Gdy dochodziłam do wind, nadal widziałam ich niedowierzające spojrzenia, spoczywające na oszołomionym Kutnerze.
***
Mój mały podstęp się sprawdził. Wiedziałam doskonale, że House nie przyjdzie punktualnie. I tak się stało. Wpuściłam go do jego domu tuż przed 17.
James przyszedł 10 minut później.
Kazałam House’owi otworzyć. Ociągał się jak mógł, wymawiając się nogą, chociaż dobrze wiedziałam, że ma „lepszy dzień” po szpitalnych lekach.
Gdy nareszcie usłyszałam skrzypienie, zamarłam. Żaden z chłopców się nie odezwał.
Odważyłam się odwrócić. House zasłaniał cały widok na Jimmy’ego, który najwyraźniej bał się ruszyć.
„I wszystko trzeba robić za nich” – pomyślałam.
- House? Przyszła chińszczyzna? – spytałam, licząc na to, że łaskawie ruszą tyłki. Gregory przepuścił Jamesa w drzwiach i opadł z powrotem na kanapę.
Mój brat podał nam po piwie, resztę wrzucił do lodówki, a chińszczyznę rzucił na stół. Ostrożnie usiadł na kanapie z dala od House’a.
Westchnęłam i pokręciłam głową. No, bo przecież inteligencji nie można im pozazdrościć...
Podeszłam do Jimmy’ego i kazałam mu się przesunąć w stronę House’a. Usadowiłam się na skraju kanapy.
Zapadła cisza.
- Boże, zachowujecie się jak dzieci – stwierdziłam i sięgnęłam po jedzenie. Gregory spojrzał na Jamesa i też wziął jedno pudełko. Wilson poszedł w jego ślady.
I znów ta niezręczna cisza...
***
- No, dzieci, czas na leżakowanie! – powiedziałam z udawanym entuzjazmem, gdy zegar wybił pierwszą. – I to ja zajmuję kanapę, więc, James, śpisz z House’m, o ile on się zgodzi. – Spojrzałam na niego wzrokiem nie znoszącym sprzeciwu. Greg kiwnął lekko głową. - Teraz ładnie idźcie, umyjcie ząbki i kładźcie się spać. – zaszczebiotałam. Jeden po drugim powlekli się do łazienki, a następnie do sypialni na końcu korytarza.
Gdy także szłam się umyć, słyszałam ich przyciszone głosy. „No nareszcie” pomyślałam, a kiedy wracałam, nie mogłam oprzeć się pokusie, aby zerknąć na nich przed snem.
Drzwi były uchylone, a lampka przy łóżku zapalona.
Widok chłopców podziałał jak balsam na moje poranione serduszko, bo oto głowa mojego brata spoczywała na torsie House’a, a ręka Gregory’ego na plecach Jamesa.
Spali tak spokojnie.
Zgasiłam lampkę i wróciłam do salonu.
Dzień piąty zaliczony. Do ogródka House’a wpuściłam zwierzątka.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Atris dnia Wto 17:08, 06 Lip 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Agusss
Członek Anbu
Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: bierze się głupota?
|
Wysłany: Sob 15:49, 17 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Atris! No co ja mma powiedzieć? Ta część podoba mi sie chyba najbardziej Nie muszę mówić raczej dlaczego co? xD Nasz kochany Hilsonek się pojawił^^
Zaczynam uwielbiać Isabelle! xD No cud, miód i kasztanki dziewczyna! Pięknie chłopaków "prowadzi" do siebie Oni naprawdę są chyba ślepi... Ale najważniejsze, że jednak się odnaleźli. Aby ten ich sen trwał wieki
Genialnie! Pisz, pisz! Bo ja chce więcej!
Słodkiej Weny!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
soft
Pulmonolog
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tu te truskawki? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 17:16, 17 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Jezujezujezujezujezujezu! KochamCiękochamCiękochamCię!
House i Wilson w jednym łóżku śpiący razem - spełnienie mych marzeń. To było takie urocze i słodkie i urocze i słodkie i takie kochane i słodkie i urocze.
Atris, zdecydowanie wprawiasz mnie w kompleksy! O!
Kroi się Iatner?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Atris
Knight of Zero
Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: A z centrum :D Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 17:19, 17 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Jezujezujezujezujezujezu! |
Tak, wiem, uderzające podobieństwo, ale możesz mówić mi Iza
Cytat: | Atris, zdecydowanie wprawiasz mnie w kompleksy! O! |
Kobieto, jakie kompleksy? Tylko spójrz jak TY piszesz!
To będzie...taka odskocznia...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
soft
Pulmonolog
Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: tu te truskawki? Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 17:22, 17 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Tak, wiem, uderzające podobieństwo, ale możesz mówić mi Iza |
No wiesz, jak się ściągnie ci te okulerki, troche zetnie włosy, potarga to...
Cytat: | Kobieto, jakie kompleksy? Tylko spójrz jak TY piszesz! |
Jak ja piszę!? Na pewno gorzej niż ty! O!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|