|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Schevo
Gastroenterolog
Dołączył: 16 Sie 2008
Posty: 1761
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z daleka ^^ Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 11:10, 04 Paź 2008 Temat postu: ... |
|
|
Kategoria: friendship
Cytat: | Jednoczęściowy fik. Nic więcej nie będzie. Nie wiem czy się spodoba. Napisałam Hilsona, chociaż to jest dla mnie bardzo trudne. |
Gdy człowiek traci ukochane osoby... Nigdy nie będzie taki jak kiedyś...
Odszedł.
Po tylu latach przyjaźni po prostu odszedł. Zostawił po sobie tylko pustkę, której nikt inny nie mógł wypełnić. Nikt inny nie zna mnie na tyle dobrze, żeby móc to zrobić. Tylko on...
Chciałem zrozumieć, dlaczego już go nie ma. Dlaczego gabinet za ścianą zajmuje już ktoś inny? Dlaczego tabliczka z nazwiskiem „James Wilson M.D.” została już ściągnięta? Czy on już naprawdę tutaj nie wróci?
Przyjaciel. Cholera, dlaczego to spieprzyłem? Dlaczego? Czy chociaż raz nie mogłem zachować się normalnie? Przyjaciel. Właśnie jego teraz potrzebuję. A on... Nie potrzebuję już mnie. Nigdy nie będzie mnie potrzebował. Przyjaciel. Kiedyś nie wierzyłem w przyjaźń. Dopóki nie przekonałem się na własnej skórze, jak bardzo boli strata przyjaciela. Prawdziwego przyjaciela.
Gdzie w tym mieście, gdzie na tym świecie żyje człowiek, którego śmierć byłaby dla mnie stratą? I gdzie jest człowiek, dla którego moja śmierć miałby jakieś znaczenie?
Nie ma już go.
Nieważne co teraz zrobię. Nieważne czy ze sobą skończę. Przecież to nie obchodzi nikogo. Bo nie ma już jego...
Chcę odejść z tego świata. Nic mnie tu nie trzyma, teraz gdy jestem sam. Chcę skrócić swoją mękę. Czy moje życie jest cokolwiek warte? To ja powinienem wtedy umrzeć. Amber powinna nadal żyć. Powinna być z nim. Cholera, jeśli Bóg istnieje, to błagam, niech przywróci jej życie. Niech zabierze mnie zamiast niej.
Boję się. Nie chcę, żeby on mnie nienawidził. Ale jest już za późno. On mnie nienawidzi. Za to kim byłem, kim jestem i kim będę. Nigdy się nie zmienię. Dlaczego?
Bóg nie zsyła nam rozpaczy aby nas zabić, lecz by nowe pobudzić w nas życie.
Nie wierzę.
Nic nie mogę zrobić. Chcę cofnąć czas, ale nie mogę. Dlaczego Bóg jest tak okrutny? Wolałbym nie wierzyć w jego istnienie. W to, że to życie jest tylko próbą. Próbą, którą zawaliłem. Ale z drugiej strony... Jeśli on istnieje to oni kiedyś się jeszcze spotkają. Co się stanie ze mną, gdy umrę? Czy to naprawdę mnie obchodzi? Ważne, żeby oni mogli kiedyś być razem...
Czy kiedykolwiek czułem taki ból?
Byłem jak ślepiec, który odzyskawszy wzrok, obudził się w próżni pełnej luster, odbijających tylko jego własną samotność.
Poddaję się.
Jestem zbyt słaby, żeby żyć. Jestem zbyt samotny, żeby żyć. Nie powinienem tu być. Nie powinienem nigdy się rodzić...
Dzwonek to drzwi. Przesłyszałem się? Czy jest nadzieja, że...
- House, jesteś tam?
To nie on. Więc po co mam otwierać? Nikt inny nie jest równie ważny.
- House, otwieraj!
Po co? Nie ma mnie. Znikam z tego świata.
- House!
Żegnajcie...
Zamykam oczy. Upadam. Słyszę odgłosy jakiegoś zamieszania. Ktoś otwiera drzwi, ktoś krzyczy. Czy to jest teraz ważne?
Czy ideały są osiągalne? Czy my, ludzie, żyjemy po to, by zlikwidować śmierć? Nie, żyjemy po to, by się jej bać, a potem znów kochać, i właśnie dzięki niej, czasem na przeciąg jednej tylko godziny, płonie tak pięknie ta odrobina życia.
Powrót.
Ktoś mną potrząsa. Słyszę jakieś głosy. Cuddy i ktoś jeszcze. Znam ten głos.
Czy to możliwe, że to on? Czy wyczuł, że właśnie się poddałem?
Chcę otworzyć oczy, ale powieki są zbyt ciężkie. Mobilizuję wszystkie siły. Muszę podnieść tą cholerną powiekę!
Czy ta żarówka wcześniej też świeciła tak mocno? Białe światło razi moje oczy. Chwilę trwa zanim udaje mi się zobaczyć pokój. Cuddy pochyla się nade mną, ale to nie to jest teraz ważne. Najważniejsze jest to, że on klęczy obok mnie. Że na jego twarzy maluje się strach. Nie chciałem go przestraszyć. Czuję senność, ale chcę mu coś jeszcze powiedzieć. Próbuję wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk, ale nie mogę. Nie mam na to siły. Próbuję jeszcze raz.
- Dziękuję...
Zdołałem powiedzieć tylko tyle. Później była tylko ciemność i cisza.
KONIEC
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Schevo dnia Sob 11:15, 04 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Katty B.
Chodzący Deathfik
Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bunkier Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 13:02, 04 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Aaaniecierpięnarracjipierwszoosobowej!!! Tyle w kwestii zapisu.
...
No dobra, literówka:
Powinno być tę.
Zacznę od tego, że nie lubię braków tytułu. W zbiorze miniatur/drabbli (które to zbiory POWINNY mieć tytuł) da się to zrozumieć, ale w jednoczęściówce to wygląda, jakby Autor nie wiedział, co napisał. Nie był pewien przesłania. Rozumiem, że tutaj jest to zabieg celowy, symbolizuje swego rodzaju brak zakończenia, brak ciągu dalszego, takie zawieszenie. Dlatego jest OK. (Choć i tak wolałabym tytuł.)
Z każdym czytanym przeze mnie zdaniem uśmiech na mojej twarzy robił się coraz większy. A gdy doszłam do tych pytań do Boga to stwierdziałam, że dawno nie miałam tak dobrego humoru. Śmieszne było. W sumie tok przemyśleń House'a nawet dość prawdopodobny, ale po drodze gdzieś tę rozpacz i dramatyzm diabli wzięli. Został tylko wielki uśmiech na widok patetyczności niektórych zdań. Albo ich szyku, rodem jak z jakiegoś poematu czy piosenki. ("Nie ma już go", w myślach słyszę znajomego rapera dośpiewywującego "i boli mnie to".) Przy "Żegnajcie..." to już zupełnie spadłam z krzesła. I myślałam, że się nie podniosę, co na szczęście zrobiłam, bo mogłam dzięki temu przeczytać zakończenie.
Zakończenie było dobre. Podobało mi się. Topos zbyt późnego powrotu jest jednym z moich ulubionych motywów. Cieszę się, że to tu zastosowałaś. Cieszę się, że Wilson przyszedł, wrócił (abstrahując już od powodu, dla którego to zrobił). Cieszę się, że dostał ostatnią minutę. I cieszę się, że House powiedział "dziękuję", bo to sprawi, że Wilson sobie do końca życia nie wybaczy, nie zapomni, nie przeżyje faktu, że wrócił za późno. Nigdy nie przestanie zastanawiać się, co by było, gdyby wyciągnął rękę dzień wcześniej, gdyby zadzwonił, gdyby przyszedł. Ha. Poczucie winy zeżre go jak rak.
Reasumując. Dziękuję za wywołanie u mnie wielkiego uśmiechu. Świetnie się bawiłam czytając to, a dobry humor mam zagwarantowany do końca dnia.
Kat.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Katty B. dnia Sob 14:02, 04 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Any
Czekoladowy Miś
Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza zakrętu ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 13:59, 04 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
ładne.
Miło się czyta, można zobaczyć, jak wiele Wilson znaczył dla House'a.
Trochę szkoda, że zakończenie smutne...
Ale ogólnie podobało mi się.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Poziomka
Lekarz w trakcie specjalizacji
Dołączył: 15 Maj 2008
Posty: 503
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Sosnowieś Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 15:17, 04 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Smutne, ale piękne...
House, który wraz ze stratą Wilsona stracił wszystko i poddał się... O jakbym nie chciała widzieć takiego końca...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
motylek
Immunolog
Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Capri Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 18:38, 05 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
smutne, House jest tu taki smutny, bezradny i samotny. a KONIEC zaskoczyl mnie . ładnie napisane. wiele uczuć jest w tym fiku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|