Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Znalezione, zgubione, znalezione [3/? NZ]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 10:54, 09 Gru 2009    Temat postu: Znalezione, zgubione, znalezione [3/? NZ]





Za zgodą obdarowanego Pavulona oto fik napisany dla niego na Mikołajka.
Jest to druga część "Prezentu" ale na upartego można nie czytać
Podzieliłam to na części ponieważ jest stosunkowo długie.

AU i crossover z CSI NY.
Wprowadzenie: Cameron zrywa z Chasem i pomiędzy nią a House'm zaczyna się coś dziać. Niestety, tuz przed gwiazdką, nieznany sprawca strzela do niej, raniąc ja poważnie. Cam przechodzi operacje usunięcia kuli z mózgu a potem spędza święta i Nowy Rok w mieszkaniu House'a. Akcja zaczyna się w kilka dni po Nowym Roku.


Znalezione, zgubione, znalezione.

House


House siedział w swoim gabinecie i nudził się śmiertelnie. Baterie w gameboyu zdechły nieodwracalnie, muzyka go drażniła, w telewizji nie było nic godnego uwagi. Odesłał swój zespół do domu, czego teraz bardzo żałował, więc musiał czekać na wyniki badań swojego pacjenta. Miał nadzieję, że laboratorium się pospieszy i on wreszcie będzie mógł wyjść ze szpitala. Po drodze chciał wstąpić do Cameron, która dwa dni wcześniej postanowiła wrócić do siebie pod pretekstem, że on ze swoją nogą nie może dłużej sypiać na kanapie. Nie miał innego wyjścia, więc zgodził się, ponieważ stosunki pomiędzy nimi były delikatnie rzecz ujmując... dziwne. Cameron nie doszła jeszcze do siebie po postrzale, a on... no cóż, nie miał prawa naciskać. Postanowił, że sprawy pomiędzy nimi ułożą się same, bez przyspieszania. On był gotowy... i mógł poczekać na nią.
Rzucił okiem na zegar i westchnął: dopiero szósta i nawet nie mógł pójść podokuczać Wilsonowi bowiem przyjaciel wyjeżdżał na tydzień na konferencję onkologiczną do Seattle i dawno wybył do domu spakować się, i złapać kilka godzin snu. Wziął do ręki piłkę i zaczął się nią bawić, rzucając rytmicznie o ścianę, usiłując myśleć o wszystkim tylko nie o Cameron. I o Cuddy, która zachowywała się bardzo dziwnie. Jakby nagle zakochała się w nim To było absurdalne, nie po tylu latach znajomości. W sumie wolał nie wnikać w motywy zachowania Cuddy. Była jego szefową i kiedyś wydawało mu się, że przyjaciółką, a teraz...
Z rozmyślań wyrwało go pojawienie się laboranta z wynikami testów. Mruknął zadowolony, ponieważ jego podejrzenia sprawdziły się, znowu miał rację a Foreman się mylił. Wstał przeciągając się niczym kot i pokuśtykał wolno do pokoju pacjenta by zaordynować podanie heparyny. Do rana stan pacjenta powinien się poprawić, i prawdopodobnie będzie gotowy do operacji, która pozwoli mu na długie i zdrowe (w miarę) życie. Sprawdził monitory, wszystko było w porządku więc zrobił odpowiednie wpisy w karcie pacjenta, wydał dyspozycje nieznanej mu pielęgniarce z nocnej zmiany, mimochodem zastanawiając się dlaczego nie widział jej wcześniej. Zawsze prosił o doświadczone pielęgniarki na nocną zmianę, zbyt wiele mogło się wydarzyć i pójść nie tak. Nie minie go poranna rozmowa z Cuddy. Przynajmniej lekarz dyżurny był starym wyjadaczem i będzie miał na wszystko oko, a nawet dwa.
Wreszcie mógł wrócić do domu i po drodze zajrzeć do Cameron. Allison był w pewnym sensie uwięziona w swoim mieszkaniu. Wchodzenie po schodach sprawiało jej trudność, podobnie jak proste domowe czynności. Nie wolno jej było także prowadzić samochodu. W głębi duszy miał nadzieję, że po kilku dniach Cameron podda się i wróci do jego mieszkania. Wykrzywił usta w maleńkim uśmieszku obmyślając genialny plan zwabienia Cameron do siebie.
Jednak po powrocie do gabinetu, zamiast spakować się i wyjść, usiadł za biurkiem. Poczuł jak noga zaczyna go boleć i postanowił chwilę posiedzieć aż mu przejdzie. W tym stanie jazda do domu, nawet samochodem, była wykluczona. Wyjął fiolkę z vicodinem i postawił ją na biurku, równocześnie odchylając się na krześle. Zamknął oczy... tylko na chwilę, był tak bardzo zmęczony...
Ze snu wyrwał go piekielny ból, udo przeszywały gorące igły i kurcze, plecy protestowały głośno sprzeciwiając się pozycji w jakiej siedział. Poruszył się i poczuł, że leci na podłogę z wdziękiem worka na kartofle. Wstrząs oprzytomnił go na chwilę. na tyle, że ostrożnie podniósł się do pozycji siedzącej i spróbował sięgnąć po vicodin. Niestety, pomimo swoich długich rąk, lekarstwo było poza jego zasięgiem.
Cholera.
Nieporadnie, oddychając szybko, oślepiony przez białe błyskawice bólu, wyciągnął jeszcze raz ramię ale osiągnął jedynie to, że wszystkie drobiazgi z biurka spadły na podłogę a szklany przycisk do papieru poleciał prosto na jego prawe udo.
Stracił przytomność natychmiast.

Hazel Stunt postanowiła zajrzeć do doktora House’a i zapytać jak czuje się Cameron. Osobiście była przeciwna tak szybkiemu wypisowi ze szpitala, ale lekarze to najgorsi pacjenci na świecie. Zawsze wiedzą lepiej. Operacja była ciężka,ponieważ pocisk utkwił w fatalnym miejscu w mózgu. Hazel była pełna podziwu i zdumienia, że doktor Cameron tak szybko doszła do siebie. Dzisiaj Hazel miała dyżur, miała czas, wiedziała, że House jest jeszcze w szpitalu, więc podążyła w kierunku gabinetu diagnosty. Światła w biurze House'a były włączone, ale w pierwszej chwili nie zobaczyła go. Jej uwagę przyciągnęły rozrzucone po podłodze przedmioty a dopiero potem zauważyła House’a, leżącego na podłodze za biurkiem. Przyklęknęła przy nim i zbadała tętno. Bardzo szybkie i nierówne. Czoło rozpalone i mokre od potu. Zerknęła na biurko i zauważyła zamkniętą fiolkę z vicodinem, a potem szklaną kulę leżącą tuż obok uda diagnosty. Zaklęła pod nosem. Musiał upaść i zrzucić rzeczy na siebie a szklana kula dopełniła reszty.
- Hazel? Co ty tutaj robisz? Coś z House’m? Naćpał się znowu?? I pewnie jak to on jeszcze jest zalany? – W głosie Wilsona słychać było wściekłość.
- Zamknij się, James, i przynieś mi strzykawkę z morfiną. I to szybko!
Wilson zmrożony tonem głosu i formą, bez słowa pobiegł do pokoju zabiegowego, na pęku kluczy znalazł odpowiedni i otworzył szufladę z morfiną by zabrać strzykawkę. Wrócił spiesznie do gabinetu przyjaciela i bez słowa podał ją Hazel, która natychmiast zrobiła zastrzyk. Po chwili ciało diagnosty rozluźniło się, a on sam zapadł w sen wywołany morfiną. Hazel odetchnęła z ulgą, czując wyrzuty sumienia, że potraktowała tak bezpardonowo Wilsona. Tak więc streściła w kilku słowach co się stało i Wilson poczuł się głupio. Bardzo, ale to bardzo głupio. Gdyby nie to, że zapomniał swojego referatu na konferencję, wcale by go tutaj nie było.
Jeszcze nie wiedział, że będzie błogosławił swoje gapiostwo.
Razem z Hazel przetransportowali House’a na jego leżankę i przykryli kocem. Spał spokojnie, pogrążony w narkotycznym śnie, wreszcie nie czując bólu.
Hazel przyrzekła zaglądać do House’a w nocy, więc Wilson ze spokojnym sumieniem pojechał do domu.
Hazel dotrzymała słowa i pilnowała House’a do rana. Tuż przed wyjściem do domu zajrzała jeszcze raz do gabinetu diagnosty, ale naburmuszona Trzynastka poinformowała ją, że Foreman zawiózł szefa do domu. Tak więc Hazel pojechała do swojego mieszkania, nie zaprzątając sobie więcej głowy House’m, zwłaszcza, że zadzwonił spanikowany mąż jej siostry z wiadomością, że Diana właśnie zaczęła rodzić przedwcześnie, a on nie może poradzić sobie z córką, która chyba jest chora i płacze cały czas. Hazel tylko westchnęła, to było takie typowe dla jej szwagra: zrzucić wszystko na innych. Załatwiła sobie kilka dni wolnego i zajęła się siostrzenicą, siostrą i wystraszonym ale pełnym ulgi, szwagrem.

House obudził się w swoim mieszkaniu z potężnym bólem głowy i nikłymi wspomnieniami o tym, co stało się wieczorem i rano. Jak przez mgłę pamiętał, że obudził go wściekły Foreman i oświadczył, że odwozi go na polecenie Cuddy do domu. House przespał drogę do mieszkania a potem po prostu padł na kanapę i film mu się urwał.
Poczłapał do kuchni i chciwie wypił dwie szklanki wody, ból głowy powoli ustępował i zaczynał się czuć jak człowiek. Gorący prysznic i być może zacznie funkcjonować normalnie. Głośnie walenie do drzwi zawróciło go z drogi do łazienki. Zmarszczył brwi.. nie spodziewał się nikogo. Wilson wyjechał, Cameron nie zaryzykuje jazdy do niego... Powoli otworzył drzwi by spotkać spojrzenie rozgniewanej do granic możliwości Cuddy.
- Co ty tutaj robisz? Coś się stało? – Nie bardzo miał ochotę z nią rozmawiać, chciał się wykąpać i jechać do Cam.
- Owszem House, stało się! I to bardzo dużo!! Przekroczyłeś granicę i ja mam tego dość. Nie przerywaj! Naćpałeś się diabli wiedzą czym a potem poprawiłeś morfiną. Byłeś tak nawalony, że poszedłeś i zmieniłeś dawkę heparyny u swojego pacjenta, tak, że o mało nie umarł. Prawie go zabiłeś, House! Bo byleś naćpany i nie wiedziałeś co robisz!! Na szczęście lekarz dyżurny zajrzał sprawdzić stan pacjenta i zdążył zmienić dawkę, ratując mu życie. Masz dwa wyjścia: albo zwalniam cię dyscyplinarnie albo zwolnisz się sam natychmiast. W tym drugim przypadku, jakoś się to wszystko zatuszuje... w drugim... nie sądzę. Tym razem nie myśl o sobie a o innych. Wilson jakoś sobie poradzi z etykietką przyjaciela ćpuna i mordercy.. ale Cameron? Wątpię. – Cuddy zabrakło tchu.
House stał jak skamieniały, nic nie rozumiejąc. Jakim cudem poszedł do sali pacjenta drugi raz?
- Skąd wiesz, że zmieniłem dawkę?
- Mam raport nocnej pielęgniarki. Oświadczyła, że o jedenastej trzydzieści pojawiłeś się w pokoju pacjenta, sprawdziłeś monitory a potem powiesiłeś nowy worek z heparyną. Podobno zachowywałeś się dziwnie. Ona została wezwana do pacjenta, a potem pojawił się już lekarz dyżurny.
House zmarszczył brwi. Nie było mowy, żeby w tym stanie wędrował po szpitalu. A to oznaczało...
- Dobrze, zaraz napiszę moją rezygnację, od zaraz. Poczekaj. – Podszedł do laptopa, napisał kilka zdań i wydrukował. Podpisał się zamaszyście i podał papier Cuddy.
- Lepiej będzie jak nie pokażesz się więcej w szpitalu. Twoje rzeczy są już spakowane będą przywiezione wieczorem. – Odwróciła się i wyszła trzaskając drzwiami.
House stał po środku mieszkania nie wiedząc co ma zrobić dalej. Jedno było pewne: musiał się wynieść z Princeton jak najszybciej i zniknąć. Odciągnąć niebezpieczeństwo od osób na których mu zależało.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez nefrytowakotka dnia Pią 17:03, 11 Gru 2009, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13423
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:57, 09 Gru 2009    Temat postu:

Czekam na całość, bo nie dość, że House chronić chce swoją kobietę to jeszcze będzie musiał znaleźć swego wroga i zamachowca.

Rozwój historii z utęsknieniem oczekiwany.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:44, 09 Gru 2009    Temat postu:

Dzięki Eigle
Troszkę się będzie działo... Być może będzie interesująco.
I jak wiadomo.. komentarze karmią wena


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eithne
Szalony Filmowiec


Dołączył: 23 Maj 2008
Posty: 4044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z planu filmowego :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:54, 09 Gru 2009    Temat postu:

Aj, Nefryt. Jak zwykle urwane w najlepszym momencie!
I jeszcze ta zapowiedź crossovera. Już od jakiegoś czasu miałam ochotę na 'cuś takiego', a tutaj nawet CSI NY!

Nie mogę się doczekać następnego partu!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 14:39, 10 Gru 2009    Temat postu:

Moja antypatia do Cuddy wzrasta xD
Zgadzam się z Eithne. Znowu urwane w najlepszym momencie...
Czekam na C.D., jak zwykle zresztą xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:32, 10 Gru 2009    Temat postu:

Wedle życzenia, oto następna część:



Wilson


Wilson był zaniepokojony. Siedział na tej durnej konferencji na drugim krańcu kraju bez komórki zostawionej beztrosko w domu, a więc bez możliwości kontaktu. Dzwonił do House’a do domu, ponieważ ten numer podał mu operator, ale bez efektu. Numeru do Hazel nie pamiętał, Cuddy była nieuchwytna, zostawiła mu tylko wiadomość, że wszystko jest w porządku, i że szpital nadal stoi. Ani słowa o House’ie. To właśnie spowodowało niepokój Wilsona. House wiedział w jakim hotelu przebywa onkolog i bez trudu mógł zadzwonić, choćby po to żeby ponabijać się z przyjaciela. A tu nic. Cisza. Cameron nie miała stacjonarnego telefonu, a Wilson nie pamiętał z którego operatora dziewczyna korzysta.
Z niebywałą ulgą przywitał zakończenie konferencji, która była zwykłym marnowaniem czasu, no dla niego w każdym razie, i wsiadł do samolotu, nie mogąc doczekać się powrotu do domu. Z Newark pojechał prosto do House’a, ale pomimo rannej pory nikt nie otworzył mu drzwi. Wygrzebał z kieszeni zapasowy klucz i stwierdził ze zdumieniem, że zamek jest zmieniony.
Co do diabła...
Pojechał do domu zaniepokojony już nie na żarty, by przebrać się po podróży i odzyskać komórkę. Natychmiast po wejściu do domu wybrał numer House’a, ale aparat przyjaciela był wyłączony. W domu telefon także nie działał. Wilson poddał się i zadzwonił do Cam. Już po pierwszych słowach o mało nie wjechał na latarnię.
- Co takiego?
- To co słyszysz. Cuddy powiedziała mi, że zwolnił się ze skutkiem natychmiastowym i nie chciała ze mną rozmawiać. Foreman stwierdził, że nic nie wie, ale wiem, że kłamie. Pojechałam do mieszkania House’a, ale dozorca powiedział, że on wyjechał. Zabrał sporo rzeczy i dozorca pomógł mu załadować motor na pickupa.
- House nie ma pickupa..
- Najwyraźniej już ma. On wyjechał i nikt nie wie gdzie jest – w głosie Cameron słychać było łzy.
- Spokojnie... podjadę po ciebie i pojedziemy do szpitala. I dowiemy się na miejscu, ok?
- Okay...
Wilson wyłączył się i natychmiast zadzwonił do Hazel. Lekarka, zdumiona, wyjaśniła, że cały czas jest z siostrą i jej nowo narodzonym dzieckiem, ale może być w szpitalu za dwadzieścia minut.
Wilson i Cameron dotarli do szpitala w rekordowym tempie. Obydwoje zaniepokojeni i zdenerwowani. Cuddy akurat nie było w gabinecie, więc rozlokowali się na kanapie cierpliwie czekając na powrót administratorki. Rzecz jasna, Cuddy nie była zachwycona ich widokiem i od razu straciła cały dobry nastrój.
- Dlaczego House się zwolnił? Co mu zrobiłaś? – Wilson był wyczerpany fizycznie i emocjonalnie i przestał być miłym facetem.
- Dlaczego sądzisz, że ja coś zrobiłam? Widocznie miał powód, żeby się zwolnić – Cuddy nie zamierzała się łatwo poddać.
- Ok... co zrobił tym razem?
- Chcesz wiedzieć, co zrobił? Naprawdę?? Otóż twój ukochany przyjaciel naćpał się i o mało nie doprowadził do śmierci pacjenta! W nocy zmienił dawkę heparyny, nie odnotowując tego tego w karcie, tylko po prostu zamienił kroplówki. Dobrze, że lekarz dyżurny zajrzał i zobaczył, że z pacjentem jest niedobrze. A wszystko przez to że się naćpał cholera wie czym, a potem jeszcze poprawił morfiną! Dałam mu wybór albo odejdzie dobrowolnie albo zwolnię go dyscyplinarnie i wtedy może skończyć się to sprawą sądową.
- Kiedy to się stało? - Nagle Wilson stał się przerażająco spokojny.
- W nocy przed twoim wyjazdem na konferencję. A dlaczego?
Onkolog przeszedł się po gabinecie by w końcu zatrzymać się przy biurku Cuddy. Nagle pochylił się i jednym ruchem zrzucił wszystko z blatu na podłogę.
- Wilson! – Cuddy nie mogla uwierzyć w to co się stało.
- Jesteś idiotką! Jak mogłaś! Dlaczego nie zadzwoniłaś do mnie? Taka decyzja... coś ty zrobiła!
- To, co było najlepsze dla niego!
- Och, rzeczywiście?? On nie był naćpany!
- Jak nie był? Sama słyszałam jak mówisz, że się naćpał znowu, byłam w sali konferencyjnej, jak to powiedziałeś! Słyszałam dokładnie! Tylko miałam dość jego wyskoków! – Cuddy krzyczała niemal histerycznie.
Cameron czuła się jak na meczu ping-ponga, jej głowa odwracała się w stronę Wilsona a potem Cuddy. Czuła, że za wściekłością onkologa kryje się dużo więcej niż do tej pory ujawnił. Żadna z osób w gabinecie nie zanotowała pojawienia się Hazel, która oparła się o drzwi, przyglądając się rozgrywającym się scenie.
- House pod wpływem bólu stracił przytomność i spadł z krzesła. Nie mógł dosięgnąć vicodinu, a do tego zrzucił na siebie przedmioty z biurka. Znalazła go Hazel Stunt i wtedy ja się pojawiłem. Faktycznie, powiedziałem coś o naćpaniu się, ale Hazel wyjaśniła mi co się stało. Podaliśmy mu zastrzyk z morfiny i położyliśmy go na leżance. Nie miał prawa obudzić się ani tym bardziej chodzić. Dawka morfiny była bardzo silna. Ja pojechałem do domu, ale Hazel przez całą noc sprawdzała stan House’a. Zastrzyk został podany około dziewiątej czterdzieści, więc nie ma takiej możliwości, żeby House obudził się i gdzieś poszedł.
- Kto widział doktora House’a zmieniającego kroplówkę? – Hazel postanowiła się wtrącić. Na skutek jakiegoś koszmarnego pomówienia, diagnosta zwolnił się przekonany, że próbował zabić świadomie pacjenta.
- Pielęgniarka z nocnej zmiany... zaraz każę ją sprowadzić do mnie. – Roztrzęsiona Cuddy podniosła z podłogi telefon i wybrała numer przełożonej pielegniarek. – Brenda, przyślij do mnie Madelyn River, dobrze? Co takiego? Kiedy? Ok, dziękuję.- Cuddy odłożyła słuchawkę i powiedziała bezbarwnie: - Pielęgniarka od trzech dni nie pokazuje się w pracy a jej mieszkanie jest puste...
- Pięknie. House się zwolnił i zniknął, ponieważ tak bardzo bałaś się, że jeśli poprzesz House’a, ktoś może zarzucić ci bycie nieprofesjonalną, ze względu na uczucia jakie do niego żywisz. Tak więc nawet niczego nie sprawdziłaś tylko zmusiłaś go do rezygnacji. To było nieprofesjonalne, Cuddy. To było odegranie się na House’ie, za to, że nie jest tobą zainteresowany. – Wilson potarł czoło, znużony. – Teraz nawet nie wiem, czy nadal chcę z tobą pracować...
Trójka lekarzy opuściła w milczeniu biuro, pozostawiając Cuddy samą sobie i jej niewesołym myślom. Plotki rozejdą się po szpitalu jak ogień, zwłaszcza, że Wilson większość swoich wypowiedzi wywrzeszczał. Lada chwila wieści dotrą do zarządu, który nie będzie zachwycony zaistniałą sytuacją i utrata sławnego i najlepszego lekarza. Lekarza stwarzającego problemy, ale równocześnie przynoszącego sławę szpitalowi...

- Wilson... i co teraz zrobimy? – Cameron była bliska łez. Głowa ją bolała, ramię rwało jak cholera i z trudem panowała nad sobą.
- Będziemy go szukać, Cam. Będziemy go szukać.
Łatwiej było powiedzieć niż zrobić. Wilson użył swoich licznych znajomości i uzyskał dostęp do programu umożliwiającego śledzenie kart płatniczych, telefonu komórkowego, a także wyszukiwał nazwisko poszukiwanego, jeśli pojawiło się w jakiejkolwiek bazie danych.
Bez żadnego efektu.
Zdesperowana Cameron zadzwoniła do matki House’a, ale także niczego się nie dowiedziała, za to Blythe wymogła na niej informowanie jej, jak tylko się czegoś dowiedzą.
House nie używał swojego telefonu, nie korzystał z konta bankowego, nie mieszkał w hotelu, nie wynajął mieszkania... zniknął dokładnie i nie wiadomo gdzie. Wilson zaczynał przypuszczać, że za zniknięciem House’a kryje się coś więcej. Ktoś wrabiał jego przyjaciela i House najwyraźniej postanowił gdzieś przeczekać.
Tylko gdzie?


Cameron

Dla Cameron był to koszmarny okres. Martwiła się o House’a, cała sytuacja stresowała ją niesamowicie, co opóźniało jej rekonwalescencję i doprowadzało do łez. Nie miała ochoty wracać do pracy w PPTH, a już tym bardziej na ER. Zaczęła szukać ofert pracy co było utrudnione, ponieważ chciała zostać w New Jersey.
Pojechała kilka razy do mieszkania House’a aż wreszcie spotkała dozorcę. Dość długo zabrało jej przekonanie Billa Veveya, żeby wpuścił ją do mieszkania, w końcu wybuchnęła płaczem i Bill się poddał, zwłaszcza, że jego żona, która nadeszła w trakcie rozmowy patrzyła na niego wściekle, z wyraźnie wypisaną naganą na twarzy. Mary była w ciąży i miewała swoje humorki i Bill wolał się jej nie przeciwstawiać. Wpuścił Cameron do środka a sam został na zewnątrz wysłuchując cierpliwie bury od Mary.
Cameron zorientowała się, że House zabrał ubrania, trochę drobiazgów, książek, kosmetyki, zniknęło jego stereo, dvd, gitara. Reszta została. Jeśli jakimś cudem wynajął gdzieś mieszkanie pod fałszywym nazwiskiem, prawdopodobnie przyjedzie po więcej rzeczy. Wyczuła, że Mary jej sprzyja i postanowiła to wykorzystać. Zostawiła swój numer telefonu i wybłagała, żeby Bill zadzwonił do niej, jeśli House pokaże się w swoim mieszkaniu. Mary pokiwała energicznie głową, zapewniając, że będzie pilnować męża. Cameron uśmiechnęła się po raz pierwszy od kilku tygodni a Bill wstrzymał oddech z zachwytu i zarobił kuksańca od Mary.
Teraz nie pozostało nic innego, jak tylko czekać. A to było najtrudniejsze w tym wszystkim.
Na szczęście stało się coś, co częściowo odciągnęło myśli Cameron od House’a.

Wilson

Wezwanie na zebranie zarządu zaskoczyło Wilsona. Był zbyt zajęty pacjentami, poszukiwaniami przyjaciela, uspokajaniem Cameron i siebie samego. Cuddy usiłował unikać, natomiast sam nie wiedząc kiedy, zaczął szukać towarzystwa Hazel. Była zabawna, inteligentna, niezależna i silna. Imponowała mu niesłychanie. Tym razem postanowił, że nic na siłę. Powoli, małymi krokami do przodu. I być może coś z tego wyjdzie. Jedno było pewne: nie potrzebowała go, nie tak jak jego poprzednie żony czy też kochanki.
Teraz siedział znudzony przy stole w sali narad, a jego myśli błądziły pomiędzy ostatnim pacjentem a przyjacielem. Z zamyślenia wyrwało go chrząkniecie przewodniczącego.
- Zwołałem to zebranie zarządu, ponieważ doktor Cuddy złożyła swoją rezygnację z pracy, prosząc żeby ją przyjęto bez dyskusji i głosowania. Popieram tę prośbę.
Zaskoczony szmer obiegł całą salę. Wilson nie był aż tak zdumiony. W zaistniałej sytuacji Cuddy nie miała innego wyjścia. Była na tyle dobrą administratorką, że znajdzie pracę bez trudu. Może nie w tak ogromnym szpitalu, ale pracę będzie mieć. Nawet nie było mu jej żal. Nadal czuł żal i urazę do niej. Gdyby nie jej nieprzemyślana akcja, House nie zniknął by niczym duch w nocy.
- Doktor Cuddy będzie pracować jeszcze przez dwa tygodnie. W zaistniałej sytuacji musimy wybrać nowego dyrektora medycznego jak najszybciej. Proponuję na to stanowisko doktora Wilsona. – Przewodniczący rzucił swoją bombę i zatarł w duchu ręce. Jeśli Wilson się zgodzi, ma to stanowisko jak w banku.
Miał nadzieję, że onkolog wyrazi zgodę. Jeśli doktor House odnajdzie się, jedyną osobą zdolną sobie poradzić z niesfornym, acz genialnym lekarzem, był właśnie Wilson. Pomimo tego, ze był jego przyjacielem. A może wlaśnie dlatego. Dopóki Cuddy traktowała House’a jak swojego pracownika i przyjaciela, wszystko działało sprawnie, mniej lub bardziej. Niestety, uczucie i zazdrość popchnęły ją na krawędź i popełniła niewybaczalny błąd. House pomimo swoich wad był specjalistą światowej klasy, genialnym lekarzem o kapryśnej i nieprzewidywalnej naturze. Ale to dzięki niemu sponsorzy tak chętnie dawali dotacje na szpital. A i pacjenci napływali niemal z całego świata. Utrata takiego lekarza była nie do zniesienia. Szczerze powiedziawszy, niech już będzie rozkapryszona primadonną byleby tylko wrócił. Nie on pierwszy i nie ostatni, ma nieco przewrócone w głowie, znał tylu sławnych lekarzy, którzy byli jeszcze gorsi niż on.
Wilson otworzył usta ze zdumienia. Nie spodziewał się tego zupełnie. Rzucił okiem na obecnych i jęknął bezgłośnie. Cały zarząd miał zamiar głosować za przyjęciem jego kandydatury.
Jeszcze tylko tego mi brakowało...
Podejrzenia Wilsona sprawdziły się błyskawicznie. Nie było przeciw, nie było wstrzymujących się, wszyscy byli za.
I co on miał teraz zrobić???
- Doktorze Wilson? – Przewodniczący patrzył na lekarza z nieznacznym uśmieszkiem na twarzy.
- Jestem zaszczycony... jednak mogę przyjąć to stanowisko pod pewnymi warunkami. – Wilson myślał szybko. Nie zawsze podobały mu się metody prowadzenia szpitala przez Cuddy, pracował w kilku dużych placówkach i tam wszystko wyglądało inaczej. Jeśli ma się zgodzić to na własnych warunkach.
- Tak? Jakie to warunki? – Przewodniczący i pozostali członkowie rady żywo się zainteresowali, zastanawiając się gorączkowo, czego to może chcieć doktor Wilson?
- Przede wszystkim nie zrezygnuję z prowadzenie swoich pacjentów oraz badań. Następnie, nie chcę zajmować gabinetu doktor Cuddy, najlepszym miejscem będzie skrzydło administracyjne. Będę potrzebował sekretarki z prawdziwego zdarzenia oraz asystentki. Wiem, że doktor Cuddy radziła sobie sama, ale ja nie jestem supermanem. Jestem człowiekiem i czasem choruję, biorę dni wolne, lubię wolne weekendy oraz miewam wakacje. Dlatego uważam, że powinienem mieć zastępcę i wtedy obowiązki zostały by podzielone. Chciałbym też rozwiązać problem braku lekarzy w klinice. Przy takiej ilości stażystów i młodszych praktykantów, stworzenie grafiku dyżurów w przychodni nie powinno stwarzać problemów. Klinika nie może działać na zasadzie łapanki wolnych lekarzy.To na razie wszystko.
Zebrani milczeli zszokowani. Wilson nie zażądał większych pieniędzy, lepszego miejsca parkingowego, za to przedstawił rzeczowe żądania zmian w zarządzaniu szpitalem. Przewodniczący był pod wrażeniem. Metody Cuddy nie zawsze mu się podobały, a jej usiłowania załatwiania wszystkiego osobiście drażniły go. Nareszcie mieli kogoś, kto podejdzie poważnie i solidnie do zarządzania szpitalem. Chrząknął.
- Ekhem... doktorze Wilson? Czy masz może upatrzonego kandydata na swojego zastępcę? Wiem, że to wszystko odbywa się szybko ale...
- Tak, mam. Na mojego zastępce proponowałbym doktor Allison Cameron. Prowadziła dokumentację wydziału diagnostyki a ostatnio ER i w chwili obecnej jest to najlepiej zarządzany oddział w całym szpitalu. Jest pracowita, sumienna i obowiązkowa. Jest świetnym lekarzem i przypuszczam, że także będzie chciała mieć swoich pacjentów.
- Ja jestem za. – Przewodniczący ucieszył się. Rozważał jej kandydaturę na dziekana medycyny, ale wiedział, że byłyby głosy sprzeciwu. To nieszczęsne postrzelenie... ona była ofiarą, ale ludzie są tylko ludźmi. Niech się sprawdzi jako zastępca Wilsona, a potem się zobaczy.
Pozostali zagłosowali pozytywnie i tak Wilson objął stanowisko po Cuddy, wprowadzając własne porządki a Cameron została jego zastępcą.
Mogła przestać szukać pracy, bo praca sama ją znalazła.

Wilson siedział przy stole piknikowym w ulubionym miejscu House’a tuż obok stawu. Upłynęły ponad trzy miesiące od zniknięcia przyjaciela i jedyne co wiedzieli to to, że przebywa on prawdopodobnie w Nowym Jorku. House był dwukrotnie w swoim mieszkaniu, pierwszy raz z jakimś mężczyzną, zabrał wtedy sporo swoich rzeczy a nie tak dawno sam i bardzo krotko. Zanim Bill się zorientował i zadzwonił do Cam, po Housie nie było ani śladu.
Przynajmniej wiedzieli, że żyje i nic mu nie jest. W końcu uda się go złapać. Potrzebują czasu i szczęścia.
Zamknął oczy i obrócił twarz do słońca. Wczesna wiosna była naprawdę ładna i Wilson odpoczywał, grzejąc się w ciepłych promieniach. Ktoś lekko dotknął jego ramienia i Wilson podskoczył wyrwany z przyjemnego rozleniwienia. Otworzył oczy.
Cameron.
- Przyjechali dobroczyńcy i czekają na ciebie w twoim gabinecie. Shelly tańczy taniec hula żeby ich zająć.
- Ooooooch... i tak oto przyjemny dzień zamienia się w dzień koszmarny. Nie mogłaś ich spławić? Albo utopić? – Jęknął żałośnie, przecierając ze zmęczeniem oczy.
- Nie, to twoja rola. Ciesz się, że nie musisz odwalać całej tej papierkowej roboty, która leży na moim biurku! – Cameron przyjrzała mu się krytycznie. – Na litość boską, James, dlaczego nosisz ten obrzydliwy krawat? – Spytała krzywiąc się z niesmakiem.
- Bo House go nienawidził. Kradł go, utopił go kiedyś w ubikacji, dokuczał mi grożąc, że go potnie. Zawsze zakładałem go, kiedy chciałem go wkurzyć. Żebyś słyszała te krzyki i groźby oraz komentarze na temat mojego gustu... – Wilson uśmiechnął się delikatnie. – A teraz...
- A teraz po prostu przypomina ci go, prawda?
- Dokładnie...
- Ja mam tylko zdjęcie z tych świąt spędzonych razem... i nadzieję. – Cameron poczuła łzy zbierające się pod powiekami. Nie pozwoli sobie na płacz. Przeczeka to wszystko i znajdzie go.
Znajdzie go.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13423
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:09, 10 Gru 2009    Temat postu:

Uwielbiam wprost kiedy Wilson jest niegrzeczny, złośliwy, stanowczy. Może być nawet wredny. Bo takim być potrafi, kiedy tego okoliczności wymagają. Dlatego jest przyjacielem House'a.

I jaki porządek zrobił w PPTH!
Nareszcie właściwi ludzie na właściwych miejscach.

Dzięki ci Panie, pardon, Nefryt, za szybkie dodanie parta. Czekam na kolejną część, w której mam nadzieję zobaczyć, jak stanowczo House porządkuje świat wokół siebie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:26, 10 Gru 2009    Temat postu:

Eigle, porządek zrobił bo jakim cudem szpital działa pod rządami Cuddy to ja nie wiem A Wilson ma poukładane w głowie.
Wilson ma swoja mroczną stronę bez wątpienia. Taki milusi jakby był, nie przetrwałby jako przyjaciel przy Housie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kejti
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 18 Paź 2009
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:52, 10 Gru 2009    Temat postu:

Huh! takiego Wilsona lubię zdecydowanie najbardziej! Nie tylko ciepłe kluchy, ale też facet, który porafi walczyć o swoje ^^

Bardzo, bardzo i of kors niecierpliwie czekam na części następne

P.S zdaje mi się, albo w znakomitej większości fików bohaterowie wieją do NY ?

P.S 2 kiedy kolejne części literackich tworów by neferyt? bo szkoda zostawiać takie historie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:04, 10 Gru 2009    Temat postu:

Kejti, bo NY jest o rzut beretem a ogromny jak cholera.
Byłam ostatnio mocno zajęta, ale w innych jest mój nowy tfur Reszta powoli się pisze.

No cóż, ja tez wolę zdecydowanego Wilsona, a nie tę obrażona księżniczkę z serialu. Facet nie jest takim ciapkiem za jakiego go większość uważa...

Następna część niedługo.. trochę ją zmienię dodam to i owo... może jakieś zwłoki


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13423
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:41, 10 Gru 2009    Temat postu:

Zwłoki będą mile widziane. Nawet mnogie. Byle House się odezwał i dał Cam znak życia.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eithne
Szalony Filmowiec


Dołączył: 23 Maj 2008
Posty: 4044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z planu filmowego :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:56, 10 Gru 2009    Temat postu:

Zwłooooki.... Zwłoki w fikach nefrytowej to zawsze genialne zagadki do rozstrzygnięcia

Ależ pozamiatałaś w szpitalu w tej części. Aż miło popatrzeć. Hm... ciekawe gdyby tak w serialu Wilson został administratorem szpitala.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:06, 10 Gru 2009    Temat postu:

Zwłoki będą nawet mnogie, choć może nie od razu :lol
Eigle.. daj szansę Cameron


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:03, 11 Gru 2009    Temat postu:

Proszę, oto następna część, wreszcie o Hous'ie:)
Enjoy!




House


Po początkowym szoku przyszedł czas na wściekłość, żal i strach. Jeśli miał rację i postrzelenie Cameron oraz próba wrobienia go w usiłowanie zabójstwa pacjenta łączą się, a był przekonany, że tak jest, ma potężnego wroga. Musi zniknąć na jakiś czas zupełnie bez śladu. Zdawał sobie sprawę, że Wilson przy swoich rozlicznych znajomościach bardzo łatwo dostanie dostęp do wszelakich programów szukających. A jeśli mógł dokonać tego Wilson, to i jego tajemniczy prześladowca tym bardziej. Na szczęście, jeszcze podczas tej sprawy z Tritterem, obserwując w przerażeniu, co może jeden psychopatyczny glina, założył skrytkę w banku, gdzie umieścił zapas gotówki, obligacje łatwe do sprzedania bez pozostawiania śladu, zapas vicodinu i lewe prawo jazdy. Jedynym miejscem, gdzie mógłby zniknąć bez śladu to byli amisze, ale to nie był film, a on nie miał żadnych znajomych wśród amiszów.
Szkoda.
Pozostawał Nowy Jork. Miasto ogromne, w którym można zniknąć bez śladu. Ale pozostało pytanie: na jak długo? Pieniędzy w skrytce miał sporo, ale one się skończą. Kiedy ruszy pieniądze z konta, lub fundusz powierniczy, poda siebie jak na tacy. Zaczynał wpadać w paranoję. Ok, pojedzie do Nowego Jorku i zobaczy, co dalej. Przypuszczał, że bez trudu znajdzie pracę w jakimś barze jako pianista. Naprawdę był w tym niezły. Taka praca dawała mu anonimowość... w pewnym sensie. Na razie musi kupić pickupa. Zamierzał zabrać ze sobą swój motocykl, ale nie mógł ryzykować jazdy w zimie, po oblodzonej powierzchni nie wspominając, że motor nie miał pojemnika na bagaż. Zadzwonił do dozorcy i poprosił go o wymianę zamka, tak na wszelki wypadek. Wolał, żeby Wilson nie zaczął węszyć po jego mieszkaniu, albo zamieszkać w nim, co uniemożliwiłoby mu dyskretne wizyty we własnym mieszkaniu. Kiedy zdumiony nieco Bill zajął się wymiana zamka, House pojechał kupić pickupa. Udało mu się nabyć lekko używanego, w bardzo dobrym stanie z bonusem w postaci plandeki. Kiedy wrócił do domu zastał dwóch ponurych facetów całkowicie mu nie znanych wnoszących pudla do apartamentu.
Moje rzeczy z gabinetu... Szybko po mnie posprzątano.
Zastanawiał się dlaczego nikt z jego zespołu nie zadzwonił do niego, choćby po to żeby powiedzieć: spieprzaj House. Komórkę miał wyłączoną, nie był w stanie zadzwonić do Cam ani odebrać od niej telefonu. Po namyśle wyłączył też domowy telefon.
Teraz siedział na kanapie i wpatrywał się ze smutkiem w pudła, przywiezione ze szpitala. Pół mojego życia zmieściło się w pięciu pudlach. Żałosne. Wzruszył ramionami i pokuśtykał do sypialni, żeby zacząć się pakować. Nie miał zamiaru zabierać dużo rzeczy, zawsze mógł przyjechać po to, co będzie potrzebować. Przecież nawet nie wiedział, gdzie będzie mieszkał ani co robił... Wrócił do salonu po swoja ogromną piłkę i zdjęcie Cam. Stała przy choince taka zadowolona, uśmiechnięta i radosna. Wtedy strasznie psioczył na Wilsona za tę jego manię robienia zdjęć... a teraz miał przynajmniej jej fotografię.
Był spakowany i gotowy. Rano ruszy do Nowego Jorku i zobaczy co mu los przyniesie.

Siedział w knajpie niedaleko głównej kwatery policji, którą wybrał dlatego, że odwiedzali ja policjanci i mógł spokojnie zostawić pickupa na ulicy. Przebywał w Nowym Jorku prawie trzy tygodnie zmieniając co kilka dni hotel. Lepsze hotele nie chciały przyjmować gotówki, a gorsze... w nich można było wytrzymać niedługo. Musiał znaleźć i to szybko, jakieś stałe miejsce zamieszkania, najlepiej pensjonat z właścicielem nie zadającym pytań. Chyba będzie musiał użyc swojego lewego prawa jazdy... I schować gdzieś motor. Pickup miał rejestracje na dawnego właściciela. Kosztowało to słono House'a, ale było warto.
Wbił oczy w talerz z reubenem i frytkami tracąc nagle zainteresowanie jedzeniem. Nie lubił tego miasta, tych ludzi spieszących nie wiadomo gdzie, hałasu, korków na ulicach i śmieci zalegających wszędzie. Dźgnął widelcem frytkę, jakby była jego wrogiem i odłożył widelec.
- Ooo... coś ani humor ani apety ci dzisiaj nie dopisuje – znajomy głos wyrwał go z zamyślenia.
- Mac?? Mac Taylor? – House nie mógł ukryć zaskoczenia.
- We własnej osobie. – Taylor roześmiał się i usiadł obok House’a.

House poznał Taylora podczas jednej z nielicznych wizyt w domu. Pojechał odwiedzić matkę, ponieważ wiedział, że ojciec gdzieś wyjechał. Pewnego wieczoru wybrał się do baru okupowanego przez marines i tam, przy stole bilardowym, poznał Maca Taylora. Rozegrali kilka zaciętych partii bilarda i przegadali całą noc. Spotkali się jeszcze parę razy, a potem House wyjechał. Jednak kontakt się nie urwał, albo jeden albo drugi dzwonił i jeśli okoliczności sprzyjały, umawiali się na piwo i bilarda. Ostatnie dwa spotkania odbyły się właśnie w tej knajpie, w której teraz siedzieli. Mac awansował na szefa CSI a House wreszcie jakoś pozbierał się po zawale mięśnia i odejściu Stacy. Potem kontakt urwał się bo obydwaj byli zbyt zajęci.
Aż do teraz.
Mac zamówił sobie sałatkę z kurczaka i frytki a House zdecydował się jednak zjeść nieszczęsnego reubena. Podczas posiłku Mac opowiedział pokrótce co się z nim działo i spojrzał pytająco na House’a.
Początkowo diagnosta nie wiedział od czego zacząć, wiec zaczął od początku, skracając się jak tylko mógł. A potem już bardzo dokładnie opowiedział o zamachu na Cameron, śledztwie policji, które nie przyniosło rezultatu i o ostatnim wydarzeniu jakże brzemiennym w skutki.
- Ktoś cię wrabia paskudnie. Mogę popytać tu i tam. Dyskretnie.
- Nie wiem czy to dobry pomysł Mac. Na razie muszę jakoś zniknąć, przeczekać i uśpić czujność. Nie mogę więcej narażać przyjaciół. Cameron juz zapłaciła ogromną cenę, tylko dlatego, że prześladowca uważał, że uderzy to we mnie.
- A uderzyło? – Mac był naprawdę ciekaw.
- ...
- Nic się nie zmieniłeś, nadal nie lubisz mówić o uczuciach - Mac roześmiał się.
- A kto powiedział, że mam jakieś uczucia do Cameron?
- Twoje milczenie i twarz. – Taylor był bezlitosny.
House tylko się skrzywił.
- Szkoda, że nie jesteś patologiem... miałbym dla ciebie pracę.
- Nie mam specjalizacji, ale zrobiłem kilka lat temu uprawnienia. Mogę robić sekcje i sporządzać protokoły. Czasem trzeba było tak długo czekać na szpitalnego patologa, że mnie to znudziło – wyjaśnił House.
- To świetnie – powiedział nieco enigmatycznie Taylor i wstał od stolika. – Poczekaj tutaj, wykonam kilka telefonów i zobaczymy na czym stoisz, ok?
- Ok.
Taylor wrócił zadowolony jak norka.
- Masz szczęście jak cholera. Na posterunku w XIX dzielnicy potrzebny jest patolog, bo stary odszedł na emeryturę. To spokojna dzielnica, jedna z tych lepszych. Roboty nie za dużo, wypadki samochodowe, samobójstwa... w przypadku zabójstwa i tak wkraczałaby moja ekipa. Zresztą jesteś tak upiornie spostrzegawczy, że nie potrzebujesz pomocy. Jest jeszcze jeden bonus: mam mieszkanie dla ciebie. Policjant z tego posterunku ożenił się i przeprowadził do żony. Mieszkanie to takie studio, nie za duże, ale ma kilka zalet: jest na parterze, jest umeblowane, stanowi własność Cala, więc twoje nazwisko nigdzie nie wypłynie. Adam ukryje cię w systemie, będziesz pracował legalnie, ale nikt o tym nie będzie wiedział. Zbieraj się, Cal czeka na nas w twoim przyszłym mieszkaniu.
House złapał za laskę i podniósł się wolno na nogi, nieco oszołomiony szybkością zdarzeń. Dwie godziny temu nie miał nic, a teraz ma pracę i mieszkanie. Może zła karta odwróciła się wreszcie od niego?
Prychnął z niesmakiem, przecież nie wierzy w takie bzdury...
Zapakowali się obaj do pickupa i po godzinie jazdy dotarli wreszcie na cichą ulicę, obsadzoną wiekowymi wiązami i zabudowaną starymi, wiktoriańskimi domami z charakterystycznymi metalowymi barierkami, schodami prowadzącymi do drzwi i wykuszowymi oknami. Przed niewielkim dwupiętrowym domem spacerował niecierpliwie wysoki blondyn w policyjnym mundurze. Przywitał się z nimi wesoło i zaprosił do środka. Mieszkanko bardzo spodobało się Hause'owi. Była to spora przestrzeń sypialnio/salono/kuchnia tylko łazienka była oddzielna. Duże, wygodne łóżko schowane w kącie pod oknem, wygodna, czarna kanapa ustawiona naprzeciw kominka, kilka regałów, niewielka kuchnia z lodówką, zmywarką i nieodzowną mikrofalówką. Idealne wręcz.
Cal uśmiechnął się słysząc aprobujące pomruki House’a a potem powiedział:
- No cóż doktorze, muszę coś powiedzieć na temat tego domu i jego mieszkańców. To jest zbieranina wariatów i dziwaków. Na przeciw mieszka chińskie małżeństwo nie znające słowa po angielsku. Ona jest bardzo ładna a mąż zazdrosny jak diabli. Na pierwszym pietrze mieszka Naczelny Robak...
- Naczelny... co? – spytali unisono Taylor i House.
- Naczelny Robak – powtórzył cierpliwie Cal. – Nie wiem jak się nazywa, bo na drzwiach ma to napisane. Pracuje w muzeum na dziale z robakami. Miły i spokojny jak na robaka... Na przeciw niego mieszka Mario, który pracuje w luksusowych delikatesach. Tak naprawdę jest współwłaścicielem, ale nie chwali się tym. Niestety, Mario kocha operę, a raczej kocha śpiewać. I to jest problem, bo jego śpiew przypomina wycie hieny. Na drugim piętrze mieszka Mirai, babka po pięćdziesiątce jubilerka i wróżka. Lepiej z nią nie zaczynać, kiedy zamienia się we wróżkę, ale biżuterię robi cudowną i ostatnio chwaliła się, że kilka jej wzorów kupił Cartier. Paradę dziwaków zamyka Brian. Pisarz. Pisze namiętne romanse, zgarnia kupę kasy, ma duży dom pod NY, ale mieszka tutaj, bo gdzie indziej nie ma weny...
Opowiadanie Cala przerwało głośne trzaśnięcie drzwiami a następnie męski baryton zaczął niemiłosiernie fałszować „La donna mobile”. Cal skrzywił się boleśnie podobnie jak House.
- Mario wrócił do domu...
Dało się słyszeć gwałtowne otwieranie drzwi i soczyste wyzwiska lecące pod adresem nieszczęsnego śpiewaka. Mario odszczekiwał się z wprawą, świadczącą o wieloletnim doświadczeniu. Taylor śmiał się głośno z miny House’a. Cal rzucił okiem na nich i uśmiechnął się diabelsko. Otworzył drzwi i zagwizdał głośno na palcach. Ponownie zaczęły otwierać się drzwi.
- Hej!! Słuchajcie, macie nowego lokatora! Jest lekarzem i będzie pracował na naszym posterunku. Macie być mili dla niego!
- Lekarz? Samotny?? Przystojny? – kobiecy głos, prawdopodobnie wróżki Mirai.
- Muzykalny? Lubi opere? – Mario.
- Witamy w domu wariatów! – dobiegło gdzieś z nad głowy House’a. Prawdopodobnie Robak.
- O? Lekarz? Akurat piszę nowa książkę o romansie lekarza i pielęgniarki... przydadzą się konsultacje!
House jęknął rozpaczliwie ku uciesze Cala i Taylora. Drzwi na parterze otworzyły się i wyjrzała z nich prześliczna Chinka, która ukłoniła się z gracją i powiedziała coś w swoim języku. House uśmiechnął się z satysfakcja i odpowiedział jej. Dziewczyna zamarła a potem ukłoniła się głęboko świergocząc coś radośnie do House’a.
Na korytarzu zapadła cisza.
- On zna chiński?? – Mario pałał oburzeniem.
- Mandaryński, a nie chiński! – Wrzasnął House.
Cal dostał ataku śmiechu. Niełatwo było zaskoczyć czymś zwariowanych lokatorów a Houseowi udało się to już w pierwszy dzień.
- Będziesz musiał zrobić parapetówę – ostrzegł Cal.
Diagnosta popatrzył na niego w przerażeniu.
- Nie martw się, oni przyniosą i jedzenie i picie. Ty dajesz tylko lokal i swoją osobę. Gdyby było lato impreza była by w ogródku na tyłach, grill i po krzyku. – Wyjaśnienia Cala przerwało nieśmiałe pukanie.
House otworzył drzwi i zobaczył przed sobą śliczną sąsiadkę z naprzeciwka. Podała mu okrągłą blachę, uśmiechnęła się niepewnie i uciekła do swojego mieszkania pozostawiając osłupiałego House’a samemu sobie.
- A nie mówiłem?? – Cal wył ze śmiechu. – Za chwile się pojawią inni. Muszę przyznać, że oni potrafią dbać o siebie nawzajem. Będzie ci tu dobrze, z głodu nie umrzesz, najwyżej Mario wykończy cię śpiewem, ale ale dobra taśma klejąca... – zawiesił znacząco głos, a House popatrzył na niego z zainteresowaniem.
Taylor nie wytrzymał i zaczął się śmiać. Od razu zorientował się, że w głowie House’a powstaje jakiś diabelski plan dotyczący uciszenia fałszującego śpiewaka. Rozległo się następne pukanie. Tym razem otworzył Cal, by przyjąć od wysokiego, chudego jak tyczka od fasoli, faceta, dużą butelkę bourbona. Facet zmył się natychmiast ustępując miejsca korpulentnemu Włochowi z ogromna papierową torbą w ramionach, którą wepchnął w dłonie Cala, mrucząc coś o specjałach z delikatesów. Mac i House obserwowali tę procesje z nieodgadnionym wyrazem na twarzach. Usłyszeli gwałtowny tupot na schodach i do mieszkanka wpadła dziwnie dobrana para: przystojny facet po czterdziestce i pięknych, zielonych oczach oraz śliczna, filigranowa brunetka ubrana w długą, czerwoną suknię naszywaną cekinami i turban. Wróżka Mirai i pisarz Brian. Brian przerwał kłótnię z Mirai, podał butelkę whisky i spytał, kto jest nowym lokatorem. Cal wskazał na House’a a Brian rozpromienił się, obejrzał dokładnie lekarza i następnie radosnym tonem oświadczył, że właśnie ma bohatera swojej nowej książki i bardzo podekscytowany wybiegł z mieszkania pędząc po schodach na górę. Mirai zaśmiała się radośnie, mierząc fachowym spojrzeniem nowego lokatora. Postawiła na stole dużą brytfankę i powiedziała:
- Nie spodziewałam się, że nowy lokator będzie tak interesujący. Musze uciekać, bo mam klientkę, ale gdybyś chciał sprawić swojej dziewczynie jakiś prezent, zrobię dla niej kolczyki, w których się zakocha...
- Ja nie mam dziewczyny! – Zaprotestował House.
- Skoro tak mówisz... – Mirai zamknęła za sobą drzwi.
- A nie mówiłem? Masz wszystko na parapetówę. Załatw to szybko i będziesz miał z głowy. Zobaczymy się na posterunku. Na razie. – Skinął głową House’owi i Taylorowi na pożegnanie.
Wyczerpany lekarz opadł na niespodziewanie miękką kanapę i jęknął głośno.
- Parapetówa?
- House, aż tak to nie będzie bolało – pocieszył przyjaciela Mac.
- Przyjdziesz też? Przyda mi się przyjazna dusza w tym cyrku. Może przyprowadzisz kogoś ze swojego zespołu? Zdaje się, ze będę miał z nimi styczność...
- Czemu nie? Daj znać kiedy. Słuchaj, nie potrzebujesz rzeczy ze swojego mieszkania? Moglibyśmy pojechać po nie zaraz, obejrzałbym przy okazji otoczenie, może zauważę coś interesującego?
- Okay. Pojedziemy pickupem, tylko muszę ściągnąć motocykl.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13423
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:13, 11 Gru 2009    Temat postu:

House&Mac

I będę sobie tak radośnie , bo się cała śmieję.

I House myślący o Cam, i Mac, który odczytuje uczucia z jego twarzy.

Czekam na pracę House'a w CSI:NY!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kin
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: my wild island
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:15, 11 Gru 2009    Temat postu:

Prosimy, żebyś bez ZWŁOKI opublikowała kolejną część najszybciej jak możesz
Podoba mi się twój wątek i to nagłe zniknięcie House'a


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ot_taka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 08 Gru 2009
Posty: 259
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: stamtąd
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:12, 11 Gru 2009    Temat postu:

Nie ma to jak ciekawe sąsiedztwo

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:29, 11 Gru 2009    Temat postu:

Ale fajny dziwacy!
Ja chcę takich sąsiadów. Gleba by była
Czekam na następną część. Strasznie niecierpliwie xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kin
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: my wild island
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:47, 11 Gru 2009    Temat postu:

Oj... moja prośba nie bardzo wylądowała tam, gdzie miała. Spełniłaś ją szybciej, niż zdążyłam poprosić
House i Mac Taylor! Czy na parapetówce wyląduje tylko Stella, czy całe laboratorium??
I mam pytanie, taka czysta teoria: gdyby House i Cameron, w dalekiej bliskiej przyszłości wyjechaliby na Florydę, to spotkaliby Horatia?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eithne
Szalony Filmowiec


Dołączył: 23 Maj 2008
Posty: 4044
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z planu filmowego :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:01, 12 Gru 2009    Temat postu:

Nefrytowa! Wielbię cię za tego fika.
House i MAC!
AAAAA!!!
Nie mogę przestać się uśmiechać teraz. Świetnie wszystko razem wplotłaś, a teraz jeszcze pojawi się reszta zespołu CSI

Cytat:
I House myślący o Cam, i Mac, który odczytuje uczucia z jego twarzy.

Taaak... To było świetne...

Bardzo, bardzo nie mogę się doczekać następnej części!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin