|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ninka_m
Gość
|
Wysłany: Nie 23:02, 18 Paź 2009 Temat postu: Rozmowa [+13, Z, 16/16+epilog] |
|
|
Fik zainspirowany (wiadomo czym). Najbardziej podoba mi się w nim to, że ma równo 777 wyrazów (co chyba można uznać za dobrą wróżbę?) :-)
ROZMOWA
Początek
Ręce jej drżały, a czerwona mgła przed oczami utrudniała patrzenie, kiedy ze złością pakowała swoje rzeczy do torby. Stała przed swoją szafką w przebieralni lekarzy i z wściekłością chaotycznie wyrzucała jej całą zawartość do dużej sportowej torby, którą znalazła kilka minut temu w dyżurce. Było jej naprawdę wszystko jedno czyja to torba i myśl, żeby uciec stąd jak najprędzej i nigdy tu nie wracać owładnęła nią całkowicie. Resztki rozsądku nakazywały się spakować.
Zza pleców usłyszała odgłos otwieranych drzwi. Znajome kroki. Odgłos zamykanych drzwi. House – bo kto inny? Stał kilka metrów od niej i milczał. Nie odwracając się oparła rękę o półkę szafki i starała się uspokoić oddech.
- House, mam do ciebie tylko jedną prośbę, którą po prostu postaraj się spełnić. Wyjdź.
Cisza. Wydawało jej się, że słyszy jego oddech.
- Wyjdź – głos jej tym razem drżał – ostatnią rzeczą na jaką mam w tej chwili ochotę jest rozmowa z tobą.
Nadal cisza. Cameron sięgnęła głębiej do szafki, wyciągnęła czerwony sweterek. W innych okolicznościach zapewne pomyślałaby „o wreszcie, tu jesteś zgubo”, ale tym razem jej umysł nie rejestrował niczego oprócz własnej wściekłości i obecności House’a gdzieś za jej plecami. Mechanicznie wsunęła sweter do torby.
- Ty też wiedziałeś, prawda?
- Tak – po krótkiej chwili usłyszała jego ściszony głos.
- Świetnie! Robert powiedział o tym wszystkim! O nie, zapomniał tylko o tym opowiedzieć mi. Swojej żonie!
- Nie powiedział mi. Sam się domyśliłem – odpowiedź tym razem przyszła szybko.
- Wiedział, że wiesz? – uniosła głowę i zamknęła oczy.
- Tak.
- Świetnie – opuściła głowę i ponownie ją uniosła. Oparła obie ręce o krawędź półki szafki. Kontynuowała nie otwierając oczu – Wiesz, o co jestem wściekła? Nie o to, że to zrobił. Chociaż uważam, że to cholerny błąd jeśli lekarz bawi się skrytobójcę. Wiesz, czego nie mogę mu wybaczyć?
- Wiem – usłyszała jego cichą i zdecydowaną odpowiedz.
Po chwili milczenia kontynuowała.
- Wiedział o tym Foreman. Od kilku tygodni bez końca o tym gadali. Wiedziałeś ty. On nawet opowiedział o tym Cuddy! Nie zdziwiłabym się, gdyby napisał na tym na jakimś cholernym blogu: zagubieni.lekarze.com! – przerwała na chwilę - dla mnie miał inną wersję. Mnie okłamywał – znowu chwila ciszy – a ja mu wierzyłam.
W ciszy słyszała swój przyspieszony oddech.
- Zastanawiasz się, w czym jeszcze cię okłamał.
- Tak – tym razem jej odpowiedz zawisła w ciszy.
- Dlaczego w ogóle za niego wyszłaś? – House zapytał tonem, który nie wróżył nic dobrego. Tak zaczynał mówić do pacjentów, gdy znał już odpowiedz i chciał skonfrontować ich z ich kłamstwami.
Cameron milczała. Wydawało się, że odpowiedz jest oczywista. Chase ją kochał. Kochał od wielu lat. Zawsze chciał z nią być. Czekał na nią. Chciał jej dać wszystko co kobiecie jest potrzebne: miłość, spokojny dom. Chase był rozsądnym wyborem – wszyscy przecież tak się cieszyli na wieść o ich planowanym ślubie. Cameron też się cieszyła. To było … takie miłe. Cameron trudno było znaleźć słowa opisujące to, co czuła z Robertem od ostatnich kilkunastu miesięcy. Miłe, rozsądne. Właściwe.
- A ty go kochasz? – usłyszała głos House i poczuła jak zalewa ja fala gorąca. Wrażenie, że House czyta w jej myślach było obezwładniające. Oparła głowę o krawędź półki.
- Milczysz, a więc nie kochasz – jego ton był wyraźnie sarkastyczny.
- To nie jest takie proste!
Cisza.
- Nie jest? Dla ciebie zawsze to było proste – chłodny sarkazm tym razem zaczynał ustępować zdenerwowaniu – Kochasz albo nie kochasz. A jak kochasz to rzucasz się w ramionach. I żyjecie długo i szczęśliwie. Proste!
- House, nie jestem idiotką. Jeśli uważasz … - czuła, że napływają jej do oczu łzy
- Nie jesteś – zaskoczyła ją jego szybka i bliska szeptu odpowiedz.
Odwróciła się powoli. Otworzyła oczy. Kilka kroków od niej stał House. Patrzył prosto w jej oczy. Jego spojrzenie hipnotyzowało. Czuła, że po policzkach spływają jej łzy. Nie wiedziała, co powiedzieć. Czuła, jakby świat się zatrzymał.
- Kocham ciebie – usłyszała swój własny głos.
Nie mogła uwierzyć, że to powiedziała. Poczuła ból napiętych mięśni. Szum w uszach. Suchość w ustach. Patrzyła na House z przerażeniem.
- Twój wyjazd jest pozbawiony sensu. I sama o tym wiesz – mówił odwracając spojrzenie i błądząc wzrokiem po bocznej ścianie. Spojrzała na jego zbielałe zaciskające się na rączce laski palce. Miała wątpliwości, czy rozumie, co do niej mówi. Miała wątpliwości, czy to co powiedziała przed chwilą powiedziała naprawdę, czy tylko jej się tak zdawało.
- Masz jeszcze czas zmienić zdanie – mówił spokojnie, ale czuła, że podobnie jak ona jest spięty do ostatnich granic. Po chwili milczenia w trakcie którego House spoglądał uparcie w bok pokoju, a Cameron czuła, że zaczyna połykać własne łzy, House sztywnym ruchem odwrócił się i wyszedł.
Zamknął cicho drzwi. Cameron opadła na ławkę stojącą pod szafkę. Oparła głowę o bok szafki. Płakała co raz głośniej.
Ostatnio zmieniony przez ninka_m dnia Czw 1:08, 22 Paź 2009, w całości zmieniany 12 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Kejti
Stażysta
Dołączył: 18 Paź 2009
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Neverland Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 23:17, 18 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
awww... świetne! serio, bardzo dobrze oddałaś rozterki Cameron. I House jest tutaj sobą, takim uczuciowym sadystą. Drąży temat, mimo świadomości, że to zrani Allison.
Cudo
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ninka_m
Gość
|
Wysłany: Nie 23:32, 18 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Dzięki Kejti, mam nadzieję, że nie tylko uczuciowy sadyzm tutaj House motywuje.
Przyznam się szczerze, że natchnęła mnie do tego fika rozmowa z Eigle w watku shiperowym (*macha łapką*).
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kejti
Stażysta
Dołączył: 18 Paź 2009
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Neverland Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 23:50, 18 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Jako,że zarejestrowałam się dopiero wczoraj, a forum przeglądam od dłuższego czasu, to w pełni rozumiem przypływ wena.
Na tamtych tematach jest dopiero rewelacyjna analiza Hamerona
once again-świetne, czekam na więcej
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kejti dnia Nie 23:51, 18 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
ninka_m
Gość
|
Wysłany: Pon 0:52, 19 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
W szale twórczym postanowiłam kontynuować. Tym samym rezygnuję z określenia miniaturka w tytule.
Rozdział 2.
Cameron od dwóch miesięcy pracowała w szpitalu Uniwersytetu Colorado w Denver. Bliskość gór działała na Allison uspakajająco. O tej porze roku miasto było pełne amatorów narciarstwa, a nowa praca na oddziale onkologii była na tyle zajmująca, że nie dawała wiele czasu na myślenie. Cameron po rozstaniu z Chasem najpierw wyjechała na dwa tygodnie do domu swojej ciotki Susan. Dość szybko doszła jednak do wniosku, że bezczynność w domu jej ulubionej ciotki i konieczność ciągłych rozmów typu „Dlaczego? Może to jednak przemyślisz? Masz już 35 lat i zaczynasz życie od nowa…” nie jest tym, co pomoże Cameron otrząsnąć się z jej największej od czasu śmierci jej pierwszego męża życiowej tragedii. Denver i oddział onkologii były całkowitym przypadkiem. Cameron poszukiwała ofert w Internecie, wysłała kilka aplikacji, a dr Morgan – ordynator oddziału – był pierwszym, który się odezwał. Cameron wysłała mu swoje listy referencyjne od Cuddy i Wilsona oraz - po namyśle - podała kontakt do House’a. Nie miała pojęcia jaką laurkę wystawi jej House. Nie rozmawiała z nim od czasu ich rozmowy w szatni, nie widziała go też na korytarzu PPTH podczas jej kilku krótkich pożegnalnych pobytów. Postanowiła zaryzykować – w końcu praca z Housem była jej wielkim zawodowym atutem. Dr Morgan oddzwonił już po dwóch dniach i zaproponował pracę. Cameron uznała więc to za wybór Opatrzności, ponownie spakowała swoje ledwo rozpakowane walizki i przeprowadziła się do Denver na dobre.
W drugim tygodniu pracy w drzwiach jej gabinetu w Denver stanął jej były, ale formalnie ciągle obecny mąż, Chase. Robert wyglądał źle i Cameron poczuła się słabo na jego widok. Rozmowa, którą odbyli w ustronnym miejscu szpitalnego parku była jedną z gorszych w życiu Cameron. Chase nie chciał zaakceptować ich rozstania, chociaż rozumiał jego powody. Rozumiał, ale nie akceptował. Akceptował, ale nie rozumiał. Nie rozumiał i nie akceptował. Wszystko to było bardzo pokręcone i Cameron czuła zmęczenie na samą myśl o tym. Pod pretekstem prośby o czas, Cameron zdołała wymóc na Chase jego powrót do PPTH. Na wszelki wypadek sama go odprowadziła na lotnisko.
Wracając z lotniska, zastanawiała się, czy odczuwa wyrzuty sumienia z powodu rozstania z Chasem i tego, że odczuwa ulgę na myśl, że oto on siedzi w samolocie zmierzającym do Nowego Yorku, podczas, gdy ona wraca do swojego mieszkania w Denver. Pomyślała chwilę nad tym i z całkowitą szczerością przyznała przed sobą, że nie odczuwa. Sumienie milczało.
Pomimo całego bólu związanego z wydarzeniami ostatnich miesięcy, Cameron odczuwała ogromną i nieustającą ulgę. Miała poczucie, że jest lekka jak piórko, jej życie spakowane do kilku walizek dopiero się zaczyna, a przeszłość zdawała się dotyczyć jakieś innej doktor Cameron. To, co ją najbardziej niepokoiło w tej chwili to brak pieniędzy. Wyjechała z PPTH tylko z osobistymi rzeczami i kilkoma tysiącami dolarów przy duszy. Zostawiła Chasowi dom, samochód i ich wspólne lokaty. Urządzenie się w Denver pochłonęło większość skromnych oszczędności i Cameron uświadomiła sobie, że chociaż przed kilkoma godzinami jeszcze namawiała Chase do szybkiego rozwodu, w tej chwili nie ma nawet pieniędzy na wynajęcie adwokata.
Chcąc nie chcąc zaczęła prosić swojego nowego szefa o nadgodziny w przychodni i dyżury nocne na oddziale. W rezultacie jej życie szczelnie wypełniła praca. A to pomagało Cameron nie myśleć zbyt wiele.
Ostatnio zmieniony przez ninka_m dnia Śro 18:04, 21 Paź 2009, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sonea
The Dark Lady of Medicine
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Szmaragdowa Wyspa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 5:52, 19 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Wow i jeszcze raz wow!
Akcja w szatni była świetna. Nie mogę...
A co zrobił Chase? Bo tam nie pisze, albo ja czytać ze zrozumieniem nie umiem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ninka_m
Gość
|
Wysłany: Pon 10:59, 19 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
allison, niestety to spoiler :-) W zasadzie powinnam dodać, że fik zaczyna się po 6x05.
Mam plan na 16 rozdziałów i mam zamiar Was tym systemantycznie zanudzać (dojrzewam do myśli wzięcia na to urlopu w pracy ;-) ). No to część 3.
Rozdział 3.
- Już w pracy? – Morgan odwiesił swój płaszcz do szafy w pokoju asystentów. Stosunki w Denver sporo różniły się od tych, które panowały w PPTH. Morgan jako szef zespołu zajmował mały gabinecik w drugim końcu korytarza od pokoju asystentów. Pokój asystentów był największym pomieszczeniem dla personelu oddziału onkologii. Stał tu duży konferencyjny stół, elektryczny czajnik oraz szafa, do której wszyscy pracownicy oddziału – a było ich w sumie sześcioro – odwieszali swoje wierzchnie okrycia. Szef oddziału nie był tu wyjątkiem. Obok pokoju, który obecnie pełnił także funkcję gabinetu Cameron, znajdowała się szatnia dla lekarzy i pielęgniarek oddziału. Widok rzędu metalowych szafek wywoływał niemiłe wspomnienia w Cameron. Kiedy przyprowadził ją tu po raz pierwszy Robin, asystent Morgana, Cameron poczuła się lekko wyprowadzona z równowagi i nim sama pomyślała o tym, jak bardzo jej pytanie jest niewłaściwe, zapytała Robina, czy szef włamuje się do szafek swoich podwładnych. Robin patrzył na nią szeroko otwartymi oczami i nie wiedział, co odpowiedzieć. Cameron postarała się swoje pytanie szybko zamienić w żart, co Robin przyjął z wyraźną ulgą. Tak – stosunki w Szpitalu Uniwersytetu Colorado różniły się znacznie od tych w PPTH.
- Doktorze Morgan
- Tom. – poprawił szybko dr Morgan
- Tom, wiesz, że poważnie traktuję to, co robię. Chciałam dziś dokończyć opisy, których nie miałam już siły skończyć wczoraj.
- Wiem – powiedział Morgan siadając przy stole konferencyjnym – I bardzo mnie to cieszy. I martwi zarazem.
Cameron odsunęła od siebie laptop i wstała od stołu. Podeszła do stolika pełniące funkcję podręcznej kawiarki i postawiła przed sobą dwa kubki.
- Czy mogę wiedzieć dlaczego martwi?
Morgan wstał. Przez blisko dwa miesiące zdążył się już nieco przyzwyczaić do obecności pięknej lekarki, ale ten automatyczny odruch, kiedy bez pytania zaczynała mu robić kawę, nadal go krępował.
- Cieszę się, że pracujesz. I doceniam to, co robisz. Ani przez moment nie żałuję, że zaprosiłem cię do mojego zespołu. Martwię się jednak tym, że pracujesz zbyt dużo. Widziałem twój grafik. Ally, onkolog musi mieć czas dla siebie. Wierz mi.
- Wiem i wierzę – Cameron spojrzała na Toma z uśmiechem – nie będę ukrywała, że robię to trochę dla pieniędzy.
Morgan poczuł się ponownie skrępowany.
- Moja propozycja jest jak najbardziej aktualna…
- Dziękuję. Zdaję sobie sprawę…
- To raptem kwestia trzech, czterech miesięcy.
Cameron pomimo, że była wyspecjalizowanym i doświadczonym lekarzem z dobrym CV zatrudniła się na nisko płatnej posadzie asystenta. W trakcie pierwszej rozmowy w cztery oczy Morgan obiecał jej, że za kilka miesięcy jeden z członków jego zespołu, dr Brown wybiera się na emeryturę, a jego stanowisko, pensja oraz gabinet przypadną Cameron. Oczywiście – o ile praca będzie jej odpowiadała i spełni pokładane w niej nadzieje.
- Wiem, Tom. I cieszę, że chyba cię nie rozczarowuję.
Morgan uśmiechnął się.
- Zabijasz także czas, prawda?
Podczas ich pierwszej rozmowy, Cameron nie ukrywała, ze powodem jej natychmiastowego wyjazdu z New Jersey była decyzja o rozstaniu z mężem. Cameron nie podała szczegółów, a Morgan taktownie nie pytał. Cameron zaskoczyło, jak bardzo Morgan był podobny do innego znanego jej onkologa. Podobnie, jak Wilson, Tom Morgan był miłym i ciepłym panem w średnim wieku. Także podobnie jak Wilson, Morgan był seryjnym rozwodnikiem, a ostatni z jego trzech rozwodów miał miejsce na rok przed przybyciem Cameron. W odróżnieniu jednak od Wilsona, Morgan miał troje dzieci – po jednym z każdą z trzech żon.
- To jednak spora zmiana życiowa – odpowiedziała Cameron, starając się dać do zrozumienia, że nie chce rozmawiać na temat Chase’a.
- To duże rozczarowanie. I ból. – kontynuował mimo to Morgan.
- W moim przypadku do głównie ulga – oparła szybko Cameron, wzięła kubek i wróciła do stołu. Starała się dać do zrozumienia, że chce kontynuować pisanie i Morgan po chwili zrozumiał najwyraźniej tą aluzję, bo sięgnął po kubek, uśmiechnął się w stronę Cameron i opuścił pokój asystentów udając się do swojego gabinetu.
Cameron kończyła obchód po swoich pacjentach, kiedy podszedł do niej Robin.
Robin miał 28 lat i był stażystą Morgana. Był wysokim i ciemnowłosym młodym mężczyzną, który wyglądał na nieco starszego niż w rzeczywistości. Robin od pierwszej chwili pobytu Cameron czuł się z nią szczególnie związany. Powód był prosty – gdy przeczytał jej nadesłane e-mailem CV od razu zawołał do Morgana: „Tom, aplikację do nas wysłała moja siostra bliźniaczka!”. Cameron i Robin urodzili się tego samego dnia i miesiąca, chociaż w różnych latach. Powody, dla których ktoś odpowiada na właśnie twoje ogłoszenie mogą być zaiste zaskakujące!
- Morgan prosi cię do siebie na słówko.
Cameron uśmiechnęła się do pacjentki i podniosła jej kartę z łóżka. – Już idę.
Gdy Cameron weszła do pokoju Morgana zastała tam także siedzącą Clair, inną młodą lekarkę z oddziału. Robin zamknął za nimi drzwi i najwyraźniej zamierzać zostać.
- Usiądź sobie Ally - Morgan wskazał jej krzesło.
- Zaprosiłem dziś do nas Ally, która, jak mam nadzieję, stanie się stałym członkiem naszego małego zespołu. Ally – nie będę owijał w bawełnę - dołącz do prowadzonych przez nas badań klinicznych – wypalił Morgan.
Cameron patrzyła na Morgana ze zdumieniem.
- Czytaliśmy twoje publikacje – kontynuował Morgan – i jeśli chociaż połowę tych tekstów pisałaś ty, a nie twój współautor House, zakładam, że jesteś równie dobrym badaczem, jak klinicystą.
- House? – pytanie Cameron zawisło w próżni. Myśl, że House miałby pisać coś za nią wydawała się Cameron niedorzeczna. Przez chwilę chciała o tym powiedzieć, ale wydało jej się to niewłaściwe. Co ma powiedzieć? Że House tak dalece olewał swoje obowiązki, że nie tylko nie pisał, ale również nie czytał pisanych przez nią tekstów, do których lojalnie dopisywała go jako współautora? Że House praktycznie zmusił ją do fałszowania jego podpisów na kartach pacjentów już w pierwszym tygodniu pracy w PPTH?
- Naturalnie, łączy się z tym dodatkowe wynagrodzenie – dodał po chwili milczenia Morgan, biorąc jej milczenie za oznakę wahania.
- Świetnie Tom! Bardzo chętnie włączę się do badań. Bardzo mi ich brakowało. Postaram się was nie zawieść.
Morgan zatarł ręce z radości. – To, od czego zaczniemy, Clair?
Kiedy późnym wieczorem Cameron kładła się zmęczona spać, odruchowo rzuciła okiem na swój telefon. Od czasu przyjazdu do Denver te telefony zdarzały się częściej lub rzadziej, ale niestety nie ustawały. Za każdym razem schemat był ten sam: druga, trzecia w nocy i jego niewyraźny, mamroczący głos. Był pijany. Cameron najpierw próbowała z nim rozmawiać, ale później po prostu rozłączała się. Czasem to pomagało, a czasem dzwonił ponownie. Cameron nie pamiętała, żeby zadzwonił kiedyś po raz trzeci tej samej nocy. Dźwięk telefonu budził ją ze snu i po każdym takim wyskoku długo nie mogła zasnąć. Nie mogła wyłączyć telefonu, bo istniało ryzyko, że ktoś będzie dzwonił ze szpitala. „Czas kupić nowy telefon” – pomyślała „Nowe życie, nowy telefon”. Swój stary telefon trzymałaby ściszony. Gdyby Chase zadzwonił kiedyś trzeźwy w jakieś istotnej sprawie mogłaby z nim przecież porozmawiać.
Cameron zasypiała, gdy usłyszała dźwięk przychodzącego sms’a. Sięgnęła ręką w stronę stolika, na którym leżał aparat. Przypuszczała, że to znowu Chase – postanowiła jednak sprawdzić. Gdy spojrzała na wyświetlacz, poczuła jak staje jej serce. Gdy sztywniejącym palcem wciskała przycisk do odczytywania wiadomości, poczuła, że serce ruszyło i bije teraz jak szalone. House pisał do niej: „Pozdrów ode mnie góry”.
************************
i kolejna część: niestety nie piszecie, więc jedna pod drugą
Rozdział 4.
Cameron patrzyła na wiadomość od House i miała pustkę w głowie. No tak – myślała powoli – cały House. Nonszalancki, nieobliczalny, manipulujący: „pozdrów ode mnie góry”. Co to do cholery znaczy?! - prychała w myślach.
Przez cały czas swojego pobytu w Denver myślała, że ten moment w końcu nastąpi. Spotka go, zadzwoni do niej. Cokolwiek. Co prawda biorąc pod uwagę dzielącą ich odległość, a także historię ich ostatniej rozmowy wydawało jej się mało prawdopodobne, aby spotkanie z Housem odbyło się z jego inicjatywy. Sama też nie miała w planach kontaktowania się z nim. Ale kto wie? Przypadki chodzą po ludziach.
Sms, na który po raz setny spoglądała, jedząc lunch nie wydawał się jednak przypadkiem. House ją prowokuje. Tylko po co? Nudzi się i przypomniała mu się jego dobra znajoma, Allison Cameron, z której można się ponabijać? Godzina wysłania sms’a: 00:14. No tak, godzina wskazywałaby raczej na to, że House ostatnio gorzej radzi sobie ze swoją nogą i być może wrócił do zażywania w końskich dawkach Vicodinu. A może się po prostu upił z Wilsonem przy oglądaniu meczu? (Myśl, że Wilson chichotał, kiedy House pisał niepewną ręką do Cameron wydawała się jej wyjątkowo odrażająca). Cameron schowała komórkę do kieszeni i zabrała tacę ze stołu. Czas wrócić do rzeczywistości, czyli do pracy.
Trzeciego dnia od nadejścia słynnego sms’a pasja analityczna Cameron (dlaczego napisał?) zaczęła przygasać, a w jej miejsca zaczął wlewać się żal, że nie odpisała mu zaraz pierwszego dnia. Im więcej dni mijało, tym bardziej idiotyczne wydawały się wszystkie możliwe odpowiedzi. I co niby miałaby mu odpowiedzieć: „dziękuję, pozdrowię”, „zostaw mnie w spokoju”, „jak tam noga? co na oddziale?”, „wariuję na twoim tle i nawet te dzielące nas mile nie są w stanie mnie z tego wyleczyć”? Nic nie wydawało się dość dobre, a odpisywanie po tylu dniach byłoby wyraźnym świadectwem tego, jak bardzo poruszyła ją jego próbą kontaktu z nią. Chyba lepiej nic nie pisać – myślała. „A jeśli już nigdy więcej do niej nie napisze?” Cameron brała głęboki oddech i myślała, że taki moment nastąpi prędzej czy później. I trzeba się z tym w końcu pogodzić.
Na dworze zapadł zmrok, a w gabinecie – pokoju asystentów paliła się samotna lampka przy stole konferencyjnym. Cameron robiła ostatnie wpisy do kart pacjentów, gdy do pokoju zajrzał jej nowy szef – Morgan.
- Ciągle tutaj? Chyba wezwę ochronę.
Spojrzała na niego z uśmiechem.
- Jeszcze dosłownie 20 minut i lecę do domu. Obiecuję.
- Ally – Morgan wszedł niepewnie do gabinetu – Co robisz wieczorami? – zapytał niespodziewanie
Cameron nie wiedziała, co odpowiedzieć, a zaskakujące pytanie Morgana zszokowało ją prawie tak, jak niedawny sms od House’a. Morgan roześmiał się nerwowo.
- To znaczy nie pytam oczywiście o szczegóły – dodał szybko – Zastanawiam się tylko, czy nie miałabyś ochoty kiedyś gdzieś wyskoczyć.
- Proponujesz mi randkę? – Cameron zapytała ciągle nie mogąc wyjść z szoku
- oczywiście, tylko bez części randkowej – zaśmiał się nerwowo Morgan, a Cameron przeszło przez myśl, że los chyba się na nią uwziął.
- Tom, słuchaj…
- Spokojnie, Ally, nie zapraszam cię na randkę. Po prostu my tutaj mamy taki zwyczaj, że co jakiś czas spotykamy się całym zespołem i idziemy na kolację. Wtedy zapominamy, że jesteśmy onkologami i wiesz – jemy tłuste dania, pijemy piwo, ba, bywa, że z dr Brownem wypalimy nawet cygarko – Morgan mówił szybko, gestykulując przy tym żywo.
- Mam się czuć zaproszona?
- Naturalnie – odetchnął Morgan – Do tego zmierzam. Na przykład jutro, tu masz adres – Położył na stole wizytówkę pubu.
Cameron spojrzała na wizytówkę i uśmiechnęła się do Toma.
- Jeśli tylko będę miała jeszcze siłę, na pewno przyjdę.
Cameron wróciła do domu i nie potrafiła zdecydować się na położenie się po prostu do łóżka. Włączyła komputer i po raz pierwszy od kilku tygodni najechała na ikonę skajpa. Spojrzała szybko i odetchnęła z ulgą – wśród aktywnych w sieci znajomych nie było Chase. Zastanawia się chwilę patrząc na obecnych na sieci i nie potrafiła się zdecydować, czy chce do kogoś napisać lub zadzwonić. Większość jej znajomych z czasów przed-PPTH nie utrzymywała z nią zbyt żywego kontaktu. No i co ma do nich pisać: „Hejka, co u Ciebie? U mnie trochę zmian – rozwodzę się, a trochę po staremu – nadal podkochuję się w swoim dawnym szefie”.
Wśród dostępnych osób jej wzrok przykuł aktywny profil Remy Hadley. „Trzynastka!” – wykrzyknęła w duchu Cameron i sama się zdziwiła jak wielką przyjemność sprawiła jej obecność Trzynastki. Nie myśląc dłużej wybrała połączenie z Remy.
- Allison? Jak świetnie cię słyszeć? – usłyszała po krótkiej chwili oczekiwania
- Widzę, że nie tylko ja siedzę po nocy!
- No, u mnie to środek dnia. Co u ciebie?
Ostatnio zmieniony przez ninka_m dnia Śro 18:08, 21 Paź 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sonea
The Dark Lady of Medicine
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Szmaragdowa Wyspa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 14:20, 19 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | allison, niestety to spoiler :-) W zasadzie powinnam dodać, że fik zaczyna się po 6x05. |
A oświecisz mnie na PW? Bo nie oglądałam...
Nikt nie piszę, bo wszyscy w szkole lub pracy. Ale ja teraz nadrabiam. Świetne. Nic dodać, nic ując
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ninka_m
Gość
|
Wysłany: Pon 16:06, 19 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
No to lecimy dalej (ten fik mnie zje :-):
Rozdział 5.
- Środek dnia?
- Tak, jestem teraz w Bangkoku.
- Tajlandia? – zdziwienie Cameron było autentyczne – Pracujesz tam?
- Nope, podróżuje – usłyszała śmiech Remy – wzięłam sobie wolne od pracy, szpitala, wiesz… od tego wszystkiego.
Cameron stanął przed oczami obraz Trzynastki i jej smutnego związku z Foremanem. Tak, Trzynastka też dostała w kość od życia.
- To fajnie. Bo wiesz, ja też nie jestem teraz w New Jersey.
- Wiem – stwierdziła szybko Trzynastka. Plotki z PPTH jak widać nie znały granic ani kontynentów. – Bardzo mi przykro. Wiesz. Naprawdę. – Trzynastka nie wiedziała najwyraźniej co ma mówić – Wiem, że Robert nie radzi sobie z tym dobrze. A ty? Jak się trzymasz?
„Nad podziw świetnie” – miała ochotę powiedzieć Cameron, ale zamiast tego po prostu stwierdziła
- Jakoś sobie radzę. Mam nową pracę i mieszkam w Denver.
- Wiem - Trzynastka była najwyraźniej ze wszystkim na bieżąco – Myślisz, że ty i Robert … to ostateczne?
- Tak, rozwodzimy się.
- Może czas uleczy rany – zapytała sentencjonalnie Remy – wiesz, gdybyś mu wybaczyła, moglibyście spróbować. W końcu tyle lat…
- Nie ma czego próbować – Cameron przerwała z lekką złością. Co ma jej powiedzieć? Że miłość do Chase okazała się iluzją, którą celnie wypunktował House? Ma jej powiedzieć o Housie? Cameron nikomu o tym nie mówiła – nawet Chase’owi. Uczucia do Roberta oficjalnie określała jako „skomplikowane” (chociaż było to bardzo proste) i twierdziła, że „nie jest gotowa” i „chce zamknąć ten przykry rozdział, który ranił ich oboje”.
- Może… - zaczęła niepewnie Trzynastka
- Nie chcę o tym rozmawiać – przerwała zdecydowanie.
- ok.
- Co u ciebie?
- Podróżuję – odparła przeciągle Remy – staram się wypoczywać
- Ale ci się to nie udaje? – zapytała z uśmiechem Cameron
- No nie.
- Tęsknisz za PPTH i zastanawiasz się, jak tam wrócić?
- Może?
- Posłuchaj Remy, znam Erica i znam House. Oboje ucieszą się z twojego powrotu. Oczywiście wiesz, jak ci to okażą. Wiem też, że jesteś przyzwyczajona do ich cyniczno-sarkastycznej pozy i wiem, że dobrze to zniesiesz. Po prostu zadzwoń. Możesz zacząć zresztą od Cuddy.
- No nie wiem – w głosie Trzynastki słychać było nadzieję i wahanie – Wiesz, o tym może też nie rozmawiajmy, dobrze?
- Ok. – tym razem Cameron przyjęła reguły gry – Jakieś nowe plotki z naszego starego miejsca pracy? Widzę, że jesteś dobrze poinformowana!
- O, tak! Wiesz, właściwe to mam same smutne wieści.
- Jakie? – Cameron poczuła, jak chłód ogarnia jej serce.
- Wilson miał podobno załamanie nerwowe. Jest na zwolnieniu i nie ma go w pracy.
Cameron poczuła jak krew odpływa z jej ciała. Wilson. Dobry, pogodny Wilsona. Przyjaciel House’a. Jej przyjaciel.
- Coś bardziej dokładnie?
- Dokładnie to nie wiem. Może zadzwoń do niego. On cię przecież bardzo lubi.
Tak. Cameron myślała o Wilsonie. Był pierwszą miłą i ciepłą osobą, którą poznała po przyjściu do pracy do PPTH. Przypomniała sobie, jak bardzo zdziwiła się, że jest najbliższym przyjacielem House. To ją wtedy natchnęło nadzieją: jeżeli Wilson mógł przyjaźnić się z Housem, to chyba House nie był takim koszmarnym gburem, na jakiego wyglądał? Wiedziała, że Wilson lubi ją i lubi rozmowy z nią. Po śmierci Amber spędzali ze sobą dużo czasu i bardzo się do siebie zbliżyli. Lubi? Wilson chyba więcej, niż lubił Cameron. Wiedziała, że podobała mu się i Wilson miał ochotę się z nią umówić. Ale nigdy tego nie zrobił. Był lojalny w stosunku do House’a. Był lojalny w stosunku do Chase’a. Co takiego się stało, że stary dobry Wilson poszedł śladem obłędu House’a?
- Masz rację, zadzwonię do niego. Coś jeszcze?
- Chase – zaczęła niepewnie Remy – dużo pije, wiesz?
- Wiem, ale czas leczy rany. Sama to przed chwilą powiedziałaś?
- ok. Masz rację. Zadzwonisz jeszcze do mnie kiedyś?
- Oczywiście – Cameron czuła jak ciepło jej głosu opatruje rany Trzynastki - Dzwoń kiedy chcesz. Jeśli nie odbiorę, zostaw wiadomość. Wiesz, ja dużo pracuję…
- Ty zawsze dużo pracujesz – w głosie Trzynastki było słychać radość.
- To prawda. To pa. Trzymaj się. Pozdrawiam cię ciepło.
- Pa, pa, cieszę, że cię mam – powiedziała Trzynastka i rozłączyła połączenie.
Cameron wychodziła ze szpitala. Zimny wiatr owiał jej szczupłą sylwetkę. Założyła czapkę i poprawiła szalik. Od wczoraj myślała tylko o Wilsonie. Nie mogła się zdobyć na telefon do niego. Nie po to odchodziła z PPTH, żeby na okrągło, o tym myśleć! Ale może Wilson by się ucieszył?
- Hej – usłyszała z boku. Zobaczyła wysoką postać Robina – Masz ochotę na kino?
- Kino?
- No wiesz, takie miejsce, gdzie wyświetlają filmy. Można też zjeść popcorn. Ja stawiam.
- Chcesz mnie zaprosić do kina?
- Wszystko na to wskazuje – Robin uśmiechał się do niej – Horror odpada, prawda?
- Horror? – Cameron patrzyła na Robina i zastanawiała się, czy nie ma halucynacji.
- Odpada – stwierdził z pewnością w głosie – to może komedia romantyczna? Wiesz, to podobno poprawia kobietom humor.
Cameron zaśmiała się i wsadziła ręce do kieszeni.
- Chcesz iść ze swoją starszą bliźniaczką do kina?
- To już chyba ustaliśmy.
Cameron już chciała powiedzieć coś miłego do Robina i uprzejmie mu odmówić, ale zawahała się. Dlaczego nie? Nie była w kinie od.. nawet nie potrafiła sobie przypomnieć od kiedy.
- No dobrze – stwierdziła z uśmiechem - ale to ja stawiam. W końcu ty mnie pocieszasz.
- O, nie. Płacimy w takim razie każde za siebie. Deal?
- Deal – Cameron klepnęła uniesioną dłoń Robina – To jedźmy.
Wieczór w kinie z Robinem okazał się naprawdę miły. Cameron rzadko oglądała filmy i może dlatego film wciągnął ją z taką siłą. Gdy tylko jednak przekroczyła próg swojego mieszkania, myśli o Wilsonie powróciły z pierwotną siłą. Zrobiła sobie herbatę. Sięgnęła po telefon i z bijącym sercem odnalazła numer do Wilsona. Nacisnęła klawisz, przyłożyła słuchawkę do ucha. Jeden sygnał. Drugi. Trzeci. „Cześć, dodzwoniłeś się do Jamesa Wilsona. Jeżeli nie odbieram, to znaczy, że naprawdę nie mogę tego zrobić. Zostaw wiadomość – oddzwonię” Przeciągły sygnał włączającej się automatycznej sekretarki. Patrzyła przez chwilę na telefon zanim wyłączyła połączenie. Po chwili wybrała numer Wilsona ponownie. Tym razem rozłączyła się na dźwięk włączającego się komunikatu na poczcie głosowej Wilsona.
Rozdział 6.
Gdy tylko odkręcała wodę usłyszała dźwięk telefonu. Bez namysłu zakręciła kran, złapała ręcznik i wybiegła naga z łazienki. W ostatniej chwili złapała się za framugę drzwi, co uchroniło ją przed niechybnym rozbiciem głowy. Bieganie z mokrymi stopami nie jest dobrym pomysłem. Telefon dźwięczał trzecim lub czwartym sygnałem. Bez namysłu złapała telefon i przycisnęła go do mokrego ucha. Woda z włosów spływa jej po twarzy i plecach.
- Hallo – powiedziała łapiąc oddech
- Dzwoniłaś do Wilsona.
House! To był głos House’a! Cameron straciła oddech
- Dzwonię … bo jak zakładam dowiedziałaś się od kogoś o problemach Wilsona i postanowiłaś udzielić mu wsparcia. Duchowego jak mniemam. Materialne wsparcie też zresztą chętnie przyjmiemy.
Gdzieś, z oddali, z telefonu Cameron wydobywał się głos, którego miała zamiar już więcej nie słyszeć. House. Cameron miała pustkę w głowie i milczała, przymykając oczy.
- Hallo – w głosie House było słychać niepokój - mam nadzieję, że nie umarłaś. Wiesz, dość trudno byłoby mi przeprowadzać reanimację przez telefon.
….
- James? – Cameron nie była w stanie składać zdań. Udało jej się natomiast wydobyć słowo. To lepsze niż nic.
- Wilson jest teraz w szpitalu, a jego telefon – w domu.
- Poważne?
- Jeżeli depresję uznasz za poważną? Nie martw się. Jest na terapii i za kilka tygodni wraca do domu.
….
- Nie jesteś rozmowna.
- Chcę z nim mówić.
- Ok. Powtórzę mu, że dzwoniłaś. Na pewno będzie wzruszony, kiedy dowie się, jak odjęło ci mowę na wieść o jego problemach psychicznych. Jak go znam – oddzwoni do ciebie i wtedy razem sobie pochlipicie. Ewentualnie – podyszycie w słuchawki.
Cameron automatycznie odsunęła telefon od swoich ust. Nie była w stanie powiedzieć, ile jeszcze czasu spędziła tak stojąc, ze słuchawką przy uchu, milcząc. House też milczał. W końcu się rozłączył.
Następne dni wydawały się Cameron snem. Zajęła się pracą na oddziale i usilnie starała się nie myśleć. Nie zdenerwował jej nawet nocny pijacki telefon od Chase. Leczyła ludzi, prowadziła badania.
- O czym myślisz? – z odrętwienia wyrwał ją głos Robina dosiadającego się do jej stolika w szpitalnej stołówce.
- Myślę o moich przyjaciołach z New Jersey.
- O swoim mężu? – Robin podniósł do ust kubek z sokiem.
- Nie, o pewnym onkologu. Dowiedziałam się, że przeżył załamanie nerwowe. To przyjaciel … mojego byłego szefa.
- House’a?
- Tak, House’a
- O rany, opowiedz mi coś o nim – Robin był naprawdę zainteresowany – widziałem go kiedyś na konferencji. Straszny oryginał. Poczochrany, nieogolony, ubrany jak menel…
Cameron poczuła rosnącą w niej złość.
- House ma taki styl. To pasuje do niego. Przynajmniej jest szczery.
- O tak! Więcej niż szczery. Widziałem, jak masakrował prelegentkę na tej konferencji. Takiego chama dawno nie spotkałem.
Cameron zatkało ze zdumienia. „Nie masz prawa tak mówić o Housie!”
- To fakt, jest chamski. Ale to bardzo dobry lekarz.
- Tak, niewątpliwie – Robin skubnął frytkę z talerza Cameron
- Przepraszam, muszę już iść.
- To ja przepraszam – Robin patrzył zdumiony – masz rację, nie powinienem podjadać ci z talerza.
- Och, nie. Weź sobie. Ja już nie mogę. – Cameron podsunęła talerz w frytkami w stronę Robina – Po prostu praca mnie wzywa.
Dźwięk telefonu zastał tym razem Cameron w szatni. Spojrzała – nieznany numer.
- halo, tu James Wilson. Czy to numer pani doktor Cameron – na dźwięk głosu Wilsona Camerona poczuła jak spływa z niej całe napięcie. Usiadła na ławeczce.
- Jimmy, nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że cię słyszę!
Ostatnio zmieniony przez ninka_m dnia Śro 18:17, 21 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sonea
The Dark Lady of Medicine
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Szmaragdowa Wyspa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 16:25, 19 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Świetnie. Rozmawiała z House'em, ale fajnie (nawet jeśli ona milczała). xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bajeczka
The Wild Rose
Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 2472
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódzkie Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 18:07, 19 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Jeszcze nie przeczytałam ostatniej częśći ale napiszę, że w kwesti fiak jestes taka samą pracocholiczką, jak Cam jako onkolog, I dobrze bo jest świetny!
E: Oczywiscie House ukrał Wilsonowi telefon;D Jest coraz lepiej.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Bajeczka dnia Pon 18:11, 19 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
SzatuunZiioom_
Student Medycyny
Dołączył: 16 Sty 2009
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gorzów (W sercu Poznań) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 18:32, 19 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Świetny fik . Czekam no kolejną część. Chociaż dzisiaj zaserwowałaś nam porządną dawkę. To mi i tak mało ;p
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ninka_m
Gość
|
Wysłany: Pon 20:52, 19 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
lecimy dalej - zapewne zabijam suspens.
Rozdział 7.
- Ja też za tobą tęsknię, Ally – Wilson. Stary dobry Wilson. Wzruszenie ogarnęło Cameron. Przymknęła oczy.
- Jak się teraz czujesz?
- Lepiej – odparł krótko – House mówił, że dzwoniłaś.
- Tak, rozmawiałam z Remy i powiedziała mi o tobie.
- Z Trzynastką? Też się przeniosła do Dakoty?
- Wilson, ja jestem w Colorado! – Cameron śmiała się do słuchawki – musisz szybko zdrowieć i wracać do szpitala. - Omijają cię najnowsze plotki.
- To nie jest takie nowe. Ile czasu minęło? Dwa miesiące?
„Prawie trzy” pomyślała Cameron
- Trochę ponad. A wracając do Remy, jest w Tajlandii. Usycha tam z tęsknoty za szpitalem.
- Serio? – w zmęczonym głosie Wilsona można było usłyszeć rodzące się zainteresowanie.
- Aha, tęskni za szpitalem, wami … Housem – Cameron nie wiedziała, dlaczego sama zainicjowała ten trudny dla niej temat.
- Ally, nie wiem, co bym zrobił bez House’a – głos Wilsona drżał – jest dla mnie teraz najbliższą osobą.
- mhm – Cameron podtrzymywała rozmowę, która nagle stała się dla niej niezbyt przyjemna. Zazdrość? Naprawdę? Cameron zazdrości Wilsonowi, że ten zajmuje się nim, kiedy Wilson przeżywa katusze psychiczne?
- House się zmienił. A zarazem się nie zmienił - Wilson swoim starym zwyczajem wstrzymał oddech, co znaczyło, że ma zamiar powiedzieć coś naprawdę ważnego – on teraz dba o innych.
„O mnie nie dba”
- House … jest dla mnie... – Wilson najwyraźniej tłumił płacz. Chyba nie tak powinna wyglądać pocieszająca rozmowa z chorym na depresję.
- Jimmy czujesz, że cię przytulam? Pamiętaj o mnie.
- Nigdy o tobie nie zapomniałem.
Cameron zamknęła oczy. Milczeli sobie tak chwilę.
- To wszystko powinno wyglądać inaczej: ty, Robert, Remy…
- Jimmy nie myśl o przeszłości. Przyszłość jest o wiele ciekawsza. Wszystko jest możliwe. Naprawdę wszystko.
- Chciałbym mieć tyle wiary, co ty, Ally.
Cameron zastanowiła się, na ile jest szczera w rozmowie z Wilsonem. Na pewno tak myślała? Tak. Chyba tak.
- Dzwoń do mnie, kiedy tylko zechcesz.
- Wrócisz?
Cameron uśmiechała się do słuchawki.
- Czasem lepiej jest nie wracać.
- Pamiętasz? Mnie przekonywałaś do czego innego.
- To jest ten wyjątek, Jimmy. Trzymaj się. Myślę o tobie i …- Cameron wyjrzała przez okno. Akurat ta część szpitala wychodziła na zachodnią stronę. Na horyzoncie majaczył masyw Gór Skalistych. – patrzę przez okno i widzę góry. Wydają się takie dalekie i niedostępne. Ale przecież za nimi są inne miasta. A góry to także przyjemność. Lubisz jeździć na nartach?
- Nie umiem.
- W takim razie ja cię nauczę. Jak tylko się podkurujesz przyjedziesz do mnie i nauczę cię jeździć na nartach.
- House, by to wyśmiał.
- House to House. Jego nie będziemy wtajemniczać. – Wilson roześmiał się i Cameron miała poczucie, że faktycznie udało jej się jakoś rozweselić Wilsona.
Wysiłki w celu poprawienia nastroju Wilsona okazały się skuteczne dla samej Cameron. Tego wieczoru zdecydowała się skorzystać z oferty Morgana; wieczorem zamówiła taksówkę i poprosiła o zawiezienie pod adres z wizytówki. Pub okazał się przyjemną knajpką z domową atmosferą. Na widok Cameron podchodzącej do stolika onkologii (w rzeczywistości były tam również trzy osoby z innych oddziałów, a z samej onkologii byli tylko Morgan, Brown, Robin oraz Clair) rozległy się gromkie brawa i pohukiwania pełne aprobaty. Cameron bawiła się doskonale. Nie pamiętała, kiedy wcześniej śmiała się tak głośno, odchylając do tyłu głowę, co ściągało spojrzenia najwyraźniej zafascynowanego nią Morgana. Wypiła trochę za dużo i gdy w powrotnej drodze, siedząc w taksówce, zajrzała do torebki i wydobyła z niej komórkę, w pierwszej chwili nie była pewna, czy dobrze widzi. Ekran telefonu zaświecił się, a oczom ukazał się komunikat „masz dwie nowe wiadomości”. Nacisnęła klawisz. „Czytałem w gazecie, że jedną babkę w Denver zagryzł niedźwiedź. Mam nadzieję, że nie chodzi o Ciebie”. Wiadomość druga: „Aha, to jednak brodaty facet. Tak mi się jakoś pomyliło. Sorry.” Cameron wybuchła śmiechem tak, że taksówkarz zaczął kręcić głową z politowaniem.
„Wszystko jest możliwe. Wszystko” – w myślach powtarzała sobie fragment swojej rozmowy z Wilsonem.
Rozdział 8.
Doktor Cameron, czy mogę cię prosić? – Clair zajrzała do sali, w której Cameron rozmawiała z młodym pacjentem z białaczką. Obie lekarki wyszły na korytarz. Clair była w podobnym wieku jak Cameron. Wyglądała jednak na sporo od niej starszą. Była tęższa i ciemnowłosa. Cameron wiedziała, że Clair ma czteroletniego synka i, że jest samotną matką.
Clair bez słowa podała jej wydruk z komputera. Cameron przeczytała w skupieniu próbując zgadnąć, o co chodzi Clair. Czytała i ogarniało ją narastające przerażenie – To niemożliwe - Wyszeptała.
- Niestety, możliwe – Clair wyjęła jej kartkę z rąk – podałaś złą dawkę leku w drugiej próbie. Na szczęście, nadal nie przekraczamy dawki i nic się złego nie stanie naszym pacjentom. Ale badania trzeba będzie powtórzyć.
- To niemożliwe – powtarzała Cameron – przecież sprawdzałam.
- Widocznie nie dość dokładnie – Clair ucięła szybko – Allison, jesteś tu nowa i naprawdę rozumiem, że możesz czuć się nieco zagubiona. Musisz się jednak zdecydować.
Clair patrzyła badawczo, a Cameron ścisnęła mocniej telefon, który trzymała w kieszeni fartucha.
- Morgan jest przystojnym facetem i potrafi zakręcić w głowie…
- Clair, chyba nie sądzisz!
- Ally, ja nie sądzę, ja widzę. Widziałam też wszystkie jego trzy żony. Zanim były jego żonami – dodała niedbale Clair
- Ja naprawdę…
- Nie interesuje mnie prawda! Interesują mnie badania. Nie chcę więcej głupich błędów. Rozumiesz?
Cameron kiwnęła potakująco głową. Tak, Clair miała rację, należałby się w końcu zdecydować.
Kiedy zadzwonił Wilson Cameron właśnie próbowała otworzyć drzwi swojego mieszkania, próbując nie zrzucić przy tym na ziemię dwóch toreb z zakupami, torebki oraz torby z laptopem. Szybko wyrzuciła cały ładunek na łóżko i odebrała telefon od Wilsona. Wilson dzwonił już ze swojej komórki, którą przyniósł mu najwyraźniej House. Przez osiem ostatnich dni rozmawiała z Wilsonem pięć razy, dostała też pięć sms’ów od House. Wszystkie smsy były żartobliwymi bzdurami, które niezmiennie i zdecydowanie przesadnie rozśmieszały Cameron, a wszystkie rozmowy z Wilsonem były chwilami zwierzeń i ciepła w życiu obojga. Cameron zastanawiała się, czy i jeśli tak, to jak House i Wilson rozmawiali o niej między sobą. Myślała też nad tym, czy gdyby tak skrupulatnie nie liczyła rozmów i wiadomości nadchodzących z PPTH, nie pomyliłaby się w badaniach klinicznych prowadzonych w jej szpitalu.
- Allison – zagaił uroczyście Wilson i Cameron czuła, że Jimmy jest w wyjątkowo dobrym nastroju – nie uwierzysz, co się stało.
- Pewnie nie uwierzę – odparła, próbując wyplątać się z torby z laptopem.
- House pojechał do Tajlandii – odparł szybko Wilson najwyraźniej niecierpliwie oczekując na efekt swojej rewelacji. Cameron usiadła na łóżku. Tego efektu Wilsona nie mógł usłyszeć.
- I…
- Przekonał Remy do powrotu! –niemal wykrzyczał do ucha Cameron.
- To chyba dobrze? – Cameron zapytała niepewnie
- To bardzo dobrze! Trzynastka wraca, House otwiera się na uczucia. Czy może być lepiej! „House otwiera się na uczucia” – myśl powracała do Cameron – „Trzynastka nie odpowiadała na skajpie od kilku dni”, „House otwiera się na uczucia”…
Z dużym wysiłkiem kontynuowała rozmowę z Wilsonem. Wilson dość szybko zorientował się, że Cameron nie jest w najlepszym nastroju.
- Problemy w pracy – stwierdziła krótko i przed oczami ujrzała twarz rozgniewanej Clair.
Wilson sam był onkologiem i nie potrzebował pytać dalej.
Cameron siedziała w kurtce i zimowych butach na własnym łóżku, a u jej boków spoczywały odpowiednio: torba z laptopem oraz torba z zakupami, z której wysypały się pomarańcze. Gdy do głowy przyszła jej pierwsza racjonalna myśl tego wieczoru („jest mi gorąco”) usłyszała charakterystyczny dźwięk nadchodzącej wiadomości. Podniosła komórkę i przeczytała: „pada u was śnieg”. Mechanicznie przeniosła wzrok na okno – faktycznie w świetle latarni zobaczyła tańczące płatki śniegu. Tym razem nie wahała się ani sekundy. Spokojnie wystukała odpowiedz i gdy nacisnęła klawisz „wyślij” poczuła jak uchodzą z niej wszelkie siły życiowe.
Ostatnio zmieniony przez ninka_m dnia Pon 21:03, 19 Paź 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
SzatuunZiioom_
Student Medycyny
Dołączył: 16 Sty 2009
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gorzów (W sercu Poznań) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 22:34, 19 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Jak miłoo . Cierpie na bezsenność. Wchodzę, a tu dwie części Twojego wspaniałego fika .
Mówiłem Ci już, że świetne piszesz? Jak nie to teraz Ci mówię, jak juz mówiłem to powtarzam i powtarzać będę ;D . Dzięki Tobie będę miał miłe sny ;p . Pewne Hameronkowe ;d .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kropka
Litel Wrajter
Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 31 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 23:28, 19 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Jeju!! Ninka!!
Zaczytałam się!! Tak po prostu się zaczytałam!!
Zaczynam to traktować jak dobrą powieść o losach pewnej dziewczyny, dobrze wszystkim znanej, w nieznanym miejscu.
Oczarowałaś mnie historią nowej Cam. Odnajduję ją taką samą jak zawsze, ale inną.
Dziej się historio dalej!! Czekam z niecierpliwością!!
Ps. W dziale Fan fiction nie ma konieczności edytowania (to wyjątek). Możesz pisać post pod postem.
A jeśli to cię nie przekonuje - pozwalam ci jako mod działu. Dzięki temu wiemy, że wstawiasz kolejne części. Trochę ci pobolduję i namieszam z kolorami, żeby było widać, gdzie są kolejne party. Szkoda żeby były niewidoczne, no i części w tytule mówią nam czy wstawiłaś kolejne party....
Jejciuuuuuu ....
daleeeeejjjjj....*zachowuje się jak dziecko czekając na wieczorne opowieści*
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez kropka dnia Pon 23:36, 19 Paź 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sonea
The Dark Lady of Medicine
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Szmaragdowa Wyspa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 6:03, 20 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
No ja nie mogę...
Znowu pięknie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13423
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 8:53, 20 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Cholera jasna, że ja za chwilę dosłownie lecę na lotnisko, bo mam wylot. To znaczy, jadę na lotnisko, bo lecę, czy jakoś tak.
Zbyt długo nie zaglądałam do fików, bo mi one coraz mocniej szarpią wątrobę. Zbyt tęsknię za tym co potrafi być tak prawdziwe, głębokie i wartościowe. W dodatku jeszcze tak świetnie ujęte w słowo pisane i ubrane w całkiem nową historię.
Zajrzałam ... i wpadłam. I dzięki ci, że zrezygnowałaś z miniaturki, bo liczę na dłuższą lekturę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ninka_m
Gość
|
Wysłany: Wto 10:48, 20 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Bardzo Wam dziękuję, szczególnie Kropce, która dodatkowo zrobiła tu porządek (wielkie dzięki! - tak jest zdecydowanie lepiej)! Obiecuję pisać dalej.
Mam nadzieję, że historia zyska, gdy będzie w całości.
(No i wreszcie przekonałam się do pisania dialogów )
Rozdział 9.
- Wiesz, czego mi brak w stosunku do mojej wcześniejszej pracy na diagnostyce i ER-ce? – Cameron stoi obok Morgana w kolejce po lunch w szpitalnej stołówce. Morgan spogląda na nią z zaciekawieniem.
- Zagadek – Cameron śmieje się – wiesz, tam byłam na początku tego ciągu technologicznego pod tytułem leczenie, tu jestem – na końcu. – Cameron i Morgan przesuwają się w kolejce, nakładając na tace picie.
- Sok? – pyta Morgan i kiedy Cameron potakuje, stawia butelkę soku pomarańczowego i szklankę na tacy Cameron – Wiesz, onkologia to naprawdę trudna dziedzina. Każdy z nas przechodzi przez ten stan wypalenia prędzej, czy później…
- Nie, Tom, nie to chciałam powiedzieć. Chociaż – oczywiście – uczucie, że wielu z naszych pacjentom nie jesteśmy już w stanie pomóc jest dołujące. Chodzi mi raczej , o to – Cameron zawiesza głos, zastanawiając się, jak opowiedzieć o tym, co czuje Tomowi – chodzi mi o emocje, zagadki, walkę, no wiesz – praca - na diagnostyce szczególnie - była jak praca w wydziale śledczym – uśmiecha się, przypominając sobie ich liczne „rewizje” w domach pacjentów – praca na ER to był już zwyczajny komisariat – kończy ze śmiechem.
Morgan spogląda na nią badawczo. Cameron uśmiecha się, patrząc śmiało w oczy Toma.
- Żeby było jasne – nie rezygnuję z pracy u ciebie. No chyba, że ty ze mnie zrezygnujesz!
- Nigdy! – Cameron przechodzi miły dreszcz na widok błyszczących śmiechem oczu Morgana – Jesteś cholernie utalentowana – dodaje od niechcenia – myślę, że dam rady jeszcze cię wychować…
- Dzięki – wybucha śmiechem Cameron. Oboje kładą na tace talerze i zmierzają w kierunku stolika, przy którym siedzi już Robin.
*********
Cameron odbija się mocno stopami od ściany i przez chwilę płynie jak wyrzucona z procy strzała z rękami wyciągniętymi w przód i twarzą zanurzoną w wodzie. Unosi głowę, łapie oddech i rytmicznie zaczyna poruszać rękoma i nogami. Dwa tygodnie temu odkryła, że jednym z przywilejów pracowników szpitala jest bezpłatna możliwość korzystania z basenu uniwersyteckiego. Od tego czasu Cameron przychodzi tu prawie codziennie. Prawie tak, jakby chciała odbić sobie ten czas, kiedy pracowała w Denver, a nie wiedziała jeszcze o pływalni.
Woda ma przyjemną temperaturę. W pierwszej chwili wydaje się trochę za chłodna, ale kiedy już zacznie się pływać i mięśnie się rozgrzeją można mieć wrażenie, że jest nawet trochę za gorąca. W powietrzu panuje wilgoć, okna pływalni są szczelnie pokryte parą i poprzez wodę i czepek do Cameron dobiegają stłumione odgłosy plusku wody i nawoływania innych amatorów pływania. Cameron wynurza się miarowo, nabiera powietrza i wydycha je do wody. Oczami wyobraźni widzi House’a siedzącego na jakimś europejskim lotnisku i czekającego na samolot, którym poleci do Bangkoku. Widzi go, jak przegląda na swoim netbooku strony internetowe i od niechcenia czyta różne głupkowate informacje. Z Denver też. Wyobraża go sobie, jak masuje nieświadomie mięsień uda (Cameron wie, że kilkanaście godzin w klasie ekonomicznej musi być ciężkie dla nogi House’a) i pisze do niej kolejnego sms’a.
Cameron pozwala temu wyobrażeniu przepływać swobodnie przez swój umysł.
Kiedy pomyślała o tym pierwszy raz, jakieś dwa i pół tygodnia temu, gdy dowiedziała się od Wilsona o podróży House do Tajlandii, odczuwała trudną do wyrażenia wściekłość. Była zła na Wilsona, na Trzynastkę, na House, na siebie. Bez namysłu odpisała wtedy do House’a w krótkich, acz niezbyt cenzuralnych słowach. Nie czyniło ją to zapewne mistrzynią ciętej riposty. Sms’y od House przestały przychodzić.
Rozmawiała za to nadal z Wilsonem. Wilson nadal był na zamkniętej terapii. Cameron domyślała się, że Wilson miał próbę samobójczą zanim trafił na oddział. Był na bieżąco informowany przez House o sprawach z PPTH, co oznaczało, że oni - Wilson i House - rozmawiają codziennie. Nie wiedział chyba o sms’ach, bo nie wyczuła w nim żadnej zmiany po ostatnim, tym o śniegu. Wiedziała od Wilsona, że diagnostyką ponownie kieruje House. W zespole zostali Foreman i Chase, a ostatnio dołączyła ponownie Trzynastka. Wilson cieszył się z powrotu Remy tak, jakby się z nią co najmniej przyjaźnił (Cameron zawsze wydawało się, że Trzynastka prawie się nie zna z Wilsonem) albo wręcz planował uczynić ją wkrótce czwartą panią Wilson. House miał problemy z Chasem i Cameron wolała nie pytać o szczegóły, których zapewne Wilson i tak nie znał. Wilson opowiadał za to obszernie Cameron o nowych przypadkach z diagnostyki, które były niezwykłe (jak niemal zawsze), co zapewne było powodem dzisiejszych sentymentalnych rozważań Cameron w trakcie lunchu z Morganem.
Cameron wychodziła z budynku pływalni rozgrzana i zaczerwieniona. Na dworze padał drobny śnieg z deszczem, a temperatura była na niewielkim plusie. Zewsząd słyszała, że taka ładna pogoda, o tej porze roku w Denver to rarytas. Cameron miała inne zdanie na ten temat. Zima w Denver była zaskakująco sroga i w niczym nie przypominała zim, które Cameron pamiętała z pobytu w New Jersey. Wokół budynku usypane były zaspy odgarniętego z chodnika śniegu i Cameron zaczęła ostrożnie iść w stronę przystanku.
- Hej! – sylwetka Robina wyrosła przed nią niespodziewanie – chodź, odwiozę cię.
Cameron ruszyła za Robinem w stronę parkingu. Nie każdego dnia, ale co jakiś czas Robin robił jej taką niespodziankę. Wiedział, że Cameron po pracy idzie jeszcze na basen i potem wraca autobusem do domu. Powrót autobusem nie był marzeniem Cameron – obiecywała sobie, że wiosną koniecznie kupi już samochód. Cameron wdrapała się na siedzenie pick-up’a Robina.
- Podoba ci się w Denver?
- Zimno.
- w Nowym Yorku nie jest zimno?
Cameron uniosła oczy ku górze.
-Robin, rozmywaliśmy już o tym, prawda? Nowy York i New Jersey to dwa różne miejsca.
Robin roześmiał się. Temat animozji pomiędzy tymi dwoma sąsiadującymi ze sobą miastami był stałym tematem żartów z Cameron.
- Masz ochotę, gdzieś się przejechać?
- Na przykład?
- Na przykład do centrum handlowego – wypalił Robin, a Cameron spojrzała na niego z zainteresowaniem.
- Do centrum handlowego? Chcesz robić ze mną zakupy? – patrzyła na ładny, chłopięcy profil twarzy Robina. Robin patrzył na drogę i na pracujące miarowo wycieraczki przedniej szyby. Przeniosła wzrok na jego dłonie oparte na kierownicy.
- Grasz na jakimś instrumencie?
Robin uniósł w zdziwieniu brwi.
- W średniej szkole grałem trochę na syntezatorze. Ale określiłbym to jako w pełni amatorskie wykonanie. A co do… wiesz… możemy się trochę pokręcić i usiąść po prostu w którejś kafejce.
- Ok – odparła szybko Cameron i również przeniosła wzrok na drogę.
Ostatnio zmieniony przez ninka_m dnia Wto 14:02, 20 Paź 2009, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
SzatuunZiioom_
Student Medycyny
Dołączył: 16 Sty 2009
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gorzów (W sercu Poznań) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 16:10, 20 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Świetnie Jestem ciekaw co Cameron napisała do House'a, że się do niej nie odzywa ;p .
Czekam na kolejną część
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ninka_m
Gość
|
Wysłany: Wto 16:12, 20 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Za radą Kropki, tym razem osobny post. Chyba się nie uwolnię od tej historii, jeśli jej nie opiszę w całości.
Rozdział 10.
- Cheesburger, mała cola i shake, najlepiej owocowy. Aha i jeszcze podwójne frytki.
Robin obrzuca wzrokiem szczupłą sylwetkę Cameron i kręci głową z powątpiewaniem.
- Przestań – Cameron kładzie dłoń na torsie Robina – naprawdę jestem głodna! Idź, bo umrę z głodu – popycha go w stronę kas.
Robin wzdycha i udaje się w stronę kłębiącego się przy kasach tłumu. Cameron siada przy stoliku i poprawia stojące pod stołem torby. Przez godzinę buszowali oboje w C&A a potem jeszcze w BodyShopie i wbrew temu, o czym rozmawiali w samochodzie, wypad do centrum handlowego zaowocował sporą liczbą toreb z zakupami.
Gdy Robin wraca z tacą pełną jedzenia, Cameron rzuca się wygłodniała na kanapkę.
- Lody? Naprawdę? – bierze łyżeczkę i zgarnia część polewy z porcji lodów Robina.
- Hej! zostaw! – Robin próbuje odebrać jej plastikową łyżeczkę – masz swojego shake’a!
Oboje się śmieją i Cameron nie zauważa, że jest już naprawdę późno i sklepy wokół miejsca, w którym teraz siedzą zaczynają się zamykać.
- Będę musiał pomóc ci chyba z tymi torbami – stwierdza Robin, kiedy wpychają bagaże za siedzenia pick-up’a.
- Dam sobie radę – mruczy Cameron. Jadą w milczeniu. Mieszkanie Cameron jest dość blisko od centrum handlowego, więc już po kilku minutach Robin zatrzymuje samochód, gasi silnik i wyjmuje kluczyk ze stacyjki. Sięga po torby Cameron. Przez chwilę siłują się jedną z toreb.
- Ally, ja naprawdę mam zamiar ci pomóc.
- Robin, a ja naprawdę dam radę sama.
Robin nie ustępuje i w końcu Cameron musi ustąpić. Wysiadają oboje z samochodu i idą w milczeniu w stronę klatki schodowej. Przed wejściem Cameron zatrzymuje się i wyjmuje z rąk Robina swoje torby.
- Dalej już naprawdę nie musisz.
- Wiem, że nie muszę – uwolnioną dłoń Robin łagodnie przenosi w stronę twarzy Cameron. Dotyka jej włosów, a Cameron czuje przez chwilę, że nie jest w stanie wydusić z siebie ani słowa. Ta niespodziewana pieszczota budzi w niej tak silne podniecenie, że obrzeża umysłu Cameron popadają w zdumienie. Milczenie Cameron Robin najwyraźniej bierze za dobrą monetę, bo po chwili widzi jego zbliżającą się twarz i czuje dotyk jego ust na swoich ustach.
- Nie – odsuwa się.
Robin przez chwilę milczy.
- To dlatego, że jestem młodszy od ciebie? Mi to nie przeszkadza – szepcze Robin
Cameron czuje w sobie rosnące i nieprzyjemne napięcie. „Stara baba z nastolatkiem!” – przechodzi jej przez myśl, chociaż ani ona nie jest stara, ani Robin nie jest nastolatkiem.
- To dlatego, że pracujemy razem. I lepiej, żeby zostało tak, jak jest.
Spogląda na Robina i widzi jego niewielki potakujący ruch głową.
- Do zobaczenia więc w pracy.
- Do zobaczenia.
Cameron poprawia w rękach torby, odwraca się i wchodzi do klatki. Robin przytrzymuje jej drzwi, a potem też odwraca się i chlapiący odgłos śnieżnej brei wskazuje, że odchodzi w stronę samochodu. Cameron prawie biegnie do drzwi swojego mieszkania.
Rzuca torby na środek pokoju i idzie do łazienki. Odkręca wodę w umywalce i spogląda w lustro. „Stara baba z nastolatkiem” myśl powraca i wywołuje złość w umyśle Cameron. Sięga po płatki kosmetyczne i mleczko, i zaczyna szybkimi ruchami zmywać resztki dzisiejszego makijażu. „A powinno ci to przeszkadzać!” – myśli kontynuując w myślach dialog z Robinem. Już w centrum handlowym wydawało jej się, że czuje na sobie zaciekawione spojrzenia ludzi wokół. „To pani młodszy brat?” – pytały spojrzenia „To dlaczego spogląda pani na niego, jakby miała pani zamiar zedrzeć z niego ubranie?”.
Cameron od czasu rozstania z Chasem żyje w celibacie i wie, że ten stan jej nie służy.
- Wyrywam stażystów – mówi do lustra Cameron – Niedobrze.
Zanurza ręce w wodzie i obmywa rozpaloną twarz.
W nocy obudził ją odgłos odrywających się z okna sopli, które uderzyły gwałtownie o parapet. Przez chwilę nie wie, gdzie jest i najbardziej realne wydaje się wspomnienie uciekającego snu. Siedzi z Housem w ekskluzywnej restauracji i widzi, jak House poprawia się nerwowo na krześle. Jest ogolony i założył krawat. Jest pewna, że zawiązał mu go Wilson. Dotyka ręką bukieciku, który przed chwilą dostała od House.
Cameron zakłada ręce pod głowę i patrzy spokojnie w ciemną przestrzeń sufitu nad swoją głową. Gdy była wtedy z Housem była niewiele starsza od Robina. Miała niecałe 30 lat. A House? Miał wtedy 45 lat. Cameron zawsze była świadoma różnicy wieku między nimi. Sama uważała, że jest to pewna przeszkoda, ale nigdy nie sądziła, że jest to przeszkoda nie do pokonania. Wiedziała też, że dla House’a jest to również problem i wielokrotnie mimowolnie obmyślała argumenty, którymi mogłaby przekonać House’a. Głównym argumentem wydawało jej się zawsze ... jej ciało. Wiedziała, że House jej pragnie. Jej młodość była atutem, a nie przeszkodą.
Cameron poczuła jak po policzkach zaczynają jej spływać łzy. Po raz pierwszy nie tylko myślała nad tym, ale czuła to. Czuła niepokój, niepewność i zawstydzenie, które House musiał przy niej wtedy przeżywać. Widziała siebie, jak go prowokuje, jak wygrywa atuty swojej młodości, wobec której House był bezradny i odczuwała żywiołową niechęć wobec tej bezczelnej nastolatki, którą wtedy była.
Cameron zawsze miała poczucie, że jak mało kto House’a rozumie i potrafi w nim czytać. Tej nocy zrozumiała, że nie zawsze tak było.
Ostatnio zmieniony przez ninka_m dnia Wto 16:13, 20 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
SzatuunZiioom_
Student Medycyny
Dołączył: 16 Sty 2009
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gorzów (W sercu Poznań) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 16:26, 20 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Znów kolejna śliczna część Rozpieszczasz nas ;* . I chwała Ci za to ;d .
Czekam na kolejną ;p.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Shea Sunflower
Lekarz w trakcie specjalizacji
Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 561
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 16:31, 20 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Właśnie przed chwilą nadrobiłam cały fik. Jest świetny. Szczególnie podobają mi się cztery pierwsze odcinki.
Weny życzę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ninka_m
Gość
|
Wysłany: Wto 19:48, 20 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
I tyle na dziś. I zapewne na kilka dni :-( Dodam, że w przciwnieństwie do DS wiem, co będzie w kolejnym odcinku, ale muszę mieć czas na pisanie :-)
Rozdział 11.
Mija piąty miesiąc odkąd przeprowadziła się do Denver i Cameron czuje, że zaczyna się do życia tutaj przyzwyczajać. Weekendy spędza najczęściej samotnie. Tym razem wyjątkowo nie ma dyżuru, nie planuje więc pracować przez całe dwa dni. W sobotę rano idzie na spacer, z którego wraca obładowana zakupami spożywczymi. Może coś dziś ugotuje? Kupiła nawet butelkę czerwonego wina. Do Denver zawitała wreszcie spóźniona wiosna. Ciągle jest chłodno, w parkach leżą jeszcze gdzieniegdzie czapy brudnego lodu, ale drobne zielone listki oraz kiełkująca trawa nie pozostawiają wątpliwości, że zima znalazła się w odwrocie.
Poprawia trzymaną w objęciach torbę i uśmiecha się do mijanej pani Mills - sąsiadki mieszkającej z nią drzwi w drzwi.
Cameron ma co świętować. Wczoraj podpisała papiery rozwodowe, które wysłał jej Chase. Mimo wszystko spodziewała się, że to ona w końcu wyjdzie z inicjatywą rozwodu, ale brak pieniędzy, brak czasu, a może lęk, jak na to zareaguje Chase powodowały, że Cameron nie szukała prawnika. Gdy zadzwonił do niej adwokat Chase’a czuła więc autentyczne zaskoczenie. Chase wspaniałomyślnie oddał jej połowę ich wspólnych pieniędzy i obiecał sprzedać dom. Od Wilsona, który wrócił już z terapii i wybierał się z powrotem do pracy, Cameron wie, że Chase spotyka się obecnie z pewną rozwiedzioną pielęgniarką. Cameron jest zadowolona z tej zmiany – przynajmniej ustały nocne telefony od Chase’a.
Oprócz Wilsona nikt już nie dzwoni na jej starą komórkę. Nawet adwokatowi Chase’a Cameron zostawiła swój nowy numer telefonu. Podobnie – Trzynastce. Remy pracuje już od dwóch miesięcy w PPTH i Cameron czuje się obecnie głupio, że jeszcze niedawno tak złościła się na tą biedną dziewczynę. House przyjął ją z powrotem do pracy i obiecał trzymać do czasu, aż choroba nie zacznie dawać o sobie wyraźnie znać. Remy ma zdiagnozowaną pierwszą fazę pląsawicy Huntingtona i Cameron domyśla się, jak musi być jej ciężko. Przypuszcza, że Trzynastka w głębi duszy liczy, że House uleczy ją w jakiś cudowny sposób.
Od Wilsona Cameron wie także od Housie i Cuddy.
Cameron rozkłada w lodówce kupione ingrediencje i spogląda przez okno. Jej okno nie wychodzi niestety na Góry Skaliste, tylko na małe podwórko, po którym obecnie ganiają się marcujące koty. Otwiera wino i nalewa sobie pełny kieliszek. Jest piąta po południu i Cameron ma zamiar poczytać książkę, która przyniosła razem z zakupami. Cameron przegląda pierwsze strony i przechyla kieliszek z winem do ust.
Zanim wyjechała z PPTH wiedziała, że między Housem a administratorką coś się zaczęło. Wiedziała, że spali ze sobą na studiach i że znają się od wielu lat. Cameron nie wierzyła w wielką wieloletnią miłość pomiędzy tym dwojgiem. Inaczej niż Wilson.
Nalewa sobie drugi kieliszek wina i zastanawia się, że chyba gotowanie przełoży na jutro. Może pójdzie po sałatkę? Albo zamówi chińszczyznę na wynos?
Wie od Wilsona, że w ostatni weekend House nie wrócił na noc do domu. Podpiera głowę ręką i zanurza palce we włosach. Książka zaczyna się ciekawie i Cameron czuje, że ma co robić tego wieczoru.
Po dwóch godzinach przechyla butelkę i wlewa do kieliszka ostatnie krople. Kręci jej się w głowie i nie wie, o czym czyta. Zresztą od pewnego czasu jej myśli błądzą po różnych rejonach i wspomnienia jej byłych i obecnych współpracowników biorą górę nad lekturą. Wstaje i niepewnym krokiem idzie do kuchni. Wyciąga z szafki drugą butelkę i przez chwilę męczy się z korkociągiem. Nalewa do nowego kieliszka i cześć rozlewa wokół. Przechyla kieliszek i wypija wino jednym haustem.
Zabiera butelkę i idzie do sypialni. Po drodze zostawia butelkę na podłodze i biegnie do łazienki. Wymiotuje i przez chwilę wstrząsają nią torsje. Wraca skulona z łazienki i wślizguje się pod kołdrę.
Budzi się, gdy za oknem dopiero zaczyna się świt. Język przysycha jej do podniebienia, a głowa pulsuje miarowym bólem. Zwleka się z łóżka i idzie do kuchni. Wstawia do zlewu kieliszek i odkręca wodę. Po chwili łapczywie pije wodę z kranu. Ponownie czuje mdłości i drżącą ręką podnosi czajnik i nalewa do niego wodę. Znajduje w szafce rumianek i wrzuca torebkę do kubka. Po chwili zmienia zdanie i wyciąga z szafki duży szklany dzbanek, do którego wrzuca dwie torebki z rumiankiem. Gdy woda w czajniku zaczyna się gotować podnosi czajnik i przechyla go ku dzbankowi. W tym samym momencie dzwoni telefon. Stary telefon. Cameron jedną ręką sięga po dzwoniącą komórkę, a druga zaczyna nalewać gotującą się wodę. Trach! Dzbanek pęka i gorąca woda oblewa blat, ścieka na podłogę i parzy uda Cameron.
- Kurwa! Wilson! – Cameron przyciska aparat i spodziewa się usłyszeć głos Jamesa. Stoi oparta o ścianę kuchni i oddycha ciężko do słuchawki.
- Jesteś tam? - po chwili słyszy głos House’a. Odsuwa od siebie aparat – numer House’a.
- Tak. Jestem. Właśnie się poparzyłam.
- Czym? – pada rzeczowe pytanie
- Wrzątkiem. Po udach. Pękł mi dzbanek.
- Połóż sobie zimny kompres.
Cameron bez słowa idzie do łazienki. Odkłada aparat z aktywnym połączeniem na półkę pod lustrem i moczy ręcznik zimną wodą. Zabiera ręcznik i aparat, siada na łóżku. Kompres przynosi pewna ulgę.
- Zawsze, jak do mnie dzwonisz tak się składa, że właśnie jestem goła i trzymam ręcznik. Nie wiem, jak ci się to udaje.
- Goła parzyłaś herbatę? – wie, że udało jej się House zaskoczyć.
- To znaczy mam właściwie na sobie t-shirt. I majtki – Cameron podnosi ręcznik i patrzy na swoje czerwieniące uda – A parzyłam rumianek, bo obudził mnie kac.
- Joy-killer. Udana impreza?
- Udany wieczór z książką.
- Książki teraz tak działają? Chyba zacznę znowu czytać.
- Zawsze ci mówiłam, że z samą telewizją wiele tracisz.
Chwila ciszy.
- Co słychać?
- Wilson stał się małomówny?
Cameron słyszy, że House się śmieje. Rzadko słyszała śmiejącego się House’a. Sprawia jej to radość.
- Stałaś się wulgarna. Nie powiem, że mnie to nie kręci. Twój sms podnieca mnie właściwie do tej pory.
- Myślałeś nad odpowiedzią przez ponad miesiąc? Starzejesz się, House.
Znowu cisza, ale tym razem oboje czują się z tym jakoś lepiej.
- Przefarbowałaś włosy? Słyszałem, że rozwódki od tego zaczynają. Zanim oczywiście pogrążają się w samotnym piciu - dodał
- Przefarbowałam je wtedy. Blond to mój naturalny kolor.
- Mogłem się tego domyślać.
- House, właściwie to mam w szpitalu przypadek, który by cię zainteresował – Cameron zaczyna niepewnie.
- Ok, pchnij do mnie z rana faks z opisem. Dam to Trzynastce do rozwiązania – Cameron jest zaskoczona. House, który nie opędza się od pracy?
- Słyszałam… - zaczyna niepewnie
- Nie wierz plotkom – słyszy jego śmiech – ja w każdym razie zawsze zaprzeczam, jak słyszę od kogoś, że rozkochałaś w sobie Trzynastkę.
- Przy okazji – dobrze, że po nią pojechałeś.
- Myślałem, że masz do mnie żal, że wybrałem zły samolot?
- Mam. A raczej miałam. Ale z tego i tak jestem z ciebie dumna.
- Wow. Popłaczę się chyba. A co zmieniło twoje zdanie, milady?
Cameron chwilę milczy, ale w końcu decyduje się zapytać. Raz kozie śmierć, najwyżej się rozłączy.
- Kochasz ją?
Ostatnio zmieniony przez ninka_m dnia Wto 19:49, 20 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
kropka
Litel Wrajter
Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 31 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:02, 20 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
I oberwałam młotkiem w głowę.
Po takim pytaniu zaprzestać pisania na kilka dni. No wiesz co?
Ale dobra, zniosę to jakoś - jak Cameron swój celibat.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kejti
Stażysta
Dołączył: 18 Paź 2009
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Neverland Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:10, 20 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
yeah! dzięki Ci! Przyznam, że części bez postaci House'a czytało mi się ciężko, ale po tej rozmowie...
Tak! i jak możesz nas zostawiać w takim momencie samych? i to na tak długo
ale poza tym część jest świetna i gimme more!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|