|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ninka_m
Gość
|
Wysłany: Pią 23:07, 18 Gru 2009 Temat postu: Puzzle [Z, 2/2 +16] |
|
|
fik zweryfikowany przez autorkę
Puzzle
Budzisz się i widzisz obok siebie śpiącego anioła. Widzisz jej nagie ramiona, profil twarzy wtulony w poduszkę, rozrzuconą kaskadę blond włosów. Jej włosy trochę łaskoczą twoje ramie, a jej palce delikatnie dotykają twojego nadgarstka. Odwracasz w jej stronę głowę, próbując nie poruszyć całym ciałem. Jest ci niewygodnie, ale jedyne, czego teraz chcesz to chłonąć ten widok śpiącej u twojego boku niezwykłej istoty. Śpi więc nie musisz się martwić jak długo i w jaki sposób na nią patrzysz. Zapewne masz teraz głupie spojrzenie, które w innych okolicznościach doprowadziłoby do erupcji twojej skłonności do sarkazmu. W tej chwili nie masz jednak ochoty na złośliwości i nie mówisz sobie niczego złego w myślach. Pomimo, że spałeś od kilka godzin, czujesz się teraz niesamowicie wprost zmęczony. Jest to jednak miłe zmęczenie – nic cię chwilo nie przeraża, nie martwisz się, twoje myśli krążą leniwie i w zasadzie czujesz coś, co chyba można by nazwać spełnieniem.
Przypominają ci się różne zdarzenia z wczorajszego dnia. Przyjechałeś do Chicago porannym lotem i poprzednią noc spędziłeś gapiąc się w telewizor i zipując po kanałach, słysząc chrapanie Wilsona z sypialni. Przyjechałeś tutaj na zaproszenie szefa Cameron do Dziecięcego Szpitala Klinicznego. Okej, musisz przyznać, że cała ta intryga ci się powiodła: znalazłeś tego faceta, udało ci się przekonać go mailowo, że jesteś bardzo zainteresowany jego pracą. Kiedy zadzwonił do ciebie z prośbą o konsultację bez wahania zaproponowałeś, że przyjedziesz. Był trochę zdziwiony, ale nie dał ci za bardzo tego odczuć. W zasadzie to się bardzo starałeś i możesz się założyć, że Brown uważa cię teraz za niesamowicie błyskotliwego i życzliwego gościa.
Trochę drażnił cię z początku pacjent, bo cały czas czekałeś, kiedy w końcu ją spotkasz. Kiedy cię zobaczyła była naprawdę wkurzona. Nie była jednak zaskoczona, czego się spodziewałeś. Chyba jej znowu nieco nie doceniałeś. Szybko stanąłeś na wysokości zadania i gry słowne, które ze sobą stoczyliście były naprawdę wysokiej próby. Okej, byłeś ze sobą nieco bardziej szczery i miałeś dla niej przygotowaną nieco bardziej serio wersję rozmowy. Myślałeś nad tym całą noc przed wylotem, przez cały czas w samolocie i w drodze do szpitala, w którym miałeś zamiar ją zastać. Podjąłeś decyzję, że masz nawet zamiar ją przeprosić. W pewnym stopniu oczywiście. No dobra, byłeś ze sobą jednak bardziej szczery - miałeś zamiar ją przeciągnąć na swoją stronę. Sprawić, żeby znowu cię chciała. Okej – tak naprawdę to, im dłużej z nią rozmawiałeś, tym bardziej czułeś się umocniony w decyzji zaciągnięcia jej do łóżka.
Kiedy wasze starania odniosły sukces i udało wam się w końcu ustalić, co jest temu dzieciakowi, poczułeś się co raz bardziej zagubiony. Co prawda nie miałeś już wątpliwości, po co tu do diabła ciężkiego przyjechałeś, ale nie miałeś żadnego dobrego planu, żeby ją jakoś do tego przekonać. Walczyłeś z pokusą pocałowania jej: najpierw w pokoju pacjenta, potem na korytarzu, a następnie w holu wyjściowym szpitala. Szła obok ciebie i prowadziliście jakieś idiotyczne rozmowy. Dotarłeś z nią do samochodu i przez myśl przechodziły ci wyobrażenia, jak przyciskasz ją do jej Forda i próbujesz wyssać z niej cały rozsądek. Nie wiesz, dlaczego, ale cholernie cię wtedy onieśmielała. Zapytała, czy odwieźć cię na lotnisko. Przytaknąłeś i wsiadłeś. Jechaliście w milczeniu. Przez moment rozważałeś, co będziesz robił na tym cholernym lotnisku, skoro za diabła nie miałeś zamiaru wracać do New Jersey. Zapewne w akcie desperacji zapytałeś ją, czy możecie pojechać do niej.
Przytaknęła w milczeniu – patrzyłeś na nią kątem oka - i najbliższym skrzyżowaniu zawróciła samochód. Odjęło ci mowę i poczułeś jak wali ci serce. Co jest? Przecież tego chciałeś od momentu, jak ją tylko zobaczyłeś? Weszliście do jej mieszkania w milczeniu. Odłożyła klucze i torbę na szafkę i zaczęła zdejmować buty. Spojrzałeś na jej mieszkanie i zaskoczyło cię, że jest tak małe. Przed sobą zobaczyłeś jej łóżko i nie wiesz, czy to widok tego łóżka, czy akt skrajnej desperacji, ale rzuciłeś się nią jak nagrzany nastolatek. Czułeś się jak niezgrabny potwór, kiedy trzymałeś w dłoniach jej niewielką twarz i z namaszczenie całowałeś jej usta. Chciałeś, żeby poczuła, jak bardzo masz na to ochotę. I chyba poczuła, bo bardzo szybko się rozluźniła, objęła cię za szyję i oddała pocałunek. Poczułeś wdzięczność. Wdzięczność i ulgę. Miałeś ochotę jej to wynagrodzić i sprawić, żeby tego nie żałowała. Nie pamiętasz, żebyś kiedykolwiek tak się starał. Jej widok przeżywającej rozkosz kręcił cię tak bardzo, że traciłeś zmysły. Jeżeli nie zrobiłeś czegoś, co sprawiłoby jej jeszcze większą rozkosz to tylko dlatego, że nie byłeś w stanie nic więcej wymyślić.
Kiedy poruszałeś się w niej miarowym rytmem, patrzyła na ciebie spod półprzymkniętych powiek. Chyba się do niej uśmiechałeś i odgarniałeś jej spocone włosy z czoła. To chyba wtedy po raz pierwszy pomyślałeś, że jest aniołem. Aniołem, który został zesłany specjalnie dla ciebie i który może ocalić twoją poharataną duszę. W normalnych warunkach wyśmiałbyś takie tandetne fantazje, ale już wtedy twoje zmysły i cały rozsądek rozpadły się na małe kawałeczki. Odsuwałeś jej dłonie, które chciały cię pieścić i wciąż przysuwałeś do swoich ust jej usta, które pragnęły błądzić po twoim ciele. Miałeś poczucie, że dostałeś od niej i tak za dużo, a ona od ciebie - wciąż nie to, na co zasługiwała.
Mamrotałeś jakieś uspokajające słowa, chociaż ona nie wyglądała na niespokojną. Chciałeś jej mówić, jak cię zachwyca, ale nic nie wydawało się dość dobre. Kładła na twojej piersi rękę i czuła twoje szybko bijące serce. W końcu cię nawet zapytała, czy to przeżyjesz, co cię nieco wkurzyło i sprawiło, że po raz kolejny postanowiłeś jej udowodnić, że jesteś facetem wielu zdolności.
Twoje myśli przerywa nagle dźwięk jej dzwoniącego telefonu. Przez moment nawet rozważasz, żeby szybko znaleźć ten telefon i wyłączyć zanim się obudzi. Ona jednak już nie śpi. Omiata cię sennym spojrzeniem, widzisz na jej twarzy senny uśmiech i podnosi się na łóżku. Zanim dajesz radę zaprotestować wstaje i idzie naga w kierunku swojej torby, z której dobiega melodyjka dzwonka. Widok jej nagiego ciała w blasku dziennego światła zapiera ci dech w piersiach. Literalnie. Bo przypominasz sobie o tym, żeby oddychać, dopiero jak czujesz ból w piersiach i słyszysz, jak mówi do telefonu:
- Tom? Przepraszam. Nie, nic się nie stało… Nie dam rady dzisiaj przyjść… Poradzicie sobie prawda?... Tak, jestem z Housem… Nie, w porządku… Naturalnie… Dzięki.
Przez moment myślisz nad tym, jak się czujesz wiedząc, że właśnie Tom Brown dowiedział się, że leżysz w łóżku jego pracownicy, a twojej dawnej podwładnej, dr Allison Cameron. Zanim udaje ci się podjąć decyzję co do swojego stanu odczuć w tej kwestii, przychodzi ci do głowy, że nie wiesz, co twój anioł za chwilę zrobi. Może rzuci w ciebie ubraniem i każe ci się wynosić? Zanim udaje ci się na dobre sterroryzować siebie samego, twoja kochanka wraca z powrotem do łóżka i siada na tobie okrakiem. Musisz przyznać, że jej lubieżny i pełny zadowolenia uśmiech bardzo ci się podoba. Masz ochotę powiedzieć jej coś sprośnego, co zapewne by jej się teraz spodobało, ale zanim to robisz pochyla się i całuje cię delikatnie w usta. Drżysz, gdy wodzisz dłońmi po jej niesamowicie delikatnym i gładkim ciele. Przerywa pocałunek i spogląda na ciebie badawczo.
- Wilson nie wie, gdzie jesteś?
Przymykasz oczy i zaprzeczasz.
- Zadzwoń do niego. On się martwi.
Bez wahania lekko potakujesz i przyciągasz ją do siebie z powrotem. Przechodzi ci przez myśl wątpliwość, czy ona już sobie zdaje sobie sprawę, że zgodziłbyś się teraz na wszystko, o co by cię poprosiła. Całujecie się leniwie. A potem już mniej leniwie.
******
Mieszkasz już u niej jedenasty dzień. Rozsądek opuścił cię na dobre. Wilson się wścieka i przez telefon grozi, że po ciebie przyjedzie. Cuddy dostała szału, a ty niewiele myśląc wysłałeś jej wymówienie z pracy. Masz w dupie konsekwencje. Masz w dupie swój kontrakt w PPTH i nie chce ci się odbierać telefonów od Foremana. Domyślasz się, jak bardzo nienawidzi cię teraz Chase – no cóż, przynajmniej masz pewność, że już zdołali się rozwieść. Widziałeś w końcu ich papiery rozwodowe. W ogóle przegrzebałeś jej rzeczy, kiedy ona wychodziła do pracy i czułeś się naprawdę żałośnie, przyznając się w dodatku do tego. Żeby jej to jakoś wynagrodzić gotujesz dla niej obiady. Bawi ją to i nie wiesz, jak nazwać to uczucie, które cię teraz wypełnia, gdy uświadamiasz sobie, jak bardzo ona cię zna i jak jej w ogóle nie przeszkadza to, kim jesteś i co robisz. Pozwalasz jej nawet masować swoje udo i zastanawiasz się, dlaczego przez tyle lat nie pozwałeś jej tego robić i uważałeś to za coś najgorszego na świecie.
Wiesz, że martwi ją, że siedzisz w domu i obawia się, że się znudzisz. Głuptasek. Jeśli będzie ją to nadal martwić, chyba poszukasz tu sobie jakieś regularnej roboty. Wiesz także, że powinieneś coś zrobić ze swoimi rzeczami w New Jersey, ale na razie zostawiasz sobie ten problem na później.
Trochę rozmawialiście na serio, ale ona – wbrew temu, czego się spodziewałeś – wcale cię jakoś nie naciskała. Cieszyło cię to nawet - do wczoraj, czyli do momentu, gdy uświadomiłeś sobie, że jej niechęć do poważnych rozmów wynika z tego, że ona w ciebie nie wierzy. Do diabła! Jak masz ją przekonać? (nie wiesz, kiedy stało się to dla ciebie kwestią życia i śmierci). Byłeś tak zdesperowany, że sam nie wiesz, jak to się stało, ale zaproponowałeś jej wyjazd do Vegas i małżeństwo. Odmówiła, a ty byłeś naprawdę wściekły. Od wczoraj więc rozmyślasz, jak namówić ją do tego ślubu, co samo w sobie stanowi koronny dowód, że zupełnie straciłeś rozum.
Patrzysz na zegarek i szykujesz się do wyjścia. Umówiliście się w knajpce na mieście. Masz zamiar ją trzymać za rękę, mówić jej komplementy i takie tam. Przypomina ci się, jak stchórzyłeś kiedyś z nią na randce.
Puzzle – myślałeś, że twoim celem jest rozwiązać jej zagadkę. A jesteś po prostu zakochanym starym idiotą. Ot, cała zagadka.
Ostatnio zmieniony przez ninka_m dnia Sob 15:25, 30 Sty 2010, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Kejti
Stażysta
Dołączył: 18 Paź 2009
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Neverland Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 23:55, 18 Gru 2009 Temat postu: Re: Puzzle (Z, +16) |
|
|
Cytat: |
Puzzle – myślałeś, że twoim celem jest rozwiązać jej zagadkę. A jesteś po prostu zakochanym starym idiotą. Ot, cała zagadka. |
kwintesencja udanego Hameronka, śliczna wizja plus poobny pogląd do mojego(a'propos stchórzenia na pierwszej randce)...
Poza tym obraz House'a jakiego znamy. Nasz kochany gbur, który wstydzi się okazać miłość...
Kwiiik!!! Jakaż to cudna fikowa noc
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kropka
Litel Wrajter
Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 31 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 23:59, 18 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
O! i tutaj też przylazłam. Jak się okazuje - dobrze zrobiłam.
Zdecydowanie poprawiło mi hameronkowo-fluffowe nastroje.
Emocjonalna huśtawka starego House'a raz mnie rozbawiała, raz wzruszała...
Westchnę sobie tylko
ech...
i już zmykam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kin
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: my wild island Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 17:16, 19 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
Gotowy na wszystko House + zakochana w nim Cameron = świetny Hameron, którego wszyscy kochamy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jen
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 11:46, 23 Gru 2009 Temat postu: |
|
|
taki odmieniony House bardzo podoba mi się przy takiej zakochanej i troszczącej się o niego Cam
świetny fick, będą kolejne części ?
jeśli tak to czekam na cd.
bardzo miłym prezentem na święta dla mnie jest ten fick
życzę miłego pisania !
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Czerwono-Zielona
Pediatra
Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 736
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: from unbroken virgin realities Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 13:50, 28 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Fick robi wrażenie Niesamowity jest taki House zupełnie tracący głowę dla kobiety, ale jakoś tak paradoksalnie pasuje to do niego, w końcu on jest nieobliczalny... Jest inny, ale nadal house'owy. I to, że rzuca pracę w PPTH, i że chce wziąć ślub w Vegas... A do tego ta słodko-gorzka postawa Cameron, która to wszystko akceptuje, ale zdaje sobie sprawę, że tak samo, jak nagle, bez zapowiedzi zjawił się u niej, wywracając jej życie do góry nogami, tak samo nagle może wrócić do niego "zdrowy rozsądek" i po prostu któregoś dnia, bez żadnego ostrzeżenia - zniknie...
Pomimo tej całej gorącej atmosfery porywających, pięknych uczuć, jest to niedopowiedzenie, nie ma "lukru", nie wiemy, jak naprawdę cała historia się skończy, co jeszcze "wymyśli" House, jak postąpi Cameron... Uwielbiam takie "zawieszenia", gdy zostajemy sami z gmatwaniną uczuć i mysli bohaterów, które nie daja jednoznacznej odpowiedzi...
Jak zawsze u Ciebie - świetnie oddane myśli i odczucia House'a.
I fajnie trzyma w napięciu, nie pozwala się oderwać...
Dwa drobiazgi zauważyłam...: 1) koniec 5. akapitu - dwa razy powtarza się słowo "rozkosz" - myślę, że w tym drugim zdaniu "przyjemność" równie dobrze odda sens... 2) "odgarniałeś jej spocone włosy z czoła" - włosy chyba nie mogą być spocone... (przepraszam, nie mogłam się powstrzymać ). Domyślam się, że chodziło o coś w stylu "odgarniałeś włosy z jej spoconego czoła".
Pięknie, przejmująco wszystko opisane, każdy szczegół. Mniam!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Czerwono-Zielona dnia Czw 14:02, 28 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ninka_m
Gość
|
Wysłany: Sob 15:17, 30 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Miałam wenę na Puzzle ciąg dalszy i oto produkt tej weny
Przymykasz oczy i koncentrujesz się na muzyce, która sączy się do twoich uszu przez słuchawki i-poda. Nie lubisz latać samolotami, bo raz, że sama konieczność siedzenia w niewygodnej pozycji wykańcza cię, a dwa, że w ogóle nie lubisz siedzieć w takim tłumie ludzi i robić coś tak intymnego jak słuchanie muzyki. Ale to przynajmniej lepsze niż monotonny szum samolotu i strzępki idiotycznych rozmów, które do ciebie docierają. Myślisz trochę o Wilsonie, trochę o swoich kaczuszkach, trochę o czymś innym.
Samolot przemierza dystans dzielący Chicago od New Jersey, a ty w swoim umyśle odgrzebujesz świat, który już omal porzuciłeś. Przez prawie cztery miesiące mieszkałeś z Alli (którą tylko publicznie nazywasz nadal Cameron) w Chicago i przez cały ten czas niechętnie i prawie w ogóle nie myślałeś o tym, co zostawiłeś za sobą. Był nawet u was Wilson, ale nie zdołał namówić cię na powrót. Szczególnie, że po wieczorze, który spędził w waszym domu, przeszła mu na to ochota. To znaczy, nadal uważał, że ci odbiło dokumentnie i nadal był zdania, że Cameron ma coś również nie tak z głową, ale wszystkie argumenty o Cuddy, twoim oddziale, życiu w PPTH chyba wydały mu się mniej ważne.
Dla Wilsona musiał być to szok. Pamiętał cię co prawda w czasach, gdy chodziłeś ze Stacy, ale z Cameron było inaczej. Alli nie była taka jak Stacy, nie była też taka jak Cuddy i ty z Cameron byłeś inny. Była delikatna i nie kryła, że cię kocha. To było bardzo onieśmielające, ale w tobie, o dziwo – i nigdy byś się o to nie podejrzewał – zamiast budzić dyskomfort i chęć ucieczki, budziło czułość i chęć przychylania jej nieba. Okej, nie byłeś mistrzem przychylania nieba komukolwiek, więc w sumie byłeś nadal dość niezgrabnym partnerem dla swej pięknej, młodej i pełnej ciepła kochanki. Miałeś tego świadomość, ale na Wilsonie i tak wywarło to ogromne wrażenie.
Przez pierwsze tygodnie pobytu u Cameron nie byłeś zdecydowany, jak to nazwać. To znaczy wiedziałeś, że strasznie cię kręci jej ciało i entuzjazm z jakim chciała się z tobą kochać. To była namiętność. Łatwo cię jednak rozbrajała. Słuchałeś uważnie, co do ciebie mówi, twoja tolerancja na jej smutek stała się zerowa i wcale nie musiała cię jakoś namawiać, żebyś zaczynał jej opowiadać różne takie głupoty o sobie, których nigdy wcześniej nikomu nie mówiłeś. To była więc intymność. Kiedy wychodziła do pracy, tęskniłeś za nią. Dzwoniłeś do niej kilka razy dziennie i brałeś udział w rozwiązywaniu jej medycznych zagadek. Nie mogłeś zasnąć dopóki nie wróciła. To było zaangażowanie. A raczej powinno być. Bo tak naprawdę wiedziałeś, że to raczej uzależnienie. Sto razy gorsze od uzależnienia od Vicodinu i każdego innego świństwa, które kiedykolwiek w siebie ładowałeś. Od pierwszej doby z nią nie miałeś ochoty jej zostawiać. Nie tylko, że byłeś uzależniony, ale w dodatku nie miałeś żadnych wyrzutów z tego powodu i żadnego wewnętrznego planu, żeby się tego uzależnienia pozbyć. W końcu dodałeś do siebie te logiczne argumenty i wyszło ci, że się w niej śmiertelnie zakochałeś. Wpadłeś w to całkowicie i wiedziałeś, że nie masz teraz żadnej alternatywy. Określenie „złamać komuś serce” jest w tym przypadku bardzo złowieszcze i dosłowne.
Słyszysz dźwięk z głośników i głos stewardessy. Wyjmujesz z uszu słuchawki i dociera do ciebie komunikat, że za niedługo wasz samolot będzie lądował w New Jersey. Cameron, która siedzi obok ciebie, przeciąga się i budzi z drzemki. Ma na sobie beżowy, miękki golf i równie miękko fale jej jasnych włosów spływają na ramiona i zagłówek fotela. Spogląda na ciebie sennie, a ty niewiele myśląc, robisz jedną z tych głupich min, które równocześnie ją śmieszą i wywołują odruch kręcenia głową. Sięga po twoją colę i pije. „Mdli mnie” informuje ciebie, kiedy wtula się w twoją szyję, a ty zdecydowanym ruchem obejmujesz jej głową i starasz się tym dać jej do zrozumienia, że masz wszystko pod kontrolą.
Wiesz, że nie chodzi jej tylko o samolot, tylko o cały ten powrót do New Jersey. To był twój pomysł, na który ona bez cienia protestu się zgodziła. Wiesz jednak, że bardzo się tego obawia. Ty w sumie też, ale masz nadzieję, że sprawy zaszły tak daleko, że demony przeszłości już nie mają do ciebie dostępu. Poza tym, to był może i racjonalny i rozsądny wybór. W PPTH masz dobrą pracę, mieszkanie i nie jesteście tam sami. W sumie w Chicago też mógłbyś coś znaleźć i też masz tam znajomych, a raczej Cameron ma tam znajomych. Ale bez wahania wybrałeś New Jersey i po raz kolejny jesteś jej wdzięczny, że bez dyskusji się na to zgodziła. Bo niby jak miałbyś jej to wytłumaczyć? Że na stare śmieci pcha cię jakiś imperatyw biologiczny? Że jesteś jak łosoś, który wyrusza na tarło w górę rzeki? Wszystko to wydaje się mocno głupie i fakt, że od czasu jak dowiedzieliście się, że Cameron jest w ciąży, zapragnąłeś zacząć na nowo w New Jersey, nie ma logicznego uzasadnienia.
Oczywiście ty pierwszy zorientowałeś co do jej odmiennego stanu. Jesteś w końcu bystry i spostrzegawczy. Nie możesz powiedzieć, że cię to nie obeszło, ale z całą pewnością nie spanikowałeś. Spanikowała natomiast ona i spokój z jakim przyjąłeś informację o tym, że niedługo będzie was więcej, chyba pogłębił nawet jej panikę. Zastanawiasz się, skąd bierze się twoja reakcja. Bo wcale nie chciałeś, ani nadal nie chcesz tego dziecka. Wiesz, że będziesz jako ojciec jeszcze bardziej do dupy niż jako obecny chłopak swojej uroczej dziewczyny. Wiesz, że to spieprzysz. Mniej lub bardziej, wcześniej lub później, ale na pewno nie jesteście materiałem na szczęśliwą amerykańską rodzinę. Niemniej jednak – nie panikujesz, akceptujesz, próbujesz nawet zorganizować wasze życie wokół jej powiększającego się brzucha (który tak naprawdę jest nadal zupełnie płaski i może fakt, że to wszystko jest nadal bardziej abstrakcyjnym wynikiem badań i zaledwie konkretem jej porannych mdłości, napawa cię takim spokojem).
W gruncie rzeczy wiesz jednak, że jesteś od niej uzależniony i chcesz żeby tak zostało. Nie miałeś więc żadnej alternatywy. Bo gdybyś zaczął wariować i namawiać ją na usunięcie, zapewne ponownie usłyszałbyś „Goodbye, House” i byłoby to jeszcze gorsze niż wszystkie potencjalne uciążliwości, które może spowodować obecność pasożyta w twoim życiu. No i w końcu będzie to wasz wspólny pasożyt.
Zapinacie pasy, a samolot podchodzi do lądowania.
Ostatnio zmieniony przez ninka_m dnia Wto 21:27, 02 Lut 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13423
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 18:19, 30 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
A ja teraz napiszę coś, czego nie powinnam. Coś, co powoduje, że często w tym dziale powstrzymuję się od komentowania, pisania o swoim odbiorze tekstu.
Pojawiają się teksty, i ten Ninko do takich należy, które sprawiają, że banałem byłoby pisanie o nich. Są doskonałe. W formie, w treści, w warstwie emocjonalnej albo w nich wszystkich.
Wtedy wydaje się, że można tylko cieszyć się chwilą poświęconą na lekturę. A kontemplowanie i smakowanie jest najlepszym wyznacznikiem akceptacji. Wydaje się, że nie da się już nic lepszego w dziale fików, w końcu mocno ograniczonym tematycznie, znaleźć. Po czym mija jakiś czas i znowu któraś z autorek popełnia doskonałość.
A w TYM DZIALE, takich tekstów, po których przeczytaniu takie właśnie miałam odczucia, spotykam bardzo wiele.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez eigle dnia Sob 19:07, 30 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
kin
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: my wild island Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 16:42, 02 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
"No i w końcu będzie to wasz wspólny pasożyt. " - cały tekst jest super, ale to najbardziej mi się podoba
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kruszynka85
Pacjent
Dołączył: 26 Kwi 2012
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 20:39, 20 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Fajnie Ci to wszystko wyszlo, szkoda ze urwalo sie tak szybko.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|