|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Katty B.
Chodzący Deathfik
Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bunkier Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 16:49, 28 Lip 2008 Temat postu: Połówki Pomarańczy [M] |
|
|
Zweryfikowane przez mrocznego kiciusia
A/N
Ani serial, ani postacie nie należą do mnie. Inspiracja też nie należy do mnie. A tak poza tym, nie jestem Hameronką. Ten pairing do mnie nie przemawia, ale czego się nie robi, zeby sprawić przyjemnosć rodzinie...? Dlatego może nie być najlepsze. Po prsotu... Nie umiem pisać Hamerona. ^^; Za betę dziękuję Tannis.
Dedykowane Jedynej Prawdziwej Siostrze. Kocham Cię, Sis!
OSTRZEŻENIE: Hameron, post 4x16, House/Chase f-ship, Chase/Cuddy r-ship, hazard
Połówki Pomarańczy
Dusza ludzka jest jak pomarańcza, którą pewna bogini przekroiła na dwie połowy i rozrzuciła po świecie. Odtąd te dwie połówki szukają się nawzajem i czasem, ale bardzo rzadko, znajdują się. Wtedy pasują do siebie idealnie i tworzą całość. I wtedy jest miłość.
(Przeczytane gdzieś.)
- House.
Doktor Gregory House oderwał wzrok ekranu monitora i spojrzał z zainteresowaniem na swoją przełożoną. W zasadzie, spojrzał na to, co miała na sobie, ale Lisie Cuddy to wystarczyło.
- Dobry Boże! – powiedział House głośno, wystarczająco głośno, by zaintrygować tym swoich pracowników, siedzących w sali obok. Już po chwili kolejne cztery pary oczu wpatrywały się w administratorkę.
- Czy wiesz, jaki dziś dzień, House? – spytała Cuddy, podchodząc bliżej biurka diagnostyka. Mężczyzna spojrzał jej w oczy.
- Dzień Dobroci dla Znerwicowanych Administratorek? Jeśli tak, to przepraszam. Nie powinienem był tak wkurzać tego pacjenta, jeszcze gotów przysłać ci pozew.
- Nie, House. Dzisiaj jest coroczny Bal Dobroczynny. Dostałeś moją notatkę na ten temat?
House przechylił głowę i spojrzał w kąt gabinetu. Cuddy również tam spojrzała i jej oczom ukazała się wysoka na metr sterta papierów. Wśród nich rozpoznała kilka brakujących kart pacjentów, nad resztą wolała się nie zastanawiać.
- Prawdopodobnie tam jest. – House wskazał stertę. – Jeśli masz ochotę, możesz mi jej poszukać.
- Czemu te papiery tam leżą?
- Bo odkąd Cameron odeszła nie ma ich kto układać ani przeglądać.
- Więc po prostu odkładasz je na bok licząc, że któregoś dnia Cameron przyjdzie i sama się o nie upomni? – zakpiła Cuddy. House przygryzł wargę w wyrazie zastanowienia, po czym przytaknął.
- Tak, to brzmi rozsądnie. I zupełnie, jak Cameron, prawda?
Cuddy pokręciła głową z rezygnacją. House nigdy niczego się nie nauczy.
- Masz partnerkę na bal?
Tym pytaniem zaskoczyła diagnostyka.
- Nie. Po co?
- Bo to jest bal tylko dla par. – Z uśmiechem obserwowała, jak na twarzy House’a pojawia się wyraz kompletnego zdziwienia. – Ponieważ wszyscy chcieli na niego iść i podpierać ściany, wydałam polecenie, że każdy ma sobie przyprowadzić partnera lub partnerkę. Było to w tej notatce, która utonęła w twoim burdelu.
- A co robią single?
- Odwalają wieczorny dyżur w klinice.
House jęknął. Cuddy uśmiechnęła się z wyższością.
- Życzę miłego wieczoru, House.
Odwróciła się na pięcie i wyszła z gabinetu. House podjął decyzję w ułamku sekundy.
- Cuddy! – zawołał i pokuśtykał za nią. Kobieta spojrzała na niego z wyrazem uprzejmego oczekiwania na twarzy.
- Tak?
- Mogę cię uratować od tego nieszczęsnego wieczornego dyżuru w klinice – powiedział poważnie. Jakiejkolwiek reakcji oczekiwał po szefowej, nie było to to, co otrzymał.
- Ja mam partnera na bal, House – odparła Cuddy, kiedy już zdołała opanować napad dzikiej głupawki. – Być może to jest sprzeczne z twoim światopoglądem, ale prowadzę coś takiego, jak życie osobiste.
- Ach tak – przypomniał sobie House. – Pete. Twój kolejny frajerski amant.
- Bob – Cuddy położyła nacisk na imieniu – nie jest frajerem. To znaczy, na początku może się taki wydawać, ale jak go lepiej poznać… - Cuddy uśmiechnęła się figlarnie. House zamknął oczy, nie chcąc oglądać tego koszmaru. – Życzę ci naprawdę miłego wieczoru, House.
Kiedy odeszła, diagnostyk powlókł się smętnie z powrotem do swojego gabinetu, gdzie zastał wszystkich swoich pracowników z nosami przyklejonymi do szyby.
- Wy naprawdę nie macie co robić? – warknął.
- Nasz pacjent zmarł ponad trzy godziny temu i od tamtej pory jego stan nie uległ zmianie – wyjaśnił szybko Kutner. – Dzisiaj jest bal, możemy iść do domu i się przygotować?
House spojrzał podejrzliwie na swoich pracowników.
- Wy wszyscy idziecie na bal? - Lekarze wymruczeli zgodne „tak”. - I wy wszyscy macie partnerów?
- Pewnie! – zapewnił ochoczo Kutner. – Ja idę z Trzynastką, Foreman z Brendą, szefową pielęgniarek, a Taub…
- Ja mam żonę – wtrącił szybko Taub.
- … A Taub ma żonę. – Kutner zmarszczył brwi. – A ty nie idziesz?
- Nie – odparł House. – Postanowiłem zrobić coś dobrego dla świata i kiedy wy będziecie się świetnie bawić, ja będę pilnować, by ofiary jakiejś wojny gangów nie umarły nam na wycieraczce – ironizował.
Zapadła cisza. Żaden z lekarzy nie miał odwagi odezwać się pierwszy do swojego wyraźnie zdenerwowanego pracodawcy.
- Czyli… Nie możemy wyjść wcześniej do domu? – zaryzykował Kutner. House machnął ręką.
- Idźcie. I nie chcę was dziś więcej oglądać.
Czwórka lekarzy szybko opuściła gabinet, zostawiając House’a samego. Mężczyzna westchnął, wyciągnął komórkę i wybrał numer 1 na szybkim wybieraniu. Potrzebował piwa, dużej ilości piwa i naprawdę dobrego kumpla.
***
House postawił na stoliku dwie butelki piwa i miskę z krakersami, po czym opadł na kanapę z kwaśną miną.
- Rozumiem, że na bal się nie wybierasz? – spytał Chase, biorąc piwo.
- Nie. Spędzam wieczór w towarzystwie niemowlaków z gorączką i ich biednych mamusiek, które martwią się, czy to nie jest śmiertelne.
- Przykro mi.
House pokiwał głową.
- Zawsze mogę urwać się z kliniki i wrócić do domu, gdzie będziemy przez cały wieczór oglądać powtórki na Disney Channel.
Chase przygryzł wargę.
- Idę na bal – oznajmił w końcu. House spojrzał na niego z zaciekawieniem.
- Cameron zerwała z tobą niecałe pół roku temu, więc wątpię, byście teraz razem szli – dedukował – a nie masz czasu na chodzenie na randki, więc to nie jest nikt nowy…
- Skąd wiesz, że nie mam czasu na randki? – żachnął się Chase.
- Bo większość swojego wolnego czasu spędzasz ze mną, oglądając klasyki komedii czeskiej i popijając piwo. Notabene, bardzo lubię oglądać z tobą klasyki komedii czeskiej. Jesteś o wiele lepszym partnerem niż Wilson.
- Doprawdy? – spytał z przekąsem Chase. Nie wierzył w to, co House mówił, ale dopóki między dwójką najlepszych przyjaciół trwała zimna wojna, nie zamierzał spuszczać House’a z oka. Nie chciał powtórki z pierwszego miesiąca po śmierci Amber.
- Poważnie. Przynajmniej nie wyżerasz wszystkich krakersów.
Chase musiał sporo się namęczyć, żeby nie parsknąć śmiechem. Po prawdzie, on też lubił spędzać czas z House’m. Nauczył się doceniać osobliwe poczucie humoru diagnostyka.
- Więc? – dopytywał się House. – Kto to jest? Bo na pewno ktoś ze szpitala.
Chase zarumienił się lekko, co sprawiło, że House spojrzał na niego podejrzliwie. Po czym podejrzenie zmieniło się w niedowierzanie, gdy starszy lekarz doznał olśnienia.
- Nie – zaczął, a w jego głosie pojawiła się zapowiedź nadchodzącej kpiny – nie zrobiłeś tego.
Chase zaczął się nerwowo kręcić.
- To nic wielkiego – powiedział szybko. – To naprawdę świetna osoba, ja…
- O mój Boże, ty naprawdę umówiłeś się z Cuddy! – House pokręcił głową. – Jak mogłeś, przecież to administratorka. Inny gatunek.
- Mój gatunek – mruknął Chase. – Ona jest szefem szpitala, ja szefem wydziału. Obydwoje zajmujemy się jedynie wypełnianiem papierów i wydawaniem poleceń. Nie leczymy ludzi.
- Serio? Bo wydawało mi się, że trzy dni temu widziałem cię na sali operacyjnej.
Chase prychnął.
- Chciałem powiedzieć, że z reguły nie leczymy pacjentów. Ja jednak rzadko mam wybór, gdy ty zamawiasz salę i zaznaczasz, że jeśli to nie ja będę prowadził zabieg, to operacji w ogóle nie będzie.
- Taak – mruknął smętnie House, biorąc do ręki miskę z krakersami. – Coś mi się wydaje, że nie uda mi się wykręcić od tej kliniki. - Chase pokręcił przecząco głową. – No to czeka mnie naprawdę miły wieczór…
***
W klinice było… pusto. I nie pusto w normalnym, codziennym tego słowa znaczeniu – czyli co najwyżej sześciu pacjentów i w zasadzie brak kolejki. Było po prostu pusto. Ani jednej żywej duszy, czy to lekarza, pielęgniarki, czy pacjenta.
…
No dobra, była Cameron, ale jej przecież nie będzie liczyć.
- Cześć – powiedział House, stając za Cameron. Dziewczyna podskoczyła na krześle, stawiając pięknego kleksa na uzupełnianej właśnie karcie pacjenta.
- Nigdy więcej tego nie rób – ostrzegła cicho, trzymając rękę na sercu. House przyciągnął laską pobliskie krzesło i usiadł obok dziewczyny.
- Jak zwykle psujesz całą zabawę – odparł patrząc, jak Cameron próbuje pozbyć się niefortunnego kleksa. – Dlatego właśnie w kartach nie powinno pisać się piórem. Zawsze powtarzałem to Wilsonowi.
- Świetnie, posłuchał?
- Nie.
- Więc ja również będę nadal pisała piórem. – Cameron popatrzyła krytycznym okiem na granatową plamę na kartce. – Co mnie to obchodzi – mruknęła, odkładając kartę na bok. – To i tak nie moje.
- Nie? – zainteresował się House. – Czyje to?
- Twoje.
- Uzupełniasz moje karty?
Cameron westchnęła.
- Ktoś kiedyś by musiał.
- Tak! – powiedział tryumfalnie House – wiedziałem, że w końcu się za to zabierzesz. Przyznaj, tęsknisz za tym.
- Nie – ucięła krótko. House zmarszczył brwi.
- Nie tęsknisz za tym? Za diagnostyką? Za dreszczykiem emocji? Za moimi chętnymi kartami…
- Nie będę o tym rozmawiać. – Odłożyła kolejną kartę na bok. – Już to przerabialiśmy.
Drzwi do kliniki się otworzyły i w wejściu stanęła młoda dziewczyna, trzymająca na rękach kilkumiesięczne niemowlę.
- Czy jest tu lekarz? – spytała się głupio. – Moja córeczka zaczęła się krztusić…
- Zaraz pani pomogę – powiedziała szybko Cameron, podchodząc do kobiety. Zaprowadziła ją do gabinetu i zamknęła za sobą drzwi. Klinika ponownie była pusta.
***
Po odprawieniu młodej matki Cameron nie wyszła z gabinetu i House zaczął się poważnie zastanawiać, czy z dziewczyną wszystko w porządku. (Nie, oczywiście, że się nie martwił. Gregory House się nie martwi.) Podszedł do drzwi i zapukał, a gdy nie doczekał się żadnej reakcji, otworzył je i wsadził głowę do środka.
- Dobry wieczór, pani doktor. Ma pani chwilę?
- Nie teraz. W klinice jest drugi lekarz – opowiedziała, siedząc na krześle tyłem do drzwi.
- Ten drugi lekarz to zgred – mruknął House, imitując najlepszy styl narzekania pacjentów. – Kazał mi spływać, więc przyszedłem do pani. Strasznie boli mnie noga.
Cameron odwróciła się w stronę drzwi i uniosła ze zdziwieniem brwi, gdy zobaczyła, jak House wchodzi do gabinetu i sadowi się na kozetce.
- Boli pana noga? – House przytaknął. – Oświecę pana: pana wiecznie boli noga. Wydaje mi się, że tak objawia się chroniczny ból. A teraz niech pan nie traci mojego czasu.
- Jestem jedynym pacjentem w klinice, pani doktor. Na pewno mi pani nie pomoże?
- Vicodin się panu skończył?
House wzruszył ramionami.
- Rozumiałbym, gdybyś zamknęła się w gabinecie dlatego, że w klinice jest masa zasmarkanych smarkaczy – stwierdził, przyglądając się uważnie Cameron – ale nikogo tam nie ma. Oprócz mnie. To znaczy, że unikasz mnie.
Cameron wywróciła oczami, ale zrobiła to w mało przekonujący sposób.
- Interesujące – mruknął House.
- Jakbym miała mało powodów do unikania ciebie.
- No właśnie. Masz całą masę powodów, ale jakoś nigdy ci to nie przeszkadzało i wiecznie kręciłaś się blisko mojego wydziału. Aż nagle przestałaś. Pół roku temu.
- Dorosłam i zrozumiałam swój błąd.
- Zerwałaś z Chase’m. – Cameron przeczesała palcami włosy, unikając jednocześnie wzroku House’a. – Powiedziałaś mi kiedyś, że tęsknisz za pracą, nie za mną.
- Bo to prawda.
House założył ręce za głowę i położył się na kozetce.
- Są trzy rodzaje prawdy – poinformował dziewczynę. – Prawda, szczera prawda i gówno prawda. Myślę, że twoja prawda mieści się w tej trzeciej kategorii. W zeszłym roku odwiedzałaś mój wydział, bo Chase był twoim zabezpieczeniem, ale przecież z nim zerwałaś i teraz go nie ma. Przestałaś więc przychodzić, bo boisz się, że mogłabyś zrobić coś, czego będziemy później żałować. - House podniósł się i spojrzał na dziewczynę. – To nie za pracą tęskniłaś. Tęskniłaś za mną.
Cameron pokręciła głową.
- Rozważałeś kiedyś pracę w policji? Robiłbyś świetne portrety psychologiczne.
House zaśmiał się cicho. Cameron spojrzała na niego zdziwiona.
- Trzymałem te wszystkie papiery, bo liczyłem, że cię to wkurzy i że przyjdziesz je poukładać – powiedział cicho. Cameron wciągnęła ze świstem powietrze. To była najbliższa „Tęskniłem za tobą” rzecz, jaką kiedykolwiek mogłaby od niego usłyszeć. – Mówiłem serio o zwolnieniu Trzynastki.
- Nie ma potrzeby. Nie chcę wracać do tego, co było – zaryzykowała zawoalowane wyznanie. Diagnostyk musiał zrozumieć, bo jedynie pokiwał głową. Siedzieli przez chwilę w milczeniu, każde pogrążone we własnych myślach.
- Nic się tu dziś nie dzieje – powiedział w końcu House. Cameron przytaknęła. – Może byśmy… - Wskazał głowa drzwi. Dziewczyna zastanawiała się przez chwilę, po czym na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Pójdę tylko po płaszcz.
***
W restauracji „Le Ciel Gris” miejsc nie było. Kiedy House wręczył kelnerowi pięćdziesiąt dolarów na boku okazało się, że nagle, w cudowny sposób znalazł się jeszcze jeden wolny stolik. Cameron była pod wrażeniem. Wyjście było spontaniczne, a House starał się bardziej niż na ich pierwszej randce, o ile można to było nazwać randką.
- Proszę. – Mężczyzna odsunął przed nią krzesło. Podziękowała skinieniem.
- Poprosimy menu i kartę win – powiedział House do kelnera, który skłonił się lekko i odszedł. Cameron spojrzała na stół. Śnieżnobiały obrus, ładny, pozłacany świecznik i… kosz pomarańczy. Dziewczyna wzięła jeden owoc i zaczęła obracać w dłoni.
- Słyszałeś legendę o połówkach pomarańczy? – spytała nagle. House pokręcił przecząco głową. – Pewna bogini pocięła pomarańczę na dwie części i rozrzuciła je po świecie. Od tamtej pory próbują się odnaleźć.
- Pięknie – mruknął House, ale dziewczyna nie zwróciła uwagi, ciągnęła dalej.
- Większość ludzi szuka swojego ideału, kogoś, kto będzie podobny lub będzie miał cechy, o jakich się marzy.
- A ty nie?
- Nie – odparła. – Nie wierzę w ideały. Nigdy takiego nie szukałam. Chcę prawdziwego człowieka, ze wszystkimi wadami, nie księcia z bajki. – Uśmiechnęła się lekko. – Gdyby wszystkie połówki pomarańczy były idealne, nie byłoby tak ciężko znaleźć tej drugiej. Ja wierzę, że moja połówka jest cięta zupełnie inaczej.
- Ja – sarkastyczny, chłodny i wredny, ty – przesadnie emocjonalna samarytanka?
- Na przykład. – Odłożyła pomarańczę do kosza. Po chwili wrócił kelner i zaczęli zamawiać. Cameron nie zauważyła, że House cały czas badawczo się jej przygląda.
***
- Gregory House, słucham.
- House? Na litość boską, gdzie ty jesteś?
- Cuddy! Jak bal?
- Wspaniale. Właśnie byłam w klinice w której ty powinieneś być. Gdzie do cholery ciężkiej jesteś?
- W restauracji „Le Ciel Gris”.
- … Tego już za wiele. Miałeś być w klinice. To było polecenie służbowe!
- W klinice miały być wyłącznie single. A ja mam prawie parę.
- Co proszę?
- …
- House, jesteś tam?
- …
- House?
- … Miłego wieczoru, doktor Cuddy!
- … Czy to była Cameron? House, na litość boska, co się dzieje?!
- Abonent jest nieosiągalny.
***
Kiedy następnego dnia James Wilson szedł do swojego biura ujrzał widok niesamowity. Szóstka świetnych lekarzy stała w gabinecie szefa diagnostyki, przyciskając nosy do szyby i wyraźnie czegoś wypatrując. Zaciekawiony onkolog otworzył drzwi i wszedł do środka.
- Co tu się… - zaczął, ale Kutner mu przerwał.
- Cicho bądź i chodź tutaj, jeśli chcesz popatrzeć.
Wilson wzruszył ramionami i podszedł do szyby.
- Na co mam patrzeć? – zapytał.
- Czekamy na House’a – odparła Cuddy, stając na palcach. Wilson spojrzał na zegarek.
- Jest dziewiąta rano – oświadczył. – House nie przychodzi tak wcześnie do pracy. – Zaczął odwracać się od okna. – Zawołajcie mnie, jak będzie dwunasta. Może wtedy z wami poczekam.
- House tak wcześnie nie przychodzi do pracy – powiedział podekscytowany Kutner – ale Cameron tak.
To zdanie sprawiło, że Wilson zatrzymał się w pół kroku.
- Cameron? Allison Cameron?
Szóstka lekarzy potwierdziła mruknięciem. Wilson natychmiast podszedł do okna, stanął obok Foremana i również wlepił nos w szybę.
- House i Cameron? – dopytywał się z niedowierzaniem.
- Nawiali wczoraj z kliniki – poinformował go Chase – co oznacza, że wygrałem tę część zakładu. Teraz czekamy jeszcze na potwierdzenie dru… - urwał, gdy Kutner klepnął go energicznie w plecy.
- Jest, jest! To jego motor!
Faktycznie. Pomarańczowy motor House’a zaparkował przed wejściem do szpitala. Pierwsza zeszła z niego pasażerka, zdjęła kask i oddała diagnostykowi. Mężczyzna przyczepił go do kierownicy, wyciągnął kluczyki i zszedł z maszyny. Obydwoje, ramię w ramię, ruszyli do drzwi. Siedmioro lekarzy przestało wyglądać w momencie, gdy House i Cameron znikli w środku. Chase odezwał się pierwszy.
- Wy – wskazał na Foremana, Trzynastkę i Tauba – wisicie nam – tu wskazał na siebie, Cuddy i Kutnera – mnóstwo forsy – powiedział uradowany. Foreman wymruczał coś pod nosem i sięgnął po portfel. Podobnie uczyniła pozostała dwójka lekarzy. Dłoń Chase’a szybko zapełniła się banknotami.
- Dziękujemy bardzo – powiedział uprzejmie Kutner, biorąc od Chase’a swój przydział.
- Miło się z wami bawiło – dodała Cuddy. – Do zobaczenia wieczorem – powiedziała Chase’owi, cmoknęła go w policzek i wyszła z gabinetu. W drzwiach minęła zdziwionego House’a.
- Coś mnie ominęło?
Pracownicy House’a – byli i obecni – zaprzeczyli. Wilson spojrzał na nich (udał, że nie dostrzega chowanych naprędce pieniędzy), po czym przeniósł wzrok na House’a. Nie mógł powstrzymać uśmiechu.
- Piękny początek zupełnie nowego dnia – powiedział, podchodząc do diagnostyka. Położył mu rękę na ramieniu, co wywołało poruszenie u młodszych lekarzy. – Mam bilety na Monster Trucki, zainteresowany?
House przyglądał mu się przez chwilę podejrzliwie, po czym kiwnął głową. Wilson mrugnął wesoło i wyszedł. Diagnostyk obserwował go z cieniem uśmiechu błądzącym po twarzy, dopóki nie znikł za zakrętem, po czym zwrócił się do młodych lekarzy, którzy przyglądali się tej scenie z szeroko otwartymi oczyma.
- Do roboty! – powiedział zachęcająco. – Nowy dzień, nowy pacjent. Diagnozy, ludzie!
Chase wymknął się z gabinetu nim House znalazł mu coś do roboty. Pozostała czwórka lekarzy szybko wzięła się za wymyślanie nieszczęsnemu czterdziestolatkowi najbardziej wyszukanych i nieprawdopodobnych chorób. Tak zaczął się zupełnie nowy dzień.
I najpiękniejsze było to, że ten dzień był pierwszym z wielu zupełnie nowych dni.
KONIEC
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Katty B. dnia Wto 21:23, 03 Lut 2009, w całości zmieniany 8 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
freelance
Ratownik Medyczny
Dołączył: 30 Cze 2008
Posty: 168
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z pokoju :P Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 17:16, 28 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Dla mnie bomba.
Koncepcja wg mnie świetna, House jak żywy....
Wg mnie Hameron rewelacyjny, poproszę o więcej takich "przysług dla siostry"
Zaskoczył mnie chyba tylko Chase jako najlepszy przyjaciel
Błędów nie zauważyłam, czyta się lekko, łatwo i przyjemnie
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez freelance dnia Pon 17:18, 28 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
MartaOSB
Student Medycyny
Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 112
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdynia/Gdańsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 20:18, 28 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Super, rozumiem że to jednoczęściowy fic ? Szkoda.
Chciałabym mieć taką siostrę jak ty....
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
motylek
Immunolog
Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Capri Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 20:41, 28 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
jakie romantyczne. kolacja przy świecach i pomarańcze, lubie je i spodobało mi się jak zostały zastosowane. świetne
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Agaciaa
Pacjent
Dołączył: 08 Lip 2008
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdzie Diabeł mówi 'Dobranoc' Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 20:49, 28 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Piękne.
W każdym calu. Jest szczypta humoru, szybki rozwój akcji, a w dodatku wszystko dopięte na ostatni guzik.
W dodatku, to wszystko stało się tak 'po prostu'. Nie ma obietnic rzucanych na wiatr, ani żarliwego wyznania miłości. Jest. I już.
Strasznie mi się podobało. Strasznie.
Rządam więcej takich miniaturek!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jen
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 20:56, 28 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
fick jest świetny, oddaje w głębi dusZy całego Hamerona i jego magię
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ceone
Tygrysek Bengalski
Dołączył: 12 Cze 2008
Posty: 1766
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 9:51, 29 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
.
nie będe cytować fragmentów, bo wiele jest świetnych.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kallien
Ratownik Medyczny
Dołączył: 29 Lip 2008
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:03, 29 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Najlepszy prezent jaki kiedykolwiek dostałam.
Dziękuję Siostruś i wszystkiego najlepszego życzę ci dzisiaj
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Couvert de Neige
Stomatolog
Dołączył: 27 Mar 2008
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:21, 29 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Przepraszam ale Kallien super avatar xD
co do ficka to straszliwie mi sie podobał. Moment czekania mnie rozbawił do łez xD i Kutneer...
Moze chase jako przyjaciel, nie za bardzo mi pasuje.
Ale pomysł, wykonianie świetne!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kallien
Ratownik Medyczny
Dołączył: 29 Lip 2008
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:24, 29 Lip 2008 Temat postu: Re: Połówki Pomarańczy |
|
|
Katty B. napisał: | – To nie za pracą tęskniłaś. Tęskniłaś za mną.
Cameron pokiwała głową. |
Pokiwała głową?.. Już sobie przypomniałam - tu mi zgrzytnęło. Gdybym ja była w takiej sytuacji (pf, marzenie : > ) chyba nic bym nie powiedziała, a nie kiwała głową. Cameron się naraża na totalną kompromitację
___
Couvert de Neige - twój banner też boski ^^
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kallien dnia Wto 21:25, 29 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
LM
Pacjent
Dołączył: 26 Lip 2008
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 14:22, 30 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Bardzo ładna i zgrabnie napisana miniaturka, historia z pomarańczami prześliczna, wielce romantyczna (jeszcze lepsza jej interpretacja). Jedyne co mi zgrzyta to "Pomarańcze" w tytule, powiedz mi dlaczego są one z dużej litery?
Chwali się piękny styl autorki i zachęca się do pisania więcej tekstów tego typu.
Z poważaniem,
LM
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
mroczny kiciuś
Tasak Ockhama
Dołączył: 23 Kwi 2008
Posty: 713
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Poznań Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 12:04, 03 Sie 2008 Temat postu: |
|
|
Bombastycznie
Nie masz przypadkiem jakiegoś długu wdzięczności u siostry? Bo, mimo iż nie jesteś Hameronką, Hameron świetnie Ci wychodzi!
W ogóle styl super, elementy zaskoczenia, House'owe dialogi - no bomba i już
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Xsanti
Ratownik Medyczny
Dołączył: 18 Mar 2008
Posty: 279
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 13:03, 09 Sie 2008 Temat postu: |
|
|
Ale cudny tak mógłby sie skończyć 5 sezon idealne zakończenie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Eithne
Szalony Filmowiec
Dołączył: 23 Maj 2008
Posty: 4044
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 19 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z planu filmowego :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 22:05, 09 Sie 2008 Temat postu: |
|
|
Fajnie napisane, ale jak dla mnie nie pasuje tu Chase i Cuddy. Ogólnie... Chase najlepszym przyjacielem House'a to dość dziwne rozwiązanie...
Ale dialogi są genialne! xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
BuTtErfly...?.!
Gastroenterolog
Dołączył: 29 Wrz 2008
Posty: 1718
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 22:24, 23 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Jak dobrze czasem zajrzeć na ostatnia stronę i przeczytać świetny fik
Śliczny Hameronek Ale jakoś sobie nie umiem wyobrazić przyjaźni między Housem a Chasem już prędzej z Formanem, chociaż tez nie idealnie wiec zostańmy przy Wilsonie ale reszta jak najbardziej mogła by sie sprawdzić
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
tysiaaa
Troll Horumowy
Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 1398
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 3/5 Skąd: Dukla Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 23:19, 23 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Nie spodziewałam się, ze to będzie koniec
Ale swietny fik
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sonea
The Dark Lady of Medicine
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Szmaragdowa Wyspa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 14:22, 26 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Bomba!
Świetny fik.
Tak samo jak BuTtEr nie umiem wyobrazić sobie koleżeństwa Chase'a i House'a, a co dopiero przyjaźni.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|