|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kropka
Litel Wrajter
Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 31 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 13:35, 07 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Cześć
zdaję sobie sprawe z tego, że piszę opowieść o kompletnym kosmosie, w który wystrzelono Hameronka.
Może - mimo wszystko - uda się wam odkrywać w dalszym ciągu charakterystyczna magię istniejącą już gdzieś na orbicie serialu.
Próbuję trzymać poziom, ale - nie jest łatwo.
44. Trzy słowa
Ellison powoli dochodził do siebie. Nie spał od kilku godzin i był dziwnie cichy i spokojny. Po wybudzeniu Grega zabrała go do domu i starała się być blisko syna. Wspólnie odrobili lekcje i wciągnęła go wieczorem w domowe obowiązki. Przygotowali jego ulubioną kanapkę na kolację i posprzątali pokój Grega. Chętnie jej pomagał i powoli powrócił jego pogodny nastrój. Układając rzeczy Grega na biurku odnalazł jego IPoda i powiedział, że zabierze go do szpitala, bo „Greg lubi muzykę” i może „szybciej się obudzi”.
- Mamuś, zabierzesz mnie jutro do szpitala? – zapytał, gdy siedzieli na kanapie i czekali na Grega, który lada chwila miał wrócić do domu. – Chciałbym mu zawieźć IPoda i pobyć z nim trochę.
Uśmiechnęła się do syna i przytuliła go do siebie. Ufnie wtopił się w jej ramiona.
- Wiesz mamuś… Już bardzo chciałbym, żeby Greg był zdrowy.
- Już niedługo. – Odpowiedziała całując syna w czubek głowy.
- Tata jest zły na mnie za te cukierki? – zapytał po chwili ciszy. – I za to, ze nie posłuchałem Grega?
- Nie skarbie. Skąd mogłeś wiedzieć, że to narkotyki?
- Greg mi powiedział. Nie uwierzyłem mu. – odpowiedział. – Dopiero potem…
Nagle usłyszeli zgrzyt zamka. Po chwili Greg znalazł się na kanapie siadając obok nich.
- Cześć tatuś… – To zabrzmiało zbyt nieśmiało jak na Ellisona.
Wyciągnął rękę i poczochrał syna po włosach.
- Cześć. – Odpowiedział łagodnie. – Podobno miałeś dziś przygodę?
- Dwie przygody. – Odpowiedział śmielej.
- Dwie? Może zechcesz mi o nich opowiedzieć?
Allison zdecydowała, że musi na chwilę zostawić ojca i syna samych.
- Jesteś głodny? – Zapytała. – Przygotuję ci coś do jedzenia.
Skinął głową.
- Chodź do mnie – wyciągnął rękę do syna. – Opowiesz mi wszystko.
Zawahał się nie wiedząc czy może usiąść na kolanach taty. Wiedział, że musi robić to ostrożnie, bo przecież tatę bolała noga. Greg widząc wahanie syna przyciągnął go do siebie.
- Pierwsza przygoda? – Zapytał ogarniając go ramieniem.
- W szkole! – Odpowiedział śmielej. W ramionach taty poczuł się nagle dobrze i bezpiecznie. – Wygrałem konkurs.
- Konkurs?
- Zagrałem i zaśpiewałem tę piosenkę, wiesz… co uczyłeś mnie ostatnio.
Roześmiał się.
- Tę piosenkę?! Wyobrażam sobie, że sala pękała ze śmiechu.
Kiwnął głową.
- Zaśpiewałem ją dla Grega bo ją bardzo lubił i wiesz co… - spojrzał na tatę – chciałbym się uczyć grać… tak naprawdę. Tak jak ty umiesz. Zapiszesz mnie do takiej szkoły?
Skinął głową.
- A druga przygoda?
- Mama ci nie mówiła? – Zapytał.
- Chciałbym, żebyś sam mi o tym powiedział.
Rozmowa przedłużyła się znacznie. Jej finał był taki, że wszyscy wylądowali na podłodze opychając się jedzeniem, które przygotowała Allie i rozmawiali jak za starych dobrych czasów.
- Dlaczego nam nie powiedzieliście? – Zapytał syna.
- Greg powiedział, że to ja mam zdecydować czy chcę powiedzieć i że on nie będzie bawił się w skarżypytę. – patrzył śmiało w oczy ojca. – No… Chyba, że zacznę jeść więcej.
- A ty przestałeś je jeść bo…? – kontynuował wątek.
- Bo one nie są dobre. – Odpowiedział. – Narkotyki nie są dobre.
Potem wlazł pod ojcowską pachę i przytulił się. Kiedyś nazwałaby to widokiem stulecia. Teraz było zwyczajne i naturalne. Allison uśmiechnęła się. Synowie i ojcowie. Najważniejsze tego wszystkiego było to, że ich młodszy syn odzyskał dawną pewność siebie.
Po wybudzeniu Greg przespał jeszcze prawie 48 godzin. Był zbyt słaby, żeby prowadzić jakiekolwiek rozmowy czy utrzymać ciało w ryzach. Zdołał tylko powiedzieć ‘przepraszam’ i zanurzył się we śnie. Zasypiał i budził się w najmniej spodziewanych momentach, ale wszyscy odetchnęli z ulgą: niebezpieczeństwo minęło i teraz już mogło być tylko lepiej.
- Cześć Greg. Czwartek. Zaraz powiem mamie. – Usłyszała głos młodszego syna i odwróciła się.
Ellison siedział na łóżku Grega i wpatrywał się w niego trzymając twarz opartą na łokciach. Obiecała, że po szkole będzie go zabierać do szpitala. Obiecał, że w szpitalu będzie zachowywał się bardzo grzecznie.
- Mamuś, Greg chce pić. – Powiedział do niej Ellison.
Podeszła do łóżka i zobaczyła szeroko otwarte oczy syna. Miał wzrok, który mówił jej wyraźnie ‘wróciłem’.
- Cześć. - Powiedziała siadając obok niego. - Nie masz pojęcia jak się cieszę, że już wróciłeś do nas.
Wyciągnęła rękę i odgarnęła włosy z czoła Grega. Poruszył delikatnie głową przytulając się do jej dłoni.
- Bardzo źle ze mną było? – Zapytał cicho. - Pamiętam, że… - urwał.
– Bardzo. – Przytaknęła i odwróciła się do młodszego syna - Pobiegniesz po tatę Ellis?
Chłopiec zeskoczył z łóżka i za chwilę zniknął za szklanymi drzwiami. Był cały szczęśliwy. Greg się obudził! Cały czas prosił go o to w myślach. Był pewien, że jak będzie blisko niego, to Greg go usłyszy. Biegł znajomym korytarzem. Szybciej, szybciej! Tata się ucieszy! Dwa dni temu długo rozmawiali, aż zasnął tacie na kolanach. Myślał, że na niego nakrzyczy za te cukierki, a on tylko go przytulił i powiedział, że nie wraca się do rzeczy których już nie ma.
Winda. Piętro ze znajomą palmą pod oknem, gabinet Jamesa, szklane drzwi taty…
- Tatuś! Tatuś! Greg…! – wykrzyczał wpadając do pokoju i łapiąc oddech. – Obudził się! Powiedział…!!
- Hej, hej!! Pomału! – udało mu się złapać syna prawie w locie. – Co powiedział?
- Powiedział że chce pić i zapytał jaki dzień dziś jest. – Odpowiedział, kiedy już udało mu się złapać większy oddech.
- Pójdziemy do niego? – uśmiechnął się do syna.
Kiedy wędrowali korytarzem Ellis złapał ojca za rękę i ścisnął ją mocno.
- Jak się czujesz? – zapytała, kiedy Ellis wyskoczył jak z procy z sali.
- Czuję mrowienie i lekki ucisk w nogach i mam wrażenie, że mam trochę ciężką głowę. I ciągle chce mi się pić. – Odpowiedział.
Nieznacznie się uśmiechnął. Przycisnęła przycisk i zagłówek łóżka podniósł się lekko. Podstawiła mu kubeczek ze słomką.
- Bardzo jesteś na mnie zła? – Zapytał, gdy zaspokoił pragnienie.
Pochyliła się i pocałowała go w czoło.
- Nie. Nie jestem zła na ciebie. – Odpowiedziała. – Byłam zła na siebie, że pozwoliliśmy ci na to.
- Mamuś… - zawahał się. – Ja…
Uśmiechnęła się. Jej duży syn nazwał ją pieszczotliwie czego już dawno nie robił.
- Greg, będzie jeszcze czas, żeby o tym porozmawiać.
- A tata?
- Zaraz tu będzie. Sam z nim porozmawiasz.
- Ale…
Stuknęły drzwi.
Patrzył na sylwetkę ojca, który podchodził do łóżka. Nieco pochylony z nieśmiertelną laską w prawej dłoni, z tym samym, dobrze znanym widokiem utykania. Za nic na świecie nie chciał nadszarpnąć z nim relacji. Za nic nie chciał stracić jego zaufania.
- Przyprowadziłem ci tatę – roześmiał się Ellis. Za chwilę stał już przy łóżku i wyraźnie ożywiony mówił do Grega. – Nie mogłem się doczekać kiedy się obudzisz. Przyniosłem ci twojego IPoda z muzyką.
- Dzięki. – Uśmiechnął się do brata. – Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć.
Przeniósł wzrok na ojca, który usadowił się po drugiej stronie łóżka. Nie był pewien co mu powie i jak się zachowa. Może gdyby z nim porozmawiał wcześniej… Gdyby był szczery i…
Wyczuł w synu niepewność.
- Jak się czujesz?
Postarał się, żeby jego głos zabrzmiał naturalnie.
- Czuję, że coś z moimi nogami jest nie tak. No i mam trochę ciężką głowę. – Odpowiedział.
- Nogi były najmniejszym problemem z twoich obrażeń. Masz nieciekawe złamanie śródstopia. Lekarze poskładali cię jak mogli najlepiej, ale będzie bolało. Czeka cię leżenie i rehabilitacja.
Teraz też się stara, żeby brzmiało to przyjaźnie i naturalnie.
- Będę chodził? – pyta.
Przytakuje.
Jakaś niezręczna cisza zapadła pomiędzy nimi.
- Tato… ja… - Urywa. – Przepraszam… - Dodaje ciszej.
- Chciałeś zostać tanim bohaterem z marnej jakości tabliczką na cmentarzu? – To nie tak miało zabrzmieć, ale zabrzmiało. Czuje świdrujący wzrok Allison na plecach.
- Nie chciałem być tanim bohaterem. – Odpowiada.
Tani bohater brzmi kiepsko. Obaj to doskonale wiedzą. Bierze rękę syna w swoją i mówi:
- Przeżyliśmy ciężki czas. – mówi – Prawie cię straciliśmy.
- Tato… Bo ja… Chciałem ci wyjaśnić… - odpowiada.
- Greg… W porządku. – Mówi nagle. – Tak naprawdę jestem z ciebie dumny, ale jakaś część mnie nie rozumie dlaczego mi nie powiedziałeś.
- Gdybym wam powiedział zrobilibyście awanturę w szkole. Dilerzy przyczailiby się na jakiś czas, a potem spróbowaliby jeszcze raz. Chodziło o to, żeby to zatrzymać.
Patrzy na syna i odkrywa w nim oprócz swoich rysów - swoją upartość, sposób myślenia i pierwotną wrażliwość i empatię Allison. Tę samą, którą udało się jej kiedyś pokonać jego samego. Uśmiecha się patrząc synowi prosto w oczy. A Allison gdzieś w głębi siebie oddycha z ulgą. Widziała zaangażowanie, troskę i miłość Grega, ale wiedziała też, że nie pozostawi samej sobie sprawy.
- Prawdopodobnie masz rację. Potem pewnie zamknąłbym was na cztery spusty w domu i zatrudnił prywatnych nauczycieli.
- A basen i pływanie?
- Zostałaby ci wanna. – Odpowiada. Jeszcze nie ma ochoty powiedzieć synowi, że stan jego zdrowia nie pozwoli mu uprawiać wyczynowego sportu. - Uknułeś spisek sam?
- Na początku sam. Potem włamałem się do systemu kryminalistyki i przesłałem im informacje, które udało mi się zebrać.
- Co zrobiłeś? – Nie wytrzymała Allison.
- Włamałem się do systemu. Dzięki temu skontaktowałem się z porucznikiem Cane’m. Przesyłałem mu informacje. Ustaliliśmy plan działania. Myślał, że ma do czynienia z nauczycielem. Strasznie się wkurzył na mnie jak w końcu mnie namierzyli i się okazało, że jestem… jakimś tam… niespełna piętnastolatkiem.
- Czternastolatkiem. – poprawia go Allison. - Mam ochotę cię rozerwać na części. – Teraz Allison patrzy groźnie na syna. – Kto cię nauczył takich rzeczy?!
- Mamo… - wzdycha.
Tym razem Greg najpierw wbija niebieskie oczy w Allie, a potem uśmiecha się do syna.
- Tatuś, kiedy Greg wróci do domu? – pyta nagle Ellison, który przysłuchuje się rozmowie.
- Chciałbym go zabrać nawet dziś – odpowiada synowi – myślę, że mama też by chciała, ale niestety musi tu jeszcze trochę poleżeć.
Kiedy Ellis w końcu zasnął zrobiła sobie gorącą kąpiel. To był trudny dla nich czas. Dopiero teraz czuła jak spływa z niej cały stres. Zamknęła oczy i zanurzyła się w wodzie. Potem omal nie zasnęła w wannie, ale zbudził ją Greg, który bezceremonialnie wkroczył do łazienki.
- Musimy trochę poprzestawiać w pokoju Grega. – Wymruczał jej potem do ucha wtulając się w nią.
- Uhm. – Przytaknęła powoli odpływając w sen. – Dobranoc Greg.
Obudziła go delikatną pieszczotą.
- Już? – zamarudził – Ja nie chcę…
- Nie chcesz? Mamy jeszcze chwilę, zanim obudzi się Ellis.
- Chwilę na co? – zapytał przekornie i otworzył jedno oko.
- Na kawę i śniadanie do łóżka.
Otworzył drugie oko.
- Mamy dziś jakieś święto? - Zapytał opierając się na łokciach.
- Uhm. – przytaknęła podsuwając mu pod nos ciepłe croissanty. – Domyśl się.
Spojrzał na nią pytająco pochłaniając rogalik.
- Podpowiedź numer 1? – zaproponował pociągając ogromny łyk kawy.
- Spójrz na zegarek.
6.10 zakłuła go w oczy. Uśmiechnął się i spojrzał na nią spod rzęs.
- Wciąż pamiętasz?
- Tego nie da się zapomnieć – Odpowiedziała przysuwając się do niego. – Kupiłeś mnie swoim romantyzmem. Nie myślałam wtedy, że cię na niego stać.
- Jak chcesz uczcić kolejną rocznicę? – Wyciągnął rękę i zanurzył w jej włosach.
- Może zabierzemy Grega do domu?
Przesunął dłoń na jej policzek. Przeciągnął kciukiem po łuku brwiowym
- Greg… - jego kciuk znalazł się nagle na jej ustach.
Po tylu latach wspólnie dzielonych chwil, rozmaitych doświadczeniach i przeżyciach, rozpięci pomiędzy dwoma synami, którzy dorastali na ich oczach nagle czymś naturalnym stało się powiedzenie jej trzech słów.
- Kocham cię Allie.
-------------------------------
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
pietrucha
Pacjent
Dołączył: 27 Sty 2009
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 13:54, 07 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
no nareszcie !
jak zwykle kolejna świetna część, mimo wszystko nadal trzymasz poziom
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kin
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: my wild island Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 14:26, 07 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Hura, kolejna część!
Kto by pomyślał, że House potrafi być taki... człowieczy? A tobie świetnie się to udaje opisać
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13423
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 15:53, 07 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Dla mnie istota życia House'a z Cam, możliwa do osiągnięcia, gdyby oni byli ze sobą zawarta jest w tych prostych zdaniach:
Cytat: | Potem wlazł pod ojcowską pachę i przytulił się. Kiedyś nazwałaby to widokiem stulecia. Teraz było zwyczajne i naturalne. Allison uśmiechnęła się. Synowie i ojcowie. |
oraz:
Cytat: | Po tylu latach wspólnie dzielonych chwil, rozmaitych doświadczeniach i przeżyciach, rozpięci pomiędzy dwoma synami, którzy dorastali na ich oczach nagle czymś naturalnym stało się powiedzenie jej trzech słów.
- Kocham cię Allie.
|
Czy czegoś więcej trzeba?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
cocorito
Internista
Dołączył: 01 Kwi 2009
Posty: 668
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 18:08, 07 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Cudne...
Nareszcie Greg wraca do zdrowia.
A House mówiący Allison, że ją kocha, zawsze mnie wzrusza.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dark Angel
Nocny Marek
Dołączył: 10 Paź 2008
Posty: 5291
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 69 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 9:13, 27 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Wreszcie zaczęłam nadrabiać zaległości i dość oczywiste było, od czego zacznę. Kropko, jak zwykle
Uwielbiam czytać Twoje fiki.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jen
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 11:42, 27 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
już wszystko dobrze, tak się cieszę, że Greg wraca już ze szpitala do domu
cudna część, czekam na kolejną
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Manett
Ratownik Medyczny
Dołączył: 11 Lip 2009
Posty: 202
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Far Away ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 16:18, 12 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
Wszystko przeczytałam choć zajęło to mi baaaaardzo długo, ale to jest piękne ))))))))))))))))) ja chcę tak w serialu ;p
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
pietrucha
Pacjent
Dołączył: 27 Sty 2009
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 17:17, 12 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
kiedy kolejna część ? ;>
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sonea
The Dark Lady of Medicine
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Szmaragdowa Wyspa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 10:27, 13 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
Manett napisał: | ja chcę tak w serialu ;p |
A kto by nie chciał...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
BuTtErfly...?.!
Gastroenterolog
Dołączył: 29 Wrz 2008
Posty: 1718
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 13:06, 13 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
allison23 napisał: | Manett napisał: | ja chcę tak w serialu ;p |
A kto by nie chciał... |
Pewnie hudzinki.. Bo tu kipi Hameronem..
kropko kiedy zakipi coś nowego?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sonea
The Dark Lady of Medicine
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Szmaragdowa Wyspa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 13:26, 13 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
BuTtEr napisał: | Pewnie hudzinki.. |
Ich nie brałam pod uwagę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kropka
Litel Wrajter
Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 31 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 23:37, 13 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
Po długiej przerwie należy się wam długa część. Pewnie jest w niej trochę błędów - obiecuję poprawić je za dnia.
Kolejna część Hameronkowego kosmosu. Nie będę wam żałować czytania o fajnych rzeczach które przytrafiają się państwu House. Miłego czytania
45. Przedświąteczny rozgardiasz.
Bolało. Nieźle bolało, ale zacisnął zęby, żeby nie pozwolić sobie na okazanie chwili słabości.
Ostrożnie spuścił nogi i zsunął się z łóżka. Dziś postanowił zrobić niespodziankę i po prostu pójść do nich. Od kilku dni wraz z Tomem, swoim rehabilitantem, stawiał pierwsze, samodzielne kroki. Lubił Toma, który poza pierwszymi sesjami w szpitalu, wpadał do niego do domu i doprowadzał mięśnie jego nóg do stanu używalności. Kilka dni temu go spionizował. Nie było tak źle. Po raz pierwszy od blisko trzech miesięcy stał na nogach. Potem kazał mu codziennie wykonywać kilka kroków.
Dziś był pierwszy dzień kiedy mógł to zrobić sam z czego był bardzo dumny.
Złamana noga doszła do siebie sprawnie, ale zmiażdżone śródstopie dawało się wciąż we znaki. Poza tym naderwane ścięgna skutecznie zapakowały go do łóżka na dłużej niż myślał. Uwolniony od rurek, kroplówek i usztywnień odetchnął z ulgą. Teraz wystarczy sięgnąć po kule stojące nieopodal, wesprzeć się, zebrać siły i... stanąć na nogi.
Wstać samemu i utrzymać pion – to było spore wyzwanie, ale radość z pokonania pierwszych kroków była większa od serwowanego każdym kolejnym krokiem bólu. Usztywniona stopa, staw skokowy i ścięgno Achillesa, zapakowana w specjalne usztywnienie wyglądała niego śmiesznie. Spojrzał z góry na sterczącą nogę i westchnął
Uczył się trudnej sztuki trzymania równowagi z kulami powoli posuwając się do przodu. Drzwi jego pokoju. Korytarz. Łazienka. Kuchnia i w końcu salon. Zagłębieni w kanapie siedzieli blisko siebie. Słyszał ich ciche głosy. Uśmiechnął się.
Często wracając wieczorami z treningu zastawał ich właśnie tak siedzących. Blisko siebie. Oglądających jakiś film, słuchających muzyki czy rozmawiających. Znajomy widok sprawił, że poczuł ulgę rozlewającą się w całym ciele. Oparł się o framugę salonowych drzwi. W telewizji leciał jakiś czarno-biały, stary film. Mama wtulała się w ramię taty, który z kolei za jej plecami bawił się kosmykami jej jasnych włosów.
Doświadczając w ostatnim czasie rozmaitej maści bólu i niedogodności zrozumiał cierpienie fizyczne ojca. Tym samym wzrósł jego szacunek w stosunku do niego. Zawsze go podziwiał za znoszenie w milczeniu swojego bólu. Przez wszystkie lata przypatrywania się jego gestom dokładnie wiedział co oznaczają ściągnięte brwi i więcej bruzd widocznych na czole czy nagłe uderzenia bólu, które sprowadzały na jego twarz zaciśnięcie ust i krople potu. I ten ledwo widoczny, wyuczony przez lata gest dłoni, próbującej uchronić udo przed większą dawką bólu.
Mama zawsze wiedziała co się dzieje i potrafiła rozpoznać w jego twarzy rodzaj i dawkę bólu. Podziwiał jej cierpliwość i dobroć. Nigdy nie usłyszał z jej ust złego słowa, gdy ból doprowadzał ojca na skraj. Zawsze była gdzieś blisko. Na wyciągnięcie ręki.
To dlatego lubił wracać do domu. Tu czuł się najlepiej i najbezpieczniej, nawet jeśli czasami atmosfera gęstniała od jakichś nieporozumień, a rodzice mijali się szerokim łukiem. Mimo nieporozumień mama zawsze miała w sobie olbrzymie ciepło. Z tatą było inaczej. Był chodzącą tajemnicą, którą tak do końca umiała rozwikłać tylko ona. Sam nie wiedział dlaczego w jego dziecięcym życiu tata był tak mocnym i wyrazistym punktem. Odkąd pamiętał - jego obecność gwarantowała mu olbrzymią dawkę poczucia bezpieczeństwa. Zawsze go szanował i zawsze zależało mu na tym, żeby nie zgubić ojcowskiego zaufania i akceptacji. I o ile z mamą było łatwiej - to z ojcem było mu trudniej. Sam nie wiedział dlaczego. Podziwiał Ellisona za to, że umiał tak po prostu wpaść w tatowe ramiona i bez żadnych wahań czy zbędnego wcześniejszego przygotowania czy przemyślenia pewnych kwestii prowadzić z nim rozmowy czy zabawy.
Zawahał się. Przez chwilę pomyślał, że nie powinien im przeszkadzać. Ostatnio mieli mało czasu dla siebie – i to przez niego. Nagle mama pochyliła się nieco do przodu, a tata zanurzył nos w jej szyi. Musiał coś jej szepnąć do ucha, bo roześmiała się, a potem pocałowała w policzek.
Patrząc na nich widział drobiazgi wykonywane z myślą o drugiej osobie. To wszystko co obserwował świadczyło o tym, że myślą o sobie nawzajem. Widział wzajemną nić porozumienia, która toczyła się praktycznie bez słów: zawsze dwa kubki kawy – obojętnie kto pierwszy wstał, zawsze śniadanie z myślą o wszystkich, wspólne wypady, rozmowy, sprzątanie, motorowe wycieczki, zawsze znajdowany czas dla niego i Ellisona... Wiedział że ojcu nie jest łatwo. Widział jego dystans w stosunku do babci. Nigdy nie rozmawiał z nim o dziadku oprócz kilku przypadkowych zdań, które padły w czasie rozmaitych rozmów.
Rzadko mówił że kocha, ale w jego gestach i postawie łatwo można było rozpoznać miłość. Czuł to całym sobą. Miłość bez słów, widoczna jak na dłoni w codziennych sytuacjach, nawet jeśli nie brakowało w ich życiu spięć.
To wszystko przekładało się na jego – najpierw dziecięcy, a potem młodzieńczy świat. Drobiazgi o których pamiętali, gdy leżał w łóżku i nie mógł się ruszyć. Kubek z wodą, książka, muzyka – i mnóstwo innych rzeczy na wyciągnięcie ręki. I oni na wyciągnięcie dłoni, wyprzedzający jego myślenie, starający się na wszelki możliwy sposób ulżyć mu w dochodzeniu do siebie po wypadku.
Uczył się tego od nich. Tej bliskości i myślenia o sobie nawzajem.
Dlatego zawsze starał się być blisko brata odgadując jego następny ruch i wychodząc naprzeciw. Zawsze gotowy w szkole pomóc mu, gdy zajdzie taka potrzeba. Zawsze pamiętający o drobiazgach przywożonych ze sportowych wyjazdów, pozwalający mu buszować w swoich skarbach i trofeach.
Wypadek uświadomił mu, że przez wszystkie lata był kochany, chciany i akceptowany. To było dobre doświadczenie. Po trudnej rozmowie w szpitalu z ojcem dostrzegł jak bardzo ta cała sytuacja obeszła oboje rodziców, dlatego chciał im powiedzieć jeszcze coś ważnego, do czego tak długo się przygotowywał.
Nagle zapragnął znaleźć się blisko nich. Gdzieś pośrodku. Jak za starych, dobrych dziecięcych lat, kiedy wpadał z impetem do ich sypialni czy zasypiał obok nich na kanapie. Szkoda, ze nie ma pięciu lat. Byłoby łatwiej. Znacznie łatwiej.
Westchnął. Niezdarnie przesunął kulę. Zapiszczała guma.
Kiedy podniósł wzrok z podłogi zobaczył wbite w siebie dwie pary oczu.
- Greg...? – Zawieszone na wpół pytanie Allison zawisło w salonie. Wstała chcąc podejść do niego. Zatrzymał ją gestem dłoni.
- Nie. Ja sam. – Uśmiechnął się. – Wszystko dobrze mamo. Ćwiczę to z Tomem od kilku dni. Pozwolił mi już na takie coś. Chciałem wam zrobić niespodziankę.
Nieporadnie przybliżał się w jej stronę, bo nagle zapragnął po prostu, żeby go przytuliła.
Odgadła to w jego zmieszanym wzroku, kiedy z miną przedszkolaka przybliżał się do niej.
- Greg... – westchnęła przytulając dużego syna, który nagle wydał się jej małym synkiem włażącym bez skrępowania na kolana i wtulającym się w nią z całej siły. – Stało się coś?
- Nic mamuś... – usłyszała jego szept. – Po prostu chciałem... – urwał w połowie zdania.
Pocałowała go odgarniając gęstą czuprynę z czoła. Miał spokoje oczy. - Chciałem pobyć blisko was. – dodał.
Odwrócił się i powoli dokuśtykał do kanapy i opadł ciężko obok ojca. Usiadła obok nich.
- Greg...? – zawiesiła głos. Zmieniający się wzrok syna tylko utwierdził ją w przekonaniu, że za chwilę powie im coś ważnego.
- Tam w samochodzie... Kiedy mnie do niego wrzucili... – urwał spoglądając na ojca. – Najgorsze było to, że myślałem, że już was nie zobaczę. Grozili mi bronią i przekrzykiwali się nawzajem. Byłem przerażony. Myślałem cały czas o was. Nie chciałem was zawieść, nie chciałem, żebyście nie wiedzieli co się stało i dlaczego w domu pojawiły się narkotyki...
Urwał, bo nagle załamał się ton jego głosu. Przeniósł wzrok na podłogę salonu. Miał wrażenie, że w cisza, która nagle nastała, przynosiła mu echo uderzeń zegara wiszącego w kuchni. Nabrał większej odwagi, gdy poczuł ramię ojca ogarniające okolice jego szyi i ramienia.
- Kiedy mnie tam w samochodzie... – urwał – bili... myślałem właśnie o was. O tym, że odejdę, a wy nie będziecie znać prawdy. Nie chciałem was zawieść. Szczególnie ciebie tato. Z całych sił walczyłem w tamtym samochodzie... Chciałem... chciałem bardzo... wrócić do domu... Trzymałem się was bardzo mocno... Potem w szpitalu… też…
Zdławiła łzy, które nagle zapiekły ją pod powiekami. Wyciągnęła rękę i ogarnęła nią policzek syna. Uciekał od niej wzrokiem.
- Synku... – odpowiedziała. – Nie było chwili, w której nie myślelibyśmy z tatą o tobie.
Kiedy w końcu odważył się spojrzeć w twarz ojca, dostrzegł w jego oczach akceptację i dumę. Niezdarny ruch w jego stronę został dobrze odczytany. Ojciec go przytulił. Zrobił to tak spontanicznie, że poczuł się zaskoczony, choć bardzo tego chciał. Ogarniając syna ramionami poczuł jak szybko bije mu serce i jak bardzo powstrzymuje się od łez, które zacisnęły mu gardło kiedy z trudnością wypowiadał proste zdanie:
- Tatuś... Za nic na świecie... nie chciałbym... was zawieść i stracić.
Sobotni poranek obudził się ociężały od śniegu, który nagle spadł z nieba. Zima jak zwykle zaskoczyła wszystkich, a za oknem zdążyła się uzbierać niezła sterta białego puchu. Do świąt pozostało 3 tygodnie i zapowiadały się w iście zimowej atmosferze. Przyglądał się podjazdowi, który wymagał odśnieżania. Od dwóch lat zajmował się tym Greg wyprowadzając z garażu mały traktor. W tym roku musi to zrobić sam. A może Ellis…? Całkiem nieźle radził sobie na gokartach. Może z zimowym traktorem do odśnieżania też sobie poradzi?
Nie znosił tej chwili bezradności, która nie pozwoliła mu wykonywać prostych, przydomowych rzeczy. Nawet koszenie trawnika – choć relaksujące – sprawiało mu trudność.
- Tato… - głos Ellisona zabrzmiał żałośnie wyrywając go ze śniegowych rozmyślań - mama mnie ukatrupi…
- Co zrobi? – Greg roześmiał się słysząc głos syna.
- Ukatrupi… - odpowiedział. – To wcale nie jest śmieszne.
Wyglądał żałośnie stojąc na środku kuchni.
- A co udało ci się zbroić?
- Raczej rozbroić.
- Więc co udało ci się rozbroić? – Próbował zachować pełnię powagi krztusząc się ze śmiechu.
- Bombki mamy. – Odpowiedział cicho. – Stłukłem. Wszystkie.
Niedobrze – pomyślał jak usłyszał o co chodzi. Allison bardzo dbała o świąteczny wystrój domu, a bombki i całą świąteczną oprawę traktowała niemal jak relikt. Podniesione brwi Grega sprawiły, że chłopiec cofnął się.
- Tylko na mnie nie krzycz. Chociaż ty. – Ellison był na skraju – I tak mama nie da mi spokoju do końca życia, a ja chciałem jej tylko pomóc. Jest taka zabiegana… Myślałem, że zniosę je, wyczyszczę i...
- Ubieraj się – przerwał synowi. – Musimy wyprzedzić nagłe ochłodzenie klimatu, które czeka nas wszystkich jak mama wróci do domu. Mamy szczęście, że musiała pojechać dziś do pracy. Co zrobiłeś ze szczątkami nieżyjących bombek?
- Zapakowałem do pudła i schowałem.
- Mama ich nie znajdzie? – zapytał konspiracyjnym szeptem przymrużając jedno oko.
- Nie. - Ton głosu Ellisona był coraz pewniejszy siebie
- To zbieraj się. Jedziemy na zakupy. – Greg rzucił w stronę syna znaczące spojrzenie.
- Weźmiecie mnie z sobą? – usłyszał gdzieś za sobą głos Grega. – Proszę... Mam już dość siedzenia w domu i głowa pęka mi od książek.
- No dobra. Będę miał przez to przechlapane u Allie, ale czego nie robi się dla chwil spędzanych wspólnie z mordercą bombek i specem od rozganiania siatki dealerów.
W centrum handlowym było tłoczno. Przekopywali się przez miliony istnień ludzkich które pojawiły się nie wiadomo skąd w celu zostawienia w sklepach olbrzymiej ilości pieniędzy. Sklep z ozdobami świątecznymi był pełen ludzi. Z dobrą godzinę zeszło im wybieranie, a potem kolejną stanie w kolejce do kas. Potem rozdzielili się. Każdy z nich chciał oglądać i kupować co innego. Był wdzięczny Gregowi, że zabrał ze sobą Ellisa. Mógł dzięki temu bez przeszkód buszować po centrum w poszukiwaniu świątecznych niespodzianek. I chociaż TYCH zakupów nie lubił najbardziej, to tym razem wyjątkowo ochoczo wędrował pomiędzy półkami pełnymi kobiecych dodatków. Chciał kupić Allie coś wyjątkowego. Poczucie ulgi jakie mu towarzyszyło po tym jak Greg wracał do zdrowia sprawiło, że po raz pierwszy w życiu myślał o nadchodzących świętach w kategorii największej niespodzianki. To dlatego chciał zarówno Allie jak i chłopcom kupić wyjątkowe prezenty. Allie poszła na pierwszy ogień. Już dawno wypatrzył w internecie prezent dla niej. Pozostała kwestia odebrania go w sklepie. Był zadowolony niosąc w plecaku małe cacuszko, kiedy jego uwagę przykuł zielono-brązowy kolor damskich kolczyków, Były jak oczy Allie. Zatrzymał się przed witryną chłonąc wzrokiem niezwykłe dzieło. Ręczna robota. Delikatne wykonanie. Subtelność i wdzięk. Cała Allie. Nie wahał się ani sekundy. Najwyżej zrobi jej przedsmak tego, co niósł w plecaku. Potem zobaczył chłopców w sklepie muzycznym. Greg wypróbowywał jedną z gitar, a Ellis zapomniał o całym świecie buszując pomiędzy instrumentami klawiszowymi. Westchnął. Niewątpliwie talent muzyczny odziedziczyli po nim, choć Allie niezgorzej śpiewała. Przyglądał się Gregowi, który z czułością oglądał gitarę, wypróbowywał brzmienie rozmawiając ze sprzedawcą, a potem z westchnieniem odstawił instrument.
Tak. To było zbyt proste. Ale Greg będzie potrzebował innego hobby. O zawodowym pływaniu może zapomnieć. Jeszcze mu tego nie powiedział, ale miał wrażenie, że Greg domyślił się tego. Może gitara sprawi, że… Westchnął. Po stracie wszystkiego co uznał za najcenniejsze w dziecięcym świecie została mu muzyka. Ona pomogła opowiadać o tym, czego nie umiał opowiedzieć…
Nie wahał się. Po wyjściu chłopców ze sklepu po prostu tam poszedł i kupił synowi gitarę.
Potem jeszcze pobuszowali w dziale męskiej odzieży i postanowili wracać.
Wracając do domu poczuł się zmęczony. Zdecydowanie nie lubił centr handlowych i świątecznego rozgardiaszu, ale dziś był dziwnie zadowolony. Spoglądał we wsteczne lusterko i obserwował Grega. Był dziwnie zamyślony i nieobecny. Obserwował mijający krajobraz zza szyb samochodu z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Musi w końcu z nim porozmawiać i powiedzieć jak wyglądają sprawy.
- Greg. – Powiedział do syna, kiedy już udało im się uporać z większą częścią pudeł. – Muszę ci coś powiedzieć.
Spojrzał w twarz ojca.
- Zgaduję, że nie będą to najlepsze dla mnie wieści – powiedział bardzo ostrożnie.
- Powinienem powiedzieć ci o tym już dawno, ale... – urwał – Chciałem…
Zabulgotał dzbanek z kawą. W tym samym czasie zagwizdał czajnik. Herbata i kawa pojawiły się prawie równocześnie na kuchennym blacie.
- Chodzi o to, że nie będziesz mógł uprawiać czynnego sportu. Za duży wysiłek dla twojego organizmu.
Chłopak spuścił głowę mieszając w swoim kubku dawno rozpuszczony cukier.
- Lance Armstrong wrócił do czynnego sportu po nowotworze. – odpowiedział bardzo powoli.
- Wiesz co mu wycięto? – Odpowiedział – Ty nie posiadasz śledziony, sporej ilości jelit, masz zdruzgotane śródstopie. Jedynie twoje serce pozostało na tym samym poziomie.
- Z mózgiem też jest gorzej? – Zapytał z wymuszonym uśmieszkiem.
- Miałeś obrzęk i byłeś w śpiączce. Oczywiście pływać możesz, uprawiać sport możesz, ale dla siebie, w zdecydowanie mniejszych dawkach.
- Spodziewałem się tego, choć… Choć myślałem, że wszystko jakoś wróci do normy. Pływanie to moje życie tato. – Powiedział po chwili milczenia.
- Wiem. Uwierz mi, że niełatwo mi z tobą o tym rozmawiać. Wiem co czujesz.
Greg spojrzał na laskę – nieodłączny ojcowski atrybut.
- Ty mimo wszystko wpadłeś gorzej. – odpowiedział. – Choć powinieneś kiedyś popływać. Ze mną. Poczujesz się lepiej myśląc, że nie jesteś jedynym utykającym na basenie.
Specjalnie powiedział „utykający”, bo nigdy nie traktował go jak kaleki.
Złapał smutne spojrzenie syna i pociągnął ogromny łyk kawy.
- Poradzę sobie tato. – Usłyszał. – Choć będę potrzebował trochę czasu.
Skinął głową. Potem rozpoczął rozmowę o rzeczach interesujących obu. Dobrze było zobaczyć powracający uśmiech na twarz syna i prowokować go do przekomarzania się na najbanalniejsze tematy świata.
- Pójdę się położyć. Zmęczyłem się trochę. To był szalony dzień. – Już w drzwiach odwrócił się i dodał – Wiesz tato… Bez względu na konsekwencje, zrobiłbym to jeszcze raz.
- Wiem. – Odpowiedział. – A może w ramach bohaterskich uczynków chcesz powiedzieć mamie o potłuczonych bombkach?
- Ups! – Zrobił przerażone oczy. – Na takie bohaterstwo mnie nie stać. Myślę, że sobie poradzisz. Masz dar rozbrajania mamy.
- Rozbrajania? – Zapytał zdziwiony.
- Wiesz… Wystarczy kilka twoich min w stylu skruszonego pięciolatka. Mama ma do nich słabość.
- Czy ktoś ci mówił już, że jesteś małym paskudą? - rozbawione brzmienie głosu ojca udzieliło się synowi - Skąd to wiesz?
- Niechcący jestem waszym synem. No i mieszkam z wami od blisko 15 lat. Co nieco o was wiem.
Greg roześmiał się. Skąd się biorą takie dzieci?
Zajrzała do starszego syna. Spał na podłodze. Twierdził, że ma już dosyć łóżka i spanie na podłodze bardzo mu odpowiada. Leżał na boku i miał ręce podłożone pod policzek. Obok niego - mały stosik podręczników. Uparł się, że wszystko w szkole nadrobi, bo nie chciał tracić semestru. Gdzieś obok odzywały się cichutkie tony muzyki
Kogoś jej przypominał. Kogoś dziwnie znajomego. Uśmiechnęła się i podeszła bliżej.
- Greg... – powiedziała pochylając się nad nim i czochrając go po czuprynie. – Kolacja prawie gotowa.
- Hm... – zamruczał podobnie jak jego ojciec nie otwierając oczu. – Jeszcze chwilę...
- Masz jeszcze jakieś 10 minut. – odpowiedziała. – Ale potem chcę cię widzieć przy stole. Macie mi chyba coś do wytłumaczenia!
- My? Mamuś… przecież ja nic nie wiem. Jestem niewinny.
- Uhm. – odpowiedziała. – A nowe ozdoby świąteczne to wzięły się z nieba?
- Tak – odpowiedział beztrosko otwierając oczy i wyciągając się – wszak mamy święta. Święci Mikołajowie krążą tu i tam.
Roześmiała się. Pogodny nastrój wracał do ich domu. Greg-syn wracał do zdrowia, Greg-ojciec coraz częściej wpadał w żartobliwy ton, Ellis znów stał się beztroskim dzieckiem, a ona odetchnęła z ulgą. Poza tym szły święta, które bardzo lubiła. Wszystko wydawało się wracać na stare, znajome tory.
Kolacja przebiegłą w żartobliwej atmosferze. Ellis rozrabiał jak zawsze, a każdy z nich z osobna przyznał się jej do popełnienia mordu na bombkach. Śmiała się z ich męskiej komitywy i próbowała wyciągnąć z nich co naprawdę robili kiedy jej nie było. Jako, że nikt z nich nie chciał się do niczego przyznać – musieli zając się sprzątaniem i zmywaniem po kolacji. Nie przeszkadzało im to. Zwłaszcza Gregowi, który ni stąd ni zowąd zaczął prowadzić w zlewie gry wojenne z Ellisem. Nie chcąc patrzeć jak we trójkę demolują jej kuchnię, poszła do łazienki wziąć długą kąpiel. Kiedy potem wróciła do kuchni zastała w niej wzorowy porządek.
Kiedy kładli się spać Greg opowiedział jej co się tak naprawdę stało.
- Nie gniewaj się na niego. Chciał ci pomóc.
- Nie gniewam się – odpowiedziała. – Właściwie to Ellis przyspieszył coś o czym zaczęłam myśleć już jakiś czas temu. Chciałam zmienić wystrój, ale tradycyjnie nie mam siły na świąteczne zakupy. Zrobiliście dziś kawał dobrej roboty. – Odpowiedziała. - Wymyśliłeś coś na prezenty dla chłopców?
- Uhm. – przytaknął zerkając w jej twarz – Będziesz zła.
- Hm… - zamruczała wchodząc do łóżka i otulając się kołdrą – ryzykuj.
Wyciągnął ramię pozwalając jej przytulić się do siebie.
- Znalazłem dziś Grega w sklepie muzycznym. Testował jedną z gitar. Kupiłem mu ją. Oczywiście on o tym nie wie. – Odpowiedział. Spojrzała na niego ciekawie.
- Dlaczego mam być zła? – Zapytała.
- Bo to w połowie gitara elektryczna. Nie będziesz miała spokoju w domu. Do pasji doprowadza nas już stukający w klawisze Ellis. Dołączając do tego Grega...
- Litości... – westchnęła. – Mam nadzieję, że udzielisz mu pierwszych lekcji i że nie będę zmuszona kupić sobie zatyczek do uszu.
- Kupiłem ci dwie pary. – Odpowiedział sięgając ręką na szafkę nocną i biorąc małe zawiniątko. Miał minę, którą śmiało mogła nazwać: zrobiłem ci niezły dowcip.
- Greg! – Trzasnęła go w ramię.
Roześmiał się i wyciągnął w jej stronę rękę z paczuszką.
- Po prostu otwórz i sprawdź czy będą pasowały. – Powiedział z szelmowskim uśmiechem.
- Ok. – Odpowiedziała. – Raz kozie śmierć.
Obserwował jej profil kiedy odpakowywała niespodziankę, którą dla niej kupił. Cień jej długich rzęs opadał na policzki. Pomimo przeżytych lat wciąż zachwycał go jej profil i sposób w jaki całą kaskadą opadały na jej twarz włosy. Lubił bawić się nimi, zanurzać w nich ręce, odgarniać z jej twarzy żeby zobaczyć ten sam błysk jej cudownych oczu.
- Greg... – usłyszał jej cichy szept. – Ale...
- Wiem że do świąt jeszcze trochę czasu – przerwał jej - ale nie mogłem się im oprzeć. Są jak kolor twoich oczu zmieniający się w zależności od tego o czym myślisz, co przeżywasz. Są jak znaki, które nauczyłem się łatwością odczytać. Kiedy się na mnie wściekasz robią się brązowe, kiedy okazujesz choć trochę słabości, przechodzą w niemożliwą do ogarnięcia zieleń pomieszaną z delikatnym brązem. Oceaniczna głębia mówi mi, że masz ochotę na seks. Kiedy jesteś smutna – robią się szare i grożą potopem...
Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczyma ze zdumienia. Nigdy tak do niej nie mówił. Nigdy nie mówił jej takich rzeczy. Uśmiechnął się do niej. Kiedy w końcu zdołała wycisnąć z siebie proste pytanie zobaczył, że jest wzruszona.
- A teraz co widzisz w moich oczach?
- Iskrzysz. – Odpowiedział. – Chcesz powiedzieć że mnie kochasz.
Przytuliła się do jego szerokiej piersi. Przez chwilę miała wrażenie, że zatrzymał się czas i chciała tę chwilę przedłużyć w nieskończoność.
- Rozmawiałem dziś z Gregiem. Powiedziałem mu, że nie będzie mógł uprawiać sportu wyczynowego. – Powiedział nagle.
- To nie była dla niego łatwa wiadomość. – Odpowiedziała.
- Spodziewał się tego, ale miał nadzieję, że wszystko wróci do normy.
- I…? – zapytała.
- Myślę, że musimy dać mu czas na oswojenie się z tą myślą.
Zapadło milczenie. Jeszcze mocniej wtuliła się w niego.
- Wiesz jak śmiesznie wyglądaliśmy dziś razem? Ja z laską, on z kulą, utykający na tę samą nogę…
- Nieodrodny syn własnego ojca. – Powiedziała całując go w policzek.
Popatrzył na nią wzrokiem, który tak bardzo mówił jej jak oni wszyscy są dla niego ważni.
- Tak. – Odpowiedział tym razem chowając się w jej ramionach. – Też został pozbawiony rzeczy, której kochał. Ale powiedział mi, że bez względu na konsekwencje, zrobiłby to jeszcze raz.
- Widzisz? On jest taki jak ty. Jeśli widzi słuszną sprawę, postawi na nią wszystko. Własną reputację, opinię, zdrowie…
Westchnął. Cóż mógł powiedzieć?
Życie zatacza kręgi. Tylko jego syn nigdy nie zostanie z tym sam.
-------------------------
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kropka dnia Wto 11:25, 14 Lip 2009, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13423
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 7:58, 14 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
Oj, piękne.
Bez łez, jak zwykle, się nie obyło.
Junior taki podobny do ojca.
I tyle świetnych kawałków opisujących niecodzienną codzienność Allie i Grega.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez eigle dnia Wto 11:50, 14 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jen
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 10:59, 14 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
piękna rozmowa ojca z synem *_*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
pietrucha
Pacjent
Dołączył: 27 Sty 2009
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 12:09, 14 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
rozpływam się jak czekoladka
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sonea
The Dark Lady of Medicine
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Szmaragdowa Wyspa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 15:26, 14 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
Piękne...
Czasami śmieszne, czasami romantyczne.
Jadłam czereśnie i w jednym miejscu się zakrztusiłam xD
Czekam na następną część.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kin
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: my wild island Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 16:09, 14 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
Gitara elektryczna!
Może kiedyś cała rodzina zagra w zespole?
To byłby niezły widok:)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
motylek
Immunolog
Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Capri Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 19:37, 15 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
tak poetycko opisujesz , po prostu te sceny są takie naturalne i urocze
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kropka
Litel Wrajter
Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 31 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 0:48, 05 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Uwaga, uwaga!
Powraca Paradoks.
Mam nadzieję, że nie zapomnieliście o nim.
Wyleżał się przez wakacje, odpoczął i powraca z nowymi pomysłami. Cieszycie się?
Oddaję wam w ręce nową część, która będzie się składała z dwóch części.
Miłego czytania.
Acha! Pozdrawiam wszystkich czytaczy tej historii
46a. Syn pilnie poszukiwany…
Wątłe światło nocnej lampki otulało jej twarz. Nie mógł się napatrzeć, choć znał ją na pamięć. Wilson zawsze się z niego śmiał, że często gapi się na własną żonę zapominając o całym świecie. Nie przejmował się tym.
Od ostatniego roku przybyło jej kilka zmarszczek wokół oczu, ale usta wciąż były takie same. Chętnie szukające jego ust i sprawiające, że mimo upływu lat pociągała go tak samo jak kiedyś.
Nie mógł spać. Nagle przypomniało mu się jak pierwszy raz się z nią kochał i pił potem kawę w jej kuchni. Zawsze mu ufała. Bardziej niż na to zasługiwał. Długo do niej dorastał, a ona wzięła go takim, jakim jest. I trzymała przy sobie do dziś sprawiając, że przez te wszystkie lata nie pomyślał o innej kobiecie.
Wyciągnął rękę i przygarnął ją do siebie. Zrobił to trochę niedelikatnie, ale miał swój powód. Bardzo chciał, żeby się obudziła i bardzo chciał żeby jej usta zaczęły go całować.
Poruszyła się i za chwilę zatrzepotały jej rzęsy.
– Co się dzieje? Która godzina? – Wymamrotała próbując złapać sens tego, co się wokół niej działo.
Przetarła dłonią zaspane oczy i od razu wpadła w jego spojrzenie.
– Stało się coś? – Zapytała bardziej przytomnie.
– 4.36 – Odpowiedział. – Nic.
– To, dlaczego nie śpisz i peszysz mnie swoim wzrokiem? – Zapytała zdecydowanie przytomniej.
– Od kiedy czujesz się speszona jak na ciebie patrzę – Zapytał zdziwiony.
– Od zawsze, kiedy właśnie TAK na mnie patrzysz. – Powiedziała chowając się pod kołdrą.
– Jak? – Usłyszała przytłumiony głos Grega.
Nie odpowiedziała.
– Wychodź stamtąd. – Zażądał.
– Nie. – Odpowiedziała.
– Wychodź! Nie po to cię zbudziłem żebyś się tam chowała.
– Nie! – Uparcie tkwiła pod kołdrą.
– Dobrze. W takim razie ja też tam idę. – Powiedział wsuwając pod kołdrę.
– Greg… – Powiedziała żałośnie. – Po co mnie zbudziłeś? To straszna pora…
– Za jakieś 10 godzin wsiądziesz w samolot i nie zobaczę cię przez tydzień. Chcę te godziny jakoś wykorzystać.
– Wykorzystać? – Usłyszał jej rozbawiony głos.
– Najlepiej seksualnie – Odpowiedział. – Ale musimy wyjść spod tej kołdry. Tu jest kompletnie ciemno, a ja chciałbym cię WIDZIEĆ. – Zaakcentował ostatnie słowo i z rozmachem zrzucił z nich kołdrę.
– Nie pytasz, co ja na to? – Zapytała rozbawiona jego zachowaniem.
– Jak to, co? Masz się dać wykorzystać! – Odparł beztrosko błądząc palcem po jej ramieniu, próbując jednocześnie uwolnić je od ramiączka koszulki. Zatrzymał się i spojrzał w jej oczy z niedowierzaniem. – Peszę cię po tylu latach? Znam twoją anatomię do milimetra kwadratowego i ciągle cię peszę?
Powrócił do błądzenia po jej ciele precyzyjnie trafiając w najczulsze miejsca.
– Uhm. – Przytaknęła poddając się jego dotykowi. – Ale tylko wtedy jak TAK na mnie patrzysz.
– To znaczy jak? – Dopytywał powróciwszy do poprzedniej czynności.
– Tak, że nie jestem w stanie niczego ci odmówić bez względu na porę dnia. – Odpowiedziała przesuwając jego t-shirt w górę.
Łaził za nią krok w krok po kuchni i doprowadzał do szaleństwa. Dwa razy ofuknęła go, że zachowuje się śmiesznie, ale on nieustannie rozbawiał ją swoim zachowaniem.
– Cudownie łazić po kuchni i nie zwracać uwagi na wścibskie oczy dwóch szkodników. – Mówił, gdy zasiedli do śniadania spóźnionego o kilka godzin.
– Tylko nie zapomnij, że masz dzieci. Ellison wraca z Wilsonami jutro, a Greg dziś w nocy.
– Uhm. – Smarował jeszcze ciepłego tosta dużą ilością nutelli. – Jak dobrze mieć dzieci. Można bezkarnie kupować i jeść takie smakołyki.
Roześmiała się.
– Jesteś pewna, że chcesz mnie z nimi zostawić sam na sam? – Zapytał pomiędzy kolejnymi kęsami kanapki. – Potrafię być nieobliczalny.
– Dasz sobie radę. Jesteś dużym chłopcem, a jakby co – przypominam ci, że twoi synowie to dojrzałe osobniki. Wybiją ci głupstwa z głowy.
– No chyba, że chodzi o motory i monster trucki.
– Ani mi się waż uczyć Ellisona jeździć na motorze! – Spojrzała na niego złowrogo.
– Skąd wiesz, że już nie umie? – Wzruszył niewinnie ramionami sięgając po drugiego tosta.
Trzepnęła go w ramię.
– Zrobiłeś to!
– Nie dał mi żyć. Wolałem zrobić to sam niż zostawić go rękom Grega.
– Teraz ja nie dam żyć tobie. – Była autentycznie zła. – On jest za mały!
– Allie… – Powiedział łagodnie. – Jeździliśmy razem. Mieliśmy świetną zabawę.
– Greg! On jest jeszcze mały!
– Tak sądzisz? Zapytaj go, dlaczego chciał się nauczyć. – Powiedział. – Zresztą widziałaś jak jeździ na gokartach.
Jej wzrok zwiastował niedobre rzeczy, które chciała mu zrobić.
– Nic mu nie będzie – Powiedział nagle – Nie bój się.
– Ta cała historia z Gregiem… – Podparła głowę na łokciach. – Nie chcę przechodzić tego drugi raz.
– Allie, nic mu nie będzie. – Powtórzył. – Nie możemy chować chłopców pod kloszem tylko dlatego, że boimy się, że coś może im się stać.
– Nie jestem zachowawcza. – Zaprotestowała. – Puściłam go z Wilsonem i bliźniakami na ryby.
– Musieliśmy cię prosić prawie tydzień. – Powiedział. – Naszym zadaniem jest nauczenie ich radzenia sobie z wszystkimi okolicznościami życia, a nie chronienia przed nimi za wszelką cenę.
– Greg… – Przesunęła dłonie w jego stronę. – Wiem, ze masz rację, ale ja bym chciała…
– Wiem. – Odpowiedział. – Ale musisz pogodzić się z tym, że chłopcy dorastają i mają swoje życie i swoje tajemnice.
– Jeszcze tak niedawno Greg właził pomiędzy nas do sypialni, a Ellison wypowiadał pierwsze słowa… - Powiedziała zrezygnowanym tonem.
Roześmiał się.
– Budząc cię nad ranem myślałem o naszym pierwszym razie. Do teraz widzę jak chowasz się przede mną i chcesz uciec z własnej sypialni.
– Jajecznica, tosty, ciepłe croissanty i kawa. – Powiedziała przysuwając się do niego. – Nasze pierwsze śniadanie. Jak mogłabym o tym zapomnieć?
Patrzyła na niego spoza bramek na lotnisku. Doprowadził ją do śmiechu gapiąc się jak rasowy nastolatek i śmiesznie przechylając głowę.
Nagle zapragnęła wrócić i schować się w jego długich ramionach.
Obudziło go stuknięcie. Nasłuchiwał w ciemności. Potem coś dziwnie szurnęło.
Wstał i wyszedł z sypialni zapalając wszędzie światło. Zerknął na zegarek – wskazywał 3.17.
Wszystko było na swoim miejscu. A na środku salonu leżała torba Grega. Wiedział, że miał przyjechać w nocy i nie zdziwił się tym widokiem.
Zajrzał do jego pokoju. Leżał na wznak na podłodze. Najpierw serce podeszło mu do gardła, a potem się wkurzył. Kiedy się nad nim pochylał wyczuł woń alkoholu.
– O nie… – westchnął. Czy to musiało się stać jak Allie nie było w domu? A może jednak dobrze, że jej nie było?
– Ale śmiesznie… – usłyszał lekko bełkoczący głos syna. – Mam karuzelę w głowie.
Próbował podnieść się na łokciach, ale opadł pod ciężarem własnego ciała.
– Mogę tu spać? – Powiedział nagle. – Tu jest całkiem fajnie.
– Nie będziesz tu spał. – Głos Grega zwiastował zdenerwowanie.
Czemu się tak denerwuje? Nie powinien się tak wkurzać. Liczył się z tym, że któregoś dnia, któryś z jego synów odkryje moc alkoholu i podda się jego władzy.
Dobra. Niech tu śpi. Wyszedł trzaskając drzwiami.
Wrócił po pół godzinie i nie wyszedł z jego pokoju, dopóki nie zawlókł syna na łóżko.
W sumie dobrze, że Allie nie było w domu. Greg dostałby szlaban do końca życia. A tak… porozmawia sobie z nim rano jak dojdzie do siebie.
Jeszcze raz pochylił się nad nim. Był nieźle pijany. I będzie mu się z tego nieźle tłumaczył!
Poranek wypalił w głowie Grega wielką dziurę. Miał wrażenie, że bolą go wszystkie zwoje mózgowe, a otwarcie oczu groziło ich wypadnięciem z powodu wysuszenia. Nieznośne pragnienie zdominowało jego wolę i postanowił po prostu wstać i wypić beczkę wody.
Zanim zaczął się zastanawiać czy da radę unieść dziwnie powiększoną głowę usłyszał głos ojca.
– Dzień dobry.
Nieznacznie uchylił powieki i dostrzegł kątem oka sylwetkę ojca siedzącego nieopodal na fotelu z nogami wyciągniętymi na jego łóżku.
Zrobił ruch chcąc się podnieść. W ustach poczuł gorzki smak cofającej się śliny.
– Nie podnoś się. – Głos ojca dziwnie zawirował w głowie. – Kłuje czy pali?
Spiął wszystkie władze myślowe i próbował skupić się na rodzaju bólu, którego doświadczał. Tak. Zdecydowanie odnosił wrażenie, że zarówno głowę jak i żołądek wypala dziwny ogień.
– Pali – odpowiedział cicho.
– Nie obejdzie się bez łazienki. – Usłyszał. – Nie rób gwałtownych ruchów. Po prostu spokojnie podnieś się i od razu idź do łazienki.
Greg posłusznie zwlókł się z łóżka i powolnym krokiem ruszył w stronę łazienki.
– A potem wpadnij do kuchni. – Usłyszał zamykając za sobą drzwi. – Pomogę ci stanąć na nogi.
Ponad godzinę zajęło mu doprowadzanie siebie do porządku. Żołądek skręcał się z różne kierunki i nie chciał współpracować. Głowa oszalała i bolała tak, że miał ochotę odkręcić ja sobie i wsadzić pod zimny prysznic.
– Nie poszedłeś do pracy – wymamrotał wchodząc powoli do kuchni.
– Wziąłem dziś wolne. Mam sprawę do załatwienia.
Greg milczał. Zakręciło mu się w głowie i znów poczuł napływającą falę mdłości. Machinalnie złapał się kuchennego blatu.
– Wypij to. – Usłyszał. – Postawi cię na nogi szybciej niż myślisz.
Wyciągnął rękę po szklankę i wypił krztusząc się.
– Co to? – Zapytał, gdy poczuł gorzki smak.
– Eliksir mojego pomysłu. Przetestowałem go parę razy na sobie, kiedy wpadałem w podobne tarapaty. Myślę, że ci pomoże pozbierać się do kupy jak pomagało mnie.
Skinął głową. Było mu dziwnie wstyd. Spodziewał się, że ojciec się nieźle wkurzy i da mu popalić łącznie z wszelkimi możliwymi szlabanami. W sumie cieszył się, że nie było mamy, bo ona nie odezwałaby się do niego do końca życia.
Tymczasem ojciec nie powiedział ani słowa tylko pomagał mu dojść do siebie.
Nigdy więcej takich dawek alkoholu. Nigdy więcej takiego bólu i kaca.
– Nigdy więcej takich dawek alkoholu. – Wypowiedział na głos swoje myśli gapiąc się na blat kuchennego stołu.
– Mi też alkohol nie służy. – Usłyszał, gdy leżał na łóżku nie dając rady wykonać żadnego kroku. – Jak widać masz to po mnie.
Kilka najbliższych godzin przyglądał się synowi. Był dziwnie przygaszony. I nie chodziło o bolącą głowę i żołądek. Obserwował każdy jego ruch i zachowanie. Zbyt dobrze znał syna, żeby nie zauważyć, że coś jest nie tak. A przecież pojechał tylko odwiedzić Nowy Jork i Waszyngton na zaproszenie jego matki.
– Nie nakrzyczałeś na mnie. Nie zwymyślałeś. – Usłyszał. – A powinieneś.
Obejrzał się. W drzwiach salonu stał Greg. Wyglądał już całkiem nieźle, choć nadal był bardzo blady.
– Myślisz, że jak na ciebie nakrzyczę, to poczujesz się lepiej?
– Nie. Ale… Wiesz… - Plątał się. – Byłoby mi łatwiej.
– Zastanawiam się skąd wziąłeś alkohol? Nie jesteś pełnoletni.
Znajomy widok zakłopotania w gestach syna.
– Tato… to najmniejszy problem. – Strzelał oczyma na wszystkie strony.
– A jak Waszyngton i Nowy Jork? – Zapytał chcąc rozluźnić atmosferę i pozbyć się zakłopotania syna.
– Waszyngton jest miejską porażką, ale chyba poczułem miętę do Nowego Jorku. – Odpowiedział uśmiechając się nieznacznie. – Złaziłem z babcią gwiezdne mile. Ma niespożytą energię mimo swojego wieku. Tato… – zakłopotanie przemieszało się z budzącym się powoli lekkim uśmiechem. – Coś ci pokażę.
Wyszedł do przedpokoju i przytaszczył swoją podróżną torbę. Po chwili wyjął z niej teczkę w kolorze platyny i małą statuetkę.
Odjęło mu mowę, kiedy brał ją do reki. Platynowa Sowa. Kiedyś otarł się o nią. Był blisko. Na trzecim miejscu. Teraz jego syn zdobył to, co było częścią jego nastolatkowego marzenia, do którego wtedy nie umiał się przyznać sam ze sobą. Ta statuetka otwierała mu drzwi najlepszych uniwersytetów w całym kraju. Co prawda Gregowi pozostawało jeszcze kilka lat zanim przekroczy próg wyższej uczelni, ale to było olbrzymie osiągnięcie i wielki sukces.
– Gratuluję. – Powiedział odzyskując głos. – Choć chyba teraz nastała pora na okazanie złości.
– Przepraszam. Powinienem wam powiedzieć. – Odpowiedział. – Nie chciałem was zawieść. Gdybym przegrał z kretesem… Dlatego nic wam nie mówiłem.
– Greg… - Przeniósł wzrok na syna, –Dlaczego myślisz, że mógłbyś nas zawieść?
– Bo… - Zawahał się. – Po prostu nie chcę was zawieść.
Cisza spowiła kuchnię. Patrzył w oczy synowi i wiedział, że musi to powiedzieć.
– Greg… to wszystko… to jest nieważne. – Plątał się próbując nazwać rzeczy po imieniu. – To znaczy… to cholernie ważne, że wygrałeś, że dałeś z siebie wszystko, że jesteś najlepszy, ale mi nie musisz tego udowadniać. Ja to wiem. Nawet, jeśli zająłbyś tam 30 miejsce czy był jednym z gorszych uczniów w klasie.
– Ale tato… - Głos Grega złamał się wpół.
– Pozwól nam uczestniczyć w twoim życiu. Cieszyć się przygotowaniami. Pomagać sobie. Rozmawiać na temat miliona spraw związanych z tobą i twoimi decyzjami.
Wiedział, że wkracza na śliskie tory i nie był do końca pewien czy nie zepsuje relacji między nimi, ale nie umiał zatrzymać potoku słów, które wypływały z niego. Wiedział, że jego syn wymyka im się z rąk i próbuje żyć tak, żeby im sprawić przyjemność, a zupełnie zapomina o tym, że ma do przeżycia swoje życie.
– Nie pozwalasz nam… mi… Mógłbym być tam z tobą. Mogliśmy potem razem zjeść pizzę i uczcić twój sukces jakiekolwiek nosiłby imię.
Zakłopotanie na twarzy Grega przeradzało się w bezradność. Sschował ręce głęboko w kieszeniach i spuścił głowę, bo nagle oczy zaszkliły mu się łzami. Wyglądał jak mały, zagubiony chłopiec.
Zrobił kilka kroków w stronę syna.
– Nie musisz mi nic udowadniać. – Podszedł do niego próbując niezdarnie otoczyć go ramieniem. – Jesteś moim dzieckiem. To dla mnie powód do radości. Reszta jest tylko dodatkiem.
Greg wtulił głowę w ramiona ojca. Poczuł jak opada z niego całe napięcie. Dlaczego wcześniej tego nie widział? Że ojciec zwyczajnie go kocha? Tyle chwil razem przeżytych, tyle rzeczy, tyle rozmów, tyle zwyczajnej troski – może czasami niezdarnej – ale autentycznej. Tyle wspólnych dowcipów zrobionych mamie, wspólnych wypadów… Przecież to wie… Zawsze wiedział… Ale myślał, że powinien być… Bo tata…
– Greg… Wiem, że nie było ci łatwo ze mną. Na tobie uczyłem się bycia ojcem. Trudno mi było przyjąć fakt twojego pojawienia się. Ale nie znaczy to że cię nigdy nie chciałem. Było mi tylko trudniej niż innym. Z Ellisem poszło dużo lepiej, ale tylko dlatego, że ty już byłeś. I ja…
Zacisnął pięści w kieszeniach spodni i ciężko przełknął ślinę próbując opanować cisnące się do oczu łzy. Słowa ojca wyzwalały w nim całą gamę pochowanej na dnie niepewności. Wiedział, że jak wypowie jakiekolwiek słowo rozbeczy się jak małe dziecko.
– Jeszcze nie tato… - Wycisnął z siebie, kiedy ojciec rozluźnił uścisk.
– Ok. Możemy tak trochę postać. – Usłyszał – Chciałbym, żebyś to zapamiętał do końca życia.
Greg poczuł się nagle dobrze i bezpiecznie. Jakby znalazł się na właściwym miejscu. Opadł z niego ciężar stresu niedawnym konkursem i czekaniem na wyniki. Oprócz tego opadł ostatni bastion schematu myślowego, który kazał mu przez całe jego dotychczasowe życie spełniać wyimaginowane przez siebie samego oczekiwania. Wyciągnął ręce z kieszeni o ufnie otoczył nimi ojca.
– Zawsze to wiedziałem. Że mam niezwykłego ojca.
– Uhm. – Odpowiedział próbując przywrócić własnemu głosowi naturalne i spokojne brzmienie. – Zawsze wiedziałem, że jestem fajny. Inaczej Allie dawno dałaby mi kosza. I nie miałbym szans na ciebie i Ellisa.
– Tak. – Greg wysupłał się z ramion ojca uśmiechając się z lekka. – Mama bardzo cię kocha.
Spojrzał na syna z pytająco.
– Mama jest niesamowita, ale to chyba wiesz. Cieszę się, że nie zobaczyła mnie pijanego. Powiesz jej? – Zapytał patrząc wyczekująco na ojca.
– Jeśli będziesz chciał, sam jej powiesz. Jeśli nie zechcesz, zostanie to naszą tajemnicą.
– Kiedy ci się spodobała? No mama! – Dodał uśmiechając się lekko, kiedy zobaczył zdziwioną minę ojca.
– Zawsze mi się podobała. – Odburknął sięgając po telefon. - A ja często byłem idiotą. Co powiesz na pizzę? – Powiedział po chwili.
– Poproszę. – Powiedział. – Największą, jaką Vincent przygotowuje w swojej pizzerii. Jestem głodny i zjadłbym konia z kopytami.
– Ten alkohol to z tego powodu? – Zapytał wskazując głową na statuetkę stojącą na kuchennym stole, gdy siedzieli w kuchni nad pizzą i uzupełniali braki w jedzeniu.
– Nie tato… – Zawahał się.
Nastała dziwna cisza.
– Ja… Coś schrzaniłem… – Usłyszał i zobaczył jak Greg odkłada jedzenie. – To wszystko poszło nie tak. Przepraszam. Czuję się wyjątkowo paskudne… Nie umiałem…
Stuknęły drzwi i do kuchni za chwilę wpadł Ellis z siatką na ryby.
- Tato, tato! – Wołał od progu. – Złowiłem mnóstwo ryb! Mamy zaproszenie na kolację do cioci i wujka.
House spojrzał na roześmianą minę młodszego syna.
– Lecę do łazienki! Zostawcie mi trochę! – Wołał biegnąc do drzwi łazienki.
Nastało milczenie. Greg dłubał w swoim kawałku pizzy i próbował złożyć kolejne zdanie.
– Teraz będziesz naprawdę zły. – Odpowiedział nabierając powietrze w płuca. - Powiedziałem babci, że nie kochała cię tak bardzo, skoro nie umiała stanąć po twojej stronie.
Zamarł. Patrzył w oczy syna i odkrywał w nich prostą miłość, która po wielu latach sama upomniała się o niego, powróciła, uderzyła go w samo serce i w końcu stanęła po jego stronie.
------------------------
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kropka dnia Nie 10:19, 06 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
kin
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: my wild island Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 10:45, 05 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Oj Kropko... ty naprawdę potrafisz wzruszyć człowieka. Dzisiaj poczytałam o prawdziwym Housie - który potrzebuje mnóstwa czasu by powiedzieć, co mu w sercu siedzi, ale powie to jak zawsze szczerze.
I oczywiście, bardzo się cieszę, że tak "wypoczęty" Paradoks powrócił! Nie pozwól nam czekać z kolejną częścią za długo:)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
SzatuunZiioom_
Student Medycyny
Dołączył: 16 Sty 2009
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gorzów (W sercu Poznań) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 11:09, 05 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
W końcu kolejna część. ;*** .
No to jej powiedział . ;p.
Jestem ciekawy co duży Greg powie.
Czekam na CD . .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sonea
The Dark Lady of Medicine
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Szmaragdowa Wyspa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 13:27, 05 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Znowu brak mi słów.
Ale Greg Jr jest mądry. Dowalił swojej babci... To dopiero odwaga.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bajeczka
The Wild Rose
Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 2472
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódzkie Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 13:50, 05 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Kropeczko bardzo się ucieszyłam widząc nowego Paradoksa, który pomimo możliwego braku weny i wzorców( czyli prawie zakonczonego watku Hameronka w serialu) ten fik nie umarł z kretesem, tylko wciąż się odnawia z jakiejś innej nie ozekiwanej dla Nas strony. Greg Jr. bardzo przypomina mi swojego Ojca.. Szcery, zdolny... dobrze zrobił dopalając starszej pani. House odkrywający swoje uczucia, jest tym którego lubie najbardziej, chwile jakiejś słabości, momenty w których musi coś Takiego powiedzieć, choć moze są i dla niego trudne ale mile widziane.. Jets pięknie wiec nie wiem dlaczego scenarzyści muszą koniecznie łączyć Allison z nudny i mdłym Chasem oraz House pchac w objęcia Cuddy. Oba te związki moze nie sa takie złe, ale moim zdaniem na dłuższa mete nie daja rady... A Hameronek powinien trwać, i dobrnąc do happy endu.. Ale się rozpisałam! czekam na kolejną częśc poprostu i dziekuję za te wszystkie które już były..
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
nefrytowakotka
Lara Croft
Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 17:40, 05 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Nie wierzę swoim własnym oczom: następny part Paradoksu
Pomimo wszystkiego złego co robią scenarzyści z House'm w serialu, ja nadal wierzę, że przy właściwej kobiecie House może być taki właśnie. Skrywający uczucia ale posiadający je. Może nie potrafi o nich mówić, za to potrafi pokazać.
House i Allison... cudo. Nadal potrafi ją rozbawić a ona nie potrafi powiedzieć mu nie
Pięknie poradził sobie z synem, mimo złości i wściekłości. Ale imho to cały House. Jak by trafił na syna z panienką w ciemnościach to powiedziałby: sorry i zgasił światło
No i wreszcie ktos ma to samo zdanie na temat matki House'a: że nie zrobiła nic, żeby go chronić. To jest niewybaczalne, tak naprawdę.
Jak zwykle czekam niecierpliwie na cd
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|