Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Paradoks House'a - Hameronkowa Saga [NZ, 51]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 22, 23, 24 ... 27, 28, 29  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ciacho
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 13 Mar 2009
Posty: 968
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Princeton :P
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:57, 03 Kwi 2009    Temat postu:

Kolejna cudowna część Jak ty to robisz, że piszesz coś takiego?


Może jestem dziwna, ale jak to czytam odnoszę wrażenie, że Greg ma wciaż 50 lat a Allison się ciągle starzeje...xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pietrucha
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 27 Sty 2009
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:34, 03 Kwi 2009    Temat postu:

ja chcę kolejną część !
kropko, nie torturuj nas tak : P


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:22, 04 Kwi 2009    Temat postu:

te jej wytłumaczenie dorastającemu synowi całej sprawy jest znakomite
i Greg pełen ojcowskich uczuć...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kropka
Litel Wrajter


Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 1:17, 05 Kwi 2009    Temat postu:

ciacho - jak sie dobrze wczytasz House jest u mnie starszy od Allison o 15 lat

HDariusz - tak. Bardzo lubie to słówko, bo oddaje wachlarz uczuc w zależności od kontekstu

A teraz kolejna część. Coś.... nie umiem tego określić. Te sceny chodziły za mna juz dawno. Spróbowałam je spisać, ale... House przestaje być House'm... takiego jakim znamy
W każdym razie Hameronkowej sagi ciąg dalszy.



36. Męski świat uczuć

To był widok stulecia i bardzo żałowała, że nie ma ze sobą aparatu.

Greg grał na fortepianie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie reakcja Ellisa, który siedział nieruchomo na podłodze przypatrując się raz biegającym po klawiszach rękom lub ojcowskiej twarzy - wręcz z namaszczeniem i uwielbieniem. Otwarte usteczka małego chłopca dopełniały całości.

Uśmiechnęła się. Czyżby właśnie odkryli jakąś szczególną wrażliwość muzyczną młodszego syna?

Właśnie przywiozła Juniora ze szkoły. Mieli się zamienić, bo Greg miał pojechać z nim na zakupy, o których jeszcze teraz Junior nie wiedział. To była niespodzianka. Oboje po ostatniej przygodzie i rozmowie z synem doszli do wniosku, że przyda się obu panom wspólny wypad. Greg wpadł na pomysł wycieczki motocyklowej z noclegiem nad pobliskimi jeziorami. Poparła pomysł. Junior potrzebował kilku rzeczy więc wspólny wypad na „męskie” zakupy w swoim towarzystwie też uznali za dobry.

Zbliżała się końcówka maja i świat wyglądał cudownie. Ellison raczkował po całym domu z prędkością światła i oboje mieli pełne ręce roboty, zwłaszcza, że swoją energią zdobywcy zawartości domowych szuflad i zakamarków mógłby obdzielić wszystkich.

House odebrał go nieco wcześniej ze żłobka. Mały był szalenie marudny i trudno było go czymkolwiek zabawić czy zainteresować. Nieźle zdenerwowany Greg po prostu usiadł do pianina i wylał swoją bezradność w klawisze. Dawno nie grał. Inaczej: dawno TAK nie grał. Przy dwójce dzieci nie było to najprostsze. Wykorzystywał chwile, kiedy był sam, albo kiedy Allison zabierała chłopców do Wilsonów. Teraz po prostu usiadł i zagrał.
Marudzenie Ellisona znikło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Uśmiechał się pod nosem obserwując otwartą ze zdumienia buzię syna. Znalazł sposób na uciszanie i uspokajanie chłopca. Nagle przestał grać wywołując u chłopca ożywienie. Ellis przyraczkował do ojca i łapiąc się za nogawki spodni stanął na nogi energicznie domagając się wzięcia na ręce i dostania się do klawiszy fortepianu.


Patrzyła jak bierze chłopca i sadza na kolanach pozwalając buszować małym rączkom po klawiszach. Fałszywe tony wyraźnie nie spodobały się Ellisonowi, bo w zdecydowany sposób wyraził swój protest.
Patrzyła jak ich starszy syn nieśmiało podchodzi do fortepianu i przysiada się tuż obok. Nie słyszała co mówi do niego Greg, bo wszystko zagłuszyła muzyka, ale obraz House’a z dwójką ich dzieci przy sobie – na długo pozostał jej w pamięci.

Wypakowała zakupy uśmiechając się pod nosem. Taki dzień jak dziś powinna zapisać w kalendarzu. Dwóch pacjentów po zastosowaniu nowatorskiej terapii wypracowanej poprzez badania kliniczne na ich oddziale zareagowało na leki. Wyrwali wspólnie z Wilsonem młodego chłopaka z rąk nowotworu, a w domu życie toczyło się swoim rytmem zaskakując ich od czasu do czasu pomysłami czy zachowaniem chłopców.

- Zabieram Grega i uciekamy. Nie martw się jeśli nam się trochę zejdzie. – Usłyszała gdzieś nad swoją głowa. – Chciałbym mu coś pokazać.
Przytknęła machinalnie. Chwilę później pozostała po nim tylko filiżanka niedopitej kawy…


- Gdzie jedziemy? – zapytał go Junior, kiedy przemierzali ulice miasta.
- Jest takie jedno miejsce, które szczególnie lubią faceci – Odpowiedział. – Spodoba ci się.

Spoglądał od czasu do czasu na syna i zastanawiał się nad fenomenem dzieciństwa. Mimo, że wiele wspomnień starał się zepchnąć gdzieś w otchłań niepamięci, powracały do niego w najmniej spodziewanych momentach.

Po epizodzie z lekami jego syn – choć nie brakowało mu żywiołowości i szalonych pomysłów - nie był tak radosny i beztroski jak dawniej. Czasami zatapiał się w świat swoich dziecięcych myśli wystawianych na konfrontację ze sposobem myślenia rówieśników w szkole i przez rozmowy z nimi. Tu prym wiodła Allison. Potrafiła z nim rozmawiać dotykając dziecięcej duszy w subtelny sposób. On się tego uczył. Bał się, że jego szorstki świat myślenia i specyficzna trudność w otwieraniu się i wyrażaniu siebie, może tylko wszystko zepsuć. Owszem – prowadzili rozmowy. Bezpieczne. Takie dotykające tu i teraz. Był mistrzem doprowadzania do łez ze śmiechu swoich synów. Mógł wymyślać rozmaite zabawy i psocić razem z nimi doprowadzając Allison do rozstroju nerwowego.
Jak rozmawiać z małym chłopcem o poważnych sprawach? Czy umiałby tak rozmawiać z Gregiem jak rozmawiała ostatnio Allie?
Kiedy był taki mały jak jego syn – ojciec ignorował go. Wydawał te swoje rozkazy. Świat rozmów zastąpiły mu książki. One wprowadzały go w świat dorosłych, a analityczny i jasny umysł, zmysł obserwacji i wyciągania wniosków doprowadził do zbudowania jasnego światopoglądu. Brak relacji z bliskimi, nieporozumienia i odrzucenie doprowadziły do powstania muru, który przez długie lata nie był w stanie skruszeć.


Zaparkował nieopodal ulubionego sklepu, na widok którego męskie serce biło szybciej.
- Cześć Will. – Rzucił od progu w stronę sprzedawcy.
- Witaj Greg. Jak się sprawuje moja „strzałka”? – zapytał.
- Przecież wiesz, że oddałeś ją w dobre ręce. – Odpowiedział. – Allie dba o motocykl. No i okazało się, że dość dobrze prowadzi. – dodał
- A to kto? – zapytał podając rękę chłopcu.
- Jestem Greg – odpowiedział zauroczony wyglądem sklepu chłopiec. – Ale tu fajnie!
- O! Chyba zyskałem nowego klienta. – Roześmiał się.
- No właśnie my w tej sprawie. – Odparł. – Poprosimy kask i coś specjalnego do ubrania na motocyklową wycieczkę.
Szeroko otwarte oczy Juniora ze zdumienia sprawiły, że gdzieś w środku zrobiło mu się ciepło.
- Na wycieczkę? – zapytał.
- To nasza niespodzianka dla ciebie. – Uśmiechnął się. – W sobotę zabieram cię nad jeziora. Tylko my we dwójkę.
- Na motocyklu? – Zdumione oczy zdążyły zapalić się radością jak latarnia morska.
- Tak. Na motocyklu.
- I będę mieć swój kask? I kurtkę taką jak ty i mama?
Przytaknął.
- A kiedy pojedziemy? – zapytał.
- W sobotę. To już za dwa dni.
- Tatuś…. – Greg nie mógł się wysłowić z radości – Ale fajnie….
Oczywiście kiedy już wybrali kurtkę – Junior nie chciał jej zdjąć, a kask trzymał mocno w rękach i nie pozwolił sobie odebrać. Will widząc zaaferowanie chłopca dorzucił jeszcze od siebie okulary dodając, że klientów z przyszłością trzeba traktować w szczególny sposób.
Kiedy pół godziny później wychodzili ze sklepu wpadł na jeszcze jeden pomysł.
- Pojedziemy jeszcze gdzieś. To nasz wieczór. – mrugnął do syna.

Tor gokartowy tętnił życiem. Na widok małych samochodzików Juniorowi odebrało mowę.
- Tatuś… - zdołał wyszeptać.
– Zanim się nie nauczysz prowadzić sam, pojeździmy razem. OK?
Chłopiec zdołał tylko kiwnąć głową.
- Będziesz miał okazję wypróbować kask. – dodał.
Kiedy patrzył w radosne są oczy chłopca, któremu pokazywał działanie dźwigni, gazu, sprzęgła i hamulca drugi raz poczuł rozlewające się gdzieś w środku niego ciepło.
Bawił się niezgorzej niż jego syn, zwłaszcza wtedy, kiedy zamienili się miejscami i na torze nauki jazdy Junior próbował swoich sił za kierownicą.

Dawno nie słyszał tak radosnego i dźwięcznego śmiechu syna. Patrząc na jego roześmianą buzię czuł, że powinien o tym pomyśleć wcześniej. Tuż po tym całym szaleństwie z pigułkami. Żeby jego syn nie czuł się niepewnie i żeby nie nosił w sobie lęku przed odrzuceniem.

Podekscytowanie i czysta radość Juniora podziałała odprężająco na obu.
- Tatuś! Tatuś! Przyjedziemy tu jeszcze? – Pytał Greg, kiedy opychali się ciasteczkami w pobliskiej cukierni.
- Przyjedziemy. – Odpowiedział patrząc w radosne oczy syna. – Na pewno.
Nie pamiętał kiedy ostatnio tak dobrze się bawił. Może dlatego, że przebywając z Juniorem odkrywał samego siebie, swoje dziecięce, zapomniane albo nie odkryte marzenia. Jego syn podświadomie wdzierał się gdzieś w środek jego kanciastej duszy i wyzwalał mnóstwo rzeczy zapomnianych, zdruzgotanych, nienazwanych, odepchniętych, wzgardzonych. Jak był mały – bronił się jak umiał. W swoim synu na nowo odkrywał siebie i rozumiał, że jedyną rzeczą, którą może dać Juniorowi jest szczerość i otwartość. Tego wieczoru – siedząc z nim w cukierni – postanowił, że choćby bolało i było trudno, nigdy nie ucieknie od niego, od jego pytań czy wątpliwości. Nie wiedział, że Junior właśnie tego wieczoru wystawi go na pierwszą linię ognia.

Pewnie sprawił to wieczór, w którym mały Greg poczuł się z tatą jak dawniej. Przed tymi tabletkami, które wziął, bo chciał być jak on. Mimo, że upłynęło sporo czasu od tamtego wydarzenia ciągle pamiętał dwa tygodnie, kiedy myślał, że to przez niego tata nie chce wracać do domu i że już go nie kocha, bo go zawiódł.
Tata był ogromną częścią jego dziecięcego świata. Był kimś, kto dawał mu silne poczucie bezpieczeństwa, a mama była jak otaczająca go chmurka miłości. Zawsze obok, tak bliziutko. Jeszcze jak nie było Ellisona widział jak bardzo inaczej było w domu, kiedy rodzice dogadywali się. Każde spięcie między nimi – przeżywał na swój dziecięcy sposób. Widział, że tata często cierpi z powodu bólu nogi. Widział często jak siadał zamyślony i błądził gdzieś wzrokiem i myślami.
Bardzo lubił jak grał, bo wtedy stawał się taki inny… Wiedział też kiedy ich domowe życie wracało do normy po spięciach miedzy rodzicami. Tata stawał się taki… czulszy? Oddychał z ulgą, kiedy widział, że przytula mamę, że się tak na nią inaczej patrzy, że mama staje się radośniejsza i spokojniejsza. Starał się być wtedy blisko nich. Pakował się rano do ich sypialni, wciskał pomiędzy nich na kanapę. Lubił jak tata był blisko mamy, bo wtedy wiedział, że wszystko między nimi układa się dobrze. Jeszcze zanim urodził się Ellis, mama była bardzo smutna i rzadko się uśmiechała. Wiedział, że coś jest nie tak, ale tata bardzo się starał. I on też…
Teraz tez się stara. Jest grzeczniejszy w domu, w szkole też stara się robić wszystko dobrze. Wie, że tata jest znanym lekarzem. Wszyscy to mówią. A on chce być jak on, ale jak patrzy na te wszystkie książki stojące w gabinecie rodziców, i słysząc ich rozmowy o szpitalu, albo wzrok innych ludzi, który czuje na sobie, kiedy rozmawiają o tacie, to wie, że myślą o nim. Ale on sam też chce być jak tata, bo tata jest jego najważniejszą – oprócz mamy - połową świata. I ma te swoje wątpliwości, bo kocha tatę i boi się, że kiedyś – jak coś pójdzie nie tak - przestanie go kochać.

Ale teraz pijąc sok, jedząc ciastka i spoglądając na tatę siedzącego obok jest szczęśliwy. Ma swój kask i kurtkę, a w sobotę pojadą motorem na wyprawę. Tylko oni.

- Czy będziesz się gniewał na mnie jeśli kiedyś… - szczelina niepewności małego chłopca powoduje kilkusekundową ciszę zanim nie wybrzmiewa do końca pytanie - nie będę taki jak ty?
Pytanie syna oszałamia go do tego stopnia, że traci na moment głos. Widzi wpatrzone w siebie badawcze spojrzenie i okruchy lęku.
Szczerość pytania i odkryta dusza syna szybko stawia go na nogi. Dopija resztkę kawy i wyciera chusteczką palce i usta po ciasteczkach.

Stoi pod ścianą dziecięcego świata i wie, że nie może uciec. Zresztą już nie chce uciekać, bo wie jakie wyrwy w nim pozostawiła ucieczka jego ojca i milczenie matki rozpostarte nad relacją męża i syna.

- Greg… - wyciągnięta ręka ląduje gdzieś w pobliżu ramienia syna. – Dlaczego miałbym chcieć, żebyś był taki jak ja?
- Rodzice Dominika zapisali go na koszykówkę, a on chce grać w futbol. Jego tata mówi, że futbol to gra dla pętaków.
Wzdycha. Metafora, której użył Greg, żeby powiedzieć to, co czuje, mówi mu, że jego syn w wyrażaniu siebie staje się podobny do niego. Dlatego dobrze go rozumie.
Przypomniało mu się jak kiedyś bardzo chciał chodzić na boks, a ojciec wymógł na nim właśnie futbol. Kłótnia w domu pogrzebała i tak zepsute relacje między nimi.

- Nie będę cię do niczego zmuszał. – Mówi dziwnie cicho, bo za chwilę chce powiedzieć coś ważnego. Nie umie tego powiedzieć inaczej jak właśnie tak – i nie przestanę być blisko ciebie jeśli pokręci ci się coś w życiu.
- Nawet jeśli nie zostanę lekarzem tak jak ty i mama?
Przytakuje patrząc synowi prosto w oczy. Jest jeszcze coś, co chce mu powtórzyć. Już kiedyś mu to mówił. Dwa lata temu.
– Tak naprawdę… nie chciałbym żebyś był taki jak ja.
Ma na myśli cały przewalony do góry nogami świat, ale trudno mu powiedzieć, że właśnie to chodzi.
- Bo trudno ci nas kochać?
Nie udaje mu się ukryć zaskoczenia, które wywołało pytanie chłopca.
- Skąd.. ?
- Mama już dawno powiedziałaby, że mnie będzie kochać zawsze. Ty nie używasz tego słowa.

Ma wrażenie, że zatrzymały się wskazówki jego zegarka. Przeżywa kolejne zaskoczenie. Ogromne. Patrzy na dziecko i czuje, że od tego co w tej chwili powie będzie zależeć reszta jego relacji z synem.
- Tak... To prawda... – Kładzie na szali samego siebie. - Nie używam często tego słowa. Ale nie znaczy, że was nie kocham.
Ciężko mu idzie patrzenie prosto w oczy Grega, zwłaszcza, że Junior bezceremonialnie wgapia się niego. Szuka cienia rysy albo potwierdzenia.

- Greg... – zaczyna niepewnie. – Ja...
Drapie się w czoło. Allison już wiedziałaby co chce powiedzieć. Ale przed nim siedzi Greg, któremu pewne rzeczy trzeba wypowiedzieć.
- Jestem bardziej skomplikowany niż inni ludzie. Innym łatwo przychodzi kochanie innych, zaufanie... U mnie trwa to dłużej.
- Mamę też pokochałeś potem?
Boże.... czy cokolwiek innego co może mu pomóc skończyć tę rozmowę...
- Kiedyś myślałem że potem. Teraz myślę, że kochałem ją od początku, tylko nie umiałem się do tego przyznać.
- A mnie?
Roześmiał się. Właściwie...
- Ciebie na początku się bałem... – mówi patrząc odważniej na syna. – Ale kiedy zobaczyłem jaki jesteś malutki i bezbronny... Uczyłem się ciebie przytulać, rozmawiać z tobą. Teraz wydaje mi się to zabawne. Wtedy było bardzo trudne.
Milczenie rozpostarło się pomiędzy nimi. Widzi duże oczy wpatrzone w siebie i nagle ogarnia go zwykły strach, że jego syn po takich wyznaniach może odwrócić się od niego. Ryzykuje i tym razem on zadaje pytanie.
- Czy jak ci to wszystko powiedziałem.... że jest mi trudno i że nie jestem taki jak inni.. To czy ty... – dlaczego to słowo jest tak trudne do wymówienia? – Zastanawiam się czy jeszcze chcesz pojechać na tę wycieczkę nad jeziora...
Junior nic nie mówi. Przysuwa się blisko i próbuje niezdarnie wdrapać się na ojcowskie kolana. Wyciąga ręce i przyciąga go do siebie.
- Z tobą zawsze będę chciał pojechać. – Słyszy stłumiony głos syna wydobywający się gdzieś z okolic jego klatki piersiowej. – Kocham cię tatuś...
- Ja ciebie też... kocham – dopowiada i już wie. Pierwsza batalia, która dotknęła ich męski świat uczuć za nimi. Wie też, że z takim kimś jak Greg, nie jest w stanie przygotować się na następną.
----------------------------------



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kropka dnia Nie 2:19, 05 Kwi 2009, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dark Angel
Nocny Marek
Nocny Marek


Dołączył: 10 Paź 2008
Posty: 5291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 69 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 1:33, 05 Kwi 2009    Temat postu:

"Kanciasta dusza Grega" a'la kropka... Obszerniejszy komentarz zbyteczny.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13423
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 8:04, 05 Kwi 2009    Temat postu:

A moim zdaniem już nie kanciasta.
Tylko jak rzadko u którego faceta otwarta na uczucia wobec najbliższych.

Najtrudniej jest dojrzale rozmawiać o uczuciach z dziećmi, żeby było szczerze i nie infantylnie.

Tyle, że syn House'a jest niezwykle inteligentnym i wrażliwym chłopcem.

House nadal zmaga się ze wspomnieniami o swoim ojcu (umknęło mi, ale mam wrażenie, że w twoim fiku ojciec House'a wciąż żyje).

Czytając piękną powieść o uczuciach dojrzałych ludzi, łapię się na myśli, że dla filmowego dr House'a nie ma już czasu na naukę otwierania się do uczucia i na ojcostwo. W fiku zajęło mu to przekonywujących 11-12 lat. W filmie jest nadal w punkcie zero.
A szkoda.

Raz jeszcze okazuje się, że opowieść Kropki to alternatywny scenariusz "House M.D."
I dzięki jej za to.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 8:11, 05 Kwi 2009    Temat postu:

Nawet nie wiem co mam dodać...
Taki House do mnie przemawia co nie raz pisałam. Bo ten serialowy ostatnio to w ogóle.
Ach, jak mi sie podobało...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kropka
Litel Wrajter


Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:01, 05 Kwi 2009    Temat postu:

tak eigle... ojciec House'a w moim opowiadaniu żyje, ale mam w zamyślę... konfrontację... obu panów... że się tak wyrażę... ale to tajemnica

Nie przesadzam w tym wszystkim? Czasami mam wrażenie, że jest to już słodkie, a przestaje być prawdziwe...

Całe opowiadanie koncentruję na dorastaniu Grega House'a do uczuć, do budowania więzi, do wzięcia odpowiedzialności. To jest klucz.
Rzeczywiście w opowiadaniu zajmuje to lata. Ale wiem też z doświadczenia, że czasami jedno wydarzenie sprawia, że człowiek potrafi się przełamać. Dlatego nie postawiłam pjeszcze przysłowiowego krzyżyka na Grega znanego z serialu. Myślę, że on może. Tylko najtrudniej jest sie przełamać...

Nie wkładam w opowiadanie medycznych wątków, bo to jest jakieś dalekie tło... staram sie skupić na tym co ważnego dzieje się w duszy człowieka....


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
hebdomadariuszMD
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Lis 2008
Posty: 267
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 12:12, 05 Kwi 2009    Temat postu:

Taa to zupełnie inny House. Właściwie teraz to już tak dalece odbiegło od serialu, że mogło by dotyczyć każdej innej osoby. Niemniej jednak jest ciekawie.

Za bardzo się skupiasz na Gregu. Tzn dawniej był niemalże równorzędny wątek zdobywania Jane przez Wilsona a teraz zupełnie znikli. Nagle pojawiła się informacja, że mają dziecko. A przecież Greg nie porzucił chyba najlepszego przyjaciela?

Czekam na kolejną część. Pzdr


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:33, 05 Kwi 2009    Temat postu:

Bardzo inny House, ale mi się podoba.
Miło "zobaczyc" go innego

Kropko jesteś świetna


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BuTtErfly...?.!
Gastroenterolog
Gastroenterolog


Dołączył: 29 Wrz 2008
Posty: 1718
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:51, 05 Kwi 2009    Temat postu:

genialnie przedstawiłaś świat męskich uczuć. Mały jest stuprocentowo po tatusiu ...
Ostatnie zdanie mnie powaliło... nie przy nim nie można nic przewidzieć, w sumie to Alli ma przechlapane dwóch takich w domu

Czekam z niecierpliwością na kolejna część


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dr Gregory House
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 23 Mar 2009
Posty: 148
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Radom
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 15:46, 06 Kwi 2009    Temat postu:

To już nie jest kanciasta dusza, a raczej obłoczek uczuć. Kanciasta była przed zamieszkaniem z Allie. Potem zaczęła robić się coraz jaskrawsza i okrągła, aż po narodzinach Ellisa przybrała jasność i kształt białego obłoczka... bardzo mi się to podoba, bo [H]ouse jest bardziej człowieczy. Ale to już nie ten stary dobry sarkastyczny House.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tysiaaa
Troll Horumowy
Troll Horumowy


Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 1398
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/5
Skąd: Dukla
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:59, 06 Kwi 2009    Temat postu:

Hoyuse się zmienił hehe
Chyabz aczne wierzyć w cuda ;p


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:10, 06 Kwi 2009    Temat postu:

piękne, po prostu tu trzeba zajrzeć aby poczuć że się ma różowe okulary

opisujesz cudowny świat


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 11:41, 09 Kwi 2009    Temat postu:

w końcu przekroczone ogniste granice dusz...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kropka
Litel Wrajter


Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:18, 11 Kwi 2009    Temat postu:

Ok. Napisałam kolejny part.
Pozdrawiam świątecznie zaglądających tu.

HDariusz - skupiłam sie na Housie, bo to opowieść o nim i jego dorastaniu. Reszta jest jakby tłem (cokolwiek to nie oznacza) i na nim sie skupiam.
Wielowątkowość to trudniejsza sztuka pisania niż się pozornie wydaje, przynajmniej dla mnie.
Dla ciebie - fragmenty życia państwa Wilsonów i nie tylko
Zresztą z "Paradoksu..." to już się niezła powieść zrobiła



37. Zwierzenia…

Można powiedzieć, że odkąd lekarze oznajmili mu, że kryzys minął i że w najbliższym tygodniu będzie mógł zabrać dzieci do domu - Wilson był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Kiedy po dwóch poronieniach Jane zaszła w ciążę był przerażony i szczęśliwy. Przerażony, bo wiedział, że kolejne poronienie znów uczyni spustoszenie w Jane, ale jednocześnie szczęśliwy, bo oboje chcieli drugiego dziecka. Kiedy udało się utrzymać ciążę do trzech miesięcy, szala zaczęła się przechylać w stronę szczęścia. Zdziwienie obojga nie miało granic, gdy okazało się, że spodziewają się bliźniąt. James wpadł w radosny nastrój, a Jane musiała powstrzymywać go przed kupowaniem dziecięcych bibelotów do nowego pokoju, który własnoręcznie remontował wieczorami przez kilka miesięcy.

Przerażenie powróciło ze zdwojoną siłą, gdy około siódmego miesiąca Jane nagle źle się poczuła. Potem wypadki potoczyły się tak szybko, że gdyby ktoś kazał mu je odtworzyć – nie byłby w stanie wszystkiego opowiedzieć. Zanotował jedno: trzeba było robić cesarkę i ratować całą trójkę. To były najgorsze dni jego życia, kiedy uświadomił sobie, że może stracić wszystko co do tej pory kochał i co było mu najdroższe na świecie.
Jane długo dochodziła do siebie. Gdyby nie interwencja Grega, który na prośbę Wilsona zerknął na wyniki badań i dołożył swoje trzy grosze do jej leczenia - rekonwalescencja potrwałaby znacznie dłużej.

Najgorzej było z bliźniętami. Szala życia i śmierci przechylała się właściwie cały czas. Nie wiedzieli jak to wszystko się skończy, niczego nie byli pewni. Oboje z lękiem obserwowali to co dzieje się na monitorach.
Kiedy w końcu niebezpieczeństwo minęło – odetchnęli. Każde na swój sposób.


Stał w drzwiach Wilsonowego gabinetu przyglądając się przyjacielowi pakującemu torbę.
- Wiem, że myślisz o barze pełnym papierosowego dymu i kilku szklankach whisky.
James drgnął. Podniósł wzrok na House’a i wypuścił kłąb powietrza z płuc, które zafalowało widoczną ulgą i zmęczeniem.
- Tak. – Odpowiedział. – Marzę o chwili wytchnienia i o tym wszystkim o czym wspomniałeś. Podrzućmy dzieci żonom… i… - przesunął dłonią po karku – pójdźmy gdzieś…
Greg skinął głową.
- Muszę tylko odebrać dzieci, bo Allie załatwia jakieś sprawy w City.
Wilson spojrzał na przyjaciela. Słowo „dzieci” w jego języku nawet teraz brzmiało kosmicznie, mimo że był świadkiem jak na co dzień Greg radził sobie z rodziną i ojcostwem.
- Wieczorem. Wpadnę po ciebie wieczorem. – Wilson spojrzał na zegarek. - O jakiejś 19.30.
Wychodząc ze szpitala zajrzał jeszcze na dziecięcy OIOM, gdzie czekała na niego Jane. Widział spokój rozlewający się w jej zmęczonych oczach
Otoczył ją ramieniem i pocałował w skroń.
- Jestem już. Możemy iść do domu.
Skinęła głową, ale nie ruszyła się z miejsca.
- James… - Powiedziała po chwili. – Nie mogę się doczekać, kiedy zabierzemy dzieci do domu i kiedy w końcu je po prostu przytulę… Nie masz pojęcia jak się cieszę, że to wszystko już za nami.
- Wiem Jane… naprawdę wiem… - Odpowiedział. – Chodźmy. Są pod dobrą opieką, a w domu czeka na nas Emma.


Całe życie skupione wokół Jane i Emmy sprawiło, że wszystko nabrało innego znaczenia. Jane wprowadziła w jego świat olbrzymią dawkę nieznanego świata, na który godził się, bo wiedział, że ów nieznany świat sprawia, że nie wpadł w rutynę, nie znudził się związkiem, nie poddał szarzyźnie codzienności, nie szukał innych wrażeń, nie szukał innych kobiet i nie pozwalał się im znaleźć.



Domowo-szpitalne życie organizowało i ograniczało im czas. House nie pamiętał, kiedy ostatni raz bunkrowali się w barze oddając męskim dywagacjom na najrozmaitsze tematy pozwalając sobie przy okazji na większe łyki alkoholu.
Zresztą… zawsze można było zajrzeć do siebie nawzajem – wszak mieszkali po sąsiedzku. House jednak wiedział, że Wilson potrzebuje oddechu i męskiej rozmowy. Zabrał więc go do jego ulubionego baru. Tam gdzie był wielki tłok, mnóstwo telewizorów i gwar. Można spokojnie porozmawiać albo gapić się na mecz nie zwracając na siebie szczególnej uwagi.

House spojrzał badawczo na Wilsona. Był bardziej spięty niż mu się wydawało i bardzo zmęczony, ale w przygaszeniu i smutku House widział morze ulgi. Kiedy zamawiał alkohol, Wilson szukał wolnego stolika. Grupa kibiców zwarta w jednym miejscu i żywo obserwująca mecz koszykówki pozostawiła wiele wolnego miejsca w zacisznych kątach. Jeden z takich kątów stał się schronieniem Wilsona. Zatopił głowę w dłoniach czekając na Grega. Czuł bolesne mrowienie w karku i pustkę w głowie po szalonych myślach, które jeszcze kilka dni temu przewracały jego życie do góry nogami.


- Hej – House podsunął szklaneczki spoglądając badawczo na przyjaciela – wyglądasz gorzej niż ja na ostatnim detoksie.
Wilson złapał szklankę i wypił alkohol jednym haustem i przetarł zmęczoną twarz. Za chwilę spojrzały na niego nieco żywsze oczy.
- Właśnie pozbawiłeś mnie mojej dawki procentów. – powiedział House obserwując jak James chwycił jego szklankę i wypił kolejną zawartość. – Zbankrutuję na ciebie. Gdybym nie wiedział o co chodzi, uznałbym że chcesz porozmawiać o kolejnym rozwodzie.
Wilson roześmiał się, a House stwierdził z zadowoleniem, że jego przyjaciel rozluźnił się. Niewątpliwie pomogły mu w tym dwie, naprędce wypite, szklaneczki whisky i atmosfera baru, w którym można było zapomnieć o stresie i ostatnich, zbyt nadszarpniętych nerwach.


- Ok. Ja stawiam następną kolejkę. Zaczynam oddychać na nowo. – Wilson przesunął rękoma po czuprynie i rozparł się na oparciu małej sofy. – Myślałem, że stracę moje dzieci… Ja… - urwał spoglądając śmiało w oczy Grega – Naprawdę się bałem. Bałem się, że stracę Jane, że nie otrząsnęłaby się, gdyby…
- To silna kobieta. – House usłyszał nagle samego siebie. – Nie zostawiłaby ciebie i Emmy. Za dużo ją kosztowałeś wysiłku.
Brązowe oczy Wilsona zawisły w niemym pytaniu.
- No co. – House wzruszył ramionami. – Nie mów, że tego nie wiesz.
- To nie jest takie proste jak myślisz. – Wilson skinął na kelnera. – Jeszcze dwa razy to samo.
- Zamierzasz dziś wrócić o własnych siłach? Pamiętaj, że zadajesz się z kaleką. Mam kłopoty z noszeniem własnego syna. Ciebie nie dam rady. – powiedział House, gdy kelner przyniósł im butelkę whisky, a Wilson bez mrugnięcia okiem wypił kolejną porcję.


- Jesteś największym zdziwieniem mojego życia. – mówił nieźle już wstawiony Wilson. – Nigdy nie myślałem, że tak się to wszystko skończy.
- Że osiądę na tyłku z dwójką dzieci? – roześmiał się House.
- Zaryzykowałeś z Allie. Uczyłem się podejmowania ryzyka od ciebie. Dlatego jestem z Jane i … - zawahał się – i dlatego mówiłem wcześniej, że to wszystko nie jest takie proste.
- To ona cały czas ryzykuje ze mną.
Oczy Wilsona zalśniły zdumieniem.
- Chcesz powiedzieć, że…
- Nie.
- To co chcesz powiedzieć? – Wilson nagle - mimo wypitych kilku szklaneczek - odzyskał równowagę myślową.
House milczał kręcąc w dłoniach niewielką szklaneczkę z resztką whisky. Co miał powiedzieć? Że Allie dała mu z siebie więcej niż kiedykolwiek wiedział, że może dać? Że wydobyła z niego rzeczy, o których nie miał pojęcia, że istnieją? Że kiedy powiedziała mu o dziecku, w pierwszym momencie przestraszył się i chciał uciec? Że został tylko dlatego, że nie mógł już po prostu zostawić Allie? Że ona w przedziwny sposób zatrzymywała go przy sobie oprócz jednego razu, gdy zatrzymał go własny syn, którego na początku się przestraszył, a właściwie siebie w nim…
- Że Jane musi być niezwykłą kobietą skoro przestały cię interesować inne kobiety.
- Hej! – Wilson stracił rezon - Chcesz powiedzieć, że mamy coś wspólnego ze sobą?
- Żony i dzieci. Nie podejrzewałem ciebie o taki heroizm. Jedna kobieta…
- House! – krzyknął radośnie Wilson – Popatrz na siebie. Stałeś się udomowionym zwierzęciem. Wpadłeś gorzej niż ja.
House roześmiał się.
- Taaa… ostatnio robiłem za osła. Ellis coś o tym wie.
Wilson skrzywił się.
- Ja znam się na lalkach Barbie. Wiesz jakie są najnowsze trendy w modzie? Kolory? Fasony?
- Nie mów... Proszę… - mina House’a oznaczała prośbę o litość. – Ja ostatnio byłem z Gregiem na gokartach i na wycieczce nad jeziorami. Niezła zabawa.
- Szczęśliwiec.. – Wilson westchnął. – Emma jest na etapie kompletowania wyposażenia kuchni w swoim domku.
- Teraz dopiero się zacznie. – House nie były sobą, gdyby nie próbował ukłuć szpilką sarkazmu Wilsonowe serce – Pieluchy, wrzaski, nieprzespane noce, butelki, rozpychanie się. U ciebie podwójne!
- A ja się cieszę. – Wilson wydawał się być wniebowzięty. – Kupiłem dziś kilka samochodzików i pierwsze klocki. Nie mogę się doczekać!


Zapadła cisza.
Wilson przypatrywał się przyjacielowi próbując wyłuskać z niego tajemnicę jego powodzenia w związku z Allie, relacji z synami.
Później Wilson składał to na ulgę, która rozlała się w nim po wiadomości, że stan chłopców ustabilizował się i że jest już dobrze. No i nie mógł zapomnieć, że był po kilku szklaneczkach „rozstresowującej” whisky.

- Masz ten swój wzrok. – Powiedział nagle House
- Jaki wzrok? – Zapytał nieprzytomnie Wilson wytrącony z kręgu własnych rozmyślań.
- Chyba wolę, żebyś to już powiedział. Będzie z głowy, bo i tak nie dasz mi spokoju.
Tak naprawdę nie był do końca zdecydowany czy to powiedzieć czy nie.
- Wierzyłeś, że się uda? Że wyjdzie ci zabawa w dom? Że będziesz miał syna, wróć: synów – Wilson patrzył na przyjaciela próbując odgadnąć nastrój kryjący się za zmieniającym się błękitem oczu House’a - z którymi uda ci się porozumieć?
House westchnął. No tak, spodziewał się tego. Czyżby Wilsonowi chciało się gadać o czymś na kształt kosmosu? O jakichś uczuciach, które posiadał dla najbliższych, a nie posiadał dla całej pozostałej reszty świata?
- Rysujesz krzywą moich uczuć? – House nie poddawał się tak łatwo. – Są ciekawsze rzeczy do obgadania niż stan mojego serca.
- Znam cię House. Obserwuję od lat. Zmiękłeś. Stałeś się moim idolem. - Pięść Wilsona trąciła ramię House.
- Zdecydowanie powinieneś przestać pić. Wiesz, że jeszcze jedna szklaneczka, a Jane nie wpuści cię do domu. – powiedział House rozbawiony zachowaniem kumpla.
Wilson Wzruszył ramionami.
- Zobaczyłem jak ryzykujesz. I ja zaryzykowałem. Niczego nie żałuję.
Greg szeroko otworzył oczy. Podchmielony Wilson miał interesujący wyraz twarzy. Zdumienie House’a szybko przerodziło się w nieukrywaną złośliwość.
- Nie mogę udzielić ci rozgrzeszenia skoro niczego nie żałujesz.
- Nie proszę o nie. – Wilson znów sięgną po alkohol. – Chciałem ci już to dawno powiedzieć. Miałeś rację.
Brązowe oczy przyjaciela utknęły w oczach House’a, który starał się uniknąć tematu jak tylko mógł.
- Uczyłem się od ciebie ryzykować z Jane.
- Upiłeś się. Gadasz od rzeczy. – Coraz większe rozbawienie wypływało na twarz House’a.
- Mój mózg pracuje jasno. Ale wypiłem dostatecznie dużo, żeby ci to powiedzieć. Dzięki tobie dziś mam to, co mam.



Kiedy wrócił do domu zastał ciszę i spokój. Allie zbierała do kosza zabawki rozrzucone przez dzieci.
- Nie spodziewałam się zobaczyć cię przed północą. – spojrzała na niego odgarniając ręką kaskadę jasnych włosów, które opadały jej na twarz. – Korzystając z okazji, że was nie ma urządziłyśmy sobie z Jane babski wieczór. Do teraz sprzątam po trójce urwisów. A jak wasz wieczór?
- Wilson obudzi się jutro z bólem głowy. – Odpowiedział.
- Jak widzę ty nie będziesz mieć z tym problemów.
– Wilson uczynił mnie dziś swoim idolem. Jako idol muszą się zachowywać, więc... wróciłem wcześniej, ze zdecydowanie mniejszą dawką promili niż nasz sąsiad. – mówił zdejmując z siebie marynarkę – Mam nadzieję, że Jane się na niego pogniewa i zada mu jakąś pokutę.
Uśmiechnęła się.
- Idolem?
- Tak naprawdę ten tytuł powinien należeć do ciebie.
Podchodził coraz bliżej udając, że czyni to ot, tak sobie, zwyczajnie.
Tak naprawdę pół wieczoru, przez tematy poruszane przez Wilsona, myślał o niej, a teraz nie chciał do końca oddać jej kontroli nad sobą i skradał się do niej nie dając po sobie poznać w jakikolwiek sposób, że tak szybko opuścili bar, bo chciał być z nią.
- Do mnie?
- Stałem się nim dzięki tobie.
- Chyba jednak wypiłeś więcej niż to widać.
Stała naprzeciw niego i wgapiała się tymi swoimi wielkimi oczyma. Wyciągnął rękę i sprawnym ruchem pociągnął pasek od jej szlafroka. Jego zsuwające się poły odsłoniły bawełnianą koszulkę na ramiączkach. Przysunął się bliżej. Oparła dłonie na jego klatce piersiowej.

- Chyba wiem o czym myślisz… - próbowała zajrzeć w jego chowające się przed nią oczy.
- Nie wiesz… - mruczał niedbale pochylając się do jej twarzy.
- Ok. – wyprostowała się. Miała ten swój żartobliwy wyraz twarzy - Zatem myć się i spać.
- Dobra… - przytrzymał ją i pochylił chcąc ją pocałować – zgadłaś…

Zatopiła dłonie w jego szyi, gdy z pokoju rozległ się płacz Ellisona. Pocałowała go w policzek rozbawiona wyrazem jego twarzy, w której nagle wymalowało się rozczarowanie.
- Nie przekupiłeś go, żeby dziś zachowywał się grzecznie? Jestem zdziwiona. – mówiła usiłując wydostać się z ramion Grega – Idę zobaczyć co się dzieje.
- Jutro się z nim policzę. – Odpowiedział puszczając ją.

Opadł na kanapę. Zegar na kominku wskazał 22.46. Dobrze że jutro sobota, choć pewnie chłopcy nie dadzą mu pospać.
Wilson miał rację. Było mu dobrze. Czuł się dobrze z nią i chłopcami. Tu w tym domu. Tak, a nie inaczej. Choć nadal jakaś część jego nie umiała na głos tego mówić. Nie tylko tego. Zauważył to jego własny syn, który miał więcej śmiałości niż on, by załatwiać między nimi „uczuciowe” sprawy.
Położył głowę na oparciu kanapy. Wypity alkohol subtelnie dawał o sobie znać. Kiedyś po kilku głębszych kieliszkach czuł jeszcze większą pustkę. Teraz rozlewało się w nim coś na kształt zwyczajnego spokoju.
Usłyszał delikatne kroki, które zbliżały się do niego. Nie otworzył oczu. Ktoś się nad nim pochylił.
- To na czym stanęliśmy – jej szept skierowany wprost do jego ucha wywołał masę dreszczy.
Otworzył oczy i patrząc w jej twarz już wiedział, że ona już wie czego on chce, i że ona chce tego samego czego chce on.
-------------------------------------



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kropka dnia Sob 16:30, 11 Kwi 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13423
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:45, 11 Kwi 2009    Temat postu:

Ha!

Szczęśliwy i świadomy swego szczęścia House. Pandemonium!

Kolejne to sposób prowadzenia rozmowy dwóch przyjacół. Wprost, otwarty, bez uciekania w metafory lub zagadki, o uczuciach.

Dwaj faceci, którzy dorośli dzięki właściwym kobietom.

Ale kto powiedział, że to nie jest pisane filmowemu House'owi?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kropka
Litel Wrajter


Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:47, 11 Kwi 2009    Temat postu:

Wiesz eigle - mamy jeszcze jakies sezony House'a przed soba.
Mój nieumiarkowany optymizm mówi mi, że wszystko jest możliwe


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13423
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:58, 11 Kwi 2009    Temat postu:

Kiedy czytam "Paradoks" też mi się twój optymizm udziela.

Zresztą mnie wydaje się, że takie życie to głęboko skryte, nieuzewnętrzniane pragnienie House'a. I że on do takiego życia jest stworzony. Jak każdy prawdziwy facet.

Chyba, że to marzenie kobiety.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kropka
Litel Wrajter


Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:11, 11 Kwi 2009    Temat postu:



nazwijmy to zatem moją Hałsową projekcją.
Ale poważnie - to że własnie tak pisze wynika z przekonania, że każdy po prostu pragnie miłości. Każdemu to na rózny sposób wychodzi.
Ludzie z ranami - tacy jak House - maja pod górkę.
Potrzebują, żeby ktoś o nich zawalczył.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13423
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:33, 11 Kwi 2009    Temat postu:

No to wychodzi na to, że żadna kobieta (filmowa) nie dorosła do House'a.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:54, 11 Kwi 2009    Temat postu:

No nie...
House idolem! Apokalipsa

Moim zdaniem wersja [House'a] Kropki jest lepsza niż filmowa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:01, 11 Kwi 2009    Temat postu:

Moim zdaniem House może być w szczęśliwym związku. Był ze Stacy 5 lat i gdyby nie ten wypadek z noga byłby z nią dalej. A może byłby gdyby ona nie zostawiła go? Nie uciekła? Potem usiłował zawalczyć o nia z sukcesem. I jaki on potrafił być czuły, delikatny a zarazem wiedział czego chce. To ona znowu schrzaniła.
W serialu po 4 sezonach w 5 z House'a robią... nieudacznika, sfrustrowanego idiotę, bez poczucia humoru, zgryźliwego tetryka w tym złym znaczeniu.
A Kropkowy House jest taki, jakim by był gdyby spotkał odpowiednia kobietę. Cameron. Ona jest jego soulmate
Kropeczko, jak zwykle cudowne. I dzięki za to.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dark Angel
Nocny Marek
Nocny Marek


Dołączył: 10 Paź 2008
Posty: 5291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 69 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:06, 11 Kwi 2009    Temat postu:

kropko, jak przeczytałam o idolu, to padłam Wilson pijany bredzi niesamowicie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kropka
Litel Wrajter


Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:02, 11 Kwi 2009    Temat postu:

No widzisz DA!
Dlatego trzeba było spić Wilsona
No i do tego żeby sie przyznał że jest specem od Barbie

No i zgadzam sie z nefrytową


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 22, 23, 24 ... 27, 28, 29  Następny
Strona 23 z 29

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin