Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Myśli [Thoughts, T, +18, 17/18]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
freestyle
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 22 Maj 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 13:12, 20 Lip 2010    Temat postu:

super

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karolax09
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:27, 22 Lip 2010    Temat postu:

super ; )

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13423
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 11:17, 27 Lip 2010    Temat postu:

Miesiąc minął. Proszę najuniżeniej o kolejną część.

Milea, jesteś gdzieś w pobliżu? Wiem, że jesteś, dostrzegam smugę twego cienia na horum. Nie daj się tak długo prosić, ulżyj cierpieniu oczekiwania!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
milea
Ginekolog
Ginekolog


Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 2104
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: The Mighty Boosh
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 12:15, 27 Lip 2010    Temat postu:

Niestety wraz z odejściem ninki z forum, straciłam betę, więc jeśli byłby ktoś chętny do betowania kolejnych przetłumaczonych części, proszę dać znać.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
milea
Ginekolog
Ginekolog


Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 2104
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: The Mighty Boosh
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:03, 27 Lip 2010    Temat postu:

Cytat:
Uff, ciężko było. Leń wakacyjny skutecznie mnie odciągał od tłumaczenia, ale pokonałam go i przedstawiam kolejną część. Oby teraz szło już z górki. Z powodu odejścia ninki_m z forum, funkcję bety przejęła eigle. Bardzo Ci dziękuję za poprawki!

Prosiłabym kogoś z moderatorów o zmianę w temacie fika, na 10/18.

Enjoy



10 Rozmowa

Budzi ją.

Czuje, że ktoś leży obok niej i delikatnie potrząsa jej ramieniem.

- Idę do pracy.

Spogląda na zegar.

9:30.

- W porządku.

Spogląda na nią przelotnie, wstaje z łóżka i wychodzi.

Ponownie zapada w sen.


Kiedy budzi się po raz drugi, decyduje się wstać. Wchodzi do łazienki, czuje unoszącą się w powietrzu wilgoć i widzi zaparowane lustro nad umywalką.

Brał u niej prysznic.

Zaciekawiona, idzie do kuchni.

Widzi miseczkę i łyżkę w zlewie.

Jadł u niej śniadanie.

Na stole czeka na nią gazeta i kubek kawy.

Stoi w kuchni, oniemiała z wrażenia.



Uśmiecha się.

Zszywa poszarpane ciało i się uśmiecha.

Pewnie ludzie myślą, że oszalała.

Dosłownie, aż kręci jej się w głowie.

Po lunchu, już zupełnie z innego powodu. Czterech różnych pacjentów, cztery różne choroby weneryczne.

Decyduje się wpaść do diagnostyki, zobaczyć co porabia House. Może potrzebuje pomocy przy pacjencie.

Spodziewa się zobaczyć zespół przy stole, dyskutujący z Housem, stojącym przy tablicy. Jednak pokój konferencyjny jest pusty.
Widzi House w swoim biurze, rozmawiającego przez telefon.
Jest wyraźnie niezadowolony.

Wchodzi do biura. House pospiesznie się żegna i odkłada słuchawkę.

- Wszystko w porządku? - pyta, zaciekawiona jego zachowaniem.

- Taa, w porządku – odpowiada.

Przytakuje. Zapada niezręczna cisza.

- Masz ochotę coś zjeść?

Patrzy na zegarek.

- Nie mogę. - ostrożnie dobiera słowa. - Coś mi wypadło. Muszę pogadać z Wilsonem.

- Oh, ok.

Kuśtyka przez pokój, trącając jej łokieć po drodze.

Nie może powstrzymać ciekawości.

Kiedy wychodzi, sprawdza jego telefon. Rozmowy przychodzące z kierunkowego 410.

410? Kto dzwonił z Baltimore?



Do końca dnia działa jak na autopilocie.

Jest zmartwiona.

Coś się stało.

Kiedy pakuje się w szatni, dzwoni jej telefon.

Spotkajmy się – u ciebie.

Otwiera drzwi mieszkania.

Wie, że on już tam jest.

Wie, że zabrał jej zapasowy klucz.

Kiedy wchodzi do mieszkania, widzi włączony telewizor i butelkę na stole. Siedzi na kanapie, jedną ręką pociera brew, w drugiej trzyma szklankę. Kładzie torebkę przy drzwiach i siada obok niego.

Jest niewiarygodnie ponury.

Musiało stać się coś złego.

Opiera nogi na stoliku i czeka.

Czeka, bo wie, że nie może zrobić nic innego.

Wpatruje się w szklankę trzymaną w dłoni. Porusza nią, lód stuka o ścianki. Dźwięk odbija się echem w cichym pokoju.

- Mój ojciec nie żyje.

Wypija resztę.

Wydaje z siebie ciche och. Nie wie, co powiedzieć. Milczy.

- Dzwoniła moja mama. Pogrzeb jest w niedzielę.

Jego matka, kierunkowy 410 z Baltimore.

Nie wie zbyt wiele o jego relacjach z ojcem, lecz z tego co słyszała, sytuacja była niewesoła.

- Zamierzasz jechać? - pyta chwiejnym głosem.

Wzrusza ramionami.

- Nie mam wyboru. Moja mama i Wilson już wszystko zaplanowali.

Przytakuje i nic nie mówi. Pochyla się, opiera łokcie na kolanach i pociera policzki.

- Nie widziałem jej już ponad rok.

Waha się przed zadaniem pytania, boi się jego reakcji.

- Chcesz, żebym pojechała z tobą?

Odwraca głowę w jej kierunku. Jest zaskoczony.

Tak, tak bardzo mi na tobie zależy.

Szybko się otrząsa.

- Nie, szkoda twojego czasu.

Jest zawiedziona. Chciała, żeby jej potrzebował.

Czego oczekiwałaś?

- W porządku.

Pociera jego plecy. Rozpoznaje, co ona robi.

- Nic się nie stało. Nienawidziłem go, on nienawidził mnie, nie żyje, już po wszystkim.

Czuje jego napięte mięśnie pod palcami. Wie, że chce się od niej odciąć.

Od wszystkich.

Zabiera rękę. Wstaje, aby wyjść.

- Nie będzie mnie do wtorku.

Cicho zamyka drzwi.

Zostawił ją samą.

Znowu.


Pracuje, aby nie myśleć o jego nieobecności.

Nie udaje się jej.

Za tą historią musi kryć się coś więcej.

Śmierć ojca musiała na niego wpłynąć. To, że potrafi z niej czytać jak z otwartej księgi, nie znaczy, że ona też tego nie potrafi. Wie, że wstrząsnęło to nim bardziej, niż okazuje.

Nie, żeby to coś znaczyło.

Rozmowa, którą odbyli, tylko potwierdziła dystans pomiędzy nimi.

Nie potrzebuje jej.

Wyraził się jasno, aby trzymała się od tego z daleka.

Odlicza godziny do jego powrotu.

Wtorek jest tak odległy.

Ma nadzieję, że po pogrzebie będzie w lepszym humorze, choćby wymuszonym. W niedzielę Cuddy wysłała ją do domu, potrzebuje snu.

Wspaniale, teraz ma dwa dni wolnego.

Dwa dni zamartwiania się.

Spotyka się z Chasem i Foremanem. Przybiera pozę „Wszystko OK”.

Nie wiedzą o niej i Housie. Nikt nie wie.

Podoba jej się to.

Nikt się o nich nie martwi, nie oferuje pomocy. Poniedziałek ciągnie się jak w zwolnionym tempie. Podejmuje próby czytania książki, lecz powoduje to tylko, że nie myśli o nim przez minutę lub dwie.

Wreszcie, jest wtorek.

Uświadamia sobie, że nie wie, o której dokładnie wróci.

Wtorkowe przedpołudnie? 23:59? Dosyć tej agonii.

Sprawdza komórkę.

Brak nieodebranych połączeń.

Jest późno i nadal nie ma żadnej wiadomości.

Prawdopodobnie był zmęczony i poszedł prosto do siebie. Leży sama w łóżku, tłumienie łez przyprawia ją o ból głowy.

Słyszy coś.

Dźwięk klucza obracanego w zamku i otwieranie drzwi.

Dreszcz wstrząsa jej ciałem, dopóki nie słyszy stukotu laski o drewnianą podłogę.

Cicho porusza się w kierunku jej sypialni. Wszystko w niej zdaje się krzyczeć.

Przyszedł do ciebie! Przyszedł do ciebie!

Kiedy wchodzi do sypialni, odzywa się do niego.

- W porządku, nie śpię.

Rzuca laską w kierunku fotela, jednak ta upada głośno na podłogę.

Mimo wszystko, ja mam sąsiadów.

Nie widzi go w ciemności, ale słyszy jak się rozbiera.

Kiedy wchodzi do łóżka, powstrzymuje się od dotknięcia go.

Przysuwa się do niej i kładzie głowę na jej piersi.

Obejmuje ją.

Oddycha spokojnie.

Pozostaje w tej pozycji kilka minut.

Jego głos jest bezbronny i nieco stłumiony.

- Mój ojciec nie żyje.

Jedną dłoń trzyma na jego skroni, drugą go obejmuje. Cicho odpowiada.

- Wiem. - desperacko pragnie podtrzymać rozmowę. - Jak twoja mama?

- W porządku. - wyczuwa, że nie odpowiada mu ten rodzaj rozmowy.

- A ty? - musi zapytać, myśli o tym od trzech dni.

Nie odpowiada.

Czuje jego bicie serca na swoim brzuchu. Domyśla się, że zignorował to pytanie.

- Już tak.

Co to oznacza?

„Jest ok, gdyż jestem tu z tobą.”

Czy „Już, bo pogrzeb się skończył.”

Czy „Tak, nareszcie umarł”?


Zbyt wiele możliwości.

- Nienawidzę go.

Już jaśniej.

Pamięta, jak porównał ją do swojego ojca.

„Mój ojciec jest taki jak ty.”

Myśli o mnie tak samo?

- Nie możesz wciąż nienawidzić zmarłej osoby. - mówi cicho.

- Założymy się? – drwi.

Odsuwa się od niej.

Myśli, że jest na nią zły, ale widzi jak prostuje i pociera nogę.
Dokucza mu po długiej podróży.

- Mogę coś dla ciebie zrobić? - pyta w odniesieniu do jego nogi.

Patrzy na nią przez chwilę.

Jakby szukał powodu jej łaskawości.

- Myślę, że mogłabyś ją pomasować.

Pochyla się nad nim i siada okrakiem na jego nogach.

Zaczyna delikatnie uciskać jego udo, lecz on kładzie swoje dłonie na jej, nakazując mocniejszy ucisk. Po kilku minutach, jest zrelaksowany.

- Wiesz, - zaczyna – nie miałbym nic przeciwko małym igraszkom.

Śmieje się i przerywa masaż. Unosi się wyżej, zbliżając się do jego twarzy. Całuje go delikatnie.

- Założę się, że jesteś wyczerpany – schodzi z niego i kładzie się po swojej stronie łóżka.

Podnosi kołdrę i patrz w dół.

- Słyszałeś? Właśnie cię obraziła.

Kładzie się, patrząc na nią. W jego oczach widnieje łagodność.

Wyciąga rękę i dotyka jego policzka.

- Idę spać.

Przytakuje.

Odwraca się, ale silne ramię przyciąga ją do niego.

Nic nie mówi.

Uśmiecha się.

Uśmiecha się, gdyż w tej chwili, jest mu potrzebna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13423
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:33, 27 Lip 2010    Temat postu:

To ja dziękuję, że powróciłaś do tłumaczenia. Ten tekst jest wart lektury i przemyślenia.

Jak mało który pokazuje relacje ludzi dojrzałych, o niełatwych charakterach.

Ubogaca emocjonalnie. Gdyby sfilmować, byłaby wspaniała opowieść miłosna.

A tłumaczenie jest zrobione z sercem i intelektem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ot_taka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 08 Gru 2009
Posty: 259
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: stamtąd
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:46, 27 Lip 2010    Temat postu:

Nareszcie kolejna częsć... dziękuję!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
freestyle
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 22 Maj 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 9:03, 28 Lip 2010    Temat postu:

w końcu kolejna częśĆ
mam nadzieję, że kolejna część będzie nie długo


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kropka
Litel Wrajter


Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:24, 28 Lip 2010    Temat postu:

Czekam na każdą kolejną część z utęsknieniem, bo jest coś w tej opowieści co pokazuje z jednej strony skomplikowane, a z drugiej bardzo proste relacje między nimi.

Uczą się siebie nawzajem. House wydaje się wiedzieć czego chce, Cam usiłuje rozumieć skomplikowaną naturę House'a.
To co zawsze przyciągało mnie w tej parze to jakaś oczywistość, że ona ze swoją wrażliwością jest w stanie go zrozumieć a on ze względu na jej wrażliwość jest w stanie zaryzykować i otworzyć się na nią.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
freestyle
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 22 Maj 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:32, 01 Wrz 2010    Temat postu:

mam nadzieję, że niedługo pojawi się kolejna część.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
freestyle
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 22 Maj 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:01, 18 Paź 2010    Temat postu:

planuje ktoś dodać kolejną część?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
milea
Ginekolog
Ginekolog


Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 2104
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: The Mighty Boosh
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 9:29, 30 Paź 2010    Temat postu:

Studia się zaczęły, to i czasu coraz mniej Ale postaram się do niedzieli zamieścić 11 rozdział

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
milea
Ginekolog
Ginekolog


Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 2104
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: The Mighty Boosh
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:29, 30 Paź 2010    Temat postu:

Cytat:
*rozgląda się*

Ciekawe, czy ktoś jeszcze pamięta o tym fiku, tak długo mnie nie było

Moja ulubiona część, do tej pory


Rozdział 11 Smak zatracenia

Sięga w jego stronę.

Jej ręka nie trafia na jego ciepłe ciało, dotyka zimnego prześcieradła.

Wie, że jest wcześnie.

Wie również, że jest tylko kilka powodów, dlaczego wstał o tej porze.

Noga - vicodinu nie ma na szafce.

Umysł - próbuje rozwiązać przypadek ze szpitala. Może wciąż chodzi o śmierć ojca.

Wyszedł.

Jest tylko trochę zawiedziona.

Zbliżył się do niej tej nocy, nie tylko w sensie fizycznym.

Pewnie zajmuje się już swoimi sprawami.

Potrzebuje czasu. W porządku. Da mu tyle czasu, ile tylko potrzebuje.

Tak długo, jak tylko będzie do niej wracał.


*



W pracy jest tak samo.

Ostry dyżur jest w porządku, minął miesiąc. Chcoiaż nigdy nie zamierzała zostać tutaj na stałe.

Obiecała mu, że zostanie.

Powinna powiedzieć Cuddy.

Na razie nikt o nich nie wie.

Nie ma pośpiechu, aby komukolwiek o tym mówić.

Lubi tajemniczość.

Ktoś mógłby się o nich dowiedzieć.

Jest ostrożna, aby nie spędzać w jego gabinecie więcej lub mniej czasu, niż powinna.

Jeśli zaczniemy się unikać, ludzie zaczną coś podejrzewać.

Paranoja znalazła nowego właściciela.

Jest po piątej, jego zespół już wyszedł.

Idzie się z nim zobaczyć.

Kiedy wchodzi do pokoju, on chowa kopertę do kieszeni kurtki.

Widzi adres zwrotny, prywatne laboratorium.

Siada na jednym z krzeseł przy jego biurku.

- Chcę nowej pracy.

Wyciąga rękę w jej kierunku, jakby celował w nią niewidzialnym pilotem.

- Co robisz?

- Próbuję zmienić piosenkę, tą już słyszałem.

Przewraca oczami, jej nowy nawyk.

- Pracuj dla mnie - mówi obracając się na krześle.

- Nie widzisz tutaj konfliktu interesów?

- Konflikt byłby, gdybym przestał widywać cię nago. Nie widzę związku.

Ignoruje jego komentarz.

- Zastanawiam się czy mają miejsce w naukowym...

Mówi trochę głośniej:

- Pracuj dla mnie.

- Nie.

- Dlaczego nie? - pyta, chociaż nie wygląda na aż tak zainteresowanego.

Wpatruje się w niego.

- Myślisz, że byłbyś w stanie mnie nie faworyzować?

Drwi.

- Oczywiście. Szczególnie kiedy wiem, co potrafisz robić językiem.

Stara się ukryć swój rumieniec.

- A skoro o tym mowa - kontynuuje - już od dłuższego czasu nie miałem okazji skorzystać z twoich umiejętności.

Jego wypowiedź jest prowokująca.

- Nie zmieniaj tematu - mówi, próbując ukryć rozdrażnienie.

- Zaoferowałem rozwiązanie.

- Chyba będę musiała porozmawiać z Cuddy o zmianie. - Chce zakończyć konwersację.

Zaczyna pakować swoje rzeczy.

- Chcesz iść na miasto coś zjeść? - pyta, wpatrując się w zawartość plecaka.

Randka?

Patrzy na niego podejrzliwie.

- W miejsce publiczne?

- O to głównie chodzi w jedzeniu na mieście.

Jest zaskoczona.

- Oh, no tak, jasne. Wybierz lokal.

Kiedy widzi jego uśmieszek, ślina staje jej w gardle.


*


Bar jest zadymiony.

Wydaje jej się, że prawo zabrania palenia w miejscach publicznych, ale widząc lokal, właściciele zbytnio nie przejmują się przepisami.

Jest ciemno i trochę przerażająco.

Sama nigdy by tutaj nie przyszła, ale to miejsce jest dokładnie w jego stylu.

Jest kilka kroków przed nią. Odwraca się kilka razy aby sprawdzić, czy idzie za nim.

Tutaj!

Kiedy ostatecznie siada w boksie, widzi jak bardzo jest zdenerwowana.

Uśmiecha się do niej.

- Co znowu?

- Nigdy nie byłaś w takim miejscu, prawda?

Rozgląda się podejrzliwie.

Machnięciem ręki, zamawia pierwszą kolejkę.

Małe szklaneczki czegoś przezroczystego.

- Nie wiem czego bardziej się bać, tego, czy odpadającego sufitu.

Rozsiada się wygodniej, prostując nogi obok niej.

Patrzy na jego klatkę piersiową. Uwielbia, kiedy materiał koszuli naciąga się przy każdym jego ruchu.

- Sama pozwoliłaś mi wybrać lokal.

Odchyla głowę, pochłaniając drinka jednym łykiem. Ona robi to samo.

Krzywi się, kiedy gorzki płyn przelewa się przez jej przełyk.

- Przecież tu jestem, nie? - pyta nieco zirytowana.

- Ale nie musisz tu być.

Patrzy na nią, kiedy zamawia następną kolejkę.

- Chcesz mnie pocieszyć, uważasz, że nadal nie doszedłem do siebie po śmierci ojca.

Unika odpowiedzi.

- Co to, do cholery jest? - wskazuje na pustą szklankę.

Obraca swoją pustą szklankę, zastanawiając się nad odpowiedzią.

- Alkoholowy odpowiednik paliwa rakietowego.

Potwierdza kiwnięciem głowy i opróżnia swoją szklankę.

Trochę przeraża ją picie tego na pusty żołądek.

Jest wstrząśnięta jego następną wypowiedzią.

- Mój ojciec nie jest martwy.

Mruży oczy i otwiera usta ze zdziwienia.

- To jakaś metafora, której nie rozumiem?

Wypija kolejnego drinka odchylając głowę. Wpatruje się w jego jabłko Adama, oblizując wargi.

- Nie był moim biologicznym ojcem. Domyśliłem się tego, kiedy miałem dwanaście lat.

List który wkładał do kieszeni.

Prywatne laboratorium.

Musiał się upewnić.

Już miała zadać mu pytanie "Skąd do cholery, wziąłeś próbkę?", kiedy zaczęła grać muzyka.

Nie widzi skąd dobiega, więc przysuwa się bliżej do House'a.

Kilka gitar i harmonijka.

- Grają muzykę na żywo? - pyta, nachylając się do jego ucha.

- Nazywają się Blues Central.

Chce powrócić na swoje miejsce, ale czuje jego gorącą dłoń na swoim udzie.

Patrzy w dół na jego dłoń, spogląda na niego i widzi iskierki w jego oczach.

Całuje ją.

Całuje ją swoimi gorącymi, wilgotnymi, pijanymi ustami, jego dłoń masuje jej udo.

Kładzie dłoń na jego policzku i delikatnie odpycha go od siebie.

- Wiem co robisz.

- Co? - pyta wesoło, prowokując ją do odpowiedzi.

Jego twarz jest niebezpiecznie blisko.

- Nie chcesz rozmawiać, więc mnie rozpraszasz... alkohol... - przesuwa dłonią po jego klatce piersiowej - miejsce które lubisz, głośna muzyka... - jej dłoń zatrzymuje się na przodzie jego dżinsów - używasz swoich... sposobów.

Wykorzystując przewagę, całuje go delikatnie, chce być niegrzeczna, wrażliwa i delikatna jednocześnie.

Chwyta jego pełną szklankę i ją opróżnia.


*


Potykają się.

Nie jest pewna, czy on jest w stanie się potykać. Jest skoncentrowana na czymś innym.

Wchodzą do jej mieszkania.

Odpycha go od siebie, prawie traci równowagę.

Staje przed nim i popycha go, dopóki nie siada na krześle.

Rozpina jego rozporek.

Jest pijany.

Otwiera szeroko oczy, próbując skupić się na tym, co ona robi.

Też jest pijana.

Oczekiwanie sprawia, że jej usta wypełnia ślina.

Obnaża jego erekcję i przeciąga językiem po całej jej długości.

Bierze go do ust.

Ssie i porusza się z większym zaangażowaniem, niż zamierzała.

Zdaje sobie sprawę z dźwięków które wydaje, jemu najwyraźniej sprawia to przyjemność. Smak alkoholu dominuje w jej ustach.

Smak jego skóry stał się dla niej niezbędny do życia. Tylko jego pragnie smakować.

Wypuszcza go ze swych ust, on protestuje.

- Nie przestawaj. Co robisz? - pyta zdyszany.

Wstaje i się rozbiera.

Jest uwięziony na krześle, kurczowo trzyma się podłokietników.

Delikatnie siada na jego kolanach.

Oplata jego ręce swoimi, wokół podłokietników.

Całuje go, ale alkohol maskuje jego prawdziwy smak.

Gryzie go w kark.

Czuje jak jego palce próbują uwolnić się z uścisku.

Trzyma go mocniej.

Wie, że dominuje.

Jest upojony, niemiłosiernie pobudzony i jej oddany.

Patrzy w jej oczy, kiedy opuszcza się na jego erekcję.

Jeśli nie może go posmakować, poczuje go.

Zamyka oczy, jakby dopadł go ból głowy.

Wykonuje koliste ruchy, sprowadzając masę przyjemności.

Powoli doprowaza go do orgazmu.

Słyszy, jak on szura nogami wijąc się pod nią.

Wie, że gdyby on chciał, mógłby przejąć nad nią kontrolę.

Przejąć kontrolę.

Gdyby chciał.

Ale nie chce.

Chętnie jej ulega.

Kiedy czuje jak ją wypełnia, nie jest pewna dlaczego, ale wie, że uczynili wielki krok we właściwym kierunku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13423
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 9:56, 01 Lis 2010    Temat postu:

Nie zapomnieli. Dobrze, że i ty nie zapomniałaś. Jak zwykle twoje tłumaczenie oddaje klimat oryginału.

Fizyczność, uczucia, emocje i rozum przedstawione w równych dawkach, przez co postacie są tak wiarygodne w tym fiku.

No i bohaterowie też oryginalni, żadna podróbka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
freestyle
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 22 Maj 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 11:38, 01 Lis 2010    Temat postu:

eigle ma dokładnie takie samo zdanie co ja:)
więc nic dodać nic ująć


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
justykacz
Groke's smile
Groke's smile


Dołączył: 16 Mar 2008
Posty: 1856
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 47 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:01, 20 Mar 2011    Temat postu:

Wow, mnie bądź co bądź Hudzinkę ten fik pobił, położył na łapatki!

Bobba, prawdziwie Zóy fick


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Czerwono-Zielona
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 736
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: from unbroken virgin realities
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 0:43, 26 Mar 2011    Temat postu:

Fik mnie powalił.

I to tak bardzo, że aż popełniłam tłumaczenie następnej części...

Dziękuję za uprzejmość, życzliwość i wyrozumiałość milei, która pozwoliła mi wtrącić tu swoje trzy grosze i odstąpiła nieco cennego miejsca, by mój wen mógł się wyszaleć...

Dedykacja oczywiście należy się Wspaniałym Tłumaczkom tego fika - nince_m i milei Szacun dla Was, Dziewczyny, ten tekst jest znacznie trudniejszy do tłumaczenia niż mogłoby się to na pierwszy rzut oka wydawać... W ogóle tłumaczenie jest o wiele bardziej niewdzięcznym zajęciem niż sądziłam... Także gdyby ktoś miał jakieś uwagi, będę wdzięczna za wszelką krytykę.

Enjoy.




Rozdział 12. Naziści i informacje


Jest mądra.

Zawsze była najlepsza w klasie.

Ciężko pracowała, by skończyć szkołę medyczną.

Ale to wszystko: ona tylko pracuje.

On jest mądrzejszy.

I wydaje się, że czyni to zupełnie bez wysiłku.

Kiedy ona myśli, że posiada informację – strzęp informacji – której on nie zna, zawsze okazuje się, że on już o tym wie.

Nie tylko wie to, co ona, ale ma już pięć kolejnych wiadomości, czekających w zanadrzu jego umysłu, by się ujawnić.

To ją frustruje.

Nigdy nie ma nad nim przewagi.

Jedynym sposobem, by zamknąć mu usta, jest zaciągnięcie go do łóżka, ale wtedy to ona nie potrafi utrzymać zamkniętych ust, i on znów ma nad nią przewagę.

Znów.

Niekończący się cykl.

Uśmiecha się blado. On ją drażni i jednocześnie w pełni zadowala.

Siedzą w jego mieszkaniu. On ogląda telewizję, ona czyta gazetę. W pewnym momencie podnosi wzrok znad kartki i patrzy na niego. On odwraca głowę w jej kierunku.

- Tak? – Jest pewien, że zaraz z jej ust padnie pytanie.

- Wiesz, kto jeszcze miał tak błękitne oczy jak ty? – Uśmiecha się triumfalnie.

- Kto?

Poświęca jej w tej chwili tylko część swojej uwagi. W telewizji lecą „Gliniarze”.

- Hitler.

Ona uśmiecha się do siebie w duchu.

On kpi:

- Miał też niski popęd płciowy i tylko jedno jądro – Mruga do niej. – Oboje wiemy, że ja takich problemów nie mam.

Znów, cholera, to zrobił.

Ona posiada wprawdzie pewną wiedzę z różnych dziedzin, ale to wystarcza jedynie, by zaimponować znajomym na imprezach.

Myślała, że jego wiedza także jest tego rodzaju – poza medycyną oczywiście. Ale im więcej czasu z nim spędza, tym bardziej uświadamia sobie, że on wie naprawdę dużo. I to na każdy temat.

- Co czytasz? – Jego oczy wciąż wpatrzone są w ekran.

- Hmm – zerka na nagłówek artykułu – „Wewnątrz Trzeciej Rzeszy”.

Wraca do lektury.

- Naprawdę cię to interesuje? – W jego głosie pobrzmiewa niedowierzanie.

- Ten okres w historii zawsze mnie intrygował – Na moment zawiesza głos. – Jak to możliwe, że ludzie byli w stanie robić sobie nawzajem tak straszne rzeczy…

Mruga oczami, dając znać, że rozumie.

Ona zamyka gazetę i rzuca ją na stolik.

- Powinnam iść – Wstaje.

Patrzy na nią zaskoczony.

- Dlaczego?

- Nie masz teraz przypadkiem randki z Wilsonem?

- Mam. I co z tego?

Stoi przed nim z dłońmi opartymi na biodrach, a on leniwie trzyma w ręku piwo.

Jej wzrok wędruje z jego twarzy na lekko zaczerwienioną skórę klatki piersiowej, widoczną pod rozpiętą koszulą.

- Nie sądzisz, że byłoby to trochę dziwne, gdyby Wilson mnie tu teraz zastał? – Pomimo starań nie udaje jej się ukryć drżącego w głosie zdenerwowania.

On przechyla lekko głowę, jakby chciał zajrzeć w nią jeszcze głębiej.

Cholera.

Na jego twarzy pojawia się uśmiech. Całkowite rozbawienie.

- Nie chcesz, żeby Wilson się o nas dowiedział – Ona wbija wzrok w
podłogę.

On pochyla głowę do przodu, próbując spojrzeć jej w oczy.

- Nie chcesz, by ktokolwiek się dowiedział.

Próbuje wyglądać na pewną siebie.

- Nie sądzę, że powinno to kogokolwiek obchodzić.

- A-ha - odpowiada z niedowierzaniem.

Wstaje, ale gdy tylko jego sylwetka się prostuje, twarz wykrzywia mu grymas bólu, a jego dłoń natychmiast wędruje w kierunku uda.

- Wszystko w porządku z twoją nogą? – pyta, pomagając mu usiąść z powrotem na krześle.

- Z moją nogą nigdy nie jest w porządku.

Wygadany, jak zawsze.

- Ale jest gorzej niż zwykle, prawda?

Potrząsa głową.

- Po prostu za długo siedziałem – Patrzy na zegarek i łyka Vicodin. – Jeśli tak bardzo chcesz, aby nasz mały, brudny sekret nadal pozostał sekretem, musisz już iść. Wilson będzie tu za dziesięć minut.

Choć niepokój maluje się na jej twarzy, zabiera swoje rzeczy i wychodzi.

*

Czeka na wyniki badań z laboratorium.

Bez względu na to gdzie pracuje, nie potrafi zapomnieć o umiejętnościach diagnostycznych, które on w niej wykształcił.

Patrzy z uwagą na pacjenta.

Myślami przebiega przez stworzoną w wyobraźni listę.

Uporczywy kaszel.

Krew w stolcu.

Niewyjaśniona anemia.

Trudności z połykaniem.

To może być rak.


Pochyla się nad blatem biurka w dyżurce pielęgniarek i masuje skronie.

Czuje, że zaczyna boleć ją głowa.

Podnosi wzrok i widzi skradającego się Wilsona, przyglądającego się jej z konsternacją.

Uśmiecha się do niego niezręcznie, zastanawiając się, dlaczego onkolog zachowuje się tak dziwnie. Ale gdy tylko on zauważa, że ona go dostrzegła, natychmiast rzuca się do ucieczki w stronę wind.

To nie była przypadkowa zmiana kierunku.

To był celowy unik.

To było dziwne.

Technik z laboratorium kładzie przed nią czerwoną teczkę. Otwiera ją i patrzy na wyniki.

Wzdycha.

Rak.

Akurat teraz przydałaby się pomoc Wilsona.

Co ona mu takiego zrobiła?

Przecież nie rozmawiała z nim od ubiegłego tygodnia. A wtedy była tylko na konsultacji, która – jak sądzi – poszła gładko.

Jest tylko jedno wytłumaczenie.

House.


*

Leży skąpana w ciepłym świetle.

Jego ręka nieprzerwanie wędruje po jej udzie.

Jego usta spoczywają na jej ustach, nie nachalnie, ale jego intencje są jasne.

On wyciąga rękę i gasi lampkę na szafce przy łóżku.

Zostaje wrzucona w mrok.

Powinna oddać się tej przyjemności, ale jej umysł próbuje znaleźć sposób, by poruszyć temat dzisiejszego spotkania z Wilsonem.

Czuje jego język na swojej szyi, palce – we włosach.

- Coś jest nie tak z Wilsonem.

Ignoruje ją.

Powraca do całowania jej warg, a ona myśli, że po prostu stara się ją uciszyć.

Próbuje pogłębiać pocałunki, ale ona za każdym razem delikatnie się wycofuje.

- Dziwnie się dzisiaj w stosunku do mnie zachowywał.

Wydaje jej się, że słyszy jego wymijające mruknięcie, ale on jest zbyt zajęty nakłanianiem jej, by rozsunęła nogi.

Ona jednak wcale nie reaguje, rozpraszają ją myśli o Wilsonie, krążące w jej głowie.

- Myślę, że on coś podejrzewa.

House w końcu poddaje się i opuszcza czoło na jej brzuch w geście kapitulacji.

- On więcej niż podejrzewa. On wie.

Wszystkie jej mięśnie natychmiast się spinają.

- Jak to: „on wie”?

Zsuwa się z niej i wstaje z łóżka, próbując odwlekać tak długo, jak to tylko możliwe, nieuchronnie zbliżający się wybuch wściekłości. Kiedy ona widzi, że na jego twarzy maluje się coś na kształt poczucia winy, jej oczy rozszerzają się.

- Powiedziałeś mu?!

- Ja… – przeciąga ten dźwięk. – Mogło mi się coś wymsknąć.

Podchodzi do niego, on odsuwa się do tyłu.

- Wiedziałeś, że nie chciałam, by się dowiedział – przyciska do jego piersi wyprostowany palec wskazujący i już po chwili on stoi w progu – a i tak mu powiedziałeś!

Próbuje wypchnąć go z sypialni, ale on przytrzymuje się framugi.

- Łaziłaś za mną przez trzy lata i wtedy nie obchodziło cię, że wszyscy wiedzieli. Niewiele brakowało, a zaczęłabyś chodzić po ulicach z transparentem – Ona krzyżuje ramiona na piersi w obronnym geście. – I dlatego zastanawiam się, czemu teraz tak bardzo chcesz zrobić z tego tajemnicę.

Ona ma dość.

- Idź do domu.

Na jego twarzy odmalowuje się zawód.

- Cameron, daj spokój.

- Albo idź na kanapę. Tutaj na pewno nie będziesz spał.

Pewnie zamyka mu drzwi przed nosem.

Co za drań.

Irytujący, opryskliwy, nieprzyzwoity manipulator. Ale generalnie nie jest złośliwy, przynajmniej nie bez powodu.

Ale dla tego zachowania ona nie znajduje powodu.

Wiedział, co czuła, a pomimo tego wygadał wszystko Wilsonowi.

Tylko po to, by ją zranić.

Nie minęły jeszcze dwie godziny od momentu, gdy wyrzuciła go z sypialni, a już rozlega się nieśmiałe pukanie do drzwi.

Gdy je otwiera, widzi go w piżamie, ze zmierzwionymi włosami, opartego o framugę.

Już po tym jak otworzyła mu drzwi, on udaje, że nadal w nie puka, uderzając kilka razy palcem w pustą przestrzeń przed sobą.

- Twoja kanapa jest do bani.

Ona chce zamknąć drzwi, ale jego ręka ją powstrzymuje.

- Dlaczego nie chcesz, żeby ludzie wiedzieli?

Wzdycha.

Nie ma siły, by wymyślać kolejną wymówkę.

Postanawia powiedzieć prawdę.

- Oboje wiemy, że za pierwszym razem to była totalna katastrofa.

Ta koszmarna randka.

– Myślę, że to przez ciśnienie z zewnątrz. Każdy musiał wtrącić swoje trzy grosze, wszyscy krakali, że to się nie uda. Chciałam tego uniknąć.

Kiwa głową ze zrozumieniem.

Ona chce wiedzieć, że nie był celowo okrutny.

- Dlaczego powiedziałeś Wilsonowi?

Wchodzi do pokoju.

Wzrusza ramionami.

- Bo chciałem.

Posyła mu pytające spojrzenie.

On mówi dalej:

- Wiem, że tak naprawdę nie chcesz tajemnic – Podchodzi bliżej, tak, że ona nie może uciec przed jego spojrzeniem. – To nie leży w twojej naturze. Przez chwilę tajemnica może być ekscytująca, ale potem staje się ciężarem.

To było… szczere.

Zabawne.

On wie na jej temat takie rzeczy, których istnienia ona sama jeszcze nie podejrzewa.

Czuje, że jej złość powoli ulatuje. Chce dalej się jej trzymać, chce trzymać się swoich postanowień, zwłaszcza tych dotyczących jego osoby, choćby tylko po to, by udowodnić, że potrafi.

- Nic nie mówisz – Pochyla się nad nią lekko.

Całuje delikatnie.

- Twoja kanapa jest okropna, jakby ktoś nakładł w nią kamieni - Znów ją całuje. Ona uśmiecha mu się w usta.

Nie może na to nic poradzić.

Myśli, że to jest jak syndrom sztokholmski*.

Jeden najmniejszy akt dobroci z jego strony i jest mu całkowicie oddana.

Jest przekonywujący, wymuszający, przytłaczający.

A ona nigdy mu nie odmawia.

- Możesz spać tutaj – Znów ją całuje.

Kiedy leżą później obok siebie, on sięga ręką do kieszeni zdjętych spodni i wyciąga z niej Vicodin.

Ona myśli, że ostatnio bierze więcej niż zwykle, ale nie może mieć pewności.

Wciąż jest nieco zmartwiona.

Nie chce, żeby stosunki z Wilsonem były takie pokręcone w nieskończoność.

Odwraca się na bok i wtula w jego klatkę piersiową, ręką obejmując jego ramię.

- Wiesz – on szepcze jej do ucha – że to Hitler prawdopodobnie wymyślił dmuchane lale?

Ona śmieje się w jego szyję.

- Niemożliwe...

Przez chwilę leżą w ciszy. W dobrej ciszy.

- Czy to nie dziwne, że rozmawiamy w łóżku o Hitlerze?

Ona znów się śmieje.




* Gdyby ktoś nie wiedział, a chciałby się dowiedzieć, to tutaj jest bardzo przystępnie wyjaśnione pojęcie syndromu sztokholmskiego:
[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Czerwono-Zielona dnia Sob 1:55, 26 Mar 2011, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kropka
Litel Wrajter


Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:03, 26 Mar 2011    Temat postu:

Dzięki za tłumaczenie tego niezwykłego fika.
Mam nadzieję, że pociągniesz to dalej i nie będziemy czekać tak długo na kolejne części


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13423
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:53, 27 Mar 2011    Temat postu:

Moim zdaniem świetnie sobie poradziłaś z tłumaczeniem tego trudnego tekstu. Dzięki ci za staranie o kontynuowanie fika, który jest z pewnością jednym z najinteligentniejszych i charakterologicznie najlepiej zbudowanych opowiadań z Housem w roli głównej.

Bardzo skomplikowany związek został pokazany, ale głęboki w uczuciach i uczciwy w reakcjach bohaterów. Nielukrowany. Dwoje dojrzałych, inteligentnych ludzi po przejściach, którzy chcą być ze sobą i uczą się siebie w związku.

Ciekawam bardzo ciągu dalszego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
justykacz
Groke's smile
Groke's smile


Dołączył: 16 Mar 2008
Posty: 1856
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 47 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:20, 17 Kwi 2011    Temat postu:

Czy ktoś tłumaczy dalej tego fika?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
justykacz
Groke's smile
Groke's smile


Dołączył: 16 Mar 2008
Posty: 1856
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 47 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 11:53, 27 Cze 2011    Temat postu:

Chętnie wtrynię swoje tłumaczenie, aczkolwiek muszę je jeszcze dopracować.
Zgadzacie się?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:44, 27 Cze 2011    Temat postu:

Dlaczego mielibyśmy protestować? Skoro tłumaczki odwróciły się od tego genialnego opowiadania, ty spadasz nam jak z nieba. ^^

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
freestyle
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 22 Maj 2010
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:49, 27 Cze 2011    Temat postu:

dokładnie! już nie mogę się doczekać

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
justykacz
Groke's smile
Groke's smile


Dołączył: 16 Mar 2008
Posty: 1856
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 47 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:49, 05 Lip 2011    Temat postu:

Cytat:
Publikuję teraz, choć nie jestem zadowolona z tego tekstu, chciałabym go bardziej dopracować. Wyjeżdżam i będę dopiero za 10 dni, więc zdecydowałam się na publikacje abyście nie musieli za długo czekać.

Nie udało mi się zatrudnić Bety. Następnym razem postaram się to nadrobić.

Generalnie jest to mój debiut zarówno jeśli chodzi o tłumaczenie, ale też jeśli chodzi o pisanie czegokolwiek. Nigdy nie miałam zapędów pisarskich, a ostatni raz pisałam coś w LO. Mam problemy z interpunkcją i nie tylko. Bądźcie wyrozumiali jeśli chodzi o błędy

Będę trenować i następnym razem będzie o wiele lepiej
Muszę też przyznać, że nie doceniłam tego tekstu I trochę przeceniłam swoje umiejętności.
Jeżeli będziecie chcieli zajmę się następną częścią kiedy wrócę.



<center> I know you're so sad
So sad, you can't cry
But I know you let go
Although you can remember why
- The MDH band </center>



<center> "Love Will Do That" </center>


Zaskoczyła samą siebie.

Nawet jest z siebie dumna.

Musi jeszcze wydusić z siebie te słowa, które boleśnie grzęzną jej w gardle od co najmniej trzech lat.

Kocham cię.

To, jak każe im zostawiać w miejscu stoi ponad wszelką rozsądną logiką.

Chce to powiedzieć, kiedy ją pieprzy.

Chce to powiedzieć, kiedy pozwala jej kłaść stopy na swoich kolanach, gdy oglądają telewizje.

W szpitalu, kiedy stroi do niej miny przez szklane korytarze.

Gdy się śmieje, a ona może zobaczyć zmarszczki wokół jego oczu, które tak uwielbia.

Może sobie przypomnieć sto różnych okazji, podczas których miała te słowa na końcu języka, jednak strach zawsze sprawiał, że je wycofywała.

Okazje takie jak te.

Jest późny ranek, a ona nie musi iść dziś do pracy.

Wzięła poranną gazetę i wróciła do łózka. Próbuje rozwiązać dzisiejszą krzyżówkę.

Pierwsze pięć haseł rozwiązała stosunkowo łatwo, ale następne wprawiło ją w zakłopotanie.

Przyłożyła długopis do ust. Nie widzi tego, ale on uśmiecha się obserwując jej koncentracje. Czeka przez chwilę, aby dowiedzieć się czy da sobie radę, po czym decyduje się nad nią zlitować.

- Zaczyna się na...

Mówi, dopóki jej dłoń stanowczo nie spoczęła na jego ustach.

- Nie mów mi. - cofnęła dłoń. Pomija to hasło i przechodzi dalej.

On uśmiecha się znacząco, ona oznajmia.

- Zostawię to. Później do tego wrócę.

- Jasne.

Zna kilka następnych słów.

Pojawia się problem. Sześcioliterowe słowo opisujące deszczowy region.

Oregon?

Westchnęła, wiedząc, że dalej nie da już rady. Podała mu gazetę wraz z długopisem.

Przyjmuje je uśmiechając się szeroko.

Cholerny „New Jersey Journal” i ich wariackie krzyżówki

Leży na brzuchu, długopis za jego uchem.

Patrząc na niego w białej koszulce, wypoczętego, leżącego w jej łóżku, czuje, jak te słowa same cisną się na usta.

Rozwiązanie krzyżówki zabiera mu jakieś dwadzieścia pięć sekund.

Odpowiada milczeniem.

Słyszy gazetę, a sekundę później długopis uderzający o podłogę.

Przekulała się na swoją stronę, z dala od niego.

Czuje ruch materaca oraz rękę gładzącą spodnie od piżamy.

On szarpie jej spodnie, ona leży wyciągnięta na łóżku, naprzeciw jego strony.

Kiedy obraca się, jego ręka wędruje wzdłuż jej ciała zatrzymując się na biuście.

Uśmiecha się.

- To było subtelne.

Całuje ją.

- Wiem, czego chcę.

Cieszy się, że całuje ją teraz, bo jest pewna, że mogłaby to przepuścić.

Gdy tylko kładzie nogę na jego biodrze, odzywa się komórka.

- Cholera – mamrocze. Zsuwa się z niej.

Sięga do stolika nocnego i chwyta telefon.

- Co tam?

Podnosi się i otacza rękami jego plecy, rozciąga nogi wzdłuż jego ciała, dopasowuje się do niego.

Słucha jego części rozmowy, wnioskując, że będzie musiał wyjść.

Niewyjaśniona martwica skóry jest wystarczająca.

Zamyka telefon, obraca ku niej głowę.

- Muszę lecieć.

Uwalnia go ze swych objęć.

- Domyśliłam się.

Patrzy jak ubiera kurtkę na swe ramiona, zakłada dżinsy, bierze laskę i udaje się do drzwi.

- To nie podejrzane, że masz na sobie te same ciuchy co wczoraj?

Pyta go z nutką uśmiechu na ustach. On spogląda na swój ubiór i kręci głową.

- Nie, ale podejrzane jest to, że pachnę... - przykłada rękaw do nosa. - miodem i migdałami.

Ona się śmieje, on zamyka drzwi.

To było co najmniej piętnaście chwil, podczas których czuła potrzebę powiedzenia słów „kocham cię”.

Co najmniej.

Stwierdza, że powinna wstać i zacząć dzień. Jest już po jedenastej.

W drodze do łazienki spogląda na krzyżówkę.

Widzi jego męski charakter pisma.

Deszczowy region...

- Cholera.

*

Następnego dnia w pracy przystaje zanim wejdzie do jego biura.

Widzi go pochylonego nad komputerem, wydaje jej się, że jest na czymś bardzo skupiony. Gdy tylko wchodzi, on minimalizuje okno.

- Pewnie porno. - myśli.

Siada na krześle przed biurkiem i kładzie nogi na jego blacie.

Rzuca jej piorunujące spojrzenie, po czym spycha jej nogi na dół.

- Trzynastka umiera – stwierdza szorstko.

Spogląda na niego, zaskoczenie maluje się na jej twarzy.

- Na co?

Mówi to bez mrugnięcia okiem.

- Huntington.

Nie może powstrzymać uzewnętrzniania współczucia.

To coś w rodzaju wewnętrznego krwotoku, któremu jej mózg każe wypłynąć na powierzchnie przez liczne pory.

- O Boże, to straszne.

Kładzie nogi na swoje biurko.

- Taa... A ja muszę ją zwolnić.

- Co?! Dlaczego?

Przewraca oczami, co jak przypuszcza ma oznaczać jej mniejszy intelekt.

Wzrusza ramionami.

- Nie jest już obiektywna.

- Ja nigdy nie byłam obiektywna - wtrąca.

- Taa, ale ty byłaś gorącą laską.

Próbuje położyć nogi na biurku, tuż obok jego.

- Trzynastka jest gorąca.

Patrzy na nią szerokimi oczyma, chwilę później zwracają się w kierunku drzwi.

Wchodzi Wilson.

To oczywiste, że wciąż czuje się nieco skrępowany tą sytuacją.

- Witaj – zwrócił się do niej.

- Cześć.

House odchyla się na krześle rozochocony tą farsą.

Wilson zwraca się w kierunku House'a.

- Przyszedłem tylko powiedzieć, że test twojego pacjenta na chłoniaka nieziarniczego dał wynik pozytywny, a to ... – wskazał na House'a i Cameron – to dobra rzecz.

Kieruje się do wyjścia. Zatrzymuje się, gdy dociera do drzwi.

- Bardzo dobra rzecz.

Jej oczy śledzą go, dopóki jest w zasięgu wzroku.

- Co to, do cholery było? - pyta.

House z powrotem kieruje wzrok na nią.

- Jego błogosławieństwo.

*

Spędza noc u niego.

Wydaje się robić to z coraz większą częstotliwością.

Stoi w jego łazience, pochyla twarz na zlewem.
Zamyka oczy i zmywa dzień z twarzy.

- Wszystko z tobą w porządku?

Zaskoczona prostuje się szybko; Czuje na sobie małe stróżki wody.

On stoi w drzwiach, ma obojętny wyraz twarzy.

Decyduje się grać w jego grę.

- Jestem pewna, że wiele jest we mnie nie tak. - wyciska pastę do zębów na szczoteczkę.

- Racja, oprócz nadmiernego przywiązania, biernej agresji, sympatii do zepsutych rzeczy i tego, że czasami gryziesz zbyt mocno.

Przymyka oczy patrząc na niego.

On mówi dalej.

- Mam na myśli fizycznie. Nie zamierzasz pływać do góry brzuchem w najbliższym czasie?

Stoi ze szczoteczką do zębów w ustach, wygląda na zmieszaną.

- House, nic mi nie jest - ucina, całkowicie zakłopotana tą sytuacją.

- Dobrze. - pojedyncze skinienie głowy to wszystko, co dostaje w zamian.

Chwilę, że jak?

Kuśtyka do łóżka i zadomawia się tam na noc.

On nie chce, abyś umarła. Jak słodko...

Nienawidzi tego, że te przypuszczenia sprawiają, że jej serce bije mocniej.

Miłość jest wystarczająca.

*

Budzi się słysząc słaby dźwięk muzyki, dobiegający z skądś w jego mieszkaniu. Przewraca się, aby spojrzeć na zegarek.. Trzecia nad ranem.

Co jest, do cholery?

Stoi w przejściu do salonu, po cichu kieruje się w głąb pokoju. On nie jest świadom jej obecności.

Jest bosy, z gitarą na kolanach. Robi sobie siedzenie ze swojego wzmacniacza, ma zamknięte oczy i wygląda na raczej... szczęśliwego.

Uwielbienie w jej oczach musi być oczywiste.

- Wybacz, nie przyjmuję zamówień – mówi nawet nie otwierając oczu.

Na jej twarzy pojawia się uśmieszek.

Jak on to robi?


- Nie uważasz, że jest odrobinę za wcześnie na Stones'ów?

Gra nadal, ale zmienia utwór na bardziej spokojny.

Gdyby miała go do czegoś porównać byłyby to morskie fale.

Jest zjawiskowy i zwiewny. Myśli, że powinna go nagrać, aby samemu się z nim skonfrontować.

Ten mężczyzna grający ten utwór.

Idzie do kuchni nalać sobie szklankę wody, kołysze się do rytmu.

Kiedy jest w połowie drogi, muzyka nagle się urywa.

- Hej, dlaczego przestałeś grać...

Jej głos zamiera, gdy go dostrzega.

Serce zatrzymuje się na chwilę.

W tej chwili siedzi na podłodze, gitara odsunięta, gładzi nogę dłonią.

Wydaje jej się, że widzi łzy napływające mu do oczu.

Cicho zbliża się do niego, oferuje swą daremną pomoc.

Gwałtownie kręci głową.

Robi krok w tył.

Jego oddech jest nierówny.

Na czole pojawia się pot.

Chce pomóc, ale nie ma pojęcia co zrobić.

- Mam przynieść twój vicodin?

Ponownie kręci głową.

- Co powinnam zrobić?

Patrzy na nią ze łzami w oczach.

*

Traci przytomność.

Strzykawka pełna morfiny jest wystarczająca.

Coś jest nie tak.

Nic na to nie poradzi, ale myśli, że to ona powoduje dodatkowy ból w jego nodze.

Nie pamięta, aby było tak źle od kiedy są razem, ale może nigdy tego nie widziała.

Udało jej się wciągnąć go na kanapę i teraz, chcąc rozproszyć myśli, zmywa wielką starte naczyń w jego zlewie

Zmywa i szlocha.

To po prostu nie „fair”. On na to nie zasługuje. Nikt nie zasługuje.

Nie ma już wątpliwości. Coś się zmieniło.

Z jego nogą jest coraz gorzej.

Sprząta jakby w była transie.

Gdy słyszy skrzypienie kanapy, kończy mycie naczyń i pierze trzeci załadunek jego ubrań.

Śpieszy do niego.

- Czuję, jakbym już raz to przeżyła - myśli.

Jej oczy są zaczerwienione, zauważa to.

- Nie płacz. - jego głos jest niezwykle cichy.

Za późno

- Jest coraz gorzej, prawda?

Odczekuje chwilę, po czym kiwa głową.

- Powinieneś zrobić sobie PET. Musisz wiedzieć, co się dzieje z twoją nogą.

Nic nie mówi, ale jego twarz wskazuje, że nie podoba mu się ten pomysł.

Dotyka jego twarzy.

- Boisz się tego co możesz znaleźć?

On nadal milczy.

Ona słyszy „tak” w tej ciszy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez justykacz dnia Wto 21:56, 05 Lip 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:38, 05 Lip 2011    Temat postu:

Jest bardzo ok... ale dwa zastrzeżenia: nie zlew tylko umywalka. Drugie: stróżka to jest kobieta siedząca w stróżówce. Natomiast strużka jest zdrobnieniem od strugi i tak powinna być zapisana.
Tak, wiem, czepiam się
Ale klimat jest zachowany bardzo dobrze


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 3 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin