|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ninka_m
Gość
|
Wysłany: Śro 1:16, 24 Lut 2010 Temat postu: Monolog [ang. Soliloguy, T, odc. 2, 7-9] |
|
|
Natchnięta ostatnimi tłumaczeniami Hameronowych fików z importu, prezentuję Wam jedną z części Monologu (ang. Soliloguy) autorstwa petro13 - jednej ze wspanialszych moim zdaniem autorek hameronowych fików (czy ktoś miałby ochotę przetłumaczyć jej "Myśli" - wspaniały angstowy fik?).
Symetria (część 7.).
Przeciwieństwa się przyciągają.
Tak przynajmniej myślisz.
Znasz dziesiątki historii na ten temat.
Chłopak spotyka dziewczynę. Zakochują się w sobie. Chłopak i dziewczyna uświadamiają sobie, jak wiele ich dzieli. Ale walczą z przeciwnościami i odnajdują się razem.
Kupa gówna! - myślisz.
Kochasz ją.
Nie ma sensu, żebyś próbował temu zaprzeczać.
Nawet jeśli nie potrafisz powstrzymać się od udawania przed samym sobą i myślenia, że tak nie jest.
Z początku, myślałeś, że to co czujesz do niej jest właśnie klasycznym przykładem takiego obłędnego myślenia.
Ona jest wszystkim tym, czym ty nie jesteś. Więc, to normalne, że chciałeś ją posiąść i uczynić ją częścią siebie.
Twój umysł podsuwa ci różne wyobrażenia na tą okazję: dwie splatające się połówki, dwa spotykające się kręgi na wodzie, dwa ptaszki na tej samej pieprzonej gałęzi. I inne głupkowate wyobrażenia tego, co może oznaczać zauroczenie pomiędzy dwojgiem ludzi,
zauroczeniem jej instynktem moralnym.
Jest twoją odwrotnością.
I to jest cała logika, która wyjaśnia, dlaczego ją kochasz i jej właśnie pragniesz.
Uświadamiasz sobie jednak, że to zupełnie jednak nie o to chodzi i nigdy nie o to chodziło.
Trudno podważyć fakt, że ludzie tak naprawdę szukają tego, co podobne. Szukają symetrii.
Ona jest tą symetrią.
Ona jest ucieleśnieniem idei piękna.
Gdybyś zdołał przeprowadzi linię wzdłuż jej twarzy i ujrzeć jej twarz przedzieloną na pół, byłoby ci ciężko znaleźć różnice pomiędzy tymi dwiema połówkami.
Jest - w najbardziej naturalny, klasyczny i niezaprzeczalny sposób - piękna.
I jako prawdziwy z krwi i kości samiec nie możesz się oprzeć jej urokowi; ale to jeszcze nie koniec. Jest jeszcze coś.
To coś, co nie zamyka się w jej fizyczności.
Jest odwrotnością ciebie. Jest TOBĄ.
Jest tak, jakby jakaś siła wyższa, albo ktokolwiek w kogo i tak nie wierzysz, stworzył ją specjalnie z myślą o tobie.
Jest niczym doskonale piękna mała istotka, która pod powierzchnią ukrywa tony ciężaru.
Ty i ona jesteście jak kaczka płynąca po jeziorze.
Widzisz jak porusza się z łatwością i gracją, ale jak uda ci się spojrzeć poniżej tafli wody, widzisz małe nóżki, które pracują ciężko, żeby
utrzymać się na powierzchni.
Podobieństwa między wami stają się dla ciebie teraz oczywiste.
Smutek przytłacza was oboje. Jest jak powrotna fala, która próbuje was ściągnąć do dna. Wypełnia was aż do po czubek waszych porów w skórze.
Pamiątki niefortunnych okoliczności i zaniechanych możliwości odcisnęły piętno na was obojgu.
Potrzeba moralnego działania pożera was oboje.
To fakt - jej cnotliwość jest bardziej widoczna i bardziej wkurzająca, ale to, jak to okazujecie zmienia się.
Oboje macie na swoim koncie historię waszych wątpliwych związków.
Ona - przegrane małżeństwo oraz związek oparty na tym, kim powinna być, a nie jest.
Ty - jedną prawdziwą miłość zakończoną gorzką zdradą oraz jednonocną przygodę z dalekimi konsekwencjami.
Ostatnio wiele myślisz o symetrii.
Poprawka - wiele myślisz o niej.
I jakby na dowód tego wszystkiego, jakaś kosmiczna siła jakby czytała w twoich myślach:
słyszysz dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi.
Leżysz w swoim łóżku, kompletnie ubrany i pozwalasz błądzić swoim myślom.
Nic nie mówi - po prostu kładzie się obok ciebie.
Po kilku lub kilkunastu minutach twoje myśli biorą górę nad tobą i układają się w następujące zdanie:
- Symetria - mówisz, nie przestając wgapiać się w sufit.
Kątem oka widzisz, że odwraca głowę w twoim kierunku.
Mógłbyś się założyć, ze zastanawia się, co masz na myśli.
- Podobieństwo albo odpowiedniość pomiędzy dwoma różnymi rzeczami?
Przytakujesz.
Niezależnie od tego, jak bardzo się zmieniły stosunki między wami, relacja mistrz i uczeń jest zawsze obecna.
- Ty i ja - Odwracasz się teraz na brzuch - jesteśmy symetryczni.
Parska ironicznie i zwraca się ku tobie. - Jak na to wpadłeś?
Jak to wytłumaczyć?
Rysujesz palcem schemat na swojej poduszce.
Pudełka w pudełkach. Malutkie pudełko na środku. Twój rysunek zaczyna wyglądać, jak klatka schodowa widziana od góry.
- Ludzie dobierają się w pary ze względu na podobieństwa.
Wskazujesz na swój wymyślony diagram.
- Znajomi i krewni są na zewnątrz. Przyjaciele i współpracownicy - blisko środka. Im bliżej jesteś z kimś, tym bliżej środka.
- A czym jest środek? - pyta.
Wskazujesz na jej serce.
Pojmuje. - Ludzie szukają tych, którzy mają te same przekonania, cele i muzyczne gusta?
- Dokładnie. - Przytakujesz. - Ludzie sądzą, że przeciwieństwa się przyciągają. Odmienne osoby powinni być dla siebie atrakcyjne, ale prawda jest taka, że...
Zaczynasz wodzić palcem od jej czoła, przez linię środka twarzy, aż po czubek jej nosa.
- Bez symetrii - Twój palec kontynuuje drogę poprzez jej usta aż do podbródka.
- środkowe pudełko jest nieosiągalne.
Jej oddech jest płytki. - I myślisz, że my jesteśmy symetrią?
Masz ochotę ją pocałować. Więc w końcu to robisz.
Kiedy odsuwasz się od niej, patrzy na ciebie badawczo.
- Próbujesz mi powiedzieć, że mnie kochasz?
Próbujesz?
Nie, to nie może być tak proste!
- Próbuję ci powiedzieć, że jesteś w którymś z moich pudełek.
Dodam, że Petro13 napisała tą część w końcówce S5.
Ostatnio zmieniony przez ninka_m dnia Nie 18:57, 28 Lut 2010, w całości zmieniany 6 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
kropka
Litel Wrajter
Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 31 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 7:05, 24 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
HA!
Bardzo dobre to jest!
Na wszelkie możliwe sposoby House usiłuje wytłumaczyć sobie jej obecność w swoim życiu.
Ba! Nie tylko obecność! Usiłuje nazwać po imieniu relację, która ich łączy i odpowiedzieć sobie na pytanie - "kim ona jest dla mnie".
Ludzie.... dlaczego te pierdoły tak strasznie zniszczyły to, co budowano przez te lata...
Jak się czyta takie rzeczy, to czuć tylko potwierdzenie, że oni byli pomyślani dla siebie.
A teraz... szkoda gadać...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sonea
The Dark Lady of Medicine
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Szmaragdowa Wyspa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 7:31, 24 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
kropka napisał: | Ludzie.... dlaczego te pierdoły tak strasznie zniszczyły to, co budowano przez te lata...
Jak się czyta takie rzeczy, to czuć tylko potwierdzenie, że oni byli pomyślani dla siebie.
A teraz... szkoda gadać... |
Zniszczyły to łagodnie powiedziane, że tak powiem, lecz nie będę się wyrażać.
Przez pierwszą część się głupkowato uśmiechałam.
Nie mogłam się powstrzymać. House tak fajnie chciał to sobie wytłumaczyć.
Potem się uspokoiłam. Ta rozmowa o pudełkach była świetna.
Ogólnie genialnie. Dziękuję za tłumaczenie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kin
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: my wild island Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 11:32, 24 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Pudełka i symetria - od dziś mam większy szacunek do matematyki
Fik jest świetny. Bo w najprostszy sposób House chce wytłumaczyć coś, co jest proste, ale jednocześnie skomplikowane.
Zgadzam się z Kropką - nie mam pojęcia, co ci ludzie z nimi wyprawiają ;/
Ninka, to jest genialne
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ninka_m
Gość
|
Wysłany: Śro 20:03, 24 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Bardzo cieszę się, że Wam się podoba. Podoba mi się w tej miniaturce to samo, co i Wam. Symetria w znaczeniu estetycznym, czyli podobieństwo dwóch odmienności i harmonia tych podobieństw i różnic to świetna definicja relacji H/Cam.
To mam dla Was jeszcze jedną część. Tym razem tytuł "Trzy" ("Three)
Trzy (cześć 8.)
Ze wszystkich miejsc, o których myślałaś, że mogłyby stać się twoim domem, Chicago zdawało się najmniej prawdopodobne.
Po prostu nie widziałaś, co masz ze sobą zrobić.
Porzucenie męża, pracy i domu jednocześnie, to było trochę za dużo, nawet jak dla ciebie.
Porzucenie jego – też nie było dziecinnie proste.
Niemniej jednak, myśl, że możesz zacząć wszystko od nowa, sprawia ci pewną przyjemność; masz nowe mieszkanie, nową pracę, nowe życie.
Minęły trzy miesiące odkąd opuściłaś Princeton i udało cię wrócić do w miarę normalnego życia na tyle, na ile jest to w ogóle obecnie możliwe.
Ale poczucie winy pustoszy cię od środka.
Wiesz dobrze, że nie udało ci się z Chasem, bo tak naprawdę nie chciałaś, żeby wam się udało.
Moralny kryzys Chase’a dał ci po prostu świetny pretekst do ucieczki.
To, że odczuwasz ulgę i czujesz się usprawiedliwiona od swoich małżeńskich obowiązków, rani cię do samej głębi.
Nie jesteś tym, kim powinnaś być.
Zdecydowałaś, że skupienie się na pracy jest tym, co jest teraz dla ciebie najlepsze.
Patrzenie na komórki pod mikroskopem, slajdy oraz pracujące wirówki jest przyjemną odmianą.
Pracujesz w laboratorium szpitala ogólnego w Chicago; przeprowadzasz testy, robisz badania, przez większość czasu nie masz do czynienia z ludźmi, w tym z pacjentami.
Nie oznacza to oczywiście, że faceci dali ci spokój.
Miałaś już wiele propozycji fantastycznie zapowiadających się wyjść i randek, ale jak dotąd odmówiłaś każdej z nich.
Po prostu koncentrujesz się na pracy.
Skupianie się na badaniach, ignorowanie wszystkiego co jest poza rzeczywistością preparatów widzianych przez mikroskop, jest po prostu znacznie prostsze.
Uczucia i emocje są dla ciebie zbyt popaprane, żeby sobie z nimi teraz radzić.
Tak, brzmi to nieprzyjemnie znajomo. Jak ktoś, kogo już znasz, prawda?
A raczej znałaś.
To dziwne uczucie, gdy myślisz o nim w ten sposób, jako o kimś oddalonym, kimś, kogo już więcej nie spotkasz.
I tak jest najlepiej – tak sobie powtarzasz.
Wszystko co musisz teraz zrobić, to po prostu zacząć w to także wierzyć.
Kiedy wracasz ze szpitala, skupiasz się na urządzaniu się w swoim nowym mieszkaniu.
Sprzątasz, wieszasz obrazki, przesuwasz meble; zaczyna to nawet wyglądać jak prawdziwy dom.
Zazwyczaj całkiem dobrze się nawet trzymasz.
Przestałaś płakać.
Zaczęłaś widzieć pozytywy płynące z faktu, że znowu jesteś sama.
Możesz jeść, kiedy chcesz, spać, kiedy chcesz, wyglądać koszmarnie, jeśli masz na to ochotę.
Starasz się to wszystko pozbierać do kupy, tak jakbyś próbowała to powiązać razem cienką jedwabną nitką.
Jeden nieostrożny ruch, jedno wspomnienie tego, co zdarzyło się trzy miesiące temu, a nić się zrywa i z powrotem twój świat rozpada się na kawałki.
Kiedy przygotowujesz obiad, słyszysz stukanie do drzwi.
Zarządca domu, w którym mieszkasz, składa ci nieustanne wizyty i wypytuje cię, jak udało ci się urządzić. Podejrzewasz, że po prostu chciałby zaciągnąć cię do łóżka.
Otwierasz drzwi, szykując się w duchu na kolejną super ciekawą konwersację z twoim landlordem, a tymczasem…
otwierasz drzwi
Widzisz jego twarz, oczy i tracisz orientację, gdzie właściwie teraz jesteś. Przeszłość wraca do ciebie ogromną falą.
House.
Patrzy się na ciebie z tym swoim uśmieszkiem.
- Nie udawaj zdziwionej. Zawsze tak kończymy.
Niemal ociera się o ciebie, mijając cię i wchodząc do twojego mieszkania.
Z trudem udaje ci się wydobyć z siebie głos.
- Co tu robisz?
Stoi i rozgląda się ostentacyjnie po twoim salonie.
- Składam wizytę.
Nadal stoisz przy drzwiach, bo nagły szok odebrał ci zdolność ruchu.
- Przy okazji – rozsiada się na twojej kanapie – widziałem, jak zmierzał do ciebie zarządca budynku.. naprawdę żałosne.
Zamykasz drzwi.
- A więc? – pyta – To co na obiad?
Kręcisz się po kuchni i kończysz przygotowywać obiad.
Podgrzewasz jedzenie w piekarniku.
Dla niego.
Udało ci się jakoś wyjść z szoku i obecnie zaczyna cię męczyć ciekawość.
Co on tu robi?
Wydaje ci się, że powiedziałaś wszystko co miałaś do powiedzenia i nie pozostawiłaś mu wątpliwości, że to dla ciebie koniec - i z nim, i z Princetone.
Zanosisz do salonu talerz z jedzeniem.
- W którym hotelu masz zamiar się zatrzymać?
Bez wahania odpowiada:
- Chateau de Cameron.
Rzucasz mu gniewne spojrzenie, a on odpowiada na to swoim złośliwym uśmieszkiem.
- Słyszałem, że właściciel dodaje darmowe orgazmy.
Udajesz, że tego nie słyszałaś.
Czyli robisz to, co zwykle z jego głupimi uwagami.
- Nie mam jeszcze urządzonego pokoju dla gości.
Co zresztą jest prawdą. W dodatkowym pokoju nadal walają się pudła i nierozłożone meble.
Klepie w kanapę, na której się rozsiadł.
- Dam radę tutaj.
Przewracasz oczami.
Jego głupia noga!
- Nie, nie dasz. Wiesz dobrze, że nie dasz rady. Po prostu liczysz na to, że pozwolę ci spać w moim łóżku.
Uśmiecha się do ciebie w ten swój cholernie uroczy, wręcz diabelski sposób.
- Czasem – mówi nachylając się ku tobie – myślę, że jesteś sprytniejsza od Foremana.
Robisz minę pełną dezaprobaty.
Jesteś sprytniejsza od Foremana. Oboje o tym wiecie.
Pozwolisz mu spać ze sobą.
Dlatego, że wszystko co miało się zdarzyć między wami, już się przecież zdarzyło.
Ale twój materac daje ci teraz pewną przewagę, która masz zamiar wykorzystać.
- Albo powiesz mi po co tu przyjechałeś, albo każę ci wyjść.
Jęczy i opiera głowę o zagłówek kanapy.
- I zawsze wtedy musisz zacząć mówić coś takiego i wszystko zepsuć…
Uderzasz go lekko w ramię.
- Poważnie. Mów.
Patrzy na ciebie. Wie, że nie może cię teraz zbyć byle czym.
- Powiedziałaś, że mnie kochałaś…
Przybliżasz się do niego.
- Przecież o tym wiedziałeś…
Odkłada swój talerz na stolik obok kanapy.
- Powiedziałaś, że zniszczyłem Chase’a.
Potakujesz a on patrzy uważnie na ciebie.
- Nigdy mu nie powiedziałem, żeby zabił tego wielkiego czarnego gościa.
Bierzesz jego talerz i idziesz do kuchni.
Słyszysz, że wstaje i idzie za tobą.
Jest tu po to, żeby dowiedzieć się, dlaczego wyjechałaś.
Naprawdę jeszcze tego nie wie?
Przecież nie chodziło o zabicie Dibali, nie chodziło o to, że Chase cię okłamał, nie chodziło nawet o gierki House’a, to wszystko były tylko wymówki, żeby wyjechać.
Odwracasz się od zlewu i widzisz, że stoi obok ciebie, opierając się o ladę w twojej kuchni.
- Mam wrażenie – pauzuje przez moment – że przypisałaś mi rolę kozła ofiarnego.
Jak on to wie?
Dlaczego on zawsze wie?
- House, Chase zamordował pacjenta…
Jego wyraz twarzy wskazuje na to, że waży twoje słowa.
- To wyjaśnia dlaczego go zostawiłaś. Ale nie wyjaśnia, dlaczego ma być to moja wina.
Zamykasz oczy, wrzucasz zmywak do zlewu i decydujesz się na pół-prawdę.
- Zniszczyłeś go moralnie. Próbowałam. – zaczynasz i przerywasz – Chciałam nas stamtąd zabrać, ale ty nie mogłeś zostawić nas w spokoju.
Patrzysz na niego.
- Próbowałam zacząć od nowa. Ale było już za późno.
Z wyrazu jego twarzy nie możesz się domyślić, czy ci wierzy, czy nie.
Znasz go jednak i wiesz, że to nie koniec tej rozmowy.
Stoi obok ciebie i oboje patrzycie teraz na puste drzwi twojej lodówki.
Nachyla się ku tobie.
- To trzeci raz, kiedy mnie porzuciłaś.
Przytakujesz.
- I tym razem, na dobre.
Naraz ta cała sytuacja staje się w dziwaczny sposób przyjemna.
Zawsze były i zawsze są, te niespodziewane momenty między wami.
Oboje rozumiecie się bez słów, w sposób, który jest tajemnicą dostępną tylko wam.
- Jestem zmęczona – mówisz.
Daje ci kuksańca.
- Zabawimy się jak za starych dobrych czasów?
Wybuchasz śmiechem.
Jak to możliwe, że gdy leży w twoim łóżku, wygląda tak bardzo na miejscu?
Oczywiście nie będzie dziś żadnego „zabawiania się”.
Głównie dlatego, że nie masz ochoty, aby jego złośliwy żart o „darmowych orgazmach”, które jakoby serwujesz okazał się prawdziwy.
Tak bardzo chciałabyś, aby spanie nie w czyichś objęciach, było dla ciebie łatwe.
Odwraca się na brzuch i zaczyna bawić się kosmykiem twoich włosów, leżącym na poduszce.
- Ilu facetów kochałaś?
Odwracasz się w jego stronę.
- Włączając w to mojego tatę?
Przewraca oczami.
- Nie, nie włączając ojca! Ani innych męskich krewnych.
Zastanawiasz się przez chwilę, myśląc nad definicją miłości.
- Trzech.
Robi najwyraźniej szybką kalkulację w swoim umyśle.
Twój zmarły mąż, twój porzucony mąż, on.
Wie przecież, że go kochałaś. Przypuszczasz, że on nawet sądzi, że nadal kochasz.
I zapewne ma rację.
- Ile kobiet kochałeś?
Pytasz go.
Kładzie rękę pod głowę i robi lubieżny wyraz twarzy.
- Masz na myśli to, z iloma kobietami się kochałem?
Uderzasz go szybko w rękę, którą bawi się kosmykiem twoich włosów.
- Przestań, wiesz, co mam na myśli.
Po długiej ciszy z jego strony:
- Trzy.
Stacy, puste miejsce, puste miejsce.
Co? Kto?
Cuddy?
Ty?
To z pewnością nie.
Pewnie po prostu struga z ciebie wariata.
Nie pozwalaj mu na to!
Spoglądasz na niego, na jego t-shirt, na zmarszczki wokół oczu i przychodzi ci do głowy, żeby olać te „pozytywy wynikające z samotnego życia”.
Bycie znowu z facetem w jednym łóżku jest cholernie przyjemne. Nawet jeśli ten facet jest kompletnym dupkiem.
Szturchasz go w bok.
- Jak długo masz zamiar tu zostać?
Wzrusza ramionami.
- Tak długo, aż uda mi się wydobyć z ciebie prawdę.
Tak sądziłaś.
W porządku, skoro już tu jest, możesz chyba trochę na tym skorzystać.
Zamknął już oczy i próbuje zasnąć.
Przybliżasz się do niego i widzisz jego nagle otwierające się oko, którym na ciebie spogląda.
Podnosisz jego ramię, wślizgujesz się pod nie i oplatasz je wokół swego ciała.
Słyszysz jak się śmieje, ale nie cofa ręki.
Czujesz, że zanurza swój nos w twoje włosy.
Po raz pierwszy od trzech miesięcy, sen przychodzi od razu.
|
|
Powrót do góry |
|
|
kropka
Litel Wrajter
Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 31 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 20:48, 24 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Kurczę blade. Baaardzo fajne teksty ktoś pisze.
Jejku, ninka, masz jeszcze?
Jak tak, to proszę o dalej.
Aż lepiej na serduchu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ninka_m
Gość
|
Wysłany: Śro 22:03, 24 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Part 9. jest... dziwny... choć nie mniej wspaniały. Petro13 umie tak fluffować, nie fluffując, bo u niej zawsze zostaje sporo smutku i niedopowiedzenia pomiędzy Housem i Cam (oby House był tak skomplikowanym i niesamowitym facetem w serialu, jak u niej...). Ogólnie, rzecz biorąc uwielbiam jej styl i stylizację postaci. Jest bardzo ciekawa i dla mnie przekonująca. A dziewczyna ma 19 lat i mieszka na Alasce
|
|
Powrót do góry |
|
|
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13423
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 9:43, 25 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
To, że Symetria powstała pod koniec 5 sezonu mnie nie dziwi. Był tam taki odcinek, a w nim sceny (ni z gruszki ni z pietruszki wtedy) - czysto hameronkowe, o parze małżeńskiej i poświęceniu się w imię miłości. Kiedy to House pomocy szukał u Cam właśnie, jako jedynej umiejącej rozmawiać językiem miłości. Podobnież też jej słowa do House'a w sprawie reakcji na samobójstwo Kutnera - tylko ona umiała sensownie z nim o tym mówić.
Tym bardziej oczywiście zgrozą napawały następne odcinki, które dowodziły, jak niewiele z tego co pokazali wcześniej w PPTH rozumieją scenarzyści.
Zaś kolejny part, inny w charakterze, cenią przede wszystkim za sposób przedstawienia reakcji Cam na odejście z Princeton, tego w jaki sposób i dlaczego radzi sobie z kolejną rewolucją w swoim życiu. Opisy stanów Cam są wprost rewelacyjne!
Kuchenno-jedzeniowa część równie dobra. Dialogi świetne. Ale już część sypialniano-nocna mnie nie przekonuje. To znaczy nie przemawia do mnie osiągnięcie tylko po kuchennej rozmowie intymności wyrażonej w ten sposób. Jakby mi zabrakło pomiędzy jednej sceny, jeśli nie kilku.
Tłumacz dalej, bo teksty nie dość że klimatyczne to jeszcze inteligentne.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ninka_m
Gość
|
Wysłany: Czw 10:26, 25 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
W dodatku nie wiadomo, czy Cam, która przychodzi w "symetrii" jest halucynacją czy rzeczywistością. A temat symetrii był wątkiem przewodnim końcówki S5. Po prostu - a Petro nadaje mu głębszą i ciekawszą interpretację. . I ten rozdział mnie tak ujął, bo jest jak Housowa epifania.
Okej, to przetłumaczę ten fik od początku. Jest zbiorem miniatur, które układają się w spójną historię (a fabułą są emocje obojga, które się stopniowo przed nimi i przed czytelnikiem odkrywają). Interpretacja całej sytuacji by Petro jest myślę, że dość niestandardowa i nietypowo pokazana w fikach hameronowych, ale bardzo in canon postaci. Nie jest to też ani typowy fluff ani angst (gorzki fluff? optymistyczny angst?). No i jest świetnie napisana. Nie ma tu niepotrzebnych zdań. Dlatego i miło i trudno zarazem się tłumaczy. Nie ukrywam, że tłumacząc, niekiedy parafrazuję wyrażone myśli, żeby zachować spójne polskie brzmienie i dość liryczny klimat.
|
|
Powrót do góry |
|
|
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13423
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 11:44, 25 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
A gdzie wytropiłaś autorkę. Chętnie bym coś więcej House'owego w jej wykonaniu poczytała, bo nie dość, że ciekawie interpretuje, niestandardowo przedstawia relacje osobiste to jeszcze prezentuje kunszt słowa. Bawienie się tekstem, związkami wyrazowymi to wyższa szkoła pisarskiej jazdy. To już nie pisanie sobie, a literatura.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ninka_m
Gość
|
Wysłany: Czw 11:52, 25 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Proszę bardzo: [link widoczny dla zalogowanych]
Polecam Thoughts.
Jej styl pisania zmienia się i od przeciętnego rzeczywiście zahacza o prawdziwą literaturę.
|
|
Powrót do góry |
|
|
kin
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: my wild island Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 18:49, 26 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Ninka, dawaj całość!!! Jestem bardzo tego ciekawa. Świetnie to przetłumaczyłaś, jestem pod wrażeniem
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ninka_m
Gość
|
Wysłany: Nie 17:11, 28 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Tym razem zostawiam tytuł części w oryginalnym brzmieniu. Fraza "You wonder", czyli "zastanawiasz się" odmierza rytmicznie ten fik. ale wonder to znaczy także cud. I o to też w tym fiku chodzi. Jak podoba wam się taka psychologia hameronowa?
Wonder (część 9.)
Otwierasz oczy i widzisz to, co zawsze.
Błękitne prześcieradło, puste miejsce obok ciebie i wiszący na ścianie obrazek przedstawiający abstrakcyjną plamę.
Próbujesz zamknąć oczy ponownie, w połowie dlatego, że chciałabyś teraz być gdzie indziej, a w połowie dlatego, że chciałabyś tu zostać na zawsze.
Ile razy jeszcze to sobie zrobisz?
Ile razy jeszcze będziesz się budzić sama w jego łóżku?
Zastanawiasz się, co stanie się dalej, gdy będziesz dotrzymywała mu towarzystwa podczas jego kolejnych życiowych klęsk.
Wiesz doskonale, że jest wiele takich rzeczy, których nigdy od niego nie dostaniesz.
Wiesz, że on nigdy się nie podda.
Niemniej jednak, zawsze kończysz tutaj. Z nim.
Bez końca, znowu.
Obracasz się na plecy i patrzysz teraz na sufit.
Zastanawiasz się, jak właściwie dotarliście do tego, co jest teraz między wami.
Któreś z was przyjeżdża, przekomarzacie się i kłócicie, a potem kończycie w łóżku.
Słyszysz teraz bulgotanie ekspresu do kawy dochodzące z kuchni.
Nie ma co ukrywać, znowu będzie trzeba pić piwo, które się naważyło.
Znowu jesteśmy w tym samym miejscu…
Zwlekasz się i zaspana kierujesz się poprzez hall do kuchni.
Jest nadal dość wcześnie.
Zastanawiasz się, jak to możliwe, że on zawsze przychodzi do pracy spóźniony.
Ilekroć spędzasz z nim noc, on zawsze budzi się przed tobą.
Kiedy pojawiasz się w kuchni, lustruje cię wzrokiem, biorąc łyk kawy.
Kiedy podchodzisz do niego, sięga po kubek dla ciebie z półki, do której nie mogłabyś dosięgnąć.
Zastanawiasz się, jak on to robi, że czasami jest po prostu tak uroczy.
Bo czasami jest po prostu uroczy.
Pijesz kawę, w jego kuchni, ciągle stojąc bez spodni.
I nagle wydaje ci się to bardziej naturalne, niż kiedykolwiek mogło być tak z Chasem.
Odwraca się i odstawia swój kubek do zlewu.
- Jak długo będziesz tutaj?
Powiedziałaś mu, że przyjechałaś z Chicago, żeby załatwić sprawy związane z rozwodem.
Zastanawiasz się, czy uwierzył, że to prawdziwy powód twojego przyjazdu tutaj.
- Do końca tygodnia – odpowiadasz.
Przemierzasz ustami po brzegu kubka, głównie po to, żeby teraz nie zacząć myśleć o rzeczach, o których nie chcesz teraz myśleć.
- Wychodzi ci to lepiej, niż mógłbym przypuszczać.
Zastanawiasz się, o czym mówi.
- Co masz na myśli? – pytasz.
Śmieje się nieznacznie.
- Udało ci się co? Wytrwać sześć miesięcy w Chicago, zanim musiałaś tu wrócić?
Odstawiasz kubek na blat i patrzysz teraz w tą samą stronę, co on.
- Nie jesteś zbyt dobra w tym porzucaniu. – kontynuuje.
Zastanawiasz się, czy jest teraz świadom własnej hipokryzji.
- O ile dobrze pamiętam, tobie zajęło trzy miesiące zanim zjawiłeś się u mnie w Chicago.
Opieracie się teraz o przeciwne brzegi lady w jego kuchni. Pojedynek trwa.
Znowu się śmieje, najwyraźniej ubawiony twoją ostatnią uwagą.
- Ja przyjechałem, żeby dowiedzieć się więcej o mojej rzekomej mocy moralnego psucia innych.
Zaczyna iść powoli w twoją stronę.
Wiesz, że chce uzyskać większy efekt tego, co powie.
- Ty, przyjechałaś tu, bo tęskniłaś za mną.
Wet za wet. Quid pro quo.
Kpiąco stwierdzasz:
- Przyjechałam tu, żeby dokończyć sprawy z rozwodem. Bo chcę ruszyć w życiu dalej.
Macha ręką, kompletnie nie wierząc w to, co mówisz, twoją jedyną wymówkę.
- Wszystko, co masz do zrobienia w związku z rozwodem to podpisanie się w wykropkowanym miejscu na dole. Nie musisz tego robić ani osobiście, ani przyjeżdżać na tydzień do Princeton.
Odwracasz się i zastawiasz się, kiedy pozwoliłaś mu tak bardzo sobą zawładnąć i wątpisz, czy w ogóle jest już jakaś droga odwrotu.
Kierujesz się z powrotem do sypialni poprzez hall.
Zastanawiasz się, ile razy pokonywałaś już tą drogę.
Mijając te same fotografie na ścianach, czując tą samą chropowatą podłogę pod stopami, dotykając tej samej drzazgi w ramie drzwi prowadzących do sypialni.
Zaczynasz zbierać swoje rzeczy, bo ucieczka jest jedynym sposobem, w jaki umiesz sobie radzić, gdy on zaczyna cię diagnozować i zgadywać to, o czym skrycie myślisz.
- Po prostu to przyznaj – Pojawia się za tobą w sypialni.
- Co? – zapinasz ze złością spodnie.
- Że lubisz siebie ranić.
Zastygasz.
- O czym ty w ogóle mówisz?
Zastanawiasz się, kiedy właściwie twoje poplątane emocje stały się dla niego w ogóle interesujące.
Podchodzi bliżej i siada obok ciebie na łóżku.
- Zawsze tu wracasz, chociaż wiesz, że to nigdy nie będzie wyglądało tak, jak byś chciała.
Ciężko przełykasz ślinę.
- Wracasz do mnie ze swoimi słabymi wymówkami i kłamstewka, praktycznie błagając mnie o to, żebym cię krzywdził.
Zastanawiasz się, jak mogłaś z tym facetem zabrnąć tak daleko.
Jeśli kiedykolwiek był moment, żeby się od niego uwolnić, to było sześć miesięcy temu.
- Wiesz, jak to wszystko będzie wyglądało, zanim jeszcze przekroczysz próg. A jednak wracasz.
Zastanawiasz się, kiedy zaczynasz płakać.
Jego ton głosu nie jest ani łagodny i delikatny.
Zastawiasz się, czy to z braku szacunku czy braku współczucia.
- Jestem dla ciebie czymś w rodzaju kary, którą wymierzasz sama sobie, sposobem na okaleczanie siebie samej.
Zastanawiasz się, czy to w ogóle możliwe, aby on kiedykolwiek nie miał racji. O tobie.
Wpadasz w jego ramiona, a on trzyma cię mocno.
Teraz rozumiesz.
Tak długo dusiłaś w sobie to poczucie winy i próbowałaś przerzucić je na niego.
Świadomość, że teraz ktoś o tym wie, że on wie, jest wyzwalająca.
Nie będzie już więcej udawania, fałszywego udawania wielkiej miłości do niego.
Od teraz, nie będziesz mogła się już nigdy przed nim ukryć.
Patrzysz w jego oczy i widzisz w nich strach i ulgę równocześnie.
Wie, że to odkrycie siebie albo cię zabije, albo uleczy.
Ciągle oddychasz.
Pociąga was oboje na łóżko i teraz leżycie.
Przytula twoją głowę, tak, że słyszysz bicie jego serca.
Czujesz, że twój oddech wyrównuje się z jego równym i rytmicznym oddechem.
Nie wiesz, ile czasu to zajmuje, ale uspakajasz się.
Zdumiewa cię, że najbardziej intymne momenty z tym mężczyzną, prawie nigdy nie dotyczą samego seksu.
I dlatego właśnie ciągle wracasz do niego i po niego.
Tylko on potrafi pojąć, dlaczego robisz to, co robisz.
Dlatego, że podobnie jak ty, jest winny tym samym grzechom.
Przeprowadziłaś się do Chicago, żeby pójść dalej.
Ale nie będzie już żadnego „dalej” od niego.
Nie zastanawiasz się nad tym.
Wiesz to.
Ostatnio zmieniony przez ninka_m dnia Nie 17:53, 28 Lut 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kin
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: my wild island Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 18:00, 28 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Ha! Ninka, co za pytanie. Psychologiczny Hameron zajmuje coraz to lepsze miejsca w moim rankingu ulubionych! Miło poczytać coś, co jest prawdą, a czego na ekranach nie widzimy... miło poczytać o czymś, czego podczas oglądania serialu jedynie się domyślamy. Bo czy tak naprawdę wiemy co myślała Cameron, wyjeżdżając z Princeton? Dla mnie to wspaniałe, że ktoś potrafi i chce ubrać w słowa te uczucia, które odczytał w tamtej scenie. Bo, w sumie, ilu widzów, tyle interpretacji. A nie wszystkie są tak świetne jak ta
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ninka_m
Gość
|
Wysłany: Nie 18:30, 28 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
To kolejna część - 2. (1. jest nudna )
Wiedza (ang. Knowledge) rozdz. 2.
Wiesz, że jej celem jest wywołać w tobie zazdrość.
Zastawiasz się, czy wie, że jej się to udaje.
Naprawdę nienawidzisz Chase’a.
W końcu wylałeś go z zespołu, nieprawdaż?
Samiec w twoim umyśle pragnie po prostu zabić jego, posiąść ją, ale nie robisz tego, bo wiesz jednak coś więcej o tym czym są seks, kłamstwa i manipulacja.
Jak dotąd, gra same łatwe piłki; wygląda seksownie, sypia z kimś kogo nienawidzisz i upewnia się, że ty to dostrzegasz.
Znasz Chase’a
- kłopoty z ojcem
- szczere serce, fałszywy uśmiech
- nieświadomy jej gier
Znasz Foremana
- przedstawiciel dyskryminowanej mniejszości
- chojrakowate podejście
- ciągle poszukujący zagubionego klucza do swojego człowieczeństwa.
Znasz też ją, albo przynajmniej tak sądzisz.
- nienormalny kompas moralny
- zmarły mąż
- piękna twarz.
Chwileczkę, twój umysł myśli dalej.
W stosunku do chłopaków, znasz zarówno przyczyny, jak i efekty ich wad.
Chase jest lizusem, bo jego ojciec go opuścił w dzieciństwie.
Foreman zgrywa pewnego siebie, bo wychował się w getcie razem ze swoim bratem.
Ale o niej – znasz tylko symptomy. Nie masz diagnozy.
Nie znasz tak naprawdę przyczyn jej nadmiernej troskliwości.
Próbujesz obmyślić plan, który pozwoliłby ci zdobyć te intymne informacje.
To w sumie proste – myślisz.
Zapędzić ją do rogu, kiedy jesteście sami, podejść zbyt blisko, tak, żeby jej śliczna mała główka była odurzona tobą, patrzeć się jej w oczy, dotknąć ją.
Będzie miękka jak plastelina w twoich rękach, myślisz.
Nie, nie możesz tak zrobić.
To jej za bardzo pozwoli ujrzeć ciebie. A nie możesz pozwolić, żeby wszystkie karty były w jej rękach.
Nie możesz pozwolić jej w końcu, żeby pokonała cię w twojej własnej grze.
Musisz więc czekać.
Patrząc, jak on czeka na nią pod drzwiami waszych pokoi.
Przebrała się: czarna sukienka, widać więcej ciała, rozpuściła włosy, które spadają kaskadą na jej ramiona. Głaszcze jego ramię swoją dłonią.
Jej żarzące się spojrzenie mówi: to mógłbyś być ty. I musisz przyznać, że jest naprawdę dobra.
To była w pełnie zaplanowana świetna prowokacja.
Widzisz ją w seksownych ciuchach, widzisz ją inicjująca kontakt z nim i widzisz ich wychodzących razem, a twój umysł nie może się oprzeć groteskowym wyobrażeniom, gdzie teraz idą i co będą robić.
„Dobrze rozegrane” – myślisz.
Zaczekasz.
Będziesz obserwował.
Wygrasz.
Ponieważ niezależnie od tego, jak jej się może wydawać, że wie wszystko o seksie, kłamstwach i manipulacji, to ty jesteś tu mistrzem.
Ostatnio zmieniony przez ninka_m dnia Nie 18:34, 28 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|