|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Narenika
Forumowy Vicodin
Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6167
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 105 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Śro 18:10, 15 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Ja nie umiem i dlatego prawie nie komentuję. Ale każdego następnego odcinka wyczekuję, jak kania dżdżu...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Wolfgang
Ratownik Medyczny
Dołączył: 24 Wrz 2008
Posty: 263
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 18:28, 15 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
A mi się podobało i tyle
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Betta
Immunolog
Dołączył: 16 Sie 2008
Posty: 1014
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z nienacka... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 18:43, 15 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Normalnie mnie brzuch zaczął boleć. Wszystko sobie wyobrażałam, jego cierpienie, ten ból, to kojące ciepło na końcu... A jego ojca bym zjadła, udusiła, spaliła, powiesiła !!!
Kropka, pisz dalej! Podziwiam normalnie podziwiam!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
BuTtErfly...?.!
Gastroenterolog
Dołączył: 29 Wrz 2008
Posty: 1718
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 19:14, 15 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Betta_Cam napisał: |
A jego ojca bym zjadła |
Lepiej nie! Jeszcze Ci zaszkodzi i co wtedy( ) XD[/quote]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez BuTtErfly...?.! dnia Śro 19:21, 15 Paź 2008, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
motylek
Immunolog
Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Capri Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 20:47, 15 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
super
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Uthar
Pacjent
Dołączył: 19 Wrz 2008
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Poznań
|
Wysłany: Czw 21:05, 16 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Mam zastrzezenie co do czasu od odstawianie do detoxu Hose gdzies w okolicy 3(po odstawiniu lku) dnia powinien sie czuc jak na detoksie uciebie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
mroczny kiciuś
Tasak Ockhama
Dołączył: 23 Kwi 2008
Posty: 713
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Poznań Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 23:16, 16 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Ciii - też to zauważyłam, ale nie psujmy klimatu, no :)To jest specyficzna fikowa rzeczywistość i już. Nie myśl o tym Rozkoszuj się po prostu
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kropka
Litel Wrajter
Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 31 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 23:45, 16 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Uthar napisał: | Mam zastrzezenie co do czasu od odstawianie do detoxu Hose gdzies w okolicy 3(po odstawiniu lku) dnia powinien sie czuc jak na detoksie uciebie |
tak, wiem że to naciągane......
ale kiedyś zastanowilo mnie zdanie (znajdę je, bo nie pamiętam, w którym to było odcinku - chyba jak pogorszyo mu się z noga po ketaminie) wypowiedziane przez Cameron: "Wcześniej nie brałeś miesiącami" czy jakoś tak. Troche mnie zmyliło i zbiło z tropu no i pomyślałam, że da się to "upchać" między medyczne fakty. skoro nie brał i nie potrzebował detoksu.... wiem, wiem. Naciągam!
Już kiedyś pisałam że nie znam się na medycynie wymyślając jakiś kompletnie pozbawiony medycznego sensu dialog między Housem a Kutnerem
*kłania sie nisko i przeprasza*
Mam teraz gorszą zagwozdkę w fiku, bo odcinek o "nie-ojcostwie" House'a podebrał mi jeden z wątków no i musze to wszystko jeszcze raz gruntownie przemyśleć.
Zatem proszę o wybaczenie niemedyczności i czytanie z przymróżeniem oka
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Uthar
Pacjent
Dołączył: 19 Wrz 2008
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Poznań
|
Wysłany: Pią 1:05, 17 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Pamiętasz odcinek z zakładem miedzy Cuddy a Housem? Tam DR nie był na detoksie a przez tydzień cierpiał takie katusze że sam sobie złamał palce u reki lub kosci nadgarstka. Jest to mały szczegół, który wiekszości ludzi i tak by umknął, a krytyk by się trochę nad nim po pastwił. . Fick jest dobry po za kilkoma stylistycznymi zgrzytami(stylistyka dla jednego zgrzyt dla innego majstersztyk). Pozdrawiam, moje słowa o leku odstawionym to nie wyraz czepiania sie tylko stwierdzenie faktu.
I przede wszystkim błąd medyczny jest do całkowitego wybaczenia, rzadko kto z nas ma odpowiednia wiedze.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Uthar dnia Pią 1:07, 17 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
ana12
Pulmonolog
Dołączył: 15 Sie 2008
Posty: 1168
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: *** Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 6:09, 17 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
kłaniam się nisko za ten kolorek
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
nefrytowakotka
Lara Croft
Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 76 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 8:06, 17 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
A ja napiszę tylko, że czekam na więcej.
Nie potrafię ubrać w słowa tego jak bardzo mi się podoba i jak bardzo porusza pewne struny w mojej duszy...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jen
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 17:50, 17 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
po prostu zbyt wiele nie widzę prZez te łzy...
czy to Cameron tak się o niego troszczy ?
mam nadzieję że tak...
czekam na kolejny kolor, który Znów poszarpie moją linię emocjonalną
życzę wena ;]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kropka
Litel Wrajter
Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 31 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 15:17, 18 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Cześć!
oddaję wam kolejny kolor. Ja chyba nie umiem już tego kontrolować. Mam wrażenie, że wszystko co pisze wymyka mi się spod kontroli. Jak zwykle zostawiam to waszej wyobraźni i ocenie.
Dziękuje wszystkim, którzy trudzą się czytaniem tego fika...
10/12: NIEBIESKI
Szczelnie otulony szalikiem, w czapce na głowie i rękawiczkach czuł chłód wbijający się gdzieś miedzy żebra. Było mu wszystko jedno. Rytm biegu wybijały mu dźwięki wspomnień wydobywające się z najgłębszych zakrętów świadomości. Raz chciało mu się śmiać do rozpuku, raz wściekłość przysłaniała mu oczy. Każdy krok wyzwalał w nim coraz więcej energii. Mógł nią obdzielić wszystkich biegaczy, których tego zimnego poranka mijał w parku. Dlaczego nie czuł zmęczenia? Dlaczego nie odchodziło to co zamknął w świadomości? Dlaczego nie czuł się przez chwilę wolniejszy? Dlaczego czuje ból wymieszany z autentyczną złością? Przecież chodził na terapię? Przeprowadził tysiące rozmów? Dlaczego to nie działa? Dlaczego więcej w nim złości niż żalu? Dlaczego boli go całe jego życie, a nie tylko odejście Amber?
7.00 rano. Zaciągnęła kołdrę na głowę pozwalając budzikowi wygrywać swoją ulubioną melodię. Gdyby wczoraj nie było... pomyślała wysupłując się z łóżka. Ukryła twarz w dłoniach próbując odgonić obraz nadzwyczaj nieudanego wieczoru. Chase…
- Kim dla ciebie jestem? – pytała kiedy znów wymyślał scenariusze ich życia nie pytając ją o zdanie.
- Nie uważasz, że dosyć już bujania i trzeba iść dalej? – naciskał od momentu, kiedy wróciła.
- Nie możesz uciąć życia od-do... tłumaczyła, kiedy próbował dalej ignorować echa ich nieudanego spotkania sprzed jej wyjazdu.
- Znowu uganiasz się za Housem? - pytał kiedy dowiedział się o ich spotkaniu „pod gwiazdami”.
Jak wytłumaczyć facetowi, że nic za tym nie stało, skoro on i tak wiedział swoje?
To dlatego zdecydowała się na tę rozmowę zanim sprawy wymkną się im obojgu spod kontroli i zrobią więcej głupstw niż to konieczne. Nie poszło najlepiej. Teraz siedząc jeszcze na łóżku z twarzą ukrytą w dłoniach przyznała jak bardzo House miał racje, kiedy mówił, że związek z Chasem to jej zawór bezpieczeństwa. Ale kiedyś wszystko wyglądało inaczej. Kiedy uganiała się za Housem i doświadczyła bolesnego odrzucenia, a potem zaangażowała się w nijaki nijaki? Pomyślała - Boże... nawet ja tak sądzę? związek z Chase'm. Nie było łatwo wtedy nie jest i dziś. Kiedy odszedł Forman, a House wyrzucił Chase’a przestraszyła się, że wydarzy się coś czego będzie żałowała do końca życia. Zaniosła mu list z wypowiedzeniem chcąc uprzedzić plany House’a dotyczące jej osoby. Była przekonana, że jest następna w kolejce. Chciała sama zadecydować o swojej przyszłości. Chase wydawał sie dobrą alternatywą, dobrym rozwiązaniem. Nie wszystkie zmiany są złe... przypomniało się jej to zdanie wypowiedziane podczas akcji „wykładzina”. Myślała tak i wtedy, gdy kładła to podanie na biurku. Uchwyciła się wtedy Chase’a w swojej osobistej niemocy mając pewność, że z czasem wszystko się ułoży. Kochał ją. To miało być jej rękojmią i gwarancją. To miało pomóc pokochać jej Chase’a. O ironio... – myślała.
Wydarzenia ostatnich miesięcy w jej życiu przewartościowały dosłownie wszystko, a bała się w dalszym ciągu rzucić się w odmęty ryzyka. Serce naciskało, zdrowy rozsądek hamował. To dlatego dali sobie jeszcze kilka dni na przemyślenie paru spraw. Wstała. Trzeba wziąć się w garść i iść zrobić ze sobą poranny porządek.
Dlaczego nie jest zmęczony? Biegł już tyle kilometrów. Złość i adrenalina wyniesiona na szczyty możliwości działała na jego korzyść. Mózg nie przestawał przewijać faktów i wspomnień. Wydarzenia życia... zaskakujące, wywracające ustalony porządek, przewartościowujące wszystko wokół. Po spotkaniu Amber nic nie było takie same. Po jej śmierci tym bardziej. Radosna oczywistość w smutku – juz wiedział jakiej kobiety pragnie i potrzebuje. Już wiedział dlaczego jego trzy małżeństwa były kompletną porażką, już wiedział co House miał na myśli mówiąc, że jest emocjonalnym idiotą. Znowu House... okazało sie nagle, że znał go lepiej niż on sam siebie. Wspomnienia przechodziły mu przez głowę jedne za drugimi.... Zatrzymał się i pochylił. Sprawdził puls – był równy i miarowy. Kiedy się podnosił w kieszeni bluzy zagrzechotała fiolka z pigułkami House’a. Wyjął ją i przez chwile przyglądał się jej zawartości. Przeklęte pigułki... – myślał obwiniając je za wszystko. Rzucił je pod stopy i zdecydowanym, wściekłym ruchem zgniótł. Kilogramy złości opuściły go na chwilę zanim nie uświadomił sobie, że pigułki są tylko po to żeby nie bolało. Noga House’a... przewinęło mu sie przez mózg. Ile razy mówił mu że boli, że tabletki są na uśmierzenie bólu, że bez nich nie funkcjonuje. Ile razy odsyłał go do diabła, gdy przychodził po kolejną porcję. Nie wierzył do końca w ten ból, nawet gdy PET nie pokazał zmian. Wyszukał tysiące usprawiedliwień, żeby udowodnić House’owi, że ból ma podłoże psychiczne.... Nie pomagał... choć myślał, że pomaga Zawsze ugrzeczniony idiota nie pozwalający sobie na chwile słabości - myślał. Złapał sie za głowę, w której buzowało tyle myśli, tyle wspomnień, tyle obrazów. Zerwał sie i pobiegł wprost nad małe jeziorko w parku. W jego tafli odbijały sie niebieskie skrawki nieba. Nie czuł zimna kiedy wbiegł do niego niemal po pas krzycząc ile miał sił w piersiach. Echo rozpaczliwego krzyku roznosiło sie po parku i wypłoszyło ptaki z drzew. Dla Wilsona zatrzymał się czas. Nie dbał o to że kilku biegaczy zatrzymał się i pokazywało go sobie palcami. Miał to gdzieś. Tak samo jak i to, że kawał jego życia okazał sie do dupy. Nie mógł tego zmienić, ale mógł zmienić jedno: wiedział, że kurs jego życia musi przybrać inny kierunek.
Stanęła jak wryta. To był obraz kompletnej nędzy i rozpaczy. Miała wrażenie, że czasoprzestrzeń zamknęła się w małej łazience i skupiła się na leżącym na podłodze mężczyźnie. Słyszała głośny łomot swojego serca. Jak w zwolnionym tempie oglądała House’a zwijającego się na podłodze w kłębek. Wtulał głowę w ramiona i ... płakał? Jęczał? Wzdychał? Usłyszała suchy szloch wydobywający się gdzieś z jego gardła. Zanim zrobiła krok w jego stronę miała wrażenie, że minęła cała wieczność. Jego widok sprawił, że coś chwyciło ją za gardło. Pochyliła się i stanowczo wyciągnęła w jego stronę dłonie.
- Greg... co się dzieje? – pytała desperacko próbując jednocześnie sprawdzić puls i obejrzeć jego źrenice. Miał rozpalone czoło. Był tak spięty w sobie, że trudno jej było w jakikolwiek sposób go poruszyć – Greg .... pozwól mi.... Greg.... o Boże..... – w końcu jej dłonie zanurkowały w jego twarzy. Nie widział jej. Miał zaciśnięte bólem oczy i desperacko bronił się przed kolejnymi spazmami, które rozrywały jego pierś i gardło.. Przestała się z nim szamotać i z całą siłą przytuliła go. Był jak małe dziecko w jej ramionach. Greg… Greg... już dobrze... jestem... – mówiła uspakajająco całując rozpaloną skroń. Żal i ból zdominował jej uczucia – jestem... powtarzała jak mantrę
Poruszył głową próbując odwrócić się w jej stronę. Z cichym westchnieniem ulgi, chowając ostatni szloch w jej koszuli przytulił się do niej. To było tak nagłe i nieoczekiwane, że nie zdążyła zareagować. Czuła jego żelazne i drżące ramiona oplatające jej talię. Objęła jego głowę. Najdelikatniej jak umiała szeptała ciepłe słowa w jego czuprynę przykładając raz za razem policzek do jego włosów bądź delikatnie całując jego skronie – już dobrze... dobrze.... jestem powtarzała. Trzymał się jej desperacko, wręcz spazmatycznie. Odnosiła wrażenie, że przez chwilę stała się jego ratunkiem i schronem, w którym chciałby się zatrzasnąć i nie wyjść na wieki. Uspakajała go delikatnością dotyku, ciepłem swojego ciała, łagodnością głosu. Powoli wyciszał się w jej ramionach. Kołysała się lekko wsłuchując się w ciszę, którą nagle zafundowała im łazienka. Jego uścisk zelżał. Kiedy poruszyła się chcąc wygodniej się ułożyć, jego palce znów zacisnęły się na niej.
- Greg – prosiła – pozwól mi zaprowadzić cię do pokoju.... Pozwól...
Poruszył się. Mogłaby to uznać za przyzwalające „tak”. Rzeczywiście uścisk zelżał. Nie patrząc na nią nieporadnie próbował usiąść pod ścianą. Ta niesamowita chwila z Housem w ramionach pozwoliła jej dojść do siebie. Podniosła się i sięgnęła po ręcznik. Zmoczyła go w ciepłej wodzie. Zbliżyła swoją twarz do jego twarzy zmuszając go by na nią spojrzał.
- Już dobrze – powtórzyła spokojnie.
- Boli – poskarżył się
- Wiem – odpowiedziała. Najdelikatniej jak mogła zaczęła wycierać mu twarz. Czuła pod palcami każdy zarys, delikatność łuków brwiowych, złamanie rysów, szorstkość policzków i niesamowitą delikatność ust... Zdusiła w sobie głębokie westchnienie, które napierało ją od środka. Spokój, zachowaj spokój... myślała pomagając mu się podnieść. Serce wyło w niej, bo zobaczyła w jego niebieskich oczach morze innego bólu. Nie tylko tego spowodowanego detoxem i złym samopoczuciem. Z jego oczu wyłaniało się bliżej nieokreślone załamanie nerwowe. Gdyby mogła jednym ruchem ręki zabrałaby wszystkie chmury wiszące nad nim i wszystkie złe chwile, które przeżył.
Przed przyjściem do House’a rozmawiała chwilę z lekarzem prowadzącym. Wiedziała, że nie najlepiej znosi leki, które otrzymywał, ale wstępne wyniki badań były obiecujące. Dowiedziała się, że sam House prosił o szybki odwyk i silniejsze dawki leków. Chciano go wprowadzić w śpiączkę, ale się nie zgodził. Jeszcze kilka dni badań, testów i miał przechodzić pierwsze przymiarki do operacji rekonstrukcji mięśnia i nerwów.
Pomogła mu usiąść na łóżku. Patrzył na nią spod przymkniętych powiek. Ironia losu. Znowu była świadkiem jak rozłożył się na łopatki. Chciał i nie chciał żeby była. Chciał – bo jeszcze czuł gdzieś w środku siebie jej fantastyczne ciepło, jej silne ramiona, jej cudowne dłonie, które wyrwały go z zamętu i przywróciły do świata. Nie chciał - bo stąpał po cienkiej linie swojego życia. Jeśli pozwoli jej zostać będzie to znakiem jego słabości. Ale czyż nie była już dwukrotnie jej świadkiem? Życie zawisło mu na krawędzi. Jeśli ją odpędzi od siebie czy ktoś zdoła go uratować przed nim samym? Ryzyko jest wpisane w życie przypomniał sobie jej słowa wypowiedziane pamiętnej nocy. Jeśli ma cokolwiek do stracenia to tylko samego siebie. Wszystko co bliskie i dobre – stracił już dawno.
Podniósł głowę i utkwił swoje niebieskie tęczówki w jej trójkolorowych oczach. Pochyliła sie nad nim. W ustach wybrzmiało mu jedno – z trudem wypowiedziane słowo:
- zostań...
-------------------------------
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kropka dnia Nie 17:20, 19 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Eithne
Szalony Filmowiec
Dołączył: 23 Maj 2008
Posty: 4044
Przeczytał: 2 tematy
Pomógł: 19 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z planu filmowego :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 15:35, 18 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
TE "zostań" to najpiękniejsze "zostań" jakie przeczytałam w swoim życiu
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Betta
Immunolog
Dołączył: 16 Sie 2008
Posty: 1014
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z nienacka... Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 16:32, 18 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Właśnie siedzę od pięciu minut i zastanawiam się jak to, co czuję ubrać w słowa. Ale chyba moje uczucia pozostaną nagusieńkie, bo tych "ubranych słów" znaleźć nie mogę. Powiem tylko, że to najlepszy fik jaki w życiu czytałam. Najlepszy. Najpiękniejszy. Najcudowniejszy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jen
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 18:03, 18 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
ta jej troska jest taka piękna...
po prostu pięknie, bo innych słów nie potrafię opisać ;*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
corazón
Ratownik Medyczny
Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 163
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 18:18, 18 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
chlip, chlip, jakie to jest piękne!
Jak czytam kolejny kolorek, to mi serducho tak bije, jakbym za chwilkę jakiś egzamin miała zdawać, a potem w środku aż mi się wszystko trzęsie.
Niesamowite to jest!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dark Angel
Nocny Marek
Dołączył: 10 Paź 2008
Posty: 5291
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 69 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 18:39, 18 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Ja to się w ogóle odzywać nie będę. Zatkało mnie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Dark Angel dnia Sob 18:40, 18 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
motylek
Immunolog
Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Capri Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 18:53, 18 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
dusza ma swój obraz w tym fragmencie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
BuTtErfly...?.!
Gastroenterolog
Dołączył: 29 Wrz 2008
Posty: 1718
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:08, 18 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Ślicznie
Kładziesz tym fikiem na łopatki! Kto mnie teraz pozbiera? XD
Pisz czekam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bereśka
Ratownik Medyczny
Dołączył: 13 Wrz 2008
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 22:06, 18 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
WOW!!! normalnie mnie zatkało CUDOWNE!!!
Czekam na kolejną część
Pozdrawiam i weny życzę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ana12
Pulmonolog
Dołączył: 15 Sie 2008
Posty: 1168
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: *** Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 23:08, 18 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
PIĘKNE
kocham twojego fika!
jesteś cudowna, dzięki
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kropka
Litel Wrajter
Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 31 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 23:42, 20 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Narenika napisał: | ...każdego następnego odcinka wyczekuję, jak kania dżdżu... |
dżdż dla kani
11/12: ZIELONY
Została.
Lekarz prowadzący ze względu na stan pacjenta i telefon od Cuddy wyjątkowo pozwolił jej wtedy zostać na noc, by pozbierać House’owe kawałki do kupy. O dziwo doszedł do siebie szybciej niż przypuszczała. Był silny dzięki wewnętrznej szkole życiowego przetrwania. Jedynie w oczach pozostała trudna do odgadnięcia rysa.
Znów wytworzył ten sam dystans. Nie pozwolił jej tamtego wieczoru znowu zajrzeć w swoje oczy. Nie pozwolił jej na to, by jej ramiona znowu go przytuliły. Pozwolił na to, by po prostu była gdzieś w bliżej nieokreślonym „obok”. Tylko czy aż? zastanawiała się wręczając mu jego białego IPoda
Twoja muzyka pokazuje twoją duszę - powiedziała mu wtedy – twoja dusza pozamykana w środku ciebie próbuje wydostać sie na zewnątrz.
To było jedyne zdanie wypowiedziane i trafione wprost w duszę House’a. Nigdy potem podczas jego pobytu w ośrodku nie powróciła do tych chwil, kiedy wysupływała się z niego cała wrażliwość ukryta pod grubym murem haseł typu: wszyscy-to-idioci czy nic-się-nie-wydarzyło
Została nawet wtedy, kiedy fizycznie jej tam nie było.
Podrzucała literaturę medyczną i teczki ciekawych przypadków medycznych ze szpitala prosząc o konsultacje. Chciała, by był na bieżąco jeśli chodzi o szpital, pacjentów i pracę. Lina zawodowa trzymała się najmocniej z trzech podtrzymujących go w ramionach świata. Udający znużenie nieciekawością przypadków i opędzający się od pracy jak od uprzykrzonej muchy. Sięgał po teczki, gdy wychodziła i wydzwaniał do niej potem udowadniając, że jest idiotką, bo nie spostrzegła oczywistości, albo z groźbami, że następnym razem nawet tego nie ruszy, jeśli naprawdę go czymś nie zaciekawi. W jego głosie słyszała znajomy skrzekot sarkazmu i inteligentnego żartu. Potrafiła mu odpowiedzieć, że ma chorą nogę a nie mózg i nie po to dźwiga teczki, żeby mięśnia mózgowego nie używał. Parokrotnie pomógł im w cięższych przypadkach.
Przynosiła czyste ubrania, czasami jego ulubione lizaki i nic nie warte magazyny szpiegujące życie gwiazd. Chciała dostarczyć mu tematów do złośliwych komentarzy, zmusić do wyśmiewania się z niej i wszystkich wokół. To była lina nr 2, na której próbowała go podtrzymać.
Była, gdy obudził się po pierwszym zabiegu i nazwała go pokiereszowanym kaleką, żeby zmusić jego mięśnie sarkazmu do działania. Była gdy rozpoczynał bolesną rehabilitację po wszystkich zabiegach i eksperymentach z lekami. Śmiała się, że zazdrości mu opieki masażystów, bo kilka takich w „męskim” wykonaniu by się jej przydało. Ironizował, że Chase powinien się tego nauczyć, by ją zaspokoić. Niezmiennie odpowiadała, że Chase ma delikatne dłonie chirurga i zna się na wnętrznościach, a nie na skórze.
Wytworzyła dobry dystans przywracający równowagę pomiędzy tym co było, a tym co się działo. Zawsze dowcipnie odpowiadała na jego zaczepki. Nie wspominała szarych chwil, kiedy dwukrotnie okazał swoją słabość i nie poruszała bolesnych strun, bo szanowała to wszystko co się w nim działo i pozwalała mu samemu uchylać rąbki jego tajemnic.
On wyznaczał czas, on wyznaczał ilość i on decydował czemu stawić czoło, a co schować w głębinach duszy, którą odkryła trzymając go w ramionach na podłodze.
Między wierszami opowiadał jej o sobie.
…znowu sałata? - kiedy przynosiła jedzenie - mój ojciec jak marudziłem przy jedzeniu pozwalał mi tylko jeść sałatę
... mój ojciec jak odkrył pod moim łóżkiem takie pisma - gdy przynosiła brukowce do czytania - wykąpał mnie potem w zimnej wodzie. Miało to zahartować mojego ducha.
...uprasowałaś mi koszulę - gdy wieszała na wieszakach jego ubranie - ma źle zaprasowane mankiety. Gdyby mój ojciec ją zobaczył dostarczyłby ci wagon wojskowych koszul do prasowania. Impreza na całą noc.
To była najcieńsza lina, którą Cameron nazwała liną nr 3 i nie próbowała naciskać ani proponować swoich rozwiązań.
Nie zastanawiała się gdzie to wszystko ją zaprowadzi. Nic na siłę. Wystarczyło, że akceptował jej obecność.
W tym wszystkim na pierwszy plan jej życia wysunęła się jasna pewność: tamto „łazienkowe” wydarzenie z Housem w ramionach pomogło jej określić stan własnych uczuć i pragnień. I co najważniejsze - pomogło podjąć ważne decyzje.
Jego zostań miało swój sens, który umiał wytłumaczyć sobie na swój sposób. Ale jednocześnie nie umiał sobie wytłumaczyć tego, że nagle zaczęła go zaskakiwać. Najbardziej tym, że do niczego go nie zmuszała, nie poruszała drażliwych nut, nie stała nad nim i nie wypominała mu głupstw ostatnich miesięcy.
W jej dłoniach obejmujących go w łazience i w wypowiedzianym wiem odnalazł akceptację siebie. Bezwarunkową. Nie umiał tego wytłumaczyć w żaden sposób. Nie umiał o tym rozmawiać. Jego ulga po tym jak go traktowała po „łazienkowym” wydarzeniu była widoczna gołym okiem. Ten dystans, który sama narzuciła odpowiadał mu w zupełności.
Była... tyle ile trzeba... nie narzucająca się, ale konkretna obecność. Jak ona to robiła, że pojawiała się wtedy, kiedy powinna sie pojawić...? Tego tez nie wiedział.
- Nie mogę panu obiecać całkowitego przywrócenia władzy w nodze, ale postaramy się zdecydowanie ulżyć w bólu – usłyszał przed pierwszym zabiegiem - jeśli wszystko pójdzie zgodnie z naszym zamysłem, przy założeniu, że zgodzi się pan na kolejną operację i pełną rehabilitację pod kierunkiem doświadczonego personelu. Będą dobre dni, w których laska będzie niepotrzebna i będzie pan w stanie nawet pobiegać.
Patrzył na jej reakcję, gdy lekarz wypowiadał te słowa. Nieodgadniona, spokojna twarz.
- Niestety nie mogę dać pełnej gwarancji na całkowite wyleczenie bólu, co potwierdziło zastosowanie wcześniej ketaminy. Będzie też i tak, że będzie trzeba zażyć większe lub mniejsze dawki leków – oczywiście wszystko zgodnie z zaleceniami anestezjologów.
Znów ta sama twarz.
Nigdy nie ściskali rąk na powitanie czy pożegnanie. Żadnej zbytecznej bliskości. Dobry, zdrowy dystans dany na uporządkowanie siebie.
Trzeźwy, nie okryty vicodinową kołdrą mózg pracował jasno. Gdy odchodziła do swoich obowiązków odkrywał, że chciałby pobiec za nią i doprowadzić ją do radosnego szaleństwa słownymi gierkami, oglądać jej reakcję i dostawać między żebra celną ripostą.
Czuł, że życie go woła. Ile by dał za to żeby wsiąść na motor i mknąć przez cudowne krajobrazy, czuć powiew wiatru i podnosić adrenalinę zawrotną prędkością. Brakowało mu jego fortepianu, z którym lubił rozmawiać na swój sposób...
Jeszcze Jimmi i Cuddy... Dla niego zaczął ten cały syf, który przewalił mu życie do góry nogami. Dawał się we znaki lekarzom, rehabilitantom i Cameron.
Cuddy odwiedzała go czasami. Wiedział wtedy, że zdecydowanie wracał do świata – jej dekolty podnosiły mu ciśnienie i wyzwalały kolejne porcje złośliwych uwag. Spierał się z nią i negocjował ilość przyszłego czasu, który go czekał w klinice. Spierali się nad teczkami pacjentów, które przynosiła Cameron i znów nie wahał się mówić do niej, że w dekolcie po pępek wygląda jak administracyjna suka.
Wszystko wydawało się wracać do normy. No może poza jednym w jego nieuporządkowanym świecie.
Jimmi.
Szpital tonął w poświątecznych błyskotkach. Zima dawała się we znaki. Pomachał z daleka Cameron krzątającej się w przychodni. Podeszła do niego. Uścisnęli się jak starzy dobrzy znajomi.
- Dobrze, że jesteś –powiedziała – będę miała z kim tańczyć podczas karnawałowej zabawy w szpitalu.
- Też się cieszę – odpowiedział
- Świetnie wyglądasz – przesunęła ręką po jego ramieniu i uśmiechnęła się
Stał przed szklanymi drzwiami Cuddy wywołując poruszenie wśród pielęgniarek. Nie zapukał. Uchylił drzwi i wsadził przez nie głowę.
- Mogę? Widzę, że nie jesteś zajęta.. – zaczął.
Mina Cuddy wyrażała najgłębsze zdumienie.
- Wilson! – prawie krzyknęła – miałeś być w Mercy? Wejdź
- Nie mogę byc w Mercy, bo nie zdjęłaś mojego nazwiska z drzwi. Mam nadzieję, że nikogo nie przyjęłaś na moje miejsce.
Wilson wszedł do jej gabinetu. Gdyby to było fizycznie możliwe szczęka Cuddy wylądowałaby na podłodze. Już prawie otworzyła usta, żeby postawić mu kilka pytań. Uprzedził ją.
- Jestem idiotą. Co chcesz jeszcze wiedzieć? Mogę wrócić?
Bezceremonialnie zrzucił zawieszona przez ramię torbę, potem płaszcz. Oczom Cuddy ukazał się inny Wilson. Dosłownie i w przenośni. Świetnie dopasowane spodnie, wystająca klamra paska pasująca do butów, rewelacyjnie, choć niedbale leżący sweterek, wystająca spod niego koszula z nieskazitelnie białymi mankietami, najmodniejszym fasonem kołnierzyka i fantazyjnie zarzucony szalik we wszystkich odcieniach sweterka. Nowa fryzura, nowy wygląd... Brzmiało jak nowe życie. Gdzie jego koszula i krawat? Gdzie sie podział stary, dobry Wilson? Myślała patrząc na niego. Stał przed nią pewny siebie mężczyzna.
- Nie każ mi tego powtarzać Cuddy. Jestem idiotą. Ale dzisiejszy dzień jest ostatnim dniem idioty we mnie.
Patrzyła jak podchodzi do jej osobistego ekspresu, sypie kawę, nalewa wodę... Zanim zaparzyła się kawa, zdążyła dojść do siebie. Po chwili zapach kawy rozszedł się po pomieszczeniu. Patrzyła jak nalewa ciemny płyn do kubków. Usiadła na biurku i przyglądała się Wilsonowi. Podszedł do niej i wręczył jej kubek. Nakrył jej dłonie swoimi i popatrzył w oczy. Zobaczyła w nich determinację, spokój i oszałamiającą męskość. Wilson, Wilson to ty? Myślała.
- Jesli chcesz po raz trzeci powiem, że jestem idiotą. Tylko odezwij się do mnie.
Czuła jego dłonie splecione wokół jej rąk. Uśmiechnęła się.
- Kubek parzy mnie w dłonie
Teraz on się uśmiechnął. Zabrał ręce. Napiła się kawy przygotowanej przez Wilsona. Patrzyła w jego oczy. Nie speszył się, nie odwrócił, nie zmieszał. Uśmiechał się lekko. Odstawiła kubek.
- Wilson... to jeden z najlepszych dni w moim życiu. Teraz może być tylko lepiej. Oczywiście miejsce czeka na ciebie.
- Mogę zacząć dziś? - zapytał
- Wróć w poniedziałek – odpowiedziała
Ciągle tam stał, bliziutko niej, wywołując wybuchową mieszankę uczuć. Tym razem ona wzięła jego dłonie i schowała w swoich.
- Powiesz mi co się stało? Dlaczego postanowiłeś zostać?
Pochylił się i pocałował ja w policzek, blisko kącika ust.
- Jesteście wszystkim co mam. Wy. Najlepsi przyjaciele, w najlepszym szpitalu w Stanach i w najlepszym miejscu pod słońcem w jakim przyszło mi żyć. Nie chcę być gdzie indziej, nie chcę być z kimś innym, chcę być z wami.
Filuterny uśmiech pojawił się na jego twarzy.
- Znalazłem fajną wystawę w City. Myślę, że spodobałaby ci się.
Roześmiała się
- Ostatnia nie przysłużyła się nam.
- Byłem idiotą, pamiętasz? – uśmiechnął się szelmowsko – mogę chociaż poszwędać się po starych śmieciach i przywitać z ludźmi?
Skinęła głową wciąż się uśmiechając. To był zaiste jeden z jej najlepszych dni od lat. Dotknęła ręką miejsce, w które ją pocałował. Blisko kącika ust. Spojrzała na rzucony w nieładzie torbę i płaszcz Wilsona. Zabrał ze sobą jej kubek z kawą. Uśmiechnęła się szeroko.
Oznaczało, że wróci. A wtedy ona da się wyciągnąć na tę wystawę w City. No może jeszcze potem na jakąś kolację. Skoro cuda się zdarzają to dlaczego od nich uciekać.
Tak. Zdecydowanie to był najlepszy dzień jej życia od wielu lat
Teraz wszystko wydawało mu się takie dobre i proste. Takie dobre i zwyczajne. Szedł z parkingu do ośrodka, w którym House przeżył swój przedsionek piekła. Wyprosił Cuddy, żeby powiedziała mu gdzie jest i co robi. Był naprawdę radosny. Wszystko nabierało innego znaczenia i sensu.
Mijał ciepły korytarz, pokoje pielęgniarek, sale rehabilitacyjne. Mijał pacjentów, zmartwionych bardziej lub mniej rodziców, małżonek, małżonków...
Pokój 214
Jego teraz i potem. Jego wczoraj i jutro.
Zdecydowanym ruchem złapał za klamkę i pchnął drzwi.
Jego teraz, potem i jutro.
Chciał powiedzieć, że jest idiotą. Tak samo jak Cuddy. Ale z nią było łatwiej. Z nim inaczej.
Nie spodziewał się lekkiego uśmiechu Grega na swój widok.
- Skąd wiedziałeś że wychodzę? – zapytał
Rzeczywiście, na podłodze stała zapakowana walizka, a on sam prawie gotowy do wyjścia.
- Szósty zmysł – odpowiedział
Chwila ciszy. Wilson czuł świdrujące oczy House’a w swoich oczach. Nie odwrócił wzroku.
- Idziemy do domu? – zapytał Wilson nieoczekiwanie.
- Przyszedłeś zabrać mnie do domu? – zapytał
- Tak. Przyszedłem zabrać cię do domu. I powiedzieć, że jestem największym idiotą na świecie. I że jesteś jedynym, którego do końca życia chcę nazywać kumplem, bratem i przyjacielem. Pozwolisz się teraz zawieźć do domu?
Zielony szalik Wilsona wesoło łopotał na zimowym wietrze, kiedy szli ramię w ramię do samochodu zaparkowanego na parkingu. Greg wiedział, że intensywności koloru szalika Jimiego nie zapomni do końca życia.
---------------------------
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kropka dnia Wto 6:59, 21 Paź 2008, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dark Angel
Nocny Marek
Dołączył: 10 Paź 2008
Posty: 5291
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 69 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 23:58, 20 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Aaaaa...
AAAAA....
Leżę, kropko!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nisia
Killer Queen
Dołączył: 16 Maj 2008
Posty: 11641
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 97 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 0:13, 21 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
kroooopka! I love you!
tyle. brak mi słów po prostu.
(A ten Wuddy! świetny! )
*pada obok DA*
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Nisia dnia Wto 0:15, 21 Paź 2008, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|