|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kin
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: my wild island Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 15:18, 24 Maj 2009 Temat postu: Grudniowy Hameron... [+13, Z] |
|
|
Witam!
Przede wszystkim chciałabym się ze wszystkimi przywitać. Odwiedzam to forum już od dawna, ale postanowiłam dołączyć do piszących kilka dni temu.
Dlaczego?
Cóż, jakoś w grudniu napisałam coś na kształt Hamerona...
Chciałabym się nim z wami podzielić, i liczę na to, że szczerze mi odpowiecie co o nim sądzicie. Jak na razie widziały go cztery, może pięć osób...
Jego całość spoczywa w moich zeszytach, a wszelkie podobieństwo, jakie u niego wychwyciłam po obejrzeniu już całego piątego sezonu, jest przypadkowe (z wyjątkiem jednej sceny, którą oznaczę jako spoiler, jeżeli będziecie chcieli przeczytać to do końca).
Ach, i umiejscowienie: akcja dzieje się mniej więcej pod koniec drugiego sezonu, może początek trzeciego... w dalszych częściach występują obecni bohaterowie, co zostało niedawno poprawione.
Zatem życzę miłego czytania... :
Część 1
Było późne, jesienne popołudnie. Deszcz za oknem i wiatr przyprawiały człowieka o dreszcze na samą myśl opuszczenia ciepłego pomieszczenia, jakim były domy i budynki pracy.
Tak samo było z Housem. Stał przy oknie i wpatrywał się w strugi deszczu spływające po oknie, podczas gdy Chase i Foreman próbowali wymyślić jakąś nową chorobę, pasującą do objawów pacjenta. Powinien też nad tym myśleć, ale wcale mu się nie chciało. Brakowało tu jednego członka jego „wspaniałego” zespołu, i choć od rana nie zawracał sobie nią głowy, to teraz jej nieobecność zaczynała go naprawdę denerwować.
-Gdzie, do cholery, jest Cameron?- wypalił nagle, odwracając się do nich twarzą.
Spojrzeli na siebie zaskoczeni.
-Dopiero o 18.00 zauważyłeś, że nie było jej przez dwa dni?- zapytał zdziwiony Foreman.
-Nie! Jej postać materializowała się obok mnie co piętnaście minut- odpowiedział z czystym sarkazmem, ruszając w stronę swojego gabinetu. Ściągnął z wieszaka swoją kurtkę i ruszył korytarzem do wyjścia.
-Jeżeli się tu pojawi, ma do mnie natychmiast przyjechać i błagać o wybaczenie!- krzyknął, kiedy zdumieni lekarze dogonili go przed wyjściem.
Chwilę później znikł im z oczu.
Zatrzymał motor przed jej domem, i nie schodząc z niego, zaczął wpatrywać się w jej okna. Ciemne. Czyżby się naćpała z powodu ostatniej kłótni? Z nią nigdy nic nie wiadomo. Postanowił zaryzykować i upewnić się, że nie odlatuje teraz do innego świata.
Zostawiał za sobą mokre ślady, ale prawdziwą kałużę udało mu się stworzyć, gdy dobijał się do jej drzwi. Zero odpowiedzi! Tego się po niej nie spodziewał. Zaczął nasłuchiwać, ale nic to nie dało- w mieszkaniu nikogo nie było.
No cóż.
Jej spowiedź będzie zapewne bogata w szczegóły, kiedy już się u niego zjawi i on, jej przełożony, zagrozi jej utratą pracy. Kto by pomyślał, że taka odpowiedzialna Cameron, takie… coś, pragnące zbawić świat za pomocą stetoskopu, nie przyjdzie na dwa dni do pracy, i to bez żadnego uprzedzenia!
Siedział przy fortepianie i uderzał mocno palcami w klawisze, chociaż wcale nie słyszał swojej gry. Skutecznie uniemożliwiała mu to głośna muzyka, sącząca się powolnie z głośników.
Vicodin w połączeniu z alkoholem… nie, to nie najlepszy zestaw. Ale właśnie miał na taki ochotę, więc kto mu zabroni? O tak. Cuddy zaraz tu przybędzie i zagrozi mu miesiącem w przychodni. Hahaha.
Podniósł się ociężale i ruszył w stronę kuchni, kiedy nagle coś usłyszał… pukanie? Naprawdę je usłyszał? Pewnie mu się zadawało. Ruszył dalej, ale po chwili pukanie przerodziło się w walenie.
Tego już było za wiele.
Nikt nie będzie walił w jego drzwi i zakłócał jego spokoju!
Z chęcią mordu, zawrócił do drzwi, i otworzył je, niemal wyrywając z zawiasów.
W jednej chwili morderca stał się najbardziej zdziwionym człowiekiem na świecie.
-Chciałeś mnie widzieć?- zapytała mała brunetka, opuszczając rękę.
House obejrzał się za siebie. Oczywiście, ci kretyni musieli wszystko brać tak dosłownie!
-Pewnie liczysz na kolację? A może jeszcze wypad do kina, kiedy to w samochodzie będziesz się łzawo tłumaczyć ze swojej dwudniowej nieobecności?- chciała mu przerwać, ale musiała szybko zareagować na zamykające się drzwi- wybacz, pada deszcz, więc nici z seksu na ulicy, lala siedzi w salonie- już, już prawie mu się udało, ale alkohol najwidoczniej trochę igrał z jego mięśniami, a Cameron, niestety, wykorzystała to.
-Nigdzie się nie ruszę, póki nie porozmawiamy- powiedziała stanowczo, wchodząc do mieszkania i pchając go na kanapę- jesteś pijany?
-Ależ skąd! Twoje wtargnięcie zupełnie mnie otrzeźwiło- odpowiedział, przyglądając jej się dokładniej. Wydawała mu się od jakiegoś czasu o wiele bledsza i… mniejsza? Śledził ją wzrokiem, kiedy podeszła do wierzy stereo i ściszyła muzykę, kaszląc przy tym jakby miała grypę. Kiedy usiadła przed nim, dostrzegł ciemne sińce w kącikach jej oczów.
-A może Chase nie chce cię przygarnąć na noc, bo zgubiłaś klucze? Musiałaś być nieźle napalona, skoro go tak przestraszyłaś- jeśli już tu siedziała, warto było się z nią podroczyć.
-Nie przyszłam do pracy, bo byłam zajęta- powiedziała zachrypniętym głosem, patrząc mu prosto w oczy.
House zrobił głupią minę.
Spodziewał się naprawdę wszystkiego, ale nie takiej wymówki. I nie od Cameron! Znów ją zlustrował i ze zdziwieniem stwierdził, że ma na sobie te same ubrania, które miała dwa dni temu.
-Aż się boję spytać, kim- powiedział, zerkając z powrotem na jej twarz, i o ile jego to było możliwe, teraz był jeszcze bardziej zaskoczony, widząc jak ociera łzy płynące z jej oczu.
Tyle razy widział, jak ryczała! No możne znowu nie tyle razy, ale to nie był pierwszy raz. Więc dlaczego nie przychodziła mu do głowy żadna cięta riposta? Dlaczego nagle przyszła mu ochota powiedzieć coś całkiem innego?
-Odwodnisz się- mruknął, wstając i zniknął na chwilę w łazience. Wrócił po chwili z paczką chusteczek, prowadząc przez cały czas w głowie wojnę na bomby jądrowe. Zatrzęsła jej się ręka, kiedy wyciągnęła jedną, i ruszyła szybko do drzwi, ale House wyprzedził ją i zastawił jej przejście.
-A ty dokąd?- zapytał, powoli mając tego dość.
-Do domu- mruknęła, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem.
-Po dokładnej spowiedzi, zagubiona owieczko! Chcesz wstąpić do zakonu i odpokutować romans z Blondynem?
Odwróciła głowę w bok, ale on chwycił jej podbródek i chcąc, nie chcąc, musiała mu spojrzeć w oczy.
Kto był takim durniem i pozwolił jej opuścić ciepły, przytulny domek na przedmieściach? Kto, do cholery, pozwolił na jej ślub? House był gotowy powyrywać nogi każdemu, kto się do tego przyczynił. Czy oni nie widzieli tego, co on w tej chwili? Zawsze była dla niego jak mała dziewczynka, z tą swoją wyimaginowaną wiarą w dobro i pokój na świecie! I kto był takim kretynem, że uwielbiał to wykorzystywać? On sam.
Stał tak, i nie mógł przestać wpatrywać się w jej oczy. Wszystko to uderzyło go tak nagle… wcale się tego nie spodziewał. Widział to już dawno, ale ignorował to. Tak samo, jak zdawał sobie sprawę, że Cameron się w nim podkochuje. I kogo ona chciała oszukać, romansując z Chasem? Co chciała udowodnić? Cuddy to przewidziała. Może i zachowywała się ‘normalnie’, ale on nigdy nie zapomni, jak ją przyłapał w pustym pokoju, wypłakującą się do poduszki. Dobrze wiedziała, że sama na tym najbardziej ucierpi, ale nie! Musiała się poparzyć aż do trzeciego stopnia. Co za dziecko…
Wydała mu się taka… malutka. Taka, co to by się chciało zamknąć w ramionach i nie puszczać przez 100 lat, chociażby tylko po to, żeby czuć jej ciepły, teraz nierówny oddech.
Nie miał pojęcia, jak długo tak się w nią wpatrywał, ani kiedy się schylił by ją pocałować. Był pewny, że odsunie się od niego i natychmiast wyjdzie, gdy tylko ich usta się złączyły, ale znów się pomylił. Delikatnie odwzajemniła pocałunek, i już nie było nowy o tym, żeby przestali.
Jeszcze nigdy droga do sypialni nie wydawała mu się tak krótka.
Nie zdążył nawet wywnioskować, czy jej drobne ciało drży pod wpływem jego rąk błądzących przy jej bluzce, czy powstrzymuje się od fontanny łez. Odsunął też na bok myśli, ile razy musiała praktykować z koszulami Chase’a, skoro pozbyła się jego koszuli tak szybko.
Po chwili przestało się dla niego to wszystko liczyć. Byli tylko oni- House, któremu nagle zapragnęło się być rycerzem i bronić brązowowłosą księżniczkę przed całym światem, i mała, drobna kobieta z marzeniami nastolatki, a jedno z nich wydawało się właśnie spełniać. O nie… to nie był zwykły seks, taki jak z Chasem, czy którąś dziewczyną poznaną w barze. Oboje zdawali sobie z tego sprawę. Nie było mowy o żadnym przesłyszeniu się, halucynacjach czy skutkach ubocznych mieszania leku i alkoholu- niemal niedosłyszalne „Kocham cię” padło tej nocy, w tym pokoju, aż dwa razy.
(proszę o wyrozumiałość w kwestii "łóżkowej"- czasem mi się wydaje, że wspólna noc mogłaby poczekać, ale nie mam serca zmieniać tego, co nieliczni już widzieli i poprosili o pozostawienie)
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kin dnia Pon 11:31, 12 Paź 2009, w całości zmieniany 14 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
ciacho
Stomatolog
Dołączył: 13 Mar 2009
Posty: 968
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Princeton :P Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 17:06, 24 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
No więc tak. Fik ogółem fajny, no i oczywiście spodobał mi się koniec. Lubię, jak ktoś opisuje 'ręce House'a błądzące po ciele Cameron'.
Ale wychwyciłam kilka jak dla mnie dziwnych zdań.
Cytat: | Zostawiał za sobą mokre ślady, ale prawdziwą kałużę udało mu się stworzyć, gdy dobijał się do jej drzwi. |
Nie załapałam tego. Przeciez i tak padał deszcz, więc było mokro. Jak mógł zostawić kałużę?
Cytat: | Siedział przy fortepianie i uderzał mocno palcami w klawisze, chociaż wcale nie słyszał swojej gry. Skutecznie uniemożliwiała mu to głośna muzyka, sącząca się powolnie z głośników. |
Jeśli muzyka była wolna i jak to określiłaś 'sączyła się powolnie z głośników' to swoją grę mógł usłyszeć.
Cytat: | Odwodnisz się- mruknął, wstając i zniknął na chwilę w łazience. Wrócił po chwili z paczką chusteczek, prowadząc przez cały czas w głowie wojnę na bomby jądrowe. |
Za to to jest boskie!
Ciekawa jestem jak dalej poprowadzisz ten fik.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13423
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 39 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 18:58, 24 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Jest coś w twoim fiku ujmującego.
Coś w nastroju, co powoduje, że warto nad nim dalej pracować.
Poproś o pomoc Betę, bo wkradło się sporo stylistycznych i składniowych uchybień.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mistrustful
Rezydent
Dołączył: 30 Sty 2009
Posty: 462
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zza miedzy ^^ Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:00, 24 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
ciacho napisał: |
Cytat: | Zostawiał za sobą mokre ślady, ale prawdziwą kałużę udało mu się stworzyć, gdy dobijał się do jej drzwi. |
Nie załapałam tego. Przeciez i tak padał deszcz, więc było mokro. Jak mógł zostawić kałużę?
|
Dla mnie jest to całkiem zrozumiałe. O ile dobrze pamiętam z serialu, Cameron nie mieszka w zwykłym domu, ale w jakiejś kamienicy. No więc, zakładając, że autorka tez to miała na myśli, to przed drzwiami mieszkania Cameron zawsze jest sucho
Mam nadzieję, że chwytasz mój tok myślenia
Fik bardzo ciekawy Intryguje mnie, gdzie była aż dwa dni.
Czekam na ciąg dalszy.
I wena życzę na przyszłość
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
m90
Łyżka Lifepaka
Dołączył: 23 Lip 2008
Posty: 1855
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: zakamarki opolszczyzny Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 21:38, 24 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Właśnie tak wyobrażam sobie role w związku House - Cameron. Księżniczka, którą trzeba bronić przed paskudnym światem i jej bohater, który tego dokonuje.
Jednak "kocham cię" padło zdecydowanie za szybko. Łóżko, nic dziwnego, zwykły fizyczny pociąg seksualny do kobiety, więc nie dziwi na początku, ale to kocham cię, dziwi.
Cytat: | Cuddy zaraz tu przybędzie i zagrozi mu miesiącem w przychodni. Hahaha. |
Nie wiem czy tylko ja mam awersję, czy inni też, ale naprawdę rażą mnie tego typu wyrazy dźwiękonaśladowcze.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kin
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: my wild island Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 15:08, 26 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Co do tej bety... to w tej sprawie jestem 'zielona'- gdzie odwiedzę jakieś forum, mowa o becie, ale co to tak naprawdę jest i jak działa, nie mam pojęcia... podejrzewam że chodzi o jakiś edytor tekstu. A może ma ktoś z was link do jakiejś prostej wersji? Nie znoszę skomplikowanych programów.
Co do opowiadania, to rzeczywiście, przy pisaniu zakładałam, że Cameron mieszka w tej... hm, kamienicy? która była pokazana w jednym z odcinków. Tak więc House mógł zostawić trochę wody w środku.
Póki nie rozgryzę bety, będę się starała zwracać więcej uwagi na błędy:)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kropka
Litel Wrajter
Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 31 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 15:14, 26 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
kin - BETA - to KTOŚ, kogo prosisz o sprawdzenie i pomoc w edycji tekstu przed wpuszczeniem go na Horum.
Możesz poprosić kogoś... a TU:
http://www.housemd.fora.pl/sprawy-organizacyjne,35/font-color-red-bank-bet,3634.html
Znajdziesz osoby, które są chętne i pomogą w przygotowaniu tekstu.
EDIT:
Najlepiej wysłać do kogoś PW z prośbą o taką pomoc.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kropka dnia Wto 15:17, 26 Maj 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kin
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: my wild island Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 16:25, 28 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Dzięki za komentarze- wiem już, na co mam zwracać więcej uwagi.
Dziękuję także kropce, która zgodziła się betować moje opowiadanie. Oto dalszy ciąg. Miłego czytania:)
Część 2
Ból głowy nauczył się ignorować, ból nogi- nie.
Ręka natychmiast powędrowała do miejsca bólu i próbowała go uśmierzyć, ale to na nic.
W tej samej chwili usłyszał, jak w salonie rozdzwoniła się jego komórka.
Przeklęty Foreman i jego badania, pomyślał, rezygnując z powrotu do krainy snów, i nagle zesztywniał, przypominając sobie ostatnią noc.
Cameron! Kochał się z Cameron…
Tak, nie ulega wątpliwości, że to miało miejsce. Pamiętał, jak jej drobne dłonie wędrowały nieśmiało po jego klatce piersiowej, jak on tulił ją do siebie, kiedy drżała…
Próbował sobie ułożyć wszystkie wspomnienia sprzed kilku godzin w tylko jemu znany sposób, tak jak zwykle układał sobie objawy pacjentów, gdy ich diagnozował, by znaleźć możliwie najszybciej, najlepsze wyjście z tej sytuacji...
Podniósł się delikatnie na łóżku nie chcąc jej obudzić, ale kiedy otworzył oczy, ukazała mu się tylko pomięta przez nią poduszka. Cameron nie było.
Przetarł oczy. Może jednak miał halucynacje? Nie, to niemożliwe. Rozejrzał się po sypialni, w której panował lekki nieporządek, dokładnie taki, jaki sami sobie zafundowali podczas tej krótkiej przeprawy do łóżka. Lampa leżąca na podłodze była wybitnym tego dowodem.
Ale gdzie do cholery ona jest?
Nie usłyszał żadnych dźwięków dochodzących z łazienki czy kuchni. Wstał, i przeszukał całe mieszkanie, ale jedyną rzeczą, jaką znalazł, była jej spinka z cyrkonowym kwiatkiem pod poduszką.
-Odbiło jej, czy co? - Mruknął, wpatrując się w drobiazg.
Tak naprawdę tej nocy nie zastanawiał się co będzie dalej, i jak będzie wyglądał poranek.
Gdzieś w środku siebie wiedział, że teraz wszystko się zmieni, ale ta cząstka jego, która panicznie bała się zmian, podpowiadała mu, że jeszcze nie jest za późno, by się wycofać. Może udałoby się oszukać i siebie, i Cameron, że ostatnie przeżycia nic nie znaczyły…?
Nie, to byłoby ponad ich siły. Cameron niczym sobie nie zasłużyła na traktowanie jej jak dziewczyny na jedną noc, tym bardziej, że…
Zakłopotanie na jego twarzy zastąpił delikatny uśmiech.
Wystarczy. Później pomartwi się o uczucia. Teraz musi w końcu wziąć te tabletki.
Kwadrans później, mimo wczesnej pory, mknął motorem w stronę szpitala.
-Biopsja nic nie wykazała.
-Mówiłem, że to nie…
-Co nam szkodziło sprawdzić? To na pewno toksyny…
-Testy nic nie pokazały…
House wydawał się nieobecny, gdy lekarze próbowali odgadnąć co dolega ich pacjentowi. Nie mógł przestać myśleć o Cameron. Znów nie pojawiła się w pracy, nie odbierała telefonu. Był pewny, że się po prostu spóźni i będzie rumienić się przez cały dzień, kiedy tylko się na nią spojrzy, ale znów jej nie było.
Odrzucając takie możliwości, jak wypadek samochodowy, popełnienie samobójstwa, czy ten nieszczęsny zakon, zaczął się zastanawiać, czy dobrze zrobili.
Może ją zranił? Może wcale tego nie chciała? Nie dała mu jakiegokolwiek znaku, że chce to przerwać, więc o co jej chodzi? Bo już na pewno nie założyła się o to z Cuddy czy Wilsonem w zamian za podwyższenie pensji!
-… rezonans? - Dosłyszał końcówkę pytania i odwrócił się do Chase’a.
-Macie go wyleczyć - Powiedział i wyszedł.
-Coś ty najlepszego zrobił?!?!
Krzyk Cuddy poniósł się echem po całym piętrze budynku, kiedy tylko zobaczyła House’a przechodzącego obok jej gabinetu.
Odwrócił się do niej. Stała z jakąś kartką, gotowa wysadzić Pentagon.
-Już ci tłumaczyłem, że nie odkupię ci wazonu, który sama strąciłaś gołym tyłkiem! - Odkrzyknął i ruszył dalej, ale Cuddy go dogoniła.
-Czekam na wyjaśnienia! - Krzyknęła jeszcze głośniej, wpychając w rękę kartkę.
-Doradzałem, nie kupuj tych wibratorów… -Zaczął, ale po chwili zatkało go.
Odbiorca: dr Lisa Cuddy
Nadawca: dr Allison Cameron
-Co to ma być? - Zapytał, czytając wydrukowany mail drugi raz.
-Rezygnacja z pracy! Powiesz mi, o co chodzi??? - Cuddy mierzyła go wzrokiem, gotowa odebrać laskę i użyć jej jako śmiercionośnego narzędzia wobec jej właściciela - Dowiem się, dlaczego jedna z najlepszych lekarzy w tym szpitalu, dwa dni nie zjawia się w pracy, a potem przesyła mi mailem rezygnację?!?
-Zapisz swoje pytania i wyślij jej faksem - Odpowiedział, mijając ją i kierując się do głównego wyjścia.
Walił w jej drzwi dobre dziesięć minut, kiedy w końcu po drugiej stronie korytarza wyjrzał zza futryny jej sąsiad.
-Pan w sprawie kupna? - Zapytał dziadek w rozciągniętym swetrze, poprawiając okulary.
-Nie. Przywiozłem koleżance prochy - Odpowiedział, wyciągając z kieszeni drut i grzebiąc w zamku.
-Mieszkanie pani Cameron jest wystawione na sprzedaż. Nie musi się pan włamywać, mam klucze. - Mówiąc to, podał zdziwionemu House’owi klucze i stanął za nim.
House wziął je do ręki. Co ten dziadek powiedział? Sprzedaż domu? Cameron ma zdecydowanie lepsze wymówki od niego, kiedy chce, żeby jej nie przeszkadzano.
Kiedy jednak otworzył drzwi, stanął jak wryty.
Pokój był pusty.
Podobnie jak inne.
Zostawił oniemiałego dziadka samego, oddając mu klucze.
Co ta Cameron wyprawia?!?!
-----------
tak od strony technicznej... jak mogę zmienić tytuł tematu?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pinky
Ratownik Medyczny
Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 252
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: okolice Częstochowy Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 17:47, 28 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
edytuj pierwszy post
Cameron odchodzi? Łolaboga... Tak się przejęłam, że nawet się nie rozpisuję dalej...
Czekam, czekam, czekam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ciacho
Stomatolog
Dołączył: 13 Mar 2009
Posty: 968
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Princeton :P Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 19:19, 28 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Tak, nie ulega wątpliwości, że to miało miejsce. Pamiętał, jak jej drobne dłonie wędrowały nieśmiało po jego klatce piersiowej, jak on tulił ją do siebie, kiedy drżała |
CUUUDNE!!!
Cameron znikająca bez śladu, po spędzonej nocy z Housem...? Co ty knujesz? ^^ Jestem bardzo ciekawa jak dalej to rozwiniesz
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kin
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: my wild island Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 14:00, 07 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Witam wszystkich, którym chciało się tyle czekać na kolejną część Przepraszam a tak długą przerwę, ale miałam małą awarię. Chcę też ostrzec, że od kolejnych części można się spodziewać kilku spoilerów odnośnie 5 sezonu, i mogą też być wprowadzone postacie wymyślone przeze mnie, wcale nie pojawiające się w serialu.
Ta dam... :
Część trzecia
Gdyby ktoś chciał nakręcić program telewizyjny, którego tematem byłyby zniknięcia czy ucieczki ludzi, House postarałby się, żeby sprawa zniknięcia Cameron została poruszona w pierwszym odcinku.
Od tamtych pamiętnych dni minęło pięć lat, a oni nadal nie mieli pojęcia, co się stało z Cameron. House poświęcił się i nie uprzykrzał życia pacjentom przez tydzień, odwiedzając każdy szpital, każdą prywatną przychodnię w New Jersey, ale nie udało mu się odnaleźć brunetki. Nawet Chase i Foreman starali się mu pomóc, ale ich wysiłki poszły na marne. Wreszcie zmusili- swoim lenistwem- do działania Cuddy. Jak to im kilka dni później zrelacjonowała: ”uruchomiłam wszystkie moje znajomości, zgłosiłam jej rysopis na policję i doczekałam się po raz pierwszy w życiu tak astronomicznego rachunku za telefon, ale nigdzie jej nie znalazłam”. Przez cały ten czas House’owi wydawało się, że grunt pali mu się pod nogami, i wyżywał się dosłownie na każdym, za dosłownie wszystko. Po jakimś miesiącu, plus tydzień powiedzmy, jego apatia doprowadziła do kilku sprzeczek w gabinecie Cuddy, o których oczywiście dowiedział się w błyskawicznym tempie personel szpitala. Gdy i to minęło, House powoli zaczął wracać do housewości, choć znudzenie i zły humor towarzyszyły mu tak często jak ból nogi.
Po drugim roku zaczęli już się do tego przyzwyczajać.
Po trzecim Wilson zaproponował, że zarekomenduje ich skromne osoby wobec komisji przyznającej pokojowe nagrody Nobla.
W czwartym roku House, ku radości Cuddy, kupił sobie nową gitarę, i dla odmiany, uatrakcyjniał swoją grą przesiadywanie w poczekalni.
Piąty rok zaczął się ostrą i niespodziewaną przez nikogo zimą, która trwała przez cały miesiąc. Przesądni twierdzili, że to może coś oznaczać (pomijając tak oczywiste fakty jak: zamarzanie, odmrażanie, konieczność ogrzewania i podgrzewania). Potem nastąpiła szybka odwilż, i voila! Piękna wiosna. Prawdziwy deszcz kwiatków, zielonych roślinek, ćwierkających ptaszków…
House skrzywił się. Tak, normalnie obrazek jak z bajki. Tylko księżniczki tu brakowało.
Relaksował się (dla odmiany, rzecz jasna) w swoim gabinecie, kiedy nagle pewna myśl uderzyła jego głowę do tego stopnia, że aż jęknął.
Czyżby mu się zdawało, czy od rana nie odwiedziła go jeszcze Cuddy, chociaż zapowiadała, że może się spodziewać awantury od samego rana?
Wstał, i pokuśtykał do drzwi. Nie było jej w gabinecie obok.
Wyjrzał na korytarz - ani śladu dręczycielki.
Jego mózg zaczął szybciej trawić fakty z całego tygodnia.
Cuddy była nieobecna.
Krzyczała na ludzi bez powodu.
Groziła mu awanturami.
Ale…
Olśnienie! Naprawdę je kochał.
Ani razu, od tygodnia, nie zagroziła mu przychodnią! Co lepiej, teraz dopiero się spostrzegł, że dbała, aby znajdował się jak najdalej od tej części szpitala!
Wyszedł ze swojego gabinetu, a diabelski uśmieszek zagościł na jego twarzy.
Cuddy na pewno coś kombinuje. Jeszcze w życiu nie szedł tak uradowany w stronę przychodni, i to z własnej woli.
Był już prawie u celu, gdy ktoś nieoczekiwanie przerwał jego wyprawę.
- Hej!
Odwrócił się na dźwięk tego piskliwego głosu. Nie spodziewał się, że jego właścicielką- bo był to głos niewątpliwie kobiecy - będzie dorosła kobieta, raczej nastolatka. Ale nie ujrzał nastolatki.
- Muszę do łazienki - oznajmiła mała dziewczynka, z brązową czupryną, szarpiąc rączką jego marynarkę.
- Nie widzę przeszkody - oznajmił, i ruszył dalej, ale mała się nie poddawała.
- Nie wiem gdzie jest!
- Ja też! Tylko tu przechodzę - zaczynała irytować go ta wymiana zdań.
- Nieprawda. Pracujesz tu. Masz plakietkę - mała stanęła przed nim i skrzyżowała rączki.
- Jaką plakietkę?
- Taką, jak ma ciocia.
- Ciocia tu pracuje?
Dziewczynka kiwnęła głową.
Jego oczy szybko oceniły stan sufitu.
- Gdzie twoja wyrodna mamuśka? Schowała się z jakimś pielęgniarzem na tarasie? - zapytał, biorąc dziewczynkę za rękę i ciągnąc ją za sobą.
- Rozmawia z ciocią - oznajmiła mała - a mama nie jest wyrodna.
- Skąd wiesz?
- Wyrodna to coś, jak niedobra która cię nie lubi.
- Znasz jeszcze inne trudne słowa?
- Tak. Biopsja, saturacja i immunolog - dziewczyna, o dziwo dotrzymywała mu kroku.
House nagle stwierdził, że nie wszystkie dzieci są takie złe - przynajmniej, jeżeli są tak mądre jak ta mała.
- Twoja mama jest lekarzem?
- Chyba. Ratuje ludzi.
- A tata?
-W szpitalu.
Stanęli przed damską łazienką. House pchnął drzwi i już miał wejść, kiedy dziewczyna wyciągnęła chudą rączkę.
- To damska toaleta - powiedziała z powagą.
I zamknęła mu drzwi przed nosem, zostawiając z niemałym zdziwieniem na twarzy.
„Mądra paskuda” pomyślał, i choć miał ochotę ją zostawić w tej chwili, ale przyszła mu do głowy inna myśl. Bądź co bądź, można pognębić wyrodną mamuśkę.
Czekał więc cierpliwie, aż Paskuda wyjdzie z łazienki i dalej prowadzili tą dziwną wymianę zdań. Tym razem, nie spieszył się jednak, i dostosował swój chód do jej małych kroczków.
- Wygodnie ci z tą laską?
- Gorzej byłoby bez niej.
- Miałeś wypadek?
- Można tak to nazwać.
- Gdyby mama wtedy była, na pewno byś jej nie musiał mieć.
- Jesteś zbyt pewna siebie.
- Ty też.
- Nie, ja jestem po prostu mądry.
- Kiedyś też taka będę.
- Nie radzę.
- Dlaczego?
- Ludzie mnie nie lubią.
- Zrobiłeś coś złego?
- To kwestia tego, jaki jestem.
- A jaki jesteś?
- Upierdliwy, niemiły, irytujący.
- To nie bądź taki!
- Ale ja to lubię.
- Więc może ja też to polubię?
- A lizaki lubisz? - zapytał, wyciągając z kieszeni dwa czerwone lizaki.
- Uwielbiam! - pisnęła Mała, biorąc jednego.
- Nie powinnaś tak ufać obcym.
- Ale ty nie jesteś obcy!
- Jestem. Nawet nie wiem, jak masz na imię.
- Nie jesteś obcy. Mama pokazała mi twoje zdjęcie. Jestem Gillian.
House stanął jak wryty.
- Twoja mama mnie zna?- byli wreszcie przed drzwiami gabinetu.
Gillian przytaknęła.
W tej samej chwili stało się kilka całkiem nieoczekiwanych rzeczy.
Drzwi gabinetu otworzyły się i stanęły w nich dwie kobiety.
Jedna z nich była zaskoczona ich widokiem, a po raz pierwszy w życiu wzrok House’a nie powędrował ku jej głębokiemu dekoltowi.
Zatrzymał się natomiast na drugiej kobiecie. Niskiej, drobnej, z bladą twarzą, podkrążonymi oczami i brązową czupryną. Kobiecie, która tak wiele dla niego znaczyła, a tak bardzo nie chciał się do tego przyznać. Kobiecie, którą…
Wtedy Gillian pisnęła głośno „Mamo!” i rzuciła się w ramiona tej mniejszej. Widział, i nie mógł jednocześnie zrozumieć, jak ta kobieta, dawniej silna, teraz ugina się pod ciężarem małej dziewczynki, ale uśmiecha się do niej słabo, i natychmiast ruszyła do wyjścia.
-Cameron, w końcu… - zaczął, kiedy szybko go mijała. Chciał ją zatrzymać, ale Cameron odwróciła się, i zszokowany przerażeniem i strachem, jakie miała wypisane na twarzy, nie zauważył, jak podłożyła mu nogę. Sekundę później house poczuł, że szybko się zaprzyjaźni z lśniącą podłogą. Nie był jednak w stanie wykrzyknąć czy powiedzieć cokolwiek- nim Cuddy pomogła mu się podnieść, Cameron z Gillian zniknęła z zasięgu jego wzroku.
Spędził kilka minut na przepytywaniu ochroniarzy znajdujących się przy wyjściu, po czym, bez żadnej odpowiedzi na krzyki Cuddy (Co ty wyprawiasz? House, dokąd cię niesie?? Zostaw ją w spokoju! House, wracaj!), wsiadł na swój motor i odjechał sprzed szpitala.
Nad New Jersey niebo zrobiło się już granatowe, kiedy zatrzymał się przed ostatnim hotelem w mieście. Od czterech godzin przemierzał całe miasto, szukając potencjalnego miejsca, w którym zatrzymała się mała brunetka z dzieckiem. Noga dawała mu się we znaki, ale za każdym razem łykał po prostu kolejną tabletkę. Jeżeli jej dzisiaj nie odnajdzie, to może się pożegnać z nią na zawsze. Wiedział już, że to osoba nieobliczalna. Już teraz, w tej chwili, może być mile za miastem.
Zostawił motor przed wejściem i ruszył do środka.
Hol był prawie pełen, zważając, że dochodziła już 23.00. House doszedł do lady recepcji, oparł się o lśniący blat, i postukał nerwowo w dzwoneczek. Niemal natychmiast zza kotary ukazała się opalona nastolatka w czerwonym uniformie.
-Czym mogę służyć? - jej głos był tak słodki jak sam cukier.
-Szukam drobnej brunetki z dziewczynką - odpowiedział od razu House, próbując zajrzeć w wielką księgę z kaligraficznym pismem, która leżała przed nastolatką.
-Przykro mi, ale nie wolno mi podawać takich informacji - zaczęła się bawić kosmykiem włosów.
House’owi przyszło do głowy, że za chwilę nastolatka może zbierać kosmyki z podłogi.
-Nazywa się Allison Cameron, a ja jestem jej lekarzem! Jest poważnie chora, i jeżeli nie przyjmie tych leków - wyciągnął prawie puste opakowanie vicodinu - to zarazi połowę waszych gości naprawdę zmutowanym wirusem, a sanepid stanie się waszym najbliższym przyjacielem na kilka lat!
-Pokój 405, drugie piętro - odpowiedziała ze strachem, odprowadzając go wzrokiem.
Jej pokój był na końcu korytarza. Zastukał laską, starając się, by zabrzmiało to jak najmniej podejrzanie.
Otworzyła mu po chwili. Wyglądała równie upiornie jak w przychodni, lecz teraz na jej twarzy widać było też przerażenie.
-Czego chcesz? - zapytała po dość długiej chwili, nie mogąc oderwać od niego oczu.
On tymczasem, choć wiedział, że ją tu spotka, że wreszcie ją znalazł - nie potrafił otrząsnąć się z kolejnego szoku, jaki w nim wywołała. Zlustrował ją, żeby się upewnić, że to ta sama Cameron, która leżała w jego łóżku. Tak, to ona, House, a czego się spodziewałeś? Pameli Anderson, czy Draculi?!
-Wiedzieć, co się stało - wyszeptał wreszcie.
Cameron odwróciła się i ruszyła w stronę okna, jakby wiedząc, co za chwilę nastanie. Wiedziała, że House za chwilę wybuchnie.
-Miło panią znowu widzieć! Zapragnęła pani przejażdżki na motorze, czy zdecydowała się pani powrócić do pracy po króciutkim urlopie? Chwila, przecież nie brałaś urlopu. Wysłałaś naszej dyrektorce rezygnację z pracy mailem! Pozostaje pytanie, dlaczego znowu nas prześladujesz, po pięciu latach, i włóczysz się po szpitalu z kradzioną dziewczynką. Czyżbyś postanowiła oddać ją Cuddy?
Nie wiedział, dlaczego tak mówi. Jakaś jego część wyrywała się, by wziąć ją w ramiona i przypomnieć sobie smak jej ust, druga natomiast część była w stanie wygarnąć jej jeszcze co nieco.
-Na dodatek udostępniasz moje zdjęcia obcym dzieciom! Lubię seks, ale zdecydowanie nie jestem pedofilem, więc nie trzeba przestrzegać dzieciaków przede mną.
-House, ja… - zaczęła Cameron, odwracając się do niego, ale jej przerwał.
-Tak, wiem, ciężko ci się żyje z faktem, że po jedynej wspólnej nocy nie przygotowałaś mi śniadania. Niestety, musisz się męczyć dalej, bo kaleka taki jak ja ci nie wybaczy.
-Wiem, że…
-Wiem, że wiesz! Więc po co mi to mówisz? Chcę, żebyś mi powiedziała to, czego nie wiem!
Spojrzał na nią, i zaczął się zastanawiać, czy to nie jest jakiś wybryk, który miałby załagodzić tą kłótnię - Cameron zaczęła kaszleć, i chwyciła trzęsącymi się rękami parapetu, starając się wyrównać oddech.
-Jeżeli myślisz, że przestanę… - zaczął, podchodząc do niej, ale przestał ją podejrzewać o taką determinację, bo w tej samej chwili upadła na podłogę.
-Cameron… - pokuśtykał do niej i odwrócił ją twarzą do siebie… na ustach miała ślady krwi. Dotknął jej czoła - było rozpalone. Wyciągnął z kieszeni telefon, i wzywając karetkę, badał jej puls. Rozłączając się, usłyszał, jak gdzieś w dali skrzypią drzwi i cichy, zaspany głosik woła „Mamo!”.
-Gillian, wracaj do pokoju! - krzyknął House, próbując ocucić Cameron.
Nic nie pomagało - leżała bezwładnie na podłodze niczym szmaciana lalka.
-Cholera! - mruknął.
Po kilku minutach przekonywania pięciolatki, że w pokoju siedzi św. Mikołaj i nie wolno mu przeszkadzać, oraz próbach dobudzenia Cameron, sanitariusze przybyli do pokoju, zanieśli ją na noszach do karetki, i zgodnie z instrukcjami House’a, skierowali się prosto do Plainsboro. On tymczasem wpadł do pokoju Gillian i otworzył szafę w kącie.
-Gdzie ten Mikołaj? - zapytała zaciekawiona, trzymając w rączce pluszowego królika.
-Pomylił adresy. Szybko, ubieraj się - powiedział, podając jej pierwsze wyciągnięte ubranka.
-Dlaczego jesteś taki zdenerwowany? Gdzie jest mama?
-Mama pojechała do szpitala, a my musimy ją dogonić. No dalej, ubieraj się!
Gillian nieporadnie naciągnęła na piżamę spodnie i sweter podany jej przez House’a. Widząc, że sobie z tym nie radzi, pomógł jej założyć kurtkę, i pociągnął za sobą.
-Bose nóżki! - krzyknęła za nim.
Posadził ją z powrotem na łóżku i rozejrzał się za butami, czując się jak ostatni kretyn. Dlaczego dzieci nie umieją same się ubierać?
Znalazł wreszcie różowe trampki i skarpetki pod stolikiem nocnym. W drodze do windy mała próbowała dotrzymać mu kroku, podobnie kiedy z niej wysiedli, i znaleźli się przy motorze.
-Zakładaj to - podał jej kask, a ona spojrzała na niego zdziwiona.
-Mamy jechać tym? - minę miała dokładnie taką, jak Cameron, gdy kazał jej wykonać jakieś ryzykowne badanie.
-Ty masz królika, ja mam motor - powiedział zniecierpliwiony, zakładając jej kask, i posadził przed sobą. - Trzymaj się, to będzie fajnie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sonea
The Dark Lady of Medicine
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Szmaragdowa Wyspa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 18:11, 07 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Zauważyłam parę literówek, a poza tym to wszystko dobrze.
Założę się, że ta dziewczynka to córka House'a.
Jestem ciekawa co to za choroba, na którą jest chora Cam.
Czekam na C.D.
Pozdrowienia
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mashe
Pacjent
Dołączył: 31 Sty 2009
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 18:40, 07 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Ty masz królika, ja mam motor!
Matko i córko, myślałam, że się udławię sokiem. Pomarańczowym. Garden.
Cóż, na szczęście zostałam uratowana. Ale jak mogłaś... Cóż, w zasadzie mogłaś i zrobiłaś, za co jestem wdzięczna, bo część jest absolutnie wspaniała
Gratuluję!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ciacho
Stomatolog
Dołączył: 13 Mar 2009
Posty: 968
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Princeton :P Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 20:49, 07 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Świetna część!
Jak tylko pojawiła się dziewczynka, to wiedziałam, że to będzie jego córka. Bo jest. Napewno.
I ciekawa jestem jak wyjasnie się sprawa z Cameron.
Czekam z niecierpliwością na następną część.
Weeena!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jen
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:05, 10 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
zabawna i pełna dramatyzmu część !
czekam na następną !
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kin
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: my wild island Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 20:07, 12 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Oto i kolejna:) mam nadzieję, że nie będzie odbiegać od reszty pod żadnym kątem, chociaż... no, sami ocenicie.
Część czwarta
- Foreman, prześwietlenie płuc i bronchoskopia! Chase, toksykologia! Chcę mieć wszystkie jej wyniki, NATYCHMIAST! - ryknął House, wpadając na ostry dyżur, zaraz za karetką. Sanitariusze właśnie pchali przed sobą łóżko z nadal nieprzytomną Cameron. Szok, spowodowany jej osobą, spowolnił reakcję Chase’a i Foremana na sekundę. Po chwili byli już w drodze na poszczególne oddziały, za to ich miejsce zajęła, zaalarmowana przez personel, Cuddy.
- House, co tu się dzieje? - zapytała, urywając po chwili, bo zza House’a wyjrzała na nią Gill - Chyba jej nie porwałeś?!
Ale House nie zwrócił na nią uwagi. Wciąż trzymając Gillian za rękę, ruszył z nią na korytarz wychodzący na hol, a potem do windy. Niestety, Cuddy, zatrzymywana przez pielęgniarki, nie zdążyła ich dogonić.
- Co się stało? - zapytała Gillian, przecierając piąstkami oczy. House dopiero teraz zauważył, że dziewczynka ledwie trzyma się na nogach. „Potrzebuje snu, idioto. Ma pięć lat!”, pomyślał.
Nie odpowiedział, tylko wolniej ruszyli do jego gabinetu. Tam posadził na swoim ulubionych fotelu Gillian, podał jej lizaka i usiadł naprzeciw.
- Co się stało mamie? - zapytała mała nieco zirytowanym głosem.
- Była zmęczona. Czy mama dużo kaszle? - House wiedział że nie może liczyć na żadną kartę z wywiadem, ani przeszukanie mieszkania, skoro nawet nie wiedział, gdzie mieszka. Zresztą, będzie jeszcze na to czas. Na razie musi się jak najwięcej dowiedzieć, opierając się na zeznaniach pięciolatki. Czuł się wystarczająco idiotycznie, nazywając Cameron „mamą”.
- Zawsze - odpowiedziała Gillian, ssąc lizaka.
- Mama cię rano budzi, czy ty budzisz ją?
- Czasami ja ją budzę… - odpowiedziała po chwili.
- Dostajesz witaminy? Albo tran?
- Tran to ohyda. Wolę witaminy.
- Czy mama też bierze witaminy?
- No. Tylko więcej niż ja.
Brawo, House. Na pewno będziesz wiedział, na co choruje, pomyślał.
- Mówiłaś, że mama jest lekarzem.
- Mama ratuje ludzi.
- A gdzie ich ratuje?
Gillian spojrzała na niego jak na idiotę.
- To chyba oczywiste. W szpitalu.
- Czy mama często się źle czuje?
- No chyba tak… jak mama dużo kaszle, to idę do pani Collins - jej znudzenie sugerowało, że to nie była czynność sporadyczna. Musiała już komuś o tym opowiadać. Czyli to trwało znacznie dłużej…
- Ja już nie chcę lizaka. Chcę spać - oznajmiła sennie, opierając główkę o fotel i spoglądając na niego spod przymkniętych powiek.
House zdjął swoją kurtkę i przykrył nią dziewczynkę. Gillian przytuliła się do swojego króliczka…
Spędził z Cameron tę jedną noc, a jeżeli miał wątpliwości, czy Zbawicielka Świata była jej matką, teraz się ich pozbył - zbyt dobrze zapamiętał ten sposób, w jaki Cameron wtulała głowę w poduszkę… Gillian robiła to identycznie.
- Masz - wyszeptał, poprawiając leżącą na niej kurtkę, i wciskając jej w rączkę pager - naciśnij na ten guzik, jeśli się obudzisz.
Gillian zmierzyła go wzrokiem.
- Wiem jak się tym bawić. Mama mi dała taki w Atlancie - mruknęła sennie z pogranicza snów.
House ruszył do drzwi, ale przystanął.
- Gdzie?
- W Atlancie…
Zerknął jeszcze raz na śpiącą dziewczynkę, po czym wymknął się cicho ze swojego gabinetu.
Ta noc nie miała być łatwa.
Nie mógł oderwać od niej wzroku. Jak jakiś głupi, przepełniony hormonami Romeo, który wkradł się do pokoju swej Julii przez okno i patrzy na nią, rozpaczając nad tragicznym rozstaniem o świcie.
Bo wyglądała, jakby spała.
Ale on nie był zaślepionym Romeem, a ona otumanioną Julią.
Gdyby nie był lekarzem, nie podejrzewałby, że coś jest nie tak. Wyglądała po prostu tak normalnie, tak jak tylko ona potrafiła wyglądać- jakby nie dotyczyło ją całe zło tego świata…
Zdradzały ją wenflony kroplówek, komputer monitorujący pracę serca i rurka z tlenem, ciągnąca się od jej nosa.
Nie mógł przestać na nią patrzeć, bo po tych pięciu latach wyglądała tak samo. Może prócz tej bladości.
Jednocześnie zadawał sobie setki pytań.
Była nieprzytomna już godzinę.
Chorowała, to wiedział na pewno. Ale na co? Od kiedy? Dlaczego? Kto ją leczył?
Trzynastka, Chase i Taub wisieli na telefonach, obdzwaniając według jego zalecenia wszystkie szpitale w Atlancie.
Co się z nim dzieje? Gdyby tu leżała inna brunetka, wyśmiewałby pomysły swoich Kaczuszek.
Co się w takim razie zmieniło?
Dlaczego, do cholery, zniknęła tamtego wieczoru, a teraz pojawia się z jakąś małolatą i mdleje w hotelu?
Nagle jej ręka drgnęła. House przysunął się bliżej, gdy Cameron powoli otwierała oczy i próbowała rozpoznać miejsce, w którym się znajduje.
- Jesteś w szpitalu - wyszeptał, zmieszany. No bo co niby miał jej powiedzieć? Kochanie, jak miło że wreszcie się ocknęłaś? Nic ci nie będzie, zaraz cię zabieram do domu?
Czuł się jak ostatni kretyn. To jej mąż, ojciec Małej Paskudy powinien tu siedzieć i ją uspokajać, a nie on, człowiek, który uwielbiał z niej drwić!
- Gillian… - mruknęła, zanim jeszcze na niego spojrzała.
- Śpi w moim gabinecie.
Mógł przysiąc, że Cameron zadrżała na dźwięk jego głosu, uświadamiając sobie, kto nad nią wisi.
- Nic… nie rób - wyszeptała, kiedy wreszcie zerknęła w jego twarz.
- Nic nie robię - odpowiedział zszokowany. Czy ludzie, którzy odzyskują przytomność, nie pytają się, jak się tu znaleźli, albo jak długo odlecieli do nikąd???
- Żadnych badań - powtórzyła nieco głośniej, próbując się podnieść na łóżku, ale House ją przytrzymał.
- To ty jesteś moim pacjentem, i to ja cię leczę. Wyniki będą za kwadrans, panno pyskata.
- Nic nie zrobisz - odpowiedziała mu, zrezygnowanym tonem - proszę, wypuść mnie.
Poczuł, jak gniew, który mu towarzyszył od pięciu lat, doprowadza go do ostateczności.
- Co ty sobie wyobrażasz, Cameron? Że tak po prostu cię wypiszę, i znowu znikniesz bez słowa wyjaśnienia z kradzioną dziewczynką, i wrócisz za pięć lat? Planowałaś ten wyjazd od kilku dni, tak?! Czyli co, tamtej nocy to miało być jakieś ostateczne pożegnanie z okropnym szefem? Myślałaś, że już nigdy się nie spotkamy, więc co ci szkodziło przespać się z durnym, złośliwym kaleką? Niech się cieszy, skoro już tu nie wrócę?!
Cameron kręciła głową, próbując mu przerwać monolog, ale nie mogła.
- Bez słowa wyjaśnienia! Po co sobie zadawałaś trud pisania do Cuddy tego głupiego listu rezygnacji z pracy, co? Myślałaś, że prześlę ci mailem rekomendację? Albo kartkę na urodziny i święta? Ha, albo chciałaś, żebym cię namierzył z pomocą policji? No niestety, musisz się czuć rozczarowana, ale w takim razie nie ukryjesz…
- Ja umieram! - krzyknęła wreszcie, odwracając ku niemu głowę. Jej twarz lśniła od łez - umieram, i nawet ty mi nie pomożesz, więc daj mi spokój i wypuść stąd!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sonea
The Dark Lady of Medicine
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Szmaragdowa Wyspa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 20:24, 12 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | No bo co niby miał jej powiedzieć? Kochanie, jak miło że wreszcie się ocknęłaś? Nic ci nie będzie, zaraz cię zabieram do domu? |
Świetne!
Bardzo mi się podoba ta cześć. Czekam na następne.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mashe
Pacjent
Dołączył: 31 Sty 2009
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 20:41, 12 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Jedno jest pewne...
Ta część w żadnym wypadku nie odbiega od poprzednich. A już na pewno nie poziomem tekstu. Podejrzewałam, że Cam może być śmiertelnie chora, choć wciąż mam nadzieję, że przeżyje. Już nie wspominając, o jej słodkiej córeczce, która ma misia...
Teraz tylko pozostaje czekać na kolejne części
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jen
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 11:16, 13 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
porażająca część, czekam na cd.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ciacho
Stomatolog
Dołączył: 13 Mar 2009
Posty: 968
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Princeton :P Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 15:54, 14 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Umiera?! Jak to UMIERA?! HĘ?!
Ja tutaj sobie czytam, czytam i czekam na hepi end a tu nagle takie COŚ
Ona nie może umrzeć!
Czekam na kolejną część!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kin
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: my wild island Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 13:41, 16 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Wiem, wiem, chcecie mnie za to zabić. Sama się zastanawiałam pisząc to, JAK można ZABIĆ Cameron, i wierzcie mi... Nie, żeby to sprawiało mi radość i przyjemność. W tej kwestii, jak to określiła kumpela która mnie w House'owy świat wprowadziła, jestem pełna sprzeczności (po same brzegi).
Wiem, że "za co nieco" na pewno będziecie mnie ganiały z siekierą w myślach:)
Z podziękowaniami dla czytających i oczekujących, oraz Kropki:)
Część piąta
Świtało.
W tym momencie ci, których stać było na taki luksus jak sen, próbowali okłamać samych siebie, że dzień jeszcze nie nadszedł, nie! Jeszcze pięć minut… jeszcze tylko dziesięć…
Młoda niania dzwoniła do swojej szefowej i podawała słuchawkę dwuletniej dziewczynce, którą trzymała na rękach. Małą trudno było przekonać by rano zjadła śniadanie, jeżeli nie nakłoniła ją do tego matka, nawet przez telefon.
Dwie kobiety, choć oddalone od siebie o 20 minut drogi, popijały już aromatyczną kawę i poprawiały makijaż, przyglądając się swojemu odbiciu w łyżeczce. Jedna z nich musiała tę czynność właśnie przerwać, bo jej sześcioletni synek, biorąc zamach ze swojej plastikowej łyżeczki, trafił marmoladą młodszą siostrzyczkę prosto w czoło, na co mała kobietka zareagowała niespotykanym wybuchem śmiechu i rozsmarowała sobie substancję po twarzy.
Trójka mężczyzn siedziała w pokoju, w którym spędzili już tyle czasu, że potrafili się w nim przemieszczać z zamkniętymi oczami. Jeden kiwał nieprzytomnie głową, bujając się na krześle przy biurku. Drugi spoglądał na kubek stojący przed nim z takim wyrazem twarzy, jakby chciał go zniszczyć wzrokiem. Trzeci ukrył twarz w dłoniach.
Drzwi do pokoju otworzyła kobieta. Weszła, zmęczona i przygnębiona nie mniej niż tamta trójka razem wzięta, położyła na stole jedną teczkę i wyszła drugimi drzwiami do gabinetu, gdzie na fotelu spała dziewczynka. Poprawiła kurtkę, którą była okryta, i usiadła przy niej.
Mężczyzna siedział na krześle, jedną ręką opierając na lasce, a drugą przytrzymując głowę. Tuż przed nim, na szpitalnym łóżku, kobieta, wzrokiem pozbawionym jakichkolwiek emocji, wpatrywała się w okno, prosto na wschodzące słońce.
Świtało.
- Nie wiedziałam, co mi było - jej obojętny głos przerwał panującą w pokoju ciszę - albo byłam zbyt głupia, albo… pogarszało mi się z każdym dniem. Zrobiłam badania. Wyniki były pozytywne. Postanowiłam wyjechać, bo nie mogłabym tu tego znieść. A tamta noc… wcale nie była zaplanowana z premedytacją. No bo kto, do cholery zaczął?
- Kto, do cholery, nie przerwał? - odezwał się mężczyzna, nie zmieniając pozycji.
Kobieta prychnęła.
- Atlanta była najbliżej, i najdalej. Usunęli go operacyjnie, ale potem się okazało, że zostało kilka małych guzków. Dali mi równe pięć lat.
- Dlaczego… - zaczął mężczyzna, kręcąc z niedowierzaniem głową, jakby chciał coś od siebie odrzucić.
- Bo cię znam. Wiem, że to byłyby najokropniejsze dni mojego życia, a nie chciałam ich marnować.
- Pomyślałaś może chociaż o reszcie? Chase, Foreman, Wilson, Cuddy… Do diabła, nawet Cuddy!
- A ty to niby co chciałeś zrobić, kiedy nas oszukałeś? Wzięłam przykład z mistrza, można powiedzieć - odpyskowała mu, i po chwili znów ciężko kaszlnęła.
Mężczyzna toczył ze sobą walkę, by nie podejść do niej i zrobić cokolwiek, by zaprzeczyć jej domysłom.
- Umierasz, i mówisz mi to tak spokojnie? - po raz pierwszy od wieczora podniósł głowę i spojrzał na nią. Przypominała mu anioła w tej porannej poświacie rzucanej przez słońce.
- Miałam dużo czasu, by się przyzwyczaić. Proszę, nie mów, że ci na mnie nagle zależy.
Westchnął zrezygnowany.
- Może nagle zaczęło, ale na pewno komuś zależy bardziej. Podaj mi numer twojego męża, żebym go tu sprowadził, bo do czuwania przy twoim łóżku nie nadaję się - rzekł, wyciągając swój telefon.
- Gdybym miała męża, to by mnie tutaj nie było - powiedziała beznamiętnie.
Zmarszczył brwi.
- O, czyli jednak przyznajesz się do porwania Małej Paskudy?
W tym momencie spięła się, i po raz pierwszy od wieczora ich spojrzenia wreszcie się odnalazły.
Ból? Cierpienie. Wściekłość. Żal. Bezradność. Niedowierzanie. Chęć poznania prawdy.
Zrezygnowanie? Smutek. Pragnienie miłości. Bliskości. Akceptacji. Chęć zatajenia prawdy.
- To moja córka - wyszeptała, a jej oczy znów zaszły łzami.
- Och! A myślałem, że nazywa cię mamą, bo kupiłaś jej lalkę - zniecierpliwił się - Dzisiaj ją pilnowałem, ale nie będę tego robił codziennie!
- Dlatego byłam wczoraj u Cuddy, nie u ciebie.
Zaczynała go denerwować ta wymiana zdań.
- Okej, nie udało ci się zaciągnąć kretyna przed ołtarz, ale daj mi jego numer, żeby odebrał Paskudę, bo Cuddy ma już jedno dziecko!
Ale kobieta nie odpowiadała. Wpatrywała się tylko w niego, jakby odebrano jej głos, i dano zdolność porozumiewania się wzrokiem.
Mężczyzna był tak zirytowany, że dopiero po kilku sekundach zrozumiał, co kobieta próbowała mu powiedzieć, a raczej - co kobieta sobie ubzdurała, a teraz próbowała go do tego przekonać.
Struś Pędziwiatr nie miał z nim żadnych szans.
Otworzył drzwi do swojego gabinetu z takim impetem, jakby posiadał w ręce dynamit.
Trzynastka, siedząca przy fotelu na którym spała Gillian, obróciła się przerażona, ale widząc że to tylko jej pokręcony szef, odwróciła się z powrotem i oparła głowę na oparciu fotela.
- Śpi cały czas - mruknęła, przymykając oczy.
House podszedł do fotela, usiadł na podnóżku i zaczął się przyglądać dziewczynce.
Sposób, w jaki leżała, przypominała Cameron. Nawet ręce tak samo składała.
Za to jej twarz…
Nos? I tak jeszcze urośnie.
Te brwi… to na pewno zbieg okoliczności. W końcu to dziecko.
Jak na zawołanie, otworzyła oczy i zmierzyła go spojrzeniem godnym tego, jakim on taksował kogoś, kto go budzi.
Niebieskie tęczówki…
- Gdzie mama? - zapytała natychmiast - Dlaczego się na mnie patrzysz?
- Kiedy masz urodziny? - odpowiedział jej pytaniem.
- W maju - odrzekła mu bez wahania.
- O co cho…- zaczęła Trzynastka, ale House jej przerwał.
- Gdzie jest twój tata?
- Już ci mówiłam, że w szpitalu- Paskuda była znudzona.
- Ale w jakim? Miał wypadek, jest chory?
- Nie wiem. Mama powiedziała, że pracuje w szpitalu.
- Mama nauczyła cię numeru, żebyś mogła do niego zadzwonić?
Pokręciła głową.
- Jak wygląda? - House, kretynie. Myślisz, że jak pięciolatka ci opisze wygląd jakiegoś faceta, to ty go znajdziesz?
Ale Paskuda spojrzała na niego ze zrezygnowaniem.
- Nie mam pojęcia. Nie widziałam go nigdy - powiedziała to tak spokojnie, jakby reszta dzieciaków w jej wieku też nie widziała na oczy swoich ojców.
House zaczął wszystko przetwarzać i kalkulować, chociaż wnioski wyciągnął jak tylko Cameron na niego spojrzała. Musiał się upewnić, czy…
Czy co?
Czy go nie wrabia?
Nawet ona by tego nie potrafiła!
- Jestem głodna i chcę do mamy! - skąd on znał ten upór…
- Trzynastka, weź ją na śniadanie - mruknął, wychodząc z gabinetu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sonea
The Dark Lady of Medicine
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Szmaragdowa Wyspa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 14:14, 16 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
House się dopiero obudził. No pięknie. I kto mówi, że jest geniuszem .
Oczywiście to żart, jest geniuszem. Tylko czasami powoli kuma.
Świetna cześć.
Czekam na C.D.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sonea dnia Wto 14:15, 16 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
ciacho
Stomatolog
Dołączył: 13 Mar 2009
Posty: 968
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Princeton :P Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 14:55, 16 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Świetna część!
Mam nadzieję, że House się zaopiekuje 'Paskudą'.
Czekam na kolejne części.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
keirakhaydenp
Pacjent
Dołączył: 11 Paź 2008
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 16:05, 16 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
House pewnie jakimś cudem wyleczy Cam... Prawda? (nadzieja)
___________
Jestem Hameronką i się tego nie wstydzę!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jen
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:10, 16 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
ale Cam nie umrze, nie pozwolisz jej ?
część boska, czekam na kolejną część
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|