|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kin
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: my wild island Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:17, 07 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
Dzięki:)
Niestety, co do alternatywnych wersji, to żadna się nie sprawdzała w dalszym rozwoju wypadków.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
M.eD.ical
Ratownik Medyczny
Dołączył: 14 Mar 2009
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 23:22, 07 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
Daaalej *patrzy w monitor oczami błagającego kociątka*
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez M.eD.ical dnia Wto 23:22, 07 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jen
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 12:22, 08 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
naprawdę szkoda, że Cam jednak umrze
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
hubbabubba
Pacjent
Dołączył: 17 Cze 2009
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 23:17, 15 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
ah! czekałam na ta część
wprost urocza...
gillian mnie rozczula
a Cameron ma nie umierac!
nie wiem jak z tego wybrniesz ale musisz! ;D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kin
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: my wild island Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 17:16, 17 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
Oto i kolejna!
Nienawidzę upałów. Żyć człowiekowi nie dają.
I jeszcze raz próbuję się wczuć w House'a... sami oceńcie.
9
Nie był do końca pewny jak nazwać odgłos, który go obudził.
Usłyszał bowiem coś przypominające głęboki wdech, tłumiony pisk i ciche plaśnięcie jednocześnie. Przez kilka sekund zastanawiał się nad pochodzeniem dźwięku. Czajnik? Zsuwająca się ze sterty papierów książka?
Coś strasznie go gniotło w nogę. Otworzył oczy – leżał w dość niewygodnej pozycji na fotelu.
Fotel? Dlaczego spał na fotelu, a nie na swoim łóżku?
Podskoczył jak oparzony i spojrzał na łóżko, przypominając sobie ostatnie zajścia.
Łóżko było puste; niemniej ślady wskazywały, że ktoś na nim bytował.
- Paskuda… - mruknął ze zrezygnowaniem, i powoli ruszył w stronę salonu, masując jednocześnie chore udo.
Układał już w głowie plan poszukiwania Paskudy, na wypadek gdyby nie znalazł jej w swoim mieszkaniu. Wyleciał mu jednak bezpowrotnie z pamięci, kiedy wszedł do salonu.
Gillian stała na środku pokoju, boso, z potarganymi włosami. Wyglądała jakby nie zdawała sobie sprawy, gdzie jest.
House podszedł do niej z lekką obawą.
- Hej! – pstryknął jej palcami przed oczyma – co jest?
Gillian spojrzała na niego nieco nieprzytomnie.
- Jakie ty masz wielkie pianino! – szepnęła z nabożnością, wracając do wpatrywania się w to samo miejsce, co przed chwilą.
House zerknął w tym samym kierunku co Gillian, i omal nie wybuchnął śmiechem.
- To nie pianino, tylko fortepian – wykrztusił, widząc, że dziewczynka dalej gapi się w nie jak w obrazek.
- Jest twój? Umiesz na nim grać? – ton jej głosu przypominał ten, kiedy dzieciom wydaje się że spotkały wieczorem Zębową Wróżkę.
- Nie kupiłbym go, gdybym nie umiał na nim grać – odpowiedział jej House, rozglądając się po pokoju i szukając jakiegoś „świeżego” podkoszulka – nie bardzo chciało mu się zaglądać do szafy.
- Poprosiłam mamę, żeby mi kupiła pianino, a ona odpowiedziała, że najpierw musi mi kupić koturny, żebym sięgnęła do pedałów – oderwała wzrok od instrumentu, i utkwiła go w Housie – wiesz, o co jej mogło chodzić? Bo ja nie mam pojęcia.
- Pewnie o to, że musisz urosnąć – mruknął, wygrzebując niebieską koszulę spod poduszki.
- Przecież ja jestem duża… Zagrasz mi coś? A kiedy pojedziemy do mamy? Ja zawsze mówię mamie, co mi się śniło, a mama mówi, co jej się śniło. Powiesz mi, co ci się śniło? Albo nie teraz. Chyba jestem głodna. Masz coś do jedzenia? Zjadłabym tosty i dżem. Albo płatki z mlekiem. Od mleka szybciej się rośnie. A jak szybko urosnę, to nauczysz mnie grać?
House przysłuchiwał się jej monologowi, próbując sobie przypomnieć, czy spotkał wcześniej tak gadatliwe dziecko. Drgnął, gdy zadała ostatnie pytanie, i spojrzał na nią zaskoczony.
- Ja? – zapytał, nie kryjąc zdziwienia.
Gillian kiwnęła główką, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Od tego są nauczyciele. Nie chcesz iść do szkoły muzycznej?
- Chcę, ale jesteś moim tatą, no nie? Tata Jessici Collins uczył ją grać w piłkę, bo kiedyś grał na boisku. A jak ty umiesz grać, to możesz nauczyć mnie.
Zaczął się zastanawiać, czy Gillian nie ma w oczach jakiegoś magnezu. Dlaczego ona tak na niego patrzy? Dlaczego jej oczy muszą być tak niebieskie, jak jego??
Mała Terrorystka będzie go szantażowała, aż osiągnie swój cel… ojcostwo jest naprawdę podstępne, pomyślał.
- Może… rozważę to. – odrzekł, wyobrażając sobie jednocześnie, jak siedzą przed jednym z jego największych skarbów, a on powstrzymuje się, by nie unieruchomić małych paluszków walących bez żadnego wyczucia w klawisze. – Tam jest łazienka – machnął ręką na korytarz za sobą. – Umyj buzię i zrób co musisz, żeby nie straszyć ludzi na ulicy.
Gillian pobiegła w stronę łazienki, a on skierował się do kuchni i usiadł na krześle, ukrywając twarz w dłoniach.
Jak tak dalej pójdzie, to straci nad sobą panowanie. Skąd ona ma tyle słów do wygadania? Dzieciaki rano powinny marudzić, że chcą spać, a ona zrywa się z łóżka o…
Spojrzał na zegar powieszony nad lodówką.
Siódma piętnaście?!?!
Toż to środek nocy!!
Nie potrafił się jednak długo gniewać na Gillian za poranną pobudkę. Chciał, po raz pierwszy w życiu, jak najszybciej znaleźć się w szpitalu.
- Hell’s Kitchen o nowej porze – mruknął, wstając i kierując się do szafek w poszukiwaniu czegoś do jedzenia.
Udało mu się znaleźć kilka kawałków pieczywa, kartonik maślanych herbatników, zaschnięty syrop w butelce i coś, co tydzień temu mogło być czymś „zjadliwym” – gdyby miał czas i ochotę podenerwować Cuddy, zabrałby to i spróbował zidentyfikować w laboratorium.
Dzielił właśnie porcje herbatników na dwie osoby, kiedy ciche plaśnięcia bosych stópek oznajmiły mu powrót Paskudy.
- Nie mogę rozczesać włosków – powiedziała słodkim głosikiem, wlepiając w niego po raz kolejny oczka i wyciągając ku niemu rączkę z jego połamanym grzebieniem, o którego istnieniu zapomniał kilka miesięcy temu.
Nastolatka w czerwonym uniformie przetarła oczy, obawiając się, że ma halucynacje.
Oto zmierzał w jej stronę ów doktor z laską, który przedwczoraj groził sprowadzeniem sanepidu, a potem wypadł z hotelu z dziewczynką kobiety, której szukał, i gonił karetkę na motorze! Co więcej, uprowadzona dziewczynka szła koło niego dumnie, jakby chciała odwrócić uwagę ludzi od okropnej plamy z herbaty na jej sweterku. W sumie, nawet jej się to udawało – plama przegrywała w tym pojedynku z jej fryzurą.
- Daj mi klucz do pokoju 405 – powiedział mężczyzna, kiedy doszedł do lady – jestem lekarzem, i…
- Ma pan znajomych w sanepidzie – wyjąkała zszokowana nastolatka, natychmiast podając mu klucz.
- Właśnie. Miłego dnia – mruknął, posyłając jej uśmiech, który zastąpił galaretą kości w jej nogach. Usiadła szybko na obrotowym krzesełku przed swoim stanowiskiem i zaczęła rozważać, jaki zmutowany wirus pozwoli jej dostać się pod skrzydła tego lekarza.
House tymczasem wrzucał do różowej torby podróżnej z wizerunkiem nieznanej mu księżniczki z wytwórni Disney’a wszelkie znalezione w pokoju Cameron dokumenty i to, co Cameron mogłaby potrzebować, Gillian zaś wpadała do niego co chwilkę, upychając w torbie swoje ubranka.
- Co takiego zrobiła Trzynastka, że nie wylałaś na siebie w stołówce całego soku? – zapytał, kiedy poprosiła go o pomoc przy zmianie sweterka.
- Nic. Ty robiłeś śmieszne miny – wyjaśniła Gillian, wyciągając ręce ku górze.
- Będziesz wylewała na siebie wszystko co będziesz miała pod ręką, jak tylko się uśmiechnę?
- Nie, jak się przyzwyczaję.
- Zacznij od dzisiaj, inaczej Wilson prócz lodówki będzie ze mną dzielił pralkę – odrzekł, zakładając jej niebieską bluzeczkę w kwiatki.
Gillian przeczesała z kwaśną miną swoje włosy.
House przewrócił oczami po suficie.
- Co znowu nie tak?
- Nie umiesz czesać. – stwierdziła, wpychając poplamiony sweter do torby.
- Twoje włosy, twój problem.
- Ale mama robi mi warkoczyki jak ją poproszę!
- Nie widzę przeszkód, żeby nie mogła tego dzisiaj zrobić – House zasunął zamek wypchanej torby i ruszył ku drzwiom – Pożegnaj się ze ścianami, bo raczej tu nie wrócisz.
- Nie zgadzam się!
Ochrypły, ale silny głos poniósł się echem po pustym jeszcze o tej porze szpitalnym korytarzu. Wilson bezradnie rozkładał ręce, próbując powstrzymać Cameron od wyjścia z łóżka.
- Cameron, posłuchaj…
- Nie Wilson, ty posłuchaj! Nie chcę marnować tych kilku dni, jakie mi pozostały! Nie chcę, żeby Gillian widziała mnie, podpiętą do całej aparatury!
- Przecież nie musisz cały czas…
- Wyjechałam stąd, żeby tego uniknąć. Zrozum, ja naprawdę… - Cameron zachwiała się, a James wykorzystał to i posadził ją z powrotem na łóżku. – Wiem jak to jest, kiedy widzisz jak umiera ktoś, kogo kochasz – szeptała drżącym głosem – Nie chcę, żeby moja córka za parę lat kojarzyła mnie tylko ze szpitalem. Nie chcę, żeby mnie tak widziała. Nie chcę, żeby…
Głos jej się załamał, i ukryła twarz w dłoniach. Wilson usiadł przy niej i objął ramieniem.
- Wie… co się dzieje? – zapytał cicho.
Cameron kiwnęła głową.
- Tłumaczyłam jej, że kiedyś zamieszka z Lisą. James, proszę… pozwól mi spędzić te ostatnie dni tak, żeby mi nie przypominały na każdym kroku o tym, co mnie czeka.
- Będziesz musiała codziennie przyjmować leki, kroplówkę, poza tym… Mieszkasz w hotelu? A co, jeżeli znów zasłabniesz? Gillian nie będzie przerażona i wzywając pogotowie wyrecytuje poprawny adres?
- Nie będzie musiała – usłyszeli głos dochodzący od drzwi. Oboje odwrócili głowy w tamtym kierunku, choć wiedzieli doskonale, kto tam stoi - woleli jednak upewnić się, że na pewno wypowiada je ta osoba.
- Zatrzymacie się u mnie. Wziąłem z hotelu twoje rzeczy. Żadnych „ale”. – mruknął House, skręcając po chwili w stronę windy.
House nie był w stanie pojąć, jak wiele i jednocześnie nic może się zmienić w ciągu jednego tygodnia jego życia.
Dotąd jego mieszkanie, ta największa samotnia w New Jersey, była miejscem, które dzielił tylko z samym sobą – czasem był jeszcze Wilson. Tu przed nikim się nie ukrywał, niczego nie udawał, nie oszukiwał… nazywał to „domem”, ale czy reszta ludzi nie postrzegała „domu” nieco inaczej? Czy w domu nie spotykali się wszyscy jego członkowie? Czy nie wybuchały tam największe kłótnie, i nie dochodziło tam do pojednań ze wszystkimi? Było też kilka prymitywnych czynności, których nigdy w swoim domu nie zaobserwował, a w innych występowały - jak wspólne pałaszowanie któregoś z posiłków przy stole; wspólne oglądanie telewizji; wspólne sprzątanie na przyjazd gości… jak niby miałby to wykonywać, skoro z nikim nie mieszkał?
Nie był do końca pewny czy to on sam oznajmia Wilsonowi, że zabiera Cameron i Gillian do siebie. Znów, w - o wiele wolniejszym tempie niż to powinno się dziać - skutki podjętej przez niego decyzji uświadomił sobie, gdy nie było już odwrotu. W jego domu zamieszkają dwie kobiety!
Na kilka sekund przerażenie tak nim zawładnęło, że nie był w stanie wcisnąć guzika w windzie.
Czy to nie oznaczało, że godził się na zmiany?
Jasne jak słońce, że tak!
„House, do cholery co się z tobą dzieje?!”
Starał się przytoczyć jakiś konkretny argument, obalający jego decyzję i pozostawiający jego świat w takim stanie, jaki był od niepamiętnych czasów, lecz nie mógł.
„Przecież chciałeś, żeby ona z tobą była, prawda? Pragnąłeś jej kiedyś w swoim mieszkaniu…”
Był więc szczerze zdziwiony, gdy podsumowując minione siedem dni zauważył, że te zmiany, niby kolosalne, tak bardzo mu nie przeszkadzały.
Przyjechali do domu tamtego dnia wieczorem. On nieco skołowany, ona nieco zawstydzona, Gillian – wniebowzięta. House opróżnił kilka szuflad komody w sypialni dla Cameron, znajdując kilka ‘zagubionych’ t-shirt’ów; potem poprzestawiał kilka kartonów w pokoju, który służył mu za graciarnię, robiąc miejsce na składane łóżko w którym miała spać Gillian; było dobrze po północy, kiedy Cameron skończyła usypiać córkę, a on podał jej przygotowane przez Wilsona leki i pożegnali się krótkim „dobranoc”.
Pierwszego dnia wstał o skandalicznej porze i pojechał na motorze po zakupy; udało mu się zapełnić pół lodówki, przygotował coś na kształt kanapek, i… napisał karteczkę.
„Wpadnę o 11.00. Nie podchodzić do fortepianu”
Złożył im wizytę jeszcze o piętnastej. Po powrocie z ulgą stwierdził, że nic nie zostało naruszone pod jego nieobecność – no, może ktoś pozbył się trujących substancji z kuchni. Cameron zaserwowała mu pozostałości z obiadu, a Gillian wypytywała o to, co robił, porównując z tym, co sama robiła. Miał potem ochotę pooglądać telewizję, ale widząc smętną minę Paskudy usiadł przed fortepianem i przywołał ją do siebie. Gillian natychmiast się rozpromieniła i usiadła przy nim. Kątem oka rejestrował najmniejsze ruchy, jakie wykonywała Cameron siedząc na kanapie i czytając nieznaną mu książkę – wiedział, że tak naprawdę przyglądała się im obojgu, jakby zaistniałe zdarzenie było halucynacją. Chwilę tłumaczył małej, jak cały instrument działa, po czym chwycił jej małe paluszki w swoje ręce i zaczął nimi wystukiwać pierwszą melodię, której się uczył w szkole. Próbował sobie przypomnieć, czy widział kiedykolwiek tak szczęśliwą twarzyczkę małej dziewczynki, ale nie znalazł dla niej żadnego porównania – Gillian wyglądała, jakby ziściło się jej najskrytsze marzenie. Kiedy skończył, Paskuda sama zagrała pierwszą ćwierć utworu, którą zapamiętała, wprawiając go w prawdziwe osłupienie.
Miała talent do grania.
Gdzieś w głębi ducha przyrzekł sobie, że nie pozwoli komukolwiek zabronić jej grać, jeżeli będzie tego chciała.
Uśmiechnął się w duchu, gdy pierwszy dzień przeszedł do rutyny – kanapki, jakiś śmieszny liścik, dwie wizyty, obiad, fortepian. Gdy Gillian zasypiała, House podłączał Cameron kroplówkę dawaną mu przez Jamesa, i aplikował kilka zastrzyków. W kontaktach ograniczali się do powitań, „jak minął dzień?” i „fajny ten kurczak”, czy co akurat było na obiad. Ze strony House’a padało też kilka pytań odnośnie tego, jak się czuje, a ze strony Cameron – możliwie jak najkrótsze zdefiniowanie jej stanu. Unikali dłuższych rozmów, bojąc się wypłynięcia na te wody, w których mogliby się potopić.
Taki stan, mimo wszystko, odpowiadał House’owi, był więc szczerze zdziwiony, gdy ósmego dnia po ‘rewolucji’ Cameron zagadnęła go, gdy podłączał cienką żyłkę do jej wenflona.
- Czy… masz jakieś plany na ten czwartek?
House przez chwilę nie odpowiadał, zaskoczony jej pytaniem.
- NASA chciało mnie zabrać na księżyc, ale odmówiłem – orzekł, nie kryjąc zdziwienia.
- Gillian widziała reklamę „Monster Trucków”, i stwierdziła, że spodobałyby ci się… chciała ci zrobić niespodziankę, ale to już raczej nie jest w twoim stylu…
Miał ochotę walnąć ręką o czoło – Monster Trucki! Całkowicie wyleciały mu z głowy, choć planował się wybrać na pokaz od kilku tygodni!
- … kupiłam bilety, Gilliana też chce je zobaczyć. Mam nadzieję, że pozwolisz mi iść, bo ostatnim razem świetnie się bawiłam – zakończyła nie tak pewnym głosem, jakby pytała się go o zgodę a nie stawiała ultimatum.
- Ta… ee… może być – mruknął, zbyt zaskoczony, by wysilić się na coś więcej.
(Gillian zamieniona na Gillianę - celowe, będzie wyjaśnione w dalszych częściach)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
M.eD.ical
Ratownik Medyczny
Dołączył: 14 Mar 2009
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 19:08, 17 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
rozpływam się dalej dalej!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sonea
The Dark Lady of Medicine
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Szmaragdowa Wyspa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:28, 18 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
Te emotki opisują moja radość z powodu nowej części.
Super!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jen
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 12:41, 19 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
intryguje mnie Gilliana...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kin
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: my wild island Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 18:37, 26 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
Taka jej rola:)
Na razie przedstawiam część 10. W przyszłym tygodniu wyjeżdżam i nie będzie mnie dwa tygodnie. Jeżeli chcecie, mogę wrzucić dwie części zamiast jednej, jeżeli będę miała czas.
Beta: Kropka (dziękuję
Dla tych którzy uwielbiają zdziwione miny House'a
(ostrzegam, dziś nieco krócej)
10
Obserwowanie zachwycenia i niedowierzania na twarzyczce Gillian oraz radości i ulgi u Cameron zaabsorbowało go do tego stopnia, że zaczął się uśmiechać pod nosem. Nie przyznałby się nikomu, nawet Wilsonowi, że tamtego wieczora zerknął na monstrualne pojazdy zaledwie kilka razy – a czy ktoś na jego miejscu wpatrywałby się w nie, mając obok siebie te dwie kobiety?
Przez kilka godzin House’owi udało się zapomnieć niemal o wszystkim – zniknięcie Cameron, jej powrót, diagnoza… nikt, kto siedział obok podczas pokazu, nie powiedziałby, że ta trójka dopiero, co uczyła się przebywać ze sobą. House zastanawiał się, jak Gillian potrafi odsunąć od siebie to, co działo się wokół i zająć tym, na co ma ochotę; ani się spostrzegł, jak sam to uczynił. Prawdziwe ciepło rozlało się jednak po jego sercu, gdy dostrzegł, że Cameron pozwoliła sobie na wiele więcej, niż zwykle robiła w jego obecności – nie było w niej tego skrępowania, zakłopotania, wątpliwości… Mógł przysiąc, że płaszcze, pod którymi się dotąd ukrywali, zrzucili przed stoiskiem z watą cukrową.
I bardzo mu się to spodobało.
„Zaryzykuj. Póki jeszcze masz czas, by coś stracić. Póki masz czas, by to odzyskać…”
Po powrocie pozwolili sobie na więcej, rozpoczynając lekowy schemat. Delikatniejsze ruchy, głębsze spojrzenia, niby to przypadkowe zetknięcie swoich rąk… a w ich przypadku mówiły tak wiele.
Zbyt zmęczeni, by skazywać się po raz enty na kanapę, skierowali się do jego sypialni – Cameron usnęła po kilku minutach od podania lekarstw, wtulając się w jego poduszkę tak samo, jak pięć lat temu. House tymczasem usiadł na fotelu, okrył się kocem i przyglądając jej się, przekonywał siebie samego, że jego obecność w TYM pokoju, PRZY niej jest KONIECZNA.
Tylko pięć minut, i idziemy na kanapę.
Zgłupiałeś? Ma podłączoną kroplówkę. Poczekasz, aż się skończy, i wtedy pójdziesz.
To tylko cienka żyłka.
Lepiej poczekać. A jak dostanie ataku?
To ją usłyszysz w salonie.
Nie. To jego pacjentka, musi o nią dbać.
No, to ci wymówka.
Nic go nie było w stanie ruszyć tej nocy z fotela.
- A jaką zrobisz niespodziankę?
Cieszył się, że Gillian nie nadużywała w stosunku do niego słowa „tato”. Być może sama nie była przyzwyczajona go używać, ale nie przeszkadzało mu to.
Mówiąc to następnego ranka, odłożyła aparat cyfrowy, na którym oglądała zrobione poprzedniego wieczoru zdjęcia, pochyliła się ku niemu nad miską z płatkami i przybrała szpiegowski ton.
- Niespodziankę? – Wytrzeszczył na nią oczy. Czego to dziecko jeszcze nie wymyśli?
- Niespodziankę! Jak mama gdzieś mnie zabiera, to drugiego dnia robię jej niespodziankę. Ale jak rozbijam moją skarbonkę, to pani w sklepie daje mi tylko kilka ciasteczek. Mówi, że na więcej nie starczy. I maluję mamie obrazki. Nad łóżkiem mamy w Atlancie wiszą wszystkie moje obrazki!
- Więc kupię jej obrazek. Albo oprawię w rankę jakieś ciekawe zdjęcie tomograficzne. – Odrzekł, wkładając sobie do buzi wielką kanapkę.
Gillian zmarszczyła brwi tak mocno, że pośrodku czółka pojawiła się mała zmarszczka.
- Oszalałeś? To ja zrobię!
- Kupię ci ramkę, dam zdjęcie, a ty narysujesz szlaczki.
- No nie wierzę. Jak tata Jessici chciał podziękować za coś jej mamie, to ją zabrał na kolację! Wiem, bo Jessica wtedy u mnie spała. Opowiadała, że tata zabrał jej mamę do takiej eleganckiej restauracji…
House przestał przeżuwać kanapkę.
Czy Mała Terrorystka nie wychowywała się przez jakiś czas w osadzie Bin Ladena???
- Sugerujesz, że mam zabrać Cameron do drogiej restauracji? – Zapytał, starając się nie zakrztusić.
- No nie! Przecież nie będziesz robił mamie zastrzyków przy kelnerach i ludziach! I dlaczego ty mówisz do mamy po nazwisku?
- Zawsze tak mówiłem. Niby jak mam mówić?
- Po imieniu. Mama ma takie ładne imię…
Allison… nie mógł zaprzeczyć. Jej imię bardzo mu się podobało.
- Dobra, dobra.
- Czyli zrobisz kolację? – Tym razem pytanie zadała z przejęciem i radością.
- Co zrobię?
- Kolację. Taką ze świeczkami. Tu, w kuchni.
Gdyby Wilson wpadł wtedy do nich, pewnie zrobiłby badania DNA na potwierdzenie, że przy stole siedzi Gregory House – słynny diagnostyk jeszcze nigdy w życiu nie miał takiej miny.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
M.eD.ical
Ratownik Medyczny
Dołączył: 14 Mar 2009
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 22:13, 26 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
Ten Hameron jest świetny, daj proosze jeszcze jedną część zanim wyjedziesz
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sonea
The Dark Lady of Medicine
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Szmaragdowa Wyspa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 16:33, 27 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
Króciutko, ale extra.
Mała Terrorystka jest świetna. Teraz Allison i Greg pójdą na kolacje
Daje jeszcze część przed wyjazdem, please...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jen
Lekarz Rodzinny
Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:24, 27 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
będzie randea wous, będzie randes wous ! *tańczy w miejscu ;p*
ta część jest boska, czekam na następną, ale może daj ją po powrocie ? wtedy my, hameronki nabierzemy większego smaku i pochłoniemy ją w całości !
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kin
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: my wild island Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 16:42, 07 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Prosze, oto kolejna czesc. Mam nadzieje ze wam sie spodoba chociaz musieliscie tak dlugo na nia czekac. Nastepna bedzie po moim powrocie, okolo 20 sierpnia.
Enjoy!
11
Troje ludzi siedziało w salonie przy małym stoliczku, zastawionym do granic możliwości talerzykami i miseczkami – każde naczynie napełnione było bliżej nieokreślonymi daniami, a tworzeniem ich nazw pochłonięta była właśnie Gillian. Cameron na dobre zrzuciła wszelkie maski, pod którymi się ukrywała, zaś Gregory House zdawał się już nie pamiętać, jak kilka godzin wcześniej przeklinał nad deską do krojenia, kiedy to zagapił się na kipiącą z garnka ciecz i wbił sobie w palec ostrze noża, głęboko go rozcinając.
- „Lupita Fuenta”! – krzyknęła Gillian, starając się jednocześnie przełknąć porcję sałatki.
- „Sałatka z marchewką i resztą warzyw” mówi sama za siebie – stwierdził House, rzucając Paskudzie chusteczkę.
- Ale „Lupita Fuenta” lepiej smakuje – zaprotestowała Gillian, biorąc łyżkę z kolejnej miseczki i nakładając sobie małą porcję.
- Kto będzie pamiętał tyle nazw? Wymyśliłaś ich z dziesięć – powiedziała Cameron, odstawiając swój talerzyk. – Kończ już Gilliano Cameron, czas myć ząbki.
- Mamo, jeszcze dwa talerze! – oburzyła się dziewczynka.
- „Calineczka” na niebieskim, „Panna S.” na żółtym – Cameron przyciągnęła do siebie córkę i zaczęła ją łaskotać.
- Wow, mamo! – pisnęła Gillian, śmiejąc się głośno – ty masz wyobraźnię!
- Kto pierwszy w łazience? – zawołała Cameron, i House mógł podziwiać ich krótki wyścig.
Zmęczony przygotowywaniem ‘kolacji ze świeczkami’ (udało mu się znaleźć tylko jedną świeczkę, ale Paskuda stwierdziła, że może być), położył się wygodnie na kanapie i przymknął oczy, przysłuchując się zmaganiom w łazience.
- Hmm.. Greg?
Jej niemal niedosłyszalny szept udało mu się zarejestrować po dwóch kwadransach.
- Ta…?
Zmagał się ze sobą, by nie otwierać oczu. Ciekawość, co ona zrobi, niemal go pożarła.
- Kroplówka – mruknęła.
Zaraz potem coś delikatnego otarło się o jego czoło.
Natychmiast otworzył oczy.
Pochylała się nad nim, i odgarniała niesforny kosmyk, który kilka sekund wcześniej go musnął.
Usiadła na drugim końcu kanapy i podała mu plastikową torebkę, a on rozpoczął codzienną procedurę.
Gdy skończył, powrócił do poprzedniej pozycji, zastanawiając się, dlaczego ten kosmyk wcale go nie zdenerwował.
- Może ja dzisiaj prześpię się w salonie?
Jej pytanie zawisło w powietrzu jakieś pół godziny później. Zdążył znaleźć kilkadziesiąt dobrych argumentów usprawiedliwiających ‘włosowy incydent’.
Podniósł się powoli, pomagając jej odłączyć sprzęt, i wtedy ich oczy znów się spotkały.
Tak jak pięć lat temu, wszelkie odległości zaczęły maleć z prędkością światła.
Niezaprzeczalnie łamali w tej chwili wszelkie prawa fizyki.
- Gdybym tamtej nocy poprosił żebyś została, zostałabyś? – wypalił tak nagle, że zdziwił samego siebie.
Sięgnął ręką do kieszeni i położył na jej dłoni mały, zimny przedmiot, z którym nie rozstawał się, odkąd znalazł go pod poduszką tamtego ranka. Przedmiot był potwierdzeniem, że ona była tamtej nocy w jego mieszkaniu, gdy jej nieobecność dobijała jego duszę, a on nie chciał się do tego przyznać.
Oczy Cameron, dotąd bacznie wyszukujące różnic spowodowanych czasem na jego twarzy, w jednej chwili zrobiły się szkliste, a ona sama zadrżała mimowolnie.
Nie był pewny, czy mógł czegoś oczekiwać.
Potwierdzenia?
Odmowy?
Wielkiej niewiadomej?
Odpowiedzią były jej wargi i ciepły oddech na jego ustach.
Tak delikatne, tak wyczekiwane…
Cokolwiek by to nie znaczyło, uznał ‘odpowiedź’ jako ‘tak’.
Natychmiast oddał pocałunek, przypominając sobie jej słowa przepełnione po brzegi nieznaną mu wtedy satysfakcją „oddałeś pocałunek”.
Wtedy Cameron odsunęła się i odwróciła, ocierając twarz rękawem.
„Nie uciekaj, proszę…”
House chwycił jej twarz w swoje ręce i odwrócił ku sobie.
- Bądź przez jedną noc egoistką i nie myśl o innych. Zrób, co chcesz zrobić – szepnął, ocierając kciukiem jedną z łez.
Miała wzruszenie wypisane na twarzy. Nie spodziewała się takich słów z jego strony.
Przyzwyczaiła się, że cokolwiek padnie z jego ust, może ją zranić.
A tu nagle…
Dwa zdania otulają ją szczelnie pelerynką, i czuje, że od teraz może zrobić wszystko. Ta pelerynka jest jej gwarancją na wszelkie przeszkody, jakie mogłaby spotkać.
Przylgnęła do niego, jakby chciała pokazać, że jest w stanie podzielić się z nim ‘pelerynką’.
Tej nocy nie powtórzyli niczego, co wydarzyło się pięć lat temu i przewróciło ich świat do góry nogami.
Bo i pocałunki które wymieniali były o wiele dojrzalsze i mniej ciekawskie niż tamte.
Wtulonych w siebie na jego wielkim łóżku, w pomiętych ubraniach które mieli na sobie dzień wcześniej – Cameron z głową na piersi House’a, jego ramiona obejmujące ją – tak rankiem zastała ich Gillian, wpadając do sypialni z okrzykiem „Śniła mi się Calineczka!”.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bajeczka
The Wild Rose
Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 2472
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódzkie Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 17:08, 07 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Nareszcie kolejna część! Bardzo mi sie podoba jak i cały fanfick. Mam nadzieję, że Cam jednak nie umrze gdy tak czytam o tym jak granice, coraz bardziej sie zacierają. A Gillian charakterna dziewczynka, po Tatusiu;)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sonea
The Dark Lady of Medicine
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Szmaragdowa Wyspa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 17:36, 07 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Fajnie. Nowa część.
Podobała mi się bardzo.
Moim zdaniem teraz wyglądają jak rodzina z prawdziwego zdarzenia xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
M.eD.ical
Ratownik Medyczny
Dołączył: 14 Mar 2009
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 23:26, 07 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Hmmm, szkoda że takie krótkie noo ale piękne Gillian jest świetna
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kin
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: my wild island Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 9:07, 27 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Cześć dziewczyny. Przepraszam że musiałyście tyle czekać, ale miałam mały zawrót głowy.
Kolejna część pewnie wam się nie spodoba, podobnie jak kilka przyszłych, ale nie ma już drogi odwrotu.
Beta: Kropka
Część 12
Dwa dni później Cameron pozwoliła Cuddy wziąć Gillian do siebie na noc.
- Ciocia bardzo cię lubi. Poza tym, miałaś u niej mieszkać - tłumaczyła młoda lekarka swojej córce, pakując jej ubranka do różowej torby.
- To znaczy, że będziemy mieszkać teraz z tatą?
- Przez jakiś czas.
- Czemu? Potem wrócimy do Atlanty?
Ręce Cameron opadły bezwładnie na torbę.
Wiedziała, że musi wytłumaczyć córce co się dzieje, ale wciąż nie miała pojęcia jak się do tego zabrać.
Przyciągnęła ją do siebie i posadziła na swoich kolanach.
- Gilliana, pamiętasz jak ci mówiłam, że jestem chora?
Dziewczynka kiwnęła główką.
- I powiedziałaś, że będę mieszkać z ciocią.
- Tak. Ale teraz… może tata będzie chciał, żebyś z nim mieszkała.-
- A ty?
- Gillian… czasem, kiedy chorujemy, można wziąć kilka lekarstw i wyzdrowieć, ale są takie choroby, których wyleczyć nie można.
- Ale tata ci daje lekarstwa, tak? Czyli wyzdrowiejesz?-
- Nie. One tylko pomagają mojemu sercu bić, ale mnie nie wyleczą.-
- No to będziesz cały czas chora? Ale te tabletki będą robić tak, żeby twoje serce biło!-
- Gillian, każdy człowiek ma serce, i to serce kiedyś przestaje bić. Może właśnie w tej chwili, gdzieś daleko, jakieś serce przestało pracować… tak samo jest z twoim serduszkiem, i z sercem Grega… Moje jeszcze bije. Ale niedługo przestanie.-
- I co wtedy będzie?
Cameron przytuliła do siebie córkę, by ukryć płynące z oczu łzy.
- Zostaniesz tu z Gregiem.
- A ty, mamusiu?-
House miał już dość podsłuchiwania tej rozmowy pod drzwiami sypialni. Czuł, że Cameron nie będzie w stanie odpowiedzieć jej na to pytanie, próbując jednocześnie panować nad sobą.
Zapukał głośno laską o drzwi i wtargnął do pokoju.
- Cuddy nie lubi spóźnialskich, ale biorąc pod uwagę uwarunkowania genetyczne, raczej jej to nie zdziwi – mruknął, podchodząc do dziewczyn.
- A ciocia Lisa ma fortepian? – Gillian zeskoczyła z kolan matki.
- Nic mi o tym nie wiadomo – powiedział House, biorąc do ręki jej torbę.
- No to na czym ja będę grać? – oburzyła się.
- Na nerwach. Zacznij ćwiczyć już od progu, to osiągniesz stopień mistrza w kilka miesięcy.
Oboje nie mieli pojęcia, co wpłynęło na ich poczynania tej nocy – to, że za ścianą nie śniła o motylkach Gillian? Albo próby oszukania samych siebie, że to palące pragnienie, by być tak blisko siebie, spełzły na niczym?
Znów koszulki i reszta odzieży szybko zajęły właściwe miejsce na podłodze, drżące z emocji ręce błądziły po ciałach, usta gorączkowo wyszukiwały się wzajemnie, a oni zapomnieli o wszystkim, co nie dotyczyło ich samych.
Byle tylko nie stracić ani jednej chwili, sekundy tej bliskości, dotyku ciepłego ciała… Nie żałować ani jednego pocałunku… Nie dopuścić do końca nocy zbyt szybko, bo może im zabraknąć tego czasu, który był im tak bardzo teraz potrzebny. Za który zawarliby układ z diabłem, bo oddanie życia nie wchodziło w rachubę – zyskany czas miałby przecież służyć jego przedłużeniu…
- Zostałabym – usłyszał jej cichy szept, kiedy położyła głowę na jego piersi i zaczęła się wsłuchiwać w bicie jego serca.
Przez kilka godzin był pewny, że doświadczył już wszystkich możliwych rodzajów ciepła, jakie może rozchodzić się po ciele, ale jedno słowo wywołało kolejną wersję, całkiem inną od tamtych.
Ręce odmówiły czemuś takiemu jak rozsądek, który próbował hamować jego zachowania i delikatnie gładziły jej ciemne włosy rozsypane po jego torsie.
Motylki… od kiedy on śnił o motylkach?
Dobra, nieważne, House. Poznajesz je? Właśnie. Takich jeszcze nie widziałeś.
Tak, małe motylki o pastelowych barwach jak z książeczek dla dzieci, otaczały ławkę, na której siedział.
Ławka była niepokojąco podobna do tych, które stały przed szpitalem.
Przed nim, na trawie, siedziały Gillian i Cameron. Obie bawiły się pluszowym króliczkiem, i co jakiś czas Gillian zaczynała się głośno śmiać.
W pewnym momencie usłyszał głośny huk. Oboje z Gillian zaczęli się rozglądać, szukając odpowiedzi co się stało, ale w tym momencie znikła im z oczu Cameron.
Przy kolejnym odgłosie przypominający nienaturalne próby wdychania powietrza powracał z krainy snu do granicy z rzeczywistością.
Zanim jeszcze otworzył oczy zdał sobie, że nie czuje głowy Cameron na swoim ciele.
Rozejrzał się – nie miał jej w zasięgu wzroku.
Wtedy znów coś cicho stęknęło, pokój wypełnił dźwięk straszliwego charkotu, a on przetoczył się w łóżku na lewo i zdrętwiał na kilka sekund.
Cameron leżała na podłodze, przyciskając jedną rękę do swojej piersi i próbując złapać oddech, drugą sięgając bezskutecznie na stolik nocny przed sobą, gdzie leżała strzykawka z jej lekarstwem.
Jego reakcja była natychmiastowa.
House zeskoczył z łóżka, pochylił się nad nią, podwinął rękaw podkoszulka, w który musiała się ubrać gdy zasnął, i wbił jej igłę w ramię, ale ona była już sina na twarzy. Po chwili jej oddech uspokoił się, i wtedy dostała napadu kaszlu.
Widział przerażenie w tych pięknych, przepełnionych łzami bólu oczach.
Nie mogła nic powiedzieć, ale jej oczy błagały go o pomoc.
W jednym momencie oparł ją o łóżko i otworzył szufladkę stolika, gdzie trzymała swoje rzeczy – zalazł tam inhalator.
Cameron wyciągnęła po niego rękę i przystawiła sobie do ust, gdy on miotał się tak szybko po pokoju, jak pozwalała mu na to noga, i rozmawiał już z kimś przez komórkę.
- Tak, Gregory House, przyślijcie mi natychmiast karetkę do mojego domu! Tak, doktor Cameron! – krzyknął i rozłączył się.
Po raz pierwszy w życiu naprawdę nie miał pojęcia, co jeszcze może zrobić – gdyby to był zwykły atak, mógłby podać jej jakiś lek z torby rzuconej w kąt salonu, ale tym razem bał się to uczynić – nie miał bladego pojęcia, czy nie pogorszy jej stanu.
Klęknął przy niej, chcąc ją jakoś uspokoić, pocieszyć – i stałby się jednym z sześciu milionów ludzi - wszyscy kłamią.
Nie miał pojęcia, co powiedzieć.
Nie miał pojęcia, co jeszcze może uczynić.
Objął ramieniem wykończoną atakiem Cameron, wciąż drgającą pod wpływem głębokich kaszlnięć i przytulił do piersi, podtrzymując jej inhalator i szepcząc jej do ucha jak mantrę słowa:
- Jeszcze nie teraz… Proszę, wytrzymaj…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sonea
The Dark Lady of Medicine
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Szmaragdowa Wyspa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 11:51, 27 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
kin napisał: | - No to na czym ja będę grać? – oburzyła się.
- Na nerwach. Zacznij ćwiczyć już od progu, to osiągniesz stopień mistrza w kilka miesięcy. |
Dostała ataku...
*załamka*
Mam nadzieje, że wyzdrowieje...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ciacho
Stomatolog
Dołączył: 13 Mar 2009
Posty: 968
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Princeton :P Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 12:06, 27 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Bardzo przygnębiająca ta część Ale bardzo ciekawie piszesz.
Ale NIE uśmiercaj jej jeszcze!
Czekam na C.D., aby był jak najszybciej
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
M.eD.ical
Ratownik Medyczny
Dołączył: 14 Mar 2009
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 12:11, 27 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Hahah Gillian jest prze ogólnie robi sie coraz nieweselej ale to urok tego fika który jak dla mnie jest nieziemski brawo!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
czarnadalia
Pacjent
Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Olsztyn Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 22:04, 27 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Ładnie,az się łza w oku kręci.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bajeczka
The Wild Rose
Dołączył: 17 Kwi 2009
Posty: 2472
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódzkie Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 20:30, 31 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Slicznie kin, naprawdę super! Nie uśmiercaj Cam proszę... Wymyśl jakąś eksperymentalną terapię, lub pomyłkę w diagnozie... Prosimy..!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kin
Ratownik Medyczny
Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: my wild island Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 12:37, 07 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Dzięki za komentarze, a także tym, którzy po prostu to czytają. Wiem, że od dzisiaj każda Hameronka i Hameronek będą mnie ganiali z siekiera w ręku, a moje dni są już policzone...
Przed wami chyba najsmutniejsza i najtrudniejsza część, jaką mi przyszło pisać (ale nie ostatnia!).
Albo się spodoba, albo nie.
Beta: Kropka
13
Swoim przybyciem postawili na nogi prawie cały szpital. Jeszcze gdy byli w drodze, House zadzwonił do Wilsona i upewnił się, nie bez pomocy gróźb i przekleństw, że onkolog zjawi się w szpitalu maksimum minutę po nich.
Kiedy pielęgniarki uwijały się wokół łóżka, na którym leżała Cameron, podłączając ją do niezliczonej liczby monitorów i rurek, House stał przy niej, jak wryty w ziemię. Poruszył się tylko raz – gdy chwycił opadającą z łóżka jej rękę.
Potem wszystko inne jakoś przestało do niego docierać – jakieś idiotyczne zawołania, „Proszę się odsunąć, doktorze”…
Nie mógł przestać wpatrywać się w jej zmęczoną twarz, powoli opadające powieki. Jedyny dźwięk, jaki był w stanie rozróżnić w tym hałasie, to jej wciąż chrapliwy oddech, powolutku, powolutku powracający do normy…
Gdy pielęgniarki zakończyły krzątaninę, poczuł się jak ci bezradni bliscy tych chorych, których leczył. Z jedną tylko różnicą – tamci wciąż byli przekonani w takich chwilach, że jego genialny zespół i on sam wymyślą coś w ostatniej chwili i cudownie uzdrowią chorego.
Nie dane mu było to uczucie.
Usiadł przy niej, próbując sobie wmówić, że wtedy, kiedy ją wyśmiewał i ignorował, widział więcej bólu i zrezygnowania niż teraz… bezskutecznie.
Czy kiedykolwiek wcześniej śmierć stała nad nim i śmiała się tak głośno z niego, jak teraz??
Świtało, gdy poczuł jak chude palce oplatają jego dłoń.
Otworzył oczy i rozejrzał się po pokoju – siedział na fotelu przysuniętym do łóżka. Spod wpół przymkniętych powiek obserwowała go Cameron. W drugim końcu pokoju, na kanapie, siedział pogrążony we śnie Wilson, a obok niego leżało kilka otwartych teczek.
Ich splecione ręce leżały na białej, szpitalnej pościeli.
Drugą ręką ściągnęła sobie z twarzy maskę.
– Chcę… Gillian. – Wzdrygnął się, słysząc jej ochrypły szept.
Kiwnął głową i wyciągnął z kieszeni komórkę.
Wątpił w to, że Cuddy leżała teraz pogrążona we śnie sprawiedliwych.
Tyle myśli na minutę.
Jak ona zareaguje? Czy on nie powinien zrobić czegokolwiek, by nie była przerażona, by ten widok nie prześladował jej do końca życia?
Powinien na to pozwolić?
Dlaczego kiedyś była taka żywa, a dziś…?
DLACZEGO ONA?
Wstał z fotela i zaczął intensywnie wypatrywać czegoś ciekawego na trawniku za oknem, kiedy cichutkie szuranie butów rozległo się po raz pierwszy.
Przyszedł Foreman z Trzynastką, ale Miss Huntington prawie wcale się nie odezwała; był Chase, i razem z Wilsonem udało im się rozśmieszyć ją jakimś banałem na krótką chwilę.
Odwrócił się, gdy tupot małych stópek i stukot wysokich szpilek urwał się gdzieś przy drzwiach.
Gillian była zaskoczona. Do tego stopnia, że podeszła bliżej dopiero wtedy, gdy Cameron cicho ją zawołała.
Cuddy, próbując powstrzymać łzy, zniknęła spod drzwi.
– Co… co się dzieje, mamo?
Paskuda stanęła przy łóżku i zlustrowała to, co ją otaczało. Jeszcze nigdy nie słyszał tyle smutku w tak dziecięcym głosiku…
Wdrapała się na łóżko i ostrożnie przysunęła do matki.
– Gilliana…
– Przecież brałaś lekarstwa, żeby ci serce biło, tak?
– Skarbie, nie można… wszystkiego wyleczyć.
– Mamusiu, proszę… – Kilka wielkich łez spłynęło po policzkach dziewczynki .– Nie chcę, żeby twoje serce nie biło…
– Ja też… tego nie chcę…, ale nic… nie mogę zrobić. – Wyszeptała Cameron i przytuliła do piersi głowę dziewczynki. – Opiekuj się… Gregiem.
Gillian zaczęła pociągać noskiem.
– Kocham cię mamusiu…
– Ja ciebie… też…
Podszedł do łóżka i pochylił się nad nią.
Taka żywa…
– Przepraszam. – Wyszeptała, wpatrując się w jego twarz, jakby chciała ją zapamiętać na wieki.
– Za co? – Usłyszał jak ktoś odpowiada głosem pełnym smutku, bólu i niedowierzania, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że to jego własny głos. – To ja powinienem przeprosić…
– Zawsze… od kiedy zaczęłam… pracować…
– Wiem. – Przerwał jej, kładąc palec na jej popękanych ustach. – Ja wtedy też…, ale kiedy wyjechałaś… kocham cię, Allison..
Poczuł na policzkach coś wilgotnego, gdy schylał się, by pocałować ją jeszcze raz…
Coś w piersiach zaczęło boleć kilkadziesiąt razy mocniej niż noga, sprawiając niewyobrażalne cierpienie, gdy po raz ostatni spoglądał na jej twarz, teraz spokojną, choć wycieńczoną, na jej oczy, powoli kryjące się pod sinymi powiekami, bijące z nich pytanie, co ją czeka, co będzie dalej, na ostatni uśmiech, a raczej delikatne uniesienie kącików ust ku górze…
Ostanie westchnienie…
Jeden wdech…
Drugi…
Wariacja monitorów.
Idiotyczne pikanie.
Zamglony obraz.
Splecione palce wysuwające się bezwładnie z jego dłoni.
Cichy, żałosny jęk „Mamo” i płacz.
Tylko tyle?
Nawet głupi oddech był ciężki do wykonania. A gdyby tak przestać zadawania sobie bólu?
Pamiętał jeszcze, że wyłączył ten idiotyczny sprzęt, wziął na ręce zapłakaną Gillian i usiadł z nią na fotelu, tępo wpatrując się w coś, co było przed nim, a czego wcale nie widział.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sonea
The Dark Lady of Medicine
Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Szmaragdowa Wyspa Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 13:57, 07 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Popłakałam się. Jak mogłaś to zrobić?! Jak?!
Ja tak nie chcę!
*wali głową w ścianę*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
M.eD.ical
Ratownik Medyczny
Dołączył: 14 Mar 2009
Posty: 221
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 15:59, 07 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
*beczy* popłakałam sie bub, ehh mogłaś tego nie robić, choć wiem że to był sens czekam na dalszą częsci
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|