Katty B.
Chodzący Deathfik
Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Bunkier Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 10:31, 16 Cze 2011 Temat postu: Inne kolory jesieni [M][K+] |
|
|
Tytuł:Inne kolory jesieni
Autor: Katty B.
Klasyfikacja wiekowa: PG
Gatunek: charakter study, romans, missing scene
Postaci/Pairing: Olivia, Peter, wspomniani Walter, Astrid, Rachel, Ella oraz Olivia/John, Olivia/Frank, Olivia/Peter
Spojlery: do 3x03
Ostrzeżenia: istnieją światy inne niż ten, czyli mindfuck
Streszczenie: - Musisz pamiętać, Olivio, inaczej kolory zawsze będą złe.
Inne kolory jesieni
Olivia Dunham nie jest wariatką. Uraz głowy urazem głowy, ale Olivia wie, kim jest. Pamięta dzień, w którym rozpoczęła pracę w Oddziale, pamięta dzień, w którym dostała biurko obok Charlie’go. Wie, że kiepsko zapamiętuje obrazy, że jej matka mieszka godzinę drogi za miastem, a jej jedyna siostra zmarła, rodząc martwą córkę. Pamięta, jak Lincoln pocałował ją w Sylwestra w gabinecie Sekretarza, jak Frank kupił jej na urodziny kolczyki w ozdobnym opakowaniu, a ona była przerażona na myśl, że może to być pierścionek. Olivia ma swoje życie pod kontrolą i nie potrzebuje pomocy. Jej ucieczka ze szpitala była jednorazowym wybrykiem, spowodowanym przemęczeniem i negatywnym wpływem pęknięcia w czasoprzestrzeni.
Rozczula ją, że Charlie tak się o nią troszczy, ale jest dużą dziewczynką, która potrafi sama o siebie zadbać. Wszystko z nią w porządku.
Poza tym, że nie jest z nią w porządku, bo znając swoje życie tak doskonale, jakby je przeżyła, Olivia wie również, że Charcie Francis nie żyje, że jej matka nie żyje, a siostra i mała Ella przyjechały w odwiedziny. Na jawie Olivia żyje swoim życiem, chodzi do pracy, uśmiecha się i żartuje; we śnie widzi fragmenty innego życia, które należy do niej i jednocześnie nie jest jej.
Olivia tęskni za tym drugim życiem, które nocami obserwuje jako pojedyncze sceny z filmu akcji. A kiedy rano otwiera oczy jeszcze zanim zadzwoni budzik, nie może zrozumieć, dlaczego przywiązuje się do fantazji.
***
Jesienią Central Park zdaje się być zbudowany ze złota. Zielone liście zmieniają kolor na żółć i pomarańcz, wyglądają, jakby nagle było ich dwa razy więcej. Kiedy chodzisz żwirowymi alejkami masz wrażenie, jakbyś stąpał pod żywych baldachimem ze szczerego złota. (W Public Garden więcej jest rabatek niż drzew, Johnowi zawsze podobała się ta optycznie powiększona przestrzeń.)
Olivia wychodzi na spacer sama. Frank wciąż jest w Teksasie, zbyt zajęty, by zadzwonić, pomimo złożonej obietnicy. Wielogodzinne przechadzki po parku są ich coroczną tradycją; pierwszego dnia jesieni wychodzą razem i spacerują, zbierają najbardziej pomarańczowe liście do bukietu i kasztany, z których później w domu robią zabawki. Olivia pamięta, jak (Ella miała dwa lata i Rachel po raz pierwszy przywiozła ją do Bostonu, dziewczynka była zachwycona bogactwem kolorów, których nie widziała w rodzinnym Miami) zrobili to po raz pierwszy, w czasie drugiej randki. Frank gonił ją po całym parku jak małą dziewczynkę; śmiała się, gdy w końcu ją złapał, zadyszany, i przewrócił na wilgotną trawę.
Wydaje jej się, że liście mają zły kolor (te bostońskie kolory są intensywniejsze, to wina tych wszystkich nowojorskich spalin); cały świat wydaje jej się niewyraźny, przydymiony, odkąd Frank wyjechał. Nie, wcześniej. Odkąd trafiła do szpitala.
- Była jesień, kiedy zaczęliśmy razem pracować, pamiętasz? – pyta się syn Sekretarza.
Stoi pod jednym z drzew, niedbale oparty o pień, i uważnie się jej przypatruje. Olivia rozgląda się dookoła, ale nikt oprócz niej go nie widzi. Przyspiesza kroku. Nie słyszy, by Peter Bishop za nią podążał, żwir chrzęści tylko pod jej stopami.
- Piękna bostońska jesień – ciągnie syn sekretarza, teraz idąc koło niej.
Olivia się nie odzywa. On nie jest prawdziwy, umysł płata jej figle; nie powinna rozmawiać z halucynacją.
- A ja siedziałem w Bagdadzie. Przypomniałaś mi, co jest piękne w Bostonie, pamiętasz? Pamiętasz?
Olivia wciska dłonie do kieszeni kurtki i spuszcza głowę. Może zniknie, jeśli nie będzie go słuchać. Jeśli będzie go ignorować, może zostawi ją w spokoju. Widmo innego życia, które nigdy nie mogło być jej.
- A pamiętasz, jak raz poszliśmy na spacer, całą czwórką? Ty i ja, i Walter, i Astrid. Jedliśmy lody, padał deszcz i oddałem ci moją kurtkę. Nazwałaś mnie ostatnim z mojego gatunku, pamiętasz to, Olivio? Pamiętasz?
- Nie pamiętam – mówi cicho, bardziej do siebie niż do widma, które nie jest prawdziwe.
Pamięta. Fragmenty, strzępki kolorów (dobrych kolorów, prawdziwych kolorów jesieni), urywki rozmów i emocje. Pamięta, że nazwała go rycerzem, pamięta, że Walter domagał się lodów o smaku „smerfnym”. Pamięta, że śmiała się, gdy on i Astrid zaczęli obrzucać się suchymi liśćmi.
- To się nie wydarzyło – powtarza jak mantrę zdanie, które codziennie rano mówi przed lustrem w łazience.
Peter Bishop zaczyna się śmiać.
- Wydarzyło. – Olivia czuje na policzku dotyk, którego nie ma. – I musisz pamiętać, Olivio. Bo inaczej kolory już zawsze będą złe.
Kiedy podnosi głowę, syna sekretarza już nie ma. Firmament liści nad jej głową nie jest tak pomarańczowy, jak powinien być.
Post został pochwalony 0 razy
|
|